164 Stephanie James Cena miłości


STEPHANIE JAMES

Cena miłości

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Adena była dwudziestoośmioletnią kobietą o turkusowych w oczach i raczej interesującej niż pięknej twarzy, obramowanej długimi do ramion ciemnoblond włosami. Ot, miła i atrakcyjna, ale zupełnie zwyczajna kobieta. Tylko wyjątkowo bystry obserwator dostrzegłby siłę charakteru i inteligencję na jej sympatycznej twarzy.

Stała przy oknie skąpo oświetlonego gabinetu i bezmyślnie patrzyła na Zatokę San Francisco. Oddalone światła wielkiego miasta połyskiwały w mroku jak fantastyczny naszyjnik olbrzyma. Z okna eleganckiego, położonego na skarpie domu rozciągał się widok na osiedle Sausalito, leżące na północnym krańcu mostu Golden Gate.

Bardzo tu ładnie, ale w San Francisco też mi się podoba, pomyślała Adena i uśmiechnęła się do siebie. Z rozkoszą tam wrócę, jak tylko załatwię tę sprawę. Sprawa, z którą przyjechała do Sausalito, była wyjątkowo nieprzyjemna. Adena pragnęła pozbyć się kłopotu i czym prędzej wrócić do domu.

Dopiero tam spokojnie zastanowi się nad wszystkimi zmianami. Jeszcze tylko ta jedna rozmowa z Holtem Sinclairem i można będzie przekreślić przeszłość grubą kreską, a potem zastanowić się nad przyszłością. Adena tak głęboko zatonęła we własnych myślach, że nawet nie usłyszała, kiedy otworzyły się drzwi gabinetu

- Czy panna West? - zapytał mężczyzna, który wszedł do w pokoju. Zapalił światło i uważnie przyglądał się Adenie. - Nazywam się Holt Sinclair. Podobno chciała się pani ze mną widzieć.

Adena skinęła głową. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tego człowieka. Sądziła, że będzie znacznie starszy, tymczasem Holt Sinclair mógł mieć co najwyżej czterdzieści lat. Sprawiał wrażenie bezlitosnego twardziela. Świdrował ją wzrokiem, jakby chciał odgadnąć najskrytsze myśli dziewczyny.

Adena poczuła się nieswojo. Szybko wytłumaczyła sobie, że miała okropny dzień, że to wcześniejsze wydarzenia spowodowały jej zdenerwowanie i że obecność tego mężczyzny nie ma z tym nic wspólnego. Po raz pierwszy też dziewczyna zwątpiła w to, czy dobrze zrobiła, przyjeżdżając do Holta Sinclaira.

Może ta rozmowa wcale nie była konieczna? Może on wcale nic chce, żeby ktokolwiek przed czymkolwiek go ostrzegał? Holt Sinclair wyglądał jak człowiek, który istotnie nic potrzebuje niczyjej pomocy. Miał prosty nos, ostro zarysowany podbródek i delikatne zmarszczki wokół ust i oczu.

Na pewno nie był przystojny, za to określenie „doświadczony mężczyzna" doskonale do niego pasowało. Flanelowa koszula i luźne spodnie pozwalały się domyślać ukrytych pod ubraniem muskularnych ramion i płaskiego brzucha. Krótko mówiąc, Holt Sinclair zrobił na Adenie duże wrażenie.

Hola, skarciła samą siebie. Przyjechałaś tu w interesach i już nigdy więcej nie spotkasz tego człowieka, a więc do rzeczy.

- Tak, to ja jestem Adena West - powiedziała.

- Tyle wiem od mojej gospodyni. Proszę spocząć.

Wskazał dziewczynie pomalowane na czerwono krzesełko. Sam usiadł w czarnym, skórzanym fotelu za równie czerwonym jak krzesełko biurkiem.

- Bardzo przepraszam, że nachodzę pana w domu - zaczęła Adena ale pańska sekretarka powiedziała mi, że nie zastanę pana w biurze.

- A sprawa, z którą pani do mnie przyszła, nie może czekać? - dokończył za nią domyślnie.

- Raczej nie. Widzi pan, ja pracuję... - Adena zawahała się, ale jednak postanowiła nie informować Sinclaira o tym, że właśnie zrezygnowała z pracy. Pracuję w Carrigan Labs.

- O! U konkurencji. Czyżby Brad Carrigan znalazł się w tak rozpaczliwej sytuacji, że próbuje mnie przekupić? - zakpił Sinclair.

- Panie Sinclair - powiedziała Adena cicho.

Pożałowała swojej decyzji. Należało pozostawić tego człowieka własnemu losowi.

- Delikatnie mówiąc, mam za sobą bardzo ciężki dzień. Nie przyjechałam tu po to, żeby wysłuchiwać niewyszukanych męskich żarcików.

- To znaczy, że nie występuje pani w roli łapówki. Szkoda. Coś mi mówi, że urozmaiciłaby pani mój szary i nudny dzień pracy. - Sinclair wstał zza biurka i podszedł do znajdującego się w rogu pokoju czarnego barku. - Ponieważ chce pani ze mną rozmawiać o mniej interesujących sprawach, możemy przynajmniej przeprowadzić tę rozmowę w cywilizowanych warunkach. - Nalał brandy do dwóch małych szklaneczek. Jedną z nich podał Adenie.

Przyjęła ją bez namysłu, wiedząc, że odmowa przedłużyłaby niepotrzebnie jej pobyt w tym czarno-czerwonym gabinecie. Nie miała jednak zamiaru pić alkoholu. Postawiła szklaneczkę na stoliku.

- To znakomita brandy. Naprawdę - zachwalał Sinclair.

- Wierzę panu, ale nie przyjechałam tu na towarzyską pogawędkę. Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, panie Sinclair...

- Proszę mówić do mnie: Holt.

- Dziękuję - odrzekła automatycznie, chociaż forma, w jakiej miała się zwracać do tego mężczyzny, była zupełnie nieistotna. Widzieli się przecież pierwszy i ostatni raz w życiu. - Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym wreszcie przejść do rzeczy. Od roku pracuję w Carrigan Labs jako księgowa i...

- Czy Carrigan wie, że tu jesteś? - przerwał jej Holt.

- Nie.

- Tak właśnie myślałem. Słucham dalej.

- A więc jak mówiłam, od roku pracuję w tamtej firmie jako księgowa - ciągnęła. - Ostatnio pojawiły się dosyć dziwne wydatki, które budzą wątpliwości w normalnie funkcjonującym przedsiębiorstwie...

- Księgowy zawsze wypatrzy trudne do wyjaśnienia wydatki. - Sinclair uśmiechnął się krzywo.

- Będę się streszczać, panie Sinclair.

- Holt - poprawił ją.

- O ile zdołałam się zorientować, te nadzwyczajne wydatki były przeznaczone na, nazwijmy to, „płacę" dla jednego z wysoko postawionych pracowników pańskiej firmy. - Adena spodziewała się, że zaszokuje Sinclaira swoją rewelacją, on tymczasem wypił łyk brandy i najspokojniej w świecie czekał na dalszy ciąg opowiadania.

- Ja... - dukała Adena, trochę zbita z tropu. - Właściwie nic mam na to żadnych konkretnych dowodów... Chyba rozumiesz. Żeby je zdobyć, należałoby przeprowadzić dokładne śledztwo, ale i tak było tego dosyć, żeby... żebym poszła do szefa na rozmowę.

- Powiedziałaś o swoim odkryciu Bradowi Carriganowi?

- Moim bezpośrednim przełożonym jest Jeff, a nie Brad. - Adena wciąż miała w pamięci tamtą niemiłą scenę.

Zakończyła się ona nie tylko zwolnieniem jej z pracy, ale także zerwaniem znajomości, która miała szansę przerodzić się w trwały związek. Dziewczyna właściwie sama nie wiedziała, czy bardziej zdenerwowała ją nieuczciwość Jeffa w prowadzeniu interesów, czy też fakt, że wcześniej nie dostrzegła w nim tej podłej cechy.

- Co na to Jeff Carrigan? - zapytał cicho Holt.

Adena dopiero teraz poczuła, że jego ciepły głos wprawiają w drżenie. Nie wiadomo dlaczego przywiódł jej na myśl mroczne głębiny oceanu. Może zmęczony umysł w ten sposób sygnalizował niebezpieczeństwo?

- Potwierdził... Nie chciałabym wdawać się w szczegóły. Proszę przyjąć do wiadomości, że Carrigan Labs wypłaciła jednemu z pracowników Sin Tech kilka tysięcy dolarów. O ile zdołałam się zorientować, osoba ta zatrudniona jest w dziale produkującym cienkie powłoki. Moim zdaniem, sprzedaje konkurencji pańskie tajemnice przemysłowe.

Adena odetchnęła z ulgą. Najgorsze miała już za sobą. Przygnało ją tutaj silne poczucie obowiązku. Obowiązek wypełniła i wreszcie mogła spokojnie wrócić do domu.

Holt wpatrywał się w swoją szklankę, jakby w bursztynowej brandy szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania.

- Mówiłaś, że Brad Carrigan nic nie wie o twojej wizycie u mnie - odezwał się wreszcie, przeszywając dziewczynę ostrym jak szpilka spojrzeniem. - Czy jego synowi także o tym nie mówiłaś?

- Też nie.

- Rozumiem. Chciałbym jednak usłyszeć, jak młody Carrigan zareagował na postawione mu zarzuty.

- Wolałabym o tym nie rozmawiać.

- Trudno. W każdym razie po rozmowie z nim postanowiłaś przyjechać do ranie. - Holt ze zrozumieniem skinął głową.

- Przyjechałam tu, ponieważ uważam, że masz prawo wiedzieć o istnieniu nieuczciwej konkurencji.

- Bardzo chwalebny uczynek. Naprawdę nie chcesz nawet spróbować brandy, Adeno?

Dziewczyna popatrzyła na stojącą przed nią pełną szklankę. Z ociąganiem sięgnęła po trunek i posłusznie upiła łyczek z kryształowego naczynia.

- Rozumiem, że księgowa rozmawiająca o finansach musi zachować trzeźwy umysł - skomentował jej wstrzemięźliwość Holt. - Tym razem jednak nie ma się czego obawiać. Masz do czynienia z uczciwym facetem.

- Jestem przekonana, że tak jest w istocie, ale chciałabym wreszcie wrócić do domu. Przykro mi, że nie zdołałam ustalić nazwiska zdrajcy, ale może i bez tego uda ci się zlikwidować przeciek. - Adena wstała szczęśliwa, że upiorny dzień, jeden z najgorszych w jej życiu, wreszcie dobiegł końca.

Lekko szumiało jej w głowie. Pomyślała sobie, że nawet malutki łyczek alkoholu to dla niej tego wieczoru zbyt duża dawka.

- Nic martw się. - Holt także podniósł się z miejsca. Znam nazwisko człowieka, który sprzedaje tajemnice produkcji Sin Tech.

- Co takiego? - Adenę po prostu zatkało.

- Zapewniam cię, że mimo to cieszę się, że przekazałaś mi informację. Usiądź, proszę i napij się ze mną.

Adena nic wierzyła własnym uszom. Tyle przykrych rzeczy się dziś wydarzyło, tyle poświęcenia kosztowała ją wizyta u Sinclaira, a on tymczasem spokojnie oświadcza, że o wszystkim wiedział.

Usiadła i sięgnęła po szklankę z alkoholem. Tym razem pozwoliła sobie na potężny łyk bursztynowego trunku.

- Nie musisz wypijać wszystkiego na raz - zażartował Holt.

- Wiedziałeś! - rzuciła Adena oskarżycielskim tonem. - Ty o wszystkim wiedziałeś!

- Nasz zdrajca jest inżynierem. Pracuje w laboratorium, zajmującym się udoskonalaniem cienkich powłok lakierniczych - wyjaśnił Holt. - Od trzech miesięcy przekazuje informacje do Carrigan Labs. Naprawdę szybko odkryłaś całą sprawę. Moje gratulacje. Musisz być bardzo dobrą księgową.

- Kiedy? Jak ci się udało trafić na jego ślad? - pytała Adena.

- Przyłapałem go prawie zaraz, jak tylko zaczął. Postanowiłem nie przerywać tego procederu, dopóki nic zdobędę wystarczających dowodów, żeby zwolnić tego człowieka. Oczywiście natychmiast został odsunięty od wszystkich naprawdę ważnych badań.

- A więc niepotrzebnie przyjechałam - uśmiechnęła się gorzko Adena. - Przepraszam, że zepsułam ci wieczór.

- Ależ naprawdę jestem ci wdzięczny. - Sinclair nie odrywał oczu od dziewczyny. - Bardzo chciałbym jakoś ci to okazać.

- To nic wielkiego.- Adena zwietrzyła grożące jej niebezpieczeństwo. - Zrobiłam tylko to, co uważałam za słuszne. Teraz jednak chciałabym wrócić do domu.

- Jadłaś obiad? - zapytał Holt, jakby odgadł, że wypita na pusty żołądek brandy mocno szumi w głowie gościa.

- Nie miałam czasu. Najpierw przyjechałam tutaj. Chciałam jak najprędzej załatwić tę sprawę i o wszystkim zapomnieć.

- Wyobrażam sobie. Czy po raz pierwszy robisz coś takiego?

- Można to tak nazwać - odrzekła po chwili wahania, chociaż nie potrafiła zrozumieć, o co mu chodzi.

- Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy. - Holt ze zrozumieniem pokiwał głową. - Na dodatek okazało się, że twoje informacje wcale mnie nic zaskoczyły. Mimo to bardzo cię proszę, żebyś została i zjadła ze mną małe co nieco. Wprawdzie moja gospodyni już wyszła, ale ona zawsze zostawia mi takie porcje, że można by nimi nakarmić pułk wojska. Zresztą po takiej ilości mocnego alkoholu nie powinnaś siadać za kierownicą.

Holt wstał zza biurka i zanim Adena na dobre zorientowała się w sytuacji, już prowadził ją przez hol do dużej, nowocześnie urządzonej kuchni. Tutaj także dominowała czerwień, urozmaicona białym połyskiem podłogi i nielicznymi czarnymi drobiazgami.

- To naprawdę bardzo miłe, panie Sinclair - broniła się Adena - ale ja nie mogę...

- Bzdura. Nigdy nie bywam miły. Poza tym zapomniałaś chyba, że mówimy sobie po imieniu. - Holt puścił ramię dziewczyny i podszedł do piekarnika. - Co my tu mamy? - mruczał. - A, zapiekanka! To znaczy, że gdzieś jest schowana sałatka. - Otworzył lodówkę. - Tak właśnie myślałem uśmiechnął się. - Czy zechciałabyś podać talerze? Są w tamtej szafce.

Adena znalazła talerze i posłusznie ustawiła je na czarnym kuchennym stole. Nie potrafiła znaleźć żadnego logicznego wykrętu, żadnego powodu na tyle istotnego, żeby wyjść z tego domu. Zdołała nawet przekonać samą siebie, że mała przekąska dobrze jej zrobi.

- Najpierw coś zjemy, a potem dokończymy naszą rozmowę o interesach. - Holt usadowił się obok niej przy stole i nakładał zapiekankę.

- Nie bardzo jest o czym rozmawiać. - Adena wzruszyła ramionami.

- Nic podobnego - uśmiechnął się z wyższością Holt. - Musisz wierzyć w siebie, bo inaczej do niczego w tej branży nie dojdziesz.

- Nie bardzo rozumiem, o czym ty mówisz. Mógłbyś mi wyjaśnić?

- Nieważne. Porozmawiamy o tym po obiedzie. Nałóż sobie sałatki i opowiedz mi coś o sobie - poprosił Holt.

- A po co?

- Chciałem tylko okazać ci uprzejmość.

- Rozumiem. No więc mieszkam w San Francisco, lubię dobre jedzenie i bardzo rzadko chodzę do kina. Wolę czytać książki. Wystarczy? A może chcesz się jeszcze dowiedzieć, spod jakiego jestem znaku i na kogo głosowałam w ostatnich wyborach?

- Widzę, że masz ostry język.

- Przepraszam - Adena westchnęła ciężko. - Jestem u kresu sił.

- Już ci mówiłem, że to rozumiem. Przestań się denerwować. Wszystko będzie dobrze - pocieszył ją Holt. - Co wolisz na deser: mus czekoladowy czy placek cytrynowy?

- Twoja gospodyni bardzo o ciebie dba.

- Nie ma innego wyjścia. Płacę jej tyle, że nie mogłaby inaczej.

- Odnoszę wrażenie, że dostajesz to, za co płacisz. - Adena zdobyła się na taką samą chłodną obojętność, jaką w tej sprawie zaprezentował gospodarz.

- Ja też tak uważam. W ogóle jestem szczęściarzem. Stać mnie na to, żeby zapłacić za wszystko, czego chcę albo potrzebuję pochwalił się.

- Moje gratulacje - wymamrotała Adena z ustami pełnymi sałatki.

- Dziękuję. No wiec, co wybierasz: ciasto czy mus czekoladowy?

- Poproszę o ciasto.

- Wreszcie trochę lepiej wyglądasz. - Holt przyglądał jej się zadowolony.

- Nie wiedziałam, że wyglądałam jak wiedźma. - Tym razem Adena trochę się rozzłościła.

- Aż tak źle nic było. - Holt zaśmiał się donośnie. Wstał od stołu i zebrał talerze. - Chodź, zjemy deser w pokoju. - Nie czekając na Adenę, wziął talerzyki z ciastem i wyszedł z kuchni.

Adena znów nie miała innego wyjścia, jak tylko podążyć za nim. Bardzo głupio się czuła. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak wierny piesek. Dopiero teraz przypomniała sobie o własnym psie. Miała nadzieję, że sąsiadka nie zapomniała wyprowadzić Maksa na spacer.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał Holt, ustawiając talerzyki na szklanym stoliku, stojącym przed wielką kanapą z czarnej skóry.

- Właśnie sobie pomyślałam, że kiedy mój sznaucer plącze mi się pod nogami w nadziei na smaczny kąsek, czuje pewnie to samo co ja, idąc za tobą.

- Psy także mają swoją cenę - Holt zaśmiał się ciepło. - Tak jak wszystko i wszyscy na tym świecie. W przypadku psów jest to jedzenie.

- Coś mi się wydaje, że doprowadziłeś do perfekcji swój kapitalistyczny pogląd na świat.

- A ja odnoszę wrażenie, że twój ogląd świata aż tak bardzo nie różni się od mojego.

- Czy mógłbyś mi wytłumaczyć, co miało znaczyć to ostatnie zdanie? - zapytała Adena.

- Tylko to, że twoja dzisiejsza wizyta w tym domu nie poszła na marne.

- Jak to: nie poszła na marne? - Dziewczyna zaczęła coś podejrzewać. - Przecież już wiedziałeś o tym, przed czym chciałam cię ostrzec.

- Musisz wiedzieć, że mimo to jestem ci bardzo wdzięczny - powiedział Holt, rozsiadając się wygodnie na kanapie.

- Rozumiem. A jak bardzo postanowiłeś być mi wdzięczny?

Adena czuła odrazę do samej siebie. Jak mogła robić z siebie taką idiotkę? Z jakiego powodu uznała za konieczne powiadomić Sinclaira o istniejącym w jego przedsiębiorstwie przecieku?

Ten facet na pewno nie potrzebował jej pomocy. Adena nie miała wobec niego żadnych zobowiązań i naprawdę nie musiała się fatygować, nawet gdyby się okazało, że Sinclair nic nie wie o przekupionym pracowniku.

Holt Sinclair jest człowiekiem, który znakomicie potrafi się zatroszczyć o siebie i o swoje interesy. Niestety, ta refleksja przyszła o kilka godzin na późno.

- Moja wdzięczność mogłaby sięgnąć dwóch tysięcy dolarów - powiedział Sinclair urzędowym tonem, chociaż wciąż przyglądał się dziewczynie zmrużonymi po kociemu oczami.

- Dwa tysiące! - przeraziła się Adena.

- Nic zapominaj, że już wcześniej wiedziałem o tym przecieku - tłumaczył Holt.

- Dwa tysiące dolarów? Chcesz mi zapłacić za to, co ci powiedziałam?

- Nie wiem, czego się spodziewałaś po swoim nowym zajęciu, ale musisz wiedzieć, że nie zrobisz dzięki niemu majątku. Przynajmniej nie od razu i nie na takich informacjach. Aha, przy okazji dam ci jeszcze dobrą radę. Najpierw ubijaj interes, a potem dopiero mów, z czym przychodzisz.

- Nie do wiary! - Adcna zerwała się na równe nogi.

- O co ci chodzi? Czyżby Carrigan dawał ci więcej za milczenie? Jeśli tak, to powiedz mi, ile. Nie chcę być od niego gorszy. Choćby po to, żeby utrzymać ten kontakt. Kiedyś może dostarczysz mi ważniejszych informacji. Kto wie?

Holt także wstał z kanapy i Adena odruchowo cofnęła się o kilka kroków. Jak zahipnotyzowana, nie mogła oderwać od niego wzroku.

- A ile maksymalnie byłbyś skłonny zaproponować? - wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- To zależy. - Zrobił krok w kierunku dziewczyny. - Za ile mógłbym kupić twoją lojalność?

- Niesłychane! Jesteś bezczelny! I pomyśleć, że czułam się w obowiązku cię ostrzec!

- Jeśli uważasz, że dwa tysiące to za mało, możesz się ze mną potargować. Oczywiście, jeśli zapłacę ci dużo więcej, będę oczekiwał od ciebie dalszych usług. Coś mi mówi, że ta inwestycja może mi się opłacić... - Holt postąpił jeszcze jeden krok w jej kierunku.

Adena zorientowała się, o co mu chodzi, o ułamek sekundy za późno. Wyciągnęła ręce, chcąc go od siebie odepchnąć. Na próżno. Mocne palce zacisnęły się na ramionach dziewczyny.

- Zostaw mnie, do cholery! - syknęła, ale Holt zdusił protest gorącym pocałunkiem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Holt całował Adenę, a ona stała sztywna, nieporuszona. Nic bała się. Nie znała Sinclaira, a mimo to czuła, że nie musi się go obawiać, że ten mężczyzna z wszelką pewnością dalej się nie posunie.

Wydało jej się, że Holtowi chodzi tylko o to, żeby ją wypróbować, sprawdzić. Czuła na plecach silne dłonie, na ustach zaś zniewalający dotyk gorących warg.

- Nie denerwuj się, skarbie - szeptał, prawie nie odrywając warg od jej ust. - Coś wymyślimy. Jestem rozsądnym facetem...

- O, tak. To ja się wygłupiłam. Sądziłam, że mam obowiązek zawiadomić cię o tym...

- Nie złość się. Przecież chcę ci zapłacić...

- Dwa tysiące dolarów?

- Za mało? Wydaje mi się, że to dobra oferta.

- Jesteś niemożliwy! Czy mógłbyś mnie wreszcie puścić? Nie mamy o czym rozmawiać.

- Ależ mamy. Założę się, że możesz mi dać znacznie więcej niż tylko jedną zdezaktualizowaną informację. Zaintrygowałaś mnie, Adeno West. Gotów jestem zapłacić za to, co mi sprawia przyjemność.

Adena była rozżalona i wściekła na samą siebie. Nie chciała nawet dyskutować z tym indywiduum. Był taki sam jak Jeff. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby się elegancko zachować. Holt Sinclair uważał, że może sobie kupić wszystko, czego dusza zapragnie.

- Puść mnie, do diabła! - zawołała.

Holt zupełnie nie zwracał uwagi na jej protesty. Zdeterminowana, odepchnęła go od siebie z całej siły. Niestety, siły miała zbyt wątłe, żeby podołać temu potężnemu mężczyźnie, który właśnie się nad nią pochylał.

Jeszcze raz mocno, namiętnie pocałował usta Adeny. Dziewczynie zaparło dech w piersi. Ręce, które przed chwilą odpychały napastnika, straciły resztki mocy, a myśl o tym, że Holt na pewno zorientował się, jakie wywarł na niej wrażenie, do reszty ją obezwładniła. Zresztą bierność nie była w tej sytuacji najgorszym rozwiązaniem.

Poczekam cierpliwie na zakończenie tego pokazu męskiej dominacji, postanowiła. Nie czekała długo.

- Mam przeczucie, że bardzo dobrze by nam było razem - powiedział cicho Holt.

Adena nawet nie chciała się do niego odzywać. Pragnęła jak najprędzej się stąd wydostać. Czekała tylko na sposobność.

- Nie złość się, skarbie - uśmiechnął się Holt. - Wszystko ci wynagrodzę.

- Skończyłeś? - zapytała Adena. Własny lodowaty ton głosu zadziwił ją samą. - Czy mogę już wyjść?

- Na pewno chcesz już uciekać? Jeszcze wcześnie - przekomarzał się Holt. - Mamy jeszcze tyle spraw do omówienia.

Adena zauważyła, że zimne spojrzenie szarych oczu stało się teraz cieplejsze. Po raz pierwszy tego dnia poczuła strach. Nadszedł najwyższy czas na opuszczenie domostwa Holta Sinclaira.

- Być może - szepnęła obiecująco. - Ale może najpierw wypiszesz ten czek na dwa tysiące dolarów...

- Oczywiście - zgodził się natychmiast. - Od razu lepiej się poczujesz, kiedy się przekonasz, że ja zawsze dotrzymuję słowa.

Mój Boże, pomyślała Adena, patrząc za wychodzącym z pokoju Sinclairem, ten facet naprawdę uważa, że wszystko na świecie da się kupić. Zupełnie nie rozumiem takich ludzi. No cóż, przynajmniej dostałam nauczkę. Teraz już wiem, że tacy twardziele jak Holt Sinclair sami sobie ze wszystkim radzą i nie potrzebują takich mięczaków z poczuciem odpowiedzialności, jak ja.

Holt zniknął w swoim gabinecie, a Adena porwała z kanapy torebkę i wybiegła z domu. Wskoczyła do samochodu, jakby goniło ją stado wygłodniałych wilków. Dopiero za kierownicą poczuła się bezpiecznie.

W rekordowym tempie dotarła do mostu Golden Gate. Pomyślała sobie: jakie to szczęście, że takie koszmarne dni zdarzają się wyjątkowo rzadko. Uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy wkładając klucz do zamka w drzwiach własnego mieszkania, usłyszała radosne poszczekiwanie Maksa. Otworzyła drzwi przygotowana na powitalny taniec stęsknionego sznaucera.

- Och, Maks! - wykrzyknęła uszczęśliwiona Adena. - Nawet nie wiesz, jak dobrze wreszcie wrócić do domu, w którym czeka taki grzeczny i wspaniały facet jak ty.

Podrapała psa za uchem, a ten poddał się pieszczocie szczęśliwy, że jego pani cała i zdrowa dotarła wreszcie do domu.

- Poczekaj - poprosiła psa - zaraz ci wszystko opowiem. Miałam koszmarny dzień!

Adena przeszła przez ukwiecony przedpokój i znalazła się w saloniku. Na podłodze leżał gruby, szary dywan, stanowiący tło dla biało-zielonego wystroju całego mieszkania. Dziewczyna zsunęła z nóg pantofle i z westchnieniem ulgi ułożyła się wygodnie na białej kanapie.

- Nareszcie w domu - powiedziała do Maksa.

