ET M éynek do kawy


Ewa TOMASZEWSKA

Uniwersytet Śląski

Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji

Katedra Edukacji Kulturalnej

„MŁYNEK DO KAWY” CZYLI TEATR DLA DZIECI STARSZYCH

Na Festiwalu Ekspresji w roku 2004 prezentowałam jeden z eksperymentów teatralno-pedagogicznych Jana Dormana - „Kaczka i Hamlet” (1968). Eksperyment ten adresowany do dzieci najmłodszych, powtórzyłam ze studentami kierunku Animacja Społeczno-Kulturalna w roku 2003. Teraz pragnę przedstawić doświadczenie, również inspirowane koncepcjami Dormana, ale związane z teatrem dla dzieci starszych. Eksperyment przeprowadzony został przez studentów III i IV roku ASK pod moim kierunkiem jesienią 2005 roku. W eksperymencie brały udział dzieci z VI klasy szkoły podstawowej oraz z I i II klasy gimnazjum (ogółem 86 osób).

Istota tego przedsięwzięcia polegała na złożeniu przedstawienia z kilku dopełniających się elementów: plakatu, aranżacji foyer teatralnego, programu i właściwego widowiska. Celem było zaktywizowanie dziecięcego widza mobilizując go do stworzenia w wyobraźni własnej wizji spektaklu oraz, poprzez wciągnięcie go do intelektualnej gry, pobudzenie do własnych interpretacji i przemyśleń. Po spektaklu przeprowadzone zostały z dziećmi rozmowy na bazie skonstruowanych przez nas ankiet, a także studenci przeprowadzili zajęcia plastyczne pod hasłem: „Młynek do kawy” - wrażenia po spektaklu.

Spektakl Dormana z 1963 roku powstał na postawie wczesnego (1934) opowiadania K.I.Gałczyńskieo. W „Młynku do kawy” przedstawione są przygody zwykłego przedmiotu - młynka do kawy, który ofiarowany kiedyś kolejarzowi Mikołajowi i jego żonie Celinie w prezencie ślubnym, służył im wiele lat, aż się zestarzał i stał się nieużyteczny. Toteż Celina chce go wyrzucić, ale Młynek ucieka i przeżywa wiele przygód, dobrych i złych - np. trafia do Przytułku dla Rzeczy Zagubionych, ogląda start balonów, trafia na wyspę Atra, gdzie wciąż toczy się wojna, czy wreszcie do biblioteki Jeża. Jego odejście uświadamia Mikołajowi i Celinie przywiązanie do tego przedmiotu, który urasta do rangi symbolu, bo zawiera w sobie zarówno pamięć ich młodości, jak i lęk przed nadchodzącą starością. Wysyłają więc na poszukiwania Szybę-Detektywa. Jego poszukiwania trwają tak długo, że międzyczasie Celina umiera, a Mikołaj staje się starcem. Młynek powraca dopiero za sprawą wnuczki Stelli, która dzięki swej młodości ożywia nie tylko uczucia starego Mikołaja, ale i Młynka.

Losy przedmiotu - Młynka przedstawione są jakby z dwóch perspektyw: ludzkiej, która związuje przedmioty z ich życiem siłą przyzwyczajenia i sympatii; oraz z perspektywy przedmiotu, który pozbawiony sympatii ludzi staje się bezużyteczny, a jego życie traci sens - Młynek staje się sierotą. Gdy więc trafia na wyspę Atra rządzoną przez okrutnych generałów niszczących w równym stopniu ludzi co przedmioty, Młynek podejmuje walkę w imię istnienia świata będącego wspólnym udziałem ludzi i rzeczy.

Dorman przetransponował literacki pierwowzór na teatralne widowisko w sobie właściwy sposób - nie ilustrując obrazami tekstu lecz tworząc nową rzeczywistość sceniczną zaledwie inspirowaną oryginałem: Gałczyński pod pozorem przygody Młynka prowadzi czytelnika na brzeg wojny, pokazuje groźby głupoty i nieubłagany problem istnienia. Wszystko kręci się w koło i umiera. Dlatego adaptując „Młynek” odrzuciłem możliwość przedstawienia przygód, gdyż przygodę można wymienić na drugą - zaś problem pozostaje ten sam. Postanowiłem przedstawić problem .

