DZIEŃ PIERWSZY - SŁÓW KILKA O DOBROCI
Czy był święty, nie wiem - był dobry - tak zeznaje na procesie beatyfikacyjnym Stanisława Kostki naoczny świadek, jego opiekun i nauczyciel domowy, Jan Biliński. W dniu dzisiejszym, gdy przywołujemy pamięcią postać świętego Stanisława może warto postawić sobie pytanie o dobroć. „Był dobry" - to znaczy jaki? Przyjrzyjmy się pod tym kątem życiu Stanisława, którego cała historia dobroci zamknęła się w zaledwie 18 latach:
Przyszedł na świat w znanej i szanowanej rodzinie szlacheckiej państwa Kostków, pod koniec grudnia 1550 roku. Miał 3 braci i 2 siostry.
Otrzymał solidne wychowanie katolickie. Paweł, starszy brat Stanisława, wspominał po latach, że rodzice postępowali wobec nich twardo i ostro, zaprawiając ich w pobożności, uczciwości i skromności życia. Tak rozumieli swoją miłość i powinność wobec dzieci.
Chłopcy otrzymali staranne wykształcenie. Gdy nadszedł stosowny czas zwyczajem tamtych lat wysłano Pawła i młodszego od niego Stasia na nauki do Wiednia, do kolegium jezuickiego cieszącego się dobrą opinią. Stanisław opuszczając dom rodzinny miał zaledwie 14 lat.
Czy był święty - nie wiem, ale był dobry. Z pewnością wiele okazji do ćwiczenia się w dobroci dawało mu liczne rodzeństwo. Kto z nas ma braci i siostry ten dobrze wie, co znaczy ustąpić, podzielić się czymś, zatroszczyć o drugiego, nie być „pępkiem świata" a jedynie jego cząstką. Stanisław był chłopcem wrażliwym. Niektórzy mówili z przekąsem: przewrażliwionym. Takim go zapamiętano. Cenił sobie czystość serca i zwyczajność życia. Gdy goście nawiedzający dom Kostków, popiwszy zbyt dużo miodu i wina, pozwalali sobie na grubiańskie żarty, Stanisław nie czuł się dobrze w takim towarzystwie, wychodził z salonu, nie chciał słuchać. Niejednych to „przewrażliwienie" bawiło lub denerwowało i tym bardziej szukali sposobu, by Stanisławowi dopiec. A on zwyczajnie dobrym chciał być. Gdzieś w głębi swego jeszcze dziecięcego serca czuł wyraźnie, że do „wyższych rzeczy jest stworzony". Jego serce nie zadowalało się byle czym, było niespokojne, szukające, było dobre...
Popatrz teraz na siebie, na swoją sytuację, na swój dom: -Jakie są twoje relacje z rodzicami? Jak cię wychowują? Masz im może za złe, że stawiają ci wymagania? A może właśnie pozwalają ci na wszystko i nie wiesz już, gdzie jest granica między dobrem i złem?
Jaki jesteś w relacjach z twoim rodzeństwem, z koleżankami, kolegami? Czy jesteś otwarty na innych, wrażliwy na ich potrzeby, oczekiwania? Czy umiesz być dobry? A może wszystko koncentruje się tylko na tobie i twojej wygodzie, byleby tobie było dobrze?
Czy umiesz zadbać, a może zawalczyć, o czystość swego spojrzenia, swej wyobraźni, swego serca - ty, dziecko XX, już XXI wieku, „przyzwyczajone" do pornografii, przemocy. Dziwi cię wrażliwość Stasia? A może kompletnie nie rozumiejąc, kpisz sobie z niego? A może wstydzisz się przyznać, że ci zaimponował? Bo ty nie umiesz stanowczo odsunąć kolorowego pisemka wiadomej treści, podsuwanego przez kolegów w szkole. Albo z obawy przed byciem wyśmianą przez „postępowe koleżanki" udajesz, że bawi cię wulgarny film wątpliwej treści.
Czy był święty - nie wiem, ale był dobry. Wspomnieliśmy już, że Stanisław miał zaledwie 14 lat, gdy rozpoczął naukę w jezuickim kolegium
w Wiedniu. Była to szkoła zasłużona, cieszącą się dużą sławą. Uczęszczało do niej w tym czasie ok. 400 uczniów z różnych krajów. Początkowo nauka szła mu trudno. Niewystarczającym okazało się przygotowanie przez domowego nauczyciela w rodzinnym Rostkowie. Jednak po trzech latach systematycznej pracy należał już do grona najlepszych uczniów. Płynnie władał językiem niemieckim, łacińskim, znał grekę. Zachowały się fragmenty jego uczniowskich notatek świadczące o bystrości, głębi myśli i nieprzeciętności młodego Stasia.
