Rozdział jedenasty


Rozdział jedenasty

Czarne chmury

I tylko dziwna, mistyczna, szalona

chęć tą ohydną wstrząsnąć ziemi bryłą,

świat cały, jak jest, pochwycić w ramiona,

z posad go dźwignąć i na nowe koła

jakie bądź rzucić, gdy te, co go toczą,

we łzach się pławią i we krwi się broczą;

i tylko głos ten, co nas w noce woła

z złem walczyć nie przez ufność odrodzenia,

lecz przez nienawiść ku złemu dla złego

i żądzę, ssaną z powietrzem, niszczenia:

jest naszą wiarą. A choć czasem ona

omdlewa w piersiach, to wnet zmartwychwstawa,

jako z popiołów Feniks, odrodzona,

i jak kometa błyska ludziom krwawa,

której płomienie może świat zażegą.*

Cztery dni po zakończeniu Turnieju Trójmagicznego, w piątek rano, Harry obudził się pod wpływem bólu. Blizna na czole paliła go żywym ogniem.

Ostatnimi czasy, gdy Voldemort wzrastał w siłę, blizna dokuczała Harry`emu często. Przyzwyczaił się do tego.

Ale nigdy nie przestał nienawidzić.

Kiedy zmartwienia związane z turniejem odeszły w przeszłość, i gdy omijał wzrokiem puste łóżko Seamusa, mógł nawet udawać, że jedyną jego troską są teraz rozgrywki quidditcha. Dlaczego blizna dała o sobie znać właśnie teraz?

- Harry.

Na dźwięk głosu Rona odwrócił głowę i nagle poczuł absurdalne ukłucie lęku, jak gdyby znak na jego czole mógł wydać się przyjacielowi piętnem Kainowym.

Ron uśmiechnął się lekko, choć sprawiał wrażenie nieco zaniepokojonego. Harry odpowiedział uśmiechem, żeby go uspokoić. Potem, na widok piżamy Rona, naprawdę zrobiło mu się wesoło.

Ron ubrany był w piżamę po Billu. Kieszonkę na piersi ozdabiał wizerunek czerwonych, wydętych ust, na których temat Harry często żartował. Spodnie były na Rona zdecydowanie za krótkie, chociaż Harry był pewien, że przyjaciel jest teraz dokładnie wzrostu starszego brata.

- Wszystko w porządku? - zapytał rudzielec, siadając na jego łóżku.

Harry podciągnął nogi, żeby zrobić mu więcej miejsca. Wziął się w garść i odpowiedział spokojniej:

- Tak... Nic nowego. To dzieje się ostatnio tak często...

I za każdym razem mam większą ochotę, żeby go rozgnieść. Coraz bardziej pragnę zabić tego sukinsyna.

- Myślisz, że to gorzej, że wiesz, kiedy Sam Wiesz Kto jest wściekły? - odezwał się Ron niepewnie, jakby bał się zadać to pytanie. - Czasem wydaje mi się, że nie ma nic gorszego od niewiedzy. Nienawidzę tajemnic. Nie cierpię wszystkiego co jest... - Zmarszczył brwi. - ...niejasne. To mnie przeraża.

- Nie zastanawiałem się nad tym - odparł Harry ostrożnie. - Przecież zawsze tak było. - Zamilkł na moment. - Podejrzewam, że obie te rzeczy są tak samo straszne.

- Tak. - Ron rozsiadając się wygodniej na łóżku, uderzył głową o słupek baldachimu i skrzywił się. - Powiem ci coś, chcesz? Ale to może zabrzmieć trochę idiotycznie.

Harry skinął głową.

- Słyszysz jak Neville okropnie chrapie? Ten odgłos mnie uspokaja. Wiem wtedy, że ktoś tam nadal jest; że to łóżko nie jest puste. Czasem nie mogę bez tego zasnąć.

Przez chwilę nic nie mówili, wsłuchując się w chrapanie Neville'a. To był naprawdę koszmarny dźwięk i w końcu obaj się uśmiechnęli.

- To nie jest idiotyczne - odezwał się Harry. - To, co się dzieje jest takie potworne... że łapiesz się każdej szansy i robisz wszytko, co może sprawić, że poczujesz się lepiej.

- Ta... - Ron zacisnął szczęki. - O tym też chciałem z tobą porozmawiać Właśnie dlatego, wiesz...

- Co?

- Dlatego właśnie, gdy zacząłeś się bratać z wrogiem, nie udusiłem Malfoya i nie pochowałem go w płytkim grobie.

- On nie jest wrogiem - powiedział Harry ostro.

- Oczywiście, że ty tak nie myślisz. Ale ja nadal nienawidzę tego dupka. On zawsze był wrogiem... - Ron spochmurniał. - Ugrzeczniony, podstępny drań, który przestaje bluzgać tylko wtedy, gdy zaczyna lamentować, że jakiś odstający włosek niszczy mu fryzurę. Ale w porządku. Wiem, że z jakiegoś niezrozumiałego powodu, ty go lubisz.

Ron skrzywił się, jakby wypowiadając ostatnie zdanie poczuł niesmak w ustach.

- Jest inny, niż ci się wydaje - powiedział Harry. - No dobrze, masz rację, jeśli chodzi o tę obsesję na punkcie włosów.

„Widzisz?” - mówiła wyraźnie mina Rona. - „Jest zły”.

- Rzeczywiście jest trochę metroseksualny**. I faktycznie czasem nie wie, kiedy przestać gadać, ale... - Harry na moment zawiesił głos. - Zależy mi na nim. Bardzo mi na nim zależy - dodał cicho.

- Uhm. Tak, to widać - zgodził się Ron. - Nie jestem kompletnym durniem. Widziałem was razem po turnieju. Uciekaliście jak ptaszki z klatki. - Potrząsnął głową. - Naprawdę, Harry, co ty sobie wyobrażałeś?

- Prawie nam się udało.

- Harry, dopadli was u podnóża pagórka, a potem ten pajac powiedział im, że masz romans z profesor Trelawney.

- Ale mogło się udać - bronił się Harry.

- Pajac - powtórzył Ron. - Zasługujesz przynajmniej na profesor Sinistrę.

- Ron - oburzył się Harry powstrzymując uśmiech. - Zaraz zwymiotuję.

- Tak, cóż... - stropił się nieco Ron. - Chodzi o to, że... Jak powiedziałeś, wkoło dzieją się potworne rzeczy. I rzeczywiście robimy wszystko, żeby poczuć się choć trochę lepiej. Jeśli ta przyjaźń sprawia, że jesteś szczęśliwy; jeśli mu ufasz.... to nie chcę ci tego odbierać.

Harry spojrzał w szczerą twarz przyjaciela.

Ron zmarszczył brwi.

- Co nie znaczy, że mi się to podoba. I że przestanę go nienawidzić - wyjaśnił dobitnie. - Wiem, że mu ufasz, ale ja nadal uważam, że popełniasz błąd. W innej sytuacji oskalpowałbym go i wywiesił ten jego głupi fryz u wejścia do wieży Gryffindoru. I jeśli nie okaże się dobrym przyjacielem, przynajmniej na ten swój oślizgły ślizgoński sposób, to właśnie tak zrobię.

Harry zdusił chichot.

- Ron... - Poczekał aż towarzysz popatrzy na niego. - Ja... Ty jesteś moim najlepszym przyjacielem.

- Mam nadzieję - odparł Ron. - Bo inaczej naprawdę musiałbym zabić Malfoya.

- To prywatne piżamowe przyjęcie, czy każdy może się przyłączyć?

Ciemne, smutne oczy Deana rozbłysły na chwilę wesołością. Harry nigdy nie odwróciłby się od Deana, a już szczególnie teraz, gdy jego najlepszy przyjaciel zniknął.

- Nie każdy - powiedział. - Ale ty zawsze.

Dean wszedł na łóżko, szturchając Rona, żeby zrobił mu trochę miejsca.

- Więc? O czym rozmawiacie?

- O turnieju - odpowiedział Harry.

- Ach. - Dean uśmiechnął się szeroko. - Przynajmniej to masz już z głowy. Ale muszę przyznać, że nieźle nastraszyłeś nas tym zniknięciem.

- Dla mnie to też nie było zabawne. - Harry sposępniał.

Nie chciał o tym mówić, ani teraz, ani wcześniej. Syriusz prawie rzucił się z pięściami na Dumbledore`a, gdy Harry wspomniał o tym co przeżył. Dyrektor powiedział, że to było konieczne, i że Harry później zrozumie dlaczego.

Ale Harry pragnąłby rozumieć już teraz.

- Ginny płakała - kontynuował Dean cicho.

- Hermiona się wściekła - dodał Ron.

- Myślę, że wszyscy byli przerażeni - podsumował Dean. - Wiesz jak teraz jest. Nawet Hogwart nie jest bezpieczny. Mamy tu szpiega.

Słowo „szpieg” zawisło w powietrzu jak ciężka chmura. Harry nigdy wcześniej nie słyszał, żeby ktoś o tym głośno mówił w dormitorium Gryffindoru. Na twarzach przyjaciół ujrzał przygnębienie. Wszyscy stłoczyli się, by być bliżej siebie.

- Wszystko będzie dobrze - powiedział Harry. Ktoś musiał to powiedzieć.

- Musimy się dowiedzieć kto to - odezwał się Dean cicho. - Potrzebujemy przynajmniej jednego miejsca, gdzie bylibyśmy bezpieczni. Wtedy wszystko pójdzie ku lepszemu.

