Seamus to Seamus, ty to ty 2


Seamus to Seamus, ty to ty cz.2

DRACO


Merlinie, Blaise to cholerny drań. W ogóle mnie nie dziwi, że trafił do Slytherinu. Po tych wszystkich podstępnych sztuczkach…

Po tym, jak Harry, hmm… pokazał więcej siebie, niż by tego chciał (tak! Skrzypce dalej rzępolą! Przestańcie zadawać to idiotyczne pytanie!), obsesja Blaise'a zupełnie wymknęła się spod jego kontroli. Mówiłem, że on w końcu zaatakuje. I tak się stało.

Tak jak w każdy piątek popołudniu, mieliśmy eliksiry. Ku rozczarowaniu wszystkich i uciesze Blaise'a, Harry miał z nim pracować. Ja z tą Patil.
Oczywiście mogło być gorzej. To mogła być Granger.

Nieważne. Siedziałem na zajęciach i musiałem obserwować jak Blaise pochyla się nad Harrym, kiedy tylko może. Oczywiście Złoty Chłopiec niczego nie zauważył - ale wszyscy inni to widzieli, jakżeby inaczej.

Granger krzywiła się na Blaise'a przy każdej okazji. I chyba pierwszy raz, odkąd ją poznałem, w jakiś sposób muszę się z nią zgodzić. Ona też chce zachować niewinność Harry'ego.

Patil zamierała za każdym razem, gdy Zabini przypadkiem dotykał ręki Harry'ego lub pocierał ich nogi niewinnie. Dziewczyna była naprawdę wkurzona, mówię wam. Gdyby to dotyczyło czegoś innego, to naprawdę byłoby zabawne.

Jednakże nie doceniałem Blaise'a. To co zrobił chwilę później, było naprawdę inspirujące, mimo że niebezpieczne. Gdy Harry odwrócił się, sięgając kolejny składnik eliksiru, ten ślizgoński drań wyciągnął coś z kieszeni i szybko wrzucił do kociołka. Chwilę później…

BUM!

Kociołek eksplodował, pokrywając pomieszczenie śluzowatą, zieloną mazią. Wszystkie dziewczyny zaczęły się drzeć, a Harry Potter stał pośrodku tego zamieszania z niedowierzaniem.

- Co się stało? - spytał retorycznie. - Naprawdę sądziłem, że tym razem zrobiłem wszystko dobrze.

Blaise tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się ironicznie.

Wtedy…

Wściekłość Mistrza Eliksirów zwróciła się przeciwko nim.

Snape zbliżał się. Mimo że nie został pokryty eliksirem, to cała sala była nim umazana. Wystarczy dodać, że był kompletnie wkurzony i oczywiście doskonale wiedział, kogo ma za to wszystko obwiniać.

- POTTER!

- Nie wiem jak to się stało! - wymamrotał do siebie Harry, był tak przybity i słodki, że chciałem go natychmiast przytulić. Grrr! NIE! Muszę zachowywać się jak Malfoy! Żadnych skrzypiec! I żadnych cholernych, świergoczących ptaszków!

- Szlaban! I dwadzieścia punktów od Gryffindoru! - wrzasnął Snape, mrużąc oczy niebezpiecznie. Był chyba jedynym nauczycielem, który potrafił zamienić swoje pożądanie do Pottera w czystą wściekłość.

Harry nawet nie próbował się kłócić, ale coś zamigotało w jego oczach, gdy spoglądał na Snape'a. Był jeszcze bardziej wspaniały, gdy ogarniała go złość, mówię wam. Severus też chyba musiał to zauważyć, bo nadzwyczaj szybko odwrócił się do niego plecami.

Teraz Blaise wyglądał na spanikowanego. Raczej nie zapowiadało się na to, że dostanie szlaban z Harrym - a przecież właśnie o to mu chodziło. Powinien wiedzieć, że Snape nie ukarze żadnego Ślizgona. Dlatego zrobił absolutnie idiotyczną rzecz.

Wziął trochę mazi i rzucił ją prosto na głowę Mistrza Eliksirów. Wylądowała tam z głośnym chlupotem.

Snape odwrócił się bardzo, bardzo powoli. Blaise i Harry wstrzymali oddech.

Cholera jasna, nie wiedziałem, że chce Harry'ego aż tak.

