JEZIORO, PLAŻA
I JA
Radio grało, niosąc wakacyjną piosenkę: „To była blondynka, ten kolor włosów tak zwą, sprawiła, że miałem wakacje koloru blond... Blondynka, plaża i ja...” - kończył zachrypnięty Maciej Kosowski w towarzystwie zawodzącego chórku...
Dlaczego moi starzy słuchają tylko „Jedynki”? Ocipieć można! Od początku trwania tej piosenki chciałem wrzasnąć: Wyłącz się! - ale do kogo, do wokalisty czy do czterech ścian własnego pokoju? Bo po pierwsze - to nie była blondynka, tylko blondyn. Po drugie, to jeszcze nie są wakacje, w czasie których mogłoby mi przybyć tych trzydzieści parę piegów. To była zwykła czerwcowa przedwakacyjna, upalna sobota, w czasie której nic mi nie przybyło, oprócz... pół litra spermy w mojej dupie, a ubyło mi tyle samo mojej. I ubyła mi moja cnota. Straciłem ją z... chłopakiem. W życiu bym nie pomyślał, że tak się to stanie...
Oskar już był po sesji i właśnie z kumplami robił oblewanie, o czym w tym momencie jeszcze nie wiedziałem. Oddychałem pełnymi płucami, bo w budzie po wielu przypałach jakimś cudem udało mi się wyjść na prostą, ale wakacje zaczną mi się dopiero od przyszłego piątku. Do Oskara ściągnął mnie rozpaczliwy sms następującej treści: „20 25 puszek warka strong potrzebne natychmiast dostarcz do wodopoju” - pisane dokładnie tak, jak przytoczyłem. „Wodopój” to ich dacza nad jeziorem. Dwadzieścia pięć puszek? Jasne więc, że balują. I ja mam mu kupić, ze swojej kasy, i dostarczyć? Swoim maluchem? Wiem, że mi zwróci, nie o kasę chodzi, ale to godzina jazdy stąd! Cóż, nigdy się na mnie Oskar nie zawiódł, więc i tym razem się nie zawiedzie. Ma być browar - będzie browar.
Oskar to super gość. Nieważne, że kuzyn, nieważne, że pięć lat starszy. Zawsze mi imponował. Po pierwsze: super przystojny, po drugie: wysportowany - ale co się dziwić, jest na AWF-ie, a po piąte przez dziesiąte, mądry, nietuzinkowy, elokwentny, luzacki, a jednocześnie precyzyjny, dokładny, staranny, i taki, że... To samo Wioleta, jego dziewczyna. Jakby się w korcu maku szukali. Konkretna aż do bólu, nic nie umknie jej uwadze. I, nazwijmy to, wyzwolona. Wyzwolenie Wiolety w połączeniu z luzactwem Oskara to mówiąc krótko mieszanina wybuchowa. Ale skąd miałem o tym wiedzieć? Razem tej mieszanki nie widziałem. To znaczy: raz widziałem. Choinkowe prezenty. Ona od niego dostała stringi, a on od niej takie zajefajne gatki z trąbą słonia, w którą się wsadzało penisa... Potem przymierzali. Ona ubrała te stringi (w łazience), a on przy mnie (odwrócony tyłem) te gatki, i do tej trąby zapakował penisa. Uff... gorąco mi się zrobiło, gdy go uformował, uklepał i spytał, jak leży. A leżało, że tylko skinąłem głową, bo już nic nie mogłem powiedzieć. A jak ona z tej łazienki wyszła, w tych stringach i w takim mini-biustonoszu, który tylko od dołu trzymał jej biust - czyli wszystko na wierzchu! - poczerwieniałem. Zaczęli się śmiać, tarzać po sobie i całować. Oskar pocałował ją w samą dupcię, która była cała na wierzchu, a ona zaczęła się bawić tą trąbą słonia, a trąba zaczęła się podnosić... Wtedy dyskretnie się zmyłem. Wiedziałem, co może być dalej. Nawiasem mówiąc ja dostałem paczuszkę zapachowych gumek - to na pewno od Oskara! - i też mi uszy poczerwieniały. Przydadzą się. Tylko - kiedy..?