*

Około południa, Harry i Malfoy wybrali się na spacer po dziedzińcu.

- No, dalej Harry.

- Ale po co?

- Bo bardzo tego chcę.

- Może... jeśli byś mnie odpowiednio poprosił.

- Rozważam to.

Harry uśmiechnął się.

- Na kolana, Malfoy.

Draco odchylił głowę i posłał mu zwycięskie spojrzenie.

- Czy to znaczy, że to zrobisz?

- Musiałbym... patrzeć na wizerunek węża. - Harry grał na zwłokę.

Draco wywrócił oczami.

- To żałosna wymówka, Potter. Mam węża na swojej odznace prefekta. Spójrz na nią i powiedz coś w języku wężów. Tylko raz słyszałem wężomowę i tak strasznie chciałbym usłyszeć to znowu!

- Nie bądź dzieckiem - skarcił go Harry nieobecnym tonem. - Nawet nie wiem, co miałbym powiedzieć.

Draco zastanawiał się przez moment.

- Możesz powiedzieć „Draco jest królem i ma idealny kształt kości policzkowych”.

Harry skupił wzrok na odznace przypiętej do piersi Ślizgona. Waż był tylko zieloną linią na srebrnym tle, ale Harry wyraźnie widział jego wysunięty, rozdwojony język.

- Draco czasem zachowuje się jak kompletny idiota i myślę, że jest zakochany we własnym lustrze. - Z ust Harry`ego wydobył się długi syk.

- Hej! - oburzył się Draco.

Harry uniósł brew.

- Przecież nie zrozumiałeś nawet jednego słowa.

- Nie, ale dobrze cię znam, ty łobuzie. - Ślizgon uśmiechnął się i kontynuował. - To było wspaniałe - pochwalił Harry`ego. - Powinieneś robić to częściej. Założę się, że Morag byłaby pod wrażeniem.

- Malfoy, jeśli nie przestaniesz gadać o tej Morag...

Draco rozejrzał się wokół.

- Skoro nie podobają ci się Ślizgonki, to może zaciekawi cię fakt, że twoja słodka fanka nadal wykazuje tobą bardzo wyraźne zainteresowanie.

Harry odwrócił się i od razu dostrzegł kręcącą się nieopodal dziewczynę o płomiennych włosach.

- Mówisz o Ginny?

Usta Draco wykrzywiły się w drwiącym uśmieszku.

- Przecież nie o Creeveyu. I oto ona, Ginny Weasley, jak żywa i dwa razy bardziej tobą zafascynowana niż żywa. Masz szczęście, że nie jesteś typem nałogowego podrywacza; sześciu braci to dość niebezpieczna sprawa. Ale bycie przedmiotem adoracji to świetna zabawa.

- Draco. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o nadopiekuńczości? To oznacza także, że nie wolno ci mnie swatać.

Był pewien, że Ginny wyszła po prostu na spacer. Owszem, była nim zauroczona odkąd się poznali, a fascynacja ta doprowadziła to tego, że dziewczyna pocałowała go kilka razy - i tak, owszem, może chciałaby się z nim umawiać, ale on nie był tym zainteresowany. Poza tym przecież nie mogła myśleć o tym poważnie.

Draco wydawał się być zraniony jego odpowiedzią.

- Staram się tylko pomóc. Skierować cię na ścieżkę szczęścia.

- Jestem szczęśliwy, dziękuję ci bardzo.

- Ale mógłbyś być jeszcze szczęśliwszy - nie ustępował Draco. - Nauczyłem Morag kilku rzeczy... To długa historia, o nocnym klubie, języku, cytrynach...

- Draco!

Chłopak przerwał i spojrzał na niego. Harry zauważył, że Ślizgon bezbłędnie wyczuwa, kiedy kończą się żarty.

- Przestań, dobrze? Nie chcę o tym słuchać. Zasługujesz na coś lepszego.

Draco uniósł brwi.

- Czasem naprawdę mówisz jak kretyn, Harry. Mam nadzieję, że zadajesz sobie z tego sprawę?

- Tak. Ale musisz ze mną wytrzymać jeszcze przynajmniej przez godzinę. Obiecałeś, że jeśli opowiem ci dokładnie o Komnacie Tajemnic, zostawisz na chwilę ten swój cholerny projekt. Teraz jesteś mój.

- Jestem daleki od tego, żeby wycofywać się z umowy - uśmiechnął się Draco. - Aczkolwiek, ta sprawa z komnatą wydaje mi się momentami nieprawdopodobna.

- Czy mógłbym cię okłamać? - spytał Harry, udając oburzenie.

- A czy ja cię o to oskarżam? Po prostu to całe wyciąganie miecza z tiary przypomina wyciąganie królika z kapelusza.

- Wizja zabijania bazyliszka za pomocą królika niezbyt mi się podoba.

- Och, a ja bardzo chciałbym zobaczyć coś takiego. Wyobraź to sobie. Wyobraź sobie tę akcję - Draco zaczął mówić tonem rozentuzjazmowanego narratora. - Odważny bohater wymachuje puszystym i piszczącym zwierzątkiem zagłady. „Wracaj, wracaj plugawy wężu!” Trzask! Rozpaczliwy skrzek. Hu...

Harry złapał go za rękaw i pociągnął za sobą.

- Ech, ty i ten twój melodramatyzm.

- Jak śmiesz! Nikt nie rozumie mojej artystycznej duszy.

Rozbawiony Harry pokręcił głową. Draco dąsał się przez chwilę, ale zaraz rozchmurzył się i zaczął nucić coś pod nosem, prawdopodobnie by podkreślić fakt, że jest bardzo utalentowany. Albo po to, aby dokuczyć Harry`emu.

Zawsze podśpiewywał tę samą piosenkę. Pochodziła z repertuaru Fatalnych Jędz. Najwyraźniej Draco lubił ten utwór.

Pewnego wieczoru, na szóstym roku, przyjaciele (szczególnie Seamus go do tego namawiał, ale Harry nie chciał teraz o nim myśleć) zaciągnęli Harry`ego do klubu w Hogsmeade. Harry siedział całą noc gapiąc się w piwo, słuchając piosenek zespołu Fatalne Jędze i czując coraz większą odrazę do każdej z nich. W dodatku cały czas usiłował omijać wzrokiem Rona i Hermionę oraz Seamusa i Lavender, którzy wtedy byli razem...

Najbardziej znienawidził jeden kawałek, bo gdy zespół zaczął wykonywać ten utwór, wśród siedzących przy barze skąpo poubieranych Ślizgonów zapanował ruch i nagle całą gromadą ruszyli na środek sali. Ślizgoni nie potrzebowali szczególnego powodu, żeby upijać się i szokować tłumy.

Harry pamiętał swoje zaskoczenie, gdy ujrzał, że nie tylko dziewczęta ubrane są w bardzo krótkie szaty - Zabini, i Malfoy także mieli na sobie bardzo nieprzyzwoite stroje. Szata Zabiniego zdawała się być zrobiona ze smoczej skóry i miała z przodu rozcięcie, ukazujące nagą pierś chłopaka. Malfoy miał obcisłą szatę bez rękawów. Harry pomyślał złośliwie „Typowe” i skrzywił się nad swoim piwem kremowym, gdy Ślizgoni entuzjastycznie zaczęli wykrzykiwać słowa piosenki.

W świetle neonowych lamp, usta Malfoya wydawały się niesamowicie czerwone.

Harry pomyślał, że to koszmarna piosenka.

- Nikt nie chce z tobą tańczyć, Potter? Nie mogę powiedzieć, żebym był tym choć trochę zaskoczony.

Harry rozpoznał ten złośliwy głos, zanim spojrzał w górę. Malfoy usiadł przy stole i oparł łokcie na blacie.

Ślizgon był pijany i spocony. Gdy chłopak pochylił się, Harry poczuł od niego ostry zapach alkoholu i rozgrzanego ciała. Malfoy zajrzał do szklanki Harry`ego i parsknął śmiechem.

- Piwo kremowe? Widzę, że walczysz z Longottomem o tytuł Najbardziej Żałosnego Ucznia w Hogwarcie. No Potter, na pewno ci się uda. Wierzę w ciebie.

- Odwal się ode mnie, Malfoy. - Harry odepchnął go mocno.

Zastanawiał się, jaki wielki grzech popełnił, by zasłużyć na taką karę, jaką była obecność Malfoya.

Harry`ego uratował Zabini, który podszedł do Malfoya od tyłu i musnął dłonią jego biodro. Nawet wtedy Harry zauważył, że Zabini bardzo często i zupełnie bez potrzeby dotyka Malfoya.

- Nie tańczysz, Draco? To twoja ulubiona piosenka.

Malfoy spojrzał na Harry`ego, a jego zamglone alkoholem oczy rozbłysły.

- Oczywiście, że tańczę - odparł.

Harry wyszedł. Nie miał zamiaru pozostawać dłużej obiektem drwin, ani oglądać perwersyjnych tańców Ślizgonów.

Och, jak on wtedy nienawidził tej piosenki.

Teraz już nie czuł tej złości, co wtedy.

Gdy Draco uniósł brwi i spojrzał na niego, Harry zdał sobie sprawę, że nieświadomie mruczał melodię pod nosem.

- Możemy razem zaśpiewać - zaproponował Draco.

- Nie, dzięki - odparł Harry. - Śpiewam tak samo, jak tańczę.

