Jak łatwo nami manipulować. Kiedy wolność oznacza konieczność
Napisane przez Dr Robert Kościelny
13
Dzisiejszy świat jest bezalternatywny. Z pozoru wręcz toniemy w możliwościach, mamy to, co Francuzi nazywają embarras de richesse, czyli problemy z nadmiarem. Możemy wybierać i to nie tylko między kaszanką a salcesonem, czy - jak w kołchozowej stołówce - stojąc przed dylematem: jeść czy nie jeść. Możemy wybierać między dobrym i jeszcze lepszym. Tak przynajmniej twierdzą media, usypiając naszą świadomość mantrą, że tak dobrze jak dziś jeszcze nigdy nie było.
Z drugiej strony te same media mówią nam, że wybór wprawdzie jest, ale tak naprawdę to go nie ma. Bo jak inaczej rozumieć stale powtarzane slogany o braku alternatywy dla różnych genialnych pomysłów naszych liderów politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturalnych? Nie było - na ten przykład - alternatywy dla umów okrągłostołowych, później dla tzw. planu Balcerowicza, jeszcze później dla naszego wejścia do UE. Polski inteligent czuł nosem pismo, w którym wyraźnie stało, że nie ma alternatywy dla Unii Demokratycznej, a później Unii Wolności. Tak jak jeszcze później - dla Platformy Obywatelskiej. Dziś nie ma alternatywy dla rządów PiS-u, przynajmniej dla ludzi tzw. prawej strony sceny politycznej.
Tak więc wydaje się, że jesteśmy wolni w swoich wyborach, ale mainstream całą swoją mocą, niemałą przecież, przekonuje nas, że wolność oznacza konieczność wyboru zgodnego z oczekiwaniami, a co za tym idzie, interesami ludzi uważających się, samozwańczo, za high society. Stąd moja uwaga, że w dzisiejszym świecie dominuje bezalternatywność.
Aby zmusić nas do przyjęcia swojego punktu widzenia, stosuje się różne metody perswazji i manipulacji. I o tym będzie ten artykuł.
Bodźcem podprogowym w obywatela
Niedawno wznowiono edycję książki, która po raz pierwszy ukazała się na rynku w 1957 r., stając się wówczas bestsellerem. Jej tytuł brzmi: The Hidden Persuaders [Ukryci doradcy]. Autor, Vance Packard - amerykański żurnalista przekonywał w swej pracy, że oto pojawił się w Stanach Zjednoczonych zupełnie nowy sposób oddziaływania na opinię publiczną. Właśnie, jak sugerował tytuł, ukryty. Robert Epstein na stronie internetowej Aeon w obszernym eseju przypomina o tej książce, podkreślając nie tylko pionierskość, ale też przenikliwość i trafność spostrzeżeń Packarda, dziś jeszcze bardziej aktualnych niż w czasie gdy zostały po raz pierwszy wyartykułowane publicznie. Robert Epstein jest psychologiem, naukowcem zatrudnionym w Amerykańskim Instytucie Badań Zachowań i Technologii w Kalifornii (American Institute for Behavioral Research and Technology). Jest autorem 15 książek oraz byłym redaktorem naczelnym „Psychology Today”.
Ten rodzaj wpływu na ludzkie postawy i zachowania, który opisywał dziennikarz dekady temu, wydaje się nawet bardziej niebezpieczny niż to, co kreślili na kartach swych powieści znani autorzy antyutopii, tacy jak Jewgienij Zamiatin w książce My z 1924 r., przewidujący, do czego doprowadzi terror bolszewicki, Aldous Huxley w Nowym, wspaniałym świecie z 1932 r. czy Orwell w 1984 - książce powstałej w roku 1949. Bowiem według Packarda zarówno szefowie prywatnych korporacji, jak i rząd federalny, coraz bardziej od nich zależny i w coraz większym stopniu przez nich ubezwłasnowolniony, zaczęli używać subtelnych i w wielu wypadkach całkowicie niewykrywalnych metod pozwalających na zmianę ludzkiego myślenia, emocji oraz zachowań. Wykorzystuje się przy tym wyniki badań psychiatrii i nauk społecznych.
