Rudolf Steiner- „U bram teozofii”
Spis treści:
Kalendarium str. 1 Rozdział I str. 3 Rozdział II str. 8
Rozdział III str. 13 Rozdział IV str. 18 Rozdział V str. 22
Rozdział VI str. 26 Rozdział VII str. 31 Rozdział VIII str. 35
Rozdział IX str. 40 Rozdział X str. 45 Rozdział XI str. 50
Rozdział XII str. 54 Rozdział XIII str. 59 Rozdział XIV str. 65
Ciało podlega prawu dziedziczenia:
dusza ukształtowanemu przez siebie losowi,
zaś duch prawu ponownego wcielenia,
powtarzanego życia ziemskiego.
- Duch jest nieśmiertelny;
narodziny i śmierć władają w ciele
według praw świata fizycznego:
życie duszy, które podlega losowi,
pośredniczy w łączności między duchem i ciałem
podczas jednego ziemskiego życia.
Rudolf Steiner
Rudolf Steiner
Kalendarium
1861 Rudolf Steiner przychodzi na świat 25 lub 27 lutego w Kraljevec (ówczesne Austro-Węgry, dziś Chorwacja) jako syn urzędnika austriackiej kolei Johanna Steinera i Franciski Steiner z domu Blie. Dzieciństwo spędza niedaleko Wiener-Neustadt w Pottschach oraz Neudórfl (tam uczęszcza do szkoły wiejskiej).
1872 Rozpoczyna naukę w tzw. Realschule (szkole realnej), którą kończy maturą z wyróżnieniem w 1879 r.
1879 Rozpoczyna studia na Politechnice Wiedeńskiej. Studiuje początkowo matematykę i przyrodoznawstwo, ale później poświęca się również studiom literacko-historycznym i filozoficznym. W Wiedniu zaprzyjaźnia się z germanistą i badaczem twórczości Goethego, Karlem Juliusem Schróerem (1825-1900), pod wpływem którego zajmuje się intensywnymi studiami nad całą twórczością Goethego. Schroer poleca dwudziestoletniego Steinera Josephowi Kurschne-rowi, który pracuje dla wydawnictwa Deutsche National Literatur nad zbiorowym wydaniem dzieł Goethego.
1881 Steiner zajmuje się opracowaniem podstaw światopoglądu Goethego w oparciu o jego teorie filozoficzno-poznawcze.
1886 Ukazuje się w druku jego praca Grundlinien einer Erkenntnistheorie der Goetheschen Weltanschaung (Podstawy teorii poznania światopoglądu Goethego). Dzięki tej rozprawie Steiner otrzymuje propozycję pracy w Weimarze przy opracowaniu popularnego wydania naukowych dzieł Goethego w ramach tzw. Sophien-Ausgabe.
1890 Steiner przenosi się do Weimaru, gdzie podejmuje pracę w archiwum Goethego i Schillera. Kontynuuje swoje badania nad twórczością Goethego. W tym czasie pracuje również nad przedstawieniem swojego światopoglądu opartego na intuitywnym poznaniu świata nadzmysłowego.
1891 Uzyskuje doktorat z filozofii na Uniwersytecie w Rostocku. Jego rozprawa doktorska Die Grundfrage der Erkenntnistheorie mit besonderer Riicksicht auf Fichtes Wissenschftslehre ukazuje się w 1892 roku w poszerzonej formie jako Wahrheil und Wissenschaft (Prawda a nauka).
1893 Wydaje swoje główne dzieło filozoficzne Philosophie der Freiheit (Filozofia wolności).
1895 Ukazuje się książka Fiedrich Nietzsche, ein Kampfer gegen seine Zeit.
1897 Wieloletnie studia nad twórczością Goethego przedstawia w pracy Goethes Weltanschaung (Światopogląd Goethego). Steiner przenosi się do Berlina, gdzie przez trzy lata redaguje Magazinfur Literatur. W okresie tym staje się znaczącą postacią w intelektualnym życiu stolicy.
1899 Poślubia Annę Eunicke (1853-1911). Rozpoczyna wykłady na Berlińskiej Wszechnicy Robotniczej.
1901 Publikacja jego kolejnej rozprawy Welt - und Lebensanschaungen im 19. Jahrhundert oraz Die Mystik im Aufgang des neuzeitlichen Geis-tesleben. W tej oraz w następnych swoich pracach opisuje badania świata duchowego, które oparte zostały na racjonalnym postępowaniu prowadzącym do poznania nadzmysłowego metodą przyrodo-znawczą. W następnych latach powstają jego kolejne prace: 1902 - Das Christentum als mystische Tatsache (Chrześcijańst\vo jako fakt mistyczny); 1904 - Theosophie (Teozofta); 1905 - Wie erlangt mań Erkenntnisse der hoheren Welten (Jak osiągnąć poznanie wyższych światów); 1908 - Aus der Akasha-Chronik (Z kroniki akasza), Die Stufen der hoheren Erkenntnis (Stopnie wyższego poznania); 1910 -Die Geheimwissenschaft im Umriss (Wiedza tajemna w zarysie). W latach 1910 - 1913 tworzy cztery dramaty sceniczne: 1910 —Die Pforte der Einweihung (Wrota wtajemniczenia); 1911 — Die Prilfung der Seele (Egzamin duszy); 1912 - Der Huter der Schwelle (Strażnik progu); 1913 - Der Seelen Erwachen (Przebudzenie duszy).
1902 Wstępuje do Towarzystwa Teozoficznego, z którym pozostaje związany do 1913 r.
1912 Przy współpracy Marii von Sievers opracowuje podstawy eurytmii.
1913 Kończy się okres jego działalności w Towarzystwie Teozoficznym. Steiner występuje z niego i zakłada Towarzystwo Antropozoficzne. Antropozofii poświęca całe swoje późniejsze życie.
1913 Początek pracy nad budową pierwszego Goetheanum, ośrodka ruchu antropozoficznego. Od 1913 roku Steiner wiąże swój ą działalność z małą miejscowością Domach, koło Bazylei. Ta szwajcarska miejscowość została wybrana na siedzibę Towarzystwa Antropozoficznego po odmowie władz niemieckich na lokalizację w okolicy Monachium. Pierwsze Goetheanum, budowla, w której R. Steiner zawarł wszystkie swoje doświadczenia i całą wiedzę duchową była wielkim dziełem artystycznym. Przy jej powstaniu realizowane były nowe teorie barw i proporcji wywodzące się z prac nad dziełami Goethego. Tą pracą dal impuls do rozwoju nowych prądów w architekturze, rzeźbie i malarstwie.
1914 Poślubia Marię von Sievers. Domach staje się centrum jego działalności. W okresie 1914-1922 kontynuuje pracę nad budową Goetheanum. Wszystkie projekty architektoniczne do tej wielkiej budowli wykonuje sam. W wyniku podpalenia w noc sylwestrową 1922/23 prawie ukończone dzieło doszczętnie płonie. Drugie Goetheanum budowano już po śmierci Steinera, ale według jego projektów - z betonu.
1919 Swoimi wykładami o zasadach trójpodziału społecznego daje impuls do rozwoju pedagogiki opartej na nowych zasadach. Prowadzi wykłady dla wychowawców i rodziców. Zakłada w Stuttgarcie pierwszą Wolną Szkołę Waldorfską (nazwa pochodzi od fabryki Wal-dorf-Astoria, gdzie prowadził wykłady dla robotników).
1920 W Domach prowadzi pierwszy kurs medyczny dla lekarzy. Ten cykl dwudziestu wykładów rozpoczyna aktywną pracę nad stworzeniem podstaw medycyny antropozoficznej. Pozostaje aktywny na polu pedagogiki. Zajmuje się również naukami przyrodniczymi w świetle wiedzy duchowej.
1921 Tworzy podstawy eurytmii leczniczej, prowadzi wykłady dotyczące spojrzenia z punktu widzenia wiedzy duchowej na nauki przyrodnicze, historię, nauki ścisłe i społeczne.
1922 Podobnie jak w poprzednich latach prowadzi setki wykładów. Płonie pierwsze Goetheanum.
1923 Po zniszczeniu Goetheanum Steiner pozostaje nadal aktywny. Rozwija podstawy medycyny antropozoficznej, kontynuuje pracę pedagogiczną. Tematy jego wykładów rozszerzają się na wciąż nowe obszary zagadnień. Od 24.XII.1923 do 1.I.1924 uczestniczy w założeniu Powszechnego Towarzystwa Antropozoficznego i zostaje jego przewodniczącym.
1924 W Kobierzycach koło Wrocławia 7-16 VI prowadzi kurs rolniczy, który staje się impulsem i podstawą rozwoju rolnictwa biodyna-micznego, opartego na wiedzy duchowej i traktującego Ziemię jako żywe jestestwo duchowe.
1924 We wrześniu ciężka choroba zmusza go do przerwania działalności publicznej. Pomimo to pozostaje aktywny. Razem z Itą Wegman pracuje w dziedzinie medycyny, kontynuuje prace z zakresu peda-gogiki. Opracowuje plany i szkice do budowy drugiego Goetheanum.
1925 Jest już bardzo ciężko chory. Wraz z Itą Wegman kończy książkę Grundlegendes fitr eine Erweiterung der Heilkunst nach geisteswis-senschaftlichen Erkenntnissen (Podstawy sztuki leczenia posze-rzonej wiedzą duchową). Pracuje do ostatnich dni życia nad swoją biografią, opisaną w niedokończonej książce Mein Lebensgang (Moja droga życia) oraz nad dziełem Anthroposophische Leitsatze (Antropozoficzne myśli przewodnie).
Umiera 30 III 1925 r. w swoim atelier przy Goetheanum.
I
W wykładach tych podane zostanie ogólne spojrzenie na całość światopoglądu teozoficznego. Nie zawsze teozofia przedstawiana była tak jak obecnie, w dostępnych dla każdego wykładach i książkach. Dawniej postrzegana była jako coś, co mogło być nauczane jedynie w małych, zaufanych kręgach. Wiedza ta ograniczała się do kół wtajemniczonych, do ezoterycznych bractw. Ogół ludzi miał dostęp jedynie do owoców tej wiedzy. Ani ona sama, ani czyny i miejsca działania wtajemniczonych nie były znane. Wielkie postacie historyczne, które zna świat, nie były właściwie największymi spośród ludzi. Ci najwięksi, wtajemniczeni, usuwali się w cień.
Tak właśnie w XVIII wieku pojawił się nagle wtajemniczony, którego w ogóle nie zauważono. Poznał on przelotnie pewnego pisarza, powiedział słowa, na które ten nie zwrócił szczególnej uwagi, a które jednak oddziaływały na niego i wzbudziły w nim obrazy wielkich idei, których literackie owoce są dzisiaj w rękach niezliczonych ludzi. Tym pisarzem był Jan Jakub Rosseau. Nie był on żadnym wtajemniczonym, ale źródło jego wiedzy pochodzi od wtajemniczonego.
Inny przykład to Jakub Bohme. Jako terminator u szewca był sam w sklepie, w którym nie miał jeszcze nawet prawa sprzedawać. I wtedy przyszła do niego pewna osobistość, która wywarła na nim głębokie wrażenie. Osoba ta powiedziała parę słów i oddaliła się. Zaraz potem słyszał on nawoływanie: “Jakubie, Jakubie, jesteś teraz jeszcze mały, ale staniesz się wielki. Zapamiętaj to, co dzisiaj widziałeś". Pozostało pewne tajemne przyciąganie pomiędzy nim a tamtą osobą, która była wielkim wtajemniczonym. To od niej pochodziły wielkie inspiracje Jakuba Bóhme.
Istniały również inne metody oddziaływania dawnych wtajemniczonych. Ktoś np. otrzymywał list, mający spowodować określone działania. Być może był on ministrem i posiadał zewnętrzną władzę, aby na coś wpłynąć, ale nie miał własnego pomysłu. W liście było coś, co nie miało nic wspólnego z tym, co powinno być przekazane, była tam być może jakaś prośba. Można jednak było odczytać ten list jeszcze w inny sposób: wystarczyło np. wykreślać po cztery słowa, a piąte pozostawiać. Otrzymywało się wtedy nowy sens, którego odbiorca oczywiście wcale nie zauważał, a który jednak miał odpowiedni wpływ na treść listu i na to, co miało się zdarzyć.
Jeżeli słowa te były prawidłowe, oddziaływały one również bez uświadomienia sobie ich znaczenia przez dzienną świadomość czytającego. W podobny sposób pisał również pewien niemiecki uczony, który był jednocześnie wtajemniczonym, Trithem von Sponheim, nauczyciel Agrypy von Nettesheim. W jego dziełach, odczytanych przy zastosowaniu odpowiedniego klucza, można odnaleźć wiele rzeczy, których dzisiaj naucza teozofia.
Wówczas było konieczne, aby tylko ci, którzy byli dostatecznie przygotowani, mogli być wtajemniczeni w te sprawy. Po co było potrzebne takie zachowanie tajemnicy? Właśnie ze względu na konieczność zapewnienia tej wiedzy odpowiedniej pozycji można ją było przekazać tylko wystarczająco przygotowanym. Inni odczuwali jedynie jej błogosławieństwa. Nie była to wiedza dla zaspokajania ciekawości ani zwykłej żądzy poznania. Musiała być ona zamieniona w czyn, powinna pracować nad ustrojem państwowym i społecznym, praktycznie kształtować świat. W ten właśnie sposób każdy wielki postęp w rozwoju ludzkości wynikał z impulsów wiedzy tajemnej. Dlatego też wszyscy, którzy mieli dostąpić poznania nauk teozoficznych, poddawani byli ciężkim próbom i sprawdzianom, czy są do tego gotowi, a następnie byli stopniowo wtajemniczani i bardzo powoli prowadzeni od niższych do wyższych nauk.
Ostatnio odchodzi się od tej metody; teraz uczy się otwarcie elementarnej wiedzy. Udostępnienie było konieczne, gdyż wcześniejsze środki, pozwalające przyjmować ludzkości tę wiedzę, zawiodły. Do środków tych należały również religie, a we wszystkich religiach zawarta jest ta mądrość. Obecnie mówi się jednak o pewnym przeciwieństwie pomiędzy wiedzą a wiarą. Dzisiaj do wyższego poznania dochodzić musimy drogą wiedzy.
Najważniejszą jednak przyczyną udostępnienia było wynalezienie sztuki drukarskiej. Dawniej nauka teozoficzna przekazywana była ustnie, od jednej osoby do drugiej. Nie usłyszał jej żaden nieprzygotowany lub niegodny tego człowiek. Jednak dzięki książkom rozszerzyła się wiedza o rzeczach postrzeganych zmysłami i dzięki temu stała się popularna. Spowodowało to rozdarcie pomiędzy wiedzą a wiarą.
Przyczyny te sprawiają, że teraz trzeba rozpowszechnić wiele rzeczy spośród wielkich skarbów wiedzy tajemnej wszystkich czasów. Trzeba odpowiedzieć na wiele pytań. Skąd pochodzi człowiek? Jaki jest jego cel? Co ukrywa się poza jego widzialną postacią? Co dzieje się po śmierci? I to odpowiedzieć nie poprzez stawianie hipotez ani też przez teorie i domysły, lecz przez fakty.
Odsłonięcie prawdziwej zagadki człowieka było celem każdej wiedzy tajemnej. Wszystko, co na ten temat powinno być dalej powiedziane, pochodzi z właściwego stanowiska praktycznej wiedzy tajemnej. Nie będzie to jakaś teoria, której człowiek nie może wykorzystać w praktyce. Teorie takie powstały i wniknęły do teozoficznej literatury dlatego, że ci, którzy pisali książki, sami na początku nie rozumieli dokładnie tego, co pisali. Mogły być one przydatne dla żądzy poznania. Jednak teozofia powinna stać się życiem.
Skierujmy się najpierw ku istocie człowieka. Jeżeli mamy naprzeciwko nas jakiegoś człowieka, to najpierw spostrzegamy zewnętrznymi organami zmysłowymi to, co według teozofii nazywamy ciałem fizycznym. Ciało fizyczne jest czymś, co człowiek ma wspólnie z całym otaczającym go światem. Zewnętrzna nauka uznaje jedynie to fizyczne ciało, a przecież jest ono tylko niewielką częścią człowieka. Musimy głębiej wniknąć w istotę człowieka, gdyż już samo zastanowienie się uczy, że z fizycznym ciałem ludzkim musi zachodzić rzecz szczególna. Istnieją przecież również inne rzeczy, które można widzieć, dotykać itp. Każdy kamień jest również ciałem fizycznym. Człowiek jednak może poruszać się, czuć, myśleć; rośnie, odżywia się, rozmnaża. W przypadku kamienia tak nie jest, ale odpowiada to przecież procesom roślin i zwierząt. Człowiek ma wspólne z wszystkimi roślinami takie procesy jak odżywianie, wzrost i rozmnażanie. Gdyby posiadał tylko ciało fizyczne, tak jak kamień, nie mógłby rosnąć, odżywiać się i rozmnażać. Musi więc mieć coś, co czyni go zdolnym do takiego spożytkowania fizycznych substancji i sił, by dzięki nim mógł rosnąć itd. Tym czymś jest ciało eteryczne.
Tak więc człowiek ma ciało fizyczne na równi ze wszystkim, co mineralne, a ciało eteryczne tylko na równi z roślinami i zwierzętami. Można to stwierdzić na podstawie zwykłego zastanowienia się. Istnieje jednak inna jeszcze możliwość przekonania się, że ciało eteryczne istnieje. Zdolność taką posiada ten, kto rozwinął w sobie wyższe zmysły. Te wyższe zmysły należy rozumieć jako wyższe ukształtowanie tego, co drzemie w każdym człowieku.
To tak, jak z niewidomym od urodzenia, który zostałby poddany operacji; tyle tylko, że nie każdy niewidomy od urodzenia może zostać zoperowany, natomiast wyższe zmysły mogą być rozwinięte w każdym człowieku, jeśli ma on dostateczną cierpliwość i przejdzie odpowiednie przygotowanie. Już dla samego zauważenia tej zasady życia - wzrostu, odżywiania i rozmnażania - potrzeba określonego wyższego postrzegania. Na przykładzie hipnozy możemy wyjaśnić, o co chodzi.
Hipnoza, która zawsze znana była wtajemniczonym, oznacza inny stan świadomości niż zwykły sen. Hipnotyzowany zostaje podporządkowany hipnotyzerowi. U hipnotyzowanego można jednak odróżnić sugestie pozytywne od sugestii negatywnych. Sugestia pozytywna pozwala postrzegać coś, czego w rzeczywistości nie ma. Sugestia negatywna polega na tym, że u hipnotyzowanego uwaga zostaje odwrócona od tego, co istnieje. Jest to tylko wzmocnienie innego stanu. W codziennym życiu również możemy odwrócić uwagę od jakiejś rzeczy i nie widzimy jej, chociaż nasze oczy są otwarte. Zdarza się to codziennie bez udziału naszej woli, gdy się w coś zagłębiamy. Teozofia nie chce mieć do czynienia ze stanami, przy których świadomość człowieka jest przytępiona, kiedy znajduje się w stanie przytłumionym. Człowiek, który chce się zbliżyć do prawd teozoficznych, musi tak samo władać swoimi zmysłami przy badaniu wyższych światów, jak przy badaniu rzeczy codziennych. Przy wtajemniczeniu mogą dla człowieka wyniknąć wielkie niebezpieczeństwa tylko wtedy, gdy przytłumi on swoją świadomość.
Kto pragnie poznać ciało eteryczne poprzez własny ogląd, musi umieć siłą własnej woli, przy pełnym zachowaniu zwykłej świadomości, zasugerować sobie brak fizycznego ciała. Wtedy jednak przestrzeń nie jest dla niego pusta, ma on wówczas przed sobą ciało eteryczne, które ukazuje mu się w czerwono-niebieskawym kształcie świetlnym, jak zjawa, ale błyszczące, świecące, o barwie nieco ciemniejszej od młodego kwiatu brzoskwini. Nigdy nie zobaczymy ciała eterycznego, gdy będziemy obserwować kryształ, natomiast widzimy je przy roślinie i przy zwierzęciu, gdyż to ono powoduje wzrost, odżywianie i rozmnażanie.
Człowiek posiada jednak nie tylko tę zdolność, ma również możliwość odczuwania radości i cierpienia. Roślina nie ma tej zdolności. Wtajemniczony może to stwierdzić własnym doświadczeniem, ponieważ potrafi identyfikować się z rośliną. Zwierzę jednak również ma tę zdolność, gdyż posiada, podobnie jak człowiek, kolejny człon - ciało astralne. Obejmuje ono wszystko, co nazywamy pożądaniem, namiętnością itd. Można to znowu wyjaśnić na drodze rozważań, na drodze przeżycia wewnętrznego. Dla wtajemniczonego może to być jednak również przeżyciem zewnętrznym. Wtajemniczony dostrzega ten trzeci człon człowieka jako owalny obłok, będący w ciągłym ruchu wewnętrznym. Jest to obłok otaczający tkwiące w nim ciało fizyczne i eteryczne. Gdy zasugerujemy sobie brak ciała fizycznego i eterycznego, to wszystko wypełnione zostanie subtelnym obłokiem świetlnym o wewnętrznej ruchliwości. W tej aurze wtajemniczony widzi każde pożądanie, każdy popęd itp. jako barwę i postać ciała astralnego; np. gwałtowną namiętność widzi jako podobne do błyskawicy promienie, wystrzelające z ciała astralnego.
Zwierzęta mają również ciało astralne, posiadające różne barwy podstawowe, zależnie od gatunku. Ciało astralne lwa ma inne zabarwienie niż ciało astralne jagnięcia. Również u ludzi podstawowe zabarwienie nie jest jednakowe. Jeżeli ktoś posiada zmysł do subtelniejszych rozróżnień, to w aurze człowieka może rozpoznać rodzaj jego temperamentu i nastrój podstawowy. Ludzie nerwowi mają aurę prążkowaną, przenikniętą punktami, które nie pozostają w spokoju, lecz ciągle rozbłyskują i znowu znikają. Tak jest zawsze, toteż aury nie da się namalować.
Człowiek odróżnia się jednak również od zwierzęcia. Ma czwarty człon, który wyraża się w imieniu, różniącym się od wszystkich pozostałych imion. “Ja" mogę powiedzieć tylko do siebie. W całej mowie nie ma imienia, którego również każdy inny nie mógłby powiedzieć o tym samym przedmiocie, oprócz imienia ja". To może powiedzieć człowiek tylko do siebie samego. Wtajemniczeni odczuwali to zawsze. Wtajemniczony hebrajski nazywał to Niewymawialnym Imieniem Boga, Boga, który mieszka w człowieku, gdyż tylko w tej duszy, tylko dla tej duszy może być ono wypowiadane. Musi ono dźwięczeć w duszy, musi ona nadać sobie własne imię; nikt inny nie może dać jej imienia. Stąd płynął ten cudowny nastrój, który przechodził przez duszę słuchaczy, gdy wymawiane było imię Jahwe; znaczy ono “Ja" albo “Jam jest". Bóg zaczyna przemawiać w naszej własnej duszy przez imię, jakie sobie daje dusza.
Ta właściwość daje człowiekowi przewagę nad zwierzęciem. Zwierzę nie posiada zdolności mówienia do siebie “ja". Tę zdolność ma tylko człowiek. Trzeba choć raz zdać sobie w duszy sprawę z olbrzymiego znaczenia tego słowa. Jean Paul przypomina w swojej autobiografii, jak stojąc przed stodołą, jako małe dziecko, uświadomił sobie swoje “Ja". Wiedział, że przeżył w sobie to, co nieśmiertelne. W szczególny sposób wyraża się to dla jasnowidzącego. Gdy bada on ciało astralne, wszystko jest tam w nieustannym ruchu aż do jedynego małego miejsca, które znajduje się poza czołem, u nasady nosa, jako wyciągnięta wzdłuż, nieco jajowata kula. Istnieje ona tylko u człowieka. U ludzi wykształconych jest mniej dostrzegalna niż u ludzi bez wykształcenia; najbardziej wyraźna jest u dzikich ludów, stojących na niskim szczeblu rozwoju kultury. W tym miejscu naprawdę nie ma nic, tylko pusta przestrzeń. Podobnie jak środek płomienia, który jest pusty, wydaje się niebieski przez otoczkę światła, tak również to ciemne miejsce wydaje się niebieskie, gdyż promienieje wokół niego światło aury. Jest to zewnętrzny wyraz jaźni.
Te cztery człony ma każdy człowiek, ale jest różnica pomiędzy człowiekiem dzikim a człowiekiem kultury europejskiej, jak np. Franciszek z Asyżu lub Schiller. Uszlachetnienie obyczajów wytwarza także szlachetniejsze barwy w aurze. Rozwinięta zdolność rozróżniania między dobrem a złem również wyraża się w wysubtelnieniu aury. Jaźń pracowała nad ciałem astralnym i uszlachetniła pożądania, aby uzyskać kulturę. Im wyżej człowiek stoi pod względem kultury intelektualnej i moralnej, tym bardziej jaźń przepracowała ciało astralne. Jasnowidzący może powiedzieć: to jest człowiek rozwinięty, a tamten jest mniej rozwinięty.
Przepracowaną samodzielnie przez człowieka część ciała astralnego nazywamy Manas. Jest to piąty człon podstawowy. Ile człowiek sam w sobie przepracował, tyle jest w nim pierwiastka Manas; dlatego zawsze część jego ciała astralnego to Manas. Nie jest jednak dane człowiekowi, aby mógł wywierać bezpośredni wpływ na swoje ciało eteryczne. Tak, jak się uczy dochodzenia na wyższy stopień moralny, tak można nauczyć się również przepracowywać swoje ciało eteryczne. Kto się tego nauczy, jest uczniem, czyli chelą. Przez to staje się panem swojego ciała eterycznego; ile w nim przepracował, tyle jest w nim z Budhi. Przepracowane ciało eteryczne jest szóstym członem podstawowym.
Takiego ucznia możemy po czymś poznać. Zwykły człowiek nie jest podobny do swojego poprzedniego wcielenia ani pod względem postaci, ani pod względem temperamentu. Ale chela ma te same przyzwyczajenia, ten sam temperament co w poprzednim wcieleniu, pozostaje do siebie podobny. Świadomie przepracował ciało eteryczne, które decyduje o wzroście i rozmnażaniu.
Najwyższy dar, jaki człowiek na tej Ziemi może osiągnąć, polega na przepracowaniu swojego ciała fizycznego. Jest to najtrudniejsze ze wszystkiego. Praca nad swoim ciałem fizycznym oznacza uczenie się opanowania oddechu, przepracowania obiegu krwi, obserwowania pracy nerwów, a również regulowania procesem myślenia. Człowiek stojący na tym stopniu nazywa się w teozofii adeptem. Tego rodzaju człowiek wypracował w sobie to, co nazywa się Atma. Jest to siódmy człon podstawowy.
Każdy człowiek ma ukształtowane swoje cztery człony, piąty częściowo, a pozostałe w założeniu. Ciało fizyczne, eteryczne, astralne, jaźń, Manas, Budhi, Atma to siedem członów istoty ludzkiej. Dzięki nim ma człowiek udział w trzech światach: w świecie fizycznym, astralnym i świecie dewachanu, czyli duchowym.
II
Kiedy mówimy o poznaniu wyższych sfer bytu, które znane są wtajemniczonym, lecz dzisiaj niedostępne są jeszcze dla zwykłych ludzi, to mówiąc o ponadzmysłowych faktach często spotykamy się z następującym zarzutem: “Po cóż opowiadacie nam o wyższych światach, wy, którym dane jest posiadanie wyższej wiedzy? Jakież to może mieć znaczenie dla nas, jeśli sami nie możemy w nie wejrzeć?"
Odpowiadam na to pięknymi słowami młodej, współczesnej nam osoby, która skutkiem swego losu stała się znana w najszerszych kołach, mianowicie słowami Heleny Keller. W drugim roku życia straciła wzrok i słuch. W siódmym roku dziecko to było wciąż jeszcze czymś w rodzaju zwierzęcia. Wtedy znalazła się pewna pełna miłości dusza, genialna nauczycielka, a dzisiaj, w dwudziestym szóstym roku życia, Helena Keller należy do najlepiej wykształconych ludzi swego narodu. Poznała różne nauki i jest zadziwiająco oczytana. Zna nie tylko klasycznych i współczesnych poetów, ale studiuje także filozofów, jak Platona, Spinozę itd. I oto ona, dla której świat dźwięku i światła zamknięty jest na zawsze, wykazuje zdumiewającą odwagę życia i serdeczną radość z powodu piękna i wspaniałości świata. Pewne zdania w jej książce “O optymizmie" zapisują się głęboko w duszy. Mówi ona: “Przez lata całe rozpościerała się wokół mnie noc i ciemność, aż znalazła się dusza, która mnie uczyła. I na miejsce nocy i ciemności zapanował pokój i nadzieja". W innym miejscu mówi: “Niebo zdobyłam sobie myśleniem i czuciem". Tylko to jedno mogło być dane tej duszy. Nie wzrok i słuch, gdyż świat zmysłów był dla niej zamknięty. Docierała do niej tylko wiedza innych ludzi; wzniosłe myśli wielkich geniuszy wstąpiły jednak do jej duszy, a dzięki wiedzy innych ma udział w świecie, który wszyscy znacie.
Jest to położenie tych, którzy o wyższych światach słyszą tylko poprzez wiadomości podane przez innych, natomiast sami nie mają w nie wglądu. Porównanie to mówi o wielkiej wadze informacji o wyższych światach, nawet wtedy, kiedy nie można ich jeszcze samemu oglądać. Jednak jeszcze coś innego staje przed naszą duszą. Helena Keller musi sobie powiedzieć: nigdy sama nie zobaczę świata. Każdy człowiek może natomiast powiedzieć sobie: ja także mogę ujrzeć wyższe światy, gdy tylko moje duchowe oczy zostaną otwarte. Duchowe oczy i uszy każdej ludzkiej duszy dają się zoperować, jeżeli tylko posiada ona do tego wystarczająco dużo cierpliwości i wytrwałości.
Ludzie często pytają: “Jak długo to potrwa, aż uzyskam wgląd?" Piękną odpowiedź dal na to wybitny myśliciel - Subba Rów. Mówi on: “Jeden osiąga to w ciągu siedemdziesięciu inkarnacji, inny w ciągu siedmiu inkar-nacji, jeden w ciągu siedemdziesięciu lat, inny w ciągu siedmiu lat, jeszcze inny w ciągu siedmiu miesięcy, siedmiu tygodni, siedmiu dni lub siedmiu godzin". Albo jak mówi Biblia: “Wyższe poznanie przychodzi nocą jak złodziej". Każde oko może zostać otwarte, kiedy tylko człowiek ma dostatecznie dużo energii i cierpliwości. Dlatego każdy może czerpać radość oraz nadzieję z nauk innych ludzi, gdyż to, co słyszymy o wyższych światach, to nie są puste teorie, nie jest to coś, co nie ma związku z naszym życiem. Jest to coś, co daje nam jako owoce dwie niezbędne w życiu rzeczy, gdy ujmujemy to we właściwy sposób: siłę i pewność. Obie te rzeczy zdobywamy w pełni. Siłę czeipiemy z impulsów wyższych światów; pewność, gdy poznajemy, skąd człowiek przyszedł i dokąd zdąża, gdy uświadamiamy sobie, iż my, widzialni, jesteśmy stworzeni przez świat niewidzialny. Jednak tylko ten zna świat widzialny, kto pozna również dwa inne światy. Istniej ą trzy światy:
1. świat fizyczny, jako miejsce działania wszystkich ludzi;
2. świat astralny, czyli świat duszy;
3. świat dewachanu, czyli świat duchowy.
Te trzy światy nie są rozdzielone przestrzennie. Otaczają nas rzeczy świata fizycznego, postrzegane przez nas zewnętrznymi organami zmysłów. Jednak w tej samej przestrzeni jest z nami także świat astralny. Tak samo jak w świecie fizycznym, żyjemy też jednocześnie w dwóch innych światach, w świecie astralnym i dewachanicznym. Wszędzie, gdzie jesteśmy, są również te trzy światy, tylko że nie widzimy ich, podobnie jak niewidomi nie widzą świata fizycznego. Gdy zostaną otworzone zmysły duszy ludzkiej, wtedy ukazuje się człowiekowi nowy świat z nowymi właściwościami i nowymi istotami. Gdy uzyskuje on nowe zmysły, postrzega też nowe rzeczy.
Jeżeli przejdziemy teraz do bliższego rozważania tych trzech światów, to możemy powiedzieć, że w świecie fizycznym nie ma nic szczególnego do scharakteryzowania. Świat fizyczny zna każdy i każdy poznaje prawa fizyczne, które nim rządzą.
Świat astralny poznaje człowiek po śmierci lub też żyje w nim obecnie jako wtajemniczony. Uczeń, którego zmysły otwarte zostały dla świata astralnego, podlega początkowo zamętowi, gdyż tego, co się tam wynurza, nie można naprawdę porównać z niczym ze świata fizycznego. Trzeba się uczyć wielu rzeczy całkowicie od początku. Świat astralny cechuje wiele właściwości. Właściwością, która przede wszystkim wprowadza zamęt dla ucznia jest to, że rzeczy ukazują mu się odwrócone, jakby w obrazie zwierciadlanym, tak że musi się przyzwyczaić patrzeć na nie zupełnie inaczej. Musi np. nauczyć się czytać liczby od tyłu do przodu. Przyzwyczajeni jesteśmy, że ułożenie cyfr 3, 4, 5 czytamy jako 345. W świecie astralnym musimy je czytać odwrotnie, jako 543. Wszystko staje się obrazem zwierciadlanym. Wiedza o tym jest bardzo ważna. Odnosi się to także do rzeczy wyższych, np. do spraw moralnych, które również ukazują się jak w obrazie zwierciadlanym. Początkowo ludzie nie rozumieją tego w sposób właściwy. Wiele osób skarży się obecnie, że widzą się otoczone przez złośliwe czarne postacie, które im grożą, straszą itp. Jest to zjawisko, które dotyczy dzisiaj wielu ludzi, a większość nie może sobie tego wyjaśnić. W wielu wypadkach sprawa przedstawia się w ten sposób, że są to ich własne popędy, pożądania i namiętności, które żyją w człowieku w jego ciele astralnym. Przeciętny człowiek nie dostrzega swych własnych namiętności, ale wskutek specjalnych procesów, zachodzących w duszy i w mózgu, może się zdarzyć, że stają się one dla niego widzialne. Ukazują się wtedy jak w obrazie zwierciadlanym. Jak ktoś, kto patrzy w lustro, widzi dokoła siebie obrazy, tak widzi on dokoła siebie zwierciadlane odbicia swych własnych popędów itd. Wszystko, co wypływa z niego, widzi jako płynące ku niemu. Drugie zjawisko polega na tym, że czas i wydarzenia w czasie płyną tam wstecz. W świecie fizycznym widzimy np. najpierw kurę, a potem jajko. W astralności widzi się odwrotnie: najpierw jajko, które kura zniosła, a potem kurę. W astralności czas porusza się wstecz; najpierw widzi się skutek, a potem przyczynę. Stąd prorocze widzenia; nikt nie mógłby przewidzieć przyszłych wydarzeń bez tego odwrotnego przebiegu wydarzeń w czasie.
Poznanie właściwości świata astralnego nie jest pozbawione wartości. Wiąże się z tym cudowna mądrość wielu mitów i legend wszystkich narodów. Np. saga o Herkulesie na rozdrożu. Opowiada ona, że kiedyś poczuł się on postawiony między dwie postacie niewiast; jedną piękną i pociągającą, obiecującą mu uciechy, szczęście i błogość; drugą prostą i poważną, mówiącą o trudach, ciężkiej pracy i wyrzeczeniu. Te dwie postacie, to występek i cnota. Ta saga mówi o tym, jak w astralności stanęły przed Herkulesem dwie jego natury. Jedna popycha go ku złemu, druga ku dobremu. Ukazują się one jako dwie postacie niewiast o przeciwstawnych właściwościach. Występek jako coś pięknego, bujnego, urzekającego; cnota jako postać brzydka, odstręczająca. Każdy obraz ukazuje się w astralności odwrócony.
Uczeni przypisuj ą takie sagi duchowi ludu, lecz to nieprawda. Sagi takie nie powstały również przypadkowo. Stworzyli je ze swej mądrości wielcy wtajemniczeni i przekazali ludziom. Wszystkie sagi, mity, wszystkie religie, wszystkie baśnie ludowe służą do rozwiązania wielkich zagadek świata i oparte są na natchnieniach wtajemniczonych.
Poznanie wyższych światów daje nam impulsy i siły do życia i dzięki temu uzyskujemy podstawy moralne. Schopenhauer powiada: “Głosić moralność jest łatwo, uzasadnić ją jest trudno". Jednak bez prawdziwych podstaw człowiek nie urzeczywistni naprawdę moralności.
Wielu ludzi mówi: “Po cóż nam poznanie wyższych światów, ważne abyśmy tylko byli dobrymi ludźmi i mieli zasady moralne". Żadne kazania moralne nie zachowuj ą jednak na dłużej siły oddziaływania, natomiast poznanie prawdy daje podstawę prawdziwej moralności. Głosiciel moralności podobny jest do człowieka, który poucza piec o obowiązku palenia i grzania, ale nie dostarcza mu węgla. Chcąc uzasadnić moralność, trzeba duszy dostarczyć “paliwa", a jest to możliwe tylko przez poznanie prawdy.
