Nagini - Ten pierwszy raz, FF Draco Hermiona


TEN PIERWSZY RAZ

Nic, co warte jest posiadania, nie można zdobyć bez ryzyka...”

Prolog

Hermiona Granger omiotła wściekłym spojrzeniem szkolne boisko. Bezczynne siedzenie na drewnianych ławkach nie należało do jej ulubionych zajęć, a już w szczególności, gdy na dworze panowała zimowa zawierucha. Do diabła, była nauczycielką transmutacji, a nie jakimś niewyżytym fanatykiem sportu! W tej chwili powinna siedzieć w swym wygodnym fotelu otulona miękkim, ciepłym pledem i czytać „
Najnowszą Teorię Transmutacji Zaawansowanej IV stopnia” autorstwa Minervy McGonagall - Dumbledore, a nie lodowacieć na tym zimnie. Więc co ona tam robi?
Dziewczyna od godziny zadawała sobie to pytanie. Co skłoniło ją do opuszczenia ciepłego, przytulnego pokoju? Oczywiście przyjaźń! W takich momentach jak ten w skrytości ducha pytała samą siebie, po jakiego diabła zaprzyjaźniała się z duetem Potter - Weasley. Gdyby nie oni jej życie byłoby takie spokojne... takie nudne! No może i nudne, ale przynajmniej nie sterczałaby w sobotni poranek na mrozie i nie musiałaby pilnować czy czasami trener quidditcha nie próbuje zabić jednej z drużyn. Odkąd profesor Hooch odeszła na emeryturę latania uczyli dwaj nauczyciele. Nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią i Mistrz Eliksirów. Jeden z nich musiał właśnie dziś udać się w pilnej sprawie do Londynu, a drugi... No cóż, właśnie z jego powodu Hermiona znalazła się w takiej a nie innej sytuacji. W końcu ktoś musiał przypilnować by Draco Malfoy nie znęcał się nad Gryfońską drużyna. Tylko, dlaczego tym kimś musiała być ona?!
- Niech ja tylko dorwę Harry'ego, już ja mu pokażę, co ja myślę o tych jego pilnych sprawach! - Zezłoszczona kobieta cicho przeklinała pod nosem - ważne sprawy, od kiedy to randka z Ronem jest, aż tak pilna?! Przecież za miesiąc biorą ślub, mogliby trochę wytrzymać, ale gdzie tam, oni muszą się spotykać, co tydzień, a ja muszę pilnować tego wypłowiałego kretyna! Zaraz, zaraz, co on robi? Dlaczego on leci w moja stronę? No, dlaczego?
Wspomniany kretyn rzeczywiście obniżał swoją miotłę i wylądował koło trybun. Szybkim ruchem odgarnął długie kosmyki białych włosów, które wydostały się spod dumki i uważnie zlustrował sytuacje na boisku. Znaczy się sprawdził czy obie drużyny są na tyle daleko by nie podsłuchiwać. Najlepiej osiem metrów nad ziemia lub pod.
- Granger mam dla ciebie propozycję.
Hermiona nie zaszczyciła go nawet najmniejszym spojrzeniem, tylko szczelnie opatuliła się grubą szatą.
- Co powiesz na zorganizowanie małego meczu miedzy obiema drużynami?
- A rób sobie, co chcesz, mnie to nie obchodzi, masz ich tylko nie pozabijać.
- I uatrakcyjnieniu go małym, niegroźnym zakładem? - kontynuował seksowny blondyn, jakby nie dosłyszał poprzednich słów kobiety.
- Zakładem? - Hermiona niestety nie była, aż tak odporna i wrodzona, lub nabyta z wiekiem ciekawość i pociąg do gier hazardowych dal o sobie znać.
- Taki mały niegroźny zakładzik... chyba, że się boisz...
I tu ją trafił. Jeśli panna Granger była na coś hm... powiedzmy „uczulona”, to było to właśnie podpuszczanie. Jeśli ktoś zarzucił jej tchórzostwo, to miał gwarantowane, że Hermiona jest już jego. Dziewczyna była, wrażliwa.
- Nie jestem tchórzem! - Hermiona nie mogła powstrzymać okrzyku oburzenia. W głębi duszy wiedziała, że Malfoy ją podpuszcza, ale... Ale dała się podpuścić.
- Udowodnij to! Jeśli moja drużyna przegra to...
- Do końca roku nie odejmiesz już ani jednego punktu mojemu domowi!
- Ostro grasz, ale nic ci będzie. Jeśli wygra moja drużyna, to ty przez... dajmy na to tydzień spełniasz wszystkie moje życzenia. Chyba, że się boisz Gryfonko.
Tak, Draco Malfoy wiedział, gdzie uderzyć. Naprawdę wiedział. A Hermiona Granger była już jego.
A Gryfoni przegrali sto pięćdziesiąt do zera.

ROZDZIAŁ I

Stare portrety wiszące w pokoju nauczycielskim zaczęły obawiać się o swoją malowaną przyszłość. Z wielkim zaciekawianiem, z którym graniczyło tylko jeszcze większe przerażenie oglądały jak profesor Granger z minuty na minutę przemienia się w chmurę gradową. Zachowywała się tak, jakby bez najmniejszego problemu mogła rozwalić całą Hogwartcką placówkę. Wreszcie jakby w geście całkowitej rezygnacji opadła na fotel i zrobiła to, co zawsze wychodziło jej najlepiej - zanalizowała całą sytuację.
- Przecież to nie może być prawdą, on tylko tak żartował. Chciał się ze mnie ponabijać. Na pewno się nie odważy tego zrobić. On jest za dużym tchórzem! Przecież to nie możliwe! Nie! Ja się na to nie zgadzam...Cholera jasna, ja się mogę nie zgadzać, a on i tak zrobi swoje, przecież to Ślizgon, gorzej to jest Malfoy! Zaraz, zaraz... Malfoy... Zadufany w sobie, szowinistyczny rasista! Czego ja się właściwie boję, przecież on mi nic strasznego nie zrobi, co najwyżej będzie chciał upokorzyć. Wytrzymam, w końcu to ma być tylko tydzień, a i tak większości uczniów w szkole nie będzie. Choć raz przydały się na coś ferie...
Te, jakże optymistyczne rozmyślania przerwał sam ich przedmiot, a mianowicie: zadufany w sobie, szowinistyczny rasista, czyli Draco Malfoy. Niestety, ku swemu niezadowoleniu Hermiona musiała przyznać, że ta Ślizgońska gnida posiada kilka zalet, może nie tyle umysłowych(oczywiście według jej prywatnej i oczywiście bardzo „obiektywnej”, iście gryfońskiej opinii), co fizycznych. Młody mężczyzna zmienił się bardzo od szkolnych czasów. Bardzo wyprzystojniał, Hermiona, ku swemu wielkiemu niezadowoleniu przyłapała się na tym, że sama wielokrotnie wpatrywała się w jego przystojne, wysportowane ciało. Nawet teraz bezczelnie się gapiła, co nie uszło jego uwadze.
Nic nie mówiąc zbliżył się do dziewczyny i oparł o stół, krzyżując nogi opięte w czarne, iście mugolskie jensy. Obrzucił ją uważnym, ironicznym i bardzo oceniającym spojrzeniem.
- Więc jednak jesteś.
- A spodziewałeś się, że nie przyjdę - Hermiona nie chciała być w pozycji ofiary, wolała od razu przejść do ataku, - czego chcesz, Malfoy?
- Czyżby, aż tak ci spieszyło, nie wiesz, że oczekiwanie, ma w sobie nutkę... perwersji.
- Jesteś zboczony - wykrzyknęła wzburzona, zanim pomyślała, że może mieć to dla niej nieprzyjemne konsekwencje.
- Mówisz zboczony - mężczyzna uśmiechnął się podstępnie - wiesz Granger, na twoim miejscu uważałbym na słowa, szczególnie, że przez najbliższy tydzień twoje słodkie ciałko należy do mnie.
- Ciałko - niepewnie wyjąkała, jakby nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje, się naprawdę, - ale... przecież...ty...nie...
- Co nie, jakbyś jeszcze nie zauważyła, to ja wygrałem, ty przegrałaś, ja mogę wszystko, ty nic. Jesteś na zerze, mała, na kompletnym zerze... Tam gdzie zawsze było twoje miejsce.
- Nie dotkniesz mnie! - Oburzona Hermiona zerwała się z fotela, zrozumiała, że tu żadne obrażanie nie pomoże, musi odwołać się do czegoś, czego według niej Malfoy nie posiadał w ogóle - honoru.
-
Ja cię nie dotknę - Draco roześmiał się głośno i potrząsnął głową, tak, że jego długie, białe włosy rozsypały się na plecach - ja cię nie dotknę... ja mogę wszystko...
- Nie dotkniesz mnie - kobieta twardo obstawała przy swoim, - bo się będziesz brzydził.
-
Brzydził? - Draco wydawał się zdziwiony, jakby nie wiedział, o co chodzi dziewczynie, co ona zamierzała skrupulatnie wykorzystać.
- Przecież, ja jestem tylko szlamą - ostatnie słowo wyszeptała, brzydząc się jego brzmienia - a przecież według ciebie szlam nie należy dotykać.
- Powtórz to...
- Szlama...
- Głośniej Granger i całym zdaniem - wyraźnie bawił się jej upokorzeniem.
- Nie dotkniesz mnie, bo jestem nic nie wartą szlamą - Hermiona prawie to wykrzyczała, choć do oczu cisnęły jej się łzy upokorzenia.
- I tu się mylisz Granger, ja zrobię z twym ciałkiem wszystko, na co będę miał ochotę. Gdzie będę chciał i jak będę chciał, a ty się temu nie sprzeciwisz. I nie, dlatego, że jak stwierdziłaś, jesteś „nic nie wartą szlamą”, ale dla tego, że jesteś gryfonką, a gryfoni zawsze dotrzymują słowa. Prawda pani profesor?
Hermiona nie była w stanie nic powiedzieć, nie była w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Czuła się okropnie upokorzona, a najgorsze z tego wszystkiego, że on miała rację! Była gryfonką i nie mogła złamać danego słowa, nie pozwalał jej na to honor, jej własny, nie tylko ten nabyty w Gryffindorze. Ona nigdy nie złamała danego słowa i nie potrafiła tego zrobić. Dlatego też, czując się jak męczennik skinęła głową, ale to nie wystarczyło jej katowi.
- Co, nie potrafisz wypowiedzieć się pełnym zdaniem, no Granger to chyba nie jest takie trudne, czekam, a ja nie jestem cierpliwy.
- Tak, możesz zrobić ze mną wszystko... co... będziesz chciał.
- Więc chodź tu - Dracona wyraźnie bawiła cała sytuacji, a już szczególnie krwiste rumieńce na twarzy kobiety. Bo prawde powiedziawszy to ona wpadła mu w oko, już dawno, i gdy dziewczyna nie była tego świadoma, często jej się przyglądał. A prawdę powiedziawszy było, czemu. Od czasu szkoły Gryfonka bardzo się zmieniła. Jej figura była po prostu doskonała, okrągłe biodra, wąska talia i bardzo duży biust, na który gapili się wszyscy, począwszy od piętnastego roku wzwyż.
- Co?! - I tym razem nie potrafiła powstrzymać okrzyku zdziwienia.
- Chodź. Tu. Do. Mnie. TERAZ!
Bardzo niechętnie przybliżyła się do mężczyzny, ale tylko o parę kroków, mając nadzieje, że to wszystko okaże się jednak tylko sennym koszmarem.
- Bliżej Granger i zdejmij tę szatę, chcę zobaczyć twoje ciało - widząc przerażenie w oczach kobiety tylko się uśmiechnął, ale po chwili zastanowienia dodał, można by powiedzieć łagodniejszym tonem - nie martw się, nie każe ci się rozbierać, masz tylko zdjąć ten worek. I radzę ci się pospieszyć, bo mogę zmienić zdanie.
Hermiona, zaczęła szybko rozpinać czarną, długą szatę, mając nadziej, że te upokorzenia skończy się jak najszybciej. Upokorzenie i... to dziwne uczucie, które ogarnęło ją gdy tylko usłyszała, ten zimny, rozkazujący ton. Uczucie, które koncentrowało się w jej wnętrzu... brzuchu...łonie. Cholera, sama, przed sobą musiała przyznać, że ta nienormalna sytuacja zaczynała ja podniecać. Może, dlatego, że jeszcze nikt nigdy, nie odważył jej się rozkazywać.
- Wolniej, mi się niespieszny - władczy głos Dracona sprowadził ją na ziemię i rzeczywiście, jej palce zaczęły, co raz wolniej rozpinać małe perłowe guziczki. Wczuła się w sytuację, jej ruchy stały się rozważniejsze, palce zaczęły bawić się guziczkami, jakby była niezdecydowana: rozpinać - nie rozpinać - a może gwałtownie szarpnąć.
- Właśnie tak... - Dracona ta sytuacji również zaczynała podniecać, bardzo podniecać. Miał to coś, na czym mu zawsze zależało - władzę i kobietę, której już od dłuższego czasu pożądał.
Spod czarnej szaty powoli wyłaniała się cienka, zielona koszula, przez którą widać było wyraźnie nabrzmiałe sutki. Draco zsunął się ze stołu i podszedł do niej, delikatnie dotknął jej policzka, palcami przesunął po jej wardze i niespiesznie nachylił się nad kobietą. Jego język wniknął do jej ust i powoli, niespiesznie, jakby bawiąc się jej zdenerwowaniem, które w większości brało się z podniecenia, bardzo silnego podniecenia. Młody Malfoy nie docenił jednak gryfonki. Ten pierwszy dotyk, obudził bojowego ducha dziewczyny i ta niewiele myśląc zacisnęła swoje zęby na jego języku. Mocno zacisnęła. Bardzo mocno...
- Ała- Dracon szybko odskoczył od zdeterminowanej kobiety i gwałtownym ruchem wytarł krew z kącika ust. - Co ty sobie, kur*wa wyobrażasz!
Do Hermiony dopiero teraz dotarło, co zrobiła i jakie to może dla niej przynieść konsekwencje.
- Ja...
- Nie obchodzi mnie, co, ty, masz się u mnie zjawić o jedenastej, spróbuj się spóźnić, a będę bardzo niemiły, naprawdę bardzo niemiły!
To powiedziawszy Draco Malfoy, wyszedł z pokoju trzaskając dosyć mocno drzwiami - portretem, - którym był jeden z byłych dyrektorów Uriell Malfoy. Gdy tylko chłopak wyszedł Hermiona opadła na fotel kompletnie załamana. Teraz to sobie narobiła, cholera by to wzięła! Hermiona chciała się na czymś wyżyć, na czymś lub na kimś. A kto był pośrednio odpowiedzialny, za jej kłopot? Oczywiście nieudolny trener quidittcha - Harry Potter, który właśnie przekroczył próg pokoju i stał się doskonałym celem zemsty...

ROZDZIAŁ II

Harry Potter wyznawał w swym życiu kilka żelaznych zasad, których nigdy by nie złamał. Jedną z nich była kłótnia, a konkretnie zasada mówiąca:
Nigdy nie kłóć się z wściekłą kobietą, bo nie ważne, co będziesz mówił i robił to i tak przegrasz i wszystko będzie twoją winą.”
Trzymał się tej reguły zawsze, a szczególnie w sytuacjach takich jak ta, kiedy do jego szyi przyciśnięta była różdżka z bardzo rozłoszczoną kobietą na drugim jej końcu.
- He.. Hermiona, coś się stało? - Wybełkotał z różdżką przy krtani.
- Ty...ty...ty kretynie! Jak mogłeś mi to zrobić, ja cię zabiję! - Hermiona rozdarła się na całego, a jej różdżka niebezpiecznie zagłębiała się w miękkiej skórze chłopaka.
- Ale, za co? - Wyjąkał przyciśnięty do twardej, kamiennej ściany. - Co ja ci takiego zrobiłem, przecież mnie nawet tu nie było.
- I właśnie za to! - Hermiona chciała cos jeszcze powiedzieć, gdy jej wzrok zatrzymał się na ręce Pottera, konkretnie na jego palcu, a jeszcze konkretniej na pierścionku, jaki się tam znajdował. Był to zwykły srebrny krążek, bez żadnych ozdób. Po prostu kawałek szlachetniejszego metalu - tylko, że rano Harry jeszcze go nie miał. I podobno miał go nie mieć jeszcze przez miesiąc.
- Czy ty?.. - Hermiona nie mogła w to uwierzyć, ale wystarczyło jedno spojrzenie na twarz mężczyzny by poznać prawdę.
- Tak.
To jedno słowo uderzyło w dziewczynę niczym ciężka klątwą. Hermiona poczuła się tak, jakby cały jej świat się zawalił, w jednej chwili stała się zabawką w rękach Malfoya i straciła ludzi, na których jej tak zależało. Poczuła się oszukana i skrzywdzona. Różdżka wypadła jej z ręki, a ona sama osunęła się na podłogę. Twarz zakryła rękoma i zaczęła płakać, uwalniając w ten sposób wszystkie tłumione do tej pory uczucia.
- Jak mogłeś... jak mogliście... - Słowa ledwo wychodziły ze ściśniętego gardła.
- Herm zrozum, my musieliśmy tak postąpić - Harry nachylił się nad przyjaciółką i próbował ją podnieść, ale ta tylko strzepnęła jego rękę.
- Musieliście - dziewczyna powoli zaczynała się opanowywać. - Wy wcale nie musieliście. Przecież to miało stać się za miesiąc, więc dlaczego dzisiaj? A może nie chcieliście kogoś takiego jak ja na ślubie, w końcu jestem tylko...
Ale Hermionie nie było dane dokończyć, gdyż Harry zaczął nią silnie potrząsać.
- Czyś ty zwariowała, przecież jesteś naszą najlepszą przyjaciółką. Dla mnie jesteś jak siostra. Do diabła Hermiono jesteś jedną z nielicznych kobiet, które kocham. Ty nawet nie wiesz ile znaczysz dla mnie i dla Rona!
- Więc dlaczego?
- Herm, kochanie zrozum, my nie powiedzieliśmy nikomu. Na Ceremoni był tylko Ron i ja. Nikt o tym nie wie. Ty wiesz, co by się działo za miesiąc, przecież ja już od jakiegoś czasu jestem śledzony przez dziennikarzy, ja już nie mam własnego życia, prasa zna każdy mój ruch, o tym ślubie trąbiliby wszyscy. Myślisz, że nam nie było przykro, ale to była jedyna szansa na jakąś prywatność. - Z każdym słowem głos Harry'ego przybierała na sile, aż wreszcie przemienił się w krzyk i gdyby nie zaklęcia wyciszające rzucone na pokój słychać by go było nawet na błoniach.
Hermiona zaczynała się powoli uspokajać. Zrozumiała, że zrobiła z siebie histeryzującą idiotkę, ale w tym momencie nic jej to nie obchodziło, prawdę powiedziawszy bardzo jej to pomogło.
- Teraz to ja powinnam przeprosić, wściekłam się na ciebie, choć znam sytuację. Po prostu założyłam się z Malfoyem, o sto punktów dla Gryfindoru lub Slytherinu - kłamać to ona potrafiła w każdej sytuacji - i niestety przegrałam. Musisz ich lepiej trenować..
- Nie.
- Co nie? Nie będziesz ich lepiej trenował?
- Ja ich już w ogóle nie będę trenował. Nigdy.
W pokoju zaległa cisza, kobieta z niedowierzaniem wpatrywała się w swego rozmówce. Dzisiejszy dzień przyniósł jej same szokujące nowiny, a najgorsze, że jeszcze się nie skończył.
- O.. o czym ty mówisz? - Hermiona bała się domyślić prawdziwej przyczyny, choć słyszała o niej już kilka miesięcy temu.
- Przecież dobrze wiesz, wyjeżdżam razem z Ronem do Norwegii.
- Ale to miało być dopiero na wakacjach
- Dziś o jedenastej - wyszeptał Harry niepewny jak na tą wiadomość zareaguje wzburzona Hermiona.
- Ale wy przecież... Harry przecież ty uczysz, nie możesz tak po prostu zrezygnować - Hermiona jak zwykle szukała jakiegoś racjonalnego wyjścia z całej sytuacji.
- Snape już wie i powiedział, że on nie widzi problemu, do końca roku będzie uczył Obrony, a później kogoś znajdzie. Wreszcie pozbędzie się mnie ze szkoły i nie wywoła burzy, bo przecież sam zrezygnowałem.
Kobieta nic nie powiedziała tylko podeszła do okna i w milczeniu obserwowała błonie, zachodzące słońce rzucało ostatnie promienie i Zakazany Las wydawał się jakby pogrążony w ogniu... Tak jak całe jej dotychczasowe życie. Z jednej strony doskonale rozumiała Harry'ego, od czasu, gdy pokonał Voldemorta prasa nie dawała mu spokoju i komentowała każdy jego ruch. Pewnie wszyscy rozpisywaliby się o jego ślubie, z Ronem. Harry Potter - zbawca ludzkości gejem. A tak w dalekiej Norwegii będzie miał spokój, tam nie jest tak sławny i będzie mógł robić to co zawsze chciał - po prostu latać za złotą piłką. Tak, z jednej strony rozumiała go i popierała całym sercem... ale była jeszcze ta druga. Po jego wyjeździe będzie czuła się taka samotna, z nikim nie będzie potrafiła tak porozmawiać jak z nim. Nigdy nie będzie już tak samo. Nigdy...
- Więc, o której się was wreszcie pozbędę? - Zapytała z udawaną złością.
- Dziś o jedenastej - Harry wyczuwając, że burza powoli ucichła pozwolił sobie na wypuszczenie powietrza. Wreszcie ogarnęła go ulga, Hermiona chyba pogodziła się z ich wyjazdem... a może nie. Zresztą on nigdy nie rozumiał kobiet, i chyba, dlatego związał się z Ronem.. No, może jeszcze z powodu tego wspaniałego seksu. Na samo wspomnienie dzisiejszego ranka zarumienił się, to, co Ron robił z jego ciałem, było niesamowite, ale przecież Weasley zawsze miał zręczne palce.
- Z Hogsmead?
- Tak.
- To was odprowadzę na pociąg.
- Ale..
- Żadnych, ale Potter, czy mam mówić do ciebie Weasley?
- Może po prostu Harry?
- Zmiataj stąd, musze trochę pomyśleć i...
- Tak, Hermiono?
- Wszystkiego najlepszego braciszku.

***

Draco Malfoy niespiesznie wchodził po schodach prowadzących do gabinetu dyrektora. Każda inna osoba znajdująca się na jego miejscu odczuwałaby, chociaż lekki niepokój, ale nie on. Był spokojny, bardzo spokojny, aż za spokojny. Takiego Malfoya należało się obawiać i to bardzo. Bez pukanie wszedł do dużego gabinetu ironicznym spojrzeniem obrzucił portrety byłych dyrektorów i bez słowa usiadł na fotelu. Dopiero po kilku minutach irytującej ciszy odezwał się do swego przełożonego.
- Czego chcesz, jestem zajęty i nie mam ochoty na żadne bezsensowne dyskusje.
- Mocno gryzie? - W głosie Severusa Snape dało się wyczuć delikatną nutkę ciekawości.
- A co, chcesz się przekonać - Draco nie był zdziwiony, że Snape wie o całej sytuacji, nie był nawet lekko zaskoczony. Tak naprawdę te uczucia zastukałyby do jego psychiki dopiero wtedy gdyby rzeczony mężczyzna nic o tym nie wiedział.
- Wiesz doskonale, że nie, wolę mężczyzn.
- Więc czemu się pytasz i nie wyjeżdżaj mi tu, z troską o mój język.
- Ależ Draco, o twój język to ja się bardzo troszczę - Severus bardzo sugestywnie spojrzał się na mężczyznę siedzącego naprzeciwko.
- Czy ja wyglądam na swojego ojca?.. Dobra na to nie musisz odpowiadać. Ja nim nie jestem i wybacz, że to powiem, ale bruneci nie są w moim typie. A teraz chcesz coś jeszcze, czy mogę pójść załatwić ważniejsze sprawy, jakbyś nie wiedział ja tutaj uczę i to aż na dwóch pełnych etatach, bo co do drugiego trenera, to...
- I właśnie z jego powodu cię tu wezwałem - Severus postanowił zakończyć grę słowną, która w przypadku Dracona i tak do niczego nie prowadziła. Jeśli chodzi o seks chłopak był zawsze twardy i nieugięty, gdy czegoś chciał to, to po prostu brał, a jeśli nie to nawet Imperius nie pomagało. - Z wielkim smutkiem musze cię zawiadomić, że pan Harry Potter odchodzi z dniem dzisiejszym z naszej placówki, jest to, niewątpliwie smutna, wręcz tragiczna wiadomość...
- O czym ty mówisz - Draco z niedowierzaniem wpatrywał się w przyjaciela, nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
- Potter złożył wymówienie i z dniem dzisiejszym odchodź, konkretnie o godzinie dwudziestej trzeciej ma pociąg do Londynu, a stamtąd samolot prosto do zimnej, mokrej, lodowcowej Norwegii. I żeby mu tam ten jego tyłek odmarzł i odpadł.
- To jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- To jest prawdziwe, wreszcie się go pozbędziemy, czego nie zrobił Tom załatwiła prasa. Potter niepokoi się o swoje małżeństwo z łasicą, więc postawił się ulotnić.
Draco przez chwilę siedział nic nie mówiąc, wreszcie na jego usta wypłynął wiele mówiący uśmiech. Skoro Potter wyjeżdża z kraju i zabiera ze sobą rudzielca, to Granger zostaje sama, na jego całkowitej łasce i to mu się bardzo podobało. Tak bardzo, że nie był w stanie powstrzymać uśmiechu zwycięstwa, który spowodował, że Severus przez kilka minut zaczął zazdrościć nauczycielce Transmutacji.
Mistrz Eliksirów zawsze miał słabość do blond włosego przystojniaka, może z powodu jego ojca, z którym spędził wiele niezapomnianych chwil, nawet po jego małżeństwie z panną Black, która jak się okazało po ślubie nie była aż tak niewinna, za jaką oni ją wzięli.
Przez chwile przyglądał się zadowolonemu przystojniakowi, wreszcie postanowił sprowadzić go na ziemie w dość chłodny sposób.
- Wiesz, że wiem o twoim zakładzie z Granger.
- Jakżeby inaczej, prawdę powiedziawszy zdziwiłbym się gdyby mój szanowny przodek ci o tym nie doniósł - Draco nawet nie zaszczyciwszy spojrzeniem rzeczonego, malowanego przodka.
- A wiesz, że panna Granger ma zamiar pożegnać Pottera....
- A co mnie to może obchodzić, niech sobie go żegna ile tylko je się będzie podobało - Draco bezczelnie wszedł w słowo Severusowi.
- ...dziś o dwudziestej trzeciej w Hogsmead - dokończył Mistrz Ironii ze złośliwym uśmiechem. W sumie nie wiedział, dlaczego wspomniał o tym Draconowi, przecież to było takie wredne w stosunek do tej biednej, samotnej dziewczyny.
- Co?! - Draco nie mógł powstrzymać okrzyku oburzenia - Jak ona śmie, do ciężkiej cholery jeśli jej się wydaje, że ja pozwolę jej na coś takiego...
- Wydaje mi się, że ona nie będzie cię pytać o pozwolenie - tym razem to Snape był stroną przerywająca.
Draco spojrzał się tylko na niego wściekle i wyparował z jego biura mocno trzaskając drzwiami. A Severus uśmiechnął się złośliwie i postanowił z najbliższej wypłaty odciągnąć młodemu Malfoyowi za zbite lustro, które wisiało koło drzwi, może w ten sposób gówniarz nauczy się je normalnie zamykać a nie trzaskać.

****

Gęste płatki śniegu opadające na twarz młodej kobiety mieszały się z jej łzami. Wpatrywała się ona w miejsce, na którym jeszcze przed chwilą stał pociąg do Londynu, a jej dwaj najlepsi przyjaciele machali jej na pożegnanie. Pomimo zimna i późnej godziny Hermiona dalej nie odchodziła ze stacji, tylko martwym wzrokiem wpatrywała się w dal. Dawne wspomnienia niczym gorąca lawa zalewały teraz jej duszę. Przed oczyma stanęło jej pierwsze dosyć niefortunne spotkanie, kiedy wraz z fajtłapowatym Newillem szukała jego żaby, Teodory. Pierwsze kłótnie, nieporozumienia i pogodzenie. Potajemne spotkanie w Łazience Jęczącej Marty, przemykanie pod peleryna niewidką, szukanie przygód i wspólne wakacje. Nie mogła tez zapomnieć o wszystkich powrotach ze szkoły, kiedy to obiecywali do siebie pisać i zawsze kłócili się z Malfoyem i jego bandą. I właśnie to ostatnie wspomnienie przypomniało Hermionie o czymś ważnym o czymś bardzo ważnym...
- Malfoy, o cholera, przecież on mnie zabije...
- Jak to milo, że sobie wreszcie o mnie przypomniałaś Granger, naprawdę miło...