Jedna z metod, o której wspominał Packard, jest dość dobrze znana szerokim kręgom społecznym i nosi nazwę „efekt podprogowy”. Chodzi o krótkie informacje perswadujące odbiorcy, co ma zrobić, ale pokazywane na ekranie tak szybko, że odbiorca nie jest świadom ich istnienia. Świadomość nie uchwyci tych nakazów, ale podświadomość - owszem. A to najzupełniej wystarczy, aby pokierować człowiekiem. Zwłaszcza tam, gdzie z własnej woli nigdy się by nie udał. W 1958 r. Krajowe Stowarzyszenie Nadawców (National Association of Broadcasters), tworzące standardy przekazu telewizyjnego w USA, zabroniło nadawania informacji podprogowych.
Polityk jak płyn do zmywania naczyń
Okazuje się jednak, że nie jest to sprawa, którą należałoby się przesadnie przejmować, bowiem badania wykazały, że tego typu bodźce nie mają większego wpływu na nasze zachowania i mogą co najwyżej wzmocnić motywacje osób już wcześniej zmotywowanych do określonego działania bądź wyboru - pisze Robert Epstein.
Packard odkrył poważniejszy problem. Specjaliści od zwiększania sprzedaży towarów zaczęli ściśle współpracować ze światem nauki nad wypracowaniem metod pozwalających skuteczniej namawiać klientów do kupowania różnych dóbr, w tym również rzeczy kompletnie im niepotrzebnych. Mało tego, zastanawiano się też, jak z małych dzieci uczynić dobrych konsumentów. A to już był temat jakby wyjęty z Nowego, wspaniałego świata Huxleya.
Nie trzeba było dużo czasu, aby wielkie firmy, korzystając ze wskazówek psychologów społecznych, nauczyły się jak bardzo w sprzedaży produktów pomaga bazowanie na słabych stronach ludzkiej psychiki: niepewności, nieśmiałości, nieuświadomionych lękach, poczuciu niższości, pragnieniu akceptacji, docenienia, wywyższenia nad innych, a poza tym na uczuciach agresji, pożądania, nie tylko zresztą seksualnego. Hochsztaplerzy zarówno ekonomiczni, jak polityczni szybko pojęli, jak gra na owych strunach potrafi zmieniać myślenie, emocje i zachowania społeczne, bez świadomości tych, którzy poddawani są manipulacji.
To właśnie Packard już na początku lat 50. XX w. wprowadził do obiegu naukowo-publicystycznego spostrzeżenie, że w dzisiejszych czasach „sprzedaje się” polityków i ich programy jak towar, używając przy tym metod, którymi przekonuje się gospodynie domowe do zakupu nowych proszków do prania. W Polsce to spostrzeżenie stało się obiegowe dopiero na przełomie stuleci. Dziś jest właściwie banałem. Choć może nie dla wszystkich. Zwłaszcza dla „sprzedawanych”, którzy się głupio cieszą, że są tak „popularni”. Brytyjski ekonomista Kenneth Boulding w okresie, w którym pisał Packard, zauważył, że przy współczesnym rozwoju techniki do pomyślenia jest świat niedostrzegalnej dyktatury rządzącej za pomocą metod demokratycznych.
Nie płaczmy nad rozlanym mlekiem
Dziś drylowanie umysłów i wyjaławianie serc z głębszych uczuć idzie pełną parą. Metody zaś są bezbolesne i nawet całkiem przyjemne. Nikt nikogo nie zmusza do kupowania rzeczy niepotrzebnych za pomocą bata czy groźby nagany wpisanej do akt personalnych. Idziemy po hali sklepu wielkopowierzchniowego, wśród upojnej muzyki rozsiewanej wkoło przez niewidoczne głośniki. Powoduje to, że zwalniamy kroku, przemieszczamy się wolniej i kupujemy więcej żywności, czy jest nam ona potrzebna, czy też nie. Specjaliści działający w branży mody i rozrywki starannie dobierają zestaw pozbawionych głębszej myśli haseł, zgrabnych sloganów epatujących pozornym buntem i zdalnie sterowaną „niezależnością”. Pozbawionych refleksji nad sobą i swoimi wyborami młodych ludzi faszeruje się olbrzymią dawką silnych emocji i pożądań, czyniąc z nich wydrążone w środku kukły, marionetki w teatrze absurdu, a w najlepszym razie - groteski. Marne pionki w grze politycznych szubrawców. Robiąc z nich statystów, wmawia się tym nieszczęsnym halabardnikom, że grają główne role w dramacie genialnego autora, którym okazuje się być George Soros lub inny „filantrop” i „dobroczyńca” ludzkości.
