Kamień małżeństw
Rozdział 88. Z powrotem w biznesie
Severus obudził się szybko - tak, jak miał w zwyczaju. W jednej chwili przeszedł ze snu do stanu najwyższej koncentracji. Niemniej jednak tym razem był niejasno świadom faktu, że coś było inne. Jego ramiona instynktownie ścisnęły mocniej Harry'ego, który spał wtulony w niego z głową na klatce piersiowej współmałżonka, pochrapując cicho. Mistrz Eliksirów pozwolił swojej dłoni wplątać się w te potargane, czarne kosmyki, kiedy rozpamiętywał wydarzenia wczorajszego wieczoru. Był w stanie docenić każdą intymną chwilę spędzoną z młodzieńcem i z niecierpliwością wyczekiwał na następne wieczory, kiedy będzie mógł coś mu ugotować. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałby zająć się myśleniem o tych przyjemnościach, musiał skupić się na tym, co Harry powiedział mu, gdy siedzieli nad brzegiem jeziora. Dało się dostrzec podobieństwa do oka Odyna, co z pewnością wzmocni podejrzenia, które już wcześniej Severus dzielił razem z Dumbledore'em. Może wspólnie uda im się znaleźć jakieś rozwiązanie, albo chociaż zrozumieć, co to wszystko znaczyło.
Ale co aż tak się zmieniło? Przeszkadzało mu, że nie jest w stanie zlokalizować konkretnej rzeczy, jednakże zaakceptował fakt, że coś, co powinno wydawać mu się wyjątkowo niepokojące, w rzeczywistości kazało mu myśleć, że wszystko jest w porządku. Pozwolił, aby jego umysł zostawił to na chwilę, zaczynając zastanawiać się, co ma do zrobienia dzisiejszego dnia.
Snape powoli uwolnił się z uścisku współmałżonka, będąc bardzo ostrożnym, aby go nie obudzić, choć najmniejszy jego ruch wywołał powolny proces budzenia się u Harry'ego.
Do czasu, aż Potter rozbudził się, umył, ubrał i dołączył do niego w salonie, Severus był niemalże w połowie odpisywania na korespondencję od różnych Mistrzów Eliksirów, którzy informowali go w swoich postępach związanych z miksturą leczącą likantropię po tym, jak udostępnił im większość notatek. Był nieco zaskoczony szybkością, z jaką to wszystko się działo, choć kilku otrzymanym przez niego listom towarzyszyło wspomnienie o zainteresowaniu tym wszystkim postronnych obywateli.
Severus podniósł wzrok, kiedy Harry wszedł do pomieszczenia. Momentalnie wyczuł bijącą od niego nieśmiałość i zawstydzenie. Znowu wracają do tego punktu? Dlaczego w przypadku Gryfonów, kiedy zrobi się jeden krok do przodu, trzeba później zrobić dwa do tyłu? Ekscytowało ich to?
Na szczęście Snape - jako Ślizgon - był zdolny do dokładnej obserwacji i rozpoznawania podobnych zachowań u innych, dzięki czemu teraz był nieznacznie lepiej na to przygotowany. Gryfoni nie zawsze byli tak do końca przewidywalni, jednakże Mistrz Eliksirów zauważył, że pozostawienie takiej sytuacji, jak ta, bez żadnych wyjaśnień jeszcze bardziej wszystko pogarsza. Prowadził ze sobą wewnętrzny dialog, próbując zmusić irytację do odpłynięcia daleko; w bliżej niezidentyfikowanym kierunku. Udało mu się.
Wstał, gdy Harry przechodził obok jego krzesła, by zrobić sobie herbaty. Złapał chłopaka, gdy ten był przed nim. Podniósł podbródek młodzieńca, więc ten nie mógł poświęcić się swojemu pasjonującemu nawykowi studiowania podłogi. Severus uśmiechnął się do swojego męża i powiedział ciepło:
- Dzień dobry, Harry. - Pocałował go delikatnie, jednocześnie kładąc dłonie na ramionach młodszego czarodzieja. - Co cię kłopocze?
Na twarzy Pottera pojawił się niepewny wyraz, gdy Złoty Chłopiec wzruszał ramionami.
Złoty Chłopiec sam nie potrafił zrozumieć, dlaczego czuł się tak bardzo przygnębiony, gdy obudził się w wielkim łóżku pozostawiony samemu sobie i wyszedł z niego, aby rutynowo oddać się porannym ablucjom. Wprawdzie to zdarzyło się tylko jeden jedyny raz - wczoraj - ale czas spędzony z Severusem wcześnie rano uważał za przyjemny. Branie wspólnie prysznica kompletnie zamroczyło umysł Harry'ego, ale nawet pomimo tego rozkoszował się intymnością tego doświadczenia. Potter wątpił, że coś takiego będzie im się przytrafiało na co dzień, ale miał nadzieję, że kiedyś zdarzy się ponownie.
Zachowanie Severusa sprawiło, że znów zaczął rozmyślać o swoim ciele. Czy jego współmałżonek był aż tak bardzo niezadowolony z jego widoku wczorajszego wieczora, że nie sądził, aby mógł znieść go również dziś rano? W końcu wstał, naszykował się i ubrał kompletnie, zanim Harry się obudził i wystawił na pokaz swoje chude ciało?
Mistrz Eliksirów nie miał pojęcia, co dzieje się w tej ślicznej głowie, ale przypomniał mu się incydent z Kamieniem Serca. Kiedy Harry znalazł go na podłodze, założył, że Severus odrzucił jego podarunek. Był wyraźnie zaskoczony, gdy Snape wymyślił mały podstęp, żeby dać mu do zrozumienia, iż nosił podarunek cały czas na szyi i z pewnością to właśnie przez nieuwagę zerwał łańcuszek, gdy podjął się gorączkowych wysiłków wycięcia Mrocznego Znaku z przedramienia w noc Wezwania. Znając szczęście Mistrza Eliksirów, jego współmałżonek przekonuje się właśnie o czymś okropnym, co według niego zdarzyło się ostatniej nocy.