Wiedeń, stolica cesarstwa, miasto pełne atrakcji, tętniące życiem stanowiło nie lada przynętę dla młodych żaków przybyłych z różnych stron świata. Paweł i jego koledzy chętnie korzystali z wszystkich okazji zabawienia się. Stanisław, obserwując swego brata i kolegów, owo „szczęcie" o którego wartości próbowali go przekonywać, zapisał znamienne słowa na marginesie czytanej książki: „Szczęście ludzi podobne jest do fal rzeźbionych przez przód okrętu, które natychmiast po jego przejściu giną". Młodzieńcze serce Stanisława tęskniło za szczęściem prawdziwym, nieprzemijającym. Czas wolny spędzał na lekturze i modlitwie, prowadził surowy dla siebie tryb życia. To nie podobało się bratu i kolegom, którzy obsypywali Stanisława przezwiskami jezuita, mnich, dziwak... Nieraz zbili Stanisława, skopali go, gdy się modlił, a wszystko po to, by „świętoszka" sprowadzić na „normalną drogę". Stanisław, dziwnie mocny i zdecydowany, trwał przy swoim postanowieniu. W jego sercu rodziło się już powołanie zakonne. Był spokojny, był dobry.
Jak to jest w twoim życiu?
Twoje wykształcenie? Twoja szkoła? Czy może reagujesz prawie alergicznie na to słowo i dostrzegasz wszystko co złe? Bo każą ci się uczyć, bo to wszystko bez sensu, bo nauczyciel do niczego, bo... - tysiąc powodów na nie. A może warto popatrzeć inaczej - jako na szansę, drogę ku przyszłości? W czym jesteś dobry? Co chcesz z tym zrobić?
W jakim towarzystwie się obracasz, co ci imponuje? Od imprezy do imprezy, budzisz się rano z bólem głowy, poczuciem zmarnowanego czasu, z nadszarpniętym zdrowiem, z moralnym kacem? Tak się długo nie da żyć. Być może już sam zasmakowałeś gorzkiego smaku pustki tak rozumianego szczęścia. Prawdziwe szczęcie leży głębiej. Stanisław może ci coś na ten temat powiedzieć.
W sercu młodego Stanisława rodziło się powołanie, w jego przypadku powołanie zakonne, kapłańskie. On już był gotów postawić wszystko
na jedną szalę, by na głos powołania odpowiedzieć (powiemy sobie o tym więcej w kolejnych dniach). A ty, co chcesz zrobić ze swoją przyszłością? Jakie powołanie odczytujesz w sercu: do małżeństwa, założenia rodziny? Do bycia dobrą mamą, dobrym tatą? A może powołanie zakonne - by twoja siostrzana czy braterska dobroć ubogaciła świat? Może powołanie kapłańskie? Bo wielu jest dziś takich, którzy już nie czekają na Ewangelię, a jednak trzeba im ją zanieść zwyczajnie, radośnie, odważnie, na nowo!
Czy Stanisław był święty? My dziś znamy odpowiedź na to pytanie. A czy ty jesteś święty? Tego nie wiem. Obyś był dobry!
DZIEŃ DRUGI - O MAZGAJU, KTÓRY DO RZYMU NA PIESZO PRZYSZEDt Propozycja pracy w grupach:
Młodzież należy podzielić na grupy według zainteresowań. Odpowiednio liczna grupa to 10-15 osób. Grupom można nadać nazwy: muzyczna, filmowa, sportowa... Jeśli zachodzi taka potrzeba mogą być dwie lub więcej grup o tej samej nazwie. Zadanie dla grup przedstawia się następująco. Każda grupa po dyskusji wybiera swego „idola", kogoś, kto ich zdaniem jest postacią znaną i cenioną z ich „działki". I tak grupa muzyczna wybiera piosenkarza czy kompozytora, grupa filmowa aktora czy reżysera, itd. Grupa zapisuje imię swego „bohatera" i odpowiada na szereg pytań typu: Od jak dawna jest ta osoba znana? Dlaczego jest osobą znaną? Co o niej wiemy? Dlaczego nam imponuje? Dlaczego jest „idolem"? Jakie cechy tej osoby chcielibyśmy naśladować? Czy coś nas razi u tej osoby? itp.
