Rozdział 84. Dziwni towarzysze
Kingsley Shacklebolt był zdumiony, jak szybko bardzo poważany personel medyczny pojawił się w Snape Manor. On i Draco skonsultowali się z uzdrowicielami poleconymi przez Lucjusza, radząc im, by ambulatorium utworzyli w wielkiej sali balowej, dzieląc dużą przestrzeń zasłonami. Następnie musieli zająć się organizacją personelu oraz zgromadzeniem eliksirów i innych medycznych przedmiotów dostępnych w Hogwarcie lub u najlepszych europejskich dostawców. Kiedy łóżka były już na miejscu, Kingsley rozpoczął wizytowanie czarodziejów i czarownic znajdujących się na jego liście brytyjskich śmierciożerców. Następnie zaczął transportowanie do ambulatorium magicznie wyczerpanych i poszkodowanych ludzi. Napotykał względny opór lub przynajmniej niechęć, gdy - jako znany auror - zbliżał się do danego poplecznika Czarnego Pana i proponował mu bezpieczeństwo do czasu odzyskania sił. Niemniej jednak zdarzało się to stosunkowo rzadko. Większość tych ludzi przede wszystkim czuło się kompletnie zdradzonymi przez Czarnego Pana, niezależnie od poziomu ich wyczerpania lub poważności urazów. Żaden człowiek, którego Shakleboltowi udało się znaleźć, nie odmówił propozycji zabrania go do ambulatorium w Malfoy Manor.
Oprócz kilkunastu śmierciożerców, których nie udało się odnaleźć w ich domach lub innych znanych kryjówkach, do środy wieczór Kingsley zebrał wszystkich z listy dostarczonej mu przez Snape'a i Malfoya. Z kolei w czwartek mężczyzna rozpoczął rozmowy z każdym z owej listy po kolei, kto był zdolny do konwersacji, by dowiedzieć się, kto jeszcze może potrzebować pomocy. Kilku śmierciożerców, do których podszedł, niechętnie z nim rozmawiało, ale opór całkowicie zniknął, kiedy zgodzili się na współpracę. Gdy tylko dostał kilka nazwisk, Abner Goyle - pierwszy chętny do pomocy - zasugerował, że on będzie kontynuował rozmowy ze swoimi kolegami, by Kingsley mógł spędzić czas na zbieraniu w Malfoy Manor ludzi, których nazwiska niedawno dostał. Nie dość, że było to niezwykła współpraca z jego strony, to jeszcze okazało się to bardzo wydajnym rozwiązaniem.
Wszyscy wydawali się być świadomi faktu, że tuż przy oknie znajdowało się miejsce, w którym spali byli koledzy, więc unikali przemieszczania się w pobliżu tamtych łóżek. Uzdrowiciele byli wręcz doskonali. Udało im się osiągnąć niezwykłe rezultaty w leczeniu większości osób, będących teraz po ich opieką. Niemniej jednak zdarzali się i tacy śmierciożercy, którzy zostali całkowicie pozbawieni swojej magii, więc - jako mugole - wciąż byli pod wpływem zaklęcia usypiającego. Uzdrowiciele próbowali wszystkiego, co tylko przyszło im na myśl, by przywrócić im magię bądź po prostu ich obudzić, jednakże ostatecznie doszli do wniosku, że te osoby nie są w stanie skorzystać z ich pomocy. Wydawało się rozsądnym, aby umieścić ich wszystkich razem. To znacznie ułatwiło dostarczanie niezbędnej im opieki - okazało się to również dobrym pomysłem ze względu na fakt, iż widok śpiących byłych czarodziejów był bardzo poruszający dla pozostałych osób znajdujących się w ambulatorium.
Czwartkowe zadanie Kingsleya, polegające na kolekcjonowaniu pozostałych śmierciożerców, było zupełnie inne od poprzedniego dnia. Ludzie, z którymi się kontaktował, na ogół byli bardziej dyskretni w kwestii swojego statusu i nigdy publicznie nie ujawniali swojego sojuszu z Voldemortem. Wizytował teraz jedne z najpiękniejszych domów w Wielkiej Brytanii i spotykał najbardziej wpływowe głowy domów oraz ludzi, którzy przywykli do zadawania pytań i posiadania innych pod kontrolą. Podczas swoich wizyt w środę, wiele osób było szczęśliwych z powodu zaoferowania im bezpieczeństwa i pomocy, natomiast dzisiejsze wizyty sprawiły, że naprawdę przeklinał swoją pracę. Sporą część czasu spędził na rozmowach z każdą z osób, które odwiedzał, z większością angażując się w słowne przepychanki. Fakt, że przybył ubrany w swoje egzotyczne, afrykańskie ubrania zawsze pomagał, bo nie wyglądał na pracownika ministerstwa, a już na pewno nie na aurora. To właśnie dlatego cały czas nosił te ubrania, choć jego rodzina już od pięciu wieków żyła w Wielkiej Brytanii. Głęboki, bogaty głos również pomagał - jego dźwięk dodawał wagi słowom. Kiedy spotykał się z każdym z tych przypuszczanych i/lub tajnych śmierciożerców, ostrożnie obserwował i oceniał ich, sprawdzając, czy wyglądali, jakby ich magia została odessana lub ogółem czuli się źle. Patrzył również na reakcję na wymienione przez siebie nazwiska (Korneliusz Knot, Amelia Bones, Harry Potter, Lucjusz Malfoy), by zorientować się, jaki będzie najodpowiedniejszy i najbardziej przekonujący argument, żeby zmusić ich do towarzyszenia mu do Malfoy Manor. W niektórych przypadkach konieczne było również ustalenie wiarygodnego wytłumaczenia podanego rodzinie i współpracownikom, które wyjaśniałoby kilkudniową wizytę w rezydencji Lucjusza. Nieco męczące było powtarzanie w kółko tej samej historii, ale okazało się to koniecznością w przypadku prawie wszystkich, z którym się spotkał. Według jego oceny, tylko jedna osoba, z którymi widział się w czwartek okazała się nie być poplecznikiem Czarnego Pana. Owa kobieta była czarownicą w podeszłym wieku. Ponadto wydawała się nie mieć żadnych zewnętrznych oznak magicznego wyczerpania. Po pewnym okrężnym temacie, w końcu pokazała Shakleboltowi swoje nienaznaczone przedramię i powiedziała:
- Lord Voldemort chciał, bym przeszła na jego stronę kilka miesięcy temu. Nagle całkowicie przestał się ze mną kontaktować i od tamtej pory nie widziałam go i nie słyszałam nic od niego.
Jeden młodszy czarodziej, Eustachy Landon był wyjątkowo trudnym przypadkiem. Nie był głową domu, ale potomkiem czcigodnej rodziny i - mimo że mógłby rywalizować z wyniosłością Lucjusza - był najwyraźniej w bardzo dużym stopniu zależny od swojej rodziny. Pomagała mu finansowo, jednocześnie starając się podnieść pozycję w czarodziejskim świecie. Równie oczywiste okazało się, iż byłby wysoce zagrożone, gdyby magowie dowiedzieli się, że przyjął Mroczny Znak. Choć Kingsley był w stanie zorganizować prywatne spotkanie z młodym mężczyzną, Eustachy najwyraźniej nie chciał przyznać się do niczego, co mogłoby spotkać się z dezaprobatą ojca. W dalszym ciągu nie chciał przyznać się do żadnego zaangażowania w plany Voldemorta, choć był bardzo słaby i wyraźnie stresowały go próby ukrycia tego. Dopiero gdy Kingsley zaproponował Eustachemu, by ten dołączył do grona młodych czarodziejów i czarownic o wysokiej pozycji społecznej w Malfoy Manor, aby zaznajomić się z Harrym Potterem, Shacklebolt doczekał się pierwszej korzystnej reakcji. Auror dodał, że pan Malfoy zaaranżował obecność wielu bardzo wybitnych i dyskretnych uzdrowicieli, którzy mieli wspomagać wszystkich przybyłych i udzielać im fachowej opieki medycznej. Zanim Eustachy odpowiedział cokolwiek na tę propozycję, do pomieszczenia wszedł starszy i surowo wyglądający gentelman. Ubrany był w wyraźnie drogie, formalne szaty. Wyglądał na człowieka nadętego i zarozumiałego.
- A więc tak! Nie pozwolę, aby jakikolwiek funkcjonariusz ministerstwa niepokoił moją rodzinę! O co chodzi?
Kingsley z trudem pozbył się chęci przeklęcia tego człowieka za jego oczywiste chamstwo i odpowiedział najbardziej jedwabistym tonem:
- W chwili obecnej działam w charakterze specjalnego łącznika ministerstwa z biurem Harry'ego Pottera na życzenie pana Pottera oraz zgody tymczasowego ministra, pani Bones. Pan Potter poprosił o możliwość spotkania się z młodymi czarownicami i czarodziejami mających znaczenie w czarodziejskim świecie, których środowisko znacznie różni się od jego. Lucjusz Malfoy wspaniałomyślnie zaoferował gościnność swojej posiadłości, by móc tam zorganizować to spotkanie. Jestem tutaj, aby zaprosić młodego pana Landona i poprosić, by do nas dołączył.
Jak Kingsley podejrzewał, starszy mężczyzna natychmiastowo zareagował na wszystkie wymienione przed chwilą nazwiska, w szczególności Harry'ego. Praktycznie bez większego namysłu, odpowiedział:
- Byłoby dobrze dla Eustachego, aby zaznajomił się z Potterem i spotkał się również z Lucjuszem Malfoyem.
Mówiąc to, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Kingsley spojrzał na nieco uspokojonego młodzieńca, dodając cicho:
- Sądzę, że będziesz w Malfoy Manor przez kilka dni, może dłużej. Mamy wszystko, czego potrzebujesz. A jeśli okaże się, że nie, będziesz mógł wysłać tutaj jednego ze skrzatów domowych, by ten zabrał wszystko, czego będzie ci brakowało. Do Malfoy Manor dostaniemy się za pomocą świstoklika. - Wyjął z kieszeni zaczarowany notatnik i wyciągnął dłoń przed siebie. Gdy tylko dotknął go Eustachy, Kingsley powiedział: - Malfoy Manor.
Po jego słowach obaj zniknęli.
Pomimo całej swojej brawury w domu i na oczach swojego ojca, Eustachy załamał się zaraz po przybyciu do Malfoy Manor. Natychmiastowo został zabrany przez uzdrowicieli. Byli zdumieni, że ten młody mężczyzna był w stanie stać na nogach przez ostatnie kilka dni, ponieważ jego magiczne zasoby były wyjątkowo wyczerpane. Istniała możliwość przywrócenia mu mocy, może nawet do wcześniejszego poziomu. Nikt nie był zaskoczony - nawet pomimo jego nadzwyczajnej wytrzymałości - kiedy młodzieniec zdjął płaszcz i koszulę, gdy przygotowywali go do położenia się do łóżka i okazało się, że Eustachy w rzeczy samej ma na przedramieniu wypalony Mroczny Znak.
*
W Riddle Manor Voldemort w końcu poczuł się na siłach podjęcia się zadania stawienia czoła światu, który sam stworzył. Planował zrobić to wczoraj, ale wciąż był zbyt wyczerpany - przespał cały dzień. Jego skrzaty domowe budziły go, by podać mu jedzenie i mikstury lecznicze, więc dziś rano czuł się w miarę dobrze - silny i poruszony tym, co przyjdzie mu niedługo zobaczyć.
Nie był jeszcze pewien, jak podzielić swój nowy świat, ale zdawał sobie sprawę, że ci, których chce kiedyś obudzić, mogą wkrótce umrzeć, jeśli nie ocknie ich teraz bądź nie umieści w stanie zastoju. Jego pierwszym przystankiem była komnata audiencji, gdzie rzucił zaklęcie snu. Nagini, owinięta wokół ramion Czarnego Pana, wściekle przecinała językiem powietrze.
- Panie, trzech z twoich popleczników nie przetrwało. Czuję zapach śmierci.
Wąż wskazał łbem na trzy ciała; Voldemort musiał się zgodzić - oni z pewnością byli martwi. W powietrzu unosił się odór rozkładu. Wiedział, że nie będą mu już potrzebni, więc machnięciem różdżki sprawił, że zniknęli. Pozostali wyglądali na żywych - mogłoby się wydawać, że oddychają, więc rzucił zaklęcie, aby ich obudzić.
Gdy tylko to zrobił, ten, który miał jedynie zmniejszony poziom magiczny - był w stanie śpiączki - zbliżał się do punktu, w którym hałas powodowany przez Nagini i Czarnego Pana był w stanie go obudzić. Mężczyzna okazał się bardzo słaby i ledwie stał w obecności swojego Mistrza. Voldemort założył, że cierpli z powodu braku wody i żywności, więc po prostu wezwał skrzata domowego, by ten położył go do łóżka i zajął się nim.
Zdziwienie Lorda wzbudziło dwóch czarodziejów, którzy wciąż spali - nawet pomimo rzuconego na nich zaklęcia budzącego. Niemniej jednak Nagini sycząc potwierdziła, że obaj żyli. Nie chcąc jeszcze opóźnić swojej wycieczki poprzez zrujnowany świat, Tom zdecydował, że wolałby cieszyć się tymi doświadczeniami jedynie w towarzystwie węża. Wezwał więc więcej skrzatów domowych, by te przeniosły również tych nieprzytomnych czarodziejów do łóżek i zajęły się nimi. Czarny Pan zamierzał później zastanowić się nad ich niezdolnością do obudzenia się.
Voldemort kroczył spokojnie uliczką łączącą Riddle Manor z drogą prowadzącą do wioski. Skierował się w jej stronę, ciesząc się śpiewem ptaków i szczekaniem psów. Wprawdzie miał kawałek do przejścia, ale rzucił na Nagini urok niwelujący wagę i cieszył się wiatrem owiewającym jego twarz, gdy coraz bardziej zbliżał się do woski, której tak bardzo nienawidził. Nie chciał przegapić żadnego zniszczenia w tym miejscu. Po jakichś pięciu minutach spaceru trafił na pierwszych mugoli. Kilku chłopców, jeżdżących wcześniej na rowerach, zjechało na pobocze drogi, ostatecznie lądując w rowach. W chwili obecnej spali wśród ruin swoich pojazdów. Nieco dalej Czarny Pan dostrzegł, że samochody były wyraźnie w ruchu, gdy ich kierowcy zasnęli. Dwa rozbiły się o siebie nawzajem - musiała się wytworzyć imponująca kula ognia, bowiem oba pojazdy były kompletnie zwęglone. Nagini potwierdziła, że czuje w nich zapach śmierci. Voldemort w kilku innych miejscach zobaczył auta, które uderzyły w drzewa lub drewniane słupy ustawione wzdłuż drogi. Jeden z nich wbił się nawet prosto w dom! Kilku poruszających się mugoli - nie samochodami - było rozciągniętych na ziemi w różnych miejscach. Niektórzy wyglądali na śpiących z zadowoleniem, ale inni najwyraźniej zasnęli w nieco bardziej gwałtownych okolicznościach. Ich kończyny powyginały się pod nienaturalnymi kątami względem ich ciał, a pod nimi tworzyły się spore kałuże krwi.