W mizerii naszych czasów ratuje nas to co zawsze - wolna konkurencja. Po prostu jest tak, że jedne siły, łase na naszą wolność i chcące nas sobie podporządkować, konfrontują się i konfliktują z innymi, mającymi te same zamiary. Na nasze szczęście, pazernych na władzę globalną jest całkiem sporo i nie zawsze są oni ze sobą w zgodzie. Ta „gigantomachia” utrzymuje świat w jakiej takiej równowadze, dając nam, chcąc, a właściwie nie chcąc, trochę wolności. System niewoli nie może się domknąć. A nawet od czasu do czasu ulega dość znacznemu rozszczelnieniu. I wtedy następują niespodzianki, a to Wielka Brytania wyjdzie z eurokołchozu, mimo że do ostatniej chwili wszyscy poważni i rozsądni mówili, że nie ma na to szans, a to wygra Trump, chociaż powinna była Clinton. Zmiany (dobre zmiany), dziejące się u nas, są oczywiście jedynie efektem rozbryzgu mleka, które wylało się gdzieś indziej.
Zagrożeni przez imperium Google'a
Robert Epstein w swym eseju zadaje niepokojące pytania: co by się stało, gdyby pojawiły się nowe źródła kontroli, niemające żadnej konkurencji? Może zdziwisz się, słysząc, że nie są to niepokoje na wyrost. Bowiem coś takiego ma już miejsce - przekonuje Epstein.
Takim „lewiatanem”, który pożera naszą wolność wyboru, stara się wpływać na nasze decyzje, selekcjonuje informacje, które sieć dostarcza nam na pozór bez żadnych ograniczeń i cenzury jest Google. Google decyduje, które strony internetowe pojawią się podczas poszukiwań potrzebnych nam informacji. W jaki sposób to robi? Jest to jeden z największych sekretów, równie niedostępnych jak technologia produkcji Coca-Coli.
„The New Scientist” z 28 lutego 2015 r. informował swych czytelników, że Google chce umieszczać strony internetowe, bazując nie na linkach, ale podawanych pod nimi informacjach. Dziennikarz Hal Hodson pisał: Internet zapełniony jest informacjami śmieciowymi. Linki odsyłające do informacji o szkodliwości szczepień zapełniają pierwsze strony przeglądarki Google. Jak pożar rozprzestrzeniają się informacje niepoparte faktami, nie mówiąc już o dowodach na ich prawdziwość. Dlatego Google opracowało ranking stron, które uważa za poważne, a informacje tam zawarte za prawdziwe i według nich ustala kolejność linków do witryn.
Jon Rappoport, który już następnego dnia na swym blogu donosił czytelnikom o pomysłach tej potężnej firmy, stwierdził: Tak więc Google wraz ze swymi przyjaciółmi z CIA sprawi, że zaleje nas nowa, ulepszona, większa fala (dez)informacji w sieci. I właśnie ta dezinformacja kształtować będzie poglądy większości użytkowników internetu. Stając się tym samym wzorcem pomiaru stopnia… prawdziwości i wiarygodności poszczególnych stron internetowych.
Nie trzeba długiego namysłu, aby dojść do wniosku, jakie witryny zostaną wysunięte na plan pierwszy jako najbardziej wiarygodne. Wszystkie szczepionki są bezpieczne i skuteczne, a kto nie chce zaszczepić swych dzieci, winien pójść do więzienia. GMO jest bezpieczne, „tak stwierdzili uczeni”. FBI nigdy nie brało udziału w umyślnym tworzeniu sytuacji terrorystycznego zagrożenia. Obecny system edukacji jest perfekcyjny, a ci, którzy wierzą w spisek, są chorzy psychicznie i powinni być leczeni - ironizuje Jon Rappoport, dodając: Innymi słowy: (fałszywa) zgoda co do tego, jak wygląda rzeczywistość, stanie się rzeczywistością (fałszywą).
Uwaga - manipulanci!
Sprawa jest bardzo poważna - podkreśla Robert Epstein - bowiem w wyniku manipulacji rankingiem popularności stron, uzależniającej kolejność ich podawania od widzimisię administratorów Google'a, witryny alternews zostaną wyeliminowane. Kłania się Ministerstwo Prawdy Orwella - alarmuje Epstein. Obecnie Google to najczęściej używana przeglądarka na świecie. Jest tak popularna, że słowo „wygooglać” stało się synonimem słowa „wyszukać” w wielu językach świata.
