LUSTRO cz. 5 Esme
Jestem sercem tej rodziny.
To serce cierpi!
Jakimż to udręczeniem dla matki jest przypatrywanie się dramatom jej dzieci.
Jakimż nieopisanym bólem jest myśl, że może stracić jedno z nich...
Moje ludzkie wspomnienia były już bardzo zamazane, ale mogłam bez trudu ujrzeć w nich twarz mojego zmarłego synka.
Moje kamienne serce stało się cięższe, a ja z trudem dźwigałam jego ciężar.
Kochałam swoje maleństwo... a ono mnie opuściło.
Kochałam również Isabellę. Świadomość, że i ona może mnie zostawić była przerażająca. Moje cierpienie narastało.
Błagałam w myślach Edwarda by dał jej kolejną szansę... szansę pozostania z nami.
Była moim dzieckiem!
Ukochaną córką - synową, matką mojej wnuczki, częścią mnie.
Czy dane mi było umierać z rozpaczy kolejny raz?
Byłam na tyle zdesperowana, że osobiście poddałabym ją wampiryzacji, aby tylko uratować dziewczynę przed nieistnieniem.
Tym razem miałam możliwość by ocalić swoje dziecko!
Nie zamierzałam zaprzepaścić tej szansy!
Zrozpaczona matka była niczym lwica chroniąca swoich młodych!
Tak, byłam zrozpaczona. W równym stopniu jak szczęśliwa byłam w momencie, w którym dowiedziałam się, że mój syn w końcu się zakochał..
Wszystko co wiązało się Isabellą Swan było najważniejszym w jego życiu. Było równie ważne dla mnie.
Edward był od zawsze moim ulubieńcem. Kocham swoje wszystkie adoptowane dzieci, ale On w jakiś dziwny sposób zawsze był mi najbliższy.
Może to podobieństwo naszych charakterów, a może dlatego, że to właśnie jego osoba zapełniała mi uczucie pustki. Stałam się wampirzycą jednak instynkt macierzyński pozostał ze mną po wieki.
Edward zajął miejsce mojego rodzonego dziecka, pozwolił mi zaopiekować się sobą.
Ból ustępował...ból wspomnień, który był owiany mgłą zapomnienia.
Wiele lat...dziesięciolecia czekałam by Jego serce otworzyło się dla kobiety, by był spełniony w miłości, którą nosił w sobie.
Zakochał się w człowieku!
W dziewczynie, której uratował życie i przez którą wyjechał na Alaskę, zostawiając mnie.
Obawiałam się , że nie wróci... On jednak był dzielny! Wrócił i stawił czoła wszelkim przeciwnościom! Byłam najdumniejszą z matek stąpających po ziemi! Kochał tę dziewczynę nad życie, ponad wszelką granicę, której nikt nie był sobie w stanie nawet wyobrazić. Każdego dnia walczył ze swoją naturą, cierpiał w imię tego pięknego uczucia.
I stało się to czego obawiałam się najbardziej. Konflikt na linii człowiek - wampir!
Konflikt? Nie ... to była po prostu kolej losu.
Jasper mój najmłodszy syn (w rzeczywistości najstarszy) nie był dość silny by zachować trzeźwość umysłu na widok krwi Belli.
To były Jej osiemnaste urodziny. Alice tak bardzo się cieszyła faktem, że może je zorganizować. Moja córka była prawdziwą specjalistką w tych sprawach! Byłam szczęśliwa widząc ją w tym stanie, spełniała się.
Los ukochanej Edwarda również się wypełnił. Była narażona na ciągłe zagrożenie z naszej strony, jesteśmy wegetarianami jednak nie sprawia to iż nie czujemy pokus.
Jasper w dniu jej wspomnianych urodzin uświadomił nam czym jesteśmy, a kim jest dziewczyna. Wampir i człowiek... historia tragiczna.
Edward uzmysłowił sobie, że nie możemy narażać jej dłużej. Kochał ją zbyt mocno by móc z nią być, nie miał w sobie dość dużo samokontroli.
To była samobójcza decyzja, ale nie potępiłam go! Wiedziałam, że to jego decyzja i szanowałam ją mimo, że chciałam innego zakończenia. Wyjechaliśmy z Forks.
Umierał na moich oczach. Kolejne dni bez ukochanej zabijały go brutalnie. Był dzielny, ale jakże głupi. Nie wszystko musiało zakończyć się przecież jedną z wizji Alice. Śmiercią lub wampiryzacją panny Swan.
Zostawił mnie kolejny raz. Wiedziałam, że ja byłam powodem, dla którego to zrobił. Nie mógł patrzeć jak się zadręczam. Bynajmniej tak wyjaśniał to Carlisle.
Jego wyjazd sprawił jedynie, że umęczałam swój umysł jeszcze bardziej.
Kolejno wizja Alice odnośnie śmierci Isabelli, Rosalie dzwoniąca do brata by mu przekazać ową wiadomość.
We własnej wyobraźni ujrzałam swoją śmierć gdy dowiedziałam się co planuje zrobić zakochany żałobnik w Volterze.
Planował samobójstwo, planował moją śmierć! Czułam namacalnie jak lód, którym było moje serce kruszy się z rozpaczy.