Istnieje w wiedzy tajemnej powiedzenie, które obecnie może być podane dalej: “Każde kłamstwo jest w świecie astralnym morderstwem!" Jest to zdanie o bardzo doniosłym znaczeniu, które dostrzega tylko ten, kto poznał wyższe światy. Jakże lekkomyślnie mówią ludzie: “Ach, przecież to tylko myśl, uczucie, to pozostaje w duszy. Nie powinienem uderzyć nikogo w twarz, ale zła myśl nic nie szkodzi". Nie ma nic dalszego od prawdy niż powiedzenie, że myśli są bezkarne, gdyż każda myśl, każde uczucie jest rzeczywistością. Gdy myślę o kimś, że jest złym człowiekiem, lub że go nie lubię, to dla widzącego astralnie ukazuje się to jak strzała, jak błyskawica; zdąża ku ciału astralnemu drugiego człowieka i jak kula wystrzelona ze strzelby uszkadza je. Każde pragnienie, każda myśl jest istotą, jest kształtem w świecie astralnym, a dla widzącego w świecie astralnym jest często czymś o wiele gorszym patrzeć na złą myśl jakiegoś człowieka niż na zło wyrządzone mu fizycznie. Uzmysłowienie ludziom tej prawdy jest tym samym, co uzasadnienie moralności zamiast prawienia kazania. Gdy mówi się o kimś prawdę, powstaje forma myślowa wzmacniająca życie bliźniego, którą jasnowidzący może poznać po barwie i kształcie. Myśl zawierająca prawdę podąża do istoty, do której się odnosi, wzmacnia ją i ożywia. Jeśli myślę prawdziwie o moim bliźnim, to wzmacniam przez to jego życie. Kiedy mówię o nim kłamstwo, to rzucam ku niemu wrogą siłę działającą niszcząco, zabijające. Każda prawda tworzy element wzmacniający życie, każde kłamstwo element hamujący życie. Dlatego każde kłamstwo jest morderstwem. Kto o tym wie, bardziej będzie się miał na baczności w stosunku do prawdy i kłamstwa niż ten, komu się mówi: “Trzeba zawsze grzecznie mówić prawdę".
Świat astralny składa się głównie z barw i kształtów. Istnieją one również w świecie fizycznym. Na planie fizycznym jesteśmy jednak przyzwyczajeni widzieć barwy związane zawsze z jakimś przedmiotem; w świecie astralnym barwa unosi się swobodnie w powietrzu jak płomienny obraz. Jest pewne zjawisko w świecie fizycznym, które przypomina te unoszące się barwy, a jest nim tęcza. Jednak barwne obrazy astralne swobodnie unoszą się w przestrzeni, wibrują jak powódź barw, jako morze barw, w ciągle zmieniających się, różnorodnych liniach i kształtach.
Uczeń dochodzi stopniowo do poznania pewnego podobieństwa między światem fizycznym i astralnym. Z początku ta powódź, to morze barw, wydaje mu się jakby bezpańskie, nie zaczepione o żadne przedmioty. Później jednak te masy barw występują łącznie i “czepiają się" wprawdzie nie przedmiotów, ale istot. Przedtem można było widzieć tylko unoszący się kształt, teraz poprzez te barwy objawiają się istoty duchowe, nazywane Dewami. Świat astralny jest światem istot, które przemawiają do nas barwami.
Świat astralny jest światem barw; jeszcze wyżej znajduje się świat dewachaniczny, świat duchowy. Gdy uczeń poznaje świat duchowy, spostrzega pewien charakterystyczny proces. Uczy się rozumieć głębokie słowa mądrości hinduskiej: “Tat tvam asi", tzn. “To jesteś ty". Wiele już o tym pisano, ale prawdziwe znaczenie tego uczeń poznaje dopiero wtedy, gdy ze świata astralnego przechodzi w świat dewachanu. Wówczas widzi on przez chwilę swą postać fizyczną poza sobą i mówi: “to jesteś ty", podczas gdy wcześniej mówił: “to jestem ja". Widzi teraz swoją fizyczną postać na zewnątrz siebie i mówi: “to jesteś ty". W takiej chwili człowiek jest w świecie dewachanu. Oprócz świata barw dołącza do niego jasno i wyraźnie jeszcze inny świat - świat dźwięków, który w pewnym sensie już tam był, ale nie miał tego znaczenia. Świat dewachanu jest światem dźwięków. Pitagoras określał te dźwięki jako muzykę sfer. Słyszy się rozbrzmiewające ciała niebieskie, które poruszają się swoimi torami. Słyszy się harmonię światów; wszystko żyje w dźwiękach. Goethe, jako wtajemniczony, każe słońcu dźwięczeć, ukazuje tajemnicę dewachanu. Gdy Faust jest w niebie, w świecie duchowym, otoczony Dewami, dźwięczy słońce, dźwięczą sfery:
Słońce, pradawnym dźwięcząc tonem,
Wpada w sfer bratnich śpiewny splot,
I kresu drogi wyznaczonej
Dobiega, tocząc się jak grzmot.
Ma on na myśli Ducha Słońca, który dźwięczy naprawdę, gdy przebywa się w świecie dewachanu. Że Goethe tak myślał, możemy wywnioskować z tego, że pozostał on przy tym obrazie. W drugiej części Fausta, gdy Faust znowu znajduje się w tamtym świecie, Goethe pisze:
Dźwięcząc dla duchowych uszu
Nowy dzień się rodzi w głuszy.
Skrzyp bram skalnych trzeszczeć począł,
Koła Feba grzmiąc się toczą.
Jakiż światłość niesie huk!
Wrzeszczą trąby i puzony.
Gaśnie wzrok i słuch zdumiony:
Niesłychane, któż by mógł
Uchem złowić niesłyszalne.
Świat dewachanu się słyszy, a świat astralny widzi. Przy wejściu do świata dewachanu świat astralny nadal istnieje w pełni, ale zmienia się dla widzącego. Gdy wchodzi się w świat dewachanu, z początku występuje przed uczniem szczególny widok. W świecie dewachanu każdą rzecz widzi się jako negatyw, zupełnie tak, jak na kliszy fotograficznej. Tam, gdzie jest przedmiot fizyczny, nie widzi się nic; co fizycznie jest jasne, tam jest czarne i na odwrót. Wszystko widzi się w barwach dopełniających: zamiast niebieskiego koloru widzi się żółty, zamiast czerwonego zielony. W pierwszej strefie dewachanu są prawzory świata fizycznego nie związane z życiem, a więc formy minerałów, a dalej roślin, zwierząt i ludzi w zakresie ich kształtów fizycznych. Jest to obszar, który kształtuje podstawowy zarys duchowego świata. Można go przyrównać do stałego lądu w naszym świecie fizycznym. Dlatego nazywa się go kontynentem dewachanu. Człowiek stojący przed wtajemniczonym jawi się tam w ten sposób, że miejsce, gdzie fizycznie wypełnia on przestrzeń, jest ciemne, ale wokół niego jest promienista otoczka.
Gdy zmysły subtelnieją, dochodzą do tego praobrazy życia. Wszystko, co jest życiem, płynie jak woda na ziemi. Nie można tu zobaczyć minerału, gdyż nie posiada on pulsującego życia. Można natomiast dobrze widzieć rośliny, zwierzęta i ludzi. Życie w dewachanie płynie jak krew w ciele. Tę drugą strefę nazywa się oceanem dewachanu.
W strefie trzeciej, którą jest atmosfera dewachanu. przepływa wszystko, co żyje w fizyczności jako uczucia i doznania, jako radość i ból.
Ukształtowania fizyczne stanowią tam stałe, kontynentalne podłoże. Wszystko, co ma w sobie życie, jest morzem. Wszystko, co oznacza radość i cierpienie, znajduje się w sferze zwanej atmosferą dewachanu. Jest tam wszystko, co na ziemi jest przeżyciem i odczuwaniem, a więc wszystko, co zwierzęce i ludzkie. Np. bitwa ukazuje się wtajemniczonemu na planie dewachanu jako ogniste, rozbłyskujące błyskawice, jako burze z potężnymi grzmotami. Nie są to fizyczne skutki bitwy, lecz namiętności stojących naprzeciw siebie wrogich wojsk, które ukazują się wtajemniczonemu jako ciężkie chmury z grzmotami i błyskawicami.
Czwarta strefa dewachanu wykracza daleko ponad wszystko, co powstałoby bez udziału człowieka. Zawiera ona wszystko, co żyje w człowieku jako oryginalne twórcze myśli, poprzez które wnosi on coś nowego i oddziałuje na świat, bez względu na to, czy są to myśli uczonego czy prostego człowieka, nieznanego poety czy wieśniaka. Nie muszą to być żadne wielkie wynalazki, myśli te mogą dotyczyć również dnia powszedniego.
Po przebyciu tych czterech stref stoi się na granicy świata duchowego. Nocą niebo ukazuje się nam jako pusta kula w wieńcu z gwiazd, podobnie jest z granicą dewachanu. Jest to jednak granica pełna znaczenia, której nazwa brzmi kronika akasza. Wszystko, co człowiek kiedykolwiek uczynił, zdziałał, choć nie zanotowane jest w książkach historycznych, zapisane jest w tej nieprzemijającej księdze historii, na granicy dewachanu, którą nazywamy kroniką ukąszą. Można tam doświadczyć wszystkiego, co kiedykolwiek zrobione było w świecie przez istoty świadome. Jeżeli np. jasnowidz chce dowiedzieć się czegoś o Cezarze, bierze jakiś szczegół z historii jako punkt zaczepienia, aby mieć jakiś stały punkt, na którym może się skoncentrować. Czyni to duchowo i wtedy ukazują mu się wokoło obrazy wszystkiego, co robił Cezar, co działo się wokół niego, jak kierował on swoimi legionami, staczał bitwy, osiągał zwycięstwa. Występuje to w szczególny sposób; jasnowidz widzi nie tylko abstrakcyjne pismo, ale wszystko przeciąga przed nim w mglistych zarysach, w obrazach. Jednak nie rozgrywa się to tak, jak odbywało się w przestrzeni, lecz zupełnie inaczej. Gdy Cezar osiągał swoje zwycięstwa, coś wtedy myślał. Wszystko, co wokół niego rozgrywało się, przeżywał w swoich myślach, każdy ruch ramion żyje przecież także w myślach. Kronika akasza ukazuje zamiary, a więc wszystko to, co Cezar sobie wyobrażał i co myślał, gdy dowodził swymi legionami, a również wyobrażenia tychże. Jest ona wiernym odbiciem wszystkiego, co zaszło. Zawarte jest w niej wszystko, co w ogóle przeżyły istoty świadome. Wtajemniczony może w ten sposób odczytać całą przeszłość ludzkości. Musi się jednak tego najpierw nauczyć. Obrazy kroniki akasza mówią zawiłym językiem, gdyż jest ona czymś żywym. Nie wolno jednak obrazu Cezara z kroniki akasza pomylić z indywidualnością Cezara, która już znowu może być wcielona na ziemi. Łatwo zdarzają się omyłki, gdy dostęp do obrazów kroniki akasza zdobywa się środkami zewnętrznymi. W taki sposób obrazy te odgrywają często rolę na seansach spirytystycznych. Spirytysta sądzi, że widzi zmarłego człowieka, a jest to tylko jego obraz z kroniki akasza. Może np. wystąpić obraz Goethego, takiego, jakim był on w 1796 r. Ktoś nieświadomy tego myli go z indywidualnością Goethego. Obraz taki żyje, daje odpowiedzi na pytania, co rym bardziej wprowadza zamęt. I to nie tylko na takie pytania, jakie wtedy były zadane, lecz również na zupełnie nowe, jakie wówczas nie były wypowiedziane. Nie są to powtórzenia, lecz odpowiedzi, jakich Goethe mógłby udzielić. Jest zupełnie możliwe, że taki obraz Goethego z kroniki akasza może stworzyć nawet wiersz w duchu i w stylu ówczesnego Goethego. Obrazy kroniki akasza są prawdziwie żywymi obrazami. Fakty te są zdumiewające, ale są one faktami.
III
Odzie przebywa człowiek pomiędzy śmiercią a nowymi narodzinami? Śmierć nie bez racji nazywana jest starszą siostrą snu, gdyż między śmiercią a snem zachodzi pewne podobieństwo. Istnieje jednak między nimi również wielka, potężna różnica.
Zastanówmy się więc, co dzieje się z człowiekiem od chwili zaśnięcia do obudzenia? Czas snu przedstawia się jako pewnego rodzaju stan nieświadomości. Tylko rzadkie, czasem niejasne, czasami jaśniejsze wspomnienia wynurzają się jako reminiscencje pewnej świadomości sennej. Aby dobrze zrozumieć stan snu, trzeba przypomnieć sobie poszczególne człony istoty ludzkiej. Człowiek składa się z siedmiu członów, z których cztery są całkowicie rozwinięte, piąty tylko częściowo, a szósty i siódmy istnieją tylko jako zaczątek i założenie.
1. ciało fizyczne, postrzegalne naszymi zmysłami zewnętrznymi;
2. ciało eteryczne, które subtelnie świecąc przenika ciało fizyczne;
3. ciało astralne;
4. ciało jaźni albo ciało świadomości; w ciele jaźni zawarte są:
5. duch-jaźń, czyli Manas, częściowo rozwinięty, częściowo w zalążku;
6. duch-życie, czyli Budhi;
7. duch-człowiek, czyli Atma.
Te dwa ostatnie posiada człowiek jednak tylko w zalążku.
W stanie czuwania człowiek ma cztery niższe człony w zajmowanej przez siebie przestrzeni. Ciało eteryczne wystaje nieco z ciała fizycznego ze wszystkich stron. Ciało astralne wystaje z ciała fizycznego na dwie i pół długości głowy, otacza je jak obłok i gubi się ku dołowi. Kiedy człowiek usypia, w łóżku pozostaje leżące ciało fizyczne i ciało eteryczne. Pozostają one związane ze sobą jak podczas dnia. Natomiast związek ciała astralnego z ciałem fizycznym ulega pewnemu rozluźnieniu. Następuje wysunięcie ciała astralnego i ciała jaźni z ciała fizycznego. Ponieważ wszystkie odczucia, wyobrażenia itd. powstają w ciele astralnym, które jest teraz poza ciałem fizycznym, człowiek we śnie nie ma świadomości; w tym życiu dla posiadania świadomości potrzeba fizycznego mózgu jako narzędzia, bez niego człowiek nie może być świadomy.
Cóż więc czyni podczas nocy oddzielone ciało astralne? Człowiek jasnowidzący może obserwować, jak w nocy ciało astralne zajmuje się śpiącym. Ma ono swoje określone zadanie. Nie unosi się bezczynnie jak bierny twór nad człowiekiem, jak tego często uczą teozofowie, lecz nieustannie pracuje nad ciałem fizycznym. Cóż ono czyni? Otóż ciało fizyczne w ciągu dnia ulega zmęczeniu i zużyciu, a ciało astralne podczas nocy usuwa to zmęczenie i zużycie. Ciało astralne poprawia w nocy stan ciała fizycznego, daje mu nowe siły. Dlatego sen jest konieczny, odświeża, orzeźwia i uzdrawia. O tym, jak to się wiąże ze snami, będziemy mówić później.
Kiedy jednak człowiek umiera, dzieje się inaczej. Wtedy od ciała fizycznego odłącza się nie tylko ciało astralne i ciało jaźni, ale również ciało eteryczne. Te trzy ciała wysuwają się i po śmierci ciała fizycznego pozostają przez jakiś czas razem. Zjawisko śmierci zachodzi w ten sposób, że w chwili umierania rozwiązuje się połączenie pomiędzy ciałem eterycznym a astralnym z jednej strony i fizycznym z drugiej strony, dzieje się to mianowicie w sercu. W sercu następuje pewnego rodzaju rozbłysk, a następnie ciało eteryczne, astralne i jaźń unosi się ponad głowę. W chwili śmierci występuje u człowieka coś osobliwego. Przez krótki okres czasu przypomina on sobie wszystkie przeżycia z minionego życia. Przed jego duszą staje w jednej chwili całe życie jak wielka panorama. Coś podobnego dzieje się za życia tylko w bardzo rzadkich wypadkach, a mianowicie w chwili śmiertelnego niebezpieczeństwa albo wielkiego przestrachu, np. człowiek tonący lub spadający w przepaść na moment przed śmiercią widzi przed swoją duszą całe swoje życie.
Innym podobnym zjawiskiem jest osobliwe uczucie mrowienia, kiedy zdrętwieje jakaś część ciała. Jaka jest tego przyczyna? Powodem jest rozluźnienie ciała eterycznego. Kiedy jakaś część ciała, np. palec, drętwieje, jasnowidz widzi obok palca wystający jakby palec od rękawiczki. Jest to ciało eteryczne, które w tym miejscu rozluźniło się i wystaje. Na tym polega wielkie niebezpieczeństwo hipnozy, gdyż wtedy mózg podlega temu samemu procesowi co zdrętwiały palec. Z obu stron głowy jasnowidz widzi zwisające jakby dwa płaty albo worki rozluźnionego ciała eterycznego. Jeżeli hipnoza jest często powtarzana, to w ciele eterycznym powstaje skłonność do rozluźnienia się, co może nieść ze sobą wielkie niebezpieczeństwo. Osoby takie często tracą swobodę, stają się drzemiące, mają zawroty głowy itp. Przy śmiertelnym niebezpieczeństwie następuje rozluźnienie całego ciała eterycznego. Ciało eteryczne jest nosicielem pamięci. Im jest ono subtelniejsze, tym lepiej rozwinięta, tym lepsza jest pamięć. Gdy ciało eteryczne tkwi mocno w ciele fizycznym, jak to ma miejsce u zwykłych ludzi, jego wibracje nie mogą wystarczająco działać na mózg fizyczny i dojść do świadomości człowieka, gdyż ciało fizyczne ze swymi cięższymi wibracjami natychmiast je przysłania. Jednak w śmiertelnym niebezpieczeństwie, kiedy ciało eteryczne rozluźnia się, wyładowuje ono swe wspomnienia do mózgu. Całe minione życie staje przez chwilę przed duszą umierającego. W chwili więc, gdy ciało eteryczne się rozluźnia, ukazuje się wszystko, co kiedykolwiek było w nim wpisane. Dlatego też bezpośrednio po śmierci występują wspomnienia. Trwa to jeszcze pewien czas, aż ciało eteryczne odłączy się od ciała astralnego i jaźni.
Ciało eteryczne zwykłego człowieka rozpływa się stopniowo w eterze świata. U człowieka nieposiadającego wykształcenia, stojącego jeszcze na niskim szczeblu rozwoju, rozpłynięcie się ciała eterycznego dokonuje się powoli, u człowieka wykształconego szybko, u ucznia wiedzy tajemnej znów powoli i tym wolniej, im wyżej człowiek się wznosi, wreszcie przychodzi stadium rozwojowe, w którym w ogóle się nie rozpływa.
Mamy więc u zwykłego człowieka dwa rodzaje zwłok: zwłoki ciała fizycznego oraz zwłoki ciała eterycznego. Pozostaje ciało astralne i jaźń.
Musimy zdać sobie sprawę, że cała świadomość człowieka podczas ziemskiego życia zależy od jego zmysłów. Możemy sobie wyobrazić, jak inny musi być teraz stan świadomości. Wyobraźmy sobie, jak stopniowo zanikaj ą wszystkie zmysły, zapanowuje ciemność po utracie oczu, zanikają dźwięki po utracie uszu, nie ma ani zimna ani ciepła po utracie odpowiednich zmysłów. Cóż pozostaje z tego, co ożywia duszę, co wypełnia świadomość dzienną, cóż pozostaje z tego, co zawdzięczamy ciału od początku do końca, gdy brak teraz wszystkich organów fizycznych? Pozostaje zawartość duszy. I właśnie kiedy zdamy sobie z tego sprawę, to zrozumiemy stan życia po śmierci, gdy człowiek odkłada oba rodzaje zwłok.
Stan ten nazywa się kamaloka, tj. miejsce żądz. Nie jest to jednak miejsce gdzieś na zewnątrz. Kamaloka jest również tu, gdzie my jesteśmy. Stale otaczają nas i żyją dokoła nas duchy zmarłych. Człowiek fizyczny nie zauważa ich obecności. Jak więc czuje się zmarły? Wyjaśni to prosty przykład. Jakiś człowiek je z pożądliwością i prawdziwą przyjemnością. Jasnowidzący widzi w górnej części jego ciała astralnego zaspokojenie chęci użycia jako brunatnoczerwoną formę myślową. Następnie człowiek ten umiera. To, co się w nim zachowało, to żądza i chęć używania. Do czegoś fizycznego nadaje się tylko to, co fizyczne, materiał do użycia. Aby jeść, musimy mieć podniebienie itd. Użycie i żądza są jednak związane z duszą. Dlatego żądza i użycie trwają również po śmierci. Jednak człowiek nie ma tam już żadnej możliwości zaspokojenia żądzy, gdyż brak mu organów do jej zaspokojenia. Tak jest ze wszystkimi pragnieniami i używaniem. Człowiek pragnie pięknego zestawienia barw, ale brak mu oczu, pragnie harmonijnej muzyki, ale brak mu uszu.
W jaki sposób dochodzi to do świadomości duszy po śmierci? Jak błądzący na pustyni, męczony palącym pragnieniem, błądzi dokoła i szuka źródła, by te pragnienie ugasić, tak dusza cierpi palące pragnienie, gdyż nie ma narządów do jego ugaszenia. Musi cierpieć i znosić brak wszystkiego. Dlatego określenie tego stanu jako “palące pragnienie" jest bardzo trafne. Właśnie w tym wyraża się stan w kamaloce. Nie jest to udręczenie pochodzące z zewnątrz, lecz męka z powodu niemożności zaspokojenia istniejącej jeszcze chęci użycia.
Dlaczego dusza musi cierpieć tę mękę? Aby człowiek stopniowo odzwyczaił się od swych zmysłowych żądz, aby dusza wyzwoliła się i oczyściła od tego, co ziemskie. Gdy już do tego dojdzie, wtedy czas kamaloki kończy się i człowiek wznosi się do dewachanu.
A jak przeżywa dusza swój pobyt w kamaloce? Człowiek przeżywa tam raz jeszcze całe swoje życie, ale w porządku odwrotnym, od chwili śmierci aż do narodzin, dzień po dniu, ze wszystkimi przeżyciami, wydarzeniami oraz czynami. Jaki jest tego sens? Ma to taki sens, aby człowiek zatrzymał się przy każdym wydarzeniu, aby odzwyczaił się od związku z fizycznością, materialnością. Przeżywa on znowu wszystkie uciechy, ale w taki sposób, że musi mu ich brakować, że nie może ich zaspokoić i przez to odzwyczaja się od życia fizycznego. Jeżeli w ten sposób przeżyje całe swoje życie aż do narodzin, wtedy może według słów Biblii wejść do Królestwa Niebieskiego zgodnie ze słowami Chrystusa: “O ile nie staniecie się jako dzieci, nie możecie wejść do Królestwa Niebieskiego". Wszystkie słowa Ewangelii są bardzo głębokie. Ich głębię poznaje się wnikając stopniowo w boską mądrość.
Zwrócimy jeszcze uwagę na niektóre momenty życia w kamaloce, które są szczególnie ważne i pouczające.
Do różnych uczuć związanych z życiem ludzkim należ}' zwłaszcza poczucie istnienia, poczucie życia, szczególnie radość z życia, z tkwienia w ciele fizycznym. Dlatego głównym odczuwanym brakiem jest brak ciała fizycznego. To pozwala nam zrozumieć straszny los i okropne męki tych nieszczęśników, którzy rozstali się z życiem przez samobójstwo. Przy śmierci naturalnej rozłączenie się trzech ciał jest stosunkowo łatwe. Nawet przy apopleksji albo innej nagłej śmierci naturalnej odłączenie się od siebie tych wyższych członów jest w rzeczywistości przygotowane dużo wcześniej. Odłączają się one łatwo, a brak ciała fizycznego odczuwany jest znacznie lżej. Jednak przy gwałtownym, nagłym rozłączeniu ciał, jak to ma miejsce przy samobójstwie, gdzie wszystko jest jeszcze zdrowe i trzyma się razem, występuje po śmierci silny brak ciała fizycznego, co powoduje straszne męki. Jest to okropny los. Samobójca czuje się jakby był pusty, wydrążony i rozpoczyna tragiczne poszukiwania tak nagle straconego ciała fizycznego. Nie da się tego z niczym innym porównać.
Niektórzy powiedzą, że człowiek załamany nie dba wcale o życie, gdyż inaczej nie odbierałby go sobie. Jest to złudzenie, gdyż właśnie samobójca jest nadmiernie zależny od życia; ponieważ jednak nie dostarcza mu ono zaspokojenia zwykłych przyjemności, być może wskutek zmienionych warunków, odchodzi w cień śmierci i dlatego brak ciała fizycznego jest dla niego niewypowiedzianie ciężki.
Nie dla wszystkich jednak życie w kamaloce jest takie ciężkie. Kto w mniejszym stopniu związany był z materialnymi uciechami, ten łatwiej się odzwyczaja i ich brak nie jest dla niego tak ciężki. Jednak również i on musi zupełnie wyjść z fizycznego życia, gdyż życie w kamaloce ma jeszcze inny sens.
Człowiek podczas swojego życia robi nie tylko rzeczy, które sprawiają mu przyjemność, ale żyje wspólnie z innymi ludźmi i stworzeniami. Świadomie czy nieświadomie, umyślnie czy nieumyślnie sprawia on ludziom oraz zwierzętom radość i ból, przyjemność i cierpienia. Również i to spotyka się ponownie w czasie przechodzenia okresu kamaloki. Powraca się na miejsce, godzinę i chwilę, gdzie innym istotom zadało się cierpienie. Niegdyś zadało się ból innym istotom, teraz trzeba ten ból zaznać we własnej duszy. Wszystkie męki, jakie sprawiłem jakiejkolwiek istocie, muszę przeżyć we własnej duszy. Wtedy tkwię równocześnie w człowieku czy w zwierzęciu i poznaję, co ta inna istota wycierpiała przeze mnie. Sam muszę wszystkie te męki i ból przecierpieć. Tego nie da się uniknąć. Nie jest to działaniem karmy, lecz wyzwalaniem się z ziemskości. Szczególnie straszna jest przez to kamaloka człowieka dokonującego wiwisekcji. Teozof nie powinien krytykować tego, co przynoszą wydarzenia w świecie, może jednak w pełni pojąć, jak człowiek współczesny mógł dojść do takich rzeczy. W średniowieczu żaden człowiek nie pomyślałby o tym. Każdy lekarz w dawnych czasach uważałby za nonsens niszczenie życia tylko po to, aby je poznać. To prawda, że w średniowieczu większość ludzi posiadała jeszcze zdolność jasnowidzenia. Lekarze mogli przejrzeć człowieka na wskroś i zobaczyć, co w nim jest uszkodzone, czego mu brakuje. Tak np. Paracelsus widział na wskroś ciało fizyczne. Musiał jednak nadejść czas kultury materialnej, w której zanikło jasnowidzenie. Widzimy to zwłaszcza u dzisiejszych lekarzy i badaczy przyrody, a wiwisekcja jest tego następstwem. Można ją zrozumieć, natomiast nigdy nie można jej usprawiedliwiać czy wybaczyć. Niezawodnie przyjdą następstwa zadawania tych meczami. Wiwisektor musi po śmierci przejść przez wszystkie męki, jakie zadawał zwierzętom. Jego dusza tkwi zagłębiona w każdym spowodowanym przez niego cierpieniu. Brak złych zamiarów, zasłanianie się nauką, “dobry cel" nie są żadnym usprawiedliwieniem. Prawo życia duchowego jest nieugięte.
Jak długo pozostaje człowiek w kamaloce? Trzecią część swojego życia. Jeśli żył 75 lat, to pobyt w kamaloce trwa około 25 lat.
Co dzieje się później? Ciała astralne ludzi są bardzo różne pod względem barwy i kształtu. Ciało człowieka będącego na niskim stopniu rozwoju duchowego przesnute jest wszelkiego rodzaju formami niskich popędów; ma czerwonoszarą barwę podstawową z wypromieniowaniami w podobnym odcieniu i pod względem formy nie różni się od pewnych zwierząt. Zupełnie inaczej jest u człowieka wykształconego czy idealisty, jak np. Schiller, albo u świętego, jak np. Franciszek z Asyżu. Oni wyrzekali się niejednego, uszlachetnili swe popędy itd. Im więcej człowiek pracuje nad swoją jaźnią, tym więcej promieni wychodzi z niebieskawej kuli, która stanowi centrum jaźni. Te promienie oznaczają siły, dzięki którym człowiek osiąga panowanie nad swym ciałem astralnym. Dlatego można powiedzieć, że człowiek ma dwa ciała astralne: jedną część, która pozostała ze zwierzęcymi ukształtowaniami i drugą, którą sam przepracował.
Gdy człowiek przebył swój czas kamaloki, dojrzał do tego, aby szlachetniejszą część ciała astralnego wydobyć z niższej. Ta niższa część pozostaje, a wydobywa się to, co człowiek sam z siebie dokonał. U ludzi dzikich, stojących na niskim poziomie kultury, duża część pozostaje jako niższe ciało astralne. U człowieka wykształconego pozostaje go mniej. Gdy umiera taki człowiek, jak np. św. Franciszek z Asyżu, to pozostaje bardzo niewiele, a wydobywa się potężne, wysoko rozwinięte ciało astralne, gdyż człowiek taki wiele nad sobą pracował. To, co pozostaje, stanowi trzeci rodzaj zwłok, jego niższe popędy i instynkty, których jeszcze nie uszlachetnił. Te astralne zwłoki unoszą się odtąd w przestrzeni astralnej i wywierają pewien szkodliwy wpływ.
Jest to druga rzecz, jaka ukazywać się może podczas seansów spirytystycznych. Te zwłoki astralne długo się czasami zachowują i mogą się pojawić za pośrednictwem jakiegoś medium. Ludzie często wówczas myślą, że to jest sam zmarły, a są to tylko jego zwłoki astralne. Zawierają one w sobie, jak w otoczce, niższe popędy i przyzwyczajenia; mogą dawać odpowiedzi na pytania, udzielać informacji, rozsądnie rozmawiać i zachowywać się na tyle rozsądnie, na ile rozsądny był “niższy" człowiek. Dochodzi przez to do wielu pomyłek. Sensacyjnym przykładem jest broszura, spirytysty Langersdorfa, w której twierdzi on, że nawiązał kontakt z H. P. Bławatską. Na Langersdorfa idea reinkarnacji działała jak czerwona płachta na byka i gotów był wszystko poruszyć, by tę naukę obalić. Nienawidził Bławatskiej, gdyż ona tę naukę głosiła i rozpowszechniała. Otóż podaje on w swej broszurze, że wywołał ducha Bławatskiej, który mu powiedział, że nauka ta nie tylko jest fałszywa, ale że ona bardzo żałuje, że jej uczyła. To wszystko może być prawdziwe, tylko że Lagersdorf wywołał i zapytywał nie Bławatską, ale jej niższe zwłoki astralne. A wiedząc, że H. P. Bławatska w pierwszych czasach swego rozwoju w “Isis unveiled" istotnie zaprzeczała reinkarnacji i zwalczała ją, zrozumiałe jest, że te niższe zwłoki astralne odpowiadały w taki sposób. Ona sama posunęła się w swym poznaniu, ale w jej otoczce astralnej pozostał tamten błąd.
Te trzecie zwłoki, ta otoczka astralna rozpływa się stopniowo i ważne jest, aby rozpłynęła się zupełnie, zanim człowiek dojdzie do nowego wcielenia. W większości wypadków tak się dzieje. Są jednak wyjątki, gdy człowiek szybko inkarnuje się ponownie, zanim jego zwłoki astralne rozpłyną się. Taki człowiek jest wtedy w ciężkim położeniu, gdyż przy wcieleniu odnajduje swoje własne zwłoki astralne, które zawierają wszystko, co w poprzednim życiu było niedoskonałe.
IV
Człowiek zostawia po śmierci najpierw ciało fizyczne, następnie eteryczne i w końcu niższe ciało astralne. Cóż więc pozostaje po odrzuceniu tych trzech ciał? Stojący po śmierci przed duszą obraz wspomnień zanika w chwili, w której ciało eteryczne oddziela się od ciała astralnego. Obraz ten pogrąża się wtedy jakby w nieświadomości, znika jako bezpośrednie wrażenie duszy. Pozostaje po nim jednak coś ważnego. Znika obraz, ale pozostaje owoc. Cały wynik ostatniego życia pozostaje w wyższym ciele astralnym i spoczywa tam jako pewnego rodzaju ekstrakt sił.
Człowiek dość często przechodził już ten proces. Przy każdej śmierci, w różnych inkarnacjach, obraz wspomnień występował przed jego duszą pozostawiając ten ekstrakt sił. W ten sposób każde życie dodawało taki obraz. Człowiek, który wcielił się pierwszy raz, miał po śmierci pierwszy obraz wspomnień; po drugiej inkarnacji miał drugi obraz, który był już bogatszy od pierwszego i tak dalej. W tych złożonych razem obrazach mamy pewien rodzaj nowego elementu człowieka. Przed pierwszą swoją śmiercią człowiek składał się z czterech ciał. Umierając po raz pierwszy, zabiera ze sobą pierwszy obraz wspomnień. Przy swym ponownym wcieleniu przynosi nie tylko cztery człony swojej istoty, ale także ten wynik poprzedniego życia. Jest to ciało kauzalne, czyli przyczynowe. Tak więc człowiek składa się teraz z pięciu ciał: fizycznego, eterycznego, astralnego, jaźni oraz ciała przyczynowego. Gdy ciało przyczynowe raz powstało, to już pozostaje, ale przyłącza do siebie kolejne wyniki żywotów. Można zrozumieć teraz różnice między poszczególnymi ludźmi. Ci, którzy żyli często, a więc przeszli przez wiele inkarnacji, dodawali dużo stron do swojej księgi życia, są wysoko rozwinięci i posiadają bogate ciało przyczynowe. Inni przeszli dopiero przez nieliczne wcielenia, zebrali więc mało owoców i dlatego mają mniej rozwinięte ciało przyczynowe.
Jaki sens ma to powtarzające pojawianie się człowieka na ziemi? Gdyby nie było związku między inkarnacjami, wtedy oczywiście nie miałoby to sensu. Tak jednak nie jest. Zastanówmy się nad różnorodnymi warunkami życiowymi, przez jakie przechodził człowiek, który żył kilkaset lat po Chrystusie i dzisiaj, kiedy znowu się wciela. Obecnie okres między szóstym a czternastym rokiem życia jest już wypełniony zdobywaniem wiadomości: czytaniem, pisaniem itd. Dzisiejszy człowiek ma zupełnie inne możliwości kształcenia i rozwijania swej osobowości. Inkarnacje są tak uporządkowane, że człowiek dopiero wtedy zjawia się na Ziemi, kiedy może wejść w nowe warunki i znaleźć dla siebie zupełnie inne możliwości rozwoju. A dzieje się to już zwykle po kilku stuleciach. Jakże bardzo zmienia się Ziemia pod każdym względem! Przed kilku tysiącami lat ta okolica pokryta była odwiecznym lasem, w którym żyły dzikie zwierzęta. Ludzie mieszkali w jaskiniach, ubierali się w skóry zwierzęce i rozumowali tylko w prymitywny sposób, potrafili jedynie rozniecić ogień i robić narzędzia. A dzisiaj? W tak stosunkowo krótkim czasie zmienia się oblicze ziemi. Człowiek, który żył w czasach Germanów, miał przed sobą zupełnie inny obraz świata niż ten, kto dzisiaj uczy się tu czytać i pisać. Wraz ze zmieniającą się Ziemią uczy się człowiek zupełnie nowych rzeczy i przyswaja je sobie.
Ile czasu upływa, aby człowiek zjawił się w nowej inkarnacji? Od jakich czynników to zależy? Odpowiedź na te pytania da następujące rozważanie, pozwalające zobaczyć, co wiąże się z przemianami Ziemi.
Z biegiem czasów cieszyły się zawsze szczególną czcią pewne istoty, które traktowane były jako święte symbole. Tak np. do 3000 r. przed Chrystusem czczony był w Persji symbol bliźniąt. Od 3000 r. do 800 r. przed Chrystusem czczono w Egipcie świętego byka Apisa, a jednocześnie w Azji Mniejszej byka Mitrę. Od około 800 r. przed Chrystusem wystąpił na pierwszy plan inny znak Zodiaku, Baran, czyli jagnię i stąd powstała saga o Jazonie, który przywiózł z Azji, zza morza, złote runo świętego barana. To idzie jeszcze dalej. Baranek stał się przedmiotem takiej czci, gdyż Chrystus określił siebie jako Baranka Bożego, a pierwszym symbolem chrześcijańskim był nie krzyż z ukrzyżowanym Zbawicielem, lecz krzyż z Barankiem.
To wszystko oznacza trzy następujące po sobie kultury i pozostaje w związku z pełnymi znaczenia zjawiskami na niebie. Słońce przesuwa się na niebie wzdłuż pewnej strefy, wzdłuż Zodiaku. I najbardziej godnym uwagi jest fakt, że z początkiem wiosny Słońce wschodzi w pewnym określonym punkcie Zodiaku. W trakcie trwania określonej epoki przesuwa się ciągle dalej, tak że po upływie 2160 lat przechodzi od jednego znaku Zodiaku do następnego. 3000 lat przed Chr. Słońce wschodziło w znaku Byka, przedtem było w znaku Bliźniąt, a około 800 lat przed Chr. w znaku Barana.
Punkt ten co roku przesuwa się nieco dalej i po 2160 latach Słońce wstępuje w następny znak Zodiaku. Narody wybierały za symbol swej czci ten znak na niebie, w którym Słońce wschodziło na wiosnę i oddawały mu cześć. Gdybyśmy dzisiaj umieli jeszcze zrozumieć potężne uczucia i wzniosłe nastroje, jakie łączyły się u starożytnych z przeżywaniem tego momentu przejścia Słońca przez nowy znak Zodiaku, to zrozumielibyśmy także znaczenie chwili, gdy Słońce weszło w znak Ryb. Tego jednak nasze materialistyczne czasy nie potrafią.
Cóż więc widział ówczesny człowiek w tych zjawiskach? Starożytni widzieli tam wcieloną siłę przyrody. W zimie spoczywała ona we śnie, a na wiosnę znowu powołana była do życia przez Słońce. Znak Zodiaku, w którym na wiosnę ukazywało się Słońce, który dawał Słońcu nowe siły, uważany był za coś godnego czci. Znak Zodiaku symbolizuje więc budzącą siłę. Starożytni wiedzieli, że z takim przesunięciem się Słońca z jednego znaku do drugiego związane było coś bardzo ważnego, gdyż promienie słoneczne padają wówczas w zupełnie innych warunkach. I rzeczywiście, okres 2160 lat oznaczał nastanie zupełnie innych warunków na ziemi. Ten okres czasu spędza człowiek w dewachanie, by po śmierci przejść do nowych narodzin. Te 2160 lat wiedza tajemna uważała zawsze za okres, w którym warunki na Ziemi tak się zmieniają, że człowiek znowu może się na niej zjawić, by przeżyć coś nowego.