Severus ścisnął ramiona Pottera stanowczo, ale delikatnie.
- Jeszcze raz dziękuję, że zgodziłeś się towarzyszyć mi wczoraj przy kolacji, Harry. To był bardzo przyjemny wieczór. Myślisz, że moglibyśmy to powtórzyć w najbliższym czasie?
W oczach Harry'ego doskonale widoczna była ulga. Snape z trudem powstrzymywał się od pokazania radości, że tak szybko udało mu się odgadnąć przyczynę smutku współmałżonka. Potter potrzebował zapewnienia, a Severus miał zamiar mu je dostarczyć! Gdy młodzieniec wahał się z odpowiedzią na pytanie, mężczyzna pochylił się nad nim i wymruczał zachęcająco:
- Mmmm?
Po raz drugi podniósł nieco głowę Harry'ego, aby móc go pocałować. Gdy ich usta oderwały się od siebie po krótkiej, przyjemnej przerwie, Potter z zadowoleniem skinął głową.
Śniadanie w Wielkiej Sali było normalnym, sobotnim wydarzeniem. Jedni uczniowie siedzieli niemrawo, gdyż w piątkową noc pozostali na nogach zdecydowanie zbyt długo i teraz regenerowali siły dzięki jedzeniu, z kolei drudzy byli żywi i podekscytowani. Oczywiście lekcje zostały odwołane przynajmniej do końca tego tygodnia, ale ten dzień nie różnił się zbyt wiele od innych, które go poprzedzały - w dodatku była sobota. Ron był nieco bardziej spokojny niż zwykle, a Hermiona siedziała rozdrażniona, jednakże Neville nadrabiał, z każdą chwilą rosnąc w panikę - im mniej czasu zostało do jego herbaty z babcią, tym było gorzej. Potter był zadowolony, że jego przyjaciel ma zobowiązania w szklarniach - zarówno dlatego, że będzie musiał wyjść, jak i dlatego, że uda mu się jakoś oderwać myśli od wieczoru. Widząc, jak bardzo profesor Sprout ufa mu w kwestii swoich roślin i pozwala mu zarządzać szkolnymi szklarniami, kilku wojowników z Winter Land niedawno poprosiło go o radę dotyczącą plantacji na ich nowo odzyskanych ziemiach. Szybko odkryli, że mają zadziwiająco wiele wspólnych tematów do rozmowy, dzięki czemu Neville spędzał czas - po rozdaniu wszystkim charłakom odpowiednich zadań - na pracowaniu z wojownikami nad zebraniem kilku przydatnych sadzonek, które mogliby zabrać ze sobą na północ.
- Muszę iść na górę i popracować nad tłumaczeniami. Ktoś chce iść ze mną?
Ron zdecydował się w zamian iść polatać, ponieważ był piękny dzień, a on sam tęsknił za wolnością, jaką dawało mu dosiadanie miotły, ale Hermiona była szczęśliwa możliwością dołączenia do przyjaciela. Charlie musiał dostać się z powrotem do Rumunii na kilka godzin i wiedział, że zajęcie czymś umysłu Draco podczas jego nieobecności utrzyma go w lepszym nastroju. Zasugerował, że Smok powinien iść z Gryfonami - po minimalnym oporze, Ślizgon się zgodził.
Dumbledore potwierdził wszystkim pracownikom szkoły - oraz uczniom - iż zajęcia odbędą się zgodnie z planem już w poniedziałek, co zostało przywitane z ogromną ulgą przez nauczycieli, a szczególnie przez tych będących opiekunami.
Większość starszych uczniów pomagało poza Hogwartem - w szkolnych bądź ministerialnych grupach - ale ci młodsi jedynie plątali się pod nogami, wymagając nieustannej opieki. Mogliby podjąć jakieś kroki, które pozwoliłyby jednocześnie funkcjonować uczniom, jak i wysiłkom ministerstwa, próbującemu naprawiać szkody.
Kiedy posiłek dobiegł końca, Severus towarzyszył Albusowi w drodze do jego biura, aby omówić z nim swoje obawy na temat niektórych z rzeczy, które wczorajszej nocy powiedział mu Harry.
Gdy mężczyźni zajęli już swoje miejsca - Dumbledore za biurkiem, a Snape na jednym z krzeseł stojących naprzeciwko - Mistrz Eliksirów wyjaśnił swoje obawy.
- Harry podzielił się ze mną kilkoma dodatkowymi informacjami na temat kruków, które widzi. Mówił, jak pomagają mu skoncentrować się na rzeczach, które potrzebują jego uwagi w danym czasie. Rozmawialiśmy również o jego zdolności do widzenia ścieżek innych ludzi. Ma zamiar sprawdzić, czy jest w stanie je ujrzeć, kiedy sam tego chce, a nie kiedy się po prostu pokażą. Powiedział mi, że do tej pory ścieżki ukazywały mu się tylko czasami. Kiedy poprosiłem go, żeby spróbował przywołać taką wizję, zgodził się spróbować, ale okazało się, że w żaden sposób nie może tego kontrolować. Co, na Merlina, to oznacza, Albusie?
- Z pewnością poświęcę temu jeszcze wiele myśli, mój chłopcze. Podejrzewam, że możemy dostrzec związek między tym, co widzimy teraz oraz tym, co wydarzyło się piętnaście lat temu, kiedy Voldemort próbował go zabić. Gdy zaklęcie uśmiercające odbiło się od Harry'ego, Tom został pozbawiony całej swojej siły, ale część jego mocy została przeniesiona na młodego Pottera. W wyniku czegoś takiego Harry potrafi mówić w języku węży. Może coś takiego stało się również w tym przypadku.
- Ale ta eksplozja, gdy Harry ukradł Voldemortowi Oko Odyna była zwykłym wybuchem kamienia, a nie chwilą, kiedy potężny czarodziej przekazuje część swojej mocy drugiemu!