- Nie śpiewa. Nie tańczy. Wszystko co potrafi, panie i panowie, to zabijać potwory za pomocą królików.

- Nie... - Harry przerwał i zaśmiał się. - Potrafię znacznie więcej.

- I bardzo dobrze posługuje się wężomową - dodał Draco. - Przyznaję.

Harry zadrżał. Przypomniał sobie mówiącego językiem wężów Toma Riddle i poczuł obrzydzenie na wspomnienie słów Dumbledore`a: „Przekazał ci cząstkę swej mocy”. Nie zgodziłby się powiedzieć nic w języku wężów, jeśli nie poprosiłby go o to Draco i gdyby nie czuł się trochę winny.

A miał wyrzuty sumienia, ponieważ wywabił Draco z pokoju i tak naprawdę nie dotrzymał obietnicy. Nie opowiedział przyjacielowi całej historii. Opuścił tę część, kiedy to pewien czarny charakter, podrzucając pamiętnik niewinnej dziewczynie, przypieczętował jej los.

Harry chciał oszczędzić Draco rozczarowania; chciał go chronić za wszelką cenę. Dlatego nie wspomniał nazwiska Lucjusza Malfoya. Nie powinien się obwiniać tylko dlatego, że chciał chronić Draco, ale nic nie mógł na to poradzić.

Na myśl o tym zatrząsł się znowu.

- Na wrota Azkabanu, Harry, przecież ty zamarzasz - zauważył Draco. - Ty bałwanie, dlaczego nie włożyłeś rękawiczek?

Obrzucił Harry`ego krytycznym spojrzeniem i poprawił szalik na szyi chłopaka. Tak, faktycznie musiało być bardzo zimno, gdyż oddech, który Harry poczuł na swoim policzku, kiedy Draco zbliżył się do niego, wydał mu się bardzo gorący.

- Ostatnie ochłodzenie w roku, przymrozki - narzekał Draco. - Co za sadysta wymyślił sobie, że najlepszą porą na ostatnie przymrozki ma być maj?

- Draco - zwrócił mu uwagę Harry. - Przecież nikt nie wymyśla takich rzeczy.

Draco przygryzł dolną wargę.

- To pewnie zemsta losu, za jakieś uczynione w przeszłości przestępstwa.

- No to masz szczęście, że nie pada śnieg.

Draco zrobił okropną minę, zezując na niego spod nasuniętego głęboko na czoło kapelusza.

- Ja przynajmniej włożyłem odpowiedni kapelusz i rękawiczki - powiedział z satysfakcją.

To było takie typowe dla Draco - nawet jego kapelusz i rękawiczki harmonizowały idealnie z szalikiem w barwach Ślizgonów, który miał zawiązany na szyi. Wyglądało na to, że Draco uważa za kompromitujące noszenie niedopasowanych rękawiczek. Harry zauważył, że chłopak podkreśla to przy każdej okazji.

Nagle Harry przypomniał sobie ostatni dzień, kiedy padał śnieg. To było tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Spacerował z Ronem i Hermioną starając się ignorować ich przekomarzania na temat jemioły, gdy nagle dostrzegł rękawiczki i kapelusz tego próżnego drania, Malfoya.

W tym samym momencie, do Malfoya podszedł od tyłu Terry Boot i włożył mu za kołnierz śniegową kulkę. Malfoy był tak zszokowany, że aż usiadł na ziemi. Wyglądał komicznie - jednocześnie oburzony i próbujący powstrzymać się od śmiechu. Harry przypomniał sobie własne zdziwienie na widok tej pozbawionej złości reakcji Ślizgona.

Malfoy patrzył na Terry`ego, a na jego jasnych rzęsach skrzyły się pojedyncze płatki śniegu.

Potem oczywiście zerwał się, by wziąć śnieżny odwet na napastniku. Kilku Krukonów stanęło w obronie swojego prefekta, a Harry skrzyknął Gryfonów, aby im pomóc.

Cała walka zakończyła się, jak każda sprzeczka w Hogwarcie, bitwą pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem. Crabbe i Goyle rzucali otoczone śniegiem kamienie, a Pansy broniąc Malfoya w bardzo mało kobiecy sposób, kopnęła Rona tak, że biedak zwijał się w bólu leżąc na śniegu.

- Masz szczęście, Granger - wydyszał Malfoy. - Gdyby to była Millicenta, chodziłabyś teraz z kastratem. - Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. - A to mogłoby być bardzo zabawne...

Z ośnieżonego pagórka schodzili Snape i McGonagall, by rozdać szlabany i rozdzielić najzażarciej walczących przeciwników.

- Potter, wstawaj natychmiast! Jestem absolutnie oburzona twoim zachowaniem. Czyś się tarzał w śniegu? Idź do pokoju i zaraz się przebierz.

- Malfoy, kiedy w końcu wyrośniesz z tych infantylnych ataków na... Co u diabła stało się z twoimi ustami?

- Potter próbował mnie nakarmić lodem!

- To Malfoy wszystko zaczął - warknął Harry.

Snape dyskretnie ścisnął Malfoya za ramię, aby pohamować jego zapędy. Malfoy był na tyle zawstydzony obecnością swojego ulubionego nauczyciela, że zdecydował się rzucić tylko Harry`emu szydercze spojrzenie zza pleców McGonagall.

Harry popatrzył na Malfoya, na jego przekrzywiony, głupi kapelusz, zaczerwienione wargi i pomyślał, że nienawidzi tego chłopaka najbardziej na świecie.

- Mam coś na ustach?

Harry zamrugał.

- Nie. Myślałem tylko o zimie, pod koniec zeszłego roku i o umm...

Draco odchylił głowę i zaśmiał się wesoło.

- I o tym jak próbowałeś nakarmić mnie lodem, pamiętam to. Ty podstępny łotrzyku. Przechodziłem wtedy trudny okres, wiesz...

- Tak, cóż... - Harry przypomniał sobie, co Draco powiedział mu kiedyś nad jeziorem. - W tamtych czasach nie bawiliśmy w „szczerość za szczerość”.

Draco rozpromienił się, a Harry wiedział, że przyjaciel zrozumiał aluzję.

W bramie pojawiły się Parvati i Lavender. Zatrzymały się na moment, żeby zamienić kilka słów z Ginny i ruszyły w ich kierunku.

Harry zapragnął, żeby do nich nie podchodziły. Pomiędzy zajęciami, odrabianiem zadań i spotkaniami Młodzieżowej Sekcji Zakonu i Rady Młodszych, nie mieli zbyt dużo czasu, żeby spotykać się z Draco sam na sam. Harry nie życzył sobie teraz niczyjej obecności.

- Cześć Harry - przywitała go zaróżowiona od zimna Lavender.

- Fajny kapelusz, Malfoy - zauważyła Parvati, podpierając się ręką pod bok i unosząc brew.

Dziewczyna była ładna, miła i stanowiła dobre towarzystwo, ale teraz Harry chciał tylko, żeby sobie poszła.

- Wiem - odparł Draco zadowolony. - To dlatego właśnie Ginny Weasley się tu kręci. Ma nadzieję, że zrobię śmiały striptiz, zostając na końcu w samym kapeluszu. Na drugie imię mam Seksowny.

Obie dziewczyny zachichotały.

- O czym tak żywo dyskutowaliście, zanim przyszłyśmy? - dopytywała się Parvati żartobliwym tonem.

- Głównie o zabijaniu gadów za pomocą małych puszystych zwierzątek. - Draco zmarszczył czoło.

Lavender była wyraźnie zdumiona.

- I o tańczeniu. Harry nie potrafi ani tańczyć, ani śpiewać. Czy to nie zaskakujące? - uśmiechnął się Draco czarująco.

- Tak, pamiętam, że musiałam prowadzić podczas pierwszego balu Bożonarodzeniowego...

- Miałem wtedy czternaście lat! - zaprotestował Harry.

- Oczywiście, że tak - rzekł Draco rozkładając ręce. - I nie wszyscy przecież rodzą się z naturalnym wdziękiem... - Nieznacznie machnął ręką w stronę Parvati, ale zmienił zdanie i wskazał na siebie - ...tak jak ja.

- Widziałam cię kilka razy w klubie - stwierdziła Parvati. - Wiem co masz na myśli.

- Chcesz przez to powiedzieć, że nie o wdzięk tu chodzi a wrodzoną skłonność do rozpusty - zasugerował Harry machinalnie uchylając się, zanim Draco spróbował go trzepnąć.

- W ogóle we mnie nie wierzysz - powiedział Draco z pretensją. - Dobrze więc, podejmę twoją rękawicę.

Zdjął zębami prawą rękawiczkę, potem lewą, a następnie rzucił je Harry`emu.

- No, zobaczymy - ciągnął, wieszając swój szalik na ramieniu Harry`ego. - A teraz, przejdźmy od słów do czynów, Patil.

Złapał Parvati za rękę, pociągnął na otwartą przestrzeń dziedzińca i ignorując jej okrzyk zaskoczenia, obrócił ją w koło i chwycił w ramiona. Potem, podtrzymując jedną ręką, przechylił dziewczynę do tyłu.

Spojrzał na Harry`ego i posłał mu lekki uśmiech.

- I kto teraz powie, że nie potrafię tańczyć?

Harry nie miał szans odpowiedzieć, bo w tym samym momencie, zauważył biegnącą w ich stronę Padmę Patil.