A więc między dwoma wcieleniami upływa 2160 lat. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w okresie tych 2160 lat człowiek właściwie pojawia się dwa razy, tak iż średnio już 1000 lat stanowi właściwy okres między dwoma wcieleniami. Dzieje się tak dlatego, że z reguły człowiek ma jedno wcielenie męskie a drugie kobiece. To nie prawda, jakoby zawsze miało miejsce siedem kolejnych wcieleń męskich i siedem kobiecych. Doświadczenia duszy w zależności od inkarnacji męskiej czy kobiecej są bardzo różne. Jest to zupełnie zrozumiałe. Dlatego pojawia się ona w przeciągu 2160 lat raz jako mężczyzna i raz jako kobieta. Wtedy człowiek nabywa wszystkich doświadczeń, które w danych warunkach może zdobyć. I ma okazję i możliwość dodać nową stronicę w swojej księdze życia. Takie radykalne przemiany Ziemi są okresem nauki dla duszy. To jest sens ponownych wcieleń, czyli reinkarnacji.
Człowiek zabiera więc do dewachanu owoc obrazów wspomnień, czyli ciało przyczynowe i oczyszczoną część ciała astralnego. Są to trwałe części, których nigdy nie traci. Przy wejściu do dewachanu zabiera ciało przyczynowe i pewną, najbardziej oczyszczoną, część ciała astralnego, gdyż to, co przepracował, pozostaje wraz z nim na zawsze. Następnie przechodzi swój czas w dewachanie. Człowiek prymitywny ma przepracowaną niewielką część ciała astralnego i tylko nikłe płomyki zabiera ze sobą do dewachanu. Jego obrazy wspomnień należą do niego bardziej nieświadomie. Św. Franciszek z Asyżu ma w przeciwieństwie do tego w pełni ukształtowane ciało astralne i żyje z nim w dewachanie. Gdy człowiek odrzuci niższe ciało astralne, widzi w pewien sposób siebie samego stojącego na zewnątrz, przed sobą. Jest to chwila, kiedy wstępuje do dewachanu. Dewachan ma cztery sfery:
1. kontynenty
2. rzeki i morza
3. powietrze, przestrzeń eteryczną
4. strefę duchowych prą wzorów.
W pierwszej strefie, kontynentów, wszystko ukazuje się w obrazach negatywu. To, co na ziemi było fizyczne i nadal istnieje, wszystko, co kiedykolwiek było na ziemi jako fizyczne minerały, rośliny i zwierzęta i jeszcze jest, ukazuje się jako postacie w negatywie. Kiedy wśród tych negatywowych postaci widzi się samego siebie, jest się wtedy w dewachanie. Jaki to ma sens, że w taki sposób postrzega się siebie?
Nie widzi się siebie tylko raz, lecz wciąż i wciąż, tak jak wyglądało się we wcześniejszym życiu, a ma to głęboki sens. Goethe powiedział: “Oko tworzone jest ze światła i dla światła". Rozumie on przez to, że światło jest twórcą oka i jest to prawda. Możemy to pojąć, gdy widzimy, jak z braku światła oko zanika. Pewne zwierzęta, które zamieszkały np. w pieczarach w Kentucky i nie potrzebowały zmysłu wzroku, gdyż pieczary te są ciemne, stopniowo straciły wzrok, ich oczy zanikły. Dopływ płynów skierował się wtedy do innego organu, którego bardziej potrzebowały. Dlaczego więc straciły oczy? Ponieważ w ich świecie nie było światła. Brak światła spowodował u nich zanik zmysłu wzroku. Gdyby nie było światła, nie byłoby również oczu, gdyż w samym świetle znajdują się siły twórcze dla oka. Zupełnie podobnie jak siły twórcze dla ucha są w świecie dźwięków. Krótko mówiąc, wszystkie organy, całe ciało utworzone jest przez twórcze siły wszechświata.
Co spowodowało powstanie mózgu? Gdyby nie było o czym myśleć, nie byłoby również mózgu. Istnieją potężne prawa natury. Kepler czy Galileusz kierowali swój rozum ku tym prawom. Kto stworzył organ rozumu? Mądrość natury!
Człowiek wstępuje w ziemski świat z pewną doskonałością organów. W międzyczasie nastąpiły jednak nowe warunki, które sami przepracowaliśmy duchem. Jednak wszystko, co przeżywamy, jest twórcze. Oczy, które już mam, rozum, który już mam, utworzone zostały w czasie poprzednich inkarnacji. Gdy po śmierci przychodzę do dewachanu, znajduję -jak już było powiedziane - obraz ciała, jakie było w ostatnim życiu i mam w sobie jeszcze owoc obrazu wspomnień z ostatniego życia. Mogę więc porównać, jak w ciągu różnych wcieleń rozwijałem się, jaki byłem, zanim przeżyłem doświadczenia ostatniego życia i czym mogę się stać, gdy dodam te doświadczenia. Według tego buduję sobie obraz nowego ciała, które jest o jeden stopień wyższe od poprzedniego.
W pierwszej strefie dewachanu człowiek koryguje swój dawny obraz życia. Z owoców ostatniego życia przygotowuje sobie obraz swego ciała na następną inkarnację.
W drugiej strefie pulsuje życie jako rzeczywistość, jak w rzekach i strumieniach. Podczas swego bytu ziemskiego człowiek ma życie w sobie, nie mogło ono być postrzegane. Teraz widzi je przepływające i wykorzystuje je, aby ożywić formę stworzoną w pierwszej strefie.
W trzeciej strefie dewachanu człowiek ma dookoła siebie wszystko, co przedtem miał w sobie jako namiętności, uczucia i afekty. Wszystko to wychodzi mu naprzeciw w postaci obłoków, piorunów i błyskawic. Wszystko widzi obiektywnie, uczy się to poznawać i dostrzegać tak jak fizyczność na Ziemi. Zbiera w ten sposób doświadczenia dotyczące życia duszy. Przez takie widzenie obrazów życia duszy można nauczyć się wcielać właściwości duszy, można napełnić duszą zbudowane w pierwszej strefie ciało.
To jest sens dewachanu. Człowiek musi podnieść się w nim o jeden stopień wyżej. Sam przygotowuje sobie obraz swego ciała na najbliższe wcielenie. Jest to jedno z jego zadań w dewachanie.
Ale ma tam jeszcze wiele innych zadań. W żadnym wypadku nie jest zajęty tylko samym sobą. Nie robi tego wszystkiego nieświadomie. Człowiek żyje w dewachanie świadomie i twierdzenie czegoś przeciwnego w książkach teozoficznych jest fałszywe. Ale jak do tego dochodzi?
W czasie snu ciało astralne występuje z ciała fizycznego i eterycznego, a wtedy człowiek nie ma świadomości. Nie posiada jej jednak tylko tak długo, jak długo ciało astralne musi wykonywać swoją zwykłą pracę, a mianowicie naprawiać i harmonizować spracowane i zmęczone ciało fizyczne. Jednak po śmierci ciało astralne nie wykonuje już tej czynności. W tym samym stopniu, w jakim uwalnia się ono od pracy nad ciałem fizycznym, budzi się w nim świadomość. Jego świadomość podczas życia w czasie dnia była zaciemniona i przygłuszona przez fizyczną władzę ciała, a nocą musiało ono pracować nad ciałem fizycznym. Gdy więc po śmierci siły jego są uwolnione, pojawiają się natychmiast w ciele astralnym określone organy. Tymi organami jest siedem kwiatów lotosu, czakramów. U nasady nosa, między brwiami, tworzy się dwupłatkowy kwiat lotosu. Jasnowidzący artyści wiedzieli o tym i zaznaczali to symbolicznie w swoich dziełach. Np. Michał Anioł tworzy swego Mojżesza z dwoma rogami. Inne kwiaty lotosu są rozdzielone w następujący sposób:
- szesnastopłatkowy kwiat lotosu w okolicy krtani;
- dwunastopłatkowy kwiat lotosu w okolicy serca;
- ośmiopłatkowy lub dziesięciopłatkowy kwiat lotosu w okolicy wcięcia mostka;
- sześciopłatkowy i czteropłatkowy kwiat lotosu są niżej.
Te organy astralne są u dzisiejszego zwykłego człowieka ledwie zauważalne, ale u jasnowidza oraz medium w stanie transu występują ostro, w żywych, świecących barwach i poruszają się.
W chwili, gdy kwiaty lotosu zaczynają się poruszać, człowiek zaczyna postrzegać świat astralny. Różnica między fizycznymi a astralnymi organami polega na tym, że fizyczne organy zmysłów człowieka są bierne, pozwalają na siebie działać wszystkiemu z zewnątrz. Oko, ucho itd. muszą czekać, aż będzie im coś dane: światło, dźwięki itd. Natomiast organy duchowe są aktywne, obejmują przedmiot jakby klamrami. Ich czynność może być jednak obudzona dopiero wtedy, gdy siły ciała astralnego nie będą używane do innych celów; wtedy będą one napływały do kwiatów lotosu. W kamaloce, dopóki niższe części ciała astralnego połączone są z człowiekiem, ma miejsce jeszcze pewne zmącenie świadomości. Gdy jednak zwłoki astralne zostaną odrzucone, a pozostaje to, co zdobyte jest na trwałe, a więc u wrót dewachanu, wtedy te astralne organy zmysłów pobudzone są do pełnego działania, a w dewachanie człowiek żyje w wysokim stopniu świadomości przy pomocy tych duchowych organów zmysłów. To nie prawda, gdy mówi się w książkach teozoficznych, że człowiek w dewachanie śpi, nie jest również prawdą, że jest zajęty tylko sobą albo też, że nie ma tam dalszego ciągu związków, jakie człowiek nawiązał na Ziemi. Prawdziwa, oparta na wspólnocie duchowej przyjaźń trwa tam nadal z większą jeszcze intensywnością. Serdeczność przyjaźni dostarcza pokarm wspólnocie duchowej, wzbogaca ją nowymi formami. Również stosunek człowieka do przyrody, szlachetna, estetyczna radość z natury jest pokarmem dla życia duszy w dewachanie.
Tym, jak powiedziano, żyje tam człowiek. Obcowanie, przyjacielskie stosunki są jakby otoczeniem. Warunki świata fizycznego sprawiają, że stosunki na Ziemi często gmatwają się. Sposób, w jaki dwaj przyjaciele odnoszą się do siebie w dewachanie, zależy tylko od intensywności ich przyjaźni. A więc nawiązanie takich stosunków na Ziemi jest przygotowaniem dla przeżyć w dewachanie. W ten sposób zależności życia fizycznego stają się prawdziwymi przeżyciami w dewachanie.
V
Wczoraj poznaliśmy trochę bliżej istotę dewachanu. Nasuwa się w związku z tym pytanie, jak rodzi się właściwe odczucie szczęścia w dewachanie? Działalność polega tam głównie na twórczości. Trudno jest dać wyobrażenie o błogim odczuciu szczęścia w dewachanie, ale może porównanie z czymś ziemskim przybliży nas do tego.
Istnieje na Ziemi pewne uczucie, które poznaje się najlepiej obserwując jakąś istotę przy czynności związanej z wydaniem na świat drogiej istoty, np. kurę wysiadującą jajko. Jest to porównanie groteskowe, ale bardzo trafne. Dla kury wysiadywanie jajka jest rozkoszą, ogromnym zadowoleniem. Można to uczucie przenieść na duchowość i tak wyobrazić sobie dewachan.
W strefie pierwszej, w kontynentalnym obszarze lądów duchowych, cała fizyczność staje przed człowiekiem w negatywie, jako olbrzymi obraz. Człowiek zostaje pobudzony do wytworzenia obrazu swojego nowego ciała. Czyni to w niepohamowanym pędzie do działania i odczuwa rozkosz tego stwarzania.
W drugim regionie, podobnie jak wody mórz na Ziemi, przepływa ogólne życie związane z formą ludzką, zwierzęcą i roślinną, które w życiu fizycznym ma w każdej istocie swe granice. To płynące, ogólne życie widzi się nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Zewnętrznie przez to, że życie widzi się w czerwonawoliliowej barwie, płynące od jednej formy roślinnej do drugiej, od jednej formy zwierzęcej do drugiej, przy czym wszystkie objęte są jednością życia. W dewachanie życie żyje. Wszystkie formy życia duchowego, np. życie chrześcijańskich wspólnot, widzi się tam jako wspólnie płynące życie. Również pierwszą zasadę teozofów, szukanie jedynego wszechżycia, można tam dobrze praktykować; widzi się przepływające, wspólne dla wszystkich, jedno życie.
W trzeciej strefie widzi się praktycznie urzeczywistnione wszystko, co tutaj rozgrywa się w duszy między jednym człowiekiem a drugim. Kiedy dwoje ludzi się kocha, widzi się tam miłość jako samodzielną istotę, mającą swe ciało w miłości. Gdy się to wszystko sobie wyobrazi, otrzymuje się obraz szczęścia w dewachanie. Kto o tym wie, powie niewiele, gdyż duchowość nie da się opisać mową życia fizycznego.
Nie należy jednak sądzić, że człowiek w dewachanie jest bezczynny albo zajęty tylko sobą. Ma on tam jeszcze coś innego do wypracowania.
Oblicze ziemi zmienia się nieustannie razem z całą fauną i florą. Jakże inaczej wyglądało ono np. w północnej Syberii w czasach, gdy żył tam jeszcze mamut, którego teraz odnajduje się pośród pól lodowych w zamarzniętym stanie, jak żywego. Jakże inaczej było tu, gdzie ziemia pokryta była odwiecznym lasem, gdzie żyły zwierzęta gorącej strefy, krótko mówiąc, gdzie znajdował się świat tropikalny. Któż to sprawia? Kto zmienia stan Ziemi? Jaki związek ma to z duszą i duchem zwierząt? Jaki związek ma to z duszą roślin?
Gdy rozważamy plan fizyczny, słusznie mówimy, że człowiek ma tutaj swoją jaźń, swoje miejsce zamieszkania. Jest najwybitniejszą istotą spośród wszystkich stworzeń, które tu żyją. Zupełnie inaczej jest jednak na planie astralnym.
Gdy tylko wtajemniczony wkroczy na plan astralny, poznaje tam cały szereg nowych istot, których nie ma na planie fizycznym. Pod tym względem nie ma znaczenia, czy chodzi o ludzi wtajemniczonych czy zmarłych. Człowiek wtajemniczony już w czasie ziemskiego wcielenia może pracować w świecie astralnym. Widzi tam np. gatunkowe, czyli grupowe dusze zwierząt, z którymi obcuje tak jak tutaj z ludźmi. Wyglądają one podobnie do niego. Zwierzęta na planie fizycznym mają jedynie ciało fizyczne, eteryczne i astralne, nie posiadają na planie fizycznym jaźni. Mają ją jednak na planie astralnym. Tak jak wasze dziesięć palców należy do jednej wspólnej duszy, tak zwierzęta jednego gatunku mają jedną duszę gatunkową, czyli wspólną duszę na planie astralnym. Jaźń poszczególnych gatunków zwierzęcych: lwów, psów, mrówek itd. znajduje się tam jako istota. Przedstawia się to tak, jakby jaźń unosiła się w przestrzeni astralnej i trzymała różne zwierzęta jakby na duchowej linie, jak marionetki. Również rośliny mają takie dusze grupowe, ale swoją jaźń mają w dewachanie. Ta “lina" sięga znacznie wyżej. Również wszystkie minerały ze wspólnych substancji, jak złoto, diamenty, kamienie itd. mają wspólną duszę grupową w wyższej części dewachanu.
|
człowiek |
zwierzę |
roślina |
minerał |
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- |
||||
wyższy |
--- |
--- |
--- |
jaźń |
______________________________ l i n i a k r o n i k i a k a s z a ______________________________ |
||||
niższy |
--- |
--- |
jaźń |
ciało |
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- |
||||
plan |
--- |
jaźń |
ciało |
ciało |
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- |
||||
świat |
jaźń |
--- |
--- |
--- |
|
ciało |
ciało |
--- |
--- |
|
ciało |
ciało |
ciało |
--- |
|
ciało |
ciało |
ciało |
ciało |
Kiedy człowiek umiera, jego jaźń przechodzi na plan astralny. Przebywa tam razem z jaźniami zwierząt i może wykonywać taką samą pracę jak one. Praca ta polega na stopniowej przemianie świata zwierząt. W niższym dewachanie spotyka człowiek jaźnie roślin jako swych towarzyszy i może tam zmieniać świat roślinny. W ten sposób sam wpływa na przekształcanie Ziemi.
W zależności od stopnia rozwoju istoty różnią się następująco:
Zatem sam człowiek powoduje wielkie przeobrażenia Ziemi. On sam pracuje nad obliczem Ziemi. Sam spowodował tak zmienioną “arenę", jaką zastaje przy swej nowej inkarnacji. Pracę tę wykonuje jednak pod kierunkiem wyższych istot. Jest więc prawdą, gdy mówimy w odniesieniu do świata zwierzęcego i roślinnego, który stale się zmienia, że jest to dziełem zmarłych. Zmarli pracują nad przekształceniem fauny i flory, a nawet nad przekształceniem fizycznych form stałej ziemi. Praca nad ziemią jest pracą zmarłych. Nawet w siłach przyrody musimy widzieć działania ludzi odcieleśnionych. Jakże potężnie te siły przyrody pracują nad Ziemią!
Wszelka działalność, cała ta praca miała swój początek u zarania dziejów. Nie było jeszcze wtedy piramid, nie było również żadnych narzędzi. Wszystko było takie, jak dali to bogowie albo, jak mówią materialiści, siły przyrody, a człowiek został w to wprzęgnięty. Obecnie wszystko dokoła nas kształtowane jest zewnętrzną pracą ludzką. A co nie może zostać osiągnięte tutaj, czego człowiek nie może tutaj zrobić, robi to w czasie między śmiercią a nowym narodzeniem. W ten sposób nasz rozwój łączy się z rozwojem całej Ziemi. Budowa i ewolucja Ziemi jest pracą człowieka na wyższych planach, a im wyżej rozwija się sam człowiek, tym szybciej i doskonalej dokonuje się przekształcenie fizycznej ziemi oraz fauny i flory. Im wyżej rozwija się człowiek, tym dłużej może pracować w wyższych częściach dewachanu. Człowiek dziki ma tam jeszcze niewielki wgląd. Duch ludzki wyraził te fakty w sposób pozornie dziecinny, ale inspirowany przez wyższe siły, w wielu sagach i baśniach.
Jak więc pracują siły, aby poprowadzić człowieka do nowej inkarnacji? Pomiędzy śmiercią a nowym wcieleniem upływa około tysiąca lat. W ciągu tego czasu dusza dojrzewa, aby wstąpić na drogę wiodącą do nowych narodzin. Dla jasnowidza badanie świata astralnego jest niezmiernie interesujące. Może on np. obserwować unoszące się zwłoki astralne, będące w stanie rozpuszczania się. W przypadku wysoko rozwiniętego człowieka, który pracował nad swoimi niższymi popędami, rozpadają się one szybko, ale gdy chodzi o ludzi stojących na niskim stopniu rozwoju, którzy folgowali swym skłonnościom i namiętnościom, rozpad jest bardzo powolny. Mogą nawet zachodzić wypadki, że stare, pozostawione zwłoki astralne nie rozpadły się jeszcze, gdy ich dawny posiadacz kroczy do nowej inkarnacji. Ciężki jest wtedy los takiego człowieka. Może się zdarzyć, że człowiek z pewnych powodów prędko wciela się ponownie i znajduje swoje zwłoki astralne, które czują się mocno przyciągane i wślizgują się do nowego ciała astralnego. Człowiek ten oczywiście zbudował już sobie nowe ciało astralne, ale łączy się ono z tym starym i wówczas oba te ciała wloką się poprzez życie. Stare ciało astralne występuje wówczas przed nim w złych snach albo wizjach, jako jego drugie Ja", mami go, męczy i dręczy. Jest to bezprawny, fałszywy “stróż progu". To stare ciało astralne łatwo występuje z człowieka, gdyż nie jest mocno związane z innymi jego członami i zjawia się jako sobowtór.
Oprócz tych postaci człowiek jasnowidzący widzi jeszcze szczególnie osobliwy i interesujący rodzaj tworów. Maj ą one formy dzwonów i z olbrzymią szybkością przelatuj ą i przecinają przestrzeń astralną. Są to nie wcielone jeszcze, ale dążące do wcielenia zalążki ludzkie. Czas i miejsce sadła tych dążących do wcielenia ludzi właściwie bez znaczenia, gdyż mogą poruszać się z łatwością. Są oni różnie zabarwieni i otoczeni barwną atmosferą: w jednym miejscu mają barwę czerwoną, w innym niebieską, we wnętrzu błyszczy żółto świecący promień. Są to ludzie, którzy wchodzą właśnie z dewachanu w przestrzeń astralną. Cóż się tam stało? Człowiek ma wyższe ciało astralne oraz owoce różnych żywotów jako ciało przyczynowe, które zabrał ze sobą do dewachanu i oto zbiera dokoła siebie nową “materię astralną". Jest to podobne do porządkowania się rozrzuconych opiłków żelaza zgodnie z działaniem sił magnesu. Według posiadanych sił zbiera człowiek materię astralną dokoła siebie. W wypadku dobrego poprzedniego życia zbiera inną materię niż w wypadku życia złego. Ten twór w kształcie dzwonu zawiera więc wcześniejsze ciało przyczynowe, siły poprzedniego ciała astralnego i nowe ciało astralne. Zalążek człowieka nie powinien znaleźć starego ciała astralnego, lecz winien stworzyć nowe ciało astralne z niezróżnicowanej materii astralnej. Cały ten przebieg zależny jest przy tym od samego człowieka. Forma i barwa nowego ciała astralnego zależy od sił jego poprzedniego życia. Jest to fakt, który trzeba mieć na uwadze. Dlaczego te zalążki ludzkie mkną z taką szybkością? Dlatego, że muszą odnaleźć parę rodziców, której charakter i stosunki rodzinne są dla nich odpowiednie. Szybkość umożliwia znalezienie takiej pary rodziców. Zalążek ten może w jednej chwili być tutaj, a w następnej już w Ameryce.
W dalszym etapie człowiek zależny jest od pomocy wyższych istot, które prowadzą go do wybranej pary rodziców oraz od innych jestestw, które formują ciało eteryczne odpowiednio do astralnej formy i ciała fizycznego, pochodzącego zewnętrznie od rodziców. Przy akcie zapłodnienia jasnowidz może również dostrzec materię astralną w namiętności, występującej ze strony rodziców. Określa ona namiętność dziecka według namiętności pary rodziców. Gdy nastąpił akt zapłodnienia, wtedy spieszy materia eteryczna z północy, południa, wschodu i zachodu, z wysokości i z głębin.
Nie zawsze można znaleźć parę rodziców, która idealnie pasuje do szukającego jej ludzkiego zalążka. Zawsze może być wyszukana tylko najbardziej odpowiednia para. Jeszcze mniej pasuje do ciała eterycznego zalążka ludzkiego budowane ciało fizyczne. Nigdy nie dana jest całkowita harmonia. Stąd pochodzą niezgodności między duszą a ciałem człowieka.
Bezpośrednio przed wcieleniem występuje bardzo ważne zjawisko, podobne do tego w chwili śmierci. Podobnie jak bezpośrednio przed śmiercią występuje przed duszą obraz całego minionego życia, tak w chwili aktu zapłodnienia, bezpośrednio przed nowym wcieleniem, występuje rodzaj widzenia nadchodzącego życia. Nie widzi się wszystkich szczegółów, ale w wielkim zarysie wszystkie warunki w nadchodzącym życiu, l jest to chwila niezmiernej wagi. Zdarza się, że ludzie, którzy w poprzednim życiu dużo cierpieli i mieli dużo ciężkich przeżyć, na widok nowych warunków oraz nowego losu ulegają pewnemu wstrząsowi i wstrzymują duszę od całkowitego wcielenia, tak iż tylko część duszy wstępuje w ciało. Następstwem takiego szoku przy ujrzeniu nadchodzącego życia jest urodzenie się dziecka upośledzonego umysłowo albo epileptyka.
W chwili wcielenia, zaraz po zapłodnieniu, zaciemnia się i zanika żółto błyszcząca “nić" w ciele przyczynowym. Tylko u wtajemniczonego pozostaje ona we wszystkich etapach.
Nie należy wyobrażać sobie, że wyższe człony od początku są w pełni związane z embrionem. Najpierw rozwija swoją działalność ciało przyczynowe, gdyż pracuje ono już od początku powstawania ciała fizycznego.
Ciało eteryczne rozpoczyna swój ą pracę dopiero w siódmym tygodniu, a ciało astralne dopiero w siódmym miesiącu. W pierwszych tygodniach pracuje nad dzieckiem ciało eteryczne i astralne matki. Dalszy rozwój tych ciał jest bardzo ważny dla wychowania dziecka w pierwszych latach jego życia. Powinno się temu poświęcić dużo więcej uwagi w trakcie wychowania niż to ma miejsce. Powinno się obserwować czas, gdy eteryczne i astralne ciało dziecka zaczyna współpracować.
Rozwój po urodzeniu przebiega stopniowo dalej w najróżniejszy sposób i szczególnie ważny dla wychowania jest okres od 7 do 14 roku życia. Zobaczymy jutro, jak teozofia ustosunkowuje się do problemu wychowania, co stanowi ważny rozdział w rozwoju ludzkości.
VI
W teozofii chodzi o •wybitnie praktyczne ujmowanie życia. Światło, jakie rzuci ona na zagadnienie wychowania, przyniesie ludzkości pożytek dużo wcześniej, zanim chodzić będzie o jasnowidzenie i można się przekonać, iż teozoficzna prawda służy życiu dużo wcześniej, zanim przystąpi się do bezpośredniego widzenia.
Po urodzeniu człowiek wstępuje w nowe życie, a jego ciała rozwijają się w całkowicie różny sposób i w różnym czasie, co wychowawca powinien brać pod uwagę. Zupełnie inaczej przedstawia się to w okresie od pierwszego do siódmego roku życia, inaczej w następnych siedmiu latach od siódmego do piętnastego lub szesnastego roku życia; u chłopców później, u dziewcząt wcześniej. Inaczej znów dokonuje się rozwój po piętnastym roku życia, czyli po osiągnięciu dojrzałości płciowej. Dopiero wtedy uczymy się prawidłowo rozumieć rozwój człowieka, gdy rozważamy różnorodny rozwój członów jego istoty.
Od urodzenia aż do siódmego roku życia dziecka dla rodziców i wychowawców ważne jest rozważanie właściwie tylko ciała fizycznego. Przez narodziny ciało fizyczne stało się wolne. Przed urodzeniem jest ono częścią składową organizmu matki. Przez cały okres rozwoju płodu życie matki i życie ludzkiego zarodka wzajemnie się przenikają. Fizyczne ciało matki otula fizyczne ciało dziecka. Oznacza to, że fizyczny świat zewnętrzny nie ma jeszcze do niego dostępu. Zmienia się to dopiero po urodzeniu. Dopiero wtedy człowiek może czerpać wrażenia pochodzące od innych istot świata fizycznego. Jednak do ciała eterycznego i astralnego świat zewnętrzny nie ma jeszcze wtedy dostępu. Między pierwszym a siódmym rokiem życia świat zewnętrzny nie może działać na ciało eteryczne i astralne, gdyż pracują one jeszcze nad wykształceniem własnego fizycznego ciała. Całe ich działanie skierowane jest ku wnętrzu ciała fizycznego. Pracują nad jego rozbudową. Około siódmego roku życia ciało eteryczne zaczyna być zdolne do odbioru wrażeń zewnętrznych. Dopiero wtedy można oddziaływać na ciało eteryczne. W okresie między siódmym a czternastym rokiem życia nie powinno się natomiast działać na ciało astralne, gdyż wyrządza mu się szkodę, odrywając je od działania do wewnątrz. W pierwszych siedmiu latach najlepiej pozostawić ciało eteryczne i astralne w spokoju, licząc się z tym, że w tym okresie wszystko rozwija się samo.
Jak najlepiej oddziaływać na człowieka w pierwszych siedmiu latach? Rozwijając jego organy zmysłów. Wszystko, co działa na nie z zewnątrz, jest korzystne. Wszystko, co człowiek w okresie pierwszych siedmiu lat widzi i słyszy, działa na niego przez organy zmysłów. Nie działa się jednak poprzez materiał do nauczania lub przez ustne pouczenia, lecz przez przykład, przez danie wzoru. Trzeba zaproponować coś zmysłom dziecka. W pierwszych siedmiu latach jest to ważniejsze niż wszystko inne. Dziecko widzi, jak zachowują się ludzie w jego otoczeniu, widzi to swymi oczami. Nie ważne jest to, co się mówi, ani to, co się dziecku podsuwa jako materiał nauczania. Arystoteles słusznie powiedział: “Człowiek jest najbardziej naśladującą żywą istotą". Przede wszystkim dzieje się tak w pierwszych siedmiu latach życia. Już nigdy potem nie jest człowiek tak podatny na naśladowanie jak w tych pierwszych siedmiu łatach życia. Wtedy właśnie należy wpływać na działanie zmysłów, trzeba próbować pobudzić je do własnej działalności. Dlatego też chybione jest dawanie dzieciom we wczesnym dzieciństwie “ładnych" lalek, gdyż wewnętrzne siły dziecka nie mogą się uaktywnić. Dziecko rozwijające się w naturalny sposób odrzuca je i chętniej trzyma się kawałka drewna lub czegoś podobnego, co pobudza aktywność wewnętrznej fantazji i wyobraźni.
Wobec ciała eterycznego i astralnego nie potrzeba stosować żadnej metody nauczania, jednak niezwykle ważne jest, aby korzystne były wyższe wpływy, przenoszone na nie nieświadomie z otoczenia fizycznego. Bardzo ważne, aby człowiek właśnie w tym wieku otoczony był przez szlachetnych, pełnych uczucia, wspaniałomyślnych ludzi o dobrych myślach. Odciskają się one w członach ludzkiej istoty, które pracują we wnętrzu. Najważniejszym środkiem wychowawczym jest więc danie wzoru, również w myślach i uczuciach. W pierwszych siedmiu latach życia dziecka działa nie to, co się mówi, lecz jakim się jest. Ze względu na wielką subtelność ciał dziecka, jego otoczenie musi wystrzegać się wszelkich nieczystych, niemoralnych uczuć i myśli.
W okresie od siódmego do czternastego, piętnastego i szesnastego roku, a więc do osiągnięcia dojrzałości płciowej, ciało eteryczne usamodzielnia się tak samo jak ciało fizyczne przy urodzeniu i wchodzi w kontakt z otoczeniem. Wtedy trzeba więc wpływać na ciało eteryczne. Ciało eteryczne jest nosicielem pamięci, trwałych przyzwyczajeń, temperamentu, skłonności i trwałych pożądań. Dlatego należy, gdy staje się ono wolne, zatroszczyć się przede wszystkim o to, by rozwinąć te właściwości. Trzeba wpływać na przyzwyczajenia, na pamięć i w ogóle na wszystko, co ma dać człowiekowi trwałą podstawę charakteru. Jeżeli w tym czasie nie dołoży się starań w tym kierunku, to człowiek stanie się jak błędny ognik. Pewne przyzwyczajenia powinny przesnuć jego charakter, tak aby mógł oprzeć się burzom życia. Trzeba wówczas działać również na pamięć. Po upływie tego czasu trudno mu będzie przyswajać sobie to, co musi przyjąć jako materiał do zapamiętania. Szczególnie budzi się w nim również zmysł do sztuki, która ma dużo do czynienia z wibracjami ciała eterycznego, a więc do muzyki. Jeżeli ujawnią się jakieś talenty, to trzeba w tych latach zatroszczyć się, aby je rozwinąć. W tym okresie dobrze działa przypowieść. Jeżeli próbuje się już rozwijać także i osąd, czyni się dziecku krzywdę. Pod tym względem nasze czasy bardzo grzeszą. Trzeba troszczyć się, by dziecko możliwie dużo uczyło się przez porównanie. Pamięć musi uzyskać treść, siła porównywania musi być ćwiczona na wyobrażeniach. Trzeba dziecku dawać przykłady wielkich ludzi z historii świata, ale nie można mówić: to jest dobre a to jest złe, gdyż działa się wtedy na siłę sądzenia. Nigdy nie jest za dużo takich obrazów, które działają na ciało eteryczne, ani porównań z wielkimi ludźmi. Bardzo pożyteczne jest przy tym używanie symboli. Jest to czas, w którym potężnie działają bajki i opowiadania o głębokim znaczeniu, przedstawiające życie ludzi w obrazach. Dzięki temu ciało eteryczne staje się ruchliwe, giętkie; otrzymuje trwałe wrażenia. Jakże Goethe musiał być wdzięczny swojej matce za to, że w tym okresie życia opowiadała mu tyle bajek!
A więc, im później wywołuje się sądzenie, tym lepiej. Ale dziecko pyta “dlaczego". Na pytania typu jak i dlaczego nie należy odpowiadać abstrakcyjnymi objaśnieniami, lecz przykładami i symbolami. Jak nieskończenie ważna jest umiejętność znalezienia właściwych symboli. Kiedy dziecko pyta o przemiany człowieka, o życie i śmierć, można przytoczyć przykład gąsienicy i poczwarki, można pokazać jasno, jak z poczwarki motyl jakby zmartwychwstaje do nowego życia. Wszędzie w przyrodzie spotyka się takie przykłady, dające odpowiedzi na pytania najwyższej wagi. Szczególnie ważny dla dziecka w tym okresie jest jednak autorytet. Nie może to być autorytet wymuszony, nauczyciel powinien zdobyć autorytet w sposób zupełnie naturalny, aby dziecko wierzyło, zanim zdolne będzie do poznania. Dlatego pedagogika wymaga od wychowawcy nie tylko wiedzy intelektualnej, zasad pedagogicznych i wyrozumiałości, ale tego, aby ludzie powołani do pracy nauczycielskiej dzięki swym naturalnym założeniom mogli stać się autorytetem. Czy to wydaje się trudne? Ale jak miałoby się tego nie wymagać, jeżeli zależ)' od tego przyszłość ludzkości. To właśnie otwiera perspektywę wielkich zadań kulturowych dla teozofii.
Kiedy człowiek wstępuje w trzecie siedmiolecie, w okres dojrzałości płciowej, wyzwala się ciało astralne, a z nim związany jest osąd, krytyka oraz bezpośrednie stosunki z innymi ludźmi. Tak jak budzą się uczucia człowieka dla człowieka, tak również budzą się uczucia dla otaczającego świata. Wtedy człowiek dojrzał do tego, aby zacząć pojmować. Wraz z ciałem astralnym wyswobodzona zostaje osobowość; wtedy z człowieka musi się wydobyć własny sąd. Obecnie o wiele za wcześnie popycha się go do krytyki. Często spotyka się siedemnastoletnich krytyków, a jak wielu z nich pisze i wydaje sądy zupełnie niedojrzałe dla ludzkości! Trzeba mieć 22 do 24 lat, aby móc samemu sądzić, inaczej jest to absolutnie niemożliwe. Wiek od 14 do 24 lat jest okresem, w którym człowiek najlepiej uczy się od świata, kiedy wszystko staje się dla niego nauką. W ten sposób dorasta do pełnej dojrzałości życiowej.
Są to wielkie podstawowe zasady wychowywania. Niosą one ogromną ilość szczegółów. Towarzystwo wyda książkę dla wychowawców i matek, w której będzie pokazane jak należy pracować od l do 7 roku życia nad tworzeniem przykładu, jak od 7 do 14 roku życia budować autorytet, a od 14 do 24 roku życia samodzielny osąd.
Powinien to być przykład, jak szukamy swych zadań kulturowych do wypełnienia, jak na każdym kroku gotowi jesteśmy przychodzić z pomocą w rzeczywiście praktycznych zadaniach życia.
Innym praktycznym przykładem jest rozważanie wielkiego prawa karmy. Jest to prawo, które umożliwia ludziom prawidłowo zrozumieć życie. Prawo karmy nie jest żadnym teoretycznym prawem lub czymś, co zaspokaja jedynie naszą żądzę wiedzy. Nie! Na każdym kroku jest ono dla życia czymś, co daje pewność i siłę do działania, co wszystko niezrozumiałe czyni zrozumiałym.
Przede wszystkim prawo to daje odpowiedź na wielkie pytanie życiowe. Dlaczego już przy narodzinach dzieci zastają tak różne warunki? Widzimy np. jak jedno dziecko rodzi się w bogactwie, obdarowane być może wielkimi talentami i otoczone najtkliwszą miłością, a inne rodzi się w biedzie, w nędzy, być może z miernymi talentami i zdolnościami, tak iż wydaje się być predystynowane do tego, by do niczego nie dojść; albo też z wielkimi zdolnościami, które może jednak nie będą mogły się rozwinąć. Są to praktyczne zagadki życiowe, na które odpowiedzi udzielić może tylko poznanie duchowe. Człowiek musi znać odpowiedzi na te pytania, aby stać w życiu z siłą i nadzieją. A jakie odpowiedzi daje prawo karmy?
Widzieliśmy, że człowiek przeżywa na ziemi wielokrotne żywoty. Dziecko nie rodzi się na tej Ziemi po raz pierwszy, często już tu było. Wszystko w zewnętrznym świecie związane jest z prawem przyczyny i skutku. To uznaje każdy. Wielkie prawo przyczyny panuje więc w przyrodzie, a przeniesione w duchowość, do świata duchowego, stanowi prawo karmy.
