W SŁUŻBIE CZARNYCH ORŁÓW


W SŁUŻBIE CZARNYCH ORŁÓW. POLSCY OCHOTNICY W ARMIACH ZABORCZYCH W LATACH 1795-1815

Jarosław Czubaty

spis treści

WPROWADZENIE

"Barwny ich strój, amaranty zapięte pod szyję, Ach Boże mój, jak ci polscy ułani się biją..." - pierwsze skojarzenie z polskim żołnierzem w okresie napoleońskim to zazwyczaj wizja legionowych ochotników lub mickiewiczowskiej "ochoczej młodzi" przekradającej się przez Niemen, by wstąpić w szeregi narodowego wojska. Tymczasem w latach 1795-1815 wśród Polaków w mundurach liczną grupę stanowili żołnierze z własnej woli służący w szeregach austriackich, pruskich i rosyjskich.

Warto zauważyć, że służba Polaków w armiach zaborczych nie była zjawiskiem nowym. Oddziały formowane z polskich ochotników istniały w armii austriackiej od 1778 roku. Najdłużej przetrwały cenione wysoko dwa pułki ułanów zorganizowane w 1784 i w 1789 roku. Od czasów Fryderyka II istniał w armii pruskiej pułk tzw.
Bośniaków, rekrutowany wbrew nazwie głównie spośród polskich ochotników. Po pierwszym rozbiorze polskich oficerów chętnie przyjmowano do armii rosyjskiej. Spośród nich najbardziej błyskotliwa kariera stała się udziałem Adama Czaplica.
Ów drobny szlachcic z Mohylewszczyzny, protegowany księcia Potiomkina, odznaczył się w kampanii tureckiej w 1788 roku. W 1792 roku, już jako pułkownik, brał udział w kampanii przeciw Rzeczypospolitej. Po wojnie pozostał w kraju jako oficer rosyjski w sztabie generała Igelströma. Podczas insurekcji kwietniowej w Warszawie pośredniczył w rokowaniach z powstańcami i wraz z wieloma oficerami rosyjskimi dostał się do niewoli. Po latach, już w stopniu generała, podczas kampanii 1812 roku zagarnął pod Słonimiem pułk litewskich szwoleżerów gwardii generała Konopki.
Po drugim rozbiorze Rosjanie oprócz wcielania siłą stosowali na dużą skalę werbunek ochotników. W armii rosyjskiej znalazło się wówczas około 14 tys. polskich żołnierzy i oficerów. Trudno dokładnie określić, jaki był udział ochotniczego zaciągu. Duża liczba wskazywałaby, że wielu żołnierzy wcielono w szeregi rosyjskie siłą. Jednocześnie prawdziwych ochotników musiało być niemało. Swoiste potwierdzenie obu tez stanowi dezercja dwóch brygad Kawalerii Narodowej. Pod wpływem agitacji kilku oficerów oba oddziały zbiegły za granicę turecką. Po upływie kilku miesięcy z braku środków do życia większość żołnierzy dobrowolnie powróciła w szeregi rosyjskie.
Kwestia służby polskich ochotników w armiach mocarstw ościennych początkowo nie była przedmiotem publicznej debaty. U schyłku istnienia Rzeczypospolitej, w obliczu zagrożenia Konstytucji 3 maja i w czasie insurekcji, sytuacja uległa zmianie. Uchwalona
17 maja 1791 roku ustawa o sądach sejmowych, zawierająca kodyfikację występków publicznych, traktowała podjęcie służby w wojsku nieprzyjacielskim w czasie wojny jako zdradę. W tym kierunku szła również deklaracja sejmu z maja 1791 roku stwierdzająca, że ponieważ wojsko rosyjskie stało się wojskiem nieprzyjacielskim, prawa krajowe i obowiązek wobec ojczyzny "nie dozwalają" już Polakom na służbę w nim. Podczas insurekcji kwestia służby w armii rosyjskiej i pruskiej pojawiła się w wydanym w maju 1794 roku zarządzeniu Komisji Porządkowej Województwa Krakowskiego i wrześniowej odezwie Tadeusza Kościuszki. Zapowiadały one, że każdy Polak walczący w szeregach pruskich i rosyjskich jako zdrajca i nieprzyjaciel Ojczyzny sądzony i karany będzie. Wydaje się zatem, że sytuacja zagrożenia oddziaływała na zaostrzenie norm. Warto jednak zwrócić uwagę na praktykę sądów powstańczych. Każdą sprawę badały one dokładnie, starając się znaleźć okoliczności łagodzące. Wiele z nich umorzono, często stosowano zwolnienia za poręczeniami. Dotyczyło to nie tylko osób przymusowo wcielonych, ale także tych, które zaciągnęły się dobrowolnie ze względu na trudną sytuację materialną. Dowodzi to zrozumienia skomplikowanych uwarunkowań i dobrze świadczy o rozsądku ferujących wyroki. Zarazem jednak dowodzi, że obowiązujące normy prawne w odczuciu samych sędziów niezupełnie przystawały do rzeczywistości.