Oskar ma swoją kawalerkę i jest pan! Ilekroć bawię u niego, nocuję z nim. Dokładnie: z nim. Zawsze lubiłem czuć przy sobie jego ciało, i to daleko wcześniej niż zdałem sobie sprawę, że można je analizować w szczegółach. Gdy podrosłem na tyle, żeby zauważać to i tamto, od razu zwróciłem uwagę, że Oskar nosi w slipach coś wyjątkowo intrygującego, co szczególnie rano rzucało się w oczy, gdy Oskar leżał rozkopany na kołdrze i nieświadomie prezentował mi wszystko, co ma, w stanie najwyższej męskiej gotowości. Wielkimi oczami patrzyłem w jego potężnego penisa, odciśniętego przez slipy tak dokładnie, że widziałem całą żołądź z na wpół odkrytym napletkiem i wielką nabrzmiałą żyłą sunącą spodem tego wielkiego ciała od samych jąder aż po szczyt. On to ma! - myślałem zachwycony; ale bez cienia zazdrości, i z trudem powstrzymywałem pokusę, żeby tego, co widzę, nie dotknąć. Aż któregoś pięknego poranka Oskar zorientował się, że całe jego ciało przestało być dla mnie tajemnicą, że wszystko, co ma, widać mu jak na dłoni i to w stanie, w jakim raczej nie powinienem tego oglądać. I wcale się tym nie przejął. Powiedział tylko: „Na szczęście już nie jesteś dzieciaczkiem i wiesz, po co to jest.” Napiął go jeszcze mocniej, aż mu się całe slipy podniosły, przeciągnął się i dodał, że pewnie trzeba będzie się wybrać na jakąś imprezkę i zerżnąć jakąś dupcię, bo już trudno wytrzymać...
- Dobrze, że to ty, a nie Teska (Teska to jego poprzednia dziewczyna; nie lubiłem jej) - powiedział wesoło i wsunął obie dłonie głęboko w slipy, przekładając wyprężonego fallusa, a mnie oczy z orbit wyłaziły, gdy przypadkiem uchwyciłem wzrokiem jego grubą żołądź z rozdziawioną paszczą na szczycie. - Od razu musiałbym robić seks - mówił dalej i puścił do mnie oko. - Tak, Przemuś, każda dziewczyna myśli, że jak chłopakowi stoi, to dla niej i od razu chce takiego zobaczyć, pomacać i sprawdzić, jak taki działa. A ja na seks z rana nigdy nie mam ochoty. Jest mi dobrze tak, jak jest - przeciągnął się leniwie. - Jaka wspaniała symbioza. On się przeciąga, i ja - i powtórzył poprzedni ruch, napinając penisa, a ja tylko oczami mrugałem.
Symbioza... Jak można żyć w symbiozie z własną pałą? Moja wstaje, kiedy chce. Nie mam na to żadnego wpływu! I od razu muszę się nią zająć, czy to rano, czy wieczór, czy w środku dnia. Teraz też mi stał i w panice chowałem go pod kołdrą. Ale to przez Oskara!
- Zawsze tak widać, przez spodnie też - mówił, jakby się usprawiedliwiał, lustrując wzrokiem to, od czego ja ani na chwilę nie mogłem oderwać wzroku. - Tego ciała mi Bozia nie poskąpiła, ale czasami to kłopotliwe. Średniak by mi zupełnie wystarczył - i znów go przemieszał w slipach.
Średniak? Jak mój? Bo mój to na pewno zwykły średniak, a czasami myślę, że mógłby być trochę większy, chociaż taki jak u Sławka. Sławek to kumpel od siatkówki. Mamy wspólną szafkę w szatni i razem się przebieramy. On się nie owija ręcznikiem, jak inni i nie odwraca dupą do wszystkich, więc ja przy nim też nie. To raczej my siebie zasłaniamy przed innymi. Zawsze wtedy widzę jego penisa. Jest dłuższy niż mój i na pewno grubszy. Takiego bym chciał mieć.
- Z tego wniosek, że przy tobie równie dobrze mógłbym spać goły - kontynuował Oskar i pod kołdrą położył dłoń wysoko na moim udzie, a mnie oblała fala ciepła. - Tylko że mógłbym ci narobić odcisków na twojej delikatnej pupie.
- No wiesz! - rzuciłem się.
- Bo on jest naprawdę bardzo twardy, a twoja pupcia taka mięciutka, nie?
- Mięciutka! Co to, niemowlak jestem? - podskoczyłem urażony do żywego.
- Na szczęście nie. Dlatego przed tobą nie muszę go chować - Oskar nic sobie nie robił ani ze swojego grubego penisa, ani z mojego oburzenia, i dłońmi otaczał swój wyprężony kształt. - Tobie też w nocy stał - dodał pojednawczo. - Jak ci jeszcze kiedyś stanie, możesz go wklepać w mój tyłek. Odcisków mi nie zrobisz - poczochrał mi jaja przez gacie i... niechcący zaczepił o mojego twardego kutasa. Popatrzył na mnie, uśmiechnął się, a mnie się zrobiło porno i duszno. - Dzisiaj już go nie wklepiesz, muszę wstawać. Mam egzamin - powiedział i wygrzebał się z wyra.
Wklepać w tyłek - to znaczy przytulić tak całego?... Poczułem, jak mój mały podskoczył mocno i jedną wielką kroplą zaślinił sobie całą żołądź. Na pewno zostawi ślad! Ta pierwsza kropla jest zawsze największa i zawsze plami mi gacie!
- Zgoda! Ale jak ty swojego wklepiesz w mój! - odpowiedziałem zadziornie.
