ROZDZIAŁ 17
PRAWDA, ŻE KOTY ŁADNIE WALCZĄ?
W środę popołudniu, zaledwie Hanna przekręciła się w szpitalnym łóżku - najwyraźniej zbyt długie leżenie na wznak powodowało odleżyny, co brzmiało jeszcze obrzydliwiej niż trądzik - usłyszała stukanie do swoich drzwi. Prawie nie miała ochoty odpowiadać. Już niedobrze jej się robiło od tych wszystkich hałaśliwych gości, zwłaszcza zaś od Spencer, Arii i Emily.
- Przygotujmy się na par-tey! - ktoś zawołał. Do środka wparowało czterech chłopców: Noel Kahn; Myson Byers; młodszy brat Arii, Mike; i - niespodzianka, niespodzianka - Sean Ackard, były chłopak Hanny, i zdaje się, że także Arii.
- Cześć, chłopaki. - Hanna przesłoniła jasnym beżowym kaszmirowym kocem przyniesiony przez Monę z domu dolną część twarzy, pozostawiając tylko oczy odsłonięte. Kilka sekund później przyszedł Lucas Beattie z olbrzymim bukietem.
Noel zerknął na Lucasa i przewrócił oczami.
- Chcesz sobie coś zrekompensować?
- Hę? - twarz Lucasa była prawie całkowicie przesłonięta kwiatami.
Hanna nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Lucas wciąż ją odwiedza. Jasne, byli przyjaciółmi przez całą minutę w zeszłym tygodniu, kiedy Lucas zabrał ją balonem swojego taty i pozwolił, by dała upust emocjom w związku ze swoimi problemami. Hanna wiedziała, jak bardzo ją lubił - praktycznie podał jej swoje serce na tacy podczas wspólnego lotu balonem, ale pamiętała wyraźnie, że kiedy otrzymała pocztą sukienkę dworu Mony, wysłała do niego wrednego sms-a, twierdząc, że nie ma u niej szans. Rozważała przypomnienie mu o tym teraz, tylko… Lucas był dosyć użyteczny. Poszedł do Sephory kupić Hannie nowy zestaw do makijażu, czytał każdą linijkę „Teen Vogue” i pochlebstwem przekonał lekarzy, żeby pozwolili mu rozpylić, zgodnie z życzeniem Hanny, eteryczny olejek Bliss. Nawet lubiła mieć go w pobliżu. Gdyby nie była taka popularna i fantastyczna, byłby pewnie niezłym chłopakiem. Zdecydowanie był wystarczająco przystojny - a nawet o wiele przystojniejszy od Seana.
Hanna zerknęła teraz na Seana. Sztywno siedział na plastikowym krześle dla gości, oglądając rozmaite przyniesione Hannie kartki z życzeniami powrotu do zdrowia. Odwiedzenie Hanny w szpitalu było tak bardzo w jego stylu. Chciała zapytać, dlaczego rozstali się z Arią, ale nagle zdała sobie sprawę, że zupełnie jej to nie obchodzi.
Noel spojrzał na Hannę z zaciekawieniem.
- Po co ci kroplówka?
- Lekarze kazali. - Hanna podsunęła koc po sam czubek nosa. - Żeby bakterie trzymały się z daleka. Poza tym, dzięki temu możesz lepiej się skupić na moich pięknych oczach.
- A jakie to uczucie być w śpiączce? - Noel przysiadł na skraju łóżka Hanny, przygniatając wypchanego żółwia, którego wczoraj dostała od wuja i ciotki. - Coś jak naprawdę długi odjazd po LSD?
- Dają ci teraz leczniczą marihuanę? - zapytał z nadzieją Mike, jego niebieskie oczy błyszczały. - Założę się, że szpitalny towar jest super.
- E tam, pewnie dają jej środki przeciwbólowe. - rodzice Masona byli lekarzami, więc przy każdej okazji popisywał się swoją medyczną wiedzą. - Szpitalni pacjenci mają taki słodki zestaw.
- Czy pielęgniarki są seksowne? - plótł Mike. - Robią dla ciebie striptiz?
- Jesteś goła pod tym kocem? - pytał Noel. - Daj popatrzyć!
- Chłopaki! - powiedział Lucas przerażonym głosem. Chłopcy spojrzeli na niego i przewrócili oczami - oprócz Seana, który wyglądał na prawie równie zawstydzonego, co Lucas. Hanna ze złośliwym uśmieszkiem pomyślała, że Sean pewnie nadal należy do Klubu Dziewictwa.
