ROZDZIAL 27
TRUDNO ZERWAC
ZE STARYMI NAWYKAMI
Późnym sobotnim popołudniem Aria ukryła się za klonem na podwórku McCready'ch, które znajdowało się naprzeciwko jej własnego domu. Patrzyła jak do drzwi podchodzą sprzedające ciasteczka skautki. Elli nie ma w domu, ale zostawcie jej kilka pudełek Cienkich Miętusów, chciała im powiedzieć. To jej ulubione.
Dziewczynki czekały. Kiedy nikt nie otwierał, poszły do następnego domu.
Aria wiedziała, że przyjazd rowerem z domu Seana i potajemna obserwacja własnego domu jakby był jakimś popularnym klubem dla celebrytów, a ona sama - paparazzo, jest dziwaczna, ale tak bardzo tęskniła za swoją rodziną. Ackard'owie byli cudaczną wersją Montgomery'ch. Pan i pani Ackard dołączyli do Miejskiej Rady Obserwatorów d/s Stalkera Rosewood. Założyli dwudziestoczterogodzinną gorącą linię informacyjną, i przez kilka nocy na zmianę pełnili przy niej nocne dyżury. A za każdym razem, kiedy któreś z nich na nią patrzyło, Aria miała wrażenie, że widzą, co robiła z Ezrą w jego biurze. Czuła się, jakby też miała teraz na koszulce wielką, szkarłatną literę „A”.
Aria chciała oczyścić umysł i pozbyć z niego Ezry. Tyle, że nie mogła przestać o nim myśleć. Cała ta jazda rowerem przywoływała jedno wspomnienie za drugim. Mijała grubasa jedzącego kurczakowe McNuggets'y i od samego zapach zmiękły jej kolana. Zobaczyła dziewczynę w okularach w czarnych plastikowych oprawkach, dokładnie takich, jakie miał Ezra, i przebiegł ją dreszcz. Nawet kot na ogrodowym murku przypominał jej Ezrę, bez żadnego wyraźnego powodu. Ale o czym myślała? Jak coś tak złego… mogło równocześnie być takie dobre?
Kiedy mijała kamienny dom z własnym kołem wodnym, obok przeleciała z piskiem opon furgonetka wiadomości Kanału 7. Zniknęła za wzgórzem, a między drzewami prześlizgnął się wiatr i niebo nagle pociemniało. Znienacka Aria poczuła, jakby opadły na nią setki pająków. Ktoś patrzył.
„A”?
Kiedy jej Treo wydało z siebie cichy wibrujący dźwięk, prawie spadła z roweru. Nacisnęła hamulce, zjechała na chodnik i wyciągnęła telefon z kieszeni. To był Sean.
- Gdzie jesteś? - zapytał.
- Um… Wybrałam się na przejażdżkę rowerem. - odpowiedziała, przeżuwając mankiet sfatygowanej czerwonej bluzy z kapturem.
- Cóż, wracaj szybko do domu. - powiedział Sean. - Inaczej spóźnimy się do Mony.
Aria westchnęła. Kompletnie zapomniała o przyjęciu Mony Vanderwaal.
On też do niej westchnął.
- Nie chcesz iść?
Aria ścisnęła hamulce roweru i wpatrzyła się w piękny neogotycki budynek przed nią. Właściciele zdecydowali się go pomalować na kolor królewskiej purpury. Rodzice Arii jako jedyni nie podpisali petycji domagającej się, żeby właściciele-artyści pomalowali go na bardziej tradycyjny kolor, zresztą petycja i tak przepadła w sądzie.
- W sumie nie przyjaźnię się z Moną. - wydukała Aria. - Ani nikim innym, kto wybiera się na imprezę.
- O czym ty mówisz? - Sean wydawał się zbity z tropu. - To moi przyjaciele, a więc i twoi. Będziemy się świetnie bawić. A prawdę powiedziawszy, pomijając naszą rowerową wyprawę, mam wrażenie, że odkąd się do mnie wprowadziłaś, prawie cię nie widuję. Co jest dosyć dziwne, jak o tym pomyśleć.
Nagle na telefonie Arii rozległ się dźwięk czekającego połączenia. Odsunęła telefon od ucha i spojrzała na ekran. Ezra. Przysłoniła dłonią usta.
- Sean, mogą na chwilę zawiesić połączenie? - usiłowała powstrzymać wkradającą się do głosu radość.
- Dlaczego? - zapytał Sean.
- Po prostu… zaczekaj. - Aria przełączyła. Odchrząknęła i wygładziła włosy, jakby Ezra obserwował ją na ekranie video. - Halo? - starała się nadać głosowi chłodne i zarazem uwodzicielskie brzmienie.
- Aria? - senny, chrapliwy głos Ezry ją oszołomił.
- Ezra. - Aria udała zaskoczenie. - Cześć.
Na kilka sekund zapadła cisza. Aria stopą obracała pedały roweru i patrzyła na wiewiórką przebiegającą trawnik przed purpurowym domem.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć. - wyznał w końcu Ezra. - Spotkasz się ze mną?
Aria mocno zacisnęła oczy. Wiedziała, że nie powinna iść. Ale chciała. Głośno przełknęła ślinę.