W naszym przedsięwzięciu zgodnie z sugestiami Dormana najpierw widz dziecięcy stykał się z plakatem, który miał być rozwieszony w klasie. Założenie było takie - dziecko przyglądało się plakatowi przez dłuższy czas, codziennie. Jeśli wiedziało, że pójdzie do teatru na ten spektakl to afisz miał pobudzić jego ciekawość. Dorman pisał: W naszym wypadku plakat nie anonsuje lecz dopełnia widowisko. Plakat jest integralnie związany z budową spektaklu, jest jego częścią.

W całym przedstawieniu Dormana, a także w naszym, w ogóle nie było plastycznego ekwiwalentu Młynka do kawy, za to na afiszu był on głównym elementem plastycznym. Dorman miał nadzieję, że w ten sposób odbiorca przybędzie na spektakl z własnym wyobrażeniem tytułowego bohatera przedstawienia. W naszym przypadku wchodziła w grę jeszcze jedna okoliczność - młynek do kawy jest już dziś przedmiotem prawie nie używanym. Czy więc dzieci wiedzą jak wyglądał młynek do kawy? Jeśli nie, plakat miał im sprawę wyjaśnić. Tytułowa postać sztuki miała więc być wypadkową obrazu Młynka z plakatu, własnych wyobrażeń widza oraz gry aktora.

Należy tu dodać, że plakaty, które daliśmy do szkół nie były eksponowane w taki sposób jak to wyobrażał sobie Dorman. Wywieszono je na korytarzu, gdyż uczniowie nie mają własnych, stałych sal. Łatwo więc się domyślić, że oddziaływanie tego elementu plastycznego nie mogło być tak znaczące jak to planował pomysłodawca.

Gdy dzieci przybyły na spektakl napotkały kolejną niespodziankę. Dorman pisał: Na ścianie hallu wisi kostium kolejarza, wisi trąbka jakiej używają dróżnicy, wisi zdjęcie przedziału, a może nawet ślubne zdjęcie jakich wiele (jeszcze) w naszych mieszkaniach. W naszym przedstawieniu na specjalnie zorganizowanej ekspozycji prezentowane były zdjęcia, widokówki i modele pociągów. Na środku usytuowana była kasa, w której dzieci miały kupować bilety w podróż do świata teatru. Bilety te później sprawdzane były przez konduktorów w kolejarskich mundurach. Jednak także i tutaj nie udało nam się w sposób znaczący wpłynąć na wyobraźnię widzów. Po pierwsze, zaaranżowana przez nas miniwystawa gubiła się w wielkiej przestrzeni foyer naszej auli. Po drugie, dla organizacyjnej wygody nauczyciele sami pobrali z naszej kasy bilety, by później rozdać je uczniom. Po trzecie, dzieci nie oglądały naszej wystawy, gdyż według szkolnego obyczaju, trzymały się swojej grupy i także w grupie siadały na widowni. Nie było więc żadnej swobody, co wynikało nie z naszej organizacji, ale z obyczaju szkolnego, którego nie udało się przełamać. Zresztą dzieci nie wykazywały większej ciekawości eksponatami wystawy.

Trzecim elementem dopełniającym spektakl był program, a właściwie programy. Było ich bowiem kilka, w różnych kolorach, z wydrukowanymi różnymi fragmentami oryginalnego tekstu Gałczyńskiego. Teksty te nie zostały przez inscenizatora wkomponowane w spektakl - stanowiły więc dopowiedzenie, dopełnienie scenicznej gry. Dorman spodziewał się, że ciekawość popchnie widzów do wymieniania się kartkami-programami, dzięki czemu dzieci otrzymają maksymalnie dużo elementów do zbudowania w wyobraźni prawdziwej i jednocześnie własnej wersji „Młynka do kawy”. Okazało się, że sprawa nie wygląda tak prosto. Po pierwsze, dzieci chciały mieć programy w takim kolorze jak koledzy obok. Unifikacja, bycie takim jak wszyscy, utożsamienie z grupą, a nie ciekawość okazały się dominującą motywacją dla posiadania takiego czy innego programu. Po drugie, dzieciom po prostu nie chciało się czytać, a jeśli nawet to wystarczająco wyczerpujące było zapoznanie się z cytatem z własnego programu. 51% widzów powiedziało, że przeczytało program, ale tylko nieco więcej jak połowa z nich potrafiła określić czego dotyczył ów cytat, a tylko 21 (24 %) osób potrafiło zestawić przeczytany tekst z akcją przedstawienia.