- Owszem, Severusie, ale musisz pamiętać, że ten artefakt w rzeczywistości uchodzi za prawdzie, lewe oko Odyna, podarowanego Mimiorowi w zamian za jego wiedzę. Bardzo prawdopodobne jest, że zawierało w sobie cząstkę mocy samego Odyna. Czy to nie jest możliwe, że - skoro to właśnie Harry trzymał w ręku ten artefakt, gdy ten został doszczętnie zniszczony - jakiś magiczny element dostał się jego potędze? To by wyjaśniało, dlaczego te dwa kruki pokazują się Harry'emu niemalże jak przyjaciele. W dodatku daje odpowiedź na pytanie, czemu nagle zaczął widzieć ścieżki innych ludzi, skoro właśnie to było tak bardzo związane z wiedzą i umiejętnościami Odyna.
- Sądzisz, że to łagodny odłamek jego magii czy coś, co ostatecznie może okazać się problematyczne dla Harry'ego? Zwłaszcza, że już tego doświadczył.
- Zauważ, że nawet moc, jaką otrzymał od Voldemorta, nie była dla niego problemem. Połączenie między nimi najprawdopodobniej utworzyło się w tym samym czasie, ale uważam, że był to zupełnie osobny proces. Harry jest wężousty, ma więc umiejętność, której nie miał wcześniej. Nie jest to ani dobre, ani złe. Po prostu jest. Całkiem prawdopodobne, że to jest to samo. Teraz ma dostęp do widzenia niektórych z tych rzeczy, które oglądał Odyn. Poza tym kruki przynoszą mu wiele informacji, które udaje im się zgromadzić podczas każdej nocy, gdy poruszają się po świecie, a on sam ma zdolność do spoglądania w losy różnych ludzi. Najprawdopodobniej z czasem uda mu się to wszystko lepiej kontrolować. Najpewniej będzie wzywał kruki tylko wtedy, kiedy będzie życzył sobie je widzieć i patrzeć na ścieżki ludzi, zamiast biernie czekać, aż te w końcu się pojawią. To znów tylko umiejętność, której nie miał nigdy wcześniej.
Severus przyjął to do wiadomości. Spędził naprawdę wiele czasu, rozmyślając nad tym z wielkim niepokojem, w samotności próbując zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Zawsze wiązał Oko Odyna z wielką mocą w bitwach, zdolnością do zmuszania innych, aby poddawali się jego woli. Albus przynajmniej znalazł inny kierunek rozważań - był zdecydowanie mniej przerażający. Harry już wcześniej miał w sobie dziwne moce i udało mu się doskonale z tym poradzić. Może znów dzieje się coś, z czym bez problemu się upora? To przypuszczenie było setki razy lepsze niż myśli, które nękały Severusa wcześniej.
- Dziękuję za podzielenie się ze mną swoimi spostrzeżeniami, dyrektorze. Twoje podejście do całej tej sprawy jest bardziej optymistyczne niż to, co jako pierwsze przyszło mi do głowy. Pomyślę nad tym dokładniej.
- Zanim pójdziesz, Severusie, chciałbym porozmawiać z tobą o czymś jeszcze.
Młodszy czarodziej wyprostował się bardziej na krześle, z którego właśnie miał wstać i spojrzał na starca z zaciekawieniem widniejącym na jego twarzy.
- Dziś rano dostałem pilną sowę od redaktora naczelnego Proroka Codziennego. Oznajmił mi, że wszyscy czarodzieje i czarownice są całkowicie przerażeni, wobec czego widzi potrzebę dodania do swojej gazety kolumny, w której umieści potrzebne, defensywne zaklęcia.
Snape słyszał już wcześniej o tym słyszał. Wyjaśniał pannie Granger, że przeciętny czarodziej jest kompletnie bezużyteczny w obronie przed czymkolwiek, co łączy się z czarną magią; a jeśli Severus miałby precyzować, średni mag nie jest w stanie bronić się przed niczym.
Z miną wyrażającą skrajną irytację (coś, co Mistrz Eliksirów miał opanowane do perfekcji) odpowiedział:
- Znowu?! Albusie, wiesz tak samo dobrze, jak ja, że ludzie, którzy się tego najbardziej domagają, nie mają szans, aby cokolwiek z tym zrobić. Większość czarodziejów po prostu nie potrafi sobie z tym poradzić. Widziałeś, co się stało w Hogsmeade!
- Wiem, wiem. Jednakże w tych wyjątkowych okolicznościach świadomość, że mają nad czymś choć odrobinę kontroli czy nadziei na pozostanie przy życiu sama w sobie sprawi, że ludzie poczują się lepiej. Kto zresztą wie? Może faktycznie będą mogli zrobić coś w obronie własnej, jeżeli znajdą się w niebezpieczeństwie? Szczerze mówiąc: wolałbym, abyśmy mieli jakikolwiek wkład w te artykuły, aby upewnić się, że „Prorok” dostarcza społeczności rzetelnych informacji. Chyba nie chcemy, aby zajął się tym ktoś, kto nie wie o obronie absolutnie nic, a uważa się w tej dziedzinie za eksperta?
Severus doskonale ujrzał w wyobraźni twarz Gilderoya Lockharta, ale mądrze zdecydował się nie dzielić z Dumbleore'em tym spostrzeżeniem.
- Myślę, że mógłbym poprosić Augustę Longbottom, aby się tym zajęła. Lata temu była aurorem, w dodatku jest bardzo odpowiedzialna i praktyczna.
Jeżeli Albus myślał, że Mistrz Eliksirów zgłosi swój przeciw przeciwko wyborowi pani Longbottom, uważając, że on sam lepiej nadaje się do tego zadania, to był w błędzie. Snape miał naprawdę bardzo dużo do zrobienia, więc nie zamierzał się do tego pchać. Jednakże jeżeli dyrektor zamierzył wystraszyć na śmierć pół świata dzięki ostrej szczerość tej starszej damy, z której była znana, nie będzie się wtrącał.
- Jestem pewien, że będzie doskonałą osobą na przewodnika dla tych, którzy będą potrzebowali podobnej pomocy.
