07 Teologia negatywna


7. Mikołaj z Kuzy - dialektyka mistyczna.

Zajmiemy się teraz myślą kardynała Mikołaja z Kuzy (1401 - 1464), zwanego z łacińska Nicolaus Cusanus. Nazwisko pochodzi od nazwy miasta, gdzie się urodził, która po niemiecku brzmiała Kues. Na początku parę słów o jego drodze życiowej. Jego studia uniwersyteckie to tak naprawdę były studia prawnicze, które odbył najpierw w Heidelbergu, potem w Padwie. Skomponowano dla niego katedrę prawa w Rouen(?), jednak odmówił je prowadzenia, ponieważ chciał działać praktycznie jako doradca prawny Soboru z Bazylei w 1432 - 1438. Wysyłano go w przeróżnych misjach także do Bizancjum. Jedna z anegdot filozoficznych na jego temat opowiada, że kiedy w drodze powrotnej z Bizancjum płynął do Wenecji i na Adriatyku morze ogarnęła cisza, statek przez długi czas tkwił nieruchomo. Wtedy Mikołaj odkrył swoje największe osiągnięcie filozoficzne, mianowicie „współistnienie sprzeczności” - coincidentia oppositorum. Odkrycie to nie przeszkodziło mu jednak w przyjęciu święceń. Ciekawe, że historycy nie zdołali odkryć, gdzie został wyświęcony na księdza. Musiał bowiem otrzymać gdzieś świecenia kapłańskie, aby potem móc zostać kardynałem. A stało się to między rokiem 1438 a 1440.

Był niesłychanie czynny, aktywny i jednocześnie bardzo płodny pisarsko. Niektórzy uważają go za ostatniego z myślicieli średniowiecza, a inni traktują jako pierwszego myśliciela renesansu. Ale to trochę tak jak z Niemcami, którzy stali okrakiem nad Alpami; jedną nogą w Italii, drugą na Północy. W kościele dominikanów można obejrzeć epitafium Kallimacha autorstwa Wita Stwosza, które posiada charakter ściśle renesansowy, zawiera bowiem wszystkie włoskie elementy. Kiedy natomiast pójdziecie do naszej parafii, czyli do Kościoła Mariackiego, natraficie na gotyk w czystej postaci. To jest mniej więcej ten sam czas.

Podstawowe dwa pojęcia, które organizują całą myśl Kuzańczyka to docta ignorantia i coincidentia oppositorum. Pierwsze z tych pojęć tłumaczy się na ogół jako „uczoną niewiedzę”. Równie dobrze można jednak - jak zrobiła to pani Agnieszka Kijewska z KUL - u, znawczyni nurtu neoplatońskiego - nazwać ją „oświeconą niewiedzą”. Zarówno „uczona” jak i „oświecona” niewiedza, dobrze oddaje paradoks tego określenia. Niewątpliwie nawiązuje ono do Sokratesa i jego znanego powiedzenia „wiem, że nic nie wiem”. To jest właśnie szczyt wiedzy. Oczywiście docta ignorantia odnosi się przede wszystkim do Boga. Uczona niewiedza dotyczy poznania Boga, ale nie dotyczy istnienia Boga, tylko Jego natury. Kuzańczyk zajmował się tym nie tylko z racji bycia kardynałem Kościoła Rzymskiego, ale dlatego, że był mężem uczonym, przekonanym chrześcijaninem. Nie negował istnienia Boga, twierdził natomiast, iż to, Kim jest Bóg - quid sit Deus - całkowicie przekracza ludzką możliwość poznawczą. Czy do końca? Zaraz się przekonamy, albowiem nie jest to takie proste.

Zasadniczą przesłanką pozwalającą tak mocno podkreślać ową uczoną niewiedzę w materii poznania natury Boga, było przekonanie, iż Bóg jako nieskończony, nie pozostaje w żadnej proporcji do stworzonego świata. Zresztą za całym nurtem nominalizmu późnośredniowiecznego, odrzucającego pojęcie analogii, czyli możliwości orzekania o Bogu na zasadzie jakiegoś podobieństwa stworzeń do Boga, była to pierwsza podstawowa racja. W myśl innej racji odrzucenie analogii uzasadnione było brakiem jakiejkolwiek proporcji pomiędzy tym, co skończone, a nieskończonym. Istnieje pewien związek pomiędzy nimi, ale zobaczymy go dopiero przy większym rozwinięciu koncepcji Mikołaja z Kuzy. Cokolwiek mówilibyśmy na temat uczonej niewiedzy, Kuzańczyk jest przekonany, że Bóg jest ontologicznie pierwotny w stosunku do kosmosu, do świata. A jednocześnie jest w tym świecie obecny. Wszystko zawiera się w Bogu, jak wszystkie liczby zawierają się w jedności. - głosi zasada complicatio, o której jeszcze powiemy. Explicatio stanowi rozwinięcie tego problemu.