Najprawdopodobniej ulubioną częścią tego rannego poranka była dla Voldemorta mała grupa domów ściśniętych ze sobą w miejscu, gdzie zaczynało się miasteczko. Ogień rozprzestrzenił się przez trzy małe domki, całkowicie je niszcząc. Nawet drzewa w pobliżu były nadpalone, a samochody zaparkowane zbyt blisko nich wybuchły. Wprawdzie płomienie już zgasły, ale wciąż było trochę dymu, a w powietrzu unosił się piękny zapach zniszczenia.
Sama wioska - z tak wielką ilością mugoli - zapewniała własne, cudowne widoki. Było więcej zarówno pieszych, jak i samochodów, więc wydarzyło się dużo więcej wypadków, które wybitnie ukazywały zniszczone mugolskie ciała, utkwione między dwoma autami, bądź pojazdami i drzewami lub budynkami. Niektórzy z nich z pewnością zostali przejechani - znaleźli się i tacy, którzy wciąż leżeli pod oponami. Bardzo duży autobus wjechał w podstawę mostu - znajdowało się pod nim mnóstwo mugolskich ciał.
Dla zaspokojenia żądzy krwi Voldemorta była wystarczająca liczba wypadków ze skutkiem śmiertelnym, jak również ogółem śmierci. To powodowało, że Nagini robiła systematycznie sprawozdania z zapachu śmierci, dzięki czemu żadne z nich nie zauważyło, że wielu mugoli wciąż śpi, choć nie są już w żadnym niebezpieczeństwie. Samochód uderzył w dziecięcy wózek, okropnie go zniekształcało, ale ramka chroniąca przewożone w nim niemowlę sprawiła, że ten spał z zadowoleniem. Dziecko siedzące uprzednio na huśtawce stoczyło się w piasek pod nią, teraz znajdując się w głębokim śnie.
Nawet niektóre z wypadków samochodowych z udziałem zarówno kierowców, jak i pasażerów nie skończyło się śmiercią. Ludzie byli chronieni pasami bezpieczeństwa i - dodatkowo - poduszkami powietrznymi. Teraz spali bezpiecznie w ruinach swoich aut. Voldemort nie przyglądał się bardzo dokładnie mugolom, aby zorientować się, czy przeżyli to, co im się przytrafiło w chwili, w której rzucił zaklęcie snu. Gdyby to zrobił, wiedziałby, że ci, którzy przeżyli, mają się stosunkowo dobrze.
- Moja wierna Nagini! Moje serce cieszy się na widok tego bezwartościowego robactwa w takim stanie! Pewny wynik jest wręcz nieuchronny! Wystarczy tylko, aby upłynęła niewielka ilość czasu, a oni wszyscy będą martwi! W końcu mam szansę wybrać robactwo i słabeuszy z magicznych szeregów! To naprawdę wielkie wydarzenie. Dzięki temu w przyszłości będą traktować mnie z podziwem. Czas, aby ci, którzy nie zasługują na miejsce w tym świecie zostali z niego wyrzuceni, bez choćby ostatniej myśli, oraz czas, by ci, którzy zasługują na to, co ten nowy świat ma do zaoferowania zostali zapewnieni, że to otrzymają!
Jako dziecko w sierocińcu, Tom Riddle nie widział prawie żadnej części Anglii, a od tego czasu jego horyzonty poszerzyły się. Był częścią czarodziejskiego - nie mugolskiego - świata. Niemniej jednak wciąż istniało miejsce w nie magicznym Londynie, które widział na zdjęciu w książce, która tamtego czasu kształtowała jego wyobraźnię. Niestety później zaczął go irytować nadmiar szaleństwa i głupoty w mugolskim świecie, zwłaszcza w tym jednym miejscu - tętniącym życiem centrum Piccadilly Circus.
- Chodźmy, mój wężu. Odwiedźmy w końcu Piccadilly Circus.
Z chłodnym śmiechem Voldemort i Nagini wznieśli się w powietrze i rozpoczęli powolny lot w kierunku Londynu.
*
Departament Sytuacji Awaryjnych w Ministerstwie Magii przeprowadził bardzo udane spotkanie międzynarodowe, gdzie ustalono warunki wzajemnej współpracy i wsparcia. Podzielono się również planami ratowniczymi. W tym kontekście zaklęcie zastoju zmieniło całkowicie swoją definicję - na czar „ratunkowy”. To umożliwiło brytyjskiemu Ministerstwu skupienie się tylko na zaczynającym się rozwijać planie nazwanym „Operacją Bezpiecznej Przystani”. Jej celem było przenoszenie śpiących mugoli do bezpiecznego schronienia, gdzie środowisko pozwoli im odsypiać działanie czaru. Czarownice i czarodzieje, mając umiejętność rzucania zaklęcia lewitacji, przenosili mugoli do wyznaczonych schronisk, gdzie charłaki kontrolowali ich stan, jednocześnie również pozostając w bezpiecznym miejscu.
Pracownicy ministerstwa pracowali w zespołach, by ustalić miejsca w miasteczkach i miastach w całej Wielkiej Brytanii, gdzie mogły znaleźć się największe liczby mugoli. Ustanawiali również protokoły, aby grupy ratownicze udali się też do środowisk podmiejskich i wiejskich. Gdy Albus Dumbledore pojawił się w ministerstwie z prośbą, aby uczniowie Hogwartu mogli pomóc w tych wysiłkach, początkowo negatywne reakcje zostały zmienione zarówno poprzez siłę argumentów dyrektora (koncentrowały się one na fakcie, że jego studenci byli silni magicznie i naprawdę pragnęli stać się częścią grup ratowniczych), jak i dzięki rozwojowi operacji Bezpiecznej Przystani. To właśnie ta akcja przedstawiała możliwości udziału w niektórych bezpieczniejszych środowiskach. Ponadto - dzięki przyprowadzeniu uczniów do Londynu - mogli oni zostać połączeni w pary z pracownikami ministerstwa bądź nawet aurorami, a to dodatkowe zapewnienie bezpieczeństwa. Po osiągniętym porozumieniu, zostało otwarte chronione połączenie sieci Fiuu między Hogwartem a ministerstwem.
To był pierwszy dzień, kiedy wolontariusze mieli zebrać się w wyznaczonym do tego miejsca w Hogwarcie. Ich grupa zawierała zarówno uczniów, jak i niektórych dorosłych czarodziejów i czarownice przebywających w tym czasie w szkole.
Ron stanął na czele osób czekających na możliwość opuszczenia Hogwartu. Już teraz tworzyły się nieformalne zespoły, zawierające głównie członków rodzin. Był tutaj jego brat, Charlie, co oznaczało, że Draco również brał w tym udział. Fred i George również byli gotowi, podobnie jak Seamus i duża grupa Gryfonów. Syriusz i Remus również byli w tym tłumie, choć nie określili jeszcze ról, jakie chcieli grać. Dyskutowali, czy w ogóle powinni fatygować się z pójściem do ministerstwa. Zdecydowali się chociaż rozpocząć akcję właśnie tam. Gdy zaczęto mówić na temat najnowszego programu ministerstwa, Operacji Bezpiecznej Przystani, było dość przewidywalne, jak negatywna będzie reakcja Syriusza na tę nazwę. Mężczyzna nie mógł się oprzeć małemu wybuchowi:
- Nie zamierzam spędzić dnia w jakichś mugolskich podstawówkach, lewitując mugoli do klas! Gdzie w tym zabawa?
Remus uśmiechnął się do niego, choć musiał się zgodzić, że wprowadzenie ich - w szczególności ich - w taką sytuację było okropnym marnotrawstwem talentu. Jako animagowie z pewnością mogliby pomóc w wyjątkowo różnych zadaniach, których nikt inny nie mógł się podjąć. Niemniej jednak Remus - w przeciwieństwie do swojego porywczego towarzysza - chciał usłyszeć, co planuje ministerstwo, nawet jeśli Syriusz zdecydowałby się działać na własną rękę.
Kiedy tylko przybyli do budynku ministerstwa, zostali przyjęci przez zadowolony personel. Następnie zaczęto organizowanie ich pracy, łącząc ich w zespoły mające pracować nad operacją „Bezpieczna Przystań”. Syriusz i Remus trzymali się nieco w tyle, patrząc jak Charlie i Draco zostali łączeni w grupę razem z pracownikami ministerstwa. Mieli dostać się do Cambridge i przenieść studentów uniwersytetu w bezpieczne miejsce. Weasley wyglądał na nieco niezadowolonego przydzielonym im zadaniem, ale Draco patrzył z wyjątkową ulgą. Bliźniaków - razem z grupą uczniów i pracowników ministerstwa - odesłano do centrów handlowych, by zajęli się klientami i sprzedawcami. Z kolei oczy Rona rozbłysły z zadowoleniem, kiedy przydzielono mu absolutnie wspaniałe zadanie. Miał pracować z aurorami i czarodziejami mniej więcej w wieku Charliego w podziemiach Londynu, głównie ochraniając stacje metra i poczekalnie.
Żadne z tych zadań nie było tym, co chciał robić Remus i Syriusz, więc po cicho wymknęli się z ministerstwa i aportowali do centrum Londynu, aby sprawdzić, czy było tam więcej mugoli potrzebujących wydostać się z wielu wypadków samochodowych, które ciągnęły się na wszystkich ulicach. Na kilku poprzednich misjach - zwłaszcza, gdy przemienili się w swoje animagiczne postacie - ich ulepszone zmysły węchu i niezwykła siła Lunatyka pozwoliła im znaleźć dziesiątki mugoli, których przeoczyło ministerstwo. Syriusz, podobnie zresztą jak Remus, spędził większość czasu w mugolskim Londynie, więc ostatecznie zaproponował, aby udali się do jednego z jego ulubionych miejsc obserwowania niemagicznych ludzi - okolice Piccadilly Circus.
Gdy zaczęli spacerować w tym obszarze, Łapa obwąchiwał każdy samochód i autobus bardzo uważnie, z kolei Lunatyk - korzystając ze swojego dużego wzrostu - zaglądał w ich szyby. Byli w miejscu, które najwidoczniej zostało już wyczyszczone przez niezwykle kompetentny zespół, więc skierowali się w stronę ronda. Na miejscu dostrzegli absolutny, okrutny chaos. Samochody i autobusy uderzyły w siebie wzajemnie, w uliczne latarnie, w pomnik w centrum, a kilka z nich po prostu przeskoczyło przez krawężnik i wbiło się w pobliskie budynki. Było tam również mnóstwo wody - najprawdopodobniej hydrant również został trafiony.
Ich wyostrzony słuch coś wychwycił - dźwięk trzepotania, ale nie wywołany lotem ptaków. Będąc w zgodzie ze swoim magicznym, ludzkim rdzeniem, wilkołak cofnął się do wewnątrz jednego z budynków, chowając się w cieniu, gdzie wielki, czarny pies stał na dwóch łapach i wzrokiem skanował niebo. Po kilku minutach Voldemort i jego wąż, Nagini, wylądowali na ziemi przy pomniku w samym centrum Piccadilly Circus. Łapa stwierdził z ulgą, że stali pod wiatr - wąż mógłby wychwycić ich zapach w powietrzu. A jeśli już o tym mowa, kiedy Syriusz zorientował się, że pojawienie się Voldemorta tak bardzo przypominało zachowanie godne węży, zaczął się zastanawiać, czy Czarny Pan również jest w stanie wyczuć smak powietrza za pomocą języka. Tak ukradkowo, jak tylko jego psia forma mu na to pozwalała, Black ostrożnie zbliżył się do dziwnej pary.
Voldemort wziął głęboki oddech, przyglądając się badanemu przez siebie chaosowi. Był w stanie wyczuć zapach palących się mugoli, który tak bardzo uwielbiał - podobnie jak zapach benzyny wylewającej się z pękniętych zbiorników samochodów. I choć nigdzie nie było widać płomieni, czuł zapach dymu. A śmierć… Czarny Pan nie potrzebował Nagini, aby stwierdzić, że sporo mugoli zginęło w ruinach, jakie widział przed oczami. Jego serce przyspieszyło, gdy dostrzegł zakrwawione, mugolskie ciała w rozbitych autach - ich bezwładne ciała pod samochodami i autobusami. Kilkoro z nich zostało unieruchomionych między pojazdami a budynkami. Poczuł chwilowe ukłucie żalu. Był w stanie wyobrazić sobie dźwięki awarii, wszystkie te głupie, mugolskie alarmy, które mugole tak bardzo lubili instalować wokół siebie oraz trzaskanie ognia, ale teraz wszystko było cicho. Pocieszył się myślą, że i tak nie byłoby tutaj dźwięków krzyczących, przerażonych mugoli, bo już spali - milczeli, gdy to wszystko się działo. Gdyby przegapił również to, byłby prawdziwie przygnębiony. Ta scena destrukcji była cicha, jeśli chodzi o brzmienie ludzkiego cierpienia, które tak bardzo kochał, więc oglądanie jej kilka dni po całym zdarzeniu nie spowodowało, że ominął tak wiele przyjemności związanej z tym doświadczeniem.
Voldemort zaczął spacerować w samym centrum ogromnego ronda, podziwiając każdy szczegół nowoutworzonego przez siebie świata, nagle gwałtownie się zatrzymując. Wziął głęboki wdech, gdy dostrzegł wielkiego, czarnego psa siedzącego na tylnych łapach i patrzącego na niego ogromnymi oczami. Był tak podekscytowany tym widokiem, że z radości klasnął w dłonie.
- Ponurak! Jak wspaniale! Co za przypadkowy omen! Mroczne błogosławieństwo dla mojej pracy!
Nagini również przyglądała się czarnemu psu. Jej język szybko przecinał powietrze.
- Panie, to nie jest pies. Ta kreatura ma w sobie magię.
- Oczywiście, że ma w sobie magię. To ponurak, zwiastun śmierci. Przyszedł tutaj, by podziwiać śmierć i zniszczenie, które spowodowałem.
Promieniejąc dumą i entuzjazmem, Czarny Pan zwrócił się do psa, który w odpowiedzi wstał i wolno oraz spokojnie zaczął zbliżać się do czarodzieja.
- Dałem ci trochę roboty, prawda, mój przyjacielu? - zapytał, po czym wskazał ręką na otoczenie. Ponurak machnął ogonem, ku oczywistemu zadowoleniu Voldemorta. - Nie możesz być niecierpliwy. Widzę, że wielu mugoli i prawdopodobnie niektórzy czarodzieje staną się twoją zapłatą, ponieważ zmusiłem ich do zaśnięcia. Widzisz więc te wszystkie wypadki, upadki i pożary, aczkolwiek ci, którzy jeszcze żyją, śpią i więcej się nie obudzą. Przetrwają prawdopodobnie dzień lub dwa, na pewno nie dłużej, zanim brak wody spowoduje ich koniec. Wkrótce zaczną umierać, tłumnie! Kiedy zrobię już wszystko, to będzie zupełnie inny, znacznie lepszy świat. Istnieje kilku czarodziejów, których zamierzam oszczędzić, tak więc magiczna rasa przetrwa. Nie przeżyje żaden z tych szkodników, mugoli. Ponadto zbudzę jedynie garść wybranych czarodziejów i czarownic - tylko tych, którzy są czystej krwi i silni magicznie. Tylko tym uda się uzyskać moją łaskę. Będzie nowy, wspaniały świat. Wszyscy będą pracować w harmonii, by osiągnąć cele, które im wyznaczę!
