Nie wierzę w Boga.
Autor tekstu: Ewa Ende.
Biblia nie została napisana przez Boga ani przez niego podyktowana. Pan Bogumił Jendrusin ("FiM" nr 8/2001) wysnuł oczywisty wniosek, do którego inni ludzie powinni dojść już dawno. Biblia była pisana przez ludzi i dla określonej grupy ludzi, podobnie jak inne tzw. święte księgi. Nie mogą one mieć i nie mają boskiego pochodzenia z prostej przyczyny — Bóg to postać fikcyjna, projekcja ludzkiego umysłu.
Postać Boga na przestrzeni wieków wielokrotnie ulegała zmianom, dostosowując się do ludzkich pragnień i upodobań. Nie Bóg więc tworzy człowieka na swój obraz i podobieństwo — lecz odwrotnie, człowiek tworzy Boga zgodnie ze swoimi wyobrażeniami.
Ziemianie ulegli mirażom grupy cwaniaków, którzy koncepcję Boga skutecznie zaszczepili w ich umysłach i wyobraźni. Idea Boga — to nic innego, jak doskonałe narzędzie manipulacji. Jak w najprostszy sposób uzyskać władzę i możliwość kontroli nad drugim człowiekiem? Wyobraźnia potrafi wytworzyć dowolny obraz — a umysł przyjąć wszystko — trzeba tylko przygotować odpowiedni grunt. I takie zadanie miała Biblia, podobnie jak i inne pozostałe tzw. święte księgi.
Najprościej można je określić programem dla Ziemian. Biblia zawiera zestaw kodów oddziaływających na podświadomość człowieka, kształtujących wzorzec jednostkowy i grupowy: myślenia i zachowań. Sugeruje, jak należy myśleć i jak reagować, ustanawia, co jest właściwe i dobre, a co złe. Narzuca sztuczne normy bycia i prawa, ograniczając rozwój myśli i przejaw indywidualności ludzkiej. W myśl zasad Biblii, człowiek ma słuchać i wierzyć, a nie myśleć. Kanon Biblii pozwolił przez tysiące lat utrzymać świadomość naszą pod kontrolą, umożliwił sterowanie myśleniem i działaniem ludzkim. Głównym celem Biblii było wzbudzenie i ugruntowanie w człowieku lęku przed Bogiem, stworzenie silnego uzależnienia pomiędzy stwórcą a jego rzekomym dziełem, wpojenie wiary w zależność losów ludzkich od boskich decyzji i łask.
Już od pierwszych stron Biblia przesycona jest okrucieństwem i zbrodnią. Bohaterowie nienawidzą, grabią, zabijają. Myślącego powinna dziwić nielogiczność sytuacji: człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, jak rzecze sam stwórca. Tymczasem Bóg — synonim dobroci, sprawiedliwości, miłosierdzia, rękoma swoich dzieci (podobnych do niego) niszczy, morduje, prowokuje i wznieca wojny — by potem nawoływać do pokoju; sieje nienawiść, by następnie ustami swojego syna i kapłanów zachęcać do miłości. „Wspaniały" ojciec, który zadaje ból swoim dzieciom, zapewniając równocześnie przez swoich pośredników, że cierpienie uszlachetnia i nadaje sens życiu ludzkiemu. Przy wprowadzeniu takiego programu wszelkie draństwo można usprawiedliwić. Dodajmy do tego jeszcze wybaczenie i miłosierdzie dla „błądzących" i mamy gotowe przyzwolenie na najohydniejsze zbrodnie, za które można nie ponosić żadnych konsekwencji. Przez wieki „wybrani" przez Boga mogą korzystać z przywilejów wymyślonych przez siebie, żyć kosztem innych, żerować na żywicielu. Ma to tragiczne skutki dla nas wszystkich. Przychodzi nam żyć w świecie, w którym absurdalna fikcja uznawana jest za rzeczywistość, a kierunek rozwoju człowieka wytyczają ci, którzy od wieków hamują i niszczą wszelkie przejawy postępu myśli.
