Seamus to Seamus, ty to ty 5


Seamus to Seamus, ty to ty

Część 5

DRACO


Nadal byłem bardzo, bardzo wściekły na tę całą sprawę - Seamus dotykał Harry'ego pod stołem. Byłem zbyt wściekły, żeby nie zacząć szydzić z Harry'ego.

- Więc teraz zabawiasz się z Finniganem, Potter? - wysyczałem zjadliwie. - Jak słodko. Mogę spytać kiedy ślub?

- Zamknij się, Malfoy - warknął. - Wcale się nie zabawiam. On chciałby… ale ja na pewno nie! A poza tym, on jest chociaż miły, nie to co ty!

Tego było za wiele.

- MIŁY?! - wybuchnąłem. - On jest nadpobudliwy, nie wie jak się zachowywać przy ludziach, a co najważniejsze - kompletnie nie zna się na modzie! Powinieneś się za siebie wstydzić!

Harry spoglądał na mnie ze zdumieniem.

- Czemu masz tik nerwowy? - spytał z zainteresowaniem.

Skrzywiłem się, zakrywając oko dłonią. Mimo że Harry jest zazwyczaj naiwny i często nie rozumie dwuznaczności, to nie jest głupi. Nagle zaczął się uśmiechać.

- No taaak… - wyszeptał. - Jesteś zazdrosny, prawda?

- Co?! NIE JESTEM! - warknąłem.

- Jesteś, naprawdę jesteś.

- NIE JESTEM!

- Ta rozmowa brzmi całkiem znajomo, nie uważasz? Przestań zaprzeczać! Pocałowałeś mnie i zaprzeczyłeś. Teraz jesteś zazdrosny i też nie chcesz tego przyznać. Naprawdę z tobą jest coś nie tak, Malfoy - zakończył Harry.

Wpatrywałem się w niego. Wcześniej byłem tak wściekły, że nawet „Ain't No Sunshine” nie zaczęło grać. Teraz to się zmieniło. No i miałem przed sobą Harry'ego - wyglądał po prostu cudownie, nawet w tej obskurnej toalecie na zapleczu pubu.

- Potter, zamknij się - wymamrotałem. Powoli zacząłem się do niego zbliżać, konsekwentnie przypierając go do ściany. Z satysfakcją zanotowałem, że byliśmy podobnego wzrostu.

Harry zarumienił się, wyglądał jak zwykle fantastycznie. Pisnął, gdy jego plecy dotknęły ściany.

- Malfoy, w co ty pogrywasz? - wysyczał.

- Potter, zamknij się! - wymruczałem. Potter znów zapiszczał, kiedy przycisnąłem go do ściany. Powoli uniosłem dłoń i odsunąłem kosmyk włosów wpadający mu do oczu, a potem przejechałem palcami po ustach i musnąłem policzek. Poczułem triumf, gdy jego oddech przyspieszył. Na technikach podrywu to ja się znam! No dajcie spokój - w końcu jestem Malfoyem, do jasnej ciasnej! Moje nazwisko do czegoś zobowiązuje!

Zbliżyłem się jeszcze bliżej, zaplatając rękę w jego włosy. Nasze usta prawie się dotykały, nasze oddechy łączyły. Harry zamknął oczy, wyraźnie spodziewając się pocałunku. Znieruchomiałem, wpatrując się w niego…

A potem odsunąłem się.

Gryfon wyglądał na zdziwionego. Jego zdumienie chyba tylko wzrosło, gdy wyszeptałem przeprosiny i uciekłem z pomieszczenia.

Nie mogę tego ciągnąć. Nie mogę. Nie dlatego, że nie chcę - niczego w życiu nie pragnąłem bardziej - ale dlatego, że to tyle dla mnie znaczy. Merlinie, sam nie wierzę, że to mówię. Nie wierzę, że przeprosiłem Harry'ego! Malfoyowie nigdy nikogo nie przepraszają! NIGDY!

Prawdę mówiąc, to znaczyło dla mnie tak wiele, że chciałem, żeby… Slytherinie, to będzie żenujące, co powiem… chciałem, żeby wyszło właściwie. To nie jest często używane słowo w malfoyowskim słowniczku, nie uważacie? Chciałem, żeby ta chwila była wyjątkowa. Nie chciałem całować się z Harrym w cuchnącej toalecie. To umniejszyłoby jego wartość. A Harry zasłużył na to, co najlepsze.

Ale czy może to dostać ode mnie?

BOŻE.

Zaczyna się we mnie odzywać sumienie.