- Mam nadzieję, że przez jakiś czas zniesiesz trochę gorszy gatunek psiego jedzenia.

Na szczęście był to tylko żart. Wprawdzie Adena nic miała już pracy i powinna zatroszczyć się o stan swojego konta, ale zgromadzone oszczędności na pewno wystarczą jej na kilka miesięcy.

Przez ten czas znajdzie pracę i dzięki temu Maks nie będzie musiał jeść tych obrzydliwych suchych „psich przysmaków", których zresztą nie cierpi. W najgorszym wypadku można będzie sprzedać niewielki pakiet akcji.

Na pewno nie będzie miała problemów że znalezieniem pracy. Adena była wykształconą i doświadczoną księgową, a takich zawsze potrzeba. Wzięła do ręki numer „Wall Street Journal" z zamiarem przejrzenia rubryki „praca". Po chwili jednak doszła do wniosku, że zacznie szukać jutro. Dzień był zbyt męczący, żeby jeszcze zajmować się czymkolwiek.

- Pewnie się ucieszysz, Maks - powiedziała zmęczonym głosem do psa. - Nic będziesz już musiał oglądać Jeffa Carrigana. Wiem, że za nim nie przepadasz. Ja zresztą też go dzisiaj znielubiłam.

Ciekawe, czy bardzo będzie mi brakowało Jeffa? pomyślała. Powiedziałam mu, żeby nie ważył się więcej do mnie dzwonić, i wcale mi od tego serce nic pękło. Było mi tylko trochę przykro. Pociągał mnie jego swobodny styl bycia... Taki przystojny, dobrze wychowany mężczyzna... Miał szansę zająć ważne miejsce w moim życiu.

Adena zamknęła oczy. Przypomniała sobie, jak Jeff zareagował na jej rewelacje o opłacaniu pracowników konkurencyjnej firmy. Uśmiechnął się wyniośle i, jak dziecku, zaczął jej tłumaczyć oczywiste dla niego prawdy.

- Ten świat opiera się na konkurencji, skarbie - oświadczył. - Ci z Sin Tech też mogą stosować wszystkie chwyty. Jeśli im się uda.

- Tak nie wolno, Jeff - protestowała oburzona, jak naiwna pensjonarka. - To zwykła kradzież!

- Tylko interesy - poprawił ją.

- Czy twój ojciec wie o tym?

- Wiemy o tym tylko on, ja i jeszcze kilka osób. Gratuluję, skarbie. Trafiłaś do bardzo ekskluzywnego klubu - zażartował. - Na nasze szczęście jesteś już prawie członkiem rodziny.

Wtedy Adenie puściły nerwy. Zawołała, że nie zamierza brać udziału w jego machlojkach, a Jeff spokojnie czekał, aż dziewczyna się wykrzyczy. Potem polecił jej wrócić do siebie i nie zajmować się poważnymi sprawami, przerastającymi możliwości intelektualne przeciętnej kobiety.

Adena wreszcie zrozumiała, że Jeff nawet nie ma zamiaru zaprzestać przekupywania pracowników konkurencyjnych firm, a od niej oczekuje przymykania oczu na dziwne zapisy w księgach rachunkowych. Obecne i przyszłe.

Zrozumiawszy to, oświadczyła mu z godnością, żeby już nigdy więcej do niej nic dzwonił. Wyraz zdziwienia na twarzy Jeffa sprawił Adenie ogromną satysfakcję. Natychmiast poszła do swego gabinetu, napisała podanie o zwolnienie i wyszła z biura.

I na tym należało poprzestać, pomyślała, rozłożona wygodnie na kanapie we własnym saloniku. Co mnie napadło, żeby jechać do tego całego Sinclaira? Skąd to nagłe poczucie lojalności wobec obcego faceta? Mogłam się domyślać, że on wcale nie potrzebuje mojej pomocy. Chciał mi zapłacić! Też coś!

- Tacy właśnie są mężczyźni - westchnęła i wstała z kanapy. - Nie mówię o tobie, Maks - uspokoiła psa. - Chodźmy spać. Jutro będzie lepiej.

Podczas porannego spaceru z Maksem Adena kupiła gazety. Czuła się wspaniale i gotowa była choćby zaraz zacząć nowe życie. A swoją drogą, to zabawne, myślała, jak jeden dzień może zmienić wszystkie nasze plany.

Otworzyła szafkę. Przez chwilę zastanawiała się, która z jej ulubionych herbat najlepiej nadaje się na taki wyjątkowy poranek. Nie mogła przecież przeglądać ogłoszeń, popijając przy tym aromatyczną herbatę o delikatnym smaku. Taka lektura wymaga czegoś znacznie mocniejszego.

O, tak, English Breakfast będzie idealna. Adena wyparzyła śliczny dzbanuszek z chińskiej porcelany, odmierzyła solidną porcję herbacianych liści i zalała je wrzątkiem. Herbatę zawsze traktowała bardzo poważnie.

Zadzwonił telefon. Dziewczyna skrzywiła się, ale podniosła słuchawkę i natychmiast tego pożałowała.

- Gdzie ty się, u diabła, podziewasz? Już po dziesiątej!

- Czyżbyś nie dostał mojego podania o zwolnienie?

- Oczywiście, że dostałem, ale zaraz podarłem. Oboje dobrze wiemy, że napisałaś je w złości. Muszę ci się przyznać, że po dobrze wychowanej księgowej nie spodziewałem się takiego temperamentu - Jeff Carrigan zdobył się na żart.

- Przykro mi, Jeff - Adena nie była usposobiona do żartów. Wczorajszy dzień oprócz temperamentu ujawnił jej jeszcze kilka własnych, nie znanych dotąd cech. - Moja rezygnacja była jak najbardziej serio. Nie mam zamiaru pracować dla ludzi, którzy żądają ode mnie fałszowania ksiąg rachunkowych.

Zaniepokojony ostrym tonem głosu swojej pani Maks czujnie uniósł głowę. Dobry Maks, pomyślała Adena. Jedyny facet na świecie, który zawsze stanie w mojej obronie.

- Uspokój się, skarbie. Słyszę, że jeszcze nie doszłaś do siebie. Weź tydzień urlopu. Umówmy się, że od dzisiaj. Załatwię wszystko w kadrach. Za kilka dni wrócisz do pracy i nikt się nie zorientuje...

- Żegnam cię, Jeff.

- Ach, jeszcze coś, kochanie - dodał, jakby nie usłyszał chłodnego pożegnania. - Udało mi się zdobyć dwa bilety na ten nowy show. Szkoda, żeby się zmarnowały. Może ty masz jakiś pomysł?

- Oddaj je do biura rzeczy znalezionych.

Adena rzuciła słuchawkę. Natychmiast porwała ją z powrotem i nakręciła numer działu personalnego Carrigan Labs. Nic mogła dopuścić do tego, żeby Jeff wmotał ją w swoje ciemne sprawki, a skoro podarł jej rezygnację...

W dziale personalnym Adena złożyła oficjalną rezygnację. Umotywowała ją „przyczynami osobistymi". Carol Walters, szefowa działu kadr, wcale nie uważała postępku Adeny za nierozsądny i obiecała natychmiast załatwić formalnie rozwiązanie stosunku pracy.

Po tej rozmowie Adena z pasją zabrała się do przeglądania gazet. Zakreśliła kilka interesujących ją propozycji i jeszcze tego samego dnia wysłała swoje oferty.

Przez dwa kolejne dni Adena zastanawiała się nad propozycją Jeffa Carrigana. Oczywiście, nie nad tą częścią, która dotyczyła powrotu do Carrigan Labs, ale nad tą dotyczącą wakacji.

Może rzeczywiście powinna pojechać na krótki urlop. Powiedzmy, na tydzień. Ona sobie odpocznie, a przez ten czas poczta przyniesie odpowiedzi na oferty i po powrocie będzie się można poważnie zabrać do szukania nowej pracy.

Przygotowując kolację także o tym myślała. Teraz talerz z kanapkami stał na stoliku, a rozparta na kanapie Adena oglądała wieczorny dziennik telewizyjny.

- Jak sądzisz, Maks? - zapytała psa. - Moglibyśmy sobie pojechać w jakieś miłe, spokojne miejsce. Koleżanka z księgowości opowiadała mi o ślicznej, starej gospodzie w jednym z miasteczek, powstałych w okresie gorączki złota. Miałbyś ochotę pojechać tam ze mną?

Maks, duszą i sercem mieszczuch, dokładnie rozważał propozycję swojej pani. Nie zdążył jednak udzielić jasnej odpowiedzi, bo przeszkodziło mu w tym brzęczenie dzwonka domofonu.

Adena westchnęła. Odłożyła obrus, który dla zabicia czasu ozdabiała haftem, i podeszła do drzwi. Zupełnie nie miała ochoty na przyjmowanie gości.

- Słucham? - powiedziała do głośnika.

- Adena? Tu Holt Sinclair.

Dziewczyna puściła guzik, jakby poraził ją prąd. Holt Sinclair? Skąd on się tu wziął, myślała przestraszona. Z niewiadomych powodów głos Sinclaira wywołał u niej tak silne emocje, że sama przed sobą bała się do tego przyznać.

- Po co przyjechałeś? - powiedziała wreszcie do głośnika.

- Jestem zaskoczony gorącym powitaniem - zakpił Holt. - Czy mogłabyś mnie wpuścić?

- Po co przyjechałeś? - powtórzyła.

- Chcę z tobą porozmawiać.

- Ale ja nie chcę. O ile dobrze pamiętam, panie Sinclair, nie mamy ze sobą o czym rozmawiać. Zresztą jestem teraz zajęta. Czy mogłabym prosić, żeby pan sobie poszedł?

- Nie jesteś sama? - zapytał ponury głos po chwili milczenia.

- Tak się składa. - Adena uśmiechnęła się do drzemiącego przed telewizorem Maksa.

- Mam nadzieję, że nie jest to Jeff Carrigan.

- Nie. Jeśli tak bardzo to pana interesuje, on ma na imię Maks. Życzę dobrej nocy, panie Sinclair.

- Maks? Ciekawe imię. Nie tracisz czasu.

- Słucham? - zapytała Adena, coraz bardziej rozeźlona.

- Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś bardzo szybka. Jak na młodą kobietę, która przed trzema dniami zerwała poważnie zapowiadający się związek...

- A ty skąd o tym wiesz?

- Wpuść mnie, to ci powiem. Zresztą wiem o tobie znacznie więcej. Nie musisz się obawiać. Nie zrobię krzywdy Maksowi. Przyszedłem po to, żeby cię przeprosić.

- Nic ma potrzeby...

- Adeno, proszę. Popełniłem błąd. Poza tym jest okropna mgła i strasznie mi zimno - dodał płaczliwie.

Adena poczuła, że zaraz zmięknie. Ten jego głos...

- No dobrze - poddała się. - Możesz wejść na chwilę. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz sprawiał trudności, kiedy poproszę cię, żebyś wyszedł. Jasne?

- Tak jest, proszę pani.

Dziewczyna uśmiechnęła się mimo woli. Holt Sinclair był najwyraźniej odporny na upokorzenia. Chwilę później Holt wniósł do biało-zielonego mieszkania aurę męskości, ostro kontrastującą z wybitnie kobiecym wystrojem wnętrza. Mgła skropliła się na czarnych włosach mężczyzny. Wyglądały tak, jakby były oprószone siwizną.

Maks podbiegł do gościa. Czuł się w obowiązku sprawdzić, kto odwiedził jego panią i czego można się po nim spodziewać. Wpatrywał się w obcego, ale zanim Adena zdołała się odezwać, Holt uśmiechnął się i pogłaskał psa po głowie.

- Cześć, Maks - przywitał się.

Adena podniosła oczy ku niebu. Nie spodziewała się, że jej kłamstewko tak szybko się wyda.

- Daj kurtkę - powiedziała, a Holt posłusznie zdjął z siebie okrycie. - Napijesz się herbaty?

- Bardzo chętnie. - Holt z zainteresowaniem oglądał pokój. - Coś mi się wydaje, że mój dekorator za żadne skarby świata nie dogadałby się z twoim. Czy dlatego trzymasz w domu Maksa, że jego szara sierść dobrze się komponuje z kolorem dywanu?

- Skądże. Dopasowałam kolor dywanu do sierści Maksa. Co też ci przyszło do głowy? Gdyby Maks mógł cię zrozumieć, na pewno poczułby się obrażony. To nie moja wina, że urządzał ci mieszkanie jakiś minimalista, uwielbiający dramatyczne efekty.

- Powiedział mi, że to będzie dom prawdziwego mężczyzny - uśmiechnął się Holt. - Zresztą po namyśle stwierdzam, że nasi dekoratorzy jednak by się ze sobą dogadali. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem bardziej kobiecy pokój. Pewnie projektowała go kobieta.

- Siadaj - poleciła mu Adena, nie chcąc kontynuować tego nieco ryzykownego tematu.

- Przyniosę drugą filiżankę. - Obserwowała spod oka, jak Holt rozsiada się na białej kanapie, jak wyłącza telewizor, zupełnie tak, jakby był we własnym domu. - Jesteś głodny? - zapytała widząc że łakomym spojrzeniem wpatruje się w talerz z kanapkami.

- Umieram z głodu - przyznał. - Ale co to za jedzenie?

- Mam dziś ochotę na herbatę West Country. Może być? - zapytała takim tonem, że nawet ktoś tak bezczelny jak Holt Sinclair nic śmiałby zaprotestować.

- Oczywiście - zapewnił i wziął sobie malutką kanapkę z krewetką. Ale to - wskazał stojący na stoliku talerz - mógłbym opróżnić w ciągu półtorej minuty.

- W ten sposób pozbawiłbyś mnie kolacji!

- To ma być kolacja?

- Nie spodziewałam się gości.

- Szkoda, że cię nie uprzedziłem. Mogłabyś zrobić jeszcze kilka kanapek?

Adena z trudem powściągnęła swój ostry język. Pomaszerowała do kuchni i przygotowała trzy duże kanapki z krewetkami. Ustawiła na tacy malowaną w różyczki filiżankę z cieniutkiej porcelany i talerz z kanapkami. Kiedy wróciła do pokoju, zastała warującego u stóp gościa Maksa.

Psisko zlizywało z dłoni Holta resztki pasty kawiorowej.

- Przekupujesz mojego psa! - zawołała oburzona.

- Próbuję. Może lepiej mi pójdzie z nim niż z jego właścicielką. - Holt prawie natychmiast zrozumiał, że palnął głupstwo. - Przepraszam cię, Adeno. To był głupi żart.

- Wcale nie żartowałeś. - Dziewczyna postawiła na stoliku tacę. - Naprawdę chciałeś mi zapłacić.

Nalała do filiżanek herbatę, po czym usiadła na fotelu naprzeciw nieproszonego gościa. Nie chciała ryzykować sąsiedztwa na kanapie.

Holt przyjrzał się jej badawczo. Tak samo, jak tamtego wieczoru, kiedy przyszła go ostrzec przed nieuczciwym pracownikiem. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że zmiana tematu będzie w tym wypadku najlepszym wyjściem z sytuacji.

- Co to? - zapytał, biorąc w palce tamborek z rozpiętym na nim zielonym materiałem.

- W przyszłości to coś stanie się obrusem - objaśniła Adena.

- W przyszłości?

- Pracuję nad tym haftem od roku - przyznała się niechętnie. - Wykończenie roboty zajmie mi pewnie następny rok.

- Całkiem nieźle - roześmiał się Holt. - To twoje hobby bardzo pasuje do tego pokoju, do Maksa i do dobrej herbaty.

- Holt!

- Wiem, wiem, czekasz na przeprosiny - westchnął. - No więc, przepraszam cię. Skąd miałem wiedzieć, że nie przyjechałaś do mnie po to, żeby zarobić parę dolarów. Zrozum, że taki wniosek sam się nasunął...

- Czyżby?

- Proszę cię, przestań. Skąd mogłem wiedzieć, że porzuciłaś pracę i narzeczonego, a dopiero potem przyjechałaś do mnie?

- No właśnie - przypomniała - miałeś mi powiedzieć, kto ci wszystko o mnie opowiedział.

- Zadzwoniłem do twojego biura. Powiedzieli mi, że zrezygnowałaś z pracy. A historię twojego zerwania z narzeczonym opowiedziała mi ze szczegółami szefowa twojego działu. Ona z kolei dowiedziała się o tym od sekretarki Jeffa Carrigana - oznajmił tryumfalnie Holt.

- Biorąc pod uwagę tak doskonały przepływ informacji, należy się chyba spodziewać, że Carrigan Labs i Sin Tech wkrótce się połączą - zauważyła Adena.

- Teraz wiem, jak bardzo się pomyliłem. - Holt udał, że nie dosłyszał uwagi dziewczyny. - Zachowałem się okropnie. Nie miałem pojęcia, że przyjechałaś do mnie, spaliwszy przedtem za sobą wszystkie mosty. Podziwiam cię za to, że taką właśnie wybrałaś kolejność. Przyznaję, że obraziłem cię, proponując parę tysięcy dolarów za przekazaną mi informację. Przecież ty przez tę sprawę zrezygnowałaś z dobrej pracy i z mężczyzny, który mógłby się tobą zaopiekować...

- Może nie zdajesz sobie sprawy, ale te twoje przeprosiny brzmią jak obelga - przerwała mu Adena.

- Przepraszam. Będę wyrażał się ściśle. Przyjechałem po to, żeby zaproponować ci jedyne rozwiązanie, rekompensujące to, co straciłaś, odchodząc z Carrigan Labs. Proponuję ci pracę w Sin Tech i mężczyznę, który otoczy cię opieką. Ja jestem tym mężczyzną.

ROZDZIAŁ TRZECI

Adena zaniemówiła z wrażenia. Zaskoczona wpatrywała się w zadowolonego z siebie mężczyznę, siedzącego na jej własnej kanapie.

- Czy zaproponowałeś mi to całkiem serio? - zapytała wreszcie.

- Wszystko co mówię, mówię poważnie.

- Zapamiętam to sobie - obiecała Adena, chociaż pomyślała, że tego mężczyzny pod żadnym pozorem nie należy traktować poważnie. - Jesteś niezwykle szlachetny.

- Bardzo mi przykro, że nie zdobyłem się na taką szlachetność trzy dni temu. Zrobiłbym to, gdybyś jasno powiedziała, o co ci chodzi.

- To rzeczywiście była moja wina. Sam powiedziałeś, że jestem nowa w tej branży. - Zauważyła, że Holt stracił poprzednią pewność siebie i zastanawia się, czy Adena mówi poważnie, czy też sobie z niego żartuje. - Może jeszcze filiżankę herbaty? - zapytała uprzejmie.

- Poproszę.

- To bardzo droga herbata. Pewnie to zauważyłeś - ciągnęła Adena towarzyską pogawędkę. - Kupuję ją w takim sympatycznym sklepiku niedaleko Union Square. Mają tam ogromny wybór...

- Adeno...

- A na dodatek właściciel jest bardzo miły. On oczywiście wie, że jestem stałą klientką, więc pewnie dzięki temu tak dobrze mnie obsługuje. Zresztą płacę trochę drożej za...

- Adeno!

- Trochę drożej płacę za swoje ulubione mieszanki. Wierzę w to przysłowie: jaka płaca, taka praca. Ty chyba też?

Holt zrobił się purpurowy, oczy mu błyszczały... Najwyraźniej dopiero teraz zrozumiał, że dziewczyna kpi sobie z niego.

- Całkowicie się z tobą zgadzam - odrzekł jedwabistym głosem. - Czyżbyś chciała mi w ten sposób dać do zrozumienia, że za mało ci zaproponowałem?

- Nie przesadzaj. W końcu prawie się nie znamy. Zresztą nie z mojej winy.

- Gdybyś się wtedy nie obraziła, zaoszczędzilibyśmy sobie trochę czasu i mnóstwa nieporozumień.

- Musisz mi wybaczyć. Byłam bardzo zdenerwowana.

- Skończ wreszcie te kpiny! Przyjechałem tu po to, żeby wszystko naprawić. Mogłabyś przynajmniej przestać mnie wyśmiewać. Przeprosiłem cię przecież! Z czego ty się, do diabła, śmiejesz?

- Oczywiście, że z ciebie. Przecież nikogo innego tu nie ma. Tamtego wieczoru byłam w paskudnym humorze. Nie potrafiłam zauważyć, jak śmieszna była ta cała sytuacja. Dopiero teraz mogę to w pełni docenić. Ile kobiet kupiłeś sobie w ciągu ostatniego półrocza? Sześć? Osiem? Czy włączysz mnie do haremu? Chyba rozumiesz, że bez Maksa nigdzie się nie ruszę. Jego także będziesz musiał wziąć na utrzymanie. Do tego dochodzi jeszcze spora suma, jaką co miesiąc wydaję na herbatę i jedzenie. Obawiam się, że będę jednym z droższych okazów w twojej kolekcji...

- A niech cię diabli porwą! - Zaproponowałem ci pracę i...

- Oświadczyłeś się przy okazji - przypomniała mu.

- Wcale nie o to chodziło!

- A jak byś to nazwał?

- Przepraszam cię. Rozumiem, ze zabrzmiało to zbyt obcesowo, ale fakt pozostaje faktem. Chcę cię mieć i gotów jestem zapłacić za to każdą cenę.

Całe poczucie humoru opuściło Adenę na skutek tego szczerego wyznania.

- Skąd wiesz, że właśnie mnie chcesz mieć? - zapytała, rumieniąc się z hamowanej furii. Sam powiedziałeś, że spędziliśmy ze sobą zaledwie jeden wieczór.

- To mi zupełnie wystarczy. - Holt uśmiechnął się rozbrajająco.

- Czyżbyś naprawdę uważał, że można kupić miłość?

- Wszystko ma swoją cenę. Zresztą ja wcale nie chcę kupować miłości.

- A co? Chcesz zatrudnić nową pomoc domową? A może będę przechowywana na wszelki wypadek jako czwarta do brydża? A może potrzebujesz prywatnego buchaltera?

- Z radością zademonstruję, jaką rolę wyznaczyłem ci w moim życiu!

- O, nie! - Adena zauważyła, że się irytował. Dobrze mu tak, pomyślała. Uczciwie sobie na to zasłużył. - Najuprzejmiej dziękuję. Wprawdzie rzeczywiście szukam pracy, ale nie mam zamiaru przyjmować twojej propozycji. Za drogo by mnie to kosztowało.

- Jesteś na mnie zła.

- A ty jesteś bardzo spostrzegawczy.

- Dlatego, że stawiam sprawę uczciwie? - Holt był rozczarowany.

- Pragnę ci oświadczyć, że twoja propozycja jest pozbawiona romantyzmu, niedelikatna i nieinteresująca.

- Oczywiście, że jest niedelikatna, ale na pewno interesująca. Za to mogę ręczyć. A romantyzm? Nie wyobrażam sobie bardziej romantycznej sytuacji niż ta, w której dwoje ludzi od pierwszego wejrzenia zaczyna się sobą interesować.

- Naprawdę uważasz, że to, co nas spotkało, można nazwać miłością od pierwszego wejrzenia? - zapytała z niedowierzaniem Adena.

- Zainteresowaniem od pierwszego wejrzenia - poprawił ją Holt. - I nie próbuj udawać cnotliwej panienki z powieści dla grzecznych dziewczynek. Wiem, że tamtego wieczoru, chociaż przez chwilę, czułaś dokładnie to samo co ja. W przeciwnym wypadku nie zostałabyś na kolacji i na pewno nie poddałabyś się moim uściskom bez walki.

- Chyba postradałeś zmysły! Po prostu mnie obrażasz. Niczemu się nie poddawałam. Chciałam tylko jak najspokojniej przetrwać niemiłe chwile.

Przez moment sądziła, że się zagalopowała.

Holt spojrzał na mą badawczo, ale zaraz potem uśmiechnął się i wziął z talerza drugą kanapkę.

- Chyba właśnie nadeszła chwila, w której powinienem cię wziąć w ramiona i całować tak długo, aż zabraknie ci sił, żeby mi czegokolwiek odmówić.

- Holt! - Adena odruchowo wtuliła się w swój fotel. Po raz pierwszy w życiu poczuła się jak delikatna, zupełnie bezbronna istota.

- Co się stało? - Holt nawet się nie poruszył. - Czyżby i ta scena była dla ciebie za mało romantyczna? Na pewno nie możesz mi zarzucić, że jest nieciekawa...

- Kpisz ze mnie. - Adena odetchnęła, zrozumiawszy, że on tylko żartuje.

- Troszeczkę - uśmiechnął się do niej.

- No tak, chyba nie powinnam ci była mówić, że tamten pocałunek był dla mnie niemiłym przeżyciem. Zachowałam się niegrzecznie - zreflektowała się.

- Nawet bardzo niegrzecznie. Na szczęście stać mnie na wyrozumiałość. Moim zdaniem, nie doszłaś jeszcze do siebie po przeżyciu, jakim było zerwanie z Jeffem Carriganem - tłumaczył jej Holt współczująco. - Sama przed sobą musiałaś udawać, że mi się opierasz. Na pewno okropnie byś się czuła, gdybyś poddała się pieszczotom innego mężczyzny zaledwie w kilka godzin po odprawieniu Carrigana. A, właśnie. Zapomniałem cię zapytać, jak biedaczysko przyjął tę wiadomość.

Adena wpatrywała się w Holta zdumiona. Nawet nic podejrzewała tego człowieka o podobną przenikliwość. Tymczasem on od niechcenia, bez specjalnego wysiłku odkrywa nagą prawdę.

I oczywiście ma rację. Wcale nie musiała zostawać u niego na kolacji. Najgorsze ze wszystkiego było wspomnienie uczuć, jakie zawładnęły nią wtedy, kiedy Holt trzymał ją w ramionach. Nie ma co się oszukiwać. Czuła najzwyklejszy w świecie pociąg fizyczny do obcego mężczyzny. I to zaraz po tym, jak rozstała się z Jeffem.

- Wydaje mi się, że on nie wierzy w nasze zerwanie - powiedziała Adena.

- Gdyby się tu jednak zjawił, to dasz mu do zrozumienia, że wszystko skończone? - zapytał Holt, jakby rzucał komuś wyzwanie. Nawet drzemiący u jego stóp Maks niespokojnie zastrzygł uchem, chociaż nie uznał sytuacji za wystarczająco poważną, aby warto było otwierać oczy.

- To nie twoje zmartwienie - odcięła się Adena.

- Chciałem się tylko upewnić, czy nie usychasz z tęsknoty za nim. - Po wyrazie twarzy Holta można było poznać, że już się upewnił.

- Umówmy się, że wpadniesz do mnie za pół roku. Przekonamy się wtedy, czy udało mi się samej uporać z problemem Jeffa.

- W zasadzie jestem bardzo cierpliwy, ale nie aż do tego stopnia. Czy mogę jeszcze prosić o herbatę? - wyciągnął przed siebie pustą filiżankę.

- Możesz sam sobie nalać - mruknęła Adena, zła na siebie i na cały świat.

- Pewnie, że mogę, ale lubię patrzeć, jak ty to robisz.

- Masz wtedy wrażenie, że jestem na swoim miejscu? - Adena poddała się prawie bez walki.