PO ROZBIORACH

Po trzecim rozbiorze polskie formacje ochotnicze utrzymały się w armii austriackiej. W 1801 roku utworzono kolejny trzeci pułk ułanów. Podczas wojny 1809 roku rozpoczęto formowanie trzech batalionów ochotników galicyjskich. W 1813 roku z kilkuset ochotników uzupełnionych poborowymi zorganizowano czwarty pułk ułanów. Polskich ochotników przyjmowano nadal do armii rosyjskiej. Dotyczyło to przede wszystkim szeregowców i podoficerów - oficerów początkowo traktowano nieufnie, zapewne z obawy przed szerzeniem się w armii radykalnych poglądów. Oczywiście istniały wyjątki dla osób wywodzących się z rodzin o prorosyjskich sympatiach, choćby Adama Ożarowskiego - syna straconego w Warszawie hetmana Piotra. Został przyjęty do armii rosyjskiej, mimo że wcześniej walczył w insurekcji. Służyli tam później także trzej jego bracia i inni potomkowie znanych targowiczan - Władysław Branicki i Stanisław Potocki. Mniej znaczące osoby jesienią 1794 roku musiały uzyskać specjalne zezwolenia.
W armii rosyjskiej Polacy nie tworzyli początkowo jednostek narodowych. Sytuacja zmieniła się za panowania Pawła I. Latem 1797 roku rozpoczęto formowanie pułku konnego tatarsko-litewskiego. Znalazło się w nim wielu oficerów z dawnych pułków tatarskich Rzeczypospolitej. W tym samym roku powstał polski pułk konny złożony z samych Polaków. Jego pierwszym dowódcą został Ksawery Dąbrowski - do niedawna przywódca wojskowego zgromadzenia emigrantów na Wołoszczyźnie. Organizacja pułku i mundury były wzorowane na armii Rzeczypospolitej. Dopiero od 1807 roku pułk stopniowo tracił swój narodowy charakter, upodabniając się do innych jednostek rosyjskich. Za panowania Aleksandra I, w 1803 roku, z pułku tatarsko-litewskiego stworzono dwa odrębne pułki - tatarski i litewski. Wspomnianym trzem pułkom w 1807 roku nadano nazwę ułańskich. W tym samym czasie rozpoczęto formowanie pułków huzarskich: białoruskiego i mohylewskiego, oraz pułku ułanów na Wołyniu. Służyło w nich wielu polskich ochotników.
Próby formowania polskich oddziałów ochotniczych podjęto również w armii pruskiej. W 1795 roku ruszyła organizacja oddziału Tatarów. W 1799 roku liczył on ok. 300 ludzi. W 1800 roku istniejący od dawna pułk "bośniaków" zreorganizowano, tworząc przypominający nieco wzory polskie pułk "towarzyszów", złożony z 10 szwadronów "towarzyszów" i pięciu szwadronów tatarskich. W ich szeregach znalazło się sporo żołnierzy insurekcji. Jesienią 1806 roku ok. 600 z nich zdezerterowało i wstąpiło do powstającego wojska polskiego. Po pokoju w Tylży pułk rozformowano, tworząc na jego podstawie jeden, a od 1808 roku — dwa pułki ułanów. Jednocześnie władze starały się zachęcać szlachtę polską do
podejmowania służby w powstających pułkach huzarskich.

