Rozdział dwudziesty


Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdział dwudziesty

Kiedy Gregori wrócił do Romatechu, dowiedział się od Seana Whelana, że szef CIA i prezydent zaakceptowali ich Zespół. Dwóch Wampirów, J.L i Russell razem z dwoma zmiennokształtnymi teleportowali się do San Francisco. Angus kazał im zapoznać się z planem.

Chłopaki mieli teleportować się na Hawaje, a potem do Tokio. Stamtąd zadzwonią do dziadka Rajiva w prowincji Yunnan i użyją jego głosu jak latarni morskiej, więc będą mogli bezpiecznie się teleportować do prowincji. Plemię tygrysołaków żyło wzdłuż rzeki Mekong i oni zgodzili się pomóc zespołowi znaleźć bazy, w których Wampiry byłyby bezpieczne podczas dnia.

Jedna z dwóch baz została założona i mogli zacząć teleportować zapasy z Tokio, a Gregori mógłby się teleportować z Abigail na zachód. Angus i Robby zamierzali dołączyć do nich w Tokio. Razem z Japończykiem Kyo oni zostaliby tam w razie gdyby coś poszło nie tak.

W biurze bezpieczeństwa w Romatechu, Gregori, Emma i Angus przeglądali notatki Abigail, by określić położenie obszarów, które chciała sprawdzić.

Pierwszy był region na wschodnim płaskowyżu znany z wielu jezior i formacji skalnych, które były podobne do lasu stalagmitów. Drugi obszar był na północnym zachodzie, bliżej Tybetu. To był górzysty teren z rzekami płynącymi kanionami. Abigail miała nadzieję, że znajdzie starożytną roślinę wzdłuż rzeki Yangtze. To był ciężki teren na piesze wycieczki, ale prawdopodobnie tam znaleźliby odpowiednią jaskinię na bazę.

Angus wysłał e-mailem informacje do Kyo w Japonii. - To wszystko, co możemy teraz zrobić.

Gregori pokiwał głową. - Jeśli będziemy mieć szczęście, spędzimy jedną noc w każdej z baz, a w Chinach zostaniemy tylko przez dwie noce.

- Oczekujemy, że będziesz kontaktował się z nami w Tokio, co dwie godziny. - powiedział Angus. - Jeżeli nie zameldujesz się, zaczniemy cię szukać.

- Dobrze. - Gregori wstał i się przeciągnął. - Pójdę do mojego biura. Popracuję trochę. - I być może Abigail zadzwoni. Obiecała mu, że da mu znać jak czuje się jej matka.

Emma uśmiechnęła się do niego. - Twoja matka powiedziała mi, że panna Tucker jest tą jedyną.

Jęknął. - Moja matka mówi za dużo.

Emma wymieniła rozbawione spojrzenie z jej mężem.

- Twierdzisz, że nią nie jest? - spytał Angus.

- Mówię, że to nie jest takie proste. - Gregori zmierzał do drzwi, by uciec. - Prezydent nie będzie chciał mieć wampira za zięcia.

- Ach. - Oczy Emmy błyszczały. - Więc myślisz o małżeństwie?

Gregori przełknął ślinę. - Tego nie powiedziałem. Ja… mówiłem teoretycznie.

Angus odchrząknął. - Więc, chłopcze, jeśli jest wystarczająco dobra w łóżku, to powinna być wystarczająco dobra do małżeństwa. Mówiąc teoretycznie, oczywiście.

Gregori wsunął rękę do kieszeni i ścisnął tabletkę. - Abigail i ja jesteśmy nowoczesnymi ludźmi. Nie wyznajemy takich staromodnych pomysłów jak…

- Och, widzę. Jesteś hojny, więc chcesz się nią podzielić z innymi facetami.

- Co? - Tabletka rozkruszyła się w jego kieszeni. - Cholera. - Teraz jego kieszeń była cała w białym proszku.

Emma i Angus zachichotali.