Tyle informacji ogólnych na temat Kuzańczyka. Zajrzyjmy teraz do jego tekstu zatytułowanego „O tym, że wiedzieć to znaczy nie wiedzieć”. Tytuł jest równie obszerny jak sartre'owskie „Byt i Nicość” - to znaczy obejmujący dokładnie wszystko.

„ Wszelkie tedy dociekanie zasadza się na prostym bądź bardziej złożonym stosunku porównawczym (in comparativa proportione)”. Każde poznanie jest jakimś porównaniem.

„Z tego powodu nieskończoność jako taka jest czymś nie znanym, gdyż wymyka się wszelkiemu stosunkowi”. Przykładem jest opis człowieka porównujący go ze zwierzęciem i wskazującym różnice. Kiedy definiuję człowieka jako „zwierzę rozumne”, wskazuję na różnicę i owa diferentia specifica stanowi efekt poznawczy. Natomiast nieskończoność nie wchodzi w jakikolwiek stosunek ze skończonością, nie istnieją tu żadne proporcje.

„Stosunku zaś, ponieważ wyraża zarówno zgodność w jakimś jednym punkcie, jako też różnicę, nie sposób pojąć bez liczby, ta bowiem obejmuje wszystko, co da się ująć stosunkiem. Liczba zatem ustanawia stosunek nie tylko ilościowy między rzeczami, ale wyraża stosunki między wszelkimi rzeczami mogącymi się sub-stancjalnie albo przypadłościowo różnić lub zgadzać z sobą. Bodaj właśnie dlatego Pitagoras uważał, że wszystko jest ustanowione dzięki mocy liczb i dzięki niej może być pojęte”.

Kuzańczyk, prawnik z wykształcenia, amatorsko zajmował się matematyką i interesował się bardzo ważnymi badaniami matematycznymi wśród intelektualistów włoskich. Miał zresztą wielu przyjaciół i to zarówno wśród uczonych, wykładowców, jak i wśród artystów. Jak pamiętamy, okres jego życia przypadał na quattrocento, jeden z najwspanialszych okresów w sztuce, szczególnie we Florencji, w której też przebywał. W okresie renesansu ożył nurt pitagorejski, studiowano więc Pitagorasa i traktowano matematykę jako niesłychanie ważne narzędzie poznania wszelakiego. W dziedzinie matematyki szczególnie ważne były dla Kuzańczyka były prace Boecjusza z IV wieku, zwanego z łacińska Boetiusem. Twierdził on za pitagorejczykami, że liczba 1 zawiera w sobie wszystkie liczby. A wielość liczb jest rozwinięciem jedności. Dzięki matematyce możemy pojąć, że liczba ustanawia stosunek nie tylko ilościowy między rzeczami, ale stosunki między wszelkimi rzeczami.

„Precyzja połączeń [zachodzących] w rzeczach cielesnych tudzież harmonijne dostosowanie się tego, co znane do tego, co nie znane, tak dalece przekracza ludzki rozum, że Sokrates był przekonany, iż nie wie nic oprócz tego, że nie wie, ogromnie zaś mądry Salomon twierdził, iż „nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami”. Już w samym tytule tego dzieła, którego pierwszy rozdział czytamy - „De docta ignorantia” - „O uczonej niewiedzy” mamy bardzo świadome nawiązanie do Sokratesa, ale także i do ksiąg biblijnych. Kuzanczyk był przekonany, że to Salomon jest autorem księgi, którą teraz nazywamy Księgą Koheleta. Inni zaś mówią, że mądrość, siedziba zrozumienia, zakryta jest dla oczu żyjących.

„Jeśli nadto także wielce głęboki Arystoteles utrzymuje w Pierwszej Filozofii, że nawet wniknięcie w najoczywistsze sprawy natury jest dla nas równie trudne, jak gdy sowy próbują ujrzeć słońce - to rzeczywiście pragniemy posiąść jakąś wiedzę o własnej niewiedzy, skoro nasza żądza poznania nie jest zupełnie czcza”.

Przykład sowy jest dość stary i pochodzi jeszcze od Arystotelesa, jest przytaczany kolejno przez wielu filozofów, skończywszy na Heglu, który powiada, że „sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu”. Sowy dobrze widzą w nocy i na tym polega mądrość filozoficzna; sowa widzi to, co dla wszystkich jest ciemne. Natomiast w dzień sowa nie widzi, bo jest oślepiona. To podobno nieprawda, bo sowa widzi równie genialnie w dzień, jak i w nocy. Lata nocą, bo wtedy łatwiej jej polować. Nie wchodzę jednak w biologię, bo nocny lot sowy to w tej chwili problem filozoficzny.

