Jak zmusić krnąbrnego szefa* do negocjacji
Katarzyna Pawłowska-Salińska
2007-06-25, ostatnia aktualizacja 2007-06-26 18:52
Protest lekarzy trwa juz ponad miesiąc, pielęgniarek tydzień. Dopiero dziś zaczną one rozmowy z premierem. Dlaczego doprowadzenie do negocjacji nie udaje się lub trwa tak długo? Osiem patentów na to, jak postawić na swoim i zmusić decydentów do szybkich rozmów, podaje zawodowy lobbysta Grzegorz Ziemniak.
1. Uporządkować komunikację.
Trzeba w dwóch, trzech punktach sformułować oczekiwania, tak by były zrozumiałe dla tzw. statystycznego Polaka. W tej chwili ten przekaz nie jest czytelny - wiadomo, że chodzi o podwyżkę, ale do świadomości odbiorców nie dotarły konkretne kwoty, a przede wszystkim argumenty za tym, że trzeba i warto dać podwyżki lekarzom i pielęgniarkom.
2. Mówić jednym głosem.
To, co stanowiło w Sierpniu '80 siłę protestu, obecnie jest rozmyte; jest kilka organizacji związkowych, sporo osób niezrzeszonych wypowiadających się do mediów i negocjujących w różnych miejscach; potrzebne jest skoordynowanie komunikacji, stworzenie czegoś na wzór komitetu wymieniającego informacje i podejmującego wspólnie decyzje - uporządkowałoby to obraz i wzmocniło stanowisko negocjacyjne.
3. Zaapelować do sumienia społeczeństwa.
Potrzeba argumentów dotyczących godnych warunków pracy, np. chcemy, by wszyscy Polacy mieli możliwość dobrego, skutecznego leczenia na europejskim poziomie, naszym powołaniem jest leczenie i niesienie pomocy; rząd docenia ciężką pracę górników, kolejarzy, energetyków - ale górnik, kolejarz, energetyk także musi się leczyć.
4. Organizować protesty z głową.
Unikanie akcji mogących spowodować niechęć postronnych obserwatorów - wychodzenie na pasy i blokowanie ulicy naraziło lekarzy ze szpitala przy Banacha na ataki sfrustrowanych kierowców. To nie sprzyja budowaniu poparcia; jeśli adresatem postulatów jest rząd - niech w pierwszej kolejności protest będzie odczuwalny dla niego, dlatego można włączyć do protestu klinikę rządową.
5. Szukać poparcia silnego partnera.
Czyli Ministerstwa Zdrowia, które pozostało gdzieś z boku i nie angażuje się. Odwołanie się do ministra Religi: czy pan jako doświadczony chirurg może z czystym sumieniem powiedzieć, że pańscy koledzy, którzy odpowiadają za zdrowie i życie Polaków, powinni zarabiać w Polsce 400 euro? Czy pan by taką ofertę pracy przyjął? (to demagogia, ale niekiedy trzeba).
Warto zrobić też listę lekarzy i pielęgniarek w Sejmie i Senacie (np. posłanka Szczypińska) i próbować się spotkać i uzyskać poparcie, odwołując się do wspólnych doświadczeń. Można też apelować: głosowaliśmy na was, a wy nas zostawiacie i teraz, jak macie poselskie pensje, zapomnieliście, jak to jest pracować za 1200 zł miesięcznie?
6. Umiejętnie negocjować.
Reagowanie na zaproszenia i wysyłanie swoich przedstawicieli, żeby uniknąć argumentu z drugiej strony: zapraszaliśmy, ale nie chcieli z nami rozmawiać.
7. Werbalizować żądania.
Porównywanie kwot, o które się walczy, na powszechnie znane i zrozumiałe przeliczniki, np. żądamy podwyżki o 300 zł, to rocznie kwota mniejsza niż jedna pensja miesięczna posła czy ministra. Albo: to po odliczeniu podatków kwota pozwalająca na zakup książek i zeszytów dla dziecka w szkole i wykupienie obiadów w stołówce. Czy to naprawdę tak dużo? Czy naszego rozwijającego się kraju nie stać na to, by Polacy mogli być leczeni w dobrych warunkach, przez dobrych specjalistów?
8. Straszyć.
Pytałbym w każdym wywiadzie i wystąpieniu, dlaczego polski rząd zamiast szukać wyjścia, grozi jakimiś tajemniczymi rozwiązaniami; niech przedstawiciele władzy uświadomią sobie, że czy tego chcą, czy nie, za rok, dwa już nie będą leczyć się u polskich lekarzy. A może wolą lekarzy z Białorusi?