Rozdział III

Przestraszona kobieta gwałtownie odwróciła się do tyłu. Tuż za nią stał wysoki, postawny mężczyzna. Wyraźnie wściekły mężczyzna. W tym momencie Draco Malfoy bardzo przypominał swojego ojca. Ubrany był na czarno a w ręku trzymał czarną laskę z srebrnymi ornamentami. Jego długie białe włosy powiewały na wietrze, a szare oczy niebezpiecznie błyszczały. Tak, rzeczywiście podobieństwo do Lucjusza było uderzające, z tą tylko różnica, że w tym momencie syn był o wiele przystojniejszy od ojca.
- Wreszcie sobie przypomniałaś o swych... zobowiązaniach.
Hermiona wpatrywała się w niego jak sparaliżowana. Dopiero po kilku chwilach dotarło do niej, co się dzieje, a raczej, co zaraz zacznie się dziać. I dlatego postanowiła działać. Hermiona uważała siebie za kobietę odważną, przebojowa, taką, która niczego się nie boi. I była to prawda. Oprócz tego, była kobietą inteligentną, która wielokrotnie słuchała się swojej intuicji. A w tym momencie intuicja panny, Granger mówiła jedno... Przepraszam ona nie mówiła ona wrzeszczała:
spier*dalaj, jeśli ci życie miłe. I Hermiona nie czekając na jakikolwiek ruch mężczyzny rzuciła się do ucieczki. Biegła w stronę powozu, tak jakby gonił ją sam szatan. Choć niewątpliwie w tym momencie wolałaby towarzystwo tego pana. Od powozu dzieliły ją dosłownie kroki.
Jeszcze tylko kilka...
jeszcze dwa...
jeszcze jeden...
Już czuła chłód metalowej klamki, gdy tuż za swoimi plecami usłyszał suchy trzask teleportacji i chłodny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć głos.
- Chyba mi znowu nie uciekałaś, prawda? - Zapytał Draco usłużnie otwierając drzwi powozu.
Kobieta nie była w stanie nic powiedzieć, weszła tylko do środka i usiadła wciskając się w kąt.
- Bo jakbyś mi uciekała, to byłoby to bardzo, ale to bardzo niehonorowe i musiałbym poddać w wątpliwość twą przynależność do tak wspaniałego domu, jakim jest Gryfindor - Jego głos ociekał jadem.
- Nie uciekałam - Hermionie było już obojętne, do czego ta rozmowa doprowadzi, na dziś miała już wszystkiego dosyć, a szczególnie mężczyzn - ja po prostu nie chciałam znosić twojego towarzystwa.
- Granger, czy ty się starasz mi pyskować? Bo jeśli tak, to...
- To?
- To ja bym nie radził, nie jestem w najlepszym humorze, a ty zdenerwowałaś mnie jeszcze bardziej - mówił cichym głosem, zresztą wcale nie musiał krzyczeć by wywołać odpowiedni efekt, Hermiona i tak drżała ze strachu. Nie od dziś wiedziała, że ślizgoni są niebezpieczni, a wściekli slizgoni już w szczególności. Dlatego tez nie powiedziała ani słowa, tylko, jeśli było to możliwe, jeszcze bardziej spuściła głowę.
Draco obserwował ją z lekkim rozbawieniem zmieszanym z niezadowoleniem. Postanowił uświadomić Pannie Granger, co czeka tych, którzy ignorują Malfoyów.
- Rozbieraj się - zażądał głosem wypranym z wszelkich uczuć.
- Co?
- Nie słyszałaś, rozbieraj się, skoro moja sypialnia nie była zbyt dobra jak dla ciebie, to powóz powinien być lepszy.
- Nie... - Hermiona nie mogła uwierzyć jego słowom - nie możesz tego zrobić... nie zrobisz tego...
- Granger, ty mi nie będziesz mówić, co mogę, a czego nie mogę robić. - Jego głos przybrał na sile. - Już się rozbieraj ja bardzo nie lubię się powtarzać.
Hermiona z wielkim przerażeniem wpatrywała się w mężczyznę. Nie chciała uwierzyć w jego słowa. On nie mógł tego żądać... cholera mógł i to robił. Z przestrachu wtuliła się w kąt, jakby w poszukiwania jakiejkolwiek osłony. Nie mogła pozwolić żeby Malfoy wziął ja tutaj, nie chciała stracić dziewictwa w takim miejscu.
- Proszę nie - wyszeptała cichutko.
- ? - Draco uniósł brew w niemym pytaniu. - Powiedz, dlaczego nie mogę skorzystać z czegoś, co do mnie należy?
- Proszę, nie tutaj - Hermiona był gotowa zrobić wszystko, by jak najdalej odwlec zapowiadane „męczarnie”, była go nawet w stanie błagać.
- Granger, najpierw mnie gryziesz, później nie stawiasz się na spotkanie, uciekasz, pyskujesz, a teraz masz jeszcze czelność o coś mnie prosić?
- Błagam, tylko nie tutaj, jestem w stanie zrobić wszystko, ale nie tutaj.
- Mówisz Granger, że jesteś w stanie zrobić wszystko, byle bym cię oszczędził dzisiejszej nocy - Draco otaksował przestraszona kobietę wiele mówiącym spojrzeniem. - W sumie nie mam żadnego powodu by to robić, jesteś zuchwała, nie znasz swojego miejsca, sprzeciwiasz się i pyskujesz, wyjaśnij mi, ale tak racjonalniej, dlaczego niby mam ci darować, co ja będę z tego miał?
- Nie będę ci się więcej sprzeciwiała i uznam nasz zakład... proszę, nie dzisiaj, nie tutaj - Hermiona była na granicy załamania. Właśnie opuściła ją dwójka najlepszych przyjaciół, jej ukochana różdżka, jakże teraz potrzebna spoczywała spokojnie na biurku(a Szalonooki tyle razy mówił: „Bezpieczeństwo ponad wszystko.”); A teraz została sama z wielkim problemem o nazwie Malfoy. Problem ten z roku na rok stawał się, coraz większy i większy. Kilka lat temu, kiedy jego ojciec wylądował w Azkabanie, myśleli, że to już koniec, ale nie stary Malfoy nawet tam pociągnął za kilka sznurków i już w pierwszym tygodniu wakacji wyszedł na wolność, przez co jego syn stał się jeszcze bardziej bezczelny. A teraz, kiedy dorósł, ta bezczelność nie zna już granic, jego nic ani nikt nie mógł powstrzymać.
W powozie zapadła niczym nie zmącona cisza, która dla Hermiony była prawdziwym koszmarem. Wreszcie po kilku minutach Draco rozparł się wygodnie na siedzeniu i powiedział.
- Rozbieraj się.
Hermiona spojrzała na niego z łzami w oczach, ale to nie wywarło na nim żadnego wrażenia, dalej był zimny jak głaz.
- No, na co czekasz, dojedziemy najwyżej za pól godziny, a ja nie zamierzam marnować tego czasu. Albo rozbierzesz się z własnej woli, albo ja cię rozbiorę, ale to drugie nie będzie dla cienie zbyt miłe.
- Nic nie jest dla mnie miłe - szepnęła cicho rozpinając guziki płaszcza.
- Granger, ja ci naprawdę nie radzę pyskować, bo zmienię zdanie i przerżnę cię tutaj, zamiast czekać z tym do jutra... A swoją drogą to niezły dzień sobie wybrałaś, same walentynki, kto by pomyślał, że jesteś taka romantyczna.
- To znacz, że...
- Że na razie jesteś bezpieczna, ściągaj szybciej ten worek, chce się zabawić.
Hermionie nie spodobały się słowa Malfoya, co prawda wiedziała, że skoro obiecał, że nie będą się tutaj kochać, to tego dotrzyma, ale znając jego, wolała, nie przekonywać się, co maja znaczyć, te inne zabawy. Ale skoro z własnej woli obiecała się nie sprzeciwiać, to nie pozostawało jej nic innego jak zdjęcie płaszcza. Po chwili została w długiej zielonej sukience z miękkiej wełny, która podkreślała jej fizyczne walory. Draco na ten widok uśmiechnął się tylko, rozpiął swoją pelerynę i poluzował pasek u spodni.
- Chodź tu - to był już rozkaz.
- Mam usiąść koło ciebie - z nadzieją spytała Hermiona, choć jego znaczące ruchy z przed chwili uświadomiły jej, czego on może od niej zażądać.
- Nie Granger masz przede mną uklęknąć i wykorzystać te swoje piękne usta w lepszym celu niż gadanie - Draco Malfoy rozwiał wszelkie złudzenia, jakie kiedykolwiek zrodziły się w głowie Hermiony Granger.
Hermiona już chciała zaprotestować, otworzyła w tym celu nawet swoje „piękne usteczka”, ale jeden rzut oka na mężczyznę wystarczył, żeby zrezygnowała i tak nie przyniosłoby to żadnych efektów, chyba, że te negatywne. Z łzami w oczach uklękła na twardej podłodze i nachyliła się w stronę mężczyzny. Drżącymi rękoma odpięła zamek i tu zaskoczyły ją dwie rzeczy. Po pierwsze okazało się, że Draco Malfoy nie należy do zwolenników noszenia bielizny, nawet w zimę, a po drugie był bardzo podniecony.
Delikatnie, bardzo niepewnym ruchem dotknęła jego nabrzmiałej męskości, zdziwiona pomyślała, że jednak jest w nim coś delikatnego, ale nie było jej dane dłużej myśleć, gdyż Dracon nacisnął jej głowę, dając jeszcze raz do zrozumienie, że on nie lubi bezczynności.
Dziewczyna niepewnie pogładziła jego członek dłonią. Zdawała sobie sprawę, że jego podniecenie spowodowane jest jej obecnością i poczuła się dziwnie. To było dosyć ciekawe doznanie - mieć świadomość, że Draco Malfoy jej pragnie. Zaczęła go delikatnie pieścić palcami i pocałowała wnętrze uda mężczyzny. Ze zdziwieniem zauważyła, że penis jest w dotyku bardzo ciepły przyjemny, gładki i mimo swej twardości ogromnie wrażliwy i delikatny. Jej pieszczoty zostały nagrodzone westchnieniem, jękiem i niecierpliwym poruszeniem bioder mężczyzny. Dotyk Hermiony stał się śmielszy. Draco jęknął bardzo głośno, gdy jej język przesunął się po wrażliwych jądrach. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego z zaciekawieniem. Patrzył na nią spod przymrużonych powiek. Jego twarz wyrażała absolutną rozkosz i pożądanie. Dziewczyna nachyliła się ponownie, kiedy jego dłoń z gestem zniecierpliwienia i irytacji zacisnęła się na jej ramieniu.
Włosy Hermiony opadały na jego uda i brzuch powodując silniejsze podniecenie Dracona.
Musnęła ustami nasadę członka nie przestając delikatnie pieścić go palcami. Jej ciepły oddech i nieśmiały dotyk warg spowodowały, że mężczyzna westchnął głośno z niecierpliwości
- Boże, Granger tylko na to cię stać? - mimo ironii usłyszała w jego głosie silne pożądanie.
Kobieta delikatnie polizała jego członek, co wywołało cichy jęk i zaciśniecie ręki na jej włosach.
- Jeszcze - dobiegł ją zduszony głos mężczyzny, a jego ręce wykonały bardzo sugestywny ruch jej dłonią. Hermiona zaczęła delikatnie ssać jego członek, nie przerywając jednocześnie masowani.
Jeśli było to możliwe męskość Dracona urosła jeszcze w jej ustach, czym ją niebywale zaskoczył i jednocześnie podniecił. Była wściekła na samą siebie, że obrzydzenie do całej tej nienormalnej sytuacji miesza się z wielkim, nieokiełznanym podnieceniem. I niestety to drugie wygrywa. Powoli przyspieszał swe ruchy, było to powodowane zarówno chęcią natychmiastowego zakończenia tego koszmaru, jak również faktem, że z sekundy na sekundę Draco Malfoy jęczał, coraz głośniej, a jego dłonie zaciskały się na jej włosach. Jeszcze kilka gwałtownych ruchów i poczuła, że Draco będzie za raz szczytować. Chciała odsunąć się od mężczyzny, ale ten jej na to nie pozwolił. Zmusił ją by pozostała w tej upokarzającej pozycji w momencie, gdy on osiągnął orgazm. Nie mogła nic poradzić i musiała zacząć połykać jego spermę.
Dopiero po dłuższej chwili została odepchnięta, jak zużyty towar. Draco jednym ruchem różdżki oczyścił siebie i zaczął zapinać spodnie. Hermiona starała się nie patrzeć w jego stronę, zaczęła wyciera twarz chusteczką, marząc o gorącej kąpieli i przede wszystkim szklance wody by móc wypłukać gardło.
- Podobało się? - Młody Malfoy patrzył na nią z pogardą. Dziewczyna już miała mu powiedzieć, co o nim myśli, ale uświadomiła sobie, że do zamku będą jeszcze jechali dwadzieścia minut, więc nie wiadomo, co może jej jeszcze zrobić, dlatego tez nie podnosząc głowy wyszeptała.
- A jaka odpowiedź będzie zadowalająca?
- Szybko się uczysz, Granger, naprawdę szybko - Draco roześmiał się rozbawiony. - W nagrodę za taką dobra odpowiedź zajmę się tobą.
Hermiona natychmiast zbladła, dotarło do niej, że koszmar jeszcze się nie skończył. Można powiedzieć, że tamto było dopiero swoistym wstępem do prawdziwego horroru. Niechciane podniecenie, które ogarnęło jej ciało zniknęło w momencie, gdy Malfoy postanowił ją zaszczycić swoją zabawą”.
Nie siląc się na jakakolwiek delikatność podniósł ją z podłogi. Brutalnie ułożył ją na podłużnym siedzeniu. Ułożył, to za dużo powiedziane. Prawdę powiedziawszy po prostu kazał klęknąć, tak by opierała się na kolanach i ramionach, dopiero ta upokarzająca pozycja zadowoliła go w pełni. Hermiona spuściła głowę, a włosy opadły je na twarz, zasłaniając oczy pełne łez. Dziewczynie było już obojętne, czy Malfoy zgwałci ją teraz czy później, chciała tylko by to wszystko skończyło się jak najszybciej. Oczekiwała brutalnego aktu i to, co nastąpiło spowodowało wielki wstrząs w jej psychice.
Draco powoli i delikatnie zaczął podciągać jej sukienkę, nie spieszył się, delektował się rozpakowując ten szczególny prezent. Kiedy zrolowany materiał znalazł się na jej plecach jego ręce powróciły spowrotem na pupę opiętą cieniutkimi rajstopami. Przez chwilę delikatnie głaskał je pośladki i jakby dla kontrastu z delikatnym zachowaniem, zdarł z niej resztę bielizny. Hermiona schowała głowę miedzy ramionami jakby w swoistej ucieczce z miejsca katuszy.
Draco uśmiechnął się do siebie i ponownie otaksował jej ciało. Spojrzenie mężczyzny zatrzymało się na jej pośladkach i na raz wybuchnął głośnym śmiechem. Hermiona, która domyśliła się, co takiego musiał zobaczyć jej oprawca zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Granger, no, kto by pomyślał, ty i tatuaż... i to jeszcze taki... - Draco miał rzeczywiście powody do radości, gdyż na lewym pośladku kobiety znajdował się rysunek... smoka. Mała bestia wyglądała jak pogrążona w śnie i tylko jej długi, zielony ogonek znikała między kobiecymi udami. - No to należy sprawdzić, dokąd nas to znalezisko poprowadzi. - To powiedziawszy rozsunął jej nogi i przejechał palcem po zwężającym się ogonku, który prowadził wprost do jej kobiecości. Palcami dotknął jej suchego wnętrza.
- Wydaje ci się, że możesz mnie pokonać, twoje niedoczekanie Granger -wyszeptał cicho i schylił głowę dotykając wargami jej łona.
Hermiona zadrżała ponownie, lecz ku jej wielkiej rozpaczy, nie z obrzydzenia, lecz z podniecenia, które znowu powróciło. Była przecież normalną kobietą mająca potrzeby seksualne, które zostały rozbudzone przez tego blond sadystę. Dlatego teraz, kiedy jej psychika cierpiała katusze upokorzeń, jej ciało zaczynało odpowiadać na perwersyjne poczynania Malfoya.
Jego język zagłębiał się w jej ciele, sprawiając, że zaczynała zapominać o wszystkich swych poczynaniach. Był niby przedłużeniem jego dolnych organów. Momentami sztywny i twardy stawał się delikatny i bardzo elastyczny.
Wchodził w nią podrażniając jej nabrzmiała kobiecość, od jego powolnych, sadystycznych ruchów robiła się, co raz bardziej mokra. Tak - mokra, nie wilgotna, delikatnie podniecona, tylko mokra. Z jej gardła wydobywały się głuche jęki, które były muzyką dla jego uszu. To, co on z nią wyprawiał było nierzeczywiste. Zagłębiał się, delikatnie podrażniał i wychodził, i tak od nowa. Dracon nie dawał jej ani chwili wytchnienia, chciał ją doprowadzić do szczytu rozkoszy, usłyszeć jak jęczy, krzyczy, błaga.
Hermiona była tak zasłuchana w reakcje swego ciała, że nie zauważyła jak hogwardzki powóz zwalnia, by wreszcie stanąć. Ona nie, ale Draco wyczuł to od razu. Odsunął się od Hermiony, przybliżył swą twarz do jej głowy i cichutko zapytał, jednocześnie muskając palcami jej nabrzmiałą łechtaczkę.
- Chcesz żebym kontynuował?
Dziewczyna nie była w stanie odpowiedzieć, tylko wydała z siebie następny ni to jęk - ni krzyk. Dracon wsunął w nią jeden palec, a ona jakby tylko na to czekając naparła biodrami na jego dłoń.
- Więc mam kontynuować, mimo tego, że niespełna pół godziny temu błagałaś mnie o cos zupełnie przeciwnego?
- Taaak... - wyjęczała cicho podniecona kobieta, jeszcze dwa, góra trzy ruch i jej ciało ogarnąłby wielki orgazm. W tym momencie nie obchodziło jej nic, pragnęła tylko spełnienia.
- Więc poproś a może to dostaniesz.
- Proszę - Hermiona nie mogła myśleć już o niczym innym. Jej ciało było w gorączce, która wzrastała dzięki umiejętnym ruchom blond włosego kata.
- No cóż Granger, nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Mam nadzieje, że zapamiętasz to na zawsze. - To powiedziawszy Draco osunął się od półnagiej kobiety, wygładził swoje odzienie i niespiesznie wyskoczył z powozu.
Hermiona jeszcze przez chwile trwała w bezruchu, dopiero po minucie upadła na siedzenie, skuliła się w kłębek i rozpłakała. Płakała z powodu wielkiego upokorzenia, poniżenia i tej wielkiej, nieujarzmionej gorączki, która paliła jej ciało. Po raz pierwszy płakała tez ze strachu. Strachu przed dniem jutrzejszym.

Rozdział IV

Hermiona bardzo niechętnie wybudzała się z przyjemnego snu. W sumie mogłaby jeszcze poleniuchować, w końcu była dopiero siódma rano i to w sobotę. Pierwszy dzień ferii i żadnych obowiązków... no prawie żadnych. Jak bumerang powracały do niej wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Nie potrafiła odpędzić od siebie natrętnych myśli, ponownie przeżywała wczorajsze upokorzenie. Każdy jego ruch, słowo, gest... Nienawidziła samej siebie, za to, że te wspomnienia nie są aż tak obrzydliwe jak być powinny.
To prawda, Malfoy potraktował ją jak śmiecia, jak przedmiot, z którym można zrobić wszystko. Nawet gorzej niż...niż...dziw*kę, bo im okazuje się minimalny szacunek. A on okazał jej tylko pogardę.
Wieczorem jak wróciła do siebie czuła się brudna i sponiewierana. Było jej źle i marzyła tylko o tym by wydostać się z tego koszmaru, ale niestety nie mogła. Nie mogła uciec, wyjechać, musiała wytrwać. I nawet nie dla siebie, nie dla dumy czy honoru, tylko dla...pieniędzy tak, właśnie dla forsy, która w tej chwili była jej niezbędna.
W mugolskim świecie, świecie jej rodziców nie znalazłaby pracy z bardzo prostego powodu - nie miała wykształcenia. Pomimo całej swej inteligencji i wielkiemu talentowi nie miała zwykłego wykształcenia, które pozwoliłoby jej na podjecie jakiegoś zajęcia. Świat magii wciągnął ją do tego stopnia, że po Hogwarcie podjęła naukę na IV Uniwersytecie Magicznym Morgany. Niestety w połowie drugiego roku wojna z Voldemortem weszła w ostatnie stadium i dziewczyna musiała przerwać na trochę naukę. Gdy było już po wszystkim i gdy myślała, że jej życie zacznie się normalnie układać, jej cały świat się zawalił.
Jej ukochani rodzice ulegli wypadkowi samochodowemu. Zginęli na miejscu. Była to ciężka strata, ale jeszcze cięższe okazało się późniejsze życie. Dowiedziała się, że jej ojciec grał na wyścigach. Grał, to za dużo powiedziane, on po prostu przegrywał. Narobił bardzo dużo długów, które teraz ona musiała spłacać. Wierzyciele nie dawali jej spokoju i o powrocie do szkoły mogła zapomnieć. Musiała pójść do pracy, ale kto przy zdrowych zmysłach przyjmie niedoświadczoną czarownice, która nawet szkoły nie skończyła. Oczywiście nikt... po za Albusem Dumbledore. Dyrektor zaproponował jej stanowisko nauczycielki i gdy odchodził wymógł na swym następcy, że pozwoli zatrzymać Hermionie prace. Wiec teraz nie może ot tak po prostu pójść do Severusa i powiedzieć „rezygnuje”, bo nie miałaby się gdzie podziać. Została jej do spłacenia jeszcze połowa sumy, nie licząc procentów, które wciąż rosły. I dlatego pomimo najszczerszych chęci nie mogła wyjechać, tylko dalej tkwiła w tym koszmarze o nazwie Perwersyjne Zachcianki Draco Malfoya. Musiał zostać, co było jej zdecydowanie nie na rękę. Ale sama się w to wpakowała, wobec jakiejkolwiek hazardowej propozycji stawała się bezsilna i musiała jej ulec. I niestety, kiedyś musiało się to skończyć jakimś nieszczęściem.

***

Draco Malfoy nie spał już od dwóch godzin, zresztą on zawsze wcześnie wstawał, należał do tych sadystów, którzy godzinę szósta rano traktowali jak środek dnia. W sumie mógłby już wstać i pójść pognębić resztę uczniów, którzy nie wyjechali do domu, ale nawet im należy się kilka godzin wolnego. Zresztą on będzie miał dziś, kogo gnębić. Sama wielka Granger. No, kto by pomyślał, że ona tak szybko mu ulegnie. Przynajmniej będzie miał jakąś rozrywkę w czasie ferii, a jak dobrze pójdzie to i później. W końcu teraz, należy do niego. Dracon uśmiechnął się do swoich myśli, wiedział doskonale, co zrobi Hermionie, gdy ta znajdzie się w jego sypialni, zresztą nie tylko łóżka będą używać, co to, to nie. Już on nauczy tą szlamę odpowiedniego zachowania.
Młody Malfoy był zdania, że szlamy, tak samo jak skrzaty domowe potrzebują właściciela i najlepiej by było gdyby to on nim był. Jego przekonania nie zmieniły się ani na jotę od czasów szkolnych. To, że nie znalazł się w armii Voldemorta było tylko decyzja jego ojca, który po wyjściu z więzienia „oficjalnie” zmienił front. Dzięki temu po wojnie nikt z jego rodziny nie trafił do Azkabanu, nie stracili majątku i dalej byli szanowanym czarodziejskim rodem. Młody mężczyzna myślał, że już nigdy nie będzie mu dane „podziękować” Granger za jej stosunek do niego w czasie szkoły, szczególnie za ten policzek, ale jak to się mówi cierpliwość popłaca. Należało poczekać tylko tych kilka godzin w cierpliwości, zresztą przedsmak miał już wczoraj w powozie. Na samo wspomnienie dnia wczorajszego, a raczej nocy, jego ciało przechodził przyjemny dreszcz podniecenia. Nigdy nie spodziewał się, że ta zimna kujonica może mieć tak zdolne usta i tak gorące ciałko. Już dawno nie miał tak gorącej kochanki, nawet Pansy po pewnym czasie stała się nudna i ograniczona, zresztą ograniczona to ona była zawsze, co innego ta Granger, przecież ona zawsze była taka... pojętna.
Te wszystkie rozmyślania przerwał cichutki trzask sygnalizujący przybycie skrzata. Draco spojrzał się w kierunku skąd dobiegł hałas i zobaczył Fiolkę, będącą dyrektorską własnością.
- Przepraszam, że przeszkadzam Sir, ale dyrektor Snape prosi żeby pan się natychmiast u niego zjawił Sir.
Skrzat zniknął równie szybko jak się pojawił, z biegiem czasu zdążył się przyzwyczaić, że blond włosego pana lepiej unikać. Ale tym razem Malfoy nie zamierzał wyładowywać się ani na skrzatach, ani na uczniach tylko spokojnie udał się do zwierzchnika. Gdy tylko przekroczył próg dyrektorskiego gabinetu do jego nozdrzy doleciał zapach świeżo parzonej kawy. Nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na przełożonego dobrał się do tego z najszlachetniejszych eliksirów. Dopiero po kilku minutach raczył się odezwać.
- Można wiedzieć, dlaczego wzywasz mnie o godzinie, w której każdy normalny człowiek jeszcze śpi, ewentualnie leży w łóżku?
- Ale ty nie jesteś człowiekiem - Severus spokojnie odparował oskarżenia - ty jesteś Malfoy. A skoro już się przywitaliśmy to mam kilka ważnych spraw, które musimy natychmiast omówić.
- Zastępcy nie masz? - Draconowi nie przeszkadzało to, że ma być wtajemniczony w najważniejsze sprawy Hogwardu, ale ponarzekać można zawsze.
- Przecież nie będę człowieka budził wpół do siódmej rano. - Niewinnie odparł czarnowłosy.
Draco spojrzał się tylko na towarzysza i niczym nie skomentował jego wypowiedzi, nie zamierzał sobie psuć humoru. Severus widząc, że chłopak nie da się podpuścić, dał sobie spokój i przeszedł do rzeczy.
- Pomimo tego, że nie ma połowy uczniów organizujemy dzisiaj bal walentynkowy. Wczoraj rozpisałem grafik i...
- Mam dyżur razem z Granger od ósmej do jedenastej, później znikamy -Draco zakomunikował zimnym głosem swoją decyzje. On miał już plany na ten wieczór i bynajmniej nie należało do nich pilnowanie rozwydrzonej grupy dzieciaków.
- Skąd taka pewność, że będziesz miał właśnie z nią - Severus uśmiechnął się złośliwie do młodzieńca - może ona nie życzy sobie twojego towarzystwa.
- Jakoś niezbyt obchodzą mnie jej życzenia, a właśnie w czasie ferii ja też wyjeżdżam, dokładnie w poniedziałek. Dawno w domu nie byłem przyda mi się trochę odpoczynku. Nie jadę sam, tak dla jasności.
- Draco - tym razem w głosie Mistrza Eliksirów zabrzmiało wyraźne ostrzeżenie - czy ty czasami nie przesadzasz. Rozumiem zakład, jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak z nią postępujesz ale...
- Nie ma żadnego ale Severusie. I przestań udawać zbawcę ludzkości, ani na Pottera, ani na Dumbledore nie wyglądasz, więc przestań się tak zachowywać. Granger nic się strasznego nie stanie, przecież jej nie uderzę.
- To akurat mnie nie pociesza, już od dawna potrafisz ranić nie używając do tego przemocy fizycznej.
- Uczyłem się u mistrza, nie sądzisz?
Tej ostatniej wypowiedzi Severus nie skwitował, w ogóle wolał zmienić temat. Granger nie interesowała go aż tak bardzo żeby przez kłótnie o niej miał sobie psuć dzień.

***

Hermiona już od godziny patrolowała szkolny korytarz. W gruncie rzeczy nie musiała tego robić, w szkole było obecnie tylko setka uczniów i wszyscy znajdowali się na obiedzie. Ale takie bezmyślne chodzeni pozwalało jej się rozluźnić. Również dzięki temu nie musiała obawiać się, że spotka tego człowieka. Nie chciała o nim myśleć, mówić i przed wszystkim widzieć te wredne indywiduum. Lecz niestety, gdy człowiek bardzo czegoś nie chce, to zazwyczaj właśnie na to wpada. I tak też było w tym przypadku. Nagle została wciągnięta do jednej ze ściennych niszy i przyparta to kamiennego muru.
- Czyżbyś mnie Granger unikała?
- Nie - wykrztusiła Hermiona schrypiałym głosem. Na widok Dracona jej zimna krew ulotniła się natychmiast, a w umyśle kołatała się tylko jedna myśl: „niech on mnie nie dotyka.”
- To bardzo dobrze - powiedział mężczyzna przesuwając palcami po jej policzku, - bo gdybyś mnie jednak unikała, to musiałbym ci przypomnieć o twoich zobowiązaniach względem mojej osoby. A tego byś nie chciała prawda?
- Prawda - wyszeptała kobieta, próbując odsunąć się od mężczyzny, niestety próby okazały się bezowocne.
- Chciałem cię zawiadomić, że w poniedziałek wyjeżdżasz razem ze mną na cały tydzień.
- Co?! Ja nigdzie nie jadę, nie możesz...
- Ciszej Granger, i nie mów mi, co mogę a co nie. Wczoraj już to ustaliliśmy, chyba, że chcesz powtórnej lekcji.
- Ale...
- Żadnych, ale, jedziesz ze mną w poniedziałek, chyba, że wolisz żeby ktoś nie powołany dowiedział się o twoich zobowiązaniach.
- Jesteś świnią Malfoy - Hermionie stało się już obojętne, co on jej zrobi, musiała to z siebie wyrzucić. Mężczyzna tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, na razie postanowił nie komentować jej wypowiedzi, zrobi to w nocy.
- Nawet, jeśli tak jest, to w odróżnieniu od ciebie, ja mam władzę - to powiedziawszy odsunął się od niej i ruszył pustym korytarzem. W połowie drogi odwrócił się, otaksował jej ciało zimnym spojrzeniem i wydał następny rozkaz. - Wieczorem masz mieć na sobie jakąś czerwoną kieckę, i niech nie wygląda jak habit, bo tego nie lubię, a jeśli już cos musisz zakładać to niech to będą pończochy, nie zamierzam się za długo męczyć. I tym razem nie próbuj się wymigać, bo mogę już nie być tak miły i dobroduszny jak wczoraj.
- Dlaczego czerwona? - Hermiona co prawda domyślała się odpowiedzi, ale chciała ja usłyszeć, gdyż nawet teraz miała jeszcze ostatnie złudzenia, że Malfoy jest człowiekiem.
- Bo dzi*wki właśnie w tym chodzą...
Tego dla kobiety było już za dużo, nie namyślając się długo trzasnęła go w policzek, tak mocno, że z kącika jego usta popłyneła krew. Dopiero, gdy palce Dracona zacisnęły się na jej nadgarstku powodując okropny ból zrozumiała, jaki to może mieć konsekwencje. Przecież, Malfoy to pieprzony sadysta, który na pewno jej nie odpuści. Został brutalnie przyciągnięta do niego i w głębi ducha zaczynał błagać, by nie bił jej zbyt mocno, niczego innego się po nim nie spodziewała.
- Zliż to - syknął Draco pokazując na krople krwi w kąciku ust. - Już!
Hermiona niepewnie zlizała kropelki krwi. Miała mdławy smak a jej zaczynało robić się niedobrze, bardziej ze strachu niż z czegoś innego. Po chwili została odepchnięta, tak, że wpadła na jedną ze zbroi.
- Masz szczęście, że kobiet nie bije, choć jeszcze jeden taki wyskok a zacznę się zastanawiać, czy szlamy zasługują na to miano.

V

Hermiona z niepokojem wyglądała przez okno. Za pięć minut miało się zacząć nagłe zebranie nauczycieli, nie wiedziała, o co chodzi, ale prawdę powiedziawszy w ogóle jej to nie interesowało. Miała wszystkiego dość, zastanawiała się, co czeka ją wieczorem, obawiała się, że ból w nadgarstku to dopiero przedsmak i Malfoy zechce ją ukarać za jej poranne zachowanie. Hermiona dopiero po chwili zauważyła, że w pokoju są już wszyscy i o czymś zażarcie dyskutują. W pewnej chwili jeden z obrazów odsunął się i w wnęce ukazała się postać przystojnego, młodego mężczyzny - Wiktora Kruma. Zdziwiona kobieta, nie mogła uwierzyć własnym oczom, przecież niecały tydzień temu dostała list od Bułgara, a on nic nie wspominał o przyjeździe do Anglii.
Przez chwilę stała niczym słup soli i tylko rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma wpatrywała się w postawnego mężczyznę. Ten, gdy tylko ujrzał swą byłą miłość ruszył prosto w jej stronę. Hermiona nie spostrzegła nawet, w jakim momencie została uniesiona w górę, okręcona w powietrzu i pocałowana prosto w rozchylone usta. Bułgar przyciskał ją do siebie niczym szmacianą lalkę.
- Panno Granger, inni również chcieliby się przywitać z profesorem Krumem, mogłaby pani się od niego łaskawie odsunąć - Severus, który wszedł do pokoju w kilka chwil po Wiktorze musiał oczywiście w odpowiedni dla niego sposób skomentować całą sytuację, i jakoś umknął mu fakt, że Hermiona w tym momencie była stroną pasywną a nie aktywną.
- Profesora? - Wyjąkała ogłuszona dziewczyna, gdy Bułgar zdecydował się wreszcie ją wypuścić. - Nic mi nie pisałeś, że będziesz uczył.
- To miała być niespodzianka, ale się cieszysz, prawda?
- Oczywiście, że tak, oczywiście...
Tak naprawdę Hermiona nie wiedziała jak ma się zachować. W końcu nie co dzień człowiek spotyka swojego byłego partnera i dowiaduje się, że ma z nim współpracować.
Ich związek nie przetrwał ani próby czasu, ani odległości. Wiktor nie rozumiał też jej zapału do nauki, był wychowywany w rodzinie gdzie miejsce kobiety było od dawien dawna ustalone, a Hermiony nie interesowała jakże miła kariera kury domowej.
Wiktor nie zwrócił uwagi na słowa Severusa, był zbyt zajęty gapieniem się na swą koleżankę z pracy. Po kilku minutach beztroskiej rozmowy i wspominek z przeszłości zdecydował się, że czas odnowić stary romans.
- Herm, podobno dziś wieczorem macie tu bal walentynkowy, byłoby mi bardzo miło gdybyś zdecydowała się mi towarzyszyć, co ty na to? Mam nadzieję, że jeszcze nikt cię nie zaprosił.
Hermiona nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, z jednej strony bardzo odpowiadała jej propozycja Wiktora, ale z drugiej był jeszcze Malfoy i nigdy nie wiadomo jak on zareaguje, gdy pojawi się z kimś na balu. Od podejmowania decyzji w tej sprawie wyratował ją sam zainteresowany, który już od kilku minut bezczelnie podsłuchiwał ich rozmowę.
- Panna Granger ma już partnera na bal, panie Krum - powiedział zimno arystokrata i uśmiechnął się pobłażliwie.
Hermiona spłoniła się jak dziewica (którą notabene była) i posłała przepraszające spojrzenie Wiktorowi, który wyglądał na niepocieszonego i ... złego.
- No cóż, kto późno przychodzi sam sobie szkodzi, ale mam nadzieje, że poświęcisz mi, chociaż jeden taniec, kochanie. - Wiktor zwrócił się prosto do Hermiony kompletnie ignorując Dracona.
- Nie sądzę, żeby Hermiona miała czas rozmawiać z tobą, nie mówiąc już o tańczeniu, szybko wychodzimy... na prywatne przyjęcie - Draco zupełnie nie zwracał uwagi na rumieniec zażenowanie jaki wykwitł na policzkach Hermiony, ani na to, że teraz wszyscy obecni w pokoju przysł[bluzg]ą się tej rozmowie.
Teraz już nikt nie ukrywał, że jest ciekawy pojedynku Krum - Malfoy o Hermionę Granger.
- Jestem jednak pewien, że Hermiona znajdzie dla mnie czas -Wictor nie zamierzał łatwo ustąpić - prawda Hermiono?
- A ja jestem pewien, że nie znajdzie - Dracon również - prawda Hermiono?
Tymczasem Hermiona czuła się jak na meczu ping - ponga. Miała uczucie, że stała się małą piłeczką odbijaną pomiędzy zawodnikami i nikt tak naprawdę nie liczył się z jej zdaniem. Ona go nie miała. Wiedziała, że cokolwiek powie, będzie źle... Jeżeli przychyliłaby się do zdania Draco - urazi Wiktora, którego bardzo lubiła, jeżeli zgodzi się z Wiktorem - urazi i zezłości Malfoya, co nie było dobrym pomysłem. Stała więc zakłopotana i nie odzywała się, spuściła jedynie skromnie wzrok i czekała na wybawienie. Nie podobało jej się to, że wszyscy gapią się na nią, jakby była okazem w ZOO. Miała ochotę wykrzyczeć na głos, żeby wszyscy dali jej święty spokój i zajęli się sobą. Ale nie miała na to ani ochoty, ani odwagi, tak naprawdę, pragnęła wyjść z tego dusznego pomieszczenia i zanurzyć się w ciepłej wodzie, a godzinę później wejść do wygodnego wyrka. Niestety to nie było jej dane. Ale tak naprawdę nie miała odwagi i chyba jej na tym nie zależało. W momencie, gdy otwierała usta by cokolwiek powiedzieć z korytarza dobiegł głośny, przeraźliwy pisk. Większość nauczycieli, w tym Wiktor wybiegli, by zobaczyć, co się dzieje, okazało się, że to tylko Irytek zaatakował dwie pierwszoklasistki. Hermiona już miała ruszyć ich śladem, gdy poczuła jak na jej nadgarstku zaciskają się palce Dracona.
- Pamiętaj, na razie należysz tylko do mnie.

