ŚWIĘTY JÓZEFIE…
Nikt nie wie, jak żyłeś św. Józefie, zanim wprowadziłeś do domu swego swoją małżonkę - Maryję. Ale jedno jest pewne - już zanim z Nią zamieszkałeś, zaczęły się zmartwienia. I to od zaraz. Może wtedy z tego zmartwienia nie mogłeś spać, albo jeść? Kto wie, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie osobista wizyta Anioła. Anioł przyniósł ci spokój. Potem pracowałeś w swoim stolarskim warsztacie, a Maryja zajmowała się domem. Sprzątała, szyła i być może smażyła najlepsze na świecie placki. A tu znowu kłopot. Trzeba iść na spis ludności, a Maryja, która pod sercem nosiła Jezusa, nie powinna wyruszać w tak męczącą drogę. Jednak co było robić. W Betlejem nie mogliście znaleźć miejsca w gospodzie. Musiał więc Jezus narodzić się w pasterskiej szopie. To była piękna noc i ogromna radość dla Was obojga. Ale jak pech to pech. Niedługo potem Anioł przyszedł z ostrzeżeniem i musieliście razem z Dzieciątkiem uciekać do Egiptu przed Herodem. Dobrze, że potrafiłeś zadbać o swoją Rodzinę. Wynająłeś osiołka i pospiesznie ruszyliście w drogę. Kiedy powróciliście do Nazaretu, Maryja znowu zajmowała się domem, a Jezus pomagał Ci w pracy.
Dobrze, że Pan Jezus był pod opieką tak wspaniałego, dobrego i pracowitego człowieka!
Święty Józefie, prosimy, opiekuj się też nami, całymi naszymi rodzinami!
KMG
Promyczek Jutrzenki 3/2000 s. 13