A teraz czuję się… winny. NAPRAWDĘ - winny!

Czy rzeczy mogły się bardziej skomplikować?!


RON

Wiecie co? Gdy dorosnę, napiszę książkę pod tytułem „Co, do cholery, jest nie tak z Seamusem Finniganem?”. Niestety - zdaje się, że na to pytanie nie ma odpowiedzi. Jedynym, co przychodzi mi do głowy jest to, że Seamus… to Seamus. Tylko tyle można powiedzieć.

Wiecie, nie jestem przeciw parom okazującym sobie uczucia publicznie. Delikatne muśnięcia, trzymanie się za ręce i takie tam. To nawet całkiem urocze - w odpowiednim miejscu.

Ale Seamus okazywał swoje… eee… względy (czytaj: niepohamowaną żądzę) w stosunku do Harry'ego przy innych ludziach. To NA PEWNO nie jest urocze. Zapytacie dlaczego tak uważam. Już tłumaczę: a) Seamus prawie leży na nodze Harry'ego, b) oni nie są parą. Nawet nie przypominają pary. Harry nie pozwolił mu uwieszać się na sobie!

Gdy Harry zaczął mieć tego dość, uciekł do łazienki. Nie mogę go za to winić, serio. Kiedy tylko zniknął, Harmiona odwróciła się w stronę Seamusa, marszcząc brwi. Znałem moją dziewczynę doskonale (a w każdym razie do takiego stopnia, do którego można znać jakąkolwiek dziewczynę - one są dla mnie nadal wielkimi niewiadomymi), więc po cichu odsunąłem się, zanim wybuchła. Seamus, który najwyraźniej nie znał jej aż tak dobrze, tylko się uśmiechał.

Było jak w tych starych westernach, które Miona we mnie wmuszała całe lato. No wiecie, głucha cisza, wiatr pędzący kurz po pustyni. Czekałem, aż Miona warknie: „w tym mieście nie ma miejsca dla nas dwóch”. Na szczęście nie zrobiła tego. Naprawdę sądzę, że to nie miałoby takiego samego efektu z angielskim akcentem.

Zamiast tego powiedziała:

- Seamusie Finnigan! Mam tego dość! Albo zostawisz Harry'ego w spokoju, albo tego gorzko pożałujesz!

No dobra, to nie była najlepsza pogróżka, jaką słyszałem, ale hej! Dla Miony to była nowość!

- Ależ Hermiono, każdy może się do niego zalecać! - powiedział Seamus. Klepnął ją żartobliwie w łokieć. - Wiem, że chciałabyś go zatrzymać dla siebie, ale możemy go mieć po kolei!

Naprawdę miałem ochotę wstać z miejsca i wrzasnąć: „Uciekać! Uciekać, komu życie miłe! Opuścić budynek i to już!!!”.

Nim zdążyłem coś zrobić, Miona wybuchła.

- Mieć po KOLEI?! - wrzasnęła. - Możemy go mieć po kolei?! Za kogo ty mnie uważasz, Seamusie Finnigan?! I za kogo masz Harry'ego?! On jest moim przyjacielem! Próbuję go chronić. Już i tak miał zbyt dużo kłopotów przez ludzi twojego pokroju. TY go napastujesz!

- Hermiono, tylko spokojnie, przecież żartowałem…

- Dla ciebie wszystko jest zabawą, prawda? Harry potrzebuje wsparcia! Teraz przechodzi naprawdę ciężki okres. Potrzebuje RODZINY!

Chyba przeczytała tę kwestię w jakiejś książce.

- Ależ Miona… - zaczął Seamus, a na jego twarzy malował się brak zrozumienia. - Co z tego, że chce się przespać z Harrym? Przecież to nie byłby dla niego pierwszy raz!

Oboje z Mioną zagapiliśmy się na niego. Czy on naprawdę sądził…

- Oczywiście, że Harry nigdy wcześniej tego nie robił! - powiedziała Hermiona po chwili. - Wszyscy to wiedzą! Myślisz, że dlaczego jestem taka opiekuńcza względem niego?!

Tym razem to Seamus otworzył usta szeroko ze zdumienia.

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Harry jest… prawiczkiem?

- Nie ma w tym niczego złego! - powiedziała żarliwie.

Seamus wyglądał na zszokowanego.

- Ale… tylko na niego spójrzcie! - wyjąkał.

Rozumiecie jego tok myślenia? Harry = najpiękniejszy człowiek na ziemi. Harry = nastoletni chłopak.