- Tak, bardzo zabawne. - Poszedł do swojego biura. Wyrzucił resztki tabletki do kosza na śmieci.

Na jego telefonie nie było żadnej wiadomości. Miał numer Abigail, odkąd do niego zadzwoniła, więc wybrał go. Żadnej odpowiedzi, więc zostawił tylko krótką wiadomość na poczcie głosowej. Zadzwoń do mnie.

Pracował przez godzinę. Nadal żadnej odpowiedzi. Teleportował się do swojego mieszkania, wziął prysznic i przebrał się w jeansy i T-shirt.

Żadnej wiadomości, żadnej odpowiedzi. Rozłożył się na kanapie, by pooglądać DVN i wypił całą butelkę krwi.

Jego Droid zawibrował. Nareszcie SMS od Abigail: Moja mama ustabilizowała się i jest nadal w domu. Jest późno, więc idę do łóżka. Dobranoc.

Zadzwonił na jej numer, ale nie odebrała. Napisał do niej: Odbierz telefon.

Odpisała: Nie.

To zadzwoń do mnie.

Nie. Teleportujesz się do mojej sypialni.

Uśmiechnął się. Uważała na niego. Tchórz!

Baran!

Bębnił palcami po Droidzie, próbując sprawić, by zadzwoniła. Mam coś, co trzeba ścisnąć. Skrzywił się i usunął to.

Wcześniej teleportował się już do Owalnego Gabinetu, więc mógł znaleźć się blisko niej. Napisał: Teleportuję się do Zachodniego Skrzydła. Przeszukam Biały Dom, aż cię znajdę.

Telefon zadzwonił.

- Bingo. - Odebrał.

- Nie możesz łazić po Białym Domu. - krzyczała na niego. - Mógłbyś zostać aresztowany…

Skupił się na jej głosie i teleportował się.

- … a wtedy nigdy nie pojedziemy do Chin. I… - Podskoczyła, kiedy pojawił się obok jej łóżka. - Ty łajdaku, wiedziałam, że to zrobisz.

Uśmiechnął się, kiedy wyłączył telefon i wepchnął do przedniej kieszeni jeansów.

Usadowiła się na błękitnej narzucie przy wezgłowiu jej królewskich rozmiarów łóżka, obserwując go. - Powinieneś odejść. - Położyła swój telefon na stoliku nocnym.

- Ale dopiero, co przyszedłem. - Wyglądała tak słodko w wilgotnych lokach i świeżo umytą twarzą, ubrana w staromodną piżamę. Dobry Boże, jak bardzo chciał ją z niej zerwać. Zanim jego oczy zmieniłyby się na czerwone, rozejrzał się po pokoju. - Bardzo przytulnie.

- Dziękuję. Teraz możesz iść. - Wzięła na kolana niebieską poduszkę i oparła o nią podbródek.

- Mądre posunięcie. Ta piżama w małe filiżanki jest zbyt seksowna. Ledwie mogę się powstrzymać.

Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową. - Nie mam seksownej bielizny.

- Zdumiewające. - Usiadł na krawędzi jej łóżka. - Ja też nie.

Zaśmiała się.

- Widzisz jak wiele mamy wspólnego?

Ukryła się przed nim pod przykryciem. - Już późno, Gregori. Jest trzecia nad ranem.

- Ale dobry Wampir może wytrzymać przez całą noc.

Szturchnęła go. - Jestem na nogach od dwudziestu dwóch godzin. Chcę iść spać.

- Żaden problem. - Wstał i wyłączył lampkę na jej stoliku nocnym. - Dobranoc, kochanie. - On nadal doskonale widział w ciemnościach i uśmiechnął się, kiedy zmrużyła oczy, próbując go dostrzec.

- Nie wychodzisz? - spytała. - Co robisz?

Podszedł do drugiej strony łóżka i odsunął kołdrę. - Chciałaś spać. - Wdrapał się na materac.

Złapała oddech. - Nie z tobą!