Voldemort podszedł krok bliżej do Ponuraka i ukucnął przed nim. Teraz wyciągnął przed siebie rękę, by pogłaskać przerażającą bestię za uszami - zaryzykował, dotykając jej delikatnie i zdobywając dalsze machnięcia ogonem w podziękowaniu za to, co robi. Mężczyzna zaśmiał się charakterystycznym, chłodnym śmiechem, który zamilkł szybko, gdy tylko wąż syknął mu coś do ucha. Czarodziej momentalnie wstał, prostując się i obejrzał za siebie. Łapa na moment wpadł w panikę, gdy zdał sobie sprawę, że Czarny Pan zauważył Lunatyka. Kolejna, okropna salwa śmiechu wydobyła się z gardła szaleńca.
- To się staje coraz lepsze! Kto kiedykolwiek widział dzikiego wilkołaka w biały dzień, pośród tych wszystkich mugoli! Musi mieć dziś dobry dzień, prawie tak samo wspaniały, jak ty, mój przyjacielu!
Łapa pozwolił sobie chwilę pomyśleć - miał zamiar zaryzykować i pognać do Lunatyka, co z pewnością byłoby podobne do zachowania, jakiego dopuściłby się Ponurak. Niemniej jednak Black zauważył, że Voldemort skierował się w stronę wejścia do metra. Syriusz przypomniał sobie, że ministerstwo wysłało swoje oddziały, by zabrały śpiących mugoli ze stacji podziemnego pociągu, więc zaczął szczekać jak oszalały w ostrzeżeniu. Udawał zainteresowanie szczególnie okropnie wyglądającym wrakiem, chcąc odciągnąć uwagę Riddle'a od wejścia do metra.
To momentalnie zadziałało. Voldemort błędnie założył, że szczekanie i dziwne zachowanie Ponuraka wywołane było znalezieniem jeszcze jednej martwej osoby w samochodzie. Niemniej jednak Czarny Pan odwrócił się jedynie na chwilę, wystarczająco długą, aby jeszcze raz pogłaskać psa za uszami.
- Dobry piesek! Musisz się dzisiaj wyjątkowo dobrze bawić. Chodź, jeśli chcesz. Pragnę zobaczyć, co mogło wydarzyć się w mugolskim podziemiu.
Czarodziej miał właśnie zamiar wejść do stacji metra. Lunatyk ujawnił się, mając nadzieję, że da Łapie szansę na ucieczkę, ale kiedy Syriusz do niego nie podbiegł, pozostał cały czas w ukryciu, cały czas śledząc to, co dzieje się z Łapą, używając do tego swojego niesamowicie czułego słuchu, który posiadał dzięki swojej animagicznej postaci. Na szczęście Syriusz również usłyszał, że ostatnia grupa ministerstwa została oddelegowana na akcje ratownicze na stacjach podziemnych. Remus cieszył się, że kiedyś żył w tanich mieszkaniach w mugolskim świecie. Jedno z nich było w szczególności bardzo blisko tego miejsca. On sam korzystał z tej stacji bardzo często, więc znał różne inne wejścia prowadzące na ten właśnie przystanek. Kiedy Lunatyk usłyszał, jak Voldemort wyraża głośno zamiar wejścia tam, Remus skierował się do najbliższej wejścia do podziemi. Słyszał ludzi będących tam, więc przebiegł przez bariery odgradzające ludzi od pociągu i skierował się w stronę dźwięków. Kiedy był już blisko, przemienił się z powrotem w Remusa Lupina i zbliżył się do ludzi. Nie chciał, by nagłe pojawienie się wilkołaka sprowokowało wrzaski. Znalazł grupę ratowników lewitującą kilku mugoli na jednym z głównych peronów - najwyraźniej przynieśli ich tu wszystkich po zebraniu z mniejszych stacji. Nakazując im milczenie szerokimi, gwałtownymi gestami, mężczyzna chwycił Rona, aurora i jakiegoś czarodzieja i popchnął ich delikatnie, acz zdecydowanie na peron, na którym znajdowali się śpiący mugole. Szeptał, jednocześnie odwracając ich twarze w przeciwną stronę niż główne wejście do metra:
- Zamknijcie oczy. Udawajcie, że śpicie; tak jak mugole. Teraz!
Remus zmienił się w swoją animagiczne postać i wstał w sam raz na czas. Czarny Pan pojawił się na stacji, aby zobaczyć ogromnego wilkołaka kucającego nad połową tuzina śpiących mugoli. Lunatyk przywołał najgroźniejsze i najbardziej wrogie spojrzenie, jakie tylko mu się udało i wyszczerzył kły. Nie był pewien, czy Voldemort podejmie jakiekolwiek wrogie działania przeciwko niemu. Nad ziemią to wszystko brzmiało tak, jakby ten wariat był w wyjątkowo dobrym humorze, ale kto wie? Lupin po prostu chciał wyglądać tak przerażająco, jak tylko mógł. Pragnął sprawić wrażenie, że właśnie miał zamiar zaatakować śpiących mugoli w celu ochrony zarówno Rona, jak i pozostałych. Ryknął krótko i ostrzegawczo, kontynuując podejrzliwe wpatrywanie się w Voldemorta i Nagini. Czarny Pan - w rzeczy samej - był w wyśmienitym nastroju. Skłonił się elegancko, kierując się w stronę charczącego wilkołaka. Ostatecznie zatrzymał się z chichotem i odezwał się:
- Jestem daleki od stanięcia między głodnym wilkołakiem a jego następnym posiłkiem. Dziękuję ci, dobry panie, za pomoc w spowodowaniu rychłego upadku tych śpiących szkodników.
Łapa podążył za Voldemortem do stacji metra, który w odpowiedzi poczuł niewysłowioną radość, gdy ponownie zobaczył psa. Po raz kolejny głaszcząc go za uszami, powiedział:
- Mój przyjacielu, więcej pracy dla ciebie! Wygląda na to, że ci mugole są coraz bliżej kresu swojego czasu na tym świecie.
Z okropnym śmiechem, Czarny Pan odwrócił się i poleciał w górę schodów, wydostając się z podziemnej stacji metra i wzbił się w niebo ponad Londynem. Łapa pognał za nim, aby sprawdzić, czy na pewno już go nie było, podczas gdy wilkołak pozostał na straży, pilnując śpiących mugoli i przerażonych czarodziejów. Dopiero gdy czarny pies pojawił się u szczytu schodów, kierując się w dół, jednocześnie przemieniając w Syriusza Blacka, Lunatyk sam wrócił do swojej ludzki postaci, po czym objął ukochanego silnymi ramionami.
- Opuścił już tę okolicę?
Rozpromieniony Syriusz, z długimi, kręconymi kosmykami włosów opadającymi a twarz, pokiwał z radością głową.
- Co ty sobie myślałeś, idąc do niego?
- Wtedy wydawało mi się to całkiem dobrym pomysłem.
- Rozprawię się z tobą za to później.
Razem Remus i Syriusz postawili na nogi trzech czarodziejów i otrzepali ich. Ron w wdzięczności uściskał obu mężczyzn, podobnie jak pozostali, którym przyszło to z łatwością po zobaczeniu gestu Weasleya. Wiedzieli, że rudzielec jest dobrym przyjacielem Harry'ego Pottera i zakładali, że tych dwóch również nimi było. Auror zauważył, że widział ich w grupach w ministerstwie, ale nie dostrzegł, że zostają oddelegowani jako część zespołu. Wszystkie grupy wypuszczane w teren miały ze sobą przynajmniej jednego aurora bądź pracownika ministerstwa: w tym zespole było ich dodatkowych dwóch ze względu na fakt, że towarzyszył im uczeń Hogwartu. Lunatyk wyjaśnił, że on i Syriusz zamierzali dołączyć do grup ministerstwa, ale uznali, że mogą pomóc bardziej, kontynuując pracę na własną rękę. Auror skrzywił się. W jego opinii amatorstwo powodowało więcej niepotrzebnych problemów, pogarszając trudną już sytuację swoimi dobrymi intencjami, kiedy ryzykowali „prywatne” wycieczki. Jednakże zanim udało mu się wypowiedzieć jakikolwiek argument potwierdzający, że ich zachowanie było niesamowicie głupie, Ron zadał pytanie, nad którym zastanawiali się pozostali towarzysze:
- Czy to Sami Wiecie Kto właśnie tutaj wszedł? - Kiedy Syriusz i Remus kiwnęli głowami, szczęki aurorów opadły, z kolei towarzyszący im czarodziej opadł na kolana w chwilowym ataku słabości. Ron, uśmiechając się szeroko, dodał: - Super!
- Zapewniają świstokliki powrotne do ministerstwa? - zapytał Black.
Auror wyciągnął z kieszeni garść medalionów.
- Te srebrne zabierają rannych mugoli i czarodziejów prosto do świętego Mungo, natomiast te złote zabiorą nas prosto do ministerstwa. Te miedziane - każdy z nas ma jeden w kieszeni - wibruje, kiedy coś się dzieje. Jeśli tak się zastanie, mamy natychmiast wrócić do ministerstwa.
- To dobrze. Musimy dostać się tam natychmiastowo i ściągnąć wszystkie zespoły z powrotem. Mugole przetrwają jeszcze jeden dzień. Voldemort wyszedł obecnie z kryjówki i zwiedza, oglądając chaos, jaki wywoła. Nie jest świadomy, że każdy, kto ma w sobie magię, jest na nogach. Nie ma też pojęcia, że mugole nie śpią, a są w zastoju, a my nie chcemy, aby on się dowiedział, co może się zdarzyć, jeśli zespoły wciąż będą pracować. Remus, możesz zabrać tego cholernego gnojka?
Lupin podniósł czarodzieja, który wciąż drżał, jakby był małym dzieckiem, tym samym zdobywając zaciekawione spojrzenia aurorów. Ron, Syriusz i Remus dotknęli złotego medalionu podanego im przez jednego ze stróżów prawa i zniknęli, by po chwili pojawić się w ministerstwie.
*
Harry stawał się nieco niespokojny i - jeśli być szczerym - znudzony. Spędził wczorajszy dzień w swoim biurze, pracując z dyrektorem Severusem i Hermioną. Dumbledore spędził kilka bardzo produktywnych godzin po tym, jak wysłał wszystkich do łóżek. Połączenie, jakie zauważył Złoty Chłopiec między fragmentami mrocznych ksiąg Salazara Slytherina, a tymi traktującymi o białej magii, zostało potwierdzone przez dalsze badania starca. Albus spędził kilka dodatkowych godzin konsultując te fragmenty z książkami o niewoli, które panna Granger znalazła w bibliotece w Malfoy Manor. Następnie czarodziej dokładnie przejrzał w Myślodsiewni wspomnienie Severusa, które ukazywało, jak mężczyzna przyjmował swój Mroczny Znak. Starzec poprosił Harry'ego o przejrzenie fragmentów dwóch ksiąg, omawiając sposób, w jaki zostały napisane i starając się wycisnąć każdą, nawet najmniejszą odrobinę sensu. Potter musiał ponownie je przetłumaczyć, a następnie omówić bardzo szczegółowo każde ze swoich tłumaczeń.
Pracując w nocy, Dumbledore zaczął zarysowywać kilka teorii i miał co najmniej trzy pergaminy pokryte starożytnymi runami i czymś, co wyglądało jak obliczenia matematyczne. Snape zaczął je przeglądać, a panna Granger cierpliwie czekała, aż pozwolą jej się włączyć. Młodzieniec rzucił okiem na to, co przykuło ich uwagę, po czym potrząsnął przecząco głową: tak, jak księgi napisane w języku węży wyglądały dla nich całkowicie obco, tak Potter kompletnie nie był w stanie zrozumieć tych notatek. Kiedy ponownie przetłumaczył kluczowe fragmenty, broniąc i weryfikując swoje ponowne przekłady, pozostali najwyraźniej zaakceptowali, że mają już tak wiele informacji z tych ksiąg, jak wiele tylko udało się uzyskać. Dopiero potem zaczęli dyskutować na temat teorii i pomysłów Dumbledore'a. Harry zakładał, że kiedy skończą, będą mieć zaklęcie, które będzie mógł rzucić, aby zablokować odpływ magii z Mrocznego Znaku, a może nawet usunąć go całkowicie. Miał nadzieję, że znajdą również sposób, aby pozbyć się go również z przedramion pozostałych śmierciożerców - ale nie jednego lub dwóch na raz. Myślał również nad sposobem namówienia czarodziejów i czarownice noszących Mroczny Znak na współpracę. Ostatecznie doszli do punktu, gdzie nie było, co mógłby zrobić Harry ani niczego, w czym mógłby pomóc. To sprawiło, że czuł się nieco znudzony, jedynie siedząc, patrząc i słuchając dyskusji, z której po prostu nic nie rozumiał.
- Myślę, że zejdę na dół do szklarni i zobaczę, jak radzi sobie Neville.
Severus podniósł na niego wzrok, po czym kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Przyjdę po ciebie, jak tylko stworzymy nowy plan działania.
Harry wyszedł z zamku i ruszył ścieżką prowadzącą do szklarni. Idąc, manewrował między ludźmi idących z nim lub z naprzeciwka. Wielu uczniów trafiło do Ministerstwa, by pomagać w akcjach ratowniczych jako wolontariusze, a mnóstwo z nich pracowało w lochach nad eliksirami. Mimo to, w Hogwarcie wciąż było tak wielu ludzi! Dotarł niemalże do połowy drogi do szklarni, kiedy jakiś głos zawołał do niego z tyłu:
- Harry, zaczekaj!
Ku zaskoczeniu Złotego Chłopca, inny młody mężczyzna z lekko czerwonymi włosami, znajdujący się w odległości zaledwie kilku metrów od Gryfona, również odwrócił się, słysząc ten krzyk. Wysoki młodzieniec podszedł do Pottera, by uścisnąć mu dłoń na powitanie.
- Cześć. Wnoszę, że jesteś Harrym Potterem? Widziałem kilka twoich zdjęć. Miło mi cię poznać. Dziękuję za obudzenie nas wszystkich.
Chłopiec, Który Przeżył był nieco zszokowany, gdy uświadomił sobie, że rozpoznał swojego rozmówcę - on również miał na imię Harry. Wiedział to, nawet pomimo ograniczonego dostępu do gazet i programów telewizyjnych w mugolskim świcie.
- Pana również miło poznać, sir.
Książę zaśmiał się, słysząc „sir”.
- Harry, w tym świecie to ty jesteś królem, nie ja. Jestem zaskoczony, że mnie rozpoznałeś. Większość czarodziejów nawet nie ma pojęcia, kim jestem.
- Cóż, wychowałem się w mugolskim, czyli niemagicznym, świecie. Dowiedziałem się, że jestem magiem, kiedy miałem jedenaście lat, więc widziałem cię wcześniej w gazetach i wielu programach telewizyjnych. Myślę, że słyszałem, że zarówno ty, jak i twój brat jesteście charłakami.