- Jak to jest w ogóle możliwe? - spytał z niedowierzaniem.

- To bardzo proste! - odpowiedziała moja dziewczyna, przybierając profesorski ton. - To możliwe, ponieważ Harry nigdy nie uprawiał seksu z nikim. Stąd jest prawiczkiem…

Seamus wyglądał na głęboko pogrążonego w myślach.

- Nic dziwnego, że nie śmiał się z moich… co najmniej czternastu żartów! - wykrzyknął.

- Dokładnie! - zgodziła się Hermiona, trochę już spokojniejsza. - Teraz już rozumiesz? Harry potrzebuje kogoś, kto trzymałby go z dala od ludzi, którzy chcą tylko jednego… od ludzi takich jak ty, Seamus.

- Ale to nie tak - stwierdził Seamus, czym zaskoczył nas oboje. - Ja naprawdę lubię Harry'ego.

- Ty… lubisz go? - spytałem.

- Taa - powiedział Seamus. Wyglądał na zażenowanego. - Harry to świetny facet… zdolny uszczęśliwić każdego… jeżeli kiedykolwiek byłbym z nim, to… cóż, nie spojrzałbym na nikogo innego.

- Ty… nigdy nie ZDRADZIŁBYŚ go?! - pisnąłem. Miona też wyglądała na zaskoczoną. Seamus Finnigan zawsze miał niezliczoną liczbę partnerów. Nigdy nie wiązał się z nikim na stałe, nigdy nie szukał niczego poza przyjemnością. To właśnie dlatego mówiono, że zachowuje się trochę jak dziwka i to dlatego Miona nie chciała, żeby zbliżał się do naszego przyjaciela. A tu nagle Seamus wyskakuje z tym, że chciałby chodzić wyłącznie z Harrym… to nie do pomyślenia!

Co teraz się stanie? Malfoy wyzna mu miłość do grobowej deski?

A to dobre!

- Och… - powiedziała Hermiona, wyglądając na niepewną. - Cóż, w takim razie to zupełnie inna sprawa.

- Jasne, nie wiedziałem, że Harry jest prawiczkiem - powiedział szczerze Seamus.

Seamus i szczerość?!

- W przyszłości nie będę z nim aż tak bardzo flirtował - dodał poważnie.
Seamus i… POWAGA?!

Na dodatek wydawał się mówić szczerze.

Kiedy Harry wrócił z łazienki (z jakiegoś powodu był mocno zaróżowiony), Seamus nie próbował nic mu zrobić. W każdym razie nie za dużo. Wiecie, Seamus nie potrafi całkowicie powstrzymać się od flirtowania.

To w końcu Seamus.


HARRY

Czego ten Malfoy chce?!

Myślałem, że ta cała zazdrość i zaprzeczanie całej sprawie jest po to, żebym wyszedł na idiotę. Potem przypomniałem sobie, że wszyscy mnie pragną. Dlatego mogę chyba zrozumieć, że Malfoy chciałby… mnie pocałować.

Ale jeżeli to prawda, to dlaczego tego nie zrobił? Za pierwszym razem zaprzeczał, że coś takiego w ogóle miało miejsce, a teraz nawet do tego nie doszło… A potem on przeprosił. PRZEPROSIŁ! Malfoyowie nigdy, przenigdy nie przepraszają, a już na pewno nie mnie! I te przeprosiny nawet zabrzmiały, jakby były szczere.

Za pierwszym razem byłem zdziwiony i zdezorientowany. Ale teraz… czy widzieliście, w co on był ubrany? To było… cóż, to było bardzo, bardzo… eee, seksowne. Podkreślało w jakiś sposób jego mroczny urok i… no wiecie. Mój problem z tą nagłą zmianą stosunku do Malfoya wkurzał mnie do tego stopnia, że nawet nie zauważyłem, kiedy Seamus przestał się do mnie przystawiać.

Chyba zawsze zdawałem sobie sprawę, jak Malfoy wygląda, ale do tej pory nie zwracałem na takie rzeczy większej uwagi. Ale że jestem na tym samym roku i w tym samym domu, co Lavender i Parvati, to siłą rzeczy słyszę różne plotki. Wiem, że wszyscy chcą przelecieć Malfoya.

Teraz już mniej więcej wiem dlaczego. No dobra - widzę dlaczego.
Ale i tak nie mam pojęcia, jak on patrzy na tę całą sprawę. Dlatego potrzebuję rady Hermiony.