Następnie każda grupa (wydelegowana z grupy osoba) prezentuje grupowego „idola".
Po wszystkich prezentacjach, już w całej grupie doszukujemy się wspólnych wszystkim wypowiedziom cech. Dlaczego nam imponują ci właśnie ludzie? Z pewnością uzyskamy różne odpowiedzi. Warto ukierunkować myślenie młodych ku wartościom prawdziwym, głębokim. Czy ktoś nam imponuje bo jest „młody, piękny i bogaty", czy też zaimponował mi bo... - i tu wartości dużo głębsze, wynikające także z pobudek wiary.
Po tak przeprowadzonej części aktywizującej spotkania, wracamy na chwilę do refleksji o Świętym Stanisławie (forma konferencji).
Wróćmy teraz do postaci św. Stanisława. Dziś wielu młodych postrzega go niestety przez pryzmat „świętych obrazków", jako paniczyka z oczętam i wbitymi w niebo, mazgaja kompletnie niepasującego do naszych czasów. Ale czy takim był prawdziwy Stanisław? Gdy przyszło zawalczyć o swoją przyszłość, o swoje powołanie, ów „mazgaj" na pieszo z Wiednia do Rzymu przyszedł!
(Tu warto mieć przygotowaną mapę czy atlas samochodowy z zaznaczoną trasą: Wiedeń - Augsburg (Niemcy I Bawaria) - Dylinga (Niemcy/Bawaria) - Rzym).
Wspomnieliśmy już pierwszego dnia, że Stanisław odczytał w swoim sercu powołanie zakonne. Chciał wstąpić do ojców jezuitów. Problem polegał na tym, że zupełnie nie mógł liczyć na zgodę swojej rodziny, a zwłaszcza ojca. Paradoksalnie ta wierząca, katolicka rodzina zupełnie inaczej rozumiała przyszłość młodego szlachcica. Miał się wykształcić, wrócić do Polski, zrobić karierę w wysokich kręgach społeczeństwa, dobrze się ożenić. Klasztor - Nie! Nigdy! Co gorsze, Stanisław wiedział, że i ojcowie jezuici w Wiedniu będą się obawiali go przyjąć bez zgody rodziny. Mówiąc wprost - nie będą ryzykować gniewu polskiego szlachcica. Swoje wewnętrzne zmagania Stanisław wyjawił zaprzyjaźnionemu o. Franciszkowi. Powiedział o planach swojej ucieczki z Wiednia do Rzymu. Roztropny o. Franciszek poradził, by zamiast do Rzymu, udać się wpierw do Augsburga, do o. Piotra Kanizjusza, wówczas przełożonego niemieckiej prowincji jezuitów. Dał też Stanisławowi list polecający.
Tak wyposażony na drogę, wieczorem 10 sierpnia 1567 roku, pod nieobecność Pawła i kolegów, Stanisław ucieka z Wiednia. Cel miał jeden -nie dać się złapać i za wszelką cenę dotrzeć do Augsburga. Po dniach mozolnej drogi dotarł do celu jednak tam nie zastał o. Piotra. Skierowano go dalej, do Dylingi. Tak więc Stanisław przebył łącznie na pieszo trasę 650 km! Czy możesz to sobie w ogóle wyobrazić? W lęku przed byciem pojmanym (a rzeczywiście wyruszył za nim pościg, na czele którego stał jego brat, Paweł), sam jeden, z kilkoma groszami w kieszeni, w ubraniu biedaka, dzień i noc - sam. Czy dalej powiesz, że Stanisław to mazgaj i świętoszek?