Dwóch młodzieńców rozmawiało ze sobą, dopóki nie dobiegł do nich Neville. Harry przedstawił ich sobie. Było jasno dla obu Harrych, że w wyniku wychowania Longbottoma w magicznym świecie, Gryfon nie miał najmniejszego pojęcia, kim był przedstawiony mu młody charłak. Dla Pottera było jasne, że jego nowemu znajomemu bardzo się to spodobało. Życząc księciu miłego dnia, Złoty Chłopiec i Neville skierowali się w stronę biura profesor Sprout, które Longbottom wykorzystywał jako swoją pomoc w organizacji szklarni.
Małe biuro usytuowane było w miejscu, gdzie zamek i szklarnie zbiegały się ze sobą, by pani Sprout mogła z taką samą szybkością i łatwością dostać się zarówno do swoich Puchonów, jak i roślin. Ta część gabinetu, która znajdowała się bliżej szklarni wyglądała bardziej jak szopa niż biuro i to właśnie ten obszar zajął Neville, pracując. Longbottom zrobił mnóstwo list rosnących tutaj roślin, zapisał, jakiej opieki potrzebują i jak często trzeba do nich zaglądać. Spisał, które z nich były niezbędne do warzenia jakiego eliksiru i kto był odpowiedzialny za jakie zadanie. To było naprawdę imponujące.
- Właściwie, profesor Sprout poprosiła mnie, żebym zostawił jej te wszystkie notatki, kiedy to wszystko już się skończy. Największą wiedzę na temat tego, co się tutaj dzieje, zwykła trzymać jedynie w głowie. Prawie cały dzień zajęło mi zebranie tego w jednym miejscu, ale teraz, kiedy już to mam, jest mi wyjątkowo łatwo śledzić, co się dzieje. Może jej też się w ten sposób przydadzą te listy. Zrobiłem również kilka wykresów o jej „drużynie charłaków”, więc będzie wiedziała, czego już nauczył się robić poszczególny charłak. To ułatwi jej nauczanie ich czegoś nowego każdego następnego dnia, poza tym sądzę, że są szczęśliwsi, kiedy mogą się nauczyć jak to wszystko działa. Na początku było tu strasznie dużo hałasu, gdy byli tutaj pierwszy raz i przerażało ich dosłownie wszystko, ale teraz zdecydowana większość przyzwyczaiła się do wykonywania przynajmniej jednego zadania.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, ale Neville ostatecznie musiał udać się do szklarni, by sprawdzić, jak idzie charłakom.
- Mogę iść z tobą? Nie chcę wracać jeszcze do zamku.
Słysząc prośbę przyjaciela, Longbottom skinął głową, po czym razem zaczęli kierować się w stronę szklarni. Neville wyjaśnił przyjacielowi kilka spraw, po czym zrobił notatki w małej książeczce, w której zapisywał, co należy zrobić - rośliny, które trzeba przesadzić do większej doniczki, te potrzebujące przycięcia. Kilka z nich powinno zostać nakarmionych schabem dzisiaj wieczorem, a inne nie pogardziłyby stekiem. Harry zaliczył zielarstwo na wymagany stopień, ale nigdy nie spędził w szklarniach więcej czasu, niż to było absolutnie koniecznie. W konsekwencji nie widział większości wspomnianych przez przyjaciela roślin, co więcej - nie uczył się o żadnej z nich, najwyraźniej w przeciwieństwie do Longbottoma.
- Jestem pod wrażeniem tego, jak wiele o tym wszystkim wiesz, Neville. To, co robiliśmy na zajęciach nawet nie zahaczało o żadną z tych roślin ani o rzeczy, które każdy zielarz musi wiedzieć.
- Właściwie, Harry, wymagana w klasie wiedza to podstawy, przedstawione strasznie ogólnikowo. Kiedy zaczynasz się uczyć do sumów lub owutemów, musisz przyjść i spędzić tutaj trochę czasu, zajmując się roślinami. W przeciwnym wypadku nie uda ci się zdobyć takiego poziomu wiedzy, jaki jest w podręcznikach.
Doszli do rzędu wysokich roślin, które wydawały się spiskować między sobą w celu udaremnienia wysiłków zmierzających do zebrania ich dojrzałych liści. Kiedy stało się jasne, że ani Neville, ani Harry nie mają zamiaru ich zerwać, rośliny nieco się uspokoiły, choć wciąż były nieco zezłoszczone. Miał na to wpływ fakt, że ktoś pracował nad nimi w sposób, który jasno wskazywał na zbieranie dojrzałych liści. Ostatecznie rośliny skierowały swoje wysiłki na tą biedną duszyczkę.
- Jeden z charłaków otrzymał zadanie zbierania liści tutaj, ponieważ są one podstawowym składnikiem eliksiru regenerującego nerwy, potrzebnego teraz w ogromnych ilościach. Pierwszego dnia naprawdę okropnie jej to szło, więc mamrotała pod nosem coś okropnego, ale kiedy ostatecznie się do tego przyzwyczaiła… Cóż, myślę, że byłaby nieco zaniepokojona, gdyby poproszono ją o zrobienie czegokolwiek innego. To właśnie dlatego staram się pomóc profesor Sprout zachować notatki związane z przydzielaniem zadań.
Podczas gdy Neville opisywał rośliny i wysiłek, jaki trzeba włożyć, aby zerwać dojrzałe liście, Harry był zbyt zajęty uważnym wpatrywaniem się w osobę walczącą z roślinami, o której wspomniał Longbottom, by słuchać przyjaciela. Kiedy początkowo podniósł wzrok, oddech uwiązł mu w gardle, gdy zorientował się, że stoi właśnie twarzą w twarz z ciotką Petunią.
Harry pierwszy otrząsnął się z szoku.
- Ciociu Petunio, poznałaś już Neville'a? Jest jednym z moich kolegów z klasy, a teraz zarządza szklarniami profesor Sprout. Neville, to moja ciocia, Petunia Dursley.
Wydawała się niechętna do chociażby otwarcia ust (za pewne na widok siostrzeńca), jednakże ostatecznie wymamrotała cicho powitanie, uwalniając dłoń z rękawicy ze smoczej skóry, kiedy wyciągnęła rękę, by przywitać się z młodym mężczyzną. Obaj zauważyli sposób, w jaki kobieta wytarła rękę o bluzkę, zanim ponownie schowała ją w zabezpieczającą rękawicę. Choć Harry rozmawiał z ciotką ostatniej nocy, czuł, że powinien poświęcić jej kilka chwil. Ostatecznie Neville odszedł od nich, uprzednio informując Harry'ego, że zobaczą się na obiedzie.
- Więc… Jak widzę, otrząsnęłaś się już z szoku. Czujesz się już lepiej?
- Tak, można tak powiedzieć. Byłam w stanie wrócić do swojego dormitorium ostatniej nocy, by przespać się tam.
- Dostosowałaś się już do życia w magicznym zamku? Słyszałem, że to skrzat domowy tak cię wystraszył. Mogą być nieco przerażające, kiedy widzi się je po raz pierwszy w życiu, prawda?
Petunia spojrzała na Pottera podejrzliwie. Dlaczego ten dzieciak jest dla niej taki uprzejmy? Wciąż był dziwakiem, ale wyglądał trochę inaczej - teraz, kiedy patrzyła na niego w biały dzień. Coś się zmieniło. Wyglądał nieco inaczej, ale wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego. Wprawdzie ubierał się tutaj nieco inaczej… Nie był już cichym, marudnym, niemalże służalczym, małym bachorem, którym zwykł bywać na Privet Drive. Zdawało jej się, że zdobył nieco pewności siebie. Dobrze, że zadziałały przynajmniej niektóre ze wskazówek i dyscypliny dostarczanych mu przez nią i Vernona, nie mówiąc już o dobrym przykładzie, który zawsze dawał Dudziaczek. To wszystko ostatecznie przyniosło efekty.
Niemniej jednak nie miała najmniejszego zamiaru pozwolić mu myśleć, że cokolwiek się zmieniło tylko dlatego, że znajdowali się teraz w jego szkole, a nie w jej domu. Och, to się nigdy nie stanie!
- Jak szybko wydostaniemy się z tego miejsca? Chcę zabrać stąd Vernona i Dudleya i wrócić do normalnych ludzi tak szybko, jak to tylko możliwe.
Jej oświadczenie zostało uwieńczone głośną czkawką, wobec czego Potter starał się ukryć uśmiech. Przypuszczał, że te słowa nie były wystarczająco obraźliwe, by przywołać głośne beknięcie bądź puszczenie gazów, ale odpowiednio złe, by wywołać głośną czkawkę. Severus naprawdę przeszedł samego siebie, rzucając to zaklęcie!
Złoty Chłopiec nie złapał przynęty.
- Ciociu Petunio, wielu z nas pracuje tak ciężko, jak to tylko możliwe, by pomóc ci wrócić do normalnego życia, ale minie przynajmniej kilka miesięcy, zanim minie działania zaklęcia usypiającego. Nie możemy zrobić absolutnie nic, aby to przyspieszyć. W tej chwili robimy wszystko, co możemy, aby utrzymać śpiących ludzi w bezpiecznych miejscach. Próbujemy zabrać ich z mugolskiego świata tam, gdzie będą chronieni przez nas. Są rzeczy, które należy naprawić i takie, z którymi musimy sobie poradzić, więc twój świat po powrocie będzie bardzo podobny do tego, jaki opuściłaś. Zapewniam cię, że się nie obijamy. Teraz, gdy tu jesteś, przynajmniej masz jedzenie i dach nad głową. Poza tym, mój świat jest naprawdę fascynujący. Wiele rzeczy wygląda podobnie do tych, które z nasz, a mimo wszystko są tutaj kompletnie inne. Nawet jeśli zamierzasz wrócić do swojego mugolskiego trybu życia, kiedy to wszystko się skończy, mam nadzieję, że teraz chciałabyś przeżyć kilka wyjątkowych chwil tego świata. Nigdy więcej nie będziesz miała okazji ich zobaczyć.
Potter przestał mówić i spojrzał na nią zaskakującymi, płonącymi, zielonymi oczami. Pani Dursley również na niego patrzyła i nagle to ją uderzyło. To było to - gdzie jego okulary? Zmarnował pieniądze na zakup szkieł kontaktowych? Z pewnością ona i Vernon nie zamierzali płacić za taką ekstrawagancję tego bezwartościowego bachora!
Młodzieniec odezwał się znowu:
- Właściwie, ciociu Petunio, mogłabyś znaleźć sobie miejsce w tym świecie. Jeśli zdecydujesz się iść drogą ku życiu z magią… Cóż, widzę, że to będzie dla ciebie bardzo przyjemne i satysfakcjonujące doświadczenie. To będzie twój wybór, którego nie musisz dokonywać w tej chwili, ale możesz nad tym pomyśleć. Przyjdzie czas, kiedy będziesz musiała zdecydować, a będziesz miała na to jedynie jedną szansę.
- Co za bzdury wygadujesz? O co ci chodzi? Nie chcę mieć absolutnie nic wspólnego z magicznym światem. Nie potrafię pojąć, jak życie pośród dziwaków (jej komentarz spotkał się z bardzo głośnym pierdnięciem) może być czymkolwiek ponad nieznośnym, okropnym doświadczeniem! Dlaczego, u licha, mówisz coś takiego? Brzmisz jak szaleniec!
Ku zaskoczeniu Petunii, Harry nie wzdrygał się, gdy mówiła do niego ostrym tonem. Nie spróbował jej ani uspokoić, ani przeprosić. Zamiast tego obserwował ją spokojnie, co rozwścieczyło ją nawet bardziej. W konsekwencji wróciły do niej dawne nawyki. Podniosła rękę, by uderzyć Gryfona w twarz za bezczelność, a kiedy niedbale machnął ręką, zorientowała się, że nie może w ogóle nią ruszyć. Próbowała jak mogła, by poruszyć ramieniem wiszącym niedbale u jej boku, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Spojrzała na siostrzeńca z nieopisaną wściekłością, jej oczy stały się wyłupiaste, a żyła na jej skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować. Dzieciak miał śmiałość jednie wpatrywać się w nią, nie mając zamiaru schować się ani tym bardziej przeprosić. Wydawał się kompletnie nieporuszony, gdy uśmiechnął się i odwrócił do niej plecami.
- Jak śmiesz tak po prostu odejść, młody człowieku! Wracaj tu w tej chwili i cofnij to, co zrobiłeś mojej ręce! Ty bezczelny draniu! (dało się słyszeć głośne beknięcie) Powiem wszystko Vernonowi, kiedy tylko się obudzi! Nie zobaczysz nawet grama jedzenia, nie będziesz w stanie nawet siedzieć przez cały tydzień, kiedy będziesz musiał wrócić na Privet Drive w te wakacje! Poczekaj tylko, a zobaczysz!
Harry odwrócił się jedynie na chwilę, by rzucić na ciotkę zaklęcie uciszające. Następnie - całkowicie uspokojony - ruszył spacerem z powrotem do zamku. Nie przejął się niczym, co powiedziała Petunia. Widział drogi, które były dla niej dostępne. Był prawdziwie zaskoczony, że ktoś tak wrogo nastawiony do magii może znaleźć swoje szczęście pośród tego, czym tak bardzo pogardzał.
Zawsze myślał, że jego życie to cyrk. Teraz zaczął sądzić, że taka właśnie będzie przyszłość Pani Dursley.
Rozdział 85. Wymazywanie
Severus uśmiechał się mentalnie, po raz trzeci przeglądając obliczenia matematyczne zrobione przez Albusa. Ten stary głupiec, z tymi swoimi dropsami cytrynowymi i radosnymi iskierkami w oczach, które pojawiały się zawsze podczas rozmów z gronem pedagogicznym i uczniami, był jednym z najbystrzejszych czarodziejów świata. Zrobił świetną robotę, przeglądając wszelkie aspekty Mrocznego Znaku. Tak, jak przypuszczał Harry, podejście Voldemorta do jego tworzenia bazowało głównie na notatkach zachowanych w Mrocznych Księgach Salazar Slytherina. Każdy element rytuały związanego z przyjęciem znaku został uwzględniony w tych tomiszczach. Severus i Harry przejrzeli wszystkie księgi i stworzyli mały indeks zagadnień, a następnie Złoty Chłopiec grzecznie przetłumaczył wszystko, co wydawało się mieć cokolwiek wspólnego z Mrocznym Znakiem i rytuałem tworzenia go. Dziś rano, po tym jak Albus najwyraźniej spędził całą noc, pracując nad tym materiałem, spędzili z Harrym kolejne kilka godzin na uważnym przeglądaniu każdego tłumaczenia, poszukując wszelkich niejasnych niuansów, które mogły im uciec.
Po raz kolejny Snape był zdumiony odpowiedzią współmałżonka na to, co zobaczył w notatkach Albusa, choć - prawdę mówiąc - nie powinno być to dla niego zaskoczeniem. Młodzieniec bez żadnych uprzedzeń wobec ich działań zdawał się rozumieć, że nigdy nie będzie jednym z najbystrzejszych intelektualistów, choć niejednokrotnie udowodnił, że jest w stanie skupić się w razie potrzeby. Nie drażniły go pytania Dumbledore'a. Co więcej, dostarczył im niemalże cały materiał źródłowy przetłumaczony słowo w słowo. Głównie Albus zadawał mu pytania, ale również panna Granger miała okazję posłuchać i zadać własne. Ostatecznie każdy z nich miał całkowitą pewność, że każda jota wiedzy została wyrwana z ksiąg Salazara. Zaczęto dyskutować na temat nocnej pracy Albusa dotyczącej sposobu przeciwdziałania mocy ukrytej pod Mrocznym Znakiem. Jak można było przewidzieć, w tym momencie Harry stał się znudzony i niedługo potem wyszedł, by odwiedzić Neville'a.
