Palmer Diana Uczucia powracają 2


UCZUCIA POWRACAJĄ



Diana Palmer


Rozdział pierwszy

Od samego rana wszystko układało się źle. Dwa najle­psze szkice Keeny Whitman zostały zniszczone, kiedy Faye rozlała na nie kawę. Musiała robić wszystko od nowa, a jej klienci bardzo niecierpliwili się, że muszą czekać. Spóźniła się na umówiony ze znajomymi lunch, a jakby tego było mało, dowiedziała się, że wykroje bluzek, nad którymi pracowała cały zeszły tydzień, muszą zostać nie­zwłocznie poprawione.

Kiedy wieczorem znalazła się w swoim mieszkaniu na Manhattanie, była zupełnie wykończona. Zrzuciła z nóg pantofle na wysokich obcasach, wyciągnęła się na przykry­tym niebieską, aksamitną narzutą tapczanie i westchnęła ciężko. Ile to już czasu minęło od chwili, kiedy zaczęła pracę w tym wielkim Domu Mody? Zaczynała od zera, a teraz miała własny dom i była jedną z najlepszych projektantek w kraju. Mimo to, nie czuła się w pełni szczęśliwa. Czegoś w jej życiu brakowało. Czegoś, co pobudzałoby ją do działania. Keena nie miała nawet pojęcia, co to może być. Prawdopodobnie paskudna zimowa pogoda była po­wodem tej chandry. Z upragnieniem czekała na wiosnę, na ciepłe promienie słońca i delikatny powiew wiatru. O ta­kiej porze roku zawsze czuła się dużo lepiej.

Leżała na plecach i wpatrywała się w sufit. Była szczu­płą, zgrabną kobietą, o krótkich ciemnych włosach i oczach tak zielonych jak wiosenna trawa. Miała brzoskwiniową cerę i idealnie wykrojone usta. Pomimo swoich dwudzie­stu siedmiu lat, wyglądała bardzo dziewczęco. Na pier­wszy rzut oka, nikt nie powiedziałby, że ma ogromne do­świadczenie życiowe. A przecież Nicholas stwierdził, że je ma.

Nicholas. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. De czasu już upłynęło od chwili, kiedy Nicholas Coleman zapropono­wał jej pracę asystentki w swoim Domu Mody? Minęło sześć lat. Spotkała go zaraz po ukończeniu szkoły. Tak bardzo bała się wtedy potężnego mężczyzny o nazwisku Coleman, którego biuro mieściło się w jednym z drapaczy chmur w Atlancie.

Tydzień czasu przygotowywała się na spotkanie z tym człowiekiem. Straciła wtedy mnóstwo nerwów. Wiedziała, że Coleman szuka nowych talentów, a ona przecież jeszcze nic sobą nie reprezentowała.

Do tej pory pamięta, jak bardzo obawiała się tego męż­czyzny o poważnej twarzy, który zdawał się nigdy nie uśmie­chać.

- Pokaż, co potrafisz, kochanie - odezwał się cynicznie.- I nie bój się, nie będę bił.

Drżącymi rękami rozłożyła swoje rysunki na polituro­wanym blacie biurka i ze ściśniętym gardłem czekała na jego reakcję. Jednak ani jego twarz, ani brązowe, głęboko osadzone oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Pokiwał gło­wą i to było wszystko. Potem okręcił się na obrotowym krześle i spojrzał na nią.

- Praktyka?

- Tylko tyle, co w szkole. Mój ojciec jest krawcem i czę­sto pomagałam mu, gdy przyjeżdżałam na ferie do domu...

- Gdzie jest ten dom? - przerwał jej.

- W Ashton.

Skinął głową i poprosił, by kontynuowała, wydawał się jednak nie przejawiać żadnego zainteresowania tym, co mówi.

Potem zaproponował pensję, pożegnał ją skinieniem gło­wy i zajął się starannie poukładanymi na biurku papierami. Był żonaty, ale po kilku dniach pracy Keeny, jego żona zmarła na atak serca. Byli małżeństwem przez dziesięć lat. Wszyscy bezustannie o tym rozmawiali, ale dziewczyna nie zwracała uwagi na plotki. Mówiono, że Coleman zdra­dzał żonę i dlatego zachorowała. Keena nie chciała wie­rzyć, że zdrada małżeńska mogłaby być przyczyną ataku serca i ostro odpowiedziała jednej z kobiet, że pan Cole­man z pewnością do tego typu mężczyzn nie należy. Miała wrażenie, że ten człowiek ma dobre serce. Zresztą, nie trzymałby na biurku zdjęcia żony, gdyby jej nie kochał.

Nie wiadomo, w jaki sposób ta niewinna rozmowa dotar­ła do niego. Tydzień później odszukał ją w kantynie pod­czas przerwy na lunch i poprosił o wyjaśnienia.

- W takich sytuacjach zawsze powstają plotki - powie­działa, trzymając w ręku plastikowy kubek z kawą.

Uśmiechnął się, słysząc jej słowa, a Keena pomyślała, że to pierwszy uśmiech po śmierci żony.

Pani Coleman była prawdziwą pięknością. Miała długie blond włosy i filigranową sylwetkę. Była zupełnym prze­ciwieństwem potężnego, ciemnowłosego mężczyzny, ja­kim był jej mąż. Widać, że bardzo cierpiał po jej śmierci. Jego temperament powoli stawał się legendą. Więcej czasu spędzał w fabryce, niż w biurze, często odwiedzał konku­rencyjne firmy. Jasne było, że szwankuje mu zdrowie, a organizm domaga się odpoczynku. Włosy zaczęły sre­brzyć się na skroniach, a pod oczami pokazały się ciemne cienie. Za to interes kwitł coraz piękniej. Ktoś powiedział, że pan Coleman już od dawna jest bilionerem. Inny dodał, że ma zamiar stworzyć największe w Ameryce imperium i chce przejąć inne firmy. Tylko Keena zdawała się dostrze­gać, jak bardzo samotny jest ów niezmordowany biznes­men. Pozostali pracownicy mogli myśleć, że ich szef ma stalowe zdrowie i nerwy, ale ona była pewna, że tak nie jest. Czasami spotykała go w windzie czy w kafeterii, a pewnego razu podszedł do jej stolika w kantynie. Trzy­mając w ręku kubek kawy, dosiadł się do stolika, przy którym siedziała z koleżanką, tak jakby codziennie spoty­kał się z nimi w tym miejscu.

- Jak idzie panno Przyszła Sławna Projektantko? - zapy­tał, przesyłając Keenie rozbawione spojrzenie.

Keena roześmiała się i stwierdziła, że redaktorzy z „Wo­men's Wear Lady" zabijają się, by zrobić z nią wywiad. Dziwiła się bardzo, że o tym nie słyszał.

Margaret szybko dopiła kawę, przeprosiła ich i odeszła.

- Nie - zgodziła się - ale ja zawsze byłam inna niż wszyscy.

Zachichotał i upił łyk kawy.

- Tupeciara.

- Taka już jestem.

Potrząsnął głową z udaną desperacją.

- Jest pani niepoprawna.

Przyjrzała się siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Wy­glądał jak prawdziwy biznesmen.

Miał na sobie elegancki szary garnitur, który opinał jego szerokie barki. Niemal natychmiast spuściła wzrok.

Od tej pory kilkakrotnie zapraszał ją na kawę albo kola­cję. Zawsze spędzali czas miło gawędząc. Pewnego razu zapytała go, czy ma jeszcze jakąś rodzinę. Odpowiedział, że niechętnie rozmawia na ten temat.

Miała wrażenie, że czyta w jej myślach, ale po chwili zauważyła, że opuszcza go napięcie.

- Tęsknię za nią jak diabli - przyznał, uśmiechając się nieśmiało. - Była najwspanialszą kobietą, jaką kiedykol­wiek znałem, i to pod każdym względem. Kochająca, ucz­ciwa i nieśmiała. - Westchnął ciężko, a jego twarz za­ chmurzyła się. - Czasami kobieta potrafi jednym słowem doprowadzić mężczyznę do szału. Ale Misty samym spoj­rzeniem sprawiała, że czułem się mężczyzną w każdym calu. Pobraliśmy się, ponieważ trzeba było utrzymać rodzinny interes. Dopiero potem desperacko pokochaliśmy się nawzajem. - Spojrzał na Keenę. - Tak, bardzo za nią tęsknię.

Uśmiechnęła się do niego.

Popatrzył na nią z ukosa.

- Są ludzie, którzy przechodzą przez życie w ogóle nie zaznając miłości. Kochać i być kochanym... to musi być wspaniałe uczucie - zakończyła nieśmiało. - A pan dozna­wał tego przez dziesięć lat.

Zajrzał jej głęboko w oczy, ale zaraz odwrócił wzrok.

Myślała, że to smutne, iż on i Misty nie mieli dzieci. Nie czułby się teraz taki samotny. Wiedziała, że jej towarzy­stwo jest dla niego pewnego rodzaju pociechą. Mieli podo­bne zdania na wiele tematów. Niewiele różnili się też zain­teresowaniami. Lubili rozmawiać o balecie, teatrze, muzy­ce klasycznej i sztuce. Był dla niej zarówno mentorem, jak i przyjacielem, opiekunem i doradcą. Nicholas nigdy jej niczego nie narzucał, ale zawsze chętnie służył swoim doświadczeniem. Badawczo przyglądał się każdemu z jej adoratorów i zawsze, bez względu na to, czy sobie tego życzyła czy nie, wypowiadał swoje zdanie na ich temat. Jeżeli zmuszona była pracować do późna, odwoził ją do domu.

Kiedy doszedł do wniosku, że jest już dostatecznie przy­gotowana, znalazł jej posadę w najlepszym Domu Mody w Nowym Jorku. Dodawał jej odwagi, udzielał poparcia; kiedy trzeba było, beształ i straszył, dopóki nie wspięła się na szczyt. Było to bardzo duże osiągnięcie, zwłaszcza dla córki ubogiego krawca z Ashton w stanie Georgia. Keena nie chciała pamiętać o swoim dzieciństwie. Tak naprawdę, Nicholas był jedyną osobą, z którą rozmawiała na ten te­mat. Chyba dlatego, że jest zupełnie wyjątkowy. Był jej jedynym przyjacielem od czasu, kiedy opuściła Ashton. Niedługo potem, jak zamieszkała w Nowym Jorku, Nicho­las wynajął tam apartament. Keena z ulgą przyjęła tę wia­domość.

Rozdział drugi

Zadzwonił telefon, ale kobieta była tak bardzo zatopiona w swoich myślach, że niemal go nie słyszała. Zatrudniała Mandy, która zwykle odbierała telefony, parzyła kawę i go­towała posiłki. Dzisiaj miała wolny dzień i Keena dopiero po piątym sygnale uświadomiła sobie, że sama musi pod­nieść słuchawkę.

Ożywiła się.

- Czy nikt nigdy nie mówił ci, że ludzie, którzy się spieszą, chorują na wrzody żołądka? - Keena wydawała się rozdrażniona.

- Nie. Masz pół godziny.

Wpatrywała się w głuchą słuchawkę.

- Nicholas jest taki zagadkowy - mruczała do siebie, zakładając zieloną, aksamitną sukienkę z głębokim dekol­tem w kształcie litery V. Był urodzonym biznesmenem, ale ostatnio pracował zbyt ciężko. Rozumiała, że rzucił się w wir pracy po to, by zapomnieć o Misty, Jednak zbyt dużo chciał wymazać z pamięci,

Keena była już gotowa i czekała, aż zabrzęczy dzwonek. Natychmiast otworzyła drzwi, a kiedy zobaczyła Nichola­sa w stroju wieczorowym, jak zwykle zaparło jej dech w piersiach. Ciemnooki, ciemnowłosy, o smagłej karnacji - był mężczyzną, o którym mogły marzyć wszystkie ko­biety. Gdyby Keena nie była uprzedzona do mężczyzn, gdyby potrafiła zapomnieć o fatalnym w skutkach roman­sie, który przeżyła gdy była bardzo młoda, z pewnością zakochałaby się w nim po uszy. Często widywała Nichola­sa i wiedziała, jakie wrażenie robi na kobietach. Może więc dlatego nie chciała ryzykować dołączenia do grona niewiast, oczekujących na skinienie ręki Nicholasa. Męż­czyzna ten tak bardzo przeżywający śmierć swojej żony, nie był zresztą w stanie zaangażować się w żaden związek. Keenie natomiast bardzo odpowiadała pozycja przyjaciół­ki i powiernicy Nicholasa. Wolała to, niż być jego zdoby­czą na jedną noc.

Spojrzenie przybysza ślizgało się po jej sylwetce, doko­nując niedbałej oceny.

- Uważasz, że jestem gruby, tak? - zarzucił jej. Złapał kobietę za ręce i podniósł je do swoich ramion. - Dotknij mnie. Sprawdź, czy jest tu chociaż gram tłuszczu.

Ogarnęło ją dziwne wrażenie. Spodziewała się poczuć w ustach smak wody, a rozkoszowała się wykwintnym wi­nem. Nigdy nie przypuszczała, że pierś i ramiona Nichola­sa są tak szerokie i wspaniale umięśnione. Odurzył ją zapach tytoniu i dobrej wody kolońskiej. Nigdy przedtem nie zauważyła, jak piękne rysy ma jego twarz. Nie przypu­szczała, że wpatrywanie się w te ciemne oczy może być tak . I ekscytujące. Byłoby bezpieczniej, żeby nigdy o tym się nie dowiedziała. Dłonie błądziły po gładkim materiale jego eleganckiej marynarki, zatrzymując się tam, gdzie wyczu­wała potężne muskuły.

- I co? - zapytał nieco zachrypłym głosem, spoglądając na nią z góry.

- Ty... Nigdy nie myślałam, że jesteś tak wspaniale zbudowany - wyjąkała.

Spojrzeli sobie w oczy, a czas zdawał się zatrzymać, podczas gdy oni doświadczali dziwnej, nieznanej dotąd intymności.

Nie od razu uświadomili sobie, że winda zatrzymała się, a drzwi rozsunęły. Oszołomiona kobieta niezgrabnie ru­szyła w stronę wyjścia. Na zewnątrz czekał na nich biały rolls-royce z Jimsonem za kierownicą.

- A co w tym złego?

- Nic! Chciałam powiedzieć, że niewielu ludzi jeździ rollsami, zwłaszcza białymi. - Roześmiała się.

Usiadł bokiem i położył potężne ramię na oparciu sie­dzenia. Jego oczy błyszczały, a na ustach błąkał się niezna­czny uśmiech.

- Ale co w tym złego? - powtórzył pytanie, cedząc słowa.

Przestraszyła się błysków, które pojawiły się w jego oczach. Dlaczego patrzył na nią w taki drapieżny sposób. Co miało znaczyć to ciemne, pełne grozy spojrzenie?

Nicholasowi nie podobały się jej słowa. Nie chodzi mi o to, że byłaś małą panną Nikt z Ashton.

- Ważne, że wiesz kim jesteś teraz i znasz swoją war­tość. A oprócz tego, jesteś piękną kobietą.

Gdyby na nią patrzył, zobaczyłby, jak bardzo jest za­skoczona. Keena była wdzięczna za ciemność, która nagle zapanowała w samochodzie i dźwięk klaksonu, który na chwilę zainteresował Nicholasa.

- Cholerne korki - mruknął pod nosem.

Gdy spojrzał na Keenę ponownie, jego twarz miała dziwny wyraz.

- Z pewnością wielu mężczyzn mówiło ci, że jesteś piękna. Obawiam się, że słyszałaś tego typu pochlebstwa setki razy.

Omiótł wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. W męskich oczach było tyle podziwu i aprobaty, że kobieta przestra­szyła się nie na żarty. Nicholas nigdy przedtem nie zacho­wywał się w taki sposób.

- Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? - wyszeptała nieśmiało.

Zajrzał jej głęboko w oczy.

- Zastanawiam się, jakie to uczucie kochać się z tobą.

Poczuła mrowienie w stopach. Ciśnienie krwi nagle wzrosło. Była zupełnie oszołomiona.

Nicholas zachichotał. Keena poczuła irytację, jednak nie miała tyle śmiałości, by uzewnętrznić swoje uczucia.

- Mój Boże, a co to za reakcja - mruknął, rozpierając się wygodnie na siedzeniu i głośno wzdychając. - Chciałem tylko, żebyś zwróciła na mnie uwagę.

Spojrzała na niego.

Zacisnął usta.

Maria była jego kochanką. Zanim Nicholas zapoznał je ze sobą, Keena wielokrotnie czytała o ich związku w kro­nikach towarzyskich. Nie przejmowała się tym jednak. Był czterdziestoletnim, zdrowym, pełnym wigoru mężczyzną, byłoby więc absurdem, gdyby oczekiwała, że do końca życia pozostanie samotny. Pewnego wieczoru, gdy wybra­ła się z dopiero co poznanym młodym, wesołym brunetem do modnej restauracji, dostrzegła ich tańczących w prze­ciwnym końcu sali. Byli do siebie tak blisko przytuleni, że zrobiło się jej bardzo nieprzyjemnie. Poprosiła swojego partnera, by natychmiast odwiózł ją do domu. Nienawidzi­ła uczucia zazdrości, które od tamtej pory zaczęło pano­szyć się w jej sercu. Robiła wszystko co w jej mocy, by ukryć, że dźwięk jej imienia wywołuje w niej agresję.

- Rolls czy ja?

- Myślę, że może brakować jej ciepła. - Uśmiechnęła się.

Dojrzała wesołość w jego ciemnych oczach.

- Przecież to ty zawsze dokuczasz mi na ten temat.

Zatrzymał na niej swe ciemne oczy.

- Ale ty nie masz życia prywatnego. Przynajmniej, jeżeli chodzi o przygody miłosne.

Zdziwiona podniosła brwi.

Poważnie spojrzała na niego.

- Założę się, że miażdżysz je w łóżku.

Uniósł brwi w geście wyrażającym zdziwienie.

- Czy, twoim zdaniem, jest tylko jedna pozycja? - zapytał z niewinnym wyrazem twarzy.

Jej twarz oblała się krwawym rumieńcem. Nicholas sie­dział obok i obserwował ją, śmiejąc się cicho, jak gdyby jej zmieszanie budziło w nim radość.

- Zamiast do teatru, powinienem zabierać cię na poga­danki dotyczące przeszkolenia seksualnego. Mam wraże­ nie, że masz bardzo mało wiadomości na ten temat.

Otworzyła usta, by wyrazić swoje oburzenie, ale delikat­nie podniósł do ust jej dłoń i pocałował końce palców. Nie oczekiwała takiego zachowania ze strony mężczyzny. Ser­ce zaczęło głucho walić w piersi. Patrzył jej prosto w oczy, przysuwając się bliżej i nie wypuszczając ręki.

Dotknął dłonią Keeny własnego policzka, przez cały czas przyglądając się jej, jakby była niezwykle cennym, rzadkim okazem.

- Zwykle podpieram się na łokciach - szepnął pieszczot­liwym głosem, przyciągając ją jeszcze bliżej do siebie. - Żadna z moich partnerek nigdy nie narzekała. Chcesz, że­bym ci to udowodnił?

Miała wrażenie, że już nigdy nie uda się jej złapać odde­chu. Całym ciałem targały dziwne dreszcze. Patrzyła na niego i nie miała dość siły, by odwrócić wzrok. Odczuwała leż niepokojący strach.

- Ty mały tchórzu. - Zajrzał jej głęboko w oczy, które wyrażały przerażenie ściganego zwierzęcia. - Naprawdę tak bardzo się mnie boisz?

Chrząknęła.

- Jestem głodna - skłamała.

- Mnie?

Wyrwała rękę z jego uścisku i spuściła oczy. Obserwo­wała teraz Nicholasa kątem oka, rzucając krótkie, nerwo­we spojrzenia w jego stronę. W tej chwili tak bardzo przy­pominała osaczone zwierzątko.

Pochyliła głowę.

- Tak - odparła po długiej chwili milczenia, gdyż po prostu nie potrafiła go okłamywać.

- No i co? - nalegał. - O czym pomyślałaś?

Spojrzała na niego z nieznaną dotąd nieśmiałością.

- Że jesteś ciężki.

Zaśmiał się cicho.

- I co jeszcze?

Wzruszyła ramionami.

Skupił na niej wzrok, jego oczy pociemniały, a twarz zmieniła się pod wpływem emocji, które opanowały to potężne ciało. Keena czuła, że coś ich łączy, jakaś dziwna nić, uczucie, którego nigdy przedtem nie miała okazji do­świadczyć.

- "Palace", proszę pana - przyjemny głos Jimsona prze­rwał ich milczącą konwersację, gdy zatrzymali się przed drzwiami ekskluzywnej restauracji.

Keena odetchnęła z ulgą, zastanawiając się, co skusiło ją, by zadać tak intymne pytanie.

„Przechodzę chyba trudny wiek" - pomyślała, czekając aż okrąży samochód i otworzy jej drzwi.

- Uważam, że powinniśmy poważnie porozmawiać po moim powrocie z Paryża - powiedział, kiedy wchodzili do środka. - Mam wrażenie, że nam obojgu przyniesie to ogromne korzyści.

- Zapewne chcesz, żebym zaprojektowała ci nową gar­derobę! - wykrzyknęła z udanym entuzjazmem. - Coś na czasie, ale eleganckiego zarazem. Musisz przecież wyglądać odpowiednio, skoro jeździsz takim samochodem. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy podołam, ale...

- Idź w cholerę! - wybuchnął głośnym śmiechem. - Chodźmy coś zjeść, zanim naprawdę się do ciebie dobiorę.

Niemożliwością było nie zauważyć, że podczas wykwin­tnego posiłku, na który składał się homar, maślane bułki, sałatka i drogie czerwone wino, znacznie większą uwagę Nicholasa przykuwała osoba Keeny niż jedzenie.

Zastygła z uniesionym do ust widelcem i spojrzała na niego.

Keena, nie spodziewając się takiej reakcji, zamilkła na­tychmiast. Bardzo często dokuczała Nicholasowi na temat jego wieku. Zawsze się z tego śmiał. Po raz pierwszy uniósł się w jej towarzystwie, po raz pierwszy nie podobały się mu jej żarty. Nie miała pojęcia, co się stało. Nie chciała doprowadzić go do takiego stanu.

- Nicholas, przecież tylko droczyłam się z tobą - powie­działa miękko.

Jej słowa nie uspokoiły go ani trochę. Podniósł do ust kieliszek wina i jednym haustem opróżnił jego zawartość.

- Nicholas, proszę - wyszeptała - nie bądź na mnie zły.

Powoli odstawił kieliszek na blat stolika i spojrzał jej prosto w oczy.

- Mam czterdzieści lat, a nie osiemdziesiąt i wszystkie części mojego ciała są sprawne. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj Marię - dodał jadowicie.

Przygryzła dolną wargę. Nie miała najmniejszego zamia­ru go drażnić. Zareagował w sposób, jakiego zupełnie nie oczekiwała. Ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że jej oczy wypełniają się łzami. Nie płakała już od łat, a teraz łzy spływały jej po policzkach.

Osuszyła serwetką oczy i omijając spojrzenie mężczyzny, powiedziała zmienionym głosem:

Popatrzyła na niego odważnie, ale czuła, że trzęsie się jej podbródek.

- Pod warunkiem, że znajdzie się on na twojej głowie.

Keena intuicyjnie wyczuwała, że rozbawienie Nicholasa walczy ze złością. Szybko zapanował nad sobą i rzucił krótko:

- W takim razie chodźmy.

Czekała przed restauracją w czasie, gdy Nicholas regulo­wał rachunek. Starała się zapanować nad targającymi serce emocjami. Zadarła dumnie głowę; za żadne skarby nie chciała pokazać Nicholasowi, jak bardzo zabolała ją ta sprzeczka.

- Uważaj, żebyś nie nadwyrężyła szyi.

Chciała odpowiedzieć mu coś równie nieprzyjemnego, ale była zbyt zmęczona, by podjąć ten wysiłek. Ten dzień od samego początku był okropny, a z każdą chwilą stawał się coraz gorszy. Jej jedyny przyjaciel był na nią wściekły, a ona miała ochotę wyć.

Jechali w milczeniu, aż wreszcie samochód zatrzymał się przed domem Kenny. Kobieta miała zamiar otworzyć drzwi, ale silna ręka Nicholasa uchwyciła jej dłoń, zanim zdążyła to zrobić.

Ton jego głosu, bardziej niż słowa, wpłynął na nią uspo­kajająco. Powoli odwróciła głowę i spojrzała na niego. Był bliżej niż przypuszczała. Ciemne oczy znajdowały się tyl­ko o cal od jej twarzy; czuła ciepło jego oddechu. Po jej ciele zaczęły przebiegać delikatne dreszcze.

- Wcale nie uważam, że jesteś stary - szepnęła niespo­kojnie. Jeszcze nigdy nie znajdowała się pod tak ogro­mnym wpływem tego mężczyzny. - Nigdy nie zwracałam

uwagi na różnicę wieku. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Denerwowało ją badawcze spojrzenie Nicholasa.

- Jeżeli chodzi o moją wagę, pieniądze czy temperament, możesz dokuczać mi do woli, ale zostaw w spokoju mój wiek.

Z trudem przełknęła ślinę.

- Dobrze, Nicholas. - Wyrwała rękę z jego dłoni, jakby ją parzyła.

- Skontaktuję się z tobą po powrocie. Nie będzie mnie około dwóch tygodni. Tyle zajmie mi załatwienie wszystkich spraw, więc nie spodziewaj się mnie przed piętnastym lutego.

Dwa tygodnie bez niego. Wiedziała, że bez Nicholasa zima będzie wlokła się w nieskończoność. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak puste będzie życie, gdy wyjedzie najlepszy przyjaciel, gdy nie będzie jego nieoczekiwanych wizyt i telefonów. Przecież nieraz nie było go w mieście j przez długi czas i nigdy nie przejmowała się tym. Lecz nagle zaczęło ją to bardzo obchodzić. Spojrzała na męż­czyznę, a jej oczy wyrażały nie znane mu dotąd uczucia.

- Wyglądasz jakoś dziwnie - powiedział.

Jego oddech był krótki i urywany. Spoglądał na jej miękkie usta tak intensywnie, że serce Keeny zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe. Niemal czuła jego pocałunek, roz­chyliła usta i przymknęła oczy pod wpływem palącego spojrzenia Nicholasa.

Wiesz, mam wrażenie, że czuję dotyk twoich ust sze­pnął aksamitnym głosem. - Twoje usta drżą, wyczuwam kształt twoich piersi.

- Nicholas! - krzyknęła, z trudem łapiąc oddech. Nie wiedziała czy jest oburzona, czy zawstydzona jego słowami.

Gdyby Jimson nie siedział na przednim siedzeniu i nie udawał, że nie patrzy w lusterko, nie przekonywałbym cię o tym słowami - powiedział ochrypłym głosem. - Rzucił­bym cię na siedzenie i nauczył rzeczy, których twoje ciało nigdy nie doznało. Nigdy nie marzyłaś o takich odczu­ciach. Wiem, że tego chcesz - spojrzał na nią wzrokiem, od którego zrobiło się jej słabo. - Chcesz tego, prawda?

Drżała na całym ciele. Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami. Nienawidziła siebie za własne reakcje, nienawi­dziła Nicholasa za to, że je wywołał.

- Jesteś moim przyjacielem - powiedziała zdławionym głosem.

- Będę twoim kochankiem. Pomyśl o tym, gdy mnie nie będzie.

Szybko wysiadła z samochodu i niemal pobiegła do drzwi swojego domu. Nicholas obserwował ją z rozbawie­niem. Jego oczy błyszczały triumfalnie. Wiedział, jak na nią działa. Miał zbyt dużo doświadczenia, żeby się tego nie domyślać.

Wtedy jeszcze nie wiedziała, że te słowa były prorocze. Następnego ranka zadzwonił do Keeny lekarz jej ojca. Dowiedziała się, że jej jedynego krewnego znaleziono martwego w łóżku. Ojciec odszedł.

Przygotowania do pogrzebu i sam jego przebieg spowo­dowały, że straciła wiele nerwów. Była szczęśliwa, kiedy ta smutna ceremonia dobiegła końca. Kilku najbliższych przyjaciół ojca zaprosiła do domu na skromny poczęstunek.

Potem, ze smutnym uśmiechem, przeglądała znalezione w biurku ojca dokumenty. Miała wrażenie, że starszy pan spodziewał się śmierci, gdyż wszystko było zostawione w idealnym porządku.

Wstała od biurka i podeszła do okna. Ojciec nigdy nie chciał przyjąć od niej żadnej pomocy finansowej. On i jego córka znaczyli dla siebie bardzo wiele, ale ojciec, podobnie jak Keena, przede wszystkim cenił sobie całkowitą niezależność. Potrafił sam zarobić na swoje utrzymanie, a do szczęścia nie potrzebował zbyt wiele. Mimo to, bardzo cieszył go sukces córki i często powtarzał Keenie, jak bardzo jest z niej dumny.