- Wcale nie - uśmiechnął się czarująco. - Po prostu lubię na ciebie patrzeć. Jesteś taka kobieca i dobrze wychowana... Daj mi szansę, Adeno - nagle zmienił ton głosu. - Obiecuję, że nie będę cię poganiał.

Adena spojrzała na niego ukradkiem. Po raz pierwszy zaczęli rozmawiać poważnie.

- W tej chwili nie jestem do wzięcia - powiedziała. - Właściwie powinnam chyba powiedzieć, że w ogóle nie jestem do wzięcia.

- Później o tym porozmawiamy. - Patrzył jej przez chwilę prosto w oczy, jakby coś ważył w myślach. - Wydaje mi się, że powinniśmy zmienić temat.

- Zanim tak się zirytuję, że poszczuję na ciebie Maksa? - zażartowała Adena, szczerze zdumiona domyślnością swego gościa.

- Nie. - Holt podrapał Maksa za uchem. - Nie chcę cię stawiać w niezręcznej sytuacji. Mogłabyś mi jeszcze powiedzieć coś, czego później będziesz żałowała.

- Nic bądź śmieszny, Holt. Mnie nie można kupić. Nie jestem bombonierką.

- Przecież widzę. - Znów się uśmiechnął. - Nie można się tobą nasycić. Ale mieliśmy zmienić temat.

- Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli wiele wspólnych tematów do rozmowy.

- Czyżby. A twoje zamiłowanie do sztuki?

- Co takiego? - Dopiero teraz zauważyła, że Holt patrzy na kopię impresjonistycznego obrazu, wiszącą za jej plecami.

- Pasuje do ciebie i do tego pokoju. Wszystko pasuje: kolory, światło i ta delikatność... - rozejrzał się po pokoju. - Pewnie nawet nie masz pojęcia, że dla mężczyzny to wszystko jest bardzo ponętne.

- Nie projektowałam mieszkania z myślą o mężczyznach - zaprotestowała Adena. Własna reakcja na niecodzienny komplement wcale się jej nie spodobała.

- Wiem, ale efekt i tak pozostaje ten sam. Już od progu poczułem się tu jak dawno oczekiwany gość. Tak jakby wszystko w tym pokoju na mnie czekało.

- Otoczyłeś się masywnymi, prawdziwie męskimi meblami i dlatego odrobina puszystości tak bardzo na ciebie działa.

- Tak myślisz? Uważasz, że moje mieszkanie jest prawdziwie męskie? Nadzwyczajne!

- Wiem, że pożałuję tego pytania, ale muszę ci je zadać. Co w tym takiego fascynującego?

- Bardzo się cieszę, że tak ostro zareagowałaś na wystrój mojego mieszkania. Jesteś na dobrej drodze. A teraz pomogę ci zebrać filiżanki.

Holt wstał z kanapy, wziął tacę z zastawą i zaniósł ją do kuchni. Adena mogła tylko podążyć za nim.

- Wiesz, Holt, wydaje mi się, że powinieneś już iść - powiedziała, chociaż zupełnie nie wiedziała, jak mogłaby go zmusić do opuszczenia jej domu. - Powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedzenia i nawet dostałeś odpowiedź. Nie utrudniaj mi życia, bardzo cię proszę.

- Poczekaj, tylko zmyję filiżanki. Założę się, że porcelany nie wkładasz do zmywarki. Mam rację?

- Masz, ale nie musisz ich zmywać. Sama to zrobię, jak już sobie pójdziesz.

- Nawet o tym nie myśl. Bardzo mi zależy na tym, żeby zrobić na tobie dobre wrażenie - roześmiał się głośno. Wlał do zlewu kilka kropel płynu do zmywania i puścił gorącą wodę. Zachowywał się tak, jakby codziennie zmywał naczynia w tej kuchni.

- Twoja pomoc domowa nie ma zbyt wiele roboty - mruknęła Adena Przecież nie mogę go siłą wyciągnąć z kuchni, pomyślała.

- Ach, byłbym zapomniał - zaczął, zanurzając filiżankę w pachnącej piance. - Miałem cię zapylać, jak do tego doszło, że odkryłaś to przekupstwo. Możesz mi coś o tym powiedzieć? Rachunkowość czasami robi na mnie wrażenie czarnej magii.

Adena przyglądała się z niepokojem, jak obchodzi się z delikatną porcelaną. Robił to wyjątkowo ostrożnie. Chwilę po tym uległa czarowi, jaki Holt na nią rzucił. Uznała, że opowiadanie o pracy nie może jej zaszkodzić.

Holt skończył zmywać, a Adena wciąż jeszcze tłumaczyła mu zawiłości księgowania i bilansów. W tym stanie łatwo dała się zaprowadzić z powrotem do pokoju i nie protestowała, kiedy Holt nalał dwa kieliszki sherry ze stojącej na stoliku karafki. Wzięła od niego kieliszek i usiadła na białej kanapie, wciąż tłumacząc mu, na czym polega rachunkowość.

- To bardzo interesujące - Holt kiwał głową. - Co za kombinacja rozumu i delikatności. Nie można ci się oprzeć!

- Skąd ci przyszło do głowy, że jestem delikatna?

- Zauważyłem to od razu, kiedy tylko wszedłem do swojego gabinetu. Z taką niecierpliwością czekałaś wtedy na mnie - powiedział cicho. - Od razu powiedziałem sobie, że kupuję to, co mi zechcesz sprzedać.

- Czy zawsze patrzysz na świat w kategoriach transakcji handlowych? - Adena pokręciła głową.

- Jestem praktycznym człowiekiem.

- Ciekawe, gdzie się tego nauczyłeś? - Nie wiadomo dlaczego Holt nagle zaczął ją interesować.

- W różnych szkołach - odrzekł jakby zbity z tropu. Zachowywał się tak, jakby pytanie dziewczyny dotknęło nie całkiem zabliźnionej rany.

- Opowiedz mi o tym - poprosiła. Wiedziała, że nie powinna nalegać, ale czuła także wewnętrzną potrzebę zaspokojenia ciekawości.

- Najprościej byłoby powiedzieć, że wszystkiego nauczyłem się w małym miasteczku, w którym się urodziłem. - Holt pociągnął łyk sherry. - Były tylko dwa sposoby wyrwania się stamtąd: zdobyć wykształcenie albo zaciągnąć się do wojska. Wybrałem wojsko, bo wydawało mi się, że to mniej kosztowna metoda. Oczywiście, myliłem się. Dzięki armii udało mi się wyjechać z miasteczka. Dotarłem nawet do Azji. Tam nauczyłem się, że wszystko, także ludzkie życie, można sprzedać i kupić. Udało mi się przeżyć i nie zwariować, co właściwie należałoby uznać za sukces... Po powrocie kupiłem sobie wykształcenie. Gdybym miał więcej rozumu, kupiłbym je wcześniej. Zrobiłem także kolejny, niezbyt rozsądny krok. Mianowicie kupiłem żonę.

- Żonę!

- Tak. - Holt uśmiechnął się krzywo i skinął głową. -Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że żona to zakup ratalny. Nie wiedziałem też, że mężczyzna musi spłacać raty zarówno w dobrych, jak i w złych czasach.

- Odeszła?

- Bez namysłu. Mówiąc szczerze, nie mam nawet do niej pretensji, bo w końcu wyszło mi to na dobre. Bardzo długo nie mogłem znaleźć pracy. Wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że nie mam zamiaru spędzić całego życia na łasce i niełasce obcych ludzi. Pracując dla kogoś, nigdy nie osiągnąłbym niezależności, nie uzyskał kontroli nad własnym życiem.

- Teraz stać cię na wszystko, czego zapragniesz - mruknęła Adena.

- Prawie - uśmiechnął się do niej znacząco.

- Rozumiem, że nie uważasz siebie za cynika, tylko za człowieka interesu.

- Naprawdę sądzisz, że jestem cyniczny? - zapytał Holt, udając zdziwienie.

- Oczywiście.

- To dlatego, że ty patrzysz na życie przez różowe okulary. Jak ten impresjonista, który namalował twój obraz. Wolisz jasne, radosne barwy.

- Może masz rację - zgodziła się Adena.

Pomyślała, że Holt chyba odgadł prawdę. Ona chciałaby, żeby jej mężczyznę, tak samo jak ją samą, oburzyły machlojki Carriganów. Jeffa także próbowała dopasować do ideału mężczyzny, który sama sobie stworzyła. Pewnie właśnie w tym tkwił błąd.

- Nie ma sprawy - szepnął Holt.- Ja mogę sobie pozwolić na urzeczywistnienie twoich złudzeń. Powiedz mi tylko czego pragniesz.

- Myślisz, że to takie proste?

- Spróbujmy. Powiedz mi, czego byś chciała, a ja ci powiem, czy ci mogę to dać.

- A gdybym cię poprosiła o uczciwe prowadzenie interesów? - spytała.- O prowadzenie firmy bez łapówek, bez szpiegostwa gospodarczego?

- Musisz wiedzieć - Holt uśmiechnął się szeroko i rozparł na białych poduszkach kanapy - że nigdy w całej swojej karierze nie dałem ani nie wziąłem żadnej łapówki.

- Nie wierzę! Nawet się nie zdziwiłeś, kiedy ci powiedziałam, że przekupiono jednego z twoich pracowników. Zachowałeś się tak, jakby to było normalne.

- Ta forma zdobywania informacji jest dość powszechna, ale to nie oznacza, że ja także z niej korzystam. Nie denerwuję się, kiedy zdarza mi się dowiedzieć o czymś takim. Jestem doświadczonym człowiekiem i nie ulegam gwałtownym reakcjom.

- Bez wahania zaproponowałeś mi łapówkę! - przypomniała mu Adena.

- To zupełnie co innego. Chciałem kupić ciebie, a nie informację. Musiałem zastosować najprostszy sposób pozyskania twojej przychylności. Ponieważ sądziłem, że przyjechałaś po to, żeby sprzedać rai informację, wyciągnąłem logiczny wniosek, że od tej strony najłatwiej będzie cię podejść. Nie miałem zamiaru kupować od ciebie żadnych tajemnic Carrigan Labs.

- I ja mam w to uwierzyć?

- Czyżby fakt, że nadal chcę cię kupić, chociaż już wiem, że nie pracujesz u Carrigana, nic dla ciebie nie znaczył? Nie przyszło ci do głowy, że gdybym naprawdę chciał wydostać z Carrigan Labs ważne sekrety techniczne, przekupiłbym kogoś zajmującego wyższe stanowisko niż twoje? No to mamy jedną iluzję, która pozostaje nietknięta. Ja prowadzę interesy uczciwie. Co tam jeszcze masz na tej swojej liście?

- To nie jest lista zakupów - upomniała go Adena. - Zresztą ty i tak na wszystko znajdziesz odpowiedź. Jesteś taki cholernie cyniczny!

- Więc spróbuj mnie zmienić - zaproponował.

- Ty naprawdę zwariowałeś!

- Skądże. Uważam, że mam pragmatyczny stosunek do życia, ale chętnie pozwolę ci go zmienić.

- Chcesz mnie wykołować. - Adena ze wszystkich sił broniła się przed ogarniającym ją zainteresowaniem.

Holt rzucił jej nie lada wyzwanie.

- Teraz ty jesteś cyniczna - uśmiechnął się do niej.

- Między cynizmem a ostrożnością jest ogromna różnica.

- Daj się zaprosić na kolację. - Holt patrzył dziewczynie prosto w oczy. - Obiecuję, że i w restauracji, i potem zachowam się bez zarzutu. Być może jestem cynikiem, ale czasami potrafię postępować jak dżentelmen. Oczywiście tylko wtedy, kiedy jest to konieczne.

Adena wiedziała, że nie powinna nawet zastanawiać się nad przyjęciem zaproszenia, tymczasem propozycja Holta już ją nęciła.

- Mam nadzieję, że nie oprzesz się pokusie zrobienia wyłomu w moim cynizmie. Proponuję ci spędzenie ze mną jednego wieczoru. Bez żadnych zobowiązań i bez podtekstów. Zwykły, sympatyczny wieczór we dwoje. Co ty na to?

Adena przygryzła wargę. Była wściekła na siebie za to, że w ogóle bierze pod uwagę możliwość przyjęcia tej propozycji. Nie zdążyła się zdobyć na stanowczą odmowę, kiedy Holt wziął ją za rękę.

- Proszę cię, Adeno - błagał aksamitnym szeptem, któremu dziewczyna rzeczywiście nie potrafiła się oprzeć. - Żadnych zobowiązań. Słowo honoru. Pozwól się zaprosić na kolację.

- A co po kolacji?

- Po kolacji przywiozę cię do domu i zostawię pod drzwiami. Jeśli tak sobie zażyczysz.

Adena czuła ciepło jego dłoni. Stali obok siebie, ale Holt wcale nie wymusił na dziewczynie tego pocałunku. To ona sama, nie wiedzieć jakim cudem, zbliżyła wargi do jego ust, kiedy się nad nią pochylił. A kiedy się odsunął, zdała sobie sprawę z tego, że jeszcze jej mało.

Jedna wspólna kolacja, pomyślała. Przecież to nic zdrożnego. Nie stanie mi się żadna krzywda. Zgodzę się, jeśli obieca, że bez dyskusji odwiezie mnie potem do domu.

- Nie musisz się mnie obawiać - powiedział Holt cicho, jakby odgadł myśli dziewczyny. - Przyznaję, że bardzo cię pragnę, ale chcę zagrać w tę grę zgodnie z regułami, które ty ustalisz. Nie jestem już nierozważnym młokosem, któremu tylko jedno w głowie.

- Czyżby? - wydukała Adena.

Zrozumiała, że stoi zbyt blisko płonącego we wnętrzu tego mężczyzny żaru. Powinnam trzymać go na dystans, pomyślała. Przytłacza mnie ta jego wysublimowana męskość. Nie potrafię nawet logicznie myśleć. Samą siłą woli przyciąga mnie do siebie...

- Oczywiście - roześmiał się Holt. - Mam trzydzieści osiem lat. Mężczyźni w tym wieku na ogół potrafią już docenić więcej niż tylko jeden aspekt związku z kobietą. Skorzystaj z okazji, skarbie. Sprawie, że zapomnisz o Carriganie i obiecuję, że zachowam się jak dżentelmen.

- A jeśli, mimo wszystko, nie dostaniesz tego, na czym ci najbardziej zależy?

- Zaryzykuję.

- Bo nie liczysz się z możliwością przegranej - dokończyła za niego Adena.

- Zaryzykuję - powtórzył Holt. - Przecież zjedzenie z tobą kolacji w jakimś eleganckim lokalu samo w sobie będzie dla mnie miłym przeżyciem.

Nie mogę dać się wciągnąć w żadną niebezpieczną sytuację, upomniała Adena samą siebie. On ze mną flirtuje. Co z tego, kiedy czuję, że mięknę jak wosk. Boże, dopomóż! Tak bardzo chcę iść z nim na tę kolację! Tak bardzo chcę, że zaraz uwierzę we wszystko, co mi obieca.

- Zgoda - powiedziała.

- Dziękuję - wyszeptał.

Tym razem ich pocałunek był czymś więcej niż tylko delikatnym muśnięciem warg, ale Adeny to nie przeraziło. Poddała się, myśląc sobie, jak by to było przyjemnie wtulić się w tego mężczyznę i zapomnieć o całym świecie. Zadrżała, a on to poczuł. Odsunęła się od niego. Holt nie tylko się nie sprzeciwił, ale sam także cofnął się o krok.

- Przyjadę po ciebie o siódmej - powiedział. - Gdybyś miała wątpliwości, powiedz sobie, że jestem ci winien kolację w przyzwoitej restauracji. Tylko tyle mogę zrobić, skoro nawet pracy nie chcesz ode mnie przyjąć.

Holt wyszedł, a Maks długo jeszcze stał przy drzwiach i machał ogonem. Adena natomiast odniosła przedziwne wrażenie, że z jej mieszkania zniknął nagle jakiś niesłychanie ważny element.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Punktualnie o siódmej przed dom zajechało ferrari Holta. Metalizowany lakier samochodu doskonale komponował się z czarną w złote wzory suknią Adeny.

- Pięknie wyglądasz - westchnął Holt na widok wieczorowej sukni z długimi rękawami i dużym dekoltem.

- Zawsze na pierwszej randce staram się zrobić dobre wrażenie - zażartowała Adena. Sądziła, że żart obroni ją przed pożądliwym spojrzeniem szarych oczu Holta.

- Dziękuję. - Holt ostrożnie zamknął drzwi przed nosem pełnego nadziei Maksa i szarmancko poprowadził Adenę do czekającego przed domem auta.

- Za dobre wrażenie?

- Za to, że nasze dzisiejsze spotkanie nazwałaś pierwszą randką. Naprawdę chcę, żeby nasz romans przebiegał według twoich wyobrażeń, skarbie.

- Mam rozumieć, że dasz mi wszystko, co zechcę? uśmiechnęła się do niego. - Czyżbyś doszedł do wniosku, że można mnie kupić za dobre zachowanie?

- Na to też mogę sobie pozwolić. Przez jakiś czas.

Holt przekręcił kluczyk w stacyjce i ferrari z piskiem opon ruszyło przed siebie. Przejechali most Golden Gate, minęli główną ulicę Sausalito i znaleźli się tuż przy plaży. Tam właśnie znajdowały się najelegantsze butiki i najwytworniejsze restauracje.

- Ty także wiesz, jak zrobić na kobiecie dobre wrażenie - powiedziała Adena, kiedy na pięknie nakrytym stole pojawił się fantastycznie udekorowany koktajl z krewetek. - Ale uważaj. Ja rzadko kiedy pozwalam panom zamawiać dla mnie potrawy.

- Bardzo ci jestem wdzięczny, że dziś postanowiłaś oddać się całkowicie w moje ręce. Obiecuję, że następnym razem zapytam cię o zdanie, zanim ułożę menu.

- Czy jeśli znajdę w karcie coś naprawdę interesującego, będę mogła to sobie zamówić?

- Próbujesz mi chyba dać do zrozumienia, że jestem apodyktyczny. - Holt zaśmiał się cicho.

- Uważam, że masz do tego predyspozycje - zgodziła się Adena. - W trwałym związku trzeba by cię mocno trzymać w ryzach, żebyś nie wszedł człowiekowi na głowę.

- Wydaje mi się, że potrafię się przystosować - oświadczył skromnie.

- Większości ludzi tak się wydaje i niestety, wielu z nich zupełnie tego nie potrafi. Najmniej podatni na przystosowanie są ci, którzy przyzwyczaili się chadzać własnymi drogami.

- Pijesz do mnie? - domyślił się Holt.

- Ja tylko próbuję cię ostrzec.

- Czy ty się mnie boisz? - zapytał, wpatrując się uważnie w stojący na stole kieliszek z białym winem.

- Skądże. Gdybym się bała, nie przyjęłabym twojego zaproszenia - zapewniła go Adena, chociaż w głębi duszy dobrze wiedziała, że nie jest to stuprocentowa prawda.

- A mimo to postanowiłaś trzymać mnie na dystans.

- Oczywiście - potwierdziła z uśmiechem na ustach.

- Przecież obiecałem ci, że zachowam się jak dżentelmen - przypomniał Holt. - Wobec tego musisz się zastanowić, czy na pewno mnie chcesz kontrolować?

- Czyżbyś dawał mi do zrozumienia, że to mnie grozi dziś szaleństwo z pożądania?

- W każdym razie miło sobie wyobrazić coś takiego.

Adena roześmiała się głośno. Nie wypiła nawet odrobiny wina, a już czuła lekki zawrót w głowie.

- Czy cały swój wolny czas poświęcasz na nakłanianie kobiet do tego, żeby głupiały na twoim punkcie? - zapytała.

- Skądże. Możesz mi wierzyć lub nie, ale ja naprawdę mam trochę inne zainteresowania.

- Na przykład?

- Na przykład, kiedy tylko mogę, jadę na ryby.

- Zajęcie dla prawdziwego mężczyzny - pochwaliła zupełnie serio Adena.

- Dużo radości sprawia mi też malowanie.

- Malowanie? - zdziwiła się. - Czym malujesz?

- Akwarelami.

- Akwarelami? Niemożliwe! Ty lubisz coś tak delikatnego jak akwarele? - zawołała. - Gdzie one są? Nie widziałam u ciebie żadnych obrazów.

- Nie pasują do wystroju wnętrza. Zazwyczaj po prostu rzucam je w kąt i tam leżą. Jestem marnym malarzem. Właściwie to jestem okropnym malarzem, ale czasami ogarnia mnie wielka chęć, żeby wziąć do ręki pędzel i poeksperymentować.

- Do głowy by mi nie przyszło... - mruknęła pod nosem Adena.

Wyznanie Holta wniosło w ten wieczór trochę ciepła, jakby zbliżyło ich do siebie. Odkrył przed nią delikatną część swojej natury, dzięki czemu mogli się wreszcie zająć czymś innym niż dokuczaniem sobie nawzajem.

Ten mężczyzna coraz bardziej ją zaciekawiał, więc Adena skorzystała z okazji i zasypała go mnóstwem bardzo osobistych pytań.

- Zawsze na pierwszej randce zadajesz tyle pytań? - zażartował Holt, kiedy przytuleni do siebie tańczyli na parkiecie.

- A co? Nie lubisz gadatliwych kobiet?

- Znam niewielu ludzi, którzy chcieliby poznać tyle szczegółów na raz. Jutro ja zadaję pytania.

- Czy w ten subtelny sposób dajesz mi do zrozumienia, że jutro także zabierasz mnie na kolację? - zapytała Adena i uśmiechnęła się do niego. Nie zaprotestowała, kiedy mocniej ją do siebie przytulił.

- Czy Maks pozwoli ci wychodzić z domu przez kolejne dwa dni?

- Musimy go zapytać. On nie lubi, kiedy późno wracam.

Istotnie, kiedy kilka godzin później Holt odwiózł dziewczynę do domu, w zaspanych oczach Maksa widać było żal. Upewnił się, że oboje są cali i zdrowi, po czym znów ułożył się do snu, zadowolony z dobrze spełnionego obowiązku.

- A to leń - szepnął Holt. Nalał sobie kieliszek sherry i usiadł na białej kanapie. - Zawsze tak się zachowuje późnym wieczorem?

- Ostrzegałam cię przecież - usprawiedliwiła psa Adena. Tym razem także nie zaprotestowała przeciwko swobodzie, z jaką gość poruszał się po jej domu.

- W każdym razie dobrze wiedzieć, że ktoś się tobą opiekuje, kiedy mnie tu nie ma - zauważył filozoficznie Holt.

- Sznaucery są bardzo oddane i w razie potrzeby potrafią obronić swego właściciela. - Adena usiadła obok Holta na kanapie. Ale nie za blisko.

- Wspaniała cecha u mężczyzny i u psa - powiedział Holt.

- Całkowicie się z tobą zgadzam - odrzekła Adena.

- Ja też mogę być oddany. I umiałbym cię obronić - szepnął Holt i musnął palcami włosy dziewczyny. - Jestem także zaradny, mądry, dowcipny i hoj...

- Nie wymawiaj tego słowa, bo każę ci wyjść, zanim skończysz sherry!

- Dlaczego tak się obawiasz mojej hojności? - zapytał, a zaraz potem ostrożnie pocałował Adenę w szyję.

- Obawiam się, że twoje prezenty nie byłyby ofiarowane bezinteresownie - powiedziała Adena poważnie, chociaż bardzo cicho.

- A ty chcesz zachować niezależność?

- Po prostu nie chcę, żebyś się poczuł oszukany, a tak właśnie mogłoby się zdarzyć, gdybym przyjęła coś od ciebie i nie dała ci wszystkiego, co spodziewałeś się za to dostać - oświadczyła, rozpaczliwie próbując rozwiać romantyczną mgłę, która otaczała ich tego wieczora.

- Rzeczywiście nie lubię, kiedy się mnie oszukuje. Oczekuję ekwiwalentu... - Holt pieścił wargami delikatną skórę za uchem dziewczyny.

Adena poruszyła się niespokojnie. Instynkt podpowiadał jej, że powinna położyć tamę tym ekscesom, ale Holt przytrzymał jej twarz w swoich dłoniach.

- Adeno... - wyszeptał.

Zadrżała, a on zrozumiał to jako przyzwolenie i mocno, namiętnie pocałował rozchylone usta dziewczyny. Tym razem wcale się go nie bała. Czuła, że Holt całkowicie panuje nad sobą. Mogła bez obaw poddać się delikatnemu podnieceniu, jakie ten pocałunek w niej obudził.

Zresztą, cóż może być złego w zwyczajnym pocałunku na dobranoc, pomyślała. Wyciągnęła rękę i zagłębiła palce w czarnych włosach Holta. Już w restauracji miała na to ogromną ochotę.

- Adeno, moja słodka, pozwól mi ogrzać się przy tobie. Tak dobrze trzymać cię w ramionach. Tak bardzo cię pragnę...

Przesunął dłonią po udzie dziewczyny. Cienki materiał czarno-złotej sukni nie mógł chronić jej ciała przed pieszczotą. Adena mocniej wtuliła się w ramiona mężczyzny. Zamknęła oczy. Niech się dzieje co chce, pomyślała.

Palce Holta przesunęły się wyżej i znalazły nie osłoniętą stanikiem, lekko okrytą jedwabistą materią, ciepłą okrągłość. Pieścił jej piersi, a dziewczyna coraz mocniej się do niego tuliła.

- Holt... Och, Holt... - jęczała.

- Co się stało, kochanie? - szepnął rozbawiony, kiedy dotarło do niego wreszcie, że Adena także go pragnie. - Nie podoba ci się to?

- Za... Trochę za szybko. - Nie miała siły niczego mu zabronić, a dłoń Holta tymczasem niepokojąco zbliżyła się do zapięcia sukni. Materiał właściwie sam spadł, odsłaniając nagie ramiona i drobne piersi.

- Wcale nie za szybko, skarbie. - Pochylił się nad nią. - Już wtedy nie było za wcześnie. Jesteśmy sobie przeznaczeni. Zrozumiałem to w chwili, w której ujrzałem cię po raz pierwszy. - Ułożył dziewczynę na kanapie. Wieczorowe pantofle same zsunęły się na szary dywan. - Zaufaj mi, kochanie. - Holt okrywał pocałunkami szyję i piersi Adeny. - Zaopiekuję się tobą. Wszystkim się zajmę.

Adena miała wielką ochotę uwierzyć słowom tego mężczyzny, zaufać mu i zapomnieć o bożym świecie. Ale z głębi świadomości dobiegło do niej ostrzegawcze wołanie: on uważa, że wszystko i każdego można kupić! On nie wie, co to miłość! On cię tylko pożąda! Jak możesz myśleć o tym, żeby się oddać w ręce Holta Sinclaira?

- Wierzę ci - powiedziała z trudem. Jej palce błądziły pod marynarką Holta. - Wierzę, że ty dobrze wiesz, czego chcesz. Ja tylko siebie nie jestem pewna.

- Pozwól mi zostać na noc. Przed świtem będziesz pewna wszystkiego - obiecywał, a jego oczy lśniły pożądaniem.

Zanim Adena zdołała choćby pisnąć, zrzucił z siebie marynarkę i wgniótł dziewczynę w poduszki kanapy. Adena jakby zapomniała o swoich obiekcjach. Ona także była pobudzona do granic wytrzymałości. Drżącymi palcami rozpinała guziki śnieżnobiałej koszuli Holta i myślała sobie, że podniecanie tego właśnie mężczyzny sprawia jej niewysłowioną przyjemność.