KARIERY

Wpływ na wybór armii, w której ochotnik podejmował służbę, miały przede wszystkim dwa czynniki: pochodzenie terytorialne i atrakcyjność służby. Służba w armii austriackiej nie otwierała przed Polakami szerokich perspektyw awansu i kariery. Najwyższe stopnie oficerskie były zarezerwowane dla Austriaków, Węgrów i Niemców. Polaków ceniono nisko. Krytycznie oceniano ich lojalność i kwalifikacje wojskowe, co zresztą nie dziwi - większość ochotników stanowili ludzie słabo wykształceni, nie znający niemieckiego i nie posiadający doświadczeń wyniesionych ze służby w nowoczesnych armiach. Niskie kwalifikacje ochotników i blokowanie awansów powodowało, że w latach 1800-1815 liczba polskich oficerów w całej armii austriackiej w ciągu roku nie przekraczała 200 (dla porównania: liczba etatów oficerskich w pułku kawalerii wynosiła ok. 60, w pułku piechoty — ponad 100). Niewielu polskim ochotnikom udało się osiągnąć wyższy stopień oficerski. Kariery żadnego z nich nie można określić mianem błyskotliwej - kończyli służbę (lub ginęli) w stopniu podpułkownika lub pułkownika.
Wydaje się, że znacznie bardziej atrakcyjna była służba w armii rosyjskiej, do której od dawna chętnie przyjmowano cudzoziemców (m.in. Francuzów, Niemców, Słowian bałkańskich czy Greków). Praktyka ta wynikała z braku odpowiedniej liczby wykształconych oficerów niezbędnych do dowodzenia ogromną armią. Atrakcyjność służby zwiększał fakt, że Polakom często proponowano podjęcie służby z zachowaniem stopni wojskowych z armii Rzeczypospolitej. Wśród ochotników spotykamy nie tylko pozbawionych środków utrzymania przedstawicieli drobnej szlachty. Po drugim rozbiorze propozycję służby w armii rosyjskiej przyjęli generałowie Stefan Lubowidzki, Józef Podhorodeński, Józef Judycki, Stanisław Wielowiejski, Gabriel Stempkowski, Roch Jerlicz; po trzecim rozbiorze: Józef Jeleński i Karol Morawski. Spośród Polaków służących w armii rosyjskiej stopnie generalskie do 1814 roku osiągnęli również: wspomniany już Adam Czaplic, Bartłomiej Giżycki, syn Ksawerego Branickiego Władysław, Adam Ożarowski, Feliks Poradowski, Aleksander Szembek.
Niewiele wiadomo o karierach Polaków w armii pruskiej. Wydaje się jednak, że szansa na uzyskanie wyższego stopnia oficerskiego była w niej znacznie mniejsza niż w szeregach rosyjskich, czy nawet austriackich. Działo się tak nie tylko ze względu na nieufność wobec Polaków - armia pruska od dawna dysponowała liczną, dobrze przygotowaną kadrą oficerską. Spore znaczenie mogło mieć również popularne nie tylko w Prusach przekonanie o nadzwyczajnej sprawności i wartości bojowej armii pruskiej. Wszystko to musiało utrudniać awans cudzoziemskich ochotników, z których wielu nie miało odpowiedniego doświadczenia i wykształcenia.
Ustalenie liczby polskich ochotników służących w armiach zaborczych w interesującym nas okresie przysparza sporych trudności. Liczbę polskich ochotników w armii austriackiej w latach 1778-1809 szacuje się na 20 tys. Jednorazowo podczas kolejnych kampanii służyło jednak nie więcej niż 3600 ochotników. Ponieważ w latach 1795-1815 dokonano rozbudowy polskich formacji ochotniczych, można przyjąć, że przez szeregi austriackie przewinęło się kilkanaście tysięcy żołnierzy i oficerów.
Wydaje się, że co najmniej tyle samo ochotników służyło w armii rosyjskiej. Z obliczeń jednego z rosyjskich historyków wynika, że wśród oficerów 1. i 2. armii zachodniej w 1812 roku znajdowało się 107, którzy wypełniając urzędowe dokumenty, zadeklarowali pochodzenie z polskiej szlachty. W rzeczywistości Polaków było znacznie więcej. Z zachowanych stanów służb wynika, że 34 proc. kadry oficerskiej tych armii stanowiły osoby wywodzące się ze szlachty guberni "białoruskich" (z wileńską włącznie) i "małorosyjskich". Wśród nich znalazło się z pewnością wielu Polaków. Oznaczałoby to, że w 1812 roku w armiach Barclaya de Tolly i Bagrationa służyło kilkuset polskich oficerów. Nie ulega również wątpliwości, że Polacy służyli w stopniach oficerskich w pozostałych armiach rosyjskich. Należy także uwzględnić fakt, że w armii rosyjskiej służyli polscy ochotnicy, którzy nie zdobyli stopnia oficerskiego. Porównanie z armią austriacką pozwala przypuszczać, że w ciągu owych dwudziestu lat ich liczba sięgała kilkunastu, a może nawet 20 tys. Przypuszczam, że kilka tysięcy polskich ochotników służyło również w armii pruskiej. Wiele wskazuje, że w latach 1795-1815 przewinęło się przez nie około 30 tys. polskich ochotników - a zatem więcej niż przez legie włoskie i Legię Naddunajską.