Albus opracował kilka teorii na temat przeciwdziałania magii Mrocznego Znaku. Opierały się one głównie na tłumaczeniu materiałów zawartych w księgach światła oraz kilku książek, które Lucjusz Malfoy zabrał (i ukrył) do swojej bardzo prywatnej biblioteczki. Wszyscy zgodzili się, że głównym punktem zaczepienia były właśnie te materiały, a co za tym idzie - iż Dumbledore wykonał solidną pracę. Niemniej jednak Severus i Hermiona zauważyli kilka obszarów, gdzie kilka fragmentów potrzebowało dokładniejszego przyjrzenia się.
Do wczesnego popołudnia ich ciężka praca ostatecznie przyniosła efekty. Znaleźli zaklęcie, które racjonalnie wydawało się móc przeciwdziałać Mrocznemu Znakowi. Albus czuł, że ów czar będzie w stanie zerwać połączenie między Voldemortem a czarodziejem, w ten sposób czyniąc maga bezużytecznym dla Czarnego Pana, który nie będzie mógł do niego dotrzeć, przywołując śmierciożerców, ani tym bardziej pobierać od nich energię. Hermiona zgodziła się z tym, niemniej jednak jej interpretacja magii umieszczonej w Mrocznym Znakiem zmusiła ją do myśli, że znak sam w sobie nie zniknie, gdy połączenie zostanie usunięte. Severus odmówił zajęcia stanowiska w tej sprawie - nie był pewien, czy jego rozpaczliwa nadzieja na pozbycie się tego przeklętego znaku nie wywołuje w jego umyśle błędnych wniosków, które nie dopuszczają do siebie takiej myśli.
Praktyczne rzucenie tego czaru przez Hermionę zostało przeanalizowane przez Albusa i Severusa. Doszli do wniosku, że zaklęcie nie może zaszkodzić ani rzucającemu, ani temu, w kogo jest skierowane. Niemniej jednak istnieją pewne obawy - nie mogli dokładnie przewidzieć, jak Mroczny Znak sam w sobie odpowie na czar, mający na celu zneutralizować jego magię. Mnóstwo teorii, jeszcze więcej spekulacji… I nadszedł czas najwyższy na przetestowanie go.
Severus rozpoczął rozpinanie szaty, by odsłonić przedramię, ale Albus zatrzymał go, kładąc delikatnie rękę na jego ramieniu.
- Nie, mój chłopcze. Twój znak już teraz jest chroniony. Będziemy musieli najpierw cofnąć zaklęcia zabezpieczające, zanim będzie można podjąć próbę wykonania tego czaru na tobie. Nie chcę narażać cię na niedyspozycję, szczególnie jeżeli będziemy musieli jeszcze pracować nad tym czarem. Kiedy będziemy mieli pewność, że zadziała, podejmiemy próbę usunięcia go z twojego przedramienia.
Młodszy mężczyzna wyglądał na nieco zdezorientowanego przez słowa przełożonego, ale musiał się zgodzić, że cofnięcie zaklęć ochronnych nałożonych na jego znak byłoby marnotrawstwem czasu - szczególnie, gdyby po usunięciu ich okazało się, że znalezione przez nich zaklęcie nie działa.
- Mamy tutaj dwóch uczniów posiadających Mroczny Znak. Wierzę również, że około czterdziestu bądź pięćdziesięciu śmierciożerców znajduje się w Malfoy Manor jako goście Lucjusza. Być może jeden z nich byłby gotów zgłosić się na ochotnika?
- Wolałbym nie testować żadnych czarów na uczniach tej szkoły. Najlepiej byłoby użyć do tego dorosłego czarodzieja, który zgłosi się na ochotnika. Wiem, że śmierciożercy przebywają w domu Lucjusza, ale nie chcę ryzykować ujawnienia połączenia między Malfoy Manor a tym gabinetem, nie mówiąc już o zaproszeniu do Hogwartu wciąż wiernych Voldemortowi ludzi. Może moglibyśmy udać się tam?
- Możemy udać się do biblioteki za pomocą proszku Fiuu i zaprosić tam ochotników, którzy będą chcieli z nami współpracować. Sprawdzilibyśmy zaklęcie, a ja sam jestem pewien, że Lucjusz nie będzie miał nic przeciwko. Ponadto sądzę, że nie zabraknie nam chętnych czarodziejów.
Albus starał się zniechęcić Hermionę do udania się z nimi do Malfoy Manor, ale żywo podkreśliła, że była bardziej wypoczęta od Dumbledore'a, gdyż ona spała, podczas gdy dyrektor przez całą noc pracował. Nie chcieli również, by profesor Snape brał udział w rzucaniu tego czaru, by przypadkiem nie miało to jakiegokolwiek wpływu na jego własny Mroczny Znak. Panna Granger z pewnością nie chciała zostać pozostawiona w tyle, a kiedy się nad tym zastanowić, koniecznym było, aby dziewczyna udała się z nimi.
Gdy tylko dotarli do głównej części biblioteki w Malfoy Manor, Severus udał się do sali balowej, pełniącej teraz funkcję ambulatorium - aby poprosić uzdrowicieli o wskazanie tych czarodziejów, którzy byli w dość dobrym stanie, żeby podjąć świadomą decyzję zostania przedmiotem eksperymentalnego rzucenia zaklęcia. Kilku z nich odzyskało siły na tyle, iż mogli przenieść się do różnych pokoi w niewielkim pałacu. Ostatecznie skrzat domowy zebrał Lucjusza oraz pozostałych w jednym pomieszczeniu, gdzie Snape mógłby omówić z nim to, po co przybył. Wszyscy byli wyjątkowo entuzjastyczni, chcąc uczestniczyć w owym projekcie, jednakże to Lucjusz pełnił honor bycia pierwszym przedmiotem badań. Stwierdził, że odzyskał najwięcej sił spośród wszystkich obecnych i był w stanie podjąć ryzyko zostania pierwszą osobą, na którą nowe zaklęcie zostanie rzucone. Severus pomyślał - choć mądrze niczego nie powiedział - że to również sprawi, iż Lucjusz najprawdopodobniej jako pierwszy zostanie uwolniony od posiadania Mrocznego Znaku. Snape z niecierpliwością czekał, aby zobaczyć twarz Lucjusza, gdy ten zorientuje się, że osoba mająca rzucić jedno z najbardziej zaawansowanych zaklęć była panna Granger we własnej osobie. Skierował do biblioteki Lucjusza i dwóch uzdrowicieli, których poprosił o obserwowanie przebiegu rzucania zaklęcia.
Choć Snape był pewien, że widział migotanie niektórych bardzo negatywnych emocji krzyżujących się na twarzy Lucjusza, gdy Albus usunął się na bok i stało się jasne, że to Hermiona będzie rzucać zaklęcie, chłodny wyraz twarzy mężczyzny nie zniknął, a z jego ruchów wciąż dało się wyczytać butność, podczas gdy czarodziej obnażał lewe przedramię. Ze swojej strony, Hermiona była obojętna na wszystko poza wizją rzucenia bardzo skomplikowanego zaklęcia - musiała wykorzystać całą swoją siłę i precyzję. Severus i Albus zajęli miejsca po obu jej stronach, gdy dziewczyna stanęła twarzą w twarz z Lucjuszem wciągającym przed siebie rękę. Uzdrowiciele stali obok, przyglądając się z zainteresowaniem.
Mijały długie chwile, podczas gdy panna Granger machała różdżką w powietrzu ponad ramieniem Malfoya w niezwykle skomplikowany sposób, jednocześnie intonując zaklęcie, które opracowali wcześniej. Gdy doszła do końca inkantacji, wskazała różdżką na Mroczny Znak, koncentrując na nim całą swoją moc. Powoli stróżka światła wydostała się z końca magicznego patyka. Dziewczyna trzymała go mocno, a jasne światło stawało się coraz jaśniejsze, ostatecznie lśniąc najjaśniejszą bielą. Dla tych, którzy widzieli rytuał tworzenia Mrocznego Znaku był to ciekawy kontrapunkt, ponieważ w trakcie umieszczania znaku na przedramieniu Czarny Pan używał bardzo podobnego zestawu skomplikowanych ruchów różdżką. Następnie zostało wykorzystywane podobne skupienie magii, choć zamiast jasnego, białego światła strumieniem lała się ciemność. Strumień światła wydostający się z różdżki Hermiony płonął na biało przez kilka minut, po czym powoli zaczął zanikać.
Kiedy dziewczyna opuściła różdżkę po rzuceniu zaklęcia, piątka czarodziejów pochyliła się, by skontrolować przedramię Lucjusza. Znak wciąż był na swoim miejscu, choć znacznie wyblakły i wydawał się być dużo mniejszy niż wcześniej. Jeden z uzdrowicieli rozpoczął rzucanie zaklęć diagnozujących na Malfoya wyglądającego niezwykle blado - nawet jak na standardy stosowane przez ten „nieziemski” ród. Wszystko zdawało się być z nim w porządku, ale w momencie, gdy Mroczny Znak wyblakł, odchodząc w zapomnienie z jego przedramienia, czarodziej zemdlał. Severus i Albus chwycili go pod ramiona i posadzili na krześle. Choć asystowali mu uzdrowiciele, Albus osobiście rzucił kilka czarów diagnozujących. Gdy mężczyzna ocknął się, otwierając niebieskie, zimne jak lód oczy zaledwie kilka chwil później stwierdzili, że magiczna więź Lucjusza i Voldemorta została zerwana.
- Gratuluję, panno Granger! Udało ci się! Lucjuszu, twój Mroczny Znak zniknął, podobnie jak stworzone przez niego twoje połączenie z Voldemortem!
Malfoy nie potrafił nic poradzić na to, że skrzywił się, gdy Albus wypowiedział to nazwisko, ale ogromny uśmiech wykwitł na jego twarzy, szokując obecnych. Wstał, stojąc na nogach nieco niepewnie. Podziwiał swoje teraz nieskazitelne przedramię, biorąc głęboki, uspokajający oddech. Marzył o tej chwili od wielu lat. Choć pisał się na podporządkowywanie pierwotnemu porządkowi Czarnego Pana - przynajmniej na początku - zawsze podejrzewał, że znak został wypalony na jego przedramieniu, by Voldemort mógł wzywać go do siebie jako sługę. Nigdy nie przypuszczał, że to może zostać wykorzystane do odebrania mu mocy. Jak dziwnie, iż ostateczne uwolnienie go od tego zostało złożone na ręce szlamy. Przypomniał sobie, jak radykalnie świat zmienił się w ciągu ostatnich kilku miesięcy i doszedł do wniosku, że to właściwie wcale nie było dziwne. Połykając własną dumę, lekko skłonił się w stronę Hermiony, ostatecznie mówiąc:
- Dziękuję, panno Granger.
Czarodziej został odeskortowany przez uzdrowicieli, podczas gdy Severus, Albus i Hermiona zajęli miejsca przy stoliku i zaczęli analizować, jak działało zaklęcie, co można by zrobić inaczej i dlaczego Lucjusz zasłabł na końcu. Ostatecznie zaczęli dyskutować, zastanawiając się, czy byłoby możliwe rzucenie tego zaklęcia w taki sposób, aby usunąć Mroczne Znaki z przedramienia więcej niż jednego śmierciożercy naraz. Po prawie godzinie entuzjastycznej debaty i kilku rzuconych zaklęciach, by dopracować technikę, dokonano ostatecznych usprawnień. Severus udał się, aby zabrać dwóch śmierciożerców z grupy oczekujących z uzdrowicielami w ambulatorium. Poproszono ich, aby usiedli przy stole, zamiast stać - na wypadek gdyby ktoś jeszcze zemdlał. Tym razem to Albus rzucał zaklęcie. Poprosił czarodziejów o wyciągnięcie przed siebie rąk, po czym machnął różdżką ponad nimi, zamiast wskazując na Mroczny Znak. To samo białe światło wypłynęło z końca jego różdżki, kierując się na przedramiona obu mężczyzn. Żaden z nich nie stracił przytomności podczas rzucania zaklęcia, choć obaj zbledli. Ostatecznie uzdrowiciele byli w stanie potwierdzić ich satysfakcjonujący stan zdrowia. Albus zakończył ich związek z Voldemortem.
Gdy obu śmierciożerców wyprowadzono na zewnątrz, rozmowy potoczyły się dalej - szukano kolejnych udoskonaleń, wysuwając coraz to nowsze sugestie. Gdy Severus wstał, by przyprowadzić kolejnych popleczników czarnego pana, Hermiona wyciągnęła rękę i złapała go za ramię.
- Panie profesorze, myślę, że nadszedł czas, abyśmy zajęli się pańskim znakiem. - Rozpoznając protest formujący się na ustach mężczyzny, dziewczyna dodała szybko: - Potrzebujemy pana do dalszego rzucania zaklęć, a pański znak może z tym kolidować. Proszę pozwolić mi usunąć go. Prawdopodobnie będzie pan mógł pomóc nam w dalszym rzucaniu tych zaklęć.
Severus rzeczywiście zamierzał nalegać, aby nie marnować czasu na jego znak, który przecież do pewnego stopnia był chroniony i blokowany. Jednakże musiał przyznać, że to było potężne zaklęcie i nie było wątpliwości, że odbiera nieco mocy. Hermiona rzuciła je już raz, podobnie jak Albus. Może to nie jest możliwe bez niego? Byłoby to również pomocne w udoskonaleniach, tego był pewien. Gdyby było trzech czarodziejów, którzy rzucili to zaklęcie, mogliby porównać swoje notatki traktujące o własnych doświadczeniach. Przekonywał samego siebie, że to ma sens - pozwolić jej usunąć teraz Mroczny Znak, kiedy przyszło mu do głowy, że to zaskakująco ślizgoński manewr jak na Gryfonkę. Po raz kolejny chciałby, aby ktoś wydał podręcznik obsługi Gryfonów - a przynajmniej tych, którzy najprawdopodobniej nigdy nie przestaną go zadziwiać.
Zdjął wierzchnią szatę i podwinął rękaw białej, lnianej koszulki, odsłaniając przedramię, które następnie położył na stole. Srebrne zwoje zalśniły w świetle, zasłaniając Mroczny Znak znajdujący się pod spodem. Albus rzucił kilka zaklęć, aby usunąć zabezpieczenia oraz taśmę.
Jak gdyby żywił urazę do swojej bezsilności pod działaniem zaklęć i taśmy, znak Severusa krwawił, zaogniony, a skóra wokół niego była opuchnięta.
Hermiona było szczęśliwa, że to miało być proste rzucenie zaklęcia - bez żadnych nowości, ponieważ, sądząc po wcześniejszych przebiegach usuwania Mrocznego Znaku, to wymagało jej pełnego skupienia i całej energii.
I tak właśnie było.
Tym razem światło wydobywające się z jej różdżki w stronę Mrocznego Znaku budowało się bardzo powoli, praktycznie dwa razy dłużej niż przy innych, zanim osiągnęło ten poziom jasności, ale nie zatrzymało się na nim. Jaśniało coraz bardziej, stając się niemalże oślepiającym, a następnie trwało ponad minutę, zanim zgasło.