- O Boże! Adeno, tak bardzo cię pragnę! - jęknął Holt. Ściągnął resztę czarno- złotej sukni z bioder dziewczyny.- Zobaczysz, jak nam będzie dobrze. Pozwól...Nie pożałujesz. Przysięgam.

- Nie poganiaj mnie - błagała Adena, czując, że nie ma dość sił, aby przeciwstawić się rwącemu prądowi, który ją porwał i niósł na oślep w nieznane - Obiecałeś, że nie będziesz mnie ponaglał.

Leżała prawie naga. Malutki, koronkowy trójkącik i złoty naszyjnik ze smoczymi skrzydłami były jedynym strojem Adeny.

- Czy wiesz - Holt dotknął palcem naszyjnika - że wyglądasz w tym jak niewolnica? Bardzo podniecająco. - Nachylił się nad dziewczyną i musnął ustami złote skrzydła. - Przyznaj się że ty także mnie pragniesz, niewolnico - wyszeptał - Tyle chyba możesz mi dać?

- Ty przecież wiesz... - oddychała ciężko ledwo mogła mówić. - Przecież wiesz, że cię pragnę.

- Wiem, ale chcę to od ciebie usłyszeć.

- A co mi za to dasz? - zdobyła się na kpinę.

- Wszystko, co zechcesz - obiecał. - Powiedz tylko, czego sobie życzysz. Jeśli to w mojej mocy, na pewno wszystko dostaniesz. Chcę tylko usłyszeć że mnie pragniesz!

- Za nic na świecie ci tego nic powiem - wydeptała. - Za nic!

- Adeno! - zawołał Holt. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, padłaby trupem. Na szczęście nie mogło i dziewczyna uśmiechnęła się do niego przepraszająco.

- Nie ma na świecie takiej rzeczy, którą mógłbyś mi dać za to wyznanie - pogłaskała go po zmierzwionych włosach - ale chętnie powiem ci to za darmo. Nigdy w życiu żadnego mężczyzny nie pragnęłam tak bardzo, jak ciebie w tej chwili.

Holt jakby chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się, i znów pochylił się nad nagą dziewczyną. Adena czule pogłaskała go po plecach.

Czyżbym się w nim zakochała? pomyślała. Może właśnie dlatego straciłam zdrowy rozsądek i panowanie nad emocjami? Ta myśl przeraziła ją i sprowadziła z powrotem z obłoków na ziemię.

Dziewczyna zdała sobie nagle sprawę z tego, że jest naga i że tuli do siebie zupełnie obcego mężczyznę.

- Co ci się stało, Adeno? Nie odpychaj mnie teraz! Chcę cię mieć całą! Muszę!

Jego błagania o mało nie przywiodły dziewczyny do zguby. Przed ostatecznym poddaniem się uchronił ją tylko paniczny strach. Potrzebowała więcej czasu, musiała wszystko sobie spokojnie przemyśleć, a tymczasem wydarzenia nabrały zawrotnego tempa...

- Proszę cię, Holt. Obiecałeś, że nie będziesz mnie ponaglał. Potrzebuję czasu...

- Pragnę cię, kochanie, i ty mnie pragniesz. Sama mi to powiedziałaś. Naprawdę nie możesz mi zaufać?

- Jeszcze za wcześnie... - wyszeptała.

Holt przylgnął do niej całym ciałem. Chciał, żeby poczuła jego silę. Zupełnie niepotrzebnie, bo oboje dobrze wiedzieli, że gdyby chciał ją teraz posiąść, z radością by mu się oddała. Adena czekała na jego decyzję.

Minęło kilka chwil, zanim Holt podniósł się powoli i z ogromną trudnością usiadł na kanapie. Adena leżała obok niego. Wpatrywała się w zbolałą twarz mężczyzny.

- Dziękuję ci - powiedziała.

- Za to, że okazałem się dżentelmenem? Nie ma mi za co dziękować. Czuję się jak kompletny głupiec.

Popatrzył na nagą Adenę, a ona znów zadrżała, bo pod jego spojrzeniem czuła się bardzo delikatna i zupełnie bezbronna. Pospiesznie wsunęła się w czarno-złotą suknię, ale wciąż czuła wpatrzone w siebie szare oczy.

Kiedy wreszcie doprowadzili do ładu swoje ubrania, Holt przytulił dziewczynę i ze ściśniętym gardłem powiedział:

- Jutro wieczorem. Czekaj na mnie około szóstej. Dobrze?

- Dobrze - zgodziła się, bo choćby nawet chciała, nie mogła już mu odmówić.

- Nie chcę wracać dziś do domu.

- Wiem.

- A mimo to zaraz mnie stąd wyrzucisz? - zapytał i to ironiczne pytanie złagodziło nieco napięcie. - Dlaczego Maks mi się tak przygląda?

Rzeczywiście, Maks niecierpliwie dreptał w miejscu i nie spuszczał oczu z Holta.

- Chciałby odprowadzić cię do drzwi i już nie może się doczekać, kiedy mu na to pozwolimy - wyjaśniła Adena.

- Zawsze wiem, kiedy ponoszę klęskę - westchnął Holt i raz jeszcze mocno pocałował Adenę.

- Jutro wieczorem. Nie zapomnij. Pojedziemy do chińskiej dzielnicy...

- A może lepiej zjedzmy kolację u mnie? - zaproponowała Adena. Wcale tego nie chciała, ale zdanie samo wymknęło się jej z ust. Tak bardzo pragnęła mieć tego mężczyznę w swoim domu. Jej jasne, pełne wdzięku pokoje także potrzebowały obecności Holta.

- Przyniosę butelkę dobrego wina - zobowiązał się Holt, jakby się bał, że dziewczyna zaraz wycofa propozycję. - Dobranoc, Adeno.

Drzwi zamknęły się za nim cicho. Adena i Maks zostali sami. Oboje w milczeniu wpatrywali się w zamknięte drzwi.

- Wiesz, Maks, on myśli, że może mnie kupić.

Pies podszedł do swojej pani, jakby chciał ją pocieszyć i zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Adena pieszczotliwie podrapała go za uchem. Muszę go nauczyć, że nie wszystko da się kupić, piesku. Są rzeczy, które można tylko dostać za darmo. Czy myślisz, że on potrafi to zrozumieć?

Wierne, poczciwe oczy Maksa zdawały się potwierdzać ciche nadzieje Adeny.

- Lubisz go, prawda, piesku? - uśmiechnęła się do Maksa. - Coś mi się wydaje, że ty już podjąłeś decyzję. Czy dlatego, że nie musisz widywać Jeffa i bardzo się z tego powodu cieszysz?

Adena dopiero teraz zauważyła, że ulotniło się gdzieś zakłopotanie, jakie odczuwała na myśl o nawiązaniu nowego romansu wkrótce po zerwaniu poprzedniego. Jeff zupełnie do mnie nie pasował, myślała. Może w głębi duszy wiedziałam to już wcześniej? Może dlatego zerwanie tamtej znajomości przyszło mi bez trudu?

Nie umiałabym tak łatwo odejść od Holta. Nawet gdyby się okazało, że on nie pasuje do mojego ideału mężczyzny. Śmieszne. Spędziłam z nim tylko trzy wieczory, a na dodatek dwa pierwsze trudno byłoby nazwać przyjemnymi. Mimo to wiele już o sobie wiemy. Mam całkowitą pewność, że nie powinnam angażować się w związek z Holtem Sinclairem.

Chyba że... Chyba że on w końcu nauczy się kochać, nauczy się wierzyć w miłość. Może potrafi pojąć, że prawdziwej przyjaźni i prawdziwej miłości nie można kupić za żadne skarby świata.

Adena wzięła prysznic, przebrała się w nocną koszulę, pogasiła światła i wskoczyła do łóżka, przytuliła się do poduszki. Wspominała, chwila po chwili, przebieg spotkania z Holtem. Na początku przekomarzali się, potem rozmawiali o głupstwach, a wreszcie o sprawach poważnych i o tym, do jakich przedsiębiorstw wysłała Adena swoje oferty pracy.

No właśnie, przypomniała sobie, muszę wreszcie zająć się szukaniem pracy. W przeciwnym wypadku nie ma mowy o dobrej posadzie. Nie przyjmę przecież pierwszej z brzegu propozycji, jaka mi się trafi.

Potem przypomniała sobie, że jeszcze niedawno marzyła o wakacjach w górach Sierra Newada. Dziwnym trafem ten pomysł przestał jej się podobać Nie bardzo wiedziała, jak nazwać to, co właśnie zaczęło się dziać pomiędzy nią a Holtem Sinclairem, wiedziała tylko, że za nic nie chciałaby z tego zrezygnować. Przynajmniej jeszcze nie teraz

Do pokoju cichutko przydreptał Maks. Ziewnął i ułożył się na dywanie w nogach łóżka swojej pani.

- Mam nadzieję, Maks, że ty wiesz, co robię, bo ja wcale nie jestem tego pewna.

Maks milczał, ale Adena znała go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że brak zainteresowania oznaczał u sznaucera pozytywną ocenę człowieka. Doskonale pamiętała, jak jej ulubieniec warczał na Jeffa za każdym razem, kiedy ten pojawiał się w ich mieszkaniu. Zastanawiała się, skąd Maks wiedział, że Jeff Carrigan nie nadaje się na męża swojej pani.

- Holt zresztą też się nie nadaje - powiedziała Adena do milczącego psa. - On nawet nic nie wie o miłości. Mogę się założyć, że małżeństwo nie jest największym marzeniem jego życia.

Westchnęła ciężko. Była absolutnie pewna, że związek z Holtem Sinclairem może być oparty wyłącznie na jednej zasadzie: wszystko albo nic. Przeczuwała, że wprawdzie dzisiaj wykazał wiele cierpliwości, ale wcześniej czy później zażąda od niej wszystkiego.

- I co ja wtedy zrobię? - przestraszyła się.

Nie chciała myśleć. Wtuliła twarz w poduszkę i prawie natychmiast zasnęła.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Adena kończyła dekorowanie półmiska z sałatką, kiedy zadzwonił domofon. Holt wcześnie przyszedł, pomyślała. Dobrze, że wszystko przygotowałam zawczasu.

Wytarła umazane majonezem palce. Po drodze do przedpokoju włożyła welwetową spódniczkę koloru starego wina, która znakomicie pasowała do romantycznej białej bluzki ze stójką i mnóstwem koronkowych falbanek.

Nastroszony i gotowy do boju Maks czekał na swoją panią w przedpokoju. Dzięki temu Adena zorientowała się, że stojący za drzwiami człowiek nie nazywa się Holt Sinclair.

- Kto tam? -zapytała Adena.

- Otwórz Adeno - powiedział Jeff Carrigan. - Musimy porozmawiać.

Wcale nie miała ochoty wpuszczać go do domu. Postanowiła, że otworzy drzwi tylko po to, żeby dać Jeffowi należytą odprawę. Zanim jednak zdołała choćby otworzyć usta, nieproszony gość wepchnął się do środka. Był wściekły i śmierdział alkoholem.

- Co ty sobie myślisz? - wrzasnął, podchodząc do dziewczyny. - Co to za gierki?

- Uspokój się. - Adena nawet nic podejrzewała Jeffa o taki temperament. - Co się z tobą dzieje? I przestań wrzeszczeć, bo sąsiedzi się zbiegną.

Dopiero ostrzegawcze warczenie Maksa przerwało ordynarny monolog Jeffa. Pies, którego przodkowie od pokoleń byli psami obronnymi, gotował się już do skoku.

- Leżeć, Maks! - poleciła Adena. Gdyby nie jej błyskawiczna reakcja, pies na pewno już dopadłby Jeffa. Nie skoczył wprawdzie, ale wciąż stał na sztywnych nogach i warczał.

- Uspokój tego cholernego psa! - wrzasnął Jeff. - Zresztą on i tak ci nie pomoże.

- Przestań się wydzierać i wynoś się stąd. Powiedziałam ci wyraźnie, że między nami wszystko skończone.

- Poszłaś odsprzedać Sinclairowi informacje!

- Kłamstwo! Dałam ci szansę. Prosiłam, żebyś zerwał kontakt z tym przekupionym człowiekiem w Sin Tech. Kiedy mi oświadczyłeś, że tego nie zrobisz, poczułam się w obowiązku zawiadomić Sinclaira o tym, co dzieje się w jego przedsiębiorstwie. Nie sprzedałam mu żadnych informacji. Zrobiłam tylko to, co w tej sytuacji zrobiłby każdy przyzwoity człowiek.

- Mnie nie musisz oszukiwać! - krzyczał Jeff. - Nie myśl sobie, że nie doniesiono mi o wszystkim! Ktoś cię z nim wczoraj widział! Jakie jeszcze informacje mu sprzedałaś? Jakimi tajemnicami Carriganów zapłaciłaś za przywilej zostania kochanką Sanclaira?

- Zrozum, do jasnej cholery, że nie sprzedaję żadnych informacji! Powiedziałam mu o tym, że przekupujesz jego pracowników, ponieważ uznałam, że Sinclair ma prawo o tym wiedzieć, ale nie wzięłam za to ani centa. Zresztą nawet gdybym chciała, i tak nic by mi z tego nie przyszło, głupcze. On i beze mnie dowiedział się, kto przekazuje ci dane Sin Tech.

- Ni cholery nie wiedział! Następnego dnia po twoim odejściu nasz człowiek przestał dostarczać informacje.

- Tylko dlatego, że Holt postanowił wreszcie z tym skończyć. Powiedział mu, że czekał tylko na ostateczny dowód przeciwko temu „waszemu człowiekowi".

- Teraz już się nie dziwię, że nie miałaś zamiaru wrócić do pracy! Spaliłaś za sobą mosty, bo wiedziałaś, że Sinclair zaproponuje ci dużo lepsze warunki! To ci się nie uda! Ja ci pokażę, co to znaczy odejść ode mnie do kogoś, kto więcej płaci! Założę się, że on nie jest na tyle głupi, żeby się z tobą żenić. Korzystaj z okazji i bierz, co ci wpadnie w ręce, bo Sinclair nie żeni się ze swoimi kochankami.

- Jeff - krzyknęła Adena. Cofała się przed rozwścieczonym napastnikiem, ale Carngan dopadł ją i chwycił za rękę.

- Nie! - zawołała.

Ten jeden dźwięk wystarczył, żeby warczący groźnie Maks ruszył do akcji. Zacisnął szczęki wokół nogi napastnika w tej samej chwili, w której otworzyły się drzwi wejściowe.

- Co tu się, u diabła... - rozległ się głos Holta, a zaraz potem przeraźliwy wrzask Jeffa.

Dziewczyna domyśliła się, że niezawodny Maks przyszedł jej z pomocą. Uścisk męskiej ręki osłabł, a sekundę później jakaś niewidzialna siła oderwała szalejącego Carrigana od Adeny.

- Trzymaj się od niej z daleka, bo inaczej rozedrę cię na strzępy - zawołał Holt, ciągnąc wierzgającego Carrigana do wyjścia. Maks warczał wściekle, jakby w ten sposób chciał poprzeć Holta. - Ona jest moja - dodał Holt, wypchnąwszy intruza za próg. - Jeśli jeszcze raz dotkniesz jej choćby małym palcem, zniszczę nie tylko ciebie, ale i twoje Carrigan Labs. Zrozumiałeś? Wszystko, co moje, jest pod ścisłą ochroną. Nie zapominaj o tym, bo drogo zapłacisz za brak pamięci!

- Możesz sobie ją wziąć, Sinclair - syczał Jeff. Opanował się trochę i przeraziła go sytuacja, jaką sam sprowokował. - To tania dziwka, pazerna na wszystko, co jej wpadnie w łapki. Jeśli lubisz takie kobiety, to twoja sprawa. Ja osobiście bardzo się cieszę, że wyszło szydło z worka, zanim zdążyłem się z nią ożenić.

- Wynoś się stąd, Carrigan!

Maks stanął za Holtem i warknął ostrzegawczo. Obaj tworzyli niezłą parę. Widocznie Jeff Carrigan również to zauważył, bo odwrócił się na pięcie i wybiegł na ulicę. Holt natychmiast zatrzasnął za nim drzwi, co bardzo ucieszyło Maksa. Wreszcie mógł podreptać do swojej pani, która cała drżąca opierała się o ścianę.

- Jeśli spodziewacie się pochwał - zaczęła Adena zaskoczona podobieństwem dumnie podniesionego psiego pyska i zadowolonej z siebie twarzy mężczyzny - to muszę was rozczarować. Nienawidzę scen. - Zaraz potem uklękła na dywanie i przytuliła do siebie sznaucera. - Och, Maks! Kto cię nauczył tak niegrzecznie się zachowywać?

- To wrodzona umiejętność u samców tego gatunku - powiedział Holt. On też ukląkł i otoczył dziewczynę ramionami. - Mój Boże, Adeno! Kiedy zobaczyłem, jak ten gnojek cię szarpie, miałem ochotę go zabić. Skąd on się tu w ogóle wziął?

Adena wtuliła twarz w ramię Holta. Dopiero teraz mogła naprawdę odetchnąć. Mocne ramiona i spokój Holta dawały poczucie bezpieczeństwa w świecie, któremu nagle zachciało się oszaleć.

- Dowiedział się, że się z tobą spotykam. Uważa, że sprzedałam ci informacje o tej wtyczce w Sin Tech i że sprzedaję ci również inne tajemnice Carrigan Labs. On... on... - Adena nie potrafiła powtórzyć oskarżeń Jeffa.

- Co ci jeszcze powiedział? - zapytał cicho Holt, gładząc dziewczynę po głowie.

- Nieważne - spróbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej się to udało. - Myślę, że trochę za dużo wypił. Mówił wiele rzeczy, których lepiej w ogóle nie powtarzać. Muszę uczciwie przyznać, że chociaż naprawdę nie lubię scen, to tym razem bardzo się ucieszyłam, kiedy przyszedłeś.

- Nie należało go wpuszczać do domu - powiedział Holt stanowczym tonem.

- Wcale go nie zapraszałam do środka - zaprotestowała, czując, że za chwilę usłyszy cały wykład. - Otworzyłam drzwi jak normalna, dobrze wychowana osoba, a on wtoczył się do środka, nie pytając nikogo o pozwolenie.

Holt podniósł się z klęczek i pomógł wstać dziewczynie. Maks wciąż ją obwąchiwał, sprawdzając, czy aby na pewno jego pani nic złego się nie stało. Adena uznała, że w tej sytuacji znacznie łatwiej porozumie się z psem niż z mężczyzną.

- Dobry pies. Bardzo jestem z ciebie dumna - poklepała Maksa po szarym łbie. - Ty zresztą nigdy nie przepadałeś za Jeffem. Czy przypadkiem nie skorzystałeś z okazji, żeby go wreszcie wyrzucić z domu?

- To nie są żarty, Adeno. - Holt przytulił dziewczynę. - Daj mi słowo, że już nigdy nie dojdzie do żadnych kontaktów pomiędzy tobą a Carriganem.

- To ci mogę obiecać. Intuicja podpowiada mi, że Jeff również nie ma ochoty się ze mną spotykać.

- Mówię poważnie, Adeno. Obiecaj, że nie otworzysz mu drzwi, nie będziesz rozmawiać z nim przez telefon ani w żaden inny sposób nie dopuścisz go do siebie.

- Nie martw się. Na pewno nie będę się z nim kontaktować. Obiecuję. Możesz mi wierzyć. - Adena zaczęła się niecierpliwić. - Czy ty aby nie zapomniałeś, że jestem tylko niewinną ofiarą obrzydliwego zajścia? Wolałabym, żebyś mi okazał więcej współczucia, a w zamian oszczędził pouczeń.

- Ty głuptasie. - Holt mocniej przygarnął dziewczynę. - Nie widzisz, że obaj z Maksem wciąż jeszcze jesteśmy pod wpływem dużej dawki adrenaliny? Powrót do stanu, jak ty to nazywasz, dobrego wychowania zajmie nam jeszcze kilka minut. W końcu przed chwilą wspólnymi siłami obroniliśmy naszą własność.

- Własność! To już do tego doszło! - Adena udała oburzenie. - I to ma być dobre wychowanie? Dowiedz się, że nie broniłeś własności, tylko wybawiłeś z opresji bezbronną kobietę.

- Niech i tak będzie, skarbie - zgodził się Holt.

Tak zaborczo tulił ją do siebie, że nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby w jego słowa.

- Bezbronna kobieta bardzo ci za to dziękuje. - Adena delikatnie, ale stanowczo odsunęła go od siebie. - Maks zaraz dostanie wspaniałą kość z mięskiem, a ty dobrą domową kolację.

- Czego więcej potrzeba mężczyźnie do szczęścia? - westchnął melodramatycznie Holt.

- Czy z winem nic się nie stało? - zapytała Adena.

- Skądże. Chyba nie przypuszczasz, że rozwaliłbym łeb Carrigana butelką Chardonnay rocznik siedemdziesiąt dziewięć. - Holt podniósł opakowaną w biały papier butelkę, która najspokojniej w świecie stała sobie w przedpokoju.

- Bardzo się cieszę, że nawet w trudnych sytuacjach życiowych potrafisz zachować przytomność umysłu - pochwaliła z przekąsem Adena, po czym wróciła do kuchni dokończyć dekorowanie sałatki.

Holt także wszedł do kuchni. Postawił na blacie butelkę z winem, a potem usiadł na krzesełku i obserwował krzątającą się dziewczynę.

- Wspaniale pachnie - pociągnął nosem.

- Powinno. - Adena czuła wpatrzone w siebie szare oczy.

- Może napijemy się po kieliszku sherry przed kolacją? - zaproponował Holt.

- Ostatnim razem piliśmy sherry po kolacji - przypomniała mu Adena. Uśmiechnęła się do Maksa, który właśnie wszedł do kuchni i rozłożył się u nóg gościa.

- Sherry to uniwersalny napój. - Holt wyszedł, a po chwili wrócił z dwoma napełnionymi alkoholem kryształowymi kieliszkami.

- Myślisz, że to uspokoi nadmierną aktywność twojej adrenaliny? - zażartowała i umoczyła usta w alkoholu. Pomyślała sobie, że to picie w kuchni podczas przyrządzania posiłku jest takie naturalne. Jakby znali się z Holtem od bardzo dawna, jakby... tworzyli rodzinę.

- Nic ma lepszego lekarstwa na nadmiar adrenaliny niż sherry - odparował Holt. - Nie sądzisz, że Maksowi też powinienem dać łyczek?

- Maks nigdy w życiu nie miał w pysku ani kropli alkoholu - oświadczyła surowo Adena.

- No to najwyższy czas, żeby spróbował. A właśnie, ile on ma lat?

- Dwa i pół. Holt! Co ty wyprawiasz? - Adena w porę zauważyła, że Holt nalał odrobinę sherry na spodek i postawił go przed zaciekawionym psem.

- Nie bądź taka nadopiekuńcza, kochanie. Najwyższy czas, żeby kawaler wydoroślał.

- Przysięgam, że jeśli zrobisz z mojego psa pijaka, to...

- Bzdura. Maks ma klasę. Zobacz. Już wie, jak się pije sherry.

- Czy ty kiedykolwiek w życiu miałeś jakiegoś zwierzaka? - zapytała Adena, popatrując to na chłepczącego alkohol psa, to znów na zadowolonego z siebie mężczyznę.

- Nie. Wyobraź sobie, że nigdy nie miałem żadnego zwierzaka. W domu dziecka nie pozwalano nam trzymać zwierząt, a potem nie miałem czasu na...

- Wychowałeś się w domu dziecka? - zapytała zdumiona Adena.

- Co w tym dziwnego? - zapytał rozbawiony. - To się czasami zdarza. Sierocińce istnieją i dzieci wychowują się w nich na ludzi.

- Wiem, ale... Chyba nigdy w życiu nie spotkałam nikogo, kto wychował się w domu dziecka.

- Od czasów Dickensa trochę się tam zmieniło - uśmiechnął się Holt.

- Już nie dają sierotom owsianki? - Adena spróbowała dostroić się do kpiarskiego tonu Holta, który najwyraźniej nie miał ochoty opowiedzieć jej poważnie o swoim dzieciństwie.

- Czasami dają takie kleiste płatki owsiane, ale za to dużo.

Adena zrozumiała, że ten nieśmieszny żart to koniec rozmowy o sierocińcach. Nie mogła jednak powstrzymać się od myślenia na ten temat. Spróbowała sobie wyobrazić, jak czuje się mały człowiek, żyjący wśród obcych, którzy z pewnością nie poświęcają mu zbyt wiele uwagi ani nie darzą go miłością.

Teraz stało się dla niej jasne, gdzie i kiedy Holt dowiedział się, że miłość można sobie kupić tak samo, jak wszystko inne.

- Adeno - Holt nagle spoważniał. - Co jeszcze powiedział ci Carrigan?

- Wolałabym o tym zapomnieć. Już ci mówiłam. Był pijany i wygadywał głupstwa, których rano pewnie będzie się wstydził.

- Powiedział ci, że mi się sprzedałaś, czy tak?

- Siadamy do stołu?

- Adeno... - nalegał Holt.

- Zanieś tę tacę do pokoju. Nie proś, Maks. Nie dostaniesz więcej sherry. Widzę, że już się uspokoiłeś.

Holt wziął z rąk dziewczyny srebrną tacę. Zastanawiał się nad czymś, a po chwili jego stężała twarz rozpogodziła się. Adena domyśliła się, że postanowił pozwolić jej na zmianę tematu.

- Co to? - zapytał, przyglądając się ułożonym na tacy warzywom.

- Cukinia i marchew w sosie orzechowym - powiedziała dumna ze swojej sztuki kulinarnej dziewczyna. - Będzie jeszcze suflet z krabów i sałatka z buraków, cykorii i avocado. Są jakieś uwagi?

- Niech diabli porwą kleistą owsiankę! Przyniosę wino.

W ten sposób wieczór, który tak paskudnie się zaczął, przekształcił się w przyjemne, niemal rodzinne i bardzo romantyczne spotkanie. Adena podawała kawę i deser czekoladowy, kiedy zaświtało jej w głowie, że chyba się zakochała w Holcie Sinclairze.

- Maks pewnie nigdy nie próbował ani kawy, ani deseru czekoladowego - zapytał domyślnie Holt.

Adena tylko skinęła głową.

- Ma dość nowych doświadczeń jak na jeden dzień - zdecydował Holt.

- Nie podzielisz się z nim deserem?

- Nic jestem aż tak wspaniałomyślny - mruczał Holt z ustami pełnymi czekoladowego smakołyku.

W milczeniu zjedli deser, wypili kawę, a kiedy Adena zaczęła się zastanawiać, czy Holt spróbuje ją pocałować, on objął ją ramieniem tak po prostu, jakby robił to codziennie przez ostatnie pięćdziesiąt sześć lat.

- Pachniesz czekoladą - szepnął, zbliżając wargi do ust dziewczyny.

- Lubisz czekoladę?

- Uwielbiam.

Musnął wargami jej usta. Siedzieli przy płonącym kominku, patrzyli w ogień i rozmawiali o różnych przyjemnych głupstwach. Adena z wysiłkiem odpędzała od siebie myśl o tym, że wyglądają jak szczęśliwe, doskonale dobrane małżeństwo.