Nie trzeba dodawać, że dostał ten szlaban.

- Ten oślizgły, pokręcony, przewrotny Ślizgon! - mruczała Patil pod nosem przez całą lekcję. Ten jeden raz musiałem się z nią zgodzić. Spójrzcie na mnie - to już drugi raz w przeciągu godziny. To na pewno wpływ Pottera.

Blaise miał szlaban z Harrym w piątek wieczorem - czyszczenie klasy. Na bogów, powinniście go wtedy widzieć. Był podekscytowany jak przed jakąś cholerną randką. Układał włosy, wypsikał się perfumami! A to wszystko ze zwycięskim uśmieszkiem na twarzy.

Chyba już rozumiecie, że nie mogę go znieść?!

- Poczekajcie, chłopcy - powiedział. - Tylko poczekajcie.

Cóż. Co mogłem zrobić w tej sytuacji. Oczywiście, musiałem za nim pójść. Nie mogłem pozwolić, żeby mój Ha… to znaczy Potter był przez niego molestowany, prawda?

Usiadłem na zewnątrz, podsłuchując przez ścianę, dzięki sprytnemu zaklęciu, o którym kiedyś czytałem. Cała sytuacja była zabawna, ale także denerwująca. Harry wyraźnie nie był zadowolony, że musi spędzać piątkowy wieczór, sprzątając pomieszczenie pokryte odrażającą substancją. Nie minęło kilkanaście minut, a Blaise zaczął powoli próbować wkręcić Gryfona w konwersację. Harry chyba był zaskoczony, Ślizgoni zazwyczaj nie byli dla niego uprzejmi. Ale oczywiście był sobą - nie podejrzewał, że coś może się za tym kryć. I choć nie chciałem tego przyznać, musiałem stwierdzić, że Blaise umiał być czarujący, gdy tego chciał.

Ten przebrzydły drań!

Po kilku godzinach wszystkie moje kończyny były ścierpnięte, prawie zasypiałem. Wtedy usłyszałem zmęczony głos Harry'ego:

- Dobra, udało się. Nareszcie skończyliśmy. Można sobie iść.

Szybko zacząłem wstawać, gdy usłyszałem kroki.

- Potter, czekaj! - krzyknął Blaise, słychać było, że jest zdenerwowany. Aha! Wiedziałem, że ta odwaga była na pokaz. - Czy… lubisz chłopców?

- Co?! - powiedział Harry. Był zszokowany. - Co to za pytanie?

- Ja… Lubisz mnie? - wymamrotał Blaise, brzmiąc coraz bardziej jak idiota.

- Eee… - Harry chyba pomyślał, że chłopaka coś opętało. - Nie do końca wiem, do czego zmierzasz…

Zabini wyczuł, że jego taktyka nie skutkuje, więc postanowił zrobić coś innego. Duży błąd.

- Harry, daj spokój - powiedział pozornie spokojnym głosem. - Ja pragnę ciebie, ty pragniesz mnie. Już rozumiesz?

Prawie wybuchnąłem śmiechem. Czy Blaise naprawdę sądzi, że to zadziała?! Odwołuję to, co powiedziałem o nim wcześniej. On naprawdę jest kompletnym idiotą.

- Słuchaj - zaczął Harry. - Myślę, że jesteś zmęczony albo coś… dlatego ja już pójdę, natychmiast. Będę udawał, że nigdy to się nie wydarzyło, dobra?

Ale Blaise chyba właśnie zrozumiał, że to prawdopodobnie jego ostatnia szansa, gdy jest z Harrym sam na sam.

- Zabini! - wrzasnął Gryfon. - Co, do diabła…

Przerwano mu. Cały stężałem, gotowy do ratunku, gdy nagle dał się słyszeć hałas i potem znów głos Harry'ego.

- Jezus! Zejdź ze mnie, do diabła!

Blaise zmienił taktykę i zaczął grać rozżalonego-ale-strasznie-podnieconego-kochanka. Podejrzewam, że próbował pocałować Złotego Chłopca. Jeżeli oczywiście słowo „pocałunek” opisuje te jego działania.