- Cóż, zobaczymy, czy zgodzi się na podjęcie tego zadania. Poprosiła mnie o spotkanie później, gdyż na chwilę obecną nie zamierza jeszcze wracać do domu. Zamierzasz dołączyć do Harry'ego w jego gabinecie dziś rano? - zapytał Dumbledore, widząc, że młodszy mag wstał, zbierając się do wyjścia.
Severus odpowiedział szybkim skinieniem głowy i wyszedł z pomieszczenia, na odchodnym rzucając zdawkowe:
- Miłego dnia, Albusie.
Gdy tylko wyszedł z biura dyrektora, wpadł na profesor Sprout, której towarzyszyła młoda kobieta, która wydawała się Severusowi mgliście znajoma. Podejrzewał, że nazywa się Amaranth Ellisford - a przynajmniej tak było, kiedy uczęszczała do Hogwartu. Była przeciętną uczennicą na jego zajęciach, jednakże preferowała spędzanie większej ilości czasu nad zielarstwem.
Skinął serdecznie głowę w stronę dwóch kobiet, kiedy przechodził obok, po czym poszedł sprawdzić, co u Harry'ego.
Profesor Sprout przypomniała dyrektorowi nazwisko kobiety, wspominając to przybrane po ślubie (Savoy) który przypomniał sobie dość dokładnie czasy, gdy była uczennicą Hogwartu i podzielił się z nią tymi wspomnieniami.
- Albusie, pani Savoy zgłosiła się do mnie, aby przedstawić mi swój pomysł dotyczący pewnego programu mającego na celu zapoznanie charłaków z naszym światem. Zdajemy sobie sprawę, że od przyszłego tygodnia wznawiane są lekcje dla studentów, a wielu innych czarodziejów i czarownic w zamku będzie pracowało wraz z Ministerstwem nad kontrolowaniem i naprawianiem szkód, aby postawić na nowo mugolski świat. W związku z tym chciałyśmy przedstawić program wieczorny. Odbywałoby się to po kolacji i byłoby… Cóż, bardzo nieformalne.
Amaranth również wypowiedziała swoje zdanie:
- Zaprosiłam jedną z charłaków do mojego namiotu, aby towarzyszyła mi podczas lunchu. Wiedziałam, że nigdy wcześniej nie przebywała w tak bardzo czarodziejskim miejscu, więc sądziłam, że uzna to za interesujące doświadczenie. Niestety, kiedy wezwałam jednego z moich skrzatów domowych, kobieta przez chwilę wyglądała na kompletnie wytrąconą z równowagi, a potem zemdlała.
Albus skinął głową - zarówno on, jak i zapewne wszyscy obecni w zamku, słyszeli o tym incydencie.
- Zamierzam zostać w Hogwarcie razem z dwójką moich dzieci. Będę pomagała profesor Sprout w szklarniach. Byłabym zachwycona możliwością pracowania nad tym projektem. Zastanowiłabym się nad aspektami magicznego świata, które potrzebują wyjaśnienia oraz znalazła kilku mówców.
- Pani Savoy, to takie uprzejme z pani strony! Mamy pewne środki, które wykorzystywaliśmy podczas dostarczania listów do dzieci z mugolskich rodzin. Jestem pewien, że profesor Sprout może podzielić się z panią zarówno nimi, jak i wiedzą. Jeżeli naprawdę pragnie pani to organizować, to jestem całkowicie pewien, że możemy udostępnić jedną z klas w pobliżu Wielkiej Sali. Prosiłbym jednak, aby poinformowała mnie pani, kiedy zamierza pani rozpocząć i jak często będą odbywały się te spotkania. Ogłoszę to zarówno na lunchu, jak i na kolacji w pierwszym dniu realizacji.
Obie kobiety były zadowolone akceptacją i pomocą dyrektora w kwestii tego projektu, więc ostatecznie pogrążyły się w głębokiej dyskusji na jednej z najważniejszych tematów: mianowicie zastanawiali się, jakiego rodzaju wiedzą o czarodziejskim świecie należy podzielić się z charłakami, jak prezentować dane tematy i kto byłby chętny do asystowania. Żadna z nich nie zauważyła małej kobiety w dziwnie wyglądającej sukni i wręcz skandalicznym kapeluszu, stojącej nieopodal gabinetu i podziwiającej widoki zza okna. Kiedy usłyszała, jak wychodzą, odwróciła się i weszła do biura Dumbledore'a.
- Albusie, dziękuję za spotkanie się ze mną tak szybko.
- Augusto, to sama przyjemność - odpowiedział, odprowadzając ją do jednego z foteli w pobliżu kominka. - Herbaty? Cytrynowego dropsa?
Na oba chętnie przystała. Kiedy tylko pojawiła się tacka z herbatą i cukierkami, wzięła filiżankę do ręki i przyjęła dropsa, którego następnie umieściła na spodku obok czarnego napoju.
- Któregoś dnia będę musiała wyśledzić, kto robi te cukierki dla ciebie, Albusie. Nigdy jeszcze nie udało mi się trafić na tak dobre dropsy, jak te, które zawsze masz pod ręką.
Starszy czarodziej niemalże zapłonął z dumy, kiedy pochwalono jego ulubione słodycze. Często czuł się dość dziwnie, proponując cytrynowe dropsy ludziom, którzy przyjmowali je ze zwykłej uprzejmości, a teraz znalazł kogoś tak do optymistycznie do nich nastawionego, jak on sam!
Augusta wbiła stalowoszary wzrok prosto w oczy Dumbledore'a. Widząc to, dyrektor poczuł się wyjątkowo zaciekawiony.