MOTYWACJE


Oczywiście, w wypadku części "ochotników" zaciąg nie był całkowicie dobrowolny. Z całą pewnością należy uwzględnić przymus wobec jeńców lub żołnierzy armii kościuszkowskiej. Przymusowe wcielanie było wówczas praktyką często stosowaną nie tylko wobec żołnierzy wojsk Rzeczypospolitej. Wiele osób podjęło jednak służbę dobrowolnie. Motywy, którymi się kierowały, były różne. Decydować mógł świadomy wybór polityczny, nakazujący demonstrację lojalności wobec nowej władzy i ułożenie sobie z nią dobrych kontaktów.
Odmienny, dość niewinny typ motywacji, wiązał się z młodzieńczą chęcią przygody i typową dla epoki żądzą sławy wojennej. W tej mierze charakterystycznych informacji dostarcza szczera relacja oficera armii Księstwa Warszawskiego Antoniego Białkowskiego. Jeden z jego braci służył w Legionach, dwaj pozostali w tym samym czasie w armii pruskiej. Białkowski przyznaje, że jako kilkunastoletni młodzieniec marzył o służbie wojskowej. Jesienią 1806 roku, po bitwie pod Jeną (o której początkowo sądzono, że wygrali ją Prusacy), próbował zaciągnąć się do przybyłego do Poznania pułku piechoty: "Wiadomości o tych sukcesach pruskich zachęcały mnie do wejścia w służbę pruską, zwłaszcza że w [...] pułku było paru oficerów Polaków [...]. Do służenia w wojsku pruskim zachęcały mnie także opowiadania braci moich [...]. Robiłem sobie nadzieję, że zasłużę na względy moich przełożonych i w czasie wojny prędzej dosłużę się wyższego stopnia. Młodzieńcze marzenia rozwiały się za sprawą dowódcy pułku, który wyraźnie starał się zniechęcić go do podejmowania służby, wreszcie - kazał czekać na decyzję w domu. W nocy pułk opuścił miasto: Ileż złorzeczeń posłałem za owym dowódcą, że mnie tylko oszukał, nie zawiadomiwszy zostawił […]". Służba wojskowa pociągała nie tylko nastolatków z niezamożnych rodzin. Podobne pomysły przychodziły do głowy także młodym ludziom z bogatych familii o patriotycznej tradycji. Świadczy o tym przykład Henryka Dembińskiego (syna posła na Sejm Wielki), który w 1805 roku, zachwycony postawą maszerujących przez Kraków wojsk rosyjskich, omal nie zaciągnął się do nich.
U większości ochotników decydującą rolę odgrywała konieczność zapewnienia sobie źródła utrzymania. Warto pamiętać, że upadek państwa i rozwiązanie polskich oddziałów stanowiły poważny cios materialny dla rzeszy żołnierzy, podoficerów i niższych oficerów, dla których służba wojskowa była jedynym źródłem dochodów. Tysiące ludzi znalazło się bez środków do życia. Zaciągnięcie się w szeregi austriackie, pruskie czy rosyjskie było więc często jedynym wyjściem. Warto przy tym zauważyć, że służba w szeregach armii zaborczych nie musiała wiązać się z sympatią do domu panującego czy towarzyszy broni. Potwierdza to przykład porucznika Kopystyńskiego, który w 1809 roku zdezerterował ze służby austriackiej. Wzięty do niewoli przez Austriaków, został skazany na śmierć: mógł być ułaskawionym, lecz do samej śmierci okazywał namiętną nienawiść do rządu i wojska austriackiego, nie szczędząc w uniesieniu obrażających słów i obelg. Sam [generał] Merfeld kazał mu powiedzieć, żeby był spokojniejszym, a będzie żył, lecz Kopystyński okazał się nieprzebłaganym i z żalem samego Merfelda i oficerów austriackich w Stanisławowie został rozstrzelany.


POLAK PRZECIW POLAKOWI


Począwszy od 1797 roku decyzja o podjęciu służby w jednej z armii zaborców wiązała się z zaakceptowaniem możliwości walki z Polakami służącymi w Legionach, a później — w armii Księstwa Warszawskiego i pułkach na żołdzie francuskim. Polscy ochotnicy ścierali się z rodakami we Włoszech podczas kampanii 1799 roku. W krwawej bitwie pod Trebbią w sztabie Suworowa i pułkach rosyjskich znajdowali się generałowie: Powała-Świejkowski i Szembek. Wśród młodszych oficerów w kampanii włoskiej odznaczył się Ksawery Drucki-Lubecki (w przyszłości minister skarbu Królestwa Polskiego), który w nagrodę za męstwo został odznaczony Orderem św. Anny III klasy. Sporo Polaków walczyło we Włoszech w szeregach austriackich szwoleżerów. Z kolei 1. pułk ułanów polskich w armii austriackiej operował w Niemczech na tym samym teatrze działań co Legia Naddunajska. W późniejszym okresie walczył przeciw szwoleżerom polskim gwardii Napoleona pod Wagram.
Wiele wskazuje, że służba pod rozkazami zaborców nie wiązała się z wynarodowieniem ani świadomym wyparciem się polskości. Przywołać tu można złożone w 1811 roku oświadczenie kapitana wojsk rosyjskich Józefa Próchnickiego, który prosząc Adama Jerzego Czartoryskiego o "jaki przytułek" dla siebie i swej rodziny, pisał: "Wiadoma jest J.O.W.X. Mości moja służba, jak w każdym razie odbywałem
ją z zupełnym siebie poświęceniem, oraz jakie za to od Najjaśniejszego Monarchy i od J.O.W.X. Mci odbierałem pochwały, a w dopełnieniu powinności moich sam tylko honor dobrego oficera i Polaka zawsze mną powodował". Antoni Białkowski, wzięty do niewoli podczas kampanii 1809 roku, wdał się w awanturę z Polakiem w służbie austriackiej, który zarzucał oficerom z armii Księstwa: przeciwko naszemu cesarzowi wojujecie, nam, Polakom, wstyd robicie! Rosyjski generał Władysław Branicki uważał się za Polaka, a nawet - po wielu latach służby - w 1828 roku w dyskusjach bronił oskarżonych stających przed Sądem Sejmowym.