- O! To jest odpowiedź - w tonie Oskara brzmiało uznanie. - W gruncie rzeczy i tak wiadomo, że on - tu wskazał na swoje slipy - jest przeznaczony dla kogoś innego. Takie jego prawo - i rozłożył ręce w geście „nic na to nie poradzisz”. - Nie rób takich oczu. Ameryki nie odkrywam. Paradoks mężczyzny właśnie na tym polega, że one tylko z pozoru są nasze - powiedział podchodząc, a penis w slipach już wyraźnie mu malał. - Przyjdzie taki czas, że dobrowolnie go komuś dasz. Do rączki, do buźki...
Oblała mnie następna fala gorąca, aż po czubki uszu, a mały znów mi się mocno poderwał.
- ...a potem między nóżki... - tu Oskar ściszył głos - i m-m-mocno wsadzić, żeby pobrykał. Tak, proszę pana - puścił do mnie oko. - Tylko on cię potrafi wprowadzić do raju. Palcem tego nie zrobisz.
Do raju... O raju!...
- Wstajesz, czy zostawić ci drugie klucze? - pociągnął róg kołdry i właśnie odkrył mi gacie ze stojącą pałą! Zakryłem ją szybko dłońmi, a on się uśmiechnął. - Sory... I patrz, to jest właśnie ósmy cud świata: nie ma nóg, a stoi! - zakończył wesoło, przyklepał swojego penisa przez slipy, cmoknął powietrze nad moim czołem i zniknął w łazience.
Ósmy cud świata, nie ma nóg a stoi!... Że stoi, prawda! I to jak twardo! Od razu wsadziłem łapy w majty. Podrażnię się z nim. Ale przed wytryskiem hamulce, bo znów poplamię gacie i zaraz się wyda, że konia walę!... Nie zdążyłem. Ba! Nie zdążyłem nawet zacząć! Oskar, zaledwie wszedł do łazienki, już wystawił z niej głowę i powiedział, że ktoś powinien przyjść umyć mu plecy, i nawet wie kto - i kiwnął na mnie palcem. Wyskoczyłem z wyra, ptaka postawiłem do góry i przycisnąłem gumką majtek, żeby nie latał mi po nogawce, i... Najpierw totalny paraliż, dopiero potem wziąłem głęboki oddech. Jakbym zobaczył biblijnego Adama. To było samo piękno, podniecające i ekscytujące. Bo Oskar był goły.
Nie wiem, jak długo myłem mu te plecy, ale robiłem to najdokładniej i najstaranniej, jakbym wkładał w to całą swoją duszę, a on się uśmiechał wyrozumiale, widząc moje nieporadne zakłopotanie i to, gdzie naprawdę patrzę. Stał z przymkniętymi oczami i tylko od czasu do czasu napinały mu się uda, gdy moje palce krążyły tuż przy jego pośladkach. Wtedy moszna też pracowała sama w sobie, a przez penisa przepływała fala wyprężenia, którą on zawsze potrafił opanować. Podziwiałem go. Więc powtarzałem ten dotyk, wiedząc, jaką wywołam reakcję i uśmiechałem się z własnej przebiegłości.
- Przemuś...?
Drgnąłem: - Co?
- Dałbym ci nawet umyć jaja, gdyby to pasowało. Tyle w tobie delikatności - powiedział
A ja...
- Tobie mógłbym umyć... - odpowiedziałem, gubiąc wzrok.
- Nie, Przemuś, nie wypada. Ale...
- Ale co...?
- Zawsze cię traktowałem jak młodszego brata. Ale muszę powiedzieć, że też jesteś klasa chłopak - tu wyraźnie zaakcentował słowo „też”. - Jesteś wysoki, szczupły, zgrabny - dodał.
- Do siatkówki nie biorą krasnali - odpowiedziałem; następne słowa - komplementy? - pominąłem dyplomatycznym milczeniem.
W tym momencie woda z prysznica prychnęła, kichnęła i szurnęła takim rozbryzgiem, że zmoczyła mi głowę i ramiona. No i gacie oczywiście, bo wszystko pociekło mi w dół po plecach.
- Rury zapowietrzone - powiedział Oskar. I dodał: - Slipy masz mokre.
- Widzę...
Były nie tylko mokre. Były wypchane moim stojącym ptakiem. I niech Oskar nie udaje, że dopiero teraz to zobaczył!
- Dlaczego nie zdejmiesz?
Więc... zdjąłem. Oskar prześliznął się wzrokiem po moim twardo stojącym drążku, którego na darmo przykrywałem dłonią.
- Weźmiesz tusz, to ci minie - powiedział spokojnie, ale też z absolutnym podziwem dla mojej odwagi. - Albo... Możesz go teraz wklepać w mój tyłek. To znaczy... przytulić... - i przygarnął mnie szeroko.