Severus nie zemdlał, ale siedząc w fotelu poczuł, jak coś zmienia się w jego magii. To było dziwne uczucie, ale kiedy minęło poczuł w sobie falę nowej mocy - a może po prostu wróciła ta poprzednia? Nie ośmielił się jeszcze spojrzeć na swoje przedramię. Zamiast tego przeniósł wzrok na Dumbledore'a, zajętego rzucaniem kilku zaklęć diagnozujących. Wreszcie starzec spojrzał prosto na Snape'a, a jego twarz promieniała. Dopiero wtedy Snape odważył się ukradkiem zerknąć okiem na przedramię, cudownie wolne od znienawidzonego Znaku. Przez dłuższą chwilę patrzył na nie w zdumieniu.
- Dziękuję wam obojgu. Ze wszystkich rzeczy, które zrobiłem w swoim życiu, przyjęcie Mrocznego Znaku było czymś, czego żałowałem najbardziej. Cieszę się, że udało mi się go pozbyć.
Zbliżała się już pora obiadu.
- Myślę, że dobrym pomysłem byłoby wrócić do Hogwartu na obiad. Możemy opowiedzieć Harry'emu o wszystkim, a następnie przybyć tutaj znów. Musimy zobaczyć, kto z nas może rzucać to zaklęcie tak, jak panna Granger, a następnie rozważyć różne możliwości rzucania go. Może uda nam się zrobić to nawet dzisiaj.
*
Harry w końcu wrócił do biura po obiedzie, gdyż wszyscy byli zajęci. Zresztą, nieważne, czy byli czy nie - Złoty Chłopiec chciał przetłumaczyć woluminy, które zabrał z Malfoy Manor. Wiedział, że będą musiały zostać zwrócony i - choć nie był pewien, co było w tych wszystkich księgach - wydawało mu się to jedyną szansą na zgromadzenie wiedzy, jaką Salazara zapisał w swoich notatkach. To musiało być warte wysiłku. Zaklęcie dyktowania, które polecił mu Severus było dużym udogodnieniem, gdyby wziąć pod uwagę czas, jaki włożył w przetłumaczenie księgi, którą obdarował współmałżonka na Boże Narodzenie.
Zaczął przekład, gdy kominek podłączony do sieci Fiuu aktywował się, gdy Hermiona, Dumbledore oraz Severus wrócili do zamku. Młodzieniec zauważył, że oczy przyjaciółki błyszczały - obawiał się, że dziewczyna zaraz zacznie płakać, więc mentalnie przygotował się na złe wieści.
- Ach, mój chłopcze, jak dobrze cię widzieć! Mieliśmy dziś bardzo produktywny dzień. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej owocna będzie noc. Nasze zaklęcie zadziałało! Panna Granger i ja z powodzeniem rzuciliśmy je w Malfoy Manor.
Neutralny wyraz twarzy Harry'ego ustąpił miejsca dużemu, podekscytowanemu uśmiechowi. Jego oczy odszukały czarne tęczówki Severusa z wyraźnym pytaniem w nich - czy Mroczny Znak zniknął? Uśmiech na twarzy współmałżonka udzielił mu odpowiedzi. Z krzykiem młodzieniec rzucił się w ramiona Mistrza Eliksirów i - przez krótką chwilę - Albus oraz Hermiona zostali uraczeni najbardziej niezwykłym widokiem tego dnia, gdy Snape trzymał w ramionach chichoczącego współmałżonka i kręcił się z nim po pomieszczeniu. W końcu jeden z nich przypomniał sobie, że mają publiczność i odsunęli się od siebie. Severus starał się odzyskać swoją godność poprzez wyprostowanie szaty i wyrównanie rękawów, ale Harry wciąż świętował. Od razu chwycił Hermionę w ramiona, która entuzjastycznie oddała uścisk.
Dyrektor spojrzał na pergaminy nagromadzone na stole podczas pracy Złotego Chłopca nad tłumaczeniami, ale ostatecznie zwrócił całą swoją uwagę z powrotem na pozostałych i niemalże zaczął klaskać z radości na widok całego tego świętowania. Głaszcząc Hermionę i Harry'ego po plecach, powiedział:
- Taka radość w dzisiejszych czasach to naprawdę rzadki widok. Dobra robota! - Położył dłonie na ich ramionach i popchnął ich delikatnie w stronę drzwi, samemu idąc za nimi i mając nadzieję, że Snape podąży za nim. - Myślę, że powinniśmy zrobić przerwę i coś zjeść. Wrócimy to po obiedzie. Wciąż musimy wypracować logistykę rzucania tego zaklęcia na szerszych podstawach, a do tego musimy być wypoczęci i świeży.
Niestety, posiłek został odwołany dla tej czteroosobowej grupy. Na korytarzu łączącym komnaty Harry'ego z gabinetem Dumbledore'a znaleźli panią Minister Bones, Kingsleya Shaklebolta wraz z Ronem, Remusem i Syriuszem. Kobieta miała na twarzy zdezorientowany wyraz, który spowodował, że Potter poczuł się bardzo nieswojo, choć nie widział podobnych uczuć na twarzach pozostałych - być może nie było tak źle.
- Możemy zamienić z tobą słówko, Albusie? Z wami wszystkimi, jak sądzę?
Dumbledore pomysłowo zaproponował, aby weszli do jego gabinetu - mówiąc, iż pracowali wcześniej w biurze Harry'ego i zrobili sobie jedynie krótką przerwę na obiad, więc pozostawili po sobie nieco bałaganu. Miał wprawdzie na myśli tłumaczenia Harry'ego pozostawione przez nich na stole, jednak nawet bardzo szybki rzut oka na ów materiał sprawił, iż stało się dla niego jasne, że magia zapisana w ciemnych księgach Salazara była najmroczniej, jaką widział w całym swoim długim życiu. Prowadził wewnętrznie małą debatę. Może powinni po prostu spalić te księgi i poprosić Harry'ego o zaprzestanie tłumaczenia ich w nadziei, że mrok, który zawierają, zniknie w płomieniach? A może to rozumowanie było nieuzasadnione - może istnieje jakiś czarodziej, który zna chociażby część tej magii, a informacje zawarte w księgach światła pewnego dnia przydadzą się do zwalczenia złego czarodzieja? Czy to znaczy, że Harry będzie musiał skończyć wszystkie tłumaczenia? A może powinni trzymać księgi w oryginale w języku węży, a przekłady Złotego Chłopca po prostu spopielić? A może w przyszłości nie będzie innego wężoustego, a więc prawdopodobnie nie byłoby dobrze zachować tę wiedzę do ich wyłącznej dyspozycji, jeśli nikt inny nie mógłby tego odczytać. A może powinni umieścić zarówno przekłady, jak i oryginalne księgi Salazara z powrotem w Komnacie Tajemnic? Niezależnie jednak od tego, do jakich wniosków doszedł w tym temacie, było jasne, że właśnie teraz na stole w biurze Harry'ego leżało kilka zwojów pergaminu. Zapisane były w języku angielskim - bardzo jasnym i czytelnym pismem - które zapisało najbardziej skandaliczną czarną magię, jaką kiedykolwiek uwieczniono atramentem. Ostatnie, czego teraz chciał Albus, to wyjaśnienie tego wszystko Ministrowi Magii oraz aurorom.
Grupa rozsiadła się na kanapach i sofach wokół kominka w gabinecie dyrektora. Dumbledore oraz pani Bones sztywno zajęli miejsca na samym środku, podczas gdy pozostali porozsiadali się wygodnie na swoich miejscach.
- Profesorze Dumbledore, rozumiem, że pan Lupin i pan Black nie zdecydowali się na wzięcie udziału w operacji Bezpiecznej Przystani dnia dzisiejszego, ale udali się na własną rękę do centrum Londynu.
To nie zaskoczyło nikogo obecnego w pomieszczeniu. Być może Remus uporałby się z czymś takim, ale sama w sobie nazwa „operacja” praktycznie gwarantowała, że Syriusz odmówi udziału w niej.
- Niemniej jednak spotkali Sami Wiecie Kogo, który najwyraźniej kontrolował swoje dzieło. Sami Wiecie Kto dotarł na mugolską stację podziemnego metra, gdzie został wysłany jeden z naszych zespołów. Szybka interwencja pana Lupina pozwoliła grupie z ministerstwa uniknąć wykrycia, gdyż podszywali się pod śpiących mugoli, którzy mają właśni zostać zjedzeni przez wilkołaka. Gdy wrócili do ministerstwa, pan Black ostrzegł przywódców operacji „Bezpiecznej Przystani”, więc byliśmy w stanie wycofać wszystkie nasze zespoły bez zbędnych incydentów. Niestety, (i tu Severus uśmiechnął się - kiedy chodziło o tego kundla, „niestety” pojawiało się w każdej historii) w zespole ministerstwa był pewien auror. Dobry człowiek, ale kurczowo trzymający się przepisów, jeśli wiecie, co mam na myśli. Myślał, że usłyszał słowa wypowiedziane przez pana Blacka, które kazały mu uwierzyć, że pan Black, podobnie zresztą jak pan Lupin, jest w swojej animagicznej postaci. W związku z powyższym sprawdził rejestr ministerstwa i nie znalazł tam nazwiska pana Blacka. Zaaresztował go jako niezarejestrowanego animaga. Pan Shacklebolt dowiedział się o tym i ostrzegł mnie. Musimy ustalić, że ów auror nigdy rzeczywiście nie widział pana Blacka w innej postaci niż ludzka i działał jedynie na podstawie tego, co wydawało mu się, że usłyszał. Prawdopodobnie może udać się nam całkowicie oddalić postawione zarzuty.
Syriusz wyglądał niesamowicie zadowolonego z siebie, gdy kobieta opowiadała tę historię, a Remus ze złością na niego spoglądał.
- Jeżeli istnieje potrzeba zarejestrowania kogokolwiek w tym pomieszczeniu jako animaga, pan Shacklebolt przypomniał mi proces rejestracji zamkniętej. Normalnie rejestracja jest składana w ministerstwie i chroniona przed ludźmi, dając do niej dostęp jedynie członkom ministerstwa. Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z was będzie zastanawiała się nad tajemnicą tego procesu. Jednakże wyjątkowy status pana Pottera powala mu na poprowadzenie zamkniętej rejestracji. To będzie wszystko, czego potrzebujemy w ministerstwie. Myślę, że będzie pan tego potrzebował, panie Black. To papiery, które powinny zostać wypełnione i umieszczone pod ochronnymi zaklęciami.
Machnięciem różdżki kobieta sprawiła, że na ich oczach zmaterializowało się sześć zwojów pergaminu, a następnie przelewitowała je w stronę Syriusza, który okazał przynajmniej tyle łaski, aby podziękować jej za doskonałą propozycję.
Gdy służbowe sprawy zostały załatwione, pani Minister wstała, ukłoniła się Albusowi i skinęła głową Harry'emu, po czym za pomocą proszku Fiuu udała się z powrotem do Ministerstwa.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na Syriusza. Severus podejrzewał, że on i Lupin myśleli teraz o tym samym - jak bardzo ten kundel kochał być w centrum uwagi! Black opowiedział historię obejmującą wydarzenia z Voldemortem, mówiąc o tym, jak Czarny Pan i jego wstrętny wąż spacerowali wzdłuż Piccadilly Circus, podziwiając wraki samochodów i zmasakrowane ciała. Wyjaśnił, że Riddle wziął go za ponuraka i chwalił nowy świat, jaki powstanie, gdy skończy go tworzyć. Całe szczęście, że Black przestał mówić o swojej głupiej, ryzykownej przygodzie, by podzielić się wiadomością, która była bardzo pomocna dla jego przyjaciół - Voldemort jeszcze nie dowiedział się, że każdy, kto posiada w sobie magię, jest na nogach, a mugole nie spali, tylko byli w stanie zastoju. Wydawał się oczekiwać, że zgony wywołane odwodnieniem rozpoczną się za dzień bądź dwa - może trochę więcej w przypadku czarownic i czarodziejów. Szczęśliwie dzięki wycofaniu zespołów ministerstwa z operacji pomocniczych tak szybko, jak tylko Syriusz ich ostrzegł, póki co Czarny Pan pozostał nieświadomy - być może zdążą również odciąć wszystkie jego potencjalne źródła energii, zanim się zorientuje.
Hermiona spojrzała na Rona.
- Jak udało ci się w to zamieszać?
Rudzielec był drugą osobą w tym pomieszczeniu, kto pragnął być w centrum zainteresowania, choć zazwyczaj było to mniej widoczne niż angażujący się we wszystko Łapa.
- Byłem w zespole ministerstwa, który zbierał mugoli ze stacji metra. Udało nam się przynieść na główny peron zaledwie troje mugoli, gdy Remus kazał nam być cicho, położyć się obok nich i udawać, że również śpimy. Podejrzewam, że Lunatyk zamienił się w wilkołaka, bo słyszeliśmy nad nami jakiś ryk i głos bardzo dziwny, wręcz syczący, który do niego mówił o tym, że nie będzie odmawiał mu posiłku. Wtedy ten głos przemówił do kogoś innego, nazywając go swoim przyjacielem, a kilka minut później powiedziano nam, że wszystko jest już w porządku, więc wstaliśmy. Remus i Syriusz powiedzieli nam, że to Sami Wiecie Kto przyszedł na stację metra.
Hermiona wyglądała na absolutnie przerażoną, że Ron był w takim niebezpieczeństwem, ale on sam wydawał się całkiem zadowolony, że ostatecznie mógł opowiedzieć taką historię.
Harry okazał swoją ciekawość, pytając:
- Syriuszu, co, na Merlina, zmusiło cię do podejścia do Voldemorta?
- Moja animagiczne postać wygląda trochę jak ponurak, jak wiesz. Gdy tylko mnie zobaczył, stał się całkowicie pewien, że jestem ponurakiem, który przyszedł biesiadować na widok tak wielu śmierci. Wygląda na to, że lubi psy. A nawet jeśli nie… Moja animagiczna postać jest bardzo silna i zwinna. Byłem pewien, że gdyby miał jakieś podejrzenia, mógłbym uniknąć wszystkich zaklęć, jakie by na mnie rzucił.
Prawie każdy obecny w pomieszczeniu rzucił mężczyźnie dziwne spojrzenie. To było niezwykle ryzykowne, a on podjął się tego wyzwania tylko po to, by zobaczyć, czy się uda? Najwyraźniej nie miał nawet pojęcia, czy dowie się czegoś przydatnego czy zostanie zabity!
A potem Harry zapytał Remusa o jego rolę w tym.