„Jeślibyśmy zdołali to w pełni osiągnąć, posiedlibyśmy oświeconą niewiedzę”. _ czyli ową docta ignorantia. „Albowiem człowiek - nawet najbardziej gorliwy w nauce - nie znajduje w naukach nic doskonalszego niż w niewiedzy sobie przyrodzonej, którą uzna wówczas za wiedzę najwyższą. I tym będzie mądrzejszy, za im większego się uzna ignoranta. Mając to na uwadze, podjąłem trud napisania paru rzeczy o oświeconej niewiedzy”. Jak każdy filozof, Mikołaj z Kuzy nie grzeszy skromnością, aczkolwiek podkreśla, że przyszło mu to z trudem, jak przystało na sowę, która wylatuje w nocy. Proszę zwrócić uwagę na to, iż termin docta ignorantia ma oznaczać nie ignorancję simplex - jak powiedzielibyśmy z łacińska. Nazywa się ją także ignorantia crassa - tłusta. Tłustą ignorancję przejawia młody człowiek, który nie nauczył się fizyki, przez to nie zaliczył przedmiotu i mówi: po cóż mi fizyka. Natomiast docta ignorantia charakteryzuje podejście Einsteina, który mówi: cóż my tak ostatecznie wiemy o tym świecie? Docta ignorantia nie jest więc ignorancją po prostu, lecz uczoną niewiedzą.

W tym momencie odkładamy uczoną niewiedzę, aby sięgnąć po bardzo urokliwy traktacik „O Bogu ukrytym” czyli „Rozmowa dwóch, z których jeden jest Poganin, drugi zaś Chrześcijanin”. Czyli krótka rozprawa między poganinem a chrześcijaninem. Trudno określić, kogo by tutaj reprezentował ów poganin, choć Kuzańczyk interesował się sprawami dialogu z islamem. Pamiętajmy, że 1453 to data zdobycia Konstantynopola przez Turków, jedna z fundamentalnych dat historycznych. Mikołaj z Kuzy jako delegat papieski interesował się tym i napisał pracę o islamie. Zresztą w czasie soboru w Bazylei spotkał się z człowiekiem, którego nazwiskiem straszy się dzieci - Torquemada. Był to słynny inkwizytor, autor dzieła „Tractatus contra principales errores perfidi Mahometi”. Myślę, że nie trzeba tego tłumaczyć. Kuzańczyk zatytułował swoją pracę na temat islamu „Qui bratio (?) al Corani”, czyli „Badania wokół Koranu”, więc było to sformułowane dużo bardziej ekumenicznie, niż traktat Torquemady. Terminem paganes określano często w średniowieczu muzułmanów, jako najbliższych temu nurtowi, w odróżnieniu choćby od Żydów. Prawdopodobnie partnerem chrześcijanina w tej rozmowie jest właśnie muzułmanin, ale z tekstu nie wynika, że właśnie tak jest.

Poganin widzi chrześcijanina jako człowieka religijnego, który z nabożeństwem leje łzy miłości.

„Mówi POGANIN: Widzę, że kłaniasz się z wielkim nabożeństwem i lejesz łzy miłości, nie udawane przecież, lecz prawdziwe. Kim jesteś?”

CHRZEŚCIJANIN: Chrześcijaninem.

POGANIN: Co wielbisz?

CHRZEŚCIJANIN: Boga.

POGANIN: Kim jest Bóg, którego wielbisz?

CHRZEŚCIJANIN: Nie wiem. (traktat mówi o Bogu ukrytym).

POGANIN: Więc z taką powagą wielbisz coś, czego nie znasz?

CHRZEŚCIJANIN: Wielbię dlatego właśnie, że nie znam.

To bardzo ważny argument, przytoczony już na początku przez chrześcijanina. Właśnie dla tej racji jest religijny.

POGANIN: Dziwne to dla mnie, że człowiek lgnie sercem do nie znam.

CHRZEŚCIJANIN: Dziwniejsze by było, gdyby lgnął do tego, co mniema, że zna.

POGANIN: Dlaczego?

CHRZEŚCIJANIN: Dlatego, że ten, kto sądzi, że wie, wie od tego, kto uważa, że nie wie.

Mamy tu do czynienia z najczystszej wody dialektyką. Wynika stąd, że akt poznania afirmatywnego oparty jest zawsze na akcie wiary; bo wie od tego, kto uważa, że nie wie; czyli zawierza temu, kto nie wie.

POGANIN: Wyjaśnij to, proszę...

CHRZEŚCIJANIN: Każdy, kto uważa, że coś wie, wydaje mi się szalony, bo przecież nic wiedzieć nie można.

Leszek Kołakowski w swoich telewizyjnych pogadankach „O co nas pytają wielcy filozofowie”, zwraca bardzo słusznie uwagę na to, że niewątpliwie mistyk, jakim był Kuzańczyk, używał bardzo często argumentów „z zasobu sceptyckiego”. Istnieje ciekawe pokrewieństwo intelektualne (by nie powiedzieć duchowe) pomiędzy mistykiem a sceptykiem; z tym, że sceptyk poprzestaje na bezradności, natomiast mistyk poszukuje czegoś więcej. O tym, że nic wiedzieć nie można, na pewno mówi sceptyk. Poganin reaguje na to bardzo roztropnie:

POGANIN: A mnie się zdaje, żeś to ty do cna obrany z rozumu, skoro twierdzisz, że nic wiedzieć nie można.

