Leopold Staff


Leopold Staff

Wieprz

Racząc się chętnie truflą i leśnym korzonkiem,
Ponad wszystko przenosi błoto i pomyje,
Spełniając tym zadanie żywota, że tyje
Brzuch zakończony krętym i śmiesznym ogonkiem.

Przedmiot takiego wstrętu, że serce niczyje
Nie wzrusza się, gdy w targu dzień z kwikiem i chrząkiem,
Za tylną nogę ciągnion, za upór, postronkiem,
W umorusane połcie bierze gęste kije.

Jednakże niechlujnego tego życia świadki
Zapominają wzgardę swą i nikt nie zdole
Wstrzymać oskomy, która wzbiera w ustach ślinką,

Kiedy te utytłane w kałuży pośladki
Legną na wielkanocnym, poświęconym stole
Różową, zdobną w bukszpan i gwoździki, szynką.

Gnój

Czcigodny gnoju, dobroczynne łajno,
Tchnące, jak znojna najmity pazucha
I nowa skóra chłopskiego kożucha,
Ostrej tężyzny siłą życiodajną!

Żyzności łaskę kryjesz w sobie tajną
I ciało ziemi łaknie twego ducha.
W tobie nadzieja pól i wsi otucha,
Bo czynisz siejbę stokrotnie wydajną.

Zdrowiem z obory kiedy bijesz mlecznej,
Masz dziką świeżość potęgi odwiecznej,
Którą się brzydzą mieszczuchowie słabi.

Lecz czarnym bogom pracy, gdy im w lica
Dymisz w świt chłodny, niby kadzielnica:
Pachniesz jak wszystkie wonności Arabii!

Kartoflisko

Pod niebem, co jesiennym siąpi kapuśniakiem,
Na sejm zlatują wrony w żałobnym zespole
I z krzykiem krążą nisko nad kobiet orszakiem,
Rozpinając swych skrzydeł czarne parasole.

A robotnice w twardym, cierpliwym mozole,
Okryte - każda innym - barwistym wełniakiem,
Dziobią pilnie motyką ziemniaczane pole,
W miękkiej ziemi stopami zaparte okrakiem.

Pośród mgły i szarugi, przemokłe do nitki,
Grudy grzęd rozgarniają schylone najmitki
I spod zeschłych badyli i płytkich korzeni

Zbierają krągłe bulwy, jak jaja spod kwoki,
I rzucają je w wiadro lub ceber głęboki,
Co głucho grzmią jak bębny na odmarsz jesieni.

GŁÓG I TARNINA

I uczynię dla ciebie przymierze dnia onego z zwierzem polnym i z ptactwem niebieskim, i z płazem ziemnym, a łuk i miecz pokruszę i sprawię, że bezpiecznie mieszkać będą.

Ozeasz, II, 18.

Kiedy pożarem nasza ziemia cała

Niby ognisty krzak męki gorzała,

Patrząc, jak dzika śmierć lud jej przerzedza:

Jedno jedyne ocalało, miedza,

Na której dziki dziś głóg i tarnina

Odkwita niby pamięć, co wspomina

Pokój...

Wsi cicha, którą sercem całem

Wielbiłem w pieśni, o, w jakiejż musiałem

Ujrzeć cię nędzy, w zgorzeli, w zniszczeniu,

Które dopustem padły pokoleniu.

Twych pracowników za to, że cierpliwie

Trud siejąc, żęli niedostatek w żniwie

I mężnie twarde znosili przednówki,

Dzieląc ochotnie los pszczoły i mrówki.

Wśród martwych zgliszczy wsi kwitnącej ongi,

Dziś na pohańbień skazanej urągi

Przez wściekłość mordu i grabieży zdzierskiej,

W śnie martwym leży chłopski trup żołnierski,

W spokoju, który na wieki oniemia,

Trup obojętny i głuchy jak ziemia.

O, chłopie! Ile razy, w ciągłym trudzie,

Śniłeś o wczasie jak o błogim cudzie!

Zmuszony stąpać ciężko, krok po kroku,

W kieracie wiecznie powrotnych pór roku,

Jakże pragnąłeś spocząć przy swym płocie!

Oto dziś twoje pierwsze bezrobocie...

Na twarz upadły, jak mnich w wniebowzięciu

Krzyżem leżący, trzymasz w swym objęciu

Ziemię, synowski jej dając i bratni,

Pełen miłości swój uścisk ostatni...

Śniąc o bezczynnej wywczasów wygodzie,

Ach, nie o takiej marzyłeś nagrodzie,

Ani ty, sioło, smutny dzisiaj grobie!

Któż tak okrutnie z tobą począł sobie,

Że zgroza dość się nie może nadziwić?

Ach, ci, co przyszli ciebie uszczęśliwić!

Ci, co od wieków ludziom, wbrew ich woli,

Swe dobrodziejstwo niosą, które boli!