Brak wiedzy o mechanizmach, którym podlegają ludzki umysł, psychika i ciało, umożliwił zakodowanie wielu niedorzeczności, przyjmowanych przez wierzących jako prawdy objawione. Zadziwiające jest, że ludzie, uważając siebie za rozumnych — uwierzyli, a następnie zaakceptowali taki twór, jak „Bóg", który przetrwał całe wieki, mimo rozwoju instrumentów poznawczych człowieka: intelektu i umysłu. Dzisiaj, gdy faktem staje się klonowanie, a wkrótce tworzenie żywych organizmów — koncepcja Boga sama się wyklucza. Dlatego wszelkie Kościoły są przeciwne jakimkolwiek eksperymentom mogącym unaocznić, że powołanie do życia nowej formy przez człowieka jest możliwe. Podobną alergiczną reakcję u kleru wywołują wszelkiego typu szkoły tzw. rozwoju duchowego, techniki relaksacyjne czy medytacyjne.
Dla wielu osób nieodpartym dowodem na istnienie Boga jest, jak wierzą - kontakt uzyskiwany z nim, np. w czasie modlitwy, medytacji, chwili wyciszenia. Argumentują, że Bóg daje im siłę, pomaga przezwyciężać trudności, a prośby kierowane do Jezusa czy Ducha Świętego są wysłuchiwane. Wszystko się zgadza, pomoc rzeczywiście w wielu przypadkach jest realna, tyle że nie pochodzi od Boga. Człowiek, wysyłając prośbę czy pytanie, otrzymuje informację zwrotną, najczęściej od samego siebie. Człowiek jest nie tylko ciałem, tak jak i Wszechświat nie składa się wyłącznie z samej materii. Wszechświat — to nie tylko przestrzeń zapełniona gwiazdami, planetami, galaktykami. Wszechświat — to przestrzeń żywa, którą tworzą myślą żywe istoty poprzez stałe na siebie oddziaływanie, odbiór i wysyłanie myśli, przekaz informacji. Indywidualne wnioski gromadzą się w zbiornicy myśli ludzkiej i każdy, bez żadnych pośredników, może korzystać ze zgromadzonej wiedzy. Człowiek ma ogromny potencjał poznawczy i twórczy — tylko trzeba go uruchomić. Już wiele wieków temu Sokrates powiedział: „Nie uczymy się, tylko przypominamy sobie, to co już wiemy".
Dzisiaj jednak człowiek jest tak otumaniony wiarą, że we wszystkim widzi działanie Boga.
Spolegliwość ludzi wobec ekspansji religii w każdą niemal dziedzinę życia — to wynik wielowiekowego kodowania lęku przed Bogiem i jego ziemskimi przedstawicielami. W rzeczywistości — lęku przed fikcją. A że człowiek jest łasy na obiecane życie wieczne i zbawienie, wciąż ulega. I choć jest niewierzący — to chrzci dziecko, by dostało później ślub kościelny; choć przymiera głodem — daje na tacę — bo inaczej ksiądz go wyklnie; choć jest zagorzałym ateistą — to w chwili śmierci z lęku prosi o wstawiennictwo księdza; choć widzi niedorzeczności w dogmatach religijnych — chodzi do kościoła, bo tak wypada itd. itd. Na każdym kroku oddajemy cząstkę siebie, całkiem dobrowolnie stajemy się częścią bezwolnej masy ludzkiej, gubimy świadomość siebie, zatracając własne człowieczeństwo.
Za stan niewiedzy i bezwoli człowieka można winić Kościoły, księży — ale to niewiele daje. Nie o to zresztą chodzi. Dzisiejszy świat wraz ze wszelkimi przejawami ludzkiej głupoty, pazerności, nienawiści — to już skutek. I podobnie jak przy leczeniu choroby — by usunąć ją na stałe z organizmu — należy zlikwidować przyczynę — zmienić ludzkie myślenie. Uświadomić ludziom, że przyczyna ich cierpień, nieszczęść tkwi w nich samych. W ich sposobie myślenia. Na każdym kroku słyszymy, że wiara i religia są niezbędne człowiekowi do rozwoju. Nic bardziej błędnego. Każdy swoimi decyzjami i działaniami kształtuje swój los. Dlatego, kto godzi się na trwanie w narkotycznym śnie, w jaki wprowadzają religie — sam przyzwala, by niewielka grupa cwaniaków ustalała, co jest dobre, a co złe, decydowała, w jaki sposób należy żyć, jak myśleć.
