30. Mój horror
Wreszcie ukazała mi się postać w pelerynie, a właściwie dwie, Jane obróciła się w naszą stronę. Druga pijawka pozostała nieznajomą. Znowu dylemat. Co mam robić? Nie obchodziła mnie Jane, tylko Renesmee, to ona leżała bezwładnie jak porzucona lalka. Nagle zauważyłem, że przede mną stoi tylko jeden wampir. Nie wiadomo jak i kiedy zostałem popchnięty na drzewo, złamałem je, trzasnęło z hukiem na błoto. Obróciłem się do sprawcy, ujrzałem blond chłopaka, kompletnie nieprzypominającego nikogo mi znajomego, tylko po czerwonych tęczówkach mogłem odgadnąć, że to ta druga pijawka. Widok zasłonił mi Seth oraz drugi wilkołak - Paul, którzy rzucili się na niego.
Nessie! - Zawył tylko, Seth, który został właśnie rzucony na ziemię. W locie przemieniłem się w człowieka, nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Podbiegłem do Renesmee.
- Jeśli… - Zacząłem, lecz gdy zobaczyłam krew zgłupiałem kompletnie do końca. Nigdy nie widziałem, by krwawiła, na miłość boską przecież praktycznie była wampirem!
- Zabawiłam się i próbowałam dotrzymać obietnicy, psie. - Jane mówiła spokojnym tonem, z łatwością dawała sobie radę z Samem, który ją atakował. To było wiadome, że taka wataha wygra z dwoma wampirami, lecz ku nieszczęściu poczułem, że reszta Volturi zmierza w naszą stronę.. Zbliżali się, a najgorsze, że w zawrotnie szybkim tempie. Położyłem Renesmee na plecach, na twarzy miała błogi uśmiech, jakby śnił jej się cudowny sen. Przyłożyłem palce całe od krwi do jej szyi, a potem na nadgarstek;
Sprawdziłem puls - zero znaku życia.
Przyłożyłem ucho do jej piersi - zero znaku życia.
Zacząłem udzielać pierwszej pomocy, jej skóra była twarda, co oczywiście było wielką przeszkodą. Słyszałem za sobą dźwięk walki, jak na razie było dwóch wampirów. Jedyne, co było możliwe to ucieczka, wziąwszy dziewczynę na ręce ruszyłem ku ścianie lasu, wtedy dopadł mnie przeraźliwy ból, poczułem ostry zapach wampirów, jednak jakby było ich tysiące, lub miliony. A potem prąd rozlał mi się po całym ciele. Nie chciałem upadać. Nie teraz… Muszę jej pomóc. Ona musi żyć…
- Muszę iść… - Mruknąłem cicho, jednak prąd był coraz silniejszy. Próbowałem nie reagować na niego, ignorować, jednak obezwładnił mnie. Upadłem na kolana.
- Jane! -To był… Nie mogłem przypomnieć sobie skąd znam ten głos, ktoś doszedł do dwójki wampirów. Przegrana była pewna.
Oparłem czoło o Renesmee:
- Proszę nie rób mi tego. - Ostatkami sił zacząłem reanimacje. Ta cisza zaczęła mi mącić w głowie, napływały najgorsze scenariusze. Przecież jej serce nie biję! Nie oddycha! Nie daje żadnego znaku życia! A ja jej cholernie potrzebuję, przecież tyle chciałem jej powiedzieć.
Ona będzie żyć.
Ona musi żyć.
Ona żyję.
Nadzieja zaczęła się ulatniać wraz z ciągnącą się ciszą.
- Nie przeszkadzaj mi, Alec! - Dziewczyna zbliżała się w moją stronę, wtedy ktoś jej przeszkodził, usłyszałem znany mi dźwięk, dwa wampiry w walce. A więc to był Alec…
- Jane, kochanie nie mieliśmy w planach zabijania sfory. - Poznałabym ten ton głosu nawet po stu latach - Aro, po chwili dodał:
- Alec nie atakuj siostry. Jane mogłabyś przestać torturować psa? Tak samo ty Tom.
Zniknął prąd, oraz ten natarczywy zapach wampirów. Znowu próbowałem uratować życie tej najdroższej mi istocie. A więc do Volturi doszedł nowy wampir, oczywiście już znałem jego moc, to przez niego czułem ten nie do zniesienia zapach. Omamił mi umysł - nie wiedziałem, czy bronić się przed wampirami, czy ratować życie Nessie. Postawiłem na to drugie,
Próbowałem ożywić moją nadzieję.
Raz, dwa, trzy.