Dylinga wcale nie okazała się wymarzonym rajem. Spotkał tam wprawdzie o. Piotra, ale patrzono na niego raczej podejrzliwym okiem: uciekinier, który twierdzi, że chce zostać zakonnikiem. Przez okres roku poddano Stanisława próbie - wykonywał szereg prostych, ciężkich prac na terenie klasztoru. Sprzątał pokoje, mył garnki w kuchni, on, w którego domu wszystkie te czynności wykonywała służba. Nie było łatwo, ale znosił to wszystko cierpliwie wierząc w głębi serca, że Bóg który go powołał, nie opuści go także i teraz. Po roku próby wreszcie podjęto decyzję o przyjęciu Stanisława. Wraz z dwoma młodymi zakonnikami został wysłany do Rzymu. Tylko od czasu do czasu udało im się podjechać kawałek drogi. W zasadzie szli pieszo, droga długa, uciążliwa, niebezpieczna, przez Alpy. Tak dotarli do Rzymu 28 października 1567 roku. Stanisław został przyjęty do nowicjatu. Nareszcie spełniło się jego marzenie. Jego hasłem stały się słowa: „Początkiem, środkiem i końcem mego życia rządź Chryste!".
A co ty chcesz zrobić ze swoim życiem? Jakie wartości tak naprawdę się dla ciebie liczą? Czy jesteś w stanie z taką determinacją dążyć do obranego celu? Jak długa będzie twoja droga? Gdzie będzie „twój Rzym"?
DZIEŃ TRZECI - SPOTKANIE
Po namyśle postanowiłam zaryzykować zaproponowanie na trzeci dzień tri-duum spotkania z Jezusem w adoracji Najświętszego Sakramentu. Zdaję sobie w pełni sprawę, że nie jest to łatwa forma spotkania dla wielu młodych... Inspiracją dla mnie stały się słowa Benedykta XVI wypowiedziane 11 czerwca 2007 roku przy okazji otwarcia Kongresu Kościelnego Diecezji Rzymskiej, który odbywał się pod hasłem: „Jezus jest Panem. Wychowanie do wiary, do pójścia za Chrystusem i do dawania świadectwa". Mówiąc o wychowaniu młodych dziś Ojciec Święty powiedział: „Konieczne jest prowadzenie młodych do spotkania z Chrystusem ".
Jeśli w parafii istnieje zespół młodzieżowy, warto wcześniej przygotować odpowiednie śpiewy/kanony i muzykę na adorację.
WPROWADZENIE DO ADORACJI
Dziś, gdy poznaliśmy już bliżej postać Stanisława Kostki, historię jego osiemnastoletniego życia, gdy przekonaliśmy się o nieprzeciętności tego młodego chłopaka, który miał odwagę być dobrym, chcę was zaprosić na spotkanie. Na spotkanie najważniejsze w twoim i moim życiu! Z kim? Z Jezusem! Zapraszam cię na adorację Najświętszego Sakramentu... Jesteś zdziwiony? Może zupełnie nie masz ochoty... Jednak bez twojego, osobistego spotkania, niewiele zostanie z tego, co usłyszałeś w minionych dniach, niewiele albo wręcz nic nie pozostanie w twoim sercu. Wszystko co działo się w życiu Stanisława miało sens w Chrystusie, z Chrystusem i dla Chrystusa. Czy pamiętasz zawołanie Stasia z czasów nowicjatu: „Początkiem, środkiem i końcem mego życia rządź Chryste!"?
Spróbuj wyciszyć swoje serce, swoje myśli. Nie bój się, Chrystus przychodząc na spotkanie z tobą niczego ci nie zabierze, wręcz przeciwnie, obdaruje cię ponad twoje najśmielsze oczekiwania. Jest tylko jeden warunek - czy ty chcesz się z Nim spotkać? Czy pozwolisz mu rozmawiać z tobą?
Śpiew i wystawienie Najświętszego Sakramentu.
POCZĄTKIEM MEGO ŻYCIA RZĄDŹ, CHRYSTE
Powiedz Jezusowi w ciszy swego serca o początku twego życia. Powiedz mu o swoich rodzicach, rodzeństwie. Chcesz Jezusowi za nich podziękować? Za ich miłość, dom, który razem tworzycie. A może chcesz mu powiedzieć, że nie było ci łatwo? Że zabrakło miłości, ciepła, bezpieczeństwa - domu? Może nosisz w swoim sercu jakąś ranę i nie umiesz przebaczyć? Może czujesz się bardzo sam.... Powiedz to wszystko Jezusowi. Poproś Go o miłość, o dar przebaczenia, o to wszystko co tobie i twoim najbliższym jest najbardziej potrzebne. Pomyśl jak możesz okazać rodzicom, rodzeństwu twoją do nich miłość, wdzięczność, a może przebaczenie...
(Chwila ciszy lub spokojnej muzyki).