Kapłani różnych religii długo wpływali na losy jednostek i narodów, kierowali ludzką myślą
i duszą. Doprowadziło to do tysięcy lat panoszenia się różnych bogów. I gdzie ten obiecywany raj, zbawienie, miłość, pokój? Gdzie boskie miłosierdzie?
Kościoły winią za niespełnianie boskich obietnic wiernych, którzy ulegają podszeptom szatana i wciąż nie mogą sprostać stawianym przez Boga wymaganiom. Problem tkwi w samej koncepcji Boga i wiary w niego. Dopóki człowiek pozbawiony jest wiedzy, że sam siebie stwarza i ponosi skutki wszystkich swoich myśli i działań, że jego myśli mają wpływ na świat, w którym żyje — niewiele się zmieni. Będzie szukał kolejnego boga, religii, kolejnych dróg rozwoju duchowego, czy nauczycieli — pozostając wciąż tylko bezwolnym narzędziem w rękach kolejnych „zbawców" świata.
Ciekawe, kiedy w końcu uświadomi sobie, że przez wieki był wodzony za nos? Ile jeszcze czasu pozwoli wysysać z siebie ostatnie soki i będzie się godzić na istnienie choroby, pożerającej go od środka?
Chciałbym się odnieść do tekstu Pani Ewy Ende z nr 16/2001 pt. „Nie wierzę w Boga".
Szanowna Pani z wielką pewnością siebie stwierdziła, że wie, że Boga nie ma, odkrywając przy tym tak oczywistą i niepodważalną prawdę, że „człowiek jest nie tylko ciałem, tak jak i Wszechświat nie składa się wyłącznie z samej materii", gdyż jest to „przestrzeń żywa, którą tworzą myślą żywe istoty poprzez stałe na siebie oddziaływanie, odbiór i wysyłanie myśli, przekaz informacji". Na dodatek Pani Ende poinformowała nas, że „indywidualne wnioski gromadzą się w zbiornicy myśli ludzkiej i każdy, bez żadnych pośredników, może korzystać ze zgromadzonej wiedzy". Być może tak jest, jednak uważam, że Pani Ende powinna się jeszcze z nami wszystkimi podzielić tym jak dorwać się do tej „zbiornicy", coby „bez żadnych pośredników" czerpać z niej do woli „zgromadzoną wiedzę". Gwarantuję Order Orła Białego jeśli wywinduje Pani nasz Naród na wyżyny wiedzy, gdyż, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę osób z wykształceniem wyższym, okazuje się, że Polacy nie czerpią zbyt obficie z owej „zbiornicy". A tutaj Rodaczka ma prostą receptę na to nad czym biedził się niejeden minister edukacji — aby „każdy" mógł nieskrępowanie, bo bez po pośredników (niskie koszty) czerpać wiedzę. Ja mam tylko nadzieję, że to nie jakaś technika medytacyjna, „relaksacja ducha", czy inna modna czynność propagowana przez wyznawców New Age.
Porzucając sarkazm przejdźmy do istoty. Podzielam w pełni autorki przekonanie, że idea Boga jest iluzją. Chciałbym jednak, aby wszyscy zafascynowani odkryciem świata bez Boga nie deprecjonowali znaczenia bogów i bóstw w dziejach ludzkiej myśli, w dziejach rozwoju cywilizacji. Takie oto poglądy: „Ziemianie ulegli mirażom grupy cwaniaków, którzy koncepcję Boga skutecznie zaszczepili w ich umysłach i wyobraźni. Idea Boga — to nic innego, jak doskonałe narzędzie manipulacji. Jak w najprostszy sposób uzyskać władzę i możliwość kontroli nad drugim człowiekiem" — świadczą o powierzchownym pojmowaniu tematu. Tak mógł myśleć (i myślał) Wiek Oświecenia, który dopiero zaczynał uczyć się świata bez Boga. My jednak uczyniliśmy od tego czasu kolejne kroki. Wiemy już, że teoryjki mówiące, że to złe klechy wymyśliły Boga, aby móc rządzić biednymi ludźmi, są śmieszne i niepoważne. To byłoby zbyt łatwe — jeśli można było wprowadzić Boga przez ustanowienie, tym samym sposobem można go również znieść, niejako zarządzeniem policyjnym ogłosić, że Bóg to było kłamstwo i nie trzeba już w niego wierzyć. Czy sądzi Pani, że to zadziała? Ja sobie nie wyobrażam dziejów ludzkości bez Boga, gdyż "początek religii stapia się z samymi początkamimyśli i czynności intelektualnej ludzi; ich upadek lub ich ograniczenie jest historią postępów, które one same umożliwiły. — jak mówił religioznawca S. Reinach — Religie nie są (...) wrzodami zaszczepionymi przez chciwość i oszukaństwo na organizmie społecznym, ale życiem samych społeczeństw u ich początków. Z biegiem czasu religia zrodziła specjalne gałęzie wiadomości ludzkich, nauki ścisłe, moralność, prawo, które się naturalnie rozwinęły jej kosztem" („Orpheus — Historia Powszechna Religii"). Czy nie wpadło Pani do głowy, że „święte księgi" mogły być czymś więcej niż tylko „programem dla Ziemian"? Wiele osób wie jak niepochlebnie oceniam świętą księgę chrześcijan, jednak uważam, że jest ona „objawieniem świadomości ludzkiej, szukającej szczęścia w sprawiedliwości" (Loisy), jest emanacją PRAGNIENIA szczęścia i oparcia w pojmowanej absolutnie sprawiedliwości, której wyrazem ma być nieuniknione osądzenie każdego człowieka. Choć uważam, że jest to proces nieudany, zdaję sobie sprawę, że chrześcijaństwo nie było to jedynie „wielkie ustanowienie", lecz zwieńczenie kilkuwiekowego rozmachu duchowego ludzkości (a może tylko maluczkich?) szukającej nadziei.
Religia to było dorastanie ludzkości, okres dziecinny. Ludzkośćewoluowała przecież nie tylko biologicznie. Ewolucji podlegała również myśl, a także sama religia (ewolucja przebiega w kierunku laicyzacji myśli religijnej — od animizmu, poprzez magię, fetyszyzm, totemizm, do antropomorfizacji bóstw, czyli ich uczłowieczenia, tutaj od politeizmu i monolatrii po monoteizm). Kiedy człowiek nie potrafił wytłumaczyć sobie zbyt wielu rzeczy musiał mieć składne wyjaśnienie owych zjawisk. Sądzę, że dziś nadszedł ten czas, w którym zbliżamy się do kolejnego etapu rozwoju umysłowego ludzkości. I chociaż Bóg jeszcze długo będzie pełnił swoją rolę Super Taty, można przypuszczać, że prędzej czy później to się zakończy, jeśli oczywiście nie nastąpi jakiś fatalny atawizm w tym rozwoju. A wierzę, że tak się nie stanie i jest to jedno z niewielu przekonań na wiarę w które pozwala mi mój agnostycki umysł.
Możemy rozliczać nadużycia i zwyrodnienia sług bożych, możemy krytykować ideę Boga jako niegodną oświeconego człowieka, nie możemy jednak banalizować znaczenia religii w dziejach ludzkości. Mimo, że jestem człowiekiem „gorąco niewierzącym", nie życzyłbym sobie, aby kiedykolwiek religia uznana została za „wypadek przy pracy".
Mariusz Agnosiewicz.
Powyższy tekst wysłałem do FiM, jednak nie został zamieszony. Oczywiście z artykułem Pani Ende polemika była, choć bardziej zgodna z linią programową FiM niż opinia agnostyka. Świątobliwy Jan Grzesik gromił: "Gdyby Pani umysł nie był spętany ateizmem i gdyby posiadała Pani choć trochę wiedzy o roli Biblii, jaką odegrała w krzewieniu oświaty, postępu i wolności w krajach, w których była ona na poczesnym miejscu, to nie pisałaby Pani o niej głupstw. (...) Od wieków, wśród cywilizowanych narodów, Biblia była i jest uznawana za pochodnię wolności i oświecenia".
Witam!