Oto stary argument przeciw sceptykom; skoro twierdzisz, że nic nie można poznać, to przynajmniej samo twierdzenie, że nic nie można poznać, jest jakimś twierdzeniem. W takim razie wpadasz w sprzeczność, bo wypowiadasz się o czymś, co jest niemożliwe.

CHRZEŚCIJANIN: Ja przez wiedzę rozumiem uchwycenie prawdy. Kto więc mówi, że wie, twierdzi, że uchwycił prawdę.

Co to znaczy? Poznanie następuje wtedy, gdy jego przedmiotem jest prawda.

POGANIN: I ja tak sądzę ...

Poganin zgadza się z tym, bowiem każdy sądzi, że celem poznania jest właśnie uchwycenie prawdy.

CHRZEŚCIJANIN: Ale jak można uchwycić prawdę, jeśli nie za pomocą jej samej? Tedy nie da się jej uchwycić, bo najprzód jest ten, kto chwyta, a później to, co uchwycone.

POGANIN: Że prawdę można uchwycić tylko przez nią samą - tego nie rozumiem.

CHRZEŚCIJANIN: Sądzisz więc, że można ją uchwycić inaczej i w czymś innym?

POGANIN: Tak.

CHRZEŚCIJANIN: Jawnie błądzisz, gdyż prawdy poza prawdą nie ma, tak jak nie ma kolistości poza kołem, a człowieka - poza ludzkością. A więc prawdy nie sposób odnaleźć poza obrębem prawdy - ani inaczej, ani w czymś innym.

POGANIN: Skąd tedy wiem, czym jest człowiek, czym jest kamień i tak dalej - o wszystkim, co znam?

CHRZEŚCIJANIN: Nic z tego nie znasz, a tylko sądzisz, że znasz. Jeślibym cię spytał o prawdziwą naturę tego, co sądzisz, że znasz, stwierdziłbyś, że nie potrafisz wyrazić, czym naprawdę jest człowiek lub kamień.

Można bowiem tylko porównać na przykład człowieka do zwierzęcia i powiedzieć, że jest zwierzęciem rozumnym. Ale czym jest człowiek w samej swej istocie? Na to pytanie nie da się odpowiedzieć.

Skoro wszakże wiesz, iż człowiek nie jest kamieniem, to nie dzięki swej wiedzy o człowieku, kamieniu i różnicy [między nimi], ale z przypadku, z rozmaitości działań i obrazów, które rozróżniasz i którym przyporządkowujesz rozmaite nazwy. Albowiem sam ruch umysłu rozróżniającego nadaje nazwy.

POGANIN: Jedna jest prawda, czy wiele?

CHRZEŚCIJANIN: Tylko jedna, bo tylko jedna jest jedność, a prawda pokrywa się z jednością, jako że to, co prawdziwe, jest jedną jednością.

W tym momencie znajdujemy się zdecydowanie w kręgu myśli neoplatońskiej. Prawda i jedność są czymś fundamentalnym. A więc prawdziwe poznanie możliwe jest nie dzięki poznaniu zmysłowemu, które prowadzi ostatecznie zawsze do ignorancji - i to „tłustej”. Niewiele możemy poznać posługując się np. matematyką. Ale tam, gdzie chodzi o poznanie prawdy w najgłębszym tego słowa znaczeniu, możemy dojść do niej tylko wtedy, gdy uświadomimy sobie, że jedna jest prawda, tak jak jedna jest jedność.

Tak jak w liczbie znajdujemy tylko jedną jedność, tak też w wielu [prawdach] tkwi tylko jedna.

Wedle poglądu podzielanego przez Kuzańczyka, liczba 1 zawiera w sobie wszystkie liczby. Stąd ten, kto nie osiągnie [zrozumienia] jedności, nie pozna nigdy liczby, kto zaś nie uchwyci prawdy w jedności, nigdy nic w istocie nie będzie wiedział. I choć uważa, że wie [coś] prawdziwie, to jednak łatwiej poznaje to, o czym sądzi, że wie.

Bardzo chytre sformułowanie, zakładające, że ostatecznie nie mamy do czynienia z poznaniem prawdy, lecz z mniemaniem o poznaniu prawdy. Bo też raczej widzi się to, co [rzeczywiście] widoczne, niż to, co się tobie widoczne wydaje; raczej więc widoczne by to było bystrzejszemu oku. A więc nie widzisz tego, co naprawdę jest widoczne. Jesteś w jaskini.

Znów sięgamy do bardzo platońskiej tradycji; poznanie zmysłowe, jako najniższy poziom poznania, prowadzi tylko do jakichś mniemań, ulotnych i chwiejnych sądów. Prawdziwe poznanie dochodzi do świata nie idei, lecz jedności. Trzeba zwrócić się ku słońcu.

Tak samo ze słuchem i innymi zmysłami. A skoro ze wszystkim, co wiemy i co można wiedzieć, tak się rzecz ma, iż nie jest to prawdziwa wiedza, a więc nie poznajemy w prawdzie, lecz jakoś inaczej, w czymś innym - tedy szaleńcem jest, kto sądzi, iż cokolwiek poznaje w prawdzie, tejże prawdy nie znając. Czyż nie uznamy za szaleńca człowieka ślepego, który by sądził, że zna barwy, nie mając pojęcia o barwach?