W OCZACH RODAKÓW


Źródła nie pozwalają w pełni odtworzyć stosunku społeczeństwa do ochotników. Na tej podstawie można jednak podjąć próbę przedstawienia opinii kilku środowisk.
Z pewnością część rodaków była przeciwna służbie mocarstwom, które "rozszarpały" Polskę. Julian Ursyn Niemcewicz stwierdzał wprost, że polskich oficerów w armii austriackiej powszechnie uważano za "wyrodków". Czy istotnie wszyscy tak myśleli? Przypadek Niemcewicza może być szczególny. Adiutant Kościuszki, więzień stanu w Petersburgu, przez kilka następnych lat emigrant oderwany od kraju i problemów, z którymi stykali się na co dzień rodacy, nie uwikłany w dwuznaczne kompromisy - Niemcewicz zachował zapewne sporo szlachetnego radykalizmu ocen. Z jego poglądem kłócą się wysuwane przez samych Polaków propozycje formowania oddziałów ochotniczych. W 1796 roku, po serii dotkliwych porażek we Włoszech, Franciszek II wezwał "wszystkich dobrze myślących" mieszkańców Galicji Zachodniej do zorganizowania własnym kosztem korpusu ochotniczego. Apel wywołał spore zainteresowanie. Część szlachty w obu Galicjach wyraziła gotowość wystawienia 6 tys. ochotników pod warunkiem ograniczenia przymusowego poboru. Zainteresowana była nie tylko szlachta - jesienią tego roku na ręce gubernatora Galicji Wschodniej wpłynął projekt sformowania ochotniczego legionu żydowskiego. Jego autorem był żołnierz kościuszkowski, przyszły legionista i bohater wojny 1809 roku pułkownik Berek Joselewicz. Obie inicjatywy zostały odrzucone. Austriacy doszli do wniosku, że prostsze, skuteczniejsze i mniej ryzykowne będzie wezwanie do składania patriotycznych ofiar w pieniądzach i zbożu. Podobne inicjatywy zdarzały się również na terenie zaboru rosyjskiego. Najwyraźniej nie tylko jednostki, ale także spore grupy w służbie w armii zaborcy nie widziały nic szczególnie nagannego. Także w późniejszym okresie służba w armii nie była uważana za akt zdrady narodowej. Trudno dostrzec przejawy niechęci wobec oficerów polskich w służbie austriackiej czy rosyjskiej, przeciwnie - często byli oni uważani za ozdobę towarzystwa. Z pewnością na stosunek do ochotników miały wpływ także związki rodzinne, sąsiedzkie lub dawne długi wdzięczności.
Co ciekawe, w Galicji jeszcze w 1809 roku, a więc podczas austriackiego najazdu na Księstwo Warszawskie, służba w armii zaborcy wydawać się mogła rozsądnym i dopuszczalnym rozwiązaniem. Henryk Dembiński, który namówił brata i jednego z kolegów do porzucenia nauki w wiedeńskiej Szkole Inżynieryjnej, opisywał, jak w drodze do Krakowa wysłuchiwał ich wyrzutów: "żem ich do kroku niewłaściwego pociągnął, że nam należało do wojska austriackiego wnijść, bo już Polski nie ma [...]. Wśród polskich uczniów szkoły nie stanowili oni wyjątku: umiał rząd austriacki umysły dla siebie kierować, bo jak się zaczęła kampania 1809 roku, bardzo wielka liczba Polaków będących w akademii poszła do wojska austriackiego na oficerów [...]. W akademii przebywało wówczas około 50 Polaków".
Dla uzupełnienia obrazu warto poszukać opinii środowisk, które można podejrzewać o większą ostrość sądów - emigracji, legionistów i oficerów Księstwa Warszawskiego.
Tu znajdujemy ślady ostrzejszego stosunku do ochotników. Oto choćby przypadek młodego oficera artylerii spod Maciejowic Józefa Hoene-Wrońskiego, którego po upadku insurekcji skusiły możliwości, jakie otwierało wstąpienie na służbę rosyjską. Po kilku latach porzucił ją i wiosną 1800 roku przybył do Paryża, gdzie "wyspowiadał swe grzechy" przed Kościuszką i jako młodzieniec "wiele nauki mający" został polecony przez Naczelnika Dąbrowskiemu na oficera do Legionów. Epizod ten zdaje się dowodzić, że - w ocenie surowego Naczelnika służba w armii rosyjskiej nie ściągała na oficera potępienia, ale wymagała aktu skruchy. Ostrzejsze reakcje dostrzegamy u szefa brygady Legii Naddunajskiej i przyjaciela Kościuszki Stanisława Fiszera. Wzięty do niewoli w 1800 roku pod Villstedt, w liście do Kościuszki wspominał, że - widząc wśród otaczających go żołnierzy polskich ułanów - poprosił austriackiego dowódcę, by do eskorty nie wyznaczał żadnego z polskich oficerów: "Powiedziałem mu otwarcie, że co się tyczy prostych żołnierzy Polaków, nie byłem zdziwiony, widząc ich w szeregach austriackich, wiedząc, że zostali zmuszeni służyć dobrze wbrew ich woli; ale uważałem za niegodnego miana oficera polskiego każdego, kto mógł zdecydować się dobrowolnie służyć jednemu z trzech mocarstw, które doprowadziły do nieszczęścia i całkowitej zguby naszej ojczyzny". Jednak Fiszer uchodził wśród legionowych oficerów za wzór honoru i człowieka surowych zasad. Wydaje się, że tego typu spojrzenie mogło być typowe dla części oficerów legionowych - republikanów, pozostających pod urokiem Naczelnika i przejętych ideałem żołnierza-obywatela. Takich jak Karol Kniaziewicz i Cyprian Godebski, którzy w obliczu kryzysu wiary w sens dalszego trwania Legionów złożyli dymisje i powrócili do kraju. W poetyckim liście do innego rozczarowanego legionisty Ksawerego Kosseckiego Godebski wyraźnie określił swój pogląd na służbę wojskową. Pozbawiona motywacji wyższego rzędu jest jedynie środkiem do zdobycia osobistej sławy, niegodnym żołnierza-patrioty:

"Zostawmy innym poziomą sławę,
Gińmy, lecz wiedzmy za jaką sprawę!
Śmierć jest chwalebna i zaszczytne blizny,
Gdy dla Ojczyzny."

Osąd innych nie musiał być tak jednoznaczny. Po pokoju w Luneville oficerowie legionowi utrzymywali kontakty towarzyskie z Polakami w służbie rosyjskiej. W praktyce trudno było naśladować postawy Fiszera i Godebskiego. Wśród legionistów zdarzali się ludzie, którzy, rozczarowani do Francji, w latach 1801-1802 porzucili szeregi i powrócili do kraju, a po pewnym czasie podjęli służbę w armii austriackiej lub rosyjskiej. Przyczyny mogły być różne, najczęściej decydowała konieczność zapewnienia sobie środków do życia.



W ARMII KSIĘSTWA WARSZAWSKIEGO


Utworzenie Księstwa Warszawskiego otwierało nowe perspektywy polityczne dla sprawy polskiej. Ochotnikom służącym w armiach austriackiej, rosyjskiej i pruskiej dawało szansę służby w szeregach narodowego wojska. Pojawił się również istotny problem prawny: jak traktować Polaków służących nadal we wrogiej do niedawna armii pruskiej? Kwestię tę regulował dekret Fryderyka Augusta z 21 lipca 1808 roku. Nakazywał on wszystkim obywatelom Księstwa Warszawskiego w armii pruskiej, by w ciągu 6 miesięcy porzucili służbę pod groźbą utraty obywatelstwa i nałożenia sekwestru na majątki. W armii Księstwa pojawili się liczni dawni oficerowie pruscy. Ceniono ich wysoko. W czerwcu 1809 roku ks. Józef Poniatowski polecił zarezerwować dla nich 1/3 wakansów oficerskich z etatu oficerów niższych w piechocie i kawalerii. Powoływał się przy tym na życzenie Fryderyka Augusta oraz wzgląd na ich stan nauki. Nieco później, bo dopiero po kampanii 1809 roku, zaczęli licznie napływać oficerowie z armii austriackiej. Niewielu ochotników przybyło z armii rosyjskiej. Okoliczność ta wydaje się potwierdzać tezę o znacznie większej atrakcyjności służby rosyjskiej dla Polaków.
Jak przyjmowano oficerów z armii zaborczych? Animozje między różnymi grupami kombatanckimi były rzeczą naturalną. Skoro w armii Księstwa występowały między legionistami i "Blachą" czy zwolennikami Zajączka lub Dąbrowskiego, to z pewnością zdarzał się niechętny stosunek do oficerów wywodzących się z armii zaborczych. Napływ oficerów z armii austriackiej po kampanii 1809 roku musiał czasem powodować sytuacje konfliktowe lub co najmniej niezręczne. Łatwo sobie wyobrazić zamieszanie, jakie mogło spowodować pojawienie się w szeregach armii Księstwa Warszawskiego kapitana Filipa Meciszewskiego (zabitego w noc listopadową przez podchorążych), zdolnego inżyniera, który podczas wojny 1809 roku fortyfikował dla Austriaków Sandomierz, a następnie - po jego zdobyciu przez wojska polskie - kierował jednym z austriackich szturmów zakończonych odzyskaniem miasta. Animozje te nie pozostawiły jednak wyraźnych śladów w źródłach. Nie natknąłem się na informacje o spowodowanych przez nie pojedynkach. W pewnym stopniu tłumaczy to fakt, że służbę w armiach zaborczych, zwłaszcza jeśli była połączona z nauką w akademiach wojskowych w Wiedniu i Berlinie, uważano za dobrą rekomendację dla oficera. Osoby takie chętnie przyjmowano do służby nie tylko w armii Księstwa Warszawskiego, ale także w elitarnym pułku szwoleżerów gwardii Napoleona. Tempo ich awansów nie odbiegało od normy.
Epizod rzucający nieco światła na stosunek do oficerów wywodzących się z armii zaborczych znajdujemy w pamiętnikach Józefa Jaszowskiego. Jego bohaterem jest dawny dowódca pamiętnikarza major Józef Sowiński. Autor wielokrotnie podkreślał jego zalety i miłość, jaką otaczali go podkomendni. Jedynie mimochodem zaznaczył jego wcześniejszą służbę pruską. Dyskrecję tę można tłumaczyć wymogami konwencji rządzącej kreowaniem wizerunku bohatera narodowego po powstaniu listopadowym. Interesujący szczegół przynosi opis reprymendy, jakiej udzielił Sowińskiemu sam Napoleon podczas kampanii 1812 roku (bateria majora zajechała drogę defilującej kolumnie kawalerii): "Gniewu Napoleona na Sowińskiego i to był niemały zapewne powód, że widział u niego na szyi order pruski (Pour la Mérite), a żadnego innego jeszcze wówczas nie miał". To charakterystyczny szczegół - służący w armii Księstwa Sowiński nosił pruski order i wzbudziło to niechęć Napoleona, a nie Polaków. Oznacza to, że z ich punktu widzenia nie było w tym nic nagannego, ani nawet niezręcznego: dlaczego oficer nie miałby nosić orderu świadczącego o zasługach i zaszczytnej służbie?