Redakcja „Faktów i mitów" przesłała mi kilka dni temu Pańską polemikę z tekstem „ Nie wierzę w Boga". Nie chcę z Panem polemizować, ponieważ każda polemika czy dyskusja jest z założenia walką, obroną swoich racji. A ja nie zamierzam niczego bronić. Jeżeli uzna Pan, że piszę brednie, to niech tak zostanie. Chcę jednak zwrócić uwagę na kilka szczegółów. Są dwa rodzaje wiedzy: pierwsza — to przyswajana za pomocą intelektu, którą określam wiedzą zewnętrzną i druga czerpana ze zbiornicy myśli ludzkiej (określam ją wewnętrzną) i o tej pisałam. Do tej wiedzy dorwać się nie można w żaden sposób. Można do niej sięgać ograniczając intelektualne dywagacje, a przede wszystkim dopuszczając myśl, że istnieje poznanie inne niż intelektualne. Poznawanie świata jedynie przy użyciu tego przydatnego, acz ułomnego instrumentu jest ograniczone. Wiadome jest, że 9/10 mózgu jest nieczynne i z niego nie korzystamy, a świat postrzegany zmysłami, a następnie definiowany przez intelekt stanowi tylko fragment rzeczywistości.
Człowiek jednak może świadomie uruchomić pozazmysłowe poznawanie. Nie jest to nic nowego, a sposób znany od wieków. To nie żadna demagogia, a praktyka, stosowana mniej lub bardziej świadomie od dawna przez wiele osób np. odkrywców, badaczy. Skupienie uwagi na problemie, postawienie pytania przyciąga odpowiedź. I ta odpowiedź — to inaczej wiedza wewnętrzna, zdobywana nie poprzez wertowanie ksiąg, czy spekulacje intelektualne, a kontakt z myślą wewnętrzną. Tak rodziły się nowe idee, pomysły, odkrycia.
Mózg ludzki działa jak urządzenie nadawczo-odbiorcze i można go stroić do dowolnych częstotliwości, by odebrać sygnał. Mózg reaguje na impulsy myśli pochodzące z różnych poziomów świadomości; począwszy od atomu, istoty ludzkiej, a na różnych przestrzeniach Wszechświata kończąc. Można w ten sposób pozyskiwać informacje, sięgać do każdej myśli, wniosków, syntez, jakie zostały sformułowane lub dopiero zostaną. Można także wysyłać sygnały — informacje, które zostaną odebrane przez innych. Nie chodzi tu o żadną medytację, czy relaksację ducha, których tak Pan się obawia. Nie jest to żadne jasnowidzenie, ale naturalna możliwość człowieka, lecz nie używana, została wyparta z jego świadomości. Tak, jest to prosta metoda, ale wymagająca pewnego wysiłku i skupienia, a niewiele osób chce podjąć ten trud, a przede wszystkim przyjąć do wiadomości, że jest to możliwe. Konieczny jest również otwarty umysł. Ten sposób sięgania do wiedzy wymaga okiełznania intelektu, który blokuje dopływ do umysłu informacji, które nie mieszczą się w jego pojmowaniu świata, czy nie pasują do wyznawanej teorii.
Zbiornica myśli ludzkiej to inaczej zbiór wniosków, syntez, które stanowią wiedzę całościową, wyjaśniającą zachodzące w człowieku i Wszechświecie zjawiska. Wnikając w poszczególne zapisy można dotrzeć do najdrobniejszych składowych tej wiedzy i znaleźć odpowiedź na stawiane pytania. Na bazie wiedzy całościowej powstawały wszystkie religie, które zamieniły proste zasady i prawa Uniwersum na skomplikowane i tajemnicze dogmaty wiary.
Nie banalizuję roli religii w dziejach ludzkości. Faktem jest, że poczyniła ogromne spustoszenie w człowieku. Odarła go z tego, co miał najcenniejsze — umiejętności samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków. Odkąd w rozwoju myśli pojawiło się pierwsze bóstwo rozpoczął się etap pogrążania człowieka w nieświadomość. Zdaję sobie sprawę, że Pan się z tym nie zgodzi.
Ale zwracam uwagę, że historia Ziemi i jej mieszkańców, którą przyswajamy w trakcie kolejnych szczebli edukacji, podobnie jak teoria Darwina, choć jeszcze obowiązująca — ma niewiele wspólnego z faktami. Dowodów na to jest wiele — wystarczy poszukać.
Kolejne pokolenia od dzieciństwa karmione są gotowymi schematami myślowymi, które kształtują obraz świata i człowieka. Prawdy różnych autorytetów wyznaczają kierunki ludzkiej myśli i rozwoju życia na Ziemi. Kiedyś również autorytety głosiły, że Ziemia jest płaska, a kobieta jest dziełem szatana. Skutki w myśleniu ludzi po tych tezach zostały do dziś.