POGANIN: O kim więc można powiedzieć, że wie, skoro nic wiedzieć niepodobna?

CHRZEŚCIJANIN: O takim, który wie, że nie wie. I ten właśnie czci prawdę, kto wie, iż bez niej niczego pojąć nie sposób, ani żyć bez niej, ani rozumieć czegokolwiek.

Więc prawdziwe poznanie zaczyna się jednak od poznania prawdy w tym plotyńskim znaczeniu; prawdy tożsamej z Bogiem.

POGANIN: A więc tym, co tak silnie skłania cię do uwielbienia, jest twoje pragnienie bycia w prawdzie...

Poszukiwanie i oddawanie czci Bogu jest tożsame z byciem w prawdzie.

CHRZEŚCIJANIN: Tak, jakeś rzekł! Albowiem nie tego czczę Boga, o którym twoja pogańska wiara fałszywie mniema, że go zna, i którego imię wymienia, lecz Boga będącego niewyrażalną prawdą.

To prawie że Levinas, ponieważ powiada on, iż jakiekolwiek pojęcie Boga stanowi zawsze przedmiot krytyki ateistycznej. Tylko niewyrażalny jest tym nieskończonym, który jest dobry. Jeśli poganin twierdzi, iż zna Boga, to jedno jest pewne; to nie jest Bóg. W tym momencie Kuzańczyk idzie za tokiem myślenia św. Augustyna, który mówi: „jeżeli wiesz, kim jest Bóg, to znaczy, że Go nie znasz”. To, co bowiem możesz uchwycić i nazwać, na pewno nie jest Bogiem. Abstrahując od różnic wyznaniowych, mamy tu do czynienia raczej z czysto filozoficzną krytyką. Pogaństwo zakładające, iż zna Boga, w tym znaczeniu jest czymś istniejącym poza chrześcijaństwem, tak jak rozumie to chrześcijanin - bohater dialogu, dla którego Bóg jest czymś niewyrażalnym. Biedny, skołowany poganin prosi o wyjaśnienie.

POGANIN: Powiedz, bracie, proszę; skoro ty czcisz Boga będącego prawdą, a i my nie chcielibyśmy czcić boga nie będącego Bogiem prawdziwym - to jakaż między nami różnica?

CHRZEŚCIJANIN: Jest ich wiele. Ale najważniejsza jest ta, że my czcimy prawdę samą - absolutną, bez domieszek, wieczną i niewyrażalną, wy zaś czcicie nie prawdę samą w sobie, absolutną, lecz przejawioną w swych dziełach; nie jedność absolutną, ale wyrażającą się w liczbie i wielości. Toteż błądzicie, bo bardzo niepojęta to prawda, iż Bóg jest czymś innym.

Zaznaczam, iż ów dialog ma charakter bardziej filozoficzny niż wyznaniowy. Widzimy tu dwa różne sposoby podejścia do problemu Boga. Ów partner dialogu nazwany tutaj poganinem, wedle twierdzenia autora- chrześcijanina, czci nie prawdę samą w sobie, absolutną, lecz przejawioną w swych dziełach. To znaczy, że poganie dochodzą do poznania Boga patrząc na dzieła Stwórcy, w myśl starej tradycji, wywodząca się jeszcze od Filona z Aleksandrii, który twierdził, że drogą do poznania nie istoty, ale istnienia Boga jest badanie świata jako bytu niekoniecznie wymagającego podtrzymywania w istnieniu, a więc przygodnym. Poganie patrząc na świat stworzony nie tylko dochodzą do wniosku, że Bóg jest, ale jeszcze chcą nadać Mu jakieś imię, nazwać Go. Natomiast chrześcijanie czczą prawdę absolutną, bez domieszek, wieczną i niewyrażalną. Absolutną, czyli nie pozostającą w związku zależności od świata - ab-solutus znaczy „od-wiązany”.

POGANIN: Proszę cię, bracie, byś i mnie przywiódł do możności pojęcia twego Boga. Powiedz, co wiesz o Bogu, którego wielbisz?

CHRZEŚCIJANIN: Wiem, że wszystko, co [o Nim] wiem, nie jest Bogiem, i że wszystko, co o Nim pomyślę, nie ma do Niego podobieństwa, bo On wszystko przewyższa.

To najbardziej radykalne podsumowanie teologii negatywnej. A więc racją niepoznania Boga jest Jego radykalna transcendencja, bo On przewyższa i przekracza wszystko. Poganin jednak myśli.

POGANIN: A więc Bóg jest Niczym.

CHRZEŚCIJANIN: Nie jest Niczym, bo przecież nazwą Niczego jest właśnie Nic.

POGANIN: Jeśli zatem nie jest Niczym, to jest czymś.

Wpadamy tu w jakąś sprzeczność; Bóg jest Niczym, czy też Czymś?