Jakże więc działa to prawo w świecie zewnętrznym? Jeżeli weźmiemy kulę, rozżarzymy ją i położymy na drewnianą płytę, to wypali dziurę w drewnie. Jeśli rozżarzymy inną kulę, wrzucimy ją najpierw do wody, a następnie położymy na drewnianej desce, to zobaczymy, że nie wypali żadnej dziury. Fakt, że wrzucam kulę do wody, jest ważny odnośnie skutku, jaki kula później spowoduje. Kula ma jakby przeżycie i różny jest skutek, jaki powoduje ona przed tym przeżyciem lub po nim. Skutek zależy więc od przyczyny. Jest to przykład ze świata nieożywionego, ale tak jest w całej przyrodzie. Zwierzęta, które obdarzone są normalnym wzrokiem, przenosząc się do jaskini tracą wzrok. Gdyby więc zwierzę w jakiejś następnej generacji mogło się zastanowić: “Dlaczego ja nie mam oczu?", to musiałoby sobie powiedzieć: “Przyczyną mojego losu jest wprowadzenie się moich przodków do jaskini". W ten sposób wcześniejsze przeżycie staje się późniejszym losem. Tak zależą sprawy od przyczyny i skutku. Im dalej kierujemy się ku człowiekowi, tym bardziej indywidualna staje się cała sprawa. Zwierzę ma duszę grupową. Los pewnej grupy zwierząt wiąże się z duszą grupową. Człowiek ma swoją jaźń dla siebie. Ta oddzielna jaźń ulega podobnemu losowi jak dusza grupowa zwierząt. Tak jak zmienia się cały gatunek zwierząt, tak zmienia się poszczególna jaźń od jednego życia do drugiego. Przyczyna i skutek przenoszą się dalej, z jednego życia na drugie. To, co przeżywam dzisiaj, ma swoją przyczynę we wcześniejszym życiu, a to, co robię dzisiaj, buduje mój los na przyszłe życie. Przyczyna różnych warunków urodzenia nie leży w tym życiu. Człowiek w niczym teraz nie zawinił. Przyczyna leży w poprzednim życiu. Człowiek sam przygotował sobie dzisiejszy los w poprzedniej inkarnacji.
Można więc zapytać: “Ale czy to właśnie człowieka nie przygnębi i nie odbierze mu całej nadziei?" A jednak prawo karmy daje najwięcej otuchy w życiu. Tak jak prawdą jest, że nic nie istnieje bez przyczyny, tak również prawdą jest, że nic nie pozostaje bez skutku! Jeżeli się nawet urodzimy w biedzie i nędzy, z miernymi zdolnościami, to postępowanie nasze musi mieć odpowiednie skutki, a co osiągniemy przez pilność i moralność, to będzie miało skutek w następnych żywotach. Jeżeli może mnie przytłaczać to, że sam spowodowałem mój los, to dźwiga mnie myśl, że mój przyszły los mogę sobie sam zbudować. Kto prawo to przyjmie do swojego myślenia i czucia, ten przekona się, jaką siłę i pewność zyskuje. W życiu nie jest przy tym tak ważne, aby prawo to rozumieć w szczegółach, gdyż osiąga się to dopiero na wyższych stopniach rozwoju duchowego. O wiele ważniejsze jest, aby widzieć świat w świetle tego prawa i żyć według niego. Jeżeli czyni się to z całą powagą przez długie lata, prawo to samo przez się udzieli się czuciu. Potwierdza ono swą prawdziwość przez stosowanie w życiu.
Mógłby ktoś postawić zarzut: “To stalibyśmy się zupełnymi fatalistami! Wszystko, co nas spotyka, przygotowaliśmy sami, ale nic w tym nie możemy zmienić, a więc najlepiej, kiedy się nic nie robi. Gdy jestem leniwy, jest to właśnie moja karma". Albo: “Istnieje prawo karmy, które mówi, że możemy spowodować pomyślny skutek dla naszego przyszłego życia. No to ja w następnym życiu zacznę żyć dobrze, a teraz chcę najpierw użyć życia, mam przecież czas, przyjdę znowu na Ziemię, to wtedy zacznę żyć dobrze". Inny mówi: “Teraz już nie będę pomagał żadnemu biednemu i nędzarzowi, gdyż jeśli pomogę, to wtrącę się do jego karmy, na którą przecież zasłużył, musi się on sam zatroszczyć o to, aby jego karma się zmieniła".
Wszystko to są największe nieporozumienia. Przecież prawo karmy mówi, że wszystkie dobre czyny, jakie w życiu spełniłem, będą miały swoje skutki i tak samo jest ze złymi czynami, gdyż istnieje pewnego rodzaju konto ze stroną winien i ma. W każdej chwili może być zrobiony bilans. Jeżeli podsumuję rachunki i zrobię bilans, to wynikiem tego będzie mój los. Wydaje się to początkowo sztywnym, nieruchomym prawem, ale tak nie jest. Właściwe porównanie z księgą kont wyjawia nam rzecz następującą: każda nowa transakcja zmienia bilans, a każdy nowy czyn zmienia los. Wszak kupiec nie może powiedzieć: przez każdą nową transakcję burzę bilans, więc nie powinienem nic robić. Tak jak kupcowi nie powinna przeszkadzać księga rachunkowa przy zawieraniu nowych transakcji, tak człowiekowi nie powinno przeszkadzać wpisanie nowego faktu w księgę jego życia. A gdy kupca spotka katastrofa i zwraca się do przyjaciela ze słowami: “Słuchaj, pożycz mi tysiąc złotych, to mnie wyciągnie z kłopotu", a przyjaciel odpowiada: “Ależ przez to wtrącam się do twojej księgi rachunkowej", to odpowiedź taka będzie nonsensem. Nonsensem jest, że nie chcę pomagać, aby nie wchodzić w konflikt z karmą. Nic nie przeszkadza człowiekowi, który wierzy mocno w prawo karmy, pomagać w każdej niedoli. Przeciwnie, gdyby się w to nie wierzyło, trzeba by było wątpić, czy pomoc w ogóle będzie skuteczna, ale wierząc wiem, że pomoc działa prawidłowo. W tym leży dodająca siły do czynu i pocieszająca strona prawa karmy. Nie należy zbytnio interesować się przeszłością karmiczną, lecz przyszłością. Oczywiście, można patrzeć wstecz na to, co się działo i dźwigać karmę, ale przede wszystkim trzeba być czynnym, gdyż należy stworzyć podłoże dla przyszłości.
Chrześcijańscy duchowni podnoszą często taki zarzut: “Wasza teozofia nie jest chrześcijaństwem, gdyż przypisuje ona wszystko wyzwoleniu dzięki własnym wysiłkom. Mówicie, że człowiek powinien sam rozwiązać swoją karmę. Jeżeli człowiek może sam rozwiązać swoją karmę, to nie ma wtedy miejsca dla Jezusa Chrystusa, który przecież cierpiał za całą ludzkość. Teozof mówi, że nie potrzebuje nikogo". Jest to nieporozumienie obustronne. Nie pamięta się dzisiaj, że wolna wola nie jest ograniczona przez prawo karmy. Teozof musi jasno widzieć, że wierząc w karmę nie tylko sam buduje pomoc sobie i własnemu rozwojowi. Musi wiedzieć, że ktoś inny może mu pomóc, a wtedy łatwo znajdziemy połączenie prawa karmy z centralnym faktem chrześcijaństwa. Ta jedność istniała zawsze, ezoteryczna nauka chrześcijańska zna prawo karmy.
Wyobraźmy sobie dwóch ludzi; jeden na skutek swej karmy jest w nędzy, drugi pomaga mu, gdyż posiada możliwość pomagania; każdemu z nich poprawiła się karma. Czy przez to zostanie usunięte ze świata prawo karmy? Przeciwnie, ono potwierdziło się. Właśnie dzięki prawu karmy pomoc może być skuteczna.
Kto posiada większą możliwość, może pomóc dwóm, trzem albo czterem ludziom, gdy potrzebują pomocy; a jeżeli posiada jeszcze większe możliwości, może pomagać setkom i tysiącom i wpływać pozytywnie na ich karmę. A gdy ktoś jest tak potężny, jak w oczach chrześcijan Jezus Chrystus, to pomaga całej ludzkości w czasie, kiedy cała ludzkość tej pomocy potrzebuje. Prawo karmy nie staje się przez to nieskuteczne; przeciwnie, czyn Jezusa Chrystusa na Ziemi właśnie przez to jest skuteczny, że na karmie można budować.
Zbawiciel wie, że przez karmę dzieło odkupienia stanie się dostępne dla całej ludzkości. Wszak czyn ten zdarzył się właśnie w oparciu o prawo karmy, jako przyczyna przyszłego wspaniałego skutku, jako siew pod przyszłe żniwo, jako pomoc dla tych, którzy pozwolili oddziaływać na siebie błogosławieństwom zbawienia. Czyn Jezusa Chrystusa można w ogóle zrozumieć jedynie przez istnienie prawa karmy. Właśnie testament Jezusa Chrystusa jest nauką karmy i reinkarnacji. Nie jest tam powiedziane, że każdy musi ponosić następstwa swoich czynów, lecz, że skutki czynów muszą być dźwigane, niezależnie przez kogo. A więc gdy teozof utrzymuje, że nie rozumie jednorazowego czynu Jezusa Chrystusa dla całej ludzkości, to właśnie nie rozumie karmy. Tak samo jak kapłan, który twierdzi, że karma przeszkadza odkupieniu. To, że chrześcijaństwo mniej podkreśla właśnie prawo karmy i naukę o reinkarnacji, ma swoją przyczynę w rozwoju ludzkości i będzie jeszcze później omówione dokładniej.
Świat nie składa się z pojedynczych jaźni, z których każda zamknięta jest w sobie, lecz panuje wielka jedność, wielkie zbratanie w świecie i tak jak tu, w życiu fizycznym, brat lub przyjaciel może nam przyjść z pomocą, tak też jest w o wiele głębszym sensie w świecie duchowym.
VII
Dzisiaj chciałbym mówić o działaniu prawa karmy omawiając życie poszczególnych ludzi. Pozwólcie mi jednak zauważyć, że każde wytłumaczenie działania prawa karmy może być tylko częściowe, gdyż nie podaje się tu żadnych spekulacji, żadnych zmyślonych wypadków, a jedynie rzeczy i fakty oparte na przebytych doświadczeniach. Będzie więc powiedziane tylko to, co rzeczywiście zaobserwowano u jakiegoś człowieka w opisywanym wypadku. O karmicznych związkach będzie mówione tylko to, co wynika z doświadczenia.
Już wczoraj poruszaliśmy fakty, które stanowią istotne życiowe pytania. Dlaczego w ogóle nasz los dochodzi do skutku? Co jest powodem różnych warunków i założeń przy urodzeniu?
Jeżeli chcemy zrozumieć związki karmiczne, to musimy ponownie powrócić do tego, co powiedzieliśmy o różnych ciałach człowieka: o ciele fizycznym, eterycznym, astralnym oraz jaźni, w której zawarte są pozostałe wyższe człony. Przy związkach karmicznych będzie nas interesowało zwłaszcza to, jak przyczyny i skutki wiążą się z tymi różnymi ciałami.
Rozważmy najpierw ciało fizyczne, tak dalece, jak to jest możliwe przy rozważaniu prawa karmy. Wszystkie nasze czyny mają miejsce w świecie fizycznym. Musimy być z jakimś człowiekiem w tym samym miejscu, oczywiście, nie dosłownie, aby móc sprawić mu radość czy zadać ból. Nasze czyny zależą od ruchów naszego ciała fizycznego i wszystkiego, co w ogóle jest przez nie uwarunkowane. Od naszych czynów w obecnym życiu fizycznym zależy nasz zewnętrzny los w życiu następnym. Zewnętrzny los to otoczenie i warunki, w jakie wchodzimy rodząc się. Kto dopuścił się złych czynów, ten przygotowuje sobie złe otoczenie i odwrotnie. Jest to pierwsze ważne prawo karmiczne: zewnętrzny los uwarunkowany jest przez czyny poprzedniego życia.
Druga zasada wynika z następującego rozważania. Rzućmy okiem na rozwój jakiegoś człowieka. Podczas życia gromadzi on dużo wyobrażeń, pojęć, uczuć i doświadczeń, bardzo dużo się uczy. Przez to dokonuj ą się w nim wielkie przemiany. Gdy cofniecie się myślą o kilka lat, kiedy nie znaliście jeszcze teozofii, zobaczycie, ile nowych wyobrażeń zdobyliście, jak przez to zmieniło się życie! Wszystko to przemieniło ciało astralne, gdyż jest ono najdelikatniejsze, najsubtelniejsze i najszybciej ulega przemianie.
O wiele mniej zmienia się człowiek pod względem temperamentu, charakteru i skłonności. Dziecko ulegające gwałtownej złości zmienia się bardzo powoli. Charakter i skłonności nie zmieniają się często przez całe życie. Zmiana doświadczeń i wyobrażeń odbywa się szybko, wolno natomiast zmiana temperamentu, charakteru i skłonności. Są one niezwykle uporczywe; ulegają wprawdzie pewnej zmianie, ale niezmiernie wolno. W stosunku do tego, czego człowiek się uczy, mają się one tak, jak mała wskazówka zegara do dużej, ponieważ związane są z ciałem eterycznym, które zmienia się powoli, gdyż składa się z substancji o wiele mnie podatnej na przemiany niż ciało astralne. Najwolniej jednak zmienia się ciało fizyczne. Jest ono czymś, co raz dostało swoje założenia i przeważnie pozostaje niezmienione ze swoimi predyspozycjami przez całe życie. Zobaczymy później, jak człowiek dążący do wtajemniczenia zmienia również swoje ciało fizyczne i jak może oddziaływać na ciało eteryczne. Najpierw musimy jednak rozważyć, jak te rzeczy sięgają poza życie.
Wyobrażenia, odczucia itd., które przemieniają ciało astralne podczas jednego długiego życia, dopiero w następnym życiu dokonują głębokiej przemiany ciała eterycznego. Jeżeli pragniemy urodzić się w najbliższej inkarnacji z dobrymi skłonnościami, musimy spróbować przygotować to w obecnym życiu w swym ciele astralnym. Gdy więc ktoś stara się spełniać dużo dobrych czynów, to urodzi się ze skłonnościami do dobrych czynów. Stanie się to właściwością ciała eterycznego. Jeżeli np. ktoś chce się urodzić z dobrą pamięcią, to musi wykonywać możliwie dużo ćwiczeń pamięciowych, musi często robić przegląd poszczególnych lat swego życia oraz całokształtu życia. Wtedy wykształca w ciele astralnym coś, co wytworzy właściwości ciała eterycznego w przyszłym życiu: podstawy dobrej pamięci. Człowiek, który w jednym życiu nie zwraca na nic uwagi, w następnym urodzi się z takimi skłonnościami, że nie będzie wrażliwy na poszczególne rzeczy z otoczenia. Kto natomiast w dużym stopniu współodczuwa wewnętrznie określone otoczenie, ten urodzi się z szacunkiem do wszystkiego, co takie otoczenie stworzyło. Różne temperamenty można także odnieść do minionego życia, ponieważ są właściwościami ciała eterycznego.
Choleryk ma silną wolę, jest odważny, śmiały i żądny czynu, ma pęd do tego, by wiele zdziałać. Wiele znanych osobistości np. Cezar, Napoleon, Hannibal, Aleksander Wielki byli cholerykami. To przejawia się już u dziecka. Takie dziecko chce odgrywać kierowniczą rolę wśród kolegów.
Melancholik zajęty jest w dużym stopniu samym sobą, przez co łatwo odsuwa się od innych. Dużo rozmyśla, głównie o tym, jak działa na niego otoczenie. Chętnie szuka samotności, jest nieco nieufny. Przejawia się to już od dziecka. Nie pokazuje ono chętnie swoich zabawek, boi się, że mu coś zabiorą, chciałoby mieć do wszystkiego kluczyk.
Flegmatyk niczym prawdziwie się nie interesuje, dużo marzy, nie jest aktywny, jest leniwy i szuka przyjemności zmysłowych.
Sangwinik przeciwnie, łatwo zainteresuje się wszystkim, ale nie jest wytrwały, “odtruwa" lekko i nagle, często zmienia swoje upodobania.
Są to cztery główne temperamenty, które może mieć człowiek. Zwykle posiada się mieszaninę wszystkich czterech, ale zawsze jeden mniej lub bardziej przeważa. Te cztery temperamenty wyrażają się w ciele eterycznym, istnieją więc cztery główne rodzaje ciał eterycznych. Te z kolei mają różne prądy i ruchy, które wyrażają się w określonej barwie podstawowej w ciele astralnym. Nie jest to zależne od ciała astralnego, a jedynie ukazuje się w nim.
Zwłaszcza temperament melancholijny zostaje wywołany karmicznie, jeśli w poprzednim życiu człowiek zmuszony był żyć w małym, zamkniętym kręgu, przebywał dużo w samotności, ciągle zajmował się tylko sobą, tak że nie mógł wzbudzić w sobie żadnego zainteresowania dla innych. Kto wiele poznał, kto zaznał wielu rzeczy, z kim poprzednie życie obeszło się twardo, ten staje się cholerykiem. Jeżeli miało się życie przyjemne, bez wielu walk i trudów lub gdy się dużo widziało, przeszło obok wielu rzeczy, ale tylko na nie patrzyło, to będzie się flegmatykiem lub sangwinikiem. Wszystko, co w obecnym życiu dzieje się w ciele astralnym, w następnym życiu przechodzi karmicznie w podstawowej swej istocie na ciało najbliższe pod względem gęstości, na ciało eteryczne.
Na podstawie tego widzimy, jak można pracować dla następnego życia, a w szkołach wiedzy tajemnej świadomie pracuje się nad człowiekiem w tym kierunku. Wprawdzie dawniej odbywało się to częściej niż dzisiaj. Jest to związane z cyklicznymi zmianami w rozwoju. Przed około pięcioma tysiącami lat nauczyciel wiedzy tajemnej miał zupełnie inne zadanie niż obecnie. Wówczas musiał zajmować się ludźmi bardziej jako grupami; ludzie nie byli jeszcze na takim stopniu rozwoju, aby każdy troszczył się o siebie. Świadomie pracowano nad tym, aby całe grupy ludzi współpracowały ze sobą harmonijnie w przyszłym życiu. Ale ludzie stają się coraz bardziej indywidualni, samodzielni, tak iż dzisiaj nauczyciel duchowy nie może używać jakiegoś człowieka jako środka do osiągnięcia celu, lecz każdego poszczególnego człowieka musi traktować jako cel i poprowadzić tak daleko, jak to dla niego jest możliwe. W najstarszych kulturach, np. w Indiach, cała ludność podzielona została na cztery kasty i pracowano nad nimi tak, że w następnym życiu ludzie nadawali się do określonej kasty. Kształtowanie człowieka było systematycznie nastawiane na to, aby na tysiące lat naprzód pracować nad przekształceniem obrazu świata i to właśnie dawało wielką potęgę kierownikom posiadającym wiedzę tajemną.
Jak więc działa człowiek na swoje ciało eteryczne w odniesieniu do następnego życia? Wszystko, co wykształca w swym ciele eterycznym, rozwija się, jakkolwiek jeszcze bardzo powoli, a przez wychowanie można zatroszczyć się, aby wydobyć określone przyzwyczajenia. Wszystko, co w jednym życiu zachodzi w ciele eterycznym, w następnym odradza się w ciele fizycznym. Wszystkie skłonności i przyzwyczajenia obecnego ciała eterycznego rodzą skłonność do zdrowia lub choroby w następnym życiu. Dobre skłonności, dobre przyzwyczajenia dają predyspozycję do zdrowia. Złe skłonności, złe przyzwyczajenia ukazują się jako predyspozycje do określonych chorób. Postanowienie, silna wola odzwyczajenia się od jakiegoś złego nawyku działa już na głębiej położone ciało i daje predyspozycje do zdrowia. Szczególnie dobrze zaobserwowano, jak w ciele fizycznym występuje predyspozycja do chorób infekcyjnych. Nie to, czy ktoś zarazi się chorobą - to zależy przecież od czynów - lecz to, czy jest się do niej mniej lub bardziej predysponowanym, zależy od skłonności poprzedniego życia. Choroby infekcyjne w zdumiewający sposób mają swoją przyczynę w szczególnie rozwiniętym egoistycznym dążeniu do zysku w poprzednim życiu.
W odniesieniu do zdrowia i choroby należy pamiętać o tym, że współdziała tutaj ze sobą wiele spraw. Choroby nie muszą pochodzić od karmy indywidualnej, istnieje także karma narodów w odniesieniu do chorób.
Interesującym przykładem tego, jak osobliwie wiążą się ze sobą rzeczy w życiu duchowym, jest najazd Hunów i szczepów mongolskich, które wtargnęły z Azji na zachód. Mongołowie byli maruderami Aliantów. Podczas gdy Hindusi, Germanie i inni poszli w swoim rozwoju naprzód, Mongołowie byli zatrzymanymi na pewnym stopniu rozwoju ich braćmi. Zupełnie tak samo jak w pewnym okresie drogi rozwojowej człowieka oddzieliły się zwierzęta, tak oddzielają się też narody i rasy. Mongołowie byli zatrzymanymi w rozwoju - w fizycznym znaczeniu - Atlantami. W ciele astralnym takich zatrzymanych w rozwoju ludzi widzimy wiele astralnych substancji rozkładowych. Mongołowie uderzyli na Germanów i inne kraje środkowoeuropejskie, które ogarnął strach i przerażenie. Strach i przerażenie są właściwościami ciała astralnego, w nim dojrzewają przeważnie takie astralne substancje rozkładowe. Europejskie ciała astralne zostały zainfekowane, a infekcja ta w późniejszych pokoleniach wystąpiła w ciele fizycznym nie u jednostek, lecz u całych narodów. Chorobą tą był trąd, straszna choroba, która w wiekach średnich wywołała wielkie spustoszenia. Była ona fizycznym następstwem wpływu na ciało astralne.
Nie można powoływać się tutaj na badania filologiczne, gdyż nie wiedziały one nic o tym wpływie na ciało astralne. Ale już w nazwie możecie znaleźć wskazówki odnośnie pochodzenia od starej atlantyckiej rasy: Atylla, wódz Hunów nazywa się w mowie nordyckiej Atli, a więc ten, który pochodzi od Atlantów.
Tak powstawały choroby narodów. W starożytności wiedziano jeszcze o tych rzeczach i Biblia wyraża tę prawdę w słowach: “Grzechy ojców przechodzą na dzieci aż do trzeciego i czwartego pokolenia"; nie chodzi tu o kolejne indywidualne inkarnacje, lecz o generacje jako rodzaj karmy ludów. Trzeba to brać dosłownie, jak wiele takich powiedzeń.
Należy uczyć się rozumienia religijnych przekazów. Istnieją cztery stopnie zrozumienia. Naiwny człowiek traktował w dawnych czasach taki przekaz dosłownie. W miarę upływu czasu zachodziło to w coraz mniejszym stopniu. Liberałowie, którzy stali się mądrzy, wolne duchy, traktowali te przekazy każdy według własnego uznania i w ten sposób wielu rzeczy nie tylko nie wyjaśniono, ale ukryto. Następnie był jeszcze jeden stopień, symbolików, którzy wszystko tłumaczyli symbolicznie, zarówno stare mity czy sagi, jak i życie Jezusa Chrystusa. Oczywiście wszystko zależy od mądrości poszczególnych osób, gdyż można formować mniej lub bardziej mądre obrazy. Ale jest jeszcze czwarty stopień, wtajemniczonego, który znów może rozumieć religijny przekaz dosłownie, ponieważ dzięki swej wiedzy duchowej widzi powiązania poszczególnych rzeczy.
Można zobaczyć, jak w fizycznym życiu ujawnia się to, co wcześniej było w odczuciach i przyzwyczajeniach życia duchowego. Można wyprowadzić ważną praktyczną zasadę: jeżeli w odpowiedni sposób zatroszczymy się o dobre przyzwyczajenia ludzi, to u przyszłych pokoleń poprawi się nie tylko strona moralna, ale również zdrowotność narodu, i odwrotnie. Jest to karma narodu.
Dzisiaj szeroko rozpowszechnioną chorobą, prawie jeszcze nieznaną przed stu laty, jest nerwowość. Nie chodzi o to, że jej nie znano, lecz nie była ona tak rozpowszechniona. Ta osobliwa forma choroby jest następstwem materialistycznego światopoglądu w XVIII wieku. Gdyby uprzednio nie wystąpiły tamte materialistyczne przyzwyczajenia myślowe, choroba ta w ogóle by nie powstała. Nauczyciel wiedzy tajemnej wie, że jeżeli materializm potrwałby jeszcze dziesiątki lat, sprowadziłby pustoszący wpływ na zdrowie całych narodów. Gdyby nie zahamowało się tych materialistycznych przyzwyczajeń myślowych, to ludzie nie tylko byliby później nerwowi, ale dzieci rodziłyby się roztrzęsione i nie tylko odczuwałyby otoczenie, lecz od każdego otoczenia doznawałyby bolesnych odczuć. Przede wszystkim bardzo szybko rozszerzyłyby się choroby umysłowe, a w najbliższych dziesięcioleciach wystąpiłyby epidemie obłędu. Epidemiczne choroby umysłowe byłyby niebezpieczeństwem grożącym ludzkości. Ten obraz świata w przyszłości był prawdziwą przyczyną, dla której duchowi przewodnicy ludzkości, Mistrzowie Mądrości, zmuszeni byli w ogólne życie ludzkości wprowadzić nieco mądrości duchowej. Jedynie tego rodzaju duchowy pogląd na świat może dać nadchodzącym pokoleniom ponownie dobre założenia zdrowotne. Widzicie więc, że teozofia jest głębokim ruchem, wypływającym z potrzeb ludzkości.
Określenie “człowiek nerwowy" jeszcze przed stu laty oznaczało człowieka o nerwach mocnych jak postronki. Już sama zmiana sensu tego słowa dowodzi, że w życie świata wstąpiło coś nowego.
Jaki jest związek prawa karmy z dziedzicznością fizyczną? Otóż fizyczna dziedziczność odgrywa dużą rolę. Wiemy, iż u syna odnaleźć można pewne cechy ojca i dziadków. Np. w rodzinie Bacha w ciągu 250 lat było 28 wybitnych muzyków. Bernoulli był wybitnym matematykiem, a w jego rodzinie było ośmiu matematyków jeden po drugim. Mówi się, że to wszystko stanowi dziedziczność, ale jest to tylko część prawdy, gdyż aby być dobrym muzykiem, trzeba mieć nie tylko w duszy rozwinięte założenia muzyczne, ale trzeba mieć także fizycznie dobre ucho. To, co czysto fizycznie występuje w rodzinie muzyków, subtelne organy słuchu, to przechodzi dziedzicznie z rodziców na dzieci.
W rodzinie, w której uprawia się dużo muzyki, są dobrze wykształcone do muzyki uszy. Kiedy więc wciela się dusza z silnie rozwiniętymi założeniami muzycznymi, to zrozumiałe jest, że nie urodzi się w rodzinie, gdzie nikt nie zajmuje się muzyką, gdyż tam musiałaby zmarnieć, lecz tam, gdzie znajdzie odpowiednie organy fizyczne. Zgadza się to znakomicie z prawem karmy.
Tak samo może dziać się z odwagą moralną. Jeżeli dusza z takimi założeniami moralnymi nie znajduje odpowiedniej krwi, marnieje. Należy więc być ostrożnym z wyborem swoich rodziców! To nie dziecko jest podobne do rodziców, lecz rodzi się ono tam, gdzie rodzice najbardziej podobni są do niego!
Zachodzi pytanie, czy w ten sposób nie pomniejsza się miłości macierzyńskiej. Bynajmniej, właśnie dlatego, że jeszcze przed urodzeniem istnieje najgłębsza sympatia, dane dziecko idzie do danej matki, tak iż właściwie miłość trwa dalej, po urodzeniu następuje jej kontynuacja. Dziecko kochało matkę jeszcze przed urodzeniem. Nic dziwnego, że matka tę miłość odwzajemnia. Nie pomniejsza to znaczenia miłości matczynej, lecz dopiero wyjaśnia jej prawdziwe przyczyny. Jutro powiemy o tym więcej.
VIII
Przejdziemy do dalszych rozważań poszczególnych pytań związanych z działaniem karmy w życiu człowieka. Jaki pogląd ma wiedza tajemna odnośnie powstania sumienia? Sumienie ukazuje się człowiekowi naszej kultury jako rodzaj głosu wewnętrznego, który mówi mu, co powinien czynić, a czego zaniechać. Jak powstał taki głos wewnętrzny?
Interesujące jest badanie, czy w ogóle w historycznym rozwoju ludzkości zawsze istniało to, co dzisiaj nazywamy sumieniem. Przekonujemy się wtedy, że na bardzo wczesnych stopniach rozwoju nie istniało żadne słowo określające to pojęcie. W literaturze greckiej ukazuje się ono tak bardzo późno, że starożytni Grecy nie posiadali w swojej mowie takiego określenia. I tak samo inne ludy na początku swojego rozwoju kulturowego nie posiadały żadnego słowa na określenie sumienia. Możemy więc wnioskować, że w miarę rozwoju stanu świadomości sumienie dopiero stopniowo stawało się znane. Tak też jest istotnie. Sumienie powstawało stopniowo. Wykształciło się dopiero dość późno w historii rozwoju ludzkości. Później dowiemy się, co mieli nasi przodkowie zamiast sumienia.
Jak powstaje stopniowo sumienie? Przykład: Darwin podczas swoich podix>ży spotkał się raz z ludożercą i próbował mu wyjaśnić, że niedobrze jest przecież zjadać drugiego człowieka. Ale dziki odpowiedział mu: aby zdecydować, czy to dobrze czy źle, trzeba go przecież najpierw zjeść! Nie oceniał on dobra i zła według pojęć moralnych, lecz według doznawanej przyjemności. Był człowiekiem zatrzymanym w rozwoju, człowiekiem z bardzo dawnego okresu kulturowego, w jakim wszyscy niegdyś żyliśmy. Jak doszedł człowiek do rozróżnienia dobra i zła? Na przykład przez to, że uprawiał ludożerstwo tak długo, aż sam znalazł się w położeniu, gdy mógł zostać zjedzony. W takiej chwili zdobywał doświadczenie, że jego samego mogło to spotkać. Dzięki temu zauważył, że jednak coś jest nie w porządku. Owoc tego doświadczenia pozostał w nim w kamaloce i dewachanie. Przy następnym wcieleniu miał niejasne uczucie, że w jego czynach tkwi coś niewłaściwego. Po dalszych inkarnacjach uczucie to było silniejsze, zaczął więc zwracać uwagę na uczucia innych i stopniowo doszedł do pewnej powściągliwości. Po wielu dalszych inkarnacjach to niejasne uczucie wzmogło się i powstała myśl: tego nie wolno czynić. Podobnie też dziki człowiek w początkach kultury jadł wszystko bez zastanowienia. Dostawał wtedy bólu żołądka i zdobywał doświadczenie, że pewne rzeczy może jeść, a innych nie. Tak rosło stopniowo doświadczenie i stawało się głosem sumienia.
Czym jest więc sumienie? Jest wynikiem doświadczeń nabytych w ciągu różnych wcieleń. W gruncie rzeczy wszelka wiedza, zarówno ta najwyższa jak i najniższa, jest przede wszystkim wynikiem doświadczeń, powstała drogą prób i doświadczeń.
Należy przytoczyć tu ciekawy fakt. Dopiero od czasów Arystotelesa istnieje nauka logiki, nauka myślenia. Należy więc wnioskować, że właściwe myślenie również dopiero wtedy powstało. I tak jest istotnie. Myślenie musiało się dopiero rozwinąć, a prawidłowe myślenie, logika, również powstało dopiero z biegiem czasu na skutek dogłębnych obserwacji, że fałszywe myślenie wiedzie do zła. Wiedza jest czymś, co ludzie zdobywali w ciągu wielu inkarnacji. Ludzkość doszła do skarbu wiedzy po długich próbach. Widzimy tu znaczenie prawa karmy. Mamy tu także coś, co wykształca się z doświadczenia jako trwały nawyk i skłonność. Taka skłonność jak sumienie mieści się również w ciele eterycznym. Na skutek tego, że ciało astralne wielokrotnie przekonywało się, że to czy tamto nie powinno mieć miejsca, powstaje trwała skłonność w ciele eterycznym.
Inne interesujące powiązanie karmiczne ukazuje się w zakorzenionym, płynącym z przyzwyczajenia zachowaniu egoistycznym lub też w altruistycznym, pełnym miłości współczuciu dla innych. Są ludzie o zatwardziałym egoizmie, nie tylko w odniesieniu do żądzy zysku, ale są też pełni miłości i współczucia altruiści. Obie postawy związane są z ciałem eterycznym, a w następnym życiu wyrażają się w ciele fizycznym. Osoby, które w jednym życiu postępują z przyzwyczajenia egoistycznie, w następnym życiu szybko się starzeją, kurczą się; natomiast długa młodość i świeżość jest wynikiem pełnego miłości i oddania postępowania w poprzednim życiu. W ten sposób można również przygotować sobie świadomie ciało fizyczne na przyszłą inkarnację.
Leżą wam pewnie na sercu pytania związane z tym, o czym mówiłem wczoraj. Jak to jest z tym wszystkim, co zdobyło sobie ciało fizyczne? Czyny człowieka wpłyną na jego przyszły los; ale co z chorobami, które ciało fizyczne przebyło w ciągu życia?
Odpowiedź na to pytanie, choć brzmi może dziwnie, nie pochodzi z żadnej spekulacji, żadnej teorii, lecz oparta jest na doświadczeniu wiedzy duchowej i uczy o misjach choroby. Fabre d'Olivet, badacz początkowego rozdziału Księgi Rodzaju, użył kiedyś pięknego obrazu. To, co kształtuje się jako los człowieka, porównuje on z pewnym procesem w przyrodzie. Mówi on: Cenna perła powstaje przez chorobę. Jest czymś, co wydziela muszla, która musiała ulec chorobie, by wydać coś cennego. Choroby w jednym życiu występują jako fizyczna uroda w życiu następnym. Na skutek przebytej choroby, w następnym życiu ciało będzie miało piękną postać albo też choroba, którą na skutek infekcji przebył człowiek razem ze swym otoczeniem, wynagrodzona zostaje przez piękno jego otoczenia. Piękno rozwija się więc z cierpienia, bólu, niedostatków i choroby. Jest to związek uderzający, ale faktycznie istnieje. Nawet poczucie piękna kształci się w ten sposób. Nie ma na świecie nic pięknego bez bólu, cierpienia i chorób. Zupełnie podobnie dzieje się w ogólnej historii rozwoju ludzkości. Zobaczycie na podstawie tego, jak piękne są karmiczne związki w życiu, a na pytania w sprawie zła, cierpienia i choroby nie można właściwie odpowiedzieć bez poznania wielkich wewnętrznych powiązań w rozwoju całej ludzkości.
Linia ewolucji sięga bardzo dawnych czasów. Ziemia była wtedy zupełnie inna, istniały zupełnie inne warunki. Nie było jeszcze wyższych zwierząt. Był czas, gdy w ogóle nie istniały ryby, płazy, ptaki czy ssaki, a jedynie zwierzęta stojące niżej od ryb. Istniał tam człowiek, ale w zupełnie innej postaci niż dzisiaj. Jego ciało fizyczne było jeszcze bardzo niedoskonałe; duchowe ciało stało wyżej. Tkwił on w miękkim ciele eterycznym, a dusza sama pracowała nad ciałem fizycznym z zewnątrz. Człowiek miał w sobie jeszcze wszystkie inne istoty. Potem rozwinął się wyżej i pozostawił formę ryby, którą miał w sobie. Były to potężne, fantastycznie wyglądające stworzenia, niepodobne do dzisiejszych ryb. I znowu rozwinął się dalej i wyrzucił z siebie formę ptaka, później gada i płaza, groteskowe istoty jak gady olbrzymy, żabojaszczurki, które właściwie były maruderami wcześniej zatrzymanych w rozwoju, jeszcze trochę do człowieka podobnych istot. Następnie, jeszcze później, wyrzucił człowiek z siebie ssaki. Na koniec odrzucił małpy, a sam poszedł znów wyżej.
Człowiek był więc od samego początku człowiekiem, a nie małpą. Wyrzucił z siebie całe królestwo zwierzęce, aby samemu stać się doskonalszym; podobnie jakbyśmy z zabarwionego płynu usuwali stopniowo, jeden po drugim, wszystkie barwniki i pozostawili tylko czystą, przejrzystą wodę. Dawni badacze przyrody, tacy jak Paracelsus i Oken. wypowiadali to w piękny sposób: “Gdy człowiek patrzy na świat zwierzęcy, musi sobie powiedzieć: nosiłem to w sobie i wyrzuciłem z mojej istoty".
Człowiek miał kiedyś w sobie to, co później usunął na zewnątrz. Tak też i dzisiaj człowiek ma w sobie coś, co w przyszłości będzie miał na zewnątrz siebie, a mianowicie swoją karmę, obie postawy: dobro i zło. Tak jak prawdą jest, że człowiek wydzielił z siebie świat zwierzęcy, tak samo prawdą jest, że wydzieli dobro i zło w świat zewnętrzny. Dobro wyda dobrą z natury rasę ludzką, zło wydzieloną złą rasę. Prawda ta figuruje też w Apokalipsie. Nie należy tego źle rozumieć, trzeba odróżniać rozwój duszy od rozwoju rasy. Dusza może wcielić się w rasie upadającej; ale gdy nie czyni zła, nie potrzebuje ponownie wcielać się w tej rasie, lecz inkarnuje się w rasie idącej wzwyż. Do ras schodzących niżej wpływa z innych stron dosyć dusz dążących do wcielenia.