Mój syn chciał mnie zostawić!
Nie liczył się fakt, że On nie mógł dalej żyć bez ukochanej, mój egoizm był silniejszy.
I dziękowałam wszystkim świętością za ocalenie moich dzieci. Wizja córki była niedokładna a Bella żyła. Poleciały obie do Włoch by ratować Edwarda. Moje najukochańsze skarby były bezpieczne i wracały do mnie, do matki tam gdzie było ich miejsce.
Staliśmy z Carlisle'm na uboczu w cieniu wielkiego filaru czekając aż samolot wyląduje bezpiecznie na ziemi. Byłam spanikowana, nie wiedziałam jak zachować się wobec syna i jego ukochanej. Czy miałam krzyczeć, tulić ich czy płakać we właściwy dla mojego gatunku sposób?
Widząc ich idących od strony bramek do wykrywania metalu wyciągnęłam dłonie w powitalnym geście. To był chyba najodpowiedniejszy ze znaków. Zachłannie przyciągnęłam dziewczynę do siebie, ocaliła moje dziecko, dała nam szansę. Zostałam jej dłużniczką na resztę swojej nieśmiertelności.
„ Nie wiem, jak Ci dziękować” - szepnęłam jej do ucha po czym rzuciłam się na szyje synowi karcąc go jednocześnie.
„ Przepraszam mamo” te dwa słowa sprawiły iż byłam najszczęśliwszą rodzicielką w całym wszechświecie. Z trudem powstrzymywałam łzy, były to łzy szczęścia.
Wiedziałam już, że najlepszym rozwiązaniem naszych wszelkich problemów była przemiana dziewczyny w wampira. Dla nas, dla niej... Edward był jednak uparty niczym Rosalie.
Po wielu zatrważających mnie zdarzeniach związanych głównie ze śmiercią, krwią i nieprzyjemnościami Bella została jedną z Nas. Obdarzyła mnie również śliczną wnuczką. Byłam szczęśliwa, a część mojej ludzkiej natury została spełniona.
I to wszystko miało zniszczyć przybycie Volturi powiadomionych przez naszą przyjaciółkę Irinę, która skojarzyła małą Renesmee z nieśmiertelnym dzieckiem. Straciła przez ten czyn swoje życie.
Wiedziałam, że to mogą być nasze ostatnie wspólne chwile... ostatnie, a w dodatku bez dwójki moich dzieci, Alice i Jasper zdezerterowali. Wówczas tak pomyśleliśmy, ale oni szukali dla nas ratunku, którym okazał się Nahuel, chłopak taki jak moja wnuczka. Pół człowiek - pół wampir.
Zostaliśmy ocaleni i egzystowaliśmy dalej, szczęśliwi i pełni nadziei.
Jednak ostatni miesiąc był trudny. Z moją synową zaczęło dziać się coś dziwnego. Edward na nowo stał się osowiały i rozdrażniony, niepewny jutra. Takiego go pamiętałam z okresu ciąży jego żony, umierającego z niepokoju. Bella doświadczała pewnego rodzaju rewampiryzacji jak tłumaczył mi to pewnego razu mój mądry mąż lekarz. Martwiłam się o jej życie ( jakie by nie było) i o los mojego Edwarda. Wiedziałam jaki nastąpi finał tej historii jeżeli Ona by nie przetrwała. Już raz to przeżywałam i oddałabym wszystko by mi kolejne takie doświadczenie darowano.
A teraz patrzyłam z szeroko otwartymi oczyma na oddychającą Isabellę, której serce biło szybko i głośno, na jej przerażoną minę. Była całkowicie zdezorientowana. Zerkała na każdego z nas jakby szukała odpowiedzi na to co się jej przytrafiło. Nie była zadowolona, zdawało się jakby w oczach każdego z nas próbowała dojrzeć prawdy.
Westchnęłam ciężko zerkając na tulącego ją Edwarda. Jego szczęki były mocno zaciśnięte, był spięty i skoncentrowany... skoncentrowany na tym by jej nie zabić. W pokoju unosił się słodki zapach jej krwi wymieszany z niemiłym odorem sierści wilkołaka stojącego przy oknie. Wszyscy byliśmy narażeni na pokusę śmierci!
Irina, Nahuel, Eleazar odeszli ...
Czy taki sam los czekał Isabellę?
Tak dawno nie polowaliśmy...
Wszyscy wpatrywaliśmy się w dziewczynę jakby była centralnym punktem wszechświata.
Obawiałam się kto pierwszy zaatakuje. Jasper wydawał się być taki zawiedziony i rozzłoszczony jakby walczył ze swoim pragnieniem.
Alice...ona przerażała mnie najbardziej. Czy miała kolejną wizję? Czy to przez nią była taka zlękniona i zamyślona? Od chwili gdy zjawiliśmy się w sypialni nie otworzyła nawet oczu.
Co ujrzała? Jaspera, Emmetta, Rosalie, Edwarda, Carlisle'a czy mnie zatapiających zęby w gardle dziewczyny?
Westchnęłam ciężko napinając każdy mięsień swojego ciała.
`Nie pozwolę by coś stało się mojemu dziecku' ....
* z dedykacją dla Anny K. i wszystkich matek.