Wyjrzała przez okno i zobaczyła wąską drogę prowadzącą do miasteczka. Ilu przyjaciół z lat szkolnych poznało­by ją teraz? Jako podlotek była nerwową, bardzo nieśmiałą 1 dziewczyną. Była chuda i niezgrabna, a ubrania zawsze wisiały na niej. Rówieśnicy naśmiewali się z Keeny i robili złośliwe uwagi na temat jej sposobu ubierania się. Uważa­li, że porusza się jak pelikan. Nigdy nie lubiła tego miasteczka, i tak jak wróbel ucieka przed jastrzębiem, tak ona starała się uciec przed kolegami i koleżankami ze szkolnej ławy.

Alan Whitman przeprowadził się do Ashton z Miami, mając zamiar otworzyć swój własny interes. Jednak ciężka choroba nie pozwoliła mu na to przedsięwzięcie. Co wię­cej, znacznie uszczupliła jego majątek. Pamiętając, że ma na utrzymaniu córkę, zatrudnił się w tamtejszym zakładzie odzieżowym. Nie zarabiał dużo, a musiał spłacać raty za dom i samochód. Rachunki, które wystawiali lekarze, z czasem opiewały na coraz wyższe sumy. Wreszcie zroz­paczony ojciec zdał sobie sprawę, że już nigdy nie uda mu się otworzyć własnego interesu.

Przez długi czas uczył się żyć z tą świadomością i wiele dni upłynęło, zanim w ich małym domku ponownie za­brzmiał śmiech. Czasami przychodziły mu do głowy różne pomysły dotyczące dawnych marzeń, ale szybko dochodził do wniosku, że są absurdalne.

Keena westchnęła ciężko, myśląc o tym, jak gorzka mo­że być ironia losu. Jej ojciec do końca życia pozostał biednym krawcem, a ona sama zaszła tak daleko. Teraz mogła kupować sobie najdroższe jeansy i jedwabne bluzki. Stać ją było na prawdziwe klejnoty. Uśmiechnęła się na wspomnienie marzeń o naszyjniku ze sztucznych pereł.

Ileż to czasu upłynęło od ukradkowych spotkań w lesie z pierwszym mężczyzną jej życia. Słodycz pierwszych po­całunków zaprowadziła naiwną dziewczynę do mieszkania jednego z kolegów Jamesa. Wysoki, ciemnowłosy, niebie­skooki James Harris, był duszą ich szkolnego towarzystwa. Keena była świadoma, że bardzo trudno jej będzie utrzy­mać przy sobie takiego chłopaka. Jednak serce nie sługa i uczucia zwyciężyły podszepty rozumu. W żaden sposób nie była w stanie zainteresować się kim innym.

Dlaczego wtedy nie potrafiła zdać sobie sprawy, że James nigdy nie miał najmniejszego zamiaru jej poślubić? Była tak bardzo zaślepiona własnym uczuciem, że nie widziała nawet tego, że chłopak stara się ukrywać przed wszystkimi ich randki. Nigdy nie chciał przyjść do jej domu, rzadko spotykali się, a już pod żadnym pozorem nie chciał pokazać się z nią w miejscu publicznym. Większość czasu spędzali w ustronnym miejscu, na tylnym siedzeniu jego samochodu.

Pewnego wieczora ich pocałunki były dużo bardziej na­miętne niż zazwyczaj i James zasugerował, by poszli do mieszkania jego przyjaciela i zjedli coś, zanim odwiezie ją do domu. Oboje dobrze wiedzieli, w jakim celu tam jadą. Byli świadomi, że nie ma to nic wspólnego z jedzeniem. Moda, naiwna Keena, zaślepiona pierwszym uczuciem, ufała mu bez granic.

Myślała, że wszystko będzie tak, jak w romansach, w których się rozczytywała. Oczekiwała czułości i delikat­ności. Tymczasem James, mimo że był doświadczonym kochankiem, pragnął zaspokoić tylko własne pożądanie. Nie trudził się nawet, by poznać jej młode, nie tknięte jeszcze ciało. Był szybki i oszczędny w słowach i gestach.

- Ubieraj się szybko - powiedział, gdy osiągnął już swój cel.

Keena była zmieszana i sfrustrowana, a przede wszys­tkim zawstydzona tym, że tak szybko mu uległa. Nawet nie patrzył, kiedy się ubierała.

- Pospiesz się! - rzucił jej krótko przez ramię. - Za chwilę może się tu zjawić Jack. Udostępnił mi mieszkanie tylko na godzinę.

Ubierała się w pośpiechu, łzy płynęły jej po policzkach, a ciałem targały nerwowe dreszcze. Oczekiwała, że powie jej coś miłego, ale z jego ust nie padło ani jedno czułe słówko, którymi zwykle raczą się kochankowie.

Odwiózł ją w pobliże domu i wysadził w odludnym miejscu.

- Przykro mi, że wszystko musiało odbyć się tak szybko - powiedział na pożegnanie, uśmiechając się sztucznie. - Następnym razem będzie lepiej. Postaram się znaleźć inne miejsce.

Drżącym z rozczarowania głosem poinformowała go, że nie będzie następnego razu.

- Nie mam zamiaru tolerować twoich fochów, Keeno. W miasteczku jest wiele dziewcząt czekających na moje skinienie. - Powiedziawszy to, odjechał.

Przez kilka następnych tygodni Keena zupełnie nie mog­ła dojść do siebie. Odetchnęła dopiero wtedy, kiedy upew­niła się, że nie jest w ciąży. Jednak jej miłość do Jamesa nie zmalała. Wyczekiwała na jego odwiedziny, drżała na każdy dźwięk telefonu, ale on nawet nie próbował skontaktować się z nią. Zdesperowana przyjęła zaproszenie brata Jamesa, Larrego, na przyjęcie, które miało się odbyć w ich domu. Miała nadzieję, że tam go zobaczy, a może nawet z nim porozmawia. Przecież mieli zamiar się pobrać. James wspominał o zaręczynach. Może chciał jej tylko dać trochę czasu do namysłu. Z pewnością dlatego właśnie nie dzwo­nił od tak dawna, a wszystkie pogłoski o Jamesie i Cherrie były po prostu zwykłymi plotkami. Cóż z tego, że Cherrie była córką miejscowego adwokata? Cóż z tego, że była prześliczną blondynką? Tak naprawdę Jamesowi zależało tylko na Keenie.

Przyjęła zaproszenie Larrego, zastanawiając się, czy chło­pak zdaje sobie sprawę z uczucia, jakie ona żywi do jego brata. Zaskoczył ją bolesny wyraz jego oczu, kiedy uparła się, by porozmawiać z Jamesem.

Ubrała się w sukienkę z białej krepy, którą własnoręcznie uszyła. Materiał kupiła za zarobione podczas wakacji pie­niądze za pracę w sklepie. Już wtedy miała wspaniałe wy­rzucie smaku i sukienka wyglądała naprawdę wystrzało­wo, nawet na córce biednego krawca.

Jednak kiedy pojawiła się na przyjęciu u boku Larrego, James zaszczycił ją tylko przelotnym spojrzeniem. Nie przywitał się z nią, ani nie poprosił do tańca. Podobnie zachowali się jego rodzice, jeśli nie liczyć chłodnych uśmie­chów i nieznacznego skinięcia głowy.

Stała w pobliżu i dokładnie słyszała rozmowę Larrego i Jamesa.

Doskonale wiedziała, że Larry przeżył ogromny szok.

- Spałeś z nią? - zapytał, z trudem łapiąc oddech.

Keena z płaczem wybiegła z przyjęcia. Piechotą do­wlokła się do domu i choć było już ciemno, ani przez chwilę nie pomyślała o niebezpieczeństwie. Po głowie te­lepały się jej słowa Jamesa. Właściwie powinna być mu wdzięczna. Częściowo dzięki niemu odniosła sukces. Wte­dy zdecydowała, że nie może dłużej zostać w tym miejscu. Wyjechała, kontynuowała naukę, nigdy jednak nie zapo­mniała owej tragicznej nocy. Wiele by teraz dała, żeby udowodnić wszystkim dawnym znajomym, że jest kimś więcej, niż tylko córką biednego krawca.

Usłyszała ciche trzaśniecie drzwi. Weszła Mandy, drob­na, niewysoka kobieta, o ciemnych włosach i błyszczą­cych oczach.

- Przyniosłam ci trochę kawy. - Postawiła tacę na niskim stoliku. Obok dzbanka z kawą stał talerzyk z ciasteczkami orzechowymi. - Keeno, przecież musisz coś zjeść.

Kobieta skrzywiła się.

- Nie chcę jeść, ale dziękuję za kawę.

- Jeżeli nadal będziesz pościć, włożę ci odważniki do kieszeni, żeby nie porwał cię wiatr - ostrzegła pokojówka.

- Po co mnie tu trzymasz, skoro nie pozwalasz mi gotować.

- Ten dom jest taki opustoszały i zaniedbany. - Keena zmieniła temat

Rozejrzała się wokoło. Dom faktycznie był niemal ruiną, Zanim kupił go jej ojciec, prezentował się wspaniale. Uchodził za piękną rezydencję. Nikt się o niego nie troszczył, nie inwestował pieniędzy, dlatego teraz był w tak opłakanym stanie. Jeżeli teraz Keena nie zajmie się tym, wkrótce z domu pozostaną tylko ruiny.

- Skontaktowałaś się już z robotnikami? - zapytała Ke­ena, mieszając kawę łyżeczką.

- Tak. - Twarz Mandy nie wyrażała aprobaty dla poczy­nań pracodawczyni. - Posłuchaj, wiem że to nie mój inte­res, ale dlaczego chcesz wpakować taką ogromną sumę pieniędzy w tę chałupę?

Keena odstawiła filiżankę i usiadła na sofie.

- Muszę także odnowić meble. Spróbuj znaleźć dobrego tapicera.

- Jak długo masz zamiar tu pozostać? - zapytała zacieka­wiona Mandy

- Kilka tygodni. - Kobieta roześmiała się, widząc szok malujący się w oczach pokojówki. - Potrzebna mi jest przerwa. Mogę równie dobrze wykonywać swoją pracę lulaj. Będę w kontakcie z Ann, da mi znać, jeżeli będzie niezbędna moja pomoc. Odpocznę trochę i zajmę się tym domem.

Keena spojrzała na nią. Nie chciała teraz myśleć o tym mężczyźnie.

Keena poruszyła się niespokojnie.

- Mandy, dlaczego zawsze martwisz się za mnie?

Pokojówka uśmiechnęła się szeroko.

- Mogłabym być twoją matką. Zobacz, jakie mam siwe włosy.

Keena roześmiała się i spojrzała na włosy Mandy gęsto poprzetykane nitkami siwizny.

Keena starała się ominąć jej wzrok.

- Mówiłaś mi kiedyś, że wasza posiadłość graniczy z zie­mią Harrisów.

- To prawda. Kiedyś wydawałam wszystkie swoje osz­czędności na wypożyczenie konia. Czasami udawało mi się spotkać w lesie Jamesa Harrisa. Może i dzisiaj będę miała trochę szczęścia.

* * *

W lesie było dość zimno i Keena była zadowolona, że Ubrała bryczesy i botki. Na jedwabną bluzkę założyła kasz­mirowy sweter i tweedową kurtkę, a na ręce miękkie skó­rzane rękawiczki.

Jako dziewczyna nigdy nie mogła pozwolić sobie na tego typu ubrania i była dziwnie poruszona, że mogła robić to teraz. Wróciła pamięcią do dni, kiedy odbywała przejażdż­kę z Jenny, siostrą Jamesa. Wtedy zawsze miała na sobie stare jeansy i zniszczoną kurtkę, a Jenny naśmiewała się z niej. Zatrzymała się nad małym strumyczkiem. Zamknęła oczy, rozkoszując się ciszą lasu. Wsłuchała się w melodyj­ny plusk wody i wystawiła twarz na delikatny powiew wiatru. Otworzyła oczy w momencie, gdy na horyzoncie pojawił się jeździec. Duży, czarny koń niósł na grzbiecie przystoj­nego mężczyznę o ciemnych włosach, niebieskich oczach i ponurym wyrazie twarzy. Na sweter z wielbłądziej wełny nałożoną miał tweedową kurtkę. W dłoni o długich palcach trzymał zapalonego papierosa.

- Znajduje się pani na cudzym gruncie - odezwał się mężczyzna. - To jest teren prywatny.

Podniosła brwi, ignorując głuche dudnienie swojego ser­ca, które przypomniało jej, co łączyło ją z tym człowie­kiem dobre dziesięć lat temu.

- Jeśli chodzi o ścisłość, to linia graniczna jest dwa kroki za panem - odparła chłodno. - Zleciłam ponowne pomiary tej posiadłości kilka dni temu i wyznaczono nowe granice.

Zmrużonymi oczyma przyglądał się jej zgrabnej sylwet­ce.

- Keena? - zapytał głosem, który świadczył, że to spot­kanie wydaje się mu niewiarygodne.

Zatrzymał wzrok na twarzy kobiety, a potem patrzył w jej zielone oczy. Pozwoliła sobie na uśmiech.

Miała zamiar uderzyć go batem. Z pewnością dawna Keena zrobiłaby to, ale obecna użyła wszystkich sił, by się opanować.

- Nie, w Nowym Jorku.

Skrzywił się.

- Paskudne miejsce. Strasznie zanieczyszczone. Osobi­ście wolę Ashton.

Przyglądała się mężczyźnie, porównując wspomnienia z rzeczywistością. Zmienił się, wyglądał dużo starzej, mniej imponująco, mniej arystokratycznie.

- Jak się ma Jenny? - zapytała cicho.

- Dobrze, dziękuję. Mieszka z mężem i synem w Greenville. Larry też się ożenił. Mieszka w Charlestonie.

- Słyszałam, że ty i Cherrie pobraliście się.

Opuścił głowę.

- Rozeszliśmy się dwa lata temu.

Wzruszyła ramionami.

- Zdarza się.

Spojrzał na nią ponownie, a jego oczy wyrażały zamy­ślenie.

- Nie mogę się nadziwić, że jesteś taka zmieniona. Wy­glądasz zupełnie inaczej.

- Jestem starsza.

- Wyszłaś za mąż? - zapytał, nie starając się ukryć cieka­wości.

Potrząsnęła przecząco głową.

- Robię karierę zawodową.

- W tekstyliach? - zapytał z nieznacznym uśmiechem na wsiach.

Zamilkła na chwilę.

- Można tak powiedzieć.

Zaśmiał się krótko.

- Szyjesz, jak przypuszczam.

- To też. - Poklepała konia po karku. - Muszę już wra­cać. Miło było cię zobaczyć. - Uśmiechnęła się sztucznie.

- Wpadnę do ciebie, zanim wyjedziesz do Nowego Jorku - powiedział nieoczekiwanie.

Rozciągnęła usta w jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów.

- Będzie mi bardzo miło. Ale nie musisz się spieszyć. Zostanę tu przez kilka tygodni.

Podniósł brwi w geście zdziwienia.

- A co z twoją pracą? Nie stracisz jej przez to?

- Mam wspaniałego, wyrozumiałego szefa. Do zobacze­nia.

Gdy rozmyślała o tym spotkaniu, uśmiechnęła się sama do siebie. Pewnego dnia doszła do wniosku, że w Ashton przydałoby się prawdziwe przyjęcie. Przyjęcie na styl no­wojorski, z pełną galą. Wtedy pokazałaby wszystkim daw­nym znajomym, jak bardzo zmieniła się koścista córka biednego krawca. Z pewnością poprawiłoby to jej zły na­strój. Ale najpierw trzeba odnowić dom.

Kenna miała na sobie obcisłe dżinsy i jasnoniebieską trykotową bluzeczkę, co sprawiało, że wyglądała dużo młodziej niż zazwyczaj. Co więcej, czuła się dużo mło­dziej, bardziej zrelaksowana, bardziej kobieco.

- Hej, chłopaki! Ten gość przyjechał rolls-royce'em! - zawołał zdziwiony ślusarz.

Keena zamarła z ręką na klamce. To nie mógł być James o Harris, chociaż to jego właśnie oczekiwała. Wprawdzie Harrisowie mieli dużo pieniędzy, ale z pewnością nie było ich stać na kupno rolls-royce'a. Znała tylko jednego czło­wieka, który był właścicielem takiego samochodu. Mimo przepowiedni Mandy, nie marzyła nawet, że pojawi się w Ashton.

Nacisnęła klamkę i otworzyła szeroko drzwi. Na progu stał potężny niczym zapaśnik mężczyzna, a jego ciemne oczy wpatrywały się w Keenę.

- A więc tutaj jesteś - burknął, a jego głos przypomniał kobiecie o ich ostatnim spotkaniu. - Straciłem cholernie dużo czasu, żeby cię odnaleźć. Pani Barnes powiedziała, że dzwoniłaś do mnie i dowiadywałaś się, czy już wróciłem. Poinformowałaś ją tylko, że wyjeżdżasz do domu, do Georgii.

- A ty nie pamiętałeś, jak nazywa się moje rodzinne miasto. - Uśmiechnęła się słodko.

- Georgia to cholerne duży stan - powiedział krótko, spoglądając na robotników, którzy nawet nie starali się ukryć, jak bardzo są ciekawi przybysza w szarym garnitu­rze. - Musiałem poszperać w twoich aktach. Inaczej nigdy niedowiedziałbym się, jaką nazwę ma to piekielne miasto.

- Nie pomyślałeś o tym, żeby zadzwonić do mojego biura? - zapytała.

- Wróciłem dopiero wczoraj. W niedzielę, proszę pani, a pani ludzie nie pracują w niedzielę.

Powoli wciągnęła powietrze do płuc. Jego widok spowo­dował, że znowu poczuła przyspieszone bicie serca.

- Mój ojciec zmarł - powiedziała cicho.

- Przykro mi. Czy śmierć nastąpiła nagle?

- Tak. Zupełnie niespodziewanie.

Spojrzała na niego smutnymi oczyma. Tak bardzo chcia­ła znaleźć się w silnych ramionach Nicholasa i wypłakać się do woli.

- Nie pomyślałeś, że chciałam się tu ukryć. - Zaśmiała się ponuro.

- Ukryć się? Tutaj? - Spojrzał na robotników. - To po jaką cholerę otoczyłaś się tłumem ludzi?

- Może wejdziesz?

Usiadł tuż obok niej i objął ramieniem. Z trudem prze­łknęła ślinę, ale zaraz uspokoiła się, czując bijące od niego ciepło.

- Niezły? Prawdę mówiąc, nigdy dotąd nie składałeś mi tego typu propozycji.

Nagle jego twarz znalazła się tak blisko jej twarzy, jak jeszcze nigdy przedtem. Z łatwością mogła dostrzec sieć drobnych zmarszczek dookoła jego oczu, cień, który rzu­cały na policzki jego długie, czarne rzęsy i pięknie wykro­jone usta. Czuła zapach ciała Nicholasa zmieszany z zapa­chem dobrej wody kolońskiej.

- Nigdy dotąd tego nie chciałaś - przypomniał jej.

Oczy Nicholasa spoczęły na jej bladych, nie pokrytych szminką ustach. Serce Keeny waliło dziko w piersi.

- Nie chciałaś tego aż do pamiętnej nocy, kiedy wyjeż­dżałem do Paryża. Myślę, że i dzisiaj mogę zaspokoić two­ją ciekawość, moja mała panno Niewinna. Pozwól, że po­każę ci, jak całuję.

Pochylił się i delikatnie musnął jej usta, zanim zdążyła zaprotestować. Czuły dotyk warg sparaliżował jej ciało.

Silne, białe zęby mężczyzny delikatnie przygryzały usta Keeny, a język wsunął się pod jej górną wargę.

Kobieta oddychała z trudem, patrzyła prosto w oczy Ni­cholasa i dostrzegła w nich cienie, jakich nigdy przedtem nie udało się jej zauważyć.

- Smakujesz kawą - powiedział głębokim, zmysłowym głosem.

- Piłam... kawę... na śniadanie.

Czy to był jej głos? Dlaczego był taki zmieniony i drżą­cy. Miała wrażenie, że jej ciało zesztywniało. Czuła się taka spięta. Mimo to czekała na coś. Pragnęła Nicholasa. Była zaszokowana swoją reakcją i czuła się głupio, zwłasz­cza wtedy, gdy w oczach mężczyzny wyczytała, że jest on zupełnie świadomy jej wszystkich uczuć.

- A ja zjem ciebie na śniadanie - mruknął.

Keena czuła, że jego wargi zbliżają się ponownie.

- Rozchyl usta - szepnął. - Chyba nie chcesz, żebym cię do tego zmusił.

- Nicholas? - zdołała wyszeptać jego imię, nim unieru­chomił jej usta pocałunkiem.

Resztki świadomości powiedziały jej, że mężczyzna nie­mal przygniótł ją swoim ciałem, wciskając w miękkie, skó­rzane obicia siedzenia.

Usta Nicholasa były twarde, ciepłe i zmysłowo okrutne, a jego język wsuwał się coraz głębiej. Czuła się dokładnie tak samo, jak kiedyś na karuzeli. Miała wrażenie, że się unosi, że leci.

- Och! - jęknęła pod wpływem jego namiętnych poca­łunków.

Jeszcze nigdy przedtem nie czuła tego, co w tej chwili. Wyobrażała sobie, że kruszy się coś w samym środku jej serca.

Jedna z potężnych rak Nicholasa zaczęła posuwać się wzdłuż jej ciała i zatrzymała się na piersi. Delikatnie pie­ścił ją przez cienki materiał bluzki. Keena nie miała poję­cia, że dotyk może być tak przyjemny. Odchyliła głowę i zajrzała mu w oczy.

- Nie nosisz biustonosza, prawda? - zapytał czule. - Nie potrzebujesz go, Keeno. Twoje piersi są takie jędrne i miękkie. A pod wpływem mojego dotyku twardnieją i ro­bią się coraz cieplejsze.

- Nick - szepnęła. Złapała jego rękę i ścisnęła mocno. Była przerażona. - Proszę, nie rób tego. Nick...

- W taki piękny sposób wymawiasz moje imię. Powtórz je jeszcze raz.

Ciężko dyszała. Czuła się jak ryba pozbawiona wody. Nie mogła swobodnie odetchnąć. Mimo to chciała, żeby nadal ją całował i pieścił. Zawstydzona własnymi myśla­mi, spuściła wzrok.

Oblała się purpurowym rumieńcem. Nienawidziła się za swoją głupotę i brak doświadczenia życiowego.

- Poczekaj jeszcze chwilę. Kiedy był pogrzeb?

- Tydzień temu.

- To dlaczego jeszcze tutaj jesteś? - Zmrużył oczy. - Dlaczego?

Zacisnęła wargi w wąską linię. Nie chciała teraz o tym rozmawiać. Mimo to, wyjaśniła mu tę kwestię w kilku krótkich słowach.

- Chcę wydać przyjęcie. Zaprosiłam już Jamesa Harrisa.

Spojrzał na nią, a jego oczy zdawały się płonąć dziko. Wiedział, że Keena kiedyś kochała tego człowieka i została przez niego skrzywdzona. Pewnego dnia wypiła zbyt dużo whisky na pusty żołądek i wypłakała wszystkie swoje żale na jego ramieniu. Jednak nigdy nie dowiedział się dokład­nie, jakiego rodzaju krzywdę wyrządził jej Harris. Domy­ślał się tylko, że był to dla niej ogromnie bolesny cios. Jednego był pewien - nigdy nie pozwoli, aby ten mężczy­zna skrzywdził ją ponownie.

Długi, namiętny pocałunek i dotyk jego rąk spowodo­wał, że straciła resztę pozostałego w jej sercu męstwa.

- Walczyłem o ciebie tyle łat Opiekowałem się tobą, pomagałem ci. Nie będę teraz spokojnie przyglądał się, jak zakładasz sobie pętlę na tę śliczną szyję. - To moja szyja - burknęła.

Podniósł kciukiem jej brodę, pochylił się i delikatnie po­całował ją w usta. Jego oczy wyrażały ogromną żądzę. Keenę znowu przeszyły dreszcze. Mężczyzna z chłodnym uśmiechem przypatrywał się jej reakcji.

- Powiedziałem ci, że po powrocie z Paryża zamierzam zostać twoim kochankiem. A dzień, w którym moja obiet­nica zostanie spełniona, jest coraz bliżej, kochanie. Bliżej niż ci się wydaje. Dojrzej do tej myśli, przyzwyczaj się do niej i bądź gotowa.

- Nie jestem jabłkiem - odgryzła się.

- Nie, ale jesteś brzoskwinią. - Pocałował ją ponownie. - Jesteś soczystą, słodką, małą brzoskwinią, którą mam zamiar zjeść. Ale najpierw muszę strząsnąć ją z drzewa.

Odsunął się od niej, wysiadł z samochodu i otworzył drzwi po jej stronie. Wysiadła i obserwowała, jak siada za kierownicą.

- Uważaj, żebyś się nie przeliczył, Nicholasie Coleman! - krzyknęła.

Zaśmiał się.

- Nie sądzę, kochanie. Niedługo znowu się pokażę.

Zanim zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć, odjechał, zostawiając ją w chmurze kurzu.

Rozdział trzeci

Mandy przez kuchenne okno obserwowała odjeżdża­jącego rollsa.

- Promieniejesz - mruknęła do wchodzącej Keeny.

- Słucham? - spytała rozkojarzona kobieta, zupełnie nieświadoma tego, że Nicholas potargał jej włosy, a jego pocałunki sprawiły, że usta miała mocno czerwone i płoną­ce oczy.

- Promieniejesz - powtórzyła Mandy. - Widziałaś się z Nickiem i cała promieniejesz.

- Widziałam się z nim? - oburzyła się. - Szkoda, że nie widziałaś, jak się zachowywał. - Zachłysnęła się powie­trzem. - Powinnaś choć przez chwilę posłuchać jego gada­niny. On jest zupełnie nieodpowiedzialny.

- Dlaczego?

- Nie chce pozwolić, abym została tutaj - wyjaśniła, mrużąc oczy. Założyła ręce i oparła się o stół. - Zachowuje się, jakby miał prawo rozkazywać mi. Ostatnio coraz czę­ściej denerwuje mnie jego postępowanie.

- Dobrze się czujesz?

- Nie. Tak. Sama nie wiem.

- To jest to, co zawsze lubiłam w tobie najbardziej - kon­kretne odpowiedzi. - Mandy uśmiechnęła się szeroko.

Keena nie słuchała już słów swojej pokojówki. Podeszła do pracujących w pokoju malarzy. Udawała, że obserwuje ich poczynania. Była zmieszana jak nigdy dotąd. Czuła sic jak dawna nieśmiała Keena. Jak mogła spojrzeć Nichola­sowi w oczy, po tym, co z nią robił. Po tym, jak ją całował, po tym, jak ją dotykał.

Wzdychała raz po raz, kręcąc się bez celu po domu i spoglądając na wszystko niewidzącymi, rozmarzonymi oczyma. Przez te wszystkie lata Nick nigdy nie zachowywał się w taki sposób. A teraz w ciągu tak krótkiego czasu ich wzajemne stosunki uległy całkowitej zmianie. Kiedyś był jej przyjacielem, kim zaś był teraz? Powinna to wszystko przemyśleć i ustosunkować się do nowych układów.

Jakie to wszystko zabawne. Nie potraktowała go serio w tę noc, kiedy wyjeżdżał do Paryża. Śmiać jej się chciało, kiedy mówił, że zamierza być jej kochankiem. Rozważając po raz kolejny jego zachowanie, doszła do wniosku, że w ten sposób chce jej po prostu dokuczyć. Ale przecież dzisiaj nie żartował. Namiętność pocałunków była pra­wdziwa, a jej piersi naprawdę twardniały pod wpływem dotyku jego rąk.

Część jej serca, maleńka część, obawiała się Nicholasa. Nie należał do ludzi, którzy angażowali się w coś tylko częściowo. Nie spocznie, dopóki Keena nie znajdzie się w jego łóżku. Chciał ją posiąść i tylko to go zadowoli. Keena ogromnie ceniła sobie niezależność. Nie była pew­na, czy jest gotowa z niej zrezygnować. Pod tym wzglę­dem jest podobna do swojej matki, która umarła dając jej życie. Alan Whitman zawsze z czułością mówił o dążeniu swojej żony do niezależności. Keena była identyczna. Zbyt długo żyła sama dla siebie, żeby teraz porzucić wszystkie swoje ideały. Och, byli w jej życiu mężczyźni - czarujący, atrakcyjni, towarzyscy. Ona jednak zawsze starała się trzy­mać ich na bezpieczny dystans. Już na początku znajomo­ści dawała do zrozumienia, że ten romans będzie krótko­trwały. Nie, zupełnie nie była przekonana, czy byłaby w stanie wytrzymać z jednym mężczyzną do końca życia, zwłaszcza z mężczyzną typu Nicka. Jednak po dzisiejszym spotkaniu była świadoma, że to właśnie jego i tylko jego pragnęło jej ciało. Ale co z resztą jej jestestwa? Czy będzie próbował namówić ją, by zrezygnowała z pracy? A jeżeli zdecyduje się dzielić z nim życie, czy będzie potrafiła w razie czego odejść od niego, zanim będzie za późno.