Później Harry bardzo długo pamiętał jak wyglądały twarze bliźniaczek Patil w tym momencie - identyczne, a odbijające tak różne emocje. Parvati - zarumienioną, uśmiechniętą, niewinną i podekscytowaną, i Padmy - ściągniętą, niemal białą z przerażenia.

- Chodźcie szybko - zawołała Krukonka łamiącym się głosem. - Jesteście potrzebni na zebraniu Młodzieżowej Sekcji Zakonu, natychmiast!

*

Obecni na spotkaniu uczniowie nie rozmawiali tak jak zwykle przed rozpoczęciem zebrania. W ciszy i ze zgrozą wpatrywali się w Lupina. Obok Harry`ego siedziały Hermiona i Ginny - obie mocno trzymały go za ręce. Ginny była bliska płaczu. Harry uśmiechnął się lekko, próbując pocieszyć sino-szarego Neville`a. Nie sądził jednak, żeby był to bardzo przekonujący uśmiech. Profesor Lupin, zawsze emanujący spokojem i ciepłem, tym razem był bardzo poważny.

Wszyscy zgromadzili się przy stole, skupiając się w cztery ciasne grupki. Najdalej od wszystkich i tłocząc się najbardziej, siedzieli Ślizgoni. Ale oni zwykle zachowywali się w ten sposób.

Harry zwykle nie zwracał na to uwagi.

Wszyscy czekali, aż Lupin się odezwie. Profesor zaczął mówić cichym i bardzo oficjalnym tonem, z wzrokiem wbitym w stół.

- Panna Granger i pan Boot zostali wyznaczeni do przeprowadzenia badań nad zaklęciami ochronnymi. Przeglądali księgi zawierające bardzo stare zaklęcia, które profesor Dumbledore użył w kilku przypadkach, aby zabezpieczyć niektóre miejsca. - Wzrok Lupina zawisł na moment na Harrym. - Pojawił się pomysł, aby otoczyć takimi zaklęciami pomieszczenie, w którym uczniowie mogliby się schronić w razie alarmu. Jak do tej pory poczynili bardzo obiecujące postępy. Ale dzisiejszego ranka okazało się, że wstępne zabezpieczenia zostały przełamane, a plany skradzione.

Lupin potoczył wzrokiem po uczniach.

Uścisk Hermiony niemal miażdżył Harry`emu rękę.

- Szpieg dopuścił się otwartego sabotażu. To, w czym pokładaliśmy olbrzymie nadzieje, zostało nam odebrane. Przy okazji zmarnowane zostało wiele pracy i magii. Musimy dowiedzieć się, kto o wszystkim wiedział. I przyznaję, że ja jestem jedną z tych osób. Podczas pracy panna Granger konsultowała się ze mną, a ja rozmawiałem o tej sprawie z kilkorgiem nauczycieli.

Lupin zamilkł na chwilkę. Harry najbardziej nienawidził wojny wtedy, gdy dorośli, na których liczył, wyglądali tak staro i bezbronnie.

- Jestem pierwszym podejrzanym - powiedział w końcu nauczyciel i uniósł rękę, aby uciszyć pomruki protestu. - Nalegam też, aby panna Granger i pan Boot powiedzieli nam o innych możliwościach przecieku informacji. Musimy ustalić listę podejrzanych.

Harry popatrzył na Hermionę. Oczy dziewczyny wydawały się olbrzymie w porównaniu do jej nagle skurczonej twarzy.

- Powiedziałam Ronowi - wyznała cicho. - I... i Ginny. Bardzo się bała, więc pomyślałam, że to ją trochę uspokoi.

- Panie Boot? - zwrócił się do chłopca Lupin, nie komentując słów Hermiony.

- Padma i Mandy wiedziały - stwierdził Terry. - Zawsze pracujemy razem. Razem także prowadziliśmy badania.

- Czy to już wszyscy?

Hermiona i Terry powoli skinęli głowami.

- Nie - odezwał się chłodny, rzeczowy głos. Wszyscy odwrócili głowy w kierunku grupy Ślizgonów. - Ja wiedziałem - ciągnął Draco, z twarzą pozbawioną emocji. - Boot wspomniał mi o tym, gdy pełniliśmy straż przy frontowej bramie. Pomagałem mu rozwiązać problem z jednym zaklęciem.

Na chwilę wszyscy zamarli. Harry spojrzał w wypełnione spokojem oczy Draco.

I nagle wybuchło pandemonium.

Wszyscy zaczęli zrywać się od stołu, krzyczeć, potrząsać głowami i prowadzić żywe dyskusje z sąsiadami. Potem, bez porozumienia, zupełnie naturalnie odwrócili się plecami do Ślizgonów.

- Nie powiedziałem, bo wiedziałem, że wszyscy zwalą winę na niego! - krzyknął Boot. - A to nie on.

- Myślę, że to faktycznie mało prawdopodobne - odparła Padma Patil, obserwując chłodno Draco.

- Mało prawdopodobne? - wrzasnął Ron zrywając się na nogi. - To na pewno on! Wystarczy na niego spojrzeć, żeby mieć co do tego pewność! Powinien być natychmiast odesłany do cholernego Azkabanu...

Crabbe i Goyle zacisnęli pięści, ale to Pansy Parkinson próbowała przeskoczyć przez stół.

- Zabiję cię za to, Weasley!

- Łap ją, Goyle - rozkazał Draco.

Pansy wściekle szarpała się w mocnym uścisku Goyle`a.

- Zabiję cię!

- Oczywiście jego dziewczyna zawsze będzie...

- Zamknij tę głupią jadaczkę!

Hermiona puściła rękę Harry`ego i rzuciła się w kierunku stołu. Jej oczy błyszczały, a na policzkach wykwitły dwie krwistoczerwone plamy.

- Nie waż się mówić w ten sposób do Rona - powiedziała ostro. - Jak Malfoy w ogóle śmie zakradać się tu, udając, że jest po naszej stronie i rzucać podejrzenia, na takich ludzi jak profesor Lupin! Nigdy nie powinniśmy byli mu zaufać. Nie powinniśmy ufać żadnemu z was!

- Usiądź, Hermiono.

Hermiona spojrzała na Harry`ego, a chłopak pomimo dławiącego strachu i rozpierającej pierś furii, zorientował się, że to on wypowiedział te słowa.

Prawie nikt tego nie zauważył. Wszyscy zbyt byli zajęci krzyczeniem, pytaniem i odsuwaniem się od grupy Ślizgonów. Ron i Pansy obrzucali się obelgami, podczas gdy dziewczyna usiłowała ugryźć Goyle'a i wyrwać się z jego rąk. Blaise Zabini mówił coś do Padmy. Crabbe gapił się wymownie na kilku Puchonów, którzy natychmiast zamilkli. Prawie każdy Ślizgon zajadle się z kimś wykłócał.

Ale Draco patrzył zamyślony na Harry`ego. Zaskoczona Hermiona także spojrzała na przyjaciela.

- Harry, nie możesz nadal temu zaprzeczać - wyszeptała. - Harry, to szaleństwo...

- On tego nie zrobił - powiedział Harry spokojnie.

Ginny trzęsła się okropnie, ale nic go to nie obchodziło.

- Proszę o ciszę - odezwał się Lupin, próbując przekrzyczeć hałas.

Harry spojrzał na niego z rozpaczą i nadzieją.

Zrób coś, powiedz im. Draco ci ufa, powiedz im, powiedz im, że...

Gwar powoli ucichł.

- Czy może pan udowodnić swoją niewinność, panie Malfoy? - zapytał Lupin cicho.

Draco zlustrował obecnych i wykrzywił usta w gorzkim i kpiącym uśmiechu.

- Nie będę marnował słów.

*

- Znalezione nie kradzione.

Harry głucho warknął hasło, które dał mu Draco i niemal siłą odsunął ciemny, złośliwy kamień, który zbyt wolno odsłaniał przejście do kwater Slytherinu. Zgromadzeni w pokoju wspólnym Ślizgoni nie zatrzymywali go, nie pytali o nic, ani nawet nie patrzyli, gdy przechodził obok nich jak burza.

Załomotał w drzwi i bez wahania wpadł do pokoju Draco.

Ślizgon leżał na łóżku, czytając książkę. Odłożył ją i spojrzał na Harry`ego.

- O, to ty - zauważył spokojnie.

Harry momentalnie znalazł się przy łóżku.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął.

- Nie wiem, o czym mówisz - wycedził Draco, a ton jego głosu doprowadził Harry`ego niemal do szału.

Złapał Ślizgona za gors.

- Hej! - wrzasnął Draco oburzony. - Co ty...?

- Powiedz mi - wysapał Harry - dlaczego nawet nie zaprzeczyłeś temu wszystkiemu?!

Draco wyszarpnął się z uchwytu Harry`ego i zeskoczył z łóżka.

- A dlaczego pytasz? - Jego głos nadal był chłodny i tylko cień rumieńca na jego twarzy wskazywał jak bardzo jest wściekły.

- Co? - zdumiał się Harry. Dlaczego Draco go o to pyta? Czy to nie oczywiste, że Harry musi ochraniać przyjaciela, nawet przed nim samym? Czy to nie jasne?

Draco stał, spoglądając na niego, z dziwnym błyskiem w oku.

- Myślisz, że to zrobiłem?

Na moment, Harry po prostu gapił się na niego. Draco nie odwrócił wzroku.

- No? - powtórzył. - Tak myślisz?

- Nie! - Harry prawie wrzasnął. - Oczywiście, że nie!

- Jesteś tego pewien? - Draco uśmiechnął się nieprzyjemnie.