- Herm - zacząłem. - Skąd wiesz, że ktoś cię lubi? Bo wiesz… jest taka… osoba i ona cały czas zachowuje się, jakby mnie lubiła, ale nie jestem pewien i…

Hermiona wyglądała na zainteresowaną. Nawet odłożyła swoje książki!

- Rozumiem, że nie rozmawiamy o Seamusie… - powiedziała ochoczo. - Co ta osoba zrobiła?

- Cóż… przez większość czasu on ze mną walczy…

- Aha! - rzuciła ze znawstwem. - Miłość często objawia się w człowieku za pośrednictwem konfliktu.

- Eee…?

- Lubi z tobą walczyć, bo to go podnieca, Harry.

- Hermiona! - Byłem zszokowany. Te słowa brzmiały… źle, gdy wyszły z jej ust.

- No co, to prawda. Wszystko możesz wyczytać w mojej książce dotyczącej psychoanalizy.

- Eee… no dobra. Ale to jeszcze nie koniec… pamiętasz jak byłem pod wpływem eliksiru miłosnego? Cóż… on… eee… pocałował mnie, a potem udawał, że nic się nie stało…

Miona wyglądała na naprawdę podekscytowaną.

- Och! To chyba znaczy, że nie chce cię wykorzystać. Jak SŁODKO!
Malfoy? Który NIE chce wykorzystać sytuacji? Nie wiedziałem, że to w ogóle możliwe…

- Ale Miona… ta osoba NA PEWNO wykorzystałaby sytuację! A potem zaczął się ze mną kłócić o to, że chodzę z Seamusem!

Miona zaklaskała w dłonie.

- Harry! On był zazdrosny! Był zmartwiony! Lubi cię! Naprawdę cię lubi!

- Naprawdę…? - spytałem ze zdumieniem. Wiecie, zdaję sobie sprawę, że oskarżyłem Malfoya o zazdrość, ale ja tylko chciałem go zdenerwować! Tak naprawdę w to nie wierzyłem!

- Oczywiście! Och, kto to jest? Ktoś z naszego roku? Z naszego domu? Harry, powiedz, powiedz!

Kto podmienił Hermionę na tę… dziewczynę? Okej, ja wiem, że Herm zawsze była dziewczyną, ale teraz… sami wiecie. Na szczęście nie zdradziłem, o kogo chodzi. Gdyby dowiedziała się, że to Malfoy… dobra, nawet nie chcę o tym myśleć.

W każdym razie nasza dyskusja zakończyła się na tym, że powinienem zaprosić go na randkę.

- Co takiego złego może się stać? - spytała. - Zawsze mówiłeś, że chciałbyś spotykać się z kimś, kto lubi cię za to, jaki jesteś. Teraz nareszcie kogoś takiego znalazłeś. W miłości możesz przegrać tylko wtedy, gdy zdecydujesz się przerwać grę.

Ach, jak zawsze mądre słowa pochodzące od guru Hermiony.

Więc… muszę go zaprosić na randkę. Serio, co takiego strasznego może się wydarzyć? Oczywiście oprócz przekazania mnie w ręce Voldemorta i strasznej, bolesnej śmierci…? Ale to się nie zdarzy.
Prawda…?


DRACO

Jakiś tydzień po tym Prawie-Pocałunku-W-Obskurnej-Toalecie, Harry podszedł do mnie po eliksirach. Wyglądał na niepewnego i zdenerwowanego.

On jest taki słodki!

- Malfoy - zaczął. - Eee… mógłbym z tobą porozmawiać na osobności?

Usiłowałem uśmiechnąć się ironicznie, ale mi nie wyszło. To kolejny z serii efektów ubocznych mojego uczucia do Harry'ego Pottera. Mój opatentowany ironiczny uśmieszek, przekazywany z pokolenia na pokolenie w każdej generacji Malfoyów, stracił swoją moc - tylko dlatego, że rozmawiałem z Harrym.

Efekt ostateczny był taki… jakbym chciał się do niego uśmiechnąć.

Wtedy wtrącił się Weasley. Świetnie. Skupiłem się na nim (nie chciałem tego, ale to była sytuacja podbramkowa) i szybko poczułem znajomy ruch mięśni na mojej twarzy.

- Potter, czy to naprawdę konieczne? - wysyczałem. - Już i tak spędzam z tobą za dużo czasu jak na mój gust.

O tak! Nagroda za Najlepsze Kłamstwo w Dziejach wędruje do…

Harry wyglądał na przybitego. Zwalczyłem chęć przeproszenia go. Co on ze mną zrobił?! Chęć przepraszania, mówienie o kimś, że jest słodki, odruchy sumienia, cholerne piosenki w mojej głowie…!