PO DRUGIEJ STRONIE


Jaki był stosunek polskich oficerów z wojsk napoleońskich do rodaków, którzy po 1806 roku nie zdecydowali się zmienić służby? Warto zauważyć, że do kontaktów obu stron dochodziło najczęściej w szczególnych okolicznościach - podczas działań wojennych. W czasie bitwy nie obowiązywały żadne względy - pod Wagram dochodziło do ostrych starć szwoleżerów gwardii z austriackimi ułanami: Wówczas to zaczęło się uganianie naszych z ułanami tymi i dziwny, a nieszczęsny wypadek, że obie strony wyzywały się najobelżywszymi wyrazami w mowie rodowitej.
W relacjach znajdujemy informacje o ostrych kłótniach - choćby takiej, jaką opisał Białkowski. Spór o to, kto komu przynosi wstyd - Polacy "napoleońscy" Polakom habsburskim, czy odwrotnie - zakończyło ostre oświadczenie Białkowskiego: "My takich Polaków znać nie chcemy i owszem zaprzeczamy temu, żebyś Pan był Polakiem, [...] a razem życzę Panu, abyś się do nas nie przyznawał i abyś sobie nadał jakieś niemieckie nazwisko [...]". Jak widać, reakcja i typ argumentów przypominały wcześniej opisywany przypadek Fiszera. Konflikty niewątpliwie zdarzały się, wydaje się jednak, że zazwyczaj dochodziło do nich w środowisku niższych oficerów i w sytuacjach, gdy reakcje w naturalny sposób mogły się zaostrzać - np. między jeńcem i jego strażnikiem. Porucznik Gajewski, wzięty do niewoli w Wilnie w 1812 roku, z odrazą wspominał kontakty z polskimi wojskowymi w służbie rosyjskiej: "Najohydniejsi byli dla mnie Litwini lub inni Polacy, którzy w rosyjskim wojsku służyli; przechodzili w mowie Rosjan - zdawało się, jakoby ich nienawiść do wszystkiego co polskie aż do wściekłości dochodziła". Zwróćmy jednak uwagę, że najczęściej chodzi tu o ocenę postawy konkretnych osób, nie samej służby. Białkowski, który tak ostro potraktował jednego z rodaków, wspomina kilka dni później o miłym śniadaniu z czterema polskimi oficerami, którzy deklarowali wstąpienie do armii Księstwa po zakończeniu wojny (tak też się stało) i potępiali zachowanie swego kolegi.
W stosunkach między oficerami polskimi z wojsk napoleońskich i austriackich nie brakowało uprzejmości - podczas rozejmu w trakcie wojny 1809 roku oficerowie szwoleżerów podejmowali oficerów z 3 pułku ułanów austriackich: "Panowie oficerowie […] nie mogą się żalić na brak gościnności z naszej strony. Podejmowaliśmy ich uprzejmie […], żołnierze nasi podobnież nie tylko z ich żołnierzami postępowali sobie po koleżeńsku, ale im opatrzyli kieszenie dukatami, żeby im dać poznać różnicę składu naszego pułku […] od ich kamratów". Znajdujemy w tej relacji wielkopański gest, chęć zaimponowania rodakom, może nieco protekcjonalnego tonu - z pewnością jednak brak w niej wrogości.
Odwaga polskich ochotników walczących za złą sprawę budziła mieszane uczucia. Generał Karol Kniaziewicz zauważał dwuznaczność sytuacji, pisząc w sierpniu 1799 roku do Kościuszki: "Męstwa Polaków już rewolucja, już Legiony dowiodły; lecz mówiąc o męstwie, stosując to do egzystencji Polski, Francuzi widzą, że się Polacy z równą biją odwagą pod Moskalem, Prusakiem, Austriakiem;
czymże Francuzów przekonamy, że Polak tylko za wolność i ojczyznę bić się pragnie, kiedy przeciwnych skutków w szeregach nieprzyjacielskich doświadczają?" Doskonale koresponduje z tym późniejszy o dziesięć lat przykład podoficera polskich ułanów w służbie austriackiej, który wzięty do niewoli pod Ratyzboną, na pytanie Napoleona, czy nie wie, że on Polskę chce odebrać tym, co ją rozszarpali, odparł: "wiem to i gdyby do naszego regimentu polski oficer przyjechał, cały poszedłby za nim, ale w chwili, kiedy każą iść do szarży, trzeba dobrze iść, żeby nie powiedziano, że się Polacy źle biją". Ta swoista duma narodowa mogła wynikać również z rywalizacji między pułkami w wielonarodowościowej armii habsburskiej.
Służba polskich ochotników w armiach zaborców w latach 1795-1815 nie wywoływała szczególnych emocji rodaków. Na pozór wydaje się to dziwne - pamięć o niedawnym upadku państwa mogła skłaniać do ostrych reakcji, pogardy, na którą zasługują odstępcy sprawy narodowej. Istniało jednak wiele okoliczności łagodzących. Ogromne znaczenie mógł mieć boleśnie odczuwany po katastrofie rozbiorowej kryzys identyfikacji, sprowadzający się do kilku podstawowych kwestii: czy naród pozbawiony własnego państwa nadal jest narodem?
Czy istnieją jeszcze jakieś więzy łączące obywateli dawnej Rzeczypospolitej? W kręgach zwolenników walki o niepodległość istotną rolę odgrywały spory o sposób działania na rzecz odbudowy państwa (przy pomocy Francji, Prus, a może Rosji?). Wszystko to musiało wprowadzać zamęt w podstawowych pojęciach: skoro nie wiadomo, czy istnieje jeszcze jakaś wspólnota, skoro wybór sposobu działania na rzecz odbudowy państwa jest kwestią sporną - trudno jednoznacznie określać kogoś mianem odstępcy. Spore znaczenie mógł mieć również przykład znanych, a nawet szanowanych osób (Adam Kazimierz Czartoryski i jego synowie Adam Jerzy i Konstanty, Eustachy Sanguszko czy ks. Józef Poniatowski), które starały się ratować majątki, przyjmując oferowane im stopnie oficerskie w armiach zaborców. W wypadku napoleońskich oficerów działała z kolei typowa dla owej epoki konwencja, nakazująca kurtuazję wobec przeciwnika, gotowość do okazania podziwu dla jego postawy.
Postępowanie w życiu publicznym wiąże się z obowiązującymi normami, ale też oddziałuje na nie — między obu sferami występuje rodzaj sprzężenia zwrotnego. Przyzwolenie lub potępienie może wpłynąć na nasilenie lub ograniczenie pewnych postaw. Realia życia pod zaborami w latach 1795-1815 powodowały zatarcie się wyraźnego podziału na postępowanie godne i niegodne. Nieostre normy nie utrudniały decyzji o podjęciu służby w armiach zaborczych. Z kolei służba wielu ochotników, wśród których znajdowali się przedstawiciele znanych rodzin lub szanowane osobistości, powodowała dalsze poszerzenie obszaru postaw akceptowanych. Warunki polityczne, sytuacja materialna i stan świadomości nie ułatwiały ukształtowania się szeroko akceptowanych zasad wpływających na postawy w życiu publicznym. Tworzyły znaczny margines tolerancji dla zachowań, które miały często niewiele wspólnego z patriotyzmem w dzisiejszym znaczeniu tego słowa. Zapewne nie jest to karta narodowej historii, którą należy się chlubić. Nie oznacza to jednak, że nie należy starać się jej zrozumieć.