- Zaczekaj.
Przełączyła z powrotem na Seana.
- Hmmm, Sean?
- Kto dzwonił? - zapytał.
- To była… moja mama. - powiedziała niepewnie Aria.
- Serio? To cudownie, prawda?
Aria mocno przygryzła od wewnątrz policzek. Z wytężeniem skupiła wzrok na misternie powycinanych dyniach na stopniach purpurowego domu.
- Muszę coś załatwić. - wyrzuciła z siebie. - Później do ciebie zadzwonię.
- Zaczekaj. - zawołał Sean. - Co z Moną?
Ale Aria już przełączyła się z powrotem na Ezrę.
- Już jestem. - powiedziała z zapartym tchem, jakby właśnie brała udział w czymś w rodzaju sztafety od-chłopaka-do-chłopaka. - I zaraz będę u ciebie.
***
Kiedy Ezra otworzył drzwi swojego mieszkania znajdującego się w starym wiktoriańskim budynku w Starym Hollis, w prawej ręce trzymał butelkę whiskey „Glenlivet”.
- Chcesz szkockiej? - zapytał.
- Jasne. - odpowiedziała Aria. Weszła na środek salonu Ezry i westchnęła uszczęśliwiona. Sporo myślała o tym mieszkaniu od swojej ostatniej w nim wizyty. Biliony książek na półkach, stopione bryłki niebieskiego wosku świeczki przypominające kształtem Smerfy na obudowie kominka i ogromna, bezużyteczna wanna na środku pokoju… Aria czuła się wygodnie w tym otoczeniu. Jakby właśnie wróciła do domu.
Zanurzyli się w sprężystej musztardowo-żółtej dwuosobowej kanapie Ezry.
- Dziękuję, że przyszłaś. - powiedział miękko Ezra. Miał na sobie jasno-niebieski t-shirt z drobnym rozpruciem na ramieniu. Aria miała ochotę wetknąć palec w dziurkę.
- Proszę bardzo. - powiedziała Aria wysuwając stopy z półbutów Vans w szachownicę. - Wzniesiemy toast?
Ezra chwilę pomyślał, na jego oczy opadł kosmyk ciemnych włosów.
- Za pochodzenie z porąbanych domów. - zdecydował i dotknął swoją szklanką jej.
- Zdrówko. - Aria też przechyliła szkocką. Smakowała jak płyn do mycia szyb, pachniała jak nafta, ale nie dbała o to. Szybko wysączyła whiskey, czując jak pali ją w przełyk.
- Jeszcze? - zapytał, kiedy wracając na miejsce przyniósł butelkę „Glenlivet”.
- Jasne. - odpowiedziała Aria. Ezra wstał, żeby przynieść więcej lodu w kostkach i zerknął na maleńki wyciszony telewizor w rogu. Leciała właśnie reklama iPoda. Zabawnie było oglądać kogoś tak entuzjastycznie tańczącego bez dźwięku.
Ezra wrócił i nalał Arii kolejnego drinka. Każdy łyk roztapiał wnętrze Arii. Rozmawiali chwilę o rodzicach Ezry - jego matka mieszkała teraz w Nowym Jorku, a ojciec w Wayne, pobliskim mieście. Aria znowu zaczęła mówić o swojej rodzinie.
- Wiesz, jakie jest moje ulubione wspomnienie dotyczące rodziców? - powiedziała z nadzieją, że nie bełkocze. Gorzka szkocka poważnie wpływała na jej koordynację ruchową. - Moje trzynaste urodziny w Ikei.
- Żartujesz. Ikea to koszmar. - Ezra wzniósł brew.
- Brzmi to dziwacznie, prawda? Ale rodzice znali kogoś wysoko postawionego w w kierownictwie pobliskiego sklepu, i wynajęliśmy go po godzinach. Była świetna zabawa - Byron i Ella poszli wcześniej i zaplanowali wielkie poszukiwanie skarbu we wszystkich kuchniach, sypialniach i biurach Ikei. Byli tym tacy podekscytowani. Na zabawie przybraliśmy imiona od szwedzkich mebli - Byron był chyba Ektropem, a Ella - Klippanem. Wydawali się… być całością.
W oczach Arii pojawiły się łzy. Urodziny miała w kwietniu: Byrona z Meredith przyłapała w maju, a Ali zniknęła w czerwcu. Wydawało się, że to przyjęcie było ostatnią pozbawioną komplikacji nocą w jej życiu. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, nawet Ali - zwłaszcza Ali. W którymś momencie w pieczarze zasłon prysznicowych Ikei, Ali chwyciła Arię za dłoń i wyszeptała:
- Jestem taka szczęśliwa, Aria! Taka szczęśliwa!
- Dlaczego? - zapytała Aria.
Aria uśmiechnęła się szeroko i zachichotała.
- Wkrótce ci powiem. To niespodzianka.
Ale nie miała okazji tego zrobić.