Wpadłem w jego ramiona jak w wybawienie. Przynajmniej już mi pały nie widać!
Nie wyszło mi to wklepywanie. Zaledwie jego dłoń dotknęła mojej dupy a mój penis jego zarośniętego podbrzusza - spuściłem się... Patrzyłem pełen żenady w szerokie ścieżki własnej spermy przecinające jego brzuch i spływające mu aż na jaja i prosiłem, żeby teraz nastąpił koniec świata i ukrył mój wstyd. Tymczasem Oskar wziął mnie oburącz za dupę, przygarnął mocno i zgniatając między nami nasze jaja i pały, uniósł mój podbródek, przymuszając, żebym spojrzał mu prosto w oczy i rzekł:.
- Wiem, że zrobiłbyś tak samo, gdyby mnie dotknęła podobna przypadłość. Trzeba sobie pomagać - i musnął mi usta jakimś dziwnym pocałunkiem, po którym gęsia skórka wykwitła mi aż na łydkach; jeszcze raz mocnym objęciem rozpłaszczył mi dupę, po czym spłukał się z mojej spermy i po prostu wyszedł.
Siadłem w kucki pod strumieniem wody i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Lubię Oskara, ale tym wytryskiem przy nim po prostu się zbłaźniłem!
Słyszałem, jak wyszedł, zatrzaskując drzwi. Wtedy się wytarłem i ubrałem. Przypomniałem sobie, że idzie na egzamin, a ja nie życzyłem mu nawet złamania pióra! Szybko złapałem komórę. Wystukałem życzenia. Po chwili czytałem odpowiedź: „Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. A o tym, co było, ani mru-mru”. No i co, czy Oskar nie jest równy, wspaniały, cudowny?
Od tamtej pory nie ukrywaliśmy przed sobą własnej nagości, a ja - nie przeczę - bardzo lubiłem te chwile, gdy Oskar choć przez moment paradował tylko we własnej skórze. Z podziwem patrzyłem w ten doskonale uformowany walec królujący wśród wspaniałych łonowych włosów, ciężko przewieszony ponad pełnymi jądrami. Lubiłem, gdy nocą „wklepywał” we mnie ten swój ósmy cud świata, a ja dociskałem pośladki jeszcze bardziej, żeby czuć go całego, mocno, najmocniej, żeby nie przegapić żadnego jego pulsującego ruchu; a jak mi się wtedy mój mały prężył! Z niecierpliwością czekałem, kiedy się Oskar odwróci na drugi bok, żebym i ja mógł „wklepać” swojego. Ale od razu zastrzegam: nigdy nie był to dotyk nagości, zawsze slipy w slipy. I nigdy tych slipów spermą nie poplamiłem! Rozumiałem, że byłaby to przede wszystkim plama na moim honorze. Oskar do własnej nagości podchodził z dystansem absolutnego spokoju i na takim luzie, że sam stopniowo nabierałem przekonania, że nagość chłopaka przy chłopaku to zwyczajna rzecz. Oprócz nocy. Do snu koniecznie piżamka, bokserki lub jakieś gatki. „Bo w nocy różne głupie pomysły przychodzą człowiekowi do głowy” - uzasadniał Oskar wesoło... Ciekawe, co miał na myśli?
Pewnego ranka zauważyłem, że mały Oskara już nie napina mu slipów. Chyba miałem kosmiczne orbity w oczach, bo Oskar poinformował mnie, że od jakiegoś czasu znów prowadzi regularne i, co ważne, udane! życie seksualne i dlatego już nie musi dawać w rurę. Ona ma na imię Iza... A ja wciąż jeszcze byłem prawiczkiem! - i ściągnął piżamę, gotowy do włożenia czystej bielizny, prezentując mi, jak zwykle, całą swą męskość. Jakie grube jądra! Jaki rozgrzany soczysty penis, a włosy zmierzwione wokół aż lśnią! Oblizałem wargi. Wtedy pierwszy raz powiedziałem: „Wiesz, jak ci zazdroszczę?” Miałem na myśli jego ciało, sylwetkę, penisa - a on zakręcił ze mną młyńca, jakby mnie chciał do siebie przytulić i wesoło powiedział: „Nie masz pojęcia, co taka jedna noc w ramionach dziewczyny robi z człowiekiem!” - i postawił mnie z powrotem na nogi. Ślad jego penisa i jąder aż mnie sparzył na brzuchu!
Ale z Izą też nie był długo. Wiedziałem o każdej jego dziewczynie, a było ich multum, i z każdą to jego życie było „regularne i udane”. Dopiero potem była Wioleta. O niej nie mówi, że ma „regularne i udane” życie seksualne. Mówi, że z nią to jest szaleństwo, to jest obrządek, poczynając od całowania paluszków u stóp, a na wylizaniu każdego spracowanego włoska po orgazmie kończąc. Gdy to słyszę, nie ma mowy, żeby mi mały nie stanął. Po prostu nie umiem sobie takiego rytuału wyobrazić. Oskar wie o tym i celowo mi dokucza, mówiąc, że jak przyjdzie czas, to też mi jakaś tam wyliże pałeczkę i oddechem ogrzeje jajeczka. A potem się śmieje, widząc, jak mi się mały w majtkach przemieszcza.