Nie bardzo jej się to udało. Myśl wracała jak natrętna mucha. Kiedy Holt zaczął delikatnie pieścić wargami płatek ucha Adeny, dziewczyna nie zrobiła nic, aby go powstrzymać.

- Wiesz, kochanie - szepnął Holt. - Kiedy wszedłem dziś do ciebie i zobaczyłem tę potworną scenę, gotów byłem zamordować Carrigana. Jak tylko pomyślę, że obcy mężczyzna mógłby cię choćby dotknąć, dostaję szału. Coś takiego zdarza mi się po raz pierwszy w życiu. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę Czy to co mi wczoraj powiedziałaś, było prawdą?

- Nie wiem, o co ci chodzi.

- O to że ty mnie także pragniesz.

- Tak - westchnęła. A cóż innego mogła mu powiedzieć, skoro i wtedy, i teraz czuła to samo.

- Tak się bałem, że zmienisz zdanie...

- To, że zaprosiłam cię na kolację, do niczego cię nie upoważnia.

- Naprawdę? - Czubkiem języka dotknął nosa dziewczyny. - Przecież zapraszając mnie tutaj, dobrze wiedziałaś, jak się to skończy.

- Nie chcesz mnie chyba do niczego zmuszać? - zapytała z lękiem.

- Nie - powiedział Holt, ale Adeny do głosu nie dopuścił. Zamknął jej usta gorącym pocałunkiem.

Adena podniosła dłonie ,chcąc odepchnąć od siebie natręta, ale kiedy poczuła pod palcami twarde muskularne ramiona, zamiast odepchnąć ,przytuliła go do siebie.

- Och, Holt - westchnęła, obsypując pocałunkami jego twarz.

- Jeszcze raz powiedz mi, jak bardzo mnie pragniesz - poprosił. - Ja chcę, muszę to usłyszeć...

Znów ją pocałował, a ona poddała mu się bez najmniejszego oporu. Myśli o „dobranym małżeństwie" sprawiły, że była teraz bezbronna i zdana na łaskę i niełaskę Holta.

- Bardzo cię pragnę, Holt - wyszeptała. Kocham cię, dodała w myślach. Po prostu się w tobie zakochałam.

Wyszeptane wyznanie wystarczyło, żeby Holt, bez obawy, że zostanie odepchnięty, całował bezbronną dziewczynę. Powoli, jakby jedynym jego celem było nieskończone przedłużanie rozkoszy, rozpiął malutkie guziczki jej wieczorowej bluzki.

Adena aż jęknęła, kiedy jego gorące palce dotknęły nagiej piersi. Wsunęła dłoń we włosy Holta. Chciała przytulić go do siebie mocno, chciała mieć go blisko, jak najbliżej siebie.

- Tak bardzo cię pragnę, moja słodka - szeptał Holt. - Jesteś stworzona dla mnie.

Zsunął z niej bluzkę, spódnicę i nawet ozdobny pas nie przysporzył mu zbyt wielu kłopotów. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikały kolejne elementy garderoby i odsłaniały coraz większe fragmenty nagiego ciała dziewczyny.

Jedynie lekkie drżenie palców Holta zdradzało, jak bardzo jest podekscytowany. W końcu wziął ją na ręce. Tak jak i poprzedniego wieczoru miała teraz na sobie jedynie złoty naszyjnik ze smoczymi skrzydłami i tak jak poprzedniego wieczoru Holt pomyślał sobie, że oto trzyma w rękach łup, swoją niewolnicę.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

- Jesteś piękna - wyszeptał Holt.

Ostrożnie, jak gdyby niósł kruchy klejnot, położył Adenę na puszystym dywanie. Sam ukląkł przy niej i drżącymi z niecierpliwości rękami zdejmował z siebie ubranie. Dziewczyna wpatrywała się w niego pełna podziwu. Miał bardzo piękne ciało, a ona kochała go i pragnęła bez miary.

Płonący na kominku ogień oświetlał ich nagie postacie. Adena bez słowa otworzyła ramiona, a Holt rzucił się w nie, jak spragniony człowiek, któremu po wielu spędzonych na pustyni dniach udało się trafić do źródełka z krystalicznie czystą wodą.

- Czy naprawdę mnie chcesz? - zapytał raz jeszcze.

- Och, Holt, nie dręcz mnie dłużej - prosiła.

- Jeszcze tylko troszeczkę, moje kochanie - obiecał, obsypując pocałunkami jędrne piersi i płaski brzuch Adeny.

- Proszę cię - szeptała. - Nie męcz mnie, bo zwariuję.

- O to mi właśnie chodzi. Chcę, żebyś mnie pragnęła tak, jak ja pragnę ciebie.

Wreszcie uznał, że czas nadszedł. Tulili się do siebie, pędzili w szalonym tempie aż do gwiazd, aż do świetlistej nieskończoności.

Minęło sporo czasu, zanim Adena na tyle wróciła do sił, że mogła przesunąć palcem po mokrym od potu torsie kochanka.

- Chyba nie jesteś tak okrutna, żeby mnie łaskotać, kiedy nie mam w sobie za grosz siły. Holt otworzył oczy i uśmiechnął się do niej. - Pamiętaj, że kiedyś wreszcie dojdę do siebie.

Po chwili jednak rozleniwiony uśmiech zniknął z jego twarzy. Holt oparł się na łokciu i popatrzył na Adenę.

- Moja ty piękna - wyszeptał. Sprawiał wrażenie człowieka, który próbuje znaleźć odpowiednie do sytuacji słowa i któremu zupełnie się to nie udaje. - Teraz należysz do mnie. - Naprawdę jesteś moja. Bóg mi świadkiem, że nigdy w życiu żadnej kobiety nie pragnąłem tak bardzo jak ciebie. Obawiam się, że następnym razem może być jeszcze gorzej.

- Dlaczego? - zdziwiła się Adena.

- Bo teraz już wiem, czego się mogę spodziewać.

- A czego się możesz spodziewać?

- Zatraciłem się w twoich ramionach, kochanie - Nachylił się i pocałował ją w nos. - Nie wolno ci się ze mnie śmiać, słodka czarownico.

- Nawet mi to nie przyszło do głowy.

- I ja mam w to uwierzyć? Zapamiętaj sobie tylko, że choćbyś mnie nie wiem jak dręczyła, to i tak należysz do mnie. Jesteś moją niewolnicą.

- W dzisiejszych czasach nie wolno mieć niewolników, panie Sinclair - pouczyła go Adena. - W dwudziestym wieku związki kobiety i mężczyzny opierają się na partnerstwie.

- Jeśli tak sobie życzysz, kochanie. - Znów ją pocałował w nos. - Jestem wspaniałomyślny. Pozwalam ci wierzyć, w co tylko zechcesz. Pod warunkiem, że nie zapomnisz, jaka jest prawda.

- Mówisz o swojej prawdzie?

- Adeno, słodka wiedźmo, przestań sobie ze mnie żartować i popatrz na mnie - poprosił. - Dzisiaj oddałaś mi się cała. Byłaś mi przeznaczona i wreszcie należysz do mnie. Od tej chwili mam prawo dbać o ciebie i opiekować się tobą. Czy zrozumiałaś, o co mi chodzi?

- Prosisz, żebym się zgodziła na romans?

- Nasz romans już się zaczął. Ja chciałbym, żebyś zechciała należeć do mnie.

- To się nazywa wykorzystywanie sytuacji. - Adena nic miała ochoty na żadne poważne rozmowy.

- Wiem, ale ostrzegałem cię, że jestem człowiekiem praktycznym. Dla mnie to bardzo odpowiednia okazja.

- Z takim człowiekiem interesu jak ty trzeba bardzo uważać. Może powinnam najpierw przeczytać kontrakt - roześmiała się Adena. - Sam powiedziałeś, że nie potrafię się targować.

- Dzisiejszy wieczór w pełni potwierdził moją opinię.

- A to dlaczego?

- Widzisz, kochanie, dałaś mi dziś wszystko, co miałaś, i nawet nie sprawdziłaś, czy ja okażę ci równie wielką hojność - pouczył ją Holt.

- Nie miałam wyboru.

- Chyba nic mówisz tego poważnie?

- Nie.

- To dobrze, bo już się bałem. - Pocałował dziewczynę w ramię. - Teraz powiedz mi to, a potem przez całą noc pozwolę ci ze mnie żartować.

- Co mam ci powiedzieć? - zapytała z niewinną miną, chociaż dobrze wiedziała, o co Holtowi chodzi. Wiedziała też, że powie mu to bez wahania. Kochanemu mężczyźnie niczego nie umiałaby odmówić.

- Chcę to usłyszeć, proszę...

- Jestem twoja, kochanie. Jeśli koniecznie musisz usłyszeć te słowa, to je wypowiem. Należę do ciebie. Ale pamiętaj, że takie więzy łączą obie strony.

- Niczego na świecie nie pragnę bardziej niż tego, żebyś bardzo, bardzo mocno się do mnie przywiązała. - Holt uśmiechnął się i znów przytulił do siebie dziewczynę.

Rozstali się nad ranem, chociaż Holt bardzo narzekał, że w ogóle musi jechać do domu. Adena i Maks odprowadzili go do drzwi.

- Zadzwonię do ciebie - obiecał Holt. - Zobaczę, czy uda mi się wyrwać na obiad. Za to kolację na pewno zjemy u mnie. Możesz zabrać ze sobą Maksa. Nie będziesz musiała się spieszyć do domu.

No tak, pomyślała Adena. On chce, żebym zaczęła zostawać u niego na noc. Jak mnie choć raz do tego namówi, to wkrótce po tym zupełnie się tam przeprowadzę. On też chyba o tym wie i dlatego proponuje mi takie rozwiązanie.

- Tym razem ja przyniosę wino - powiedziała Adena. Nic miała zamiaru dzielić się z kochankiem swoimi wątpliwościami.

Holt pocałował ją i zbiegł po schodach do czekającego na niego ferrari.

- Mam nadzieję, że ty wiesz, co robię - powiedziała Adena do Maksa, zamknąwszy drzwi - bo ja wcale nie jestem tego pewna.

Wróciła do łóżka. Tak dobrze było jej po raz pierwszy w życiu. Teraz już wiem, myślała, że Holta Sinclaira można nauczyć miłości. Właściwie nawet nie trzeba go uczyć. Wystarczy trochę treningu. Życie przyzwyczaiło go do traktowania wszystkiego, nawet uczuć, jak transakcji handlowych.

Jednak dzisiejszy wieczór przekonał mnie, że potrafię zmienić to jego nastawienie. Zresztą i tak nie mam wyjścia. Przecież wpadłam po uszy.

Około jedenastej przyniesiono ogromny bukiet żółtych, cudownie pachnących róż. Adena wiedziała, że tylko Holt mógł przysłać jej taki wspaniały bukiet. Ustawiła go na małym stoliku obok kanapy i poszukała kartki.

Znalazła, ale znalazła też małe pudełeczko, którego w pierwszej chwili nie zauważyła. Zamarła. Radość z przepięknych kwiatów ulotniła się w jednej chwili.

Dlaczego mi to zrobił? myślała zrozpaczona dziewczyna. I to po takiej nocy! Nie powinien mi płacić błyskotkami. Potraktował mnie jak panienkę która dobrze się spisała i zasłużyła sobie na nagrodę. A może to pierścionek? Adena chwyciła się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. Może to pierścionek, który ma oznaczać coś w rodzaju zaręczyn? Tak, taki prezent mogłabym przyjąć...

Niestety, gołym okiem dało się zauważyć, że pudełko jest duże i że w środku nie znajdzie pierścionka. Zresztą pierścionków zaręczynowych nie daje się przez posłańców.

Adena patrzyła na białe pudełko i dosłownie czuła, jak ulatują ciepłe wspomnienia poprzedniego wieczoru, jak zamarzają i spadają na nią lodowatym deszczem. Drżącymi z emocji palcami otworzyła pudełeczko. Wewnątrz znalazła złoty naszyjnik. Był to wyjątkowo piękny, delikatny klejnot z trzema diamentami na środku. Na srebrnej karcie wewnątrz pudełka Holt napisał:

„Dla tej, która teraz należy do mnie".

Adena zmięła w dłoni nieszczęsną kartkę i odwróciła się do Maksa.

- Jak on mógł mi coś takiego zrobić? - zapytała zrozpaczona. - Potraktował mnie jak kosztowną prostytutkę. Mojej miłości nie można kupić, Maks...

Pies położył łeb na kolanach swojej pani, a jego wielkie oczy wyrażały współczucie. Wczoraj mógł jej pomóc bez trudu. Z agresją obcych pies z łatwością sobie poradzi. Ale co mógłby zrobić teraz? Teraz nawet nie rozumiał, dlaczego jego pani jest smutna.

Na szczęście rozpacz Adeny nie trwała długo. W kilka chwil zmieniła się w równie jak ból wielką wściekłość. Trzymała pudełko z daleka od siebie, jakby w środku zamiast złotego cacka była bomba zegarowa. Wrzuciła do środka pomiętą kartkę od Holta i zatrzasnęła wieczko.

- Jak on śmiał! - powiedziała do zdezorientowanego psa. - Jak on śmiał! Niech sobie nie myśli, że puszczę mu to płazem!

Znalazła w książce telefonicznej numer firmy, która dostarczyła jej przeklęte pudełko i poleciła natychmiast przysłać do swego domu posłańca. Trzy razy wyrzucała kartkę, zanim wreszcie udało jej się zamknąć wściekłość i upokorzenie w jednym zgrabnym zdaniu. „Sądziłam, że stać cię na mnie, ale ten drobiazg dowodzi, że się myliłam", napisała. Zapakowała pudełko, dołączyła liścik i oddała posłańcowi, który akurat się pojawił.

- Najwyższy czas - powiedziała Adena do Maksa - żebyśmy oboje wreszcie pojechali na wakacje. Nie martw się, Maks. Spodoba ci się na wsi.

Pakowanie zajęło jej niecałe dwie godziny. Maks niezawodnie wyczuł, co się święci, i cierpliwie warował obok walizki , patrząc, jak jego pani wydzwania do różnych ludzi. W sprawie wakacji Adena także miała pecha. W większości hotelików wymienionych w ulotce biura podroży nie było już wolnych miejsc.

W końcu jednak udało jej się dodzwonić do gospody, w której przed kilkoma godzinami ktoś odwołał rezerwację. Na dodatek nie mieli nic przeciwko temu, żeby przywiozła ze sobą psa.

- Załatwione Maks - powiedziała Adena. - Jedziemy. Powiem tylko pani Harrison, że wyjeżdżamy na kilka dni i w drogę.

Podeszła do drzwi i w tej samej chwili rozległ się dzwonek domofonu. Zaciekawiony Maks nastawił uszy. Adena patrzyła to na drzwi, to na psa. Już wiedziała, kogo się spodziewać.

- Ależ ty masz tupet, Sinclair! - krzyknęła. patrząc w oczy gościowi. - Jak śmiesz tu przychodzić!

Holt trzymał w rękach nieszczęsne białe pudełko i w milczeniu przyglądał się bladej z gniewu dziewczynie. Dopiero po chwil, zauważył stojącą przy drzwiach walizkę.

- Wybierasz się dokądś? - zapytał, a ton jego głosu powiedział Adenie, jak bardzo Holt jest na nią zły.

- Owszem! Jedziemy z Maksem na wieś. Należy nam się odrobina spokoju.

- Chyba o czymś zapomniałaś. - Holt wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi.

- Nie martw się o... o tę błyskotkę, którą mi rano przysłałeś. To nie należy do mnie.

- Czyżby? A wydawało mi się, że będzie doskonale pasowała do kogoś, kto należy do mnie. Ale jeśli nie... Tam, skąd ją wziąłem, jest tego więcej.

- Więcej! Więcej! - wybuchnęła Adena. - Jak śmiesz mnie obrażać!

- Niewiele kobiet na świecie uznałoby ofiarowanie tego drobiazgu za zniewagę. Ale jeśli trzy diamenty to, twoim zdaniem, za mało, mogę wymienić ten naszyjnik na inny.

Adena nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa i tylko dlatego z całej siły uderzyła Holta w twarz.

- Nie musisz niczego wymieniać! - krzyknęła. - Któraś z twoich z kochanek na pewno z radością przyjmie ten prezent. Moja cena za wczorajsze usługi jest o całe niebo wyższa, Sinclair!

- Jaka?

- Szkoda gadać! - miotała się Adena. - I tak cię na to nie stać!

- Pytałem: jaka? - Holt chwycił dziewczynę za ramiona.

- Ty głupcze! - W turkusowych oczach Adeny zakręciły się łzy. Nic czuła już nic poza bezmiernym smutkiem i upokorzeniem. - Ty kompletny idioto! Niepotrzebnie tracisz pieniądze na złoto i diamenty! Naprawdę nie rozumiesz? Wszystko to, co wczoraj dostałeś, dałam ci za darmo! Gratis! Bezpłatnie! Za nic! Ale ty koniecznie musiałeś mi za to zapłacić... zniewagą.

- Jaką zniewagą? O czym ty mówisz, dziewczyno?

- Mówię o tym cholernym naszyjniku! O tym naszyjniku, który trzymasz w rękach! O tym, który przysłałeś mi dziś rano, żebym poczuła się jak prostytutka! Jak kosztowna utrzymanka!

- Zwariowałaś? - Holt stracił pewność siebie. - To był prezent...

- Ależ oczywiście! I zapewne kupiłeś go u tego samego jubilera, u którego zwykle kupujesz prezenty dla swoich kochanek! Tylko, że ja odmawiam przyjmowania prezentów za świadczone usługi! Zrozumiałeś Holt? Na świecie jest kilka rzeczy, których nie można kupić za pieniądze. Ja właśnie jestem jedną z nich!

- O mój Boże! - jęknął Holt. - Nie do wiary! Przestań wreszcie na mnie krzyczeć i posłuchaj.

- Nie chcę i nie muszę cię słuchać! Możesz sobie myśleć , co chcesz, a ja i tak nie jestem twoją własnością! I nie będę twoją własnością, choćbyś mi kupił wszystkie wysadzane diamentami złote naszyjniki świata!

Holt przygarnął dziewczynę do siebie, wcisnął jej twarz w połę swojej marynarki, dzięki czemu wreszcie zamilkła.

- Do jasnej cholery! Zrozum wreszcie, dziewczyno, że to był tylko prezent i że nie miał nic wspólnego z zapłatą za cokolwiek. Kupiłem ten naszyjnik, ponieważ chciałem ci coś dać. To był najzwyklejszy w świecie prezent. Nic innego. Tylko podarunek. Nie ma takiego prawa, które zabraniałoby mężczyźnie dawać kobiecie prezenty. Oprócz naszyjnika mieli ci także dostarczyć róże .. - Holt rozejrzał się po pokoju. Od razu zauważył stojący na stoliku bukiet. - Róż nie wyrzuciłaś. Dlaczego? Dlaczego przyjmujesz róże, a z powodu naszyjnika się obrażasz?

- Dlatego! - krzyknęła Adena w połę marynarki

- No to następnym razem przyślę ci tyle róż, że będzie można kupić za nie dwa naszyjniki - uśmiechnął się Holt. - Dostaniesz strasznie dużo kwiatów.

- Przestań się wygłupiać! - syknęła Adena.

- To ty się wygłupiasz. Dzisiaj rano byłem taki szczęśliwy. Czułem się jak zdobywca, jak bohater, jak pan wszelkiego stworzenia... Co w tym dziwnego, że chciałem dać coś kobiecie, która podarowała mi cały świat? To musiał być prezent. Naprawdę nie potrafisz tego zrozumieć? - Holt pogłaskał dziewczynę po głowie.

- Jeśli prezent pochodzi od ciebie, to bardzo trudno odróżnić prezent od zapłaty.

- Tym razem naprawdę przesadziłaś, skarbie - tłumaczył jej jak dziecku. - Zupełnie niczego nie zrozumiałaś. Posłuchaj, kochanie. Dawanie ci pięknych rzeczy sprawia mi przyjemność. Nie traktuj, proszę, tych upominków jak zapłaty. I bardzo cię proszę - Holt uśmiechnął się do niej ciepło - żebyś nigdy więcej nie odsyłała mi prezentów, które ci daję. Dzisiaj przeżyłem prawdziwy szok. Jeszcze do tej pory się nie pozbierałem. Bogu dzięki, że musiałem przejechać parę kilometrów, zanim cię zobaczyłem. Miałem trochę czasu, żeby ochłonąć.

- Bardzo cię proszę, Holt, nie dawaj mi żadnych naszyjników - powiedziała Adena. - Naprawdę nie chcę od ciebie ani złota, ani diamentów, ani żadnych innych kosztowności. Nie chcę i już!

- Daj spokój, Adeno. - Holt przyglądał jej się z niedowierzaniem. - To naturalne, że mężczyzna daje prezenty kobiecie, którą... - przerwał na moment, jakby się zastanawiał, jakiego słowa powinien użyć. - Kobiecie, której pragnie, która do niego należy. Nie możesz odmawiać mi tej przyjemności.

- A właśnie, że mogę. Nie ufam ci, Holt. Nie potrafię uwierzyć w to, że dostrzegasz różnicę pomiędzy spłatą zobowiązania a wręczeniem podarunku. Dlatego proszę, żebyś nigdy więcej nie dawał mi takich kosztownych prezentów.

- Nie bądź śmieszna, Adeno! Nigdy się nie zgodzę...

Zadzwonił telefon i nic pozwolił mu dokończyć zdania. Holt niechętnie wypuścił Adenę z objęć. Dziewczyna porozmawiała z kimś przez chwilę, po czym odłożyła słuchawkę na widełki.

- Moje plany wyjazdowe będą chyba musiały poczekać - powiedziała. - Odpowiedziano na moją ofertę. Dziś po południu mam przyjść na rozmowę w sprawie pracy.

- Co to za przedsiębiorstwo? - zapytał rzeczowo Holt. - To dobra firma - oświadczył, kiedy podała mu nazwę. - Powinnaś pójść na tę rozmowę.

- Chyba tak - zgodziła się Adena.

Pewnie dlatego jest taki zadowolony, że jednak nie wyjadę, pomyślała ponuro. Zamiast awantury, która jeszcze przed chwilą wisiała w powietrzu, w pokoju panowała teraz nerwowa atmosfera, jaka zwykle towarzyszy wszystkim rozmowom dotyczącym zmiany pracy.

- Wezmę Maksa na spacer, a ty spokojnie przygotuj się do wyjścia - zaproponował Holt.

- Przecież musisz wracać do biura - zaprotestowała Adena.

- Najpierw wyprowadzę Maksa. Niczym się nie przejmuj, skarbie. - Holt próbował dodać jej odwagi. - Powalisz ich na kolana. Chodź, Maks. Gdzie jest twoja smycz?

- Ej, Holt.

- Słucham? - Holt znalazł smycz i właśnie przypinał ją do psiej obroży.

- Spacery z psem w mieście obwarowane są pewnymi przepisami...

- Jakimi? - Holt przyglądał się ze zdziwieniem plastikowej łopatce i torbie, które wręczyła mu Adena

- Zgadnij.

- Mam to...

- Dobrej zabawy!

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Adena ubrała się w zielony kostium z lodenu, wyszczotkowała włosy i już była gotowa do wyjścia. Maksa i Holta wciąż jeszcze nie było. Gdzie oni się podziewają? myślała podenerwowana. Uśmiechnęła się, wyobraziwszy sobie, jak Holt dokładnie sprząta psie kupy.

Nie mogła już dłużej czekać. Napisała na kartce, żeby Holt wziął sobie klucze od pani Harrison, wetknęła kartkę w drzwi i popędziła na przystanek autobusowy.

Holt miał rację, pomyślała, jadąc autobusem do centrum miasta. Ta firma naprawdę jest warta zachodu. Mogłabym mówić o szczęściu, gdyby udało mi się dostać tę pracę za pierwszym podejściem.

Wysiadła przy Pine Street, obok budynku giełdy Pacific Coast. Przez całą drogę nie mogła myśleć o niczym innym, tylko o Holcie. Obawiała się, że nie potrafi się skupić podczas rozmowy i z pracy będą nici.

Na szczęście, kiedy tylko znalazła się wewnątrz budynku, zawodowa solidność wzięła górę nad wrodzonym sentymentalizmem. Adena pozbierała się i już spokojna, pewna siebie weszła do działu personalnego.

Po kilku pierwszych minutach rozmowy dziewczyna zorientowała się, że proponowana jej posada byłaby tym, o czym od dawna marzyła. Ona idealnie nadawała się do tej pracy, a praca - dla niej. Na dodatek pracownik, z którym rozmawiała, sprawiał takie wrażenie, jakby jemu także zależało na zatrudnieniu Adeny. Dziewczyna była w siódmym niebie. Zapomniała nawet o nieprzyjemnym przedpołudniu.

- Pójdziemy teraz na górę, panno West - powiedział kadrowiec. - Przedstawię panią panu Olsonowi. Jest szefem działu rozliczeń i to on będzie pani przełożonym, jeśli zdecydujemy się panią u nas zatrudnić.

- Ach, panna West! - powitał ją Harvey Olson z taką życzliwością, jakby wszyscy od dawna jej tu oczekiwali. - Dzisiaj rano trafiła na moje biurko pani oferta. Z dokumentów wynika, że byłaby pani idealną kandydatką na wakującą posadę.

- Porozmawiaj sobie z panną West, a potem przyślij ją do mnie - poinformował Olsona kadrowiec i wyszedł.

- Spodziewam się, że chciałaby mi pani zadać mnóstwo pytań - zaczął Olson, uśmiechając się jowialnie. - Proszę się nie krępować.

Adena rzeczywiście miała wiele pytań. Musiała tylko uważać, żeby przypadkiem nie palnąć jakiegoś głupstwa. Bardzo zależało jej na tym, żeby Olson uznał ją za inteligentną i pełną zapału idealną kandydatkę do pracy.

Takie spotkania zawsze bardzo Adenę męczyły, chociaż w tym konkretnym przypadku naprawdę nie mogła narzekać. Bardzo szybko okazało się, że posada po prostu na nią czeka.

- Moim zdaniem pani doskonale nadaje się do tej pracy - powiedział uśmiechnięty Olson.

- Mnie z kolei bardzo odpowiada zakres obowiązków związany z tym stanowiskiem - odrzekła szczerze Adena. - Pańska firma ma wspaniały program rozwoju, a księgowość wewnętrzna zawsze ranie interesowała. Bardzo bym chciała spróbować swoich sił w tej właśnie dziedzinie.

- Znakomicie, znakomicie. Wobec tego chyba doszliśmy do porozumienia. Zaraz zadzwonię do Thorntona. To ten człowiek, który panią tu przyprowadził - wyjaśnił Olson konspiracyjnym szeptem. - Tylko kadry mają prawo składania kandydatowi oficjalnej oferty. Chyba pani rozumie... Nie chciałbym wkraczać w niczyje kompetencje, ale, między nami mówiąc...

- Zapewne zechcą dopełnić jakichś formalności. - Adena uśmiechnęła się. - Muszą pewnie sprawdzić moje referencje.

- To chyba nie będzie konieczne - oświadczył Olson. - Dostaliśmy już referencje od niezwykle szanowanej osoby.