Jest tak często i wszechstronnie wykorzystywana, bowiem jest bardzo dobrą wyszukiwarką. Lista ułożonych linków na stronie Google jest tak doskonała, że około 50 proc. naszych kliknięć trafia do dwóch pierwszych pozycji, uważanych za najważniejsze i ponad 90 proc. do pierwszych dziesięciu na pierwszej stronie. Niewiele osób zadaje sobie trud zajrzenia na kolejne strony wyszukiwarki, chociaż tam również mogą znajdować się odnośniki do ciekawych stron z ważnymi informacjami. To Google decyduje, które strony i na którym miejscu pojawią się podczas naszych internetowych poszukiwań witryn z interesującymi nas wiadomościami.
Fred Dodson w artykule Manipulating the Mass Mind & Attention [Manipulacja umysłem i uwagą], zamieszczonym w „New Dawn Magazine”, pisze o tym, że w szkole nie uczą nas jak myśleć, ale co myśleć. Nie wdrażają do tego, w jaki sposób należy sterować naszą uwagą, ale na jakie rzeczy należy ją zwracać. Jest rzeczą uwłaczającą godności ludzkiej to, że większość ludzi na naszej planecie nie ćwiczy ostrości, kierowania, przekierowywania, przesuwania, odzyskiwania i niezwracania na rzeczy nieistotne swojej uwagi. Skutek jest taki, że życie większości z nas zależy od zewnętrznych programów, przekazywanych nam przez media, szkołę, organizacje społeczne, partie polityczne i inne zewnętrzne wobec nas źródła. Media mówią, że nie tworzą rzeczywistości, tylko opisują to, co już jest. Ale to nieprawda - pisze Fred Dodson.
W jaki sposób media kreują rzeczywistość, przedstawiając ją nie jako sztuczny twór macherów mieszających ludziom w głowach, ale „najprawdziwszą prawdę”?
Pierwszy stopień do piekła
Jeśli jest to przekaz filmowy, ustawia się kamerę tak, aby monitowany przez nią obraz potwierdzał słowa wiadomości przekazywanych widzom. Wybierając to, co ma znaleźć się w kadrze, odrzucam rzeczy, które mogłyby kolidować z przekazem, a więc z moją wersją rzeczywistości. Czyli już na tym wstępnym etapie dokonuje się manipulacji. Obraz pokazuje nie to, co jest, ale co „jest” według dziennikarza przekazującego newsa. Fred Dodson nazywa to „filtrowaniem” rzeczywistości. To jeszcze nie jest ordynarne zakłamywanie, choć na nie się bez wątpienia składa. Niedawno kręciliśmy film o zapierającej dech w piersiach scenerii krajobrazu… a w każdym razie tak to wyglądało w końcowym efekcie filmowego dzieła. Aby go osiągnąć, wyłączyłem z materiału to, co w jakikolwiek sposób kolidowałoby z nakreślonym celem: miejsca parkingowe, kosze na śmieci, wałęsające się psy, reklamy, brzydkie domy i wszystko to, co zakłóciłoby wrażenie przebywania w raju. Każdy twórca doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stopniu jego dzieło zniekształca rzeczywistość.
Na świecie co dnia dochodzi do milionów wydarzeń o różnym stopniu istotności, a reporter wybiera to, co warte jest upublicznienia. Jest to normalny proces. Sam w sobie nieszkodliwy. Jednak media, selekcjonując treści, nie dobierają ich według ważności, ale według efektywności. Chodzi o to, aby przyciągnąć uwagę jak największej liczby ludzi. A nic nie jest w tym tak skuteczne jak strach, dramat, negatywne emocje. Przemawiają one do ludzi bardziej niż dobrobyt, miłość, harmonia. Jeśli chcesz zwiększyć oglądalność, co przełoży się na ilość reklam wykupionych w twojej gazecie czy programie telewizyjnym, musisz wyselekcjonować materiał drukowany czy transmitowany pod kątem zawartości w nim wydarzeń wstrząsających czy bulwersujących. Jest jeszcze jeden czynnik szczególnie ważny w przekazach telewizyjnych materiału, określony przez zasadę, która brzmi: Jeśli nie ma materiału filmowego ilustrującego dane wydarzenie, to ono nie istnieje. Nawet jeśli chcesz wyeksponować naprawdę bardzo istotny wątek, ale nie masz do tego odpowiedniej ilustracji filmowej, to nie masz co startować do wydawcy z prośbą o jego wyemitowanie.