Poprawił sobie poduszkę. - Musisz się do tego przyzwyczaić. Będziesz spała ze mną w podróży.

- Nie będę.

- Chcesz spać z innymi facetami? - Ułożył się obok niej. - Wtedy będę musiał ich pobić. To nie za dobrze wpłynie na atmosferę w Zespole, ale…

- Nie możesz spać w moim łóżku!

- Odpręż się. Nie gryzę.

Parsknęła. - Gregori, jesteś w Białym Domu. Nie możesz spać w łóżku dziewczyny w Białym Domu!

Zerknął na drzwi. - Są zamknięte na klucz?

- Tak, ale…

- Pod drzwiami stoi strażnik?

Potrząsnęła głową. - Na dole przy schodach.

- Więc powinno być dobrze. - Przewrócił się na bok, by być twarzą do niej i uśmiechnął się. - O ile nie będziesz krzyczała.

Prychnęła. - Będę spała.

- Nie powstrzymuję cię.

Posłała mu ostrożne spojrzenie. - Więc, dlaczego tutaj jesteś?

Dlaczego on tutaj był? Nigdy nie leżał w łóżku dziewczyny, by tylko pogadać. - Tęskniłem za tobą. Chciałem wiedzieć jak się czujesz.

Położyła się. - Jestem zmęczona. Martwię się o moją mamę.

- Jak ona się czuje?

- Jest stabilna. Ale nie jest dobrze. Jutro mogą ją zabrać do szpitala, jeśli się nie poprawi.

- Przykro mi. - Założył jej lok za ucho.

Westchnęła. - Siedziałam razem z tatą kilka godzin przy jej łóżku. Przepraszał mnie za to, jaka byłam nieszczęśliwa.

- On cię kocha. - szepnął Gregori.

- Też go kocham. Kocham całą moją rodzinę. - Uśmiechnęła się smutno, do Gregoriego. - Chociaż czasami mam wrażenie, że do niej nie należę. Jak wyrzutek.

- Znam to uczucie. Też jestem wyrzutkiem.

Jej oczy rozszerzyły się, kiedy patrzyła na niego. To zwiększyło jego chęć wzięcia ją w ramiona.

Przekręciła się na plecy i gapiła na sufit. - Mamy wiele wspólnego.

Czas mijał, kiedy próbował wymyśleć coś sensownego i głębokiego do powiedzenia. Coś, co mogłoby zrobić na niej wrażenie. - Jest coś twardego w moich spodniach.

Jęknęła. - Dlaczego mnie to nie dziwi?

- To naprawdę niewygodne. - Sięgnął ręką w stronę jeansów, by to wyjąć.

- Och, Boże, nie wyjmuj tego.

- Mam! - Wyciągnął jego rękę i pokazał jej Droida.

Zaśmiała się.

Położył telefon na stoliku nocnym obok niego i przytulił się do niej.

- Co robisz?

- Idziemy spać, tak?

- Myślałam, że śpisz podczas dnia.

- Śpię. - Owinął ramiona wokół niej.

Położyła głowę na jego klatce. - Tylko będziesz tak leżał? To brzmi nudno.

- Wcale nie. - Pogłaskał jej włosy. - Obejmuję cię. Słucham twojego oddechu. Pomyśl.

Ziewnęła. - O czym? - Zamknęła oczy.

- Będzie ci ciepło. - Okrył ją dokładniej kołdrą. - Będziesz bezpieczna.

Jej oddech stał się głębszy, a ciało odprężyło się.

Pocałował czubek jej głowy. - Będziesz moja.

Zaspana Abigail sięgnęła do Gregoriego. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy spała równie dobrze. Kochała czuć jego ramiona zawinięte dookoła niej i kiedy głaskał jej włosy. Czuła się bezpieczna i kochana, a teraz, kiedy nie była już taka zmęczona pamiętała inne rzeczy. Jak szeroka i umięśniona była jego klatka piersiowa. Jakie delikatne i słodkie były jego dłonie. Jak wywoływał u niej śmiech. Sprawiał, że było jej gorąco.