Powiedz też Jezusowi o twoich kolegach i koleżankach w szkole, o nauczycielach, katechecie. Na ile zapraszasz Jezusa do swojej „szkolnej rzeczywistości", a na ile wolałbyś Go wyznawać prywatnie, by nikt nie widział, by cię nie wyśmiano. Wstyd ci, że nieraz zdradziłeś Jezusa, nie przyznałeś się do Niego? Powiedz mu o tym, nie bój się - On cię nie skrzyczy, nie odepchnie, nie osądzi. Jezus przebacza! Poproś o odwagę bycia uczniem Jezusa, o odwagę bycia chrześcijaninem. Nie wstydź się też swoich łez, one oczyszczają duszę.
Śpiew kanonu.
ŚRODKIEM MEGO ŻYCIA RZĄDŹ, CHRYSTE
Już niedługo staniesz wobec decyzji wyboru drogi życia, powołania. Boisz się niewiadomej, która jest przed tobą? Bo tak bardzo chciałbyś mieć dobrą żonę, a ty marzysz o dobrym mężu, o rodzinie szczęśliwej, o dzieciach... Otaczający cię świat zdaje się mówić na wiele sposobów, że to nie jest możliwe, że to się nie uda - że to tylko w bajkach... Chrystus to nie bajka! Z Nim wszystko jest możliwe! Zaproś Jezusa już dziś do twego
przyszłego domu, do twojej rodziny. On przyjdzie z radością, jak przyszedł na wesele w Kanie Galilejskiej.
{Chwila ciszy lub spokojnej muzyki).
Zaproś też Jezusa do twego życia zawodowego, do tego, co będziesz robi! w przyszłości. Niech Jezus nada sens wszystkim twoim dniom, zajęciom, zadaniom.
A może chcesz zapytać Chrystusa o twoje powołanie? „Nauczycielu dobry, co mam czynić?". Może odkrywasz w sercu, że chcesz pójść za Chrystusem w sposób bardziej radykalny, dosłowny, wybierając drogę życia zakonnego czy kapłańskiego. Przeczuwasz, że wielu nie będzie cię rozumieć, może nie pobłogosławi cię na tę drogę twój własny ojciec i matka. Może jak Stanisław będziesz musiał postawić wszystko na jedną kartę. Przytul się mocno do serca Jezusa - usłyszysz, że bije ono miłością do ciebie! Miłość sił dodaje! Nie bój się „zaszaleć" dla Jezusa!
Śpiew kanonu.
KOŃCEM MEGO ŻYCIA RZĄDŹ, CHRYSTE
Będąc młodym nie przychodzi łatwo myśleć o śmierci, albo myśli się o niej źle. Nasze życie tu na ziemi nie jest wieczne. Ono się nie kończy, ale się zmienia i dla każdego z nas przyjdzie moment przejścia z tego świata w wieczność. Stanisław miał lat 18, gdy z uśmiechem na twarzy, spokojny, szedł na spotkanie z Chrystusem, na spotkanie z Maryją, którą tak kochał. Nie bał się, bo wiedział kogo spotyka - swego Przyjaciela, z którym był blisko całe życie, Boga który jest miłością! Boga Miłosiernego.
Kiedy dla ciebie przyjdzie ten dzień? Ty nie wiesz, ja nie wiem - Bóg to wie. Zawierz Jezusowi ten dzień, ten moment, w którym narodzisz się dla nieba. Poproś Jezusa, byś był gotów na to najważniejsze spotkanie.
Śpiew kanonu.
ZAKOŃCZENIE
Cyprian Kamil Norwid urzeczony postacią Stanisława Kostki napisał piękny wiersz zatytułowany: „A ty się odważ". Uczyńmy fragment tego wiersza naszą modlitwą na zakończenie tych chwil spotkania z Jezusem Eucharystycznym; chwil, w których przewodnikiem i przyjacielem w drodze stał się nam św. Stanisław Kostka.
A ty się odważ świętym stanąć Pana
A ty się odważ stanąć jeden sam
Być świętym - to nie zlękły powstać z wschodem
To ogromnym być, przytomnym być!
Krocz - jasny, uśmiechnięty,
Na twarzy ten Chrystusa rys
Miłość
Święty aż po krzyż - przez krzyż - na krzyż!
Ty się wahasz? Ty się cofasz?
Ty się odważ świętym być