Bała się go, nie chciała, by zbliżył się do niej zanadto. Całe szczęście, że tak szybko wrócił do Nowego Jorku. Ale wiedziała, że nie zrezygnuje ze swego zamiaru. Nie byłby wtedy Nicholasem Calmanem.

- Ile miałaś lat, jak wyjeżdżałaś z Ashton? - zapytała kilka dni później Mandy, gdy jeździły po mieście wypożyczonym samochodem. Keena chciała odwiedzić swoją dawną szkołę, bibliotekę publiczną, w której bywała częstym gościem i sieć nowych lepów.

- Osiemnaście - odpowiedziała kobieta, wracając myśla­mi do wspomnień, które w większości nie były zbyt miłe.

- Musiałaś bardzo tęsknić za domem. - Mandy uśmiech­nęła się, spoglądając na dwóch jadących na rowerach chło­pców. - To takie śliczne miasteczko - dodała zupełnie bez związku.

- Śliczne - powtórzyła nieświadomie Keena. Pokojówka spojrzała na nią z niepokojem.

- Ostatnio jesteś bardzo milcząca. Martwisz się, że Nick nie wraca?

- Wcale się nie martwię! - oburzyła się.

- Nie próbuj się oszukiwać, kochanie. Dla mnie i tak wszystko jest jasne.

- Dlaczego miałabym się martwić, że nie przyjeżdża wywracać mojego życia do góry nogami, straszyć mnie. Przecież wiesz, że kiedy dostanie to, czego chce, zniknie z mojego życia. On jest taki sam, jak wszyscy mężczyźni.

To również ją dręczyło. Była bardzo młoda, miała zaledwie osiemnaście lat, kiedy przypadkowo podsłuchała roz­mowę Jamesa z bratem. Wtedy właśnie uświadomiła sobie, jak bardzo była głupia, że poszła z nim do łóżka. Wtedy to zdała sobie sprawę, jak mało dla niego znaczyła. Była zbyt naiwna, by zrozumieć, jak okrutną grę prowadzi jej uko­chany. Pojęła to, kiedy było już za późno. Jakaś maleńka jej cząstka nadal była tą samą naiwną Keena, która pragnęła powalić tego wysokiego, błękitnookiego, zdradliwego ko­chanka na kolana. Było coś w jej sercu, czego sama nie była w stanie zrozumieć, co potęgowało to owo uczucie było zbyt silne, by je zignorować. Nicholas mógł pogodzić się z tym, że James odegrał ważną rolę w jej przeszłości. Była jednak pewna, że teraz nie będzie musiał tego robić. Być może Nick będzie uważał, że to wszystko jest mało ważne. Jednak Keena była innego zdania. Zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby poniżyć Jamesa Harrisa tak, Jak on kiedyś ją poniżył. Teraz, kiedy osiągnęła w życiu sukces, kiedy była piękną, pewną siebie kobietą, nie będzie zachowywała się jak nieśmiała nastolatka. Teraz James będzie jej pożądał. Chciała, żeby dowiedział się, jaka na­prawdę jest Potrzebowała tego, żeby ugasić pragnienie, które nie zostało do końca zaspokojone. Musi udowodnić sobie samej, że może go mieć, jeżeli tego zechce. I nikt, nawet Nick, nie zdoła odwieść jej od tego. Chciała zadzwonić do Jamesa i zaprosić go do siebie, ale najpierw musiała uspokoić nerwy. Wyszła przed dom, żeby odetchnąć trochę świeżym powietrzem i zastała go stojące­go przed furtką. Wyglądał, jakby od dłuższego czasu cze­kał na nią. Miał na sobie drogi tweedowy płaszcz, elegan­cki sweter i ciemne spodnie. Był przystojny, ale zupełnie nie przypominał chłopaka, w którym zakochała się dzie­sięć lat temu.

- Jak grochem o ścianę - mruknęła Mandy, spoglądając na rozpromienioną Keenę.

- No, doczekałem się wreszcie. - James uśmiechnął się szeroko i zaczął wspinać się na stopnie prowadzące do ganku. Zupełnie jak za dawnych czasów. - Pomyślałem, że mogłabyś zaprosić mnie na kawę... ale jakoś nie miałem odwagi zapukać do twoich drzwi. Poza tym kręci się tu cały gum robotników - dodał po chwili, wskazując głową na przechodzącego właśnie cieślę.

- Zaadoptowałam ich, są całkowitymi sierotami - powie­działa z poważnym wyrazem twarzy.

Odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się głośno. Nie za brzmiało to szczerze, ale Keena przyłączyła się.

- Jones powiedział, że pożyczyłaś mnóstwo pieniędzy na remont domu.

Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi. Było ją stać, żeby zapłacić gotówką, ale zdecydowała się pożyczyć pieniądze z banku Abrahama Jonesa pod zastaw bezcennej bransolety ze szmaragdami. Wiedziała, że ją odzyska, dlatego bez wahania to zrobiła. Teraz była tylko ciekawa, jak potoczy się bieg wypadków. Jak zareagują na jej poczynania dawni znajomi? Jak zachowa się James?

- To prezent?

Zmarszczył brwi.

Nagle zobaczyła coś dziwnego w jego oczach, coś łagod­nego, czułego, coś, czego nie udało jej się zauważyć nigdy przedtem. Podszedł do niej, wyjął ręce z kieszeni luźnych spodni i delikatnie złapał ją za ramiona.

Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zastygł w bezruchu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Keena przechyliła głowę i w tej chwili zauważyła nadjeżdżającego rollsa, który łagodnie zatrzymał się przed jej domem. Po chwili z samochodu wysiadł Nicholas, w jed­nej ręce trzymając duży skórzany neseser, a w drugiej małą walizeczkę. Był ubrany w kosztowny tweedowy garnitur, który podkreślał jego masywną sylwetkę. Jeżeli ktoś powiedziałby, że wyglądał bogato, użyłby zbyt słabego okre­ślenia. Wyglądał imponująco. Poruszał się z wielką gracją, a gdy zauważył Jamesa, rzucił mu pogardliwe, wyzywające spojrzenie.

- Mam nadzieję, że zdążyłaś przygotować dla mnie po­kój. Jestem już cholernie zmęczony moim londyńskim biurem.

Wpatrywała się w niego z otwartymi ze zdziwienia usta­ mi.

- Kto to jest? - zapytał chłodno James.

Kena spojrzała na niego pozbawionym nadziei wzrokiem. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy Jamek uwierzyłby, że ten człowiek jest jej agentem ubezpieczeniowym. Zrezygnowała jednak z tego naiwnego kłamstewka westchnęła głęboko, wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się przepraszająco.

- To jest Nicholas - odpowiedziała. - Muszę teraz cię opuścić, ale, proszę, zadzwoń do mnie później.

- Och... tak, oczywiście - wyjąkał.

Keena po raz pierwszy była świadkiem sytuacji, kiedy Jamesowi zabrakło słów. Wydawał się dziwić, że jakakol­wiek kobieta wybrała towarzystwo innego mężczyzny, ma­jąc jego w zasięgu ręki.

Odwróciła się i szybkim krokiem weszła do domu. Co znowu wymyślił Nicholas? Czy naprawdę ma zamiar za­trzymać się u niej?

- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała idącego za nią Nicholasa. - Do mojego pokoju.

- Ty nie masz w tym domu swojego pokoju.

Nicholas spojrzał na mężczyznę z politowaniem.

- Mam nadzieję, że jest pan ubezpieczony - odezwał się uprzejmie.

Robotnik natychmiast wrócił do przerwanej pracy, ze zdwojoną energią.

- Tak jak powiedziałem, proszę pani - odparł po chwili - ja zaoferowałbym pokój temu zmęczonemu człowiekowi.

Keena rzuciła mu piorunujące spojrzenie i przeniosła wzrok na drugiego robotnika, który zsunąwszy czapkę na oczy wydawał się nie zauważać niczego niezwykłego.

Nicholas uśmiechnął się szeroko i ruszył dalej.

Zrezygnowana poszła za nim, mimo że trzęsła się ze złości. Bezsilnie przypatrywała się, jak zagląda kolejno do wszystkich pokoi znajdujących się na piętrze. Wreszcie wybrał jeden i wniósł do środka swoje bagaże.

Przesunął wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce.

- O mój Boże, jesteś jeszcze piękniejsza, kiedy się tak złościsz i zabierasz do bicia. Chodź tu i przestań zaciskać pięści, moja mała złośnico - powiedział głębokim, aksa­mitnym głosem.

- Co ty tu w ogóle robisz? - zapytała, czując, że ziemia usuwa się jej spod stóp. Wzruszył ramionami.

- Przecież widzisz. Wprowadzam się.

- Na długo?

- Dopóki znowu nie staniesz się sobą i nie wyzbędziesz się tych miłostek. - Spojrzał jej w twarz. - Nie wrócisz do niego, kochanie. Nie pozwolę ci na to.

Policzki Keeny oblały się szkarłatem.

- Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi.

- Doskonale wiesz. - Zbliżył się do niej o kilka kro­ków, a kobieta poruszyła się niespokojnie. - Nie panikuj! Nie mam zamiaru zapakować cię do łóżka. Czy znajdzie się jeszcze jeden wolny pokój na mój gabinet?

- Gabinet jest na dole. - Keena wyraźnie wpadała w fu­rię. - Ale jest w nim pełno malarzy.

- W takim razie niech idą gdzie indziej. Powiesz im to, czy sam mam ich wyrzucić?

- Jutro skończą pracę i będziesz miał ten pokój do swojej dyspozycji - odparła ponuro. - Nicholas, nie możesz zostać tutaj. To małe miasteczko. Wszyscy ludzie będą o tym plotkować. Będą myśleć, że jesteś moim kochankiem.

- Może będą mieli rację - zażartował, podchodząc jeszcze bliżej. - Chodź tutaj.

- Nicholas! - Przywarła plecami do drzwi. Objął Keenę potężnymi ramionami. Jego rozbawione oczy rzucały złośliwe błyski, kiedy szeptał jej do ucha jakieś sekretne myśli.

Owionął ją wspaniały zapach dobrej wody kolońskiej. Starała się nie dostrzegać rozmiaru i siły jego ciała.

Drzwi uniemożliwiały jej ucieczkę, nie mogła już cofnąć się dalej.

- Doceniam twoją troskę - powiedziała drżącym głosem.

- Może jednak będzie lepiej, jeżeli zmienimy temat. Masz zamiar tracić tutaj swój cenny czas? - Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. - Kiedyś często przypominałeś mi, że jesteś bardzo zajętym człowiekiem.

Jego twarz wyrażała wyraźne rozbawienie.

- Tylko praca, żadnych rozrywek... - mruknął, mrużąc oczy.

Obserwowała, jak jego twarz przybliża się. Doskonałe zdawała sobie sprawę, co się za chwilę stanie.

„Nic dziwnego, że zaszedł tak daleko - pomyślała, kiedy usta Nicholasa musnęły jej czoło. - Nie można go zatrzy­mać. Jest jak rozpędzona lokomotywa".

Przytulił ją mocno do siebie, a potem wziął na ręce i po­łożył na łóżku. Odczuwała dziwny strach. Jeszcze nigdy dotąd nie była tak blisko niego. Była przygnieciona zarów­no jego ciężarem, jak i osobowością. Wprawdzie całował ją namiętnie w samochodzie, ale to, co przeżywała wtedy, w żaden sposób nie może się równać z jej obecnymi uczu­ciami. Nigdy nawet nie marzyła o takich emocjach. Nicholas utkwił wzrok w jej oczach, odczytując w ten sposób, co dzieje się w kobiecym sercu. Drżała pod wpływem dotyku jego ciała. Z pewnością musiał to wyczuwać.

- Nick... - wyszeptała, a jej głos załamał się.

- Jesteś jak ogień - powiedział cichym, stłumionym głosem, kładąc się tuż obok. - Czuję, jak rozpalam cię swoim dotykiem. Czuję płomienie bijące z twego ciała. Miała wrażenie, że już nigdy nie przestanie się trząść, Dłońmi delikatnie gładziła jego tors przez cienki materiał koszuli. Palcami dokładnie wyczuwała każdy mięsień.

- Nick... - jęknęła. Przymknęła oczy, a jej ciało bezwiednie odpowiadało na pieszczoty mężczyzny. Mimowolnie przysunęła się bliżej, Manipulowała przy guzikach koszuli.

- Rozepnij je, Keeno - wyszeptał. - Dotykaj mnie.

Dookoła panowała niczym nie przerywana cisza. Patrząc Nicholasowi prosto w oczy, kobieta rozpięła gu­ziki i zaczęła delikatnie gładzić ciepłą, szeroką, porośniętą ciemnym włosem pierś. Wtedy poczuła, że i on drży.

- Jesteś... przypominasz mi... ciepły głaz - wyszeptała niespokojnie.

- Rozpaliłaś mnie swoim żarem - Nicholas oddychał z trudem, z radością poddając się jej delikatnym dłoniom. - Jeszcze nigdy przedtem nie pragnąłem tak dotyku kobie­ty! Żadna nie działała na mnie w taki sposób.

Głos, który ich doszedł niespodziewanie, zabrzmiał niczym roztrzaskana o podłogę szklanka.

- Keeno! Zejdźcie na lunch! - zawołała znajdująca się w holu Mandy.

Z ust kobiety wydostał się ledwie słyszalny jęk, a jej oczy powiedziały mu, jak bardzo niezadowolona jest z na­głego pojawienia się intruza.

Oddech Nicholasa był przyspieszony.

- Będzie jeszcze okazja - powiedział sarkastycznie.

Zdobyła się na nieznaczne skinienie głowy. Nicholas podniósł się, podszedł do drzwi i otworzył je, nim Keena zdążyła go powstrzymać.

- Co będziemy jedli? - zapytał stojącej na progu Mandy, spokojnie zapinając guziki koszuli.

Mandy rozpromieniła się na jego widok.

Zachichotał.

- Nigdy nic nie wiadomo.

Keena, pragnąc jak najszybciej dojść do siebie, na drżą­cych nogach ruszyła za Mandy do kuchni. Nawet nie obej­rzała się, czy Nicholas podąży za nią, toteż nie mogła widzieć jego kpiącego spojrzenia.

Jeszcze tego dnia, w godzinach popołudniowych, za­dzwonił James i zaprosił Keenę na kolację.

- Oczywiście, jeżeli twój gość nie będzie miał nic prze­ciwko temu - dodał złośliwie.

Keena mocniej zacisnęła palce na słuchawce. - Mój... gość nie będzie mi mówił, co mam robić. Nicholas jest tylko dobrym przyjacielem.

- Skoro tak twierdzisz. Czy odpowiada ci szósta? Myślę, że moglibyśmy pójść do Magnolia Room.

Doskonale pamiętała tę ekskluzywną restaurację. Prze­jeżdżała koło niej, gdy skończyła osiemnaście lat i wyjeż­dzała z Ashton do Atlanty. Bardzo wtedy płakała i przez łzy widziała wizerunek Jamesa, gdyż ta właśnie restauracja była jego ulubionym miejscem.

- Z przyjemnością - mruknęła. - Zatem do zobaczenia o szóstej.

James odłożył słuchawkę, a ona ciągle stała i wpatrywa­ła się w swoją, zastanawiając się, w jaki sposób zdoła wytłumaczyć to Nicholasowi. Była pewna, że taka wiado­mość nie wprowadzi go w dobry nastrój. Nicholas dokonał niezbędnych zakupów w miasteczku, a potem zamknął się w gabinecie. Keena słyszała, że przez cały czas okupował telefon. W przerwach między rozmo­wami szwendał się po domu, ale kobieta umiejętnie scho­dziła mu z drogi. Zauważyła, że podobnie zachowywali się robotnicy. Wszyscy z daleka obchodzili gabinet, z wyjąt­kiem Mandy, która co chwilę wchodziła tam znosząc Nicholasowi najróżniejsze przysmaki.

- Ciekawa jestem, dlaczego tak go rozpieszczasz? -zapytała nagle Keena, ale w odpowiedzi uzyskała tylko zdziwione spojrzenie, któremu towarzyszyło uniesienie brwi.

Zeszła na dół na pięć minut przed przybyciem Jamesa. Miała na sobie oryginalną sukienkę, którą zaprojektowała dla sławnej aktorki, a potem zadecydowała, że coś błyszczącego będzie bardziej odpowiednie dla tego rodzaju klientki. Sukienka była zielona - bardziej oliwkowa niż szmaragdowa - uszyta z miękkiego aksamitu. Miała długie bufiaste rękawy, przedłużony stan i potężny dekolt. Kolor materiału doskonale harmonizował z barwą jej oczu i kon­trastował z czerwienią ust i różowymi policzkami. Na ra­miona spływały świeżo umyte, ciemne kręcone włosy Spojrzała na siebie krytycznie w lustrze jeżeli ten strój nie sprawi, że James zakocha się w niej, to już nic nie będzie w stanie tego zrobić.

- Wyglądasz czarująco - mruknął stojący w drzwiach gabinetu Nicholas.

Odwróciła się do niego. Miał na sobie spodnie z twe­edowego garnituru, ale zdjął już marynarkę; jedwabny kra­wat zwisał luźno na szyi, a guzik przy kołnierzyku koszuli był odpięty. Rzadko kiedy Keena miała okazję widzieć go ubranego nieelegancko i na luzie. Włosy były w nieładzie a w prawej ręce widniał zapomniany niedopałek papierosa. Ręce świerzbiły ją, by go dotknąć.

Z trudem przełknęła ślinę.

Podniósł jedną brew.

- Och?

Zesztywniała, słysząc kpiący ton jego głosu.

Tylko Nicholas potrafił okazać niesmak pogardę i złośliwość w jednej sekundzie, za pomocą niewinnego zdawałoby się, westchnienia.

- Zaprosił mnie na obiad - próbowała się wytłumaczyć.

- Mam nadzieję, że nie zamierzasz wrócić późno. Nie cierpię czekać na kogokolwiek.

- Mam dwadzieścia siedem lat - przypomniała. - Nikt nie musi na mnie czekać, nie wymagam tego nawet od Mandy.

- Cóż, kochanie. Pozwól, że sam o tym zadecyduję.

Znowu uśmiechnął się złośliwie.

- Mandy przygotuje ci coś do zjedzenia.

- W takim razie, baw się dobrze. Jeśli będziesz mogła - powiedział, wzruszając ramionami.

Wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi.

Magnolia Room była jedną z najlepszych restauracji w Ashton. Budynek był jasny, przestronny i elegancki. Kiedy dziewięć lat temu Keena znalazła się tam po raz pierwszy, z wrażenia zaparło jej dech w piersiach. Opo­wiedziała o tym Jamesowi, gdy tylko usiedli przy stoliku. Jednak na bywalczyni najbardziej wyszukanych lokali, w jaką przeobraziła się Keena, ta restauracja nie zrobiła najmniejszego wrażenia. Przyczyną niepokoju był towarzyszący jej mężczyzna.

W chwili, gdy kelner przyniósł menu, James przypatry­wał się jej zmienionymi oczyma. Jego spojrzenie wyrażało całkowitą aprobatę.

- Ależ ty się zmieniłaś - mruknął miękko, a Keena po­myślała, że mimo upływu czasu nadal potrafi być bardzo czarujący.

Poczuła na sobie palący wzrok i poczuła dziwne ukłucie w sercu. Jednak nie było to uczucie, którego oczekiwała. Nieświadomie chciała, żeby wydarzyło się coś zupełnie niesamowitego.

Niespokojnie poruszyła się na krześle. Nicholas niejed­nokrotnie już sprawiał, że czuła się w taki właśnie sposób. Ale co on robi w jej domu? Jutro rano jego odwiedziny będą tematem plotek w całym miasteczku, Keena nie przejmowała się plotkami, ale miała plany, których nie uda się jej zrealizować, jeżeli nie znajdzie sposobu, by pozbyć się Nicholasa.

- Czy powiedziałem coś niewłaściwego? - spytał Jamek zmienionym głosem.

Zmusiła się do powrotu na ziemię.

- Oczywiście, że nie.

Uśmiechnęła się jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów i delikatnie dotknęła jego dłoni.

- Powiedz mi, jak miewa się Max?

Wzruszył ramionami.

- Przypuszczam, że dobrze. Ostatnio byłem bardzo zaję­ty i nie miałem czasu go odwiedzić.

James wpatrywał się w nią bezustannie, odwrócił wzrok tylko na chwilę, by złożyć kelnerowi zamówienie.

Ten problem wydawałby się oczywisty dla każdego, kto choć trochę zna Keenę. Jednak to pytanie przypomniało kobiecie, jak okrutny potrafi być James.

- Coleman - dodała i podniosła do ust kryształową szklan­kę. - Z pewnością słyszałeś o fabryce nazwanej jego na­zwiskiem.

Uniósł brwi w geście zdziwienia.

- Niezłe towarzystwo. - Mężczyzna uśmiechnął się sztu­cznie. Zdawał sobie dokładnie sprawę, że chociaż w Ash­ton uchodził za bogatego człowieka, ów Coleman mógł za wszystko co ma, za cały jego majątek, zapłacić od ręki gotówką i w ogóle nie poczuć tego wydatku w swoim budżecie.

- Czy on jest twoim kochankiem? - zapytał niby obojęt­nie, ale Keena wiedziała, że zżera go ciekawość. Niespo­kojnie błądził oczyma po jej twarzy i nerwowo bawił się szklanką.

Uśmiechnęła się tylko.

- A jak się tobie powodzi? - Zupełnie zignorowała jego pytanie.

Wzruszył ramionami wiedząc, że po tym, co usłyszał o Colemanie, jego własny business z pewnością nie wyda się atrakcyjny.

- Chodzi ci o fabrykę? Cóż, mogłoby być gorzej. A może myślałaś o mnie? - Zaśmiał się cicho. - Ostatnio czuję się trochę samotny.

- Naprawdę? Ja nie mam czasu, by się czuć samotnie. Jestem zawsze bardzo zajęta.

- Nie masz zamiaru wrócić do Ashton, Keeno? - zapytał niespodziewanie.

Spojrzała mu prosto w oczy i nagle wróciła pamięć tam­tych dni. Czas, kiedy James wyśmiewał się z niej, doku­czał. Jego pierwsze pocałunki, długie spacery po lesie. I ten wieczór, kiedy stała się kobietą, jego okrutne nieczułe ręce...

- Wiesz, Keeno, tęskniłem za tobą - powiedział łagod­nie, delikatnie głaszcząc jej rękę.

„Nie wierz w to - upominała samą siebie. - Nie słuchaj tych bzdur".

Ale wspomnienia były zbyt silne, a James taki przystojny. Jak mogła się powstrzymać od słuchania tych miłych słów.

- Ja... także za tobą tęskniłam - odparła z wahaniem w głosie.

Stojący cierpliwie kelner zdołał wreszcie uchwycić spojrzenie Jamesa i zaczął zdejmować z tacy zamówione da­nia.

Były to ostrygi, wyszukana sałatka, filet z soli i grzanki z masłem.

James chrząknął, jego twarz zdradzała aż nadto wyraźnie zainteresowanie Keena. Kobieta dostrzegła, że patrzy na nią w zupełnie nowy, ekscytujący sposób. Uśmiechnęła się. Ten wieczór był pełen niespodzianek.

- Czy nie zechciałabyś po kolacji pojechać nad jezioro.

Było to jedno z jego ulubionych miejsc. Oczy Keeny bezwiednie spoczęły na jego wargach. Miał takie ładne usta. Były zbyt pełne i zbyt ładnie wykrojone, żeby należeć do mężczyzny. Zastanawiała się, co czuła, kiedy ją cało­wał. Chciałaby wiedzieć, czy nauczył się być bardziej czu­ły i cierpliwy w obcowaniu z kobietami. Nie wiadomo dla­czego, jej myśli znowu skupiły się na Nicholasie. Przypo­mniała sobie, jak całował ją w samochodzie i zarumieniła się mimowolnie.

James pomyślał, że stało się tak na skutek jego propozy­cji i skrzywił usta w wyrażającym pewność siebie uśmiechu.

- I co ty na to? - mruknął, przykładając do ust kieliszek wina.

- Hmm... - zaczęła.

- Przepraszam - przerwał im kelner - jest telefon do pana.

James wymamrotał coś pod nosem i wyraźnie niezado­wolony wstał od stolika.

- Przepraszam na moment, kochanie.

Odprowadziła go spojrzeniem do miejsca, gdzie stał apa­rat telefoniczny. Obserwowała jego szczupłą sylwetkę, kie­dy prowadził rozmowę, a potem gwałtownie odłożył słu­chawkę. Po chwili był już z powrotem przy stoliku, a jego twarz wyrażała ogromne zakłopotanie.

- Musimy, niestety, opuścić lokal. - Zamilkł na chwilę, dopijając wino. - Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo mi przykro. Odwiozę cię do domu.

- Czy stało się coś złego? - Mają pewne problemy w fabryce. - Westchnął. - Dziw­ne, nie pamiętam, żeby strażnik był przeziębiony. Być może jego głos został zniekształcony na skutek zakłóceń na linii.

Keenie natychmiast przyszła do głowy pewna mysi.

- Czy chodzi ci o to, że mówił niskim, zachrypniętym głosem? - zapytała z udaną ciekawością.

- Dużo niższym niż zazwyczaj - powiedział, regulując rachunek. - Zawsze chciałem zarządzać fabryką. Ale gdy po śmierci ojca moje marzenie ziściło się, doszedłem do wniosku, że nie jest to takie proste, jak przypuszczałem, Czasami żałuję... - Wzruszył ramionami. - Nieważne. Może to właśnie było mi sądzone. - Uśmiechnął się do niej. - Mam nadzieję, że piękna czarodziejka rozwieje zły urok, który ktoś na mnie rzucił.

Odwzajemniła uśmiech i ruszyła za mężczyzną w stronę wyjścia.

Przez całą drogę rozmyślała o tajemniczym telefonie. Nie podzieliła się swoimi podejrzeniami z Jamesem, ale była niemal pewna, że w fabryce zupełnie nic się nie wydarzyło.

James zatrzymał samochód tuż za eleganckim rolls-royce'em.

- Przepraszam, że musiałem przerwać spotkanie - mruk­nął, pochylając się nad nią. Zanim jednak zdążył ją pocałować, zapaliła się latarnia oświetlająca ganek. James cofnął się gwałtownie. - W takim razie, dobranoc - dodał i chrząk­nął, by ukryć zmieszanie.

- Dobranoc - odparła Keena, z trudem ukrywając wściekłość, jąkają ogarnęła.

Jak tylko znajdzie się w domu, udusi Nicholasa Colema­na gołymi rękami.

Kiedy znalazła się w domu, jej ciało trzęsło się ze zdener­wowania. Wchodząc po schodach, przeskakiwała po dwa stopnie naraz. Jej zielone oczy pałały złowrogim blaskiem.

Słysząc jej kroki, Mandy uchyliła drzwi swego pokoju.

-Tak, przez cały czas nie odchodził od telefonu. Przepraszam, że zapaliłam światło na ganku, ale usłyszałam samo­chód i chciałam zobaczyć, kto przyjechał. Nie przypusz­czałam, że wrócisz do domu tak szybko...

Keena w zniecierpliwieniu machnęła tylko ręką.

- Gdzie jest Nicholas?

Nie mówiąc nic więcej, Keena podała Mandy swój płaszcz oraz torebkę i podjęła dalszą wspinaczkę po schodach.

- Tym razem nie ujdzie mu to na sucho. Nie pozwolę, żeby ten tyran miał nade mną kontrolę - zdołała jeszcze usłyszeć pokojówka.

Uśmiechnęła się wyrozumiale i zniknęła w swoim poko­ju.

Keena, bez chwili zastanowienia, otworzyła drzwi do pokoju Nicholasa i pewnym krokiem wmaszerowała do środ­ka.

Zobaczyła stojącego naprzeciw niej Nicholas. Waśnie zajęty był rozczesywaniem mokrych po kąpieli włosów. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jego potężne, pokryte ciemnym włosem ciało, było zupełnie nagie.

Rozdział czwarty

Keena stała jak skamieniała na progu pokoju i bezwied­nie wpatrywała się w mężczyznę.

Uniósł brwi w geście zdziwienia, jakby był zupełnie nie­świadomy swojej nagości.

