BONES Bo co złego to nie zezulce


BONES

Bo co złego to… zezulce?

1.

Od lśniącej posadzki odbijał się stukot czarnych, wypastowanych butów jednego z najprzystojniejszych mężczyzn jakiej było kiedykolwiek spotkać dr Brennan. Mężczyzna poprawił swój cienki, czerwony krawat i skręcił do jednego z bocznych korytarzy prowadzących do auli, w której jego partnerka wraz ze swym oddanym zespołem, prowadziła badania nad trupami. A ściślej biorąc, jak kto woli: kościotrupami. Przygładził ręką włosy nadając swej fryzurze artystycznego nieładu, po czym zwyczajowo wygwizdał jakąś skoczną melodię i wszedł na podest gdzie musiał pod bacznym okiem kilku ochraniarzy, okazać swoją kartę wstępu. Od progu usłyszał zniesmaczony głos kobiety.

- Skarbie, nie mów mi, że widok tych flaków oplatających czaszkę nie wzmaga cię do wymiotów.
Dr Brennan pochylona nad kośćmi wraz z Zackiem Addym, spojrzała przelotnie na swą przyjaciółkę i uśmiechnęła się lekko.

- Właściwie to nie są flaki tylko kawałki jelita cienkiego i nie oplatają całej czaszki tylko jej część - trzewioczaszkę.

Zack pokiwał głową i palcem wskazał Bones na kości ciemieniowej i jarzmowej niewielkie dziury, które prawdopodobnie przyczyniły się do śmierci ofiary.

- Po śmierci czy przed? - zapytała zaintrygowana Camille, która pojawiła się jakby z nikąd.

- Wygląda jakby - zaczęła Bones oddalona od czaszki o zaledwie kilka centymetrów. - …ten zarys był spowodowany użyciem jakiegoś małego metalowego przedmiotu.. na przykład.. klucza i zdecydowanie… - z tymi słowami odsunęła delikatnie kawałek jelita.

- Wbicie tego narzędzia nastąpiło przed śmiercią. - dokończył Zack.

- Zatem chcesz mi powiedzieć, że ktoś przed śmiercią ofiary wyciągnął jej z wnętrza jelito, zrobił dziurę od dolnej szczęki aż po skronie, nawpychał tam jelita i jej jeden kawałek wyciągnął przez nos? - zapytała z niedowierzaniem Camille.

- I to prawdopodobnie bez znieczulenia. - dokończył skrupulatnie Zack.

Angela zasłoniła usta dłońmi i pospieszyła do swojego gabinetu. Nigdy nie mogła znieść tych wszelkich zabójstw czy widoków ofiar morderstw. Nie sądziła, że ludzie są zdolni do tak okropnych czynów. Tymczasem Booth stojący cicho w rogu laboratorium odchrząknął głośno i podszedł do Bones, nerwowo zerkając na „świeże” zwłoki.

- Żal mi serce ściska zabierając cię od tych wspaniałych widoków, ale musimy się zbierać. Jest sprawa.

- Ale Booth kiedy dzwoniłeś mówiłeś, że wpadniesz dopiero za godzinę.

- Bones. Od tego czasu minęły dwie godziny. Jesteśmy już spóźnieni. Bierz swój sprzęt i wychodzimy. Jest piątek i chciałbym ten wieczór spędzić z Parkerem, dlatego lepiej by było… Bones? Słuchasz mnie?

- Tak, co mówiłeś?

- Booooones. - zagrzmiał Booth, chwycił za ramiona i z lekkością przeniósł do drzwi. Z łobuzerskim uśmiechem pokazał jej palcem gabinet. Kobieta westchnęła głęboko i ze zmrużonymi oczami spojrzała prosto w oczy agenta FBI. Ten ciepły, czekoladowy odcień zawsze kojarzył jej się z siłą i spokojem. Nie wiedziała dlaczego, ale pod namową tego spojrzenia stawała się uległą istotą, która z antropologicznego punktu widzenia miała prawo nie istnieć, tylko powstała w jej wyimaginowanym świecie jakim była wyobraźnia. A przecież nie lubiła psychologii…

Zack przyglądał się temu całemu zajściu z otwartą buzią. Po chwili jednak zwrócił się do Bootha.