CHRZEŚCIJANIN: Nie jest też czymś, bo przecież Coś nie może być Wszystkim. Tak więc Bóg nie jest raczej Czymś niż Wszystkim.

„Coś” jest zawsze określone. Np. mówię, że wchodzę do pokoju i COŚ tu siedzi. To „coś” ni jest wszystkim, lecz czymś konkretnym, policzalnym. Tak więc Bóg nie jest czymś.

POGANIN: Dziwne jest to, co mówisz - że Bóg, którego wielbisz, ani nie jest Niczym, ani Czymś, co dałoby się jakoś rozumnie pojąć...

Tu Kuzańczyk odwołuje się do radykalnej transcendencji.

CHRZEŚCIJANIN: Bóg jest ponad Niczym i Czymś, gdyż Nic, własnym prawem się rządząc, tworzy Coś. I w tym jest Jego wszechpotęga, iż jej mocą przekracza On wszystko, co jest lub nie jest, tak że swoimi prawami rządzi się zarówno to, co jest, jak i to, co nie jest. Albowiem On sprawia, że niebyt przechodzi w byt, a byt - w niebyt. Wszystko zatem, co poniżej Niego, jest Nicość, bo nad wszystkim jest Jego wszechmoc. Z tej przyczyny nie można rzec „to raczej niż tamto”, gdyż od Niego wszystko się wywodzi.

POGANIN: A czy można Go nazwać?

CHRZEŚCIJANIN: Nie bardzo. Ten, którego wielkości pojąć nie sposób, pozostaje niewyrażalny.

POGANIN: A więc jest niewyrażalny?

CHRZEŚCIJANIN: Nie niewyrażalny, lecz ponad wszystko wyrażalny jako przyczyna wszystkiego, co da się nazwać. Czyż ten, kto wszystkiemu nadaje imiona, sam nie może mieć imienia?

Proszę zwrócić uwagę, że Kuzańczyk prowadzi swoją myśl ku temu, aby ukazać Boga jako tego, który nie mieści się w obrębie bytu. Jest to rzeczywistość całkowicie przekraczająca byt.

POGANIN: W takim razie jest wyrażalny i niewyrażalny jednocześnie.

CHRZEŚCIJANIN: Wcale nie, gdyż Bóg nie jest źródłem sprzeczności, jako że jest On czymś absolutnie prostym, poprzedzającym wszelkie źródło. Dlatego nie można powiedzieć, jakoby był wyrażalny i niewyrażalny zarazem.

POGANIN: Cóż zatem o Nim powiesz?

CHRZEŚCIJANIN: Że ani nie można o Nim orzekać, ani nie orzekać i nie orzekać razem, że tedy nic z tego, co by o Nim można orzec rozłącznie i łącznie w oparciu o jakąś zgodność lub sprzeczność, nie stosuje się do Niego na skutek Jego nieskończonej doskonałości. Albowiem jest On jedyną, pojedynczą zasadą poprzedzającą wszelką możliwą o Nim myśl.

POGANIN: A więc Bogu nie przysługuje byt!

CHRZEŚCIJANIN: Słusznie mówisz.

POGANIN: Więc jest On niczym. - konsekwentnie wnioskuje ów Bisurman.

CHRZEŚCIJANIN: Nie jest Niczym ani nie nie jest, ani jest i nie jest, lecz jest źródłem i początkiem wszelkiej zasady bycia i nie-bycia.

Innymi słowy, prawie sto lat po mistrzu Eckharcie, nie ma u Kuzańczyka rozróżnienia pomiędzy Boskością a Bogiem. Tym nie mniej znajduje się tu coś z Abgrundu - tej „otchłanności” niewyrażalnej, przekraczającej wszelki byt Boskości. Bóg nie mieści się w obrębie tego, co jest, ani tego co nie jest. Nie jest bytem, ani nicością. To jedyne, co o Nim możemy powiedzieć.

POGANIN: Jestże Bóg źródłem zasady bycia i nie-bycia?

Wydawałoby się, że poganin jest tu dość konsekwentny.

CHRZEŚCIJANIN: Nie.

POGANIN: Jak to? Przecież sam przed chwilą powiedziałeś.

CHRZEŚCIJANIN: Mówiąc to mówiłem prawdę i teraz, gdy zaprzeczam, też prawdę mówię, gdyż o ile istnieją jakiekolwiek zasady bycia i nie-bycia, Bóg wszystkie je poprzedza. Jednakże nie-bycie nie zawiera w sobie zasady nie-bycia, ale tylko bycia. Tak więc nie-byciu brak zasady istnienia. I taka jest zasada nie-bycia, bo bez niej nie ma nie-bycia.

Chrześcijanin jest w tym momencie dialektykiem. Bóg poprzedza; to znaczy, że istnieje poza wszelkimi zasadami bycia i nie-bycia.

POGANIN: Czy Bóg jest prawdą?

CHRZEŚCIJANIN: Nie, gdyż wszelką prawdę poprzedza.