Nie była niewinna, ale nigdy nie myślała, że widok na­giego mężczyzny może ją tak oszołomić. Nie mogła ode­rwać od niego oczu. Nigdy nie zdarzyło się jej nazwać mężczyznę pięknym, ale dla określenia urody Nicholasa z pewnością nie znalazłaby innego słowa. Jego potężne, muskularne ciało było idealnie zbudowane i nie miało ani grama tłuszczu.

On także patrzył na nią, a na jego twarzy zakwitł uprzej­my uśmiech.

- Jeżeli ja nie jestem zakłopotany, to ty także nie powin­naś czuć się w ten sposób. Siadaj. Jesteś całkowicie bezpie­czna.

Podeszła sztywno do krzesła i ciężko na nie opadła.

- Ja... chciałam tylko zadać ci jedno pytanie - odezwała się zdławionym głosem.

Przejrzał się w lustrze, gładząc wierzchem dłoni świeżo ogolony policzek. - Słucham.

Siłą woli próbowała powstrzymać się od patrzenia na niego.

- Zarumieniłaś się, wiesz o tym? Może wreszcie uświa­domiłaś sobie, że jestem mężczyzną i zaczniesz traktować naszą znajomość inaczej.

- Posłuchaj... ja... to jest...

- O mój Boże, ty naprawdę jesteś zawstydzona. Muszę cię kiedyś zabrać na film porno, może wtedy przestaniesz reagować w ten sposób.

Uśmiechnęła się nieśmiało.

- Nie będę oglądać w twoim towarzystwie żadnych fil­mów.

Zachichotał, ponownie przeglądając się w lustrze.

- Powinnaś się cieszyć, że nie założyłem szlafroka. W mo­im wieku nie każdy lubi być oglądany nago.

- Nawet przez kobiety?

Rzucił Keenie namiętne spojrzenie, które przyprawiło ją o przyspieszone bicie serca.

- Zależy, jakie kobiety.

- Chyba nie chcesz przez to powiedzieć... że ja... - zdołała wyjąkać zmieszana kobieta.

- Nie. Nic podobnego nie miałem na myśli.

Mimowolnie znowu przesunęła wzrokiem po jego nagim ciele.

- I co, aprobujesz mój wygląd? - zapytał cicho.

Momentalnie skierowała wzrok w inną stronę, zakłopo­tana faktem, że tak wiele zachwytu wzbudził w niej ten mężczyzna.

- Przepraszam. Nie miałam zamiaru ci się przyglądać.

- Przecież mówiłem, że nie sprawia mi to przykrości.

Keena kątem oka dostrzegła, że powoli przesuwał się w jej kierunku. Momentalnie zerwała się z krzesła.

Osłupiały Nicholas zatrzymał się w miejscu. Nigdy dotąd nie patrzył na nią w ten sposób. Jego oczy wyrażały ogromne pożądanie, ale w tej chwili także błyszczały złow­rogo.

Wziął do ręki grzebień i przeczesał nim włosy. Jego twarz, pozostała pochmurna i nieprzystępna.

Stała pośrodku jego pokoju, nie bardzo wiedząc, jak powinna się teraz zachować i skubała palcami kosztowny materiał swojej sukni.

Miała wrażenie, że nieco się udobruchał. Jego usta naj­pierw wykrzywiły się w ledwie zauważalnym uśmiechu, a potem zachichotał cicho.

- Jesteśmy na piętrze - przypomniał.

- Nawet by mi to przez myśl nie przeszło.

Wzruszył ramionami.

- Być może i ja przesadziłem. Ale wiesz przecież, że jestem cholernie drażliwy.

Powoli zaczynała rozumieć, o co mu chodzi. Wiedziała, że mężczyźni są przewrażliwieni pod pewnymi względami jednak dotąd nie miała okazji przekonać się, jak bardzo wrażliwy jest Nick.

- Nicholas, musisz zdawać sobie sprawę z tego, że jesteś wspaniałym, przystojnym mężczyzną.

Rzucił w jej kierunku krótkie spojrzenie.

- W porównaniu z kim?

- Byłbyś zdziwiony, gdybym ci powiedziała.

- Kłamczucha. - Odłożył grzebień i włożył ręce do kie­szeni szlafroka. - Być może nie jesteś westalką, kochanie, ale jestem cholernie pewny, że nie bardzo masz mnie z kim porównać. - Nicholas najwyraźniej wpadł w wisielczy hu­mor. Keena doskonale wiedziała, o czym on mówi, ale nie miała zamiaru dać mu satysfakcji i kontynuować tego bezsensownego dialogu. Wprawdzie nie znał całej prawdy o niej i Jamesie, ale kiedyś była na tyle głupia, że opowiedziała mu fragment tej historii.

- Dlaczego nigdy nie odpowiadasz na moje pytania? - Wróciła do tego, o czym rozmawiali zaraz po jej wtargnię­ciu do pokoju Nicholasa. - Nawet nie zapytałeś mnie, dlaczego tak wcześnie wróciłam do domu!

Zamrugał powiekami.

- Może choć tym razem oszczędzisz mi swoich opowie­ści?

Westchnęła.

- Zrobiłem sobie wakacje. Należą mi się. Przecież wiesz, jak ciężko ostatnio pracowałem.

Spojrzała na niego

- Przecież nie uciekam od ciebie - zaprotestowała.

- Kochanie, być może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale od czasu, kiedy się poznaliśmy, pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć, a teraz robisz wszystko, by się oddalić.

- Co ty opowiadasz?

Obrócił się, by sięgnąć po papierosy i zapalniczkę. Zapa­lił i dopiero wtedy spojrzał na nią ponownie. Wydmuchnął chmurę niebieskawego dymu.

- Czego się boisz, Keeno? Czy twoje doświadczenia związane z seksem są aż tak przykre, że chcesz z niego całkowicie zrezygnować. A może obawiasz się, że i ja będę zbyt brutalny w stosunku do ciebie. Keeno, uwierz mi, z wyjątkiem chwil, kiedy doprowadzasz moją krew do wrze­nia, jestem bardzo cierpliwym kochankiem.

- Ja... nie boję się ciebie. - Konwersacja zeszła na nie­ bezpieczne tory. - Nie poganiaj mnie, Nicholas.

- Nie poganiać cię, na miłość boską, przecież znamy się już sześć lat! - Krzyknął, a oczy błyszczały mu groźnie. - Świat jest pełen kobiet! - wybuchła. - Jeżeli pragniesz tylko zaspokoić swoje pożądanie, jestem pewna, że bez problemu znajdziesz kogoś w miasteczku.

Wyglądał tak, jakby właśnie wymierzyła mu policzek. Keena była spięta, jak chyba jeszcze nigdy przedtem. Była gotowa uciekać, gdy tylko dostrzeże najmniejszy ruch Ni­cholasa. Obserwowała, jak mężczyzna powoli dochodzi do siebie. Odwrócił się od niej i podszedł do łóżka. Nastawił budzik i postawił go na stojącym tuż obok stoliku nocnym.

- Byliśmy przyjaciółmi przez tak długi czas - odezwał się cichym głosem. - Myślałem, że znasz mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nigdy nie pomyślałbym o tobie w ten sposób.

Kobieta poczuła się osaczona, krwawy rumieniec wystą­pił na jej policzki.

Rozwiązał pasek szlafroka, a potem rzucił go na krzesło i wsunął się pod kołdrę.

- Kochanie, czy możesz wyłączyć światło, jak będziesz wychodziła? - Ziewnął. - Boże, ależ jestem zmęczony.

Przyglądała mu się badawczym wzrokiem. Był silny i potężny, wyglądał bardzo imponująco. Zapragnęła nagle znaleźć się w jego łóżku i poczuć męskie ramiona. Miała dzisiaj straszny dzień. Zamiast cieszyć się obecnością Ni­cholasa, starała trzymać się z daleka od niego. A teraz zro­biła mu dziką awanturę, bez żadnej właściwie przyczyny. Przecież James Harris nic już nie znaczył w jej życiu. Mimo to, dzisiejszego dnia wysunął się na pierwszą pozy­cję, przed Nicholasa. Boże, usłyszał od niej tyle przykrych słów. Nienawidziła się za każde z.nich.

- Nick... - wyszeptała drżącymi wargami, a oczy zaszły jej łzami.

Przyglądał się jej smutnej twarzy i nagle wyciągnął ra­miona.

- Chodź tu, lisiczko - powiedział czule.

Szybko podbiegła do łóżka i wtuliła się w potężne ramio­na Nicholasa. Jej policzek dotykał nagiej, ciepłej, poroś­niętej ciemnym włosem piersi. Czuła zapach dobrego myd­ła i drogiej wody kolońskiej. Jeszcze nigdy przedtem nie czuła się taka bezpieczna, całkowicie bezpieczna.

- Skorupa? - Skorupa, pancerz, powłoka. Nazwij to jak chcesz. Cho­dzi mi o to, czym otaczałaś się przez ostatnie sześć lat -wyjaśnił. - Wiem, że byli jacyś mężczyźni w twoim życiu, ale ładnemu nie pozwoliłaś przekroczyć pewnej bariery. Powiedziałbym, że zostałaś nietknięta emocjonalnie.

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, ale zaraz potem przeniosła wzrok na stojące przy ścianie krzesło. - Nick...

- Hmm - mruknął. Zagryzła wargę, zastanawiając się, jak wyrazić swoje myśli. Delikatnie pociągnął ją za włosy. - Mam wrażenie, że chciałaś mnie o coś zapytać. Zrób to, nie krępuj się.

- Czy ma znaczenie to, że w moim życiu byli inni mężczyźni?

- Dla mnie? Nie. A dlaczego pytasz?

Samą nie bardzo wiedziała, dlaczego zadała to pytanie. Tym bardziej nie potrafiła wytłumaczyć tego Nicholasowi. Czuła tylko, że bardzo duże znaczenie ma dla niej odpowiedź, bez względu na to, że w prawdziwym słowa tego znacze­niu, w jej życiu był tylko jeden mężczyzna.

- Dlaczego nagle zamilkłaś? - Głos Nicholasa zabrzmiał bardzo czule.

Przesunęła się nieco i pogładziła delikatnie ciemne wło­sy na jego piersi.

- Nie potrafię cię rozgryźć. - Wpatrywała się w jego oczy, szukając odpowiedzi na nie zadane pytania, ale nie znalazła tam nic, co zaspokoiłoby jej ciekawość. - A co chciałabyś wiedzieć?

- Nick, pragniesz mnie? - Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Wyszeptała je niczym tajemniczy sekret. Ścisnął mocno jej palce.

- Co to za idiotyczne pytanie?! - Zachichotał cicho i Keena pomyślała, że zachowuje się raczej jak przyjaciel, którym do tej pory był, niż jak kochanek.

- Odpowiedz! - nalegała.

Westchnął głęboko.

- Nie mam nastroju do rozmowy na ten temat. Jest już późno, a ja jestem cholernie zmęczony,

- Zbyt zmęczony, żeby odpowiedzieć na jedno pytanie? - Keena znowu zaczynała się denerwować.

Podniósł brwi.

- Panno Whitman - powiedział przyciszonym głosem. - Na to pytanie mógłbym odpowiedzieć w sposób, który zszokowałby twoją niewinną duszę. - Zaśmiał się ponow­nie, widząc że na jej brzoskwiniowych policzkach pojawia się szkarłatny rumieniec. - Widzę, że dobrze mnie zrozu­miałaś. A teraz, jeżeli wyczerpałaś już wszystkie bezsen­sowne pytania, może zostawiłabyś mnie w spokoju i po­zwoliła trochę pospać? Twoja obecność, mówiąc szczerze, trochę mnie rozprasza.

Z gardła Keeny wydostał się dziwny dźwięk, który naj­prawdopodobniej był śmiechem, choć w ogóle go nie przy­pominał.

- Czy ty zawsze musisz narzekać?

Nie wiadomo dlaczego, ale ostatnie zdanie Nicholasa sprawiło jej przyjemność. Miło było mieć świadomość, że jej obecność rozprasza kogoś.

- Chyba, że zechciałabyś zdjąć tę suknię i przedyskuto­wać tę kwestię? - zapytał, mrużąc oczy.

Spojrzała w oczy Nicholasa, ale nie dostrzegła w nich ani krzty rozbawienia.

- Czy będzie to dla ciebie straszna wiadomość, jeżeli powiem, że chcę się z tobą kochać?

- Jak na kobietę, która chciała przed chwilą wyskakiwać przez okno, stałaś się nagle cholernie odważna.

Spuściła głowę.

- Jestem trochę zażenowana.

- Wiem o tym, ale chcę cię uświadomić, że nie doda to uroku żadnemu romansowi - powiedział sucho. - Wyrzuć ze swojego serca Harrisa, zanim zaczniesz składać mi jakiekolwiek propozycje, Keena. - W jego głosie było wyraźnie słychać groźne nuty. - Albo oddasz mi całą siebie, albo w ogóle z ciebie zrezygnuję. Nie chcę się z nikim tobą dzielić.

Nie bardzo wiedziała, czy uznać jego słowa za obrazę, czy za pochlebstwo. Zaskoczyła ją siła własnego pożąda­nia. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak żadnego mężczyzny.

- Nie rozumiesz dlaczego spotykam się z Jamesem - zaczęła cichym głosem.

- Nie? - Oceniał jej szczupłą sylwetkę okiem znawcy. - Rozumiem to lepiej niż sobie wyobrażasz. Nie musisz nikomu nic udowadniać, Keeno. Przecież osiągnęłaś już w życiu bardzo dużo. Pomyśl, jak daleko zaszłaś. Ale coś w głębi twego serca zmusza cię, żebyś przekonała samą siebie, że możesz odnieść jeszcze jeden sukces. I do tego właśnie potrzebny jest ci James Harris. - Przewrócił się na brzuch i objął ramionami poduszkę. - Prowadź swoją grę, kochanie, ale nie oczekuj z mojej strony żadnej współpracy. Nie będę udawał, że chcę ci pomóc pogrążyć innego mężczyznę.

- Jak śmiesz! - syknęła.

- Pragniesz mnie? - zapytał krótko.

Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Czy go pragnęła? Oczywiście, że tak. Pytanie brzmiało tylko, dlaczego.

-Keeno!

Zatrzymała się z ręką na klamce, ale nie odwróciła gło­wy.

-Tak?

- Czy zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że jedynym powodem, dla którego pożądasz Harrisa, jest fakt że on kiedyś cię porzucił?

* * *

Cicho otworzyła drzwi, ale z furią zatrzasnęła je za sobą.

Mandy zapewne domyślała się, że Keena i Nicholas po­sprzeczali się poprzedniego wieczora. Nie dawała jednak nic po sobie poznać i w milczeniu przygotowywała śniada­nie. Robotnicy nie zdążyli jeszcze przyjść i dom wydawał się niezwykle cichy. Keena i jej nie proszony gość siedzieli przy stole i nie odzywali się do siebie ani słowem.

Pokojówka spojrzała na Nicholasa i wyczytała w jego oczach rozbawienie. Skończyli właśnie jeść jajecznicę, wiejską szynkę i chrupiące bułeczki i poprosili o drugi dzbanek kawy. Mandy wyszła, by go napełnić, a Nicholas, widząc wyraz twarzy Keeny, roześmiał się głośno.

Rozparł się wygodnie na krześle. Jego ciemne, gęste włosy były rozczochrane, a oczy nieco zaczerwienione. Miał na sobie kolorową koszulkę, która kontrastowała ze śniadą cerą i ciemnymi spodniami, opinającymi umięśnio-ne nogi. Wyglądał tak uroczo, że Keena nie potrafiła się na niego dłużej gniewać.

- Prawie się dzisiaj nie odzywasz - powiedział. Sprawiał wrażenie, że jest w znakomitym humorze.

- Spodziewałeś się, że będę recytować ,Hamleta"?

- A może w twoim programie artystycznym znalazłby się utwór zatytułowany „Kocham cię miłością prawdziwą"?

Na twarz wystąpił jej nieznaczny rumieniec, ale szybko opanowała emocje.

- Nie - odpowiedziała stanowczo.

- Co nie?

- Nie kocham cię miłością prawdziwą, czy jakoś tak.

- Nie bądź taka zblazowana, lisiczko.

Bawiła się pustą filiżanką.

- Miłość jest synonimem namiętności - odparła gorzko. - Postanowiłam, że zrobię wszystko, by pozbyć się takich uczuć. Przypuszczam, że zbyt dużo oczekiwałam od męź­czyzn.

- Mianowicie?

- Lojalności, kurtuazji, delikatności, taktu.

- To chyba jesteś z innej bajki.

Spojrzała na niego.

- W twojej duszy nie ma ani odrobiny poezji.

- Prawdopodobnie nie ma. Jestem realistą.

- A czego oczekujesz od kobiet?

W jego oczach dojrzała dziwny błysk. Bez wątpienia był on odpowiedzią na jej sarkastyczny ton.

- Istoty odmiennej płci, jak zapewne podejrzewasz, służą mi tylko do jednego celu.

Położył swoją serwetkę na stole i wstał. Podniosła na niego oczy, starając się ukryć drżenie warg. Przecież nie chciała się z nim sprzeczać. Ostatnio jednak tak się dziwnie składało, że każdy temat doprowadzał do kłótni. Nigdy przedtem nie zdarzało się jej walczyć z Nicholasem i wcale nie była pewna, czy się jej to podoba. Tęskniła za dobrym przyjacielem, któremu mogła się zwierzyć ze wszystkich kłopotów. A ten obcy człowiek o kamiennym sercu, który jeszcze przed chwilą siedział po przeciwnej stronie stołu, działał jej tylko na nerwy. Czasami nawet zdawał się wyglądać dość niebezpiecznie.

Mandy wkroczyła do kuchni z dzbankiem kawy w ręku zanim Keena zdołała cokolwiek powiedzieć. Spojrzała n ich zagniewane oblicza i domyśliła się wszystkiego.

Keena wstała gwałtownie, jej twarz przypominała chmu­rę gradową, a oczy ciskały błyskawice. Bała się, że chwilę wybuchnie głośnym płaczem.

- Wybieram się na przejażdżkę. Nie będzie mnie przez pewien czas.

Mandy spojrzała najpierw na Keenę, potem na znikają­cego w holu Nicholasa i wreszcie na napełniony świeżą kawą dzbanek. Wzruszyła ramionami i nalała sobie filiżankę.

* * *

Las był cichy i spokojny. Jedynym odgłosem dochodzącym uszu Keeny był szept smukłych sosen. Kobieta czuła, że powoli opuszczają wzburzenie. Wiedziała, że Nicholas celowo droczył się z nią, a mimo to trudno jej było opano­wać zdenerwowanie. W chwilach złości stawał się taki zawzięty, krzywdził ją samym spojrzeniem srogich oczu, Mimo, że nie miała zamiaru urągać mu, zrobiła to i nic na to nie mogła poradzić.

Usadowiła się wygodniej w siodle i przejechała ręką po gładkiej sierści zwierzęcia. Miała nadzieję, że możliwość dotknięcia żywego stworzenia pozwoli jej uspokoić się.

Był wspaniały dzień, po błękitnym niebie płynęły drob­ne, postrzępione chmurki. Zacinał ostry lutowy wiatr. Brą­zowa klacz nie była czystej rasy, ale Keena bardzo ją lubiła. Należała do niej już od czterech lat, a kobieta ceniła zwierzę. przede wszystkim za łagodność. Jeżdżenie na niej było ogromną przyjemnością. Przypomniała sobie próbu­jącego ujeżdżać konia Nicholasa i roześmiała się, zapominając o porannej sprzeczce. Nagle ciszę zakłócił dziwny odgłos. Odwróciła się i ujrzała jadącego w jej kierunku Jamesa. Uśmiechnęła się, zadowolona z nieoczekiwanego spotkania. Wyglądał bardzo przystojnie w stroju do konnej jazdy. Jego błękitne oczy błyszczały radośnie.

- Wstąpiłem po ciebie do domu - odezwał się, zatrzymu­jąc swojego konia obok klaczy Keeny. - Mandy poinfor­mowała mnie, że znajdę cię w lesie.

- Tak? - mruknęła, uśmiechając się zalotnie. Pomyślała, że stać ją dzisiaj na wszystko.

- Wprawdzie konieczna była drobna persfazja, ale w koń­cu udało mi się ją przekonać. - Omiótł aprobującym wzro­kiem jej zgrabną sylwetkę. - Świetnie wyglądasz.

- Dziękuję, ty też. - Nerwowo poruszyła się w siodle.

- Czy udało ci się rozwiązać problem w fabryce? Twarz Jamesa zachmurzyła się.

- To był fałszywy alarm - burknął. -- Pojechałem tam tylko po to, żeby dowiedzieć się, że strażnik jest tak samo zdziwiony tą wiadomością, jak ja. To nie on dzwonił. Czy możesz sobie wyobrazić, że są ludzie posiadający tak bez­sensowne poczucie humoru?

- Doprawdy, trudno w to uwierzyć.

Z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmie­chem. W zasadzie nie powinno jej to bawić, ale jak wyob­raziła sobie Nicholasa...

- Na szczęście, nikomu nie stała się żadna krzywda - westchnął, po czym ożywił się nagle i zapytał: - Masz ochotę na przejażdżkę w moim towarzystwie? Przed po­łudniem mam ważne spotkanie, ale będę bardzo zadowolony, jeżeli zechcesz spędzić ze mną tych parę wolnych chwil. Zamierzam pojechać w dół rzeki i z powrotem.

- Z przyjemnością - odrzekła.

Jadąc przy boku wałacha Jamesa, przypomniała sobie, jak dawno temu niemal codziennie odwiedzała te lasy tyl­ko po to, by chociaż z daleka ujrzeć ukochanego na koniu Wtedy jej serce było delikatne i kruche, a ona tak bardzo pragnęła oddać je Jamesowi. Teraz była starsza i nie pod­dawała się tak łatwo emocjom. Cieszyła się z towarzystwa tego mężczyzny, ale nie chciała już ryzykować ponownego zadurzenia się w nim. Z własnego, bolesnego doświadcze­nia wiedziała, jak okrutne mogą być tego skutki. Nie miała najmniejszego zamiaru dawać Jamesowi drugiej szansy.

Mimowolnie jej myśli skierowały się ku Nicholasowi, Oczyma duszy jeszcze raz ujrzała go nagiego i poczuła, że ma w głowie okropny mętlik. Jeszcze nigdy nie miała oka­zji oglądania czegoś tak przerażającego i pięknego zara­zem, jak ciało Nicholasa. Nie spała spokojnie tej nocy, może dlatego właśnie wstała podenerwowana i popełniła rano ogromną gafę. Jak mogła zadać mu tak głupie pyta­nie? Wiedziała, że jej zachowanie było niewybaczalne. Kiedy myślała o kobietach Nicholasa, wyobrażała sobie zawsze Marię, a świadomość, że ona niejednokrotnie wi­dywała go w negliżu, doprowadzała ją do furii. Nie mogła wręcz znieść myśli, że Nicholas mógł dotykać inne kobiety.

Spojrzał na nią dziwnie i powiedział:

- Pewnie zrobiłaś wspaniałą karierę.

Skinęła potwierdzająco głową.

- Teraz projektuję ubrania dla prawdziwych bogaczy, a to przynosi niezłe zyski.

- Masz własną fabrykę?

- Nicholas i ja właśnie prowadzimy rozmowy w tej spra­wie. Na razie wynajmuję niewielki budynek i zatrudniam kilka szwaczek. Nicholas posiada kilka fabryk i być mo­że jedną z nich przejmę.

- Słyszałem o jego fabrykach. Myślisz... hmm..., że chciałby nabyć jeszcze jedną? - zapytał niezwykle poważnie i spojrzał jej prosto w oczy. Z uwagą przyjrzała się jego twarzy. - Masz zamiar sprzedać swoją?

- Ostatnio zastanawiam się nad tym. Czy mogłabyś... hm .. wspomnieć Colemanowi o mojej propozycji?

„Owszem, jeżeli kiedykolwiek jeszcze będę miała okazję z nim porozmawiać" - pomyślała i uśmiechnęła się sztucz­nie Czy dlatego właśnie James zainteresował się nią po­nownie? Czuła, że znowu jest tylko przedmiotem, który on chce wykorzystać. Ale tym razem nie będzie się załamy­wać! Tamte o asy dawno minęły.

- Tak, mogę mu o tym wspomnieć - zaśmiała się krótko. - Czy chcesz, żeby do ciebie zadzwonił?

- Bardzo proszę. - Przysunął się bliżej i złapał ją za ramiona.

- Jesteś taka śliczna - mruknął.

- I użyteczna - dodała sucho.

Był tak płytki, że rozszyfrowanie go nie stanowiło żad­nego problemu. Zupełnie inny niż Nicholas, który nawet po tylu latach znajomości stanowił dla niej zamkniętą książ­kę.

Wykrzywił twarz w nieładnym grymasie.

- Przecież wiesz, że co innego miałem na myśli - odparł, starając się zajrzeć jej w oczy. - Naprawdę... jestem tobą zainteresowany.

- A dlaczego miałbyś nie być? - Uśmiechnęła się gorzko - Teraz jestem już bogata, sławna i mam świetne kontakty.

Spojrzał na nią spode łba. Rozszyfrowała go. Był zupełnie inny niż oczekiwała. Wyobrażał sobie, że bez trudu owinie ją wokół palca, a tymczasem stało się zupełnie ina­czej, a on tego nie lubił.

- Koteczku...

Pochylił się nagle i pocałował ją w usta. Jego wargi były ciepłe i miękkie, ale pocałunek nie zrobił na Keenie wię­kszego wrażenia. Zachowywał się identycznie jak jej daw­ny osiemnastoletni kochanek. Z pewnością wtedy drżała w jego ramionach. Teraz była dużo starsza i ten całus był niczym w porównaniu z namiętnymi pocałunkami Nicho­lasa. Była jednak pewna, że przez wszystkie te lata James udoskonalał swoje umiejętności. Gdyby pocałunkowi towarzyszyło uczucie, byłoby to dla obojga cudowne prze­życie. Mimo że mężczyzna dokładał wszelkich starań, Ke­ena nie odwzajemniła pocałunku. Odepchnęła go od siebie, co zezłościło go jeszcze bardziej. Oddech mężczyzny był krótki i urywany, widać było, że poddał się namiętności. Z pewnością stracił panowanie nad sobą. Mocno wbił pal­ce w ramię kobiety.

Uśmiechnął się nieśmiało.

- Nie wiem zbyt dużo na temat głębszych uczuć. Lubię kobiety. Lubię różnorodność. Nigdy nie myślę o tym, co ty nazwałabyś miłością.

- Ze mną jest podobnie - odparła.

Miała wrażenie, że te słowa zirytowały go. Pewnie ciągle miał nadzieje, że ona nadal żywi do niego jakieś uczucie.

- Może jednak zmienisz zdanie - mruknął. - Spróbujmy jeszcze raz.

Pozwoliła pocałować się Jamesowi, ale dawne pożądanie odleciało gdzieś, ograniczyło się tylko do drobnego dresz­czyku, który przeszedł wzdłuż kręgosłupa. Była zła, że nie potrafi już nic odczuwać. Przyciągnęła mężczyznę bliżej siebie, łudząc się, że uda jej się zmusić ciało do przeżycia choć cienia rozkoszy.

Był czuły i delikatny, Keena miała świadomość, że jest dobrym kochankiem, ale w niej zbyt głęboko zakorzeniła się pamięć tamtych gorzkich dni.

Wreszcie odsunął się od kobiety i omiótł wzrokiem jej twarz.

- Nieźle - mruknął. - Potrzeba nam więcej praktyki.

Uśmiechnęła się tylko i wzruszyła nieznacznie ramionami.

- Muszę już wracać - odezwała się po chwili.

- Zjesz ze mną obiad jutro wieczorem tak, jak zapla­nowaliśmy? - zapytał, a Keenie przez chwilę wydawało się, że słyszy w jego głosie jakiś nowy, dotąd nigdy nie zauważony ton. - Żałuję, że muszę być dzisiaj na tym spotkaniu w Atlancie...

- Będę z tym większą niecierpliwością czekała na ju­trzejszy dzień.

Chciała rozkochać go w sobie; chciała, żeby poczuł, co znaczy usychać z miłości i wtedy... Wiedziała jednak, że James nosi maskę, że w środku jest zupełnie innym mężczyzną. Była ciekawa, jaki jest naprawdę. Za wszelką cenę chciała wiedzieć, czy sprawdzą się jej podejrzenia. Miała także świadomość, że nie spodoba się to Nickowi.

„Tak wiele problemów spadło na mnie niespodziewanie" - myślała, wzdychając ciężko.

Nicholas okazał się człowiekiem gwałtownym, zabor­czym, z którym trudno było dojść do porozumienia. Doszła także do wniosku, że Jamesa w innych okolicznościach mogłaby polubić.

