|
|
|
|
Mamy w Polsce wampiry! |
|
Tworzą zamknięte klany, słuchają mrocznej gotyckiej muzyki, unikają światła, organizują orgie i piją ludzką krew. Ojcowie dominikanie stworzyli nawet specjalny program do walki z wampirami, które żyją na naszej ziemi od wieków. Dzięki piciu krwi mają uzyskiwać sekretną wiedzę, energię życiową oraz mogą przemieniać się w nadludzi. To z pewnością trochę naciągane umiejętności, ale grupy wampiryczne w Polsce to już rzeczywistość. |
|
|
|
|
|
Swoją strukturą przypominają zamknięte grupy satanistyczne i do udziału w ceremoniach dopuszczają nielicznych. Kandydaci rekrutowani są zazwyczaj na listach dyskusyjnych przez Internet, choć także są wprowadzani w krąg wtajemniczonych przez członków tych elitarnych klubów. Współczesne wampiry nie szukają przypadkowych ofiar, lecz wybierają je wśród przyjaciół. |
|
|
|
W pamięci szczególnie utkwił mu garbaty „wampir”, pochowany w pozycji skurczonej ze spętanymi rękami i z nożem w plecach. Podobnych wampirzych grobów odkrywa się w naszym kraju zresztą więcej. Na przykład na terenie cmentarzyska szkieletowego na Wzgórzu Świętojakubskim w Sandomierzu, w Pawłowie koło Zawichostu oraz w Lesie Stockim.
Najbardziej popularnymi metodami unieszkodliwiania wampirów były odkopanie grobu i przebicie nieboszczyka kołkiem lub zębem od brony, przebicie głowy żelaznym gwoździem, odwrócenie zmarłego na plecy i położenie na nim sierpa. Aby zwalczyć wampira, nie trzeba było nawet rozkopywać grobu. Wystarczyło wywiercić dziurę i wlać wodę święconą, zakopać w grobie ciernie, aby nieboszczyk natrafiwszy na kolce nie mógł wyjść czy wetknąć w ziemię nóż lub ostry gwóźdź. Jednak za najskuteczniejsze uważano obcięcie głowy i ułożenie jej między nogami trupa, tak aby nie mógł jej dosięgnąć.
Tunel upiorów
- Mój ojciec dwa razy spotkał wampira - opowiada Zofia Napora, mieszkanka Chrobrza. - Pierwszy raz za pałacem w Angielskim Dole i drugi obok kapliczki nad stawem. Upiór ubrany był elegancko - w buty z cholewami. Stał ze szpicrutą i uderzał nią o swoją nogę. Ojciec opowiadał jeszcze, że nie miał głowy.
Wiele osób w Chrobrzu twierdzi, że w Angielskim Dole, czyli w wąwozie nieopodal dawnego pałacu Wielopolskich, pojawiają się wampiry lub po prostu upiory (według demonologa Bohdana Baranowskiego stosowano różne nazwy na tę samą istotę demoniczną, także wampierz czy strzygoń). Ale to nie jedyne miejsce. Ponoć kryją się także w katakumbach gotyckiego kościoła, skąd tunel prowadzi na cmentarz.
Przez wąską szczelinę w fundamentach kościoła widać niewyraźne zarysy trumien. - Są, a przecież według ksiąg parafialnych nikogo tu nie pochowano - pokazuje przez szparę w murze Paweł Bochniak, student geofizyki, od lat tropiący tajemnice Chrobrza. Trumien jest dużo, niektóre są uchylone i widać jakby złote rękojeści szabel. Przeglądając księgi parafialne, które obejmują prawie 400 lat, przyszły geofizyk zwrócił uwagę, że miejscowi proboszczowie odnotowywali dużo niewyjaśnionych zgonów i zniknięć.
- Dziadek opowiadał, że po wojnie na cmentarzu zaczęto znajdować rozkopane groby, a nawet ślady, jakby ktoś w nich spał - mówi Paweł. - Zebrało się wówczas kilku mężczyzn i obstawili wejścia. Zobaczyli upiora. Jak idzie główną aleją i znika w kaplicy. Gdy weszli do środka, nie było nikogo. To małe pomieszczenie i nie ma gdzie się ukryć. Nieżyjący już grabarz mówił, że tam było wejście do tunelu. Ale on tego sam nie sprawdzał, bo się bał...
W opowieściach ludzi z Chrobrza przewija się często motyw dzwonu. Podobno dawniej w nocy nagle się odzywał i ten, kto go słyszał, umierał lub znajdował się w innym miejscu. Winę za to może ponosić wampir tzw. wieszczy, który wstaje z grobu i pociąga za gruby sznur.
Nóż do trumny
Najstarsza osoba w Chrobrzu, 93-letnia Rozalia Żeluchowska mieszka w domu w pobliżu kościoła. W stuletniej drewnianej chałupie unosi się dojmujący zapach czosnku i majeranku. Mimo sędziwego wieku kobieta wciąż ma doskonałą pamięć. Początkowo zarzeka się, że wampirów nie ma. Dopiero po chwili opowiada: - Jak kupiłam dom, to przychodził do mnie jego poprzedni, zmarły już gospodarz. Stawał tu w drzwiach i krzyczał, że on tu mieszka. Musiałam dać na mszę za jego duszę i daję na każde święta.