- Nessie, proszę. - Zrozpaczony zacząłem rozglądać się dookoła, sfora stała tuż za mną, a naprzeciw Volturi.
Raz, dwa, trzy.
Na jej ustach poczułem krew, smakowała inaczej niż tak ludzka, miała również inny, o wiele jaśniejszy kolor. Nadal na jej twarzy widniał tak znany mi uśmiech. Nie mogłem jej stracić. Nie umiałem bez niej żyć.
- Potrzebuję cię! - Wrzasnąłem. Czy to miał być koniec? Te zamknięte powieki nie miały się już nigdy otworzyć i spojrzeć na mnie w ten nieodgadniony czuły sposób? Te usta już więcej nie miały oddawać mych pocałunków, wypowiedzieć słów? Ta ręka nigdy nie miała już drgnąć by dotknąć mojej szyi, a potem `przekazać' mi wizję?
To miał być koniec.
Ten prawdziwy koniec.
Koniec mojej wieczności.
Zakończył się mój świat, przestało bić serce mojego świata.
Nagle zauważyłem czyjeś nogi, tak znane mi buty. Nie mogłem uwierzyć, myślałem, że już nie żyję, że już śnie. Czyżby Volturi było aż tak szybkie? To było jak wybawienie, poczułem, że jest jakaś szansa. Gdzieś zakiełkowała nadzieja, nadzieja, której nie umiałem opisać. Uwierzyłem w cud, uwierzyłem w miłość. Po woli spojrzałem na wampira po drugiej stronie.
- Carlise, błagam pomóż jej!
Chwyciłem kołnierzyk jego marynarki, gdy się schylił i zacząłem nim potrząsać. Patrzył na dziewczynę z niedowierzaniem, zaczął kręcić głową. Dlaczego? Wtedy zdarzyło się po sobie kilka rzeczy, nie byłem pewny, co mam ze sobą robić, więc bezradny obserwowałem; Bella podbiegła do córki i chwyciła ją za rękę, Edward podszedł do mnie od tyłu i padł na kolana, Esme zachłysnęła się powietrzem, a jej ręce powędrowały ku klatce piersiowej. Cała rodzina okrążyła dziewczynę, stali śledząc każdy ruch Carlise, a on stał jak zaczarowany nie wiedząc, co uczynić. Nagle koło nas pojawił się Alec.
- Wynoś się stąd! - Wrzasnąłem czując jak po kolei dopadają mnie dreszcze. Chłopak tylko spojrzał na Nessie, po czym odszedł bez słowa. Znowu zapadła cisza. Wyglądało jak po wojnie, wataha stała tuż przy Cullens, a naprzeciw rodzina królewska wampirów, byli wszyscy jak wtedy na polanie oprócz żon i tak licznej straży. Lecz tylko jedna osoba leżała nieruchomo, nie wydając żadnego dźwięku, nie oddychając, jakby… Nie mogłem nawet o tym myśleć.
Nessie żyję, przecież nie da się inaczej opisać jej stanu.
Nessie nie żyję, przecież… Ta cisza, długa, wijąca, jakby uwielbiała sprawiać mi ból.
- To Jane wymknęła się od nas. - Powiedział cicho Aro jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- Co mnie to obchodzi? - Warknąłem nawet nie obdarzając go spojrzeniem. Mogli mnie zabić i to nawet zaraz, a jeśli oni tego nie zrobią, to sam z sobą skończę.
- Młody człowieku rozumiem, że rozpaczasz po utracie ukochanej, ale to nie nasza wina.
To zdanie przełamało wszelkie granice. Rzuciłem się na Jane, nawet nie byłem wilkołakiem. Z mojego gardła wydobył się dziki charkot. Nie panowałem nad tym wszystkim, przestałem widzieć granicę między zmiennokształtnym a człowiekiem. Nerwy niegdyś pomagały mi w przemianie - teraz to nie zadziałało. Jednak wataha rzuciła się na mnie nie chcąc dopuścić bym zbliżył się do dziewczyny. Byłem tak blisko, wystarczył mały skok…
- Czy nikt nie widzi, co zrobiła? - Miałem ochotę krzyczeć, walić pięściami, chciałem ją zabić. Zacząłem się szarpać, lecz Emmett i Jasper pomogli sforze w powstrzymaniu mnie. Czy to są idioci? Zacząłem się jeszcze bardziej szarpać.
- Spoko, zaraz wszystko załatwimy po naszemu. - Mruknął Emmett, jednak to nie był ten jego żartobliwy ton. Nie wierzyłem mu. Spuściłem głowę. Nie byłem pokonany. Niech tylko zaufają mi i przestaną tak trzymać, wymknę się i zabiję ją. Może ma ileś tam lat, może ma większe doświadczenie, może mnie zabije. Co mnie to obchodzi? Co mi zostało?