- Przepraszam, ale nie rozumiem...

- Nie ma się czego wstydzić - roześmiał się Olson. - Może pani być dumna z tego, że ktoś taki jak Holt Sinclair osobiście rekomenduje panią do pracy u nas. Pan Sinclair nigdy by czegoś takiego nic zrobił, gdyby nic był absolutnie pewien, że jest pani odpowiednią osobą na to stanowisko. Nasz szef bardzo sobie ceni opinię pana Sinclaira.

- Czy to znaczy, że Holt Sinclair prosił, żeby przyjęto mnie do pracy? - zapytała Adena. Przed chwilą szczęśliwa, teraz czuła, że pogrąża się w otchłań rozpaczy.

- Ależ skąd! On tylko zadzwonił do naszego prezesa, któremu ja podlegam, bo dowiedział się, że szukamy pracownika. Powiedział, że zna kogoś, kto doskonale nadawałby się do tej pracy. Niebawem nadeszła do nas pani oferta i w ten sposób doszło do dzisiejszego spotkania.

- Rozumiem. Nie miałam pojęcia...- Dopiero teraz Adena przypomniała sobie, że powiedziała Holtowi, do jakich firm wysłała oferty.

Zrozumiała także, skąd to zadowolenie na twarzy Holta, kiedy powiedziała mu rano, dokąd idzie na rozmowę. Przyszła jej do głowy straszna myśl, że Holt po raz kolejny spróbował ją kupić. Tym razem „prezentem" miała być atrakcyjna praca.

Jak on śmiał? pomyślała i natychmiast powrócił poranny gniew. Co trzeba zrobić, żeby dać nauczkę mężczyźnie, przyzwyczajonemu kupować wszystkich i wszystko, na co tylko przyjdzie mu ochota? Czy w ogóle da się wbić w ten ograniczony mózg, że mnie nie można kupić ani za złoto, ani za dobrą pracę? Cholerny facet!

A swoją drogą, ciekawe, jak by się poczuł, gdybym ja też mu zapłaciła. Już wiem! Odwrócimy role! Będzie wściekły! Wpadnie w ślepą furię! Może wreszcie coś do niego dotrze.

Resztę formalności, związanych z przyjęciem do pracy, Adena wypełniła bez poprzedniego entuzjazmu. Na szczęście nikt nie zauważył zmiany w jej zachowaniu. Dostała oficjalną propozycję pracy i obiecała, że w ciągu tygodnia da wiążącą odpowiedź.

Wyszła na ulicę zdecydowana. Postanowiła dać solidną nauczkę Holtowi. Natychmiast skierowała się do ekskluzywnego sklepu jubilerskiego przy Union Square. Wiedziała, że musi wydać majątek, żeby jej plan naprawdę się powiódł. Zresztą i tak będzie to wydatek na niby, bo Holt się wścieknie i nawet nie weźmie do ręki "prezentu".

Adena z ogromną satysfakcją wyobraziła sobie, jak Holt krzyczy na nią, jak żąda, żeby natychmiast zabrała ten przeklęty "upominek". Teraz wiedziała na pewno, że to najlepszy i może jedyny sposób pokazania mu, jak ona czuła się dziś rano. Jeśli choć na chwilę znajdzie się w mojej skórze, myślała zadowolona

z siebie, może wreszcie przestanie mnie obrażać wciąż nowymi podarunkami.

Ledwo rozejrzała się w gablotach, kiedy wpadł jej w oko zegarek. Adena uznała, że znalazła odpowiednią broń do walki z Holtem. Długo oglądała wybrany przez siebie, ręcznie zrobiony z osiemnastokaratowego złota szwajcarski zegarek. Kwarcowy napęd umieszczono w cieniutkiej kopercie tak idealnie, że prawie przekraczało to ludzką wyobraźnię. Jednym słowem: sama doskonałość.

Adena bez wahania wypisała czek, opiewający na całą sumę, jaką aktualnie miała na koncie. Na szczęście, pomyślała, nie zdążą tego czeku zrealizować. A swoją drogą, bardzo bym chciała dać mu takie cudo naprawdę. Niestety, pewnie nigdy w życiu nie będzie mnie na to stać. Podała czek sprzedawcy i powiedziała, dokąd ma wysłać zegarek.

Holt powinien dostać prezent w biurze i to jak najszybciej. Adena szybko skalkulowała, że Sinclair odeśle zegarek następnego dnia rano i wobec tego nie dojdzie do realizacji horrendalnie wysokiego czeku, który dziewczyna przed chwilą podpisała. Jutro sobota, a więc cała intryga finansowa znajdzie szczęśliwe zakończenie w poniedziałek rano.

Dopiero w autobusie Adena trochę ochłonęła. Zrobiło jej się nieprzyjemnie, kiedy wyobraziła sobie, jak Holt się na nią rozzłości. No cóż, gra jest warta świeczki, pocieszyła się szybko. Najważniejsze, żeby wyciągnął z tej lekcji właściwe wnioski.

Chciałabym, żeby zrozumiał, jak nieprzyjemnie się człowiek czuje, kiedy ktoś próbuje go kupić. Może pojmie, że za przysługę płaci się tylko utrzymankom lub żigolakom. Liścik, który dołączyłam do zegarka, powinien mu ułatwić zrozumienie lekcji. Zaraz, jak to było? Aha: „Dla Holta z podziękowaniem za pomoc w znalezieniu pracy i za wspaniałe chwile przy kominku".

Dobrze to wymyśliłam! Każdy by się obraził za coś takiego. Szkoda, że nie wysłałam mu do tego kwiatów. Rozpromieniona i zadowolona z siebie weszła do domu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego że Maks nie przybiegł jej powitać. Niemożliwe, żeby do tej pory nie wrócili ze spaceru, pomyślała przestraszona. W porządku. Wrócili i znów wyszli, odetchnęła zauważywszy kartkę papieru leżącą obok wazonu z różami.

„Maks ma się dobrze - pisał Holt. - Zabrałem go do Sausalito, gdzie obaj niecierpliwie oczekujemy Twojego przyjazdu. Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o kolacji, na którą oboje z Maksem zostaliście zaproszeni. Po kolacji musimy się jeszcze pokazać na przyjęciu, więc bądź tak miła i włóż na siebie coś odpowiedniego. Przyjadę po Ciebie prosto z pracy. Około piątej.

P.S. Gdybyś sama na to nie wpadła, pragnę cię poinformować, że zatrzymałem Maksa w roli gwaranta Twojego dobrego zachowania.

P.S. Wydaje mi się, że zakochał się w pudlicy z sąsiedztwa. Przypomnij mi, żebym ci o tym opowiedział.

Twój Holt"

Adena zmięła kartkę. Była wściekła, przestraszona i... chciało jej się śmiać. Ten głupek porwał Maksa, pomyślała. Pewnie uważa, że to bardzo sprytne. Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. Zaraz powinni mu dostarczyć zegarek.

Resztę popołudnia Adena spędziła w gotowości bojowej. Dosłownie podskakiwała jak oparzona za każdym razem, kiedy zadzwonił telefon. Holt się nie odezwał. Zaczęła już nawet podejrzewać, że posłaniec od jubilera nie zdążył do biura. Wreszcie doszła do wniosku, że Holt nie zadzwoni, a cała scena odbędzie się tutaj, kiedy po nią przyjedzie.

Muszę się przygotować, myślała. Trzeba będzie udawać, że nie stało się nic nadzwyczajnego, że obdarowywanie mężczyzny kosztownym zegarkiem w zamian za jego usługi jest wrodzoną potrzebą wszystkich kobiet świata.

Zrobiło się późno i Adena zajęła się przygotowaniami do wieczornego wyjścia. Wybrała powiewną suknię z zielonego jedwabiu, na którym ręcznie wymalowano złote liście. Do tego złote pantofle i złoty naszyjnik ze smoczymi skrzydłami.

Gotowa do wyjścia Adena nie miała już nic więcej do roboty, więc nerwowo przemierzała tam i z powrotem swój biało-zielony pokój. Zaczęła nawet wątpić, czy Holt w ogóle się pojawi. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nie przyjechał do niej zaraz po otrzymaniu zegarka. Powinien był chociaż zadzwonić i zrobić jej awanturę przez telefon.

Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem tej sytuacji było to, że Holt do tej pory nie dostał zegarka czyli że dzisiejszy wieczór przebiegnie mniej więcej spokojnie. Odetchnęła z ulgą.

Właśnie wtedy Holt zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu i w tej samej chwili zrozumiała, że przesyłkę dostarczono adresatowi zgodnie z planem. Holt stał oparty o futrynę, dzięki czemu od razu dało się zauważyć na jego przegubie elegancki złoty zegarek.

Adena nie wierzyła własnym oczom.

- Jest piękny - zachwycał się Holt. - To najpiękniejszy prezent, jaki w życiu dostałem. Wyobraź sobie, że to w ogóle jeden z nielicznych prezentów, jakie kiedykolwiek mi ofiarowano. Zwykle ja obdarowuję ludzi. Mnie dają podarunki bardzo rzadko.

- Podoba ci się? - Adena z trudem oderwała wzrok od zegarka.

- Mam tylko jedno zastrzeżenie. - Holt wszedł do mieszkania. - Szkoda, że nie kazałaś na nim wygrawerować jakiegoś napisu. Musimy to naprawić. - Ujął twarz dziewczyny w dłonie i pocałował ją w usta.

- Holt... - próbowała coś powiedzieć, ale nie dopuścił jej do głosu.

- Dziękuję ci kochanie. Będę go bardzo szanował.

- Holt... - Adena wciąż jeszcze chciała mu coś tłumaczyć. - Ja go kupiłam, bo...

- Wiem, skarbie. Dostałem także liścik. Pewnie nie powinienem przyjmować od ciebie tak kosztownego prezentu, ale jak mógłbym zrobić ci coś takiego, skoro mnie samemu tyle radości sprawiło wybieranie naszyjnika. Żadna kobieta nie dałaby takiego prezentu mężczyźnie, na którym jej nic zależy. Wydałaś majątek na ten drobiazg!

- Mówiąc szczerze... - Adena miała nadzieję, że tym razem wreszcie uda jej się wyjaśnić sytuację.

- Ale skoro dostałaś nową pracę, mam nadzieję, że cię to nie zrujnuje. Jestem zbyt zachwycony tym wspaniałym prezentem, żeby ci tłumaczyć, że nie powinnaś wydawać na mnie tyle pieniędzy.

Adenie zakręciło się w głowie. Wykosztowała się na „lekcję", a tymczasem Holt zupełnie opacznie ją zrozumiał. Uznał, że dostał zegarek dlatego, że Adenie na nim zależy.

- Cieszę się, że zrozumiałaś moje postępowanie. Teraz już wiesz, że mój prezent dla ciebie w żadnym sensie nie był zniewagą - ciągnął Holt, uszczęśliwiony jak małe dziecko.

- No wiesz, ja...

- Porozmawiamy sobie o tym jeszcze podczas kolacji. Niestety, tylko Maks zje sobie dzisiaj domowe jedzonko mojej gospodyni. Przez to wieczorne przyjęcie musimy zjeść kolację na mieście. Chodź, kochanie. Bardzo jestem ciekaw, jak ci poszło w nowej firmie. Z liściku, który dołączyłaś do zegarka, domyśliłem się, że zostałaś przyjęta.

Zagadał ją całkowicie. Adena zrezygnowała z prostowania interpretacji, jaką Holt zastosował do otrzymanego prezentu. Pozwoliła się wsadzić do srebrzystego ferrari i zawieźć na kolację do eleganckiej restauracji w centrum miasta.

- Holt - odezwała się, kiedy już siedzieli przy zacisznym stoliku, nakrytym dla dwóch osób. Postanowiła wyjaśnić przynajmniej niektóre sprawy. - Nie powinieneś był prosić swojego przyjaciela, żeby przyjął mnie do pracy...

- Bzdura. Kiedy mi powiedziałaś, że wysłałaś im swoją ofertę, zadzwoniłem, żeby sprawdzić, jakie warunki proponują. Pogadałem sobie chwilę z Calem Mastersem. Powiedziałem mu tylko, że znam kogoś, kto doskonale nadawałby się do tej pracy. Nic więcej nie zrobiłem.

- Czy ty nic rozumiesz, że nie należało...

- Przecież i tak wysłałaś im swoją ofertę - stwierdził. - Ja tylko troszkę przyspieszyłem bieg wypadków. Dajmy temu wreszcie spokój. Najważniejsze, że znalazłaś pracę. Teraz mi powiedz, kiedy postanowiłaś kupić mi ten zegarek?

Holt był szczęśliwy jak dziecko. Dopiero teraz na dobre dotarło do Adeny, że robienie prezentów mężczyźnie, który nie dostał ich w życiu wiele, nie było najlepszym sposobem udzielenia lekcji dobrych obyczajów. Holt był tak zafascynowany samym faktem otrzymania upominku, że w ogóle nie pojął jego znaczenia.

- Pomysł przyszedł mi do głowy od razu, kiedy tylko zorientowałam się, że maczałeś palce w sprawie mojego zatrudnienia - wyjaśniła spokojnie.

- To miłe, że poczułaś się zobowiązana wyrazić mi wdzięczność, ale, mówiąc szczerze, najbardziej spodobała mi się ta część twojego listu, w której sugerujesz, że to, co przydarzyło nam się wczoraj przy kominku, miało dla ciebie szczególne znaczenie. - Pochylił się nad stolikiem. - Bo dla mnie także wczorajszy wieczór bardzo wiele znaczył. Wybierając ten zegarek czułaś się pewnie tak samo jak ja, kiedy kupowałem ci naszyjnik.

O mój Boże! pomyślała Adena. I co ja mam teraz zrobić? Jak mam mu powiedzieć, że źle mnie zrozumiał? Mam mu oświadczyć, że powinien zwrócić ten zegarek, bo w przeciwnym razie doprowadzi mnie do ruiny? Chyba będę musiała sprzedać akcje! Albo przyjąć tę pracę, którą Holt mi załatwił! A wszystko przez to, że nie mogę się zdobyć na odwagę, żeby powiedzieć mu prawdę!

Jedli kolację, rozmawiali i z każdą chwilą powiedzenie Holtowi prawdy o złotym zegarku wydawało się Adenie coraz mniej możliwe. Prezent sprawił mu ogromną radość. Holt zaczął się już nawet zastanawiać nad tym, jaki napis każe wygrawerować na kopercie. Adena musiała przyznać się sama przed sobą, że wpadła we własne sidła.

Należy to wreszcie przyjąć do wiadomości i nie wpadać w panikę, pomyślała. Zegarek rzeczywiście kosztował mnie majątek, ale przecież nie zbankrutuję. W końcu mam trochę oszczędności. Wystarczy na zapłacenie czynszu i na życie przez miesiąc. Z głodu w każdym razie nie umrę. A skoro już mowa o pokazowych lekcjach, to muszę sobie zapamiętać, żeby nigdy nie dawać nikomu prezentów, na które mnie nie stać.

Nie miała serca pozbawiać Holta tak wielkiej, bez skrępowania manifestowanej radości. Nie potrafiła się przyznać do tego, że kupiła zegarek po to, żeby dać mu nauczkę, a nie po to, żeby sprawić radość. Kochała go. Coraz bardziej.

Pogodziwszy się z losem, Adena pozwoliła sobie na jeszcze jeden kieliszek wspaniałego wina, które podano do kolacji. Wino pochodziło z Kalifornii, z krainy, w której panowała kiedyś gorączka złota, z krainy, do której Adena miała pojechać na krótki wypoczynek.

- A niech to diabli! - zaklęła.

- Co się stało, skarbie? - zaniepokoił się Holt.

- Nie odwołałam rezerwacji! Ta praca i... ten zegarek tak mnie pochłonęły, że zapomniałam zadzwonić do gospody i odwołać swój przyjazd!

- O to nie musisz się martwić. Zauważyłem kartkę z numerem obok telefonu i zadzwoniłem tam, zanim wyjechaliśmy z Maksem do Sausalito.

- Dziękuję - odrzekła lodowatym tonem. - A skoro już poruszyłeś temat mojego psa...

- A, właśnie! Miałem ci opowiedzieć o tej pudlicy. Biedny Maks! Mogę sobie wyobrazić, jak on się czuje.

- Może zamówić dla niej jakąś soczystą kość - zaproponowała Adena, ale Holt nawet nie zauważył, że powiedziała to z ironią.

- Muszę mu to podpowiedzieć. To co, możemy już iść? - zapytał. - Chciałbym jak najszybciej wrócić do domu. Dopiero potem zacznie się prawdziwie przyjemny wieczór.

Przez całą drogę Adena zastanawiała się, jak ma powiedzieć Holtowi, że nie spędzi z nim nocy w Sausalito. Dojechali do luksusowego hotelu Nob Hill's, a ona niczego nie wymyśliła. Uznała więc, że po tak męczącym dniu należy jej się odrobina przyjemności. Bez namysłu wzięła kieliszek szampana, który jej podano.

- Kochanie, chciałbym ci przedstawić Johna Rawlinsa - powiedział Holt na widok eleganckiego starszego pana, przeciskającego się przez tłum w ich kierunku. - John jest klientem Sim Tech.

Adena uśmiechnęła się do siwego pana Rawlinsa, a potem już musiała się uśmiechać do wielu innych kobiet i mężczyzn, którzy podchodzili do niej i do Holta. Piła trzecią lampkę szampana i myślała, że zadziwiająco dobrze czuje się wśród tych obcych ludzi, kiedy na horyzoncie pojawiła się szałowa blondynka, odziana w suknię ze srebrnej lamy.

- Holt, kochanie! - zawołała radośnie. - Jak to miło znów cię zobaczyć! Miałam nadzieję, że uda ci się wpaść tutaj... Przedstaw mi, proszę, swoją przyjaciółkę.

- Adena West - Holt dokonał prezentacji. - A to Charlotta Michaels. Prowadzi firmę, która współpracuje z Sin Tech.

Adena miała już na końcu języka jakąś złośliwą uwagę, ale jakimś cudem powstrzymała się przed jej wygłoszeniem.

- Witam panią - zwróciła się do Charlotty z lodowatą uprzejmością. - Czym zajmuje się pani firma?

- Sprzedaję surowce, których Holt używa do produkcji swoich wyrobów - poinformowała piękna Charlotta. - Jakie to wspaniałe, Holt! - zawołała na widok złotego zegarka. - Sama też takie oglądałam. To chyba nowy model. Robią także śliczne damskie zegarki.

- Doskonała technologia - zgodził się mężczyzna, z którym Holt rozmawiał przed pojawieniem się Charlotty. - To niesłychane, co Szwajcarzy potrafią zrobić z ciekłymi kryształami.

- Ten zegarek jest prezentem od Adeny - pochwalił się Holt. Odsunął mankiet, żeby umożliwić zainteresowanym podziwianie dzieła zegarmistrzowskiej sztuki. - Prawda, że jest piękny?

- Twoja przyjaciółka ci go dała? - zapytała z niedowierzaniem Charlotta, patrząc podejrzliwie na Adenę.

- Czym sobie zasłużyłeś na taki prezent? - zapytał John Rawlins.

Adena nie mogła sobie wybaczyć tego, co zrobiła. Można to było oczywiście zwalić na karb koszmarnego dnia, jaki miała za sobą. Albo na to, że wypiła za dużo szampana... Można było wymyślić dwa tysiące innych wyjaśnień jej postępku, ale żadne z nich nie usprawiedliwiało odpowiedzi na niewinne pytanie Rawlinsa.

- To prezent zaręczynowy - oświadczyła Adena wszystkim, którzy chcieli się dowiedzieć, z jakiej to okazji dziewczyna daje mężczyźnie taki niezwykły podarunek.

ROZDZIAŁ ÓSMY

W samochodzie panowała grobowa cisza. Adena siedziała obok Holta i myślała o losie, o przeznaczeniu i o tym, jak niektórzy ludzie potrafią się publicznie ośmieszyć. Otulająca miasto mgła potęgowała jeszcze wrażenie dziewczyny, że oto wbrew swojej woli i z własnej winy znalazła się w pułapce.

- Holt - wydusiła Adena przez ściśnięte gardło.

- Słucham cię - powiedział grzecznie, ale oschle, jakby dawał do zrozumienia, że te dwa słowa są wyrazem jego niesłychanej łaskawości.

- Przepraszam cię. Zupełnie nie wiem, co mnie napadło. Miałam dziś ciężki dzień i chyba trochę za dużo wypiłam... Na chwilę straciłam panowanie nad sytuacją. Ja... Ja naprawdę nie wiem, co mnie podkusiło, żeby to powiedzieć...

- Czyżby? - Holt wpatrywał się w jezdnię, jakby na całym świecie nie istniało nic ważniejszego niż uważne prowadzenie samochodu.

- Przecież cię przeprosiłam - rozzłościła się Adena. - Zresztą to nie była wyłącznie moja wina!

- A czyja?

- Mogłeś się po prostu roześmiać i wtedy cała ta afera rozeszłaby się po kościach. Wszyscy uznaliby moje oświadczenie za żart. Po co im powiedziałeś, że to prawda?

- Wydawało mi się, że to było jedyne wyjście z sytuacji.

- O mój Boże! - Adena zupełnie się załamała.

Z najdrobniejszymi szczegółami pamiętała wszystko, co stało się zaraz po tym, jak Holt wybrał to „jedyne wyjście z sytuacji". Wszyscy jej gratulowali, uśmiechali się, pytali, kiedy odbędzie się ślub... Do końca życia zapamięta to koszmarne przyjęcie.

- Czyżbyś chciała mi powiedzieć - Holt uśmiechnął się lekko, ale ani na chwilę nie spojrzał na dziewczynę - że dałaś mi ten zegarek, bo miałaś taki kaprys? Bez żadnego istotnego powodu?

- Oczywiście, że miałam powód! - Adena postanowiła, że tym razem wreszcie powie prawdę i wyjaśni nieporozumienie związane z kosztownym prezentem.

- Taki sam, jak miałem wręczając naszyjnik - mruknął Holt, zanim dziewczyna zdołała zrealizować swoje postanowienie.

- Tylko mi nie wmawiaj, że ten naszyjnik miał być prezentem zaręczynowym. - Adena zaczęła podejrzewać intrygę. - Sam wiesz najlepiej, że kiedy go kupowałeś, nawet nic pomyślałeś o żadnych zaręczynach.

- Nie pomyślałem - zgodził się Holt. - Ale wtedy nic wiedziałem, jak bardzo ci na mnie zależy.

- Mnie? Zależy?

- Nie krępuj się, skarbie. Śmiało możesz się do tego przyznać. Zresztą już się przyznałaś znacząco spojrzał na lśniący w mroku zegarek. - Skoro wiem, co do mnie czujesz, możemy się pobrać.

- Możemy się pobrać? Oszalałeś? Taką decyzję podejmuje się tylko wtedy, kiedy... kiedy ludzie bardzo się kochają i...

- Jeśli się nie pobierzemy, to i tak zamieszkamy razem. Oboje dobrze o tym wiemy. Ja pragnę ciebie, a ty mnie i...

- Wyciągasz błędne wnioski!

- Czy to ma znaczyć, że podarowałaś mi ten zegarek, bo miałaś taki chwilowy kaprys? - Holt wreszcie na nią spojrzał.

Pułapka się zatrzasnęła, pomyślała Adena. Nie potrafię zdobyć się na szczerość. Nie powiem mu, dlaczego naprawdę dostał ode mnie ten zegarek. Kocham go i nic odbiorę mu radości, jaką mu niechcący sprawiłam. Ile razy w życiu dostał prezent? Przecież jest sierotą! Sara musiał sobie radzić ze światem, w którym wszystko ma swoją cenę. Temu człowiekowi pewnie nikt nigdy niczego nie dał.

- Oczywiście, że nie - Adena ostatecznie się poddała. - Chciałam ci dać ten zegarek i cieszę się, że ci się spodobał.

- Będę go strzegł jak skarbu - obiecał Holt.

- Ale nie chciałabym, żebyś czuł się do czegokolwiek zobowiązany. Wcale nie miałam zamiaru nakłaniać cię do małżeństwa.

- Przecież wiem. Teraz jednak, kiedy już zaczęliśmy o tym mówić, nie widzę żadnych przeciwwskazań. Naprawdę uważam, że powinniśmy się pobrać. Bardzo cię pragnę, Adeno - dodał zmysłowym szeptem. - Tak czy inaczej, chciałbym mieć cię przy sobie. Najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji jest małżeństwo.

- Ale...

- Nie martw się, kochanie. Ja się tym zajmę.

Adenie kręciło się w głowie od nadmiaru szampana i nie potrafiła znaleźć słów, które przekonałyby Holta, że nie ma racji. Zresztą w końcu ona także go kochała i udawanie, że nie ma ochoty na małżeństwo, byłoby oszukiwaniem samej siebie.

A jednak, myślała, co to będzie za związek? Przecież ten człowiek nic nie wie o miłości. On uważa, że miłość można kupić i otwarcie mówi, że tylko mnie pragnie. Pragnie, a nie kocha. Na pewno nawet nie pomyślałby o małżeństwie, gdybym nie popełniła tej koszmarnej gafy.

Adena dopiero teraz zrozumiała, o co naprawdę chodzi. Pojęła, że Holt taktownie zgodził się zapłacić cenę, jakiej zażądała za oddanie mu siebie. Tylko takie wyjaśnienie miało sens. Holt jej pragnął, a ponieważ przywykł płacić za spełnianie swoich pragnień, chciał zapłacić także za spełnienie tego.

Nie przyjęłam naszyjnika, myślała przerażona, a potem dość obcesowo dałam mu do zrozumienia, że chętnie przyjęłabym obrączkę. Każdy w tej sytuacji uznałby, że takie są moje warunki! Adena tak się zamyśliła, że dopiero na moście Golden Gate zdała sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje.

- Dokąd jedziemy? - zawołała.

- Do domu. Już późno, a sama wiesz najlepiej, że Maks nie lubi, kiedy późno wracasz.

- Pojedźmy do mnie, Holt - poprosiła Adena.

- Nie mam zamiaru spędzić tej nocy z tobą.

- Dlaczego? Przecież jesteśmy zaręczeni.

- Przestań się wygłupiać. Nawet nie poprosiłeś mnie o rękę.

- Miałem wrażenie, że to ty mnie o to prosiłaś.

- A ty się zgodziłeś - szepnęła, jakby do siebie. - Więc to o to chodzi! Miałam rację... Proszę cię, Holt - jęknęła Adena. - Muszę chwilę pomyśleć.

- Możesz myśleć w domu.

- Tak, ale w swoim.

- W naszym - poprawił ją Holt. Ani na chwilę nie zwolnił tempa jazdy.

- Myślisz, że ze mną pójdzie ci tak łatwo, jak z Maksem? - wciąż próbowała protestować.

- Już mi się udało.

- No dobrze. Wpadnę do ciebie na chwilę, zabiorę psa, a potem odwieziesz nas do domu - oświadczyła Adena z iście królewską pewnością siebie.

Nie odezwali się więcej do siebie. W milczeniu dojechali do Sausalito, milcząc Holt zaparkował samochód i pomógł dziewczynie z niego wysiąść. Dopiero Maks przerwał ich milczenie. Witał się z obojgiem, radośnie kręcił krótkim ogonkiem i skakał do góry ze szczęścia.