Różne, często idiotyczne teorie przyjmowano jako fakt, tylko dlatego, że ogłosiła je jakaś ważna persona uznana za autorytet lub, że potwierdzały obowiązujący światopogląd. Jeżeli człowiek utożsamia się z jakąkolwiek postawą filozoficzną, ideologią - choćby najwspanialszą, nie jest w stanie ogarnąć całości — bo postrzega tylko to, co zgodne z jego poglądem. Inne treści jego intelekt będzie automatycznie eliminował. To zasługa autorytetów naukowych, którzy wykluczyły poznanie pozaintelektualne (nie mające nic wspólnego z wiarą), odcinając w ten sposób człowieka od świadomego kontaktu z przestrzenią myśli i energii, a więc także z całością siebie.
Podkreśla Pan, że jest agnostykiem. Tym samym wyklucza możliwość całościowego poznania. Ograniczając się do jednego prądu myślowego, który zakłada, że obiektywne poznanie rzeczywistości jest niemożliwe, rezygnuje Pan z możliwości rozwoju i rozumienia, bo bazuje na poglądach innych (licznie cytowanych), którzy narzucili Panu sposób myślenia i postrzegania świata. Czyli mamy do czynienia z wiarą, bo przyjął Pan ich poglądy jako swoje i na nich zbudował własny obraz rzeczywistości. Brak mi Pańskich wniosków, bo stwierdzenie, że piszę o rzeczach oczywistych wnioskiem nie jest. Tym bardziej nie jest argumentem. Nie wierzy Pan w boga, ale broni religię, która nakazuje w niego wierzyć. Czy jest w tym logika?
Mogłabym również przytoczyć wiele znamienitych ludzi, którzy wywarli wpływ na moje myślenie, podeprzeć się cytatami, szeroką bibliografią. Celowo tego nie czynię, bo nie identyfikuję się z nimi, ani z żadnym poglądem filozoficznym. Utożsamienie z jakąkolwiek ideą, teorią zawsze prowadzi do jej obrony. Całe wieki różnej maści szaleńcy uznani za nauczycieli, duchowych przywódców, autorytety moralne prowadzili na rzeź miliony istnień, by broniły ich prawd. Toczono wojny w imieniu różnych bogów, idei, wielu skazano na tortury i śmierć tylko za to, że myśleli niezgodnie z obowiązującą doktryną. Stąd wniosek: dotąd człowiek będzie walczył, niszczył siebie i innych, dokąd nie odrzuci skostniałych teorii, idei — nie nauczy się samodzielnie myśleć i żyć.
Zarówno religia, jak i nauka nauczyły ludzkość podpierania się słowami autorytetów, co spowodowało, że człowiek przestał samodzielnie myśleć, a zaczął jedynie przetwarzać dane, a przede wszystkim wierzyć. Czy jest to wiara w boga, czy w słowa filozofa, naukowca, który jeszcze wczoraj miał dowody na poparcie teorii całkowicie odmiennej od głoszonej dzisiaj — to nie ma znaczenia.
Religia odcięła dostęp do podstaw wiedzy, która powinna być dostępna człowiekowi od najmłodszych lat. Ten powinien wiedzieć, że swoim myśleniem i czynami stwarza siebie, kształtując własny los; że wraz z innymi ludzi i wszystkimi żywymi istotami współtworzy całość i bez nich nie mógłby istnieć; że wszystko, co istnieje w tej całości tworzy myśl ludzka. że jednostka, jako element tej całości wpływa na jej kształt, a prawo przyczyny i skutku (co posiejesz, to zbierzesz) reguluje ludzkie zachowanie. Wyklucza to wszelkie postawy egoistyczne i agresję wobec siebie i innych. Wówczas niepotrzebny jest bat w rękach boskich kapłanów, bo człowiek staje się świadomy konsekwencji swoich czynów. Nie ma nadziei na wybaczenie grzechów, czy zbawienie, jakie obiecuje bóg — tylko wie, że sam przed sobą i innymi odpowie za wszelkie nieprawości. Nikt go zbawić nie może, bo jest to niezgodne z jakąkolwiek logiką. Gdyby wybaczenie zastąpić konsekwencją inaczej dzisiaj wyglądałby świat.