Żeby zakończyć ten wątek: Oskar ma dwadzieścia trzy lata, a ja, chociaż pełnoletni, maturę mam za rok.
Tego więc popołudnia wziąłem zaskórniaki, kluczyki i plecak, i najpierw do znajomego sklepiku po browarek (w markecie jeden gbur mnie zapytał, czy mam już osiemnaście lat! Musiałem mu legitymację pokazać, bo dowodu jeszcze nie mam). Potem do malucha i w drogę. Godzina dziesięć; darłem z rykiem silnika. Zaparkowałem w cieniu drzew, plecak na bary, i... Pierwszym widokiem, który spowodował, że nogi wrosły mi w ziemię, było dwóch - słownie dwóch - nagusów, ale głowę bym dał, że widzę podwójnie! Bliźniacy? Dokładnie tacy sami, lustrzane odbicie! Takie same umięśnione ciała i dokładnie takie same pały! Oblizałem wargi. Oskar umie sobie dobierać przyjaciół, pomyślałem. Tylko dlaczego są nadzy? Upał to upał, ale już idzie ku wieczorowi. Gdyby nie to, że z nagością Oskara od dawna byłem oswojony, pewnie bym stał jak dupek, sycąc oczy ich widokiem. Ale szybko wziąłem się w garść, złapałem głęboki oddech i powiedziałem:
- Cześć, jestem Przemek.
A oni jednym głosem:
- Cześć. To znaczy, że masz browar - i zaraz odpięli mi plecak i wzięli sobie po puszce. Patrzyłem, jak piją, a ukradkiem wciąż gapiłem się w ich jaja i grube pały! I w ogóle: takie ciała! Czy oni też są z AWF-u, czy ćwiczą na siłce, czy gdzieś?
Wtedy jeden z nich powiedział:
- Nie wiem, czy Inga jeszcze może, ale spróbuj się załapać - podbródkiem wskazał mi kierunek na chatę.
Nie od razu zajarzyłem, na co to miałbym się załapać. Ale gdy pokojarzyłem fakty, że oni są nadzy, a Inga nie wiadomo czy jeszcze może - mały mi zdrętwiał. Seks! O nie! Na pewno nie tu i nie teraz! Nikt mi nie będzie niczego dyktował ani podstawiał jakąś dupę! Najpierw ją oni przelecieli, a teraz mam ja? Ona, wyrypana na lewo i prawo, i ja, jeszcze prawiczek? Żeby się ośmieszyć? Będę sobie chciał zadupić, to sam zadecyduję kiedy i z kim!
Z tym przekonaniem przekraczałem próg chaty, żeby odnaleźć Oskara i oddać mu browar. Ledwie przestąpiłem półmrok opuszczonych żaluzji, a tu drugie kłębowisko: ich dwóch, ona jedna. Tęższy leżał między jej udami, dupa chodziła mu szybko i jakoś tak nie do taktu, a szczuplejszy naginał swoją pałkę, dając jej w gardło. Pały tamtego nie widziałem, ale na widok tej trochę lżej mi się zrobiło: więc są i takie zwyczajne, wcale nieduże, jak mój... Czy oni właśnie się załapali na tę wspomnianą Ingę? - pomyślałem kompletnie wytrącony z równowagi i bezzwłocznie, żeby mnie nie zauważyli, wycofałem się w stronę głównego wejścia. Głęboki oddech ulgi; lecz tylko na chwilę. Bo tu, na tarasie, rozwaleni w wiklinowym fotelu - Oskar z Wioletą. Goluteńcy. Ona dosiadała go okrakiem, żeglując biodrami. Spociłem się. Co mam zrobić? Nic... Oskar mnie dostrzegł.
- Chodź, chodź - powiedział swobodnie, jakby to, co robią, było na przykład wspólnym popijaniem porannej herbatki. A Wiolka?
- O, cześć! Podejdź, daj pyska - powiedziała unosząc się na jego udach, a ja pożerałem widok jej dupy nabitej na gruby korzeń Oskara. Z duszą na ramieniu dałem jej tego pyska, oczywiście w policzek. Nie wiem, jakim wysiłkiem przyjąłem na twarz wyraz absolutnego spokoju i patrząc w jej biust wydukałem: „Cześć...” Bo to, że mały mi jeszcze mocniej stanął, to chyba jasne!