###

Hermiona od kilku godzin próbowała pozbierać siły. Wieczorem czekała ją ciężka przeprawa, najpierw bal a później... „prywatne przyjęcie Dracona M.”. Wolała nie zastanawiać się, jak będzie ono wyglądało, ani nie myśleć o tym co usłyszała w pokoju. Tak, należała do niego... i do jeszcze kilku osób. Tylko, że im była winna pieniądze, co prawda bardzo dużo pieniędzy, ale tylko pieniędzy, a nie swoje ciało. Bukmacherzy, którzy byli w posiadaniu weksli jej ojca byli bardzo niebezpiecznymi osobnikami, ale w odróżnieniu od Malfoya, z nimi dałoby się chyba negocjować. Z tymi wszystkimi pesymistycznymi myślami panna Granger przygotowywała się do godziny W - Wielkiej Wpadki, która miała się zacząć równo o godzinie dziewiętnastej.

###

Bal zbliżał się wielkimi krokami, a wraz z nim zbliżała się wielkimi krokami godzina jedenasta, godzina, o której Hermiona miała stąd wyjść razem z tym nieobliczalnym arystokratycznym gnojkiem, po to by robić w łóżku wszystko, na co mu przyjdzie ochota.
Dziewczyna wzdrygnęła się lekko i rozejrzała za jakimś alkoholem, musiała się napić. Chociaż jednego drinka, inaczej wykończy ją napięcie psychiczne. Szybko podeszła w stronę stołu dla nauczycieli, gdzie stał ukryty alkohol, ale nawet tej drobnej radości nie dane było jej skosztować. Gdy tylko zbliżyła się do stołu została wypatrzona przez dwóch mężczyzn, którzy bynajmniej nie zamierzali dać jej spokoju.
Wiktor popatrzył na Hermionę jakby była ucieleśnieniem wyrafinowanego piękna. W rzeczywistości, dziewczyna nie należała do wybitnie pięknych kobiet, ale miała w sobie to "coś". Poza tym czerwona, prosta i bardzo ładnie skrojona sukienka, podkreślała jej subtelny wdzięk i uwydatniała niewinność młodej pani profesor.
Malfoyowi nie podobał się wzrok Wiktora skierowany na Hermionę. Podszedł do niej z uroczym smirkiem na twarzy i niedbale objął ją gestem sugerującym przynależność Hermiony do jego (nie)skromnej osoby. Wywołało to rumieniec na twarzy panny Granger, gorzki uśmiech mistrza eliksirów i zły błysk w oczach Kruma.
Hermiona nalała sobie porządną porcję Whisky i sięgnęła po lód. Nie zamierzała rezygnować z odrobiny przyjemności. Po ojcu odziedziczyła nie tylko zamiłowanie do gier hazardowych, ale także mocną głowę i miłość do dobrych trunków.
- Herm, mam jednak nadzieję, że ze mną zatańczysz - powiedział sugestywnym tonem Wiktor.
Hermiona popatrzyła na Kruma ze złością. Wyswobodziła się z uścisku Malfoya i łyknęła sporą ilość alkoholu, co wywołało krzywy uśmiech na ustach Dracze i niepokój w oczach Bułgara. Severus roześmiał się szczerze.
- Panna Granger nie gardzi tym, co dobre, jak śmiem zauważyć... - Powiedział rozbawiony sytuacją mistrz eliksirów.
- Lepiej tyle nie pij skarbie.... - Draco nie do kończył, bo Gryfonka weszła mu w słowo.
- Ile? To jest nic, Malfoy... I nie mów publicznie do mnie "skarbie" - ostatnie zdanie powiedziała bardzo cicho, tak żeby tylko on mógł ją usłyszeć.
- Skarbie - powiedział z naciskiem i objął ją zaborczym gestem - Ufam, że będziemy się dobrze bawić... całą noc! - Uśmiechnął się do niej jednoznacznie.
Wiktor zmełł w ustach przekleństwo, a Hermiona popatrzyła na Malfoya z jawną pogardą, szybko jednak musiała zmienić swoje nastawienie, bo mężczyzna ścisnął znacząco i boleśnie jej ramię. Zamiast zrobić to, na co od samego początku miała ochotę, czyli plunąć w twarz temu zadufanemu arystokracie, grzecznie, jak przystało na porządną dziewczynkę odstawiła kubek z alkoholem i skinęła głową.
- Masz racje, nie powinnam tyle pić, więcej nie będę, a teraz przepraszam obu panów, ale dyrektor Snape obiecał mi taniec, prawda dyrektorze? - W jej oczach było tyle nadziei, na wyrwanie z tego koszmaru, że nawet głaz by się zgodził... ale Severus Snape do głazów bynajmniej nie należał. Dlatego z obłudnym uśmiechem na twarzy zwrócił się do swej koleżanki po fachu.
- Jak to miło, że pamiętasz, ale niestety chyba nie wypada, żebym ja, tańczył z tak młodą kobietą, jeszcze by ktoś coś, niestosownego pomyślał, ale jestem pewien, że Draco z chęcią mnie zastąpi.
Hermionie nie pozostało nic innego, jak tylko skinąć głową i udać się z Draco Malfoyem. Była bliska łez. Wiedziała, że Snape bawi się jej poniżeniem. Wiedziała doskonale, że zna szczegóły całego durnego zakładu, w końcu przyjaźnił się z Malfoyem.
Przełknęła złość, łzy i upokorzenie i dała się wyprowadzić na środek parkietu jak cielę prowadzone na rzeź. Umiała tańczyć, ale była tak zdenerwowana, że zapomniała podstawowych kroków i niechcący nastąpiła Draconowi na stopę, przy ich pierwszym tańcu, który tak lubiła - przy durnym Walcu Wiedeńskim, który przecież miała opanowany do perfekcji...
- Szlamy... nawet taki mugolski taniec musicie zepsuć, wy naprawdę nie jesteście niczego warte.
- Skoro jako szlama nie jestem niczego warta, to, dlaczego chcesz mnie do łóżka? - Hermiona nie potrafiła powstrzymać łez, które zaczęły spływać po jej twarzy.
Czekając na odpowiedź, nie zauważyła nawet, jak Draco tańcząc zaprowadził ją w jakiś ciemny kąt sali.
- Nie rycz - warknął, podając jej biała chusteczkę - robię to, bo mogę i sprawia mi to przyjemność zresztą, to może być nawet dla ciebie dosyć przyjemne, o ile mnie pamięć nie myli to wczoraj w powozie błagałaś mnie o to żebym cię wziął i gdyby nie moja... samodyscyplina zerżnąłbym cię właśnie tam, prawda Granger?
- Jesteś zwykłym skur... - Hermiona nie mogła się już powstrzymać, nie obchodziło jej, że za trzy godziny znajdzie się w jego sypialni, ale zanim skończyła on zasłonił jej usta dłonią.
- Nie radzę ci mówić czegoś, za co nie potrafiłabyś później zapłacić, ja nie lubię być obrażany, potrafię się mścić, tak, że ty byś tego mogła nie przeżyć - jego głos był tak cichy, że ledwo słyszalny przy dźwiękach wszechobecnej muzyki, a mimo tego, Hermiona słyszała go doskonale. Jej ciało przeszedł lodowaty dreszcz strachu, ten człowiek był groźny, bardzo groźny, a ona była jego własnością.. Przynajmniej przez tydzień.
- A teraz, skoro przestałaś już się mazać, wracamy na parkiet - głos Dracona emanował chłodem. - I trzymaj się z daleka od tego Bułgara.
Hermiona skinęła głową, otarła załzawione oczy i podążyła za blondynem. Ten bal stał się naprawdę koszmarnym przeżyciem. Ilekroć Wiktor próbował poprosić ją do tańca zjawiał się Malfoy i to właśnie z nim lądowała na parkiecie, a niestety zdarzało się to bardzo często. Jak dla niej, to te cztery godziny balu ciągnęły się zdecydowanie za długo, a jednocześnie minęły niczym z bicza trzasnął. Była właśnie pogrążona w dość ciekawej rozmowie z profesor Sprout, gdy zjawił się on. Nawet nie musiała podnosić wzroku, po prostu wyczuła jego obecność. Jej dłonie zaczęły się pocić, było jej na przemian zimno i gorąco, zupełnie jak w gorączce. Bo to była pewnego rodzaju gorączka, która trawiła jej ciało już od kilkunastu godzin. Dracon kilkoma pustymi komplementami oczarował straszą profesorkę, tak, że ta nie zauważyła nawet jak bardzo jej rozmówczyni pobladła. Dopiero po pięciu minutach banalnej rozmowy na temat Rosaceae*, z na pozór miłym uśmiechem zwrócił się do bardzo zdenerwowanej Hermiony.
- Mam nadzieje, że dobrze się bawiłaś... kochanie.
- Bardzo dobrze, dziękuje, że pytasz - „abyś poszedł do diabła” - odpowiedziała z miłym uśmiechem.
- Pani wybaczy, ale porwę Hermionę do tańca i już jej chyba nie zwrócę - Dracon ponownie zwrócił się do starszej kobiety, która rozpromienionym wzrokiem przyglądała się dwójce młodszych kolegów.
- Ależ oczywiście mój drogi chłopcze, bawcie się dobrze, wy młodzi musicie korzystać z życia.
Hermiona ponownie zawirowała z Draconem w tańcu, tym razem była to szybka melodia Bestii - nowo powstałego czarodziejskiego zespołu. Hermiona nawet nie próbowała skupić się na tańcu i tak by jej to nie wyszło. Z niepokojem zarejestrowała, że tańcząc zbliżają się do wyjścia, czyli to miało nastąpić już teraz. Po kilku minutach znaleźli się na korytarzu, a Dracon bez słowa skierował się w stronę lochów. Nawet nie sprawdził czy ona za nim idzie, to było niepotrzebne.
Po pięciu minutach znaleźli się w jego prywatnych kwaterach. Kobieta z niechęcią musiała stwierdzić, że ta gnida ma gust. Pokój nie był przeładowany, ani nie było w nim nieporządku, tak charakterystycznego dla większości samotnych mężczyzn. Wszystko miało swoje miejsce.
Draco Malfoy lubił otaczać się pięknymi przedmiotami i nie ważne, czy były to dekoracyjne bibeloty, czy przedmioty codziennego użytku. Z każdego z nich po prostu emanowało niezwykłe piękno i klasa. Niestety Hermionie nie dane było zbyt długo oglądać jego gabinetu, gdyż Malfoy skierował swe kroki do sypialni, a ona musiała podążyć za nim.
Centralne miejsce w dość dużym pokoju zajmowało wielkie łóżko z baldachimem. Koło niego stał mini barek wypełniony po brzegi alkoholem. Całości dopełniały jeszcze dwa skórzane fotele, drewniany stolik(pewnie jakiegoś historyka zainteresowałby fakt, że pod blatem wyryte zostało Maria Antonina) i wielki kominek, oraz kilka regałów wypełnionych białymi krukami. Gdyby nie to, że Hermiona ze stresu ledwo oddychała pewnie zainteresowałaby się tymi książkami, ale teraz nie miała na to czasu, wpatrywała się tylko w mężczyznę, który spokojnie nalewał sobie czerwone wino. Ta czynność pochłaniała go do tego stopnia, że nie zwracał żadnej uwagi na towarzyszkę. Nie zwracał lub ignorował ją specjalnie. Wreszcie odwrócił się do kobiety, która nadal stała w drzwiach sypialni, nie chciała wejść dalej, gdyż przekroczenie tego progu było jakby symbolem całkowitego poddaństwa.
- No, na co czekasz, wchodź, - Dracon nie zamierzał bawić się w czułe słówka.
- Dracon, czy ty... ty naprawdę tego chcesz? - Hermiona po raz ostatni próbowała zaapelować do jego sumienia, jeśli jakieś miał, co według niej było bardzo wątpliwe.
- Granger, ty mi się naprawdę narażasz, jesteś pyskata, nieposłuszna, nie potrafisz pohamować języka i co najważniejsze, nie znasz swojego miejsca. Poza tym obchodzą cię sprawy, które nie powinny. To czego ja chce, a czego nie, nie jest twoim interesem, ty masz być tylko grzeczna. Zrozumiałaś?
Hermiona skinęła głową, nie zamierzała już się odezwać, nie chciała go już o nic prosić, była na to za dumna.
Niepewnie weszła do środka pokoju, kiedy znalazła się mniej więcej w połowie sypialni usłyszała jak drzwi zatrzaskują się za jej plecami. Znalazła się w pułapce. Dracon uśmiechnął się złośliwie i zbliżył do dziewczyny.
- I co Granger, teraz nie masz już gdzie uciec...a może znowu zaczniesz prosić o zmiłowanie. Tak ładnie ci to wychodzi, spróbuj.
- Przecież i tak to nie będzie miało sensu - Hermiona nie spuszczała z niego zlęknionego spojrzenia. Bała się tego mężczyzny, dopiero teraz uświadomiła sobie w pełni, jak bardzo może być niebezpieczny.
- Masz rację, to nie będzie miało najmniejszego sensu, nie po tym jak mnie dzisiaj obraziłaś... i to aż dwa razy... i jeszcze uderzyłaś.
- Ja nie chciałam tego, poniosły mnie nerwy - próbowała go jakoś udobruchać, pomimo, że ze strachu ledwo mówiła.
- Jestem pewny, że chciałaś i to bardzo - Draco zaczął obchodzić ją w około, przyglądał się jej szczupłej, kobiecej sylwetce.
Podobała mu się, a jeszcze bardziej podobało mu się, że teraz należy do niego. Nagle w jego dłoni pojawił się długi sztylet. Hermionie na widok noża podskoczyło ciśnienie, a oczy rozszerzyły się pod wpływem strachu.
”Co on do diabła wyprawia” myślała przerażona. Mężczyzna, który obserwował jej przerażoną minę uśmiechnął się tylko złośliwie. Coraz bardziej podobało mu się to wszystko. Tępą stroną noża zaczął „jeździć” po jej odsłoniętym dekolcie i ramionach, od czasu do czasu zahaczając o cienkie ramiączko sukienki. Hermiona z trudem przełknęła ślinę, czuła jak ogarnia ją paniczne przerażenie. Draco stanął tuż za nią, z perwersyjną delikatnością polizał płatek jej ucha i zaczął szeptać.
- Obraziłaś mnie, a ja bardzo nie lubię być obrażany. Powinnaś mnie przeprosić, ale nie wierzę, że zrobisz to szczerze - jego zmysłowy głos sprawił, że włoski na jej karku podniosły się a przez ciało przeszedł prąd - ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego nazwałaś mnie... Jak mnie nazwałaś?
- Świ.. świnią.
- Właśnie świnią - przy tych słowach Gryfonka poczuła jak nóż wsuwa się pod ramiączko sukienki, a chwile później przecina delikatny kawałek materiału. Pisnęła cicho, co wywołało tylko uśmiech satysfakcji na wargach mężczyzny.
Dracon dotknął ustami jej szyi i delikatnie pocałował, było to nieśmiałe muśniecie, jakże kontrastowe z tym, co przed chwila dokonał zimny kawałek metalu i chłód jego głosu. Jego ruchliwy język delikatnie polizał jej ciało, co wywołało nieznaczny odzew. Oddech Hermiony stał się płytki, a jej oczy pociemniały. Nienawidziła tego mężczyzny, nie za to, jak ją traktował, ale za to, że potrafił pobudzić jej ciało. Nie potrafiła poczuć obrzydzenia, zamiast tego czuła jak krew w jej ciele zaczyna szybciej płynąc. Leniwe pocałunki Dracona uderzały niczym mocny alkohol do jej głowy. Kiedy wreszcie postanowił się odsunąć, odczuła niczym nieuzasadniony dyskomfort, jakby właśnie tym posunięciem krzywdził ją najbardziej.
- A teraz - ponownie zaczął swą przemowę, tylko, że tym razem stanął twarzą w twarz z kobietą - na balu próbowałaś mnie nazwać [bluzg], prawda?
- Tak - jej szept był tak cichy, że prawie niesłyszalny, ale jemu to wystarczyło, ostrze noża ponownie przecięło kawałek czerwonego materiału.
Sukienka opadła na podłogę, a Hermiona stała przed nim w samych czerwonych koronkowych figach, szpilkach i wielkim rumieńcu. Dracon odrzucił sztylet i przybliżył się do kobiety. Jego usta ponownie znalazły się na jej szyi. Gwałtownymi pocałunkami zaczął obsypywać jej dekolt jednocześnie schodząc coraz niżej. Kiedy wreszcie jego wargi zacisnęły się na twardym sutku Hermiona jęknęła cichutko. Dracon delikatnie zacisnął żeby nie przestając jednocześnie potrącać językiem. Wywołało to kolejną falę dreszczy i jęków, kobieta nieświadomie zacisnęła dłonie na jego włosach jednocześnie przyciągając go do siebie. Dłonie Dracona zaczęły pieścić jej ciało, niespiesznie pozbawił jej ostatniej części bielizny by móc w spokoju podziwiać jej piękne ciało. Delikatnie popchnął Hermionę, tak, że opadła na miękki materac. Dziewczyna spod półprzymkniętych powiek obserwowała jak Dracon szybko pozbywa się zbędnego odzienia. Zbliżył się do łóżka, jeszcze przez chwilę obserwował nagą kobietę i wreszcie złapał ją za kostki i przyciągnął na brzeg. Hermiona tylko pisnęła, ale zaraz i to się urwało. Malfoy zaczął delikatnie pieścić jej kostki, niespiesznie schylił głowę i zaczął całować jej nogi. Językiem pieścił wrażliwa skórę na udach, a sprawne palce dotykały nabrzmiałych piersi. Kobieta nie potrafiła dłużej powstrzymać swych naturalnych odruchów. Zaczęła głośno jęczeć i rzucać się na łóżku. Jej ciało domagało się spełnienia, a umysł otoczony gęsta mgłą rozkoszy zapomniał o wcześniejszym horrorze. Malfoy, gdy chciał potrafił podniecić nawet kamień, a ona skałą bynajmniej nie była. Dracon zasłuchany w jęki Hermiony nie mógł się już dłużej powstrzymać. W chwili, gdy zegar na wierzy Hogwartckiej wybijał północ on silnym pchnięciem wdarł się w jej wnętrze. Hermiona, która do tej pory była dziewicą krzyknęła z bólu, a Dracon ze złości. Niestety był zbyt podniecony by móc się powstrzymać. Jego ruchy były szybkie i mocne, sprawiając kobiecie wiele niepotrzebnego bólu. Z jej oczu spływały gorzkie łzy. Jej pierwsze miłosne uniesienie mimo początkowej rozkoszy okazało się kompletną klapą, ale nie to miało być najgorsze. Na szczęście dla dziewczyny Dracon dosyć szybko osiągnął spełnienie. Przez chwile leżał na zmaltretowanym ciele kobiety wreszcie zsunął się z niej i z pretensją w głosie zapytał.
- Jesteś dziewicą?!
- Nie Malfoy, nie jestem... ja byłam dziewicą - głos Hermiony przesiąknięty był gorzką ironią, chciała wstać, ale ból był zbyt duży by mogła się ruszyć.
- Dlaczego mi kur*wa nie powiedziałaś? - Dracon wstał z łóżka i zaczął nerwowo krążyć po pokoju.
- A czy to by coś zmieniło? - Zapytała z wielkim smutkiem.
- Tak, kur*wa bardzo wiele! Szlag by to trafił, jak mogłaś mi to zrobić?
- Ja tobie?! - Hermiona mimo bólu usiadła na łóżku i spojrzała na niego z pogardą. - To raczej jak ty mnie mogłeś tak traktować, a właściwie, o co ci chodzi, teraz już nie jestem dziewicą, nie powinno ci to już przeszkadzać.
- Tak, nie jesteś... chol*era jasna.
- Można się dowiedzieć, o co ci chodzi? - Dziewczyna zaczynała się powoli denerwować, coś było nie tak, bardzo nie tak, dlaczego on się tak zachowywał.
- Jasne, nie ma sprawy - Dracon przestał już chodzić po pokoju, teraz stanął przed wielkim łożem i zaczął jej się dziwnie przyglądać. - Jak wiadomo Merlin był bardzo wielkim czarodziejem, był też cholernym szaleńcem, niestety większość jego pokręconych praw jest respektowana do dziś.
- I co z tego?
- I to, że ten stary cymbał wymyślił, że jeśli osoba posiadająca moc, w tym wypadku ja, odbierze równo o północy w święto miłości, niewinność kobiecie, która również dysponuje mocą, a ty niestety ją masz, to...
- To, co do ciężkiej cho*lery!? - Hermiona była już naprawdę wściekła i bardzo zdenerwowana, a zimny głos Malfoya bynajmniej nie miał uspakajających zdolności.
- To automatycznie zostają małżeństwem z zerowymi szansami na jakikolwiek rozwód. I co ty na to, droga małżonko...?

*chodzi o zwykły krzew róży.

VI

Hermiona wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, on nie mógł mówić prawdy. To było nie możliwe. Ona przecież nigdy o czymś takim nie słyszała... ale to wcale nie musiało znaczyć, ze takie prawo nie istnieje.
- Nie wierze ci!
- A czy ktoś ci karze? Jak chcesz możesz stąd wyjść i się przekonać? Powiem ci nawet gdzie można znaleźć zapiski dotyczące tego kretynizmu... o ile tylko będziesz w stanie przekroczyć próg tej sypialni - coś w głosie mężczyzny sprawiło, że Hermiona zbladła jeszcze bardziej.
Chyba te nutki rezygnacji, tak nie podobne do niego, uświadomiły jej, że to musi być prawda. Nie chciała jednak tak po prostu w to uwierzyć. Już miała się zacząć z nim wykłócać, gdy dotarło do niej, co jeszcze powiedział.
- Jak to, jeśli będę w stanie wyjść stąd? Przecież mnie nie zatrzymasz?
- Ja nie, - Draco uśmiechnął się gorzko zaczął wciągać na siebie spodnie, musiał się przejść, bo zaraz coś lub kogoś rozwali. - Merlin oprócz tego, że stworzył coś takiego, wymyślił jeszcze, że małżeństwo musi sypiać w jednej sypialni, nie ważne, co robią w dzień, mogą się nienawidzieć, pogardzać sobą, ale sypiać muszą razem, szczególnie dotyczy to kobiet. W nocy nie mogą opuścić mężowskiej sypialni chyba, że ich życie byłoby zagrożone, wtedy to zakaz ustępuje automatycznie.
- A jeśli będę chciała skorzystać z toalety, to co wtedy? - Hermiona zapytała z gryząca ironią.
- To masz szczęście, że w pokoju mam prywatną łazienkę.
- Zapomnij, nie żyjemy w średniowieczu i wcale nie musze z tobą sypiać.
- Rób sobie co chcesz, mnie to nie interesuje, byłeś tylko przestrzegała reguł naszego zakładu, który dalej istnieje. A teraz wybacz, ale muszę coś załatwić.
Bez dalszych wyjaśnień Draco wyszedł z pokoju zostawiając zdenerwowaną Gryfonkę samą sobie.
Hermiona przez chwile wpatrywała się w zatrzaśnięte drzwi, wreszcie wstała z łóżka i nie zważając na ból, jaki nadal odczuwała po brutalnym zbliżeniu zaczęła się ubierać. Ponieważ jej sukienka była kompletnie zniszczona zarzuciła na siebie szatę Dracona, którą ten zostawił na fotelu. Tak ubrana zbliżyła się do drzwi z zamiarem natychmiastowego opuszczenia jego pokoju. Nie zdążyła jednak dotknąć klamki, gdyż przez jej ciało przeszła okropna fala bólu. Poczuła się tak, jakby ktoś przebił jej brzuch rozgrzanym żelazem. Opadła na podłogę, a z oczu poleciały jej łzy. Przez chwile nie mogła złapać powietrza, ból był tak okropny. W momencie, gdy próbowała podnieść się na nogi uczucie powróciło. Trwało do czasu, gdy Hermiona zrozumiała, że nie może wydostać się z sypialni Ślizgona. Blada poczołgała się do łóżka swojego oprawcy i ledwo się na nie wdrapała. Z bólu nie mogła się utrzymać na nogach. Była w pułapce bez wyjścia.

###

Draco szybkim krokiem podążał w stronę gabinetu Severusa. Potrzebował porady i nie wiedział do kogo się zwrócić. W dalszym ciągu był pod wpływem wielkiego szoku. Niecałe dwadzieścia minut temu ożenił się i bynajmniej nie był tym zachwycony. On tego wcale nie planował, chciał trochę bezproblemowego seksu i powyżywania się na Granger, a tu takie bagno. Wściekłym głosem wymówił hasło „Żegnaj Potti” i dostał się do gabinetu dyrektora. Ku jego zadowoleniu Severus jeszcze nie spał, tylko przeglądał jakieś listy. Zdziwiony spojrzał się na młodszego kolegę i spytał.
- Stało się coś?
- Stało, jak cholera! - Severus uniósł brew do góry, w końcu prędzej czy później Malfoy sam powie mu o co chodzi, a sądząc po jego zachowaniu nastąpi to zdecydowanie wcześniej.
- Co wiesz na temat prawa Merlina względem rozdziewiczenia? - wypluł Draco i opadł na fotel. Przez chwilę wyglądał na kompletnie wyczerpanego, jakby to jedno zdanie odebrało mu wszystkie siły życiowe.
- Wiem, że dają się w to wrobić tylko kompletni frajerzy i głupcy... przynajmniej do tej pory tak myślałem... kretynie!
- Dzięki, na ciebie zawsze można liczyć - powiedział Draco podnosząc się z miejsca, wyglądał jak mokry, zabłocony spaniel, którego ktoś właśnie skopał.
- A co mam ci powiedzieć? Od ponad stu lat nikt nie słyszał, żeby ktoś dał się w to wrobić, a przynajmniej nikt ze Slytherinu. Nie moja wina, że jesteś głupcem. Dobra już nic nie mówię - stwierdził Severus na widok jego zbolałej miny - powiedz lepiej jak ty dałeś się w to wrobić.
I tak po godzinie i dwóch butelkach Ognistej Severus Snape znał już każdy szczegół życia intymnego swego byłego ucznia. I bynajmniej wcale mu nie współczuł. Skoro młody Malfoy był na tyle głupi by zapomnieć o tak drobnym szczególe, jak bardzo prawdopodobne dziewictwo Granger - Ja - Wiem - To - Wszystko, to już jego problem. Pocieszył go tylko tym, że podobno w XIV wieku udało się uzyskać rozwód, ale dokładne dokumenty na temat tego precedensu znajdują się we Włoszech i trzeba by było czekać przynajmniej miesiąc na uzyskanie zgody by ujrzeć te, tak cenne w tej chwili, informacje.

###

Po półtorej godziny regularnego chlańska Draco Malfoy trzeźwy jak nowo narodzone dziecię wszedł do swej sypialni. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył była jego szata porzucona na podłodze, najwidoczniej Granger próbowała opuścić pokój. I chyba jej się nie udało sądząc po tym, że śpi zwinięta w kłębek na jego łóżku... i cholera, nawet on musiał, acz bardzo niechętnie przyznać, że nawet tam pasuje.
Sam siebie sklął, za te głupie myśli i ruszył w stronę łazienki. Wziął szybki, zimny, prysznic i nie kłopocząc się zakładaniem bielizny wsunął do łóżka.
Draco patrzył na śpiąca obok niego kobietę. Wyglądała niewinnie i bezbronnie i zdecydowanie była ładna i bardzo kobieca.
"Gdyby tylko nie była szlamą, to nawet nie byłoby tak źle. Cholera!" - pomyślał poirytowany mężczyzna. - "Mam pieprzoną żonę... Zdecydowanie. Sam ją pieprzyłem." - Uśmiechnął się pod nosem na myśl o własnym wyrafinowanym poczuciu humoru.
Hermiona spała głęboko i słychać było jej miarowy, spokojny oddech. Na szyi miała wisiorek z wężem. To było dosyć ciekawe zjawisko.
"Na tyłku ma smoka, a na szyi węża i ona jest z Gryffindoru. Świat schodzi na psy... Znaczy na szlamy." - Znowu zachciało mu się śmiać z własnego dowcipu wyższych lotów.
Wisiorek umieszczony był na dosyć grubym łańcuszku i był bardzo misternie wyrzeźbiony. Draco wziął go w dłoń i przyjrzał mu się uważnie. Gwizdnął cicho. Cudo było zrobione z białego złota a w miejscach ślepków błyszczały drobniutkie szmaragdy. Mężczyzna bawił się przez chwilę wisiorkiem na szyi własnej żony.
"Żona. Chryste, mam żonę. I to kogo? Wiem - To - Wszystko - Omnibus - Granger... Nie, teraz już ma na nazwisko Malfoy. I pewnie widniejemy już w Magicznym Rejestrze Małżeństw jako Draco i Hermiona Malfoy'owie. Nawet nie brzmi tak źle... Stop! To brzmi fatalnie. To jest fatalne." - Dracze jęknął w duchu. Nie pozostawało mu nic innego, tylko czerpanie, jak największych korzyści z zaistniałej sytuacji. I właśnie postanowił się wziąć za tą fascynującą i miłą czynność. Odsunął kołdrę i pocałował lewy sutek Hermiony, który automatycznie stwardniał pod wpływem jego pieszczot. Drugą dłonią zaczął pieścić prawą pierś kobiety. Świeżo upieczona pani Malfoy jęknęła głośno i się obudziła. Draco zaśmiał się cicho.
- Dzień dobry, żono - powiedział z przekąsem
- Idź się utop, Malfoy - odpowiedziała mu kulturalnie.
- Maniery i słownictwo, Granger.
- Ha! Teraz już nie możesz na mnie mówić Granger i przestań macać mnie po piersiach!
- Będę cię macał tam gdzie mi się spodoba i to z dwóch powodów. Pierwszym jest nasz zakład a drugim...
- Ała - powiedziała cichutko i spojrzała na niego z wyrzutem.
- A co mnie obchodzi twoje "ała" - powiedział z irytacją - mam na ciebie ochotę. - Mimo tych słów cofnął swoją dłoń.
- Skąd masz ten wisiorek?- spytał chłodno. - To jest białe złoto. Taka biżuteria to coś. Mam wrażenie, że jest robiony na zamówienie.
- Bo jest. Dziadkowie od strony ojca byli bardzo zamożnymi ludźmi i pozostawili w spadku mojemu staremu niezły majątek... Większość tej kasy przepuścił przez palce - Hermiona nie uznała za stosowne opowiadać o zamiłowaniu ojca do hazardu, Malfoy'owi nawet, jeżeli był on obecnie jej mężem. - Ten wisiorek został zrobiony przez jednego z najlepszych mugolskich jubilerów w Wielkiej Brytanii. Został zrobiony dla mojej matki jako prezent ślubny. Teraz, po śmierci rodziców noszę go ja.
- Rany, Granger, ty byłaś kasiasta! - Draco niemal wykrzyknął to stwierdzenie. - No i gdzie ta forsa? Wyparowała?
- Przecież powiedziałam, że mój ojciec przepuścił majątek dziadków - Hermiona była zirytowana.
Wzięła w dłoń małego, złotego wężyka i z czułością go ścisnęła.
- Jest bardzo cenny, co? - spytał z kpiną Draco.
- Jest - warknęła - i nie chodzi tylko o wartość materialną. - Wyglądała na smutną, gdy o tym mówiła i Malfoy wzruszył ramionami.
Co go obchodził durny wisiorek? On gdyby chciał, mógłby zamówić setkę takich. Było go na to stać. W tej chwili dużo bardziej obchodziło go co innego.