Drugi stopień
Zniekształcenie lub wypaczenie przekazu to kolejna przyczyna fałszywego obrazu otaczającej nas rzeczywistości. Dziennikarz, przekazując informację, zniekształca ją, ponieważ chce, aby ludzie widzieli ją w określony sposób, tzn. zgodny z wyznawaną przez nadawcę ideologią lub sympatią polityczną. Nikt z nas nie jest całkowicie wolny od wyznawanych przez siebie poglądów lub oczekiwań, jakie ktoś (np. nasz wydawca) ma wobec nas. Jest jednak poważniejszy problem. Dziś właściwie nie ma już mediów, zwłaszcza mainstreamowych, które nie byłyby w jakimś stopniu, najczęściej bardzo dużym, powiązane z polityczną, rządową, antyrządową lub „filozoficzną” stroną i daleko im do postawy „neutralnej”.
Czasami dziennikarz, chcąc uczynić wiadomość jeszcze ciekawszą, nieco ją „podrasuje”, dodając coś od siebie, gdyż wie, że przecież nikt nie będzie tego dokładnie sprawdzał. Innym sposobem, za pomocą którego zniekształca się przekaz, jest podawanie informacji o wydarzeniu bez wskazywania na kontekst, ukazywania szerszego tła. Sprawy dziejące się na świecie są najczęściej fragmentem większej całości, o której się nie mówi, choć wpływa ona znacząco na zrozumienie podanej informacji. Historie relacjonuje się jak osobne elementy, niemające ze sobą wiele wspólnego. Odbiorcy tych newsów stają się niczym ci „straszni mieszczanie” z wiersza Juliana Tuwima, którzy „widzą wszystko osobno”.
Trzeci stopień
Polega na tworzeniu rzeczywistości w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie jest to zbyt częste, ale się zdarza. Fred Dodson podaje taki oto przykład: Były pracownik ministerstwa brony Wielkiej Brytanii opowiadał mi następującą historię sprzed kilku dekad, gdy na Wyspach toczył się konflikt zbrojny w Irlandii Północnej. Grupa reporterów przybyła do Belfastu, chcąc zrobić materiał o toczących się tam walkach. Ale na miejscu okazało się, że akurat panował spokój. I nic nie zapowiadało, że w najbliższym czasie wybuchną walki. Dlatego przekupili oni miejscowych, aby upozorowali bitwę uliczną z użyciem koktajli Mołotowa. Dziennikarze nie chcieli wracać do swojej redakcji z informacją, że ulice Belfastu są obecnie spokojne. Człowiek, który mi o tym mówił, powiedział też, że sprawa została wyciszona przez BBC i nigdy nie ujrzała światła dziennego.
Dorosły człowiek musi wiedzieć, w jaki sposób „przyrządza się” newsy. Nie po to, aby je w całości odrzucać jako kłamstwa, ale by mieć świadomość ich „niedoskonałości”. Wiedza ta uodparnia. Można wtedy czytać czy oglądać informacje bez przyjmowania punktu widzenia ofiary lub z otępiającą obojętnością na to, co dzieje się na świecie. A jeśli historia kogoś zainteresuje, może poszukać alternatywnych źródeł wiedzy oraz przeczytać komentarze i analizy innych dziennikarzy czy publicystów.
Większość informacji nas nie dotyczy. Można to sprawdzić w sytuacji gdy wydarzy się coś, co ma realny wpływ na nasz los. Wówczas wszystkie inne „najważniejsze” informacje ze świata schodzą na plan dalszy. Dlatego wybieraj te, które mają lub mogą mieć wpływ na rozwój twojej osobowości i twej duszy. Uwaga to waluta XXI w. Dlatego wydawaj ją mądrze. Bądź świadomy tego, czemu poświęcasz swój czas. Na co zwracasz swoje oczy, ku czemu kierujesz myśli oraz uczucia.
https://aeon.co/essays/how-the-internet-flips-elections-and-alters-our-thoughts
https://www.newdawnmagazine.com/articles/manipulating-the-mass-mind-attention
https://jonrappoport.wordpress.com/2015/03/01/breaking-google-gives-new-meaning-to-orwellian/
http://aibrt.org/