Nicholas był największą zagadką, jaką napotkała na swojej drodze. Do tej pory nigdy nie przejawiał większego zain­teresowania jej osobą. Zawsze chciał tylko wiedzieć z kim się spotyka i upewniał się, czy ze strony amanta nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. W wypadku Jamesa zacho­wywał się zupełnie inaczej; zupełnie nie potrafiła zrozu­mieć jego postępowania. Czego on właściwie chciał? Prze­cież nie jej ciała. Z zawstydzeniem przypomniała sobie o ofercie, jaką złożyła mu zeszłej nocy. Nawet nie zawahał się, nie zastanowił, czy ją przyjąć. Jego odmowa zabolała kobietę dużo bardziej niż przypuszczała. Jakiego rodzaju grę prowadzi Nicholas? A może był tylko troskliwy i opie­kuńczy i nie chciał, by James skrzywdził ją ponownie.

W drodze do domu doszła do jednego słusznego wnio­sku. Żałowała, że zmuszona była wrócić do Georgii. Tak bardzo by chciała, żeby jej ojciec żył jeszcze, wysłuchał jej problemów i pomógł je rozwiązać. Ogromnie za nim tęsk­niła. Ostatnia utarczka z Nicholasem pomogła jej przezwy­ciężyć smutek. Jak można się smucić, skoro jest ktoś, kto bezustannie doprowadza cię do szału.

Weszła do domu i od razu natknęła się na stojącego w holu Nicholasa.

- No, jesteś wreszcie - burknął. - Chodź ze mną.

Prychnęła dumnie, widząc że kieruje się do gabinetu.

- Nicholas...

- Nie mamy zbyt dużo czasu. - Gdy się odwrócił, jego twarz była niezwykle poważna. Keena przestraszyła się, ale podążyła za nim.

- O co chodzi? - zapytała.

Włożył ręce głęboko do kieszeni. Stanął przy oknie i oświet­liły go wpadające do pokoju promienie słoneczne.

- Nie łatwo mi o tym mówić - odezwał się ściszonym głosem. - W twoim biurze wybuchł pożar. Niemal wszy­stko zostało zniszczone.

Rozdział piąty

Powoli i z trudnością pojmowała jego słowa. Spojrzała mu w oczy.

Potrząsnęła głową, w jej oczach pojawiła się panika.

Drżała na całym ciele i nerwowo przestępowała z nogi na nogę.

- Nie wiem... naprawdę nie wiem, czy coś takiego może się udać. Do wiosennej kolekcji zostały wprowadzone pewne innowacje, których raczej nie będę w stanie odtwo­rzyć.

Podszedł do Keeny i próbując ją uspokoić, delikatnie posadził na sofie. Uklęknął przed nią na dywanie i przy­ciągnął głowę kobiety do swojego ramienia.

- Jestem tutaj - powiedział cicho. - Wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą. Nie martw się o nic, wszystko się ułoży.

Mimo że zamknęła oczy, łzy ciekły jej po policzkach.

Cała jej praca poszła na marne! Jak wiele projektów uda jej się odtworzyć? Dlaczego nie zawiozła ich do domu? Dla­czego zabrała je z biura Nicholasa? Tuż przed jej wyjaz­dem dostarczono nowe bele materiału. Czy one też do­szczętnie spłonęły? A wszystkie uszyte już, ekskluzywne ubrania? Przecież to była cała wiosenna kolekcja. Pewnie i po niej pozostał tylko popiół.

Objęła szyję Nicholasa ramionami i przylgnęła doń ca­łym ciałem. Jego bliskość powodowała, że czuła się trochę lepiej.

- Przytul mnie mocniej - szepnęła, przysuwając cię do mężczyzny.

- Jeżeli to zrobię, połamię ci kości - zażartował.

Podniósł się i przyciągnął kobietę do siebie tak blisko, że czuła każdą część jego ciała.

- Och, Nick, jak dobrze, że jesteś tutaj - szepnęła.

- Nie myślałaś tak, wybierając się na przejażdżkę.

- Proszę cię, nie kłóćmy się teraz. Zupełnie nie mam nastroju do walki.

- Dlaczego ciągle mi docinasz, Keeno. Dlaczego uczepi­łaś się „moich kobiet", jak zwykłaś się wyrażać. Już nie pierwszy raz zdarzyło ci się robić te głupie uwagi - powie­dział łagodnie.

Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Wzruszyła ramionami.

- Naprawdę? Nie robiłam tego celowo.

0x08 graphic
- Chcesz powiedzieć, że robiłaś mi przykrość nieświado­mie?

Przez łzy spojrzała mu prosto w oczy i miała wrażenie, że nigdy przedtem nie przyglądała mu się z bliska, Ostre rysy twarzy, prosty nos, głęboko osadzone, ciemne oczy, zmysłowa linia ust. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, prze­szedł ją cudowny dreszcz.

- Cała się trzęsiesz - mruknął cicho.

Faktycznie tak było. Pogrążyła się w smutku i rozpaczy, więc nie mogła zauważyć tego wcześniej.

- Pocałował cię? - zapytał nagle, mrużąc oczy.

Potwierdziła skinieniem głowy, uciekając ze spojrze­niem.

Chłodny wzrok Nicholasa spoczął na jej rozpalonych ustach. -I jak było? Dobrze? Z trudem łapała oddech.

- Nick... ogień...

Posłuchała polecenia bez słowa sprzeciwu i namiętnie oddała pocałunek. Czuła dotyk jego potężnego ciała i bez­wiednie jęknęła z rozkoszy.

- Wulkan - szepnął prosto w jej rozchylone usta. - Do­bry Boże, drżysz pod wpływem moich pocałunków. Czu­jesz moje ciało, Keeno? Czy wiesz, że ono tężeje, gdy cię przytulam do siebie? Czy on reaguje podobnie? Czy mo­głabyś nas ze sobą porównać?

Nieświadomie wbijała paznokcie w jego muskularne ple­cy. Nie mogła już stanąć bliżej niego. Poddała się czarowi pocałunków i słowa Nicholasa niemal nie docierały do jej uszu. Jej usta z rozkoszą oddawały pieszczotę, spijały sło­dycz warg Nicholasa i ciągle błagały o więcej, Ręce mężczyzny przesuwały się wzdłuż jej bioder.

- Odpowiedz.

- Twoje pocałunki... doprowadzają mnie do szaleństwa - wyszeptała, wpatrując się w jego gorące wargi. - Nick, nie przestawaj.

- Nie czas i miejsce po temu, lisiczko - odparł lakonicz­nie i pocałował ją jeszcze raz, zanim podniósł głowę i wes­tchnął ciężko. Jego oczy były zamglone, a pierś wznosiła się i opadała gwałtownie.

Wyciągnęła rękę i dotknęła jego foremnego torsu. Pod palcami poczuła miękkość czerwonego materiału.

- Nick!

- Chyba nie chcesz oddać mi się na podłodze? - szepnął z figlarnym błyskiem w oczach.

Zarumieniła się i szybko opuściła głowę, żeby ukryć to przed Nicholasem.

- Najpierw interesy, malutka - mruknął, otaczając ją delikatnie ramieniem. - Muszę jeszcze dzisiaj lecieć do Nowego Jorku. A ty, jeśli chcesz, możesz także zabrać się moim odrzutowcem.

- Masz go tutaj?! - wykrzyknęła zdziwiona. - A gdzie, do diabła, mógłbym wylądować? W ogródku pełnym różanych krzewów? - Zaśmiał się krótko. - Mark Segars przyleciał dziś rano. Czeka na lotnisku.

- W takim razie, będzie lepiej, jeżeli zajmę się pakowa­niem - mruknęła, wzdychając ciężko, gdyż przypomniała sobie o eleganckim biurze, które pewnie było całe w zgli­szczach. - Nick, nie wiesz, czy udało się cokolwiek ocalić?

- Ann udało się chwycić plik szkiców w momencie, gdy zaczęły zajmować się zasłony - odpowiedział. - I kilka próbek. Ale kiedy przybyła straż pożarna było już za późno, by uratować coś jeszcze. Zrobili wszystko by nie spalił się cały budynek. Jednak twoje biuro, pomieszczenie dla szwaczek i pracownia zostały doszczętnie zniszczone. Nie uratował się nawet najmniejszy ścinek materiału

Pokiwała smutno głową. Zapewne rozpaczałaby bar­dziej, gdyby straciła rękę. W sercu czuła tępe bolesne ukłucie żalu. Dzięki Bogu, ciągle mogła liczyć na Nichol­sa. Podniosła głowę i spojrzała na niego pozbawionym nadziei wzrokiem.

Dwie godziny później byli już w drodze do Nowego Jorku. Lecieli prywatnym samolotem Nicholasa. Keena siedziała zatopiona w myślach. Jej ręka spoczywała w du­żej, ciepłej dłoni mężczyzny. Pomagało jej to stawić czoła przeciwnościom. On chyba także był zadowolony z tego zbliżenia, gdyż nie rozluźniał uścisku nawet wtedy gdy pił kawę czy palił papierosa.

„Śmieszne - pomyślała - nigdy nie uważałam Nicholasa za faceta, który może cieszyć się trzymaniem ręki kobiety".

- Byłeś taki zajęty - odparła wzdychając.

- Nigdy nie byłem i nigdy nie będę zbyt zajęty, kiedy mnie potrzebujesz. Bądź łaskawa zapisać sobie tę sentencję w widocznym miejscu i odczytuj ją głośno przynajmniej dwa razy w tygodniu.

Uśmiechnęła się smutno.

- Spróbuję. - Spojrzała na niego. - Nick, dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? - zapytała poważnie. - Zawsze, gdy coś mi nie idzie, zachowujesz się tak samo. Wiem, że nie robisz tego, gdyż czujesz się odpowiedzialny za mnie jak ojciec za dziecko, ani też dlatego, że mnie pożądasz.

Zajrzał jej w oczy.

- Pragnę cię, w porządku? Wiesz o tym cholernie dobrze.

Z trudem przełknęła ślinę.

- Nie wykluczam niczego.

- Jesteś pewna?

Prześliznęła spojrzeniem po jego sylwetce. Miał na sobie szary krawat i białą jedwabną koszulę.

- Zawsze starasz się kierować moimi krokami. - Jej oddech był nieregularny. Nie chciała odpowiadać na pod­chwytliwe pytania Nicholasa.

-I nie bez powodu.

Zmusiła się do spojrzenia mu w oczy.

- Chodzi o Jamesa? - zapytała, uśmiechając się gorzko.

-Nie tylko.

- Twoja obecność, rozmowa z tobą wpływa na mnie lepiej niż jakiekolwiek środki uspokajające.

- Nie mam innego wyjścia. Przy tobie muszę zachowy­wać się w taki właśnie sposób. Spróbuj teraz zasnąć zmę­czona, mała dziewczynko. Ja się tobą zaopiekuję.

Dopiero wtedy poczuła, jak bardzo jest utrudzona i wy­czerpana nerwowo. Powieki kleiły się i wiedziała, że zaraz zapadnie w sen. Zdążyła pomyśleć jeszcze, że już od bar­dzo dawna nikt się o nią nie troszczył.

Zatrzymali się przed apartamentem Keeny, który zwykła nazywać domem.

Mimo, że była to godzina szczytu i na ulicach panował ogromny ruch, Jimson doskonale radził sobie za kierownicą.

Kobieta czuła się obco w eleganckim wnętrzu mieszka­nia. Białe zasłony w oknach, miękkie, puszyste dywany n podłogach i wyściełane niebieskim pluszem meble. Brako­wało jej tu małomiasteczkowej atmosfery, brakowało ro­dzinnego domu.

- Co się dzieje? - zapytał Nicholas, który natychmiast wyczuł zmianę jej nastroju.

- Przeżywam szok kulturowy - mruknęła pod nosem.

Zaśmiał się cicho.

Przebrał się w niebieski, typowy dla biznesmena garni­tur. Wyglądał zbyt konwencjonalnie jak na człowieka nie przestrzegającego żadnych zasad.

- Dlaczego tak mi się przyglądasz, kochanie? - zapytał ściszonym głosem.

Natychmiast spojrzała w inną stronę.

- Przestań wygadywać głupstwa! - oburzyła się.

- Nigdy nie zapomnę, jak świdrowałaś mnie wzrokiem zeszłej nocy. Mój Boże, twoje oczy były okrągłe jak spodki.

- Nicholas! - krzyknęła ostrzegawczo.

- Nic na to nie poradzę - odpowiedział z dziwnym bły­skiem w ciemnych oczach i uśmiechnął się łobuzersko. - Pięknie wyglądasz, jak się złościsz.

Nie miała dość silnej woli, by oderwać od niego oczy. Przyciągał ją jak magnes. Nie poruszył się nawet, a ona dobrze wiedziała, że zaraz znajdzie się w jego objęciach. Tak bardzo chciała znowu poczuć dotyk jego ust, ciepło i siłę potężnego ciała. Na wspomnienie przeżywanych dzięki Nicholasowi rozkoszy, przeszył ją cudowny dreszcz, a jej usta rozwarły się w pożądliwym westchnieniu.

- Mój Boże, tak bardzo cię pragnę - wyszeptał chrapli­wie. - Lepiej wyjdźmy stąd, zanim przestanę nad sobą panować.

- Warto byłoby zobaczyć cię w takim stanie - powiedzia­ła, spoglądając na niego namiętnym wzrokiem.

- Staram się dać ci trochę czasu, głupiutka. A oprócz tego - roześmiał się krótko - zostawiliśmy Jimsona w samocho­dzie. Myślisz, że wypada, abyśmy kazali czekać mu tak długo? Jeszcze zrezygnuje z pracy, a gdzie ja znajdę dru­giego takiego?

Wykrzywiła usta w nerwowym uśmiechu. Zawsze żarto­wał, kiedy zamierzała wyznać mu swoje najskrytsze uczu­cia. Miała wrażenie, że wiedział, co się z nią w takich momentach dzieje i celowo otaczał się tą niezrozumiałą dla niej skorupą.

- Myślisz, że trudno byłoby ci znaleźć kogoś na jego miejsce? - Próbowała się roześmiać.

- Wiesz przecież, że zdążyłem się już przywiązać do Jimsona. A poza tym jest doskonałym kierowcą.

- Szkoda, że nie słyszy teraz twoich słów - powiedziała, kierując się w stronę drzwi.

- Często mu to powtarzam.

Zatrzymała się na chwilę i odwróciła głowę, by spojrzeć mu w twarz.

- Nicholas, jeżeli nie uda mi się wywiązać ze wszystkich zobowiązań, załamię się i będzie to koniec mojej kariery - wyrzuciła z siebie dręczące ją myśli.

Pogładził ją wierzchem dłoni po zaróżowionym policz­ku.

- Nie załamiesz się i nie zrezygnujesz z kariery. Już ja tego dopilnuję. Chodźmy, kochanie. Musisz wreszcie zo­baczyć, w jakim stanie znajduje się twoje biuro.

„Kochanie". Pozwoliła mu poprowadzić się korytarzem. Nie mogła się nadziwić, że troska, jaką otaczał ją Nicholasa sprawiała jej ogromną przyjemność, a co ważniejsze - do­dawała siły i odwagi. Nawet nie wiedziała, kiedy zapo­mniała o Jamesie Harrisie. Czuła silny ucisk ręki Nichola­sa na swoim ramieniu i tylko to w tej chwili miało dla niej znaczenie.

Ann Thompson, ciemnowłosa asystentka Keeny, próbo­wała posegregować ocalałe szczątki projektów swojej pra­codawczyni.

- Och, jesteście już! - zawołała, gdy wraz z Nicholasem pojawiła się w pokoju. - Kochanie, doskonale wiem co czujesz! Tak mi przykro - powiedziała, podchodząc do przybyłych.

Keena robiła wszystko co w jej mocy, by się nie rozpła­kać.

- Trudno się mówi - mruknęła, mrugając szybko powie­kami, nie pozwalając łzom płynąć po policzkach. - Nie będzie łatwo, ale musimy przez to przejść. Czeka nas krót­ki przestój, ale mam nadzieję, że szybko się pozbieramy.

- Ale tyle pracy poszło na marne - westchnęła Ann. - Zniszczyło się tyle przepięknych ubrań. Tak niewiele zdo­łałam uratować. - Wskazała ręką na biurko, gdzie leżały poukładane żałosne szczątki kilku sukien, jakieś paski, guziki i nadpalona spódnica.

W powietrzu unosił się jeszcze dym, stoły pokrywała gruba warstwa popiołu, a po kątach walały się popalone skrawki materiału.

- Głowa do góry - odezwał się Nicholas. Włożył ręce głęboko w kieszenie i z nieodgadnionym wyrazem twarzy rozglądał się dookoła. - Wypożyczę ci ludzi i sprzęt. Nie martw się już więcej o doprowadzenie do porządku tego miejsca. Jutro rano zjawią się tu robotni­cy. A jeśli potrzebne jest wam biuro, chętnie użyczę swojego.

- Och, gdybyś był taki dobry?! - wykrzyknęła rozen­tuzjazmowana Ann.

- Ja będę pracować w domu - odezwała się Keena. - Nicholas, dam ci kilka próbnych wykrojów. Czy będziesz mógł mi dostarczyć po dwadzieścia tuzinów sukienek i spódnic do końca tego tygodnia? Czy może osłabi to twoją produkcję?

- Myślę, że da się to zrobić. Dlaczego tylko po dwadzie­ścia tuzinów?

- Ponieważ te ubrania są w zupełnie nowym stylu. Chcę najpierw wysłać je do kilku ekskluzywnych butików i sprawdzić, jak się będą sprzedawać. Dopiero potem zaj­mę się masową produkcją.

Uśmiechnął się szeroko.

- Jesteś niezłą ekonomistką. Szybko się uczysz. Już ci kiedyś to mówiłem, prawda?

Potwierdziła skinieniem głowy.

Zaśmiała się sztucznie, chcąc ukryć zmieszanie.

Uśmiechnęła się, czując że ubyło jej trochę zmartwień.

Ann skinęła głową i otarła spływającą po policzku łzę.

- Gdybym tylko wtedy była tutaj...

Keena otoczyła ją ramieniem.

- Mogę pogodzić się ze stratą tego wszystkiego, ale nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby tobie stało się coś złego. Cieszmy się, że nie wydarzyło się nic gorszego.

Ann wzruszyła wątłymi ramionami.

- Chyba masz rację. Całe szczęście, że jesteśmy ubezpieczeni.

- O, właśnie... - zaczęła Keena.

- Zajmę się tym - przerwał jej zniecierpliwiony Nicholas. Cały ten bałagan zaczynał go powoli denerwować. - Chodźmy idźmy już, kochanie.

- Tak jest, wasza wysokość - powiedziała Keena, przeszywając go powłóczystym spojrzeniem. Spojrzał na nią zmrużonymi oczyma.

- Małe impertynenckie stworzonko - mruknął.

- Nicholas, uważam że nie powinieneś mnie winić. Prze­cież to ty nauczyłeś mnie takiego zachowania. - Odwróciła się, by pomachać stojącej w drzwiach Ann.

- Nie nauczyłem cię jeszcze wszystkiego - zachichotał.

Przesłała mu złośliwy uśmiech.

- A masz taki zamiar?

- Porozmawiamy kiedyś o tym.

Ruszyli w stronę samochodu, a chłodny wiatr owiewał im twarze.

- Jak już mówiłem, mam do załatwienia kilka ważnych spraw. Podrzucę cię do domu w drodze do biura.

- Nick, dziękuję. - Była szczerze wzruszona i nie potra­fiła opanować drżenia głosu. - Może uda mi się kiedyś odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłeś.

- Nie jesteś mi nic winna, Keeno. Ruszajmy.

"Jest najbardziej zagadkowym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu - pomyślała. - Chyba nigdy nie uda mi się go rozgryźć".

Następny tydzień przypominał jazdę na szybkiej karuze­li. Dni zamieniały się w noce, noce w poranki, a Keena nie bardzo zdawała sobie sprawę z upływu czasu. Pracowała niemal przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, robiąc krótkie przerwy na sen wtedy, kiedy już naprawdę nie mogła utrzymać się na nogach.

Żywiła się wyłącznie owocami, ciasteczkami i wypijała ogromne ilości kawy. Godzina po godzinie starała się od­tworzyć w pamięci wszystko to, co zostało strawione przez płomienie. Cały pokój był zarzucony kartkami papieru, skrawkami materiału, długopisami, ołówkami i kawałkami kalki.

Nikt jej nie przeszkadzał. Wszyscy współpracownicy Keeny wiedzieli, że jej umysł jest najbardziej twórczy wtedy, kiedy przebywa w samotności. Czasami Nicholas odważał się zakłócić jej prywatność. Przynosił wtedy z chiń­skiej restauracji ulubione przysmaki Keeny. Cieszył się, kiedy pochłaniała je z ogromnym apetytem. Pewnego ran­ka pojawił się już o siódmej rano i własnoręcznie przyrzą­dził wyśmienite śniadanie z zakupionych wcześniej produ­któw. Do mieszkania Keeny dostał się za pomocą własnego klucza i obudził śpiącą na puszystym dywanie kobietę do­piero wtedy, kiedy pachnące śniadanie stało już na stole, Keena była tak bardzo zmęczona i zdziwiona, że nawet nie potrafiła się gniewać za to wtargnięcie.

- Nie jestem niemowlakiem! -protestowała, gdy Nicho­las wkładał do jej ust świeże truskawki.

Z uśmiechem przyglądał się pokrytej rumieńcem zażeno­wania twarzy kobiety.

- Nie - zgodził się. - Ale ty także czasami musisz być rozpieszczana. Jedz.

Ponownie otworzyła usta.

- Smaczne?

Uśmiechnęła się i podniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Jesteś dla mnie taki dobry, Nicholas.

- Mam w tym ukryty cel - odparł, podając jej filiżankę kawy ze śmietanką. - Mam zamiar wkrótce cię uwieść, a to dobre żarcie jest po to, żeby wprawić cię w dobry nastrój.

- Jak może ci się to udać, skoro zostałam uprzedzona o twoich zamiarach?

Jego oczy prześliznęły się po jedwabnym szlafroczku, przewiązanym w talii wąskim paskiem. Potem jego wzrok spoczął na rąbku koszuli nocnej wystającej spod szlafroka i przesunął się po nagich nogach.

- Och, chciałem zaczekać aż zaśniesz, a potem posiąść cię na dywanie.

- Przecież teraz leżę na dywanie - powiedziała, odstawiając filiżankę i układając się wygodniej. - Ale jestem zbyt najedzona, żeby figlować.

Wyciągnął się tuż obok niej. Dzisiaj wyjątkowo nie był ubrany w garnitur, a miał na sobie jasny sweter z wielbłą­dziej wełny i ciemne spodnie. Wyglądał dużo młodziej niż zazwyczaj i Keena miała wrażenie, że jest zadowolony i wypoczęty. Czuła ciepło ciała Nicholasa i bezwiednie po­wędrowała spojrzeniem do jego ust. Aż do bólu pragnęła, żeby ją dotknął, żeby ją pocałował. Położył swe szerokie ramiona pod głową, przymknął oczy i uśmiechał się błogo, Kobieta była niezadowolona, że tak wyraźnie ignoruje jej towarzystwo.

- Dobrze się składa, bo ja też ledwie się ruszam z przeje­dzenia. Napchałem się przed wyjściem z domu.

Keena przewróciła się na bok i przyglądała się profilowi mężczyzny.

- Nicholas, skąd pochodzisz? - zapytała nagle.

Pytanie musiało go zaskoczyć, gdyż upłynęło kilka dłu­gich sekund, zanim się odezwał.

Nie wiedziała. Roześmiała się cicho.

Przyglądała się jego zamyślonej twarzy.

Uśmiechnął się, nie otwierając oczu.

- Tak, aż do dnia, gdy poznałem ciebie. Zieloną jak trawa i trzęsącą się ze zdenerwowania. - Zachichotał. - Kiedy umarła Misty, nie było nikogo, z kim mógłbym o niej po­rozmawiać. Wszyscy bali się nawet wspomnieć przy mnie jej imię. Byłaś jedyną osobą, która odważyła się poruszyć ten temat.

- Musiałeś wtedy bardzo cierpieć. Pamiętam, jaki byłeś smutny. Czy nadal za nią tęsknisz, Nicholas?

Odwrócił głowę i spojrzał na nią.

- Czasami. Coraz rzadziej. Ty pomagasz mi zapomnieć o wszystkim.

- Ja? - zapytała zdziwiona.

- Rozjaśniłaś wszystkie ciemne zakątki mojego życia - powiedział żartobliwie - i od nowa rozpaliłaś we mnie ogień pożądania.

Przeciągnęła się jak kociak przy ciepłym piecu. Przysu­nęła się bliżej Nicholasa i oparła głowę na jego szerokiej piersi. Palcami lewej dłoni zaczęła gładzić miękką wełnę jego swetra.

- Porozmawiaj ze mną jeszcze - mruknęła. - Opowiedz mi coś o swojej rodzinie. Czy ktoś z twoich bliskich miesz­ka jeszcze w Charleston?

- Nikt, o kim musiałbym pamiętać. Moi rodzice nie żyją już od bardzo dawna. Keeno, nie rób tego - dodał szybko, ściskając palce, którymi go dotykała.

Wiedziała, że to jej bliskość powodowała przyspieszone ruchy klatki piersiowej mężczyzny. Poczuła się silna, mo­gąca wiele zdziałać, a co więcej, było jej bardzo przyjem­nie.

- Psujesz mi zabawę - mruknęła. Napięcie kilku ostatnich dni, brak snu i jedzenia, dawały o sobie znać. Była ogromnie zmęczona. Przytuliła się do niego mocniej i westchnęła.

- Nicholas, myślę, że do jutra uda mi się wszystko upo­rządkować. Potem wracam do Ashton.

Odetchnął głęboko, a Keena poczuła, jak sztywnieją jego mięśnie.

- Po co? Dla Harrisa?

- Dla siebie - odparła. Usiadła gwałtownie i odgarnęła spadające na oczy włosy. - Nawet nie próbuj odwodzić mnie od tego. Podjęłam decyzję i nie chcę jej zmieniać.

Spojrzał na nią inaczej niż zwykle.

Powoli przesunął spojrzeniem po zgrabnej sylwetce Ke­eny, aż wreszcie jego wzrok spoczął na delikatnych rysach jej twarzy.

- Czuję się za ciebie odpowiedzialny - powiedział wre­szcie.

Zabolało. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego, ale słowa Nicholasa ukłuły ją niczym żądło.

- Dlaczego? - zapytała drżącymi ustami. - Ponieważ przez tyle długich lat nie potrafiłam zapomnieć o tym mężczyźnie? Dlatego, że umiałam cię wtedy wysłuchać", gdy nikt inny nie ośmielił zbliżyć się do ciebie? Dziękuję za troskę, panie Coleman, ale proszę nie zawracać sobie głowy jakimiś zobowiązaniami w stosunku do mnie. Je­stem w stanie sama o siebie zadbać.

- A jak masz zamiar to zrobić? - zapytał z chłodną kurtuazją. - Kusząc prowincjonalnego prawnika?

Oczy Keeny zabłysły złowrogim blaskiem.

- On nie jest prowincjonalnym prawnikiem! - wybuchła.

Podniósł się i sięgnął po papierosa.

- Zamierzasz wyjść za niego za mąż? - zapytał bez ogródek, spoglądając na nią przez smugę tytoniowego dy­mu. Przemierzał właśnie pokój w poszukiwaniu popielni­czki.

- A jeśli nawet, to co ciebie to obchodzi? - Raniła go była zupełnie świadoma, że to robi.

Zatrzymał się i strzepnął popiół do dużej, kwadratowej, ceramicznej popielniczki. Rzucił jej nie wróżące nic dobre­go spojrzenie, którego nie mogła nie zauważyć, nawet pomimo dzielącej ich odległości. Wyprostował się i oparł o szafę.

"Jest taki ogromny, ciemny i straszny"- pomyślała bez­wiednie Keena.

-No, dalej! Ulżyj sobie! Powiedz jeszcze coś więcej, a dowiesz się, dlaczego mnie to obchodzi - ostrzegł ją cichym, głębokim głosem. Kobieta doskonale wiedziała, że jej gość tłumi w sobie agresję.

- Trzęsę się ze strachu, Nicholas.

Czuła, że w tej chwili stacją na wszystko. W dodatku ten mężczyzna doprowadzał ją swoim zachowaniem do szału. Posławiła wszystko na jedne szalę. Zaryzykuje i albo wy­gra, albo straci wszystko.

- Czy w ten sposób usidlasz swoje kobiety, Nicholas. - Groźbą?

Zobaczyła furię w jego ciemnych oczach.

Zdusił dopiero co zapalonego papierosa w popielniczce ruszył prosto w jej kierunku. Wyraz jego spiętej twarzy uwidaczniał chęć zemsty.

Rozdział szósty

Serce głucho dudniło jej w piersi, ale nie poruszyła się.

