Stado zamiast społeczeństwa
Słaba rodzina, słaby Kościół, Naród rozmyty w abstrakcyjnej, unijnej wspólnocie. Taką rzeczywistość zapowiadał na swoim kongresie Janusz Palikot
Z dr Barbarą Fedyszak-Radziejowską, publicystką, socjologiem z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, rozmawia Mariusz Bober
Kongres poparcia Janusza Palikota to kolejna błazenada alkoholowego barona biznesu czy sposób na zebranie głosów lewicowego elektoratu?
- Widząc, z jakim entuzjazmem komentatorzy TVN pokazują 2,8 tys. osób obecnych na tym kongresie, pomyślałam, że liczą członków swojej partii. Koncernowi ITI udało się stworzyć własnych widzów, emocjonalnie uzależnionych od medialnego sposobu opisywania świata. TVN ma też swoich polityków i swoich ekspertów, a teraz powołuje do życia swoją partię polityczną. Komentarze prasowe części dzienników i tygodników pokazują, że będzie to partia, która będzie żyć w przyjaźni z innymi medialnymi koncernami, zapewne np. z Agorą. Z drugiej strony zadaję sobie pytanie, jaką rolę i w jakich proporcjach odgrywają w tym przedsięwzięciu osobowość Janusza Palikota, sama polityka, a jaką socjotechnika. Na pewno jest to w dużej mierze problem osobowości. Przypominam, że Janusz Palikot finansował kiedyś tygodnik "Ozon", który miał być głosem awangardy jednoznacznego katolicyzmu młodych. To była medialna oferta, którą biznesmen Palikot złożył młodzieży z pokolenia Jana Pawła II. Wtedy chodziło o obecność wiary w życiu publicznym. Dzisiaj Palikot z inną młodzieżą będzie walczył o wyrzucenie wiary ze sfery publicznej.
Jeśli największe koncerny medialne lansują partię polityczną, to chyba nie po to, by wyrazić osobowość niespełnionego polityka?
- Ta zasadnicza zmiana systemu wartości Palikota wskazuje, że może chodzić o kryzys wieku średniego. Sporo tu zachowań z pogranicza psychologii, nie polityki. Więcej tu tęsknoty za zawodem aktora, konferansjera, za obecnością w mediach - to przedłuża młodość, a więc znaczenie - niż polityki rozumianej jako odpowiedzialność za państwo i naród. Szkoda, że Palikot nie został aktorem, ale pewnie zabrakło prawdziwego talentu. Mam wrażenie, że status medialny Stefana Niesiołowskiego przestał już Palikotowi wystarczać, więc postanowił zostać producentem i reżyserem swoich filmów. Tak robią także wybitni aktorzy, gdy osiągają wiek średni. Ale w polityce łatwo grać takimi ludźmi, czasami oni rozgrywają innych, częściej są rozgrywani. Więc jest tu także polityka. To próba stworzenia formacji, która przypomina partię komunistyczną, tylko bez postkomunistów, bez ludzi obciążonych PRL i serwilizmem wobec Związku Sowieckiego, bo oni nie będą wiarygodni dla współczesnej młodzieży.
Jak można dziś tworzyć partię komunistyczną bez komunistów?
- Istotą komunizmu były nie tylko i nie przede wszystkim "równościowy" system i opresywne państwo. W sferze ideologii ten system walczył na śmierć i życie z chrześcijaństwem, Kościołem, rodziną, narodem pod sztandarem, a jakże, "nowoczesności"!!! Można powiedzieć, że to, co programowo proponuje Palikot, to cztery "A": A jak ateizm, A jak antyklerykalizm, A jak anomia i A jak anarchia. Politycy SLD, tacy jak Ryszard Kalisz, Leszek Miller czy Aleksander Kwaśniewski, programu cztery "A" zaproponować nie mogą, są politykami, którym nie wypada bawić się młodzieżowymi emocjami i antyklerykalnymi fobiami. Palikotowi wolno wszystko. Proponuję przypomnieć sobie, że komunizm zdobywał poparcie ówczesnej, także "nowoczesnej" młodzieży, obiecując jej "wyzwolenie" z rygorów rodziny, Kościoła (Cerkwi), zasad wiary, tradycji, narodu. Dzisiaj Palikot obiecuje młodym podobne "wyzwolenie" spod wpływów Kościoła, rodziny, patriotycznej tradycji czy nadmiernego "wtrącania się" państwa (nurt anarchistyczny) w życie społeczeństwa. Tak tworzy się stado, anonimowy elektorat, społeczeństwo w stanie anomii, podatne na manipulacje. Słaba rodzina, słaby Kościół, naród rozmyty w abstrakcyjnej, unijnej wspólnocie. Taką rzeczywistość z młodzieżowym entuzjazmem na twarzy zapowiadał - w pięknym opakowaniu - były wydawca tygodnika "Ozon".