- Były u nas wampiry - po chwili namysłu przyznaje Żeluchowska. - Dubaj Władysław, co serce miał z drugiej strony. Jak sobie kogoś upodobał, to koniec z nim był. W końcu umarł i włożyli mu nóż do trumny. No i była hrabianka Wielopolska. Na jej ślubie koń zapadł się w tunel, który prowadzi z kościoła na cmentarz. Ale nie całkiem, tak do połowy. Za to panna młoda to szczęścia potem nie miała. Ludzie mówili, że się upiorem stała...
Krzysztof Wielopolski, który wyjechał z Chrobrza jako młody chłopak, tych zdarzeń nie pamięta. - Moi przodkowie nie słynęli z urody, ale o żadnych upiorach nie słyszałem - wspomina. - Choć był w naszej rodzinie duch. Jeden z Wielkopolskich kazał zamurować żywcem swoja córkę, a ta po śmierci schodziła po schodach, licząc kroki. Miało to symbolizować długość trwania naszego rodu.
Strzygoń z ORMO
Wampirami w powszechnej opinii były osoby o niezwykłym wyglądzie (ze zrośniętymi brwiami, rudzi, z nietypowymi zębami) lub cierpiące na „dziwne” choroby, a zwłaszcza na porfirię - rzadką chorobę krwi, charakteryzującą się bladością, unikaniem światła, zniekształceniami skóry twarzy. Jednak nie tylko wygląd predysponował do zostania po śmierci wampirem. Stawali się nimi także ludzie, którzy wykazywali złe skłonności lub nie mieli odpowiedniego chrześcijańskiego pochówku, przede wszystkim samobójcy. Istniało silne przekonanie, że osoby, które targnęły się na swoje życie, wszystkie bez wyjątku, muszą stać się upiorami. Według księdza Władysława Siarkowskiego, dziewiętnastowiecznego etnografa, dlatego zawsze chowano ich daleko od wsi w lasach i na nieużytkach, bo dodatkowo sprowadzali grady i nawałnice.
Maleńki cmentarz samobójców znajduje się kilka kilometrów za Chrobrzem. Po drodze Adam Ochwinowicz, urzędnik starostwa w Pińczowie, zwraca uwagę na rozsiane po okolicznych polach kapliczki: - Jest ich tu najwięcej w Polsce. Święty Mikołaj zawsze stawiany był na granicy wsi i chronił miejscową ludność przed wilkami - tłumaczy. A może przed wampirami? Bo wampiry nie zawsze opuszczały grób pod własną postacią, czasami były to psy, barany lub właśnie wilki.
Zarośnięty krzakami cmentarzyk robi przygnębiające wrażenie. - Ostatniego samobójcę pochowano tu kilkadziesiąt lat temu - mówi Adam Ochwanowski. - To był młody chłopak, wioskowe popychadło. Chciał się dowartościować i wstąpił do ORMO (Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej), a potem to mu już mu żyć nie dali i w nocy powiesił się.
Nieopodal miejsca pochówku samobójców mieszka Stanisław Mucha, ludowy skrzypek, który pamięta wiele takich pogrzebów. - Kiedyś chowano samobójców nawet bez trumny. Tylko trzeba było ich zagrzebać twarzą do dołu. Bo uważano, że są opętani i na pewno ożyją. Natomiast gdy spoczywają na brzuchu, to będą „ziemię gryźć” - opowiada Mucha. - Najgorzej, jak już taki upiór wstał z grobu. Sąsiadka poszła po siano, a tam trup leży i ktoś z tego człowieka coś wyciąga. Kobieta straciła wzrok, bo nie wolno było na nich patrzeć. A jak ktoś już ich spotkał, to musiał uciekać. Jednego mężczyznę upiory goniły aż do domu. Ledwie drzwi zatrzasnął. Usłyszał jeszcze warczenie przez drzwi: „Masz szczęście, bo już kaleką byś był albo martwy”.
O współczesnych polskich wampirach najwięcej wiedzą ojcowie dominikanie.- Wampiryzm jest zaprzeczeniem naszego człowieczeństwa - mówi ojciec Radosław z Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach w Poznaniu.
Ostre kły
Dominikanie zarzucają zrzeszonym w sektach wampirystycznych posługiwanie się technikami psychomanipulacji, aby swych członków uzależnić i uczynić posłusznymi. Im jest się bardziej zaangażowanym w sektę, tym praktyki wampirystyczne stają się bardziej wyrafinowane. Oprócz picia krwi, współczesne wampiry sypiają w trumnach i odprawiają okultystyczne rytuały. Panuje wśród nich także moda na... ostrzenie zębów!
- Każdy przypadek zaangażowania w taką sektę trzeba traktować indywidualnie - tłumaczy ojciec Radosław. - Może to być tylko podwórkowe zafascynowanie innością lub coś naprawdę groźnego dla życia naszego i naszych bliskich. Głębokie przekonanie zakonników o istnieniu w Polsce zagrożenia wampiryzmem pośrednio potwierdza policja. - Otrzymujemy zgłoszenia o kradzieży krwi z banku krwi czy o nietypowych ugryzieniach - przyznaje rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji w Warszawie. - Ale klasyfikowane to jest według kodeksu karnego jako kradzież czy uszkodzenie ciała.
W wampirycznej biblii czytamy: „Jestem wampirem. Czczę moje ego i czczę moje życie, bo ja jestem jedynym Bogiem. Wywyższam swój rozsądek i nie żywię przekonań pozostających z nim w sprzeczności. Jestem świadomy, że nie ma nieba ani piekła i widzę śmierć jako zniszczenie życia. Jestem wampirem. Pokłońcie się przede mną”.
Konrad Piskała