ROZDZIAŁ III
Odpływałam. Znałam to uczucie spokoju, pewność tego, że nie ma odwrotu. Pogodziłam się ze wszystkim, prócz myśli o Edwardzie. Chciałam go teraz zobaczyć.
Bella, Bella! Wszystko w porządku? - Echo. Odgłosy ciszy. Ostatnie chwile.
Koniec przychodzi tak niespodziewanie.
Czułam ciepłą ciecz spływającą po dłoniach.
Dotyk smagający moje ciało.
Przez mgłę widziałam dusze.
Nie wiem co się stało! - Strach. - Piłem wodę odwrócony do niej plecami, kiedy usłyszałem krzyk. Leżała na ziemi z ostrym kamieniem w ręku. Krew była wszędzie. Kiedy próbowałem ją ocucić rzuciła się na mnie! Ona chciała się zabić! - dlaczego w tym głosie było tyle rozpaczy?
Już spokojnie. Zaraz się nią zajmę. Podamy jej kroplówkę, po prostu jest przemęczona.
Zaraz, zaraz. To nie niebo.
Co z Samem?
Jest w ciężkim stanie, mamy nadzieję, że się z tego wyliże.
Poczułam chlorowy zapach. Uderzył we mnie nagle, z ogromną siłą. Wyczułam powiew świeżego powietrza. Zimne drobinki łaskotały moją skórę. Gorzki smak ranił język. Dźwięki stały się wyraźnie. Kontury wyostrzyły. Poznałam bladozieloną ścianę szpitalną.
Czy mogę prosić o wodę? - wyszeptałam.
Usłyszałam chlupot napełnianej szklanki. Nie miałam siły patrzeć. Wyciągnęłam ręce przed siebie. Gdy poczułam gładką, zimną powierzchnię między palcami, gwałtownie przysunęłam ją do swoich zrogowaciałych ust. Piłam tak szybko, jakby zamierzano mi ją wyrwać. Przy okazji wylałam połowę na białą kołdrę.
Spokojnie, - powiedział męski głos. Głos Carslie'a. - nie musisz się nigdzie spieszyć.
Rozluźniłam się.
Co się stało? - zapytałam.
Jesteś zbyt zmęczona na tą rozmowę. Połóż się, wszystko Ci wytłumaczę, kiedy już będziesz w stanie jasno myśleć.
Ależ jestem! - Złość. Poczułam piasek pod powiekami. Teraz walczyłam ze sobą.
Śpij, niedługo przyjdę.
Nie chcę zostać sama! - krzyknęłam zrozpaczona.
Jacob, możesz zaopiekować się Bellą? - dopiero teraz zauważyłam jego obecność. Patrzył na mnie z troską.
Jasne. - jego głos był nieco szorstki. Kiedy Carslie opuścił pokój, Jacob usiadł na krześle obok mojego łóżka. Uśmiechnął się i objął obiema rękoma moją dłoń. Ciepło rozeszło się po moim ciele. - Dobrej nocy.
Nie potrzebowałam zaproszenia. Usnęłam dręczona przez tysiące myśli.
Widziałam Edwarda. Stał na przeciw mnie. Wyciągnął zimne palce i pogłaskał po policzku.
Zza drzew wynurzyła przepiękna kobieta. Zgrabnym krokiem podeszła do niego i objęła w pasie.
Wysokie drzewa krążyły wokół naszej trójki. Księżyc zniżył się pochłaniając niezwykle dobraną parę. Zostałam sama, kładąc się na trawie. Czułam wszechobecną samotność.
Zabierała mi powietrze. Dusiłam się. Nimfa powróciła. Z niesamowitą prędkością pojawiła się u mego boku. Przygniotła własnym ciałem i ścisnęła za gardło. Jej spojrzenie sprawiało mi ból.
Paliło moje ciało. Przestawałam być sobą.
Nie!
Zimny pot oblał moje czoło. Koszmar stał się taki realny. Otwierając oczy bałam się o rzeczywistość. Na morskich ścianach nie było ani śladu po bezgwiezdnym niebie. Na taborecie obok szpitalnego łóżka chrapał Jacob. Westchnęłam z ulgą. A raczej ze spazmem. To dlatego mój towarzysz podskoczył i przybrał obronną pozę. Kiedy zdał sobie sprawę, że leżę bezpiecznie, przykryta kołdrą, usiadł z powrotem na swoim miejscu.
Czy coś się stało? - zapytał niepewnie.
Wszystko w porządku. - Chciałam wszystko wyjaśnić. - Możesz zawołać Carslie'a?
Jasne, już po niego idę. Tylko nigdzie nie wychodź. - rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie.
Nie miałam zamiaru.
Rozglądnęłam się po niedużym pokoju. Na nocnym stoliku leżał bukiet kwiatów. Sięgnęłam po niego, zrzucając stertę kopert. Na bileciku były życzenia od Angeli. „Szybkiego powrotu do zdrowia” mówił napis na małej karteczce. Już zapomniałam, jak dawno nie widziałam moich ludzkich przyjaciół. Miałam nadzieję, że nie martwili się o mnie za bardzo. Schyliłam się po leżące na ziemi kartki. Ześlizgnęłam się z łóżka i z ogromnym hukiem wylądowałam na ziemi. Moja kość ogonowa chwilowo odmówiła mi posłuszeństwa.
Zaraz jej wszystko wytłumaczę. - usłyszałam głos za drzwiami. Kiedy do środka wpadło światło
z holu, usłyszałam przekleństwo Jacoba.
Wszystko w porządku, jest za łóżkiem. - odparł Carslie.
Podszedł do mnie i pomógł wstać.
Przepraszam. - bąknęłam pod nosem.
Nic nie szkodzi. Jak się czujesz?
Świetnie. - szybko odpowiedziałam pomimo zawrotów głowy.
Jacob, możesz nas na chwilę zostawić? - zapytał grzecznie Doktor.
Nie ma problemu. - wycedził indianin.
Drzwi trzasnęły i zostaliśmy w pokoju sam na sam. Nie wiedziałam, czy mogę się odezwać, więc czekałam patrząc na spływające po oknie deszczowe krople.
Dlaczego próbowałaś odebrać sobie życie Bello? - zapytał po kilku minutach Carslie.