- Jestem tego pewien - odparł Harry z wielkim przekonaniem, pomimo emocji, które nim szarpały. - Jestem tego absolutnie pewien. Znam cię.

- Mogłem cię okłamywać.

- Draco - wysapał Harry. - Ty nawet nie potrafisz dobrze kłamać!

- Potrafię! Ja... - Draco wydawał się bardzo urażony.

- Jesteś w tym beznadziejny - ciągnął Harry nieubłaganie. - Wszyscy wiedzą, kiedy kłamiesz, bo nie obchodzi cię nawet, czy ich oszukasz i skupiasz się tylko na myśli, że cokolwiek robisz, potrafisz robić to fantastycznie. Nawet na sekundę nie mógłbyś mnie oszukać, że jest inaczej, kiedy mnie nie lubiłeś; nie potrafiłeś nawet udawać, że zostałeś poważnie zraniony w rękę. Byłbyś najgorszym szpiegiem, jakiego widział świat!

Draco wydął wargi. Wyglądał na kompletnie zaskoczonego.

- Cóż...

Harry uśmiechnął się lekko na ten wyraz rejterady.

- Widzisz? - powiedział łagodniej. - Znam cię.

Draco przyglądał mu się badawczo.

- I myślisz, że tego nie zrobiłem?

- Wiem, że tego nie zrobiłeś.

- Absolutnie?

- Tak.

- Bez żadnych dodatkowych pytań?

- Tak.

- I nic, cokolwiek byś nie usłyszał, nie zmieni twojego zdania?

- Tak! - warknął Harry robiąc krok w kierunku Ślizgona, nie mając innego pomysłu, jak tylko pięścią przemówić przyjacielowi do rozsądku.

Draco zamrugał, cofnął się i roześmiał.

- A jak myślisz, ile osób pokłada we mnie taką wiarę jak ty?

Harry zmarszczył brwi.

- Ja... jestem pewien, że jeśli temu zaprzeczysz, to wiele osób ci...

- Uwierzy w słowa Ślizgona? - zapytał Draco. - Uwierzy w moje słowa? Przedstawię ci to w ten sposób. Powiedzmy, że to wszystko dzieje się sześć miesięcy temu. Cokolwiek bym nie powiedział, czy uwierzył byś mi choć na sekundę?

Harry bardzo chciał powiedzieć „tak”, ale przypomniał sobie, że gdy miał dwanaście lat, był przekonany, że chłopak, który przed nim stoi jest dziedzicem Slytherina.

Nie było możliwości, żeby uwierzył mu pół roku temu.

- Widzisz - powiedział Draco. - Oni nadal będą myśleli, że to ja. Zaprzeczyłbym temu, gdybym wierzył, że to coś zmieni, ale tak się nie stanie. I nie zamierzam płaszczyć się przed zgromadzeniem krytycznie zastawionych Krukonów i tchórzliwych Puchonów, za mniej niż nic.

To było głupie, ale typowe dla Draco; i była w tym dziwna logika. I Draco wspomniał o Krukonach...

- Dlaczego Terry Boot powiedział ci o tym? - zastanawiał się Harry oburzony. - Musiał wiedzieć, co ludzie pomyślą, jeśli wyjdzie na jaw, że znałeś sprawę. Widocznie miał w tym jakiś cel.

Draco wydawał się lekko oszołomiony.

- Na pewno nie zrobił tego specjalnie - odparł. - Jest moim przyjacielem.

Harry pamiętał spotkanie Zakonu, kiedy dyskutowali o magomedykach i mugolach. Przypomniał sobie, jak na początku spotkania, gdy Terry spoglądał na Draco, zastanawiał się czy chłopcy się przyjaźnią.

Teraz uzyskał odpowiedź.

- Od kiedy?

Draco uniósł brew.

- Od początku tego roku. Zaskoczyło mnie, gdy został głównym prefektem. Zawsze byłem przekonany, że to będziesz ty lub ja. Przyzwyczaiłem się do myśli, że jeśli zwyciężę to na rok przynajmniej zamienię życie Gryfonów w piekło; a jeśli poniosę porażkę, to będę najbardziej nieznośnym i buntującym się prefektem, jakiego mógłbyś sobie wyobrazić.

- Jesteś paskudnym łajdakiem.

Draco wzruszył ramionami.

- Pomyślałem, że to był neutralny wybór. Ale nie byłem pewien. A ponieważ bardzo mnie to interesowało, postanowiłem go bliżej poznać. Postarałem się, żebyśmy wspólnie robili projekt z astronomii.

- Ty i te twoje podstępne ślizgońskie plany. Mogłeś przecież zwyczajnie z nim porozmawiać.

Draco zadarł brodę.

- Lubię, gdy życie jest ciekawe. A on jest interesujący. Jest inteligentny i jest świetnym obserwatorem. Polubiłbyś go.

- On też nie wierzy, że ty to zrobiłeś, prawda?

- Cóż, ma swoje powody. Na pewno, nie chce być tym, który zdradził sekrety szpiegowi.

- Nie jesteś szpiegiem. I nawet tak nie mów.

Draco znowu przyjrzał mu się uważnie - zupełnie, jakby próbował przetłumaczyć jakiś trudny tekst i nie był do końca przekonany, czy wszystko dobrze zrozumiał.

- Jesteś pewien? - zapytał. - To znaczy... jesteś tego zupełnie pewien? Wiem, że powiesz, że tak, ale wszyscy twoi przyjaciele będą myśleć, że nim jestem, więc jeśli choć trochę się wahasz, powiedz mi. Nie zależy mi na twojej gryfońskiej szlachetności, nie chcę żebyś oceniał mnie przez pryzmat zasad, jakie wyznajesz, chcę wiedzieć...

- Draco, przestań zachowywać się jak głupek!

Draco nie słuchał. Oddychał szybko, a plamy na jego policzkach pociemniały.

- Zaprzeczę temu wszystkiemu, jeśli chcesz żebym to zrobił - powiedział chrapliwie. - Nie zrobiłbym tego dla nich, ale dla ciebie tak. To nie ja. Naprawdę musiałeś to usłyszeć?

Harry zauważył, zaciśnięte pięści Draco i chwycił przyjaciela za ramię.

- Nie - powiedział i zadał sobie sprawę, że oddycha równie szybko jak Ślizgon. - Nie potrzebowałem tego. Nie od ciebie.

I nagle Draco rozluźnił się, a na jego twarz powrócił leniwy uśmieszek.

- To wystarczy - podsumował i uśmiechnął się promiennie. - Ty mi wierzysz. Ślizgoni mi wierzą. Nikt inny się nie liczy.

Drzwi otworzyły się i do pokoju weszli Zabini, Pansy, Crabbe i Goyle.

- Och, na Merlina, to znowu ty - stwierdził Zabini z obrzydzeniem. - Musisz się tu kręcić? Nie masz swojego domu?

- Musimy porozmawiać z Draco. - Pansy poinformowała Harry`ego zwięźle.

- Cześć - pożegnał go wymownie Crabbe.

- Nie musicie być niemili dla mojego gościa - powiedział Draco, ale bez złości. Harry zobaczył, że przyjaciel patrzy na Pansy. Widać było, że dziewczyna płakała.

- Pójdę już - oświadczył Harry, zmierzając ku drzwiom.

Draco poszedł za nim i powiedział cicho.

- Jest piątek. Moglibyśmy iść na chwilę do Hogsmeade.

- Tak? - ucieszył się Harry. - Z przyjemnością.

- Zobaczymy się za dwie godziny - oznajmił Draco i zwrócił się do reszty. - Crabbe, Goyle, odprowadzicie go - rozkazał. - Nikt nie powinien chodzić sam, a Lupin zapadnie na siedem różnych chorób, jeśli odkryje, że Harry Potter odbywa samotne wędrówki po lochach Slytherinu.

Crabbe i Goyle podeszli do drzwi bez chwili wahania.

Gdy opuszczali pokój, Harry spojrzał jeszcze przez ramię. Pansy popłakiwała ze złości i Draco objął ją ramieniem. Zabini przygryzał wargi.

Crabbe i Goyle odprowadzili go w milczeniu. Po drodze nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, ale gdy dotarli do portretu Grubej Damy, Harry zatrzymał się i zwrócił do nich.

- Wiem, że on tego nie zrobił - powiedział.

Zapadła chwila ciszy.

- Pewno, że nie - chrząknął Crabbe.

Odwrócili się jak na komendę i odeszli powoli. Harry patrzył za nimi jeszcze przez chwilę.

*

I w końcu musiał wejść do środka i stawić wszystkim czoło.

Gdy pojawił się w drzwiach, Hermiona podniosła głowę. Jej oczy błyszczały. Mocno trzymała Rona za rękę. Rudzielec był blady z wściekłości, a jego piegi wyglądały jak fosforyzujące czubki szpilek. Parvati z twarzą we łzach siedziała skulona na krześle, ale w jej oczach nie było przekonania, czy powinna go wesprzeć. Za nią stała jej siostra. Na szyi nadal miała zawiązany szalik w krukońskich barwach.

Padma Patil zwróciła na Harry`ego oczy. Były suche i przepełnione wściekłością, podobnie jak jej głos.

- Rozmawiałyśmy trochę z Hermioną - odezwała się.

- Jak miło - odparł Harry chłodno.

- Harry! - krzyknął nagle Ron, nie mogąc powstrzymać oburzenia.

