Figurka czy prawdziwy Jezus?
Magda obudziła się z dziwną radością w sercu. I choć za oknem było jeszcze ciemno to czuła w sobie tę jasność, która od pierwszego dnia Adwentu wypełniała ją dziwnym drżeniem. Lubiła biec rano do kościoła po skrzypiącym śniegu oświetlając sobie drogę małą, zrobioną przy pomocy Kuby roratką. Lubiła klęknąć przed Tabernakulum i powiedzieć Panu Jezusowi jak bardzo Go kocha. A później wpatrywać się w figurkę Pana Jezusa, która codziennie pojawiała się na niższym szczeblu drabiny ustawionej nad zrobioną przez ministrantów szopką. Ten Pan Jezus na noc wędrował zawsze do jakiejś wylosowanej przez księdza osoby. Niedawno był także u niej. Boże! Co to była za radość! Pan Jezusek leżał sobie w jej pokoju na haftowanej poduszce i cała rodzina go oglądała i podziwiała. Każdy mógł Pana Jezusa pogłaskać, przytulić do niego twarz, pocałować rączki i nóżki. Pan Jezusem leżał sobie cichutko i uśmiechał się do wszystkich. Magda podskoczyła aż na tamto wspomnienie i taka rozradowana pobiegła do przedpokoju, szybko nałożyła buty, kurtkę i czapkę a później wybiegła na schody .
-Mam do ciebie prośbę kochanie - sąsiadka spod czwórki zatrzymała ją przy drzwiach swojego mieszkania tuląc do piersi swojego małego synka - właśnie zabrakło mi mleka w proszku a mały za chwilę będzie głodny. Gdybyś go popilnowała skoczyłabym tylko na dół do sklepu- w oczach pani Zwolińskiej kryła się nieukrywana nadzieja. Magda spojrzała na zegarek. Było już późno. Jeśli chce zdążyć do kościoła nie powinna się zatrzymywać. Ale właśnie wtedy mały Franuś otworzył oczy, rozciągnął usta w uśmiechu. Jasny loczek na czole zafalował delikatnie. Magda aż otworzyła usta zdumiona tym widokiem. Bo Franio wyglądał jak mały Pan Jezus, którego wylosowała kilka dni temu w kościele. Taki sam słodki, milutki i delikatny. Taki tylko do całowania i kochana
- Dziękuję - zawołała uradowana sąsiadka, gdy Magda wzięła Franusia na ręce. Mały z początku był bardzo spokojny. Gaworzył sobie cichutko wpatrując się w Magdy oczy. Ale później czar radości minął. Franuś zaczął płakać, wyprężył się, uderzając małymi piąstkami gdzie popadło. Magda pomyślała, ze może ma mokro, ale nie. Pieluszka była sucha, więc pewnie niemowlę jest bardzo głodne. Magda próbowała zabawić go grzechotką, kołysać, śpiewać, robić śmieszne miny. Ale mały krzyczał rozpaczliwie, jego twarzyczka zrobiła się cała czerwona i pomarszczona. Już nie wyglądał jak Pan Jezusek leżący na haftowanej poduszce. Wiercił się i płakał. Ręce Magdy z trudem mogły go utrzymać, bo Franuś zrobił się nagle bardzo ciężki. Ale Magda wiedziała, że musi mu jakoś pomóc, że musi zrobić wszystko, żeby mały nie płakał. I wtedy pomyślała, że takie małe dziecko kosztuje wiele wysiłku i pracy. I że nie leży cały czas cichutkie i uśmiechnięte jak figurka. I pomyślała także jak bardzo muszą się napracować wszystkie mamy na świecie i jak bardzo musiała się natrudzić Maryja Panna, bo przecież mały Pan Jezus też musiał płakać z głodu i zimna w Betlejemskiej stajence.
W końcu drzwi się otworzyły.
- Już jestem - zawołała pani Zwolińska i Magda odetchnęła z ulgą. Mały jeszcze płakał, ale już się nie zanosił, słysząc ciepły głos swojej mamy gotującej kaszkę w kuchni. A kiedy poczuł smoczek i ciepłe mleko płynące mu do buzi uspokoił się zupełnie.
I wtedy odezwała się w kieszeni Magdy komórka
- Wiesz? - głos Agnieszki był przepełniony euforią - wylosowałam dziś figurkę Pana Jezusa. Będę się Nim opiekować do jutra. Tak bardzo się cieszę
- Ja też - odpowiedziała przyjaciółce Magda - tylko pamiętaj, że opieka nad małym dzieckiem to wcale nie taka łatwa sprawa
- No wiesz? - Agnieszkę się zdziwiła - przecież On się ciągle tylko uśmiecha i leży sobie spokojnie.
- Bo to tylko figurka z gliny - odpowiedziała jej już o wiele mądrzejsza Magda - gdyby był prawdziwy to….
I Magda cichutko wymknęła się z mieszkania pani Zwolińskiej, by jak najszybciej spotkać się z Agnieszką i opowiedzieć jej o Franusiu…