- Naprawdę bardzo wiele myślałam od czasu Wezwania, Albusie. Zawsze zdawałam sobie sprawę, że jestem dość silną czarownicą, a kiedy wracam myślami do czasów, gdy byłam jeszcze aurorem, mogę śmiało stwierdzić, że nie ma takiej sytuacji, z której nie udałoby mi się wydostać. Właśnie zaczynałam pracę, kiedy Grindelwald siał spustoszenie. To było na krótko przed tym, jak go pokonałeś. Działy się bardzo niepokojące rzeczy. Większość swoich umiejętności brałam za całkowity pewnik. Gdy mój syn i jego żona stali się całkowicie niezdolni do opieki nad moim wnukiem, przeszłam na emeryturę. Zdecydowałam się poświęcić cały swój wolny czas dorastającemu dziecku. Jednakże teraz Neville jest coraz starszy i niedługo będzie w pełni dorosły i samodzielny. Oczywiście nie sądzę, że wrócę do zawodu. Wprawdzie jestem pewna, że jestem do tego zdolna, ale to gra dla młodych ludzi. Kiedy jednak rozejrzałam się wokół koła na Wezwaniu i zastanowiłam się poważniej nad miejscem, jakie zajmuję w czarodziejskiej społeczności, doszłam do wniosku, że nadszedł czas, abym w końcu coś zrobiła.
Dalsze rozmowy kontynuowane były jeszcze przez godzinę. Przedyskutowano dwa bardzo ważne tematy z satysfakcjonującym dla obu stron rezultatem. Uwieńczeniem ich spotkania było przejście do biura Harry'ego, aby przedstawić Augustę Longbottom Hermionie Granger.
Gdy Albus poprosił ją o napisanie kolumn do „Proroka Codziennego” traktujących o magii obronnej, zgodziła się z zadowoleniem, ale postawiła warunek: ktoś będzie jej pomagał. Pisanie nigdy nie było jej mocną stroną. Dawno temu powiedziano jej, że jej prace pisemne były zbyt ostre i tępe. Poprosiła, aby asystował jej jakiś utalentowany student, aby sprawić, że materiał będzie napisany w bardziej aktualnym tonie, a więc bardziej zrozumiały dla czytelników „Proroka Codziennego”. Była bardzo zadowolona, gdy Dumbledore zaproponował jej Hermionę Granger, ponieważ Neville niejednokrotnie wspominał o niej jako jednej z najlepszych przyjaciół Pottera.
Tak, jak Albus się spodziewał, znalazł Harry'ego w towarzystwie Severusa, Hermiony i Draco Malfoya. Siedzieli przy długim stole, a każde z nich pracowało nad swoim własnym projektem. Złoty Chłopiec cicho mruczał do zaczarowanego pióra, które zapisywało na pergaminie przetłumaczone przez niego słowa, gdy czytał pod nosem starożytny tekst. Przed Severusem leżało mnóstwo papierów dostarczonych mu przez Mistrzów Eliksirów ze stowarzyszenia - mężczyzna przeglądał je, jednocześnie robiąc notatki. Tuż przed Hermioną znajdowało się kilka grubych ksiąg i stos pergaminów. Ona i Draco dyskutowali nad czymś zawzięcie. Pani Longbottom była szczególnie zadowolona, że (nie dość, że Harry rozpoznał ją wtedy na Wezwaniu) młody Potter powitał ją również tutaj; w towarzystwie innych.
Ślizgona przywitała z rezerwą ze względu na połączenie jego rodziny z Bellatrix Lestrange. Mężczyźni w pomieszczeniu byli nieco zaskoczeni, że pani Longbottom w najmniejszym nawet stopniu nie przestraszyła Hermiony. Ponadto dziewczyna wyglądała na całkiem zadowoloną z faktu, że poproszoną ją o asystowanie babci przyjaciela w pisaniu artykuły do gazety. W dodatku zrobiła koło siebie miejsce i poprosiła panią Longbottom, aby dołączyła do niej i Draco w przeglądaniu niektórych notatek, które udało jej się zrobić z Ronem i Harrym w zeszłym roku.
Dla Severusa Albus wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z siebie, kiedy skierował się z powrotem do swojego gabinetu, zostawiając Augustę z nimi.
*
Amaranth była bardzo zadowolona, że udało jej się znaleźć wolne miejsce koło Petunii Dursley w Wielkiej Sali podczas lunchu.
- Petunio! Tak bardzo się cieszę, że widzę cię już na nogach! Strasznie mi przykro, że mój skrzat przestraszył cię aż tak bardzo. Wybaczysz mi? Teraz wszystko już w porządku?
Będąc nieco przytłoczoną przez słowa młodej kobiety wypowiedziane niemalże bez tchu, Petunia nie zdążyła odpowiedzieć, zanim Savoy zaczęła kontynuować:
- Właśnie wróciłam od profesora Dumbledore'a z profesor Sprout. Rozmawialiśmy o programie, który ma na celu poinformowanie was o podstawowych rzeczach z czarodziejskiego świata. Chcemy, abyście się z nimi zaznajomili i dowiedzieli, co można tutaj znaleźć. To bardzo ekscytujące i mam nadzieję, że wszyscy wyniosą mnóstwo korzyści z uczestnictwa. Może mogłybyśmy popracować razem w szklarniach dziś po południu. Porozmawiałybyśmy o tym, co według ciebie może bardzo dezorientować w magicznym świecie. To byłoby bardzo pomocne.
W tym momencie jedynym, co wprowadzało Petunię w konsternację był fakt, iż utrzymywała jeszcze w dłoni widelec. Ręka bolała ją za każdym razem, kiedy podnosiła do ust widelec lub łyżkę. Po raz pierwszy zauważyła to, kiedy wypuszczono ją ze skrzydła szpitalnego po omdleniu. Zwróciła się z prośbą do pielęgniarki (czy kimkolwiek ta kobieta była), aby ta sprawdziła, czy nie ma zranień nerwów bądź czegokolwiek po upadku. Petunia nie pokładała żadnej wiary w te bezsensowne bzdury, jak na przykład machanie różdżką, co było tutaj głównym sposobem diagnozowania problemów. Kobieta zdecydowanie twierdziła, że nic jej nie dolega: podczas upadku nie zrobiła sobie zupełnie nic. Zważywszy na fakt, iż ręka nie bolała jej w żadnym innym momencie, a jedynie wtedy, gdy starała się podnieść widelec lub łyżkę, pani Dursley nie miała pojęcia, co się dzieje.
Skinęła krótko młodej czarownicy na znak zgody, która natychmiast wyczuła dyskomfort Petunii, ale źle zrozumiała powód jej oczywistego niezadowolenia.