- O co chodzi, Ron? - prychnął Harry. - Masz coś do powiedzenia? Kolejnie bzdury typu „nie chcę ci tego odbierać”? Znowu będziesz rzucał oskarżenia na kogoś, komu ufam?

- Harry, ale wszystko się zmieniło... - zaczął Ron.

- Wszystko, to znaczy co? - przerwał mu Harry.

- Bo teraz mamy powody wierzyć, że on jest szpiegiem.

Tym razem nie był to głos przepełniony złością. Harry momentalnie go znienawidził, bo wiedział, że tym głosem przemawia cała szkoła - bez osobistych antypatii, bez namiętności, za to z żelazną logiką, która pogrąży Draco całkowicie.

Oczywiście należał on do Padmy.

- Dlaczego? - zapytał Harry z napięciem. - Dlaczego on ma być bardziej podejrzany niż inni, którzy wiedzieli?

- Dlaczego...?! - Ron zaniemówił z wściekłości, a Hermiona położyła mu rękę na ramieniu, ruchem głowy nakazując Padmie kontynuować.

Padma Patil - dziewczyna, która była idealną Krukonką; która naturalnie została wybrana na prefekta i członka Rady; która była ładna i mądra, i która nie ukrawała pogardy, gdy Ron zabrał ją na bal ubrany w poszarpaną szatę wyjściową.

Harry nigdy jej nie lubił.

- To poważne powody, Harry - powiedziała i och, Hermiona mądrze pozwoliła jej mówić, bo przyjaciółka nie potrafiłaby znieść jego obojętności. - Jest jedynym Ślizgonem, który o tym wiedział, a wszyscy mroczni czarodzieje pochodzą ze Slytherinu. Jest synem Lucjusza Malfoya i wszyscy wiemy, że ma antymugolskie przekonania. Zawsze zastanawialiśmy się, dlaczego zechciał nas wesprzeć. Jeśli jest szpiegiem, wszystko to nabiera sensu.

- Jest szpiegiem - warknął Ron.

- Harry - powiedziała Hermiona łagodnie. - Musi być.

Harry zacisnął powieki, bo przed oczami zaczęły mu latać czerwone plamy. Natychmiast przypomniał sobie Draco, który z zarumienioną twarzą mówił „Nie zrobiłem tego. Naprawdę musiałeś to usłyszeć?”.

- Nie - syknął. - Znam go.

- Znasz go? - spytała Padma. - Nie poświęcałeś mu zbyt wiele uwagi w zeszłych latach. Nie wydaje ci się podejrzane, że nagle zdecydował zaprzyjaźnić się z tobą - Harrym Potterem; i to w tym samym czasie, kiedy dziwnym zbiegiem okoliczności ktoś zaczął przekazywać informacje drugiej stronie? On cię wykorzystuje.

Harry rozwarł powieki i w oczach Rona dostrzegł nagłe zrozumienie, potem odbicie chwilowej koncentracji i wynik przemyśleń - gniew.

- Zabiję go - wycharczał Ron.

A Harry pomyślał, że wszystko obraca się przeciw niemu.

- Nie waż się go dotknąć - odparł lodowatym tonem. - Żadne z was. Spędziłem z nim wiele czasu, a wy nie. To nieprawda, że przedtem nie myślałem o nim wiele. Nie. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele o nim myślałem. Ale teraz wiem.

- Spędziłeś z nim wiele czasu - powtórzyła Padma kpiąco. - Więc co możesz nam o nim powiedzieć? Co teraz o nim myślisz?

Harry pomyślał, że jego odpowiedź wywoła skandal, który zapewne odbije się szerokim echem.

- Myślę, że jest wspaniały - powiedział miękko.

- Manipuluje tobą! - wtrąciła się Hermiona. - To nie twoja wina Harry, wiem, jaki jesteś lojalny, wiem wszystko, ale musisz zacząć myśleć. Harry pamiętaj, kto był zdrajcą... przyjaciel twojego ojca. Nie możesz tak ślepo mu ufać.

Harry zdał sobie sprawę, ku własnemu, lekkiemu zaskoczeniu, że cały się trzęsie. Porównują Draco to tego... tego...

- Tym zdrajcą - wycedził przez zaciśnięte zęby - był ktoś komu wszyscy ufali.

Spojrzał na Padmę Patil, bo nie mógł zrobić tego Hermionie czy Ronowi. Popatrzyła na niego z narastającym oburzeniem.

- Jak śmiesz! - krzyknęła.

- Jak śmiesz - odciął się Harry - przychodzić tutaj, do mojego domu i obrażać w nim mojego przyjaciela. Jak byś się czuła, gdybym to ja obrażał twojego przyjaciela? Nie chcę słyszeć jednego słowa przeciwko niemu.

Miał tego dość. Nie zamierzał tu zostać ani chwili dłużej. Musiał przez chwilę być sam, musiał pomyśleć. A jeśli ktoś przyłapie go na samotnym wałęsaniu się po szkole, miał to gdzieś.

Obrzucił ich krótkim spojrzeniem - Rona, którego twarz była purpurowa; Hermionę, wyglądającą na potwornie wściekłą i bliską płaczu; i innych Gryfonów.

- I reszty też to dotyczy - dodał chłodno i wyszedł.

*

Ginny była zadowolona ze swego planu.

Harry na pewno nie wróci do kwater Gryffindoru, przynajmniej przez kilka godzin. Był wściekły - i nie ma się czemu dziwić. Ta Padma Patil stała tu, jakby była panią tego domu i oskarżała go.

A przecież on obronił Ginny przed bazyliszkiem. Można mu było ufać we wszystkim. Może faktycznie szpiegiem był Malfoy, a Harry miał jakiś sprytny plan. Może był po prostu lojalny wobec swojego przyjaciela, ale w końcu na pewno odkryje prawdę. Możliwe, że szpiegiem był ktoś inny, a on już wiedział kto i sam chciał rozwiązać sprawę.

Był jedynym, który mógł ich teraz ocalić. Był chłopcem, którego zawsze kochała i czuła wielki żal, że nikt mu nie wierzy.

Ginny chciała powiedzieć Harry`emu, że ona wierzy mu całkowicie. A on będzie bardzo zadowolony, gdy dowie się, że ktoś go rozumie.

Oczywiście nie miała bladego pojęcia, gdzie Harry mógł pójść, dlatego właśnie wymyśliła plan.

Wszyscy podejrzewali Malfoya, a Harry, zawsze lojalny, na pewno pospieszył, żeby być przy przyjacielu. Musiała tylko znaleźć Malfoya, a wtedy dowie się, gdzie jest Harry.

Czekała tylko kilka minut, gdy pierwszy obiekt pojawił się na widoku. Malfoy i Zabini wypadli z lochów, najwyraźniej zawzięcie się kłócąc.

Usłyszała imię „Harry” i nie miała już żadnych oporów, żeby podsłuchiwać.

- To nie tak jak myślisz. - Ginny była przerażona chłodem głosu Malfoya. - I nie liczę na to, że zrozumiesz. Nic nie wiesz o niewinnym dotyku.

- Czyli dokładnie tyle, ile ty, Draco - zadrwił Zabini. Starał się, żeby zabrzmiało to tak, jakby był rozbawiony, ale w jego tonie zabrzmiała irytacja.

Ginny nigdy nie lubiła Malfoya, ale jeśli o niego chodziło, zawsze była pewna na czym stoi. Wszyscy natomiast wiedzieli, że Zabiniemu nie można ufać. W jego oczach zawsze czaił się jakiś mrok a jego przystojna twarz była zbyt chytra, by być pociągająca.

- Oczywiście, że wiem więcej, z samego założenia - odparł Malfoy gładko. - Wiesz, że jestem trochę bardziej wybredny, niż ty. A ostatnio byłem wyjątkowo grzecznym chłopcem.

- Owszem. - Zabini był wyraźnie spięty. - Ostatnio nic nie jest takie jak kiedyś.

Ginny zaczynała czuć się źle, słuchając tej konwersacji. Myślała, że Malfoy natychmiast zaprowadzi ją do Harry`ego.

Usłyszała lodowaty głos Malfoya:

- A co dokładnie chcesz przez to powiedzieć?

- Słuchaj, Malfoy, jestem po prostu... zaniepokojony. A szczególnie teraz - powiedział nagle rzeczowo Zabini. - Wszystko, o co proszę to... powiedz, czy masz jakiś plan? Wiesz co robisz?

- Och, nie martw się - Malfoy mówił teraz łagodniej, jedwabistym głosem, jakby chciał uspokoić Zabiniego, albo jakby był świadom, że ktoś inny go słucha. - Wiem. Cześć, Harry.

Serce Ginny podskoczyło, gdy ujrzała Harry`ego. Zbliżał się do Ślizgonów z tym cudownym, radosnym uśmiechem.

Który przybladł nieco, gdy Harry dostrzegł Zabiniego. Jednak Malfoy wysunął się do przodu, a twarz Harry`ego znowu się rozpromieniła.

- Blaise właśnie wracał do pokoju - oświadczył Malfoy ze słodyczą w glosie i nagle jego chłodne oczy spoczęły na Ginny.

Ginny popatrzyła na niego z trwogą, przekonana, że on wie jak długo tam stała.

- Poza tym, ktoś musi odprowadzić śliczną Ginny do wieży Gryffindoru. - Spojrzenie, towarzyszące tym słowom, wydało się Ginny złowrogie, ale Harry roześmiał się. - Jestem pewien, że Blaise będzie zachwycony.