- Wiesz po ogólnej ocenie twojego bicepsu stwierdzam, że dalsze przenoszenie doktor Brennan byłoby niemożliwe. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest ona zbyt gruba, tylko twoja tkanka mięśniowa nie wytrzymałaby tego cię…

- Zack. - przerwał mu Booth. - Jeśli do wieczora nie będziesz miał kompletnych danych na temat zabójstwa i ofiary to cię zastrzelę. I.. - zwrócił się do wchodzącego Hodginsa. - …ciebie też jeśli mu nie pomożesz.

- Co mu się stało? - zapytał zaskoczony Jack wskazując na wychodzącego mężczyznę.
- Prawdopodobnie zbyt wysoka samoocena, którą przed chwilą zminimalizowałem do powierzchni ziemi.

- Ziemia, te słowo nic nie znaczy.

- Podobnie jak wysoka samoocena.

- Ojjj, znaczy i to dużo. - zaśmiał się Jack i z obrzydzeniem spojrzał w dół na osobę leżącą na stole. Towarzystwo owego wieczora zdecydowanie mu nie odpowiadało.

- Dlaczego zawsze się ze mną sprzeczasz? - zapytał poirytowany Booth wymijający wściekle kolejne samochody na autostradzie.

- Nie sprzeczam tylko wygłaszam swoje opinie na tematy na które mamy czasami całkiem odmienne zdanie. Poza tym jesteś czymś teraz zdenerwowany i przekroczyłeś 2 mile temu dozwoloną prędkość o jakieś 50kilometrów. - odparła Bones przyglądająca się migającemu krajobrazowi za szybą.

- Jak już mówiłem: jesteśmy spóźnieni. Jeśli za kwadrans nie będziemy na miejscu, nad zwłokami przetoczy się kilkunastu agentów federalnych i będziesz zła, że zniszczyli ci wszelkie dowody i poszlaki.

- Ohhh. - westchnęła tylko Bones i z uśmiechem skierowała swój wzrok na partnera. - Zatem rozumiem, że powinnam być dozgonnie wdzięczna i postawić ci jakiś prowizoryczny ołtarzyk, jaki wy chrześcijaninie stawiacie swym bóstwom, by…

- Nie jakimś bóstwom tylko Jezusowi. Zresztą myślałem, że temat religii mamy już za sobą.
- Owszem, ale nadal ciekawi mnie dlaczego tyle milionów ludzi oddaje hołd człowiekowi, który tysiące lat temu nosił słomiane sandałki i prawdopodobnie był o wiele mądrzejszy od swych rówieśników? Może był prekursorem tamtych czasów, może nie zrobił niczego wyjątkowego tylko uleczył prawie współczesnymi metodami lekarskimi parę osób, a oni uznali go za bohatera i przywódcę? Może on w ogóle nie istniał?

Booth odwrócił wzrok na chwilę od drogi i przeniósł go na swoją partnerkę.

- Wiesz co, Bones? Wydaje mi się, że przy tobie nawet sam papież zwątpiłby w istnienie Chrystusa. A wracając do tematu, to co z tym podziękowaniem za moje starania?
Uśmiechnął się szelmowsko ukazując szereg równych i białych zębów.

- Myślę, że wystarczy ci buziak w policzek. - roześmiała się dr Brennan i pochyliła się w kierunku Bootha.

- Teraz? - zapytał mężczyzna i w tym samym momencie odwrócił twarz w jej kierunku, chcąc sprawdzić czy ona nie żartuje.

