Ostatnio poznałam dziewczynkę w waszym wieku, o imieniu Lucyna. Lucynka dobrze się uczyła, była zuchenką. Pewnego dnia Lucynka obudziła się rano, spojrzała w okno i pomyślała:
- Jaki okropny dzień!
Wstała, umyła się i poszła na śniadanie. Jednak, jak codziennie, śniadanie wcale jej nie smakowało - marudziła, że mleko za zimne, że płatki nie takie, jak lubi. Nakrzyczała na brata, który niechcący przewrócił jej szklankę. Wychodząc z domu nie pożegnała się z babcią, nie wyprowadziła też rano na spacer swojego psa - Puszka. Po drodze do szkoły mijała trawnik przed domem, zwykle cieszył ją widok zielonej trawy, dzisiaj obojętna jej przeszła przez sam środek trawnika. W szkole tez nie było lepiej - pokłóciła się z koleżankami, nie uważała na lekcjach, czego efektem była zła ocena. Po południu poszła na zbiórkę. Szła z myślą, że świat się na nią uwziął, że wszyscy, zupełnie bezpodstawnie mają do niej pretensje. Na zbiórce drużynowa mówiła o tym, że wszystkim jest z zuchem dobrze. Każdy zuch powinien starać się być coraz lepszy. Wtedy Lucynka zrozumiała, że problem nie tkwi w otoczeniu, ale w niej samej, a zły dzień nie jest powodem do dokuczania wszystkim dookoła. Wracała do domu myśląc, że musi przeprosić wszystkie urażone osoby i poprawić złą ocenę.
Małgorzata Majewska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111