Aria przeciągnęła palcem po krawędzi szklanki ze szkocką. W telewizji właśnie zaczęły się wiadomości. Mówili o Ali - znowu. Śledztwo w sprawie morderstwa, głosił baner na dole ekranu. Zdjęcie Ali z siódmej klasy było w lewym górnym rogu: błyszczał oszałamiający uśmiech Ali, diamentowe kółka w uszach, falujące blond włosy połyskiwały, szkolny blezer z Rosewood Day był idealnie dopasowany i nie zmechacony. To było takie dziwne, że Ali już zawsze będzie w siódmej klasie.
- A więc - powiedział Ezra - rozmawiałaś z tatą?
Aria odwróciła się od telewizora.
- Raczej nie. Chciał ze mną porozmawiać, ale teraz pewnie zmienił zdanie. Nie po tym numerze ze Szkarłatnym A.
- Szkarłatne A? - Ezra zmarszczył brwi.
Aria szarpnęła wystającą nitkę w swoich ulubionych dżinsach APC z Paryża. To nie było coś, co mogłaby wytłumaczyć komuś ze stopniem naukowym z angielskiej literatury. Ale Ezra pochylał się do przodu, jego piękne wargi rozchyliły się w oczekiwaniu. Pociągnęła kolejny łyk whiskey i powiedziała mu wszystko o Meredith, Hollis i ociekającym czerwienią A.
Ku jej przerażeniu Ezra wybuchł śmiechem.
- Żartujesz sobie ze mnie. Naprawdę to zrobiłaś?
- Tak. - warknęła ostro Aria. - Nie powinnam była ci mówić.
- Nie, nie, to świetne. Podoba mi się. - Ezra pod wpływem impulsu chwycił dłonie Arii. Jego ręce były ciepłe, duże i odrobinę spocone. Zetknął się z nią wzrokiem… i pocałował ją. Najpierw delikatnie, a potem Aria pochyliła się i pocałowała go mocniej. Na chwilę przerwali, i Aria osunęła się z powrotem na kanapę.
- Wszystko okay? - zapytał cicho Ezra.
Aria nie miała pojęcia, czy wszystko z nią okay. Nigdy w życiu tyle nie czuła. Nie do końca pojmowała, co zrobić z ustami.
- Ja nie…
- Wiem, że nie powinniśmy tego robić. - przerwał Ezra. - Jesteś moją uczennicą. Ja jestem twoim nauczycielem. Ale… - westchnął, odpychając kosmyk włosów. - Ale… chciałbym, żeby może… jakoś… nam się udało.
Jak bardzo Ezra chciał powiedzieć te słowa kilka tygodni temu? Aria czuła się z nim idealnie - bardziej żywa, była bardziej sobą. Ale wtedy w jej umyśle pojawiła się twarz Seana. Widziała, jak pochyla się do pocałunku tamtego dnia na cmentarzu, kiedy zobaczył królika. Zobaczyła też wiadomość od „A”: Ostrożnie, ostrożnie! Zawsze patrzę!
Zerknęła znowu na telewizor. Po raz bilionowy puszczano znajome nagranie. Aria czytała z ruchu warg Spencer: Chcecie przeczytać ten sms? Dziewczęta zgromadziły się wokół telefonu. Na obrazie pojawiła się Ali. Przez chwilę Ali patrzyła prosto w kamerę okrągłymi, błękitnymi oczami. Zupełnie jakby spoglądała z ekranu telewizora do salonu Ezry… prosto na Arię.
Ezra odwrócił głowę i zauważył, co jest w telewizji.
Cholera. - powiedział. - Przepraszam.
Zaczął grzebać w stercie magazynów i menu na wynos z tajskiej restauracji na stoliku do kawy, aż w końcu znalazł pilota. Przełączył na kolejny kanał, QVC. Joan Rivers sprzedawała ogromną broszkę w kształcie ważki.
Ezra wskazał ekran.
- Jeżeli chcesz, kupię ci taką.
Aria roześmiała się.
- Nie, dzięki. - wzięła Ezrę za rękę i odetchnęła głęboko. - To, co powiedziałeś… o tym, żeby nam się udało. Ja… chyba też tego chcę.
Rozjaśnił się, a Aria w jego okularach zobaczyła swoje odbicie. Stary zegar dziadka stojący w pobliżu jadalni Ezry wybił godzinę.
- N-naprawdę? - wymruczał.
- Tak. Ale… chciałabym też zrobić to właściwie. - przełknęła. - Mam teraz chłopaka. Więc… będę musiała się tym zająć, rozumiesz?
- Oczywiście. - powiedział Ezra. - Rozumiem.
Jeszcze przez co najmniej minutę wpatrywali się w siebie. Aria mogłaby z billion razy sięgnąć do niego, zedrzeć mu okulary i pocałować.
- Chyba powinnam już pójść. - powiedziała ze smutkiem.
- Okay. - powiedział Ezra nie spuszczając z niej wzroku. Ale kiedy wstała i próbowała wsunąć buty na stopy, przyciągnął ją za skraj koszulki. I chociaż wcale nie chciała wychodzić, po prostu… nie mogła.
- Podejdź tutaj. - wyszeptał Ezra, i Aria cofnęła się do niego. Ezra wyciągnął ramiona i ją pochwycił.
Pretty Little Liars - Perfect Ideał
5