16. SEATTLE
Dni mijały w zawrotnie szybkim tempie. Rodzina kupiła dom w Seattle, część rzeczy była już w nim, także połowa samochodów znajdowała się w nowym garażu. Ja i Jacob, oraz Seth byliśmy zapisani do szkoły, mieliśmy zacząć chodzić do niej od początku stycznia. Wszystko szło po myśli, jednak czasami… Myślałam o Nahuelu i o innym życiu. Gryzła mnie zwykła ciekawość jakby żyło się z kimś innym. Edwarda nie było zazwyczaj w pobliżu, a gdy wymsknęła mi się czasami myśl o moim przyjacielu, wychodził on z pokoju bez słowa. Od Jacoba dostałam bransoletkę z wilkołakiem, podobną, jaką nosiła moja mama. Nie spędzałam dużo czasu sama, no dobra nie spędzałam ani minuty sama, zawsze ktoś był przy mnie. Czasami, gdy budziłam się w nocy myślałam o wszystkim, co mnie czeka, analizując na spokojnie. Pewnego ranka, gdy przestałam myśleć o pół-wampirze zadzwonił przypominając o swoim istnieniu.
- Wiesz, że moja propozycja nadal jest aktualna. - to nie było pytanie.
Wiedziałam o tym doskonale. Powinnam odmówić jednak powiedziałam coś innego:
- Zobaczymy.
Rozłączyłam się od razu. To było już wiadome - odwiedzę go.
Widziałam, że Bella z bólem serca opuszcza swoje magiczne miasteczko. Jej oczy potrafiły powiedzieć całą prawdę.
- Wrócimy tu jeszcze. - mruknął jej do ucha Edward.
Mi samej było smutno, lecz zrobiliśmy to, co było `rozsądne'. Jechaliśmy dość szybko, na prowadzeniu było porsche, w którym siedział Jasper, Alice, Carlise i Esme. Potem jechaliśmy my Edward, Bella, Jacob, Seth i ja. Tak na marginesie muszę zapamiętać, że siedzenie na tylnym siedzeniu, gdzie ma się koło siebie takich olbrzymów nie jest wygodne. Za nami podążał jeep Emmetta i Rosalie, wuja był strasznie zirytowany, że musi jechać na samym końcu. Wszystko, co było nam potrzebne zostało dawno przewiezione, więc nie mieliśmy ze sobą żadnych kartonów ani toreb. Właściwie nie przewoziliśmy zbyt dużo rzeczy, gdyż Alice uparła się, że wszystko musi być nowe. Zastanawiałam się jakbym chciała urządzić pokój, gdy nagle oślepiło mnie słońce. Założyłam swoje nowe okulary, które dostałam od Rose, uważała, że pasują do mojej jasnej cery.
- Nie będzie kłopotów w szkole? - Seth przyglądał się ramieniu Belli, które lekko błyszczało, gdyż dotarły do niego lekkie promyki słońca. Seth, no właśnie... Cieszyłam się, że wyjeżdża z nami, i byłam zdziwiona, że mu pozwolono, tak naprawdę byłam pewna, że się o to pokłócili. Jacob zapewniał mnie, że dano mu wolną rękę całymi godzinami. Po części czułam się okropnie, bo zabierałam ich, chociaż mieli własne rodziny. Billy jednak powiedział, że jest najszczęśliwszy, bo jego syn ma mnie. Obiecałam mu, gdy zostaliśmy sami, że wrócimy jak najprędzej. Chciałam wrócić tu z Jacobem. Może zamieszkalibyśmy z Charliem?
- Myślę, że nie. Najwyżej opuścimy jakiś dzień w szkole. - mrugnął do żony Edward. Ona dała mu sójkę w bok, zapewne, dlatego, że powiedział to przy nas. Dawał nam nowe pomysły. Siedziałam ściśnięta pomiędzy dwoma towarzyszami .
- Nessie nie musi nic jeść na szkolnej stołówce. Będzie mi dawała swoje porcje. - mogłam się domyślić, że to powie, Jake jadł ogromnie wielkie posiłki.
- Musi jeść, żeby inni widzieli
Moja mama dała mi wykład, co mam robić, a czego nie mam robić. Z dnia na dzień bardziej się niecierpliwiłam, chciałam już wejść do klasy i zacząć uczyć, poznać nowych ludzi.
- Jak tu ładnie - Seth przerwał ich rozmowę wskazując podbródkiem coś za szybą.
Przejeżdżaliśmy przez most, widzieliśmy panoramę Seattle.