POGANIN: A więc jest czymś innym od prawdy?

CHRZEŚCIJANIN: Nie, bowiem „inność” również nie odnosi się do Niego. Jest On przed wszystkim, co pojmujemy i nazywamy prawdą, i nieskończenie od tego doskonalszy.

POGANIN: Ale czyż nie nazywacie Boga Bogiem?

CHRZEŚCIJANIN: Owszem, nazywamy.

POGANIN: Czy więc mówicie prawdę, czy nieprawdę?

CHRZEŚCIJANIN: Ani jedno z tych dwojga, ani oboje. Nie mówimy prawdy twierdząc, że takie właśnie jest Jego imię, ani nie mówimy nieprawdy, gdyż to nie fałsz, że takie jest jego imię. Nie mówimy też prawdy i nieprawdy jednocześnie, ponieważ Jego niezłożoność poprzedza wszystko, co nazywalne i nienazywalne.

Poprzedza, czyli jest poza. Zauważmy; istnieje nie tylko poza wszelkimi regułami bycia i nie-bycia, ale także myślenia i nie-myślenia, prawdy i nieprawdy, poza wszelką logiką, a już na pewno arystotelesowską. Heideggerowska zasada tożsamości i wszystkie pierwsze zasady bycia zostają w tym sposobie mówienia o Bogu zawieszone.

POGANIN: Dlaczego więc nazywacie Boga, którego imienia nie znacie?

CHRZEŚCIJANIN: Kierujemy się podobieństwem doskonałości.

POGANIN: Wyjaśnij to, proszę.

I tu następuje bardzo ważny tekst.

CHRZEŚCIJANIN: Słowo „Bóg” [Deus] pochodzi od theoro, to znaczy „widzę”.

To taka prywatna hipoteza samego Kuzańczyka, który próbuje teraz znaleźć pewien model na opisanie tego, dla czego można posłużyć się terminem „Bóg”, choć ów termin jest tak dalece skomplikowany.

Otóż tenże Bóg jest w naszym świecie tym, czym oko w świecie barw. Barwę nie inaczej się postrzega, jak tylko okiem; od tego wszakże, by oko swobodnie postrzegało barwy, jego centrum samo musi być bezbarwne.

Nie wchodzimy tutaj w problemy natury okulistycznej, lecz z całą prostotą przyjmujemy „uczoną niewiedzę” Kuzańczyka.

Tak więc w sferze barw ni widać oka, gdyż nie ma ono barwy; stąd ze względu na dziedzinę barw oko jest raczej niczym niż czymś. Jednakże dziedzinie barw poza jej własnymi granicami żaden byt nie przysługuje, za to wyposaża ona w byt wszystko, co mieści się w jej obrębie. Oka tam nie da się wykryć. Oka zatem istniejącego w oderwaniu od barwy nie da się określić słownie w obrębie dziedziny barw, gdyż w stosunek z nim nie wchodzi żadna określona barwa. Tak więc oko nazywa wedle swego uznania barwy, toteż wszelka nazwa w dziedzinie barw zależy od oka. Wynika z tego wszystkiego, że oko jako nazwa będąca źródłem wszelkich nazw w dziedzinie barw samo jest raczej niczym aniżeli czymś. I tak też Bóg ma się do wszystkiego jak oko do tego, co widzialne.

Można byłoby dużo rozprawiać i dyskutować na temat tego porównania. Istota sprawy polega tutaj na tym, że Kuzańczyk chce zdecydowanie podkreślić absolutną odmienność, a z drugiej strony zależność. Oko nie należy do świata barw; ale barwy nie mogą zaistnieć jako barwy bez oka, które je widzi. I oko nadaje im nazwy, niejako wydobywając je z nicości. Barwa sama w sobie stanowi czystą potencjalność, jeśli nie zostanie przez oko uchwycona.

Gdybyśmy próbowali określić, opisać oko, posługując się kategoriami barw, nie posiadamy żadnego narzędzia, które pozwoliłoby nam to zrobić. Mówimy o kimś, że jest niebieskookim blondynem, ale bierzemy tu pod uwagę coś innego. Różnicę między okiem a barwą rozpatrujemy w tych kategoriach, które zaproponował nam Mikołaj z Kuzy. W końcu poganin zostaje pokonany.

POGANIN: Podoba mi się to, coś powiedział! Teraz jasno pojmuję, że w dziedzinie rzeczy stworzonych nie sposób odkryć Boga ani Jego imienia, i że Bóg raczej wymyka się wszelkiemu pojęciu, niż daje się uchwycić jakiemukolwiek twierdzeniu, ponieważ, jako nie bytującego na sposób stworzenia, nie da się Go odkryć w dziedzinie stworzenia.

Nastąpiło tu pochowanie (w XV wieku) teologii naturalnej aż do czasów Heideggera. Analogicznie do przytoczonego obrazu można powiedzieć, że Bóg jest takim „okiem” w świecie barw. Rzeczy stworzone to barwy; oko przywołuje je do istnienia, nadaje im imiona ale w zupełnie innym porządku.