Pochylił się i przesunął językiem po zagłębieniu między piersiami Hermiony, aby za chwilę lizać delikatnie jej szyję.
"O nie!" - Pomyślała zrozpaczona pani Malfoy.
- Mnie tam boli, ja nie chce - pisnęła cicho. Chociaż jego pieszczoty sprawiły jej przyjemność, wiedziała, że jeśli dojdzie do zbliżenia, będzie płakała z bólu. Zastanawiała się w ogóle, jak będzie tego dnia chodziła.
Draco zamknął jej usta władczym, zmysłowym pocałunkiem. Język mężczyzny wślizgnął się między jej zęby, łaskotał podniebienie i trącał delikatnie język kobiety, zachęcając do wspólnej zabawy. Hermiona zarzuciła mężowi ręce na szyję i oddała pocałunek. Potrafił ją bardzo szybko i bardzo skutecznie rozpalić. Bała się jednak niepotrzebnego cierpienia i kiedy przestał na chwilę ją całować i spojrzał jej w oczy, powiedziała nieśmiało.
- Mnie naprawdę bardzo boli, bądź człowiekiem i odpuść.
- Odpuścić? - Malfoy uniósł do góry brew i uśmiechnął się z przekąsem. - Kobieto, ty nie wiesz, o czym mówisz - dodał. Miał lekko zachrypnięty głos i Hermiona zauważyła, że oczy pociemniały mu z pożądania.
Wziął w rękę jej dłoń i położył na swojej twardej i gorącej męskości. Cicho jęknął, kiedy odruchowo objęła palcami jego członek.
- Możesz mi powiedzieć jak mam odpuścić? - wyszeptał jej do ucha.
Kobieta zaczęła delikatnie go pieścić.
- Myślisz, że mi to wystarczy? - usłyszała ochrypły jęk. Draco ugryzł ją delikatnie w płatek ucha.
Hermiona mimo niechęci do samego aktu seksualnego, który mógłby jej jedynie przysporzyć bólu, była podniecona i ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że chce zaspokoić pożądanie swojego męża. Pchnęła go lekko na plecy i zaczęła całować jego klatkę piersiową schodząc ustami coraz niżej. Nie przestawała przy tym masować dłonią jego męskości, która zwiększyła jeszcze pod wpływem pieszczot swoje rozmiary.
- Nie przestawaj - powiedział mile zaskoczony, kiedy jej wargi dotarły do płaskiego, umięśnionego brzucha.
Wsunął obydwie dłonie w jej miękkie włosy i pchnął bardzo delikatnie jej głowę niżej. Hermiona przesunęła językiem po całej długości męskiego członka. Jej dłonie delikatnie pieściły umięśnione uda mężczyzny, palcami zaczęła dotykać nabrzmiałego członka, co wywołało kolejne jęki. Hermiona zachęcona reakcjami swojego męża wzięła do ust samą główkę męskości i zaczęła delikatnie ssać. Draco cicho krzyknął i przycisnął jej głowę, ale nie na tyle gwałtownie, żeby sprawić jej przykrość. Językiem zaczęła drażnić czubek penisa a palcami jądra. Dłońmi zaczęła masować nabrzmiałą męskość nie przerywając jednocześnie ssania, coraz bardziej podobały jej się jęki, jakie wydawał z siebie Dracon. Mężczyzna zacisnął dłonie na miękkich włosach żony, ale tak, by nie sprawić jej bólu i krzyknął cicho, kiedy Hermiona wzięła go głębiej do ust i zaczęła pieścić dłonią jego jądra. Cała sytuacja bardzo ją podniecała, teraz czuła się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy Draco zmusił ją do takich pieszczot dla tego jej poczynania były bardziej wyrafinowane i zmysłowe.
Odsunęła się na chwilkę od mężczyzny, tylko po to by spojrzeć mu w oczy. Chciała zobaczyć czy Draconowi naprawdę sprawia przyjemność to, co ona wyrabia. Jego zasnute mgłą źrenice były odpowiedzią samą w sobie. Hermiona ponownie wróciła do intymnych pieszczot delikatnie zsunęła napletek i polizała jedwabiście delikatną męskość. Jej język zataczał kółeczka wokół delikatnej, wrażliwej główki, czym doprowadziła Dracona do bardzo głośnych jęków i próśb o więcej. Hermiona nie dała się długo prosić: objęła członek ustami i zaczęła go mocno ssać, na co mężczyzna zareagował głośnym krzykiem. Hermiona połknęła całe nasienie swojego męża delikatnie zlizując resztki kropelek z główki penisa. Draco był totalnie zaskoczony jej pełnym oddania zachowaniem i popatrzył uważnie w orzechowe oczy dziewczyny. Wolał jednak nie komentować jej zachowania, tylko brać to, co chce mu zaofiarować... oraz to co sam sobie weźmie. Z takim postanowieniem usiadł na łóżku i jednym silnym szarpnięciem spowodował, że Hermiona wyładowała w pościeli, jej duże orzechowe oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, nie wiedziała, do czego jej małżonek dąży. Przecież go zaspokoiła, czego on jeszcze chce?
Mężczyzna pochylił się nad nią i zaczął całować delikatnie jej brzuch, zataczać językiem kręgi wokół pępka Hermiony i dziewczyna cichutko westchnęła.
Draco polizał jej podbrzusze i prawą dłonią delikatnie musnął wnętrze jej uda a następnie dotknął bardzo delikatnie jej łona. Kobieta przygryzła z rozkoszy dolną wargę, a z jej gardła wydobył się stłumiony jęk.
Malfoy zaczął powoli lizać jej ciepłą kobiecość starając się być jak najbardziej czuły. Sam nie wiedział dlaczego to robi, nie cierpiał tej szlamy, miał ochotę sprawić by krzyczała z bólu a jednocześnie nie chciał jej skrzywdzić. Nie w łóżku. Na korytarzu, w czasie rozmowy tak, wtedy nic go nie hamowało, mógł ją obrażać, zresztą ona też mu odpyskowywała. Ale sypialnia to, co innego. Nawet za pierwszym razem nie chciał sprawić jej bólu... nie wiedział przecież, ze jego żona jest dziewicą.
Jego język wdarł się do jej wnętrza, Hermiona głośno krzyknęła i wygięła swe ciało w łuk. Dzięki temu język mężczyzny bardziej wniknął w jej wnętrze, co pozwoliło na dokładniejsza penetracje.
Hermiona krzyknęła jeszcze raz i przez jej ciało przeszły pierwsze dreszcze orgazmu, ale Draconowi to nie wystarczyło, chciał wiece, chciał usłyszeć jak krzyczy jego imię, jak wije się na łóżku. Jego język dalej drażnił jej mokrą kobiecość, raz po raz wślizgując się do wnętrza. Jego dłonie pieściły jej nabrzmiałe piersi. Jego palce zaciskały się na jej obolałych z podniecenia sutkach, co powodowało jeszcze większą fale nieustających dreszczy.
Hermiona szczytowała już po raz trzeci i dopiero po tym Draco łaskawie wypuścił ją ze swych objęć.
Kobieta leżał na łóżku dygocąc z powodu ostatnich przeżyć. Była zmęczona, marzyła tylko o tym by zasnąć. Nigdy nie sądziła, że seks może tak wykończyć. Cho*lera to było lepsze niż poranny jogging, który uprawiała od lat.
- Kurde Granger, nie wiedziałem, że potrafisz aż tak wrzeszczeć. Jeszcze trochę a by cię nawet Severus usłyszał.
Hermiona nic na to nie odpowiedziała tylko odwróciła się do mężczyzny plecami i zamknęła oczy. Miała nadzieje, że jutro...a właściwie za par godzin znajdzie rozwiązanie tego problemu jakim było małżeństwo z czysto krwistym arystokratą.
Draco jeszcze przez chwile przyglądał się swej świeżo poślubionej małżonce by wreszcie pójść w jej ślady i również zasnąć.

VII


Lucjusz Malfoy z niechęcią otworzył swe szare oczy. Najbardziej na świecie nie lubił, gdy wczesnym porankiem, po nieprzespanej nocy ktoś, lub coś, go budziło. Tym razem były to promienie słoneczne. W pierwszym momencie pomyślał, że to któryś ze skrzatów niedokładnie zaciągnął ciężkie kotary, ale zaraz sobie przypomniał, że to on sam odsłonił okno, gdyż chciał kochać się z Narcyzą przy promieniach księżyca. Raz na rok mógł pozwolić sobie na odrobinę romantyczności, szczególnie w Walentynki. Teraz z jękiem - nadużyty alkohol dawał się we znaki - przekręcił się na drugi bok, tak, że jego wzrok padł na makatkę przedstawiająca drzewo genealogiczne rodziny Malfoyów. Padł i jakoś nie bardzo chciał się odwrócić.
Lucjusz z początku myślał, że to wypity wczoraj alkohol, oraz noc pełna doznań tak na niego podziałały, i teraz ma omamy wzrokowe. Bardzo, niestety, wyraźne omamy. Kilkakrotnie zamrugał oczyma, a następnie zaczął budzić Narcyzę. Co nie należało do czynności prostych ani przyjemnych. Narcyza Malfoy do rannych ptaszków bynajmniej się nie zaliczała. Jej zdaniem normalny człowiek budził się tak gdzieś w okolicach godziny dziesiątej, a każdą wcześniejszą oznakę życia uznawała za gruby nietakt. W końcu w nocy się śpi, a dziesiąta rano to zaledwie wczesny poranek. Pogląd ten zalągł się w niej i zadomowił na dobre w czasie szkoły, gdy to niewdzięczne, niewychowane współlokatorki budziły ją w środku nocy, bo zaraz miały zacząć się lekcje. Środkiem nocy była zazwyczaj godzina siódma lub ósma rano. Teraz też kobieta próbowała zignorować to, iż ktoś bardzo niekulturalnie i niecierpliwie szarpie jej nagie ramię. Przez sen naciągnęła na siebie kołdrę i zacisnęła powieki jeszcze mocniej. Niestety, nic to nie pomogło. Niewychowany intruz, dalej próbował w sposób haniebny wyrwać ją z objęć Morfeusza. Zniecierpliwiona uniosła powieki i wzrokiem, który mógł zabijać spojrzała na męża i się delikatnie zaniepokoiła. Lucjusz doskonale znał jej nawyki i bez ważnego powodu nie budziłby jej o… Niech to Wielki Salazar przeklnie, dziewiątej rano! Zresztą on sam rzadko budził się o takiej godzinie.
- Coś się stało? - Odezwała się zaspanym głosem.
- Kochanie, spójrz na nasze drzewo genealogiczne i powiedz mi czy dobrze wiedze, czy mam może majaki i twój syn nie okazał się takim sakramenckim, pozbawionym mózgu, gumochłonem.
Narcyza obróciła się w stronę ściany, na której wisiała makatka. Zawsze, gdy Lucjusz mówił o Draconie „twój syn” znaczyło, że jest z niego bardziej niż niezadowolony, znaczyło, że ma ochotę go, co najmniej zabić. Powoli przeczytała widniejący tam napis, zrobiła to znowu…
I znowu…
I znowu…
Następnie, kompletnie już rozbudzona odwróciła się w stronę męża i odezwała się zimnym głosem. - Zapewniam cię, że mój syn nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Mój syn jest na to zbyt inteligentny i wie, co by się stało, gdyby chociaż pomyślał o czymś takim. Co innego
twój syn. O tak, po Malfoyach można się spodziewać wszystkiego! - Ze słowa na słowo jej głos podnosił się, co raz bardziej, aż zaczęła krzyczeć.
- Po
Malfoyach! Kobieto żaden z Malfoyów nigdy czegoś takiego nie zrobił, natomiast Black to całkiem, co innego!
- Lucjuszu Malfoy, nawet nie waż się mieszać w postępowanie twego dziecka mojej rodziny, my nigdy…
- Och, oczywiście wy nigdy, a twoja siostra to co?
Te zdanie zamknęło usta Narcyzy. No cóż, jej siostra rzeczywiście TO zrobiła. Cholera z jej siostrą! Naburmuszona warknęła do męża.
- W tej chwili masz się fiuknąć do Hogwartu i dowiedzieć się jak to się stało, że… Draco zrobił coś takiego.
- A niby dlaczego ja?
- Bo ty jesteś jego ojcem!
Lucjusz już miał warknąć coś na temat faktu, że on wcale się tak do ojcostwa nie palił, ale zamiast tego zszedł z lóżka i zawlókł się do łazienki.

***
Severus Snape w odróżnieniu od pary swych najlepszych przyjaciół (oficjalnie); i swych kochanków (nieoficjalnie); był rannym ptaszkiem. Zresztą, kto by spał po nocy obfitującej w takie wrażenia. W tej chwili siedział przy dyrektorskim biurku i udawał, że przegląda jakieś bardzo ważne dokumenty. Tak naprawdę oczekiwał jak do jego gabinetu wpadnie blondwłosa furia z zamiarem zabicia swego pierworodnego. Jego zdaniem powinno nastąpić to za jakąś godzinę, półtorej.
No cóż, każdy w życiu ma prawo się pomylić i Severus Snape bynajmniej wyjątkiem nie był. Blond włosa furia rzeczywiście wypadła z kominka, ale nie o godzinie zbliżonej do jedenastej, a raczej parę minut po dziewiątej i nie skierowała się prosto do lochów, ale napadła na jego biedną osobę. - Snape, - Lucjusz wcisnął Severus w fotel, na którym ten i tak już siedział. - Możesz mi wyjaśnić, co się tu, na stado rozszalałych gryzo - zębatek*, dzieje?
- Lucjuszu, po pierwsze czy mógłbyś mnie puścić, a po drugie o czym ty, na Merlina, mówisz? - Severus próbował łgać, ale tym razem nie wyszło mu to zbyt dobrze.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi, miałeś go pilnować przed popełnieniem jakiejś głupoty, a to, co zrobił właśnie jest głupotą.
- Ewentualnie zwyczajnym pechem - mruknął czarnowłosy i bezceremonialnie odepchnął Lucjusza. - Jeśli chcesz jakichś wiadomości, zwróć się do swego syna. Ja z tym nie miałem nic wspólnego, a on był bardzo zaniepokojony obrotem sytuacji. Prawdę powiedziawszy cała ta sytuacja walnęła w niego jak Ford Anglia w Wierzbę Bijącą.
Lucjusz warknął tylko pod nosem kilka obraźliwych inwektyw na temat pseudo-przyjaciół, którzy nie wywiązują się z obietnic, i ruszył w stronę lochu. Przy okazji, wychodząc z gabinetu Severusa, zbił lustro wiszące na ścianie. No cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni, czy w tym wypadku nie daleko jabłoń rzuca swe owoce.

***
Lucjusz Malfoy, wchodząc do sypialni swego syna, spodziewał się najróżniejszych widoków, ale to, że tenże syn będzie spał w najlepsze z
kobietą, był dla niego lekkim szokiem. Jego zdaniem Draco już dawno powinien nie spać i wymyślać kilka dobrych wymówek, by ułagodzić swego rodzica. Malfoy nie wiele się zastanawiając wyciągnął różdżkę, skierował ją w kierunku słodko śpiącej pary i wypowiedział zaklęcie.
-
Chłoszczyć.
Draco i Hermiona poderwali się jak oparzeni i wyskoczyli z łóżka. Tylko, że w przypadku Hermiona, ona natychmiast do niego wróciła i szczelnie przykryła się mokrą kołdrą, a Draco spojrzał wściekle na ojca.
- Rozumiem, że już wiesz.
- Wiesz synu, gdy człowiek budzi się rano i widzi, że na drzewie genealogicznym** jak Testral odznacza się małżeństwo jego, niestety jedynego spadkobiercy, to jest to miła wiadomość, ale jeśli jest to małżeństwo nie planowane, nie uzgodnione, i do tego z kimś takim, to szlag na miejscu i Avada może trafić!
- To nie była moja wina - mruknął Draco z miną małego chłopca, który został przyłapany na spetryfikowaniu kota nie lubianej cioci.
- Synu, na węże Slytherinu, takiej wymówki mogłeś używać w szkole, myślałem, że od tego czasu zmądrzałeś i zacząłeś myśleć głową a nie główką!
- Odezwał się święty. Ile razy ciebie hormony wciągały w kłopoty?! - Draco nie zamierzał potulnie przyjmować obelg ojca, szczególnie przy kimś takim jak Granger.
- Jeśli nawet to potrafiłem się zabezpieczyć przed konsekwencjami i nigdy nie sprowadziłem do domu czegoś takiego.
Lucjusz z pogardą spojrzał na pobladłą Hermionę. Ta nie zamierzała dłużej słuchać tych obelg, wcale nie prosiła się o takie ataki.
- Wypraszam sobie, żeby mnie pan obrażał. Nie jestem
tym czymś, tylko człowiekiem. I to nie moja wina, że cała ta sytuacja ma miejsce, ja się o to nie prosiłam. To nie moja wina, że pana syn to zboczony sadysta, który...
Hermiona nic więcej nie powiedziała tylko gwałtownie zbladła i skuliła się z bólu. Miała wrażenie jakby ktoś z premedytacją wciskał w jej wnętrze rozpalone żelazo. Z jej nosa zaczęła lecieć krew, a przed oczyma migotały czarne plamki.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na Hermionę, kompletnie nie wiedział, co się jej stało. Jeszcze przed chwila chciała urządzić karczemna awanturę, a teraz zwijała się z bólu na łóżku i plamiła krwią jego pościel.
- Granger, co ci jest? - zapytał niepewnie.
Lucjusz przez chwile patrzył na dziewczynę, wreszcie coś zabłyszczało w jego oczach i w miarę spokojnym głosem zwrócił się do syna.
- Czy wy ten... ślub wzięliście na prawo Merlina?
Draco tylko skinął głową, był coraz bardziej zaniepokojony tym, co się dzieje z Hermioną.
- Wiesz, że małżonka nie może w nocy opuścić komnat swego męża, chyba, że jej życie jest zagrożone?
- Tak, ale...
- A czy wiesz, że nie może też słowem, ani czynem obrazić swego męża i wszystkich członków jego rodziny?
- Co takiego? - Draco z niedowierzaniem spoglądał na ojca. O tym nie wiedział.
- Musisz jej wybaczyć inaczej może się tu wykrwawić. Załatw to szybko, czekam w twoim gabinecie, musimy porozmawiać.- Lucjusz jeszcze raz spojrzał na Hermionę, po czym bez słowa wyszedł z komnat syna.
Draco przez chwile wpatrywał się w puste drzwi, następnie, dość niepewnie, jakby nie dowierzając temu, co mówi zwrócił się do Hermiony.
- Wybaczam ci.
Z wielkim zdziwieniem patrzył, jak po tych słowach krwotok natychmiast ustępuje. Nie czekając aż jego żona wstanie z łóżka, wybiegł z komnaty. Dopiero teraz uświadomił sobie, co tak naprawdę znaczy Małżeństwo Merlina - umowa do końca życia. Wychodząc, jeszcze pomyślał, że może warto byłoby ją tak zostawić, żeby się wykrwawiła i wtedy nastąpiłby koniec jego kłopotów, ale Marlin był na tyle wredny, że wcale jego szowinizm wobec czarownic nie był tak oczywisty, jakby się wydawało. Na pewno zgon małżonki ściągał na jej męża jakieś cuda - niewidy. Na przykład konieczność zeznawania przed Wizengamotem na temat okoliczności zejścia niewiasty z tego świata. I co wtedy by powiedział? Że powiedziała mu coś przykrego, a on nie raczył jej wybaczyć, znając konsekwencje takiego kroku? Dobre sobie. Poza tym na myśl o tym, że Hermiona mogłaby się tak po prostu wykrwawić i umrzeć, poczuł dziwny skurcz w żołądku. Raczej nieprzyjemny.

Hermiona oparła się o poduszkę i opatuliła szczelnie kołdrą. Była blada. Potoczyła nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu, a potem zacisnęła powieki.
„Pięknie” - pomyślała prawie z rozpaczą. - „Cudownie. Jestem uzależniona od Malfoya Juniora. Może zrobić ze mną, co chce, a ja mam być posłuszną żoną i nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń, inaczej mogę umrzeć, jeżeli zapomni mi wybaczyć nietaktu. Pięknie.”

*
Draco po wyjściu z sypialni oparł się plecami o ścianę i oszołomionym spojrzeniem wpatrywał się w pusty korytarz. Nie potrafił, a może nie chciał, zrozumieć tego, co się dzieje. Wczorajsza noc i jego zachowanie wydawało mu się jakimś snem. Nierealnym rojeniem. Tak naprawdę wczorajszego wieczoru był zbyt zaskoczony, by w pełni zrozumieć to, co się stało. Wreszcie oderwał się od ściany i ruszył w stronę swego gabinetu.
Bez słowa otworzył drzwi i pierwsze, co zobaczył był jego ojciec siedzący za jego biurkiem, na jego fotelu. Jemu zostało tylko niewygodne krzesło, na które zazwyczaj skazany był uczeń, który za bardzo narozrabiał.
- Znowu narozrabiałeś - Lucjusz nie czekał, aż jego syn usiądzie, od razu przeszedł do rzeczy.
- Rozumiem, że teraz odbędzie się rozmowo pod tytułem synek narozrabiał a tatuś wyciągnie go z kłopotów - Draco zaczął ironizować.
Wcale nie podobało mu się to, że ojciec traktuje go jak bezmózgiego mugola.
- Idioto, czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się stało?! Ty się z nią ożeniłeś! - Lucjusz nie wytrzymał i uderzył pięścią w biurko. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego syn zachowuje się tak nie poważnie
- Myślisz, że o tym nie wiem?! - Draco wstał tak gwałtownie, że krzesło upadło z hukiem na ziemię. - Myślisz, że nie jestem świadomy tego, co się stało? Ale musi być jakieś rozwiązanie, ja nie wierze w to, że będę z nią złączony do końca życia!
- To lepiej w to uwierz, synu, bo bardzo bym nie chciał, żebyś się rozczarował. Z tego już cię łatwo nie wyplączę. Merlin żył wieki temu i był ode mnie o wiele bardziej potężny i mądry. I miał wpływy u samego króla, a o mnie królowa Anglii wie tylko tyle, że jestem filantropem i wrzucam sute sumy na sieroty mugolskie, zupełnie jak ten bałwan Minister. I wie, oczywiście, jak mam na nazwisko. Lepiej się oswój z myślą, że Granger to twoja połowica na wieki. - W głosie Lucjusz poza zimnym spokojem, przesiąkniętym rezygnacją, dało się usłyszeć nutę satysfakcji.
- No, ale ciebie to też dotyczy i chyba tak tego nie zostawisz? - Draco był zbyt zaszokowany, żeby przejmować się drwiną ojca. - W końcu ona... weszła do rodziny. - Powiedział to tak, jakby oznajmiał, że jest śmiertelnie chory i został mu tydzień życia.
- Oczywiście, że mnie to obchodzi - głos, Malfoya seniora był tak syczący, że jego latorośl odruchowo spojrzała na głowę węża, wieńczącą laskę w dłoni dystyngowanego arystokraty, sprawdzając, czy aby to nie ona zasyczała. - I oczywiście zrobię, co będę mógł, ale cudów nie obiecuję... Ciupciać, synu, też należy z głową - dodał na sam koniec triumfalnie.
Draco już miał się zapytać, czy jego ojciec też zawsze wszystko robił z głową, ale w ostatniej chwili uznał, że nie gryzie się ręki, która karmi.
- To, co my teraz zrobimy? - Zapytał cichym głosem.
- Pomyślimy synu, pomyślimy. Ja na razie pójdę powiadomić twoją matkę, o tym, że... makatka nie kłamała. Przy okazji porozmawiam z kimś z historii czarodziejstwa. Oni powinni wiedzieć wszystko o Merlinie.
- A ja? Mam tu tak siedzieć i nic nie robić?
- Ty, to przygotujesz się do powrotu do domu. Masz dwa tygodnie na załatwienie swoich spraw, później widzę ciebie i
tę kobietę w domu. Jasne?
Draco tylko skinął głowa. Czuł się jak gówniarz, który narozrabiał a teraz ukrywa się za plecami rodziców. Z ironią pomyślał, że jednak nic się nie zmieniło. Nieważne, co robił ,zawsze wszystko spartoli i będzie tylko niewyraźnym cieniem swego ojca.
- A teraz chodź do tej sz... - zająknął się, bo tyle razy uczył syna używać określenia „pochodzenia mugolskiego” i odkaszlnął, widząc uniesioną ironicznie brew Dracona - ...Szacownej damy, która jest teraz twoją żoną.
Krzywy uśmiech syna wywołał na jego twarzy kwaśny grymas niezadowolenia.
- Chciałbym jej osobiście przekazać dobrą nowinę.
Młodszy Malfoy wzruszył ramionami i ruszył przodem.

*
Hermiona siedziała już ubrana na łóżku i gdy ojciec z synem weszli do sypialni, rzuciła im spojrzenie. Spojrzenie nieprzychylne i zrazem pytające.
- Wszechwiedząca Granger nie wie, jak to jest z psikusem walentynkowym Merlina?*** - Lucjusz uśmiechnął się cynicznie i urągliwie, widząc jej rumieniec.
Przygryzła wargę, ale za chwilę odpowiedziała patrząc na mężczyznę wyzywająco.
- Nigdy nie twierdziłam, że jestem wszechwiedząca. - Mimo, że bardzo starała się nadrobić miną, w jej oczach mógł dostrzec drobinki strachu.
Strachu nie tylko przed konsekwencjami tego chorego kontraktu, ale strachu przed tym, co mogło ustalić tych dwóch, zadufanych w sobie i we własnej czystej krwi, czarodziejów. Nie sądziła, żaby zbytnio rozpaczali po jej śmierci.
- Cóż za skromność - sarkastycznie zauważył, Draco, a ona musiała zmilczeć ten docinek.
- Chcę ci oznajmić, droga synowo, że
zapraszam was po feriach do naszej rezydencji. - Nie ulegało wątpliwości, że to zaproszenie w gruncie rzeczy jest rozkazem.
- Oczywiście - szepnęła cicho. Wiedziała, że sprzeciw pogorszy tylko jej sytuację, po za tym czuła się niezbyt dobrze. Kręciło się jej trochę w głowie i była lekko osłabiona.
-
Sangvinus novum**** - powiedział Malfoy senior, kierując różdżką w Hermionę.
Czarownica była zbyt zdumiona takim obrotem sprawy, by w jakikolwiek sposób zareagować, zresztą nie miała nawet czasu, bo Lucjusz natychmiast opuścił komnatę syna i udał się w stronę gabinetu Severusa.
Draco miał wielką ochotę podążyć za ojcem, ale nie mógł, w końcu małżeństwo do czegoś zobowiązuje.
- Mam nadzieje, że nie zemdlejesz na śniadaniu. Nie wypada by
szczęśliwa małżonka chorowała zaraz po ślubie.
- Nic mi nie jest, nie musisz się o mnie aż tak bardzo martwić.
- Och jestem pewien, że nie muszę, ale wiesz, troskliwy małżonek powinien dbać o swoja połowice.
Hermiona o mało nie prychnęła, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Wiedziała, że Draconowi chodzi tylko o to by ją rozdrażnić. Widać było, że jest zły i chce się na kimś wyżyć. Nie sądziła, żeby zwykłe prychnięcie wywołało krwotok, lub coś równie nieprzyjemnego, ale wolała nie ryzykować.
- Jasne, ty
na pewno o mnie dbasz i kochasz mnie nad życie, a ja naprawdę jestem szczęśliwa, szczęśliwsza nawet od ciebie, Draco. - Nie mogła się powstrzymać od sarkazmu.
Jednak mimo to zabrzmiała raczej smutno niż złośliwie i wyglądała na przygaszoną. Miała ogromną ochotę położyć się, zasnąć i się nie obudzić. Nagle zrobiło jej się strasznie smutno i poczuła się tak samotna, jak nigdy w życiu. Zagryzła wargi i przełknęła łzy. Za nic nie rozpłakałaby się przy tym blondwłosym, zarozumiałym dupku, który teraz był jej mężem. A raczej panem i władcą.
- A jeszcze jedno, nasz tygodniowy wyjazd jest odwołany, będziemy mieli zbyt dużo pracy by...
rozkoszować się samotnością. - Draco nie potrafił powstrzymać się przed tą ostatnia uwagą.
Kobieta tylko skinęła głową, bo przecież jej zdanie w tym całym cyrku nie miało żadnego znaczenia.