- Widoczny jest wiecznie śnieżny szczyt Mount Rainier - powiedziałam, gdy naszym oczom ukazała się śnieżna piramidka.
Seth zapatrzył się na górkę, po czym rzekł:
- Czuję się przy tobie cofnięty w rozwoju.
Zachichotałam.
- Daj spokój, poczytałam trochę.
- Ile ci zajęło to? Pięć minut jak zawsze czy nowy rekord? - uśmiechnął się do mnie łobuzersko. Jacob pokręcił tylko głową i postanowił odegrać się na koledze:
- Już widzę jak będziesz zarywał noce ze swoim ptasim mózgiem próbując się czegoś nauczyć.
- I kto to mówi! - Bella cmoknęła teatralnie w powietrze.
Tak, więc przeprowadziliśmy się do Seattle największego miasta w północno-zachodnich Stanach Zjednoczonych, tym samym w stanie Waszyngton, usytuowane pomiędzy Zatoką Puget a jeziorem Waszyngtona z ujściem na Pacyfik, prawie 108 mil (174 km) na południe od granicy USA-Kanada. Byłam pewnie, że ktoś wpadnie na pomysł, by przejechać się do Kanady. Forks i Seattle dzieliło 139 mil. Nasz dom znajdował się na ulicy Hades St. Blisko mieliśmy park i rzekę Lake Union (praktycznie przy samym domu). Do szkoły mieliśmy jeździć samochodami, Seth i Jacob byli starsi o rok ode mnie. Renee, moja babcia ucieszyła się, że gdy do nas doleci będzie bezpośrednio lotnisko w tym samym mieście. W końcu naszym oczom ukazał się biały dom. Był taki otwarty i przytulny, przypominał mi ten sam, co w Forks, jednak był większy. Prawą stronę pokrywały same okna, tam zapewne miała zamieszkać Alice. Zauważyłam, że po boku jest niewielki mały balkonik, któy odrazu mi się spodobał. Jednak nie minusem było to, że wszyscy w nim zamieszkamy. Dzielenie myśli z tatą, a każdy inny miał słyszeć wszystko, nawet najmniejszy szept.
- Przeprowadzimy się, ale to trochę później. - Edward przytulił mnie ramieniem. Wzruszyłam ramionami. Wolałabym mieszkać tylko z nim i Bellą. Sama nie wiedziałam jak to będzie być pod jednym dachem z Jacobem i Sethem. Zwiedzałam pokoje każdy po kolei, tak jak wcześniej odgadnęłam pokój Alice to praktycznie same okna, a połowa to drzwi do wielkiej garderoby. Rosalie i Emmett mieli razem pokój, który był urządzony według blondyny no i również miał wielką szafę z ubraniami. Żadne z pokoi nie miało łóżka, więc mocno się zdziwiłam, gdy zobaczyłam je u Belli i Edwarda.
- Wiesz oni wolą robić to po ludzku. - Emmett jak zawsze musiał głośno myśleć. Bella wywróciła oczami. Odeszłam od nich i ruszyłam ku drzwiom, które były osamotnione na końcu korytarza. Pchnęłam nieśmiało drzwi. Kolor ścian był błękitny, a meble białe, mimo, że kolory były podobne do mojego pokoju w kamiennym domku, wszystko było inne. Nagle zauważyłam pewien instrument. Słońce, która wpadało przez okno, oświetlało owy przedmiot.
- O kurde! - podbiegłam do gitary.
- Podoba ci się? - w progu stała Esme.
- Jasne! Dziękuje! - oglądałam ową rzecz pod każdym kątem.
- Proszę, czekam na twoją pierwszą piosenkę. - powiedziała odchodząc. Nie umiałam jeszcze grać na gitarze, ale zamierzałam poświecić jej jak najwięcej czasu.
Czytałam wiele książek o przeprowadzkach, wiele razy pojawiała się w nich tęsknota. Tęsknota za starym domem, tym kamiennym i białym. Długo nie mogłam zasnąć. Wsłuchana byłam w dźwięki NOWEGO domu. Słyszałam jak wiatr próbuje przedostać się przez małą szparę w podłodze. Co kilka minuty przejeżdżał obok jakiś samochód. Szum drzew w lesie, płynąca woda. A co dwie sekundy słyszałam bicie serca, mocne jak dzwon. Leżałam na ramieniu Jacoba, który już od dawna smacznie spał. Z tego punktu widzenia wszystko wydawało się banalnie proste.