Leopold Staff
Wieprz
|
Gnój
|
Kartoflisko
|
GŁÓG I TARNINA
I uczynię dla ciebie przymierze dnia onego z zwierzem polnym i z ptactwem niebieskim, i z płazem ziemnym, a łuk i miecz pokruszę i sprawię, że bezpiecznie mieszkać będą.
Ozeasz, II, 18.
Kiedy pożarem nasza ziemia cała
Niby ognisty krzak męki gorzała,
Patrząc, jak dzika śmierć lud jej przerzedza:
Jedno jedyne ocalało, miedza,
Na której dziki dziś głóg i tarnina
Odkwita niby pamięć, co wspomina
Pokój...
Wsi cicha, którą sercem całem
Wielbiłem w pieśni, o, w jakiejż musiałem
Ujrzeć cię nędzy, w zgorzeli, w zniszczeniu,
Które dopustem padły pokoleniu.
Twych pracowników za to, że cierpliwie
Trud siejąc, żęli niedostatek w żniwie
I mężnie twarde znosili przednówki,
Dzieląc ochotnie los pszczoły i mrówki.
Wśród martwych zgliszczy wsi kwitnącej ongi,
Dziś na pohańbień skazanej urągi
Przez wściekłość mordu i grabieży zdzierskiej,
W śnie martwym leży chłopski trup żołnierski,
W spokoju, który na wieki oniemia,
Trup obojętny i głuchy jak ziemia.
O, chłopie! Ile razy, w ciągłym trudzie,
Śniłeś o wczasie jak o błogim cudzie!
Zmuszony stąpać ciężko, krok po kroku,
W kieracie wiecznie powrotnych pór roku,
Jakże pragnąłeś spocząć przy swym płocie!
Oto dziś twoje pierwsze bezrobocie...
Na twarz upadły, jak mnich w wniebowzięciu
Krzyżem leżący, trzymasz w swym objęciu
Ziemię, synowski jej dając i bratni,
Pełen miłości swój uścisk ostatni...
Śniąc o bezczynnej wywczasów wygodzie,
Ach, nie o takiej marzyłeś nagrodzie,
Ani ty, sioło, smutny dzisiaj grobie!
Któż tak okrutnie z tobą począł sobie,
Że zgroza dość się nie może nadziwić?
Ach, ci, co przyszli ciebie uszczęśliwić!
Ci, co od wieków ludziom, wbrew ich woli,
Swe dobrodziejstwo niosą, które boli!
Łaskawce, którzy w swej sławnej lekami
Chowają wszystkie wymysły męczarni!
Gdy radzą, bijąc dłońmi w stół zielony,
Każdy cios czują na sobie zagony!
Gdy kartę świata palcem dzielą śmiało,
Z każdym ich ruchem gdzieś krwią broczy ciało!
Kiedy na mapie tną ziemię na ćwierci,
Wszystkie stronnictwa są stronnictwem śmierci!
Kiedy zniszczone są dziś orne pola,
Kiedy odłogiem leży płodna rola,
Z jakąż tęsknotą myśl w te czasy wraca,
Gdy szczęściem były znój, mozół i praca,
Które zwierzęcy szał najeźdźców ludu
Zgwałcił w dostojnej ich powadze trudu!
I znowu, ziemio ty mogił i krzyży,
Abyś od ciosów nie odwykła spiży,
Aby ran twoich - pot roboczy, żyzny
Nie pozasklepiał gojącymi blizny:
Stalą rozdarto ci żywiące łono
I pochopnymi dłońmi odnowiono
Mogiły mnóstwem okopowych dołów,
Krzyże palami wilczo jamnych kołów
I uwieńczono mrącą bez wyrzutu
Cierniowym wieńcem kolczastego drutu,
Aby sprawdziło się w całej istocie,
Że męczennicą jesteś na Golgocie.
Ale zostały pola, góry, rzeki,
Została ziemia wieczniejsza niż wieki
I nie wytępią naszej świętej trójcy,
Człowieka-skiby-pługa, żadni zbójcy!
Bo je potwierdza obrazem swym niebo,
Jako zwierciadło wiszące nad glebą,
Kiedy obłoków swych faliste stada
W postaci skiby zoranej układa
I w błękit nocny, niby w rolę czarną,
Gwiazdy swe sieje jako złote ziarno.
Wieczność swej pracy czytaj na nieb stropie,
O, umęczony, spracowany chłopie,
I na swej ziemi, po dniach zawieruchy,
Razem ze zbożem siej ziarno otuchy!
Bo w ręku Boga dola twa bezpieczna.
Rozbój chwilowy jest, a praca wieczna!
Czymże są koła, co dźwigają, głośne
Hukiem piorunów, działa śmiercionośne,
Wobec jadących przez drogi rozstajne
Kół, które wiozą snopy życiodajne?
Czym są bagnety te w kozieł stojące
Przy mendlach snopów, które złoci słońce,
By wóz je zabrał w uścisk swoich drabin?
Czym jest przy widłach żyźniących karabin?
Chłopie! Gdy spulchniasz twarde nieużytki,
Ty toczysz walkę! Żołdak dzikie bitki
Zwie jej imieniem i bezmyślne rzezie!
Choć kuty w jednym pług i miecz żelezie,
Niegodną nazwy jest i dostojeństwa
Czynu i walki - wojna, bękart męstwa!
Przeszło tak mało, a darń porosła
Błoń zrytą... Trawo, któraś się podniosła,
Choć nie podnieśli się, co cię deptali!
Niechaj im śpiewa wiatr i szelest fali,
I szum drzew cichy, i świerszczy muzyka,
I rechot żabi, że minęła dzika
Burza, co ziemię wstrząsnęła tętentem,
I że znów święte jest, co było świętem!
Tu, kędy wściekle grzmiał huragan wojny,
Znów w pole idzie, w świt, trud bogobojny,
By pór koleją w pocie siać i zbierać,
Cieszyć i smucić się, żyć i umierać
I, znosząc dolę i niedoli chłostę,
Wieść życie, w Bogu tak równe i proste
Jak wiejska droga wiodąca na cmentarz,
Gdzie czeka spokój, boży parlamentarz,
Zapraszający w wieczną ciszę w gości
Tych, którzy żyli w pracy i w miłości...
Wieczny spoczynek zmarłym!... Niech wspomina
Tych, co cierpieli, ten głóg i tarnina,
Te proste chamy wśród krzewów, co z nędzy
Ziemi zniszczonej odkwitły najprędzej,
Wstydząc, że od serc ludzkich miłosierniej
Czynią cieszące kwieciem krzaki cierni...