Mówiąc o wiele ciszej i wyglądając przy tym bardzo sympatycznie, czarownica pochyliła się.
- Wiem, że przyzwyczajenie się do żywności tutaj może być sporym wyzwaniem. Skrzaty domowe w Hogwarcie mają określony styl gotowania. Bardzo ciężki, a jeżeli nie jest się przystosowanym do podobnej diety, to przestawienie się może zająć trochę czasu. Jestem pewna, że to minie.
Gdy Petunia szykowała się do odpowiedzi zbliżonej do tego, iż w słowach Amaranth nie ma nic dziwnego, gdyż żadne nieludzkie stworzenie nie jest w stanie stworzyć tak wyśmienitych dań, z jej ust wydobyła się czkawka. Choć pani Dursley nieco się zmieszała, czarownica jedynie uśmiechnęła się do niej bardziej sympatycznie i poklepała ją po ramieniu. To również wyjaśniało, co kobieta rozumie przez swoją sympatię do Petunii, a to sprawiło, iż charłaczka poczuła się jeszcze gorzej.
Kiedy tylko Petunia - z bolesnym wyrazem twarzy - wróciła do wpatrywania się w srebrną zastawę, obok nich przechodził młody mężczyzna. Najwidoczniej był znajomym Amaranth, ponieważ czarownica natychmiast poprosiła go o dotrzymanie im towarzystwa przy stole.
- Kopę lat, Eustachy! Wyglądasz świetnie! Powiedz mi, wciąż pracujesz w rodzinnej branży?
Młodzieniec (gdzie, u licha, jego rodzice spotkali się z imieniem „Eustachy”?) przesunął się, aby zająć miejsce, które wskazała mu Amaranth, dzięki czemu pani Dursley miała na niego dobry widok. Choć prezentował się wyjątkowo wyniośle, był dość miły.
Oczywistym było, że jego ubrania są bardzo drogie, ponieważ materiał był precyzyjnie dostosowany i wystawny. Skoro już musiała siedzieć w jednym pomieszczeniu z mnóstwem tak śmiesznie ubranych ludzi, cieszyła się, że obok niej zajął miejsce ktoś, kto na swoje wydał z pewnością fortunę.
Amaranth podtrzymywała rozmowę, informując panią Dursley, że Eustachy Landon i jej brat byli przyjaciółmi od czasu, gdy rozpoczęli naukę szermierki. Był częstym gościem w jej rodzinnym domu, a potem zniknął, żeby pracować w rodzinnym biznesie, pozyskując wysokiej jakości składniki eliksirów. Następnie kobieta poinformowała swojego znajomego, że Petunia jest ciotką jednego z uczniów Hogwartu, która dopiero co dowiedziała się, że sama też ma w sobie nieco magii i jest w trakcie nauki o świecie czarodziejów.
Eustachy zauważył, że pani Dursley ma problem z utrzymaniem srebrnego widelca, więc zapytał o to. Nie widział żadnego sensownego wyjaśnienia względem tego, co może powodować jej dyskomfort, ponieważ sztućce dla niego wyglądały w porządku. Zaoferował inne rozwiązanie.
- Niektóre ze starych czarodziejskich rodów nie używają tego rodzaju sztućców. Korzystają raczej ze sztyletów, które sięgają czasów daleko przed tymi, gdy nowe stały się modne.
Sięgnął po cienkie ostrze, leżące wraz z pozostałym sztućcami obok jej talerza, po czym zaofiarował je jej.
- To jest scramasax, sztylet. Wielu z ludzi obecnych tutaj uważa za uprzejme używanie do jedzenia tylko jego. Przy odrobinie praktyki możesz pokroić mięso lub cokolwiek masz na talerzu, a potem po prostu podnieść kawałek jedzenia na sztylecie i zjeść go. Możesz łatwo uniknąć używania widelca, a może nawet zmniejszyć zapotrzebowanie na łyżkę. Wystarczy tylko być ostrożnym, aby nie przeciąć warg.
Petunia z ogromną ulgą odkryła, że nie czuła bólu ani nawet dyskomfortu w prawej ręce, kiedy trzymała w niej sztylet. Szczerze podziękowała młodzieńcowi za sugestię. Próbowała skupić się na opanowaniu nowego sposobu jedzenia, podczas gdy pozostała dwójka rozmawiała o ich rodzinach. Dzięki temu oszczędzono jej przymusu wdania się w rozmowę, która zapewne zakończyłaby się zawstydzającym epizodem, gdyby tylko poczuła się w obowiązku wypowiedzieć swoje prawdziwe myśli na temat tego nowego świata, w jakim się znalazła. Było jasne, że młodzieniec pochodził z jednego z tych szanowanych, starych, czarodziejskich rodów - wystarczyło tylko przeanalizować sposób, w jaki wspominał nazwiska ludzi; choć oczywiście Petunia nie miała najmniejszego pojęcia, kim była zdecydowana większość z tych osób. Był podekscytowany spotkaniem tego okropnego człowieka, Snape'a (męża Harry'ego), a także chwalił się spotkaniem Pottera we własnej osobie, co uczyniło ogromne wrażenie na Amaranth. Pani Dursley była zbyt zajęta odkrawaniem małego kawałka miejsca na swoim talerzu, aby choć pomyśleć o wypowiedzeniu się w tym temacie, jednakże nie uniknęła przewrócenia oczami.
Kiedy skończono posiłek, Eustachy pożegnał się, wspominając o mało istotnym spotkaniu z kimś, o kim Petunia nigdy wcześniej nawet nie słyszała. Amaranth spojrzała podejrzliwie na panią Dursley, gdy zauważyła, jak kobieta zareagowała na wzmiankę o Harrym Potterze i profesorze Snape'ie. Idąc do szklarni, odważyła się podnieść temat.