- Cieszę się, że na nas czekałeś, Maks powiedział Holt do psa. - Wypijesz kropelkę sherry?

- Nie tylko uprowadziłeś mojego psa, ale jeszcze go przekupiłeś! - rozżaliła się Adena.

Wszyscy troje weszli do salonu. Holt wyjął z barku butelkę, nalał sherry do dwóch szklaneczek i odrobinkę na spodek.

- Dziś mamy niezwykłą okazję - powiedział. - Nie możesz mieć nic przeciwko temu, żeby Maks także spełnił toast. Musisz wiedzieć, Maks, że żenię się z twoją panią. Cieszysz się, piesku?

Maks nic nie odpowiedział, za to z widoczną przyjemnością wylizał ze spodeczka całą sherry.

- Widzisz? On się cieszy - uśmiechnął się Holt.

Usiadł na kanapie i pociągnął za sobą nadąsaną dziewczynę.

- Holt, to naprawdę bardzo poważna decyzja - Adena próbowała mu coś wytłumaczyć. - Musimy porozmawiać, a przede wszystkim ja muszę sobie wszystko przemyśleć. Mam wrażenie, że poniosła mnie jakaś wielka fala...

- Jeszcze nic miałem okazji podziękować ci za prezent szepnął Holt. Postawił na stoliku szklankę z sherry.

- Nie ma za co. To znaczy...

- To najwspanialszy zegarek, jaki widziałem. - Pocałował dziewczynę prosto w usta. - Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że dostałem od ciebie taki cudowny upominek. Nikt nigdy niczego podobnego mi nie podarował.

- Och, Holt. - Adena wreszcie poddała się jego uściskom. - Naprawdę tak bardzo ci się podoba?

- Chodź, kochanie, pokażę ci, jak bardzo. - Holt przytulił ją mocno do siebie, a jego palce niecierpliwie szukały zapięcia jedwabnej sukni.

Adena zadrżała. Zamknęła oczy i pozwoliła, aby Holt zsunął z jej ramion delikatny materiał. On mnie pragnie, myślała, i chce się ze mną ożenić. Czego więcej mogłabym oczekiwać od mężczyzny, który nie wie, co to miłość?

- Czy ty naprawdę chcesz się ze mną ożenić? - zapytała i zaraz ugryzła się w język. Pytanie było głupie i zupełnie nie na miejscu. Jakby sprawdzała, czy warunki kapitulacji zostaną potraktowane poważnie.

- Tak - wyszeptał prosto do jej ucha. - Chcę się z tobą ożenić. Przez cały wieczór tak bardzo cię pragnąłem - wyszeptał Holt, pieszcząc pierś dziewczyny. - Podczas kolacji i na tym nudnym przyjęciu i przez całą drogę do domu. Wciąż powtarzałem sobie, że ty także mnie pragniesz. Za każdym razem, kiedy spoglądałem na zegarek, myślałem sobie: „Ona też mnie chce. Gdyby mnie nie chciała, nie dałaby mi takiego prezentu".

- Ja też cię pragnę, Holt, ale naprawdę nie musisz się ze mną żenić. - Adena zarzuciła mu ręce na szyję. Patrzyła w szare, płonące oczy Holta. - Nie miałam zamiaru zmuszać cię do tego. Musisz mi uwierzyć. Bardzo cię proszę.

- Do niczego mnie nie zmuszasz. Zresztą dawno minęły te czasy, kiedy ktokolwiek mógł mnie do czegoś zmusić - uspokoił ją Holt.

- Chciałam ci tylko powiedzieć...

- Wiem, co mi chciałaś powiedzieć, ale teraz już na to za późno. Już się zdecydowałaś. Chyba nie chcesz się wycofać? - Holt uśmiechnął się do niej czule. - Gdybyś mi teraz oświadczyła, że nie chcesz wyjść za mnie za mąż, poczułbym się tak samo, jak gdybyś odebrała mi ten zegarek.

- Nie mam zamiaru niczego ci odbierać - mruknęła dziewczyna niepewnie.

- Wiem - wyszeptał Holt. - I mam nadzieję, że w sprawie naszego małżeństwa również nie zmienisz zdania. Tak bardzo cię pragnę...

- Ale małżeństwo... - jęknęła.

- Małżeństwo to jedyny sposób, żeby cię namówić na zamieszkanie ze mną. Doskonale rozumiem, że nie odpowiada ci długotrwały romans. Nie byłabyś szczęśliwa i na pewno nie zrezygnowałabyś z własnego mieszkania - tłumaczył jej jak małej dziewczynce. - I wciąż czymś byś się martwiła. Nie chcę cię na to narażać. Wiem, że potrzebujesz formalnego zabezpieczenia. A ja bardzo ciebie pragnę, kochanie, i muszę mieć pewność, że zawsze będziesz moja.

Adena zrozumiała, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Holt wmówił sobie, że małżeństwo jest warunkiem jej oddania. Bez wahania chciał zapłacić tę wygórowaną cenę, a Adena nie potrafiła przekonać go, że nie ma racji. Mogła jedynie spróbować zapanować nad biegiem wydarzeń. Dla ich wspólnego dobra.

On teraz chce się żenić, myślała, bo bardzo, ale to bardzo mnie pragnie. Ale co będzie potem? Kiedy trochę ochłonie, kiedy sobie wszystko przemyśli, na pewno dojdzie do wniosku, że obejdzie się bez ślubu.

- Wyjdę za ciebie, Holt. - Adena mocno się do niego przytuliła.

- Mam nadzieję - zaśmiał się cicho. - Po tym, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, po ofiarowaniu mi tego wspaniałego prezentu...

- Ale uważam, że powinniśmy dać sobie trochę czasu - przerwała mu stanowczo.

- Trochę, to znaczy: ile? - Holt zamarł.

- Nie wiem. Kilka tygodni, może miesięcy. To naprawdę poważna decyzja, Holt. Oboje musimy mieć całkowitą pewność... - spojrzała mu prosto w oczy. O, tak, pomyślała. Nareszcie mi się udało.

Wreszcie zaczął traktować poważnie to, co do niego mówię.

- Przez ten czas będziesz mieszkała sama? - zapytał, wietrząc podstęp. - I będziesz się ze mną spotykała tylko wtedy, kiedy zechcesz? Z trudem wciśniesz mnie w tygodniowy plan zajęć?

- No wiesz... Powinniśmy się lepiej poznać. Zafundujemy sobie takie staroświeckie narzeczeństwo.

- Nie!

- Nie? - Adena odsunęła się od niego. Pospiesznie włożyła suknię. - No to teraz mnie posłuchaj! Już ci mówiłam, że miałam dość męczący dzień. Jestem u kresu sił. Nie będziesz mi tu rozkazywał ani dyktował warunków, na jakich oprzemy ten... ten związek! Jestem w fatalnej formie, ale i tak nie dam się namówić na coś, co skomplikuje nasze życie. I to tylko dlatego, że właśnie dzisiaj masz na mnie ochotę!

- Chodź do mnie, skarbie - Holt uśmiechnął się uwodzicielsko. - Sprawię, że i ty nabierzesz ochoty na mnie.

- Nie, Holt! Nie dam się namówić na małżeństwo ani zaciągnąć do łóżka, dopóki nie ustalimy sobie, o co w tym wszystkim chodzi.

- Uspokój się, kochanie. - Holt wstał z kanapy i wziął na ręce zdenerwowaną dziewczynę. - Sama powiedziałaś, że masz dzisiaj zły dzień. Za to ja czuję się doskonale. Odpocznij sobie. Ja podejmę decyzję za siebie i za ciebie.

- Nie ma mowy! Puść mnie, do diabła!

- Puszczę cię dopiero wtedy, kiedy podziękuję ci za zegarek.

Holt niósł ją długim, pełnym luster korytarzem. Adena widziała swoje odbicie: półnaga, w jednym tylko pantofelku, wyglądała w jego ramionach jak dopiero co zdobyta niewolnica.

Weszli do sypialni i Holt ostrożnie położył dziewczynę na łóżku. Natychmiast usiadła, chcąc uwolnić się z jego objęć.

- Nie patrz tak na mnie, skarbie. - Holt szybko rozpiął koszulę. - Wszystko będzie dobrze. Naprawdę. Ty pragniesz mnie, a ja ciebie. To takie proste. Obiecałem przecież, że dam ci wszystko, czego tylko zapragniesz, a ty dziś jasno i wyraźnie powiedziałaś, zechcesz małżeństwa. Jeśli ślub ułatwi ci zostanie ze mną, to masz go u mnie jak w banku.

- Chcesz powiedzieć, że się sprzedałam! - zawołała zrozpaczona.

- Nie wkładaj mi w usta czegoś, czego nie powiedziałem. Przecież mówiłem już, że mnie takie rozwiązanie też odpowiada. - Holt uporał się ze swoim ubraniem. Stał obok łóżka zupełnie nagi i pożądliwym wzrokiem przyglądał się dziewczynie.

- Nie odpychaj mnie, kochanie. Tak bardzo cię pragnę.

Chciała mu odmówić, ale nie mogła. Nie potrafiła tego zrobić, tak jak wcześniej nie umiała wyjaśnić nieporozumienia związanego z zegarkiem. Widocznie tak to jest, kiedy się kogoś kocha, pomyślała.

- Czy poszedłbyś sobie, gdybym cię teraz o to poprosiła? - zapytała cicho.

Holt zawahał się. Patrzył na nią jak zranione zwierzę i Adena poczuła ból, jakby sama sobie zrobiła krzywdę.

- Och, Holt! - objęła go za szyję. - Ty idioto! Nie domyślasz się, że nigdy bym cię o coś takiego nie poprosiła?

Holt odetchnął z wyraźną ulgą. W jednej chwili znalazł się na łóżku i mocno przytulił do siebie Adenę.

- Nie chcę nigdy więcej słyszeć podobnych bzdur! Chcę, żebyśmy się pobrali jeszcze w tym tygodniu. Możemy pojechać do Reno.

- W tym tygodniu? Po co ten pośpiech?

- Żebyś nie mogła zadawać głupich pytań. - Holt ponownie zdjął z Adeny jedwabną suknię.

- Nie będę - szepnęła. - Obiecuję.

- Oczywiście, że nie. Jako moja żona nie będziesz mi mogła niczego odmówić.

- Masz bardzo staroświeckie poglądy na małżeństwo.

- Cieszę się, że to zauważyłaś. - Holt pocałował dziewczynę w ramię.

- Szczególnie kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że jeszcze parę godzin temu w ogóle nie wiedziałeś, że będziesz miał żonę - zakończyła Adena.

- Jak tylko powiedziałaś o tym na przyjęciu, zrozumiałem, że małżeństwo będzie dla nas najlepszym rozwiązaniem. Oboje dostaniemy to, czego pragniemy - powiedział Holt, pieszcząc nagie ciało dziewczyny.

- Wydawało mi się, że zadowala cię to, co dostałeś wczoraj - wyszeptała Adena.

- Chcę, żebyś już nigdy nie mogła odrzucić ani moich prezentów, ani mnie. Chcę, żebyś swobodnie mogła przyjmować ode mnie wszystko, co mogę ci dać. I chcę, żebyś była moja. Tylko moja.

- Uważasz, że to uczciwa transakcja?

- Nawet bardzo.

Ciekawe, jak długo będzie tak uważał, pomyślała Adena. Ciekawe, ile zapłaci żonie, kiedy zechce się jej pozbyć. Ponure myśli pierzchły pod dotknięciem dłoni i ust Holta. Adena nie chciała już więcej myśleć o przyszłości. Chciała cieszyć się Holtem i swoją miłością do niego, chciała dać mu wszystko, czegokolwiek od niej zażąda.

Postanowiła, że Holt dostanie taką żonę, na jaką sobie zasłużył i może za jakiś czas wreszcie zrozumie, że może tej żonie dać coś więcej niż tylko złoto i drogie kamienie. Postanowiła nauczyć go kochać.

Holt pogłaskał ją po głowie i dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że nie zdjął zegarka. Zaskoczona dotknęła palcem złotej bransoletki

- Piękny, prawda? - zapytał Holt. - Prawie tak piękny jak kobieta, od której go dostałem.

- Naszyjnik, który dostałam od ciebie, także jest piękny - uśmiechnęła się Adena. - Tak mi przykro, Holt. Naprawdę niepotrzebnie się zdenerwowałam, ale myślałam...

- Wiem, co pomyślałaś, kochanie. Na przyszłość zapamiętaj sobie, że jeśli ci coś daję, to znaczy, że chciałem ci to dać. Umówmy się, że ten naszyjnik to prezent zaręczynowy - dodał z uśmiechem.

O, tak, pomyślała Adena, tak właśnie powinnam potraktować ten naszyjnik. Jako prezent zaręczynowy. Zresztą teraz, kiedy on tak się cieszy zegarkiem, i tak nie mogłabym nie przyjąć prezentu od niego.

- Powiedz mi, jak bardzo mnie pragniesz - poprosił Holt, pieszcząc delikatną skórę na udach dziewczyny. - Przyznaj się, dlaczego dałaś mi ten zegarek.

Adena zamarła z przerażenia. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że on chce tylko potwierdzenia przyczyny, którą już dawno odgadł.

- Ja także ciebie pragnę - wyszeptała. - Twój dotyk sprawia, że moje ciało drży ze szczęścia. Nie powinnam ci na to pozwolić, ale chyba już niczego nie potrafię ci odmówić. Nawet gdybyś nie chciał się ze mną ożenić.

- Dobrze. Tak właśnie powinno być. Ty także doprowadzasz mnie do wrzenia i nie potrafiłbym ci odmówić niczego. Gdybyś zechciała, dałbym ci cały świat. Przytul mnie - szeptał. - Przytul mnie i nigdy ode mnie nie odchodź!

Adena przywarła do niego całym ciałem i na jedną krótką chwilę oboje stali się jednością.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Obudziło Adenę znajome dotknięcie czegoś zimnego i wilgotnego. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Maksa, który, jak co dzień, zapraszał ją na poranny spacer. Ostrożnie wstała z łóżka. Nie chciała budzić Holta.

Maks, jak przystało na dobrze wychowanego sznaucera, czekał cierpliwie, aż jego pani się ubierze. Jedwabna wieczorowa suknia nie stanowiła dostatecznej ochrony przed poranną mgłą, wobec czego dziewczyna wyszukała w szafie krótki, męski kożuszek. Sięgał jej prawie do kolan i był dosyć ciężki, ale stanowił doskonałą ochronę przed chłodem.

- No dobrze - powiedziała Adena, otwierając Maksowi kuchenne drzwi. - Musisz sobie dzisiaj sam radzić. Nie wiem, gdzie jest twoja smycz i nie mam ochoty szukać toreb w cudzej kuchni. Postaraj się załatwić wszystko dyskretnie.

Maks wyskoczył jak z procy, szczęśliwy, że tym razem obejdzie się bez smyczy i związanych z nią ograniczeń. Dookoła było tyle uroczych miejsc, które należało zbadać i obwąchać. Nie miał chwili do stracenia.

Adena podążyła za swoim pupilkiem. Miała nadzieję, że żadnemu z sąsiadów nie będzie się chciało wstawać tak wcześnie w sobotę. Głupio by się czuła, gdyby ktoś zobaczył ją w męskim kożuchu i wieczorowych pantoflach.

Chłodne powietrze poranka otrzeźwiło ją na tyle, że mogła się już spokojnie zastanowić nad przebiegiem wczorajszej rozmowy z Holtem. Miała niejasne przeczucie, że sprytnie wciągnięto ją nie tylko do łóżka, ale także w zaręczyny, których wcale nie chciała.

Niepotrzebnie wypiłam tyle szampana, pomyślała. Trudno, teraz już za późno na żale. Zbieg okoliczności i fascynacja nową miłością postawiły mnie w niełatwej sytuacji. Oczywiście, że chcę poślubić Holta, ale nie chcę, żeby stało się to w taki głupi sposób. Nie chcę, żeby uważał, iż ślub jest ceną, jaką musi za mnie zapłacić. I co ja mu teraz powiem? On uznał, że wszystko zostało uzgodnione.

- Chodź, Maks! Wracamy! - zawołała. - Nogi mi strasznie zmarzły.

Sznaucer niechętnie przydreptał do swojej pani. Adena pieszczotliwie poklepała go po grzbiecie i zawróciła w stronę domu Holta. Maks pierwszy zauważył stojącego obok samochodu mężczyznę. Pobiegł do niego w radosnych podskokach, a Holt opuścił rękę, którą właśnie miał otworzyć drzwiczki swojego ferrari, i podrapał psa za uchem.

Szare oczy mężczyzny nie mogły oderwać się od Adeny. Było w nich widać ból, który w miarę jak dziewczyna zbliżała się do samochodu, powoli zmieniał się w bezmierną ulgę.

- Myślałem, że odjechaliście - powiedział Holt nienaturalnie obojętnym głosem. Z całych sił chwycił Adenę za rękę.

- Chciałeś nas gonić? - zapytała. Patrzyła to na samochód, to na kluczyki, które Holt trzymał w dłoni.

- Chciałem przywieźć cię z powrotem do domu.

- Ani ja, ani Maks nigdy nie wyjeżdżamy przed śniadaniem.

- Zapamiętam to sobie - powiedział Holt.

Niecałą godzinę później siedzieli w kuchni przy śniadaniu, które tym razem przygotowała Adena.

- Muszę z tobą porozmawiać o powrocie do domu - odezwała się dziewczyna. - Nie bardzo pamiętam, co się wczoraj wydarzyło. Chciałabym ci jednak uświadomić, że się do ciebie nie przeprowadzę. Jeśli więc naprawdę masz zamiar się ze mną ożenić...

- Mam zamiar.

- Wobec tego postanowiłam, że przez jakiś czas będziemy po prostu zaręczeni. Trochę to staroświeckie, ale uważam, że nie musimy się z niczym spieszyć. Nie chciałabym podejmować tak poważnej decyzji pod wpływem...

- Żądzy - Holt usłużnie podsunął dziewczynie właściwe słowo.

- No właśnie. Cieszę się, że rozumiesz moje obiekcje.

- Czy to coś zmieni - zapytał Holt po chwili namysłu - jeśli zapewnię cię, że nie podejmowałem decyzji pod wpływem nastroju chwili? Ja naprawdę dokładnie wiem, czego chcę od życia.

- Nie.

- Nie ufasz mi?

- Dobrze wiem, że ty zawsze płacisz za to, czego chcesz. Wiele razy powtarzałeś mi też, że jesteś wspaniałomyślny i niezwykle hojny.

- Adeno... - zaczął Holt, ale ona nie pozwoliła mu dokończyć zdania.

- Ja mówię poważnie, Holt. Wczoraj wszystko tak się dziwnie pomieszało i żadne z nas nie panowało nad sytuacją, ale dzisiaj...

- Dzisiaj zdążyłaś sobie wszystko przemyśleć. Mam rację?

- Obiecaj mi, że w tej sprawie podporządkujesz się mojej woli. - Adena wyzywająco podniosła głowę.

- Ustalmy sobie najpierw, na co właściwie mam się zgodzić - powiedział Holt po chwili namysłu. - Żądasz ode mnie zgody na platoniczne narzeczeństwo bez scen erotycznych. Kiedy to twoje narzeczeństwo się skończy, wyjdziesz za mnie za mąż, tak jak mi wczoraj obiecałaś.

- Tak - Adena sztywno skinęła głową. - Oczywiście pod warunkiem, że nadal będziesz chciał się ze mną ożenić.

- Przez tydzień na pewno nie zmienię zdania. To nie w moim stylu.

- Przez tydzień?

- Ustaliliśmy wczoraj, że pobierzemy się w przyszłą sobotę - przypomniał jej Holt.

- Tydzień to za mało, żeby się przekonać, czy rzeczywiście do siebie pasujemy! - I stanowczo za krótko, żeby się nauczyć miłości, dodała w myślach.

- Przez cały ten tydzień nawet cię nie dotknę - obiecał Holt.

- Dwa tygodnie - targowała się Adena.

- Szybko się uczysz. Dobrze, wygrałaś. Niech będą dwa tygodnie.

O mój Boże! westchnęła Adena. Znów mu się wydaje, że dobija targu. Czy naprawdę nie da się nic na to poradzić? Spróbuję. Może przez dwa tygodnie uda mi się choć trochę go zmienić.

Mimo porannej wymiany zdań, sobota i niedziela upłynęły im bardzo przyjemnie. Zrobili zakupy, pomyszkowali po eleganckich butikach wzdłuż falochronu w Sausalito, a potem poszli na spacer do lasu. Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę wieczorem Holt bez protestów odwoził Adenę do domu. Wypijał tam szklaneczkę sherry, po czym grzecznie wychodził.

Poprawne stosunki między nimi jakby same się ułożyły. Holt przyjeżdżał na kolację, a potem siadali przy kominku i omawiali wydarzenia minionego dnia. Adena zwykle wtedy haftowała obrus, a Maks drzemał, zwinięty w kłębek u jej stóp.

W środę wieczorem, kiedy Adena, haftując kolejny kwiatek, myślała o tym, jak dobrze tak siedzieć razem przy kominku, Holt niespodziewanie zadał jej pytanie.

- Czy przyjęłaś tę propozycję pracy, dzięki której dostałem zegarek?

- Jeszcze nie.

- A masz zamiar to zrobić?

- Nie.

- Dlaczego?

- Spróbuj się domyślić - odrzekła obojętnie, chociaż dłonie drżały jej z emocji.

- Gdyby nie moje wstawiennictwo, przyjęłabyś tę pracę, tak?

- Tak.

- Wiesz, że jesteś nieznośna i uparta jak osioł? - zapytał Holt. - Pewnie nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Mogłabyś się wreszcie nauczyć, jak się przyjmuje moje prezenty. Chcę ci we wszystkim pomagać i chcę ci dawać ładne przedmioty.

- Wiem, Holt - Adena patrzyła mu prosto w oczy - ale to naprawdę nie jest konieczne.

- Nie chcesz nic ode mnie. Rozumiem. Małżeństwa też nie chcesz.

- Przyzwyczaiłeś się do kupowania wszystkiego i nawet życie uważasz za ciąg przeróżnych transakcji kupna-sprzedaży. Trochę mnie to przeraża.

- Nie rozumiem, dlaczego.

- Trudno to wytłumaczyć. Może dlatego, że boję się, co się stanie, kiedy dojdziesz do wniosku, że zapłaciłeś wygórowaną cenę za marny towar.

- Czyżbyś chciała mnie oszukać? - zapytał kpiąco.

- Ciekawe, co byś zrobił, gdybyś poczuł się oszukany? - wyszeptała Adena, zaciskając palce na tamborku.

- Gdybym się zorientował, że mnie oszukujesz... - zacisnął zęby. - Wtedy nie ręczę za siebie.

- Wściekłbyś się - westchnęła Adena. Zmusiła się do uśmiechu. - Tak właśnie myślałam. A ty mnie pytasz, czego się boję.

- Rozumiem - Holt uśmiechnął się do niej ciepło - że to tylko teoretyczna dyskusja.

- Oczywiście - zapewniła go ochoczo.

- Wobec tego proponuję, żebyśmy zmienili temat. Dyskusje teoretyczne rzadko kiedy prowadzą do rozsądnych wniosków.

- Jak sobie życzysz - zgodziła się Adena.

Oczami wyobraźni widziała swoje życie z mężczyzną, który do nikogo nie ma zaufania, ponieważ uważa, że każdego można kupić.

W czwartek około jedenastej zadzwoniła sekretarka Holta. Adena słyszała jej głos po raz pierwszy. Wytłumaczyła sobie, że Holt po prostu ma dwie sekretarki i akurat z tą dotąd nie miała okazji rozmawiać.

- Dzwonię w imieniu pana Sinclaira - powiedziała sekretarka, upewniwszy się, że rozmawia z właściwą osobą. - Prosił, żebym zapytała, czy mogłaby pani zjeść dziś obiad z nim i z jego gościem.

- Raczej tak. - Adena była trochę zdziwiona, chociaż zadowolona z propozycji. Zapisała nazwę restauracji, w której mieli się spotkać.

- Gościem pana Sinclaira będzie dziś pan Rawlins - dodała sekretarka.

- Dziękuję pani - powiedziała Adena. - Proszę przekazać Holtowi, że będę punktualnie.

Adena odłożyła słuchawkę i zaczęła się ubierać. Włożyła garsonkę z ciemnego kaszmiru, pożegnała się z Maksem i pobiegła na przystanek autobusowy. Uznała, że o tej porze nie warto jechać do centrum samochodem, zwłaszcza jeśli autobus dojeżdża dokładnie tam, gdzie ona musi wysiąść.

Dobrze znała lokal, w którym Holt się z nią umówił. Czarno ubrani kelnerzy, białe obrusy na stołach i wystrój z epoki wiktoriańskiej sprawiały, że w restauracji panowała taka atmosfera, jak w męskim klubie z wiekowymi tradycjami. Za to jedzenie mich tam znakomite.

Przyjechała kilka minut przed czasem. Powoli weszła do restauracyjnego holu, rozejrzała się wokół i... o mało nie zderzyła się z kimś bardzo dobrze znanym.

- Jeff! - zawołała i obronnym ruchem uniosła dłonie. - Co ty tu robisz?

- Dopiero co zjadłem obiad. - Chwycił ją za rękę. Uśmiechnął się do niej swoim chłopięcym uśmiechem, który kiedyś tak bardzo Adenę pociągał.

- Ale skąd ty się tu wzięłaś? Czekasz na kogoś?

- Tak, czekam - odrzekła, nie wiadomo dlaczego skrępowana.

- Pozwól, że zgadnę. - Jeff skrzywił się złośliwie. - Umówiłaś się z Holtem Sinclairem. Mam rację?

- Owszem, zgadłeś. - Adena cofnęła się o krok. Nic wiedziała, czego może się spodziewać po Jeffie.

- Nie bój się - uspokoił ją Jeff. - Dziś jestem w dobrej formie. Chyba powinienem cię przeprosić za tamtą awanturę. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko tyle, że trochę za dużo wtedy wypiłem, a na domiar złego straciłem najważniejszą kobietę w moim życiu.

- Proszę cię, Jeff, nie mówmy już o tym. - Adena była potwornie zakłopotana. - Mnie też jest przykro z powodu tego całego zajścia. To jedna z tych rzeczy, o których trzeba szybko zapomnieć.

- O incydencie mogę zapomnieć - szepnął Jeff, znów się do niej zbliżając - ale o tobie nigdy.

- Proszę cię, Jeff... - Adena nic więcej nie mogła zrobić, bo za plecami miała ogromną donicę z palmą i o ucieczce nie mogło być mowy.

- Wszystko zepsułem, prawda? - Jeff uśmiechnął się smutno.

- To od początku nic miało sensu - powiedziała Adena. Z całego serca pragnęła, żeby ta niesmaczna scena jak najprędzej się skończyła. Nie miała ochoty, żeby Holt był jej świadkiem.

- Nie, to ja wszystko popsułem. Mieliśmy ze sobą tyle wspólnego... Pamiętasz, jak czasami przychodziliśmy tutaj na obiad? - Jeff nie zamierzał ustąpić. - Będzie mi tego bardzo brakowało.