Jeśli już o tym mowa… niech to szlag!

Cholerne „Ain't No Sunshine”, kurwa jego mać! Na miłość boską!

Zacząłem stukać. Próbowałem robić to tak dyskretnie, jak tylko się da.
Harry wyglądał, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Prawie się odwrócił, ale potem znów na mnie spojrzał. Granger i Weasley spoglądali na niego ze zdezorientowaniem, tak samo jak Crabbe i Goyle na mnie. No cóż, w każdym razie tyle, na ile potrafią z tymi swoimi nic nie mówiącymi facjatami.

Harry spojrzał mi prosto w oczy. Nie mogę tego znieść.

- Dobra - warknąłem, chwytając go za ramię i ciągnąc za sobą. W końcu znalazłem pustą salę. Stanąłem naprzeciwko niego, walcząc z odruchem uśmiechnięcia się.

Chłopak wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Po kilku chwilach milczenia, wyrzucił się z siebie błyskawicznie:

- Malfoy, chodzi o to, że rozmawiałem z Hermioną o tym, co się działo przez ostatnie tygodnie - oczywiście bez żadnych nazwisk - i ona myśli, że… eee… żetymożesznaprawdęmnielubićijesteśzazdrosnyoSeamusaimożechcesz… no wiesz… Więc… eee… więc?

Zarumienił się jeszcze mocniej. Całe szczęście!

Wpatrywałem się w niego z przyjemnością, a znaczenie jego słów powoli docierało do mojego umysłu. Musiałem się upewnić.

- Czy ty… chcesz się ze mną umówić, Potter? - spytałem, nie mogąc w to uwierzyć.

Jego odpowiedzią było krótkie: „erk?”, po czym znów zapatrzył się w podłogę. On jest taaaki słodki! No co, jest!

- Chcesz? - spytałem ponownie.

- Cóż… - zaczął cicho. - To zależy od ciebie. Czy chcesz mnie, czy nie.

Jego słowa tak naprawdę niewiele wyjaśniły, ale ja zrozumiałem. Wiedziałem, o czym on mówi. Chce kogoś, kto by się o niego troszczył, a nie widział w nim tylko piękne ciało. O to mu chodziło.

Ale czy ja mogę mu to dać? Harry potrzebuje czułości, nie tylko emocjonalnej, ale też fizycznej. Potrzebuje bliskości. A ja jestem Ślizgonem.

Nie wspominając o tym, że gdyby mój ojciec się dowiedział, to jeszcze bardziej przyłożyłby się do szukania sposobów na zabicie Chłopca-Który-Przeżył. A co jeśli będę musiał dołączyć do Czarnego Pana i będziemy musieli ze sobą walczyć, i…

- Harry… - zacząłem cicho. - Nie chcesz mnie. Jestem… jestem Ślizgonem, a mój ojciec… i Sam-Wiesz-Kto… oni nie mogą cię zranić. Jesteś potrzebny.

Oczywiście miałem tu na myśli dwa znaczenia. Nie tylko czarodziejski świat go potrzebuje, ale… ja te…

Grrr… Nie powiem tego! Nie jestem taki ckliwy, rozumiemy się?!

Harry wpatrywał się we mnie, a po chwili na jego twarzy wykwitł ogromny uśmiech. Nic nie mogłem na to poradzić - też się uśmiechnąłem (moja twarz nie jest do tego przyzwyczajona i mięśnie zaczęły odczuwać pewien dyskomfort) i prawie westchnąłem. On jest taki śliczny!

- Ty naprawdę mnie lubisz! - powiedział takim tonem, jakby nie do końca w to wierzył, jakby to było ważne. Podszedł bliżej.

- Nie oczekuję niczego - powiedział szczerze. - Nie oczekuję, że będziesz mnie kochał, czy coś takiego… po prostu… nie chcę, żebyś mnie nie lubił. Czy mógłbyś… mnie znów pocałować? Proszę…?

Jak mógłbym mu odmówić? No dobra, zazwyczaj kłóciłbym się, ale to w końcu Harry…

Nieee… nie wtedy, kiedy proponuje coś takiego!

Oczywiście jest mały problem z tym całym kochaniem-nie-kochaniem, że on nie oczekuje tego ode mnie…

Ale to nie znaczy, że ja się do czegokolwiek przyznaję!

Akurat teraz jestem trochę zajęty czymś innym!