Jeśli chodzi o sam spektakl, był on zrealizowany na podstawie scenariusza Jana Dormana z zastosowaniem jego metody twórczej. Scenariusz Dormana w zasadzie nie przewidywał realistycznych sytuacji scenicznych, a więc i zachowań realistycznych. Źródłem i techniką działania aktora był rytm inspirowany dziecięcymi zabawami, wyliczankami, ale także rytm ludowych śpiewek i obrzędów, rytm rytuału kościelnego i modlitw, a nawet rytm charakteryzujący sposób bycia ludzi. Częste powtórzenia, powroty do scen, które już były, spowolnienia i zatrzymania akcji charakteryzowały działania i recytacje aktorskie zarówno w widowisku Dormana jak i naszym. W wielu momentach przybierały one charakter muzyczny.

Inscenizacja budowana była na zasadzie zaskoczeń, zmian atmosfery i rytmu kolejnych scen, które zestawiane były z jednej strony na zasadzie skojarzeń (niczym w zabawie dziecięcej), z drugiej - na zasadzie kontrastu (jak w utworach muzycznych), tworzyły ciąg stanowiący scenariusz teatralny o strukturze otwartej.

W przedstawieniu rzucała się w oczy ascetyczność rozwiązań plastycznych i przestrzennych. Zgodnie z koncepcją Dormana głównym bohaterem był Młynek do kawy grany w planie aktorskim. Wokół niego kręcił się kalejdoskop zdarzeń, a on w milczeniu, poddawał się swojemu losowi. Owa postać Młynka zestawiana była z płaskimi elementami plastycznymi w formie malowanych plansz oraz dwiema grupami aktorów, często pełniących funkcję chórów w znaczeniu antycznym. Pomiędzy działającymi postaciami trzykrotnie zjawiał się Anioł, którego łatwo można było skojarzyć z Aniołem Stróżem. Tak powstawał sceniczny świat opowieści o Młynku do kawy, który jednocześnie stawał się alegorią losów niepotrzebnego nikomu człowieka. Zakończenie sztuki, przejęte również od Dormana, było niejednoznaczne: Młynek wracał do domu, ale radość z jego powrotu zostaje przerwana śmiercią Celiny. Wymowa przedstawienia zawierała się w finałowej piosence wybranej z repertuaru Grzegorza Turnaua: Takiej drugiej nocy, nie będziesz już miał, takiej łaski Bogów, nie będziesz już miał.... Chodziło nam o uświadomienie widzom, że każda decyzja pociąga za sobą konsekwencje i nigdy już nie można wrócić do tego co było.

Powstaje pytanie jak całe przedsięwzięcie zostało odebrane przez widzów. Przede wszystkim należy podkreślić, że 90% widzów powiedziało, że spektakl im się podobał, a 71% widzów nic nie zmieniłoby w przedstawieniu. Na widowni nie zaobserwowano objawów nudy. Dzieci mówiły, że przedstawienie było zabawne, ciekawe, emocjonujące, ekscytujące, poruszające. Wiele dzieci było zaskoczonych taką formą widowiska i podkreślało duże wrażenie jakie na nich zrobiło (niestandardowe, młodzieżowe, super efekty, było fantastycznie, baśniowo, atmosfera mnie wciągnęła, fajne postaci i sceny) .

Najbardziej drażniło widzów wielokrotne powtarzanie niektórych kwestii. Wiele dzieci skarżyło się także na niejasność prezentowanych sytuacji i postaci, na niedopowiedzenia i symbole, których nie rozumiały. Czy więc należałoby to zmienić? Czy należałoby wyeliminować powtórzenia i wyjaśnić wszystko do końca? Sądzę, że nie. Dzięki temu do odbiorców dotarła treść, a niepokój czy nawet pewnego rodzaju rozdrażnienie mogło mieć pozytywny wpływ - pobudzało myślenie, zaś niedopowiedzenia dawały możliwość własnych interpretacji. Wydaje się, że w tym wypadku właśnie ta irytacja była siłą pobudzającą i aktywizującą odbiorcę.