- Nie mam ochoty o tym rozmawiać - oświadczyła oschle Adena.

- Wiem, że nie masz na to ochoty - Jeff uśmiechnął się przewrotnie. - Na pewno nie masz ochoty na rozmowę o nas. W końcu przecież udało ci się spaść na cztery łapy.

- Już dość, Jeff. Bardzo cię przepraszam, ale...

- Nie dostanę nawet pożegnalnego całusa? - Jeff niebezpiecznie zbliżył się do dziewczyny.

- Żegnam cię - powiedziała ozięble. Niedawne zakłopotanie przerodziło się we wściekłość. I jeszcze ta palma za plecami...

- Żegnaj, Adeno - uśmiechnął się Jeff.

Adena zauważyła jego wściekłe i zadowolone z siebie spojrzenie. Uchyliła się o ułamek sekundy za późno. Jeff przyciągnął ją do siebie, mocno pocałował i zaraz puścił.

- Dziękuję za wszystko, kochanie - powiedział głośno.

Wyjął z kieszeni białą kopertę i wsunął ją w rękę zaszokowanej dziewczyny. Odwrócił się i odszedł szybko, zanim Adena zdążyła choćby pomyśleć o jakiejś odpowiednio obraźliwej odpowiedzi. Ze wstrętem spojrzała na wychodzącego z restauracji Jeffa.

Była tak zajęta tym widokiem, że nawet nie zwróciła uwagi na dwóch mężczyzn, z którymi minął się jej były narzeczony. Dopiero kiedy Jeff im się ukłonił, zdała sobie sprawę z tego, że to Holt z Johnem Rawlinsem, i zrozumiała, że obaj na pewno widzieli końcowy akord odegranej przez Jeffa sceny. Wreszcie dotarło do niej, o co chodziło młodemu Carriganowi.

Lodowate spojrzenie stalowych oczu Holta sprawiło, że miała ochotę uciekać ile sił w nogach. Poczuła w dłoni kopertę i doszła do wniosku, że sama umożliwiła Jeffowi dokonanie straszliwej zemsty.

Bezradnie patrzyła, jak Holt zbliża się do niej zagniewany i smutny. Zatrzymał się obok Adeny. Bez słowa wyciągnął rękę, a dziewczyna w milczeniu podała mu kompromitującą białą kopertę.

Holt otworzył ją, wyjął ze środka pisany ręką Jeffa list i... czek. Przeczytał list, obejrzał wypisaną na czeku sumę i oddał to wszystko Adenie. Drżącymi rękami wzięła kompromitujące ją papiery. „Rób swoje, kochanie. Pobierzemy się, jak tylko to wszystko się skończy", pisał Jeff. Czek opiewał na pięćset dolarów.

Adena podniosła oczy na Holta. Czekała na jego reakcję. Ona w tej sprawie nie miała nic do powiedzenia. Nie miała również wątpliwości, co Holt sobie myśli. Na pewno uznał ją za płatnego wysłannika Carriganów i teraz zrobi dokładnie to, czego chciał Jeff.

- Przepraszam cię, John. Zaraz wrócę powiedział Holt do Rawlinsa. Wziął Adenę pod ramię i odprowadził do drzwi. Kiedy znaleźli się na ulicy, zatrzymał pierwszą przejeżdżającą taksówkę.

Otworzył drzwi i pomógł dziewczynie wsiąść do samochodu.

- Jedź do domu - polecił lodowatym głosem. - Przyjadę do ciebie za kilka godzin. Muszę przedtem załatwić parę spraw. Nie musisz się tak bardzo bać. Do rękoczynów nie dojdzie. Stać mnie na bardziej wyrafinowaną zemstę.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W ciągu całego długiego popołudnia Adena ze trzy razy stawała przed otwartą szafą, zastanawiając się, czy natychmiastowy wyjazd nie byłby najlepszym wyjściem z sytuacji. W jej głowie, jak zepsuta pozytywka, dźwięczały słowa Holta o wyrafinowanej zemście.

Przecież jestem niewinna, do jasnej cholery! powtarzała sobie co chwila. Wciąż miała przed oczami twarz rozgniewanego Holta. Adena nie wiedziała, jak ma mu wytłumaczyć scenę, której był naocznym świadkiem. Za każdym razem, kiedy wymyśliła coś rozsądnego, powtarzała to sobie głośno i dopiero wtedy okazywało się, że wyjaśnienie było wprawdzie rozsądne, ale zupełnie nieprzekonywające.

Rozłożony na dywanie Maks z wielkim niepokojem obserwował swoją panią.

- Czy tym razem też mnie obronisz? - zapytała Adena sznaucera.

Przykucnęła przy nim i podrapała psa za uchem. Czy posłuchasz rozkazu, jeśli poszczuję cię na Holta?

Maks zachował milczenie godne filozofa, wobec czego dziewczyna wstała i podeszła do barku, na którym stała karafka z sherry. Tyle razy Holt nalewał nam alkohol z tej karafki, pomyślała.

Lubił czuć się tutaj jak u siebie w domu. Nie, teraz nie mogę pić. Muszę być zupełnie trzeźwa. Zmuszę Holta, żeby mnie wysłuchał. Opowiem mu po prostu, jak doszło do tego spotkania, a jeśli mi nie uwierzy, to niech sobie idzie do diabła! Mam w końcu swoją godność.

Jeśli nie zechce przyjąć do wiadomości prawdy, to trudno. Sam będzie sobie winien. Najgorsze, że nie tylko sobie. Najsmutniejsze w tej głupiej historii jest to, że kocham Holta i że bardzo mi zależy na jego zaufaniu. Zaufanie to przecież pierwszy krok do miłości. Jeślibym je zdobyła... Przekonam go! Nie mam innego wyjścia. Ba, ale jak to zrobić. Jak mam przekonać człowieka, święcie wierzącego w przekupność ludzi, o tym, że mnie się nie da przekupić?

Adena zacisnęła zęby. Stanęła przy oknie i wyglądała na ulicę. Niestety, w tej sytuacji trudno nawet myśleć o zdobywaniu zaufania, pomyślała. Holt miał przecież w rękach ewidentny dowód zdrady. O, tak. Jeff musiał się starannie przygotować do odegrania tej sceny.

Dziewczyna stwierdziła, że nie wytrzyma w bezczynności ani jednej chwili dłużej. Poszła do kuchni przygotować herbatę. Rytuał parzenia herbaty okazał się zadziwiająco skutecznym lekiem uspokajającym. Adena mogła wreszcie poważnie zastanowić się nad tym, jak sobie poradzić z niewesołą sytuacją, w którą została wmanewrowana.

Usiadła wygodnie w fotelu i małymi łyczkami popijała gorący napar. Będę spokojna i pełna godności, postanowiła. Nie pozwolę się wyprowadzić z równowagi. W końcu nie mam nic na swoim sumieniu. A kiedy Holtowi złość przejdzie, zacznę od początku zdobywać sobie jego zaufanie. Chociaż wątpię, żeby kiedykolwiek udało mi się osiągnąć sukces.

Drgnęła, usłyszawszy, że ktoś dzwoni do drzwi. Drżącymi rękami postawiła na stoliku filiżankę z nie dopitą herbatą i powoli wstała z fotela. Maks także się podniósł, ale on machaniem krótkiego ogonka witał niewidocznego jeszcze gościa.

Dziewczyna z ociąganiem podążyła za psem. Nagle wydało jej się, że nigdy, przenigdy, za żadne skarby świata nie uda jej się rozplatać tej potwornie zagmatwanej intrygi i że Holt na pewno jej nie uwierzy. Muszę chociaż spróbować, pomyślała. Za bardzo go kocham, żeby zrezygnować. Będę walczyć o swoje szczęście. Jeśli mi się nie uda, to trudno.

Otworzyła drzwi. Holt stał na progu taki sam jak zawsze: poważny, twardy i pewny siebie. Nie mam szans, pomyślała przerażona Adena. Skąd mi przyszło do głowy, że w ogóle uda mi się kiedyś zdobyć jego zaufanie? Człowiek, który postrzega świat w kategoriach kupna i sprzedaży, musi się w takiej sytuacji jak dzisiejsza poczuć oszukany. Nie ma innej możliwości.

- Ja nic złego nie zrobiłam - oświadczyła zanim Holt zdążył wejść do mieszkania. - Nie pracuję ani dla Carrigana, ani dla jego firmy.

- Przecież wiem - oznajmił spokojnie Holt i jak gdyby nigdy nic wszedł do przedpokoju. Pieszczotliwie poklepał Maksa po grzbiecie, po czym skierował się prosto do barku. - Od razu, jak tylko was zobaczyłem, zorientowałem się, o co chodzi.

Drzwi mieszkania zamknęły się same pod ciężarem ciała Adeny. Musiała się o coś oprzeć, żeby nie upaść.

- Nie uwierzyłeś w to... Nie uwierzyłeś, że szpiegowałam cię dla Carrigana? - wyszeptała.

Holt rozsiadł się wygodnie na kanapie. Uśmiechnął się jak typowy, zadowolony z siebie mężczyzna, którego po ciężkiej pracy czeka zasłużony odpoczynek.

- Oszalałaś? Na jakiej podstawie miałbym sądzić, że dla nich pracujesz? Znam cię bardzo dobrze, Adeno West, i, mówiąc między nami, ty się w ogóle nie nadajesz na szpiega. Wprawdzie w odpowiednich warunkach potrafisz zwodzić jak mało kto, ale to jeszcze nie znaczy, że masz żyłkę do interesu... Hej! Co się dzieje?

- Kochasz mnie! Ty mnie kochasz! Powiedz to, Holt! Proszę! - Adena dosłownie przemknęła przez pokój. Rzuciła się Holtowi na szyję, zagrażając kryształowej szklaneczce sherry.

- Moje ty biedne kochanie. - Holt odstawił szklankę na stolik i mocno przytulił do siebie dziewczynę. - Zakochałem się w tobie już pierwszego wieczoru, wtedy, kiedy przyszłaś mi powiedzieć o tym moim pracowniku, którego Carrigan przekupił. Nie uwierzę, jeśli mi powiesz, że niczego się nie domyśliłaś.

- Nie wiedziałam! Nawet nie śmiałam marzyć...

- Skąd wobec tego teraz taka domyślność?

- Mężczyzna, który widział tamtą scenę w restauracji, który miał w ręku ten ohydny list i czek, a mimo to uwierzył w niewinność kobiety, musi ją kochać - wyszeptała Adena, patrząc Holtowi prosto w oczy.

- Tym bardziej że ten mężczyzna przypadkiem zna swoją kobietę i dobrze wie, że ona nigdy go nie zdradzi - dokończył Holt, gładząc dziewczynę po głowie.

- A skąd ty wiesz, że ja cię kocham?

- A kochasz mnie? - zapytał Holt.

- Tak. Och, tak bardzo cię kocham! - W turkusowych oczach Adeny zabłysły łzy.

- Miałem nadzieję, że tak będzie, kiedy okazało się, że nie potrafisz mi odebrać mojego pięknego zegarka. - Holt zaśmiał się cicho.

- Co takiego? - Adena nie wierzyła własnym uszom. - Co ty wygadujesz, Sinclair?

- Przecież dobrze wiem, dlaczego podarowałaś mi ten zegarek - mruknął Holt. - Wściekłaś się, kiedy dowiedziałaś się, że to ja załatwiłem pracę. Nawet teraz potrafię sobie wyobrazić, jak maszerujesz do najdroższego jubilera w mieście i każesz mu wysłać mi złoty zegarek. Mógłbym przysiąc, że paczuszka, którą mi przyniesiono, jeszcze pachniała urażoną kobiecą dumą.

- Niesamowite - westchnęła Adena. - Wiedziałeś. Ty od początku wszystko wiedziałeś...

- Niestety, tak. Całe popołudnie myślałem, co mam z tym fantem zrobić. Zrozumiałem, że niechcący obraziłem cię tego dnia aż dwa razy i że chciałaś mi dać nauczkę na przyszłość.

- Dlaczego udawałeś, że nic nie rozumiesz? Jesteś wstrętnym, przebiegłym oszustem, Sinclair! Gdybym cię tak bardzo nie kochała, kazałabym ci teraz, natychmiast, oddać ten zegarek. A właśnie, dlaczego wtedy uznałeś, że tego od ciebie nie zażądam?

- Zaryzykowałem - przyznał Holt. - Chciałem sprawdzić, czy potrafisz mi sprawić przykrość.

Wiedziałem, że gdybyś nic do mnie nie czuła, nie kochałabyś się ze mną tak wspaniale. Jesteś zbyt uczciwa. Nigdy nie oddałabyś się bez reszty mężczyźnie, do którego czujesz wyłącznie pociąg fizyczny. Takiego żaru chyba żadna kobieta na świecie nie potrafi udawać.

- Wystawiłeś na próbę moje dobre serce! - zaprotestowała Adena, usiłując ukryć uśmiech.

- Nie miałem innego wyjścia - bronił się Holt. - Wiedziałem, że chciałaś mi dać nauczkę. Sądziłaś pewnie, że przyjadę do ciebie z awanturą. Wtedy pozwoliłabyś, żebym się wykrzyczał...

- Miałam nadzieję, że ten zegarek będzie dla ciebie takim samym policzkiem, jakim dla mnie był naszyjnik - powiedziała cicho Adena. - Chciałam, żebyś wiedział, jak to jest, kiedy się płaci przyjacielowi za coś, co nie ma ceny.

- Wiedziałem! - ucieszył się Holt. - Jeśli cię to pocieszy, kochanie, zrozumiałem twoją lekcję w tej samej chwili, w której zobaczyłem zegarek. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co sobie pomyślałaś, kiedy przyniesiono ci naszyjnik. Wiedziałem, że zorientowałaś się już, jaką odegrałem rolę w sprawie twojej pracy, i zrozumiałem, że znalazłem się w strasznych tarapatach.

- Całkiem niezłe - skrzywiła się Adena. - Mogłeś mi chociaż dać satysfakcję i przyznać się, że zrozumiałaś lekcję.

- O tym także myślałem. Rozważałem możliwość odegrania roli obrażonego mężczyzny, a po otrzymaniu reprymendy - skruszonego grzesznika. Potem jednak pomyślałem, że mogę uniknąć awantury i jednocześnie sprawdzić, co naprawdę do mnie czujesz. W końcu zdecydowałem, że to drugie rozwiązanie będzie o niebo lepsze, i przyjąłem twój wspaniały prezent.

- Moje zachowanie musiało cię nieźle ubawić. - Adena westchnęła ciężko.

- Ależ skąd - zapewnił ją szybko Holt. - Prawdziwy prezent dałaś mi dopiero wtedy, kiedy okazało się, że nie potrafisz zażądać ode mnie zwrotu zegarka. Nie bój się. Dobrze wiem, że takiego prezentu nie kupiłbym nawet za wszystkie klejnoty świata. Naprawdę, kochanie, bardzo cenię ten zegarek, ponieważ przypomina mi chwilę, w której dałaś mi nadzieję, że może kiedyś, w przyszłości uda ci się mnie pokochać.

- Tak bardzo byłeś mnie pewien?

- Powiedzmy - Holt uśmiechnął się z wyższością człowieka, którego trudne życie nauczyło wiele o ludzkiej naturze - że byłem pewien zupełnie innej i zupełnie prostej prawdy. Widzisz, skarbie, żadna księgowa bez pracy nie pozwoliłaby sobie na taki kosztowny rewanż. Chyba że ta bezrobotna księgowa żywiłaby do swojej ofiary jakieś pozytywne, głębokie uczucia.

- Dobrze, dobrze. - Adena przytuliła się mocno do swego mądrego mężczyzny. - Powiedz mi jeszcze, co sobie pomyślałeś, kiedy na przyjęciu złożyłam to okropne oświadczenie o naszych zaręczynach.

- A jak sądzisz? Okazja była tak niezwykła, że musiałem ją wykorzystać. - Holt był zadowolony z siebie. - Tak długo cię dręczyłem, aż, chcąc nie chcąc, zgodziłaś się wyjść za mnie za mąż.

- Można by pomyśleć, że sam na to wpadłeś.

- I byłoby to zgodne z prawdą. Co ja na to poradzę, że los obdarzył mnie umiejętnością korzystania z najlepszych okazji?

- To znaczy, że chcesz zatrzymać zegarek?

- Oczywiście. - Pocałował dziewczynę w ucho.

- Jest symbolem twojego oddania. Ale jeśli chcesz, żebym zwrócił ci pieniądze, które musiałaś wyłożyć, to z największą radością...

- O, nie - przerwała mu Adena. - To ma być prezent ode mnie. Zresztą pokryłam już debet na koncie. Muszę przyznać, że przeżyłam koszmarne chwile, zastanawiając się, jak mam to zrobić.

- Czy to dlatego tak dużo piłaś tamtego wieczoru? - zapytał Holt.

- Nawet to musiałeś zauważyć - mruknęła Adena.

- To był dobry dzień. Wszystko pracowało na moją korzyść. Przez cały wieczór byłaś speszona i zupełnie wytrącona z równowagi.

- Oszukałeś mnie! - zawołała Adena.

- I to jak - potwierdził Holt.

- No to kupiłam sobie ciebie za złoty zegarek i dwie miłosne noce. Nie tak drogo.

- Zawsze będziesz miała u mnie rabat - obiecał Holt.

- Nie wiem, na ile szwajcarskich zegarków będę sobie mogła pozwolić - ostrzegła go Adena.

- Nie kupisz mnie nawet za tysiąc zegarków, kochanie. Mnie możesz kupić tylko za miłość. Daj mi swoją miłość, namiętność i swoją uczciwość, a przekonasz się, że ja też jestem uczciwym kupcem.

- Czy za ten kapitał dostanę towar najwyższej jakości? - zapytała z filuternym uśmiechem.

- Jestem łagodny, wierny i udomowiony.

- Jak Maks - ucieszyła się Adena.

- No właśnie.

- Jeszcze pół godziny temu wcale cię nie podejrzewałam o łagodność - wyznała Adena.

- Kiedy wpakowałeś mnie do taksówki i mówiłeś o rewanżu...

- Jak mogłaś choćby przez chwilę przypuszczać, że chcę się mścić na tobie? - Holt spoważniał w mgnieniu oka. - Chciałem nauczyć rozumu tego głupka Carrigana! Mój Boże! Gdybym tylko pomyślał, że boisz się spotkania ze mną! Adeno - powiedział - przysięgam ci, że nigdy cię nie skrzywdzę.

- Nawet jeśli pomyślisz, że cię oszukuję?

- Nigdy czegoś takiego nie zrobisz. A co do teoretycznych rozważań, to już ci mówiłem, że one nigdy do niczego dobrego nie prowadzą. Proponuję, żebyśmy zmienili temat.

- Dobrze. O czym chcesz porozmawiać?

- Na przykład o tym, gdzie spędzimy nasz miesiąc miodowy.

- Przedtem jednak chciałabym cię jeszcze o coś spytać...

- Gdzie weźmiemy ślub? Moglibyśmy pojechać do Reno, a potem...

- Chciałabym cię zapytać, co zrobiłeś Jeffowi. - Adena nie zapomniała morderczego wzroku Holta i była ciekawa, jaka kara dotknęła jej prześladowcę.

- Tak bardzo cię obchodzi?

- On nie, ale jestem ciekawa, jak wygląda zemsta Holta Sinclaira. Przez kilka godzin zastanawiałam się nad tym, co mi zrobisz, jak tu przyjedziesz. Teraz wreszcie chciałabym się dowiedzieć, jak potraktowałeś prawdziwego winowajcę.

- Skoro tak, to mogę a powiedzieć. Kiedy trochę ochłonąłem, przypomniałem sobie, że nasze spotkanie zawdzięczam wyłącznie Carriganowi.

- Ależ ty jesteś wspaniałomyślny!

- Od początku ci to powtarzam. Dopadłem go w jego własnym biurze w Carrigan Labs. Dałem mu do zrozumienia, że jeśli jeszcze raz się do ciebie zbliży, zaszargam opinię i jemu, i jego ojcu tak że ludzie biznesu w San Francisco i okolicach nawet nie spojrzą w kierunku ich firmy.

- Jakim cudem?

- Zapomniałaś, że przekupił mojego pracownika i że ja mam na to dowody? Zresztą obaj Carriganowie mają na sumieniu więcej podobnych wyczynów. Powiedziałem mu, że jeśli zacznę węszyć, to mogą wyjść na jaw jeszcze inne przedsięwzięcia, które nie wszyscy pochwalają. Ten twój Jeff dobrze wie, że nie rzucam słów na wiatr.

- Powiedz mi jeszcze, jak mu się udało doprowadzić do tego kompromitującego spotkania.

- Najpierw kazał swojej sekretarce zadzwonić do mojej i wypytać ją dokładnie o moje plany na dzisiaj. Potem nakłonił tę dziewczynę, żeby zadzwoniła do ciebie i zorganizowała mu to „przypadkowe" spotkanie.

- A niech to gęś kopnie. - Adena była wściekła.

Z powodu własnej głupoty znalazła się w wyjątkowo niezręcznej sytuacji.

- No to co, możemy już wrócić do bardziej zajmującego tematu? zapytał Holt.

- Chodzi ci o miesiąc miodowy?

- Może jest jakieś miejsce, które szczególnie chciałabyś odwiedzić?

- Skoro mnie o to zapytałeś... Od kilku dni usiłuję się wybrać do małej gospody w złotonośnych górach, więc...

- Jak sobie życzysz - mruknął Holt z miną łaskawcy. Wyciągnął rękę po stojącą na stole szklaneczkę z sherry. Co, u diabła! - zawołał.

- Co ci się stało? - zaniepokoiła się Adena.

- Mnie nic, ale ten pijak Maks wypił moją sherry!

Był wieczór. Adena i Holt wzięli ślub tego dnia rano, a po południu rozpakowali walizki w przytulnym pokoiku małej gospody w złotonośnych górach. Potem usiedli przy kominku i wznieśli toast za swoje małżeńskie szczęście.

Adena leżała w łóżku, zwisającym z sufitu na czterech długich łańcuchach. Łóżko kołysało się jak okręt na spokojnym morzu. Adena jednak nie spała. Rozkochanymi oczami patrzyła na zbliżającego się do niej męża. Bez słowa wyciągnęła do niego rękę. Holt pocałował ją i nic wypuszczając ze swojej dłoni, położył się obok. Łóżko zakołysało się pod ciężarem jego ciała.

- Tak bardzo cię kocham, Adeno - wyszeptał aż sam się boję.

- Boisz się mnie? Dlaczego? Przecież wiesz, że cię kocham!

- Wiem, ale wciąż się obawiam, że znów popełnię jakiś błąd westchnął ciężko. - Doszło do tego, że w noc poślubną leżę w małżeńskim łożu i boję się dać własnej żonie prezent ślubny.

- Jaki znów prezent?

Holt spojrzał podejrzliwie na Adenę. Nachylił się i ze stojącej na podłodze torby wyciągnął białe pudełeczko. Podał je dziewczynie, a ona uśmiechnęła się do niego czule.

- Chyba bardzo lubisz, kiedy noszę złote naszyjniki - powiedziała, zapinając na szyi delikatny, złoty łańcuszek, który znalazła w pudełku.

- W złotych naszyjnikach jesteś jeszcze bardziej pociągająca niż bez nich - zażartował.

Adena jednak wyczuła, że pod pozorami kpin ukrywa obawę i oczekiwanie. Nie wiedział, jak tym razem zostanie potraktowany jego prezent.

- To jest bardzo piękne, Holt - powiedziała szczerze. Dziękuję ci, kochany.

- To ja ci dziękuję, kochanie. - Holt odetchnął z ulgą. Mocno przytulił do siebie żonę.

Adena o nic nie musiała pytać. Wiedziała, że on dziękuje jej za to, że zechciała wreszcie coś od niego przyjąć. Teraz już wiedziała, że Holt wprawdzie zawsze płaci za to, co dostaje od życia, ale poza tym lubi dawać ukochanej kobiecie piękne przedmioty. Leżeli przytuleni do siebie. Czuli, jak narasta w nich coraz gorętsza namiętność.

- Tak dawno cię nie miałem - westchnął Holt, głaszcząc wyciągnięte obok niego ciało żony.

- To nie moja wina.

- Wiem. Od kilku dni mnie prowokujesz.

- Za to ty jesteś taki silny i szlachetny... Prawdziwy bohater - dokuczała mu pieszczotliwie.

- Ale niezbyt mądry, co? Może niepotrzebnie dotrzymywałem danego ci słowa? Może należało po prostu wziąć, co swoje, a nie bawić się w staroświeckie narzeczeństwo aż do dzisiaj? - pytał Holt, zsuwając z ramion żony koronkową nocną koszulę.

- Nie myśl sobie, że nie jestem ci za to wdzięczna...

- Udowodnij.

I udowodniła. Spowiła swoją miłością siebie i swego męża, i kołyszące się małżeńskie łoże. Całowała i pieściła Holta, a za wszystko, co mu dawała, dostawała tyle samo pieszczot i czułości.

Wreszcie ucichło wzburzone morze, po którym płynął ich niezwykły okręt. Fale uspokoiły się, a kołysanie znów stało się delikatne i usypiające. Adena poczuła, że Holt dotyka złotego łańcuszka na jej szyi. Z trudem otworzyła ciężkie powieki.

- Jest dokładnie tak, jak ci powiedziałem - wyszeptał, uśmiechając się z czułością. - W złotym naszyjniku wyglądasz jeszcze piękniej niż zwykle.

- To wina twojej pirackiej duszy. - Adena wtuliła się w ramię męża. - Mam przeczucie, że w poprzednim wcieleniu twoją ulubioną rozrywką było kupowanie niewolnic.

- Na całym świecie jest tylko jedna, której oddałbym wszystko. Wreszcie udało mi się ją zdobyć i już nic więcej mi do szczęścia nie brakuje.

- Niestety, uszczęśliwienie tej jednej niewolnicy będzie cię bardzo drogo kosztowało - ostrzegła Adena.

- Co cię uczyni szczęśliwą, kochanie?

- Cała twoja miłość, twoja namiętność i cały ty.

- Poślubiłaś wyjątkowo wspaniałomyślnego i hojnego mężczyznę, Adeno. - Holt pochylił się nad nią i delikatnie ją pocałował.

Adena objęła go mocno za szyję. Dobrze wiedziała, że tego jedynego skarbu, na którym jej naprawdę zależało, nigdy w ich życiu nie zabraknie. Wiedziała, że miłości męża zawsze będzie miała pod dostatkiem.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
164 Stephanie James Cena miłości
164 Stephanie James Cena miłości
Laurens Stephanie 13 Cena miłości
James Stephanie Diabelska cena
119 James Stephanie Diabelska cena
Laurens Stephanie Cena miłości
119 James Stephanie Diabelska cena
Christian Feldmann Cena miłości Edyta Stein, Żydówka, filozof, zakonnica
James Dobson Miłość potrzebuje stanowczości
James Dobson Miłość potrzebuje stanowczości 2
004 Estrada Rita Clay Cena miłości
004 Clay Rita Cena milosci
Harlequin Temptation 004 Estrada Rita Clay Cena miłości
James Dobson Miłość potrzebuje stanowczości 3
Estrada Rita Clay Cena milosci T004
Stephanie James Mężczyzna znad jeziora

więcej podobnych podstron