***
Hermiona starła się unikać Dracona, gdyż nie miała najlepszego humoru w związku z „walentynkowym psikusem Merlina”, jak prawo małżeńskie w wykonaniu tego wielkiego maga nazwał Lucjusz Malfoy. Według niej to nie był żaden psikus, ale sadystyczny wymysł czarodziejskiego szowinisty. Jej paskudne samopoczucie mogłoby się odbić na jej zdrowiu, a może życiu, gdyż za całą zaistniałą sytuację obwiniała swojego męża. Myśl o tym, że nie musiała się przecież zakładać, odrzuciła z jawnym wstrętem. Miała się okazać tchórzem? I to wobec tej cholernej tchórzofretki? Nigdy. Draco Malfoy powinien wiedzieć nie tylko o walentynkowym prawie, ale także doskonale je znać. W końcu tak się chwalił jak to czarodzieje czystej krwi wiedzą wszystko o wszystkim i wszystkich! Wolała nie myśleć o tym, że w kwestii swojego dziewictwa go nie uświadomiła, przyczyniając się do całej sytuacji, bo zapewne nie przypuszczał nawet, że nigdy wcześniej nie spała z mężczyzną. Z każdą godziną dochodziła do wniosku, że wina, jeżeli można myśleć o całej sytuacji w takich kategoriach, leżała po obu stronach i oboje wpadli jak pufek między smoki.
Na śniadanie nie poszła, bo naprawdę nie czuła głodu, jednak później kiszki zaczęły grać jej prawdziwego marsza. Dlatego w porze obiadowej pojawiła się w Wielkiej Sali i zasiadła za stołem dla nauczycieli. Prawie cała wściekłość na Malfoya już się z niej ulotniła, to nie on wymyślił sobie, że za każdą inwektywę w stosunku do niego, albo obrazę jego rodziców będzie obficie krwawiła z nosa i umierała z bólu. Zdołała nawet uśmiechnąć się do niego blado, gdy siadała. W odpowiedzi posłał jej uśmieszek pełen wyższości, ale zauważyła też błysk zaskoczenia w szarych tęczówkach. Wcześniej gdzieś był. Ubrał się i po prostu zniknął, oznajmiając, że wróci na obiad. Nie pytała o nic, a on nie raczył jej nic tłumaczyć. W końcu nie byli takim prawdziwym małżeństwem z miłości. Mieli jedynie
kontrakt.
- No, no, patrz jaka mam układną żonę, Severusie - powiedział Draco, unosząc puchar z sokiem dyniowym w kierunku czarnego i pochmurnego jak chmura gradowa Snape'a.
- Witam - Hermiona skinęła głową, a dyrektor odkłonił się, chociaż jego oczy wyglądały jak dwie żądne mordu harpie.
„Dosłownie zimny ogień” - pomyślała o spojrzeniu wyniosłego mężczyzny nowo upieczona pani Malfoy.
- Ty masz żonę, a ja mam kłopoty. Twój ojciec już mi zakomunikował, że po feriach macie się znaleźć w Malfoy Manor i jego nie obchodzi, co będzie z uczniami. Gdzie znajdę tak
dobrych nauczycieli jak wy? - wysyczał
- Przecież już masz kandydatów - Draco wydął usta w delikatnej pogardzie i uniósł brwi.
- Powiedziałem,
tak dobrych jak wy. Nie każ mi się powtarzać - zabrzmiało to, jak „nie każ mi popełniać morderstwa” i Malfoy Junior wolał zamilknąć.
- Chang i Edgecombe.
- Słucham? - Draco ze zdziwieniem spojrzał na Severusa, nie rozumiejąc
o co temu chodzi.
- To one przyjdą na wasze miejsce, więc nie oczekuj z mojej strony zbytniego entuzjazmu. A teraz wybacz, ale musze coś ogłosić.
Severus z niechęcią podniósł się z krzesła i już to wystarczyło, aby na sali
ustały wszystkie szmery i nawet nauczyciele skończyli rozmowy. Nikt nie
chciał podpaść dyrektorowi. To się nazywa mieć autorytet.
- O co mu chodzi? Były przecież Krukonkami, nadają się do edukowania młodzieży lepiej niż jakikolwiek Gryfon, czy nawet Ślizgon. - Szepnął Draco do Hermiony.
- Zwłaszcza Ślizgon. - Odcięła się i żachnęła delikatnie.
- Żaden Ślizgon nie marzy o tym, żeby być profesorem, spójrz na Snape'a i przypomnij sobie jak nauczał. - Uśmiechnął się złośliwe.
- Wystarczy, że patrzę na twoje sukcesy pedagogiczne. - Podsumowała całą rozmowę Hermiona, a Draco wzruszył ramionami. Musiał być dobry, skoro Severus reagował czarną, aksamitną furią na jego odejście. Nawet jeżeli miał być to tylko jeden semestr. Granger doskonale wiedział, że był dobrym nauczycielem, a on wiedział to samo o niej. Nie lubili jednak mówić sobie komplementów.
„Nie Granger, Draco, już nie Granger" - poprawił się w myśli, marszcząc niechętnie brwi. Popatrzył na Hermionę, która była skupiona na tym, co mówił Snape i niezbyt zadowolona z przemowy dyrektora. Była ładna. No tak, gdyby nie była atrakcyjna, nie założyłby się z nią w ten sposób.
„Całe życie będę wpadał w jakieś łajno trolla, co za rzeź” - pomyślał optymistycznie i machnął różdżką, prawie niezauważalnym ruchem,
nad swoim pucharem z sokiem, doprawiając go tym samym promilami.
- Tak więc - Draco skupił się na tym, co mówi Severus - ...ponieważ panna Granger i pan Malfoy pobrali się, będziemy musieli pogodzić się z ich brakiem do końca semestru. Och, przepraszam za gafę, już nie panna...
Państwo Malfoy nas opuszczą na kilka miesięcy... - uśmiechnął się przy tym bardzo zjadliwie i mało uroczo. - Transmutacji będzie nauczała panna Edgecombe, a Eliksirów panna Chang. - Skrzywił się, dając wszystkim obecnym do zrozumienia co myśli o fakcie, że tak profesjonalnego przedmiotu będzie nauczał ktoś, kto nie był w Slytherinie i na dodatek jest kobietą. - Obie panie przybędą dzisiaj wieczorem. Ufam, że przez kolejnych dziesięć dni ferii nasi stali profesorowie zdarzą zapoznać obie panie z warunkami i wymogami pracy, przekazać skrypty z materiałem, etc., etc. Wszyscy wiemy o co chodzi. - Ostatnie zdanie powiedział takim tonem, że wszyscy zebrani uznali, iż uważa, że Marietta i Cho na pewno nie zrozumieją wszystkiego.
Ledwo Severus zakończył swą wypowiedź, a na sali zapanował gwar. Uczniowie i nauczyciele nie mogli w pierwszym momencie zrozumieć
o co chodzi, a gdy wreszcie dotarła do nich wypowiedź dyrektora, zdziwieniu nie było granic. To po prostu nie mogła być prawda. Zaciekła para wrogów, osoby które zawsze kłóciły się w czasie zebrań, na korytarzach, w klasach, na błoniach, teraz miały być małżeństwem. To po prostu nie możliwe. Hermiona Granger i Draco Malfoy nie mogli być małżeństwem! To było wbrew naturze Gryfońsko-Ślizgońskie!
To było wbrew jakiejkolwiek naturze! A jednak stało się. Dyrektor by nie żartował. Poprzedni owszem. Obecny na pewno nie. Było to prawdą, a Severus Snape nie byłby zadowolony, gdyby ktoś wątpił w jego powagę.
- To by było na tyle - dokończył, a jego wzrok padł na Wiktora Kruma, który miał minę niezbyt zadowolonego z cienkiego obiadu hipogryfa, albo rogogona węgierskiego w chwili umiarkowanej furii, chociaż starał się to skrzętnie ukryć pod maską obojętności. - Chciałem tyko jeszcze dodać, że Prawo Merlina nie wybiera. Życzę wszystkim smacznego - dokończył złośliwie, obserwując, jak na policzki Bułgara występują rumieńce wściekłości, a jego usta się zaciskają.
Miał w dużym poważaniu fakt, że Hermiona prawie upuściła swój puchar i poczuła się jak ostatnia idiotka. Snape'a nie obchodziło, że dokuczając Krumowi dopuścił się niedyskrecji. Nawet Draco lekko się skrzywił. Jego młoda żona była szczęśliwa, że podczas ferii w zamku jest tak mało uczniów, ale i tak była pewna, że doczeka się (nie)sławy. Spojrzała z wyrzutem na dyrektora, który miał gdzieś fakt, że sprawił jej przykrość.
Westchnęła i nawet się nie zdenerwowała. Snape był po prostu sobą, a ona i Draco wylądowali w przysłowiowym łajnie trolla.

*Gryzo-zębatka - zwyczajna odmiana zębatki, różniąca się od tej tylko tym, że gryzie. Do nabycia u Zonka, w sklepie wysyłkowym BraciW; oczywiście nikt nie podejrzewa, że Malfoy kupił ją właśnie u nich; i na Nokturnie. Nie należy dawać do zabawy dzieciom, chyba, że są to dzieciaki nie lubianych krewnych lub znajomych. Mężczyznom też raczej nie dawać do zabawy, gryzo -zębatki są bardzo wrażliwe i mogą przez przypadek ugryźć w to, co nie trzeba.

**Państwo Malfoy, jak i wiele innych rodów czarodziejskich mają wyhaftowane drzewa genealogiczne na specjalnych czarodziejskich makatkach. W momencie narodzin dziecka, ślubu, czy tez śmierci samoistnie wypisują się wszelkie dane tj.; imię współmałżonka, dziecka, data narodzin, ślubu czy śmierci. Dlatego też w momencie, gdy Draco i Hermiona wstąpili w związek małżeński na „Drzewie Malfoyów” samoistnie wyhaftowało się imię Hermiona Jane Granger oraz data ślubu.

***Sarkastyczne określenie świata czarodziejskiego na Małżeństwo (Kontrakt) Merlina

****Zaklęcie niwelujące skutki krwawienia. Nie działa przy naprawdę obfitym krwawieniu, jedynie przy krótkotrwałym, albo długotrwałym, ale niezbyt mocnym. Przy naprawdę dużym ubytku krwi, może jedynie opóźnić dużo cięższe skutki niż osłabienie, a tym samym pozwala na zyskanie czasu w zdobyciu fachowej pomocy mago-medycznej.

VIII


Od obiadu nie milkły pytania:
jak gdzie, kiedy, dlaczego? W całym zamku nie było osoby, której nie zżerałaby ciekawość jak to się stało, że najbardziej skłócone osoby w kadrze nauczycielskiej postanowiły się związać na zawsze. Ponieważ od Dracona nikt nie mógł wyciągnąć choćby najmniejszej informacji, dlatego wszystko skupiło się na Hermionie. Kobiecie dopiero wieczorem udało się uciec od ciekawskich spojrzeń i pytań. Z kubkiem gorącej, miętowej herbaty zaszyła się w pustym pokoju nauczycielskim i przeglądała dzienniki uczniowskie. Nie chciała, by jej następczyni miała jakiekolwiek problemy z materiałem. Po za tym, praca uspakajała ją i pozwalała zapomnieć o konsekwencjach tamtej nocy, jak Hermiona nazywała swe małżeństwo.
I właśnie w takim stanie zamyślenia zastał ją Wiktor Krum, który od obiadu marzył tylko o tym bym się na kimś lub na czymś porządnie wyżyć.
- Cześć - Hermiona uśmiechnęła się nieco smętnie, ale szczerze.
- Cześć - odrzekł chmurnie, Krum. - Nie sadzisz, że powinniśmy porozmawiać?
- Powinniśmy? - Była naprawdę zaskoczona i nie bardzo rozumiała aluzyjny ton mężczyzny, a także chmurnie zmarszczone czoło, błyskawice w ciemnych tęczówkach i nastroszone brwi.
Bo Wiktorowi nastraszały się brwi, gdy się o coś gniewał. To było zabawne, ale nie teraz. Hermiona westchnęła i lekko się skrzywiła.
- Tak, musimy poważnie porozmawiać i dobrze wiesz, o czym. - Zacisnął usta i patrzył na nią z wyczekiwaniem i wyższością, co ją zirytowało.
- Nie, Wiktorze, nie wiem i cię nie rozumiem. Chcesz mi dokuczyć, jak reszta tych wszystkich ciekawskich hien? Jeśli tak, to wyjdź, bo nie mam czasu ani ochoty na
poważne rozmowy - pani Malfoy źle oceniła sytuację.
Bułgarski szukający nie wyszedł po jej wybuchu. Wyrwał z jej ręki dziennik drugiego roku Hufflepuffu i rąbnął nim w stół, tak, że się przestraszyła.
- Ja nie wyjdę! To nie tylko twój gabinet! I wiedz, że mam ci coś do powiedzenia.
- A może ja nie mam ochoty tego słuchać? - Hermiona zaczęła podnosić się z fotela, ale mężczyzna popchnął ją tak, że uderzyła plecami w oparcie mebla.
- Wiktor!
- Co [
Wiktor? Wykorzystałaś mnie, bawiłaś się mną, a teraz krzyczysz Wiktor!
- Jesteś niepoważny... Nigdy cię nie wykorzystałam, ani się tobą nie bawiłam. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Czy ty naprawdę sadzisz, że dla samej przyjaźni opuszczałbym Bułgarię i przyjeżdżał do tego szarego kraju? Nie bądź głupia, wiedziałaś co do ciebie czuje, ale nie zważałaś na to!
Hermiona była pewna, że Wiktora słychać w całym zamku, ale to nie było ważne; bardziej bała się, że mężczyzna w przypływie furii zrobi jej coś złego.
- Wiktor... Przecież wyjaśniliśmy sobie to wiele lat temu. Już od dawna wiesz, że jesteś dla mnie tylko przyjacielem - powiedziała cicho i łagodnie, nie chcąc się narażać na jego większy gniew.
Dopiero teraz widziała, jak bardzo Krum potrafi być nieokrzesany. Wcześniej w to nie wierzyła, nie miała podstaw, aby wierzyć.
Mężczyzna rąbnął pięścią w ścianę tuż obok jej głowy, aż się skuliła, a w oczach stanęły jej łzy. Różdżka leżała na biurku, ale on chwycił ją za prawą rękę i pochylił się nad nią, tak, że nie mogła sięgnąć do upragnionego przedmiotu.
- Nie wiedziałam, że coś do mnie nadal czujesz - miała nadzieję, że jej głos nie brzmi płaczliwie. - Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie bawiłam się tobą, nie potrafię igrać sobie z ludźmi i bawić się ich kosztem. Myślałam, że na tyle mnie znasz...
Zamilkła i popatrzyła w czarne od nienawiści oczy i wściekłe oblicze. I właśnie w tej chwili zrozumiała, że do Kruma nie dociera sens jej słów i nie dotrze. Bo to, co on był bliski nazwać miłością, było zwykłą zaborczą chęcią posiadania.

***
Draco Malfoy, wracał właśnie z boiska, gdzie, jak co wieczór, latał dla odprężenia, gdy zaskoczyły go czyjeś krzyki. Drzwi od pokoju nauczycielskiego były uchylone i słychać było wyraźnie, że ktoś się kłóci. Draco uśmiechnął się pod nosem i z myślą, że grzechem było by nie skorzystać i nie dowiedzieć się jakichś pikantnych szczegółów z życia szkoły, stanął wygodnie koło drzwi i zaczął słuchać.
Nonszalancko oparty o kamienną ścianę, popalając papierosa, przysłuchiwał się, jak nowy nabytek męskiego grona nauczycielskiego na kogoś krzyczy. A trzeba było przyznać, że i głos potężny i echo niosło.
Uśmiech zadowolenia z podsłuchanej rozmowy trwał do momentu, gdy Draco nie zorientował się, kto jest współrozmówcą Kruma, czyli bardzo szybko spełzł z jego oblicza.

*
Hermiona skuliła się od krzyków; wydawałoby się, że jeżeli nie przyjaciela, to chociaż dobrego kolegi. Wysłuchiwała jaką jest podłą, dwulicową kobietą, nie liczącą się z cudzymi uczuciami. Wiktor zamilkł tylko po to, by odsapnąć i dodać nieco ciszej, za to o wiele bardziej boleśnie:
- Jesteś zwykłą dziwką, Hermiono! Mnie zbywałaś i traktowałaś jak zwykłego kumpla, a poszłaś do łóżka z tym sukinsynem, który cię nigdy nie szanował! Jesteś jak zwykła k...., rozkładająca nogi przed tym przystojniejszym i bogatszym! Poleciałaś tylko na jego pieniądze! Przecież o nic innego ci nie chodziło, i nie mów, że tak nie jest. Prawo Merlina! No tak, zafundowałaś sobie wypłatę do końca życia. Ile ci płaci za jedną noc?
Hermiona poczuła, że po jej policzkach płyną łzy. Draco ją poniżył i wykorzystał, a teraz Wiktor ubliżał jej z tego powodu.
- Przestań! - krzyknęła. - Nie masz prawa!
Uderzył ją w twarz i, zaskoczona, zamarła nie dowierzając w to, co się stało.
- Mam prawo! Do ciebie też mam większe prawo niż on! - wysyczał jej prosto do ucha, ale nic więcej nie zdążył powiedzieć, ani zrobić.
- A można się dowiedzieć, kto ci dał takie prawo? - Draco Malfoy z ironicznym uśmiechem błąkającym się w okolicach warg wszedł do gabinetu. - No proszę, panie Krum, niech pan kontynuuje. Ja naprawdę chciałbym się dowiedzieć, kto panu dał prawo zwracać się w ten sposób do mojej żony.
Zaskoczony Wiktor odwrócił się w stronę Dracona. Bułgar nie wiedział kogo w tym momencie bardziej nienawidzi - tej kobiety, czy tego napuszonego arystokraty.
- Malfoy, to może ty mi powiesz ile jej płacisz za noc. Może cię przebiję.
Wydawało się, że Mistrz Eliksirów zignorował ostatnią uwagę Bułgara, a jego wzrok zatrzymał się na rozdygotanej kobiecie.
- Wyjdź.
- Nie - wyszeptała Hermiona.
Bała się, że gdy tylko opuści gabinet może dojść do nieszczęścia.
- Powiedziałem, żebyś wyszła, a ty jako posłuszna żona nie będziesz mi się sprzeciwiała. - Draco mówił bardzo spokojnie i miło. Za spokojnie i za miło.
Hermiona poczuła, że trzęsie się ze strachu. Jej mąż przerażał ją w tej chwili bardziej niż Krum. Już otwierała usta, by jeszcze raz się sprzeciwić, ale wtedy zobaczyła wzrok Dracona. Z szarych oczu wyzierała żądza mordu i lepiej było się nie sprzeciwiać.
Kiedy Hermiona wyszła, Draco wbił wściekły wzrok się w drugiego czarodzieja , a ręka zaciśnięta na różdżce aż go piekła. Spojrzenia dwóch mężczyzn skrzyżowały się i żaden z nich nie chciał pierwszy ustąpić.
Malfoy odpowiedział Wiktorowi dopiero po kilku chwilach na zadane wcześniej pytanie:
- Nie twój interes, Krum, ale ciebie na pewno nie stać na te same kobiety, co mnie... Jak zauważyłeś, jestem nie tylko bogatszy, ale i przystojniejszy - mówił spokojnie, praktycznie szeptał przez zaciśnięte zęby, ale miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie i rzuci się na Wiktora z pięściami jak zwykły mugol. Granger była teraz jego żoną, a absolutnie nikt nie miał prawa nazywać
jego żony dziwką.
- Więc, nie zaprzeczysz, że Hermiona jest zwykłą... - Krum poczuł dziwną, nieokiełznaną satysfakcję, kiedy obrażał swoją byłą dziewczynę, patrząc w oczy Malfoya.
- Radziłbym nie wypowiadać tego słowa - przerwał Draco. - To jest teraz moja żona, Krum - Bułgar zamilkł, być może z powodu niezwykle spokojnego głosu Mistrza Eliksirów, a może z powodu lodowatego, pełnego nienawiści spojrzenia. Aczkolwiek zamilkł tylko na chwilę, by za chwilę ze złośliwym rozbawieniem spytać:
- A więc nie jest
już dziwką?
I to była ostatnia kropla przepełniająca czarę. Wiktor nie zdążył nawet mrugnąć a już leżał na ziemi i zwijał się z bólu. Czuł jak jego kości są łamane, a mięśnie rozrywane. Draco stał nad nim z wyciągniętą różdżką, a na jego ustach błąkał się okrutny uśmiech. Młody Malfoy, co prawda, nie został Śmierciożercą, ale zawsze fascynowała go Czarna Magia i lubił z niej korzystać. Teraz widok Kruma wijącego się pod egipskim zaklęciem łamania kości sprawiał mu ogromną satysfaksję, niemal radość. Ten głupi Bułgar zapamięta na zawsze, że nie należy obrażać nikogo kto nosi nazwisko Malfoy. Nawet jeśli jest to szlama. Po trzech minutach zdjął zaklęcie i z całej siły kopnął leżącego mężczyznę w brzuch. Krum krzyknął z bólu i zwinął się w embrion.
- Więcej jej nie obrazisz - warknął Draco i wyszedł z pokoju.
Wiktor był zbyt oszołomiony i obolały by czuć gniew. Czuł się tak obrzydliwie jak jeszcze nigdy w życiu. Jakby przebiegło po nim stado spłoszonych hipogryfów, a każdy z nich miał sto par kopyt. Miał wrażenie, że jego czaszka pękła na dwoje i czekał tylko aż mózg zacznie mu wypływać zarówno uszami, jak i nosem, a także czubkiem głowy. Prawdę powiedziawszy, zdziwił się, że do tego nie doszło i że jeszcze żyje. Słowa Dracona docierały do niego jak przez grubą ścianę i były ledwie słyszalne, ale zrozumiałe. Można powiedzieć, że cholernie zrozumiałe i sugestywne. Najwidoczniej każdy, kto wszedł do tej rodziny, niezależnie w jaki sposób by to się stało, zyskiwał jej ochronę. Jej członkowie mogą takiej osoby nie szanować, mogą nią pogardzać, ale nazwisko "Malfoy" powoduje, że nikt inny nie może o tej samej istocie ludzkiej nawet źle pomyśleć.
Wiktor wiedział, że nie ma najmniejszej szansy na złożenie skargi. Sam był sobie winien, a z Malfoyami lepiej nie zaczynać, bo może się to skończyć tragicznie.

***
Draco, pogwizdując, wszedł do swej sypialni i pierwsze, co mu się rzuciło w oczy, to Hermiona skulona na fotelu. Bez słowa minął zdenerwowaną kobietę, zdjął szatę i skierował się do łazienki. Zamierzał wziąć ciepła kąpiel, napić się zimnego drinka, a na zakończenie dnia zamierzał uprawiać gorący, ostry seks ze swoją żoną, i nie bardzo interesowało go czy ona się na to godzi, czy nie. Zresztą był zdania, że za to jak potraktował Kruma należy mu się jakaś nagroda, a seks był jedną z jego ulubionych form wynagrodzenia.
Hermiona wróciła do jego apartamentów dopiero o dziesiątej wieczorem. Miała lekko podpuchnięte i zaczerwienione oczy i było to widać mimo kilkakrotnego przemywania twarzy zimną wodą. Draco nie zwrócił na to bynajmniej uwagi ponieważ zawsze miał to czego chciał. Wziąwszy prysznic usiadł na łóżku w samym ręczniku na biodrach, sącząc powolutku trzeciego już tego dnia drinka. Nie był pijany, nie był nawet lekko wstawiony, chociaż czuł odprężające działanie alkoholu. Był zbyt wściekły na Kruma aby mogło go zaprawić nawet sześciu
Tureckich Czarnoksiężników*. Gdy skończył zrobił sobie koleją porcję, którą pił tak samo wolno jak poprzednio. Do swojej małżonki nie odezwał się ani słowem, obserwował ją jedynie. Czarownicy było to na rękę. Nie wiedzieć czemu ona także nie była rozmowna. W pewnym momencie Draco odstawił smukłą, opróżnioną do połowy szklankę na stolik przy posłaniu i skinął na Hermionę. Podeszła do niego niepewnie, nie wiedząc czego się spodziewać, zwłaszcza, że pił.
- Rozbierz się - powiedział spokojnym, łagodnym tonem, a Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Jak mógł mówić tak, wiedząc, że musiała wypić odpowiedni eliksir, żeby nie krzywić się przy chodzeniu? Jak mógł to robić po tym, co usłyszała od Kruma? Jak mógł, wiedząc, że ona czuje się okropnie poniżona i zeszmacona? Chyba nawet członkowie rodziny Malfoyów mieli jakieś sumienia, chociażby szczątkowe, prawda? Wpatrywała się w niego przez chwilę z błagalnym wyrazem oczu, który ani trochę go nie wzruszał. To znaczy, nawet gdyby tak było, Malfoy nie dałby tego po sobie poznać, więc w praktyce wychodziło na to samo.
- O coś cię prosiłem, prawda? - ton, którym przemówił nadal był cichy, spokojny, niemal czuły i chyba wolałaby, żeby krzyknął, albo chociaż podniósł głos.
- Rozbierz się, albo zrobię to ja i nie będę przy tym uprzejmy - uśmiechnął się cynicznie i z wyższością, i Hermiona pomyślała, że, być może, rodzice Malfoya juniora posiadają szczątkowe sumienia, ale na pewno nie Draco.
- Ja... Nie czuje się zbyt dobrze.
- Wiesz, ja też nie czuje się zbyt dobrze. Z rana ojciec zrobił mi koszmarną awanturę, później musiałem przejrzeć materiały od początku roku, a na zakończenie wieczoru musiałem obronić moją żonę przed jej niedoszłym kochankiem. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro nie potrafi dobierać sobie przyjaciół. Jak nie złoci chłopcy, to motłoch. Więc coś mi się od życia należy. - Pod koniec przemowy Draco ściągnął ręcznik i teraz był już całkowicie nagi.
- On nie jest moim niedoszłym kochankiem! - prawie krzyknęła, ale zaraz się opanowała. - Przepraszam, to nie moja wina, że wyobrażał sobie iż coś do niego czuję, nigdy go nie prowokowałam...
"Ciebie też nie" - pomyślała z bólem.
- Dlaczego szlamy bywają takie wyszczekane? - spytał i wiedziała, że to pytanie retoryczne, więc nic nie mówiła. Łagodny ton głosu Dracona, nawet coraz cichszy zaczął ją przerażać. Nie mogła się nawet bronić, bo był silniejszy, a gdyby użyła jakiegoś wymyślnego przekleństwa, to dzięki Merlinowi sama pewnie odczułaby jego skutki. Poza tym zostawiła w gabinecie swoja różdżkę i nawet gdyby chciała cokolwiek zrobić, nic by nie zrobiła... Zebrało się jej na płacz, ale wiedziała, że nie może sobie nań pozwolić, bo to mogłoby tylko zirytować Dracona. Po kolejnym "rozbierz się" zaczęła powoli rozpinać szatę. Mimo, że Malfoy działał na nią fizycznie, była w takim stanie emocjonalno-psychicznym, że myśl o seksie napawała ją odrazą. Przymknęła oczy, starając się nie myśleć o tym co się dzieje.
Draco ze znudzeniem przyglądał się Hermionie. Dziewczyna wyglądała jakby szła na ścięcie, a nie do łóżka z mężem. Bardzo wolno rozpinała niezliczoną ilość haftek przy szacie. Wyglądało to tak jakby miała nadzieję, że zanim dojdzie do ostatniej to Malfoy uśnie.
- Kochanie, nie spiesz się tak, bo pomyślę, że o niczym innym nie myślałaś prze cały dzień. - Gdyby za ironie przyznawali nagrody Draco na pewno znalazły się wśród nagrodzonych.
Hermiona nic nie odpowiedziała, tylko jeszcze bardziej spuściła głowę i, jeśli było to możliwe, rozbierała się coraz wolniej.
- Chyba ci pomogę.
- Nie, nie trzeba. - W głosie kobiety brzmiała panika.
- No jak to, miałbym nie pomóc własnej żonie? Który to już dzisiaj raz? Drugi? Trzeci?
Draco odstawił szklankę na stolik, zszedł z łóżka i zbliżył się do Hermiony. Uwielbiał kiedy się go bała. Jak on to uwielbiał
Tak jak przy "wyszczekanych szlamach", Hermiona wiedziała, że jej mąż nie oczekuje żadnej odpowiedzi. Zresztą po chwili dodał:
- Zależy jak liczyć, ale chyba drugi, a mówią, że do trzech razy sztuka - uśmiechnął się wrednie, a zarazem dziwnie rozbrajająco. Miał typowy urok zimnego drania, na który łapie się tak wiele naiwnych kobiet, wierzących w to, że mogą zmienić na lepsze mężczyznę, którego uwielbiają.
- Jednak ci pomogę - dodał z mieszanką irytacji i rozbawienia po kolejnej minucie, podczas której czarownica rozpięła aż dwie następne haftki. Zauważył, że jej dłonie lekko drżą. Wstał, chwycił ją za ręce i przyciągnął do siebie. Zacisnęła zęby, żeby nie krzyknąć i podniosła wzrok. Uniósł jej brodę, natarczywie patrząc swojej przestraszonej i lekko zdezorientowanej żonie w oczy. Przesunął palcami po jej szyi aż do dekoltu, a potem do ostatniej rozpiętej haftki i gwałtownie szarpnął rozrywając materiał. Tym razem naprawdę cicho krzyknęła.
- Cii... - szepnął przykrywając jej usta palcem, a potem gwałtownie, niemal brutalnie, ją pocałował. Bardzo krótko. Otaksował spojrzeniem jej zwykły granatowy pulower i dżinsowe spodnie i lekko się skrzywił.
- Nie mogłabyś się lepiej ubierać? - Zapytał odsuwając się kawałek.
- Przecież jestem dobrze ubrana - Hermiona nie miała nic do zarzucenia swojemu strojowi. Może nie był to jedwab czy angora, ale dla niej materiał był odpowiedni.
- Istnieje różnica miedzy ubrana, a dobrze ubrana - Draco, któremu od najmłodszych lat wpajano zasady doboru stroju wraz z kodeksem Malfoyów, z pogardą patrzył na ładny, ale nie wyszukany strój żony.
- Zdejmij to i spal - oznajmił beznamiętnie.
- Draco, ja lubię tą bluzkę i te spodnie! - przy tej impertynenckiej uwadze Hermiona straciła całą pokorę.
- Możliwe, ale jako moja żona, będziesz ubierała się gustownie, ze smakiem i szykownie - kontynuował, mrużąc swoje stalowoszare oczy.
- Sugerujesz, że to nie jest gustowny strój? Nie będę palić swoich najlepszych ciuchów - stwierdziła buńczucznie i skrzyżowała ramiona na piersiach.
- Stawiamy się? - Draco uśmiechnął się złośliwie i szybko oraz sprawnie zdarł z niej sweterek i spodnie, po czym wrzucił je do pieca. Zaszokowana nie wiedziała co powiedzieć.
On też był zaszokowany.
- Ani jednej koronki, ani grama jedwabiu?! - zauważył, przyglądając się jej bieliźnie. Najwidoczniej na bal założyła jedyny w miarę szykowny i seksowny komplet jaki miała. Pokręcił z dezaprobatą głową. - Będę musiał cię ubrać od stóp do głów.
-
Ubrać? A czy według ciebie ja jestem dzieckiem? - Hermiona starała się mówić bardzo spokojnie, tak by w żaden sposób nie obrazić Malfoya.
- Dzieckiem może nie, ale na ubraniach się nie znasz. Pensja nauczyciela nie jest aż tak niska byś nie miała co na siebie włożyć.
- Ja byłam ubrana, a o ile mnie wzrok nie myli, to i ty nie chodzisz na co dzień w jedwabiach.
- W jedwabiach może i nie, ale na żona nie będzie chodziła ubrana jak byle mugol, albo...
- Albo szlama? To chciałeś powiedzieć, prawda? W końcu tym dla ciebie byłam, jestem i będę.
- Nie przypisuj mi słów, których nie powiedziałem.
- Ale zamierzałaś powiedzieć.
- Nie liczą się zamiary, tylko czyny, a teraz się kładź.
- Nie chce się kochać.
- Bardzo mi to pochlebia, ale położenie się do łóżka, nie oznacza od razu seksu, chyba, że tobie tylko to się kojarzy - Draco uśmiechnął się sarkastycznie i pchnął Hermione na wielkie łoże.
Pisnęła i przykryła się kołdrą:
- Mówiłeś, że nie chodzi o seks - usta Hermiony wygięły się w podkówkę, a w oczach pojawiły się opór i złość.
- Och, kłamałem... - zrobił niewinną minę i delikatnie musnął ustami jej szyję, bawiąc się stanem jej ducha.
Wargi Hermiony zadrżały.
Ona naprawdę ma się ochotę rozpłakać - pomyślał z irytacją.
- Gran... Kobieto, czy ty nie znasz się na żartach? - spytał i położył się obok niej, przykrywając ja kołdrą.
Siąpnęła nosem i popatrzyła na niego nieufnie.
- Nie znam się na żartach Ślizgonów - odpowiedziała przytrzymując kołdrę pod brodą. Draco z pogarda spojrzał na kobietę leżąca koło niego.
- Na kości założycieli, ty dalej dzielisz wszystkich na Ślizgonów i inne domy? Nie wydaje ci się to nudne. Większość osób już z tego wyrosła, nie sądzisz? - drwiąco uniósł brew.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - na obliczu czarownicy pojawił się lekki dąs.
-
Nie rozumiem - Draco z irytacja zaczął przedrzeźniać Hermionę. - Wydaje mi się, że ty niczego nie rozumiesz. Nie jesteśmy już uczniami, nie ma podziału na Gryfon i Ślizgon.
- Przecież sam tak robisz. Zawsze bronisz Ślizgonów. Robisz tak dlatego, że sam jesteś ze Slytherinu.
- Nie. Robię tak dlatego, że wszyscy inni uważają, że każdy uczeń, który dostał się do Domu Węża, musi być zły. A teraz albo się ze mną kochasz, albo idziesz spać. I dla jasności jest to jedyny raz, kiedy masz taki wybór, więc wykorzystaj go dobrze.
- Dobranoc - oznajmiła pospiesznie Hermiona i zwinęła się w kłębek przytrzymując kołdrę i trzymając się jak najdalej od swojego męża.
- Miłych koszmarów - Draco wykrzywił się w sarkastycznym uśmiechu i odwrócił się tyłem do czarownicy. Z niewiadomych przyczyn zrobiło się jej dziwnie przykro i zadrżała, mimo, że nie było zimno pod ciepłym nakryciem. Zdecydowanie bardziej wolałaby, żeby dalej się z nią droczył, niż okazał taką obojętność.
- Na wzajem - pisnęła, zła na siebie, że jej głos nie zabrzmiał ostrzej. Malfoy przeciągnął na swoją stronę większą część kołdry i Hermiona była zmuszona się do niego przysunąć. Musiała się przytulić do jego pleców. Draco sięgnął dłonią za siebie i chwycił rękę swojej żony, zmuszając żeby go objęła. Chciała zabrać rękę, tak dla przekory, ale delikatnie bawił się jej palcami, co było strasznie miłe, więc przytuliła się mocniej i zamknęła oczy. Pomyślała, że mimo wszystko, Malfoy nie jest wcale okrutnym mężem, jak mógłby być, i po raz tysięczny tego dnia życzyła martwemu od setek lat Merlinowi, żeby się udławił własną różdżką.