To, co jest wewnętrzne, musi wyjść na zewnątrz, a człowiek wzniesie się wyżej, gdy jego karma się wyczerpie. Łączy się z tym coś nadzwyczaj interesującego. Z uwagi na rozwój ludzkości już od wielu stuleci zakładane były tajne zakony, które stawiały sobie najwyższe zadania, o jakich da się pomyśleć. Jednym z nich był Zakon Manichejczyków. Nauka nie wie o nich nic prawdziwego. Sądzi, jakoby Manichejczycy głosili naukę, że w naturze istnieje dobro i zło, które walczą ze sobą; że tak zostało ustanowione przez akt stworzenia. Jest to zniekształcony aż do granic absurdu poblask prawdziwej nauki i wysokiego zadania tego zakonu. Poszczególni jego członkowie wychowani są w specjalny sposób dla spełnienia wielkiego zadania. Zakon ten wie, że w przyszłości będą istnieli ludzie, w karmie których nie będzie już żadnego zła, że będzie również istnieć z natury już zła rasa, w której wszelkie zło wystąpi w silniejszym stopniu aniżeli widzimy to u najdzikszych zwierząt, gdyż ludzie ci czynić będą zło w sposób świadomy, wyrafinowany, przy wysoko rozwiniętym rozumie. Zakon Manichejczyków już teraz szkoli więc swych członków, tak by w przyszłych inkarnacjach byli oni zdolni do tego, aby nie tylko zwalczać zło, lecz przekształcać je w dobro. Olbrzymia trudność tego zadania polega na tym, że u tych złych ras nie będzie tak, jak z wychowaniem złego dziecka, w którym obok zła istnieje także i dobro, które można rozwinąć przez przykład i naukę. Zakon Manichejczyków już dzisiaj uczy, jak radykalnie zmienić tamtych z natury całkowicie złych ludzi. Przetworzone zło, po dokonaniu pomyślnie pracy nad nim, przemieni się w coś szczególnie dobrego. Stan świętości będzie zwykłym stanem moralnym na Ziemi. Siły przemiany sprowadzą stan świętości, ale nie może to być osiągnięte inaczej niż przez wytworzenie się przed tym zła. I w sile, jaka musi zostać zastosowana do przezwyciężenia zła, rozwinie się siła do najwyższej świętości. Rola musi być użyźniona budzącym wstręt nawozem; nawóz musi wpierw wrosnąć w ziemię jako ferment. W ten sposób ludzkość potrzebuje zła jako nawozu, aby osiągnąć stan najwyższej świętości. Jest to misja zła. Siłę uzyskuje człowiek przez naprężanie swych mięśni; również dobro, jeżeli ma się wznieść do świętości, musi przezwyciężyć zło, które mu się przeciwstawia. Zadaniem zła jest podniesienie ludzkości wyżej.
Takie rzeczy pozwalają nam wejrzeć w tajemnice życia. Później, gdy człowiek przezwycięży już zło, przystąpić może do tego, aby wyzwolić zepchnięte niżej stworzenia, kosztem których sam rozwinął się wyżej. I to jest sens rozwoju.
Jest jeszcze coś trudniejszego do zrozumienia. Muszla, która stanowi mieszkanie ślimaka, wydzielona została z żywej substancji samego zwierzęcia. To, co otacza ślimaka jako jego dom, początkowo było w nim; jest to jego własne ciało w zagęszczonej formie. Teozofia uczy, że jesteśmy jednością ze wszystkim, co nas otacza. Należy to rozumieć w ten sposób, że niegdyś człowiek miał wszystko w sobie. Skorupa ziemska faktycznie powstała wskutek tego, że niegdyś człowiek wykrystalizował ją z siebie. Tak jak ślimak swój dom, tak też i człowiek miał w sobie wszystkie inne istoty i królestwa: mineralne, roślinne i zwierzęce. Może on powiedzieć: te substancje były kiedyś we mnie, wykrystalizowałem je z siebie. Patrzy więc na coś poza samym sobą i pojmuje teraz sens słów: tym wszystkim jestem ja sam.
Jeszcze subtelniejsze jest inne pojęcie. Wyobraźcie sobie ten dawny stan ludzkości, kiedy jeszcze nic nie wydzieliło się z człowieka. Człowiek istniał i miał też wyobrażenia, ale nie były one obiektywne, gdyż takie wrażenia wywierają rzeczy zewnętrzne, lecz czysto subiektywne. Wszystko pochodziło z niego samego. Sen, marzenie senne, jest jeszcze pozostałością tamtych czasów, w których człowiek cały świat wysuwał jakby z siebie. Przeciwstawiał on wtedy świat samemu sobie. My sami zrobiliśmy wszystkie rzeczy i patrzymy na nasze własne wytwory, na naszą własną istotę, która w innych stworzeniach zagęściła się do stanu stałego.
Kant mówi o czymś, czego człowiek nie może poznać, o “rzeczy samej w sobie". Czegoś takiego jednak nie ma. Poznanie nie ma granic, gdyż we wszystkim, co człowiek widzi wokół siebie, znajduje pozostawione ślady swojej własnej istoty.
Wszystko to zostało powiedziane, aby pokazać, że jeżeli rozpatruje się tylko jedną stronę zagadnienia, nigdy nie można dojść do rzeczywistego zrozumienia. Trzeba wiedzieć, że wszystko, co pojawia się w wokół nas, było kiedyś zupełnie inne i do zrozumienia dochodzi się tylko wtedy, gdy teraźniejszość porównuje się z przeszłością. Podobnie jest też przy rozważaniu świata zmysłów: nigdy nie zrozumie się, dlaczego w ogóle jest choroba albo jakie jest zadanie zła, jeżeli ograniczy się jedynie do rozważań opartych na zmysłach. Wszystkie te związki mają głęboki sens. Cały rozwój poprzez oddzielanie się, który przedstawiłem, dokonał się dlatego, że człowiek powinien stać się istotą wewnętrzną; musiał on to wszystko z siebie wydzielić, aby móc widzieć samego siebie. Tak rozumiemy więc misję choroby, misję zła oraz misję świata zewnętrznego. Rozważania prawa karmy prowadzą do odkrycia wielkich związków.
Chcemy omówić teraz jeszcze kilka poszczególnych pytań dotyczących karmy. Jaki jest karmiczny związek faktu, że wielu ludzi umiera tak młodo, np. już w dzieciństwie? Przypadki, które zna wiedza tajemna, uczą rzeczy następującej. Można było np. przeprowadzić badania dotyczące poprzedniego życia dziecka, które wcześnie umarło. Okazało się, że w swoim poprzednim życiu przyniosło ze sobą dobre założenia i bardzo dobrze ich używało. Było bardzo uzdolnionym członkiem społeczeństwa, ale miało słaby wzrok. Wskutek swych słabych oczu i niedokładnego widzenia wszystkie jego doświadczenia uzyskały specjalny charakter. Brakowało mu we wszystkim szczegółów, więc na każdym kroku miało gorsze wyniki. Człowiek ten pozostawał zawsze w tyle z powodu słabych oczu. Gdyby nie miał słabego wzroku, mógłby stworzyć coś niezwykłego. Zmarł on i po niedługim czasie zainkarnował się ponownie ze zdrowymi oczami; żył on jednak zaledwie przez kilka tygodni. W ten sposób człony jego istoty zdobyły jednak doświadczenie, jak zdobyć zdrowe oczy i człowiek ten otrzymał kawałek życia, aby zdobyć to, czego mu jeszcze brakowało. Była to jakby korektura jego poprzedniego życia. Ból rodziców będzie oczywiście karmicznie wyrównany, ale musieli oni być narzędziem dla dokonania tej korektury.
A jak przedstawia się związek karmiczny w wypadku dzieci martwo urodzonych? O tym trudniej jest mówić. W poszczególnych przypadkach, które badane były przy pomocy wiedzy duchowej, ciało astralne połączyło się już z ciałem fizycznym, ale wycofało się znowu, tak iż ciało fizyczne przyszło na świat martwe. Dlaczego jednak ciało astralne cofa się? Powiązane jest to następująco: pewne człony wyższej natury człowieka związane są z określonymi organami fizycznymi. Żadna istota bez komórek nie może mieć ciała eterycznego. Kamień nie ma ciała eterycznego, gdyż nie posiada naczyń ani komórek jak roślina. Podobnie ciało astralne związane jest z systemem nerwowym. Roślina dlatego właśnie nie ma ciała astralnego, że nie posiada systemu nerwowego. Gdyby tylko roślina została obdarzona ciałem astralnym, nie mogłaby fizycznie wyglądać jak roślina, lecz musiałaby otrzymać system nerwowy; tak samo kamień byłby obdarzony komórkami, gdyby został przesnuty ciałem eterycznym.
Jeżeli w ciało fizyczne ma stopniowo wstąpić ciało jaźni, to wewnątrz tego ciała fizycznego musi istnieć ciepła, czerwona krew. Wszystkie zwierzęta mające czerwoną krew wydzielone zostały z człowieka w czasie, w którym przygotowywał się dla niego stan jaźniowy. Stąd wiemy, iż organy fizyczne muszą znajdować się w odpowiednim porządku, gdy wyższe ciała chcą sobie obrać w nich swą siedzibę. Jest więc ważną rzeczą, aby ciało fizyczne wykształtowane było w swej formie drogą czysto fizycznej dziedziczności. Może się jednak zdarzyć niezgodność krwi, pomimo iż rodzice odpowiadają sobie pod względem ducha i duszy. Ciało fizyczne nie może być wtedy zbudowane prawidłowo. Zarodek ludzki otrzymuje ciało fizyczne, w którym jego wyższe ciała nie mogą zamieszkać. Np. ciało eteryczne łączy się z fizycznym, ale i ciało astralne powinno zawładnąć ciałem fizycznym. Nie znajduje tam jednak odpowiedniego narzędzia, nie ma do dyspozycji odpowiedniego organizmu i musi się wycofać. Wtedy zostaje same ciało fizyczne i rodzi się martwe. W ten sposób martwe urodzenie spowodowane zostaje przez złą mieszaninę płynów, która zarodkowi ludzkiego ducha i duszy nie dostarczyła odpowiedniego narzędzia fizycznego. Ciało fizyczne rozwija się tylko w takim stopniu, w jakim wyższe człony duchowe człowieka mogą w nim zamieszkać. Widzicie, jak trzeba wchodzić w szczegóły przy studiowaniu związków karmicznych.
Jak dochodzą do skutku wyrównania karmiczne? Jeżeli człowiek wyrządził jakiejś osobie coś złego, musi to zostać między nimi wyrównane. W tym celu muszą się więc wcielić w tym samym czasie. Jak to się dzieje? Co ściąga tych ludzi razem? Jaka siła to powoduje? Technika karmy jest następująca. Wyrządziłem komuś zło i ten człowiek je wycierpiał. Następnie umieram i przechodzę do kamaloki. Najpierw jednak, bezpośrednio po śmierci, muszę ujrzeć to w obrazie wspomnień; nie powoduje to cierpienia. Następnie przeżywam swoje życie w odwrotnym kierunku. W czasie kamałoki dochodzę znowu do momentu, w którym ból drugiego człowieka muszę sam przeżyć. Dochodzi do tego treść uczuciowa, która odciska się jak stempel w ciele astralnym. Zabieram ze sobą do dewachanu coś z bólu tego drugiego człowieka jako okup, pozostaje we mnie pewna siła, jako wynik tego, co przeżyłem w drugim człowieku. Muszę wniknąć w przeżywane przez inną osobę cierpienie lub radość. Powoduje to wniknięcie pewnych sił w ciało astralne, tak iż zabieram ze sobą do dewachanu mnóstwo sił.
Gdy ponownie wracam do nowego wcielenia, siły te przyciągają mnie znowu do odpowiednich ludzi w celu wyrównania karmy. Wszyscy ludzie, którzy przeżyli coś razem, zostają wspólnie sprowadzeni. Przyswoili oni sobie w kamaloce związane z tym siły.
W jednym fizycznie wcielonym człowieku mogą być przeżycia kamaloki z wieloma ludźmi, aby wyrównać ich karmę. Pewien przykład wyjaśni nam to bliżej. Znany w wiedzy tajemnej wypadek mówi, że pewien człowiek został skazany na śmierć przez pięciu sędziów. Co się tam stało? Otóż człowiek ten w poprzednim życiu zabił tych pięciu, a siła karmy sprowadziła razem tych sześciu ludzi w celu karmicznego wyrównania. Nie stwarza to jednak nie kończącego się nigdy łańcucha karmicznego, gdyż inne stosunki karmiczne zmieniaj ą dalszy ciąg przeżyć.
Widzicie, jak tajemniczo pracują siły duchowe, aby urzeczywistnić ten skomplikowany ludzki twór. Niektóre ważne punkty widzenia staną się dla nas oczywiste, gdy rozważymy w następnych dniach cały rozwój Ziemi oraz człowieka.
IX
Gdy pytamy się o to, jak kształtował się człowiek od zamierzchłych czasów do chwili obecnej, jak powstał człowiek u zarania dziejów, to przede wszystkim musimy sobie przypomnieć, co powiedzieliśmy już o jego istocie. Człowiek posiada siedem członów. Pierwszym z nich, najniższym, jest ciało fizyczne. Wyższe i subtelniejsze jest już ciało eteryczne. Jeszcze wyższe i subtelniejsze jest ciało astralne. Jeżeli chodzi o ciało jaźni, to istnieją dopiero jego początkowe założenia. Nie należy jednak wyciągać z tego fałszywego wniosku, że najwyższe ciało, jakie dziś człowiek posiada, można nazwać najdoskonalszym członem ludzkiej istoty, a ciało fizyczne najmniej doskonałym. Jest wprost przeciwnie. To właśnie ciało fizyczne stanowi najdoskonalszy człon ludzkiej istoty. W przyszłości wyższe człony staną się doskonalsze, jednak dzisiaj ciało fizyczne jest członem w swoim rodzaju najbardziej rozwiniętym. Zbudowane jest ono z nieopisaną mądrością. Opisywałem wam kiedyś budowę główki kości udowej. Każda poszczególna kość w swym precyzyjnie łączonym belkowaniu ułożona jest z taką mądrością, że żaden inżynier nie potrafi dzisiaj tego problemu tak rozwiązać, aby za pomocą najmniejszej masy uzyskać największą wytrzymałość na obciążenie. Im głębiej wnikamy w cudowną budowę istoty ludzkiej, tym bardziej jest ona godna podziwu, np. wspaniała budowa mózgu czy serca. Serce nie popełnia błędów, lecz ludzkie ciało astralne popełnia ich wiele. Popędy i namiętności ciała astralnego atakują i opanowują ciało fizyczne. Gdy człowiek spożywa nieodpowiednie pokarmy, poddaje się ponownie ciału astralnemu. Serce fizyczne utrzymuje prawidłowy obieg krwi, ale ciało astralne przypuszcza nieustanne ataki na serce, gdyż jego popędy pożądaj ą tego, co szkodzi sercu. Kawa, herbata, alkohol to substancje trujące dla serca, a często samu codziennie dostarczane i serce to wytrzymuje. Jest ono zbudowane tak trwale, że opiera się tym atakom ciała astralnego przez 70-80 lat. Na obecnym stopniu rozwoju człowieka ciało fizyczne jest najpełniej rozwinięte, aż do najdrobniejszych szczegółów.
Mniej doskonałe jest ciało eteryczne, jeszcze mniej rozwinięte jest ciało astralne, a najmniej rozwinięte jest ciało jaźni. Jaka jest tego przyczyna? Wynika to stąd, że ciało fizyczne przeszło najdłuższy okres rozwoju. Jest ono najstarszym członem ludzkiej istoty. Ciało eteryczne jest młodsze, jeszcze młodsze jest ciało astralne, a najmłodsze jest ciało jaźni.
Aby zrozumieć ten rozwój ciał, trzeba wiedzieć, że prawo reinkarnacji jest ogólnym prawem świata. Nie tylko więc człowiek przechodzi przez kolejne wcielenia, ale również wszystkie istoty i wszystkie planety podlegają temu prawu. Nasza cala Ziemia, ze wszystkim co się na niej znajduje, przeszła przez wcześniejsze inkarnacje, z których na razie powinny nas zająć przede wszystkim trzy pierwsze.
Zanim Ziemia stalą się obecną planetą była zupełnie inną planetą. W prapraczasach była planetą, którą wiedza tajemna nazywa dawnym Saturnem. Cztery kolejne wcielenia Ziemi to: Saturn. Słońce, Księżyc, Ziemia. Tak jak między dwoma wcieleniami człowieka jest okres kamaloki i dewachanu, tak między kolejnymi inkarnacjami Ziemi jest czas, kiedy jest ona niewidzialna i nie ma życia zewnętrznego. Okres między dwoma wcieleniami planety nosi nazwę pralaja, a czas, kiedy jest ona wcielona, nazywa się manwantara. Pod nazwami Saturn, Słońce, Księżyc nie należy rozumieć ciał niebieskich, które dzisiaj są tak nazywane. To, co było nazwane dawnym Słońcem, nie jest dzisiejszym Słońcem. Nasze dzisiejsze Słońce jest gwiazdą stałą. Dawniej było ono planetą, ale w ciągu swych wcieleń z substancji i istoty planety wzniosło się do rangi gwiazdy stałej. Tak samo to, co zostało nazwane dawnym Księżycem, nie jest Księżycem dzisiejszym. Dawny Księżyc to trzecie wcielenie Ziemi i tak samo rzecz się ma z dawnym Saturnem; był to pierwszy stopień rozwoju Ziemi.
Człowiek istniał już w czasie dawnego Saturna. Saturn nie świecił, ale gdyby ktoś obdarzony był słuchem dewachanicznym, mógłby go słyszeć, gdyż dźwięczał. Po pewnym okresie zaczął on stopniowo zanikać i przeszedł na długi czas w stan niewidzialny, po upływie którego zajaśniał znów jako Słońce, które przeszło przez ten sam proces, a potem wystąpiło jako Księżyc. Wreszcie w ten sam sposób powstała Ziemia.
Nie należy jednak wyobrażać sobie tego Saturna, Słońca, Księżvca oraz Ziemi jako czterech oddzielonych od siebie planet. Byłoby to zupełnie fałszywe. Są to cztery różne, kolejne stany jednej i tej samej planety. Są to prawdziwe metamorfozy tej samej planety, a wszystkie zamieszkałe na niej istoty podlegają metamorfozie wraz z nią. Człowiek nigdy nie był na innych planetach, to Ziemia przeszła przez różne stany.
Gdy nasza Ziemia była Saturnem, istniały tylko pierwsze zalążki ludzkiego królestwa. To, co dzisiaj zbudowane jest z takim mistrzostwem jako fizyczne ciało ludzkie, na Saturnie było jedynie założeniem, niczym więcej jak tylko pierwotnym założeniem. Nie było tam żadnego minerału, żadnej rośliny, żadnego zwierzęcia. Człowiek jest pierworodnym dzieckiem w dziele stworzenia. Ale na Saturnie był on zasadniczo różny od człowieka dzisiejszego. Prawie w całości był istotą duchową, nie można by go było jeszcze zobaczyć fizycznymi oczami. Nie istniały też jeszcze fizyczne oczy. Człowiek byłby wtedy widzialny tylko dla istoty, która może widzieć dewachan. Ten pierwszy ludzki twór był pewnego rodzaju aurycznym jajem, w którym tkwił osobliwy muszlowaty twór w kształcie małej gruszki, jakby złożone razem skorupy ostrygi, coś w rodzaju wiru. Cały Saturn przesnuty był takimi zaczątkami tworów fizycznych. Były to jakby zagęszczenia duchowości. Z tych tworów, które później można było postrzegać jedynie jako zupełnie delikatne zaznaczenia, utworzyło się w trakcie rozwoju fizyczne ciało człowieka. Był to pewnego rodzaju praminerał, wokół którego nie uformowało się jeszcze ciało eteryczne. Można więc powiedzieć, że człowiek przeszedł przez królestwo mineralne. Nie było to jednak dzisiejsze królestwo mineralne. Takie myślenie byłoby niewłaściwe. Poza wspomnianym królestwem mineralnym nie było na Saturnie żadnego innego królestwa.
Podobnie jak człowiek przechodzi różne etapy życiowe jako dziecko, młodzieniec, panna, mężczyzna, kobieta, starzec czy staruszka, tak też planeta przechodzi przez różne stany. Zanim Saturn ukazał nagromadzone w nim “płatki", był tworem wyższego dewachanu, później tworem niższego dewachanu, a następnie tworem astralnym. Potem stopniowo znikają te “płatki" i Saturn znowu stopniowo schodzi w mroki pralai. Takie metamorfozy polegające na przechodzeniu z duchowości w fizyczność, a potem odwrotnie, literatura teozoficzna nazywa rundami albo stanami życia. Każda runda dzieli się z kolei na siedem przedziałów jak: arupa, rupa, astral, fizyczność, a potem znowu: astral, rupa, arupa, które nazwano globami; są to stany formy. Nie mamy jednak do czynienia z siedmioma następującymi po sobie kolejno kulami; jest to ciągle jedna i ta sama planeta, która przemienia się, a związane z nią istoty również przechodzą te przemiany. Saturn przeszedł siedem takich rund, czyli stanów życia. W każdej rundzie to, co się ukształtowało, zostaje udoskonalone, tak iż dopiero w siódmej rundzie jest w swoim rodzaju doskonałe. W każdej kolejnej rundzie dokonuje się siedem przemian względnie stanów formy, tak więc Saturn miałby 7x7 czyli 49 przemian. Saturn przeszedł je tak samo jak Słońce, Księżyc i jak przechodzi je również Ziemia. W przyszłości będą jeszcze trzy inne wcielenia planetarne: Jowisz, Wenus i Wulkan.
Jest więc siedem stanów planetarnych, w każdym zaś 7 x 7 stanów formy, czyli zapisując według wiedzy tajemnej 777. W piśmie tajemnym 7 na miejscu jednostek oznacza globy, na miejscu dziesiątek rundy, na miejscu setek planety. Te liczby muszą być pomnożone przez siebie, tak iż nasz system planetarny ma przejść 7 x 7 x 7, czyli 343 przemiany.
W książce “Geheimlehre" (“Tajna doktryna") H. P. Bławatskiej znajdujemy osobliwe miejsce. Książka ta w dużej części swej treści inspirowana była przez jedną z najwyższych indywidualności duchowych. Wielcy wtajemniczeni wyrażali się jednak zawsze bardzo ostrożnie, czynili tylko napomknienia. Przede wszystkim pozostawiaj ą oni ludziom pole do własnych wysiłków, tak iż wspomniane miejsce jest pełne zagadek. H. P. Bławatska wiedziała o tym. Nauczyciel nie powiedział nic o kolejnych inkarnacjach. Powiedział tylko: uczcie się rozwiązania zagadki 777 inkarnacji; chciał on, aby ludzie doszli do tego, że to jest 343. W książce “Geheimlehre" jest zagadka, ale nie ma jej rozwiązania, została ona wyjaśniona dopiero w ostatnich czasach.
Pierwszy, początkowy stan człowieka w pradawnych czasach powstał na rozwijającym się Saturnie. Wstąpił on w okres pralai i wyszedł z niej znowu jako Słońce, a z nim wystąpił z mroków pralai również człowiek, stary mieszkaniec wszechświata. W międzyczasie człowiek zyskał siłę, by móc coś z siebie wydzielić, podobnie jak ślimak wydziela muszlę, swój dom. Mógł wydzielić na zewnątrz muszlowate twory, jako unoszące się postacie, a zatrzymał w sobie subtelniejsze substancje, by rozwinąć się wyżej. W ten sposób człowiek wydzielił z siebie królestwo minerałów. Był to jednak rodzaj żywych minerałów. Człowiek rozwinął się następnie na Słońcu, tak iż otrzymał ciało eteryczne jak dzisiejsze rośliny. Przeszedł więc na Słońcu przez królestwo roślinne. Na Słońcu mamy dwa królestwa: mineralne i roślinne, którym był człowiek. Te formy roślinne były jednak zupełnie inne niż nasze dzisiejsze rośliny.
Kto wnika w głębsze powiązania, widzi w roślinie odwróconego człowieka. Rośliny mają w dole korzeń, potem łodygę, liście, pręciki i słupek; słupek zawiera żeńskie organy rozrodcze, pręciki organy męskie. W naiwnej niewinności roślina wyciąga swe organy rozrodcze do słońca, gdyż słońce pobudza siłę rozrodczą. Korzeń jest w rzeczywistości głową rośliny, która przyciągana jest przez wnętrze Ziemi. U człowieka jest odwrotnie, głowę ma u góry, a organy, które roślina wyciąga ku słońcu, na dole. Zwierzę stoi pośrodku, ma ono ciało poziome. Gdy roślina jest na pół odwrócona, utrzymuje postawę zwierzęcia, gdy jest całkowicie odwrócona, postawę człowieka.
Dawna wiedza tajemna wyraziła to w pradawnym symbolu krzyża, co Platon według starego misterium wyraża słowami: “Dusza świata przybita jest do krzyża ciała świata", co oznacza, że dusza świata zawarta jest we wszystkim, musi się jednak przedrzeć poprzez te trzy stopnie; odbywa swoją wędrówkę na krzyżu ciała świata.
Na Słońcu człowiek, jako roślina, był więc dokładnie odwrócony w stosunku do człowieka dzisiejszego. Żył przecież w Słońcu, należał do ciała Słońca. Słońce było ciałem świetlnym, składało się ono z eteru świetlnego. Człowiek był jeszcze rośliną, a głową swą zwrócony był do środkowego punktu Słońca. Gdy następnie Słońce oddzieliło się, ludzka roślina musiała obrócić się, pozostała wierna Słońcu.
W pierwszej rundzie Słońce jest powtórzeniem okresu Saturna. Dopiero w drugiej rundzie słonecznej zaczyna się dalszy rozwój człowieka. Gdy Słońce w ciągu siedmiu rund rozwinęło się tak jak mogło, znikło w mrokach pralai i wystąpiło znowu jako Księżyc.
Pierwsza runda Księżyca jest znowu jedynie powtórzeniem bytu Saturna w innej nieco postaci. Druga runda również nie wprowadza niczego nowego, było to powtórzenie życia na Słońcu. Dopiero w trzeciej rundzie dzieje się coś nowego: człowiek otrzymał ciało astralne, które dołączył do swoich dwóch wcześniejszych ciał. Ówczesnych ludzi pod względem zewnętrznej postaci można porównać do dzisiejszych zwierząt. Człowiek doszedł wówczas do stopnia królestwa zwierzęcego. Przez odrzucenie królestwa mineralnego wzniósł się do królestwa roślinnego, a poprzez odrzucenie królestwa roślinnego wzniósł się do królestwa zwierzęcego. Stoją obok niego dwa królestwa: mineralne i roślinne. Potem znowu odrzuca mniejszą cząstkę siebie i wznosi się wyżej.
W trzeciej rundzie księżycowej również zachodzi ważny proces. Słońce i Księżyc rozdzielają się. Powstają dwa ciała. Księżyc odłącza się od Słońca. Na początku drugiej rundy księżycowej Słońce nie jest jeszcze zmienione; następnie nisko na ciele Słońca ukazuje się małe zwężenie, oddziela się, a w trzeciej rundzie księżycowej są już dwa ciała obok siebie.
Słońce zatrzymało w sobie szlachetniejsze części. Wysyłało ono promienie na zewnątrz, na Księżyc, dając mu i wszystkim istotom to, czego potrzebowały. Jest to dla Słońca wzniesienie się na wyższy stopień rozwoju. Stało się ono teraz gwiazdą stałą i nie zajmuje się już osobiście trzema królestwami, oddaje tylko to, co ma do oddania. Staje się siedzibą wyższych istot, które teraz mogą się rozwijać dzięki temu, że Słońce odrzuciło niższe części. W czwartej rundzie księżycowej wszystko się doskonali, a w piątej oba ciała znowu się łączą i pogrążają się na koniec jako jedność w pralai.
Dawny Księżyc nie miał wtedy stałej skorupy, po której można było chodzić jak po skałach dzisiejszej Ziemi. Królestwo mineralne było wtedy jak żyjąca masa torfiasta lub gotowany szpinak. Ta żyjąca, wewnętrznie rosnąca masa przesnuta była tworami drzewiastymi. Wyrastało z tego królestwo roślinne, rośliny, które właściwie były roślino-zwierzętami. Miały one zdolność odczuwania; przy ucisku odczuwałyby ból. Człowiek w ówczesnym królestwie zwierzęcym nie był taki jak dzisiejsze zwierzęta. Stał pomiędzy królestwem człowieka i królestwem zwierząt. Był czymś wyższym niż dzisiejsze zwierzęta i mógł o wiele bardziej planowo wykształcać swoje popędy. Stał jednak niżej niż dzisiejszy człowiek, gdyż nie mógł jeszcze powiedzieć do siebie ,ja". Nie posiadał jeszcze ciała jaźni.
Te trzy królestwa żyły na żywym ciele Księżyca. Ważne jest, że ludzie księżycowi nie oddychali tak jak dzisiejszy człowiek. Nie oddychali powietrzem, lecz wdychali i wydychali ogień. Przez wdychanie ognia przenikali się ciepłem, przy wydychaniu oddawali znowu ciepło i ziębli. Dzisiejsze wewnętrzne ciepło krwi miał człowiek na Księżycu jako ciepło oddechu. Wielu dawnych jasnowidzących malarzy symbolizowało to w oddychającym ogniem smoku. Wiedzieli oni, że w praczasach takim księżycowym istotom dane było oddychać ogniem.
Po swoim rozwoju przez 7x7x7 stanów Księżyc pogrążył się ponownie w pralai, a następnie wystąpił już jako Ziemia. W pierwszej rundzie ziemskiej powtarza się cały byt saturnowy, w drugiej słoneczny, a w trzeciej byt księżycowy. Podczas trzeciej rundy ziemskiej powtarza się też rozdzielenie Słońca i Księżyca.
W czwartej rundzie ziemskiej Ziemia zaczyna się kształtować. Zachodzi wtedy bardzo ważny proces kosmiczny: Ziemia w okresie swego powstawania ma spotkanie z planetą Mars. Dwie planety przenikają się wzajemnie, Ziemia przechodzi przez Marsa. Mars miał wtedy pewną substancję, której Ziemia nie posiadała - żelazo. Pozostawił Ziemi to żelazo w postaci pary. Gdyby do tego nie doszło, gdyby Ziemia pozostała tylko z tym, co miała już przedtem, wtedy ludzie doszliby do stanu zwierzęcia, wdychaliby ciepło, ale nigdy nie mogliby mieć ciepłej krwi. Gdyby Mars nie zaopatrzył Ziemi w żelazo, to ludzie nie mieliby ciepłej kiwi, gdyż krew zawiera żelazo. Wiedza tajemna mówiła zatem, że Ziemia w swoim rozwoju zawdzięcza Marsowi tak wiele, że w pierwszej połowie jej istnienia nazywano ją Marsem. Dla drugiej połowy istnienia Ziemi równie ważne znaczenie ma Merkury. Ziemia w dawnych czasach weszła w związek z Merkurym i pozostanie w nim do końca swojego rozwoju. Dlatego wiedza tajemna zamiast o Ziemi mówi o Marsie i Merkurym.
Saturn |
Saturday, Samedi |
Samstag |
Sobota |
Po tym stadium nastąpią w przyszłości jeszcze trzy kolejne: Jowisz, Wenus i Wulkan. Te siedem stanów Ziemi, jak podaje wiedza tajemna, zachowało się w nazwach dni tygodnia, które jednak w niemieckiej mowie są nieco zmienione:
W nazwach tygodnia macie więc zawartą wiedzę tajemną o przejściu Ziemi przez te różne okresy - wspaniałą kronikę, która umożliwia ludziom ciągłe uaktualnianie tych prawd. W następnych dniach znowu zobaczymy, jak teozofia uczy rozumieć, co praojcowie wyrażali w nazwach i jak najprostsze codzienne rzeczy łączą się z tymi najgłębszymi.
X
Gdy Ziemia wynurzyła się z mroków pralai, nie zjawiła się sama, lecz początkowo znów połączona była ze Słońcem i naszym dzisiejszym Księżycem. Ziemia, Słońce i Księżyc stanowiły olbrzymie ciało niebieskie. Było to stadium początkowe naszej planety. Ziemia składała się wtedy z bardzo rzadkiej materii. Nie było stałych minerałów, nie było również wody, jedynie subtelna materia, którą nazywamy eterem. Całość była więc eteryczną, subtelną planetą, otoczoną atmosferą duchową, tak jak dzisiejsza Ziemia otoczona jest powietrzem. W tej duchowej atmosferze zawarte było wszystko, co dzisiaj stanowi duszę ludzką. Wszystkie dusze, które dziś zanurzone są w waszych ciałach, były w górze, w atmosferze duchowej. Ziemia była wielką eteryczną kulą, otoczoną substancją duchową, zawierającą przyszłe dusze ludzkie. Na dole, w rzadkiej materii kuli eterycznej, znajdowało się coś gęściejszego, a mianowicie miliony tworów w formie łupin. Były to występujące ponownie zalążki ludzkie z Saturna. Powtórzyło się więc to, co ukształtowało się w dawnych czasach na Saturnie. O fizycznym rozmnażaniu tych ludzkich zalążków nie było mowy, było natomiast coś innego. Cała otaczająca Ziemię atmosfera duchowa była mniej więcej jednolitą całością, podobnie jak nasze powietrze, tylko duchowe przedłużenia, niby rodzaj macek, wyciągały się z niej w dół, w głąb kuli eterycznej i otulały łuskowate twory. Możecie sobie to wyobrazić, jakby duch wnikał w dół i otulał poszczególne ciała. Te macki opracowywały i budowały ludzki twór. Gdy był gotowy, duchowe przedłużenie wycofywało się, wyciągało się w innym kierunku i pracowało nad innym tworem. Co więc w ten sposób zostało stworzone, było stworzone bezpośrednio przez światy duchowe. Na samym początku w dole była przemieszana, wirująca substancja eteryczna, gęstsza od pierwotnej boskiej substancji duchowej, która wyciągała ramiona, aby utworzyć kształty z chaosu.
Była to pierwsza epoka naszej Ziemi. Jest ona pięknie opisana w Biblii, w Księdze Rodzą/u: “Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem; ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami". Eter, który był w dole, wiedza tajemna określa jako wodę.
Wtedy nie można było zobaczyć Ziemi ani też łuskowatych tworów. Były to dźwięczące twory ludzkie. Gdy taki twór powstawał, wyrażał siebie określonym dźwiękiem. Nie było w nich jeszcze indywidualności, była ona jeszcze całkowicie rozpuszczona w atmosferze duchowej. Można było rozróżnić siedem rodzajów tych tworów, odpowiednio do zasadniczego dźwięku każdego z nich. Te siedem grup wytworzyło zarodki pierwszych siedmiu rdzennych ludzkich ras.
Po upływie milionów lat nastąpiło wielkie wydarzenie kosmiczne. Całe potężne ciało eteryczne skurczyło się w jednym miejscu, przybrało kształt biszkopta i trwało tak przez pewien czas. Wreszcie odłączyła się od tego wspólnego kształtu mała część, składająca się z Ziemi i Księżyca. Z wydarzeniem tym związane było coś szczególnego dla rozwoju ludzkiego. Zalążki człowieka zostały rozczłonowane, zróżnicowane. Przez wystąpienie Słońca po raz pierwszy wszystko mogło być oświetlone z zewnątrz. Wszelkie widzenie polega na tym, że promienie słońca padają na przedmioty i zostają odbite. Światło jest twórcą oka. Gdy Słońce wystąpiło, istniały ciała, które mogły być oświetlone. Dana została więc możliwość oświetlania przedmiotów i związane z nią ukształtowanie organów widzenia. Otoczenie stało się teraz widzialne. Epoka ta przedstawiona jest w Księdze Rodzaju: “I wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość. I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra oddzielił ją od ciemności." Cała Ziemia poczęła się obracać; dzięki temu powstał dzień i powstała noc. Jeżeli czyta się Biblię ze znajomością wiedzy tajemnej, znowu można brać wszystko dosłownie.
Duża część istot duchowych, które otaczały Ziemię, odeszła wraz ze Słońcem. Stały się one duchowymi mieszkańcami Słońca, skąd oddziaływały na Ziemię. Fizyczno-eteryczne twory ludzkie zostały wtedy obdarzone otoczką astralną. Całość, czyli Ziemia wraz z Księżycem, była więc otoczona pewną astralną atmosferą. Co przedtem rozpostarte było w duchowej atmosferze, zagęściło się i otaczało teraz pojedyncze ludzkie twory, które wytworzyły samodzielne fizyczne i eteryczne ciała. Wytworzone zostało więc ciało fizyczne i eteryczne. Ciało astralne nie posiadało jeszcze samodzielności; istniała jedna wspólna otoczka astralna dla wszystkich istot. Był to Duch Ziemi; wyciągnął on znów swoje macki w głąb i otoczył każdego poszczególnego człowieka. Wystąpiła nowa zdolność. Każdy ludzki twór mógł teraz wydać ze swej własnej substancji inny twór; było to rozmnażanie bez zapłodnienia przez dwie istoty. Zapłodnienie to nie miało natury płciowej, lecz pochodziło z całej atmosfery astralnej. Gdy macka wyciągała się w dół, następowało zapłodnienie istoty ludzkiej, przez co mogła ona dać życie drugiej istocie. Twory ludzkie miały formę podobną do dzwonu, a u góry miały rurkowaty otwór dla przyjmowania macek; otwierały się one na słońce. Był to praczłowiek hiperborejski, druga wielka rasa rdzenna. Te ludzkie twory były różnorodnie podzielone. Ludzie nie umierali, gdyż śmierci w naszym rozumieniu nie było. Śmierć polega na wyciągnięciu świadomości z ciała. Ale wówczas świadomość nie była jeszcze zróżnicowana. Istniała ogólna świadomość dla wszystkich ludzi w otoczce astralnej. Świadomość oddzielnego człowieka była częścią wspólnej świadomości. Gdy wycofywała się z jednego tworu, pogrążała się w innym, bez przerwy. Odbywało się to tak, jak gdyby od jednej chmury oddzielił się z przodu kawałek i zaraz zastąpiony został przez inny z tyłu. Była to tylko metamorfoza; wciąż trwała nieprzerwana ciągłość świadomości. Świadomość odczuwała to jedynie jako zmianę odzienia. Całość żyła w cudownej wspaniałości, unosząc się w najwspanialszych kolorach eteru świetlnego i stopniowo ulegała zagęszczeniu.
Obok przodków człowieka istniały również formy zwierzęce i roślinne, mające być jego towarzyszami. Rośliny były niższymi, skarłowaciałymi dziś roślinami. Również zwierzęta nie miały dzisiejszej postaci. Były to świecące, drgające w eterze zwierzęta i rośliny. Nie było tam zwierząt w postaci samców i samic, wszystko było jednopłciowe. Tylko niektóre zwierzęta zaczynały właśnie rozwijać coś w rodzaju dwupłciowości. Właściwe królestwo mineralne jeszcze się nie ukształtowało. Następnie zaczęło się coraz większe zagęszczanie form eterycznych, tak że coraz bardziej wkraczała również astralność.