Renesmee nie żyję. Nie ma jej.
Jane stała wpatrzona w Nessie, na jej twarzy, co chwilę pojawiał się uśmiech.
Tak bardzo chciałem wbić kły w jej szyję, usłyszeć, chociaż raz z jej ust usłyszeć pisk wołający o pomoc. A potem niech mnie zabiją, czułem, że i tak w głębi tracę życie.
Nessie, moja mała Nessie. Ta, która ciągnęła mnie za nogawki spodni jak była mała. Dziewczynka, która przekonała mnie do wampirów, mała postać, którą sobie wpoiłem. Renesmee, moje życie leżało ciągle nieruchomo. Zamknąłem oczy, czułem, że gromadzi się w nich jakiś płyn. To było coś nieznanego dla mnie - łzy.
Pół-wampir leżał.. nie żywy. Czułem, że im więcej sekund leci tym bardziej nie radzę sobie z tą wiadomością. Jakaś cieńka granica pękała, już była przy samym końcu, gdy zastygła słysząc ciężki dźwięk:
`Dam'
Obróciłem się.
Powtórzył się, lecz o wiele ciszej.
Wszyscy zwrócili wzrok na ciało dziewczyny, wtedy upewniłem się, że nie śnie i nie tylko ja to słyszę. Skupiłem się i wytężyłem słuch, jej rytm był jakiś dziwny, raz szybki, wolny, a potem go gubiłem, by od nowa zaczął. Spojrzałem na Edwarda, który wpatrywał się w córkę, nagle skierował wzrok w moją stronę. Jego oczy wskazywały jedno - prośbę.
Nie byłem pewny czy zdołam wykonać dane mi zdanie, bałem się, że najmniejszy ruch spowoduję utratę tak wielką, utratę bicia serca, które przed chwilą ożyło.
Nadal w to nie wierzyłem; ono biło, dziwnie, inaczej, cicho, lecz biło.
Edward spojrzał na mnie jeszcze raz, przypominał mi tego, co kiedyś człowieka płonącego na stosie. Zebrałem w sobie odwagę.
Będzie żyła. - Powtórzyłem cicho w myślach, wampir nawet nie drgnął.
Ruszyłem ku dziewczynie, czułem jak trzęsą mi się ręce, gdy brałem ją na nie. Teraz wystarczy przenieś ją tylko w bezpieczne miejsce. Biegiem do domu… Nie obchodził mnie las, nie obchodziły mnie te dobre ani złe wampiry, a nawet wilkołaki. Teraz przestali istnieć.
-Obiecaj mi, że jej to nie ujdzie ot tak po prostu, poprosiłem w myślach Edwarda, jednak nie spojrzałem w jego stronę by ujrzeć odpowiedź. Mogła być przecząca… A wtedy bym zawrócił i rozpoczął wojnę. Zabiliby nas wszystkich po kolei, nawet tarcza Belli w niczym by tu nie pomogła. Oczywiście oni również mieliby jakieś straty, lecz był jeden jedyny minus w tym wszystkim ; Nessie znów zostałaby bezbronna. Spojrzałem na jej porcelanową twarz.
- Robię to tylko dla ciebie… - Mruknąłem.
Pędziłem jak najszybciej umiałem, lecz co chwilę przystawałem, by usłyszeć serce Renesmee. Musiałem porządnie się wsłuchać, biło cicho i nierówno. Pobiegłem do starego domu wampirów, otworzyłem drzwi kopniakiem i położyłem dziewczynę na sofie w pierwszym lepszym pokoju.
- Renesmee? - Spytałem dotykając delikatnie jej dłoni.
Cisza.
- Nessie? - Musnąłem jej policzek.
- Nie rób mi tego. - Oparłem głowę na jej ramieniu. Wyglądała jak posąg, położyłem rękę na jej brzuchu by upewnić się, że oddycha. Wziąłem delikatnie jej dłoń i położyłem na własnym policzku. Tak bardzo zapragnąłem zobaczyć jakąkolwiek wizję, jednak tak się nie stało. Zrezygnowany oparłem się o sofę, na której leżała i wbiłem wzrok w sufit.
Słuchałem bicia jej serca, i te krótkie cisze między tym dźwiękiem. Bałem się, że znowu przestanie, a ja znowu będę bezradny.
- Nie mogę cię stracić. - Powiedziałem na głos.
- Zbyt mocno cię kocham…
Mogłem jedynie czekać.
http://cullennessie.blog.onet.pl by Renesmee