- Przemuś, my już mamy wakacje! Już dawno w naszej paczce postanowiliśmy, że tak je właśnie zaczniemy! Orgia naturystów! Wiesz, że jesteśmy naturystami, prawda? Jaki to cudowny relaks - mówiła jeżdżąc dupą w przód i w tył i wychylając się jak gimnastyczka na popisie. - Nie jesteś zgorszony?
- A co to ja, nie z tej ziemi jestem, czy jak? - usilnie postarałem się, żeby mój głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie; przy tym zwyczajnie wzruszyłem ramionami.
- O Przemcia możesz być spokojna - wsparł mnie Oskar. - U niego jak w studni. Orgia to też dla niego nie nowość.
Przełknąłem to kłamstwo Oskara. Pewnie było ono „dla dobra sprawy”.
- Dołączysz do nas? - powiedziała. - Jak by było nas więcej, można by się przesiadać.
Zdrętwiałem. Ale w odpowiedzi ubiegł mnie Oskar.
- Ty się nigdzie nie będziesz przesiadać - powiedział szczypiąc jej biust i głębiej podbił biodrami.
- Ał! Bo mnie przebijesz, nie tak gwałtownie - roześmiała się uskakując w górę i odsłaniając przed moim wzrokiem pół potężnej pały Oskara. - Jesteś zazdrosny? Kochany, jesteś zazdrosny? - pocałowała go, po czym znów osiadła jak kwoka i zaczęła mu dupą ucierać jaja.
- Mam barek - wskazałem plecak. - Ale na razie...
- Właśnie. Włóż go w kuchni do lodówki, jest prawie pusta, a na razie zajmij się czymś pożytecznym. I weź sobie od razu dwa - powiedział i znów zajął się Wioletą.
Nie muszę mówić, że rąbnęło mnie totalnie. Nie miałem pojęcia, że Oskar wyprawia takie orgie! Dlaczego mnie nie uprzedził? Wolałbym wiedzieć, w co się pakuję! Otworzyłem puszkę. Duszkiem wypiłem pół, za chwilę dokończyłem i zgniotłem puszkę butem. Poszedłem ścieżką wprost nad jezioro. Chyba tu będę sobie mógł spokojnie zwalić. Rozpiąłem spodnie. Oczywiście na majtkach już mokra plama od śluzu. Postanowiłem, że jak tylko sobie zwalę, zaraz wracam do domu. Nie mogę tu zostać. I puknąłem się w czoło: tak, po piwie, i może prosto w łapy niebieskich misiów! Jak z deszczu pod rynnę!
Mały mi szybko strzelił. Chciałem opóźnić, przyhamowałem, ale on sam się napiął i bez ostatniego ruchu, jakby samo coś go od środka pchało, wybuchnął tak mocno, że pierwsza seria spermy z pluskiem poleciała do wody. Jeszcze chwilę się nim pobawiłem, poczekałem, aż opadnie i dopiero schowałem go do spodni. Wróciłem do chaty.
Dziewczyny były trzy, chłopaków pięciu. Bliźniacy to Piotrek i Paweł, zawsze są razem i zawsze to samo robią. W seksie podobno są perfekcyjni! Gdy ich spotkałem przy drwalni, właśnie odpoczywali po ostrej robocie z Ingą, którą naprawdę wykończyli. Spała na kanapie, a tuż obok, na drugiej kanapie Adrian i Darek jeszcze ujeżdżali Ankę. Teraz była zmiana. Szczuplejszy, czyli Darek, ten z pałką jak moja, ma ładną okrągła dupę, która chodziła mu tak równiuteńko! Widziałem jego kutasa, którego ruchem bioder wysuwał do góry i zaraz takim samym ruchem spadał w dół. A Adrian dawał jej ciągnąć. Ten miał sporą pałę, ale nie była całkiem twarda, lekko ją naginał w jej gardło. Obaj mnie zobaczyli. Przywitali mnie wesołym: „Cześć!” A ja: „Cześć.” Adrian nawet wyciągnął do mnie rękę, ale już się zdążyłem wycofać i ponownie wróciłem na taras, ale z drugiej strony, nie tu, gdzie był Oskar z Wioletą. Czy mam mówić, jak się czuje ten, który jeszcze z seksem nie miał nic wspólnego, a nagle zobaczył grupowe popisy? Więc, ku..., tak właśnie się czułem.
Potem było ognisko, śpiewy i śmiechy. Darek grał na gitarze, a ja robiłem za Murzyna, pilnując kiełbasek i udek, i dzieląc barkiem, który topniał w oczach. Teraz wszyscy byli „tekstylni”, ale dziewczyny nawet nie miały biustonoszy.
Adrian chciał pływać. Teraz? Ale Wiolka mu przyklasnęła. Oczywiście na Adama! Adrian od razu zaświecił gołymi jajami, tylko mu odblask płomyka skakał po ciemnych miedzianych włosach i białym wiszącym kutasie.
- No, dalej, tchórze! - wołał. - Wody się boicie?
