Zofia Orlik
"Pan jest opoką moją i twierdzą moją i wybawicielem moim, Bóg skałą moją, Jemu ufam, tarczą moją, rogiem zbawienia mojego, schronieniem moim i ucieczką moją. Wybawicielem moim, który mnie od przemocy wybawia."
II Księga Samuela rozdział 22 wersety 2-3
Urodziłam się w tradycyjnej rodzinie katolickiej. Praktykowałam swoją wiarę zgodnie z zasadami których mnie uczono i wg których mnie wychowywano. Przeszłam przez wszystkie szczeble "uświęcenia" (chrzest w niemowlęctwie, pierwsza komunia, bierzmowanie...). Jednak nie zdawałam sobie wówczas sprawy z tego, że nie byłam prawdziwą chrześcijanką. Ja i grono moich znajomych nie wiedzieliśmy, że można być blisko Boga, że można mieć z nim bliską społeczność.
Aby "zabić" duchową pustkę zajęłam się okultyzmem, a dokładniej chiromancją (wróżenie z rąk), oraz kartomancją (wróżenie z kart). Chciałam wejść w kręgi spirytystyczne (wywoływanie duchów). Dziękuję Bogu, że do tego z pewnych względów nie doszło. Zajmowałam się okultyzmem około 18 lat. Okres ten obejmował czas studiów, oraz pobyt w Bielsku-Białej. Okultyzm nie stanowił mojego źródła dochodu. Była to raczej chęć pomocy ludziom w ich problemach, ale sięgało to o wiele dalej, niż mogłam przypuszczać. Nadszedł moment, że chciałam z tym skończyć, ale nie było to w ludzkiej mocy. Jakiś duch, jakaś moc, która mną kierowała, nie pozwoliła mi na to. To właśnie z tej mocy czerpałam natchnienie, aby wiedzieć co mówić ludziom. Ponadto gnębił mnie niepokój i wyrzuty sumienia z powodu wpływania na ludzkie decyzje. Z drugiej strony wiedziałam, że jest Bóg i że może Mu się nie podobać to, co robię. Nie miałam pojęcia jak Go znaleźć. Uczono mnie, że nie jesteśmy godni, aby przyjść do Boga, dlatego jedyną drogą do Niego jest Maria Dziewica i święci katoliccy i przez takie pośrednictwo Pan Bóg może na nas zwrócić uwagę. Żyjąc w takim zakłamaniu trafiłam do jednej ze wspólnot w moim kościele, ale nie czułam się tam dobrze, gdyż była to grupa bardziej filozoficzno-polityczna, niż duchowa. Przestałam tam chodzić i w domu ze łzami w oczach zaczęłam wołać do Boga: "Boże, gdzież ja Ciebie znajdę ?". Nie musiałam długo czekać. Cudowny, Wszechobecny Bóg usłyszał moje wołanie i perfekcyjnie zorganizował moje spotkanie się z Nim. Koleżanka z poprzedniego miejsca pracy zaprosiła mnie na film "Krzyż i sztylet" do Zboru Kościoła Zielonoświątkowego. Projekcję filmu poprzedziła modlitwa. Ludzie wielbili Boga zwracając się do Niego jak do kogoś bardzo bliskiego - jak do przyjaciela. Tego właśnie pragnęła moja dusza znękana i zagubiona w tym świecie. Bóg poruszył moje serce (przychodziłam na dalsze spotkania), oczyścił moją duszę, uwolnił mnie od okultyzmu, napełnił mocą Ducha Świętego i jego darami. Innymi słowy zmienił moje życie, nadał mu sens, wprowadził mnie na niebiańską drogę.
Tak mijały lata. Bardzo dużo pracowałam, tak jak wielu innych ludzi. Pewnego dnia zaczęłam się źle czuć. Lekarze nie potrafili wykryć choroby. Dopiero, gdy zasłabłam, zabrano mnie do szpitala. Stan był już ciężki. Wykryto dwa nowotwory złośliwe (rak prawej nerki i chłoniak prawego migdała z przerzutem do najbliższego węzła chłonnego). Jednak nie zawładnęła mną ani panika, ani strach. W moim sercu panował pokój, Boży pokój. Bracia i siostry w zborze modlili się o mnie. Rodzina i przyjaciele opiekowali się mną. Byli oni przekonani, że umrę. Przyjaciele płakali w ukryciu. Ja jednak wierzyłam, że mój Pan mnie zachowa. Czułam wyraźnie, że na mnie jeszcze nie czas. Czując społeczność z żywym Bogiem dostałam od Niego proroctwo, w którym powiedział, że to, przez co przechodzę jest konieczne do mojej przyszłej służby. Pan powiedział, że moje życie prywatne na jakiś czas przeniesie się na salę szpitalną, gdzie Bóg będzie mnie uczył sztuki pocieszania innych, w ich cierpieniu. Abym mogła głosić z przekonaniem i z mocą Ewangelię cierpiącym - sama muszę przejść przez dolinę cierpienia. Powiedział także, że ograniczy moje dolegliwości (i tak się stało !). Pan Jezus wyraźnie mi obiecał, że mnie uzdrowi, abym mogła jeszcze służyć Mu tu na ziemi.
Byłam w czterech szpitalach. Lekarze zwracali uwagę na mój dobry stan psychiczny twierdząc, że łatwiej leczyć optymistę. Jedna lekarka powiedziała mi, że lekarze leczą, a Bóg uzdrawia. W lipcu 2002 roku wróciłam z Kliniki Hematologii. Planowano przeprowadzić autoprzeszczep szpiku kostnego. Okazało się, że nie jest to konieczne. Po badaniu krwi stwierdzono dobry stan zdrowia. Ponadto mój przypadek chorobowy uznano za nadzwyczajny (wyleczenie z dwóch nowotworów złośliwych). Będzie opublikowany w biuletynie naukowym. Tak wiele zawdzięczam mojemu wspaniałemu Bogu. Oddając Mu kiedyś swoje życie zaufałam Mu i nie zawiodłam się ! Jeśli nawet miałabym umrzeć, to czyż nie cudowna jest ta pewność, że idę do domu Ojca ? Przecież tu na ziemi, jesteśmy tylko pielgrzymami...
Kończąc to świadectwo poprosiłam Pana, aby dał mi Słowo dla tych, którzy będą go czytać. Jest to piękne zaproszenie do przyjścia do Zbawiciela z ufnością, oddaniem, nadzieją: "Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie. (Filip.4,6-7)