Jarosław Czubaty, historyk, pracuje w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się historią wojskowości oraz dziejami epoki napoleońskiej.

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Traktat trzech czarnych orłów, H I S T O R I A-OK. 350 ciekawych plików z przeszłości !!!
Tomasz Łysiak Cień czarnych orłów Czego nas uczy targowica
003 Zagraj mi czarny cyganie
Buczkowski Czarny potok
UMIEJĘTNOŚCI I ROLE KIEROWNICZE, ORGANIZACJA I ZARZĄDZANIE W SŁUŻBIE ZDROWIA
Czarny trójkąt Europy, Różne teksty
Cnota humoru w służbie wiary, Religia - z uśmiechem, humor, teksty
bezpieczenstwo pytania czarny
organizm ludzki w służbie życia
Negatywny bohater, czarny charakter
37 Sztuka w służbie społecznej
czarny
Kolczyki monety czarny onyks
Christie Agatha Detektywi w sluzbie milosci
D Gil MEDIEWISTYKA W SŁUŻBIE IDEOLOGII Dzisiejsza reinterpretacja serbskiej tradycji kulturowej
Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością bardzo czarny kot
Nalewka z czarnych jagód, Fabryka
7 PRZYKAZAŃ, ORGANIZACJA I ZARZĄDZANIE W SŁUŻBIE ZDROWIA
style kierowania, ORGANIZACJA I ZARZĄDZANIE W SŁUŻBIE ZDROWIA

więcej podobnych podstron