Człowiekowi nie jest potrzebna żadna religia, choć wiele osób wyznaje pogląd, że religie trzymają masę ludzką w ryzach. To kolejny błąd, który przyczynia się do upadku człowieka. Świadomość ludzką można kształtować na wiele sposobów. Rezultat zależny jest od osób, które to robią. Jeżeli czynią to osoby ograniczone w pojmowaniu człowieka i świata, wyznające jakąkolwiek ideologię — skutek zawsze będzie tragiczny dla tych, którzy poddają się bezmyślnie temu kształtowaniu.
Drażni Pana pewność moich sformułowań. Wiedza daje rozumienie. Nie ma wówczas miejsca na przypuszczenia, czy wiarę (tytuł tekstu: „Nie wierzę w Boga" — pochodzi od Redakcji). Albo się wie, albo się wierzy lub przypuszcza. Jedno wyklucza drugie.
I na zakończenie jeszcze jedna uwaga: to, co dla Pana jest oczywistością, dla innych być nią nie musi.
Witam Panią!
Na początku podam najważniejszy powód mojej polemiki, gdyż zauważyłem, że w odpowiedzi na nią skupia się Pani akurat na tym co było dla mnie mało istotne — krytyka Pani zamaszystych słów na temat poznania była jedynie dodatkiem do tekstu polemicznego. Częścią retoryczną. Najistotniejsze było Pani stanowisko w kwestii pochodzenia i roli religii. Proszę mi wierzyć, że zgadzamy się co do tego, że religia jest szkodliwa, że należy oświecać ludzi. Nie możemy jednak zauważać, że to był istotny i nieodłączny okres rozwoju ludzkości. Oczywiście można deliberować co by było gdyby ludzkość rozwijała się już od, powiedzmy, 3000 lat wyzwolona z dogmatów religijnych. Zapewne dojdziemy do wniosku, że wszystko byłoby o wiele lepiej a człowiek doszedłby znacznie dalej w swym rozwoju intelektualnym. Kłopot jednak w tym, że takie gdybanie, któremu i ja często podlegam, jest cokolwiek oderwane od rzeczywistości, gdyż trudno jest sobie wyobrazić dzieje ludzkości bez etapu religii. Pani patrzy na wszystko z punktu widzenia naszego rozwoju cywilizacyjno-intelektualnego. Proszę zauważyć, że wszelkie dawniejsze próby stworzenia religii bez boga nie powiodły się. Tak było z buddyzmem oraz w jakiejś mierze z konfucjanizmem. Dopiero rozwój cywilizacyjno-techniczny jest przepustką do tego aby odrzucić religię. Wreszcie równie ważny błąd jaki Pani popełniła dotyczy koncepcji o sztucznym powstaniu religii. Religia powstała w sposób zupełnie naturalny i nie była żadną zmową ani spiskiem.
"Podkreśla Pan, że jest agnostykiem. Tym samym wyklucza możliwość całościowego poznania. Ograniczając się do jednego prądu myślowego, który zakłada, że obiektywne poznanie rzeczywistości jest niemożliwe, rezygnuje Pan z możliwości rozwoju i rozumienia, bo bazuje na poglądach innych (licznie cytowanych), którzy narzucili Panu sposób myślenia i postrzegania świata. Czyli mamy do czynienia z wiarą, bo przyjął Pan ich poglądy jako swoje i na nich zbudował własny obraz rzeczywistości. Brak mi Pańskich wniosków, bo stwierdzenie, że piszę o rzeczach oczywistych wnioskiem nie jest. Tym bardziej nie jest argumentem. Nie wierzy Pan w boga, ale broni religię, która nakazuje w niego wierzyć. Czy jest w tym logika?"