DRACO

Obudziłem się dzień po… naszej rozmowie z Harrym i od razu wiedziałem, że stało się coś bardzo, bardzo niedobrego.

Czułem dziwne uczucie w brzuchu. W ogóle wszystko było jakieś inne. Coś złego stało się z moją TWARZĄ! Ona była, była… ODPRĘŻONA!!!

A potem nagle wszystko zrozumiałem.

Byłem… ogromnie, niewyobrażalnie szczęśliwy.

Czytałem kiedyś o czymś takim, ale nigdy tego nie doświadczyłem. Czułem się, jakbym miał zaraz wstać i zacząć tańczyć po całym dormitorium, śpiewając „Obudź się, dzień jest taki piękny”. I śmiejąc się. I… dokazując. Och, no i całując Harry'ego.

Miałem ochotę chichotać. Nagle dotarło do mnie, że właściwie lubię odczuwać taką radość.

Cholera jasna!!!

Moglibyście pomyśleć, że moi znajomi polubią te moje nowe, radosne „ja”? Że będą cieszyć się moim szczęściem?

Na pewno nie.

- Hej! - krzyknął Blaise, gdy tylko mnie zobaczył. Odskoczył gwałtownie, jakbym miał jakąś zaraźliwą, śmiertelną chorobę. - Co się, do diabła, stało z twoją twarzą?!

Wolałem mu nie odpowiadać.

Kiedy wszedłem do pokoju wspólnego, zmierzając na śniadanie i powiedziałem radosne „dzień dobry” czterem bladym pierwszoroczniakom, to wszyscy wrzasnęli i uciekli.

Na Merlina! Czy nie można być miłym raz na jakiś czas?

- Draco! - zawołała Millicenta w czasie lunchu. - Przestań tak się zachowywać! Straszysz te przeklęte dzieciaki!

- Co ja znów zrobiłem? - wymamrotałem. Zrozumcie, Bulstrode zawsze mówi, że straszę pierwszaków. Nigdy ich nie straszyłem! Oczywiście - mogły się mnie bać. I to tylko te z mojego domu… hehehe. To takie zabawne. Nikt poza mną nie dostrzega, że przerażanie ich to sztuka.

- Reynolds przyszedł do mojego pokoju i był zbyt roztrzęsiony, żeby wyjść! Powiedział… powiedział… - Millicenta miała pełen obrzydzenia wyraz twarzy - …że zachowałeś się w stosunku do niego po ludzku. Draco, to przecież nie może być prawda, no powiedz coś!

Już miałem odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia wszedł Harry. Oooch! Nie widziałem go przez dwie godziny! Na krótką chwilę nasze spojrzenia się spotkały i poczułem się… znów niewymownie szczęśliwy. Echhh…

Nagle usłyszałem głos Millicenty, był okropnie roztrzęsiony.

- Draco… co się stało z twoją twarzą?! Ty… ty się nie uśmiechasz… nie robisz tego, prawda?

Jak widać nic nie wolno mi robić!

- A nawet jeśli tak, to co? - wyszeptałem w odpowiedzi. Ja nigdy nie szepczę. Mój głos ma tylko dwie odmiany: Zimny-I-Mający-Wszystko-Pod-Kontrolą oraz Sarkastyczny-I-Drwiący?] Tego nie można było podpiąć pod żadną z tych kategorii.

Millicenta odsunęła się ode mnie, a na jej twarzy malował się czysty strach.

- Przestań! - wymamrotała. - Ty… ty dziwnie się zachowujesz!

Nie no… Czasami naprawdę mam ochotę poczęstować wszystkich moich znajomych tymi uważonymi przeze mnie truciznami.

Ale nie dziś… Bo dziś… jestem TAKI SZCZĘŚLIWY!!!

Wtedy coś się wydarzyło.

Ten kolega Harry'ego… Thomas czy jakoś tak… poklepał go po ramieniu i rozmawiał z nim. Harry… pochylał głowę w stronę tego chłopaka, słuchając uważnie i kiwając od czasu do czasu.

Myślałem, że to bycie z dala od Harry'ego tak okropnie mnie denerwuje i wyprowadza z równowagi. Ale to co czułem teraz… to było setki, miliony razy gorsze. Ręka Thomasa na ramieniu bruneta. Ramieniu MOJEGO Harry'ego!!! Mam wyłączność na dotykanie go!!!

Odwal. Się. Od. Niego. NATYCHMIAST!!!