- Nie boję się ciebie! - powiedziała pewnym głosem, chociaż odczuwała ogromną chęć ucieczki przed rozwście­czonym mężczyzną.

Nawet nie raczył jej odpowiedzieć. Jedną ręką objął ją za ramiona, a drugą ujął pod kolana. Niósł ją, jakby nie waży­ła więcej niż torebka warzyw. Kierował się w dół do holu.

Pchnięciem ramienia otworzył drzwi jej sypialni. Prze­szedł po ciemnoniebieskim dywanie i niemal rzucił Keenę na wielobarwną narzutę przykrywającą jej królewskich rozmiarów łóżko. Stał obok tylko przez chwilę potrzebną do zdjęcia swetra. Po chwili leżał już przy niej. Próbowała się podnieść, ale silne ręce przytrzymały jej nadgarstki i osadziły w miejscu. Puścił ją dopiero wtedy, gdy zoba­czył panikę w pięknych, zielonych oczach. Leżała teraz pozbawiona oddechu i nadziei, spoglądając lękliwie na mężczyznę.

- Nie jesteś już taka odważna, prawda, lisiczko? - zapy­tał nieprzyjemnym, wyrażającym złość głosem. - No, ko­chanie, walcz ze mną. Dlaczego nagle przestałaś? Przecież robiłaś to od dnia mego wyjazdu do Paryża.

Nerwowo oblizała usta.

- Nie rozumiem.

- Zachowujesz się jak mała dziewczynka, rzucająca ka­mieniami w chłopca, który jej się bardzo podoba i wykrzy­kująca przy tym jego imię. Ona jeszcze nie wie, że kiedyś i tak konieczna będzie konfrontacja. - Mimo, że głos Ni­cholasa był opanowany, jego oczy błyszczały groźnie. - Przez cały ten czas starasz się zaciągnąć mnie do swojego łóżka. W porządku, jestem tutaj. Co masz więc zamiar ze mną teraz zrobić?

Zagryzła dolną wargę.

- Jeśli myślisz, że o to mi chodzi, to jesteś w wielkim błędzie - odparła drżącym głosem. - Jesteś zarozumiały... Pochylił się nad nią i zajrzał prosto w oczy. Jego ciepły oddech owiewał twarz Keeny, a zmysłowe usta były tak blisko, że dotykały jej warg, gdy mówił. Ciepło bijące z ciała Nicholasa niemal parzyło ją. Dziwiła się, że dźwiganie na sobie ciężaru mężczyzny sprawia jej taką przyjemność, Więcej niż przyjemność. Było to cudowne uczucie. Gwał­townie przewrócił się na plecy i pociągnął ją za sobą. Teraz on rozkoszował się ciężarem jej zgrabnego ciała. Obie dłonie kobiety przycisnął do swej nagiej, porośniętej gę­stym, ciemnym włosem piersi.

- Nie kłopocz się obrażaniem mnie - wyszeptał. - Zre­sztą cała ta zabawa to twój pomysł. Ja tylko pozwoliłem ci się poprowadzić, lisiczko.

Jego dotyk był uspokajający. Pragnęła tego od tak długie­go czasu, a on teraz gotowy był spełnić jej pragnienie. Jej ręka delikatnie dotykała jego potężnej piersi, palce błądziły wśród porastających ją włosów. Nie mogła pogodzić się z myślą, że wszystkie uczucia Nicholasa są rezultatem źle pojętej odpowiedzialności.

- Mój pomysł?! Jeśli kiedykolwiek chciałabym, byś ko­chał się ze mną...

Jego oczy pociemniały, a mięsień na policzku zadrgał nerwowo.

Klatka piersiowa Nicholasa podnosiła się i opadała po­woli.

- A więc o to ci chodzi. - Odsunął z jej policzka kosmyk włosów. - Nie lubisz, żeby ktoś się o ciebie troszczył?

Spojrzała mu w oczy, ale zaraz odwróciła wzrok.

- Nie jestem twoją własnością. Ja... nie lubię... nie chcę, żebyś traktował to jako zobowiązanie. - Zagryzła wargę, gdyż łzy napłynęły jej do oczu.

Potężne palce Nicholasa delikatnie pieściły jej szyję.

- Robię to, co chcę robić. Co sprawia mi przyjemność, Keeno - odparł cichym, łagodnym głosem. - Bardzo lubię troszczyć się o ciebie, kiedy tego potrzebujesz. Nigdy nie myślałem, że mam wobec ciebie jakieś zobowiązania. Zwła­szcza wobec ciebie.

Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, ale znalazła tam tylko wyraz rozbawienia.

- Miałam wrażenie, że uważasz inaczej. Kręcisz się wo­kół mnie, bo jesteś przekonany, że musisz to robić.

- Kręcę się wokół ciebie, ponieważ dobrze się czuję w twoim towarzystwie, ponieważ potrafisz ze mną rozma­wiać. Z moją pozycją i pieniędzmi jest cholernie trudno komuś zaufać. Nie pomyślałaś o tym nigdy?

Przyglądała się nosowi mężczyzny. Miała wrażenie, że został kiedyś złamany. Nie namyślając się wiele wyciągnę­ła rękę i dotknęła miejsca, gdzie widniało niemal niewido­czne zgrubienie.

- Nie, nigdy. To znaczy nigdy nie myślałam o twoich pieniądzach. Nick, kiedy został złamany twój nos?

- Podczas służby w marynarce - odrzekł. - Pamiątka mojego niezdyscyplinowania. Nie chciałem wykonać do rozkazu. Dlaczego pytasz? Wzruszyła ramionami.

- Już kiedy cię poznałam, byłeś bardzo bogaty - wyjaś­niła.

- To prawda - przyznał. - Ale ty nigdy nie prosiłaś mnie o nic. Nawet wtedy, kiedy miałaś problemy ze spłacaniem swoich rachunków. Oczy Keeny rozszerzyły się ze zdziwienia. - W jaki sposób się o tym dowiedziałeś? - Byłem ciekawy i zbierałem wszelkie wiadomości na twój temat. Poruszyła się niespokojnie.

- Co jeszcze udało ci się odkryć?

Uśmiechnął się.

- To, że zbytnio ufasz ludziom. Mam do ciebie słabość, lisiczko, dlatego za twoimi plecami rozprawiłem się z kil­koma panami, którzy wydawali się interesować tobą, a któ­rych nikt nie uznałby za dżentelmenów.

Roześmiała się.

- Zawsze robiłeś wszystko, żebym straciła co przystoj­niejszych pracowników - zażartowała, przypominając so­bie mężczyznę, któremu Nicholas omal nie złamał szczęki. Westchnął ciężko.

- Nawet nie wiesz, ile siwych włosów mnie to kosztowało.

Dojrzała ogromne pożądanie w jego oczach i szybko za­trzepotała rzęsami. Miała wrażenie, że już nigdy nie uda jej się złapać oddechu. Czuła, jak wzrasta między nimi napię­cie.

Z trudem przełknęła ślinę.

- Byłeś taki zły.

- A czego się spodziewałaś? Nie lubię mieć rywali. Zwła­szcza, jeżeli ma nim być ktoś taki, jak James Harris. Uśmiechnęła się nieznacznie.

- A ja nie lubię, jeżeli ktoś mówi, że ma wobec mnie zobowiązania.

Objął ją mocniej.

- Nadal nie odpowiedziałaś na moją prośbę. Pragnę cię.


Spuściła wzrok i zaczęła przyglądać się masywnej piersi mężczyzny. Ona także go pragnęła, ale nie była zaślepiona pożądaniem. Była świadoma konsekwencji, jakie może przy­nieść chwila uniesienia. Była zmieszana, ogromnie zmie­szana. Nie mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób mogłoby do tego dojść.

Podniósł kciukiem jej brodę i spojrzał prosto w iskrzące się oczy.

- Nie zamierzam wpędzić cię w ciążę, jeżeli tego się obawiasz.

Zaczerwieniła się po koniuszki uszu. Obserwował jej reakcję z niemałym zdziwieniem.

- Z jakimi mężczyznami miałaś do czynienia? - zapytał, śmiejąc się sztucznie. - Na Boga, nigdy nie rozmawiałaś z nimi o seksie?

- Nie miałam zbyt wielu okazji - przyznała otwarcie. - Zresztą, po co rozmawiać na ten temat?

Leniwie pocałował ją w usta, nie spodziewając się, że przyniesie mu to tak cudowne doznania. Całował ją coraz namiętniej, delikatnie gładząc po plecach i zsuwając szla­froczek z ramion.

- Nick - szepnęła, drżąc pod wpływem dotyku jego gorących ust.

Ręce Nicholasa delikatnie pieściły piersi Keeny, a jej ciało tężało na skutek pieszczoty.

- Z tobą czuję się jak niedoświadczony podrostek - wy­szeptał jej do ucha. - Mój Boże, starałem się dać ci odpo­wiednią ilość czasu, ale to wszystko dzieje się niezależnie ode mnie.

Mimo to pieścił ją i całował z wprawą doświadczonego kochanka. Keena jeszcze nigdy w życiu nie odczuwała takich emocji. Miała wrażenie, że płonie od środka.

- Och, Nick - jęknęła, gdy podniósł głowę, by zajrzeć jej w oczy.

Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się, i opadała gwał­townie. Keena dotknęła Nicholasa opuszkami palców i po­czuła, że jego ciało zroszone jest potem. Przyglądał się jej z taką ciekawością i pożądaniem, jakby nigdy dotąd nie miał okazji zobaczyć nagiej kobiety. Spojrzenie było tak intensywne, że Keena drżała pod jego wpływem.

- Ja... ja chciałabym... być bliżej ciebie.

Delikatnie potarł policzkiem o jej dłoń.

- Tak? - mruknął. - Czy nie znajdujemy się dość blisko siebie?

Zsunął Keenę na materac i pochylił się nad nią, podpiera­jąc się na łokciach

- Nie - szepnęła, gdy zdołała uwolnić swe usta od poca­łunku. - Chcę... czuć całego ciebie, Nicholas - jęknęła, mając świadomość, że opiera się na niej całym swym cię­ żarem.

Jej miękkie piersi zostały przygniecione twardym, mu­skularnym torsem mężczyzny. Wyciągnęła ręce i przyciąg­nęła go bliżej siebie, jakby chciała, by już na zawsze stano­wili całość. Tak bardzo pragnęła zadowolić go, mogłaby dawać z siebie wszystko co najlepsze, byleby tylko rozpa­lić w nim ogień podobny do tego, którym płonęło jej ciało i serce.

Poruszyła się pod nim niespokojnie. Twarde skręcone włosy porastające tors mężczyzny drażniły jej delikatnie ciało, przyprawiając o kolejne dreszcze rozkoszy.

- Nie jestem zbyt ciężki? - mruknął prosto w jej rozchy­lone usta.

- Nie - wyszeptała, spoglądając mu w oczy.

Nicholas językiem gładził jej górną wargę. Obserwował reakcje kobiety, jego ciemne oczy były pełne pożądania ale i tajemnicy.

- Czy zawsze patrzysz na kobiety w taki sposób? - zapy­tała a zaniepokojona, przestając na chwilę gładzić jego mu­skularne plecy.

- Tylko wtedy, kiedy tak cholernie ich pragnę i nie mogę zdobyć od lat. - Naparł na nią mocniej, chcąc udowodnić, jak wielkie jest jego pożądanie. - Czujesz, jak bardzo cię pragnę?

Z trudem łapała oddech, była pewna, że gdyby teraz musiała się podnieść, nie byłaby w stanie utrzymać się na nogach. Miała wrażenie, że nigdy nie istnieli oddzielnie, że zawsze stanowili jedność.

Pocałował ją ponownie. Przypomniała sobie, że w bardzo podobny sposób po raz pierwszy całował ją w rollsie. Dotyk Nicholasa sprawiał, że jej ciało pragnęło coraz więcej pieszczot Dopiero teraz dojrzewało w niej uczucie prawdziwego pożądania.

Usłyszała cichy, triumfujący śmiech i niechętnie pod­niosła powieki. Nicholas zdjął z niej porozpinaną już wcześniej koszulę nocną i odrzucił ją gdzieś na środek pokoju. Pod wpływem dotyku jego rąk, jej ciało przeszyły miliony rozkosznie kłujących igiełek. Nicholas położył się obok, by dobrze przyjrzeć się jej teraz już zupełnie nagie­mu ciału. W sypialni nie było zbyt ciepło, toteż rozgrzaną przez mężczyznę Keenę omiótł chłód. Pożerał spojrzeniem każdy zakamarek jej ciała. Podążał wzrokiem wzdłuż długich, zgrabnych nóg, zatrzymał na krągłych biodrach, a potem przesunął na szczupłą talię i piersi. Nabrała pewności, że podobne zainteresowanie okazałby każdy mężczyzna będący teraz na miejscu Ni­cholasa. Chociaż wtedy, wiele lat temu, James Harris zbyt bardzo spieszył się z zaspokojeniem swojej żądzy, żeby rzucić choć przelotne spojrzenie na ciało swojej partnerki. Wszystko stało się błyskawicznie i w rezultacie Keena wy­niosłą z tego zbliżenia tylko upokorzenie, wstyd i zakłopotanie. Nie doznała ani odrobiny przyjemności. Ale teraz było zupełnie inaczej. Nicholas wydawał się stworzony właśnie dla niej. Dziwiła się, że nie odkryła tego dużo wcześniej. Wiedziała, że dla niego nie liczy się tylko jej ciało, że nie jest kochanką na jeden raz. Znaczyła dla niego bardzo wiele i z łatwością odczytywała to w ciemnych, pożądliwie spoglądających na nią oczach mężczyzny.

Pochylił się i dotknął ustami płaskiego brzucha Keeny, Powoli przesuwał się w górę, w kierunku piersi, a rękoma głaskał gładką skórę. Pieścił kobietę w zupełnie nie znany jej sposób, sprawiał, że jej ciało pozostawało drżące i głod­ne jego dotyku.

Wplotła palce we włosy Nicholasa i szarpała je delikat­nie. Gdy podniósł głowę, by zbadać wyraz zarumienionej twarzy Keeny, jej oczy były przymknięte.

- Nie wiesz, jak odwzajemnić moje pieszczoty, prawda? - zapytał zmienionym, chrapliwym głosem, gdyż jego cia­ło aż pulsowało pożądaniem.

Dotknęła ust Nicholasa opuszkami palców i zdziwiła się, że i to sprawiło jej ogromną przyjemność.

- Nie.

- Cholera, a zachowujesz się jakbyś była - wyrzucił z siebie, podnosząc kciukiem jej opuszczoną głowę. - Powiedziałem ci kiedyś, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia i nadal tak twierdzę. Ale nie sprawiasz wrażenia kobiety, która ma jakiekolwiek doświadczenie w tej dziedzinie. Powiedz, jak bardzo powinienem być ostrożny?

Westchnęła cicho.

- Pierwszy... i jedyny raz... byłam z Jamesem - wyzna­ła zawstydzona. - To było okropne... on spieszył się... i... - głos Keeny załamał się.

- Mów dalej - ponaglił,

- Myślałam, że umrę ze wstydu i upokorzenia, kiedy zrozumiałam, że on nie ma najmniejszego zamiaru ożenić się ze mną. Pragnął tylko zaspokoić swoją żądzę. Powie­dział, że kochać się ze mną... to tak, jakby kochać się z mężczyzną.

Nicholas nie odezwał się ani słowem. Spoglądał na nią, się tym razem z jego oczu nie mogła wyczytać żadnej myśli. Teraz już wiedział, jaką krzywdę wyrządził Keenie Harris.

- Nie pogardzaj mną...

Przerażona własnymi słowami, Keena próbowała się bronić.

- Pogardzać tobą?! Na Boga, co ty wygadujesz?! - nie­mal wykrzyknął. Pochylił się i ponownie pocałował ją w usta. - Czy zachowuję się, jakbym tobą pogardzał, głuptasku?

Łzy wolno spływały jej po policzkach. Keena przytuliła się mocno do Nicholasa, a on posadził ją sobie na kola­nach i próbował uspokoić. Dotyk jego rąk był ciepły i łago­dził wszelki ból. Przycisnęła usta do szyi mężczyzny. Było jej tak dobrze, gdy czuła jego bliskość, jego zapach. - Nick - wyszeptała. - Słucham, kochanie?

Odsunęła się od niego i spojrzała w oczy.

- Kochaj mnie.

Odsunął z jej policzka niesforny kosmyk włosów. Wpatrywał się w jej usta z ogromnym pożądaniem, ale nie zro­bił żadnego gestu.

- Co teraz czujesz do Harrisa? - zapytał, a na twarzy Keeny odmalowało się cierpienie.

Wpatrywała się w jego oczy, chcąc znaleźć odpowiedz, na wszystkie nurtujące ją pytania, ale tym razem ich wyraz był nieodgadniony.

- Nie pragniesz mnie? - zapytała wreszcie.

Chwycił jej dłoń i delikatnie, acz stanowczo przesunął w dół swego płaskiego brzucha. Z nieznacznym uśmie­chem na ustach obserwował, jak jej twarz oblewa się pur­purą.

- Pragnę cię. Ale nie mam zamiaru zrobić nic więcej, dopóki nie odeślesz go do przeszłości. Tam właśnie jest jego miejsce. Byłaś wtedy młodą dziewczyną, Keeno - dodał poważnie. - Łudziłaś się, że Harris dąży cię szacun­kiem, ale tak nie było. Wiem, że wyrządził ci krzywdę, ale to wszystko wydarzyło się tak, dawno, że nie powinnaś już o tym pamiętać. - Pochylił głowę i złożył na jej ustach długi i namiętny pocałunek. Uśmiechnął się czując, jak Keena rozchyla wargi w pragnieniu, by był on jeszcze głębszy. - Przecież dla mnie i dla ciebie nie ma to żadnego znaczenia.

Kobieta gorliwie odwzajemniała pocałunki.

- Miałam zbyt mały biust, jak na jego wymagania - wyjaśniła słabym głosem, w którym bez trudu można było usłyszeć gorycz.

Nicholas spojrzał w dół na jej twarde, sprężyste piersi i delikatnie przesunął językiem po czerwonych sutkach.

- Ty? - zaśmiał się cicho.

- Och, Nick.

Oddychała z trudem, a jej głos i oczy wyrażały najgłęb­sze emocje. Przylgnęła do niego całym ciałem, przytuliła policzek do szerokiej piersi. Czuła się bezpiecznie w ota­czających ją silnych ramionach. Było wspaniale, gdy duże dłonie Nicholasa gładziły jej nagie plecy.

- Nienawidzę tego mówić - mruknął - ale nawet w moim wieku nie potrafię trzymać rąk przy sobie, gdy na moich kolanach siedzi cudowna, naga brunetką. Może jednak ubierzesz się, a ja w tym czasie przygotuję kawę.

- Wolałabym pofiglować z tobą w łóżku - szepnęła żar­tobliwie. - Mógłbyś nauczyć mnie, jak należy cię pieścić.

Roześmiał się szczerze.

- Przy najbliższej sposobności.

Wyswobodziła się z jego ramion i zsunęła się z kolan na podłogę. Czuła się bardzo ważna i szanowana, kiedy Ni­cholas podał jej szlafroczek.

- Ubierz się ładnie — poprosił, wciągając na siebie sweter i kierując się ku drzwiom. - Zatrzymał się na chwilę, trzy­mając już rękę na klamce. - Następnym razem nie kuś mnie w ten sposób, nawet jeżeli będziesz miała na sobie coś więcej niż piżamę.

- Pochlebiasz mi, wiesz o tym? - mruknęła, wyjmując z szafy rajstopy i bluzkę.

- Nie, kochanie - odrzekł cicho. - To nie pochlebstwo, to szczera prawda.

Zamknął za sobą drzwi, by pozwolić jej spokojnie się ubrać.

Pięć minut później usiadła się obok niego na sofie. Miała na sobie czarną, jedwabną bluzkę i beżowe obcisłe dżinsy. Włosy były wyszczotkowane, delikatny makijaż zdobił jej twarz, a oczy skierowała prosto na Nicholasa. Gwizdnął z aprobatą, gdy się jej przyjrzał i powiedział:

- Nieźle wyglądasz.

Podał jej filiżankę kawy i objął ją potężnym ramieniem.

Zadzwonił telefon i Nicholasowi nie udało się dokoń­czyć wypowiedzi. Keena podeszła do aparatu, mając wra­żenie, że jej nogi są z waty. Gra. Okrutna gra, której oboje powinni się wstydzić. Na myśl, że w tej chwili Nicholas na pewno jej się przygląda, zrobiło jej się słabo.

Wyciągnęła słuchawkę w stronę Nicholasa, usiłując nie patrzeć mu w oczy.

- Do ciebie - powiedziała cicho.

Usiadła z powrotem na sofie i sięgnęła po filiżankę. Mia­ła wrażenie, że nagle opuściły ją wszelkie uczucia. Czuła się zupełnie pusta w środku. Niemal nie docierał do niej głęboki, raz ostry, a kiedy indziej pytający głos Nicholasa.

Wreszcie odwiesił słuchawkę i zwrócił się do niej.

- Na czym to ja skończyłem.

- Nieważne - odpowiedziała, obrzucając go lodowatym spojrzeniem. - Wychodzisz? Do widzenia.

- Chciałbym ci coś jeszcze wyjaśnić - odezwał się ści­szonym głosem.

- Jestem bardzo zajęta. Jutro rano zamierzam wyjechać do Ashton, a mam jeszcze mnóstwo pracy do zrobienia. Zmrużył oczy.

- Przecież nie jedziesz tam sama.

- Dlaczego sobie zawracasz tym głowę? - zapytała wy­niośle. - Gra jest skończona, Nicholas. Nie będę już więcej grała.

- Ani ja, kochanie - odrzekł czule, uśmiechając się do niej. - Nigdy więcej.

Spojrzała na niego, czując że znowu robi się jej gorąco.

- Dziękuję za śniadanie. - Keena usiłowała być chłodna i uprzejma.

Ruszył w stronę drzwi, ale przystanął w połowie drogi i obejrzał się. Pełnymi tęsknoty oczyma popatrzył na jej zgrabną, szczupłą sylwetkę.

- A może miałabyś ochotę zobaczyć mój dom w drodze do Ashton?

To pytanie zaskoczyło ją.

- Masz na myśli wyjazd do Charleston?

Skinął twierdząco głową.

- Moglibyśmy zatrzymać się tam na kilka dni. Chciał­bym pokazać ci całą posiadłość.

Chciał naprawdę, żeby tam pojechała? A może pragnął odwiedzić duchy swoich bliskich, a jej towarzystwo było potrzebne tylko po to, by pamięć o nich stała się łatwiejsza do zniesienia. Keena przestała czuć się pewnie w towarzy­stwie tego mężczyzny. Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że boi się Nicholasa.

- Keeno, nie będę już próbował zaciągnąć cię do łóżka - powiedział łagodnie, - To już skończone.

Przypatrywała mu się przez chwilę, po czym skinęła głową.

Na lotnisku w Charleston czekał na nich czarny, błysz­czący lincoln, a tuż obok stał wysoki i dostojny Jimson.

Keena spojrzała na Nicholasa pełnym wahania i bojaźni wzrokiem. Mężczyzna opuścił powieki, jego twarz poora­na była głębokimi bruzdami, a pod oczami widniały ciem­ne cienie. Widziała Nicholasa już w różnym stanie, ale nigdy jeszcze nie wyglądał tak źle, jak tego dnia.

Umknęła ze spojrzeniem, a jej twarz miała nieodgadnio­ny wyraz.

- Nigdy nie przypuszczałam, że rośnie tu tak dużo palm - mruknęła, przyglądając się zabytkowym budynkom znaj­dującym się po obu stronach ulicy. - Ile lat liczy Charleston

- Założono go w 1670 roku - wyjaśnił Nicholas, patrząc w ślad za jej spojrzeniem. Otaczały ich wspaniałe dzieła architektoniczne pochodzące z ubiegłych stuleci. - Ale francuscy Hugenoci, którzy osiedlili się tu dobre piętnaście lat później, nadali styl temu miastu. Mój przodek, St. Ju­liens, ufundował Manteau Gris.

- Słucham? - mruknęła, słysząc niezrozumiałe dla niej francuskie słowa.

- To taki budynek otoczony ogromną plantacją. Manteau Gris znaczy Szara Peleryna, ale wszyscy mieszkańcy Charleston używają oryginalnej nazwy - wyjaśnił. - Pier­wszy dom został wybudowany w 1769 roku. Spalono go podczas rewolucji, potem odbudowano, ale spłonął po­nownie w czasie wojny domowej. - Zaśmiał się cicho. - Pewnie oryginalne są tylko fundamenty.

- Kochasz to miasto, prawda? - zapytała Keena, oczyma wyobraźni widziała dzieje tego budynku.

- Bardzo. Im jestem starszy, tym częściej uświadamiam sobie, że tutaj tkwią moje korzenie. Popatrz - wskazał głową w kierunku okna po jej stronie. - to Kościół pod wezwaniem Świętego Michała. Najstarszy w tym mieście.

- Piękny.

- Jeżeli pojechalibyśmy w dół tą ulicą, dojechalibyśmy do miejsca nazywanego „South of Broad". To najstarsza część miasta. Znajdujące się tam restauracje serwują słyn­ną zupę z krabów, przygotowaną z krabiej ikry, do której je się pieczone ostrygi i małe homary podawane w specjal­nym sosie. Będę musiał cię tam zabrać któregoś dnia. Jest tu tyle interesujących miejsc, że można spędzić bez mała pół dnia na oglądaniu tego wszystkiego,

Jimson gwałtownie zakręcił w prawo, a kilka minut później w lewo. Dwie przecznice dalej Nicholas poprosił go, by zwolnił.

- Nie wiem. Mogę za to powiedzieć, że najgorszym z nich był Stede Bonnet. Powieszono go w 1718 roku, a potem jego ciało spalono na bagnach w pobliżu Battcry, Byli także piraci płci żeńskiej, na przykład piękna Anno Bonney, córka z nieprawego łoża jednego z irlandzkich kupców. Wyszła za mąż za pirata o nazwisku James Bun­ney, ale po niedługim czasie porzuciła go i zaciągnęła się na statek nazwany „Galico Jack Rackham".

Keena słuchała z szeroko otwartymi oczyma.

- I co dalej? - dopytywała się.

- Teraz jest to hotel - odparł, ale być może uda mi się zorganizować coś ciekawego, gdy następnym razem bę­dziesz odwiedzała Charleston. Objedź teraz East Bay i Battery, Jimsonie - zwrócił się do kierowcy.

- Tak jest.

Fort Sumter, umiejscowiony poza granicami portu, spra­wiał wrażenie bardzo spokojnego. Keena przyglądała mu się z ciekawością, kiedy jechali wzdłuż Battery.

- Trudno mi uwierzyć, że kiedykolwiek toczyły się tu bitwy - powiedziała w zamyśleniu.

- Charleston było miejscem nieustannych walk. W 1780 roku zdobyli go Brytyjczycy, potem został bardzo zniszczony w czasie wojny domowej. Opierał się nawałnicom i trzęsieniom ziemi i przetrwał po dziś dzień. Nieustępliwy, dumny i niepodobny do żadnego z innych miast. Przypusz­czam, że właśnie dlatego tak bardzo jest mi bliski.

- Czy są tu organizowane wycieczki, dokładnie w celu zwiedzania miasta? Potwierdził ruchem głowy.

- Każdej wiosny. Niestety, przyjechaliśmy kilka tygodni za wcześnie. Zobacz, a oto mój dom. Manteau Gris. Wystarczyło jedno przelotne spojrzenie i Keena wiedzia­ła, że pokocha ten szary budynek całym sercem. Stał nieco na uboczu. Zdobiła go wspaniała wieża, a oto­czony był potężnymi dębami, drzewami magnolii, sosnami i ogromną ilością krzewów. Keena pomyślała, że wspania­łe musi tu być w czasie kwitnienia. Ziemię porastała pożół­kła trawa. Budynek otaczał pomalowany na szaro płot.

- Fantastyczny. Dlaczego nie dodałeś, że ta historia do­tyczy twojego domu? - Keena była nad wyraz zachwycona.

- Pomyślałem, że w ten sposób wyda ci się bardziej atrakcyjny. - Kto o niego dba? - Państwo Collinsowie. Robili to od czasów, gdy byłem jeszcze dzieckiem.

Zastanawiała się, dlaczego Nicholas ma zawsze nieustę­pliwy, poważny wyraz twarzy.

- W Cannes, Szwajcarii, Rzymie, Paryżu. Wszędzie, tylko nie tutaj. Cierpieli na alergię, którą były małe dzieci, a przede wszystkim unikali mnie.

Mimo że jego słowa przepojone były cynizmem, Keena oczami duszy zobaczyła samotnego, pozbawionego miło­ści, czarnowłosego chłopca, który każdą wolną chwilę spę­dzał w porcie, przyglądając się przypływającym i odpły­wającym statkom i rozmyślał o piratach.