Oczywiście, że nie! A to z tego powodu, że jest Pani w całkowitym błędzie. Po pierwsze nie bronię religii, lecz jestem jej wielkim przeciwnikiem. Widzę, że Pani sądy o mojej osobie pominęły to co robię w Internecie. Czy Redakcja nie dołączyła adresu mojej witryny? Zapraszam na moją witrynę — Klerokratia. Tam znajdzie Pani mnóstwo moich „wniosków". Co do obiektywnego poznania — największą mądrością człowieka jest dojście do konkluzji, że to co wiesz jest jeszcze niczym wobec tego czego jeszcze nie wiesz. Jeśli wiesz, że nie wiesz, jesteś na właściwej drodze mawiał Lao-tse. Ktoś kto twierdzi, że możliwe jest obiektywne poznanie, całościowe poznanie dowodzi swojej … A zresztą nie ważne. Ktoś taki nie może mówić o sobie, że jest mędrcem. Powiedziała Pani bardzo mądrą rzecz — "Konieczny jest również otwarty umysł. Ten sposób sięgania do wiedzy wymaga okiełznania intelektu, który blokuje dopływ do umysłu informacji, które nie mieszczą się w jego pojmowaniu świata, czy nie pasują do wyznawanej teorii.". To mądry wniosek, jednak tezy o obiektywnym poznaniu są bzdurą. Sądzi Pani, że ja zakładając niemożebność całościowego poznania dystansuję się od rozumu, myśli, etc. To wielki błąd, ja nie jestem z tych sceptyków, którzy zakładają totalną niemożliwość poznania, nie szukam sobie łatwych wymówek zwalniających mnie od myślenia. agnostycyzm nie jest "jednym prądem myślowym", ale sposobem postrzegania wszystkich prądów myślowych. Nie determinuje on ani nie ogranicza możliwości poznawczych, to są jakieś niedorozumienia. Dla mnie agnostycyzm jest tym co umożliwia mi nieograniczone poznawanie. Odrzucam jedynie myśl, że poznanie może kiedykolwiek dojść kresu, odrzucam swoją nieomylność absolutną, gdyż jest to według mnie nonsensem. Wreszcie: nie bazuję na poglądach innych lecz je wykorzystuję. Tak naprawdę sam dla siebie jestem największym autorytetem, innych autorytetów nie uznaję. Biorę od nich jedynie cenne myśli i spostrzeżenia odrzucając jednocześnie inne, które uważam za błędne. Dotyczy to nawet ludzi, których wielce szanuję i podziwiam. Zarzucanie mi jakiejkolwiek wiary jest po prostu śmieszne. Wiara jest tym co odrzucam jednoznacznie. Ateistów uważam za ludzi wiary, gdyż oni wierzą, że Boga nie ma. Oczywiście ich tezy są wielce prawdopodobnie i ja się do nich przychylam, jednak uważam, że nikt nie może bezwątpliwie dowieść, że Boga nie ma, dlatego uważam, że temat ten nie jest w ogóle warty tego aby formułować kategoryczne sądy.
"Drażni Pana pewność moich sformułowań. Wiedza daje rozumienie. Nie ma wówczas miejsca na przypuszczenia, czy wiarę (tytuł tekstu: „Nie wierzę w Boga" — pochodzi od Redakcji). Albo się wie, albo się wierzy lub przypuszcza."
Jeśli ktoś mówi, że wie, to znaczy, że jest w błędzie zadufania, w pułapce obiektywizowania własnych subiektywizmów...
Generalnie jednak uważam, że Pani postawa jest chwalebna. Proszę podjąć trud szerzenia otwartości myśli. W tym jesteśmy wspólnikami bez reszty. Ludzi, którzy uczą innych wyzwalania się z infantylnych koncepcji potrzeba dziś wielu. Sadzę jednak, że powinna Pani odrzucić gdybanie w temacie przeszłości koncentrując się na przyszłości. Na swojej stronie pokazuję jak nieudane było to co się odbywało w przeszłości, jednak nie chodzi mi przecież o to aby ludzie stwierdzili — „faktycznie to było złe, gdybyśmy nie ulegli pokusie religii, to bylibyśmy wspaniali, jednak tak się nie stało więc…". Mnie chodzi o to, aby Klerokratia dała asumpt do następującego wniosku — „faktycznie, to było złe, więc czas na zmiany".
Z wyrazami uszanowania.
ps. gorąco zapraszam do współpracy, jestem przekonany, że oprócz tego klinczu wiele nas łączy. Klerokratię współtworzą różni ludzie, ja nie jestem apodyktyczny w kwestii światopoglądu (również w kwestii ostatecznego poznania..., gdyż tutaj łączy nas wspólność celu). Ateiści, agnostycy, ale również ludzie wierzący, czy to w zjawiska nadprzyrodzone czy to w bogów — unia ludzi walczących z dogmatyzmem, zabobonem, ciemnotą.