- Gregori. - wymamrotała i wyciągnęła rękę, by poczuć jego twardą pierś.

Nic.

Przebudziła się i podniosła. Była sama. I dobry Boże, było prawie południe! Gregori musiał się teleportować kilka godzin temu. Zerknęła na jego poduszkę. Nadal odznaczało się wgłębienie, gdzie miał głowę. Dotknęła jej. Szkoda, że musiała czekać do zachodu słońca, by go znowu zobaczyć.

Podniosła poduszkę i przycisnęła ją do policzka. Jego zapach wypełnił jej nozdrza i przytuliła poduszkę do piersi. Spadała szybko. Zaczęła spadać już dawno, ale teraz to było coś innego.

Wcześniej, miała nadzieję, że zdąży zatrzymać to uczucie zanim stanie się trochę silniejsze. Teraz wiedziała, że nie mogłaby przestać. Pragnęła go. Chciała śmiać się razem z nim przez lata. I krzyczeć przez te wszystkie noce, które jej obiecał.

Ale wszystko miało swoje konsekwencje. Czy właściwie mogłaby żyć z wampirem? Jak zareagowaliby na niego jej rodzice? Jaką mogłaby mieć z nim przyszłość?

Z jękiem odrzuciła poduszkę na bok. Była już zmęczona ciągłym życiem naukowca. Dlaczego chociaż raz nie mogłaby się zabawić?

Ubrała się i poszła zobaczyć mamę. Lekarz i Siostra Debra przygotowywali ją do przewiezienia do szpitala.

Wzięła Debrę na stronę i szepnęła. - Jej stan się pogorszył?

Debra potrząsnęła głową. - Jest taki sam, ale Doktor chce przeprowadzić jakieś

badania.

Abigail westchnęła. - Spakuję jej torbę.

Tego popołudnia, karetka zabrała jej matkę do szpitala. Dziennikarze kręcili się dookoła Białego Domu. Abigail zasłoniła twarz, kiedy szła od Południowego Portyku do czekającej limuzyny. Jej siostra i ojciec dołączyli do niej i pojechali za ambulansem. Jej brat Lincoln został powiadomiony, ale Tata kazał mu zostać na Harvardzie na egzaminach końcowych. Ich mama miała robione tylko kilka rutynowych badań.

Po kilku godzinach chodzenia po szpitalu i picia kawy, która sprawiła, że była jeszcze bardziej poirytowana, powiedziano jej, że pierwsza seria badań została wykonana. Nie było jeszcze żadnych wyników, ale mogli zobaczyć Pierwszą Damę.

Serce Abigail stanęło, kiedy zobaczyła matkę, wyglądającą tak blado w łóżku szpitalnym. Jej ojciec usiadł na krawędzi łóżka, trzymając ją za rękę. On tak bardzo ją kochał. Abigail widziała to w jego oczach.

- Zostawimy was na chwilę. - Wyciągnęła siostrę z sali.

Madison zmarszczyła brwi. - Co się stało?

- Nie chciałam płakać przy Mamie. - Łzy zakuły ją w oczy. - Ona i Tata tak bardzo się kochają.

- Więc, duh.

Abigail pociągnęła nosem. - To jest piękne.

- Tak. - Madison posłała jej zaciekawione spojrzenie. Kiedy stałaś się taka romantyczna?

Abigail westchnęła i pomyślała o Gregorim trzymającym ją w objęciach, kiedy spała.

- Och mój Boże. - szepnęła Madison, a jej oczy się rozszerzyły się. - Zakochałaś się!

Abigail zaczęła zaprzeczać, kiedy to przemyślała. - Nie powiesz nikomu? Tata mógłby mi zabronić wyjechać i…

- Nic nie powiem. - Madison się uśmiechnęła. - Próbował cię ugryźć?