Pomimo epizodycznej konstrukcji scenicznej odbiorcy dobrze zrozumieli treść i ukryte alegorie. Z wypowiedzi dzieci wynika, że Młynek był dla nich czymś więcej niż rzeczą. Większość interpretaowała Celinę i Mikołaja jako rodzinę, a Młynka do kawy - jako odtrąconego członka tej rodziny. Ujawniło się to może najbardziej w wielości określeń Przytułku dla Rzeczy Zagubionych - dom dziecka, sierociniec, dom pomocy społecznej, przytułek,bidul. Jednocześnie owa różnorodność określeń i skojarzeń dowodzi osobistej interpretacji kolejnych epizodów z życia Młynka. Dzieci rozumiały je poprzez własne doświadczenia, obserwacje i przemyślenia. Świadczą o tym takie wypowiedzi jak: nauczyłem się, żeby nie być bezlitosnym, mieć serce, nie traktować innych źle; Jak jest ktoś chory, nie od razu do szpitala, tylko opiekować się; Można się było dużo nauczyć - jak być dobrym, jak się zachować; Przedstawienie było o tym, że nie należy odrzucać innych ludzi; było o samotności; o sentymencie do rzeczy. Najbardziej spektakularna była wypowiedź 14-letniej dziewczyny: Bo widzi Pani, są ludzie co biorą psa, bo dziecko ma taką zachciankę, a potem to im się nudzi i go wyrzucają. Albo adoptują dzieci, a potem przybrani rodzice go nie chcą, a ono to czuje i jest jak ten Młynek.

Trzeba tu podkreślić, że większa część widzów utożsamiła się z głównym bohaterem. Widać to było przede wszystkim w pracach plastycznych, jakie wykonano po spektaklu. Uważam to za znaczące, dzieci - czasem nieświadomie - czują się samotne, odtrącone. Dlatego może wielu widzów uważało, że mimo śmierci Celiny przedstawienie kończyło się szczęśliwie (75,5%): bo Młynek wraca do domu, bo odnaleźli Młynka i nie chcieli go już wyrzucić, bo Młynek znowu ma rodzinę i wszyscy go kochają. Zaskakująco mało osób zauważyło śmierć Celiny, tak jakby zdarzenie to nie miało większego znaczenia. Jednocześnie pojawiły się wypowiedzi wyrażające nieufność względem dorosłych: Młynek mógłby znów być oszukany przez właścicieli.

Ciekawe, że odbiór spektaklu „Młynek do kawy” Jana Dormana w I połowie lat 60-tych był podobny. Wynika to listów - raportów jakie pisali aktorzy i organizatorzy widowisk. Henryk Ćmok pisał: Przekonałem się, że widowisko „Młynek do kawy” jest odbierane przez młodzież, lepiej przez nią rozumiane, niż przez widownię starszą. Ostatnie dwa spektakle w Sosnowcu (25 i 26. X.63) potwierdziły moje przekonanie. Prolog (moim zdaniem) był dla nich zaskoczeniem. Spodziewano się czegoś zupełnie innego. Bardzo dobrze odebrany był moment z żołnierzykami. W wersji pierwszej czuło się, że młodzież jest przejęta ideą wojny. Następnym zaskoczeniem dla nich było rozpoczęcie części drugiej. Młodzież przekonana, że będzie oglądać coś podobnego jak w wersji I-szej, z miejsca zaczęła się bawić, a ich zabawa towarzyszyła nam do końca spektaklu. I - co dziwne, to fakt, że w tym przedstawieniu młodzież - po zasunięciu kurtyny, czekała na dalszy ciąg „zabawy”, która - zdawało się - w kulminacyjnym punkcie została przerwana. W podobnym tonie jest raport Janiny Dormanowej: Spektakle przyjęte były ciepło przez młodzież. (...) Oklaski były i po konferansjerce i po każdym obrazie, a podczas akcji dwukrotnie.(...) Gdyby na wszystkich następnych widowiskach była też taka reakcja, to sztuka ma zapewnione powodzenie na długą metę.

Nasz eksperyment potwierdził, że taka forma scenicznej realizacji jest zdolna także dzisiaj pobudzić widzów do myślenia i uruchomić ich wyobraźnię co sami to zresztą stwierdzili mówiąc: przedstawienie skłoniło mnie do refleksji.