* Turecki Czarnoksiężnik - tu nazwa mocnego czarodziejskiego drinka; 100 gram Ognistej Whisky; 100 gram Rumu Czarciego (jest mniej aromatyczny niż rum mugolski, za to mocniejszy i bardziej rozgrzewający), 200 gram lekkiego pół wytrawnego wina, najlepiej greckiego; należy pić mieszany, nie wstrząśnięty z dwiema do czterech kostek lodu.

IX

Hermiona obudziła się rano z dziwnym uczuciem. Coś było nie tak, czegoś jej brakowało. W łóżku było za wiele miejsca dla niej jednej. Przez chwilę leżała półprzytomna, balansując na cienkiej linii pomiędzy jawą i snem, aż wreszcie otworzyła oczy i rozejrzała się po sypialni. Była sama. Draco musiał już wyjść. Najwidoczniej zrobił to jakiś czas temu, bo jego strona łóżka była zimna. Kobieta spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem odnotowała, że jest już godzina dziesiąta. Co prawda nie należała do rannych ptaszków, ale nigdy nie budziła się tak późno. Była pewna, że to wszystko przez ten ślub i spowodowane nim zamieszanie. Organizm po prostu odreagowywał. Przez tego przeklętego Merlina nie pamiętała nawet dokładnie, jaka jest dzisiaj data. Zaczęła rozglądać się po komnacie Malfoya, mając nadzieję, że zauważy gdzieś jakikolwiek kalendarz i krzyknęła z przerażenia. Na szafce koło łóżka stał magiczny kalendarz jej męża, a na nim zaznaczona była data szesnasty lutego. Następnego dnia miała zjawić się w Londynie i oddać sporą ilość pieniędzy. Pieniędzy, których nie miała.

***
Draco wpatrywał się w złoty płyn w kociołku Chang. Eliksir gojący wydawał się idealny i zapewne taki był. Oczywiście nie tak idealny, jak ten warzony przez niego, czy Severusa, zawsze jednak skuteczny. Nie uchodziło wątpliwości, że była dobra. Nie wiedział jednak, czy wystarczająco dobra, żeby nauczać przez pół roku jego przedmiotu. Cho miała spięte w koński ogon włosy, a na sobie czerwoną, obcisłą bluzkę i równie obcisłe czarne spodnie, co nieco rozpraszało jego uwagę, zwłaszcza, że w nocy nie miał okazji pozbyć się napięcia seksualnego. Nie miał pojęcia, dlaczego Granger tak na niego działa. Już ją przecież miał, nie powinien myśleć cały czas o tym, w jakich pozycjach najchętniej kochałby się ze swoją świeżo poślubioną małżonką. Nie ulegało wątpliwości, że najprawdopodobniej we wszystkich, no może poza tymi karkołomnymi...
Otrząsnął się, w czym wcale mu nie pomagał zgrabny, mały i jędrny, opięty czarnym sztruksem tyłeczek Chang, i zapytał najobojętniejszym tonem o skład i przyrządzanie Veritaserum na bazie mandragory i mniszka lekarskiego, a gdy odpowiedziała dobrze, spytał o zastosowanie krwi smoka, jadu kobry, o skład eliksiru rozweselającego, i tak dalej, i tym podobne. Chang znała odpowiedzi. Trochę go to zirytowało, ale nie dał nic po sobie poznać. Dziwiła go jedna rzecz. Skoro ta dziewczyna była tak ponętna, to czemu, patrząc na jej zgrabne ciało, cały czas miał ochotę wrócić do sypialni i poobracać Granger?
Stop, teraz panią Malfoy.
Jestem wiernym mężem, a to ci historia... - pomyślał z rozbawieniem i uśmiechnął się półgębkiem.
- Mogę wiedzieć, co cię tak rozbawiło, Draco? Może moja wiedza? - Chang uśmiechnęła się zalotnie. - A może coś innego? - podeszłą do niego bardzo blisko. Zbyt blisko. - Nie wyglądasz na najszczęśliwszego małżonka - jej głos był cichy, a ręce złożyła na piersi, wpatrując się w mężczyznę krytycznie.
Draco spoważniał, ale nie przerywał przemowy czarownicy. Naprawdę chciał usłyszeć, co ma do powiedzenia.
- Nie dziwię się, Granger musi być wyjątkowo aseksualna i zimna, w końcu dopiero czternastego o północy straciła cnotę. Aż się dziwię, że do tego doszło i to z tobą -zawiesiła teatralnie głos. Chang usiadła na biurku i uśmiechnęła się do mężczyzny. Wcale nie zamierzała ukrywać, że młody Malfoy bardzo jej się podoba i nie miałaby nic przeciwko romansowi z nim. Szczególnie gdyby utarła tym nosa tej nieznośnej Granger. Zwłaszcza gdyby tak się stało. Cho nie znosiła Hermiony od czasów szkolnych. Obwiniała dziewczynę, że to przez nią rozpadł się jej związek z Potterem. Jeśli te kilka spotkań można była nazwać jakimkolwiek związkiem. I nieważne, że, koniec końców, Harry Potter okazał się gejem, to i tak była wina tej szopiastej czarownicy.
- Pewnie musisz się teraz bardzo męczyć, Draco.
- W tej chwili, przepytuję cię z materiału teoretycznego. Nie jest to zbyt męczące, chyba, że dla ciebie - znacząco uniósł brew. - Na jutro, na tę godzinę chcę mieć uważony eliksir rozweselający, dwa silne antidota, które można przygotować w ciągu doby i podstawę do Veritaserum oraz eliksiru wieloskokowego - mówił bardzo spokojnie i chłodno. Niemałą satysfakcję sprawiła mu konsternacja na twarzy Cho. Nie miał zamiaru zdradzać Hermiony, przynajmniej nie teraz, ale dopiero, kiedy mu się znudzi. - Przykro mi, że tak dużo, ale nie mamy zbyt wiele czasu, a będziesz nauczała wszystkie lata, czyli także szósty i siódmy rok. Skoro to ciebie Snape zaprosił, to na pewno jesteś bardzo dobra z tego przedmiotu. Jakieś pytania? Tylko prosiłbym, żaby nie były zbyt osobiste - zdobył się na prawie ciepły uśmiech.
Chang nie dała po sobie poznać, jak bardzo się zawiodła, ale postanowiła być cierpliwa. Odwzajemniła uśmiech i Malfoy pomyślał, że potrafi być cholernie urocza.
- Nie. Mam nadzieję, że sobie poradzę. Najwyżej będę bardzo mało spała.
- Ja też, Cho. Wbrew pozorom, Hermiona nie jest wcale taka zimna - uśmiechnął się wrednie i tak szelmowsko, że Chang postawiła sobie za punkt honoru uwiedzenie Dracona, który, łopocząc szatami jak nowe wcielenie Severusa, wymaszerował z pracowni.
- Ale ja, drogi Draconie będę o wiele bardziej gorąca - szepnęła sama do siebie i zabrała się za wyszukiwanie składników potrzebnych do podstawy Veritaserum
Draco, wychodząc z pracowni, uśmiechnął się pod nosem. O tak, jego mała żoneczka wcale nie była zimna. Prawdę powiedziawszy, robiła się cholernie gorąca, szczególnie, gdy przestawała myśleć. Malfoy wolał nawet takie kobiety jak Hermiona niż to, co ofiarowała sobą Chang. Piękne ciało, zapewne świetna w łóżku...ale nic więcej. Żadnego dreszczyku emocji przy zdobywaniu. Zupełnie nic, niczym marny obiad podany na tacy. Draco wyszedł zza winkla i pierwsza osobą jaką zobaczył był Severus idący w przeciwnym kierunku niż on. Malfoy był najwidoczniej wyraźnie rozbawiony, bo Snape skrzywił się ironicznie, przystanął i zapytał:
- Co tak cię cieszy, małolacie?
- Umizgi Chang. Niezła z niej dupcia, ale nic poza tym. I strasznie szybka - Draco się roześmiał.
- Lepiej uważaj ze skokami w bok - złośliwy uśmiech Severusa sprawił, że szczery uśmiech Dracona nieco przybladł.
- Co masz na myśli? - spytał ostrożnie młodszy z czarodziejów, prawie całkiem już poważniejąc.
- Twoja żona nie może cię obrażać, bo to grozi niemiłymi konsekwencjami... Tyle wiem - Snape zawiesił teatralnie głos. - Mówią, że Merlin był narąbany w trzy dupy, gdy wymyślił ten kontrakt i nie radziłbym zdradzać Gran... ups... szanownej pani Malfoy, dopóki nie zapoznasz się ze wszystkimi materiałami na temat pułapek i niespodzianek tego małżeństwa... - Severus zdawał się zadowolony z efektu jego przemówienia.
Draco wyglądał jak rażony piorunem. O tym nie pomyślał.
- Radosnego miesiąca miodowego - dodał dyrektor i wyminął zaszokowanego Mistrza Eliksirów.
Draco zaklął szpetnie i ruszył w stronę własnych komnat. Musiał jak najszybciej porozmawiać z ojcem. Miał nadzieję, że ten dowiedział się już czegoś na temat tego całego bagna. Ta kobieta była, co prawda, dobra w łóżku, ale on nie znosił monogamii. Nie uszedł jednak zbyt daleko, gdyż po kilku krokach natknął się właśnie na
tę kobietę.
Do diabła taki duży zamek, a tu nawet korytarza nie można przejść bez bliskich spotkań - pomyślał, patrząc na Hermionę.
- Ja...Draco... czy moglibyśmy gdzieś porozmawiać? Tak spokojnie.
- Spokojnie możesz porozmawiać teraz. Nie widzę przeszkód.. Przecież cię nie pogryzę - jednak cichemu i miłemu głosowi przeczył wyraz oczu Malfoya.
- To może porozmawiamy później, bo widzę, że w tej chwili jesteś zdenerwowany - odrzekła łagodnie, nie chcąc go drażnić.
- Nie jestem zdenerwowany, ale zaraz zdenerwuję się twoimi insynuacjami, Gran... Hermiono - ostatni wyraz powiedział z niesmakiem na twarzy. Zarumieniła się lekko i poczuła smutek. Potrafił sprawić jej ból, nawet wymawiając jej imię. Potrząsnęła głową i po prostu go wyminęła, a raczej próbowała wyminąć, bo złapał ją za rękę.
- Niech cię nie obchodzi, co myślę i czuję, bo to moja sprawa i jeżeli mówię ci, że możesz teraz ze mną spokojnie porozmawiać, to możesz - jego głos przypominał prawie syk. - Więc, o co chodzi? - spytał niewinnie, ale jego uśmiech przypominał grymas przebiegłej kobry.
- Nie chcę rozmawiać na korytarzu. Możemy przejść do jakiejś pustej klasy? - spytała jego żona, rezygnując z prób przekonywania go, że lepiej byłoby przeprowadzić konwersację w innym terminie.
- Ależ oczywiście, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Draco z ironią skłonił się przed Hermioną i poprowadził ją do jednej z pustych klas, znajdujących się w lochach.
- No, to czego chcesz? - zapytał, zamykając za nią drzwi.
- Muszę jutro znaleźć się w Londynie. Ja... jestem pewna, że potrzebuje twojej zgody więc..
- Więc przyszłaś mnie prosić, bym łaskawie ci jej udzielił. A co ja z tego będę miał?
Potrząsnęła głową ze zmartwieniem. Nie mogła przyzwyczaić się do jego egoizmu, chociaż wiedziała, że jest niepoprawnym snobem i sobkiem.
- Naprawdę nie mam siły się z tobą przekomarzać. Dlaczego nie możesz rozmawiać jak dorosły człowiek, tylko jak rozpieszczony nastolatek?
Draco w zadumie wydął usta:
- Bo mi wolno - odrzekł z miną filozofa, nie dając po sobie poznać, że spokojne i naprawdę grzeczne pytanie Hermiony go zaskoczyło.
- Nie kwestionuję tego, że ci wolno. Pytam tylko, czy wiecznie musisz prowadzić jakieś gierki i czy nie możesz być, chociaż raz naprawdę poważny. Skoro cię proszę, to mi zależy; nie palę się do tego, żeby cię o cokolwiek błagać. Poza tym, doskonale wiesz, że będziesz miał to, czego sobie zażyczysz, bo ja muszę być ci posłuszna, więc, po co mnie upokarzasz szczeniackimi zagraniami? - Była zdziwiona własna odwagą i tym, że jej głos jest stanowczy. Popatrzyła na niego uważnie, jakby w obliczu męża szukała odpowiedzi, ale zobaczyła tylko znudzony uśmiech i przymknięte ironicznie oczy.
Draco nie zamierzał okazywać tego, co czuł, a czuł się nader dziwnie. W duchu musiał przyznać, że wypowiedź Hermiony była nad wyraz logiczna. Po co były mu te "gierki"? Wpieprzył się w kontrakt Merlina właśnie przez nie. Po cholerę całe życie się bawił? Insynuacje, zakłady, "wojny podjazdowe"... Naprawdę czasami zachowywał się jak duże dziecko, które nie potrafi wyrosnąć z fazy zabaw. Jakby życie było grą. Ale ona nie musiała tego wiedzieć. Nie musiała wiedzieć, że jej pytanie dało mu do myślenia. Zresztą, młody Malfoy tak bardzo był przyzwyczajony do wygody i szczeniackich wybryków, oraz właśnie owych "gierek", o których mówiła Hermiona, że bardzo szybko przeszła mu refleksyjna zaduma nad własnym postępowaniem. W ciągu kilku sekund.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, droga małżonko - wyszeptała z jadowitą słodyczą. - Zdaje się, że pytałem, co z tego będę miał. Czekam więc na odpowiedź.
Nie wiedziała czy ma się zasmucić, zdenerwować, czy po prostu psychicznie załamać, albo dać sobie spokój z wyjazdem i machnąć ręką. Doskonale jednak wiedziała, że to ostatnie wyjście jest wykluczone. Ukryła twarz w dłoniach, po czym spojrzała smętnie na swojego męża.
- Zdaje się, że jestem od ciebie całkowicie zależna i będziesz miał zawsze to, czego zechcesz, nawet ubierać się będę musiała tak, jak tego sobie życzysz, więc uważam twoje pytanie za niestosowne i po prostu złośliwe - postanowiła nie dać za wygraną. Skoro chciał się bawić, to postanowiła się z nim trochę podroczyć, pokorę odkładając na bok.
- Aha. Znowu się stawiamy - ku jej zdziwieniu nawet minimalnie się nie zdenerwował. Wydawał się nawet rozbawiony i zadowolony. Podobało mu się to w Hermionie. Że, mimo iż się go bała, potrafiła zachować się z pewnością siebie i stanowczością.
- Nie. Oczekuję po prostu minimum szacunku, a nie takiego.. byle jakiego traktowania - złożyła ręce na piersi i czekała na to, co powie jej mąż. Wiedziała, że trochę ryzykuje. Malfoy był nieobliczalny, nauczyła się już jednak, że nawet jego nieobliczalność ma swoje granice. Chociaż niczego nie mogła być pewna.
Draco nie lubił, gdy ktoś prawił mu kazania, albo czegokolwiek od niego wymagał, czy też oczekiwał. Skrzywił się lekko, a po chwili namysłu powiedział:
- Ach tak? Dobrze, więc nie będę pytał, co zamierzasz mi dać w zamian za pozwolenie. Pozwolisz, kochanie, że sam ustalę... cenę - uśmiechnął się tak jadowicie, że przegrałby z nim nawet bazyliszek. Pogłaskał ją delikatnie po policzku, co wcale jej nie uspokoiło. Oczekiwała na jakieś niemiłe słowo. Na kolejny cios. Nie myślała jednak, że będzie on tak dotkliwy. Pochylił się nad nią.
- Więc... - szepnął jej prosto do ucha. - Uklęknij przede mną i pokaż mi jak bardzo mnie... kochasz - jego drwiący szept był jak uderzenie w twarz. Zamiast okazać jej chodź trochę zrozumienia, postanowił ją poniżyć. Jak zwykle zresztą. Zamknęła oczy i poczuła, że się rumieni. Była zarazem rozżalona i zła.
- No więc? - bawił się kosmykiem jej włosów. Strąciła jego dłoń; tak agresywnie, że się zdziwił, dlatego nie zareagował w żaden sposób, jedynie na nią patrzył.
- Tak, jak ty, nie prosiłam się o to małżeństwo, Draco - powiedziała, starając się aby jej głos nie zadrżał i z ulgą stwierdziła, że udało jej się nad sobą zapanować. - Ale ja w przeciwieństwie do ciebie, szanuję cię i cię nie upokarzam - zacisnęła zęby.
- Tylko dlatego, że nie możesz ze względy na kontrakt - zakpił Malfoy, który bardzo szybko odzyskał zupełną pewność siebie.
Potrząsnęła głową, tak mocno, że wszystkie jej włosy aż się nastroszyły.
- Nie, panie Malfoy - warknęła. - Nigdy cię nie obrażałam, nawet gdy byliśmy dziećmi, to ty obrażałeś mnie. A teraz szanuję cię, jako swojego męża, chociaż nie prosiłam o zaszczyt zostania twoja żoną, ty jednak nie potrafisz odwzajemnić się tym samym.
- Właśnie,
zaszczyt, moja droga. Powinnaś się czuć zaszczycona, będąc w naszej rodzinie - w jego oczach zabłysło złośliwe rozbawienie. - Zwłaszcza, że jesteś szlamą.
Aż tak bolesnych słów się jednak nie spodziewała. Wybiegła pospiesznie z pustej sali, jak najszybciej potrafiła. Nie chciała, żeby widział jej łzy. Nie teraz, ani nigdy więcej.
Hermiona pobiegła do swego gabinetu. Miała ochotę płakać, klnąc i niszczyć. Była jednocześnie zła, zdenerwowana i zrozpaczona. Od kilku dni w jej życiu panował okropny bałagan. Nic nie było uporządkowane. Kobieta czuła się jak na wariackiej karuzeli, które już nigdy się nie zatrzyma. A wszystko przez tego przeklętego Malfoya i Merlina. Jeden i drugi na „M”. Hermiona zaczęła się nawet zastanawiać, czy wszyscy ludzie, których imiona lub nazwiska zaczynają się na „M” są od urodzenia złośliwi i podli. Najwidoczniej tak.
- Och, niech to wszystko szlag jasny trafi! - Zaklęła i nie zastanawiając się nad tym, co robi, rzuciła kałamarzem, wypełnionym purpurowym atramentem, prosto w drzwi. Pech chciał, że w tym samym momencie drzwi te się otworzyły i stanął w nich jej mąż.
Draco miał o tyle szczęścia, że nie dostał w głowę, tylko w ramię. Był tak zaskoczony, że nawet nie poczuł bólu, a czerwony inkaust pokrył w ciągu dwóch sekund prawie całą jego piękną, czarną szatę, oraz szyję, twarz i dosyć dużo włosów po prawej stronie - tej, po której dostał kałamarzem. Hermiona nie wiedziała, co ma zrobić. Wszystko to wyglądało tak, jakby los się na nią uwziął i robił jej cały czas na złość. Z drugiej strony, Malfoy, umazany w czerwieni, wyglądał tak komicznie, że chciało się jej śmiać. W rezultacie wybuchła szczerym szlochem zmieszanym z histeryczną wesołością i mimo, że czuła się jak idiotka, nie mogła przestać płakać i śmiać się na przemian.
Draco obserwował ją z mieszanką zakłopotania i złości. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zrobiła tego celowo i chciała wyżyć się na drzwiach. On przecież nawet nie zapukał. Patrzył jak Hermiona na przemian szlocha i śmieje się histerycznie, i pomyślał, że jej musi być teraz strasznie źle na duszy, poczuł nawet, że trochę mu jej żal.
-Następnym razem, jak ci się zachce rzucać kałamarzami, upewnij się, że są wypełnione zielonym atramentem - warknął, jednocześnie podając Hermionie chusteczkę.
W czasie gdy kobieta wycierała oczy, on próbował czarami wyczyścić siebie i szaty.
- To nic nie pomoże - usłyszał cichy głos. - ten Atrament nie schodzi za pomocą czarów.
- Tylko mi nie mów, że jest produkcji Weasleyów.
- Nie, po prostu wypisuje nim oceny, a wiesz, że uczniom przychodzą do głowy różne rzeczy i już nie raz rzucali czary na blankiet z ocenami.
Draco tylko jęknął i schował różdżkę, w tej sytuacji czary nie były w niczym pomocne.
- Ja nie chciałam, żeby...
- Gdybym sadził, że zrobiłaś to specjalnie, potrafiłbym się zrewanżować - Draco przerwał Hermionie. - Co do tego Londynu, to oczywiście jedź, jeśli musisz. Tylko pamiętaj, że mamy niewiele czasu na wdrożenie naszych zastępczyń, za niecałe dwa tygodnie opuszczamy Hogwart.
Skinęła głową.
- Wiem i bardzo ci dziękuję, to naprawdę dla mnie ważne - była zaskoczona jego decyzją i brakiem podejrzeń.
Malfoy miał przez ułamek sekundy ochotę przeprosić swoją żonę, za to jak podle ją potraktował i jak ją nazwał, ale ugryzł się w język. Przeprosiny nigdy nie były jego mocną stroną. Chyba, że ktoś przepraszał jego. W zamian za to powiedział:
- Lepiej oświeć mnie, jak mam się tego pozbyć - wskazał na siebie i na czerwone plamy.
- Ze skóry powinien zejść za pomocą mydła i wody, a z szaty... obawiam się, że po prostu trzeba będzie ją po mugolsku wyprać - uśmiechnęła się przepraszająco, na dnie duszy czuła jednak cichą satysfakcję, patrząc na męża.
Draco tylko prychnął pod nosem wychodząc.
- Wyprać, dobre mi, od czego są skrzaty?
Hermiona tylko ciężko westchnęła. Wiedziała, że nie ma sensu mówić o wykorzystywaniu biednych istot, bo ta batalia była z góry przegrana. I nie tylko dla tego, że czarodzieje byli przyzwyczajeni do takiego postępowania, ale dlatego, że same skrzaty oburzały się gdy ktoś chciał wynagrodzić im ich trud. Po kilku latach bezowocnej walki Hermiona musiała się poddać i zaakceptować ta sytuację. Zamiast tego postanowiła przygotować się do rozmowy z Mariettą Edgecombe.

***
Panna Edgecombe była pojętna, ale całe spotkanie psuł jej stosunek do świeżo upieczonej pani Malfoy. O ile Hermiona starała się był uprzejma i skupić się przedmiocie ich rozmowy - czyli zakresie materiału z Transmutacji dla wszystkich klas - o tyle Marietta nie wysilała się aż tak bardzo. Młodsza z czarownic musiała starać się udawać, że nie widzi pełnych pogardy uśmieszków i puszczać mimo uszu uszczypliwe, chociaż drobne uwagi oraz prychnięcia. Ponieważ miała za sobą niemiłe przeżycia, wcale nie było jej łatwo. Już po pierwszej półgodzinie, z planowanych trzech, zauważyła, że za mocno zaciska różdżkę w dłoni i zaczęła zaciskać co chwilę usta, żeby się nie zdenerwować.
Sytuacja się zmieniła, gdy Edgecombe z lepkim od miodu uśmiechem oznajmiła:
- Wiesz, Hermiono? Gdybyś sobie mocno spięła włosy, to wyglądałabyś już całkiem jak McGonagall.
W oczach pani Malfoy pojawił się niebezpieczny błysk.
- Dziękuję za komplement, była fantastyczną nauczycielką, sprawiedliwą i wymagającą, i, o ile pamiętam, brzydziła się donosicielstwem - Hermiona miała nadzieję, że jej uśmiech jest malfoyowski. Widocznie był, bo uśmieszek Marietty spełzł z jej oblicza, a ona sama pobladła ze złości.
- Myślisz, że jak złapałaś Malfoya na kontrakt, to ci wolno ze mnie kpić, głupia dziw... - panna Edgecombe nie zdążył dokończyć, bo różdżka Hermiony wbiła się w jej gardło.
- Lepiej zamilcz, zanim cię przeklnę tak, że przygoda z piątej klasy wyda ci się zabawna - powiedziała bardzo cicho, myśląc z przerażeniem, że upodabnia się do Malfoyów z każdą chwilą. Ale mało ją to obchodziło. Była wściekła na bezczelność Marietty. - A wiesz, że ja to potrafię. Tylko, że tym razem skutki będą widoczne dłużej niż kilka miesięcy.
- Oskarżę cię o napaść.
- Och, proszę bardzo, ciekawe tylko czy się odważysz. A teraz lepiej zejdź mi z oczu, to po pierwsze, a po drugie, dobrze ci radzę, lepiej odpowiednio się przygotuj do każdej lekcji, bo Snape nie jest taki pobłażliwy jak Dumbledore.
- Chętnie zejdę ci z oczu, bo nie przepadam za twoim towarzystwem, tylko co z tymi dwiema godzinami, które miałam jeszcze spędzić na nudnym wykładzie z zakresu materiału? - spytała Edgecombe, udając, że wcale się nie przestraszyła.
- To da się załatwić, zapraszam do biblioteki, jest tam piękny egzemplarz [i]Zakres materiału dla siedmiu poziomów nauczania w szkołach magicznych[i]. Skup się na tym, co jest wytłuszczone. Nie chce mi się dłużej strzępić języka dla kogoś, kto lekceważy wszystko co mówię - Hermiona zamknęła własny skrypt z najważniejszymi rzeczami, który miała zamiar dać swojej podopiecznej następnego dnia do przeczytania, podczas gdy jej nie będzie, ale była tak zła, że zmieniła zdanie.
- A co ten mało pobłażliwy Snape powie na to, że tak odwaliłaś robotę, co? - zakpiła Marietta.
Hermiona wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Jeśli się poskarżysz, zgodnie z prawdą oznajmię mu, że wysłałam cię do biblioteki, ponieważ nie raczyłaś mnie uważnie słuchać. Nie jesteś uczennicą, ale dorosłą kobietą. Skoro dostałaś tę posadę, trzeba było odłożyć na bok uprzedzenie. Ja tak zrobiłam, ale jak widzisz do tanga trzeba dwojga, inaczej wszystko leży - pani Malfoy ruszyła do wyjścia. - Spotykamy się po jutrze po śniadaniu w tym samym miejscu, zobaczę ile wiesz na temat teorii w Transmutacji - wyszła i zamknęła cicho drzwi.