Miałem ochotę rzucić się na nich! Na szczęście udało mi się temu zapobiec, zaatakowałem tylko stół, przy którym siedziałem trzymanym akurat w ręku widelcem. Ludzie dookoła mnie wyraźnie się zrelaksowali. To było zachowanie, do jakiego przywykli…


HARRY

Kiedy przyszedłem do Wielkiej Sali na lunch i zobaczyłem Draco, pomyślałem, że śnię.

On… uśmiechał się. Wow!

To nie był jakiś tam uśmiech - raczej szeroki uśmiech.

Do tej pory myślałem, że Draco to taki Mroczny-I-Żądny-Zemsty-Heathcliff. Od tych idealnie wygiętych brwi po długie, szeleszczące poły płaszcza. Naprawdę seksowny.

Ale teraz szczerzy się tak radośnie i prawdziwie. Ten uśmiech sięga nawet jego oczu! Wszyscy Ślizgoni są tym przerażeni. Bulstrode ostrożnie odsunęła od niego swoje krzesło, jakby był jakimś niebezpiecznym stworzeniem, którego się bała.

Wyglądał tak… słodziutko!

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to słowo nie jest pierwszym, jakie przyszłoby do głowy, gdyby trzeba było opisać Draco Malfoya. Mogłoby się wręcz znajdować na końcu takiej listy, w jednym rzędzie z „miły i troskliwy w stosunku do dzieci i zwierząt”. Ale musielibyście go zobaczyć! Awww!

Już miałem zacząć zastanawiać się, dlaczego właściwie Draco tak wygląda, gdy nagle Dean poklepał mnie po ramieniu.

- Harry - zaczął. - Chciałbym cię prosić o ogromną przysługę.

Spojrzałem na niego wyczekująco.

- Cóż, wiesz, że w tym roku chodzę na magiczną sztukę, prawda? - spytał.

Skinąłem głową.

- No więc… musimy sobie znaleźć… modela - kontynuował Dean.

O nie. Nagle poczułem, jakby zbliżała się apokalipsa.

- I ja… muszę przedstawić zestaw szkiców i rysunków ludzkiego ciała… i zastanawiałem się… czy mógłbyś dla mnie pozować???

- Co? - Zakrztusiłem się własną śliną. - Dlaczego ja?! - Dean rzucił mi wymowne spojrzenie. - No taaak… - wymamrotałem speszony.

- Harry, zgódź się! - błagał Gryfon. - Przecież cię nie podrywam, daj spokój. Po prostu pomyślałem, że byłbyś świetnym modelem. Serio, po prostu chciałbym dobrze wypaść!

Echh. Naprawdę nie wiem, dlaczego to wszystko musi przydarzać się właśnie mnie? Ja naprawdę tego nie chcę!


DRACO

Tego wieczora, po kolacji, spotkałem się z Harry'm.

Byłem zdenerwowany. Przebierałem się chyba ze sto razy. Spędziłem dziesięć minut więcej niż zwykle na układaniu włosów. Zajęło mi to całą godzinę.

Brakowało mi tchu! To było czyste wariactwo! Jak mogłem czuć się tak… jak mogło kręcić mi się w głowie na myśl o czymś, co nie zawierało zakazanych zaklęć ani małych, pluszowych króliczków? To nie ma najmniejszego sensu!

Przyszedłem za wcześnie. Nigdy nie przychodziłem za wcześnie, na nic. Tylko dla ojca pojawiałem się punktualnie, dla nikogo innego. Bo to zawsze ja mam władzę.

Ale nie tym razem. Harry może o tym nie wiedzieć, ale to on ma wszystkie karty w garści. No i mnie też.

Spojrzałem na zegarek - Harry spóźniał się. O trzydzieści trzy sekundy. Nagle usłyszałem sapanie - w drzwiach pojawił się Gryfon. Wyglądał równie bosko jak zwykle.

Echhh…

Wydawał się tak samo zdenerwowany jak ja, no i do tego rumienił się jak jakaś cholerna dziewica.

- Cześć - powiedział cicho, z małym uśmiechem na twarzy.

To było takie… krępujące. Ale zarazem krępująco słodkie i idealne. To mnie odrobinę przeraziło. Żaden z moich kochanków nigdy tak się nie zachowywał (no dobra, Harry'ego jeszcze nie mogę tak nazywać… no to może - mój chłopak?! Dobry Merlinie - czy ja jestem w związku?! Chy-chyba tak. Argh!) nigdy tak nie zachowaliby się, nigdy nie uśmiechalibyśmy się po prostu do siebie. Zamiast tego ubrania latałyby po całym pokoju i takie tam… natomiast to… to było coś zupełnie innego.