Po upływie miliona lat Ziemia i Księżyc wyglądały zupełnie inaczej; zwierzęta i rośliny były galaretowate jak białko jaja, jak pewne meduzy lub rośliny morskie. W tej zagęszczonej materii, mającej już organy, znajdowali się przodkowie człowieka. Twory zwierzęce i roślinne zagęszczały się stopniowo dalej na skutek zapładniającej siły astralnej. Nastał wówczas ważny okres, kiedy istoty zapładniające w atmosferze astralnej przejawiały się przez żyjące wówczas twory natury, tak iż ludzie i zwierzęta otrzymywali od otaczającego świata roślinnego substancję zapładniającą i jednocześnie odżywiającą. Świat roślinny wydzielał coś, co było podobne do późniejszego mleka ludzi i zwierząt. Ostatnią pozostałością takich roślin wydzielających mleko jest np. mniszek. Ludzie odżywiali się wtedy i zapładniali z otaczającej przyrody. Byli pozbawieni egoizmu. Byli całkowitymi wegetarianami, przyjmowali tylko to, co dobrowolnie dawała natura. Karmili się sokami podobnymi do mleka i miodu. Byt to cudowny stan pradawnej przeszłości, który trudno opisać w obrazach naszej mowy.
Ale oto nadeszła nadzwyczaj ważna chwila. Ziemia i Księżyc rozłączają się. Mniejszy od Ziemi Księżyc oddziela się od niej. Teraz mamy trzy ciała: Słońce, Księżyc i Ziemię. Zaszło przez to coś nadzwyczaj ważnego dla istot żywych. Księżyc zabrał ze sobą dużą część sił, których potrzebowały twory ludzkie i zwierzęce, by móc wydawać z siebie na świat inne istoty. W każdym człowieku była teraz tylko połowa siły zapładniającej, jaką miał przedtem. Siła ta była przepołowiona i przez to powstał stopniowo podział na dwie płci. Teraz człowiek musiał zostać zapłodniony przez inną istotę ludzką. Był to okres lemuryjski, okres trzeciej rasy rdzennej. W tym czasie nastąpiło również większe zagęszczenie materii. Na krótko przed rozłączeniem Ziemi i Księżyca powstały gęściejsze nagromadzenia, a po rozłączeniu wytworzyły się substancje chrząstkowate z założeniami na zagęszczenie kostne. W miarę tego jak masa Ziemi zagęszczała się jako grunt stały, jako stała skorupa ziemska, w człowieku i zwierzęciu również tworzyła się stała masa kostna. Powstały stopniowo stałe twory mineralne. Przedtem wszystko było eteryczne, potem powietrzne i płynne; istoty poruszały się unosząc się jak na wodzie albo latając jak w powietrzu. Teraz utworzył się grunt stały; rozwój kości i powstanie skał odbywały się równolegle. Kształt ówczesnego człowieka porównać można do kształtu pewnego rodzaju rybo-ptaka. Większa część Ziemi była jeszcze w stanie płynnym; temperatura na niej była jeszcze wysoka. W “wodzie" były jeszcze rozpuszczone substancje, które dopiero później stały się stałe, jak np. metale. Ludzie poruszali się w niej pływając i unosząc się. Mogli oni dobrze znosić ogromne gorąco, jakie panowało wtedy na Ziemi. Ich ciało składało się jeszcze z materii, która odpowiadała opisanym warunkom i umożliwiała życie.
W wodzie tworzyły się małe kontynenty, rodzaje wysp, po których krążyli ludzie. Ale cała masa ziemska przeniknięta była działaniem wulkanicznym, które z olbrzymią gwałtownością niszczyło ciągle części Ziemi; była ona nieustannie wystawiona na niszczenie, wywołane przez siły elementarne oraz tworzenie nowych ukształtowań.
Ludzie nie mieli jeszcze płuc. Oddychali za pomocą rurkowatych organów skrzelowych. Człowiek już wtedy był tworem bardzo skomplikowanym. Wytworzył sobie kręgosłup, najpierw chrząstkowaty, potem kostny, a dla poruszania się przez pływanie lub unoszenie miał rodzaj pęcherza pławnego, mniej więcej takiego jak dzisiejsze ryby.
Wkrótce, to znaczy po milionach lat, Ziemia przeszła w stan stały. Woda cofnęła się i oddzieliła od części stałych, powietrze oczyściło się, a pod wpływem powietrza pęcherz pławny przekształcił się w płuca. Człowiek wzniósł się teraz ponad element wodny. Był to szczególnie ważny i pełen znaczenia proces. Skrzela przekształciły się w inne narządy, częściowo w organ słuchu. Wraz z ukształtowaniem się płuc powstała zdolność oddychania. Dzięki temu cała ludzkość zaczęła żyć w jednym wspólnym elemencie powietrza. Ludzie otoczeni są przez powietrze. Każdy człowiek przyjmuje pewną ilość powietrza, przekształca je odpowiednio do swej formy i ponownie z siebie wydala. Z początku człowiek był napełniony czystym duchem, później substancją astralną, a teraz powietrzem. Człowiek doszedł więc do stanu, w którym oddychanie ciepłem zmieniło się w oddychanie powietrzem, a tym samym zostało wykorzystane to, co przyniósł Mars. Powstała teraz ciepła krew. Przyszła chwila, że to, co przedtem było na zewnątrz człowieka, wstąpiło w niego. Duch, który przedtem go otaczał, wszedł w człowieka. Ajak to się stało? Przez powietrze. Zdolność oddychania oznacza przyjęcie indywidualnego ducha ludzkiego. Jaźń człowieka wchodzi w niego wraz z wdychanym powietrzem. Kiedy mówimy o wspólnej jaźni wszystkich ludzi, to ma ona także wspólne ciało, powietrze. Nie darmo starożytni nazywali to wspólne “ja" słowem Atma, tzn. oddychanie. Wiedzieli dokładnie, że przy wdechu wciągają je, a przy wydechu znowu wydalają. Żyjemy w naszym wspólnym “ja", gdyż żyjemy w ogólnym powietrzu. Oczywiście, tego porównania nie możemy brać dosłownie. Pogrążanie się indywidualnej jaźni w człowieku opisywane jest w literaturze teozoficznej jako zejście Manas, Manasaputras. Z każdym oddechem istota ludzka przyjmowała powoli Manas, Budki i Atma do swego zalążka. Księga Rodzaju opisuje tę chwilę i jej treść możemy tu przyjąć dosłownie: “l tchnął Bóg oddech w niego i stał się on duszą żyjącą". Jest to przyjęcie indywidualnego ducha.
Człowiek miał teraz także ciepłą krew i przez to mógł zatrzymać w sobie ciepło. Z tym jednak związane jest jeszcze coś bardzo ważnego.
Na Księżycu były także inne istoty, które stały wyżej od ówczesnego świata ludzkiego. Byli to bogowie, nazywani w chrześcijańskich przekazach Aniołami i Archaniołami. Niegdyś istoty te znajdowały się na poziomie dzisiejszego człowieka i tak jak my wzniesiemy się wyżej na następnej planecie, tak i one z biegiem czasu wzniosły się wyżej. Nie miały już ciała fizycznego, ale pozostały jeszcze związane z Ziemią; nie potrzebowały już tego, czego potrzebował człowiek, ale potrzebowały samych ludzi, którymi mogłyby kierować.
Gdy Księżyc kończył swój stan planetarny, pewna część tych istot zatrzymała się w swoim rozwoju, pozostały one jakby “na drugi rok". Nie rozwinęły się na tyle, na ile mogły i w ten sposób istniały istoty, które stały między bogami a człowiekiem, tak zwani półbogowie. Istoty te stały się szczególnie ważne dla Ziemi i dla ludzkości. Nie mogły wyjść całkowicie ponad ludzi, ponad ich sferę, ale nie mogły też wcielać się w ludzi. Tylko w jednej części ludzkiej natury mogły się zakotwiczyć, by wraz z nią rozwijać się dalej, a zarazem pomóc człowiekowi. Na Księżycu oddychały one ogniem. Duchy te zakotwiczyły się w ogniu, który u człowieka stał się ogniem przebywającym w nim na stałe, w cieplej krwi ludzkiej, odwiecznym siedlisku namiętności i popędów. Dały ludziom coś z ognia, który na Księżycu był ich żywiołem. Były to zastępy Lucyfera, istoty lucyferyczne. Biblia nazywa je kusicielami człowieka. Zwodziły one człowieka o tyle, o ile żyły w jego krwi i czyniły go samodzielnym. Gdyby ich nie było, ludzie otrzymaliby wszystko od bogów jako dar, staliby się mądrzy, ale nie samodzielni; oświeceni, ale nie wolni. Przez to, że te istoty zakotwiczyły się we krwi człowieka, stał się on nie tylko mądry, lecz zyskał ogień, pasję dla mądrości i ideałów.
Razem z tym przyszła jednak możliwość zbłądzenia. Ludzie mogą odwrócić się od tego, co jest wzniosłe. Człowiek mógł zatem wybierać między dobrem i złem. Z tym założeniem, z tą możliwością zła rozwijała się stopniowo rasa lemuryjska. Założenia te spowodowały wielkie przewroty na Ziemi. Uległa ona drganiu i wstrząsom, a przez namiętności ludzkie duża część Lemurii zginęła.
Ziemia zmieniła się znowu i zagęściła się jeszcze bardziej. Powstały inne lądy. Najważniejszym kontynentem, jaki się w międzyczasie ukształtował między dzisiejszą Europą, Afryką i Ameryką, była Atlantyda. Na kontynencie tym zamieszkali potomkowie rasy lemuryjskiej. Po wielu milionach lat zmienili się bardzo i przyjęli postać podobną do dzisiejszej postaci ludzkiej, jednak nadal różnili się bardzo od dzisiejszych ludzi. Budowa głowy była zupełnie inna; czoło było o wiele niższe; organy odżywiania o wiele potężniejsze. Ciało eteryczne mieszkańca Atlantydy wystawało daleko ponad jego głowę, W ciele eterycznym znajdował się ważny punkt, któremu odpowiadał pewien punkt głowy fizycznej. Rozwój polegał na tym, aby oba te punkty zeszły się, aby punkt ciała eterycznego wsunął się w odpowiedni punkt ciała fizycznego. W chwili, gdy oba te punkty się zeszły, człowiek mógł zacząć mówić do siebie ,ja". Przednia część mózgu mogła stać się teraz narządem dla ducha. Narodziła się samoświadomość. Najpierw nastąpiło to u Atlantów, którzy zamieszkiwali okolice dzisiejszej Irlandii.
Atlanci rozwinęli się stopniowo w siedem grup etnicznych: Rmoahale, Tlavatli, Pratoltekowie, Praturańczycy, Prasemici, Praakkadowie, Pramon-gołowie. U Prasemitów nastąpiło połączenie obu punktów i rozwinęła się jasna samoświadomość. Dwie następne grupy, Praakkadowie i Pramongo-łowie, właściwie przeskoczyły cel ludzkości atlantyckiej.
Przed połączeniem się obu tych punktów siły duszy Atlantów były zasadniczo inne niż dzisiaj. Ciało mieli o wiele ruchliwsze i przede wszystkim w czasach pierwotnych posiadali potężną, silną wolę. Mogli np. uzupełniać stracone członki ciała, zmuszać rośliny do szybkiego wzrostu i wywierać przez to ogromny wpływ na przyrodę. Mieli potężnie rozwinięte organy zmysłów, mogli rozróżniać metale odczuciem, tak jak my rozróżniamy zapachy. W wysokim stopniu rozwinięty był u nich dar jasnowidzenia. Śnili w nocy nie tak jak dzisiejszy człowiek, który ma co najwyżej zagmatwane sny, lecz jak jasnowidzący, tylko że mniej wyraźnie. W nocy obcowali z bogami. To, co wtedy przeżywali, żyło następnie w formie sag i mitów. Zmuszali oni siły przyrody, aby im służyły. Ich mieszkania były częściowo ukształtowaniami natury, wykutymi w skałach. Atlanci konstruowali pojazdy powietrzne, do uruchomienia których nie używali sił nieorganicznych, jak np. dziś siły węgla, lecz organiczną siłę napędową roślin.
Przez to, że wyżej wspomniane dwa punkty nie były jeszcze ze sobą związane, Atlanci nie mieli rozumu analitycznego, tak iż nie mogli np. liczyć. Natomiast szczególnie silnie rozwinęli inną siłę duszy, pamięć. Dopiero w piątej grupie etnicznej, u Prasemitów, wystąpiła logiczna siła rozumu i samoświadomości.
Atlantyda zginęła wskutek potężnej katastrofy potopu. Cały kontynent został stopniowo zatopiony, a ludność wywędrowała na wschód, do Europy i Azji. Główny odłam powędrował z Irlandii poprzez Europę do Azji. Wszędzie po drodze część ludności pozostawała na miejscu. Ludzie ci prowadzeni byli przez wielkiego wtajemniczonego, któremu całkowicie ufali . Ten, kierowany swą mądrością dokonywał wyboru odpowiednich ludzi, zabrał ze sobą najlepszych i osiedlił w dalekiej Azji, w miejscu, gdzie dzisiaj leży pustynia Gobi. Tam, w zupełnym odosobnieniu, została założona mała kolonia. Stamtąd kolonizatorzy podążyli do wszystkich zamieszkałych krajów i pozakładali kultury następnej rasy rdzennej: staroindyjską, staroperską, egipsko-babilońsko-asyryjską, grecko-łacińską. Następnie powstała kultura germańsko-anglosaska. Jutro zobaczymy, jak dalej kształtował się rozwój.
XI
Wczoraj powiedziałem, jak Manu, ów wielki wtajemniczony, wybrał sobie w okolicach dzisiejszej Irlandii grupę Prasemitów, poprowadził ją na wschód i tam osiedlił. Swoich wybranych uczynił założycielami nowych kultur. Pouczał ich i dał im wskazówki moralnego prowadzenia życia, opisane aż do najmniejszych szczegółów: jak podzielić czas i jak prowadzić pracę od rana do wieczora. Bardziej jednak niż przez nauki wychowywał ich przez swój wpływ i swoje myśli. Jego wpływ podczas przekazywania swoich myśli był bezpośrednio sugestywny. Jego idee i zalecenia działały sugestywnie, a takiego właśnie wpływu ówczesny człowiek potrzebował, aby się przekształcić.
Różnicę w całym nastawieniu do świata między rasą atlantycką a nową rasą rdzenną scharakteryzować może następująca scena, jaka rozegrała się w połowie XIX wieku. Koloniści europejscy zmusili Indian, których należy widzieć jako zatrzymanych w rozwoju potomków Aliantów, do odstąpienia części ich kraju w zamian za zapewnienie im nowych terenów łowieckich. Obietnica nie została dotrzymana i wódz Indian nie mógł tego pojąć. Było to powodem następującej rozmowy: “Wy, blade twarze, obiecaliście nam, że wasz wódz przydzieli naszym braciom inny kraj, gdy zabraliście nam nasz własny. Wasze stopy stoją na naszej ziemi i depczą groby naszych braci. Biały człowiek nie dotrzymał obietnicy danej człowiekowi o czerwonej skórze. Wy, blade twarze, macie czarne narzędzia z czarodziejskimi znakami - miał na myśli książki - i z nich poznajecie, czego chce wasz Bóg. Musi to być jednak zły Bóg, który nie uczy ludzi dotrzymywania obietnic. Czerwony człowiek nie ma takiego Boga, widzi on błyskawice, słyszy grzmoty i rozumie mowę, w której przemawia do niego jego Bóg. Słyszy w lesie szum drzew i liści, tam także mówi do niego Bóg. Słyszy plusk fal w strumieniu i rozumie tę mowę. Czuje, gdy zbliża się burza. Wszędzie słyszy, jak Bóg przemawia do niego i ten Bóg uczy czegoś innego niż mówią wasze zaklęte czarne znaki".
Ta pełna znaczenia mowa Indianina zawiera pewnego rodzaju wyznanie wiary. Mieszkaniec Atlantydy nie wznosił się do swojego Boga w wyrozumowanych pojęciach i wyobrażeniach, lecz chwytał uczuciem podstawowy akord Boży w przyrodzie, jakby oddychał swoim Bogiem. Gdyby chcieć wypowiedzieć to, co można było tak usłyszeć, trzeba by to ująć w pewnym dźwięku, podobnym do chińskiego Tao. Dla człowieka Atlantydy był to dźwięk, który przenikał całą naturę. Gdy dotykał liścia, gdy patrzył na błyskawice, uświadamiał sobie, że ma przed sobą pewną część boskości, że dotyka szaty Boga. Tak jak w uścisku ręki ujmujemy zarazem coś z duszy człowieka, tak w obrazie natury ujmował on ciało Boga. Ludzie ci żyli z zupełnie innym uczuciem religijnym. Atlanci posiadali poza tym zdolność jasnowidzenia i obcowali ze światem duchów.
Później jednak rozwinęło się rachunkowe, logiczne myślenie, a im wyżej się rozwijało, tym bardziej zanikało jasnowidzenie. Ludzie zajmowali się bardziej tym, co spostrzegały zmysły ze świata zewnętrznego, przez co przyroda była w ich oczach coraz bardziej pozbawiona boskości. Zdobywali nowe doświadczenia kosztem starych. W miarę uzyskiwania zdolności dokładnego zmysłowego widzenia zatracali rozumienie tego, że natura jest ciałem Bóstwa. Stopniowo coraz bardziej mieli przed oczami tylko ciało świata, dusza wymykała się im. Lecz przez to zbudziła się w okresie po-atlantyckim ludzka tęsknota do boskości. W sercu człowieka zapisane było, że poza przyrodą musi stać Bóg i człowiek wiedział, że musi odszukać go duchem. Wyraz religia nie oznacza nic innego niż szukać, dążyć do przywrócenia nowego związku z boskością, religere znaczy nawiązywać na nowo. Istnieją więc różne drogi do odnalezienia Boga. Pierwsza grupa rasy Aryjskiej, Hindusi, poszli drogą następującą: kilku napełnionych boskością wysłanników Manu, zwanych Świętymi Rishi, zostało nauczycielami w pradawnej kulturze indyjskiej, o której nie wspomina żaden poemat, żadna tradycja. Kultura ta znana jest jedynie z ustnych przekazów szkół tajemnych. Cudowne utwory jak Wedy i Bhagavad Gita, powstały znacznie później. Starożytny Hindus mówił wtedy do siebie: to co nam pozostało, co jest tylko zewnętrzną przyrodą, nie jest prawdziwą naturą; boskość ukrywa się za tą naturą . Tą boskość nazywał Brahman - ukryty Bóg. Cały świat zewnętrzny był dla Hindusa tylko złudzeniem, ułudą, mają. Mieszkaniec Atlantydy w każdym liściu czuł boskość, podczas gdy Hindus mówił: już nigdzie w świecie zewnętrznym boskość nie ukazuje się. Trzeba zagłębić się we wnętrzu, trzeba jej szukać we własnym sercu, trzeba dążyć do niej przez wyższe stany duchowe. Wszelkie zbliżanie się do boskości miało wtedy coś z charakteru marzeń sennych. Hindus nie znajdował w przyrodzie boskości, świat Brahmana zjawiał mu się tylko w potężnych obrazach myślowych, wizjach i imaginacjach. Joga była dla niego szkoleniem, prowadzącym na drugą stronę iluzji, do Ducha, do Prabytu. Pełne głębi We dv, Bhctgavad Gita, ta pieśń nad pieśniami o ludzkiej doskonałości, są tylko podźwiękiem tamtej pradawnej mądrości o Bogu.
Był to pierwszy stopień, na którym ludzkość pragnęła powrócić do boskości, stopień, który w dziedzinie kultury zewnętrznej nie mógł doprowadzić zbyt wysoko, gdyż Hindus odwrócił się od świata zewnętrznego. Szukał wyższego życia wyłącznie w wyizolowanym od świata poszukiwaniu ducha.
Inną misję miała druga grupa, Prapersowie, których kultura również wyszła od Manu. Jeszcze przed epoką Zaratustry Persowie mieli prastarą kulturę, która również zachowała się jedynie w ustnych przekazach. Powstała wtedy myśl, że rzeczywistość zewnętrzna jest odbiciem boskości, że nie należy się od niej odwracać, lecz trzeba ją przekształcać. Pers chciał przekształcać naturę, chciał nad nią pracować, stał się rolnikiem. Wyszedł z zacisza obcej światu sfery myśli i przez pokonywanie oporu, jaki stawia świat zewnętrzny, przekonał się, że jednak nie wszystko jest mają, że obok świata ducha istnieje również bardzo realny świat rzeczywistości. Obok świata ducha znalazł świat, w którym trzeba pracować. Doszedł stopniowo do przekonania, że istnieją dwa światy: jeden świat dobrego ducha, w który można się zagłębić i drugi świat, który trzeba przepracować. Mówił wówczas: w świecie ducha znajdę idee i pojęcia, przez które przemienię zewnętrzną rzeczywistość, tak iż ona sama stanie się odbiciem wiecznego Ducha.
W ten sposób Pers poczuł się wprzęgnięty do walki pomiędzy dwoma światami. Ukształtowało się to coraz bardziej w pojęcie walki dwóch potęg: świata Ormuzda, świata dobrego ducha, i świata Arymana, który musi zostać przekształcony. Jednego brakowało mu jeszcze: świat zewnętrzny stał przed nim jako coś, czego nie mógł zrozumieć; nie mógł odnaleźć w nim żadnych praw. Nie spostrzegał, że duchowość można odnaleźć w przyrodzie. Odczuwał jedynie opór, z jakim spotykał się przy swej pracy.
Te prawa świata poznała już trzecia grupa, ludy chaldejsko-asyryjsko-babilońsko-egipskie, a później semickie, które stanowiły ich odgałęzienie. Patrzyły one ku górze, ku gwieździstemu niebu, obserwowały bieg gwiazd, ich wpływ na życie ludzkie i wymyśliły naukę, która pozwalała im rozumieć ruch i wpływy gwiazd. Związały one ze sobą niebo i ziemię. Charakter tej epoki możemy rozważyć na przykładzie. Egipcjanin mówił: Nil wylewa i użyźnia kraj w określonym czasie. Dzieje się to przy wystąpieniu pewnego określonego gwiazdozbioru - Syriusza. Egipcjanie obserwowali więc okres wylewu Nilu i łączyli z nim obraz gwiazd, który występował wtedy na niebie. Obserwowali stan Słońca przy przylotach i odlotach pewnych ptaków, wschodzenie i zachodzenie gwiazd, ich wzajemny stosunek oraz ich związek z ludzkością i opracowali w ten sposób odpowiednią naukę. Spostrzegli również, że we wszystkich procesach natury panuje wielka mądrość, że wszystko dzieje się według wielkich praw, które starali się przeniknąć. Starożytni kapłani chaldejscy byli przedstawicielami głębokiej mądrości. Prawa przyrody nie byty dla nich prawami abstrakcyjnymi, w gwiazdach widzieli nie tylko fizyczne ciała niebieskie. W każdej planecie dostrzegali istotę obdarzoną duszą, a fizyczna planeta była jedynie jej ciałem. Zupełnie konkretnie wyobrażali sobie za każdą gwiazdą ożywiające ją bóstwo. Egipcjanin i Chaldejczyk odczuwał, że i on przebywa w łonie świata duchów jako duch między duchami. Widział materię napełnioną mądrością.
Czwarta grupa, starożytni Grecy i Rzymianie nie byli pod bezpośrednim wpływem Manu, ale podlegali wpływom innych kultur. Mieli oni inną misję - sztukę. Człowiek odnajdywał powoli drogę do przeduchowienia natury. Grek poszedł dalej od Egipcjanina. Nie brał gotowych obrazów przyrody, lecz materię nieukształtowaną, marmur i nadawał jej swoje piętno. Sam kształtował Zeusa i innych bogów. Trzecia kultura szukała Boga w świecie zewnętrznym, czwarta sama nadawała temu światu swoje piętno, nadawała mu ducha. Misją kultury grecko-łacińskiej była sztuka, zaczarowanie ducha w materię. Egipcjanin badał bieg gwiazd i kształtował według tego państwo na długie stulecia naprzód. Grek ze swego wnętrza brał to, co kształtowało zewnętrzną ludzką wspólnotę, Spartę, Kolchidę itd. Rzymianin szedł jeszcze dalej. Przekształcał według swego ducha nie tylko kruszce i kamienie, lecz również całą wielką wspólnotę ludzi.
Piąta grupa, Germanie i Anglosasi, idą jeszcze dalej w kształtowaniu świata zewnętrznego. Kultura ta nadaje materii nie tylko piętno tego, co żyje w człowieku, lecz narzuca piętno praw przyrody samej materii. Odkrywa boskie prawa świata, prawa ciążenia, światła, ciepła, pary, elektryczności itp. i przy ich pomocy przekształca cały świat zmysłowy. Jej misją jest poznawanie nie tylko praw zawartych w człowieku, lecz praw przyrody i odciskanie ich w materii. Cała ludzkość stała się przez to bardziej materialna: nie mógł już powstać Zeus, lecz maszyna parowa, telegraf, telefon itd.
Po nas nastanie inna kultura, która znowu odnajdzie drogę powrotną. W naszej kulturze człowiek doszedł do szczytowego punktu przekształcania świata w sferze fizyczności; zeszliśmy najgłębiej w fizyczność i doszliśmy do ostatnich granic w podboju planu fizycznego.
Było to zadanie ludzkości poatlantyckiej. Hindus odwrócił się od fizyczności. Pers uznał w niej masę, która stawiała mu opór. Chaldejczyk, Babilończyk, Egipcjanin poznali mądrość natury. Grek i Rzymianin podbili dalej plan fizyczny od wnętrza i dopiero nasza kultura posunęła się tak daleko, że wciela prawa natury w plan fizyczny. Z czasem ludzkość stanie się bardziej uduchowiona.
Potężny i pełen mądrości jest przebieg rozwoju ludzkości. Każda grupa ludzka ma swoje zadanie. Z tego, co w trzeciej i czwartej kulturze poatlantyckiej żyło jeszcze w mitach i sagach, jako wspomnienie o praczasach, o świecie bogów, nasza ludzkość nie posiada już nic. Ma ona jeszcze tylko świat fizyczny. Przez zejście na plan fizyczny utraciła związek ze światem bogów, pozostał j ej tylko świat fizyczny.
Teozof nie jest żadnym reakcjonistą, wie, że okres materializmu był koniecznością. Zupełnie tak samo, jak ze zwierzętami, które po zamieszkaniu w ciemnych pieczarach rozwinęły potężnie inne organy, ale utraciły organ wzroku. Dzieje się tak wszędzie w świecie duchowym i fizycznym. Gdzie jedna zdolność się rozwija, inna musi się cofać. Musiała upaść zdolność jasnowidzenia i siła przypominania sobie, aby mogło rozwinąć się widzenie fizyczne. Gdy człowiek nauczył się opanowywać zewnętrzny świat przy pomocy praw przyrody, musiał utracić siłę duchowego widzenia.
Jakże inaczej widziano dawniej! Kopernik np. wyprowadził ludzkość z błędu, że Ziemia jest nieruchoma. Uczył, że błędny jest pogląd, iż Słońce obraca się dookoła Ziemi. Keppler i Galileusz rozwinęli jego naukę dalej. A przecież obaj, zarówno Kopernik jak i Ptolomeusz mają słuszność; zależy tylko od stanowiska, z jakiego rozpatruje się Słońce i Ziemię. Jeżeli system słoneczny ogląda się nie z planu fizycznego, lecz astralnego, to słuszność ma system Ptolomeusza. Ziemia stoi wtedy w punkcie środkowym i jest tak, jak opisywał to świat starożytny. Wystarczy tylko pamiętać, że na planie astralnym wszystko ukazuje się odwrotnie. System ptolemejski ma więc słuszność w odniesieniu do planu astralnego, a kopemikański do planu fizycznego. Zwykle podkreśla się tylko, że Kopernik uczył dwóch rzeczy, że Ziemia obraca się wokół własnej osi oraz wokół Słońca. Pomija się zupełnie, że uczył on o innym jeszcze ruchu, a mianowicie, że cały system słoneczny obraca się po spirali. Nauka ta będzie leżała zaniedbana, aż ludzkość wróci do niej kiedyś, w przyszłości. Kopernik stał na granicy i dawna wiedza miała na niego jeszcze silny wpływ. Nie ma prawdy absolutnej, każda prawda ma swoją misję w określonym czasie. Mówiąc dzisiaj o teozofii, wiemy, że gdy znowu się narodzimy, będziemy słuchać czegoś innego i stać w zupełnie innym stosunku względem siebie.
Spójrzmy wstecz, w czasy, gdy być może siedzieliśmy kiedyś razem w jakiejś okolicy północnej Europy, gdzie ludzie gromadzili się wokół kapłana druida, który mówił im prawdę w fonnie sag i mitów. Gdybyśmy go nie słuchali i gdyby nie kształtował on naszej duszy, to nie rozumielibyśmy tego, co dziś podaje nam teozofia w innej formie jako prawdę. A kiedy znowu tu przyjdziemy, będzie się mówić inaczej, w jeszcze innej, wyższej fonnie. Prawda rozwija się, jak wszystko inne na świecie. Jest ona formą Ducha Bożego, który ma liczne formy. Jeżeli przenikniemy się tym charakterem prawdy, to uzyskamy zupełnie inny do niej stosunek. Powiemy: chociaż żyjemy w prawdzie, może ona mieć najróżniejsze formy. I wtedy zupełnie inaczej będziemy również patrzeć na obecną ludzkość. Nie będziemy mówili, że posiadamy prawdę absolutną, lecz powiemy: ci bracia stoją teraz na takim stanowisku, na którym my także kiedyś staliśmy. Mamy obowiązek zgadzania się na to, co mówi ktoś inny. Powinniśmy mu tylko wyjaśnić, że cenimy go na tym stopniu prawdy, na jakim stoi. Każdy może się czegoś nauczyć, Bądźmy tolerancyjni wobec każdej formy prawdy. Uczymy się rozumieć wszystko; nie walczymy, lecz staramy się współżyć z ludźmi. Ludzkość wykształciła wolność osobowości. Teozofia wytworzy z takiego podejścia do prawdy wewnętrzną tolerancję duszy.
Miłość stoi wyżej niż przekonania. Najbardziej odmienne przekonania mogą się wzajemnie znosić, gdy ludzie się kochają. Dlatego ma to głęboki sens, że w światopoglądzie teozoficznym żadna religia nie jest atakowana ani nie jest specjalnie wysuwana, lecz wszystkie są rozumiane i może powstać związek braterski, jeżeli wyznawcy różnych religii rozumieją się.
Obecnie i w przyszłości to współżycie z innymi, wzajemne zrozumienie jest najważniejszym zadaniem ludzkości. Dopóki nie rozwinie się taki nastrój ludzkiej wspólnoty, nie może być mowy o rozwoju duchowym.
XII
Z wczorajszego wywodu na temat rozwoju odczucia ludzkiej wspólnoty możecie dowiedzieć się, jak ważne jest przezwyciężenie własnego , ja", jeżeli chodzi o głębsze wejście w świat duchowy. Dla kogoś, kto zaczyna dążyć drogą rozwoju według wiedzy tajemnej, podstawowym zadaniem jest przezwyciężenie różnych objawów egoizmu. Nie powinien on np. mówić: “I cóż mi to pomoże, że inni opowiadają mi o rzeczach nadzmysłowych, gdy ja sam nie mogę tego widzieć". Jest to brak zaufania. Trzeba mieć zaufanie w stosunku do tych, którzy osiągnęli już pewien stopień rozwoju. Ludzie muszą współdziałać ze sobą i jeżeli ktoś ma większe osiągnięcia, to nie może zachować ich dla siebie, lecz powinien podzielić się z innymi, którzy powinni stać się jego słuchaczami. To spotęguje ich własne siły, a przez fakt, że zdobyli się najpierw na zaufanie, stopniowo sami staną się wiedzącymi. Nie można postawić drugiego kroku nie stawiając pierwszego.
Istnieją trzy drogi wiodące do nadzmysłowego poznania świata: orientalna, chrześcijańsko-gnostyczna i chrześcijańsko-różokrzyżowa, czyli po prostu szkolenie różokrzyżowców. Różnią się one przede wszystkim pod względem stosunku ucznia do nauczyciela. Co dzieje się z człowiekiem, który rozwija się ezoterycznie? Jakie są warunki takiego rozwoju?
Aby to opisać, rozważmy na początku stany przeżywane przez dzisiejszego przeciętnego człowieka. Życie takiego człowieka przebiega w ten sposób, że od rana do wieczora pochłonięty jest swą pracą i sprawami życia codziennego. Posługuje się rozumem i zmysłami zewnętrznymi, a więc żyje i pracuje w stanie, który nazywamy stanem jawy, stanem czuwania. Jest to jednak tylko jeden ze stanów; inaczej jest między czuwaniem a snem. Świadomość człowieka wyróżnia się wówczas tym, że przed jego duszą przeciągają obrazy, marzenia senne. Nie odnoszą się one bezpośrednio do świata zewnętrznego, do zwykłej rzeczywistości, lecz pośrednio. Stan ten możemy nazwać stanem marzeń sennych. Bardzo interesująca jest obserwacja, jak ten stan przebiega. Wielu ludzi sądzi, że sny są czymś' bezsensownym, lecz tak nie jest. Również u dzisiejszego człowieka sny mają pewien sens, chociaż nie taki, jaki mają przeżycia w stanie jawy. W stanie czuwania nasze wyobrażenia zgadzają się zawsze z konkretnymi rzeczami i przeżyciami; we śnie kształtuje się to inaczej. Śni się nam np. tętent konia na ulicy; budzimy się i stwierdzamy, że słyszymy tykanie zegara, który leży obok. Sen to twórca symboli, obrazów znaczeniowych. Można śnić całe długie historie. Jakiemuś studentowi np. śni się pojedynek, ze wszystkimi związanymi z tym szczegółami, aż do huku wystrzału, który go budzi. Okazuje się, że przewróciło się krzesło, które stało obok jego łóżka. Inny przykład: jakiejś wieśniaczce śni się droga do kościoła, wchodzi ona do wnętrza, kapłan wygłasza wzniosłe słowa, porusza rękami, nagle ręce zamieniają się w skrzydła, a mowa księdza w pianie koguta. Kobieta budzi się, a na dworze właśnie pieje kogut.
Widzimy więc, że w sferze snów panują zupełnie inne stosunki czasowe niż przy świadomości jawy, gdyż w wymienionych marzeniach sennych właściwa przyczyna występuje jako ostatnie wydarzenie. Wynika to stąd, że sen, gdy porównamy go z fizyczną rzeczywistością przebiega przez duszę w jednym błysku i budzi cały ciąg wydarzeń; człowiek sam rozdziela wtedy układ czasowy snu. Należy to sobie wyobrazić w sposób następujący: człowiek zbudzony ze snu przypomina sobie wszystkie szczegóły snu, sam rozciąga wewnętrznie czas, tak iż wydaje mu się, że wydarzenia przebiegały w odpowiednich odstępach czasu. Drobne przeżycie powoduje często długą akcję dramatyczną. Możemy tu ujrzeć, jak wygląda przebieg czasu w astralności.
Również wewnętrzne stany mogą znaleźć we śnie symboliczne przedstawienie, np. ból głowy można śnić jako pajęczynę na ścianie piwnicy; bicie serca i gorączkę jako rozpalony piec. Ludzie posiadający specjalną wrażliwość mogą przeżywać jeszcze coś innego, np. widzą siebie we śnie w jakimś nieszczęśliwym położeniu; sen działa wtedy proroczo i jest symbolem tkwiącej w człowieku w stanie ukrytym choroby, która za kilka dni wystąpi na zewnątrz. Niektórym ludziom śnią się nawet lekarstwa na tę chorobę. Krótko mówiąc, podczas stanów marzeń sennych występuje zupełnie inny rodzaj postrzegania.
Trzecim stanem człowieka jest stan snu bez marzeń, w którym nic w duszy nie powstaje, w którym człowiek śpi bez świadomości. Gdy poprzez rozwój wewnętrzny człowiek zaczyna postrzegać wyższe światy, przejawia się to z początku w jego marzeniach sennych, a mianowicie w tym, że jego sny zaczynają być bardziej regularne i mają więcej sensu niż przedtem. Dzięki nim człowiek zdobywa przede wszystkim poznanie, musi tylko bardziej na nie uważać. Później zauważa, że sny stają się częstsze, tak iż zdaje mu się, że prześnij całą noc. Może również zaobserwować, że sny wiążą się z rzeczami, których w ogóle nie ma w świecie zewnętrznym, których fizycznie nie można przeżywać. Zauważa, że w snach ukazują się nie tylko rzeczy, które albo działają na niego zewnętrznie, albo symbolizują stany przedstawione powyżej, lecz przeżywa obrazy rzeczy, które w rzeczywistości zmysłowej wcale nie istnieją. Zauważa wtedy, że sny wskazuj ą mu na coś ważnego. Może to się zacząć np. w sposób następujący: ktoś śni, że jego przyjaciel znajduje się w niebezpieczeństwie pożaru, że to niebezpieczeństwo rośnie. Następnego dnia dowiaduje się, że przyjaciel ten zachorował w nocy. Nie widział w swoim śnie, że przyjaciel zachorował, lecz zobaczył symbol tej choroby. W ten sam sposób do snów mogą przenikać wpływy wyższych światów, przez co człowiek dowiaduje się czegoś, czego wcale nie ma w świecie fizycznym. Wrażenia z wyższych światów przenikają do snów. Jest to bardzo ważne przejście do wyższego rozwoju duchowego.
Można wprawdzie wysunąć zarzut, że to wszystko tylko się śniło. Jakże więc można przywiązywać do tego znaczenie? Taka postawa nie jest słuszna. Weźmy pewien przykład. Kiedyś śniło się Edisonowi, jak się robi żarówkę, a potem przypomniał on sobie ten sen i naprawdę zgodnie z nim sporządził żarówkę, a ktoś przyszedłby i powiedział: nic z tej żarówki nie będzie, to mu się tylko śniło! Chodzi o to, czy wyśniona rzecz ma znaczenie dla życia, a nie o to, czy ona się śniła. Na wiele takich marzeń sennych nie zwracamy uwagi, gdyż jesteśmy za mało uważni. To nie dobrze. Właśnie na takie subtelne rzeczy winniśmy zwracać uwagę, gdyż to posuwa nas naprzód.
