- Pięknie tu prawda? - Alice patrzyła z zachwytem w dal, a jej oczy błyszczały. Niebo było dziś wyjątkowo piękne: róż mieszał się z fioletem i błękitem. - Jaki ten świat jest wspaniały!
Jasper podszedł do niej, z rękami schowanymi w kieszeniach spodni. Zerknął tylko przelotnie na niebo, a potem wpatrzył się w dziewczynę.
- O co chodzi? - spytała zdziwiona, odwracając się do niego.
- O nic. Po prostu zachowujesz się tak, jakby dzisiaj się nic nie stało - wytłumaczył. - Nie robisz mi wyrzutów, nie patrzysz z lękiem...
Alice ponownie popatrzyła na niebo, tym razem jednak się nie uśmiechała.
- Jazz - zaczęła. - Dlaczego miałabym ci wypominać coś, co nie jest dla ciebie miłe i co tylko załamuje cię jeszcze bardziej? Myślisz, że mogłabym cię zadręczać, widząc przecież dobrze, jak jest ci źle z tym wszystkim? Ja chcę ci pomóc, a nie szkodzić.
- Nie wiem, czy zasługuję na twoją przyjaźń.
Alice westchnęła i dotknęła jego twarzy.
- Zrozum wreszcie, że wszystko co robię jest moim wyborem. Nie wiem kim byłeś, co przeszedłeś, bo nie chcesz mi tego powiedzieć. Ale to i tak nie zmienia faktu, że chcę ci pomóc. Dla mnie możesz być i samym wysłannikiem piekieł, a i tak będę za tobą chodzić, słyszysz?! - podniosła głos. - Jesteś dobry, zasługujesz na szczęście, co mam zrobić, byś mi zaufał i chciał być także moim przyjacielem?
- Alice ja... - nie dała mu przemówić.
- Daruj sobie - powiedziała krótko i pobiegła przed siebie, w stronę plaży.
Jasper nie pobiegł za nią. Czuł, że popełnił błąd, a dziewczyna, potrzebuje teraz samotności.
Usiadła na kamieniu, podkurczając nogi i objęła je ramionami. Kilka łez potoczyło się po jej policzku, ginąc w materiale sukienki.
- Nie możesz się poddać - usłyszała cichy głosik w swojej głowie. - Musisz być dzielna! Jeśli ty zwątpisz, żadne z was nie będzie szczęśliwe, nigdy! Pamiętasz swoją wizję? Chcesz, by stała się rzeczywistością? tak? Uwierz w siebie i swoje siły. On ciebie potrzebuje, a ty... jego. Alice, nie oszukasz samej siebie. Wiesz, że jeśli się teraz rozstaniecie, nigdy się już nie znajdziecie. Musisz być silna za was dwoje, ale uwierz, że to się opłaci.
- Już jestem - powiedziała cicho, pojawiając się tuż przed Jasperem. - To co, idziemy do hoteliku? Musimy zaplanować kolejny ruch i kupić trochę rzeczy. Z rozpędu wszystkiego nie zrobimy - Alice uśmiechnęła się wesoło do chłopaka.
- Dobrze, że wróciłaś - rzekł spokojnie.
- Więc chodźmy - zawołała wesoło. Chciałabym, żebyś się uśmiechnął... Tak bardzo bym chciała.
Szli ulicami miasta, kierując się ku hotelikowi. Wokół nich rozbrzmiewał gwar i śmiech przechodniów. Jasper rozglądał się uważnie z niepewną miną.
- Będzie dobrze, zobaczysz - szepnęła do niego Alice, uśmiechając się do niego ciepło.
Nagle zza rogu wyszła śmiejąca się para. Młody brunet, trzymał za rękę swą towarzyszkę, która promieniała szczęściem. Alice spuściła na chwilę swój wzrok, starając się na nich nie patrzeć. Tak, zazdrościła im szczęścia, miłości, tego, że mają siebie nawajem.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Jasper, wyrywając dziewczynę z zamyślenia. - Mam iść zarezerwować dla nas pokoje, czy ty chcesz to zrobić? - spytał uprzejmie.
- Ja to zrobię - westchnęła dziewczyna, patrząc jeszcze raz na zakochanych. - Ja to zrobię...