- Tchórze? - poderwali się jak na komendę Piotrek i Paweł, i naraz wszystko się wokół zakotłowało. Gołe jaja, gołe dupy, goły cyc, wszystko migało przed moimi oczami - nie wiedziałem, gdzie patrzeć! - i ze skarpy do wody!
Nigdy nie pływałem na Adama. Nie byłoby problemu, gdyby nie dziewczyny. A tu trzy. No i co mam ściemniać: mój mały co chwilę mi stawał, a był dwa razy twardszy niż zwykle! Jeżeli bym z którąś poszedł, to pewnie z Anką, była ciut w moim typie. A poszedłem - do wody, żeby ostudzić gorącą krew. Gdy zdejmowałem te swoje trzy czwarte dżinsów do połowy łydek, nagle wyrósł przy mnie Darek, już goły, i zaśmiał się, pytając:
- Chyba nie będziesz w tym pływał? - wskazał moje majtki. - A może się wstydzisz?
Tak mnie podejść! Że się wstydzę...! No to mu udowodniłem... Tylko nie przewidziałem, że mały znów mi stanie. Zasłoniłem się, ale zobaczył i pochwycił mnie za rękę, gdy już brałem rozbieg, żeby wraz z pluskiem wody ukryć swój stan. Obie dłonie położył mi na biodrach, a ja przeskakiwałem wzrokiem z jego miękko wiszącego penisa na jego spokojną, uśmiechniętą sympatyczną gębę i z niepokojem czekałem, co zrobi, co powie.
- Dawno nie miałeś - rzekł tak ciepło i serdecznie, że natychmiast bym za nim w ogień wskoczył! - Ja, gdybym tu sobie dziś nie pojeździł, też by mi stał... Nie chowaj go, u nas wszyscy równi - i sam mi go wziął w rękę. Jakie ma ciepłe palce! I znów się uśmiechnął. - Jesteśmy razem na trzeciej półeczce - teraz pogłaskał mi jaja, a ja stałem jak na wystawie.
- Na jakiej trzeciej...
- Na pierwszej jest Oskar, nikt go nie pobije. Na drugiej Piotrek i Paweł, Adrian pół pięterka niżej. A my na trzeciej. Trzymajmy się razem.
Jedynie skinąłem głową, na więcej gestów nie miałem siły. Jak ten gest zrozumiał Darek, nie wiem. Stałem jak struna, podczas gdy on najpierw przytrzymał mi małego, jakby się z nim witał, a potem zaczął go lekko uciskać, ale tak podniecająco, że w ogóle nie wiedziałem, co się dzieje. Gdy dołożył drugą dłoń, gdy dotknął moich jajek, przejeżdżając po nich delikatnym ruchem samych koniuszków palców, jakby mnie prąd przeleciał. Doznałem takiego podniecenia, że onanizm, którym Darek zaczął mnie obdarzać, odbierałem jak coś spoza tego świata! Gdy uklęknął, gdy zaczął to robić ustami... Pragnąłem, żeby skończył, a zarazem - nie! Żeby tylko nie cofnął ust, ręki, palców... Nie cofnął. Czułem, jak wzbiera we mnie wytrysk. Zaraz polecę! Zacisnąłem pośladki, chcąc wszystkiemu zapobiec, pohamować się i odwrócić własną klęskę, lecz było za późno. Poderwało mi stopy, wyprężyło mnie aż pod jajami i jak ze mnie wydarło... Przegrałem sam ze sobą. Moja sperma pociekła mu między wargami, reszta pomiędzy palcami. Darek przyjął ten fakt z zupełnym spokojem i lekkimi ruchami dokończył mi wytrysk. Nie żyłem z wrażenia, nie mogłem chwycić oddechu. Dyszałem jak lokomotywa. A on przytulił mnie do siebie i przez chwilę trzymał w ramionach. O dziwo, w tym momencie nie czułem już żadnego wstydu! Nie tak, jak kiedyś przy Oskarze. Mój penis wciąż pulsował w jego dłoni, bez reszty sklejony z jego palcami, a on ani na moment nie zwolnił swojego ucisku. Delikatnie przesuwał swe palce po całym moim trzonie, a z każdym jego ruchem mój penis zamiast opadać, jeszcze mocniej się prężył.
- Chcesz jeszcze raz? - spytał.
- Nie... Jak będę chciał, to ci powiem - i ostatnim wysiłkiem woli odkleiłem się od niego.
- Ok. - szepnął z pełną wyrozumiałością. - Trzymam cię za słowo - i znów pochylił się, a jego język, delikatnie wysunięty spomiędzy warg, ściągnął z mojego napletka tę ostatnią kroplę spermy. Patrzyłem bez oddechu, jak przeciąga ku sobie tę lśniącą perłową nić, póki się nie przerwała. Zlizał wszystko, dokładnie. Nie dowierzałem. Co on robi? - i wtedy uwolnił mnie ze swego dotyku. Popatrzył mi prosto w oczy i znów wziął mnie za rękę. - Trzymaj go sobie sam, żeby ci się nie urwał. Do wody! Biegniemy! Teraz! - i dał mi klapsa w goły tyłek.