Nagle poczuł na swych ustach dotyk warg Temperance i zapach jej delikatnych, jaśminowych perfum. Kobieta podniosła powieki i napotkała tuż przed sobą zdziwione spojrzenie tych czekoladowych oczu, ale żadne z nich nie uczyniło żadnego gestu by się od siebie odsunąć i przerwać „dziękczynnego” buziaka. Mężczyzna kierowany instynktem, zamknął oczy i odwzajemnił pocałunek. Usłyszał jak jego partnerka wzięła głęboki oddech i powoli przerwała pocałunek. Zobaczył w jej zielonych oczach błysk zaskoczenia. Patrzyli tak na siebie bojąc się wymówić choćby słowo. W samochodzie nagle zrobiło się zbyt ciasno i zbyt gorąco. Mieli wrażenie, że świat się zatrzymał i stoi w miejscu. Każdy z nich oczekiwał jakiegoś wyjaśnienia i wstrzymania natłoku myśli, które przewijały się przez ich głowy jak szalone - byli przecież partnerami, przyjaciółmi, pracowali ze sobą - zdawał się krzyczeć jakiś głos. Byli…?

Tymczasem zapatrzeni w siebie Booth i Bones nie zdawali sobie sprawy z zbliżającego się zagrożenia. Ich samochód niebezpiecznie zjeżdżał z prawego pasa na pobocze, za którym znajdowała się kilkunastometrowa przepaść do oceanu.

2.

Z oddali dochodził do niej jakiś uporczywy dźwięk. Nie chciała za nic otworzyć oczu i stawić czoła rzeczywistości. Chciała by to wszystko trwało jak najdłużej. Czuła się niemal tak błogo jak w dzieciństwie. Poczucie bezpieczeństwa, ciepło i bezbronność, a zarazem wielka siła. Siła, której nie czuła od dawien dawna.

I on słyszał ten natarczywy klakson gdzieś za nimi. Z wielkim trudem odwrócił wzrok od Brennan i spojrzał w lusterko. Za nimi jechała Camille! A przed nimi. Przed nimi rozlegała się przeogromna przepaść urozmaicona skalistym wybrzeżem i wzburzonymi falami oceanu. Zdecydowanie to nie tam podążali.

Mężczyzna gwałtownie szarpnął za kierownice a samochód odskoczył w bok. Bones krzyknęła, uderzyła głową o szybę i straciła przytomność.

- Bones!! - zawołał zdesperowany Booth i dotknął ją prawą ręką.

Poczuł pod palcami wilgotną maź. Krew.

- Cholera, Bones.

Pospiesznie zahamował i zjechał na pobocze. Za nimi stanął samochód dr Saroyan, z którego wyszła zdezorientowana właścicielka.

- Co ty do cholery Seeley wyprawiasz?! - krzyknęła Camille. - Zachciało wam się skakać do wody? Kto ci w ogóle dał prawo jazdy?!

Ale Booth tego nie słuchał. Wysiadł z samochodu i biegiem ruszył do drzwi po stronie pasażera. Szyba była zbita i umazana krwią kobiety.

Otworzył drzwi i pochylił się nad Bones. Delikatnie odpiął jej pasy gdy poczuł na policzku nieco przyspieszony oddech. Westchnął z ulgą. Spojrzał na nią i dotknął zimnymi dłońmi jej policzka.

- Bones, słyszysz mnie?

Kobieta jęknęła i wygięła się nieco do przodu. Po chwili Booth ujrzał jej niebieski odcień oczu.
- Wszystko w porządku? - zapytał cicho z troską. - Chodź na świeże powietrze.
Chwycił ją za ramiona i prawie wyciągnął z samochodu. Bones chwyciła się za czoło i ze zdziwieniem stwierdziła, że krwawi. Na jej widok Camille stanęła jak wryta i spoglądała to na nią to na agenta specjalnego FBI. Tymczasem jego wzrok jak oszalały biegał po twarzy Bones szukając jakiś innych zranień.

- Jak się czujesz?

- Zważywszy na okoliczności to całkiem dobrze.

- Nie kręci ci się w głowie? Powinniśmy zadzwonić po karetkę. Musisz być zbadana.