Zabini miał skwaszoną minę. Uśmiech Malfoya balansował na granicy figlarności, ale Ginny nadal nie widziała w nim szczerej wesołości.

- To nie będzie konieczne - odezwał się jakiś głos za nimi. - Zajmę się Ginny.

Dziewczyna odwróciła się zaskoczona, a potem z uspokoiła się na widok Deana. Stał zaraz za nią, a jego obecność dodała Ginny pewności siebie, podczas gdy Malfoy wymamrotał:

- Tak, wiemy, że chciałbyś...

- Draco! - Harry szturchnął go z wyrzutem i Malfoy zamilkł.

Oczywiście nikt nie powstrzymał Zabiniego. Ginny dostrzegła złośliwość w przeciągłym spojrzeniu, którym chłopak obrzucił Deana.

- Och, bardzo chętnie pójdę z nimi do wieży Gryffindoru - oznajmił Zabini z zadowoleniem lustrując zaskoczone twarze całej czwórki.

Harry przyglądał mu się z niechęcią i lekkim zakłopotaniem. Malfoy uśmiechał się z wyższością.

Dean zwrócił się do Zabiniego, zupełnie nie stropiony.

- Oczywiście, możesz towarzyszyć Ginny i mnie, jeśli masz ochotę.

Zabini był wyraźnie rozgoryczony.

- Widzę Malfoy, że i na twoje towarzystwo wielu ma ochotę - syknął i odszedł szybko. Gdy przepychał się obok Ginny i Deana, dziewczyna usłyszała jak mamrotał pod nosem: - I mam nadzieję, że naprawdę masz jakiś plan.

Ginny nie patrzyła na niego gdy odchodził; ani też na Deana. Była zbyt zajęta gapieniem się na Harry'ego, który tak wspaniale marszczył czoło. Chłopak dotknął ramienia Malfoya.

- Nie powinieneś chyba chodzić tylko z Zabinim - powiedział Harry cicho. - Wiesz, on jest...

Malfoy jak zwykle, w ten obrzydliwy sposób wygiął brwi.

- Jestem całkowicie bezpieczny. Nieszczęście spotka Czarnego Pana, który porwałby mnie i Zabiniego razem. Odesłałby nas z powrotem w ciągu tygodnia, dołączając notkę z wyrazami współczucia.

Harry uśmiechnął się szeroko.

- Myślę, że tylko jednego przyjęlibyśmy z powrotem - na moment zawiesił głos. - W sumie Zabini nie jest taki zły, biorąc pod uwagę drugą opcję.

Malfoy zrobił groźną minę.

- Wszystko w porządku? - spytał Dean, który taktownie udawał, że ich nie słucha. Ginny zawsze doceniała jego dyskrecję, gdy szli gdzieś razem, a ona zatrzymywała się by poplotkować z jakąś przyjaciółką.

- Tak, Thomas - odparł Malfoy, dramatycznie wywracając oczami. - To tylko ten mój durny Gryfon się wygłupia. Znowu.

- Dobrze, muszę dokończyć mój projekt z magii kreatywnej - powiedział Dean. - Na razie Malfoy, Harry.

Ginny była oszołomiona, że Malfoy uśmiechnął się do Deana. Ten uśmiech sprawił, że twarz Ślizgona wydawała się jaśniejsza i młodsza.

Harry także przyglądał mu się z uwagą i Ginny doszła do wniosku, że też był tym zaskoczony.

Wzięła delikatnie Deana za ramię i spojrzała tęsknie na Harry`ego, mając nadzieję, że poprosi, by została. Ale Harry wciąż patrzył na Malfoya, gdy Dean zaczął prowadzić ją korytarzem.

- Wiesz o co chodziło Zabiniemu? - zapytał ją poważnie. - Z tym planem?

Ginny myślała przez chwilę, zanim odparła:

- Nieco wcześniej pytał Malfoya, czy ten na pewno wie, co robi i czy ma jakiś plan. A Malfoy odpowiedział, że ma.

Zmartwiona, spojrzała na Deana i w jego ciepłych, brązowych oczach dostrzegła troskę.

- Myślisz, że powinniśmy powiedzieć Harry`emu? - spytała zaniepokojona.

- Nie... - odparł Dean powoli. - Nie. I tak by nie uwierzył.

- Och, oczywiście. Jest taki ufny. - Ginny przysunęła się od Deana, bo jego bliskość uspokajała ją trochę. - Ale zajmiemy się nim, prawda?

Dean mocniej przycisnął jej rękę do swego ramienia. Przez chwilę jego twarz nadal była poważna. Potem rozjaśniła się lekko.

- Tak, a ja zajmę się tobą.

*

- No - odezwał się Draco, kiedy Ginny i Dean wreszcie sobie poszli. - Chodźmy.

W milczeniu szli korytarzem, w którym znajdował się posąg Jednookiej Wiedźmy. Harry starał się ubrać w słowa te wszystkie bolesne i chaotyczne myśli, które nawiedziły go, gdy włóczył się samotnie po szkole. Jednak nie mógł za bardzo skupić się na tym zadaniu, bo co chwilę zerkał na idącego obok Draco. Czuł taką ulgę, że znowu jest z przyjacielem. Był szczęśliwy, widząc te błyszczące w przyćmionym świetle, jasne włosy. Cieszył się, że są tu, gdzie nikt nie oskarża Draco i gdzie nikt nie mówi niczego, co mogłoby go zmartwić lub mu zagrozić.

- Jestem pewien, że wieści są właśnie w drodze do Hogsmeade - zauważył Draco, gdy szli tunelem. - Zatrzymajmy się na moment i rzućmy jakąś klątwę na pocztę pantoflową.

- Możemy posiedzieć koło Wrzeszczącej Chaty - zaproponował Harry, gdy weszli do piwnicy Miodowego Królestwa. - Tam na pewno nie będzie nikogo.

Draco spojrzał na niego z rozbawieniem.

- Ale mogą być duchy - stwierdził. - Wiesz, że Crabbe i Goyle nadal boją się tam chodzić?

- Eeee...

Ślizgon zatrzymał się, żeby kupić kilka swoich ulubionych lizaków o smaku krwi i uśmiechnął się czarująco do zgorzkniałego sprzedawcy. Potem zaczęli wspinać się po zboczu pagórka, na którym stała Wrzeszcząca Chata.

Po drodze Draco nadal roztrząsał krzywdy z przeszłości.

- Atakowanie kogoś w pelerynie niewidce nie jest szlachetnym czynem - rozważał. - To było bardzo podstępne. Bardzo perfidne. Właściwie to było bardzo ślizgońskie, ty draniu.

- Jak możesz tak mówić Draco, przecież sam jesteś Ślizgonem.

- No właśnie! Więc najlepiej wiem, o czym mówię.

Harry nie mógł nie roześmiać się, gdy usłyszał pełen animuszu głos przyjaciela.

- Tak czy inaczej - podsumował, starając się mówić surowo - zasłużyłeś sobie na to. Byłeś wstrętny dla Hagrida.

- To fakt - przyznał Draco bez cienia skruchy. - Ale to było zanim go tak naprawdę poznałem.

Harry był zaniepokojony diabelskim błyskiem w oczach Draco, gdy ten, podczas pamiętnej herbatki, widocznie zdał sobie sprawę, że Hagrid bierze pod uwagę zdanie uczniów, których lubi. A Hagrid był bardzo niepewny swoich umiejętności pedagogicznych i chłonął wszelkie sugestie związane z przedmiotem, którego nauczał.

- Chciałeś powiedzieć, przed tym, jak zacząłeś nim manipulować.

Draco lekceważąco machnął ręką.

- To to samo. I nie życzę sobie twoich dziwacznych i nieuzasadnionych insynuacji. Ja tylko pomagam. Jestem doradcą i asystentem nauczyciela.

Lekcje nie stały się przez to mniej niebezpieczne. Jednak teraz uczyli się o zwierzętach, które mogłyby być wykorzystane w aktualnej sytuacji - przeważnie zresztą do niecnych działań. Draco zachowywał się jak satrapa, wykorzystując swoje uprzywilejowane stanowisko. Często też rechotał złośliwie, zakłócając tym spokój na lekcjach.

Zabawne.

- Jesteś maskotką nauczyciela, knującą podstępne plany zawładnięcia klasą.

- Jesteś... Próbujesz mnie zagadać i zmienić temat rozmowy - stwierdził Draco ponuro. - A rozmowa toczy się o tym, że podstępnie zaatakowałeś moje osobiste plecy, gdy byłem niewinnym dzieckiem.

- Byłeś okropnym dzieckiem.

- Ale w niewinny sposób - nie ustępował Draco, krocząc ostrożnie ścieżką prowadzącą do Chaty.

Cały Draco - idzie tak, żeby nie ubłocić sobie butów, pomyślał Harry i przewrócił oczami.

- O mało co nie dostałem zawału, wiesz? Byłem bardzo wrażliwym dzieckiem - dodał z wyrzutem Ślizgon.

- Byłeś demonem, który przybył wprost z piekła, żeby mnie dręczyć.

- Każdy potrzebuje jakiegoś hobby - prychnął Draco. - Poza oczywiście daleko ważniejszą, niż sprawy ducha rzeczą, a mianowicie, kwestią włosów. Moje piękne, wspaniałe włosy.

- Blond włosy wyglądają jak sprane - powiedział Harry obojętnie. - Poza tym, twoje są za jasne, jak na naturalny kolor. Założę się, że je rozjaśniasz.