- Ale Harry - jęknął, chyba nie bardzo wiedząc co mówi. - Ja naprawdę cię chcę… jesteś wspaniały, ja…

Przerwał mu pełen niedowierzania głos:
- Myślę, że nawdychałeś się za dużo jakichś trujących oparów. Idę stąd. Naprawdę mam nadzieję, że wkrótce oprzytomniejesz!

Zdążyłem ukryć się w cieniu, gdy Harry wyszedł z pokoju. Jego włosy były jeszcze bardziej rozwichrzone niż zwykle, usta zaczerwienione, mocno odcinające się na tle porcelanowej skóry. Oczy błyszczały w półmroku. Merlinie. Cały boleśnie stężałem już na samą myśl o tym, jak wyglądał w czasie walki.

Był wzburzony. Przeczesał włosy palcami i szybko zniknął z moich oczu.
Hehe. Głupi Blaise, pomyślałem, kierując się w stronę pokoju wspólnego. Zawsze… AŁA.

Wpadłem na kogoś. Uniosłem różdżkę, mrucząc pod nosem: „Lumos”. Ta druga osoba zrobiła to samo. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę.

To była Patil.

- Malfoy! - powiedziała, podnosząc się z posadzki. - Co ty tu robisz…

- Co ty tu robisz? - odparowałem. Nasze oczy się spotkały i jakieś zrozumienie nawiązało się między nami. Jak widać nie tylko ja uważałem, że Harry'emu przyda się jakiś strażnik.

Nagle dziewczyna zaczęła się śmiać.

- Ty, Malfoy? - zapytała cicho. - Zakochani wrogowie, tak? Kto mógł pomyśleć… Słyszałeś wszystko?

- Jakie wszystko? - odparłem gładko. - Cały wieczór spędziłem w bibliotece. I ty też byłaś w bibliotece. Więc jak to się stało, że spotkaliśmy się tutaj?

Na jej twarzy pojawił się uśmieszek. Trzeba przyznać, że łapała w lot. Lekko skinęła głową.

- Na razie. - I już jej nie było.

Poszedłem do siebie. Tak bardzo chciałem popodziwiać rozczarowaną twarz Blaise'a.



HERMIONA


Ron i ja relaksowaliśmy się właśnie przy kominku, gdy nagle portret odsunął się i do pokoju wpadł kompletnie wytrącony z równowagi Harry. Szybko zbliżył się do nas, siadając ciężko na krześle.

- Stary, wszystko w porządku? - spytał ostrożnie Ron. - Wyczyściliście to świństwo? - Harry półprzytomnie pokiwał głową, wyraźnie myśląc o czymś innym.

- Czy któreś z was słyszało, żeby Ślizgoni planowali coś przeciwko mnie? - odezwał się w końcu. - Coś… poniżającego?

- Nie - powiedziałam, zaintrygowana. - Harry, czy w czasie szlabanu coś się stało?

- Cóż… - zaczął, był wyraźnie zażenowany. - Wszystko było dobrze, dopóki… szlaban się nie skończył.

- Dlaczego? - spytał Ron. - A w ogóle jak jakikolwiek szlaban mógł być dobry?

- Był normalny - odpowiedział. - Ale potem, na koniec… Zabini, bez powodu, próbował wetknąć mi język do ust!

- CO?! - zagrzmiał głos za nami. Wszyscy podskoczyliśmy.

To był Seamus. O nie.

- BLAISE ZABINI PRÓBOWAŁ CIĘ POCAŁOWAĆ?! - wrzasnął.

- Seamus, zamknij się! - wysyczał Harry. Ale i tak było za późno.

Cały Gryffindor wpatrywał się w nasza stronę, szepcząc bez opamiętania.

- Więęęc… całowaliście się? - spytał podekscytowany Irlandczyk.

- Nie! - powiedział Harry. - Rzucił się na mnie. Poza tym nie chciałem tego.

- Hmm… - mruknął Seamus, spoglądając na niego uważnie. - Czy to dlatego, że go nie lubisz? Czy chodzi o to, że jest chłopakiem?

Teraz wszyscy z wyczekiwaniem wpatrywali się w mojego przyjaciela. Seamus zadał pytanie, które nurtowało cały Hogwart od kilku miesięcy.

- Nie, nie przeszkadza mi, że jest chłopakiem - powiedział. - Ale dziewczyny też lubię. To znaczy… Seamus! Zamknij się, do jasnej cholery!