- Nie, oczywiście, że nie.

- Och. - Madison wyglądała na rozczarowaną. - Ja bym pozwoliła, aby wampir mnie ugryzł.

Abigail uśmiechnęła się. - Pójdę do laboratorium na kilka godzin. Siedzenie bezużytecznie tutaj nie działa na mnie.

- Jesteś szczęśliwa. - powiedziała Madison ze skrzywionym spojrzeniem. - To dla mnie działa.

Godzinę później, Abigail była w laboratorium, drukując zdjęcia trzech roślin, których będą szukać w prowincji Yunnan. Ta, która wyglądała najbardziej obiecująco była we wschodniej części prowincji. Tłumaczono je, jako Diabelskie Zioło. Miało złowieszczo brzmiącą nazwę, ale plotka głosiła, że miało zdolności uzdrawiające.

Kiedy słońce zachodziło, jej myśli powróciły, do Gregoriego. Gdzie on spał? Czy wstawał teraz? Myślał o niej?

Włączyła lampkę na biurku, gdy zasłoniła żaluzje w oknach. Wróciła do biurka i otworzyła jasne plastikowe pudełko, które kupiła na dole w sklepiku. Ugryzła kawałek kanapki z indyka. Smakowała jak każda inna kanapka, którą kupiła w tym sklepie. Otworzyła Dietetyczną Colę i pociągnęła łyk.

- Dobry wieczór, kochanie.

Zachłysnęła się i wypluła napój na fartuch. - Dobry Boże. - Chwyciła serwetkę, by wytrzeć twarz i ubranie. - Powinieneś mnie uprzedzać, kiedy dochodzisz.

- Masz na myśli seks? - spytał Gregori, a jego oczy błyszczały. - Będę pamiętał.

Z uśmiechem potrząsnęła głową. - Tęskniłam za tobą, kiedy obudziłam się sama. - Podeszła do drzwi, by upewnić się, że są zamknięte na klucz.

- Też obudziłem się sam. To było bardzo smutne. - Posłał jej spojrzenie zbitego psiaka.

Tak bardzo kusiło ją, by go pocałować. - To był smutny dzień. Moja mama pojechała do szpitala na jakieś badania.

- Przykro mi to słyszeć.

Pokiwała głową. - Nienawidzę stać bezużytecznie. Będę szczęśliwa, kiedy nasza podróż się odbędzie.

- Chłopaki już tam są. Ustawili jedną bazę. Myślę, że zaczniemy teleportować się na zachód jutro w nocy.

- Och. - Jej serce przyspieszyło. To dzieje się naprawdę. Pojedzie do Chin. Bez Facetów w Czerni.

Wolność.

Przycisnęła rękę do piersi. - Od lat nigdzie nie byłam bez ochroniarza. - Jej fartuch się lepił, więc zdjęła go i zarzuciła na oparcie krzesła.

Gregori ściągnął koszulkę przez głowę i rzucił na podłogę.

Otworzyła usta. - Co robisz? - Jej spojrzenie błądziło po jego nagiej klatce.

- Myślałem, że się rozbieramy.

- Tylko zdjęłam fartuch, bo jest poplamiony. - Zaschło jej w ustach. Co za klata. Szeroka i umięśniona klata. Chwyciła napój i upiła trochę.

- Na twojej koszulce też jest plama.

Spojrzała w dół i faktycznie miała tam plamę. Odstawiła napój. Jeśli nie miałaby tremy, zdjęłaby też bluzkę. Zerknęła w górę i zauważyła, że Gregori przygląda się jej uważnie. Jego oczy zaczęły ciemnieć.

Na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. W jej brzuchu pojawiło się uczucie motyli, które posuwało się w dół do jej łona, gdzie rosnące ciepło mieszało się z pragnieniem.

- Pragnę cię. - szepnął. Wyciągnął do niej rękę.

Jej serce waliło, kiedy podeszła do niego i chwyciła jego dłoń.