- Zauważyłam, że wywróciłaś oczami, kiedy Eustachy wspomniał o spotkaniu profesora Snape'a i Harry'ego Pottera. Czasami mówi o różnych znanych ludziach w taki sposób, jak każdy jego pokroju. Jednakże biorąc pod uwagę jego rodzinny biznes, spotkanie jednego z najlepszych Mistrzów Eliksirów na świecie było wyjątkowym przeżyciem. No i oczywiście stanął oko z Harrym Potterem. Jest naprawdę niewielu czarodziejów i czarownic, którzy nie chcieliby się z nim spotkać. Dlaczego zareagowałaś w taki sposób, kiedy Eustachy o nich wspomniał?
Petunia była naprawdę rozdarta. Bardziej niż cokolwiek innego, chciała powiedzieć tej młodej kobiecie, jak nienormalnymi i obrzydliwymi dziwakami była ta dwójka. Pragnęła wspomnieć, jak blado wypadał Potter w porównaniu z jej Dudleyem. Z drugiej jednak strony doskonale wiedziała, że takiej przemowie towarzyszyłoby mnóstwo wzdęć i innych niechcianych czynników. Z upokorzeniem dowiedziała się, że inny byli świadomi jej problemu i zrzucali wszystko na karb konieczności dostosowania się do tutejszej żywności.
Wzięła głęboki oddech. Nie potrafiła nic poradzić na bardzo kwaśną minę, ale naprawdę starała się o udzielenie normalnej odpowiedzi.
- Potter to mój siostrzeniec. Nigdy nie dogadywaliśmy się zbyt dobrze. Snape'a spotkałam raz i nie było to zbyt przyjemne doświadczenie.
Powiedziała to - i o dziwo - z jej gardła wydobyła się tylko ciche czknięcie. Nic więcej! Kwaśny wyraz twarzy pani Dursley zmienił się w przepełniony ulgą.
- Jakie to smutne, że członkom rodziny coś się nie układa; zgodzisz się ze mną, Petunio? Ale sprowadził cię tutaj, prawda?
Kolejny głęboki oddech.
- Właściwie, to dwóch mężczyzn, którzy znali moją siostrę z czasów, kiedy chodziła tutaj do szkoły, pojawiło się w moim domu, by zabrać stamtąd mnie i moją rodzinę i sprowadzić nas tutaj. Tylko ja nie spałam. To nikomu nie wyszło na dobre.
Okej. Mogła to zrobić. Musiała tylko być ostrożna i nie mówić do końca tego, co myśli. Przynajmniej mogła się kontrolować, dzięki czemu rozmawiała niemalże normalnie.
Amaranth mądrze porzuciła temat stosunków pani Dursley ze wszystkimi, których ta znała, a którzy byli czarodziejami, kiedy tylko okazało się, że wszystkie te interakcje ograniczały się do „niezbyt dobrze” - jak powtarzała Petunia.
- Więc… Myślisz, że powinnyśmy powiesić kilka ruchomych obrazów i fotografii w mojej klasie? A co z czarodziejską przestrzenią?
*
Wybiła ta godzina. Nadszedł czas, aby Neville dołączył do swojej babci podczas popołudniowej filiżanki herbaty. Idąc w stronę przedsionka nieopodal Wielkiej Sali, robił niemalże wszystko, aby pokonać w sobie strach. Postawna Augusta czekała już na niego, ostentacyjnie ignorując innych przechodniów, z niepokojem spoglądających na wypchanego sępa wznoszącego się na jej kapeluszu.
Młody Gryfon podszedł do niej i pochylił się, aby pocałować ją w zaoferowany policzek.
- Witaj, babciu. Mam nadzieję, że nie czekałaś na mnie zbyt długo.
Skinęła w jego stronę głową, po czym na jej raczej ponurej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Neville pozwolił sobie mieć nadzieję, że być może nie jest w tarapatach. Niemniej jednak nie miał pojęcia, dlaczego starsza czarownica chciała się z nim widzieć w takich okolicznościach.
Augusta poprowadziła wnuczka do niewielkiego saloniku nieopodal holu, co do którego Neville był pewien, że nie było go wcześniej. Był urządzony niemalże tak, jak pokój dzienny w ich domu - wyglądająca na niewygodną kanapa, kilka sztywnych krzeseł oraz stół ustawiony niedaleko nich, na którym stała herbaciana zastawa. Ponadto w pomieszczeniu znajdowało się zdecydowanie zbyt wiele paproci i innych roślin. Kiedy zajęli swoje miejsca, Augusta nalała herbaty do filiżanek. Neville siedział w ciszy, czekając aż jego babcia się odezwie - nigdy nie trwało zbyt długo, aż zacznie mówić.
- Podjęłam kilka decyzji, które chciałabym z tobą przedyskutować, młody człowieku. Kiedy stałam w środku koła na Wezwaniu, z dumą i pokorą przyjęłam znalezienie się wśród elity czarodziejskiego świata. Czułam, że najprawdopodobniej powinnam znaleźć sposób na przyczynienie się do polepszenia sytuacji. Nie byłam tylko pewna, co byłoby najwłaściwsze. Po ostatnich wydarzeniach jestem pewna, że wiem, co mam robić. Bardzo dawno temu byłam aurorem.
Neville nie przypominał sobie, aby jego babcia kiedykolwiek o tym wspomniała, a jego natychmiastowa reakcja po usłyszeniu tych wiadomości była przepełniona przerażeniem. Czy ona naprawdę planowała - w jej wieku, w tym czasie - wrócić do tak niebezpiecznej pracy? Zauważyła, jaki wyraz pojawia się na twarzy wnuka, więc szybko dodała:
- Nie martw się, nie mam najmniejszego zamiaru do tego wracać.
Wzięła łyk herbaty.