I, gdybym miał być ckliwy, powiedziałbym… dużo, dużo lepszego.
Na szczęście nie jestem ckliwy i dlatego nigdy nie powiedziałbym czegoś takiego. O tak. Nigdy w życiu.

Powoli zbliżyłem się do Harry'ego i niepewnie go objąłem, a on przytulił się do mnie.

To było naprawdę miłe. No dobra - cholernie fantastyczne. Już, zadowoleni?

Jedynym zgrzytem całego wieczora był moment, gdy zapytałem Harry'ego, czy spotka się ze mną następnego dnia.

Skrzywił się.

- Nie mogę - powiedział. - Obiecałem, że coś zrobię.

- Co??? - spytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Musiałem wyjść na idiotę. Ale za to na seksownego idiotę, zawsze coś.

Harry zarumienił się i zaczął intensywnie przyglądać się swoim butom. I znów uznałem, że to strasznie słodkie, ale tylko w jego wykonaniu - ktoś inny już zarobiłby moje słynne, pełne politowania spojrzenie. To było tak bardzo w jego stylu, dodałem to do mojej osobistej listy najbardziej potterowskich momentów.

- Więęęc… tak jakoś wyszło, że obiecałem Deanowi pomóc i mam mu pozować - on w tym roku chodzi na te zajęcia z magicznej sztuki… - Harry wyglądał na speszonego.

Byłem naprawdę wkurzony. Przez moją głowę przepływały dziesiątki pikantnych obrazów - w tym ten, gdzie Harry leżał nagi na kanapie, a w tym czasie Thomas, w berecie, mieszał na palecie farbę i spoglądał na niego pożądliwie.

- Jakie dokładnie obrazy ma zamiar malować Thomas? - warknąłem.

Harry wpatrywał się we mnie ze zdumieniem.

- Tak do końca to nie wiem… - zamilkł, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Draco, chyba nie jesteś zazdrosny czy coś, prawda? - spytał.

- Zazdrosny? - wycedziłem. - Zazdrosny?! Dlaczego miałbym być zazdrosny?! Nie bądź śmieszny!

- Eee… twoja powieka znów drży… Tak jak ostatnio. Więc pomyślałem…

- Cóż, ja…

- No i twoje ręce - zaciskasz je w pięści, no i marszczysz brwi. To cię wydało…

DLACZEGO Harry musiał zauważyć to wszystko, skoro nie chciałem, żeby wiedział?!

- Potter, zamknij się - wysyczałem. Normalnie wkurzyłoby go to. Ale tym razem on tylko uśmiechnął się i pochylając się w moją stronę, powiedział:

- To jest urocze.

Merlinie. Harry Potter myśli, że JA, Draco Malfoy, jestem uroczy. A na dodatek ja, Draco Malfoy, nie mam nic przeciwko temu.

Co tu się, do cholery, dzieje?!

Cóż, tak właściwie, to odpowiedź na to pytanie jest prosta. Chodzi o to, że nie chcę na nie odpowiedzieć. No dobra. Specjalnie dla was, postaram się.

Jestem…

Okej, jeszcze jedno podejście. Jestem za…

Zako…

Grrr! To nie działa! Nie mogę tego powiedzieć! Nie mogę! Nie wam, a już na pewno nie jemu!

To może spróbuję inaczej.

Słońce zniknęło, kiedy odszedł. A raczej - słońce nie świeci, gdy jego tu nie ma.

Ponieważ ja potrafię mówić poprawnie, jakbyście nie wiedzieli. Można o mnie powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jestem przeciętny.

W końcu jestem Malfoyem.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Seamus to Seamus ty to ty 1 i 2
AA Seamus to Seamus, ty to ty 1 4
Seamus to Seamus, ty to ty 2
Seamu to Seamus ty to ty 3 i 4
Seamus to Seamus ty to ty 6
Seamus to Seamus, ty to ty 1
Seamus to Seamus, ty to ty 3
Seamus to Seamus ty to ty 7
po co żyję, A wszystko to ty, A wszystko to ty / 19 marzec 2008
TO TY SŁODKA doc
To nie ty miłośc
MY TO TY I JA
Co ty na to że lato
Freed Jan Ty zrobisz to najlepiej
piesn vi co by ty urodziwa hanno na to dala
TO TY, O PANIE
to ty
wiosna ach to ty 1

więcej podobnych podstron