Czy na samym antyklerykalizmie można zbudować partię, która przekroczy próg wyborczy?
- Te cztery "A" zadeklarowane wprost jako podstawa politycznego programu nie zdobędą w normalnym społeczeństwie większego poparcia. Tak więc obok osobowości, polityki impreza w Sali Kongresowej jest także elementem socjotechniki.
Jaki konkretnie może być plan polityczny, którego elementem jest obecnie działalność Palikota?
- Może chodzi o tratwę dla polityków PO - gdy okaże się, że kryzys finansowy jest dramatyczny, rząd skompromitowany, a wyjaśnienie przyczyn katastrofy w Smoleńsku nieprzekonujące dla opinii publicznej. Na tę tratwę mogą się przesiąść politycy, którzy wcześniej byli w Kongresie Liberalno-Demokratycznym i - choć bardziej ostrożnie - mówili wtedy podobne rzeczy, jak dziś Palikot. Może na tę tratwę Palikot za rok zabierze Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego, Bogdana Klicha czy Ewę Kopacz. Na pewno nie będzie na niej miejsca dla Elżbiety Radziszewskiej, Jarosława Gowina i wielu innych polityków PO.
To znaczy, że spodziewa się Pani klęski Platformy w najbliższych wyborach parlamentarnych?
- Nie, raczej szukam prawdopodobnych celów socjotechnicznych. Nastroje społeczne, jak pokazują sondaże, są złe, tęsknota za radykalnymi hasłami jest w takiej sytuacji prawdopodobna. Komunizm, choć był totalnym ubezwłasnowolnieniem człowieka przez państwo, w sferze wartości był niesłychanie liberalny - namawiał syna, by donosił na ojca, który w efekcie szedł do więzienia. Namawiał kobiety do pracy na traktorach, a nie do rodzenia dzieci. Komunizm rozbijał więzi rodzinne, budując w ich miejsce partyjne. To przypomina wezwania Palikota do niezależności dziecka w procesie wychowania. Takie hasełka budzą u części młodych pozytywne emocje, szczególnie tych, którzy zmontowali krzyż z puszek od piwa. Słowo wspomnień - wybuch II wojny światowej zastał moją mamę w Samborze (dziś Ukraina). Opowiadała, że po wkroczeniu bolszewików 17 września niesamowite było dla niej zobaczyć, iż Sowieci przekazują władzę tzw. lumpenproletariatowi. Nie robotnikom, nie "wyzyskiwanym", lecz ludziom, którzy w normalnym państwie są zwykle przedmiotem zainteresowania pomocy społecznej, instytucji kościelnych, jako troszczących się o tych, którzy sobie nie radzą, a także policji, która wie, że tacy ludzie często działają na granicy prawa. W każdym społeczeństwie są tacy ludzie. Dziś trochę za przyzwoleniem PO, mediów liberalnych, a także części elit opiniotwórczych poczuli się "awangardą nowoczesnej Polski". Palikot ze swoją partią chce im powiedzieć: "Tak, macie rację; robiąc krzyż z puszek po piwie, jesteście symbolem nowoczesności". Sądzę, że oferta Palikota jest skierowana do niewielkiej części Polaków, ale jednak stanowiącej jakąś część wyborców. Być może gdyby nie przeszłość PRL-owska, która skompromitowała lewicowość typu cztery "A", to ten nurt reprezentowany byłby w partii lewicowej. Jednak obciążenie z czasów PRL sprawia, że z taką ofertą bardziej przekonujący jest Janusz Palikot, który kiedyś zakładał "Ozon". Bowiem człowiek wierzący, nagle "nawrócony" na liberalny ateizm...