- Zaczęłam swoją aurorską karierę w wyjątkowo niebezpiecznych czasach. Poprzedni wielki, zafascynowany czarną magią czarodziej, Grindelwald, rósł w siłę, siejąc spustoszenie zarówno w naszym świecie, jak i w mugolskim. Był całkowicie bezwzględny i dość szalony. Nie był tak sprytny, jak jego następca, który znalazł sposób na połączenie ze sobą mocy wszystkich swoich popleczników, aby w razie czego mogła mu pomóc, jednakże dysponując jedynie własną potęgą, Grindelwald stworzył prawdziwy chaos. Musieliśmy mieć na baczności wszystkie nasze zmysły, być gotowymi na absolutnie wszystko, jeżeli mieliśmy do czynienia z Grindelwaldem lub jego poplecznikami. Regularnie wzywali demony. Nie tak straszne, jak Starożytny Demon zaproszony tutaj przed Riddle'a. Jedyne, co było potrzebne do pozbycia się ich, to zjednoczenie mocy wielu czarodziejów. Jednakże nawet te mniejsze przerażały ludzi, kiedy szły przed siebie i zostawiały za sobą zamęt, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze. Okazało się, że byłam całkiem niezła w niszczeniu bądź odsyłaniu tych kreatur. Ciekawy talent, ale niezbyt użyteczny. Nie słyszałabym, aby ktokolwiek wezwał demona od czasów Grindelwalda - poza Riddle'em, naturalnie.
- Myślałem, że Harry użył jednego ze swoich królewskich zaklęć, babciu, aby go wygnać. Czy zwykły czarodziej naprawdę może zrobić coś podobnego?
- Zwykły czarodziej może zrobić całkiem sporo w tej kwestii. Oczywiście nie w takiej skali, w jakiej udało się to Harry'emu Potterowi, kiedy użył Banicji Króla, ale wystarczająco wiele, aby utrzymać nasz świat we względnym bezpieczeństwie. Naturalnie to silniejsi spośród nas muszą coś zrobić. Dziś rano spotkałam się z Dumbledore'em i zaproponowałam, że zostanę w Hogwarcie i na jednym z dodatkowych kursów będę uczyć obronnych zaklęć i technik. To mają być zajęcia zarówno dla uczniów, jak i starszych czarodziejów, którzy będą do tego chętni. Wygląda na to, że Riddle odnalazł kilka tajników czarnej magii, z którą nie mieliśmy do czynienia od tak wielu lat. Wielu młodych czarodziejów i czarownic nigdy o niej nie słyszało, że już nie wspomnę, że nigdy jej nie doświadczyli. Ja znam tą magię i wiem, jak z nią walczyć. Może nie być możliwe dla mnie, abym dłużej prowadziła podobną walkę, ale mogę wytrenować do tego innych. To właśnie zaproponowałam Albusowi. Zgodził się.
Neville był bardzo dumny ze swojej babci. Prawdę mówiąc, zawsze był z niej dumny - nawet wtedy, gdy był nieco przez nią przestraszony, a nawet bał się jej. Tak po prostu było. Naprawdę była bardzo poruszona znalezieniem się w Stonehenge w noc Wezwania oraz faktem, że Harry ją rozpoznał - w ciągu kilku ostatnich dni wspomniała o tym kilkakrotnie. Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby Augusta opowiadała o czasach, kiedy pracowała jako auror. Jednakże Neville domyślił się, że - biorąc pod uwagę, co stało się z jego rodzicami przez ten zawód - nie był to temat, który kobieta chętnie podnosiła. On nigdy nie przypuszczał, że pani Longbottom jest jedną z najpotężniejszych czarodziejów i czarownic na całym świecie, a teraz dowiedział się również, że była jedną z tych, którzy walczyli przeciwko Grindelwaldowi - to była nawet większa niespodzianka.
- Babciu, robisz coś wspaniałego. Mama i tata byliby z ciebie naprawdę bardzo dumni. Niedługo skończę szkołę, więc nadszedł czas, abym kontynuował to, co zaczęłaś, a co znaczy dla ciebie tak wiele. Pomoc w twoich wysiłkach na pewno będzie fantastyczna. Jestem z ciebie dumny.
Starsza czarownica musiała przetrzeć załzawione oczy chusteczką, którą wyciągnęła z lewego rękawa swojej szaty. Neville był jej dumą i radością od czasu, kiedy tylko się urodził, a te uczucia nasiliły się, gdy pozostawiono go pod jej opieką po tym, jak jej syn i synowa zostali doprowadzeni do szaleństwa przez Lestrange. Wiedziała, że nie opiekowała się wnukiem tak, jak powinna robić to wspaniała matka, ale robiła, co tylko mogła, więc była wyjątkowo zadowolona, kiedy powiedział jej, iż jest dumny z tego, co robi.
- Albus poprosił mnie również, abym napisała artykuł do „Proroka Codziennego” o zaklęciach obronnych. Będę nad tym pracowała z twoją przyjaciółką, Hermioną Granger. Spotkałam się z nią dziś rano w biurze pana Pottera. Pokazała mi wyniki swoich badań z zeszłego roku oraz kilka zaklęć, które wtedy znalazła.
- Tak, Harry mówił, że to ona nauczyła go tych wszystkich królewskich zaklęć. Znalazła wzmianki o nich w swoich książkach, ale ani ona, ani Ron nie byli w stanie ich rzucić. Tylko Harry'emu się to udało. To trochę zabawne. Każdy, kto wychował się w starej, czarodziejskiej rodzinie, z pewnością znał wszystkie dziecięce bajki i dlatego odrzuciłby te zaklęcia. Hermiona z kolei uparła się, aby je wypróbować.
- To bardzo bystra, młoda kobieta. Już teraz pracuje z dzieciakiem Malfoyów nad tymi starymi księgami, szukając innych zapomnianych zaklęć, które mogą być przydatne w dzisiejszych czasach. Wyniki jej badań mogą być przydatne dla mnie podczas tego kursu. Niektóre z zaklęć mogą być również wystarczająco łatwe dla czytelników „Proroka Codziennego”. Neville, chcę żebyś pomógł mi na tych zajęciach. Będziesz moim asystentem.
Przerażenie, które zniknęło gdzieś podczas dyskutowania z babcią na temat jej planów, teraz wróciło z całą swoją mocą.
- Ale… Ale babciu! Ja nie mogę uczyć! Nie mam twojej mocy i to niemożliwe…
- Nonsens, mój chłopcze. Jesteś Longbottom. Dla ciebie również nadszedł czas, aby w końcu zrobić krok na przód. Będzie dobrze.