X

Draco Malfoy stał pod prysznicem i dawał upust swej złości. To czerwone cholerstwo wcale nie chciało zejść. Było tłuste i rozsmarowywało się po ciele i włosach. Mężczyzna miał wrażenie, że jego srebrno-blond pióra, nieoficjalny symbol każdego Malfoya, kurczą się w sobie i przewracają na druga stronę. Pierwszy raz w życiu zostały potraktowane czymś tak czerwonym... tak gryfońskim. Ten atrament był po prostu
złośliwy.
Po czterdziestu minutach męki postanowił wyjść spod prysznica i mieć gdzieś to, czy ma czerwone smugi na policzku czy nie. Z włosów jakoś zeszło i miał nadzieję, że nie są zbyt różowe. Wytarł się ręcznikiem, który od razu obejrzał. Oczywiście zielony materiał już nie był taki zielony. Powiedział parę brzydkich wyrazów w przestrzeń i pozostawił ręcznik w koszu na pranie, aby mogły się nim zając skrzaty, zresztą, tak samo jak szatą. Spojrzał kontrolnie w lustro i skrzywił się, widząc, że ma jeszcze trochę „kolorków”. Włosy nie wyglądały już jednak tragicznie i doszedł do wniosku, że przy wieczornym myciu całkowicie doprowadzi się do porządku.
Wszedł całkiem nago do saloniku i ujrzał zaczytaną w czymś Hermionę.
- Czy ty aby nie miałaś do samego obiadu wdrażać panny Edgecombe w nasz system edukacyjny? - spytał ze zdziwieniem. Jego żona uniosła oczy znad lektury (zauważył tytuł, który przyprawił go o dreszcz odrazy i lekkiej grozy - „Rozważna i Romantyczna”) i od razu odwróciła wzrok.
- Chciałam spytać od czego są ręczniki? - spojrzała mu w oczy z dezaprobatą.
- Pierwsze primo, nie odpowiada się pytaniem na pytanie, drugie primo, od wycierania, trzecie primo, czy
aż tak odrażający jestem? - uśmiechnął się złośliwie.
- Po pierwsze, Marietta nie chciała mnie słuchać, więc ma romans z biblioteką - pani Malfoy przewróciła oczami. - Po drugie, ręcznik można sobie też owinąć wokół bioder. Po trzecie, odrażający bywa w tobie
tylko charakter, ale to i tak za wiele - odwzajemniła mu się wrednym uśmieszkiem i wróciła do lektury.
- Widzę, że wróciłaś do swej dawnej złośliwości. Nie boisz, się, że Merlinowi się to nie spodoba?
- To nie złośliwość, tylko szczerość, ale jeśli nie widzisz różnicy, to nie jest to moja wina.
- No tak zapomniałem, że ty we wszystkich aspektach jesteś
niewinna.
- Przy tobie bardzo trudno zachować
jakąkolwiek niewinność. -
Hermiona patrzyła Draconowi prosto w oczy, bynajmniej nie tylko dlatego, że była aż tak odważna. Malfoy dalej paradował tak jak go Pan Bóg stworzył.
- Taaak ja zawsze wiedziałem, że ty mnie umiesz docenić. Zmieniając temat, o której jutro wyjeżdżasz?
- Z samego rana, postaram się ciebie nie obudzić.
I tak się obudzę - pomyślał złośliwie. Nie miał zamiaru nie mieć pojęcia o tym, co jego małżonka robi sama w Londynie, ale ona nie musiała o tym wiedzieć
- Na jeden dzień będę miał cię z głowy, może pofigluję z Cho Chang? - na jego ustach wykwitł wredny uśmieszek, a właściciel uśmieszku wyjął czyste bokserki i zaczął je na siebie wkładać.
- Ależ proszę bardzo! - warknęła.
Wcale nie była zazdrosna. Co to, to nie, niech robi sobie, co tylko zechce i z kim zechce. To, co czuła, na pewno nie było zazdrością. Niestety, na myśl o tym, że Malfoy mógłby robić którąkolwiek z tych rzeczy, które robił z nią, razem z Cho Chang, zacisnęła lekko zęby.
Draco Malfoy NIC mnie nie obchodzi - pomyślała z mocą, próbując skupić się na czytaniu.
- Jesteśmy zazdrośni? - mężczyzna radośnie się wyszczerzył i usiadł obok swojej żony.
- Proszę cię, Malfoy - Hermiona spojrzała na męża jak na wariata. - Niby o kogo? O Chang?
- Chang, jak Chang, myślałem, że wolisz mężczyzn i będziesz zazdrosna o mnie...
- Oczywiście, drogi mężu, stanę się o ciebie zazdrosna, kiedy Severus zacznie nosić szatę wyszywaną w pufki i niuchacze.
Draco zaczął krztusić się ze śmiechu, bo sama myśl o tym, że postrach Hogwartu miałby założyć coś takiego była absurdalna. Ponadto bawił go też fakt, jak pięknie jego połowica wypierała się ukłucia zazdrości, które poczuła.
- Poczułaś się zazdrosna, Gran... Herm, nie ściemniaj - wyszczerzył się triumfalnie. - Może zrobimy to tu i teraz? - zalotnie ugryzł ją w płatek ucha i zaczął rozpinać guziczki jej bluzki.
- Ty naprawdę jesteś seksualnie niewyżyty... - Hermiona spróbowała się odsunąć, ale jej nie pozwolił.
- Naprawdę? - spytał ze złośliwym błyskiem w oku. - Ciekawe, które z nas głośniej krzyczy.
- Ty! - pospiesznie i bardzo głośno oznajmiła pani Malfoy, wzbudzając u swojego małżonka nowy wybuch radości.
Draco już miał odpowiedzieć na ten zarzut z odpowiednią dozą sarkazmu, gdy w pokoju rozległo się pukanie. Hermiona szybko zerwała się z fotela i ruszyła do drzwi, dziękując wszystkim bóstwom za ten ratunek. Gdy otworzyła ujrzała tam, ni mniej ni więcej, tylko pannę Chang.
- Jest Draco? - Zapytała Cho jednocześnie obrzucając Hermione spojrzeniem pełnym pogardy.
- Tak wejdź - Hermiona odsunęła się od drzwi, by Cho mogła wejść do salonu i zaczerwieniona zaczęła pospiesznie zapinać bluzkę, co Chang powitała pogardliwym wydęciem ust.
- Nie chcę żadnych odwiedzin, chyba, że to ty kochanie i zupełnie goła!- krzyknął Malfoy, słysząc słowo
wejdź.
Jego żona uśmiechnęła się do Cho przepraszająco, jakby chciała powiedzieć „cały Draco” i skinęła na nią dłonią, ignorując protest męża.
- Przykro mi, ale twoje
kochanie mnie wpuściło - Chang weszła do środka i bezwstydnie zlustrowała Malfoya, ubranego w same bokserki, od stóp do głów.
Draco uniósł brew.
- A możemy umówić się na rozmowę później? - mężczyzna wstał, wyminął gościa i podszedł do swojej małżonki, po czym bez skrępowania ponownie zaczął rozpinać jej bluzkę.
- Draco... - Hermiona stanowczo, ale delikatnie zdjęła jego ręce. - Porozmawiajcie sobie, ja poczytam w sypialni.
I tak będę cię dziś miał - pomyślał stanowczo Malfoy i z westchnieniem odwrócił się w kierunku Cho.
- Pozwolisz, że przy tobie się ubiorę - powiedział zupełnie niezrażony, po czym wyjął z szafy ściennej czystą koszulę i czarne, sztruksowe spodnie.
- Jeśli o mnie chodzi, wcale nie musisz tego robić - oznajmiła z pomrukiem czarnowłosa piękność, ale czarodziej całkowicie zignorował podtekst tej wypowiedzi.
- Nie wypada w negliżu przyjmować gości - oświadczył z grzecznym uśmiechem, zapinając spodnie. - Więc w czym mogę pomóc i czy życzysz sobie herbaty albo kawy, Cho?
Wyglądał tak fajnie, tak ponętnie, że naprawdę miała ochotę się na niego rzucić, gdy powoli zapinał guziki koszuli, patrząc jej w oczy.
- Chciałam się tylko zapytać o nasze jutrzejsze spotkanie, w końcu musisz mi tyle powiedzieć.
- A co tu jest do powiedzenia? Masz tylko pilnować, żeby ta banda imbecyli się nie pozabijała, i nie zniszczyła pracowni. Tyle chyba będziesz potrafiła zrobić. A co do jutra, to nie będzie mnie w zamku.
- Jak to? - Cho wyglądała na zmartwioną. Z detalami zaplanowała cały jutrzejszy dzień.
- Kobieto, ja dopiero co się ożeniłem, to jest mój miesiąc miodowy, a nie czas pracy.
Draco wypowiadając te słowa zastanawiał się, czy nikt go za kłamstwa nie przeklnie. Ale miło było zobaczyć zszokowaną Chang.
- To mam ważyć te eliksiry, o które prosiłeś czy nie? - spytała już całkiem chłodno, odkładając „podryw” na inny dzień, bo tak łatwo nie zamierzała zrezygnować.
- Oczywiście, Cho, tylko, że spojrzę na nie pojutrze. Jesteś dobra z materiału, inaczej Snape nie proponowałby ci tej posady - Malfoy był nad wyraz grzeczny i skrzętnie skrywał swoje rozbawienie. Podobało mu się to, że działa na ta dzierlatkę, ale jak na razie był zadowolony z małżonki, a ponadto Chang nie miała tego czegoś, co przykułoby jego uwagę. Uroda nie wystarczyła. Hermiona nie była aż tak ładna, a jednak... Na myśl o niej znowu poczuł wolę bożą.
- Do zobaczenia po jutrze, Cho, chyba że w czymś jeszcze mogę ci pomóc.
- Nie, to wszystko... Widzimy się za dwa dni - uśmiechnęła się, raczej zimno, i wyszła.

*
Hermiona nie podsłuchiwała. Podsłuchiwanie nie było godne Gryfonki. Gryfoni nie podsłuch..ą. Ona po prostu stała koło drzwi od sypialni i przypadkowo słuchała rozmowy Draco z Cho. I oczywiście nie była zazdrosna. Przecież nie czuła się tak naprawdę żona Dracona więc nie mogła być zazdrosna. Na wielkiego Godryka, kiedy ta krukońska poczwara sobie pójdzie? Stara pinda. A on miałby chociaż trochę przyzwoitości żeby się ubrać. No wreszcie to robi. Ale co tak długo to trwało? I dlaczego go nie będzie jutro w zamku? Gdzie się ta blond fretka będzie tłukła
bez niej? A tak naprawdę, to co to ją obchodzi? Niech łazi gdzie tylko zechce.
Oczywiście Hermiona nie przyznawała się sama przed sobą do zazdrości. Ona po prostu tylko stała pod drzwiami. I szybciutko odsunęła się od tych drzwi, gdy tylko zrozumiała, że Cho już sobie idzie. W ekspresowym tempie otworzyła książkę w zaznaczonym miejscu i pośpiesznie usiadła na łóżku, niby to niesamowicie zaczytana. Tak, jak się spodziewała, Draco po kilku sekundach wszedł do sypialni. Nawet nie podniosła głowy.
- Skarbie - bardzo cicho powiedział jej małżonek. - Czy możesz odłożyć książkę? - pomyślał, że Hermiona jest strasznie słodka z tymi delikatnymi wypiekami, wskazującymi na to iż podsłuchiwała rozmowę. Nie zamierzał jednak zdradzać jej, że zna tą tajemnicę. Kobieta odłożyła lekturę na łóżko i popatrzyła całkowicie obojętnie na mężczyznę.
- Wiem, że nieładnie się dzisiaj wobec ciebie zachowałem, ale ty doskonale wiesz, że... parę rzeczy wychodzi nam całkiem nieźle - zachowywał się, co niebywałe, bardzo uprzejmie i grzecznie. - Więc może, skoro się ubrałem, ty mnie rozbierzesz, co?
- A...
- Postawie sprawę jasno - Malfoy przestał być miły. - Pójdziesz ze mną do łóżka i to od ciebie zależy czy będzie ci przyjemnie, czy nie.
- Dlaczego ja, przecież mógłbyś przespać się z Chang, ona tego chce.
- Ale ja tego nie chcę i to ty jesteś moją żoną, a nie ona. Zrozumiałaś?
Hermiona skinęła głową. Wiedziała, że prędzej czy później Draco zażąda spełnienia małżeńskich obowiązków. Miała nadzieję, że jednak nastąpi to znacznie później. Wiedziała, że za drugim razem też będzie czuła ból. I chociaż z jednej strony działał na nią fizycznie, z drugiej naprawdę wolałaby, żeby poczekał co najmniej jeszcze dwa dni.
- Po pierwsze, nie rób miny cierpiętnicy, po drugie to ciekawe skąd wiesz, że Chang chce się ze mną przespać...
- Wiesz? Kobiety zauważają takie rzeczy - wydęła usta.
- A zauważają, gdy mąż jest na nie niebotycznie napalony? - wymruczał, uśmiechając się do niej raczej drapieżnie i pochylając się nad nią, tak że poczuła jego oddech na szyi. - Zapewne tak, tylko uważają, że go trzeba trochę pomęczyć.
Nie odpowiedziała, starała się nie jęknąć, kiedy zaczął pieścić przez warstwę ubrania jej pierś. Cholera, nie chciał czuć się tak dobrze, kiedy ją dotykał. Nie chciała nic czuć, a jednak czuła. Potrafił być niesamowicie subtelny i zmysłowy. Delikatnie pocałował jej szyję i poczuła, że rozpina guziki jej bluzki. Odwzajemniła się tym samym, bo wiedziała, że on tego oczekuje, ale bała się - bała się, że będzie ją bolało i obawiała mu się o tym strachu powiedzieć. Na Merlina i wszystkie bóstwa pogańskie, mąż jest kimś z kim można naprawdę szczerze porozmawiać, a ona ze swoim nie mogła. Kiedy Draco poczuł, że jego żona zaczyna go rozbierać, uśmiechnął się do siebie.
- Ależ z ciebie potrafi być grzeczne i słodkie lwiątko - wyszeptał jej do ucha.
Lwiątko” jedynie nie chce być zbyt mocno poturbowane i obolałe - pomyślała przekornie.
Malfoy przesunął językiem po wargach swej połowicy i tym razem Hermiona nie powstrzymała się od jęku. Był niesamowicie lubieżny. Jego język poznawał każdy zakamarek jej ust, wślizgując się w najdalsze zakątki. Oddała się słodkiej przyjemności, odwzajemniając pocałunki i cicho pojękując. Nienawidziła go i uwielbiała za to, co potrafił z nią zrobić. Draco nie był idiotą, czuł, że mimo chętnych pocałunków, Hermiona nie jest całkowicie rozluźniona. Tylko, co go to obchodziło? Gdy traciła cnotę też nie była. Zaklął w duchu i nieco się od niej odsunął.
- Co jest? - spytał niechętnie.
- Eee... nic - Hermiona nie chciała spojrzeć się na Dracona. Obawiała jego reakcji.
- Posłuchaj staram się być miły, bo jesteś moją żoną i należy ci się chociaż
nikły szacunek. Sama go chciałaś.
- Ach tak, tylko, dlatego, że noszę teraz nazwisko „Malfoy”, należy mi się szacunek?! - czarownica zapomniała się i wybuchła. - To wiedz, że nazwisko "Granger" nie było wcale gorsze i wtedy też należało mnie szanować, ale ani ty, ani twoja pieprzona rodzina o tym nie pomy...
Hermiona nie dokończyła, tylko skuliła się, upadła na podłogę i zaczęła zwijać się z bólu. Merlin pokazał, co potrafi. Nie wiedziała, co jej jest, ale bardzo chciała, żeby to się skończyło. Miała wrażenie, że jej serce, żołądek i inne organy spala żywy ogień. Nie była w stanie nawet krzyknąć. Tym razem jednak Draco zareagował dużo szybciej.
- Hej, już w porządku, hej! Nie gniewam się, już dobrze - trochę się przestraszył. Przecież nie chciał mieć na sumieniu śmierci tej szla... kobiety.
Po twarzy Hermiony popłynęły łzy.
- Nic ci nie jest? - spytał, odgarniając jej włosy z twarzy. Nie odpowiedziała. Usilnie próbowała nie płakać. - Potrzebujesz czegoś?
- Pić - szepnęła.
Draco natychmiast przywołał karafkę z wodą i szklankę.
- I to o Malfoyach mówią, że są sadystami... - mruczał, jednocześnie pojąc Hermionę.
Kiedy tylko skończyła pić, delikatnie ułożył ją na łóżku i przykrył pledem. Była blada i miała dreszcze. Draco jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Ten atak, mimo że bezkrwawy, był o wiele silniejszy niż pierwszy. Najgorsze z tego wszystkiego było, że Draco w pewien, nie pojęty dla niego sposób, czuł się winny. A przecież to nie była jego winna. On nic złego nie zrobił. Był dla niej nawet dosyć miły, to ona zaczęła się wściekać. To przecież nie była jego wina... Prawda?
- Dziękuję - powiedziała bardzo cicho i spróbowała się uśmiechnąć. Wzruszył ramionami i zrobił najbardziej obojętna minę, jaką miał w zanadrzu. Jednocześnie poczuł jak jego serce dziwnie się kurczy. Nie miała mu za co dziękować. Przecież nie mógł pozwolić, żeby tak cierpiała. Zdębiał i przestraszył się własnych myśli. Nie mógł w tej chwili patrzeć na Hermionę. Taką bladą, bezbronną i wyczerpaną. Musiał na chwilę wyjść.
Od kiedy to ja nie mogę patrzeć na jej cierpienie? - pomyślał wyczarowując i sobie, i swojej żonie, mocną herbatę.
Do herbaty Hermiony dodał łagodny środek znieczulający i usypiający. Po tym co przeszła powinna porządnie odpocząć. Draco sam sobie próbował wmówić, że naprawdę nie robi tego w poczuciu winy. W końcu każdy człowiek by tak postąpił. Zapomniał tylko, że żaden Malfoy nie był jak
każdy człowiek. Malfoyowie z reguły byli nieczułymi egoistami. Wyjątki jedynie potwierdzały regułę.
- Teraz powinnaś się przespać - powiedział podając jej herbatę.
- Ale ja muszę - Hermiona zaczęła mówić, ale pod spojrzeniem Dracona urwała w pół słowa. Miał rację, teraz powinna się przespać. Po kilku łykach herbaty poczuła się ociężała, ale też mniej obolała. Draco przytrzymał jej głowę, zmuszając ją, żeby wypiła jeszcze trochę. Prawie cały kubek. Sapnęła w proteście, kiedy poczuła, że już jej wystarczy i że za chwilę wypłynie na bezkresne morze snu.
Draco odstawił naczynie i ułożył ją jeszcze wygodniej, opatulając szczelnie ciepłym i mięciutkim kocem. Była całkowicie bezwładna i bezwolna. Po minucie spłata już głęboko i spokojnie jak niemowlę.

***

I znowu lustro trafił szlag - Pomyślał Severus gdy drzwi jego gabinetu otworzyły się bardzo gwałtownie a lustro wiszące na ścianie spadło z hukiem.
- Rozumiem, że tym gwałtownym wejściem chciałeś mi coś oznajmić.- Stwierdził nie siląc się nawet by spojrzeć na rozmówce. Zresztą nie musiał, w taki sposób do jego gabinetu wchodzili tylko Malfoyowie, nikt inny by się nie ośmielił.
- Jutro ja i Hermiona jedziemy do Londynu, pewnie wrócimy wieczorem. To po pierwsze, po drugie dowiedziałeś się czegoś na temat tego pieprzonego prawa?
- Po pierwsze nie wpadaj mi tu jak furia i nie rozpieprzaj lustra, tak samo jak twój szacowny tatuś. Po drugie, mało mnie obchodzi z kim i gdzie jeździsz, ja tylko chcę, żeby te dwie lafiryndy były dobrze przygotowane do ról nauczycielskich i naprawdę nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Po trzecie, to chyba twój ojciec miał się dowiadywać wszystkiego na temat kontraktu, a nie ja - spokojny ton dyrektora i jego złośliwy uśmiech sprawiły, że Draco zgrzytną zębami.
-
Reparo - warknął następnie, skierowując różdżkę na rozbite zwierciadło. Bez pytania otworzył karafkę z wyśmienitą magiczną Whisky, która stała na stoliku, po czym pociągnął prosto z gwinta.
- Możesz się poczęstować, nie krępuj się - zakpił Snape, krzyżując ręce na piersi i wbijając w młodzieńca przenikliwe i czarne jak noc spojrzenie.
- Jak chcesz to tam jest też szklanka, podobno kulturalni ludzie piją z niej.
- Podobno - warknął Draco i odłożył butelkę. - Co do tych dwóch to nie martw się, będą należycie przygotowane... co prawda mogą po drodze cierpieć, ale przygotowane będą.
- Mógłbyś podać szersza definicje słowa
ucierpieć?.
- Ależ proszę cię bardzo. Jak moja szanowna żona nie wytrzyma to przeklnie je obie, a chyba pamiętasz, co zrobiła na piątym roku?
- NIC nie zrobiła - Severus wykrzywił się sarkastycznie. - Po prostu było to tajne zgromadzenie i osoba, która zdradziła resztę
ucierpiała. Granger jedynie zabezpieczyła tych, którzy się spotykali. Edgecombe była sobie sama winna.
- No dobrze, chodziło mi o jej pomysłowość. I może w tedy nic nie zrobiła, ale teraz może zrobić. Ta cała Marietta traktuje ją chyba bez należytego szacunku i olewa wszystko, co mówi, dlatego Hermiona wysłała ją dziś do biblioteki, a Cho... - Draco nagle złośliwie zachichotał. - Normalnie mnie ta kobieta podrywa, a moja żona chyba jest zazdrosna. Więc pomyślałem, że nasze zastępczynie są potencjalnie zagrożone świętym gniewem nowo upieczonej pani Malfoy.
Severus prychnął pogardliwie i zupełnie, jak kulturalny człowiek, napił się za przykładem Dracona prosto z karafki.
- Nie obchodzi mnie to. Nawet kaleki są w stanie nauczać - powiedział wzruszając ramionami.
- Cóż za dbałość o kadrę nauczycielską - sarkastycznie stwierdził Draco.
- To nie kadra, jedynie zastępstwo - gładko odciął się Snape.
- I za to cię lubię - Draco się szczerze roześmiał.
- Pozwól, że nie odpowiem ci, iż darzę cię tym samym uczuciem - Snape skrzywił się pogardliwie.
- Oczywiście, doskonale wiem, że mnie kochasz - niebezpieczny błysk w czarnych oczach sprawił iż młodzieniec poprzestał na tym stwierdzeniu i więcej nie wysilał się na złośliwość. Spoważniał i odchrząknął. - No to jak jest z tym kontraktem? Dobrze wiem, że grzebałeś w tym bagnie.
- Jest tak jak mówiłem - wzruszył ramionami. - Żona nie może obrażać męża ani jego rodziny, bo ma to dla niej bolesne następstwa, mogące prowadzić do śmierci, jeżeli nie zostanie jej to wybaczone. Ale to chyba już wiesz. Nie może wyjeżdżać nigdzie bez zgody męża, ani opuszczać nocą sypialni bez zgody męża, wszystko to grozi sporym cierpieniem fizycznym. Jeżeli cię zdradzi, może nawet umrzeć. To wszystko, co wiem.
- Tego można się domyśleć - Malfoy zmarszczył nos.
- Jeśli chodzi o rozwód, to nic na ten temat nie znalazłem. Ale tym chyba powinien zajmować się twój rodziciel... Razem z tobą.
- A na temat nieszczęsnych frajerów pakujących się w taka sytuacje jest tam coś?
- Nie, znalazłem tylko odnośnik do księgi "Stulecia z Merlinem" Morgany Le Fey, ale jedyny egzemplarz znajduje się we Francuskim ministerstwie Magii.
- A, to nie jest tak źle. - Draco wyglądała na wielce uradowanego.
- Tylko mi nie mów, że opłacacie kogoś we Francji. Nie wystarczy, że większość urzędników siedzi u twojego ojca w kieszeni, to jeszcze płacicie zagranicę.
- Severusie nie obrażaj nas. Nie większość tylko
wszyscy. A jak widzisz dofinansowując od czasu do czasu jakiegoś zagranicznego urzędnika można wiele zdziałać - bezczelny uśmiech Dracona wywołał u Snape'a zgrzytniecie zębami i pełne niesmaku cmokniecie. - No, co? Nie mów, że też byś tak byś nie chciał - Malfoy junior wydął wargi i zamrugał powiekami.
- Nie rób niewinnych min, Draco. Z niewinnością ci nie do twarzy. Wyglądasz idiotycznie - Severus się skrzywił. - A co ja bym chciał, a co nie chciał, to niech ciebie, synu ojca wazeliniarza i obłudnego bogacza, nie obchodzi.
- Jasne, ty jesteś chodzącą uczciwością - mina dyrektora tak ubawiła Mistrza Eliksirów, że nawet się nie obraził za epitety.
Severus prychnął.
- Nigdy nikomu nie właziłem tak głęboko w tyłek, jak ty, kiedy chcesz - stwierdził złośliwie. - Uświadomiłem ci tylko, że to cecha po ojcu. A przekonanie o tym, że każda kobieta jest tobą zachwycona i jesteś chodzącym ideałem, i doskonałością, masz także po mamie. Zobacz jak musisz być w sobie zadufany, skoro masz to z dwóch stron.
- Co to, kur*wa jest? Wykład dobrych obyczajów? - Malfoy zaczął się irytować. - Lepiej mi powiedz, czego dotyczy ten odnośnik do „Stulecia z Merlinem”. Może to tylko te same bzdety, które masz w tych papierzyskach,
Snape wydawał się uradowany tym, że zepsuł obecnemu Mistrzowi Eliksirów humor.
- Nie, raczej coś na temat tego, czy w ogóle jest możliwe rozwiązanie takiego związku. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie było takiej możliwości - powiedział beztrosko.
- A ja bym się cholernie zdziwił Severusie, gdybyś chociaż raz nie był taki wredny!
- Przed poznaniem Malfoyów byłem miły i potulny.
- No widzisz jak my na ludzi dobrze działamy. A teraz skoro wymieniliśmy wszystkie uprzejmości, przestań udawać i powiedz co wiesz.
- A to, że gdybyś nie spał na Historii Magii to byś wiedział, że Margana napisała tę książkę na złość Merlinowi.
- To oni się znali? - spytał spokojnie Malfoy, a w oczach Snape'a pojawił się błysk politowania i grozy.
- Draco, przypomnij mi łaskawie, co ty miałeś z Historii?
- Dobre ściągi - niewinny uśmiech młodego czarodzieja spowodował, że Severus uniósł brwi.
- Ja naprawdę wierzę w to, że żartowałeś - oznajmił miękko.
- Skądże znowu, moje ściągi były idealne - Draco wyszczerzył się radośnie.
- Nie o tym mówiłem, a ty dobrze wiesz, o co chodzi - Snape pogroził mu palcem, jak zwykłemu uczniakowi.
- Nie ściemniaj, lepiej powiedz coś więcej o książce.
- Trochę szacunku, ta księga jest starsza od twojego rodu i ma dwa tomy - ofuknął nauczyciela dyrektor. - I nie ja tu ściemniam.
- A ty gotowy jesteś uwierzyć, że nie mam nawet podstaw z Historii Magii - zakpił Draco.
- To by było do ciebie bardzo podobne - Snape zawiesił efektywnie głos. - Morgana spisała tam różne ciekawe i niezbyt chlubne chwile z życia Merlina, co zajmuje pierwszy tom. Zdradziła też to, co wiedziała na temat działania różnych wymysłów Merlina, między innymi tego kontraktu. Uprzedzam jednak, tak samo jak autorka, że na pewno nie jest to wszystko. Znając jednak przebiegłość Le Fey, jeżeli istnieje możliwość rozwodu, ona o tym prawie na pewno napisała.
-
Prawie na pewno. No toś mnie panie pocieszył - mruknął Draco i z ponurą miną skierował się w stronę drzwi.
Severus chciał już powiedzieć, że zawsze mogło być gorzej, ale w tej sytuacji byłoby to wysoce niewłaściwe. Miał tylko nadzieję, że żaden z Malfoyów nie wymyśli niczego głupiego. W końcu byli Ślizgonami i chociażby to obligowało ich do myślenia. Chyba.

***
O godzinie siódmej rano, dnia następnego, Hermiona Granger Malfoy wyszła z kominka w Dziurawym Kotle i poczuła się jak dwugłowa sklątka. Nielicznie zebrani goście wpatrywali się w nią, jak Hagrid w najnowsze ze swych maleństw. Tyle, że z dużo mniejszą czułością. No tak, mogła się tego domyśleć plotki roznosiły się lotem błyskawicy, a szczególnie te dotyczące Malfoyów. Teraz każdy czarodziej w Anglii wiedział już, że jedyny potomek tej rodziny ożenił się... i to z kim? Z osobą pochodzenia mugolskiego.
- Dzień dobry Tomie - Hermiona uśmiechnęła się do właściciela.
- Dzień dobry...Pani Malfoy.
Hermiona poczuła się jakby dostała w twarz. Tom zawsze mówił do niej po imieniu i myślała, ze ja lubi, a teraz...
Pani Malfoy...
- Co takim służbowym tonem? - spytała, siląc się na beztroski uśmiech.
- A tak, sobie. Czego pani sobie życzy? - spytał oficjalnie z błyskiem złośliwości w oczach.
Miała zamiar odpowiedzieć, że chce wynająć pokój, spokojnie posiedzieć w nim do południa i udać się, tam gdzie musiała się udać, a potem wrócić po skromny bagaż. Najpierw jednak poprosiła o herbatę z dodatkiem rumu, bo było dosyć zimno.
- Proszę bardzo - powiedział Tom, stawiając przed nią duży kubek z zamówionym napojem. Zapłaciła sykla, ale czuła się coraz bardziej nieswojo. Słyszała szepty, czuła na sobie ciekawskie, pełne pogardy, lub złośliwe spojrzenia. Postanowiła nie przejmować się i upiła łyk pysznej herbaty. Już miała zamówić pokój, gdy Tom, fałszywie uprzejmym i niezbyt cichym głosem powiedział:
- Swoją drogą, pięknie sobie to wymyśliłaś. No cóż, zawsze byłaś mądra, widocznie jesteś też sprytna.
- O co ci chodzi? - Hermiona zamrugała ze zdziwienia, a po chwili zamarła. Jej twarz stężała w grymasie bólu i niedowierzania. Ludzka zawiść i złośliwość potrafiła zniszczyć każdą wieź. Nie mogła uwierzyć, że Tom myśli, iż ona sobie to zaplanowała. Nie mogła.
- Dziękuję za uprzejmą gościnę - powiedziała bardzo zimno. - Chyba nie zostanę. Do widzenia, Tom, i masz suty napiwek, godny Malfoya - rzuciła mu na bar ostatniego galeona jaki miała, po czym bardzo szybko wyszła. Zatrzymała się na chwilę przed wejściem i zamknęła oczy, ignorując nieprzyjemny, niemal fizyczny ból. Otarła cholerną łzę. Wcale jej nie było przykro, jedynie coś wpadło jej do oka. Cicho zaklęła i powoli ruszyła przed siebie. Wyglądało na to, że zamiast posiedzieć w cieple, będzie usiała pospacerować.
Nie minęła nawet minuta od wyjścia Hermiony, gdy przez ten sam kominek, do tego samego baru wszedł Draco. Od niechcenia otrzepał czarna pelerynę i spojrzał się na barowych gości w taki sposób, że oni przestali patrzeć na niego.
- No, no, no... - mruknął Tom. - Czyżby Malfoyowie zrobili sobie z mojego baru stacje docelową? Najpierw szanowna małżonka, teraz juniorek, ciekawe kto następny... Chyba zacznę pobierać opłaty.
- Ty się lepiej martw o to, żebyśmy my nie podnieśli opłat tobie. Jakbyś nie wiedział moja rodzina wykupiła plac na której stoi ta... wątpliwej sławy buda - syknął Draco, po czym skierował się na zaplecze. Nie mógł pozwolić sobie na to, by Hermiona zniknęła. Chciał wiedzieć, co też jego żonę sprowadza do Londynu, a to oznaczało, że się dowie, chociażby musiał stanąć na rzęsach, albo wymyślić tuzin nieznanych jeszcze zaklęć. Nie zdążył zrobić nawet trzech kroków, gdy Tom zapytał ze złośliwym uśmiechem, po co tam się wybiera, skoro jego połowica tuż przed jego pojawieniem się wyszła z Dziurawego Kotła. Malfoy warknął coś niezrozumiałego i obraźliwego, po czym prawie wybiegł na zewnątrz. Zdążył jeszcze ujrzeć, jak cynamonowy kożuszek Hermiony znika po prawej stronie za rogiem i postanowił zrobić to, co każdy szanujący się mąż zrobiły na jego miejscu. Zdecydował się śledzić swoją żonę.

XI

Draco trzymał się w odpowiednim oddaleniu od swojej żony, tak, aby ją widzieć i tak, aby ona nie zauważyła jego. Na szczęście wychodziło mu to całkiem dobrze. Wydawało się, że kobieta włóczy się po mugolskim Londynie całkiem bez celu, tylko co jakiś czas patrzyła na zegarek. Wchodziła do różnych sklepów, ale nie bywała w nich zbyt długo, po czym wychodziła i szła dalej. Kiedy zatrzymała się około południa na kawę w małej przytulnej kawiarence, zaklął, gdyż sam miał ochotę na zbawienny trunek, a knajpka była zbyt mała i na pewno Hermiona by go zauważyła. Kilka metrów dalej był ogromny pawilon handlowy i automat z kawą, ale Draco nie miał zielonego pojęcia, jak go obsłużyć, więc podpatrzył Mugola, notabene zaledwie dwunastoletniego dzieciaka. Ciemnowłosy, potargany szczeniak w okularach (niebezpiecznie skojarzył mu się z Potterem) podszedł, wrzucił funta i nacisnął jakiś przycisk, a potem odebrał brzęczącą resztę i parujący kubek. Nie było zbyt wielu ludzi w okolicy i nikt nie czekał na swoją kolej, więc Malfoy spróbował szczęścia. Wrzucił funta do tej samej szczeliny (miał na różnorodne okazje mugolskie pieniądze), do której wrzucił wcześniej swojego obserwowany przez niego dzieciak, i popatrzył na różnorodne guziki z opisami. W końcu wypatrzył dużą czarną bez cukru i z nacisnął czerwony przycisk. Zapiszczało cicho, po czym dołem wypadł plastikowy kubeczek i popłynęła do niego gorąca, ciemna ciesz. Draco usłyszał też brzęk wydawany w pensach reszty. Gdy kubek był pełny, strumień się urwał, a automat ponownie zapiszczał i ukazał się napis
odbierz napój. Zafascynowany Malfoy - oczywiście w życiu nie przyznałby się, że coś mugolskiego go zafascynowało - odebrał kubek i spróbował gorącej cieczy. Nie była wyśmienita, nawet nie bardzo dobra, ale miała niezaprzeczalny smak kawy i to się liczyło. Stanął z boku i delektował się napojem, obserwując drzwi wejściowe kawiarni, w której kilka minut wcześniej zniknęła Hermiona.