- Jest w porządku. - zaświergotała Hanna. - Radzę sobie. - towarzystwo chłopców i ich niestosowne komentarze, były nawet odświeżające. Pozostali odwiedzający byli tak cholernie poważni. Kiedy chłopcy zebrali się wokół łóżka Hanny, żeby podpisać się na jej gipsie, dziewczyna przypomniała coś sobie i usiadła. - Przyjdziecie na moją powitalną imprezę w piątek, prawda? Planują ją Spencer i Mona, więc na pewno będzie super.
- W życiu nie przegapimy. - Noel zerknął na Mysona i Mike'a, którzy wyglądali przez okno i dyskutowali, które kończyny by połamali, gdyby wyskoczyli przez balkon Hanny na piątym piętrze. - A w ogóle, o co chodzi z tobą i Moną? - zapytał Noel.
- Nic. - wzdrygnęła się Hanna. - Dlaczego pytasz?
Noel wyłączył długopis.
- Nieźle się pożarłyście na jej imprezie, jak kotki. Mrrau!
- Tak? - zapytała osłupiała Hanna. Zażenowany Lucas zakaszlał.
- Noel, to wcale nie było mrrau! - do pokoju wpadła Mona. Rzuciła całusy Noelowi, Masonowi i Mike'owi, lodowaty uśmiech Seanowi i upuściła ogromny segregator w nogach łóżka Hanny. Lucasa kompletnie zignorowała. - To była tylko odrobina złośliwości między przyjaciółkami.
Noel wzruszył ramionami. Dołączył do pozostałych chłopców przy oknie i zaczął kłykciami ciągnąć Masona za włosy.
Mona przewróciła oczami.
- Słuchaj, Han, rozmawiałam właśnie ze Spencer i sporządziłyśmy listę niezbędnych rzeczy na przyjęcie. Chcę uzgodnić z tobą szczegóły. - otworzyła niebieski terminarz Tiffany'ego. - Oczywiście, zanim porozmawiam z obsługą, ostatnie słowo należy do ciebie. - polizała palec i przewróciła kartkę. - Okay. Serwetki: biskwitowe czy w kolorze kości słoniowej?
Hanna próbowała się skupić, ale słowa Noela utkwiły jej w głowie. Mrrau?
- O co się kłóciłyśmy? - rzuciła Hanna.
Mona zamilkła, odłożyła listę na kolana.
- Naprawdę, Han, o nic ważnego. Pamiętasz, jak kłóciłyśmy się tydzień wcześniej? O pisanie na niebie? O Naomi i Riley?
Hanna pokiwała głową. Mona zaprosiła Naomi Ziegler i Riley Wolfe, ich największe rywalki, żeby zostały członkiniami jej dworu na Słodką Siedemnastkę. Hanna podejrzewała, że zrobiła to w odwecie za to, że nie brała udziału w świętowaniu ich Frenniversary.
- Cóż, miałaś absolutną rację. - mówiła dalej Mona. - Obie są mega-zdzirami. Już nie chcę, żebyśmy się z nimi spotykały. Przepraszam, że na chwilę dopuściłam je do wewnętrznego kręgu, Han.
- Okay. - powiedziała cicho Hanna, czując lekką ulgę.
- No, cóż, nieważna. - Mona wyjęła dwa wycinki z czasopism. Jeden przedstawiał długawą białą, plisowaną sukienkę-bombkę z jedwabną kokardą na plecach, a drugi sukienkę z wysokim stanem we wzór w bezkształtne mazaje. - Suknia z trenem Philipa Lima czy zalotna mini Nieves Lavi?
- Nieves Lavi. - odpowiedziała Hanna. - Ma łódkowaty dekolt i jest krótka, więc pokazuje dużo nogi, ale odwróci też uwagę od mojej twarzy i szyi. - znowu podciągnęła pościel do samych oczu.
- A skoro o tym mowa - zaszczebiotała Mona - zobacz, co dla ciebie mam!
Sięgnęła do torby Cynthii Rowley w kolorze masła i wyjęła delikatną porcelanową maskę. Miała kształt ładnej dziewczęcej twarzy, z wyrazistymi kośćmi policzkowymi, ładnymi, wydętymi wargami i noskiem, który -wykonany przez chirurga plastycznego - zrobiłby furrorę. Była taka piękna i misterna, że wyglądała prawie prawdziwie.
- Dokładnie takie maski zostały użyte na ubiegłorocznym pokazie mody haute-couture Diora. - wionęła Mona. - Moja mama zna kogoś od PR-u u Diora w Nowym Jorku i ktoś ją nam dziś rano stamtąd przywiózł.
- Och, mój Boże. - Hanna wyciągnęła rękę i dotknęła krawędzi maski. To, co poczuła, przypominało skrzyżowanie niemowlęcej miękkiej skóry i satyny.
Mona trzymała maskę przy twarzy Hanny, wciąż na wpół zakrytej kocem.