Podobnie jak przed 43 laty, także i dziś trudno znaleźć w teatrze ofertę dla dzieci w wieku 10 -14 lat. Jest to bowiem grupa odbiorców trudnych - nastawieni buntowniczo do życia, nie mają zaufania do dorosłych, pełni są wątpliwości, często zagubieni i poszukujący własnej tożsamości. Jest to często efekt trudnego okresu dojrzewania. Tym bardziej potrzebna byłaby twórczość artystyczna pozwalająca dzieciom starszym wyładować napięcia i jednocześnie wskazująca im tematy będące źródłem dla ich własnych przemyśleń. Chodzi tu także o rozwijanie wyobraźni i twórczego myślenia, oddziaływanie na sferę emocjonalną, budzenie wrażliwości i empatii. Mam nadzieję, że nasz eksperyment pokazuje, że jest to możliwe i że jest to potrzebne. Zwłaszcza dzisiaj, gdy dzieci i młodzież wychowują się w świecie medialnym pełnym łatwych prawd, szybkiej, krótkiej informacji i efektów specjalnych. Powolna narracja, wysublimowana plastyka teatralna czy hieratyczna gra aktorów, a także konwencjonalność i symbolizm rozwiązań teatralnych jest często dla współczesnych dzieci i młodzieży nudne, dziwaczne, bo wymagające wysiłku intelektualnego. Z jednej strony widać tu niedojrzałość intelektualną, z drugiej - estetyczną. Mówiąc trywialnie, dzieciom i młodzieży nie chce się wysilać, bo są przyzwyczajone do łatwizny. Telewizja, DVD, komputer czy Internet bez wysiłku wciąga w grę, w wirtualną fikcję tworząc iluzję prawdziwego życia. W tym kontekście teatr wydaje się jedyną i może ostatnią (?) sztuką, która wymaga żywego kontaktu człowieka z człowiekiem, której nie da się zamienić w internetową pigułkę, która ma szansę pobudzić myślenie i uruchomić wyobraźnię.

Na zakończenie warto może powiedzieć, że tylko jedna szkoła w Cieszynie, bez dodatkowych namów i jedna po namowach, zgodziły się wziąć udział w naszym eksperymencie. Pozostałe szkoły nie tylko odmówiły przyprowadzenia dzieci na spektakl, ale niektórzy nauczyciele, mówiąc delikatnie - nieufnie potraktowali studentów i ich propozycję. Nauczyciele nie chcieli poświęcić lekcji ani na pójście z klasami na spektakl, ani na zajęcia plastyczne i rozmowy studentów z dziećmi. Równocześnie prace plastyczne dzieci wykazują całkowity brak plastycznych doświadczeń. Z kolei rozmowy wykazały, że wiele dzieci z trudem formułuje własne myśli, a niektórzy w ogóle nie są w stanie wyrazić żadnej własnej opinii. Ankietowani zamiast mówić od siebie często szukali określeń z języka szkolnego, takich jakich wymaga się od nich na lekcjach. Oznacza to, że nie są przyzwyczajeni do wyrażania własnych myśli. Jednocześnie zauważalne było, że ankietowani pragną rozmawiać na temat spektaklu, chcą zapytać o wiele spraw i są otwarci na dyskusję.

Przepisane ze sklejki: „Młynek do kawy, korespondencja z Natalią Gałczyńską”, maszynopis, Archiwum Jana Dormana w Będzinie.

tamże

tamże

Piosenka do słów J.Iwaszkiewicza i M.Pawilkowskiej-Jasnorzewskiej pochodzi z płyty „Tutaj jestem”(1997).

List H.Ćmoka do J.Dormana napisany po spektaklach 25 i 26.10. 1963, Archiwum Jana Dormana w Będzinie.

Raport Janiny
Dorman z dn. 28.10.1963, Archiwum Jana Dormana w Będzinie.

5



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
instrukcja obs ugi do ekspresu do kawy JURA Impressa XS90 One Touch black PL (videotesty pl)
bialetti mokkona ekspres do kawy (www instrukcja pl)
maszyna do kawy obsluga jura impressa 75
ET Przyrządy do pomiaru przepuszczalności świetlnej szyb
EXPRES do kawy
Ekspresy do kawy
FILTER DO KAWY, PRAKTYCZNE PORADY DOMOWE
Ciasteczka do kawy
i1 Zaparzacz do kawy, BHP, Instrukcje-Jednostronicowe
Ekspres do kawy
Ciasteczka do kawy, PRZEPISY ciastka,ciasta
Róże z filtrów do kawy, danaprus
cz5a PSR zadania ryczalt ewidencj ET 13 do ksero
instrukcja obs ugi do ekspresu do kawy JURA Impressa XS90 One Touch black PL (videotesty pl)
bialetti mokkona ekspres do kawy (www instrukcja pl)
Ciśnieniowy ekspres do kawy Siemens TK71204RW
Placek cynamonowy do kawy
automat do kawy

więcej podobnych podstron