Później przychodzi taki stan, że uczniowi odsłania się we śnie istota rzeczywistości; może on wtedy sprawdzać sny na podstawie rzeczywistości. Gdy zajdzie tak daleko, że nie tylko we śnie, ale również w ciągu dnia ma przed sobą cały świat obrazów, to może analizować, czy prawdziwe jest to, co widzi. Nie można więc traktować snów jako podstawy mądrości, lecz trzeba czekać, aż wtargną one w świat dzienny. Gdy kontroluje się je świadomie, wkrótce przychodzi stan, w którym uczeń postrzega wszystko, co w człowieku jest aurą duszą co jest astralne. Uczy się rozumieć, co oznaczają kształty i barwy w ciele astralnym, jakie np. namiętności wyrażają się przez nie. Uczy się stopniowo sylabizować w świecie duszy. Trzeba sobie jednak uświadomić, że wszystko jest tylko symbolem.
Można by wysunąć zarzut, że jeżeli widzi się tylko symbole, to jakieś wydarzenie może być symbolizowane we wszystkich możliwych obrazach i nie można jasno widzieć, czy dany obraz odnosi się właśnie do czegoś określonego. Jednak na pewnym stopniu rozwoju duchowego każda rzecz ukazuje się zawsze pod postacią tego samego wyobrażenia. Np. namiętność wyraża się zawsze pod postacią błyskającej czerwieni. Trzeba się tylko nauczyć odpowiednio powiązać obrazy z rzeczywistością. W obrazach rozpoznaje się stany duszy człowieka.
Wiemy, dlaczego we wszystkich religijnych księgach prawie zawsze mówi się w obrazach. Na przykład mądrość nazywana jest światłem. Przyczyna leży w tym, że mądrość ludzi i innych istot ukazuje się człowiekowi rozwiniętemu ezoterycznie zawsze jako astralne światło. Namiętność ukazuje się jako ogień. Święte księgi dotyczą rzeczy rozgrywających się nie tylko na planie fizycznym, lecz również na wyższych planach. Wszystkie one pochodzą od ludzi jasnowidzących i odnoszą się do wyższych światów; dlatego też muszą mówić do nas poprzez obrazy. Wszystko, co opowiedziane jest na podstawie kroniki akasza, przedstawione jest w takich obrazach.
Następny przeżywany przez ucznia stan zwany jest ciągłością świadomości. Gdy zwykły człowiek odchodzi we śnie zupełnie od świata zmysłowego, pozbawiony jest świadomości. U ucznia tak nie jest, jeżeli osiągnął omawiany stopień. Bez przerwy, dzień i noc żyje on w pełnej, jasnej świadomości, również wtedy, gdy jego ciało fizyczne spoczywa we śnie. Po pewnym czasie wejście w nowy, określony stan daje o sobie znać przez to, że do świadomości dziennej oprócz obrazów dochodzą jeszcze dźwięki oraz słowa. Obrazy przemawiają! mówią mu o czymś; mówią zrozumiałym dla niego językiem; mówią czym są. Wtedy żadne złudzenie nie jest już możliwe. Jest to dźwięk i mowa dewachaniczna, muzyka sfer. Każda rzecz wypowiada wtedy swoje własne imię i swój stosunek do innych rzeczy. Następnie dochodzi do widzenia astralnego i jest to wstąpienie jasnowidzącego do dewachanu. Jeżeli człowiek osiągnął ten stan dewachaniczny, kwiaty lotosu, czakramy, czyli koła, zaczynają w pewnych miejscach ciała astralnego obracać się jak wskazówki zegara od lewej strony do prawej. Są to zmysły ciała astralnego, ale ich postrzeganie jest aktywne. Np. oko jest bierne, pozwala wniknąć światłu i postrzegać je. Kwiaty lotosu natomiast najpierw postrzegają jeśli się poruszają jeśli obejmują jakiś przedmiot. Wibracje pobudzone przez obrót czakramów powodują zetknięcie z materią astralną i tak powstaje postrzeganie na planie astralnym.
Przez jakie siły wykształcane są czakramy, czyli kwiaty lotosu? Skąd pochodzą te siły? Wiemy, że w czasie snu zużyte siły ciała fizycznego i eterycznego zostają odnowione przez ciało astralne. Przez swoją prawidłowość ciało astralne może we śnie wyrównać nieprawidłowości ciała fizycznego i eterycznego. Siły zastosowane do przezwyciężenia zmęczenia są tymi samymi siłami, które rozwijają kwiaty lotosu. A więc człowiek rozpoczynający swój rozwój ezoteryczny odbiera w ten sposób siły swojemu ciału eterycznemu i fizycznemu. Gdyby siły te przez cały czas odbierane były ciału fizycznemu, człowiek musiałby zachorować, doszedłby nawet do wyczerpania. Jeżeli więc uczeń nie chce zaszkodzić sobie fizycznie ani moralnie, musi te siły zastąpić czymś innym.
Trzeba pamiętać o ogólnym prawie świata: rytm zastępuje siłę! Jest to ważna zasada wiedzy tajemnej. Człowiek żyje dzisiaj w najwyższym stopniu nieregularnie, a mianowicie w wyobrażeniach i działaniu. Człowiek, który żyłby tylko rozpraszającym siły światem zewnętrznym, nie mógłby uniknąć tego niebezpieczeństwa, jakim jest utrata sił fizycznych spowodowana przez rozwój duchowy. Dlatego człowiek musi pracować nad tym, aby w jego życiu zachowany był rytm. Oczywiście, nie może tego tak urządzić, by każdy dzień upływał tak jak poprzedni. Jedno jednak może zrobić. Pewne czynności może wykonywać regularnie i jest to koniecznością dla kogoś, kto przechodzi rozwój duchowy. Tak np. każdego ranka, w ustalonym przez siebie czasie, powinien odbywać ćwiczenia medytacyjne oraz koncentracyjne. Rytm uzyskuje się również przez wieczorny przegląd dnia. Jeżeli wprowadzi on inne jeszcze prawidłowości w życie, tym lepiej, gdyż wszystko odbywa się zgodnie z prawami świata. Wszak cały system świata przebiega rytmicznie. W przyrodzie wszystko jest rytmem: słońce, pory roku, dzień i noc itd. Rośliny również rosną rytmicznie. Im wyżej wznosimy się w królestwa przyrody, tym mniej jest rytmu, ale nawet u zwierząt postrzegamy jeszcze pewien rytm. Np. zwierzę ma cykle godowe w regularnych odstępach czasu. Tylko człowiek wchodzi w nierytmiczne, chaotyczne życie. Natura zwolniła go.
Musi więc całkowicie świadomie to chaotyczne życie ponownie przepoić rytmem, a do osiągnięcia tego dane mu są określone środki, przy pomocy których może wprowadzić harmonię oraz rytm do swojego ciała fizycznego i eterycznego. Stopniowo ciała jego zostaną wprowadzone w takie wibracje, że również przy wystąpieniu ciała astralnego same się korygują. Nawet, gdyby siły te zostały w dzień wytrącone z rytmu, to w spoczynku same dążą do właściwego ruchu.
Takim środkiem jest sześć przedstawionych poniżej ćwiczeń, które muszą być wypracowane niezależnie od medytacji.
Opanowanie myśli. Polega ono na tym, by przynajmniej przez krótki czas w ciągu dnia nie pozwalać przeciągać przez duszę wszelkim możliwym “błędnym ognikom", lecz wprowadzać spokój w bieg naszego myślenia. Myśli się wtedy o jakimś określonym pojęciu, które stawia się w punkcie centralnym, a wszystkie myśli ustawia się logicznie względem siebie w ten sposób, aby się na tym pojęciu opierały. Choćby trwało to tylko jedną minutę, ma już duże znaczenie dla rytmu ciała fizycznego i eterycznego.
Inicjatywa w działaniu. Oznacza to, że trzeba się zmuszać do choćby niewielkich, ale z własnej inicjatywy podjętych czynności, do obowiązków, jakie sami nałożyliśmy na siebie. Pobudki do działania wypływają przeważnie ze stosunków rodzinnych, wychowania, spraw zawodowych itp. Jakże mało płynie z własnej inicjatywy! Trzeba więc poświęcić krótki czas na podejmowanie działań z własnej inicjatywy. Mało ważne czyny prowadzą do tego samego celu równie dobrze jak ważne.
Pogoda ducha. Trzeba uczyć się regulować nasze stany wahań od szalonej radości do krańcowego smutku. Kto nie chce tego robić sądząc, że przez to zginie naturalność w działaniu lub twórczości artystycznej, ten nie nadaje się do rozwoju ezoterycznego. Spokój oznacza opanowanie przy najwyższej radości i najgłębszym smutku. Dopiero wtedy staniemy się we właściwy sposób wrażliwi na radość i ból, gdy przestaniemy zatracać się w nich egoistycznie. Najwięksi artyści właśnie przez spokój doszli do najwyższych osiągnięć, gdyż przez to otworzyli swoją duszę.
Pozytywne nastawienie. Jest to właściwość, dzięki której we wszystkim widzimy dobro. We wszystkich sprawach chodzi o nastawienie na rzeczy pozytywne. Jako przykład możemy przytoczyć perską legendę, która dotyczy Jezusa Chrystusa. Chrystus zobaczył kiedyś martwego psa, leżącego na drodze. Zatrzymał się i przyglądał zwierzęciu, ale uczniowie odwrócili się ze wstrętem od tego widoku i odeszli. Natenczas Chrystus powiedział: “Och, jakie ładne zęby ma to zwierzę!" Nawet w tym martwym ciele dojrzał On coś pięknego - białe zęby. Jeżeli jesteśmy nastrojeni w ten sposób, to szukamy w rzeczach cech dodatnich, dobra, a możemy je wszędzie znaleźć. Działa to potężnie na ciało fizyczne i eteryczne.
Wiara. W sensie ezoterycznym wyraża to nieco inną treść niż w zwykłym języku. Przy rozwoju ezoterycznym nie powinniśmy nigdy w naszych sądach określać przyszłości na podstawie przeszłości. We wszystkich okolicznościach trzeba wyłączyć wszystko, co dotąd się przeżyło, żeby dać miejsce każdemu nowemu przeżyciu z wiarą. Trzeba tego dokonywać świadomie. Jeżeli np. ktoś przychodzi i mówi, że wieża kościelna jest krzywa, że pochyliła się o 45 , to każdy odpowie, że to jest niemożliwe. Ale okultysta musi zostawić sobie jeszcze otwartą furtkę. Tak, musi on iść tak daleko, by wierzyć wszystkiemu, co zachodzi w świecie. Inaczej zamyka sobie drogę do nowych doświadczeń, Trzeba się otworzyć na nowe doświadczenia, dzięki czemu ciało fizyczne i eteryczne wprowadzane są w nastrój, który można porównać z błogim nastrojem zwierzęcia, które chce wydać na świat potomka.
Równowaga wewnętrzna. Powstaje ona stopniowo przez wypracowanie pięciu innych właściwości, zupełnie sama przez się. O tych sześciu cechach musi człowiek pamiętać, musi swe życie ująć w swoje ręce i wolno posuwać się naprzód. Stale spadające krople żłobią skały.
Jeżeli człowiek przyswoi sobie wyższe siły przez jakieś magiczne sztuczki, bez uwzględnienia wymienionych ćwiczeń, znajdzie się w złym położeniu. W obecnym życiu duchowość i cielesność są tak przemieszane, jak np. płyn żółty i niebieski w jednej szklance. Przy rozwoju duchowym zaczyna się coś, co przypomina proces, podczas którego chemik rozdziela oba te płyny. Podobnie zostaje rozłączone to, co dotycz}' duszy i ciała. Ale przez to człowiek traci dobrodziejstwo takiego zmieszania. Przeciętny człowiek - przez to, że dusza tkwi w ciele fizycznym - nie podlega namiętnościom, które są zbyt groteskowe. To rozłączenie może jednak sprawić, że ciało fizyczne ze swoimi właściwościami zostaje pozostawione samemu sobie, a to może doprowadzić do wszelkiego rodzaju ekscesów. Może się więc zdarzyć, iż faktycznie u człowieka, który wstąpił na ścieżkę poznania duchowego, a nie zważa na wzmocnienie rozwoju moralnego, wyjdą na jaw cechy, których normalnie by nie przejawiał. Staje się on nagle kłamcą, gwałtownym złośnikiem, człowiekiem mściwym itp. Wszelkie możliwe cechy, które były złagodzone, występują teraz znowu na zewnątrz. Może się tak stać, gdy ktoś bez odpowiedniego rozwoju moralnego zajmuje się zbyt wiele naukami teozoficznymi.
Przedtem widzieliśmy, że człowiek przechodzi najpierw do stopnia widzenia, a następnie do stopnia duchowego słyszenia. Będąc na stopniu widzenia, powinno się, oczywiście, najpierw nauczyć tego, jak obrazy mają się do przedmiotów. Zostałoby się wepchniętym w burzliwe morze przeżyć astralnych, gdyby się temu poddało. Dlatego trzeba mieć przewodnika, który powie uczniowi, jak się rzeczy ze sobą wiążą i jak można się w nich orientować. Na tym polega naturalna konieczność całkowitego zdania się na nauczyciela. W rym kierunku idą trzy różne drogi rozwojowe:
Metoda wschodnia, zwana także jogą jest taką drogą rozwoju, przy której wtajemniczony, żyjący na planie fizycznym, jest nauczycielem drugiego człowieka, który całkowicie, we wszystkich szczegółach, zdaje się na swojego gum. Osiąga się to najłatwiej, jeżeli na czas rozwoju wyłączamy zupełnie swoje Ja" i oddajemy się nauczycielowi. Guru musi udzielać rad, nawet przy inicjatywie w działaniu. Kultura hinduska nadaje się do takiego całkowitego polegania na swoim guru; kultura europejska zupełnie nie dopuszcza takiego oddania się.
Rozwój chrześcijański na miejsce guru stawia wielkiego przewodnika, samego Jezusa Chiystusa. Uczucie przynależności do Chrystusa, zjednoczenie z Nim może zastąpić oddanie dla guru. Trzeba być jednak doprowadzonym do Niego przez ziemskiego nauczyciela. Ale i wtedy jest się w pewien sposób zależnym od przewodnika na planie fizycznym.
Szkolenie różokrzyżowe daje największą niezależność. Tam guni nie jest przewodnikiem, lecz doradcą. Udziela wskazówek, co powinno się wewnętrznie robić. Zarazem troszczy się, aby równolegle do rozwoju duchowego odbywał się bezwarunkowo rozwój myślenia, bez którego nie można przechodzić takiego szkolenia. Wynika to stąd, że myślenie ma pewną cechę, jakiej nie posiadają inne rzeczy. Gdy jesteśmy na planie fizycznym, postrzegamy fizycznymi zmysłami, co się na tym planie znajduje, nic innego. Na planie astralnym ważne są spostrzeżenia astralne, a w dewachanie ważne jest tylko słyszenie dewachaniczne. Krótko mówiąc, każdy plan ma swoje własne postrzeganie. Jedno jednak jest wspólne dla wszystkich światów, jest to logiczne myślenie. Logika na wszystkich trzech planach jest ta sama. W ten sposób na planie fizycznym można się uczyć czegoś, co będzie miało znaczenie i dla wyższych planów. Tę metodę stosuje rozwój różokrzyżowy, przede wszystkim prze?, szkolenie myślenia na planie fizycznym środkami planu fizycznego. Wnikliwe myślenie powstaje już przez studium prawd teozoficznych lub przez bezpośrednie ćwiczenie myśli. Jeżeli pragnie się jeszcze wyżej wyszkolić intelekt, można studiować takie książki jak “Filozofia wolności", “Prawda a nauka" itp., napisane celowo w taki sposób, żeby wyszkolone na nich myślenie mogło z całkowitą pewnością poruszać się na najwyższych planach. Gdyby ktoś studiował te książki, nie wiedząc nawet nic o teozofii, mógłby pomimo tego orientować się w wyższych światach. Jakkolwiek, jak już powiedziano, również nauki teozoficzne działają w ten sam sposób. Jest to system szkolenia różokrzyżowego. W swoim wnikliwym myśleniu ma się prawdziwego, wewnętrznego przewodnika. A więc guru jest tu tylko przyjacielem i doradcą ucznia, gdyż na najlepszego guru wychowujemy sami siebie swym własnym rozumem. Oczywiście i tu potrzebny jest przewodnik, gdyż musi dawać rady, jak dochodzić samemu do wolnego rozwoju.
Wśród ludzi Europy droga chrześcijańska nadaje się dla tych, którzy mają bardziej rozwinięte odczuwanie. Dla tych, którzy mniej lub bardziej odsunęli się od Kościoła, którzy stoją bardziej na gruncie nauki, przez co popadli w zwątpienie, najlepsza jest droga różokrzyżowa.
XIII
Wczoraj skończyliśmy na naszkicowaniu istotnych cech trzech metod rozwoju ezoterycznego: szkolenia wschodniego, chrześcijańskiego i tzw. szkolenia różokrzyżowców. Dzisiaj zaczniemy więc od przejścia do bliższych szczegółów, które określają charakter każdej z nich.
Chciałbym jednak przedtem zauważyć, że w żadnej szkole ezoterycznej nie należy ujmować stawianych uczniowi wymagań jako nakazu moralnego dla całej ludzkości. Dotyczą one tylko tego, kto rzeczywiście chce się poświęcić takiemu szkoleniu. Można być bardzo dobrym chrześcijaninem i spełniać wszystko, co religia zaleca wyznawcom, nie przechodząc chrześcijańskiego szkolenia ezoterycznego. Gdy ktoś np. mówi, że i bez takiego szkolenia można być dobrym człowiekiem i dojść do pewnego rodzaju wyższego życia, to nic takiemu twierdzeniu nie można zarzucić, rozumie się to samo przez się.
1. Yama |
5. Pratyahara |
Mówiłem już, że w szkoleniu wschodnim obowiązuje ucznia ścisłe posłuszeństwo swojemu guru. Chcę podać tu rodzaj zaleceń, jakie nauczyciel daje uczniowi w ramach szkolenia wschodniego. Nie można publicznie dawać żadnych zaleceń, a tylko scharakteryzować tą metodę. Można te rzeczy, dawane jako zalecenia, podzielić na osiem grup:
Yama obejmuje wszystko, co nazywamy zaniechaniem, wyrzeczeniem, obowiązującym tego, kto chce przejść przez szkolenie jogi. Wyraża się to w przykazaniach: nie kłamać, nie zabijać, nie kraść, nie dopuszczać się życia hulaszczego, nie pożądać. Nakaz nie zabijać jest bardzo surowy i odnosi się do wszystkich istot. Żadna istota żywa nie może być zabita ani nawet zadraśnięta, a im ściślej jest to przestrzegane, tym bardziej prowadzi naprzód. Inna sprawa, czy w naszej kulturze byłoby to do przeprowadzenia. Wszelkie zabijanie, nawet pluskwy, jest przy tej metodzie szkolenia niedopuszczalne. Czy ktoś jednak musi tak postępować, to inna sprawa.
Nakaz nie kłamać jest już bardziej zrozumiały, gdy się wspomni, że kłamstwo jest na planie astralnym morderstwem. Należy więc do tej samej grupy co zabijanie.
Nakaz nie kraść również musi być spełniony w najściślejszym tego słowa znaczeniu. Europejczyk powie, że my nie kradniemy, ale jogin wschodni nie ujmuje tej rzeczy tak prosto. W okolicach, gdzie nauki te były początkowo rozpowszechniane przez wielkich nauczycieli ludzkości, stosunki życiowe były o wiele prostsze. Pojęcie kradzieży łatwo można było tam określić. Ale nauczyciel jogi nie uwierzy, że Europejczyk nie kradnie. Jeżeli ktoś np. w nieusprawiedliwiony sposób przywłaszcza sobie czyjąś siłę roboczą i ciągnie korzyści, choćby dozwolone przez prawo, lecz będące wyzyskiem drugiego człowieka, to nauczyciel jogi nazwie to kradzieżą. U nas ta sprawa jest bardzo skomplikowana. Wielu łamie ten nakaz, zupełnie sobie tego nie uświadamiając. Pomyślcie sobie, że macie pewien dochód, że składacie pieniądze w jakimś banku. Sami nic z tym nie robicie, nikogo nie wyzyskujecie. Bank obraca jednak waszymi pieniędzmi, uprawia spekulacje i za pomocą waszych pieniędzy wyzyskuje innych ludzi. I za to, w sensie szkolenia wschodniego, jesteście odpowiedzialni, ciąży to na waszej karmie. Widać więc, że nakaz ten przy ezoterycznym rozwoju wymaga głębokiego studium.
W sposób równie skomplikowany przedstawiają się stosunki przy nakazie nie oddawać się życiu hulaszczemu. Np. jakiś rencista, którego kapitał bez jego wiedzy ulokowany został przez bank w gorzelnictwie, obciąża się taką samą winą jak fabrykant, który wyrabia napoje wyskokowe. Niewiedza nie zmienia karmy. Jest tylko jedno, co wytycza kierunek przy tych nakazach; jest to dążenie do nie posiadania potrzeb. W takim samym stopniu, w jakim dąży się do nie posiadania potrzeb, odchodzi się od czynienia krzywdy innym.
Szczególnie trudne jest spełnienie nakazu nie pożądać, to znaczy dążyć do całkowitego wyzbycia się potrzeb, nie podchodzić do żadnej rzeczy w świecie z pożądaniem, lecz czynić to, czego wymaga świat zewnętrzny. Nawet samo uczucie zadowolenia ze świadczenia dobrodziejstw innym trzeba stłumić. Do udzielania pomocy ma nas skłaniać widok cierpiących. Również gdy np. mam dać jałmużnę, nie powinienem myśleć, że chcę, życzę sobie tego, pragnę tego, lecz muszę sobie powiedzieć: potrzebujesz tego do podtrzymania ciała lub ducha, tego potrzebuje też każdy inny. Nie pragniesz tego, lecz myślisz, jak najlepiej przejść przez świat. W nauce jogi pojęcie Yama, jak powiedziano, ujmowane jest nadzwyczaj rygorystycznie i nie może być tak łatwo przeniesione do Europy.
Niyama polega na przestrzeganiu zwyczajów religijnych. W Indiach, gdzie są one głównie praktykowane, rozwiązano zagadnienie, które dla kultury europejskiej nastręcza dużo trudności. Dzisiaj mówi się pochopnie: jestem ponad dogmatami, trzymam się tylko prawdy wewnętrznej i nic nie robię sobie z form zewnętrznych. Im bardziej Europejczyk wychodzi ponad zwyczaje religijne, tym bardziej wydaje się sobie samemu wznioślejszy. Hindus myśli inaczej i trzyma się rytuału swej religii; nikomu nie wolno tego tknąć. Jakie natomiast przekonania ma ktoś w tym względzie, to pozostawia hinduizm wolności jednostki. Istniej ą prastare święte obrzędy, pełne głębokiego znaczenia. Człowiek niewykształcony może mieć o nich pojęcie bardzo prymitywne, a jednak nikt mu nie mówi, że jest ono fałszywe. Człowiek bardziej wykształcony ma już inne, lepsze pojęcie, a najmądrzejszy idzie za tymi obyczajami mając o nich głęboką wiedzę. Nie ma tam dogmatów, ale jest rytuał i przez to głęboko religijne zwyczaje mogą być zachowywane zarówno przez mędrca jak i przez człowieka prostego; obaj mogą się w tym rytuale zjednoczyć. Obrzędy są łącznikiem miedzy ludźmi. Nikt nie podlega ograniczeniom w swych przekonaniach, gdy stosuje się do surowego rytuału.
Kościół chrześcijański kierował się przeciwną zasadą. Nie obrzędy, lecz przekonania były ludziom narzucane, a skutek tego jest taki, że w bliższych nam czasach brak form w naszym życiu społecznym stał się prawem. Zaczyna się całkowite ignorowanie wszelkich potrzeb, które jednoczyły ludzi; wszelkie formy, wyrażające obrazowo wyższe prawdy, są stopniowo usuwane. Jest to wielka szkoda dla całego rozwoju ludzkości, głównie dla ezoterycznego rozwoju w duchu wschodnim.
Wielu ludzi w Europie uważa się za stojących ponad dogmatami, ale właśnie wolnomyśliciele i materialiści są najbardziej zażartymi fanatykami dogmatu. Dogmat materialistów jest o wiele bardziej despotyczny niż jakikolwiek inny. Nieomylność papieża dla wielu ludzi nie jest już ważna. Zastąpiła ją nieomylność profesorów. Również liberałowie, wbrew swym zapewnieniom, poddają się dogmatom materialistów. Jakież dogmaty nie ciążą np. na prawniku, lekarzu itp. Każdy profesor uniwersytetu uczy swego dogmatu. A jak bardzo ciąży na ludziach dogmat nieomylności opinii publicznej i gazety codziennej! Wschodni nauczyciel jogi nie żąda porzucenia form, które są ogniwem łączącym mądrych i niemądrych, gdyż te prastare, święte formy są obrazem najwyższych prawd. Bez form nie ma kultury. Jest to złudzenie, gdy myśli się inaczej. Przypuśćmy np., że ktoś zakłada kolonię zupełnie bez form, praw, obrzędów, bez religijnych zwyczajów. Dla kogoś, kto tę sprawę widzi na wskroś, jest oczywiste, że taka kolonia może dobrze prosperować tylko przez pewien czas, gdyż ludzie żyją w niej jeszcze według dawnych form, które przynieśli ze sobą. Ale gdy te założenia upadną, ginie cała kolonia, gdyż żadna kolonia nie może istnieć bez form. Każda kultura musi rodzić się z formy i to, co wewnętrzne, musi być wyrażone na zewnątrz przez formy. Kultura nowoczesna straciła formy, ale musi je znowu odzyskać. Musi ponownie nauczyć się wyrażać również na zewnątrz to, co żyje we wnętrzu duszy. Forma jest warunkiem trwałości współżycia ludzkiego. Wiedzieli o tym dawni mędrcy i dlatego trzymali się mocno ćwiczeń religijnych.
Asanam oznacza przyjmowanie pewnej postawy ciała przy medytacji. Dla człowieka Wschodu jest to o wiele ważniejsze niż dla Europejczyka, gdyż ciało tego ostatniego nie posiada już wrażliwości na pewne subtelne prądy. Ciało człowieka Wschodu jest jeszcze bardzo delikatne, odczuwa prądy, które płyną ze wschodu na zachód, z północy na południe i z wysokości w dół, gdyż we wszechświecie płyną prądy duchowe. Z tego właśnie powodu kościoły budowane są w pewnym określonym kierunku. Dlatego nauczyciel jogi zaleca swym uczniom przyjmowanie odpowiedniej postawy. Uczeń musi mieć ręce i nogi ustawione w określonym kierunku, aby prądy mogły przechodzić przez ciało w odpowiedni sposób. Gdyby Hindus nie wprowadził swego ciała w tę harmonię, ryzykowałby zupełną utratę owoców swej medytacji.
Pranayama jest oddychaniem, oddychaniem jogi. Jest to niezmiernie istotna i obszerna część wschodniego szkolenia. Nie jest ona wcale brana pod uwagę w szkoleniu chrześcijańskim, natomiast poświęca się jej nieco więcej miejsca w szkoleniu różokrzyżowców.
Czym jest oddychanie dla rozwoju ezoterycznego? Znaczenie oddychania leży już w nakazie nie zabijaj, nie uszkadzaj życia. Nauczyciel wiedzy tajemnej mówi do ucznia: nieustannie, powoli zabijasz swe otoczenie przez oddychanie. W jaki sposób? Wciągamy powietrze, zatrzymujemy je, zaopatrujemy krew w tlen i wydychamy powietrze. Co w trakcie tego zachodzi? Wdychamy powietrze zaopatrzone w tlen, łączymy je wewnątrz nas z węglem i wydychamy dwutlenek węgla, ale w tym nie może żyć żaden człowiek ani zwierzę. Przyjmujemy tlen, wydychamy dwutlenek węgla, truciznę. Każdym wiec oddechem zabijamy wciąż, inne istoty, po trochu zabijamy całe nasze otoczenie. Wdychamy powietrze życia, a wydychamy powietrze, którego już nie możemy użyć. Nauczyciel wiedzy tajemnej pamięta, by to zmienić. Gdyby chodziło tylko o ludzi i zwierzęta, szybko wyczerpałby się tlen i wszystko by wymarło. Jeżeli nie doprowadzamy Ziemi do zguby, zawdzięczamy to roślinom, gdyż dokonują one dokładnie przeciwnego procesu. Asymilują dwutlenek węgla, oddzielaj ą węgiel od tlenu i z węgla budują swoje ciało. Uwalniaj ą tlen, który wdychają ludzie i zwierzęta. W ten sposób rośliny odnawiają powietrze do życia. Bez nich całe życie byłoby dawno zniszczone. Zawdzięczamy im nasze życie. W ten sposób rośliny, zwierzęta i ludzie uzupełniają się wzajemnie.
W przyszłości proces ten zmieni się, a człowiek rozwinięty duchowo już teraz zaczyna to, co inni przechodzić będą w przyszłości. Musi odzwyczaić się od zabijania oddechem. Na tym polega Pranayama, sztuka oddychania. Nasza obecna epoka materialistyczna zawsze potrzebuje otwartych okien, uważa świeże powietrze za najważniejszy środek leczniczy. Joga natomiast zamyka się w pieczarze i oddycha własnym powietrzem tak długo jak może. Nauczył się sztuki możliwie jak najmniejszego zatruwania powietrza, gdyż nauczył się wykorzystywać powietrze. Jak on to robi? Tajemnica ta zawsze znana była w europejskich szkołach tajemnych, nazywano to zdobywaniem kamienia mądrości albo kamienia filozoficznego. Jeżeli chce się odnaleźć ten kamień mądrości, trzeba poznać tajemnicę oddychania.
Na przełomie XVIII i XIX w. przesączyło się trochę wiedzy tajemnej w życie. Pisano wówczas dużo o kamieniu mądrości w ogólnie dostępnych pismach, ale zauważono, że sami autorzy niewiele z tego rozumieli, pomimo iż wszystko pochodziło z prawdziwego źródła. W pewnej gazecie rządowej w Turyngii ukazał się w 1796 r. artykuł o kamieniu mądrości, w którym m.in. powiedziano: “Kamień mądrości jest czymś, co tylko trzeba poznać, gdyż widział go każdy człowiek. Jest to coś, co wszyscy ludzie prawie codziennie biorą do ręki, co wszędzie można znaleźć, tylko że ludzie nie wiedzą, że jest to kamień mądrości". Jest to dosłowna prawda.
Roślina przyjmuje dwutlenek węgla, a zatrzymuje węgiel, z którego buduje swe ciało. Człowiek i zwierzę jedzą roślinę, przyjmują przez to znowu węgiel i oddają go ponownie w wydechu. Istnieje zatem obieg węgla. W przyszłości będzie inaczej. Człowiek nauczy się coraz bardziej rozszerzać swoje ,ja" i sam będzie robił to, co teraz pozostawia roślinie. Tak jak przeszedł przez królestwo mineralne i roślinne, tak samo pójdzie on znowu z powrotem. Sam stanie się rośliną, weźmie byt roślinny w siebie i przerobi cały proces w sobie samym. Będzie zatrzymywał w sobie węgiel i budował z niego świadomie swoje ciało, jak to dzisiaj nieświadomie czyni roślina. Niezbędny tlen przygotuje sobie sam w swych organach, zwiąże go z węglem i znowu odłoży w sobie samym węgiel. Dzięki temu będzie mógł pracować dalej nad swym cielesnym rusztowaniem. Jest to wielka perspektywiczna idea przyszłości. Nie będzie już wtedy niczego zabijał.
Jak wiadomo, węgiel i diament są tą samą substancją. Diament jest skrystalizowanym przezroczystym węglem. Nie myślcie jednak, że człowiek będzie kiedyś czarny; jego ciało składać się będzie z miękkiego i przezroczystego węgla. Wtedy będzie już posiadał kamień mądrości, zamieni własne ciało w kamień mądrości.
Kto rozwija się poprzez wtajemniczenie, musi, o ile to tylko możliwe, wyprzedzić ten proces, tzn. musi odebrać swemu oddechowi zdolność zabijania. Musi go tak ukształtować, aby wydychane przez niego powietrze nadawało się znowu do użytku, aby można było wdychać je ponownie. A dzięki czemu zostanie to osiągnięte? Przez to, że w proces oddychania wprowadzimy rytm. W tym celu nauczyciel daje taką wskazówkę: zrobić wdech; zatrzymać, zrobić wydech. Musi być w tym rytm, choćby przez krótki czas. Z każdym rytmicznym wydechem powietrze zostaje polepszone, powoli, ale pewnie. Można by zapytać, w jaki sposób? Tu znowu ważne jest zdanie: spadająca kropla żłobi skałę. Każdy oddech jest taką kroplą. Chemik nie może jeszcze tego sprawdzić, bo rozporządza środkami zbyt “grubymi", aby móc postrzegać subtelne substancje, ale wtajemniczony wie, że oddech rzeczywiście będzie przez to wspierał życie, gdyż będzie zawierał więcej tlenu niż w zwykłych warunkach. Jednocześnie oddech będzie oczyszczony przez jeszcze coś innego - przez medytację. Również to przyczyni się - choć niewiele - do tego, aby natura ludzka przyjęła w siebie naturę roślinną, tak aby człowiek doszedł do nie zabijania.
Pratyahara oznacza opanowanie postrzegania zmysłowego. Człowiek, który wiedzie zwyczajne życie w dzisiejszym znaczeniu, doznaje wciąż nowych wrażeń. Pozwala wszystkiemu działać na siebie. Nauczyciel wiedzy tajemnej mówi więc do ucznia: musisz na tyle a tyle minut zatrzymać się na jednym wrażeniu zmysłowym i nie wolno ci przejść do następnego wrażenia inaczej niż z własnej wolnej woli.
Gdy uczeń ćwiczy to przez jakiś czas, musi dojść do tego, że będzie głuchy i ślepy na każde zewnętrzne wrażenie zmysłowe, musi umieć odwrócić się od wszelkiego wrażenia zmysłowego, a zatrzymać tylko to, co powstaje w myślach jako wyobrażenie. Kto żyje tylko w wyobrażeniach, opanowując swe myślenie i tylko z wolnej woli dołącza jedno wyobrażenie do drugiego, osiąga szósty stan - Dharana.
Dhyanam. Istnieją pojęcia, o których Europejczyk nie chce wiedzieć, Nie pochodzą one z wrażeń zmysłowych, a jednak człowiek musi je tworzyć, np. pojęcia matematyczne lub geometryczne. Trójkąt lub okrąg są pojęciami pomyślanymi. To, co rysuję na tablicy, to tylko zebrane razem punkty kredy. Istnieje jednak cały szereg wyobrażeń, które uczeń, będący w toku szkolenia ezoterycznego, musi ćwiczyć. Są to wyobrażenia symboliczne, które świadomie wiążą się z jakimiś rzeczami, np. heksagram
znak objaśniany przez wiedzę tajemną, podobnie pentagram
.. Uczeń skierowuje swego ducha na takie rzeczy, jakich nie ma w świecie zmysłowym. Tak samo jest z innymi pojęciami, np. pojęcie gatunku “lew", które można sobie tylko pomyśleć. Również i na takie pojęcia winien uczeń kierować swą uwagę. Istnieją wreszcie pojęcia natury moralnej, np. zdanie w książce Światło na drodze: “Zanim oczy przejrzą, muszą odwyknąć od łez". Tego również nie można przeżyć zewnętrznie, lecz tylko doświadczyć w sobie. Taka medytacja o pojęciach, nie mających zmysłowego odpowiednika, nazywa się Dhyanam.
Następnie dochodzimy do rzeczy najtrudniejszej: Samadhi. Człowiek zagłębia się długo w pojęcie nie mające zmysłowego odpowiednika, pozwala duchowi spocząć na nim w pewnym stopniu i wypełnia nim całą duszę. Potem pozwala temu pojęciu opaść i nie ma już w świadomości nic; nie wolno jednak usnąć, co u zwykłego człowieka nastąpiłoby od razu. Trzeba zachować świadomość. W takim stanie zaczynają odsłaniać się tajemnice wyższych światów. Stan ten opisywany jest w następujący sposób: pozostaje myślenie, w którym nie ma żadnej myśli. Myśli się, gdyż jest się świadomym, ale nie ma się żadnej myśli. Przez to moce duchowe mogą wlewać swoją treść w to myślenie. Dopóki sam wypełniam to myślenie, moce te nie mogą we mnie wstąpić. Im dłużej utrzymuje się w świadomości czynność myślenia bez treści myślenia, tym bardziej objawia się świat nadzmysłowy. Przy wschodnim szkoleniu jogi nauczyciel udziela wskazówek w tych właśnie ośmiu dziedzinach.
Teraz będziemy, na ile to możliwe, mówić o szkoleniu chrześcijańskim. Okaże się, jak różni się ono od szkolenia wschodniego. Szkolenie chrześcijańskie może się opierać na radach nauczyciela, który wie, co należy czynić i przy każdym kroku ucznia może skorygować to, co było chybione. Ale wielkim Guru jest tutaj sam Jezus Chrystus. Dlatego konieczna jest silna wiara w rzeczywiste życie Jezusa Chrystusa. Bez niej odczucie zjednoczenia z Nim nie jest możliwe. Następnie należy zrozumieć, że od tego wielkiego Guru pochodzi dokument, który sam przez się daje impuls do szkolenia, a jest nim Ewangelia św. Jana. Można przeżyć ją wewnętrznie, a nie tylko zewnętrznie w nią wierzyć. Dla kogoś, kto przyjął jaw siebie w należyty sposób, nie istnieje już potrzeba dowodzenia realności Jezusa Chrystusa, gdyż on Go znalazł.
Szkolenie chrześcijańskie nie polega tylko na tym, że ciągle czyta się Ewangelię św. Jana, lecz że się nad nią medytuje. Ewangelia św. Jana zaczyna się słowami: “Na początku było Słowo...". Te pierwsze pięć wersów właściwie zrozumianych jest tematem do medytacji i powinny być przyjęte w nastroju podobnym do stanu Dhyanam. Kto wczesnym rankiem, zanim przyjdą inne wrażenia, wyłączy z myśli wszystko inne i przez pięć minut żyje wyłącznie tymi słowami i przez lata całe uprawia tę medytację z absolutną cierpliwością i wytrwaniem, ten doświadcza, że słowa te nie są tylko czymś, co należy rozumieć, ale że zawarta jest w nich tajemna siła; medytujący przeżywa dzięki temu wewnętrzną, tajemną przemianę duszy. Przez słowa te uczeń staje się w pewien sposób jasnowidzącym, tak iż może widzieć astralnie wszystko, co zawiera Ewangelia św. Jana.