Gryfoni wydawali się o niebo szczęśliwsi, usłyszawszy odpowiedź swojego Złotego Chłopca. Wszyscy mieli jeszcze szansę.

- W każdym razie… - zaczął czerwony jak piwonia Harry, starając się zmienić temat. - Myślisz, że to był żart? Dlaczego miałby mnie chcieć pocałować?

- Dobra! - zabrzmiał nagle nowy głos. - Mam tego serdecznie dość!

To była Parvati. Wyglądała na maksymalnie rozdrażnioną. Ruszyła w stronę Harry'ego i usiadła naprzeciw niego.

- Harry - zaczęła. - Hermiona próbowała ci to powiedzieć od miesięcy. Nawet Ron się starał. Posłuchasz mnie? I SPRÓBUJESZ mi uwierzyć?

Chłopak wpatrywał się ze zdziwieniem w tę nową, niechichoczącą Parvati; w końcu skinął głową.

- Blaise pocałował cię - mówiła Parvati, podkreślając każde słowo - bo mu się podobasz.

Zapadła cisza. Potem Harry zaczął się śmiać.

- Parvati, nie rozśmieszaj mnie - powiedział, kręcąc głową.

Dziewczyna przez chwilę wydawała się być oślepiona uśmiechem Harry'ego - jak każdy, kto w takim momencie był blisko niego. Szybko otrząsnęła się i ponownie zaczęła na niego wrzeszczeć. To było dość imponujące - po sześciu latach można było przekonać się, dlaczego dziewczyna trafiła właśnie do Gryffindoru.

- Harry, zamknij się! - warknęła. - Nie tylko Blaise Zabini na ciebie leci! WSZYSCY na ciebie lecą! Może nie zauważyłeś, ale jesteś najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. To jest naprawdę przerażające, ta twoja nieziemska uroda… jakbyś był niedotykalny! Jak myślisz, dlaczego zagraniczne dziewczyny chcą nagle uczęszczać do Hogwartu? Dlaczego media szaleją? Dlaczego ktoś porwał twoje ciuchy i próbował podkraść bieliznę? Wszyscy marzą o tym, żeby dobrać się do twojego tyłka! Spójrz czasem w lustro, Harry Potterze!

Wypadła z pokoju wspólnego, przy akompaniamencie oklasków i krzyków uznania. Harry był zdezorientowany, wpatrywał się po kolei w każdego z nas.

- Czy to… prawda? - spytał nerwowo.

- TAK! - odezwał się zgodny chór głosów.

Harry wyglądał na zszokowanego.



HARRY


Nie mogłem się pozbierać po tym, co powiedziała mi Parvati. Starałem się patrzeć w lustro, tak jak sugerowała. Próbowałem to robić z zaskoczenia, tak jakbym po prostu wpadł na siebie. Usiłowałem spoglądać kątem oka, sprawdzając ewentualne różnice.

Wiem, że w tym roku urosłem, ale podobnie inni chłopcy. Zapuściłem włosy, ale one i tak wciąż sterczały we wszystkich kierunkach. Pozbyłem się okularów - może to właśnie o to chodziło Parvati. Podejrzewam, że moje oczy są rzeczywiście lepiej widoczne. Błyszczą na tle moich włosów.

Jestem bardzo blady. Cóż, to może nienajlepsze określenie. Moja skóra tak jakby… promienieje w jakiś dziwny sposób. Myślałem, że dziewczyny i, jeżeli Parvati się nie myli, chłopcy lubią ludzi opalonych. Przynajmniej nie mam żadnych pryszczy. Nie jestem jakoś specjalnie umięśniony. To znaczy - mam mięśnie, ale to normalnie, prawda? A może nie. Jakby tak się przypatrzeć, niewielu chłopaków w moim wieku je ma…

Ale gram w quidditcha! To całkiem naturalne!

Myślę, że wyglądam jak dziwadło. Zaraz. Dajcie mi to rozwinąć.

Wyglądam dziwnie. Jestem inny. Nie wyglądam jak cała reszta.
Słowa Parvati mnie zaniepokoiły, zwłaszcza że reszta się z nią zgodziła. Czy naprawdę wszyscy… chcą mnie? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.