- Zasłoni wszystkie twoje siniaki. Będziesz najpiękniejszą dziewczyną na przyjęciu.
- Hanna już jest piękna. - wtrącił się Lucas, odwracając się od aparatury medycznej. - Nawet bez maski.
Nos Mony zmarszczył się, jakby Lucas właśnie jej powiedział, że zmierzy jej doodbytniczo temperaturę.
- Och, Lucas. - powiedziała ozięble. - Nie widziałam, że tam stoisz.
- Cały czas tu jestem. - zaznaczył zwięźle Lucas.
Wbili w siebie wzrok. Hanna zauważyła coś niemal bojaźliwego w wyrazie twarzy Mony. Ale znikło to w okamgnieniu.
Mona umieściła maskę Hanny naprzeciwko wazy z kwiatami, ustawiając ją tak, żeby się w nią wpatrywała.
- To będzie impreza roku, Han. Nie mogę się doczekać.
Z tymi słowami Mona posłała jej całusa i tanecznym krokiem opuściła pokój. Za nią podążyli Noel, Mason, Sean i Mike, mówiąc Hannie, że jutro wrócą i lepiej, żeby podzieliła się z nimi swoją leczniczą marihuaną. Został tylko Lucas, oparty o ścianę naprzeciwko obok kojącego plakatu z polem dmuchawców w stylu Moneta. Miał zaniepokojoną minę.
- Ten gliniarz, Wilden? Zadał mi kilka pytań o to potrącenie, kiedy parę dni temu czekaliśmy aż obudzisz się ze śpiączki. - powiedział cicho Lucas, siadając na pomarańczowym krześle obok jej łóżka. - Na przykład, czy widziałem się z tobą tej nocy. Czy zachowywałaś się dziwnie albo byłaś zmartwiona. Brzmiało to tak, jakby wcale nie uważał tego za wypadek. - Lucas przełknął głośno ślinę i podniósł wzrok na Hannę. - Nie myślisz chyba, że to ta sama osoba, która wysyła ci te dziwne sms-y, prawda?
Hannę jakby piorun strzelił. Zapomniała, że powiedziała Lucasowi o „A”, kiedy lecieli razem balonem. Serce zaczęło jej walić.
- Powiedz, że nie wspomniałeś o tym Wildenowi.
- Oczywiście, że nie. - zapewnił ją Lucas. - Tylko… martwię się o ciebie. To takie straszne, że ktoś cię potrącił.
- Nie przejmuj się tym. - przerwała Hanna, krzyżując ramiona na piersi. - I proszę, proszę, nie mów nic o tym Wildenowi. Okay?
- Okay. - powiedział Lucas. - Jasne.
- Dobrze. - warknęła Hanna. Pociągnęła długi łyk wody ze szklanki obok łóżka. Zawsze, kiedy ośmielała się rozważać prawdę - że to „A” ją potrącił - jej umysł się wyłączał, nie zgadzając się, by dalej o tym rozmyślała.
- Czy to nie miłe, że Mona wyprawia dla mnie przyjęcie? - zapytała Hanna ostentacyjnie, chcąc zmienić temat. - Jest taką cudowną przyjaciółką. Wszyscy tak mówią.
Lucas trącił palcem guziki na swoim zegarku Nike.
- Nie jestem pewien, czy możesz jej ufać. - bąknął.
- O czym ty mówisz? - Hanna zmarszczyła brwi.
Lucas wahał się przez kilka długich sekund.
- No dalej. - powiedziała zaniepokojona Hanna. - Co?
Lucas sięgnął i ściągnął w dół okrycie Hanny, odsłaniając jej twarz. Wziął jej policzki w dłonie i pocałował. Usta Lucasa były miękkie i ciepłe, i doskonale pasowały do jej warg. Po plecach Hanny przebiegły dreszcze.
Gdy Lucas się odsunął, przez siedem długich piśnięć EKG Hanny wpatrywali się w siebie, ciężko oddychając. Hanna była prawie pewna, że jej twarz wyraża czyste zdumienie.
- Pamiętasz? - zapytał Lucas z rozszerzonymi oczami.
- Pamiętam… co? - Hanna zmarszczyła brwi.
Lucas długo się w nią wpatrywał, omiatał jej twarz spojrzeniem. I odwrócił się.
- Ja… powinienem już iść. - wymamrotał niezręcznie i wyszedł z pokoju.
Hanna patrzyła za nim, jej poranione usta wciąż mrowiły po pocałunku. Co właściwie właśnie się stało?
Phillip Lim (ur. 1973 w Tajlandii) jest kambodżańsko-amerykańskim projektantem mody, korzenie jego rodziny wywodzą się z Chin.
Pretty Little Liars - Unbelievable Nie do wiary
1