*

Na szczęście w stolicy Wielkiej Brytanii była ładna słoneczna pogoda, ale to nie pocieszało Hermiony. Wypiła fantastyczną czekoladę z chilli i ruszyła w swoją
wielką misję, jak nazwała w duchu to, co ją czeka.
Po pierwsze musiała dostać się do Biblioteki Narodowej, gdzie znajdował się również dobrze ukryty, bardzo bogaty dział dla czarodziei. Oczywiście mugole nie mieli najmniejszego pojęcia o tym miejscu. Nie wiedzieli, że to, co oni uznawali za wielką bibliotekę, jest tak naprawdę tylko niewielkim działem, a cała reszta to czarodziejskie zbiory literatury.
Hermiona zamierzała znaleźć wszystko, co tylko było napisane, na temat „Prawa Merlina”. Zamierzała znaleźć i wykorzystać, by jak najszybciej uzyskać rozwód.
Po pierwszym szoku, związanym z zaistniała sytuacją, postanowiła walczyć. W końcu nie istnieją okoliczności, z których nie ma wyjścia, tak samo jak nie istnieje czar, przed którym nie można się obronić. Harry był tego najlepszym dowodem.
Po drugie musiała spotkać się z człowiekiem, któremu jej ociec był winien sporą sumę pieniędzy. Hermiona jak na razie spłacała ten dług, ale teraz miała już dosyć. To było za dużo, jak na nią jedną. Koszmarne małżeństwo, perspektywa zamieszkania pod jednym dachem z całą rodziną Malfoyów i do tego spłacanie nie swoich długów. Dosyć tego. W końcu zbyt duża ilość sałaty zirytuje najbardziej zachłannego, gumochłona

Hermiona nie chciała rozstawać się ze swoim ukochanym wężykiem, który odziedziczyła po matce. Miał dla niej zbyt duże znaczenie. Ale musiała. Stwierdziła, że skoro w pierwszej chwili była na tyle głupia, by brać na siebie długi ojca, to powinna ponieść jakieś konsekwencji. Może następnym razem zastanowi się nad tym, co robi. Ponieważ bliżej miała do lombardu niż do biblioteki właśnie tam się udała.
Z ciężkim sercem przekroczyła próg sklepu „Jubilerskie cuda. Johnson & Brahms”. Musiała sprzedać najcenniejszą rzecz, jaką posiadała. Przecież nie poprosi męża o to pieniądze. To byłoby nie tylko niehonorowe, ale nawet niekulturalne. Zwłaszcza, że jej mężem był nie, kto inny, jak Draco Malfoy, i że nie był zadowolony z małżeństwa ze szlamą. Zresztą ona nie zamierzała prosić go o nic. Już nigdy.
- Ile dostanę za ten wisiorek? - Spytała chłodno i uśmiechnęła się nieco wyrachowanie, chociaż tak naprawdę ściskało się jej gardło. Sympatyczny mężczyzna w średnim wieku, stojący za ladą, oddał jej uśmiech. Nie wiedziała, że to będzie takie trudne. Ale interes to interes. I nie zamierzała sprzedać wisiorka po zaniżonej cenie, nie tylko z powodu jego znaczenia sentymentalnego.
Sprzedawca przez chwile przyglądał się kobiecie. Nie pasowała do żadnych grup jego klientek. Nie wyglądała na zdesperowaną matkę, która musi wyżywić dzieci, nie była też narkomanką, ani studentką, której skończyło się stypendium. Była młodą, dumna i bardzo zdesperowaną osobą. Widać było, że nie chce pozbywać się biżuterii. No cóż, to nie była jego sprawa, on tu tylko pracowała.
Na początku zaproponował śmiesznie niską cenę, którą Hermiona zbiła śmiechem. Umiała się targować, a on lubił takie klientki.

**
Draco powoli zaczynał się denerwować. Hermiona już pół godziny temu zniknęła w sklepie. Czyżby zauważyła, że ją śledzi? Nie.. to nie możliwe. W końcu, co jak co, ale podstępne śledzenie ludzi Malfoy wyssał z mlekiem matki.
W końcu, Hermiona wyszła od jubilera, a jej mina była nieprzenikniona, jakby trochę smutna i poważna, ale nic więcej nie dało się z niej wyczytać, zwłaszcza rzucając chyłkiem spojrzenia zza drzewa. Kobieta skierowała się do Biblioteki Narodowej.
- No tak, mogłem się tego spodziewać, w końcu gdzie ona mogła pójść. Cholerny mól. - Zaklął Draco i skierował się do małej restauracyjki. Nie miał ochoty iść dalej za Hermioną. W końcu, co może być ciekawego w londyńskiej bibliotece. Nic. Przynajmniej dla niego. Miał tylko cichą nadzieje, że ona nie zamierza spędzić tam całego dnia.

Hermiona z westchnieniem ulgi weszła do wielkiego gmachu. Już sam zapach książek wpływał na nią kojąco. To było to, na czym się znała, co kochała i co było jej częścią.
Książki; to właśnie w nich odnajdowała odpowiedzi na każde, nawet te z pozoru nierozwiązane problemy. W książkach było wszystko. Zawsze służyły jej pomocą i nigdy nie zadawały pytań. Były jak milczący przyjaciel. Przyjaciel, u którego teraz szukała odpowiedzi.
Ku jej zadowoleniu w bibliotece nie było wielkiego ruchu. Od razu skierowała się do najciemniejszego kąta. Był tam regał z książkami, których nikt nie wypożyczał. Szczerze powiedziawszy, nawet najstarszy bibliotekarz nie pamiętał o tym miejscu. Miało to woje dobre strony. Dobre dla czarodziejów. Hermiona oparła się o regał i już po chwili znajdowała się w Bibliotece Magii i Czarodziejstwa. Jedynym takim miejscu w Anglii.
Kobieta skierowała się do jednego z bibliotekarzy, który przywitał ją miłym uśmiechem. Żaden z pracowników tutejszej biblioteki nie przypominał pani Pince. Wszyscy byli mili i chętnie do pomocy.
- Dzień dobry, czym mogę pani służyć?
- Dzień dobry, potrzebne są mi materiały dotyczące Merlina. Konkretnie chodzi mi o prawa małżeńskie.
Czarodziej wyciągnął różdżkę i wypowiedział odpowiednia inkantację. Już po chwili przed Hermioną lewitowały zwoje starych manuskryptów.
- Pani zamierza wypożyczyć, czy skorzystać z materiałów na miejscu?
- Na miejscu.
- Oczywiście, proszę się tylko tu podpisać.
Hermiona wzięła pióro i próbowała wpisach się do księgi. Ku jej zdumieniu pióro zaczęło stawiać opory, gdy chciała napisać nazwisko. Ze zdziwieniem spojrzała na bibliotekarza, który już nie uśmiechał się tak miło.
- Na to pióro został rzucony czar, przestaje pisać gdy ktoś próbuje wpisać fałszywe dane.
- Jakie fałszywe dane? Przecież… - Hermiona dopiero po chwili zrozumiała, co się dzieje. Rzeczywiście, fałszywe dane. Teraz nie miała już na nazwisko, Granger. - Przepraszam, niedawno wyszłam za mąż. Odruchowo próbowałam wpisać panieńskie nazwisko.

Szybko napisała
Malfoy i skierowała się do najbliższego wolnego stolika. Nie zdążyła dobrze usiąść, gdy pojawił się przy niej ten sam bibliotekarz.
- Coś jeszcze mam podpisać?
- Ależ oczywiście, że nie, pani Malfoy. Jeśliby pani chciała, mamy tu osobną salkę, w której będzie pani na pewno wygodniej.
- Nie trzeba - Hermiona nie mogła uwierzyć, że fakt, iż nosi nazwisko Malfoy, może spowodować, że ktoś będzie się aż tak…płaszczył.
- To nie jest żaden kłopot, pani Malfoy. - Młodemu mężczyźnie najwyraźniej wielką przyjemność sprawiało wypowiadane tego nazwiska. Robił to zresztą tak głośno, że kilka osób zwróciło już na nich uwagę. - Jeśli będę mógł coś dla pani zrobić, to proszę tylko powiedzieć. Nasza biblioteka jest bardzo wdzięczna pani rodzinie za chojny datek, jaki ostatnio został ofiarowany. Więc, jeśli mógłbym coś dla pani zrobić, to…
- Dziękuję, ale naprawdę nic mi nie trzeba - Hermiona powiedziała to z takim naciskiem, że mężczyzna natychmiast zostawił ja w spokoju.
- Więc jednak za pieniądze można kupić szacunek - mruknęła, zagłębiając się w lekturę.
Po półtorej godziny nieprzerwanego pisania i czytania, Hermiona była „bogatsza” o kilka wiadomości.
Małżeństwo zawarte na prawie Merlina była jedną z najstarszych i najrzadziej stosowanych magicznych ceremonii. Wiązało się z nią wiele nakazów, zakazów i zobowiązań.
Hermiona była zła. Wszystko, co pisało w tych mądrych księgach, ona już wiedziała. Kobieta musiała być posłuszna, miła, grzeczna. Nie mogła nawet używać swego panieńskiego nazwiska, bo przecież była mężatką. Cały majątek niewiasty przepadał na jej męża i wszystko, co biedaczka uzyskała w trakcie małżeństwa, było własnością męża i jego rodziny. Do diabła! Powinna być cieniem swego męża, który oczywiście ma zawsze racje.
- Niech diabli porwą Merlina! - zaklęła pod nosem i ze wstrętem odłożyła ostatni manuskrypt.
Lewitując książki, podeszła do biurka bibliotekarza, który na jej widok natychmiast się rozpromienił.
- Czy jest coś na temat rozwodu odnośnie ślubnego prawa? Bo tutaj, nie było nawet odnośnika.
- Bardzo mi przykro, pani Malfoy, ale niestety nasza biblioteka nie dysponuje księgami Morgany. Ma je w swych zbiorach Francuskie Ministerstwo. Oczywiście, jeśli pani chce, to ja postaram się…
- Nie, nie dziękuje - Hermiona natychmiast przerwała mężczyźnie. - Jestem panu bardzo wdzięczna za okazaną mi pomoc. Do widzenia.
Hermiona szybko opuściła obie biblioteki. Jeśli we Francji znajdowało się cokolwiek na temat Merlina, to jej musi się udać to dostać. W końcu nie na darmo jej ciotka pracowała w Luwrze i od kilku lat miała kontakt z czarodziejami, pomimo tego, że sama była mugolką.
Kobieta szybko wybiegła z gmachu i ruszyła przez zatłoczone ulice.

Draco, który od pół godziny niecierpliwie obserwował gmach biblioteki, na widok Hermiony odetchnął z ulgą i znowu ruszył, w ślad za nią, aż znikła w metrze. Bluzgi, jakie rzucił Draco w myśli na tak okropny fakt, zadziwiłyby niejednego szewca, czy Aurora z ogromnym stażem. Rozejrzał się nieco panicznie, w końcu nie miał biletu, a przez barierkę dostać się musiał.
Nie mógł jej stracić z oczu. Podpatrzył jakiegoś młodego mugola, jak ten przeskakuje nad stalowymi poręczami. Odczekał, aż Hermiona będzie w połowie schodów prowadzących na peron i, zapominając o swojej rodowej dumie, podwinął klasyczny, czarny, długi płaszcz i poszedł w ślady młodzieńca.
Draco, nie zważając na to, że za jego plecami rozległy się jakieś krzyki raźno maszerował za Hermioną. W końcu, co mu mogą zrobić mugolscy policjanci. Niezauważony wszedł do tego samego przedziału, co Hermiona, i dyskretnie ją obserwował. Wydawała się być smutna. Zresztą od czasu ich „ślubu” rzadko kiedy była szczęśliwa, czy choćby uśmiechnięta. Nie żeby on zwracał na to jakaś szczególną uwagę. Przecież to nie jego sprawa. Co go interesuje, czy ona jest szczęśliwa czy nie.

*
Hermiona miała wrażenie jakby ją ktoś obserwował. Zresztą, nawet jeśli by tak było, nie zwracała na to zbytniej uwagi. Miała dosyć problemów by dokładać następne. Po pierwsze jej własna głupota. Niewyobrażalna, sakramencka głupota. Jak mogła dopuścić do takiej sytuacji?! Jak mogła dopuścić do tego, by w jakikolwiek sposób być zależna od Malfoya. Kobieta przeklinała sama siebie i chwile słabości, jaka ją ogarnęła wcześniej. Była zbyt podobna do ojca, a teraz to się na niej mści w dwójnasób. Nie dość, że jest żoną tej slytherińskiej fretki, to jeszcze te problemy z mugolami. Po drugie musiała skontaktować się ze swa ciotką, by ta zdobyła dla niej cenną księgę. Teraz wszystko zależało od tego, co wielka Morgana napisała o Merlinie. Cholera, jakby za mało miała problemów na co dzień.
Skrzywiła się.
- Szlag by to trafił - syknęła pod nosem i starszy pan, który siedział obok, skrzywił się z niesmakiem, ale rzuciła mu tak wyzywające spojrzenie, że zrezygnował z jakiegokolwiek komentarza i odwrócił wzrok.
Obserwujący ją Draco uśmiechnął się pod nosem, mimo, że nie mógł słyszeć z drugiego końca wagonu, co takiego powiedziała.
Lwica - pomyślał z rozbawieniem.
Hermiona wysiadła w dzielnicy Greenwich i Draco musiał porzucić rozmyślania o lwicy w łóżku, które zaczęły mu się kłębić pod czaszką. Otrząsnął się, starając się myśleć o czymś przyziemnym. Znowu poszedł za nią, oczywiście nadal w bezpiecznej odległości, i po pięciu minutach spaceru zobaczył, że skręca w Brand Street. Kiedy wyłonił się zza zakrętu, zauważył, że wchodzi do jednego z budynków, i przyspieszył kroku, żeby nie stracić jej z oczu.

*
Hermiona weszła do pubu i podeszła do starszego barmana informując go, że była umówiona o pierwszej z panem Stacatto na zapleczu. Barman łypnął na nią podejrzliwie zarazem otaksowując ją spojrzeniem i musiała wstrzymać się od złośliwej odzywki. Następnie skinął przyzwalająco, odkopując najpewniej w pokładach pamięci informację od swojego kumpla Andre, i pani Malfoy udała się na zaplecze „The Modern Arms”
Draco z niedowierzaniem przyglądał się pubowi. Nie mógł zrozumieć tego, co widzi. Po prostu nie potrafił uwierzyć w obraz, jaki się przed nim rysował! Co, do diabła, jego żona, gryfońska skarbnica mądrości, ślepo przestrzegająca zasad, robi w takim miejscu. W jednej z najlepszych mugolskich knajp, znanej z tego, że bardzo często gościły w niej osoby, które z literą prawa były w wielkiej kłótni. Do diabła, co ona robiła w miejscu, które on tak często odwiedzał!. Malfoy wszedł do środka i skierował się prosto do barmana. Ten, gdy tylko zobaczył młodego mężczyznę wyciągnął spod lady czystą szklankę i zagadnął z uśmiechem.
- To, co zawsze, panie M?
- Patric, przed chwilą weszła tu kobieta, gdzie poszła? -Draco nie silił się na uprzejmości.
- Poszła na zaplecze, pogadać ze Stacatto.
Gdyby, kto inny zadał to pytanie Patric McLean udałby ślepego i głuchego dopóki, na barze nie pojawiłby się duży zwitek banknotów, ale panu M się nie odmawiało. Był stałym i najlepszym klientem Stacatta i nie należało go drażnić.
Malfoy powoli zaczął sączyć swojego drinka.
Aniołek był mocny jak sam diabeł, a barman nie chciał zdradzić mu przepisu. Postanowił, że kiedyś posłuży się Imperiusem. Patric obserwował obojętną jak kamień twarz klienta. Przeszło przez nią jedynie minimalne drgnienie, ale już wiedział, że obojętność jest wystudiowana i ta kobieta jest dla Dracona zagadką, którą należy rozwiązać. A przynajmniej zagadkę stanowi jej obecna wizyta i rozmowa z Andre.
- Często tu przychodzi?
- Raz na miesiąc, regularnie ja w zegarku - barman był bardzo zainteresowany, co może łączyć pana M. z kimś tak niepozornym. Ta kobieta zupełnie do niego nie pasowała. Od pana M. już z daleka czuć było dużą kasę i koneksje. Patric miał praktykę w rozpoznawaniu takich osób.
Draco dopił swego drinka i bez namysłu ruszył w stronę drzwi. Koniec zagadek, chciał się wreszcie dowiedzieć, co łączy nieskazitelna Gryfonkę z szują Stacatto.

*

Hermiona poszła na zaplecze i skierowała się do drzwi biura na końcu korytarza, zaraz za magazynem. Zapukała i usłyszawszy lekko ochrypłe `proszę', weszła do środka. Uważnym spojrzeniem obrzuciła gabinet. Oprócz niej i Stacatto nie było w nim nikogo. Wolała się jednak upewnić.
Stała czujność jak mawiał Moody.
- Panna Granger; praworządna córeczka pechowego tatusia - Andre powoli cedził słowa - jak miło cię znowu widzieć.
- No cóż, nie mogę tego samego powiedzieć o tobie, Stacatto.
- No to po wymianie uprzejmości, a teraz przejdźmy do konkretów. Masz forsę?
Hermiona rzuciła na stół pieniądze i uważnie obserwowała Andre, gdy ten przeliczał zwitek banknotów. Twarz mężczyzny, niczym za sprawą czarów, zmieniła się. Zniknął z niej uśmiech i pojawiła się złość.
- Słonko, czy ty, ku.rwa, liczyć nie umiesz? Tu jest tylko połowa sumy, a gdzie reszta? Czy tobie się wydaje, że my jesteśmy instytucja charytatywna?
- Nie ma - głos Hermiony był bardzo spokojny. Zdenerwowanie, które ogarnęło dziewczynę, gdy wchodziła do pubu odpłynęło. Wiedziała, że musi być silna inaczej sobie nie poradzi. A na czyjąś pomoc liczyć nie może. - Nie ma i nie będzie. To wszystko, na co może pan liczyć. Weksle, które pan ma, są na nazwisko mego nieżyjącego już ojca, ja nie mam z tym nic wspólnego. To, że do tej pory spłacałam jego długi, było tylko wyrazem mej dobrej woli, niczego więcej. Wydaje mi się, że to, co do tej pory wpłaciłam, powinno wynagrodzić wszystkie pańskie straty.
Przez cały czas, gdy Hermiona mówiła, mężczyzna przyglądał się jej uważnie. Był zdumiony. Jeszcze nikt, nigdy, go tak nie potraktował. Ludzie, którzy mieli z nim do czynienia, wiedzieli, że Andre Stacatto się nie obraża, ani nie dyktuje się mu warunków. No chyba, że jest się wystarczająco głupim lub bogatym by to robić. A teraz ta baba wyskoczyła z czymś takim. Do bogatych nie należała, więc na pewno musiała być głupia. No cóż, on szybko ją z głupoty wyleczy.
- Posłuchaj, laluniu, jeśli myślisz, że taką gadką coś załatwisz, to się mylisz. Masz mnie w tej chwili przeprosić, albo spotka cię coś cholernie nieprzyjemnego.
- Mam gdzieś pana groźby, nic mi nie może pan zrobić. No chyba, że zgłosi pan swą szkodę na policję, ale wątpię by pan miał na to ochotę. Jeśli się mylę, to proszę bardzo, z przyjemnością spotkam się z panem w sądzie.
Gdy Hermiona wypowiadała ostatnie słowa, Andre był już blady ze złości. Jeszcze pięć minut temu chciał dać szanse tej dziwce, ale teraz posunęła się za daleko. Nikt mu nie będzie groził policją. Do diabła! Kilku prominentów siedzi u niego w kieszeni, a takie nie wiadomo co będzie mu pyskować.
- A teraz posłuchaj laluniu, przedobrzyłaś i to grubo. Twój tatulek był mi winien pieniądze i ty spłacisz ten dług. I mnie nie obchodzi, czy oddasz go w banknotach, czy puszczając się. Nikt nie będzie obrażał Andre Stacatto.

*
Draco, który stał pod drzwiami prawie od początku rozmowy, poczuł jak wzbiera w nim wściekłość na miarę głodnego i złego Rogogona. Nie wiedział na kogo jest bardziej wściekły; na Granger, za to, że prowadziła jakiekolwiek interesy z czymś takim jak ten mugol Stacatto, czy na samego Stacatto. W końcu nikt, oprócz niego, nie miał prawa grozić Hermionie i jej obrażać. Nie zastanawiając się dłużej, gwałtownie otworzył drzwi, czym zaskoczył rozmawiających. Nie wiadomo, kto był bardziej zdziwiony; Andre, który nie był przyzwyczajony do tego, by ktokolwiek mu przeszkadzał, czy Hermiona.
Kobieta stała w miejscu i rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w swego męża. Nie potrafiła zrozumieć, co on tu robi. Co Draco robi w na wskroś mugolskiej dzielnicy! Jej zdumienie wzrosło, gdy usłyszała przyjazny głos człowieka, który jeszcze przed chwilą jej groził.
- Pan M, cóż za niespodzianka! Nie wiedziałem, że zapowiada się jakaś ciekawa gonitwa. Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby zaczekał pan chwileczkę, załatwiam tu taki mały interesik. Sam pan rozumie.
- Nie, Andre, nie rozumiem, za diabła nie rozumiem, jakie interesy mogą łączyć moją żonę z tobą.
Hermiona poczuła ulgę. Przynajmniej w pierwszym momencie była wdzięczna, że Draco się pojawił w podbramkowej sytuacji. Gniew z powodu faktu, że najnormalniej w świecie ją szpiegował, postanowiła odłożyć na później, zwłaszcza, że lodowate spojrzenie, jakie jej rzucił, świadczyło, że nie tylko ona odczuwa gniew.
- Że kogo? - bukmacher wyglądał tak, jakby zapomniał jak używa się słów i rozdziawił usta.
- Moją żonę - wycedził Malfoy. - Jest nią dopiero od niedawna, ale to nie oznacza, że możesz się do niej odnosić bez szacunku.
- Rozumiem, to taki żart - Andre roześmiał się, ale bez cienia radości i potarł jednodniowy zarost na brodzie.
- Czy ja wyglądam na człowieka, który lubi żarty? - chłodny i spokojny ton głosu Malfoya nie pozwalała na szeroką nadinterpretację. - A teraz może byś tak cofnął tę… wielce interesującą propozycje pracy. Nie sądzę, by moja żona była nią zainteresowana.
Andre jeszcze przez chwile patrzył na Dracona, jakby mimo wszystko to był jakiś żart, a kiedy wreszcie zrozumiał, że nikt się nie zaśmieje, odwrócił się w stronę Hermiony.
- Proszę mi wybaczyć, gdybym wiedział, że ma pani aż takie koneksje nigdy bym nie ośmielił się zażartować z pani w taki sposób. Rozumiem, że pani długi zostaną do końca spłacone. Dzisiaj.
- Jak już
panu mówiłam długi nie są moje i zostały już w wystarczający sposób spłacone.
- Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, do jasnej cholery, co się tutaj dzieje? O czym on mówi? - Draco był już naprawdę wkurzony.
- Mój ojciec miał problem z hazardem - Hermiona przygryzła wargę i wyglądała na zakłopotaną. - Nie wypłacał długów na czas i, odchodząc z tego padołu, łez pozostawił mi mnóstwo kasy do spłacenia. To wszystko.
Draco przewrócił oczami.
- No dobrze, ile mu jeszcze wisisz? - spytał łagodnie.
- Nie twój interes! - krzyknęła unosząc się honorem. - Zresztą, ja nic nie jestem mu winna.
- Z odsetkami będzie dwieście pięćdziesiąt funciaków - Stacatto, który bynajmniej nie podzielał zdania Hermiony, natychmiast podał sumę. - Większość spłacała... na raty i miałem już tego serdecznie dość.
- To nie usprawiedliwia twojego postępowania wobec kobiet, Andre - Malfoy skrzywił się z niesmakiem. - Jeżeli tak traktujesz swoje dłużniczki, to naprawdę jesteś świnią.
- Odezwał się dżentelmen w każdym calu - pani Malfoy powiedziała to bardzo cicho, tak żeby nie usłyszał jej żaden z mężczyzn, i dla niepoznaki odkaszlnęła.
- Panie M. to nie pana sprawa, jak kogo traktuje - Andre wyraźnie się zdenerwował. Nie lubił gdy ktoś zwracał mu uwagę, nawet jeśli był to jego najlepszy klient. - Jeśli ktoś nie zwraca moich pieniędzy, ma to, na co zasłużył.
- Uważaj, bo niedługo nie będziesz miał żadnego klienta.
- Czy to jest groźba?
- Drogi
przyjacielu, wiesz dobrze, że ja nikomu nie grożę. Ja po prostu składam obietnice, z których później się wywiązuje... bardzo skrupulatnie.
Andre uśmiechnął się zimno.
- Oczywiście.
- I nie bądź taki oficjalny, mów mi
Draco - Malfoy uśmiechnął się chłodno i uprzejmie.
Hermiona miała powiedzieć już coś na temat tajemniczego zwrotu
pan M., ale opanowała swoją ciekawość.
- Jasne - Andre musiał powstrzymać się przed splunięciem, bo wiedział, że jego bogaty i niebezpieczny `przyjaciel' tego nie cierpi.
- No, to ja ci spłacę dług Hermiony, jutro, w tym samym miejscu, o tej samej porze, a teraz żegnam cię i zabieram stąd moją szanowną małżonkę. Pozwolisz? - zwrócił się kurtuazyjnie do kobiety i podał jej ramię. Hermiona wolała się już nie wtrącać w spłacanie długów i nie protestować. Zimne oczy i chłodny uśmiech męża stanowczo ją od tego odwiodły.

*

- Z tym
dżentelmenem w każdym calu trochę przesadziłaś - powiedział, gdy byli już przed pubem. - Mam doskonały słuch - dodał z sarkastycznym uśmieszkiem, widząc jej zdziwienie.
Zagryzła wargę.
- Robisz to, gdy jesteś zakłopotana i kiedy coś zbroisz - ciągnął, przyglądając się jej chłodno. - To jest seksowne. - Odsunął ją od siebie na wyciagnięcie rąk i spoważniał. - Nigdy więcej tak lekkomyślnie nie postępuj. Nie sądzisz, że należało mi powiedzieć? Mam ochotę zlać cię na goły tyłek.
- Tobie? Tobie?! A z jakiej racji miałam mówić cokolwiek właśnie tobie?!
- Bo jesteś moją żoną. I nie histeryzuj!
- Draconie Malfoy, wiedz, że ja nigdy nie histeryzuję. Do diabła! Nie histeryzowałam nawet wtedy, gdy okazało się, że jesteśmy małżeństwem, więc przestań mi zarzucać, że histeryzuję! A po drugie, to, że jesteś moim mężem, nic nie znaczy, swoje długi spłacam sama. Zresztą, jakie długi? Ja mu nic nie jestem winna!
- Ale on i tak dostanie pieniądze, bo nie życzę sobie by ktoś mówił, że Malfoyowie są niewypłacalni, to by szargało nasze nazwisko.
- Och tak, NAZWISKO…
- Żebyś wiedziała, nazwisko, a teraz nie rób scen - bardzo łagodnie i z bardzo pobłażliwym uśmiechem podsumował Draco, dyskretnie skinąwszy głową na jakąś starszą damę, która gwałtownie odwróciła się, słysząc okrzyk pani Malfoy.
- Nie robię scen - warknęła bardzo cicho Hermiona, zabijając wspomnianą matronę wzrokiem. Miała ochotę trzasnąć go w tą uśmiechniętą pobłażliwie gębę.
Ale nie wypadało. W końcu znajdowała się w miejscu publicznym, przy ludziach. Cholera, tak naprawdę cała się do tego paliła, ale znała Malfoya i wiedziała, że może oddać. Ponadto kontrakt Merlina nie pozostawiłby tego bez śladu na jej skórze. O nie.
Zamiast tego odwróciła się od niego i zaczęła iść przed siebie. Szukała jakiegoś spokojnego, pustego miejsca, skąd by się mogła deportować.
Draco z nachmurzoną miną szedł za Hermioną. Według niego powinna mu być wdzięczna. W końcu pomógł jej. Do diabła, odkąd pokonano Voldemorta prawo bardzo się zmieniło, teraz każdy czar, użyty przy lub na mugolu, był dokładnie badany i mogły wyniknąć z tego nieprzyjemne konsekwencje. A ona nic, nawet zwykłego `dziękuje'.
- Ciekawe co byś zrobiła, gdybym się nie pojawił?
- Poradziłabym sobie - Hermiona nawet nie spojrzała w jego stronę.
- O tak, na pewno byś sobie poradziła. Pewnie rzuciłabyś na niego jakiś czar, a później byśmy byli na okładkach każdego brukowca.
-
My byśmy byli?
- Nie zapominaj jakie nosisz nazwisko. To do czegoś zobowiązuje.
- Tak i przede wszystkim daje ci prawo do tego, żeby mnie śledzić. Jak mogłeś?! - wybuchła. - Nie masz prawa łazić za mną i patrzeć mi na ręce!
Patrzyła na niego z ogniem nienawiści w oczach. Była zła, bo rzeczywiście ją uratował, a ona nie chciała mieć wobec niego żadnych długów. Była też wściekła, że za nią poszedł.
- Poszedłem za tobą tylko dlatego, że bałem się, iż możesz zrobić coś głupiego. I miałam rację - powiedział zimno. - Masz na nazwisko `Malfoy' i powinnaś myśleć o reszcie rodziny i jej dobrym imieniu.
- Ach, rozumiem! - Hermiona czuła teraz tylko gorycz i złość. - Tak naprawdę miałbyś gdzieś mnie, gdybym została zgwałcona, martwiłbyś się jedynie tylko o swoją rodową dumę. Dziękuję za troskę, drogi mężu - odwróciła się i pomaszerowała przed siebie.
Draco złapał Hermionę za rękę i odwrócił w swoja stronę.
- A czego ty, na szczątki Slytherina, oczekujesz? Miłości, oddania, przywiązania? Nie okłamujmy się, ty pogardzasz mną tak samo jak ja tobą. Tak, masz rację, nic by mnie to nie obeszło, tak samo jak ciebie, gdyby to mi się coś stało. Miałabyś to gdzieś. Nie oszukujmy się, Hermiono, nie warto. Pamiętaj, póki nosisz moje nazwisko będę się tobą opiekował właśnie z powodu tego nazwiska. Bo chociaż ty nim pogardzasz, to dla mnie ono coś znaczy. Mam nadzieję, że się rozumiemy.
Mimo, że w tym co powiedział było dużo racji poczuła się źle. To przecież on ją nazywał
szlamą, on sprawił, że zaczęła nim pogardzać i podchodziła z dystansem do wszystkich czarodziejów czystej krwi. On i jego sposób bycia były przyczyną tego, że traktowali się tak jak się traktowali, a wypominał to właśnie jej. Już miała powiedzieć, że to nieprawda, że ona na pewno nie miałby gdzieś, gdyby jemu coś się stało, bo naprawdę by ją to obeszło. Chciała mu wykrzyczeć, że wszystkich ocenia według siebie, przez pryzmat własnej, egoistycznej osobowości, ale pomyślała, że krzyk nic nie da. Jedynie sprawi mu satysfakcję, a ona wyjdzie na histeryczkę.
- Oczywiście - jej zimny uśmiech sprawił, że Malfoy poczuł się niepewnie. Nigdy nie widział, żeby Granger tak zimno się uśmiechała i w taki sposób patrzyła.- Liczy się tylko
twoje nazwisko i twoja czysta krew. Liczysz się tylko ty. Jakiż to skandal, że prowadzasz się z brudną szlamą, Draco. Co myślą twoi, nieskalani, czyści rodzice, co? Jak sądzisz? Pomyśl, jakie to straszne, że ze mną sypiasz i że cię dotykam. I nie tylko dotykam. W końcu jestem nie-czy-sta - wycedziła po malfoyowsku, zadowolona, że się zarumienił.
Draco przez chwilę przyglądał się Hermionie. Jego oczy nic nie wyrażały, a jedynym dowodem, że jej słucha był delikatny rumieniec, który bardzo szybko zbladł.
- Masz racje - odezwał się zimno. - Liczy się tylko moje nazwisko i zamierzam o nie dbać. A jeśli obchodzi cię reakcja moich rodziców, to już niedługo ją poznasz. Nie zapominaj, że z nimi zamieszkamy. A teraz wybacz, chciałbym się stąd wynieść.



Wyszukiwarka