Gdy usiadłem następnego ranka przy stole Gryffindoru, próbowałem uważniej się wszystkiemu przyglądać. Rozejrzałem się po sali podejrzliwie. O. Mój. BOŻE.

Gdzie nie spojrzałem, wszyscy… byli tego świadomi. Siedzieli prosto i zerkali w moją stronę. Niektórzy mieli na twarzach rumieńce.
Parvati miała rację. Dziewczyny ORAZ chłopcy.

Byłem bardzo, bardzo zaniepokojony. Odwróciłem się w stronę Hermiony. Wyraz twarzy zdawał się komunikować: „a nie mówiłam?”.

- To prawda - wyszeptałem. Przewróciła oczami. - Ale DLACZEGO?!

Prychnęła.

- Po prostu jedz śniadanie, Harry - powiedziała tylko.

Sięgnąłem po widelec i wbiłem go w kawałek kiełbaski. Już miałem go zjeść, gdy nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Spokojnie spojrzałem w stronę stołu nauczycielskiego - profesor Smeldon wpatrywała się we mnie. Profesor Veronica Smeldon, nauczycielka obrony przed czarną magią. Niezwykle atrakcyjna, około trzydziestoletnia profesor Veronica Smeldon, za którą śliniła się połowa chłopaków. Prawie zadławiłem się jedzeniem.

- Hermiono - wyszeptałem z desperacją. - Czy tylko mi się wydaje, czy profesor Smeldon…

Moja przyjaciółka nawet nie spojrzała w tamtą stronę.

- Tak. Wgapia się w ciebie od miesięcy, Harry - poinformowała mnie.

Merlinie, kiedy to się wszystko stało?!

Po tygodniu takich obserwacji stwierdziłem, że Parvati miała rację. Wszyscy chcą się do mnie dobrać. Ale dlaczego - tego nie potrafię wam wytłumaczyć.



DRACO


Finnigan jest… cóż, w tym momencie brakuje mi słów, by opisać Finnigana.

Drań!

Po tym jak kilka rodzin uczniowskich zostało zamordowanych przez Czarnego Pana, Cho Chang z Ravenclawu założyła mały fundusz na rzecz poszkodowanych. Ale nie jakiś tam fundusz, o nie. To była loteria, w której można było zdobyć sekretną nagrodę. Tak właściwie Cho opisała to jako „coś, czego wszyscy pragną”.

Oczywiście ja nie kupiłem losu. Muszę dbać o moją reputację, sami rozumiecie.

Nieważne. Wczoraj przy obiedzie, Cho wstała i ogłosiła, że loteria ma się właśnie rozpocząć.

- Będzie trzech zwycięzców! Każdy z nich otrzyma… pocałunek od Harry'ego Pottera!

- CO?! - Na te słowa Harry wstał gwałtownie. - Cho, nic o tym nie wiedziałem!

- Ale to na cele dobroczynne. Ofiary Czarnego Pana, sam rozumiesz? Myślałam, że będziesz chciał pomóc. Wybacz, jeśli się pomyliłam. Będę musiała zwrócić wszystkie pieniądze, których niektórzy ludzie potrzebują.

W oczach Harry'ego pojawił się cień.

Ta podstępna krowa! Zabiję ją!

- Panno Chang - odezwała się ostro McGonagal. - Nie sądzę…

- NIE! - wtrącił się Harry. - Pani profesor, proszę się nie przejmować, zrobię to.

Powoli podszedł na środek sali. Nie mógł odmówić, Chang doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

W tym momencie wszyscy, którzy nie kupili losu marzyli, że jednak to zrobili (włączając mnie), a ci którzy kupili, ściskali je mocno w gorących, spoconych piąstkach.

Cho wrzuciła wszystkie nazwiska do swojego kapelusza. Zamieszała i wyciągnęła jedną karteczkę.

- Zwycięzcą numer jeden jest Laura Milton! - krzyknęła.

Pierwszoroczna Puchonka wydała z siebie przeraźliwy pisk i zaczęła się przeciskać przez tłum. Była tak niska, że sięgała prawie do kolan Harry'ego. Chłopak wyglądał na zawstydzonego. Milton zrobiła się czerwona, a jej oczy stały się wielkie jak spodki. Harry schylił się, podniósł ją i szybko cmoknął w usta. Wyglądała, jakby miała zemdleć, gdy chwiejnie wracała do swoich zazdrosnych przyjaciół.