Łaskawce, którzy w swej sławnej lekami

Chowają wszystkie wymysły męczarni!

Gdy radzą, bijąc dłońmi w stół zielony,

Każdy cios czują na sobie zagony!

Gdy kartę świata palcem dzielą śmiało,

Z każdym ich ruchem gdzieś krwią broczy ciało!

Kiedy na mapie tną ziemię na ćwierci,

Wszystkie stronnictwa są stronnictwem śmierci!

Kiedy zniszczone są dziś orne pola,

Kiedy odłogiem leży płodna rola,

Z jakąż tęsknotą myśl w te czasy wraca,

Gdy szczęściem były znój, mozół i praca,

Które zwierzęcy szał najeźdźców ludu

Zgwałcił w dostojnej ich powadze trudu!

I znowu, ziemio ty mogił i krzyży,

Abyś od ciosów nie odwykła spiży,

Aby ran twoich - pot roboczy, żyzny

Nie pozasklepiał gojącymi blizny:

Stalą rozdarto ci żywiące łono

I pochopnymi dłońmi odnowiono

Mogiły mnóstwem okopowych dołów,

Krzyże palami wilczo jamnych kołów

I uwieńczono mrącą bez wyrzutu

Cierniowym wieńcem kolczastego drutu,

Aby sprawdziło się w całej istocie,

Że męczennicą jesteś na Golgocie.

Ale zostały pola, góry, rzeki,

Została ziemia wieczniejsza niż wieki

I nie wytępią naszej świętej trójcy,

Człowieka-skiby-pługa, żadni zbójcy!

Bo je potwierdza obrazem swym niebo,

Jako zwierciadło wiszące nad glebą,

Kiedy obłoków swych faliste stada

W postaci skiby zoranej układa

I w błękit nocny, niby w rolę czarną,

Gwiazdy swe sieje jako złote ziarno.

Wieczność swej pracy czytaj na nieb stropie,

O, umęczony, spracowany chłopie,

I na swej ziemi, po dniach zawieruchy,

Razem ze zbożem siej ziarno otuchy!

Bo w ręku Boga dola twa bezpieczna.

Rozbój chwilowy jest, a praca wieczna!

Czymże są koła, co dźwigają, głośne

Hukiem piorunów, działa śmiercionośne,

Wobec jadących przez drogi rozstajne

Kół, które wiozą snopy życiodajne?

Czym są bagnety te w kozieł stojące

Przy mendlach snopów, które złoci słońce,

By wóz je zabrał w uścisk swoich drabin?

Czym jest przy widłach żyźniących karabin?

Chłopie! Gdy spulchniasz twarde nieużytki,

Ty toczysz walkę! Żołdak dzikie bitki

Zwie jej imieniem i bezmyślne rzezie!

Choć kuty w jednym pług i miecz żelezie,

Niegodną nazwy jest i dostojeństwa

Czynu i walki - wojna, bękart męstwa!

Przeszło tak mało, a darń porosła

Błoń zrytą... Trawo, któraś się podniosła,

Choć nie podnieśli się, co cię deptali!

Niechaj im śpiewa wiatr i szelest fali,

I szum drzew cichy, i świerszczy muzyka,

I rechot żabi, że minęła dzika

Burza, co ziemię wstrząsnęła tętentem,

I że znów święte jest, co było świętem!

Tu, kędy wściekle grzmiał huragan wojny,

Znów w pole idzie, w świt, trud bogobojny,

By pór koleją w pocie siać i zbierać,

Cieszyć i smucić się, żyć i umierać

I, znosząc dolę i niedoli chłostę,

Wieść życie, w Bogu tak równe i proste

Jak wiejska droga wiodąca na cmentarz,

Gdzie czeka spokój, boży parlamentarz,

Zapraszający w wieczną ciszę w gości

Tych, którzy żyli w pracy i w miłości...

Wieczny spoczynek zmarłym!... Niech wspomina

Tych, co cierpieli, ten głóg i tarnina,

Te proste chamy wśród krzewów, co z nędzy

Ziemi zniszczonej odkwitły najprędzej,

Wstydząc, że od serc ludzkich miłosierniej

Czynią cieszące kwieciem krzaki cierni...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
XX-lecie 15, Leopold Staff - mistrz skamandrytów
Młoda Polska, Sonety Staff, Sonety - Leopold Staff
Młoda Polska, Wiersze staff, Wiersze - Leopold Staff
107 lektur streszczenia - podstawowa,gimnazjum,liceum, Sonety - Leopold Staff, Kowal
Leopold Staff Los
Leopold Staff Twe złote włosy
Wiersze Leopold Staff
LEOPOLD STAFF 2
Leopold Staff całość
Leopold Staff Kochanka
LEOPOLD STAFF 2
Leopold Staff
Leopold Staff Dalekaś mi
Leopold Staff poeta klasyk
Leopold Staff Gdzie się podziała
Leopold Staff Kowal
Leopold Staff(1)

więcej podobnych podstron