...bardziej uwiarygadnia ten nurt, jako ten, który jakoby rozczarował się prawicą?
- I "wybrał inaczej". Często towarzyszą temu wybory życiowe, znamy wiele takich przypadków... nie tylko w polityce.
A może ta tratwa Palikota ma pomóc PO utrzymać się na wodzie nawet po silnej burzy? Po wyborach parlamentarnych osłabiona Platforma będzie potrzebowała koalicjanta, a wolałaby uniknąć sojuszu z SLD.
- To również jest możliwe, możemy to wtedy nazwać "ustawką". Nie wiem, ile jeszcze gorzkich słów Palikot będzie musiał powiedzieć Tuskowi, żeby uwiarygodnić się przed swoim nowym elektoratem. Bo jeśli ma przejąć część wyborców, którzy zagłosowali na Napieralskiego, to tak właśnie będzie musiał postępować. Rzeczywiście komunikat z pierwszej tury wyborów prezydenckich był dla PO groźny. Pokazał, że lewicowy elektorat istnieje i szuka młodego, niezakorzenionego w PRL polityka jako swego idola. W tym sensie niewątpliwie ma pan rację. Ale jak po wielu obraźliwych dla polityków PO słowach zmontowane zostaną sojusz wyborczy i koalicja rządowa - nie wiem.
Fundamentem porozumienia może być "zagrożenie" rządami PiS...
- Zapewne o wielu sprawach decyduje się w TVN. Jeśli bowiem medialny biznes chce mieć swoją partię, to Palikot wydaje się świetnym pomysłem. Kiedyś inni "wesołkowie" powołali Polską Partię Przyjaciół Piwa, która znalazła się w parlamencie. Dla mnie, człowieka "Solidarności", to był policzek.
Sukces partii Palikota także byłby takim policzkiem?
- Jeśli dostanie ponad 5 procent, to tak.
Wystąpienie na kongresie Palikota takich lewicowych działaczy, jak Ryszard Kalisz czy Magdalena Środa oznacza, że przejęcie poparcia części lewicy może być skuteczne?
- Ono już jest skuteczne, ale nie dlatego, że robi to Palikot, tylko dlatego, że wykreowały go media i część elit opiniotwórczych. Zrobienie partii liberalno-lewicowej jest atrakcyjne także dla ludzi, którym nie udał się projekt polityczny pod nazwą Lewica i Demokraci. Palikot uruchamia go skuteczniej, bo nie udaje "etosowca", tylko wprost nobilituje imprezującą pod krzyżem młodzież. Przypominam, że byli młodzi, którzy krzyczeli: "Chcemy Barabasza". Wojujący antyklerykalizm i ateizm zawsze znajdą jakichś zwolenników. Po tylu latach pracy na tej niwie Jakuba Wojewódzkiego, Szymona Majewskiego czy autorów "Szkła kontaktowego" potencjalni ochotnicy zapewne są. Młodzi, którzy nie uczyli się historii w szkołach, których nie uformowała dobra rodzina, którzy nie pamiętają i nic nie wiedzą o PRL, są podatni na taką propagandę jak plastelina. Im bardzo łatwo jest sugerować, co jest "obciachowe", a co atrakcyjne.
Odwrócenie tej tendencji to duże wyzwanie.
- To jest poważny problem, tak poważny, jak poważna jest polityka czy życie społeczne. Jednak w dobrze działającym systemie demokratycznym i może nie w pełni, ale jednak w miarę suwerennym kraju, dopóki jesteśmy tymi samymi ludźmi, którzy w znaczącej - mam nadzieję - większości obalili PRL i założyli "Solidarność", nie ma powodów, by program cztery "A" zdobył większość. Poradzimy sobie.
Dziękuję za rozmowę.