- Kiedy zobaczyłem Łapę towarzyszącego Voldemortowi i zorientowałem się, że kierują się w stronę stacji metra, przemieniłem się w swoją animagiczne postać i pokazałem się. Syriusz mógł za mną pobiec. Sądziłem, że takiego właśnie zachowania Voldemort będzie oczekiwał po ponuraku, więc nie przemyślałem tego dokładniej. Mimo wszystko wilkołak wędrujący wśród tylu śpiących mugoli będzie rozprzestrzeniał śmierć w wyjątkowo szybkim tempie. Kiedy nie wrócił do mnie, pomyślałem, że czuł się w miarę bezpiecznie robiąc to, co robi i nie chce przestać, więc po prostu wycofałem się poza zasięg ich wzroku, jednakże pozostałem w swojej animagicznej formie, aby móc lepiej słyszeć. Gdy usłyszałem, że Voldemort powiedział, iż idzie zobaczyć sytuację w metrze, skierowałem się w stronę innego wejścia, aby sprawdzić, czy są tam zespoły ministerstwa. Znalazłem jeden. Nie byłem pewien, czy Voldemort wyzwie wilkołaka, ale wydawał się zachwycony spustoszeniem oraz tym, że znajduję się na szczycie bałaganu, jaki stworzył. Można powiedzieć, że był niemalże zadowolony, widząc wilkołaka skulonego tuż nad śpiącymi ciałami mugoli. Pojawienie się ponuraka na schodach za nim wydawało się wzmocnić jego pewność siebie. Był bardzo zadowolony z tego nowego świata, gdy odlatywał ze stacji.
- Więc jesteście pewni, że Voldemort nie zdaje sobie sprawy, że nie śpią już wszyscy, którzy mają w sobie magię, w dodatku utrzymując śpiących mugoli w stanie zastoju? - zapytał Harry.
- Nie sądzę, żeby ten stary szaleniec miał o tym jakiekolwiek pojęcie, kiedy go widziałem. Istnieje jednak ryzyko, że po opuszczeniu nas udał się gdzieś, gdzie mógłby zobaczyć czarodziejów i czarownice zajmujących się swoimi sprawami. Czułeś jego gniew? - odpowiedział Syriusz.
- Nie. Oczekuję, że Voldemort będzie niemożliwie wściekły, gdy się dowie. Tak więc musimy działać dziś w nocy. Nie możemy ryzykować, że jutro odbędzie kolejną podróż i zobaczy kogoś obudzonego.
Remus wyglądał na zdziwionego.
- O czym ty mówisz, Harry?
Dumbledore spojrzał rozpromieniony na każdego obecnego w pomieszczeniu.
- Odkryliśmy czar, który jest w stanie usunąć Mroczny Znak z przedramienia śmierciożerców. Oczywiście są tacy, który są bardzo szczęśliwi z możliwości pozbycia się go. Zakładam również, że niektórzy będą wściekli, kiedy zorientują się, że ich połączenie z Czarnym Panem zostało zerwane. Niemniej jednak tym, który najboleśniej odczuje stratę będzie sam Voldemort. Nie będzie miał dostępu do żadnej mocy magicznej poza swoją własną.
Syriusz wpatrywał się w Severusa z wielkim, jasnym pytaniem wyraźnie widocznym na jego twarzy. Snape przez chwilę rozważał możliwość całkowitego zignorowania kundla, ale w końcu kiwnął twierdząco głową.
- Dokładnie, Black. Mojego Mrocznego Znaku już nie ma.
Na twarzy Łapy pojawił się dziwny wyraz - zupełnie, jakby mężczyzna nie mógł się zdecydować, czy był zadowolony czy też nie, ale Remus nie miał takich wątpliwości, więc złożył Severusowi serdeczne gratulacje z powodu pozbycia się go.
Ostatecznie Albus odezwał się, nakazując każdemu udanie się na obiad.
- Wszyscy potrzebujemy przerwy, a zdecydowana większość powinna coś zjeść. Jest jeszcze wiele do zrobienia dziś, więc będziemy potrzebowali całej naszej energii. Myślę, że możemy spotkać się tutaj zaraz po posiłku. Musimy zorientować się, kto jeszcze spośród nas, oprócz mnie i panny Granger, jest w stanie rzucić ten czar, a następnie wypracować logistykę hurtowego wybawiania śmierciożerców od Mrocznego Znaku.
Kiedy grupa zebrała się w gabinecie po posiłku, powiększyła się o dwie osoby. Ron poprosił Charliego, aby z nim przyszedł, co oznaczało oczywiście, iż pojawi się również Draco. Panna Granger kilkakrotnie zademonstrowała czar pozostałym osobom w pomieszczeniu. Severus pracował z nią nad tym, więc wstał i rzucił zaklęcie. Był bardzo zadowolony, że zadziałało za pierwszym podejściem. Harry - mimo połowy tuzina prób - nie mógł idealnie zsynchronizować wypowiedzenia inkantacji i ruchu różdżki w prawo, więc czar nie działał za każdym razem. Syriuszowi, Remusowi, Ronowi, Kingsley'owi i Charliemu udało się po kilku próbach, niestety Draco nie miał takiego samego szczęścia. Mimo starań i dziesięciu prób, dotknęły go te same problemy z synchronizacją, co Harry'ego i nie był w stanie poprawnie rzucić czaru. Był wyraźnie przygaszony.
Niemniej jednak Albus wydawał się być bardzo zadowolony z wyników.
- Zanim zaczniemy zastanawiać się dłużej nad tym zaklęciem, chciałbym wrócić do Malfoy Manor i zobaczyć, czy możemy osiągnąć cokolwiek, rzucając je wspólnie. Pamiętacie, gdy rzucaliśmy czar zastoju? Było wtedy kilka osób, którzy za pomocą Iunctum złączali moc wszystkich pozostałych. Pozostałym mogę pokazać, jak rzuca się wspomniane Iunctum, więc będziecie mogli go użyć, złączając naszą magię.
Uzdrowiciele byli zadowoleni, widząc, że Albus, Severus i Hermiona wrócili. Moment później posiadłość obiegło słowo, że grupa z Hogwartu wróciła, aby wymyślić dobry sposób na usunięcie Mrocznego Znaku. W konsekwencji emocje i napięcie w Malfoy Manor sięgnęły zenity. Dumbledore poinformował ich o planach grupowego rzucenia tego zaklęcia z innego pokoju, więc każdy został na swoim miejscu, siedząc na krześle bądź leżąc w łóżku. Szkolny zespół pozostał w bibliotece, gdy Albus powyznaczał rzucającym odpowiednie miejsca i dał wskazówki dotyczące sposobu, w jaki mają zamiar to zrobić. Przekonał się, że wszyscy ci, którzy nie potrafią wyczarować zaklęcia usuwającego Mroczny Znak, nie mają żadnego problemu z zaklęciem Iunctum, więc im również wyznaczył miejsce. Na jego sygnał dało się słyszeć początek trzech takich samych inkantacji. Pozostałym powiedziano, by rzucili Iunctum w chwili, gdy białe światło zacznie sączyć się z końca różdżek.
Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Białe światło przybrało na sile, gdy ich magia została połączona, a więc wzmocniona. Działo się tak, dopóki błysk niesamowicie jasnego światła zatrzymał się na minutę, blaknąc po chwili. Wszyscy wzięli głęboki oddech. Zaledwie kilka chwil później dołączył do nich uzdrowiciel z radosną informacją, że Mroczny Znak każdego obecnego czarodzieja w Malfoy Manor zniknął po rzuceniu przez nich zaklęcia. Choć tego grupa nie mogła jeszcze wiedzieć, zniknął absolutnie każdy znak w budynku. Kilku czarodziejów, którzy go nosili, ale nie byli znani pozostałym śmierciożercom przez kilka minut czuło zawroty głowy, ale skoro ich ręce były ukryte pod długim rękawem, nie byli świadomi faktu, że ich lewe przedramiona przez chwilę świeciły białym światłem. Więcej niż kilku było całkowicie zaskoczonych, gdy przygotowywało się wieczorem do położenia się spać i zorientowało, że z jakiegoś powodu Mrocznego Znaku nie było już na ich skórze. Jednocześnie bali się, że to sygnalizowało, iż w jakiś sposób stracili znaczenie dla Czarnego Pana albo ostatecznie zdecydował się ich porzucić. Mimo wszystko nie wszyscy byli w pełni zadowoleni z usunięcia Mrocznego Znaku.
Grupa wróciła do Hogwartu z osiągniętym sukcesem i poczuciem zrealizowania dobrego planu. Zupełnie przez przypadek wyjątkowo przydatny okazał się fakt, że nie wszyscy byli w stanie opanować tak skomplikowanego zaklęcia, aby usunąć Mroczny Znak - niektórzy bardzo silni czarodzieje otrzymali zadanie rzucenia zaklęcia Iunctum. Z tym poziomem mocy bardzo imponująca siła magów wyprodukowała niezwykle skuteczne zaklęcie. Albus wiedział, że połączenie mocy z potężną magią, nad którą pracował ostatnio w niczym nie przypominało niczego, co kiedykolwiek spotkał. Nawet mimo jego wcześniejszych doświadczeń z zaklęciem Iunctum nie był w stanie przewidzieć mocy, jaka wytworzy się w tym przypadku. Prawie żałował, że musieli wszystko zrobić szybko, ponieważ z przyjemnością zanalizowałby to zjawisko w dokładniejszy, spokojniejszy sposób. Właśnie ze względu na to zebrał wszystkie tłumaczenia Harry'ego, podkreślił najbardziej interesujące informacje i machnięciem różdżki wysyłał zarówno je, jak i księgi do strzeżonej szafy w jego gabinecie, zanim ktokolwiek miał szansę rzucić na nie okiem bądź skomentować.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca przy stole, Potter wezwał skrzata domowego i poprosił o herbatę, sok z dyni i czekoladę, by szybko pozbyć się magicznego wyczerpania. Albus zastanawiał się głośno, czy nie byłoby lepiej poczekać kolejną godziną lub dwie - do północy, a może nawet i później, i dopiero potem spróbować rzucić je ponownie, skoro teraz najprawdopodobniej wszyscy śmierciożercy śpią. Było kilka argumentów za i przeciw - tych, którzy chcieli zrobić to teraz, kiedy wszyscy są świeżsi. Severus zakończył dyskusję, przytaczając komentarz, który rzucił mu jeden z uzdrowicieli w Malfoy Manor.
- Uzdrowiciele powiedzieli mi, że nigdy nie widzieli takiego osłabienia, jakie zobaczyli podczas pracy z ludźmi w Malfoy Manor. Byli osłabieni zarówno fizycznie, jak i magicznie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że naznaczeni śmieciożercy śpią od dwunastu do piętnastu godzin dziennie, więc są małe szanse, że którykolwiek jest teraz na nogach.
Słysząc to, Albus skinął głową.
- Pozwólcie mi popracować trochę nad planami logistycznymi. Potem poprosimy wojowników z Winter Land, aby towarzyszyli nam poza murami ochronnymi zamku. Harry, przypuszczam, że odpowiednim miejscem do rzucenia tego zaklęcia wzdłuż linii geomantycznych będzie to samo, gdzie rzucaliśmy czar zastoju?
- Podejrzewam, że będzie idealne, dyrektorze. To zdecydowanie było miejsce, gdzie przecinało się najwięcej linii. Nie sądzę, aby one się poruszały, prawda?
Albus nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale wydawało mu się to mało prawdopodobne i ze wzruszeniem ramion potrząsnął przecząco głową.
- Cóż, kiedy tam dotrzemy, sprawdzę to. Jeżeli będzie trzeba, możemy nieco się przesunąć.
Krótką chwilę zajęło Albusowi opracowanie planu, więc niedługo później grupa szła przez cichy zamek, kierując się w stronę obozu wikingów. Wojownicy zaczęli się wymieniać - jedni wracali do domu do Winter Land, by zajmować się tamtejszymi sprawami, podczas gdy pozostali pozostawali w Hogwarcie, mając na celu ochronę czarodziejów w szkole. Tym razem pełniącym obowiązki przywódcy mężczyzna był ogromnym, masywnym wojownikiem. Mierzył siedem stóp wzrostu z szeroką, rumianą twarzą. Miał brodę i grube, złote włosy opadające warkoczem na plecy. Przywitał Harry'ego z entuzjazmem i ciepłem, zaskakując pozostałych tym, jak dużo wie o każdym z nich. Szczególne oddanie okazano Charliemu, gdyż słyszano, że młodzieniec jest poskramiaczem smoków. Wikingowie zgodnie twierdzili, że trudno sobie wyobrazić bardziej szlachetne, niebezpieczne i magiczne wyzwanie, niż poskromienie smoka. Charlie nigdy nie dążył do pochwał i czyjegoś uznania, jednakże szczerość respektu pokazywanego przez tych zaciętych i utalentowanych mężczyzn z Winter Land wyraźnie go poruszyła. Gdy Albus poprosił wikinga pełniącego obowiązki przywódcy o asystowanie im w kolejnym rzucaniu zaklęcia wzdłuż linii geomantycznych poza murami zamku, każdy wojownik w obozie chciał iść chronić swojego króla. Największym wyzwaniem okazało się wybranie tych kilku, którzy mieli pozostać na terenie szkoły, chroniąc obóz.
Harry spędził kilka minut na spacerowaniu po okolicy, gdzie poprzednio rzucali czar, by upewnić się, że miejsce, które zidentyfikowali wcześniej pozostawało tym samym, umożliwiając łatwiejsze wniknięcie w głąb Ziemi. Gdy całkowicie go to usatysfakcjonowało, Syriusz wyczarował płomień w miejscu, do którego oni wszyscy powinni dążyć.
Zadaniem Harry'ego było poproszenie linii geomantycznych o możliwość czarowania wzdłuż nich. Początkowy plan zakładał, iż Potter rzuci Regius Procuratio Per Obis Terrarum, a następnie zrobi krok wstecz i dołączy do pozostałych, by zaklęciem Iunctum połączyć czary usuwające Mroczny Znak. Za pierwszym razem się nie udało. Ziemia nie zaakceptowała zaklęcia tak, jak kiedyś tego rzuconego przez Złotego Chłopca. Białe światło z różdżek po prostu unosiło się chwilę ponad gruntem, znikając po kilku sekundach. Po dłuższej dyskusji uznano, że skoro Harry nie może być jedną z osób rzucających czar usuwający Mroczny Znak, przez cały czas będzie kontynuował rozkazywanie Ziemi, podczas gdy resztą zajmą się pozostali. Albus przeorganizował czarodziejów, ustawiając Harry'ego z boku, innych poprowadził za sobą. Ostatecznie Hermiona i Severus stanęli za nim. Kiedy wszyscy stali już na swoich miejscach, rozpoczęto drugą próbę. Tym razem białe światło z połączonych różdżek uderzyło w płomień. W chwili, kiedy było tak jasne, iż boleśnie raniło oczy, zostało zassane do linii geomantycznych i rozproszone po świecie. Jedynym problemem był fakt, że okazało się, iż to zaklęcie nie ma konkretnego elementu, gdzie ma zostać skierowane. Według ich obliczeń, zaklęcie dosięgło zaledwie jedną ósmą całego globu - nie byli w stanie wyemitować go dalej. Albus po prostu po raz kolejny ustawił wszystkich w kole, wciąż nawołując ich do rzucenia tego zaklęcia, dopóki nie zrobili tego jeszcze siedmiokrotnie. Cały czas wysyłane zostawało wzdłuż linii geomantycznych, aż w końcu najprawdopodobniej objęło swym zaklęciem niemalże cały świat. Wszyscy byli niesamowicie wykończeni tym doświadczeniem. Po pierwszym i drugim czarowaniu to wciąż było dla nich ekscytujące, a poziom adrenaliny wciąż wysoki. W chwili, gdy dotarli do piątego i szóstego, byli wyczerpani i zastanawiali się, czy jest dla nich możliwe zrobienie tego jeszcze raz. Przy ósmym okazało się, że osiągnęli wysoki poziom magicznego wyczerpania - żadne z nich nie spodziewało się, że ma w zanadrzu tak wiele siły. Wikingowie wzięli każdego czarodzieja lub czarownicę pod ramię i pomogli im dotrzeć z powrotem do zamku, gdzie skrzaty domowe zebrały kilka krzeseł i szybko dostarczyły czekoladę, aby zniwelować skutki wyczerpania magicznego.