A znów niezłożoności nie da się odkryć w dziedzinie tego, co złożone, a przecież wszystkie orzekane nazwy odnoszą się do tego, co złożone.

Poganin nareszcie doszedł do rozumu i zaczyna pojmować, o co chrześcijaninowi chodziło. Tak jak pomiędzy Stwórcą a stworzeniem nie ma żadnej proporcji, tak samo pomiędzy niezłożonym a złożonym. Niezłożenie czyli absolutna prostota, to nie jest maksymalne zbicie jakiejś tam wielości. Prostota jest czymś zupełnie różnym od wszelkiego złożenia i nie ma żadnych proporcji.

Złożone zaś nie istnieje samo z siebie, lecz z tego, co wszelką złożoność poprzedza. I chociaż dziedzina złożoności, a też i wszystko, co złożone, są tym, czym są, przez Niego, to przecież On sam, jako nie złożony, w dziedzinie złożoności nie daje się odkryć”.

Kolejna racją, dla której Kuzańczyk orzeka niepoznawalność Boga, jest Jego absolutna niezłożoność, czyli prostota, jedność, prawda.

Dialog kończy się bardzo pobożnym akcentem: „Niechże więc Bóg, ukryty przed oczyma wszystkich mędrców tego świata, będzie na wieki błogosławiony”. Nie wiadomo, czy ów poganin ochrzcił się później, czy też nie, ale jest to problem duszpasterski, a nas interesuje problem filozoficzny.

Wspomnę jeszcze pokrótce o II rozdziale „De docta ignorantia” zatytułowanym: „O tym, w jaki sposób Najwyższe ma w sobie w „zwinięciu” i „rozwija” sposobem niepojętym wszystkie rzeczy”. Obok docta ignorantia znajduje się tu coincidentia oppositorum, czyli współistnienie sprzeczności, właściwie przeciwstawień. Czytamy: „Najwyższy zaś to ten, któremu nic przeciwstawić nie można, w którym nawet najmniejsze jest największym”. Najwyższy, czyli Bóg. „Nieskończona przeto Jedność jest „zwinięciem” [complicatio] wszystkiego, dlatego właśnie jest nie tak jak jedność liczbowa, złożona w sobie, lecz dlatego, że stanowi jedność wszechrzeczy. I podobnie jak rozwijając jedność liczbowo, odnajdujemy tylko jedność, tak też we wszystkim, co jest, odkrywamy wyłącznie Najwyższe”.

W Bogu jest wszystko w stanie zwinięcia - complicatio. Stworzenie to rozwinięcie - explicatio. Znów pojawia się wątek, z którym zetknęliśmy się u Eckharta, że w Bogu przed stworzeniem były idee wszystkich rzeczy. A jeżeli chodzi o ludzi, wręcz idee każdej osoby i jej imię. Dlatego prawda o mnie jest prawdą, która najpierw istniała w Bogu. Znaleźć prawdę o sobie, to znaleźć ją w Bogu. Stworzenie to explicatio - rozwinięcie. To, co wirtualnie istniało w Bogu (nie w znaczeniu komputerowym, lecz średniowiecznym), czyli impotentia, staje się rzeczywiste w świecie przez Niego stworzonym; rzeczywiste w sensie nam bliższym.

„Bóg zatem jest zwinięciem wszystkich rzeczy o tyle, że wszystkie są w Nim; rozwinięciem o tyle, że sam jest we wszystkich”. Ten tekst brzmi zdecydowanie panteistycznie; jakby Bóg był w stanie albo zwinięcia, albo rozwinięcia.

Kuzańczyk, prawy kardynał rzymskiego Kościoła, odpierał zarzuty, które mu postawiono, że jest panteistą, to znaczy, że głosi tożsamość wszystkich rzeczy z Bogiem. Twierdził bowiem, że Bóg jest we wszystkim, ale wszystko nie jest Bogiem. A jeżeli jest we wszystkim, to jako ten, który stwarza i podtrzymuje w istnieniu. Kuzańczyk odchodzi jednak od terminologii scholastycznej i dogmatycznej; nie mówi o stworzeniu, tylko o owym rozwinięciu. Chodziłoby tutaj o to, aby za pomocą terminu „rozwinięcie” wskazywać na nieustanną zależność bytową tego, co wyłania się z Boga w sensie rozwinięcia i tylko o tyle, o ile za pomocą explicatio - rozwinięcia - może zachować swoje istnienie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Teologia negatywna, teksty
01 Teologia negatywna, Antropologia
Teologia negatywna między dialektyką a mistyką
06 Teologia negatywna
05 Teologia negatywna
09 Teologia negatywna
02 Teologia negatywna
03 Teologia negatywna
08 Teologia negatywna
04 Teologia negatywna
07 Suma Teologiczna Tom VII
Brejdak ewangelia zaratustry, pozytywne przesłanie negatywnej teologii nietzschego
EŚT 07 Użytkowanie środków transportu
07 Windows
07 MOTYWACJAid 6731 ppt

więcej podobnych podstron