Draco wydał stłumiony okrzyk przerażenia. Harry zagryzł usta, żeby nie wybuchnąć szaleńczym śmiechem.

- Harry - zaczął Draco mrożącym krew w żyłach tonem - to najgorsza rzecz, jaką mi powiedziałeś. To najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek ktokolwiek mi powiedział.

Ślizgon odwrócił się do niego plecami i popatrzył w niebo, jakby brał je na świadka swego potwornego cierpienia. Harry schylił się.

- Jak on śmie tak do mnie mówić - Ślizgon dramatycznie zwrócił się do chmur. - Po tym, jak zrujnował moją fryzurę. Jak zniszczył mi włosy! Były pełne błota, brudne; przez chwilę wyglądały, jakby były brązowe! - wykrzyknął ze zgrozą. - Spędziłem kilka godzin pod prysznicem szorując je zawzięcie szamponami, a on mówi...

- Draco - powiedział spokojnie Harry prostując się i celnie rzucając w niego grudą błocka - przestań w końcu żyć przeszłością.

Nastąpiła chwila ciszy. Draco stał w bezruchu, a błoto spływało z jego włosów i osiadało na płaszczu. Potem odwrócił się wolno i drżąc z powodu tłumionych emocji, wbił wzrok w Harry`ego.

- Potter - oświadczył z niezachwianym przekonaniem - zginiesz za to.

Schylił się i błyskawicznie chwycił z ziemi garść błota. Ale Harry także miał refleks szukającego - uchylił się, a kula mazi trafiła go tylko w ramię. Niemal jednocześnie przykucnął, aby zdobyć więcej amunicji.

Draco odwrócił głowę, a pecyna musnęła jego policzek. Przez chwilę ocierał twarz, patrząc na Gryfona z niedowierzaniem, a potem odsunął się, by uniknąć następnego ataku. Nadal uważał przy tym, żeby nie zabrudzić sobie butów.

Zgarnął trochę błota i uskoczył przed kolejnym pociskiem, ale tym razem w stronę napastnika. Następnie podbiegł do Harry`ego i wrzucił mu mokrą bryłę za koszulkę.

Harry krzyknął, cofnął się, potknął o wystający kamień i z rozmachem wylądował siedzeniem w bagnistej kałuży.

Draco wybuchnął śmiechem. Harry złapał go za kostkę i pociągnął zwalając z nóg.

Oburzony wrzask Draco urwał się jak nożem cięty, wraz z odgłosem stanowiącym kombinację głuchego uderzenia i plaśnięcia.

Harry uniósł momentalnie głowę i ujrzał zastygłą w wyrazie osłupienia twarz Draco. Włosy Ślizgona leżały w największym bajorku w okolicy.

Harry bezsilnie opadł placami na grząskie, miękkie podłoże i śmiał się, i śmiał, i nie mógł przestać. Zamknął na chwilę oczy.

Ufam ci, choćby nie wiem co, pomyślał nagle.

- Przekleństwo - jęczał Draco w tle. - Udręka. Rozpacz. Och, moje włosy. Nienawidzę cię, Harry Potterze.

- Tak, tak - pokiwał pobłażliwie głową Harry, strząsając na niego wodniste błotko.

- Jestem dzisiaj w nienajlepszej formie, powinieneś o tym pamiętać - dąsał się Draco.

Harry podparł się na łokciu i spojrzał na przyjaciela. Powieki Ślizgona były przymknięte, prawdopodobnie dlatego, że chłopak chciał lepiej skoncentrować się na pogrążaniu w całkowitej rozpaczy. Jego rzęsy lśniły na policzkach niczym srebrzyste nitki.

- Draco - odezwał się Harry miękko. - Oni mówią, że przyjaźnisz się ze mną tylko dlatego, żeby wydobyć ze mnie informacje.

Oczy Draco pozostały zamknięte.

- Wierzysz im? - zapytał spokojnie.

- Nie! - Ile razy jeszcze będę musiał to powtórzyć? - Po prostu... Chciałem powiedzieć, że jeśli to dla ciebie zbyt trudne... jeśli sprowadza na ciebie dodatkowe podejrzenia...

- Zapomnij. - Powieki Draco rozchyliły się ukazując szare krążki tęczówek. - Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.

Ulga była tak wielka, że Harry nawet nie próbował powstrzymać uśmiechu.

- Naprawdę? Niech to szlag.

- A było już tak blisko, prawda? - zgodził się Draco. - Nie zamierzam leżeć w błocie całą noc. Pomóż mi wstać.

Wyciągnął władczo rękę, a potem zepsuł cały efekt wymachując nią w powietrzu.

Harry podniósł się i stał ze skrzyżowanymi ramionami, obserwując z pobłażliwym rozbawieniem, jak przyjaciel sam wygrzebuje się z kałuży. Ślizgon obrzucił go pełnym wyrzutu spojrzeniem.

- Zaznaczam, że to ja zajmuję łazienkę prefektów - poinformował Harry`ego.

- Nie sądzę - stwierdził Harry uprzejmie. - Łazienka jest tego, kto dotrze tam pierwszy.

Draco przyglądał mu się przez moment, machinalnie zdrapując smugę błota z szyi. Potem zerwał się nagle i popędził w dół zbocza.

Harry pognał za nim. Zatrzymali się tylko, by wślizgnąć się do piwnicy miodowego królestwa, a potem, gdy podnosili klapę przejścia.

Potem ścigali się tunelem i korytarzami. Draco podstępnie grzmocił Harry`ego za każdym razem, gdy Gryfon zbliżał się za bardzo.

- Spadaj, Potter - wydyszał. - To moja łazienka. Potrzebuję mojej lodowej pianki. Potrzebuję...

Zatrzymał się gwałtownie w pół ciosu.

Pod łazienką stało kilka osób i zawzięcie się wykłócało.

- My przeszukiwaliśmy ten korytarz - piekliła się Pansy. - Idźcie szukać gdzie indziej.

- My byliśmy tu pierwsi - awanturował się Ron.

- Tak? Tak? Zjeżdżaj, Weasley.

- Po prostu niepokoimy się... - zaczęła Hermiona cienkim głosem.

Blaise Zabini chrząknął.

- Patrzcie tam.

Wszystkie głowy obróciły się w ich kierunku. Harry stał prosto, bohatersko próbując sprawiać wrażenie niezwykle czystego.

- Draco! - krzyknęła zrozpaczona i nieco skonsternowana Pansy. - Na Merlina! Co ci się stało? - Podbiegła wyciągając chusteczkę z szaty i rzucając Harry`emu mordercze spojrzenie. - Co on ci zrobił? - zapytała ostro wycierając policzek Draco.

- Nie pluj na nią - poinstruował ja Draco, zezując podejrzliwie na chusteczkę.

- Harry! - pisnęła Hermiona. - Proszę, wróć z nami, tak się martwiliśmy...

Harry popatrzył na nią twardo.

- Nie było takiej potrzeby - powiedział. - Byłem z Draco.

- Ale teraz już możesz wrócić z nami - stwierdził Ron z naciskiem.

- A ty musisz iść do łazienki prefektów, Draco - westchnęła Pansy opuszczając rękę z chusteczką z rezygnacją osoby, która wie, że została pokonana.

- Oferujesz mi swoje towarzystwo, młoda damo? - uśmiechnął się Draco.

- Po tym co się stało - oznajmił Zabini - wszyscy musimy z tobą porozmawiać.

Draco zacisnął usta.

- W porządku - prychnął i zwrócił się do Harry`ego. - Do zobaczenia jutro - powiedział zniżając głos tak, aby wydawało się, że zamierzał być dyskretny, ale mówiąc na tyle wyraźnie, by wszyscy go usłyszeli. A potem rozpromienił się przypominając sobie coś. - A jutro jest sobota.

Harry uniósł brwi. Draco przez cały tydzień mniej lub bardziej intensywnie zadręczał go pytaniami o swój prezent. Harry przyzwyczaił się już, że Ślizgon wita go „Harry, co to jest za prezent” zamiast widocznie zbyt pospolitego „cześć”.

Spojrzał na przyjaciela, który najwyraźniej nie mógł powstrzymać się od wyciągania grudek błota z włosów, i znowu pomyślał:

Ufam ci.

- Tak, do zobaczenia jutro.

- Nie mogę się doczekać - uśmiechnął się Draco.

* Kazimierz Przerwa-Tetmajer „Credo”

**Typowy metroseksualny, to młody mężczyzna, bogaty, mieszkający w (lub przy) metropolii - ponieważ tam są najlepsze sklepy, kluby, siłownie i fryzjerzy. Może być gejem, hetero lub bi, lecz jest to bez znaczenia, gdyż sam dla siebie jest głównym obiektem miłości, przyjemności, a także obiektem seksualnym. Termin użyty po raz pierwszy przez Marka Simpsona w „Meet the metrosexual”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
11(2), Rozdzia˙ jedenasty
Nieof. tłum. Błękitna godzina - rozdział jedenasty
25 8, Rozdzia˙ jedenasty
ROZDZIAŁ JEDENASTY 6IF543TF6PKZFXBMOYPINV2MJQZPGSVGOIBWRJQ
11(3), ROZDZIA˙ JEDENASTY
Rozdział jedenasty
Rozdział jedenasty
Rozdział Jedenasty
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Rozdział dziesiąty i jedenasty
Rozdział dziesiąty i jedenasty
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala

więcej podobnych podstron