*
W dyrektorskiej sypialni w Durmstrangu Igor Karkarow spał tak głęboko, że nie obudził się nawet wtedy, gdy wyjątkowo jasne światło pojawiło się tuż nad jego Mrocznym Znakiem, a następnie zagłębiło się w niego, znikając w lewym przedramieniu. Jego chrapanie stało się nieco nierówne, gdy Znak zniknął całkowicie. Kiedy wszystko się skończyło, mężczyzna przewrócił się na bok, wygodniej zakopując się pod kołdrą. Chrapał nieco ciszej, leżąc na lewym boku.
*
Ogólny hałas, teraz już niemalże szaleńców oraz tych, którzy byli na dobrej drodze do niego nigdy nie ustawał w Azkabanie znajdującym się na Morzu Północnym. Do zawodzenia i krzyków więźniów zostało dodane nieustanne bicie ogromnych fal o skaliste wybrzeża; działo się to zarówno w dzień, jak i w nocy. Tej nocy hałas osiągnął niespotykany dotąd poziom, gdy światło pojawiło się nad lewym przedramieniem kilkudziesięciu więźniów, strasząc tych, którzy nie mieli dość rozumu, by rozpoznać tą emocję, pozostałym zaś dając coś nowego; nawet, jeśli nie rozumieli, co to konkretnie było, mieli o czym krzyczeć. Ten poziom hałasu utrzymywał się przez cały czas, gdy jasne światło było doskonale widoczne. Kiedy tylko wyblakło i zniknęło z pola widzenia, uwagę więźniów przyciągnęło coś zupełnie innego. Bardzo niewielu z nich było w stanie skoncentrować się na tyle, aby zrozumieć, że Mroczny Znak zniknął z ich przedramion. Może pewnego dnia zdadzą sobie sprawę, że coś się zmieniło, ale w tej chwili takie szczegóły były daleko poza zasięgiem ich możliwości umysłowych. Dementorzy nie mogli widzieć ani słyszeć czarodziejów, a to wydarzenie nie wywołało żadnych szczególnych odczuć w żadnym z więźniów, więc wszystko pozostało przez nich zupełnie niezauważone. Czarodzieje oddelegowani do pilnowania Azkabanu - czy raczej zarządzania nim - nie spędzali tam dzisiejszej nocy, więc nie widzieli światła, nie słyszeli nienaturalnego hałasu. Minie bardzo dużo czasu, zanim którykolwiek z nich poświęci wystarczająco wiele uwagi jakiemukolwiek więźniowi, by zorientować się, że z ich przedramion zniknęły Mroczne Znaki.
*
Jasne światło przecięło ciemność panującą w sypialni Voldemorta w Riddle Manor. Podobnie, jak w przypadku innych, którzy spali, nie obudził się, gdy pojawiło się nad jego lewym przedramieniem. W tym przypadku światło nie miało absolutnie żadnego wpływu na Mroczny Znak Czarnego Pana, więc zniknęło, pozostawiając go na miejscu, nie czyniąc w nim nawet jednej zmiany. Magia, której użył do stworzenia własnego Mrocznego Znaku bardzo różniła się od tej, której używał, umieszczając go na przedramionach swoich śmierciożerców. Zaklęcie rzucone wzdłuż linii geomantycznych tuż poza terenem Hogwartu było zaprojektowane w taki sposób, aby działało na ten drugi rodzaj magii. Voldemort nawet nie zdał sobie sprawy, iż ciemność w jego sypialni została chwilowo zakłócona.
*
Gdy grupa siedziała w szkolnym holu, a do każdego z nich stopniowo powracały siły, utracone w czasie rzucania zaklęcia, Albus robił już plany, aby skontaktować się z ministerstwem.
- Kingsley, jeżeli jesteś w stanie, mógłbyś przekazać w ministerstwie, że rzuciliśmy zaklęcie, które usunęło Mroczny Znak z przedramion śmierciożerców? Voldemort nie będzie w stanie ich przywołać ani tym bardziej dłużej korzystać z ich mocy. To może przyspieszyć moment, w którym zorientuje się, że jego plan się nie powiódł. Ponadto może go to powstrzymać przed ponowną próbą rzucenia zaklęcia snu, w nieuchronnej chwili, w której dowie się, co się stało. Jest to prawdopodobnie informacja, którą należy podzielić się z ministerstwami na całym świecie, choć ostatecznie to pani Bones będzie musiała o tym zadecydować.
Kingsley był w stanie wstać - aczkolwiek zrobił to powoli - więc skinął głową w stronę pozostałych, po czym skierował się do pomieszczenia znajdującego się po drugiej stronie holu, podłączonego za pomocą sieci Fiuu z ministerstwem, gwarantując, że już niedługo ministerstwo o wszystkim się dowie.
Charlie również wstał, po czym wyciągnął rękę, aby pomóc wstać również Draco. Obaj życzyli pozostałym dobrej nocy i skierowali się w stronę własnych komnat. Ron i Hermiona dołączyli do nich, kierując się do wieży Gryffindoru. Remus wstał i pociągnął Syriusza, zmuszając go do wstania z miejsca, gdzie mężczyzna był pogrążony w głębokim śnie.
- Policzę się z tobą jutro, dzisiaj jestem na to za bardzo zmęczony - warknął na mniejszego czarodzieja, kiedy szli w stronę swoich pokoi.
Severus i Harry spojrzeli z pewnym zdekoncentrowaniem na dyrektora, który wyglądał na swoje sto pięćdziesiąt z hakiem lat.
- Albusie, może wezwiemy Poppy, żeby ci pomogła? Albo chociaż odprowadzimy cię do twoich kwater?
Choć Dumbledore był bardzo dumnym i niezależnym człowiekiem, był także na tyle sprytny, by uświadomić sobie, że był całkowicie wykończony i naprawdę potrzebował pomocy, aby dostać się na górę.
- Pomocna dłoń w dostaniu się do moich kwater nie byłaby złym pomysłem, Severusie. Proponuję, abyśmy użyli kominka w pokoju wspólnym Puchonów. Jest duży, więc spokojnie będziemy mogli przenieść się za jego pomocą razem.
Severus stanął po jednej stronie dyrektora, podczas gdy Harry zajmował miejsce po drugiej. Obaj złapali go pod ramiona, kierując się powoli w dół korytarza prowadzącego do wejścia do pokoju wspólnego Puchonów. Drzwi otworzyły się natychmiast, gdy portret rozpoznał dyrektora, po czym cała trójka bardzo cicha przeszła przez duże pomieszczenie, kierując się do kominka. Kilku charłaków z dormitoriów siedziało przy stole, grając w karty. Ze zdumieniem przypatrywali się trzem czarodziejom używającym proszku Fiuu. Magowie nie spojrzeli w ich kierunku, ale jeden z nich rozpoznał Harry'ego i Severusa, po czym parsknął szyderczo. Następnie dało się słyszeć głośne czknięcie.
Kiedy ostatni argument Severusa traktujący o natychmiastowym wezwaniu pani Pomfrey ze Skrzydła Szpitalnego został odparty, Mistrz Eliksirów pomógł Albusowi dojść do sypialni, po czym wezwał skrzaty domowe, aby pomogły mu położyć się do łóżka. Zabrał Harry'ego z salonu, po czym obaj przeszli przez kominek, po chwili lądując w ich komnatach w lochach.
To była pierwsza noc od czasu ich ślubu, gdy Severus wszedł do sypialni razem z Harrym. Gdyby nie był tak zmęczony, prawdopodobnie mógłby kontynuować swoją praktykę siadania przed kominkiem, by dać współmałżonkowi trochę prywatności, by ten w spokoju mógł przygotować się do snu. Złoty Chłopiec nie zaprotestował. Snape zaoferował młodzieńcowi, aby ten skorzystał z łazienki jako pierwszy. Był zaskoczony, gdy Harry zamiast tego usiadł na łóżku. Wyczerpanie Mistrza Eliksirów działało na niego tak, jakby wypił kilka dużych szklanek Ognistej Whiskey, zabierając wszelkie zahamowania.
- Severusie, mogę zobaczyć twoje przedramię?
Powoli, bez wahania ani wstydu, Snape rozpiął szaty i zdjął je. Następnie pozbył się również koszuli i wyciągnął przed siebie rękę. Młodzieniec złapał ją i podziwiał przez chwilę nieskazitelną skórę na lewym przedramieniu. Potem jego dłonie zaczęły badać ramię Snape'a powyżej łokcia, zaczynając badać i masować kształtne ramiona oraz mięśnie jego pleców karku. Severus rozluźnił się całkowicie pod wpływem dotyku młodszego czarodzieja. Pomyślał, że powinien poważnie zastanowić się nad tym, co Harry ma na myśli, ale postanowił poddać się temu całkowicie, niezależnie od tego, co to było. Zupełnie, jakby słysząc jego myśli, Gryfon odezwał się:
- Już dawno chciałem zobaczyć twoje ciało, Severusie. Wiem, że przez cały tydzień przypominałeś mi, że mamy randkę dopiero w piątek i nie chcesz robić nic przed nią, bo tym razem chcemy zrobić to wszystko właściwie. Rozumiem to, ale chciałbym zobaczyć twoje ciało teraz. Nie chcę czekać ani chwili dłużej.
Mistrz Eliksirów rozważał to przez chwilę. Severus prawdopodobnie nie był tak wyczerpany jak pozostali. Podejrzewał, że podobnie było z jego współmałżonkiem, ponieważ obaj już wcześniej doświadczyli znacznego wyczerpania magicznego i ich magiczne rdzenie lepiej radziły sobie z tym wszystkim, niż tych, którzy nigdy wcześniej nie spotkali się z czymś takim. To oczywiście nie zmieniało faktu, że obaj byli na tyle wyczerpani, że zasną zaledwie po kilku sekundach od położenia się do łóżka. Zdecydował się odpowiedzieć na oświadczenie współmałżonka:
- Obaj jesteśmy wyczerpani, więc to nie jest szczególnie dobry moment na jakąkolwiek intymność między nami. Niemniej jednak dobrym pomysłem byłoby wzięcie razem prysznica. Żeby upewnić się, że żaden z nas nie upadnie i nie uderzy się w głowę, oczywiście. Dołączysz do mnie?
Normalnie Harry byłby niezbyt chętny do rozebrania się na oczach Severusa, słysząc w głowie ciągłe wypowiedzi ciotki, że był brzydkim, małym czymś. Zakładał, że te słowa wciąż są prawdziwe. Tym razem jednak był na nie zbyt zmęczony. Podążył do łazienki za współmałżonkiem, gdzie Severus pomógł mu zdjąć szaty i koszulę. Następnie zdjął własne spodnie i bokserki, zanim pomógł Harry'emu wydostać się ze swoich. Snape wstał, wyraźnie podziwiając smukłą sylwetką swojego młodego męża. Chłopiec był szczupły, ale miał proporcjonalne ramiona, nieco umięśnione oraz dość wąski pas. Stał tyłem do Severusa, więc ten mógł podziwiać jego plecy oraz zaokrąglone, jędrne pośladki. Odwrócił Harry'ego tak, by stał twarzą do niego. Podziwiał napiętą klatkę piersiową, silne nogi oraz zaskakująco dużego członka jak na tak niskiego mężczyznę.
Stojąc przodem do Mistrza Eliksirów, Harry miał okazję przyjrzeć się jego ciału. Widział już wcześniej szerokie ramiona mężczyzny oraz mocną, umięśnioną klatkę piersiową - było to pierwszej nocy, którą spędzili w swoim towarzystwie. Pamiętając te kilka razy, kiedy Snape go trzymał, wyobrażał sobie, że mężczyzna miał silne, dobrze zbudowane nogi. To miał ochotę dostrzec, kiedy w końcu będzie w stanie zobaczyć mężczyznę nago. Prawdopodobnie to byłoby wszystko, co widziałby w wyobraźni, gdyby wiedział, jak jest naprawdę. Nogi starszego czarodzieja były niezwykle długie i takie piękne. Widok penisa Severusa niemalże odebrał Harry'emu oddech. Ciemne włosy wokół niego było kręcone, podczas gdy te na głowie były idealnie proste - młodzieńcowi spodobał się ten kontrast. Widział już wcześniej nagich kolegów z dormitorium, gdyż dzielił z nimi prysznice, ale tym razem to było tak, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczył męską sylwetkę bez ubrań - wystarczyło tylko patrzeć teraz na Severusa. Ku uldze Mistrza Eliksirów, podziw Harry'ego był doskonale widoczny na jego twarzy. Młodzieniec dostrzegł ten sam wyraz uznania na twarzy Severusa, gdy przeniósł na nią wzrok. Złoty Chłopiec nigdy nie sądził, że nadejdzie dzień, kiedy będzie powodem tak pożądliwego spojrzenia. Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak w ogóle mógł mieć tyle szczęścia, że tak atrakcyjny mężczyzna jak Severus był w stanie uważać kogoś takiego jak on sam choć w najmniejszym stopniu atrakcyjnego.
Severus ustawił zaklęciem odpowiednią temperaturę wody i delikatnie popchnął Harry'ego w stronę prysznica. Delikatnie namydlił ich obu, szczególną i prawdopodobnie niezbędną uwagę zwracając na pupę Harry'ego. Następnie ostrożnie namydlił, jednocześnie pieszcząc, jego jądra i penisa. Młodzieniec niemalże zasypiał na piersi Severusa, gdy ten go mył, ale nawet w stanie takiego wyczerpania, jego ciało było w stanie odpowiedzieć na to, co robił Snape. Mężczyzna nagrodził go za piękną erekcję ostrożną, delikatną ręczną robotą. Niezależnie od tego, jak bardzo Severus chciał wzajemnych doświadczeń, nie miał szesnastu lat, a więc to miało być tylko dla Harry'ego.
Mistrz Eliksirów zakręcił wodę i rzucił szybkie suszące zaklęcie. Jego współmałżonek zasnął na stojąco, opierając się plecami o klatkę piersiową Snape'a. Delikatnie wziął Gryfona na ręce i zaniósł go do łóżka. Gdy obaj byli pod kołdrą, Potter odwrócił się przodem do starszego czarodzieja i wtulił się niego.
Severus z zadowoleniem przywitał młodzieńca w swoich ramionach, po czym niemalże natychmiast zasnął.
Podczas gdy obaj czarodzieje spali, a ich ciała były ze sobą splecione, ich magia wzajemnie się do siebie wyciągnęła, owijając obu mężczyzn ochronnym uściskiem. Nie było tutaj żadnej woli zaangażowanych - chodziło głównie o chęć obu do zapewnienia drugiemu bezpieczeństwa i dobrobytu. Magia po prostu okrążyła każdego z nich - ostatecznie zarówno Harry, jak i Severus spali bezpiecznie, wiedząc o ochronie drugiego.