- Booth - westchnęła Brennan. - Czuje się świetnie. Tylko boli mnie ta rana. To całkiem normalne w takim przypadku.

Camille patrzyła na nich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Booth może mi w końcu powiesz dlaczego o mały włos nie zrobiłeś z samochodu służbowego łódeczki do pływania po oceanie?

Mężczyzna spojrzał na nią i zaraz potem na Bones. Rysy jego twarz stężały i z zapamiętaniem wpatrywał się w Bones. Po chwili ciszy obydwoje wybuchnęli śmiechem.

- Po prostu - odparła Brennan.- Nie zrozumieliśmy się z Boothem w pewnej kwestii podziękowań.
Wypowiedziała to z pewnym rumieńcem na twarzy, ale mimo to nie przestawała się uśmiechać. A i Booth wydawał się całkiem zrelaksowany. Popatrzył jeszcze z troską na jej zakrwawiony policzek i westchnął głęboko. Co gdyby nie odzyskała przytomności? Albo co gorsza - kawałek szkła wbiłby jej się w głowę? Westchnął po raz drugi i przeczesał dłonią włosy.

- Zanim wyruszymy dalej, przemyje ci tą ranę i sprawdzę czy wszystko w porządku. - powiedziała po chwili milczenia dr Saroyan.

- Ale Cam, ja się czuję bardzo dob…

- A chcesz iść na przymusowy urlop?

Brennan otwarła i zamknęła usta, po czym spojrzała na swego partnera oczekując od niego wsparcia. I robił to na każdy możliwy sposób. Pomimo ich sporów i utarczek słownych zawsze znajdowali w sobie oparcie. Ich wzajemnie troska nie wynikała z przyjaźni… ani też z miłości. Było to coś czego Brennan nie umiała nazwać. Istniało to nawet wtedy kiedy znajdowali się tysiące mil od siebie. Podświadomie ich myśli kierowały się ku tej drugiej osobie. To właśnie bezpieczeństwo tej drugiej osoby było ważniejsze niż własne.
Tym razem jednak Bones nie doczekała się nawet spojrzenia zrozumienia. Booth stał przy barierce i wpatrywał się w toń oceanu. Ręce miał włożone w kieszenie spodni i na tle tego pięknego krajobrazu wyglądał zupełnie jak jakiś model filmowy.

Nagle poczuła piekący ból i syknęła cicho. To Camille wróciła z apteczką i żwawo zabierała się za oczyszczanie rany. Tymczasem Booth leniwie ogarniał wzrokiem cały ocean. Nikt nie wiedział, że w czasie kiedy był sam, wolny od wszelkich trosk i problemów, przyjeżdżał tutaj by choć na chwilę ujrzeć ten krajobraz. Bezkresna głębia, fale odbijające się od skał, szum wiatru i świeże powietrze. Ale najbardziej zachwycał go sam ocean i niedawno dopiero zrozumiał dlaczego.

c.d.n.

5



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BONES Bo co złego to zezulce!
Co dwa to nie jeden (2)
CO DWA TO NIE JEDEN
BONES To nie możliwe Jak do tego mogło dojść Co ja teraz zrobię O Boże, i jak ja mu to powiem
Bulyczow Kir Co dwa buty to nie jeden
Co dwie gowy to nie jedna, zwizki frazeologiczne w naszym jzyku
Bułyczow Kirył Co dwa buty to nie jeden
bo to nie tak
Bulyczow Kir Co dwa buty to nie jeden
Mały podatnik to nie zawsze to samo co mały przedsiębiorca
Co wolno Owsiakowi to nie tobie, Ruch Narodowy
Holt Anne Vik i Stubø 02 To co sie nigdy nie zdarza
Thompson Vicki Lewis Miłość i Uśmiech 05 Co dwie mamuśki to nie jedna
Vicki Lewis Thompson Co dwie mamuśki to nie jedna
bo to nie tak
coś z płomieniem ale co to nie wiem

więcej podobnych podstron