Skończyło się święto Namiotów. Przed wyruszeniem w drogę pielgrzymi z Galilei przyszli jeszcze do świątyni na poranne błogosławieństwo. Gdy kapłan wewnątrz przybytku składał ofiarę kadzielną, na dziedzińcach świątyni śpiewano psalm:
„Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach".
Pieśń przypominała to, że w święto Namiotów dziękowano Bogu, który wyprowadził Izraelitów z niewoli egipskiej i prowadził ich przez pustynię, jak pasterz prowadzi owce.
Po błogosławieństwie kapłana Jezus przemówił do uczniów:
— Ojciec Niebieski na pustyni opiekował się ludem wybranym, jak trzodą ukochanych owiec. W słupie obłoku szedł przed nimi w dzień, zaś nocą w słupie ognia. Gdy trzeba było ich bronić, szedł za nimi, aby nikt nie napadł na nich z tyłu. Teraz lud jest już w swojej ziemi jak w owczarni, o którą nadal troszczy się Ojciec Niebieski.
I wy, moi uczniowie, jesteście jak trzoda owiec, a Ja jestem waszym pasterzem. Jest to nowa owczarnia, której członkiem może się stać tylko ten, kto przejdzie przez bramę wiary. Ja jestem bramą owiec. Kto we Mnie wierzy, wchodzi do owczarni i należy do trzody. Ja jestem dobrym pasterzem. Znam wszystkie moje owce i one Mnie znają. Ja wiem, gdzie jest jedyne pastwisko, które zapewnia życie wieczne. Ja wyprowadzam i przyprowadzam moje owce. Po to przyszedłem, aby im zapewnić życie, i to pełne życie, w którym niczego nie będzie brakować.
Trzoda, jaką jest lud Izraela, miała różnych pasterzy. Byli i są tacy, którzy pragną tylko wykorzystać owce, zabierać i zabijać dla siebie młode, strzyc wełnę starszych i doić ich mleko. Ja od moich owiec niczego nie potrzebuję dla siebie. Pragnę jedynie, aby miały życie i czuły się bezpieczne.
Wokoło są drapieżne hieny, które pragną pożreć owce. Hieny szukają pokarmu, ale szatan, który czyha na moje owce, takiego pokarmu nie potrzebuje. Pragnie je porwać i zagryźć, aby Ojciec Niebieski nie mógł się cieszyć tym, co stworzył, aby bezsilnie spoglądał na to, że Jego owce nie są szczęśliwe i giną.
— Ja i Ojciec jedno jesteśmy - mówił dalej. - On Mnie posłał, bym obronił owce, gdy zła hiena lub złodziej zakrada się do owczarni, aby porwać je lub rozproszyć. Ten, kto nie jest prawdziwym pasterzem, ucieka i pozwala porywać owce.
Ja jestem dobrym pasterzem. Życie swoje daję, aby obronić owce i skupić je w jednej owczarni. Ja oddaję swoje życie za was, aby was wybawić od szatana. Nie muszę go oddawać, ale chcę je oddać, abyście wszyscy żyli w wolności i trwali w jedności, jak owce jednej owczarni.
Mam jeszcze inne owce, które nie są z owczarni Izraela. Są nimi ludzie rozproszeni po świecie. Ojciec Mnie posłał, abym przyprowadził je do jednej owczarni, w której wszyscy będą żyć jak bracia i siostry. Na końcu wyprowadzę wszystkich na pastwiska Ojca, gdzie nic już im nie będzie zagrażać, nawet śmierć, bo ich życie już nigdy się nie skończy.
Zuzanna słuchając słów Nauczyciela, przeniosła się myślą w świat dzieciństwa. Zamknęła oczy i widziała, jak jej ojciec staje w drzwiach zagrody i wyprowadza owce na zielone łąki. Idzie na przedzie, a owce długim szeregiem idą za nim. Widzi jak ojciec pochyla się i bierze na ręce jagniątko, które urodziło się dwa dni wcześniej. Trzyma je z taką miłością, jak ją samą brał czasem na ręce. Przypomina sobie jak kiedyś beczenie owiec zbudziło ją w nocy. Ojca przy niej nie było, a gdy wyszła przed namiot zobaczyła go, jak walczył z hieną. Udało mu się ją przepędzić, ale do namiotu wrócił pokrwawiony zębami dzikiego zwierzęcia.
Z tego snu na jawie rozbudziły ją kłótnie. Ktoś blisko niej krzyczał.
Co On plecie? On jest opętany! Nie słuchajcie Go!
Czy zły duch może czynić cuda, jakie On czyni: otwierać oczy niewidomym, uzdrawiać sparaliżowanych, którzy potem skaczą jak dzieci? - wykrzykiwał drugi głos.
Chodź, siostro, bo nasz Nauczyciel już poszedł. Co się stało? Wyglądałaś, jakbyś spała na stojąco? - wołała ją Joanna.
Przeniosłam się w czasy dzieciństwa, widziałam ojca pasterza, jak prowadził owce i walczył z dzikimi hienami.
Może to i dobrze. Nie słyszałaś tego, co mnie przyprawiło o zimne dreszcze.
Co cię tak przestraszyło, pani Joanno? - pytała.
Trudno to nawet powtórzyć.
Nasz Nauczyciel nie tylko walczy z przeciwnikami, którzy jak hieny czyhają na Jego życie, ale wyznał, że odda swoje życie za nas. Taki rozkaz otrzymał od Wszechmogącego - wyjaśniła Maria z Magdali.
Aż trudno uwierzyć, że się nie obroni. A co wtedy będzie z nami -dodała - gdy naprawdę pozbawią Go życia? Jak będziemy mogły żyć bez Niego?
Mówił przecież, Mario, że wyprowadzi nas na zielone pastwiska, gdzie niczego nam nie zabraknie. Tyle słyszałam mimo mojego snu - pocieszała towarzyszki Zuzanna.
o. Paulin Sotowski
MRN 4 (2005) s. 8-10