Ścisnął jej dłoń i przesunął ją w stronę stołu laboratoryjnego. Gdy objął ją w talii i uniósł ją, ona złapała się jego ramion.

Usadowił ją na stole i oparł dłonie po obu stronach jej ciała, przyglądając się jej.

Jej policzki się zaróżowiły, kiedy gładziła jego ramiona i klatkę. W przyćmionym świetle lśniły krótkie, kręcone brązowe włoski na jego piersi. Miękkie i delikatne. Przesunęła dłonie po jego umięśnionym brzuchu i usłyszała jak złapał oddech.

Zerknęła w górę i zauważyła, że jego oczy promienieją czerwienią. Palące pragnienie w jej łonie zwiększyło się i ścisnęła uda razem.

- Zakochałem się w tobie. - szepnął.

Jej serce załomotało, a w oczach pojawiły się łzy. - Gregori.

Objęła jego twarz dłońmi. Boże, pomóż jej, ona także go kochała. Była zakochana w wampirze.

Złapał ją za kolana i rozszerzył nogi. Przeszedł przez nią dreszcz i wilgoć zebrała się między jej udami.

On usadowił się pomiędzy jej nogami, a jego ręce sunęły przez uda w kierunku bioder. - Pragnę cię.

- Ja też cię pragnę.

Ściągnął jej koszulkę i odrzucił na bok. Potem przyciągnął ją i pocałował.

Pragnienie zerwało się ze smyczy i przeleciało przez nią.

Jego usta, jego język, jego ręce. Ledwo wytrzymywała utrzymując tempo z jego językiem i zanurzyła dłonie w jego miękkich włosach.

Był wyśmienity, słodki i desperacko jej pragnął.

Jej serce waliło, skóra była gorąca, a podbrzusze ją aż bolało z pragnienia. To wszystko spowodował… tylko jego pocałunek? Mogłaby przysiąc, że zrobił więcej.

Mogłaby przysiąc, że nie zrobił. Jęknęła i prawie zemdlała na jego ochrypłe warczenie w odpowiedzi. Jej ciało wygięło się w łuk i więcej wilgoci spłynęło jej u zbiegu ud.

Zanim się zorientowała, miała zdjęty biustonosz, a on całował jej piersi. Owinęła nogi wokół jego pasa i jęczała, kiedy ssał jej pierś. Trzymając ją za tyłek, przycisnął ją do jego pachwiny.

Była coraz bardziej mokra. Bardziej zdesperowana.

- Gregori, proszę.

Położył ją na stole. - Leż.

Wyciągnęła ręce na czarnym blacie, kiedy on nerwowo bawił się z guzikiem i suwakiem jej jeansów. Zdjął jej buty, a potem spodnie i bieliznę.

Jej serce stanęło, kiedy oglądał ją czerwonymi rozpromienionymi oczyma.

- Wyglądasz jak uczta. - Położył dłonie na jej brzuchu i objął jej piersi.

Przytuliła się do niego. - Gregori.

Uśmiechnął się i pocałował ją. - Moja śliczna Mądralo. - Wycałowywał ścieżkę od jej szyi do piersi.

Wygięła się w łuk, kiedy wciągnął jej pączek w usta. Ciągnęła go za włosy i łapała oddechy, gdy przesunął rękę na loki między jej nogami.

- Och Boże. - Ona nigdy przedtem nie czuła się tak bardzo zdesperowana. Cała skromność z niej uciekła i szeroko rozłożyła nogi.

Spojrzał na nią. - Żadnych krzyków, pamiętasz?

Potrząsnęła głową. - Nigdy nie czułam się tak… - Zajęczała, kiedy rozdzielił jej wargi.

- Jesteś mokra.

To sprawiło, że jeszcze więcej wilgoci napłynęło. - Proszę. - Oparła stopy o blat i przysunęła się do niego.

On delikatnie dotknął jej łechtaczki. Złapała oddech i ciężko dyszała.