Wahając, się delikatnie dotknęła palcami wierzchu jego spoczywającej na siedzeniu dłoni.

Zesztywniał pod wpływem tego dotyku i spojrzał na Ke­enę ostro, ale jej zrobiło się tylko jeszcze bardziej przykro.

Szybko odwróciła głowę, udając że jest zajęta ogląda­niem domu. Była to wspaniała budowla, ozdobiona długim portykiem na froncie, a do wejścia prowadziły kamienne stopnie.

- W tym domu powinny mieszkać dzieci - powiedziała bezmyślnie.

Kiedy tylko Jimson przekręcił kluczyk w stacyjce, szarp­nięciem otworzył drzwi. Wypadł, nie zawracając sobie głowy otworzeniem drzwi po stronie Keeny. Wiedział, że zrobi to za niego kierowca. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo musiały zranić go jej słowa.

Przypomniała sobie poniewczasie, że on i jego żona nie mogli mieć dzieci. Nigdy nie pomyślała, by zapytać go, dlaczego, pozostawał bezdzietny. Nigdy przedtem nie przy­trafiło się jej tak bardzo skrzywdzić człowieka, stuprocen­towego mężczyznę, który nie mógł mieć własnych synów ani u córek.

Wprawdzie przez cały czas chowała do niego urazę za wczorajsze zachowanie, ale nie miała najmniejszego za­miaru odgrywać się, zwłaszcza w taki sposób. Nie bardzo wiedziała, co zrobić, jak się zachować, by Nicholas zapo­mniał o tym nietakcie. Jednak on wyglądał tak imponująco i tak nieprzystępnie, że kobieta bała się odezwać nawet słowem. Po raz pierwszy chciała zbliżyć się do niego psy­chicznie. Pragnęła stanowić część jego życia.

Rozdział siódmy

Keena stała w milczeniu i dziwiła się własnym myślom. Pragnęła stanowić część jego życia. Nigdy przedtem nic podobnego nie przyszło jej do głowy. Zawsze była nieza­leżna, nigdy nie potrzebowała nikogo i niczego. Wystar­czato jej własne towarzystwo, a kariera była najważniejszą rzeczą w życiu i pochłaniała wszystkie myśli i marzenia, Jednak teraz odczuwała głęboką potrzebę posiadania cze­goś więcej. Chciała mieć swojego mężczyznę, który by ją kochał, wspierał i z którym mogłaby mieć dzieci.

Zeszłej nocy, leżąc samotnie w łóżku, doszła do wnio­sku, że Nicholas pragnie jej tylko fizycznie. Powiedział, że nie zamierza już więcej grać, znowu będą przyjaciółmi, Tylko przyjaciółmi, ponieważ on nie może zapomnieć o Misty, a do kobiet jest w stanie żywić tylko pożądanie.

Weszła za Nicholasem na ganek, gdzie ruchliwa, wysoka kobieta wzięła go w objęcia. Tuż za nią stał również wyso­ki i szczupły mężczyzna, który uśmiechał się serdecznie.

- Keeno, to Jesse Collins i jego żona, Maude. To oni opiekują się Manteau Gris - dokonał prezentacji mężczyzna.

Drewniane podłogi były nieskazitelnie czyste, a spiralne schody, o których Nicholas kiedyś wspominał, były na­prawdę oszałamiające.

Podłogę głównego holu przykrywał puszysty perski dy­wan w kolorze kremowym, niebieskim i bordowym. Po lewej stronie znajdowała się ogromna bawialnią, gdzie na podłodze leżały drobne perskie dywaniki. Stylowe maho­niowe meble były wypolerowane i błyszczały w promie­niach wpadającego przez okno słońca.

- Czy te meble pochodzą z Zachodnich Indii? - zapytała cicho Keena, przesuwając wzrokiem po prześwietnych antykach, a zaraz potem skupiając się na dziełach malar­stwa wiszących na ścianach.

- Ma pani bystry wzrok, młoda damo - zaśmiała się pani Collins, a jej twarz przybrała dobrotliwy, przyjacielski wy­raz. - Ma pani rację. Pierwszy pan Coleman, który zakupił Szarą Pelerynę - spojrzeniem przeprosiła Nicholasa za użycie oryginalnej wersji - ożenił się z córką plantatora z Zachodnich Indii, a te meble były częścią jej wiana. Jeże­li pani zechce, opowiem pani wiele interesujących historii na ten temat.

- Ale najpierw przynieś nam trochę kawy - poprosił Nicholas, uśmiechając się życzliwie. - To był bardzo długi ranek.

- A poprzedniego dnia z pewnością zapracowywał się pan na śmierć - powiedziała pani Collins z naganą w gło­sie. - Jedyne, czego panu potrzeba, to spędzenie kilku tygodni tutaj, żebym mogła odpowiednio o pana zadbać. Zrobię trochę kanapek, upiekłam też dla was ciasto. Przy­puszcza, że żadne z was nie jadło śniadania - powiedzia­wszy to, wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

- Nigdy nie pozwolą mi wydorośleć - powiedział cicho, rozglądając się po pokoju zupełnie tak samo, jak przed chwilą robiła to Keena. - Tęskniłem za tym domem.

Wpatrywała się w odziane w ciemnobrązowy garnitur, szerokie plecy Nicholasa.

- Przepraszam cię za to, co powiedziałam. Nie miałam nic złego na myśli.

Spojrzał na nią z ukosa.

- Mogłabyś wreszcie przestać przepraszać - warknął. - Mój Boże, wszystko co robisz, robisz za późno. Wiesz zresztą, że nie działają na mnie twoje docinki. Nigdy niedziałały.

Pozbawiona nadziei na załagodzenie stosunków, Keena wzruszyła ramionami.

- Nie chciałabym, żebyś pomyślał...

Oczy Nicholasa pociemniały.

Nie wiedziała, co powinna w takiej chwili powiedzieć, nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Dziecko z pewno­ścią pomogłoby mu ukoić żal po stracie żony. Minęło wprawdzie już sześć lat, ale Keena była przekonana, że Nicholas w ciągle bardzo kochał Misty. Czy dlatego właś­nie nie był w stanie zapanować nad sobą?

Wyjął z kieszeni pudełko papierosów i zapalił jednego.

„Kiedyś obiecywał, że rzuci palenie - pomyślała. - Jed­nak nie uwolnił się od nałogu, nadal pali o wiele za dużo".

Spojrzała w kierunku okna.

- Czasami zastanawiałam się, dlaczego ty i Misty nie mieliście dzieci, to wszystko.

- Teraz już wiesz. Nie dlatego, że ich nie chciałem. Wręcz przeciwnie, bardzo chciałem. Nadal chcę.

Podszedł do okna i zapatrzył się na ogołocone z liści gałęzie i szare zimowe niebo.

Keena wpatrywała się w podłogę. Mimowolnie znowu rozzłościła go. Żałowała, że zgodziła się na przyjazd tutaj. Ta wizyta kosztowała ją o wiele więcej niż mogła przypu­szczać. Usłyszała westchnienie Nicholasa i poczuła boles­ne ukłucie w okolicy serca. Byli tutaj, sami, w jednym pokoju, dzieliło ich nie więcej niż piętnaście stóp odległo­ści, a jednak nie mogli się do siebie zbliżyć. Czy tak miała wyglądać droga prowadząca do jej przyszłości? Czy straci­li nawet przyjaźń, która kiedyś ich łączyła? Otworzyła usta, by poinformować go, że chciałaby skró­cić tę wizytę i jechać prosto do Ashton, ale zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, do pokoju weszła pani Collins. Uśmiechała się radośnie, dźwigając ciężką tacę, na której stał dzbanek z kawą, talerz kanapek i filiżanki.

- Proszę bardzo - powiedziała, ostrożnie stawiając tacę na stoliku. - Panie Nicku, proszę postarać się, żeby ta młoda dama coś zjadła - poleciła, kierując się w stronę drzwi. - Ona również mogłaby się trochę podtuczyć.

Keena spuściła oczy i zajęła się nalewaniem kawy do filiżanek. Były z bardzo starej, pięknej, chińskiej porcela­ny, ozdobionej różowym ornamentem.

- Powinnaś czuć się zaszczycona - powiedział Nicholas, sadowiąc się wygodnie w ogromnym fotelu. - Pani Collins używa tej zastawy tylko w wyjątkowych okazjach.

- Czuję się tak - zaśmiała się gorzko. - Zastanawiam się tylko, czy jestem godna takiego zaszczytu.

- Ty również potraktowałabyś w taki sposób pewne oso­by Na przykład Harrisa, prawda? - zapytał, a usta wykrzy­wił mu złośliwy uśmiech.

- Prawda - odparła sarkastycznie.

- Kiedy zamierzasz wydać to przyjęcie nad przyjęciami? - zapytał na pozór niedbale.

- Mandy miała dzisiaj rozesłać zaproszenia. Nie wiem, na kiedy zamówiła muzyków.

Dopiła kawę nie pozwalając, by dostrzegł, jak bardzo zranił ją tymi słowami.

- Jak długo mamy tutaj zostać?

Odstawił na tacę pustą filiżankę.

Niewiele rozmawiali, spacerując po pożółkłej trawie po­rastającej ogród. Każde z nich udawało, że zajęte jest ob­serwowaniem okolicy. Podziwiali rozłożyste korony dę­bów, wsłuchiwali się w szept rzeki i ocierali się o gałęzie młodych, niewysokich sosen.

Złapał ją za ramiona i przycisnął mocno do siebie. Czuła przyspieszone bicie jego serca na swojej piersi, mimo że oddzielało ich od siebie tyle warstw materiału.

- Możesz sobie wyobrazić, jak czułem się, kiedy powie­działaś mi o wszystkim - wyszeptał ochrypłym głosem, rozdmuchując jej włosy. - Mój Boże, kiedy opuszczałem twój apartament miałem ochotę zabić Harrisa własnymi rękami. - Westchnął ciężko. - Oczywiście, że nie spałem. Jak mógłbym zasnąć? Chciałem, żeby nasze pierwsze zbliżenie było absolutnie idealne.

Łzy spływały jej strumieniami po policzkach. Teraz na­wet nie próbowała ich zahamować.

- Pragnę cię i wiesz o tym - wyszeptała drżącym głosem.

- Tak.

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

- To było takie cudowne.

- Naprawdę?

Delikatnie przesunął palcem po jej wargach.

- Nawet nie chcę sobie wyobrażać, o ile cudowniej mo­głoby być - szepnął. - Byłaś wspaniała, wypełniona pasją, pożądaniem i chęcią dawania, moja najdroższa. Niemal doprowadziłaś mnie do szaleństwa. Ale po tym wszystkim nie mogłem od ciebie wziąć tego, co chciałaś mi ofiaro­wać...

Pamięć tamtych chwil sprawiła, że dreszcze znowu za­częły wstrząsać jej ciałem. Spojrzeniem powiedziała mu, jak wiele wtedy przeżyła.

- Pragnę cię - powtórzyła szeptem. - Ja także ciebie pragnę - odparł cicho - ale na razie nie możemy posunąć się dalej. Ze złością uderzyła pięścią w jego szeroką pierś. - Nicholas!

- Powiedz uczciwie, czy naprawdę uważasz, że jesteś przygotowana? - zapytał ochryple.

Jej zielone oczy były szeroko otwarte i kryło się w nich zażenowanie. Potrząsnął ją za ramiona.

- Keeno, seks pociąga za sobą pewien rodzaj odpo­wiedzialności - tłumaczył jej łagodnie. - Czy myślałaś o jakimś zabezpieczeniu?

Poczuła się nagle bardzo młoda i niedoświadczona.

- Przy tobie? W jaki sposób, do cholery, miałbym to zrobić? Kiedy wczoraj opuszczałem twoją sypialnię, nie wiedziałem nawet, jak się nazywam. Nie wymagaj ode mnie, żebym się kontrolował. Być może udałoby mi się to jakiś czas temu, ale na pewno nie teraz.

Szarpała guzik jego koszuli.

- Czyż po dojrzałych mężczyznach nie oczekuje się, że będą bardziej doświadczeni, panie Coleman?

Jego palce przesuwały się w dół szyi i zbliżały się w oko­lice piersi.

- Nie wtedy, gdy pragną oni kobiety tak, jak ja pragnę ciebie - mruknął. - Dlaczego założyłaś biustonosz?

Serce biło jej jak oszalałe i z trudem łapała oddech. Jego palce sprawiały, że doznawała cudownych odczuć, że tra­ciła samokontrolę. Przymknęła oczy i powoli wbijała pa­znokcie w kark mężczyzny.

- Spójrz na mnie - szepnął zdławionym głosem.

Podniosła w górę zamglone oczy, pozwalając by guzik po guziku rozpinał jej bluzkę. Rozchyliła usta, chcąc uła­twić sobie oddychanie i nie czyniła żadnego wysiłku, żeby go powstrzymać.

Ręce Nicholasa sięgnęły do tyłu, żeby odszukać zapięcie biustonosza, ale ona powoli pokręciła głową.

- Jest z przodu - wyszeptała drżącym głosem, nie spusz­czając oczu z jego twarzy.

- Lubisz być dotykana? - zapytał, gdy wreszcie odnalazł zapięcie.

- Tylko przez ciebie.

Dłonie Nicholasa pieściły Keenę, przenosiły ją w zupeł­nie inny świat Miała wrażenie, że unosi się w powietrzu. Zagryzła do krwi dolną wargę, gdyż miała ochotę krzyczeć z rozkoszy. Mimowolnie przymknęła powieki.

- Kochana, najdroższa - szeptał, pochylając swą ciemną głowę. - Pocałuj mnie.

Uniosła twarz, a on natarł na jej usta z niepohamowanym pożądaniem. Ciało Keeny drżało jak w gorączce, gdy rów­nie gorliwie odwzajemniła jego pocałunek. Jeszcze nigdy dotąd nie włożyli w pieszczotę tyle uczucia, jeszcze nigdy nie przeżyli razem tylu emocji. Wreszcie oderwali się od siebie i jeszcze przez długie sekundy mieli trudności ze złapaniem oddechu.

Nicholas przesunął wzrok na jej nagie piersi. Przez cały czas nie przestawał jej pieścić, a teraz pochylił się i zaczął ssać różowe, zesztywniałe sutki. Keena miała wrażenie, że jej ciało płonie ogniem, którego już nigdy nie uda się ugasić.

- Musieliśmy chyba oboje postradać zmysły - szepnął, zapinając jej biustonosz, a zaraz potem bluzkę. - Przecież możesz nabawić się zapalenia płuc.

- Czuję się tak cudownie, kiedy mnie dotykasz - powie­działa z ogromną czułością w drżącym głosie. - Uwiel­biam, gdy na mnie patrzysz, Nicholas. Nigdy nie pozwolę żadnemu mężczyźnie, żeby dotykał mnie w ten sposób.

- Wiem o tym - powiedział łagodnie. - Keeno, jesteś najpiękniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widzia­łem Mój Boże, najchętniej zacałowałbym cię na śmierć. -Przysunął ją do siebie tak mocno, że miała problemy z oddychaniem. - Mógłbym kochać się z tobą tu, na gołej ziemi - wyznał. - O Boże, kobieto, czy wiesz, jak ja się męczę?

Zamrugała powiekami, wyraźnie zmieszana jego pyta­niem.

- Zorganizuj to cholerne przyjęcie, jeżeli tak bardzo ci na tym zależy, ale pamiętaj, że nie będziesz miała Harrisa. Nie teraz.

Chcąc zirytować go dla zabawy, uśmiechnęła się szeroko i zapytała:

-Dlaczego nie?

Jednak Nicholasowi daleko było do żartów.

- Ponieważ jesteś moja - odparł cicho. Przyglądała mu się z zaciekawieniem.

- Nie rozumiem.

- Przypomnij mi, żebym ci to wyjaśnił, gdy doprowa­dzisz do końca tę swoją intrygę, albo z niej zrezygnujesz - zbeształ ją łagodnie. - Jakie, do diabła, ma znaczenie to, co wydarzyło się dziewięć lat temu, Keeno? To przeszłość, o której powinnaś zapomnieć, włączając w to mężczyznę, bez którego, wydawało ci się, nie będziesz mogła żyć.

- Nick... - próbowała protestować słabym głosem. - Musimy żyć teraźniejszością. Myślę jednak, że powinienem pozwolić ci samodzielnie dojść do tego wniosku.

Keena odeszła kawałek, a Nicholas zajął się zapalaniem papierosa.

Wpatrywała się w jego szerokie plecy, dopóki nie zorien­towała się, że czeka, by się do niego zbliżyła.

- Nie rozumiem - powtórzyła.

- Czego?

- Ty... pragniesz mnie, ale nie robisz nic w tym kierun­ku. Jesteśmy przyjaciółmi, ale w zasadzie wcale nimi nie jesteśmy. Nick, czego ty ode mnie oczekujesz? Co chcesz, żebym zrobiła?

- Kochanie, zdziwiłabyś się, gdybym ci powiedział.

- Już jestem zdziwiona - mruknęła. - Mógłbyś mieć każdą kobietę, którą byś tylko zapragnął...

- Jesteś jedyną kobietą, która nigdy nie chciała ani mnie - przerwał jej - ani moich pieniędzy.

- Dlaczego tak uważasz?

Odwrócił się.

- Porozmawiamy o tym pewnego dnia, kochanie. Czeka na mnie jeszcze sporo pracy, lepiej więc wracajmy do domu.

Po kilku wspaniałych dniach pojawili się wreszcie w Ashton. Mandy przywitała ją pocałunkiem. W jednej chwili chciała opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło pod jej nieobecność. Paplała więc o wysłanych zaprosze­niach, o rachunkach za dekorację, o dowiezieniu odpo­wiedniej ilości żywności i o braku telefonów od niej.

Mówiłaby pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie zauważyła potężnej sylwetki stojącego w holu Nicholasa. Zaśmiała się tylko i pobiegła do kuchni.

- Masz ochotę na kawę? - zwróciła się do niego Keena.

Potrząsnął przecząco głową. Jego ręce tkwiły głęboko w kieszeniach. Gdy tak stał przy drzwiach, wyglądał bar­dzo samotnie, zwłaszcza że jego oczy wyrażały ogromny żal i smutek.

- Dlaczego nie przyniosłeś swoich walizek?

- Właśnie odesłałem je do Nowego Jorku - odparł i uśmiechnął się ponuro. - Nie zostaję.

Powinna czuć się uszczęśliwiona. Powinna krzyczeć z radości i podskakiwać do góry jak małe dziecko. Jednak zamiast tego odczuwała niepohamowaną potrzebę płaczu.

- Dlaczego?

Miała wrażenie, że jej serce zamieniło się w ciężki ka­mień.

- Nick, nie możesz przecież zrezygnować z przyjęcia -powiedziała płaczliwie.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.

- Wyślij mi zaproszenie.

Roześmiała się nerwowo.

- Nick, nie jesteś już na mnie zły, prawda? Nie chcesz w ten sposób się ze mną pożegnać...

Podszedł do niej i obejmując dłońmi talię Keeny przytu­lił ją mocno do siebie.

- My nigdy nie będziemy się żegnać. Nasze rozstania będą zawsze krótkotrwałe - powiedział czule. - Będziesz mogła trochę odpocząć ode mnie. Ostatnio bardzo zbliżyli­śmy się do siebie, ale ty musisz być pewna swoich uczuć. Mówiłem już ci to kiedyś i teraz powtarzam. Wypraw przy­jęcie, jeżeli pozwoli ci to zapomnieć o Harrisie. Spędź z nim tyle czasu, ile będzie ci potrzeba, ale nie możesz posuwać się za daleko, panno Niezależna - przestrzegł ją, a w jego oczach dojrzała groźbę. - Wiem, że nie zrobisz tego, jeżeli mi obiecasz. Dlatego chcę mieć twoje słowo.

- Mówisz tak, jakbym była twoją własnością - Keena z trudem wymawiała słowa.

- Należysz do mnie. Nie oddam cię żadnemu innemu mężczyźnie, dopóki nie upewnię się, że dokonałaś słuszne­go wyboru. Dlatego musisz mi dać obietnicę. Teraz.

- W porządku - zgodziła się, nie bardzo wiedząc, dlacze­go to robi. Skinął głową.

- Jeśli będziesz mnie potrzebować, wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Dłonią wygładziła klapy jego marynarki, dopiero teraz uświadamiając sobie ból rozstania.

Bała się, że podczas tej rozłąki będzie cierpiała dużo bardziej niż zwykle. Telefonował do niej nawet wtedy, kiedy wyjeżdżał za granicę.

Podniosła na niego swe posmutniałe oczy.

- Nie bardzo mam ochotę na śmiech. Będę za tobą tęsk­nić.

Uważnie spojrzał jej w twarz.

Zaśmiał się cicho. Keena zamknęła oczy i czekając, aż obejmą ją silne ramiona Nicholasa, uśmiechnęła się łagod­nie. Chwilę później usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi.

Zszokowana otworzyła oczy, ale nie obejrzała się za siebie. Słyszała, że zamknął drzwi.

- Nick - szepnęła pełnym bólu głosem.

Ruszyła za nim, ale był już na dole. Zanim zdążyła zbiec po schodach, Nicholas zapuszczał właśnie silnik samochodu.

Skrzyżowała ręce na piersiach. Nie rozumiała ani siebie, ani Nicholasa, wiedziała tylko, że bardzo cierpi. Czuła się samotna i opuszczona, a tego uczucia nie doznała już od

lat. Była zupełnie bezradna, nie wiedziała, w jaki sposób uda jej się przeżyć bez Nicholasa te kilkanaście dni. A je­żeli miało być to rozstanie na zawsze? Może wszystkie te słowa o przysłaniu zaproszenia na przyjęcie i sprawdzianie uczuć były tylko pustymi frazesami? Och, Nicholas!

Rozdział ósmy

W ciągu sześciu lat ich znajomości nigdy nie rozstawali się z Nicholasem na tak długo. A teraz nawet do niej nie telefonował. Dni mijały, a ona usychała z tęsknoty niczym kwiat bez wody.

James dotrzymywał jej towarzystwa dwa czy trzy razy w tygodniu, ale nie spostrzegł, że Keena stała się mniej komunikatywna. Zresztą, większą przyjemność sprawiało mu mówienie niż słuchanie i nie znał Keeny na tyle do­brze, by zorientować się, że dzieje się z nią coś złego.

Kiedy czuła się samotna, próbowała dodzwonić się do Nicholasa. Jednak w domu nigdy nie mogła go zastać, a w biurze poinformowano ją, że jest w rozjazdach i nie zosta­wił dla niej żadnej wiadomości. Czy po tylu latach przyjaźni Nicholas naprawdę zapomniał o niej? Czy przestał się nią interesować?

- Ostatnio bardzo często widujesz się z Harrisem - sko­mentowała Mandy, kiedy Keena czekała na Jamesa.

Keena tylko wzruszyła ramionami, poprawiając jasno­zieloną jedwabną sukienkę, którą założyła specjalnie na tę okazję. Była prosto skrojona, ale dość elegancka, by poka­zać się w niej w najlepszej restauracji w Ashton.

- Nick się tym nie przejmuje - powiedziała gorzko. - Przez trzy tygodnie ani razu nie pofatygował się, by zatelefonować! Przyjęcie ma odbyć się w piątkowy wieczór. Zo­stały tylko dwa dni - dodała.

- Dostał zaproszenie - mruknęła Mandy. - Żeby mieć pewność, wysłałam je osobiście.

- On nie przyjedzie.

- Nie liczyłabym na to. - Pokojówka z podziwem w oczach popatrzyła na Keenę. - Ślicznie wyglądasz. Czy pan Harris docenia twoje starania?

Roześmiała się cicho.

- Docenia tylko te starania, które tyczą się namowy Nicholasa do kupna jego fabryki. To wszystko. On jest miłym mężczyzną, Mandy. Może trochę nieszczerym i dzie­cinnym, ale w gruncie rzeczy bardzo miłym.

- Tylko tyle?

Keena westchnęła.

- Tak. Czyż to nie smutne? Przez tyle lat nie mogłam się doczekać, by wrócić do Ashton i odegrać się na Jamesie oraz jego przyjaciołach za wszystkie przykrości, jakich od nich doznałam. I wiesz co? Nicholas miał rację. Najbar­dziej pociąga mnie w Jamesie to, że nie mogłam go mieć dziewięć lat temu. Przecież to wydaje się niewiarygodne.

- A co z Nicholasem? - zapytała łagodnie Mandy. Keena nerwowo skubała palcami rąbek sukienki.

- Nie obchodzę go wcale.

- Nie wolno zamykać dzikiego ptaka w klatce - powie­działa zagadkowo. - Trzeba go wypuścić i mieć nadzieję, że powróci. Keena spojrzała na nią ze zdziwieniem.

- Nie wypiłaś czasem za dużo? Zadźwięczał dzwonek u drzwi, a Keena narzuciła na ra­miona czerwoną kurtkę z lisa i pobiegła je otworzyć.

„Nicholas bardzo lubił wymyślne i nietypowe stroje" - pomyślała gorzko.

Pogładziła kołnierz kurtki i przypomniała sobie, jak ostat­nio zwykł ją nazywać. Otuliła się szczelniej futrem i ocza­mi wyobraźni zobaczyła siebie w nagich ramionach Ni­cholasa. Niemal czuła przyciśnięte do siebie jego musku­larne, wspaniałe ciało. Pragnęła go jeszcze bardziej niż przedtem. Pragnęła go pod każdym względem.

* * *

- Jesteś dziś bardzo cicha - powiedział James, kiedy kończyli deser i dopijali drugą filiżankę kawy ze śmietan­ką.

Keena uśmiechnęła się przepraszająco.

Rozparła się na krześle i wzruszyła niedbale ramionami.

- Mogę sobie na to pozwolić - mruknęła.

- Właśnie słyszę. I widzę. - Wykrzywił usta w grymasie, który najprawdopodobniej miał oznaczać uśmiech. - Osiąg­nęłaś niewiarygodny sukces. W ciągu dziewięciu krótkich lat znalazłaś się na topie.

- Zapomniałeś o tej drobnej ilości pracy, którą włożyłam w moją karierę.

Potrząsnął głową.

- Nikt z naszego miasteczka nie pomyślał nawet, że coś takiego może cię spotkać - westchnął. - Zwłaszcza ja. Kiedy przypomnę sobie, jakie okropności o tobie wygady­wałem...

- Pamiętam - powiedziała dużo nieprzyjemnej niż za­zwyczaj. - Powiedziałeś, że nie należę do tej samej katego­rii ludzi, co ty i twoi przyjaciele, a twoja matka będzie zgorszona widząc mnie w waszym domu. Stałam w kącie pokoju i doskonale słyszałam, co wtedy mówiłeś.

Wydawał się całkowicie zszokowany.

- Nie słyszałaś dalszego ciągu? - zapytał cicho. Spojrzała na niego.

- Jakiego dalszego ciągu?

- Powiedziałem, że moja matka jest straszliwą snobką i że jeżeli usłyszysz od niej coś przykrego postaram się, by miała w domu piekło.

Nie wierzyła własnym uszom.

- Ale powiedziałeś także te okropne rzeczy o kochaniu się ze mną...

- Byłem wściekły na Larrego za to, że patrzy na ciebie w taki sposób - odparł chłodno. - Chciałem osobiście za­prosić cię na przyjęcie, ale nie byłem pewny, czy przyj­dziesz. Wiesz, jestem kilka lat starszy od ciebie i zaprosze­ni goście byli w moim wieku... - Uśmiechnął się. - Przy­znam, że przedtem nie traktowałem cię poważnie. Byłaś tak słodko naiwna, że dużą przyjemność sprawiało mi dokuczanie tobie i włóczenie po różnych odosobnionych miejscach. Ale od czasu tej nocy w apartamencie Jacka wszystko się zmieniło. Wtedy zacząłem myśleć o tobie serio. - Zamilkł na chwilę. - Wiesz, że nasz związek nie miałby najmniejszego sensu. Moja matka zniszczyłaby cie­bie, a ja nie byłem jeszcze finansowo niezależny. To wszy­stko wyglądało wtedy beznadziejnie i ja wiedziałem o tym. Dlatego przerwałem ten romans. A to przyjęcie przyspie­szyło bieg wydarzeń. Wyjechałaś z miasta, zanim zdąży­łem ci cokolwiek wyjaśnić. - James wyglądał jak człowiek zupełnie zbity z tropu. - Szczerze mówiąc, to byłem zado­wolony, że tak postąpiłaś. Byłem przerażony tym, co się stało.

„A więc o to właśnie ci chodzi" - powiedziała do siebie w myślach, ale głośno nie odezwała się ani słowem, tylko uśmiechnęła się do Jamesa.