- Zwycięzca numer dwa - profesor Smeldon!

Kobieta wstała, uśmiechając się nieznacznie. Harry wyglądał, jakby marzył o rozstępującej się ziemi, która by go pochłonęła. Przynajmniej się nie rumienił. Wyglądał wtedy jeszcze lepiej.

Smeldon zachichotała seksownie.

- Skoro to na cele dobroczynne, Potter - powiedziała leniwie, zbliżając się.

McGonagall pogardliwie wydęła usta. Za to Dumbledore wyglądał, jakby był w siódmym niebie. Smeldon stanęła przed chłopakiem i przyciągnęła go do długiego, namiętnego pocałunku. Jednakże bez języczka - na całe szczęście. Po chwili, dłużącej się jak całe godziny, Harry delikatnie oderwał się od niej. Smeldon wróciła na swoje miejsce, z jej twarzy nie schodził uśmieszek zadowolenia.

Cho wyciągnęła z kapelusza ostatnie nazwisko, spojrzała na nie i zaczęła się uśmiechać.

- Ostatni już zwycięzca… - zrobiła pauzę dla lepszego efektu. - Seamus Finnigan.

Zewsząd dobiegały jęki zawodu, które jednak kompletnie zagłuszył wygrany.

- TAK!!! - wrzeszczał Seamus, prawie podskakując na krześle.

- Seamus! - krzyknął Harry, spoglądając na niego niepewnie, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście. - Seamus, uspokój się!

- Tym razem nie możesz mnie odrzucić, Harry! - wrzasnął i zaczął się zbliżać. Harry cofnął się szybko. - To na cele dobroczynne, tak musi być!

- Seamus, tylko spokojnie. Opanuj się, Seamus!

Ale jego protesty trafiały w próżnię. Finnigan rzucił się na Harry'ego jak jakiś rozentuzjazmowany szczeniak. Przyciągnął go do siebie, a potem złączył ich usta w ogromnym, mokrym pocałunku. Musicie wiedzieć, że Irlandczyk w ogóle nie wie, jak używać języka.

Harry wydawał ciche, przerażone odgłosy i starał się wydostać, ale Finnigan nie dawał za wygraną. Ściskał go mocno, a gdy Cho krzyknęła: „Harry, to dla dobra sprawy!”, Złoty Chłopiec z rezygnacją spuścił ramiona i po prostu stał.

Ale wtedy Seamus zdecydował się przenieść swe łapska w bardziej intymne rejony, więc Harry znów zaczął się wierzgać. W końcu udało mu się oswobodzić; próbował gwałtownie złapać oddech. Irlandczyk miał na twarzy strasznie rozmarzoną minę, choć raz wyglądał na zaangażowanego.

- Jezusmariajózefieprzenajświętszy! - wrzasnął. - Harry, jesteś wspaniały!

McGonagall nie mogła się dłużej powstrzymywać.

- Dosyć tego! - krzyknęła. - Finnigan, Potter - na miejsca i to już!

Harry znów był czerwony, a zrobił się chyba jeszcze bardziej, gdy Seamus usiłował go radośnie klepnąć po tyłku, gdy wracali do stołu.

- Skoro mamy to już za sobą - zaczął Dumbledore, jego oczy błyszczały - to może czas na deser?

Zabiję Finnigana. On jest teraz na szczycie mojej czarnej listy.

Oczywiście obok Blaise'a i Cho.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Seamus to Seamus ty to ty 1 i 2
AA Seamus to Seamus, ty to ty 1 4
Seamus to Seamus, ty to ty 5
Seamu to Seamus ty to ty 3 i 4
Seamus to Seamus ty to ty 6
Seamus to Seamus, ty to ty 1
Seamus to Seamus, ty to ty 3
Seamus to Seamus ty to ty 7
po co żyję, A wszystko to ty, A wszystko to ty / 19 marzec 2008
TO TY SŁODKA doc
To nie ty miłośc
MY TO TY I JA
Co ty na to że lato
Freed Jan Ty zrobisz to najlepiej
piesn vi co by ty urodziwa hanno na to dala
TO TY, O PANIE
to ty
wiosna ach to ty 1

więcej podobnych podstron