Tarł ją szybciej i szybciej, wychodząc poza swoje ludzkie możliwości. A ona unosiła się wyżej i wyżej.

Jej orgazm dopadł ją z taką zadziwiającą siłą, że nie zorientowała się, że krzyczy, dopóki on nie zatkał jej ręką ust. Plamki tańczyły jej przed oczami, a ciało drgało.

Powoli jej serce odzyskiwało swój normalny rytm.

- Przepraszam za to. - Zabrał rękę z jej ust i uśmiechnął się. - Doszłaś szybciej niż się spodziewałem.

- Huh? - Tylko tyle zdołała powiedzieć.

- Jesteś krzykaczką. - Wziął ją w objęcia. - Musimy znaleźć bardziej prywatne miejsce.

- Huh?

Zachichotał. - Zaufaj mi.

Wszystko stało się czarne, gdy znalazła się w dziwnym miejscu. - Huh?

- To moje mieszkanie. Upper West Side.

Rozejrzała się dookoła apartamentu, kiedy niósł ją do sypialni. - To twój dom?

- Tak. - Ułożył ją na łóżku.

Uniosła się i obejrzała pokój. Ogromne łóżko. Światło księżyca wpadało przez okno.

Gregori zrzucił buty, kiedy rozpiął jeansy.

- To jest ta sławna kawalerka?

Zatrzymał się i spojrzał na nią. - Nigdy przedtem nie przyprowadziłem tutaj żadnej kobiety. Jesteś jedyną, której chcę, Abby.

Jej serce stanęło i uśmiechnęła się. - To dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że jestem w tobie zakochana.

Patrzył na nią przez moment, kiedy jego oczy zapałały czerwienią. Ściągnął jeansy i bokserki.

Położyła się na plecach, by zrobić dla niego miejsce. Wdrapał się na łóżko, idąc do niej, a jego czerwone oczy były coraz bliżej.

Jej serce waliło coraz szybciej. Musiał być najseksowniejszym żyjącym mężczyzną. Albo Nieumarłym. Nie przejmowała się już, którym. Liczyło się, że on był jej.

Podniósł jedną z jej nóg i skubnął jej palca. Potem wycałowywał ślad w górę jej nogi aż do uda. - Smakowicie pachniesz.

Pocałował jej nabrzmiałą i obolałą kobiecość. - Wyśmienicie smakujesz.

Pisnęła, kiedy jego język delikatnie drażnił jej łechtaczkę.

Spojrzał na nią, a jego śnieżnobiałe zęby błysnęły w ciemności.

- Tutaj możesz krzyczeć ile chcesz. - Zanurkował między jej nogi i rzeczywiście krzyknęła.

- Gregori. - wysapała, obejmując go.

Przytulił ją, jednocześnie wsuwając się w nią. Złapała oddech na poczucie jego wielkości. I twardości.

Powoli wysunął się i potem wsunął, wypełniając ją całą.

- Och Boże. - Owinęła ręce i nogi dookoła niego.

Oparł się czołem o jej czoło. - Jesteś jedyną kobietą, Abby. Jesteś moja.

Powoli wypełniał ją coraz głębiej. Raz za razem. Szybciej i mocniej.

Pocałował jej usta. - Chciałaś, żebym cię uprzedzał. Dochodzę.

Zaśmiała się. - Kocham cię. - Jej serce rosło, aż myślała, że wybuchnie. Tak bardzo była szczęśliwa. Tak bardzo zakochana. Bez śladu lęku.

Bo uwierzyła w coś niemożliwego.

Tłumaczenie by karolcia_1994



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
23(2), ROZDZIA˙ DWUDZIESTY TRZECI
29(1), ROZDZIA˙ DWUDZIESTY DZIEWI˙TY
26(1), ROZDZIA˙ DWUDZIESTY SZ˙STY
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty trzeci i dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty trzeci i dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty drugi

więcej podobnych podstron