Nie mogła mu powiedzieć, że mężczyzna, z którym jadła obiad w restauracji, nie byłby w stanie zająć miejsca mło­dego chłopaka, którego kochała jako nastolatka. A właści­wie, którym była zauroczona. Miłość nigdy się nie kończy, a to uczucie dawno przeminęło. Nicholas miał zupełną rację. Nicholas...

- Co powiedziałabyś na staromodny pierścionek zarę­czynowy?

Zamyśliła się, zanim dała mu odpowiedź.

- Darzę cię ogromną sympatią - zaczęła. - Lubię przeby­wać w twoim towarzystwie, jestem wdzięczna, że powie­działeś mi prawdę. Pamiętaj jednak, że teraz jesteśmy zu­pełnie innymi ludźmi. Bardzo się zmieniłam, James, i nie będę usatysfakcjonowana tym, co możesz mi zaofiarować. Nie jestem już naiwną osiemnastolatką - zakończyła smut­no. - Dorosłam.

Uśmiechnął się żałośnie.

- Szkoda, ale ja również - mruknął. - Byłaś taką śliczną mała dziewczynką. Gdyby tylko...

- Smutne słowa, przyjacielu. - Impulsywnie dotknęła jego ręki i uśmiechnęła się. - Naprawdę bardzo cię lubię.

James uśmiechnął się także.

- Nie przypuszczałem, że jesteś takim dobrym człowie­kiem. Masz ochotę na następną filiżankę kawy?

Potwierdziła ruchem głowy. Wszystko jej ułatwił. Ode­tchnęła z ulgą.

- Masz taki śliczny uśmiech - powiedział zwyczajnie. - Zawsze miałaś. - Skinął ręką na kelnera.

Wreszcie nadszedł czas przyjęcia. Keena zaprojektowała sobie nadzwyczajny strój na tę okazję. Była to błękitna sukienka z szeroką spódnicą obramowaną złotą lamówką i obcisłym stanikiem bez ramiączek. Na nagich ramionach miała narzuconą piękną futrzaną etolę, która z pewnością kosztowała majątek. Krótko mówiąc, gospodyni przyjęcia wyglądała jak królowa.

Jednak jej myśli w niczym nie przypominały ani jej wy­glądu, ani sukni. Cały czas zastanawiała się, czy Nicholas zechce zaszczycić swą obecnością tę małą uroczystość. Na samą myśl, że zobaczy go znowu, że znajdzie się w jego ramionach, serce jak oszalałe waliło jej w piersi. Tęskniła za nim ogromnie. Nigdy nawet nie przypuszczała, że moż­na tak bardzo tęsknić za drugim człowiekiem. Zastanawia­ła się, jak zdoła przetrwać ten wieczór, jeżeli on się nie pojawi.

Zrobiła wejście, gdy zgromadziła się już ponad połowa gości. Dom wypełniony był dźwiękami muzyki i śmie­chem. Nowojorska elita zmieszała się z małomiasteczkową społecznością. Gwiazdy Broadwayu miło gawędziły z go­spodyniami i robotnikami z fabryki. Wszyscy wydawali bawić się doskonale.

James stał na pierwszym stopniu, kiedy pojawiła się na półpiętrze. Uśmiechał się aprobująco. Jednak Keena nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Rozglądała się w po­szukiwaniu górującej nad wszystkimi ciemnej głowy. Bar­dzo chciała zobaczyć wysokiego mężczyznę w eleganc­kim, wieczorowym stroju. Niestety nadaremnie. Nicholas nie przybył.

- Dlaczego jesteś taka ponura? - zapytał złośliwie James. - Wyglądasz cudownie, przejrzyj się tylko w lustrach.

Nie powiedziała mu, że w ogóle jej to nie obchodzi. Humor nie poprawił się Keenie nawet wtedy, gdy zobaczyła wpatrzone w siebie z zachwytem i zazdrością zarazem oczy jednej z najbardziej nielubianych koleżanek ze szkoły średniej. Nagle cała przeszłość przestała się liczyć. Ważna była tylko jedna osoba - Nicholas.

Zadowolona była z zespołu, który wynalazła Mandy, Sześciu młodych chłopców grało wszystkie kawałki, które Keena słyszała w najlepszych nowojorskich restauracjach. Nieświadomie zwracała dużo większą uwagę na muzykę niż na partnerów. Większość z tańczących z nią mężczyzn najchętniej gruchałoby opowieści o drodze do jej sukcesu, a tym tematem była już bardzo znudzona.

James wybawił ją z objęć kiepskiego tancerza, który bez­ustannie deptał jej po palcach.

"Pod warunkiem, że zmienisz się w wysokiego, ciemnookiego i ciemnowłosego mężczyznę" - pomyślała, ale nie odezwała się ani słowem.

Uśmiechnęła się tylko i potrząsnęła głową. - Jestem po prostu zmęczona - skłamała. - Trudno jest doglądać interesu w Nowym Jorku, gdy przebywa się w Ashton. Mam nadzieję, że udało mi się pozałatwiać wszystkie najważ­niejsze sprawy i będę mogła wreszcie trochę odpocząć.

Będzie mogła odpocząć?! Przyjęcie trwało już od dwóch godzin, a Nicholasa ciągle nie było.

Wzięła z tacy od przechodzącego kelnera kolejną szklan­kę whisky z wodą sodową i opróżniła ją dwoma potężnymi łykami. Upłynęło już dość dużo czasu, od kiedy tak dużo piła, ale nie zastanawiała się teraz nad tym. Cieszyła się, że po wypiciu trunku poczuła się znacznie lepiej.

Nie wiadomo kiedy znalazła się znowu w ramionach Jamesa. Nie sprzeciwiła się, kiedy musnął ustami jej poli­czek, a potem zanurzył twarz w jej włosach. Przytulił ją mocno do siebie i wspólnie poddali się rytmowi powolne­go tańca.

Nagle Keena dostrzegła poruszenie w pokoju. Wśród tłu­mu gości pojawił się Nicholas Coleman. Wyglądał bardzo reprezentacyjnie w czarnym wieczorowym garniturze, śnież­nobiałej koszuli i jedwabnym krawacie.

0x08 graphic
Rozdział dziewiąty

Spojrzała na niego z nad ramienia Jamesa. Jej oczy roz­szerzyły się ze zdziwienia tak szeroko, jakby ujrzała ducha skaczącego na skakance.

Ich spojrzenia spotkały się, ale oczy Nicholasa ciskały pioruny.

Odsunęła się nagle od Jamesa i roześmiała się głośno, chcąc w ten sposób zatuszować swoje zdenerwowanie. Po­tężny mężczyzna podążał prosto w ich kierunku.

- Witam, panie Coleman - odezwał się uprzejmie James, uśmiechając się i wyciągając dłoń.

Nicholas zupełnie zignorował Harrisa. Jego oczy spoczę­ły na Keenie.

- Cześć, Nicholas - przywitała mężczyznę Keena.

Spoglądała na niego z zakłopotaniem w oczach. Znowu miała przed sobą potężnego, śniadego człowieka. Miała wrażenie, że wygląda dużo bardziej imponująco niż za­zwyczaj. Nie po raz pierwszy zauważyła, że często wrze w nim krew francuskich przodków.

Jej twarz przybrała tragiczny wyraz. Tygodnie oczekiwa­nia, stania w oknie i wypatrywania białego rollsa. Tygod­nie podrywania się na każdy dźwięk telefonu z nadzieją, że to będzie on. A teraz, kiedy wreszcie się pojawił, słyszy od niego takie słowa.

Odwróciła się i ruszyła wzdłuż holu do pokoju, którego Nicholas używał ostatnio jako gabinetu. Przy drzwiach poczekała, aż do niej dołączy. Gdy znaleźli się w środku, usiadła na najbliższym krześle.

- Przykro mi, że nie mogę zaproponować ci drinka - odezwała się chłodno - chyba że chcesz znowu wmieszać się w ten wielobarwny tłum.

Nicholas drżącą ręką zapalił papierosa. Wydawał się cał­kowicie skupiony na tej czynności.

-Dobrze się bawisz? - zapytał, rzucając jej krótkie spoj­rzenie.

- Do momentu twego przyjazdu bardzo dobrze, dziękuję - odparła jadowicie.

Podszedł do okna i zapatrzył się w ciemność. Palił w milczeniu, wsłuchując się w słowa modnej piosenki o miłości, której dźwięki dochodziły z salonu. Czuł, jak narasta między nimi napięcie.

Nie mogła znieść jego drwiny i chłodnego spojrzenia.

Kobiecie zabrakło słów. Jak miała wytłumaczyć temu nieznajomemu mężczyźnie, że drink miał jej pomóc uśmie­rzyć tęsknotę i rozczarowanie.

Potrząsnęła przecząco głową. Słowa nie były w stanie przejść przez gardło. Czy w ten sposób daje do zrozumie­nia, że nie ma już dla niej miejsca w jego życiu?

- Czy zobaczymy się jeszcze, Nicholas? - zapytała wre­szcie z wahaniem w głosie.

Zanim odpowiedział, mocno zaciągnął się papierosem.

- Myślę, że byłoby mądrzej, żebyśmy się więcej nie widywali, Keeno.

Często śmiała się ze znajomych, którzy twierdzili, że czuli się tak, jakby mieli zaraz umrzeć. Jednak w tej chwili ona właśnie czuła się podobnie. Nigdy nie myślała, że ktoś będzie w stanie zranić ją tak boleśnie. Wydawało jej się, że nie będzie w stanie znieść cierpienia.

Przed oczami wyobraźni przesuwały się obrazy cudow­nych chwil, które spędzili razem. Ciemnowłosy, ciemno­oki Nicholas o potężnej piersi gęsto porośniętej ciemnym włosem. Tym razem żegnał się z nią na dobre i nie było rzeczy, którą mogłaby zrobić, czy słów, które mogłaby powiedzieć, by zmienić jego decyzję.

Po raz pierwszy zdarzyło się jej mieć rację. Pragnął jej, ale w jego wyobrażeniu miałaby to być krótka przygoda. Nie wyszło i dlatego tak szybko chce wyrzucić ją ze swo­jego życia. Już przedtem przypuszczała, że tak wyglądają jego plany, ale wówczas łudziła się jeszcze, że się myli.

Podniosła się. Wyglądała bardzo dostojnie w błękitnym kolorze i była zbyt dumna, by spojrzeć mu w oczy i zoba­czyć w nich udręczenie.

- Jeśli uważasz, że tak będzie najlepiej - powiedziała smutno. - Dziękuję... za wszystko, Nicholas. Mam na­dzieję, że będziemy pamiętać tylko przyjemne chwile.

Pokiwał głową.

- Nie wiem, w jaki sposób, skoro było ich tak mało. Mam wrażenie, że nigdy nie spotkało nas nic dobrego.

Ich spojrzenia spotkały się, ale Keena szybko odwróciła głowę, by Nicholas nie mógł ujrzeć łez napływających jej do oczu.

Ruszyła w stronę drzwi, ale zatrzymała się w połowie drogi.

- Jedź ostrożnie, dobrze? - poprosiła, nie odwracając głowy.

- Mogłabyś się chociaż odwrócić, gdy się ze mną żegnasz - powiedział cierpko.

- Obawiam się, że nie mogę tego zrobić - wyszeptała, a pierwsze łzy spłynęły jej po policzkach.

Chyba przyjdzie jej teraz wypłakać się na ramieniu Jame­sa. Nawet chciała wtulić twarz w miękki materiał jego czarnego garnituru. Czekał na nią pod drzwiami gabinetu.

- Co się stało? -zapytał, gdy tylko zatrzasnęła je za sobą.

Nie odpowiedziała. Miała wrażenie, że krwawi jej serce. Dzięki sile woli udało się jej jakoś przetrwać do końca przyjęcia. Rozmawiała z gośćmi, rozsyłała uśmiechy, pra­wiła komplementy, a nawet kilkakrotnie próbowała flirto­wać z ubiegającymi się o jej względy mężczyznami. Jcd­nak kiedy zniknął za drzwiami ostatni gość, ciężko opadła na sofę i zalała się łzami. Nie musiała już dłużej grać.

Mandy delikatnie głaskała kobietę po włosach i wyszuki­wała słowa, które mogłyby ją uspokoić. Keena opowie­działa jej o rozmowie z Nicholasem i od nowa wybuchnęła płaczem.

Wzruszyła ramionami.

- Nie mogłam mu tego powiedzieć. Nie po tym, jak kategorycznie usunął mnie ze swojego życia. Prawdopodobnie będę teraz musiała związać się z Jamesem. - Otarła łzy wierzchem dłoni. - Przynajmniej mam powód, żeby nie wracać do Nowego Jorku. Przeniosę tutaj moje biuro. Ann i Faye też wprowadzą się do tego domu...

- Ty lubisz przebywać tutaj, kochanie, ale im może się to nie spodobać - upomniała Mandy.

Twarz Keeny ponownie się zachmurzyła.

- Już nigdy więcej nie chcę widzieć Nicholasa - zaszlochała. - Nie mogę! Nie zniosłabym tego, Mandy! Nie mogę!

- Kocham go - wyznała Keena, podnosząc na pokojów­kę zapłakaną twarz. - Odkryłam to dopiero w Charleston, ale było już za późno. Mandy, naprawdę go kocham i wszy­stko co mam, nie jest mi droższe od jednej chwili spędzo­nej z tyra mężczyzną. Wiesz o tym? Wszystkie moje pieniądze i sława nie są nic warte, jeżeli nie będę miała Nicho­lasa.

Keena niespokojnie zamrugała powiekami.

- On... przyjechał tylko po to, żeby powiedzieć mi o in­teresach.

- Równie dobrze mógłby to zrobić przez telefon. Zasta­nów się, kogo zobaczył, gdy tylko pojawił się w drzwiach twojego domu?

Wzruszyła ramionami.

Oczy Keeny zaszkliły się, a dolna warga drżała niebez­piecznie.

- Ale co mogę teraz zrobić? Jest już za późno!

- Och, nie! Nie jest! Możesz jeszcze wszystko naprawić! - Mandy wstała i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Kilka minut później Keena usłyszała, że rozmawia przez telefon. Zadzwoniła w trzy miejsca i po kilku minutach była z po­wrotem w salonie.

Nie zastanawiając się dłużej, kobieta narzuciła na ramio­na futrzaną etolę i ruszyła do drzwi.

* * *

Taksówka zawiozła ją przed dom Nicholasa. Wokoło było bardzo cicho. Keena przezwyciężyła dławiący jej gardło strach i zapukała do drzwi. W najgorszym wypadku Nicholas będzie kazał się jej wynosić. W każdym razie musi spróbować. Kochała go i dlatego postara się wyzbyć wszelkiej dumy. Inaczej grożą jej długie, samotne lata życia. W tej chwili była w stanie ryzykować wszystko, co ma.

Drzwi otworzyła pani Collins ubrana w długi szlafrok. Jej twarz wyrażała zdziwienie, ale i radość z widoku Keeny.

- O mój Boże! - wykrzyknęła. - Niech mi jeszcze ktoś powie, że nie wierzy w zbieg okoliczności. Panno Keeno, proszę mi przypomnieć, żebym opowiedziała pani, jak pewnej późnej nocy pierwszy pan Coleman znalazł swą przyszłą żonę na stopniach domu. Czy przyszła pani zoba­czyć się z panem Nickiem? - dodała, ściszając głos.

Keena tylko skinęła głową. Miała wrażenie, że serce wyrwie się jej z piersi.

- Czy... on jest tutaj?

Zaczęła wspinać się po długich, ciemnych schodach pro­wadzących do pokoju Nicholasa. Czuła, jak z każdym sto­pniem opuszczają odwaga.

Teraz albo nigdy. A jeśli Mandy myliła się? A jeśli Nicholas celowo powiedział wszystkie te straszne słowa? Jeśli nie doceni, jak daleką drogę dla niego przebyła? Prze­cież on nie należy do tego rodzaju mężczyzn, którzy za­uważają poświęcenie innych.

Zatrzymała się przed drzwiami. Przez szparę dojrzała smugę przyciemnionego światła. Słyszała też dźwięki świadczące o tym, że Nicholas nie śpi.

Przecież przybyła tu po to, by z nim porozmawiać. Nie osiągnie zamierzonego celu, jeżeli nadal będzie tkwiła w holu. Wzięła głęboki oddech i otworzyła masywne drzwi.

Zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć, weszła do środka i zamknęła je za sobą. Dobrze, że tak się stało, gdyż na widok wyciągniętego na łóżku nagiego Nicholasa, konie­cznie musiała się o coś oprzeć. Jego ciemne oczy spogląda­ły na nią niedowierzająco.

- Mam wrażenie, że weszło ci to w nawyk - powiedział, siląc się na dowcip.

Była tak zakłopotana, że miała trudności z przełykaniem śliny. Zabrakło jej silnej woli, by oderwać wzrok od mu­skularnego ciała mężczyzny.

- To nie moja wina, że nie nosisz pidżamy - starała się potraktować tę kwestię nonszalancko.

Zaśmiał się krótko.

- Mogę zapytać, co przyniosło cię tutaj w środku nocy? Czy Harris ci już nie wystarcza?

Przez moment miała zamiar unieść się dumą oraz hono­rem i natychmiast opuścić pokój, ale gdy spojrzała w ciem­ne oczy Nicholasa, odrzuciła tę myśl.

- Nie chcę Jamesa - wyznała cichym głosem.

Uniósł brwi w geście wyrażającym zdziwienie i popatrzył na Keenę.

- Nie? Jakoś nie udało mi się tego zauważyć.

Miała świadomość, że drży jej dolna warga.

- A czego oczekiwałeś, do cholery?! - wybuchnęła. Przez niemal miesiąc nie dajesz żadnego znaku życia. Nie raczyłeś nawet zadzwonić, nie wspominając już o odwie­dzinach. Nawet nie wiesz, ile godzin spędziłam wygląda­jąc przez okno czy oczekując przy telefonie. Wreszcie nadszedł dzień przyjęcia. Z nadzieją w sercu biegłam do drzwi za każdym razem, kiedy zadźwięczał dzwonek. Ale ty nie pojawiłeś się. To dlatego... wypiłam trochę za dużo. I... wtedy nienawidziłam cię całym sercem.

Nie odezwał się ani słowem, ale podniósł się i stanął tuż obok kobiety.

- Czy... nie masz zamiaru założyć szlafroka? - zapylała drżącym głosem.

- Po co mam się trudzić? I tak musiałbym go zaraz zdjąć.

- A... ale... - Nie zdołała dokończyć, gdyż oplotły ją potężne ramiona Nicholasa. Całym ciężarem ciała przy­ gniótł ją do drzwi.

- Kontynuuj, kochanie - mruknął, obserwując jej re­akcję. - To, co mówisz, jest bardzo interesujące. Dlaczego tak bardzo chciałaś, żebym pojawił się na przyjęciu?

Nie miała odwagi spojrzeć Nicholasowi w oczy, dlatego skupiła wzrok na jego potężnej piersi.

- A jakie to ma dla ciebie znaczenie? Przecież i tak jesteś przekonany, że sypiam z Jamesem.

Przysunął się jeszcze bliżej. Mogła teraz dokładnie zoba­czyć miejsce, w którym został złamany jego nos.

- Nie przebyłabyś z pośpiechem tej ogromnej odległości, gdyby tak było - mruknął, wpatrując się w jej miękkie usta.

- Wyważysz drzwi, jeżeli będziesz bardziej na nie napierać - szepnął zmysłowo. - Dlaczego nie przestaniesz z sobą walczyć i nie zaczniesz robić tego, na co masz naprawdę ochotę, Keeno?

Z uwagą przyglądała się jego poważnej twarzy.

- A co ja, według ciebie, chcę robić?

W odpowiedzi złapał jej chłodne, drżące dłonie, położył na swoich wąskich biodrach i zaczął przesuwać w górę, aż do piersi.

- To - mruknął, wolno i delikatnie muskając wargami jej usta. - Chcesz mnie dotykać. Chcesz leżeć w moich ramionach, chcesz czuć na sobie moje ciało, chcesz mi się oddać. Czy masz zamiar powiedzieć, że nie po to tu przyjechałaś?

Łzy napłynęły jej do oczu. Miał rację. Oczywiście, że miał rację. Ale chodziło jej o coś więcej, o coś znacznie ważniejszego. Rozluźniła się, czując blisko siebie jego ciało. Pozwoliła, aby okrył jej twarz i usta namiętnymi pocałunkami. Pozwoliła, aby język Nicholasa dotykał jej zębów i podniebienia, a ciałem targały dreszcze rozkoszy.

Jęknęła czując, że każdy mięsień jej ciała napręża się pod wpływem dotyku ciepłych dłoni Nicholasa. Spletli się w uścisku tak mocnym, że nie rozdzielała ich nawet odro­bina powietrza.

Przesuwał dłonie wzdłuż jej pleców, przez pośladki, aż do ud. Ugiął nogi w kolanach i przycisnął jej biodra do swoich. Oboje oddali się rytmowi miłości, który sprawił, że z ust Keeny wyrwał się kolejny nieświadomy dźwięk.

Pochylił głowę i spojrzał jej prosto w oczy, ale Keena dojrzała w źrenicach Nicholasa tylko namiętne błyski.

- Chcę, żebyś mi dała dziecko.

Miała wrażenie, że te słowa zapadają jej głęboko w świa­domość.

- Dlaczego? - Poruszyła bezgłośnie ustami.

Zaśmiał się krótko.

- Bo jestem w tobie do szaleństwa zakochany, moja roz­koszna mała wiedźmo - powiedziawszy to, objął Keenę silnymi ramionami i podniósł do góry z podłogi, rozgniata­jąc jej usta w słodkich pocałunkach, - O mój Boże, ko­cham cię, pragnę cię, potrzebuje cię. Keeno, miałem ochotę zabić Harrisa za to, że trzymał cię w ramionach, że cię dotykał. Nie będę prosić o więcej niż możesz mi dać, ale oddaj mi się dziś w nocy. Zostań ze mną.

Łzy napłynęły jej do oczu, kiedy odwzajemniała namięt­ne pocałunki. Oddech kobiety stawał się coraz krótszy i urywany.

- To... może zająć trochę więcej czasu niż jedną noc.

- Co? - mruknął, kładąc ją na szorstkim, brązowym prześcieradle.

- Żeby... mieć...

- Mieć dziecko? - szepnął Nicholas, a jego oczy wyraża­ły czułość, jakiej nigdy dotąd nie doznała. Jego ręce deli­katnie zdejmowały z niej elegancką sukienkę. Po chwili była już naga, nie licząc skromnych majteczek, w które mężczyzna zapatrywał się pożądliwym wzrokiem. - W takim razie myślę, że byłoby dobrze, gdybyś mnie poślubi­ła - mruknął. - Oczywiście po to, żeby nie dopuścić, do powstawania plotek.

Objęła ramionami szyję Nicholasa i przyciągnęła go do siebie.

- Jakbyś ty kiedykolwiek przejmował się plotkami - wyszeptała, rozkoszując się dotykiem jego dłoni i niezna­nym dotąd blaskiem oczu, które cal po calu lustrowały ciało Keeny.

Całe to zdarzenie wydawało się mieć wiele wspólnego z magią. To nie mogło dziać się naprawdę! Od kiedy to marzenia się spełniają, a bajki stają się rzeczywistością? Płakała przestraszona ogromem miłości, która wypełniała jej serce.

- Och, Nick, zrobię wszystko, co zechcesz - szeptała gorączkowo. - Wszystko. Byłabym twoją kochanką, jeżeli nie mogłabym mieć nic więcej. Dam ci dziecko, rezygnu­jąc na zawsze ze szczupłej figury i nigdy nawet nie wspo­mnę, że się poświęciłam.

Jego ciemne oczy wpatrywały się w nią przez długą chwilę.

- Nie tak dawno, tu w ogrodzie, powiedziałaś coś bardzo podobnego. Spytałem wtedy, dlaczego zrobiłabyś dla mnie wszystko, a ty odpowiedziałaś, że nie wiesz. Czy naprawdę nie wiesz, dlaczego?

Delikatnie dotknęła palcami jego ciepłych ust.

- Dlatego, że cię kocham, najdroższy - wyszeptała drżą­cym głosem. - Ponieważ jesteś całym moim światem, od początku do końca.

Zamknął oczy, ale szybko podniósł powieki pod wpły­wem uporczywego spojrzenia Keeny.

- Bóg jeden wie, czy nie znaczysz dla mnie dużo więcej, kochanie. Jest jeszcze jedna rzecz, o której chcę ci powie­dzieć. Kochałem moją pierwszą żonę, ale zupełnie inaczej, niż kocham ciebie. Nie zamierzam wskrzeszać duchów, dlatego nie będzie jej między nami. Ani tej nocy, ani żadnej innej.

- Kiedy się zorientowałeś, że mnie kochasz?

Uśmiechnął się czule.

- Byłem zupełnie pewien swoich uczuć, gdy po raz pierwszy zobaczyłem, jak flirtujesz z Harrisem. Miałem wtedy ochotę stłuc go na kwaśne jabłko. - Jego dłonie znowu przesunęły się wzdłuż jej zgrabnego ciała. - Ale na te tematy porozmawiamy później, panno Whitman - sze­pnął, opierając się na niej swym ciężarem. - Teraz potrze­buję twojej absolutnej, niczym nie zakłóconej uwagi.

Oddychała coraz szybciej, widząc w jego oczach ciągle narastające pożądanie.

- Nick, czy wystarczy tylko to, że cię kocham? Chciała­bym, żeby było ci dobrze, ale tak mało wiem...

- To nieważne - mruknął, obejmując ją mocniej ramio­nami i całując wolno, czule i namiętnie zarazem. - Jedyne, co musisz robić - dodał, ściszając głos do ledwie słyszal­nego szeptu - to zrelaksować się i wykonywać moje pole­cenia. Pokażę ci, w jaki sposób zakochany mężczyzna wy­raża swoją miłość. Będę bardzo delikatny, więc nie musisz się niczego obawiać. Dobrze?

Otoczyła ramionami szyję mężczyzny i z rozkoszą przy­jęła na siebie ciężar jego ciała. Oddychała z trudem, a oczy miała szeroko otwarte, więc Nicholas z łatwością mógł z ich wyczytać wszystkie jej uczucia.

- Nick, chcę oddać ci wszystko - szepnęła, gdy całował ją w taki sposób, w takich miejscach, że nie marzyła o tym w swoich najbardziej erotycznych fantazjach. - Kochaj mnie.

Zadowolony z siebie zachichotał cicho i wyciągnął rękę, by wyłączyć światło.

* * *

Gdy rankiem podniosła powieki, ujrzała Nicholasa wpa­trującego się w jej twarz. Spojrzała w jego kochające, ciemne oczy i momentalnie powróciły wspomnienia z mi­nionej nocy. Nicholas był cierpliwym i czułym kochan­kiem, dostarczył Keenie przeżyć, o których nawet nie śmiała śnić. Doprowadził do tego, że odczuwała rozkosz niemal graniczącą z bólem. Przypomniała sobie, że w no­cy, w tamtej pięknej chwili, patrzył na nią tak, jak i teraz. Nie wie, dlaczego wtedy otworzyła oczy, ale gdy to zrobi­ła, zdziwiła się bardzo, widząc skierowany na siebie wzrok Nicholasa. Jego twarz wyrażała pożądania, ogniste spoj­rzenie mówiło o miłość, a potężne ciało było tuż obok.

- Ty... obserwujesz mnie - wyszeptała drżącym głosem, na pół rozbudzona Keena.

Pochylił się i czule, z szacunkiem pocałował ją w usta.

- Musiałem. Byłaś taka piękna. Gdy sobie przypomnę, jak reagowałaś na moją miłość, ten cichy krzyk... A blask księżyca rozjaśniał twoją twarz. Będę o tym śnił do końca życia. Keeno, byłaś doskonała.

Delikatnie pogładziła jego skronie w miejscu, gdzie były przyprószone siwizną.

- Ty również - wyszeptała, uśmiechając się nieśmiało. - Och, Nick! Tak bardzo cię kocham.

Pochylił się znowu i pocałował jej rozchylone usta.

Spojrzała mu w oczy i w zdziwieniu uniosła brwi.

Zachichotał cicho, przesuwając ręką po jej płaskim brzu­chu.

Zarumieniła się nieznacznie.

- Boisz się plotek?

- Teraz otwiera się przed tobą nowa kariera - powiedział, przygniatając ją swoim ciałem.

- Hmm? - mruknęła, nie mogąc złapać oddechu.

Nicholas pochylił głowę i stłumił jej śmiech pocałun­kiem.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Palmer Diana Uczucia powracają
Palmer Diana Uczucia powracają
Palmer Diana Uczucia powracajÄ…
Palmer Diana Uczucia powracaja
Blayne Diana Uczucia powracają
Blayne Diana Uczucia powracają
Uczucia powracają Palmer Diana
Diana Palmer Uczucia powracają

więcej podobnych podstron