Zgodnie ze wskazówkami nauczyciela uczeń pozwala najpierw przez siedem dni działać na swą duszę pierwszym pięciu zdaniom pierwszego rozdziału. Następnego tygodnia w podobny sposób przeżywa uczeń drugi rozdział i tak kolejno aż do rozdziału dwunastego. Doświadcza się wtedy czegoś wzniosłego, potężnego. Jest się wprowadzonym poprzez kronikę akasza do wydarzeń z Palestyny, gdzie żył Jezus Chrystus. Rzeczywiście przeżywa się wszystko, co w tamtych czasach się wydarzyło. Następnie, gdy dochodzi się do rozdziału trzynastego, przeżywa się poszczególne stacje chrześcijańskiego wtajemniczenia. Pierwszą stacją jest tzw. obmywanie nóg. Trzeba na początku zrozumieć, co oznacza ta wielka scena. Jezus Chrystus pochyla się ku tym, którzy stoją niżej od Niego. W całym świecie musi panować pokora wobec tych, którzy stoją niżej od nas, kosztem których rozwinęliśmy się wyżej. Roślina, gdyby umiała myśleć, musiałaby dziękować minerałowi, że dostarcza gruntu, na którym może prowadzić wyższe życie, a zwierzę powinno pochylić się nad rośliną i powiedzieć: tobie zawdzięczam, że istnieję. Tak samo człowiek powinien mówić do całej pozostałej przyrody. Ten, kto stoi wyżej w społeczeństwie, musi pochylić się do niżej stojących pracowników i powiedzieć sobie: nikt nie mógłby się rozwijać, gdyby grunt nie był dla niego przygotowany. Tak jest i dalej wzwyż, aż do samego Jezusa Chrystusa, który w pokorze pochyla się nad apostołami i mówi: “Wy jesteście moją glebą i na was wypełniam słowa. Ten, kto chce być pierwszy, musi być ostatnim, a kto chce być panem, musi być sługą wszystkich". Obmywanie nóg oznacza chęć służenia, pochylanie się w pokorze. Musi to być ogólnym uczuciem dla tych, którzy rozwijają się ezoterycznie.
Jeżeli uczeń przeniknął się tą pokorą, przeszedł pierwszą stację chrześcijańskiego wtajemniczenia. Dowiaduje się o tym na podstawie pewnego objawu wewnętrznego i zewnętrznego. Objaw zewnętrzny to uczucie, jakby jego stopy obmywała woda. Symptom wewnętrzny to wizja astralna, która występuje z niezawodną pewnością. Widzi on siebie obmywającego stopy gromadce ludzi. Pokazuje się to w jego snach. Każdy ma taką wizję. Gdy to przeżył, to rzeczywiście wziął w siebie ten rozdział Ewangelii.
Następnie, jako druga stacja, występuje biczowanie. Kiedy się do tego dochodzi, wtedy czytając o biczowaniu i poddając się działaniu tego wrażenia trzeba wytworzyć w sobie inne uczucie. Trzeba nauczyć się stawiać temu czoło i stać mocno przy smagnięciach bicza życia, trzeba mówić sobie: będę stał mocno podczas wszystkich cierpień i bólów i zniosę wszystko, co mnie spotka. Symptomem zewnętrznym będzie teraz odczucie bólu w różnych punktach na całym ciele. Symptomem wewnętrznym jest wizja senna, w której widzi się siebie samego ubiczowanym.
Trzecią stacją jest ukoronowanie cierniem. Musi dojść do tego inne uczucie. Uczeń uczy się stać wytrwale, chociaż spada na niego szyderstwo i wyśmianie tego, co ma najświętszego. Symptomem zewnętrznym jest odczuwanie uciskającego bólu głowy. Symptom wewnętrzny to wizja astralna, że jest się cierniem ukoronowanym.
Teraz można przejść do czwartej stacji, którą jest dźwiganie krzyża. Tu trzeba rozwinąć nowe, zupełnie określone uczucie. Polega ono na przezwyciężeniu odczucia, że własne ciało jest najważniejsze. Ciało musi stać się dla ucznia tak obojętne jak kawał drewna. Niesiemy wtedy nasze ciało przez życie i patrzymy na nie obiektywnie, stało się ono drzewem krzyża. Nie trzeba przy tym nim pogardzać, lecz traktować jak narzędzie. Dojrzałość na tym stopniu wykazuje następujący symptom zewnętrzny: w czasie medytacji, dokładnie na miejscach Świętych Ran, występują czerwone punkty, jakby stygmaty na rękach, stopach i na prawym boku, na wysokości serca. Symptom wewnętrzny: uczeń ma wizję, że sam wisi na krzyżu.
Piątym stopniem jest śmierć mistyczna. Polega ona na tym, że człowiek przeżywa teraz nicość tego, co ziemskie, rzeczywiście na chwilę umiera dla wszystkiego, co ziemskie.
Mogą tu być podane tylko skąpe opisy wtajemniczenia chrześcijańskiego. Człowiek przeżywa jako wizję astralną, panującą wszędzie ciemność, świat ziemski znika. Czarna zasłona rozpościera się przed tym, co ma nadejść. W tym stanie uczeń poznaje wszystko, co istnieje w świecie jako zło. Jest to zstąpienie do piekieł. Potem przychodzi przeżycie, że zasłona została rozdarta na dwoje i teraz występuje świat dewachaniczny. Jest to rozdarcie zasłony świątyni.
Teraz następuje szósty stopień, złożenie do grobu. O ile przy czwartym stopniu ciało staje się obiektywne, tak tutaj uczeń musi wytworzyć w sobie uczucie, że wszystko, co otacza nas na Ziemi, przynależy do nas tak samo jak własne ciało. Własne ciało rozszerza się poza granice skóry, nie jest się już istotną odosobnioną, lecz złączoną z całą planetą ziemską. Ziemia stała się naszym ciałem, jest się pogrzebanym w Ziemi.
Siódmym stopniem jest zmartwychwstanie. Stan ten nie daje się opisać słowami. Dlatego w wiedzy tajemnej mówi się, że siódmy stan może być pomyślany tylko przez tego, którego dusza zupełnie uwolniła się od mózgu. Komuś takiemu można by go opisać. Dlatego też stan ten może być tutaj tylko wspomniany. Chrześcijański nauczyciel wiedzy tajemnej daje wskazówki, jak ten stopień jest przeżywany.
Kiedy człowiek przeżył te siedem stopni, to chrześcijaństwo stało się wewnętrznym przeżyciem jego duszy. Jest on całkowicie zjednoczony z Jezusem Chrystusem. Jezus Chrystus jest w nim.
XIV
Wczoraj scharakteryzowaliśmy różne obszary, przez które przejść musi uczeń wtajemniczenia wschodniego i chrześcijańskiego, dążąc do wyższego poznania. Dzisiaj chcę w podobny sposób opisać stopnie, przez które wiedzie szkolenie różokrzyżowców.
Nie należy wyobrażać sobie, że szkolenie różokrzyżowe jest sprzeczne z dwoma poprzednimi. Istnieje ono mniej więcej od XIV w. i musiało być wówczas wprowadzone, gdyż ludzkość potrzebowała jeszcze innej metody szkolenia. W kołach wtajemniczonych przewidywano nastanie takich czasów, że w miarę rozwoju nauki wiara u ludzi zostanie zachwiana, powstanie rozdźwięk między wiarą a wiedzą. W średniowieczu najwięksi uczeni byli zarazem ludźmi najgoręcej wierzącymi i najpobożniejszymi. Jeszcze długo potem wśród ludzi najbardziej zaawansowanych w naukach przyrodniczych nie było żadnej sprzeczności między wiarą a wiedzą. Mówi się, że system kopemikański zachwiał wiarę, a tymczasem Kopernik zadedykował swoje dzieło papieżowi! Dopiero niedawno powstał stopniowo ten rozdźwięk. Mistrzowie mądrości przewidzieli to i dlatego trzeba było znaleźć nową drogę dla tych, których nauka odwiodła od wiary. Ludzie zajmujący się dużo nauką powinni wybrać drogę różokrzyżową, aby dojść do wtajemniczenia. Metoda ta wykazuje bowiem, że najwyższa wiedza o świecie może iść w parze z najwyższym poznaniem nadzmysłowym prawd duchowych i właśnie dzięki niej człowiek, któiy przez pozorną naukowość odszedłby od wiary chrześcijańskiej, dopiero wtedy może prawdziwie ją ocenić. Dopiero dzięki tej metodzie każdy może przyjąć prawdę o Chrystusie z głębokim zrozumieniem. Prawda jest jedna, można jednak do niej dążyć różnymi drogami, podobnie jak różne ścieżki rozchodzą się u stóp góry w różne strony, jednak na szczycie schodzą się ponownie razem w jednym miejscu.
Istota szkolenia różokrzyżowego polega na prawdziwym samopoznaniu. W tym celu trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Uczeń wtajemniczenia różokrzyżowego musi rozróżnić je nie teoretycznie, lecz praktycznie, to znaczy wprowadzić je w życie. Są dwa rodzaje samopoznania: niższe, które uczeń różokrzyżowy nazywa po prostu przejrzeniem samego siebie, które ma doprowadzić do przezwyciężenia niższej natury i poznanie wyższe, zrodzone przez wyzbycie się samego siebie.
Czym jest niższe samopoznanie? Jest to poznanie naszego codziennego , ja", tego czym już jesteśmy, tego co nosimy w sobie, wglądanie w życie własnej duszy. Trzeba sobie wyjaśnić, że tą drogą nie dojdzie się do wyższego Ja", gdyż człowiek patrząc na samego siebie, widzi tylko to, czym jest, a ma przecież wyrosnąć ponad to, aby pozbyć się owego ,ja" życia powszedniego. Ale jak? Większość ludzi przekonana jest, że ich cechy są najlepsze, a kto takich samych nie posiada, jest niesympatyczny. Kto wyrósł ponad takie nastawienie - nie tylko teoretycznie, ale i w uczuciu -jest już na drodze do prawdziwego samopoznania. Ponad to poznanie codziennego “ja" trzeba się wznieść specjalną metodą, która może być stosowana zawsze, kiedy znajdzie się na to chociaż pięć minut czasu. Zacząć trzeba od następującego zdania: “Wszystkie cechy, które posiadasz, są jednostronne; musisz poznać, dlaczego są one jednostronne i próbować je zharmonizować". Zdanie to nie tylko w teorii, ale i w praktyce, jest najwłaściwsze. Kto jest pilny, musi zbadać, czy nie jest to cecha fałszywie przez niego zastosowana. Pilność też bywa jednostronna; musi być uzupełniona przez dokładne zastanowienie. Każda zaleta ma swój biegun przeciwny, który trzeba sobie przyswoić i starać się zharmonizować właściwości sprzeczne, np. “spiesz się powoli" tzn, chęć do działania, a przecież zastanowienie; zastanowienie, a przecież nie gnuśność. Wtedy zaczyna się praca nad sobą. Nie należy to do medytacji, trzeba to wypracować w sobie równolegle z nią.
To harmonizowanie naszej istoty polega mianowicie na zwracaniu uwagi na rzeczy drobne. Np. kto ma tę właściwość, że nie dopuszcza innych do głosu, ten musi postanowić sobie, że np. przez sześć tygodni będzie na to uważał i powie sobie: teraz milczysz tak długo, jak tylko to jest możliwe, dając możność wypowiedzenia się drugiemu; następnie przyzwyczajaj się nie mówić za głośno ani za cicho. Człowiek zwykle o tych rzeczach wcale nie myśli, a przecież należą one do intymnego rozwoju naszej istoty wewnętrznej. Im drobniejsze są rzeczy na które uważamy, tym lepiej. Kiedy dochodzi już do odzwyczajenia się nie tylko od pewnych właściwości moralnych, intelektualnych i uczuciowych, lecz również od jakiegoś przyzwyczajenia zewnętrznego, to jest to szczególnie ważne. W mniejszym stopniu chodzi tu o zbadanie wnętrza w zwykłym sensie, lecz o doskonalenie właściwości, których nie wypracowało się jeszcze dostatecznie, o uzupełnienie swoich osiągnięć przez właściwość przeciwną. Samopoznanie należy do najtrudniejszych dla człowieka rzeczy i właśnie ci, którzy sądzą, że najlepiej siebie znają, najłatwiej ulegaj ą złudzie. Za dużo myślą o swoim własnym ja. Powinni odzwyczaić się od nieustannego wpatrywania się w siebie i ciągłego mówienia , ja": ja myślę, ja sądzę, ja uważam to za dobre. Przede wszystkim trzeba odzwyczaić się od myśli, że własne przekonania są ważniejsze niż przekonania innych. Przypuśćmy, że ktoś jest rozsądnym człowiekiem; gdy jednak popisuje się swym rozsądkiem w gronie ludzi o wiele głębiej od niego myślących, to ten rozsądek jest bardzo nie na miejscu, a ów człowiek wysuwa go tylko ze względu na siebie. Jego działanie na zewnątrz powinno wypływać z ducha innych ludzi. Tę regułę szczególnie łatwo łamią agitatorzy.
Do tego powinna się dołączyć cecha, którą wiedza tajemna nazywa cierpliwością. Większość ludzi, pragnących coś osiągnąć, nie chce czekać, sądząc, że jest już dość dojrzała, by wszystko przyjąć. Cierpliwość płynie z surowego wychowywania samego siebie. Również i to wiąże się z samo-poznaniem.
Wyższe samopoznanie zaczyna się dopiero wtedy, gdy zaczynamy mówić: w tym, czym jest nasze codzienne “ja", nie ma wcale naszego wyższego , ja". Jest ono w całym świecie, w gwiazdach, Słońcu, Księżycu, kamieniu, roślinie i zwierzęciu. Wszędzie jest ta sama istota, która jest w nas. Gdy ktoś mówi: chcę pielęgnować moje wyższe ja i wycofać się z życia, nie chcę nic wiedzieć o rzeczach materialnych, to zupełnie pomija fakt, że “ja" jest właśnie wszędzie na zewnątrz, a jego własne “ja" jest tylko małą cząstką tej ogromnej jaźni na zewnątrz. Niektórzy “duchowi' uzdrowiciele popełniają pewien błąd, który może stać się bardzo niebezpieczny. Wpajają oni w chorego wyobrażenie, że nic materialnego nie istnieje, a więc nie ma również choroby. Polega to na fałszywym samopoznaniu i jest bardzo niebezpieczne. I jakkolwiek metoda ta określana jest jako chrześcijańska, to jest ona właściwie antychrześcijańska.
Chrześcijaństwo jest światopoglądem, który we wszystkim widzi przejawianie się boskości. Ułudę w tym, co materialne, mamy tylko wtedy, gdy nie patrzymy na to jako na wyraz boskości. Jeżeli przekreślamy świat zewnętrzny, przekreślamy boskość. Gdy negujemy materię, w której przejawił się Bóg, to negujemy Boga. Nie chodzi o to, aby wpatrywać się w siebie, musimy dążyć do poznania wielkiego Ja, które wlewa w nas światło. Niższe ja mówi: “stoję tu i marznę", wyższe natomiast mówi: Jestem również zimnem, gdyż żyje jako własne ,ja" w elemencie zimna i sam czynię się zimnym". Niższe “ja" mówi: “Jestem tu, jestem w oku, które widzi słońce". Wyższe ,ja" natomiast mówi: “Jestem w słońcu i w promieniu słonecznym zaglądam w twoje oko".
To właśnie nazwiemy wyjściem z samego siebie. Dlatego szkolenie różokrzyżowe zaczyna od tego, aby z człowieka wyprowadzić niższe Ja". W mchu teozoficznym popełniano na początku najgorszy błąd, mówiąc: trzeba odwrócić się od świata zewnętrznego i patrzeć w siebie. Jest to wielkie złudzenie, gdyż wtedy spotyka się tylko niższą jaźń, czwartą zasadę człowieka, niższe “ja", które wmawia w siebie, że jest czymś boskim, a wcale tym nie jest. Trzeba wyjść poza siebie, aby poznać boskość. “Poznaj samego siebie" znaczy zarazem: “Przezwycięż samego siebie".
Szkoleniu różokrzyżowe musi iść ręka w rękę z wymienionymi już wcześniej sześcioma właściwościami: opanowaniem myśli, inicjatywą w działaniu, pogodą ducha, brakiem uprzedzeń, czyli postawą pozytywną wiarą oraz równowagą wewnętrzną.
Samo szkolenie obejmuje następujące stopnie:
1. Studium. Bez studium dzisiejszy Europejczyk nie dojdzie do tego, by móc samemu poznawać. Najpierw musi spróbować wprowadzić w siebie myśli całej ludzkości. Musi nauczyć się myśleć wraz z całym systemem świata. Musi powiedzieć sobie: jeżeli inni to myśleli, musi to przecież być ludzkie; muszę spróbować, jak można z tym żyć. Nie potrzeba przysięgać na to, jak na dogmat, ale trzeba to poznać poprzez studium. Uczeń musi poznać rozwój Słońca, planet, Ziemi i ludzkości. Myśli podawane do studiowania oczyszczają naszego ducha. Po liniach ścisłego myślenia wspinamy się w górę, abyśmy sami mogli tworzyć ścisłe, logiczne myśli. Studium oczyszcza również nasze myśli, przez co uczymy się ściśle, logicznie myśleć. Gdy studiujemy np. bardzo trudną książkę, nie chodzi głównie o zrozumienie treści, ale o to, aby iść za myślą autora i nauczyć się współmyśleć. Nie trzeba więc uważać żadnej książki za zbyt trudną, w przeciwnym wypadku znaczyłoby to tylko, że jest się zbyt wygodnym. Najlepsze książki to te, które trzeba ciągle i ciągle studiować, których nie rozumie się od razu, które trzeba przemyśleć zdanie po zdaniu. Przy studium nie tyle chodzi o to, co się studiuje, ile o to, jak się to robi. Przez wielkie prawdy, jak np. prawa planetarne, stwarzamy sobie wielkie linie myślowe i to jest najistotniejsze. Wiele egoizmu tkwi również tam, gdzie się mówi: wolę nauki moralne, a nie wiadomości o systemach planetarnych. Prawdziwa mądrość sama rodzi życie moralne.
2. Imaginacja, poznanie imaginacyjne. Czym ono jest i jak sieje osiąga? Trzeba iść przez świat i obserwować go ściśle według zasady Goethego: wszystko, co przemija, jest tylko podobieństwem. Goethe był różokrzyżowcem i może nas wprowadzić w życie duszy. Każda rzecz musi pod wielorakim względem stać się podobieństwem. Przypuśćmy np., że przechodzimy obok zimowita jesiennego, roślina ta jest dla nas przez swój kształt i barwę symbolem smutku. Inny znów kwiat, powój, jest symbolem bezradności. Jeszcze inny, czerwony kwiat, który układa swoje płatki do góry, może być obrazem radości itp. Zwierzę o jaskrawych barwach może być uosobieniem kokieterii. Już w samej nazwie wyraża się często podobieństwo, np. wierzba płacząca, niezapominajka itd. Im więcej myśli się w ten sposób, że rzeczy zewnętrzne są symbolem rzeczy moralnych, tym łatwiej można wznieść się do poznania imaginacyjnego. Takie podobieństwa można znaleźć również w ludziach. Np. po sposobie chodzenia można poznać temperament człowieka. Zaobserwujcie ciężki, powolny chód melancholika, twardy, zdecydowany krok choleryka, lekki, wsparty na czubkach palców krok sangwinika.
Gdy prowadziło się przez pewien czas takie obserwacje, przechodzi się do ćwiczeń właściwej imaginacji. Np. trzyma się przed sobą jakąś żywą roślinę, patrzy się tylko na nią, wgłębia się w nią, wyciąga się wnętrze jej duszy i oddaje się je z powrotem, jak to opisane jest w moim dziele “Jak osiągnąć poznanie wyższych światów". To wydobywa imaginację. Dochodzi się przez to do oglądu astralnego. Po pewnym czasie rzeczywiście zauważa się, jak z rośliny wychodzi mały płomyk. Jest to astralny obraz tego, co rośnie. Inny przykład: kładzie się przed sobą ziarno, a następnie widzi się przed sobą w myślach całą roślinę, taką, jaką będzie później w rzeczywistości. Są to ćwiczenia na imaginację, na które różokrzyżowcy zwracali dużą uwagę.
3. Nauka pisma tajemnego. Istnieje pismo tajemne, przez które można głębiej wniknąć w istotę rzeczy. Pragnę podać przykład, który pokaże, o co chodzi. Wraz z upadkiem dawnej Atlantydy zaczęła się kultura staroindyjska. Znakiem takiego stadium rozwoju, w którym mija jedna kultura a zaczyna się nowa, jest wir. Takie wiry istnieją wszędzie w przyrodzie, przykładem są mgławice gwiezdne, np. mgławica Oriona itd. Tam również przemija jakiś świat, a rodzi się nowy. Na początku kultury staroindyjskiej Słońce stało w znaku Raka; w okresie kultury perskiej stało w znaku Bliźniąt; w czasie egipskiej kultury w znaku Byka, w czasie grecko-łacińskiej w znaku Barana. Astronomiczny znak Raka
=
był również znakiem dla początku kultury staroindyjskiej. Dalszym przykładem jest litera M. Każda litera prowadzi nas wstecz do jej tajemnego pochodzenia. Litera M jest znakiem mądrości. Powstała z ukształtowania górnej wargi
i jest zarazem symbolem fal morskich
, dlatego mądrość symbolizowana jest przez wodę. Znaki te zawsze są podźwiękiem pełnych znaczenia rzeczy. W trakcie szkolenia różokrzyżowego naucza się wielu takich znaków.
4. Rytmizacja życia. Przejście od życia chaotycznego do rytmicznego. Dzieci mają ten plus, że chodzą do szkoły. U dorosłych często niestety brakuje planu zajęć. Trzeba spróbować pewne godziny w czasie dnia przeznaczyć na medytację. Rytmizacja oddechu nie odgiywa tak ważnej roli jak w szkoleniu wschodnim, ale również należy do szkolenia, a różokrzyżowiec wie, że już przez medytację uzyskuje się polepszenie oddechu.
5. Wzajemne zależności między mikrokosmosem i makrokosmosem. Jest to związek między wielkim a małym światem lub między człowiekiem a światem zewnętrznym. Człowiek powstawał stopniowo, jego poszczególne ciała wytworzyły się w ciągu ewolucji. Na dawnym Słońcu nie miał jeszcze ciała astralnego, dlatego nie mogły powstać określone narządy. Takim organem jest np. wątroba. U istoty mającej tylko ciało eteryczne, nie ma nawet założenia wątroby. Oczywiście, wątroba nie może powstać bez ciała eterycznego, ale tworzy ją najpierw ciało astralne. Podobnie żadna istota nie może nigdy mieć ciepłej krwi, jeżeli nie powstała w czasie, gdy wytwarzała się jaźń.
Wprawdzie wyższe zwierzęta również posiadają ciepłą krew, ale oddzieliły się one od człowieka po wykształceniu jaźni. Podobnie każdy narząd ludzkiego ciała, również najmniejszy, przynależy do jakiegoś członu jego istoty. Wątroba odpowiada ciału astralnemu, a krew jaźni. Kiedy człowiek skieruje obiektywnie swoją uwagę na samego siebie jak na jakąś rzecz i skoncentruje się np. na punkcie u nasady nosa i połączy z tym określone słowo, podane przez nauczyciela wiedzy tajemnej, będzie doprowadzony do poznania tego, co odpowiada temu punktowi. A więc człowiek, który pod odpowiednim kierownictwem koncentruje się na tym punkcie, pozna naturę jaźni. Inne, o wiele późniejsze ćwiczenie, kieruje się na wnętrze oka i przez to poznaje się wewnętrzną naturę światła i słońca. Naturę astralności poznaje się przez skoncentrowanie się na wątrobie z towarzyszeniem odpowiednich słów.
Taki samodzielny rozwój, gdy przez każdy organ, na którym koncentruje się uwagę, jest się wyprowadzonym z siebie samego, jest rozwojem właściwym. Zwłaszcza w obecnych czasach metoda ta jest szczególnie skuteczna, ponieważ ludzkość stała się tak bardzo materialistyczna. Tutaj przez materialność dochodzi się do jej twórcy, do siły tworzącej, która zbudowała te narządy.
6. Przebywanie albo pogrążanie się w makrokosmosie, jest tym samym, co opisane było jako Dyanam, jest to kontemplacja duchowa. Odbywa się ona w sposób następujący: uczeń zagłębia się w kontemplowany narząd, np. we wnętrze oka. Gdy ta koncentracja trwa już jakiś czas, pozwala się opaść wyobrażeniu zewnętrznego organu, tak iż myśli się już tylko o tym, na co oko wskazywało, o świetle. W ten sposób dochodzi się do twórcy organu i wychodzi się w makrokosmos. Czuje się wówczas, jak ciało staje się coraz większe, tak duże jak cała Ziemia; rośnie ono wciąż dalej, ponad Ziemię, a wszystkie rzeczy są w nim. Człowiek żyje wtedy we wnętrzu wszystkich rzeczy.
7. Siódmy stan odpowiada wschodniemu Samadhi. W szkoleniu różo-krzyżowym nazywa się to boską szczęśliwością. Przestaje się teraz myśleć o ostatnim wyobrażeniu, ale zachowuje się siłę myślenia. Opada treść myślenia, ale pozostaje czynność myślenia. Dzięki temu spoczywa się w świecie duchowo-boskim.
Te stopnie szkolenia różokrzyżowego są bardziej stopniami rozwoju wewnętrznego i wymagają subtelnej pielęgnacji wyższego życia duszy. W naszej materialistycznej epoce dużą przeszkodą do uwewnętrznienia całego życia duszy jest bardzo rozpowszechnione traktowanie wszystkiego powierzchownie. Musi to zostać przezwyciężone. Szkolenie to przystosowane jest do natury Europejczyków, wymaga ono pewnej energii duszy, ale nie jest trudne. Każdy może je praktykować, jeżeli tylko tego pragnie. Można tu również przytoczyć powiedzenie Goethego: “Choć jest to łatwe, to jednak ta łatwość jest trudna".
Drodzy przyjaciele! W ten sposób przeszliśmy przez różne metody wtajemniczenia. Na zakończenie tych wykładów chciałbym wam ukazać związek pomiędzy człowiekiem a całą Ziemią, abyście widzieli, jak powiązany jest człowiek z tym wszystkim, co zachodzi na Ziemi.
Omówiłem rozwój człowieka, jak może stawać się on coraz wyższą istotą. Ludzkość, jako całość, osiągnie w trakcie rozwoju wszystko, co każdy poszczególny człowiek może dla siebie osiągnąć przez szkolenie tajemne. Co dzieje się z Ziemią w ciągu rozwoju człowieka i ludzkości? Dla badacza wiedzy tajemnej Ziemia nie jest tym, czym dla zwykłego geologa czy badacza przyrody, który widzi w niej wielką, pozbawioną życia kulę, która wewnątrz wygląda niewiele inaczej niż na zewnątrz, co najwyżej jej substancje wewnątrz są płynne. Jest to dość niezrozumiałe, jak ta martwa kula może wydawać różnorodne żywe istoty.
Wiemy, że nasza Ziemia ukazuje określone zjawiska, które wgrywają się głęboko w los wielu istot; jednak dzisiejsza wiedza przyrodnicza uważa, że nie mają one związku z naszym losem. Tak np. trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów wpływają głęboko na los setek i tysięcy ludzi. Czy wola ludzka ma na to jakiś wpływ, czy jest to tylko przypadek? Czy istnieją martwe, szalejące ślepo prawa, czy też istnieje związek między tymi wydarzeniami a wolą człowieka? Jak ma się sprawa z człowiekiem, który ginie przy trzęsieniu ziemi? Co mówi badacz wiedzy tajemnej o wnętrzu Ziemi?
Wiedza tajemna wszystkich czasów mówi o wnętrzu Ziemi rzecz następującą: powinniśmy wyobrazić sobie Ziemię złożoną z szeregu pokładów, które jednak nie są ściśle od siebie oddzielone, tak jak np. warstwy cebuli, ale przechodzą jedne w drugie.
1. Górna warstwa, masa mineralna, ma się tak do wnętrza Ziemi jak skorupa do całego jaja. Ta górna warstwa nazywa się ziemią mineralną.
2. Poniżej niej ukazuje się coś, czego nie można porównać z żadną substancją Ziemi, nazywa się ją ziemią płynną. Ale nie ma się tutaj na myśli płynu, gdyż nasze płyny są również mineralne; warstwa ta ma specjalne właściwości. Substancja ta zaczyna mieć właściwości duchowe, polegające na tym, że gdyby, jako substancja, weszła w kontakt z czymś żywym, to natychmiast wygnałaby to życie i zniszczyła. Wtajemniczony może badać tę warstwę na drodze czystej koncentracji myśli.
3. Ziemia powietrzna. Jest to substancja niszcząca odczucia, np. w zetknięciu z bólem zmienia go w przyjemność i odwrotnie; czyli uczucie, takie jakim jest w rzeczywistości, zostaje zgaszone, podobnie jak warstwa druga wygasza życie.
4. Ziemia wodna albo ziemia-forma. Warstwa ta składa się z substancji, które z każdej rzeczy robią materialnie to, co w dewachanie dzieje się duchowo. Tam mamy negatyw rzeczy fizycznych. Tutaj np. kostka byłaby zniszczona, ale powstałby jej negatyw. Forma zostaje przemieniona w swoje przeciwieństwo, a wszystkie jej właściwości przechodzą w otoczenie. Sama przestrzeń, którą zajmował przedmiot, jest pusta.
5. Ziemia owoc. Ta substancja pełna jest bujnej energii wzrastania. Każda jej cząstka rośnie natychmiast jak gąbka, ciągle powiększa się i może być utrzymana w swoich granicach tylko przez warstwy górne. Służy ona formom poprzedniej warstwy jako stojące poza nią życie.
6. Ziemia ognia. Substancja ta ma uczucie i wolę. Odczuwa ból i krzyczałaby, gdyby została nadepnięta. Składa się, żeby tak powiedzieć, całkowicie z namiętności.
7. Ziemia-zwierciadło. Warstwa ta nazywa się tak dlatego, gdyż jej substancja, gdy się na niej skoncentrować, przemienia wszystkie właściwości Ziemi na ich przeciwieństwo. Gdy nie chce się widzieć wszystkiego, co nad nią leży, lecz bezpośrednio w duchu patrzy się na tę warstwę, a następnie ustawia się przed sobą np. coś zielonego, to zieleń ukazuje się w barwie czerwonej. Każda barwa występuje jako barwa dopełniająca. Powstaje odzwierciedlenie biegunowe, odbicie w postaci przeciwieństwa. Smutek przemieniałaby ta substancja w radość,
8. Rozdrabniacz. Jeżeli mocno się na nim koncentrujemy z posiadaną, rozwiniętą siłą ezoteryczną, to ukazuje się coś zupełnie osobliwego. Trzymana tam, np. roślina ukazuje się pomnożona w liczbie nieskończonej, tak samo wszystko inne. Istotne jednak jest to, że warstwa ta rozdrabnia także właściwości moralne. Przez siłę, którą wypromieniowuje na powierzchnię Ziemi, odpowiedzialna jest za to, że na Ziemi powstają spory i dysharmonia. Ludzie muszą współdziałać harmonijnie, aby przezwyciężyć rozbijające oddziaływanie tej warstwy. Siła ta została złożona w Ziemi, aby ludzie sami mogli rozwinąć harmonię. Całe zło jest tam substancjonalnie przygotowywane i organizowane. Kłótliwi ludzie są tak zorganizowani, że warstwa ta ma na nich szczególny wpływ. Wiedzieli o tym wszyscy pisarze, którzy pisali na podstawie wiedzy tajemnej. Dante w Boskiej Komedii opisuje tę warstwę jako Wąwóz Kaina. Właśnie stamtąd pochodzi spór między braćmi, Kainem i Ablem. Warstwa ta wniosła więc substancjonalnie zło w życie świata.
9. Jądro ziemi substancjonalnie jest tym, przez co powstała na świecie czarna magia. Stąd wychodzi siła duchowego zła.
Z powyższego wynika, że człowiek ma związek z tymi wszystkimi warstwami, gdyż ciągle wypromieniowują one swą siłę. Ludzie podlegają wpływowi tych warstw i muszą nieustannie przezwyciężać płynące z nich siły. Gdy kiedyś na Ziemi ludzie będą sami wypromieniowywać życie, gdy będą wydychać to, co wspiera życie, przezwyciężą ziemię ogniową. Kiedy przezwyciężą duchowo ból przez spokój, to przezwyciężą ziemię powietrzną itd. Gdy zwycięży zgoda, pokonany będzie rozdrobni acz. A gdy zwycięży biała magia, nie będzie więcej zła na świecie. Tak więc ewolucja człowieka oznacza przekształcanie wnętrza Ziemi. Na początku ciało Ziemi hamowało wszystko, co się rozwijało. Na końcu, przez siłę ludzkości, cała Ziemia będzie przemieniona, stanie się Ziemiąprzeduchowioną. W ten sposób człowiek udzieli Ziemi swej istoty.
Może się zdarzyć, że substancjonalna namiętność ziemi ognia buntuje się. Pobudzona przez namiętności ludzkie przebija się przez ziemię owoc, wdziera się kanałami do warstw górnych i wylewa się w ziemię stałą, wstrząsa nią i wywołuje trzęsienia ziemi. Jeśli ta namiętność wypycha substancję wewnętrzną warstwy ziemi ognia, to powstaje wulkan. Ma to bardzo duży związek z człowiekiem. W epoce lemuryjskiej górna warstwa była jeszcze bardzo miękka, a warstwa ziemi ognia była o wiele bliżej warstwy zewnętrznej. Otóż zachodzi pokrewieństwo między namiętnością człowieka a namiętnościową substancją tej warstwy. Gdy człowiek jest bardzo zły, to wzmacnia tę namiętność. Tak stało się na końcu epoki lemuryjskiej. Lemuryjczyk, przez swą namiętność, zbuntował wówczas ziemię ognia i w ten sposób spowodował zgubę całego kontynentu lemuryjskie-go. Nigdzie indziej nie mógł on znaleźć prawdziwej przyczyny tej katastrofy, jak tylko w tym, co sam z ziemi wyciągnął. Dzisiaj warstwy ziemi stały się bardziej gęste i zestalone, ale wciąż jeszcze namiętności ludzkie pozostają w związku z warstwą namiętności ziemi wewnętrznej; wciąż jeszcze nagromadzenie złych namiętności i sił powoduje trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów.
Jak wiąże się to, co się tam dzieje, z losem człowieka i jego wolą, możemy przekonać się na podstawie dwóch przykładów, które naprawdę zbadane zostały przez wiedzę tajemną. Okazało się mianowicie, że ludzie, którzy zginęli w czasie pewnego trzęsienia ziemi, stali się w następnej inkarnacji ludźmi uduchowionymi. Byli na tyle rozwinięci, że potrzeba było tylko tego jednego ciosu, by ukazać im znikomość wszystkiego, co ziemskie. W dewachanie działało to dalej tak silnie, że jako owoc na następne życie wynieśli naukę, że materialność jest czymś przemijającym, a duch jest zwycięzcą. Nie wszyscy to zrozumieli, ale wielu z nich żyje jako ludzie należący do różnych duchowych ruchów teozoficznych.
Jako drugi przykład służyć mogą ludzie, których narodziny, zbadane okultystycznie, przypadły w okresie obfitującym w trzęsienia ziemi lub wybuchy wulkanów. Stwierdzono, że wszyscy ci ludzie są w szczególny sposób nastawieni materialistycznie. Nie trzęsienia ziemi ani wybuchy wulkanów były tego przyczyną. To materialistycznie nastawione dusze, które, gotowe do narodzin, swą astralną wolą wypracowywały się w świat fizyczny, rozpętały siły warstwy ziemi ognia, które następnie przy ich narodzeniu wstrząsnęły ziemią.
W ten sposób wola człowieka wiąże się z tym, co zachodzi na Ziemi. Wraz ze sobą przemienia człowiek jednocześnie swe miejsce zamieszkania. Swoim własnym przeduchowieniem przepaja duchem Ziemię. Dzięki temu w następnym okresie planetarnym Ziemia będzie uszlachetniona przez własną siłę twórczą człowieka. W każdej chwili, w której myślimy i czujemy, pracujemy nad wielką budową Ziemi. Przewodnicy ludzkości mają wgląd w takie powiązania i starają się dać ludzkości siły, które pracują w duchu rozwoju. Jednym z ostatnich takich ruchów jest ruch teozoficzny. Powinien on działać harmonizujące i wyrównująco, aż do najgłębszych złoży duszy ludzkiej. Kto ciągle jeszcze kwestionuje wartość miłości i słuszność idei pokoju, ten nie zrozumiał w pełni idei teozoficznej. Postawa pełna miłości musi wejść aż w przekonania ludzi. Kto wszedł w prąd rozwoju ezoterycznego, ten uczy się tego siłą rzeczy. Bez tego nie posunie się naprzód. Taki człowiek w ogóle wyrzeka się własnego poglądu i chce być tylko narzędziem płynącej od potęg duchowych prawdy obiektywnej, która przepływa przez świat jako wieka prawda. Im bardziej człowiek wyzbywa się samego siebie i chce być tylko rzecznikiem tego wielkiego poglądu, z pominięciem własnego, tym bardziej urzeczywistnia nastawienie teozoficzne. Dzisiaj jest to bardzo trudne. Ale nauka teozoficzna sama przez się czyni pokój. Gdy schodzimy się, by żyć tą nauką, czynimy pokój, lecz gdy wnosimy to, co panuje na zewnątrz, wtedy wnosimy niezgodę, a to powinno być niemożliwe Tak więc nauka teozoficzna powinna przejść w uczucia, w coś, co nazwałbym atmosferą duchową, w której żyje teozofia. Musicie mieć wolę do zrozumienia, wtedy teozofia unosić się będzie jak duch jedności na zebraniach i będzie oddziaływała na świat.