Skoczyliśmy razem ze skarpy, tylko pozostała po nas biała, spieniona fontanna. Woda rzeczywiście mnie ostudziła i nie podniecał mnie już żaden widok. Ani to, że Oskar szczypał wargami biust Wiolety, holując ją na sobie jak podczas ćwiczeń ratunkowych, ani to, że bliźniacy płynęli na plecach ręka w rękę, wystawiając jaja do księżyca, a ich pulchne pały aż lśniły w tej poświacie. Ani to, że na przemian widziałem to dupę Anki, to biust Ingi. Za to Darek bez przerwy był przy mnie, wręcz ocieraliśmy się biodro w biodro; co dziwne, sam poszukiwałem tego dotyku.
- Dołączysz do nas? Fajny z ciebie chłopak - powiedział i znów mnie dotknął w jaja, aż się skurczyłem.
- Wy, poważni studenci, i ja, mierny licealista.
- A co to ma do rzeczy? Jajka masz owłosione, mały ci strzela, że hej!... - mówił wesoło, a ja wciąż widziałem w pamięci tę kroplę spermy, którą on koniuszkiem języka zabrał z mojego penisa. I dotknął mi go. Byłbym się podtopił, na moment zapomniałem poruszać ramionami i zachłysnąłem się wodą. Mimo chłodu poczułem ciepło jego dłoni. Nie wzbraniałem się, to był miły dotyk, z wyraźnym podnieceniem w tle, którego podświadomie chciałem.
- Zobacz, jak mój się w wodzie skurczył - powiedział i sam nakierował moją dłoń na swojego penisa.
Oczywiście że „zobaczyłem”. Trzymać w ręku czyjegoś penisa, przebierać palcami po jajach... Aż mi serce mocniej uderzało.
- Miły w dotyku - rzekłem, żeby zatuszować swoje zmieszanie.
- Zapunktowałeś - odrzekł. - Nikt mi jeszcze nie powiedział, że on jest miły. Czasem potrafi być jeszcze milszy.
- To chyba zależy, kto go dotyka - zażartowałem.
- Dokładnie! - potwierdził. - I zależy, w jakim celu - dodał.
- Nie dotykałem cię w żadnym celu - zaprotestowałem szybko, z uśmiechem na całej gębie. Sympatyczny jest ten Darek, miły i wesoły!
- Mm... potrzymaj tak chwilkę - mruczał. - Nigdy mi w wodzie nie stawał, ale tym razem będzie inaczej.
Stanie mu? To niech mu stanie! Nikomu jeszcze ptaszka nie stawiałem! Zgniatałem go mocniej, czując, jak już rozpycha mi palce.
- Ze sterem na sztorc lepiej się pływa - zafalował stopami utrzymując się na powierzchni wody - ale podpłyńmy bliżej brzegu, lepiej mieć grunt pod stopami.
Podpłynęliśmy. Byliśmy tu sami, w tle za nami słychać było wesoły gwar i głośniejszy pisk Wiolety. Bliźniacy rozrabiają, a Oskar im wtóruje. A ja wciąż trzymałem jego penisa, próbując na nim delikatnego onanizmu.
- Szkoda, że wcześniej nie przyjechałeś - rzekł Darek cicho, a moją drugą dłoń położył na swoich jajach; od razu się w nie wczepiłem, przy tym sam lekko poruszał biodrami. - Wiesz, jak się najebałem? Anka długo się wspina na szczyty, a Adrian szybko chlapie. Musiałem jebać za niego drugą kolejkę. Ale nie żałuję. Miałem taki odlot, że zachlapałem ją i Adriana... A propos Adriana: nie wiedziałem, że chłopak jest taki cieniutki. Niby faja porządna, a tu widzisz, mało wydajna. Gdybyś ty był, wszedłbyś na jego miejsce i na pewno by było inaczej - teraz i on mi przejechał dłonią po jajach. Tym razem nie zerwałem biodrami, i nie dlatego, że też trzymałem jego penisa, więc i na jego dotyk byłem przygotowany. Przeczuwałem, że to zrobi - i przepłynęło do mnie ciepło jego dłoni...
Trzymał. I leżał na tafli wody, niedbale poruszając ramieniem. Jak on potrafił pływać, operując tylko jedną ręką? I dlaczego Oskar nigdy mi tak łapy na jajach nie położył? Czy dlatego, że dobrze wiedział, jakie to podniecające?
- Nie będę prorokiem - mówił Darek. - Jeszcze dziś sobie zajebiesz, zobaczysz, jak tylko dziewczynom cipki odpoczną. Proponuję ci Ankę. Jak tylko wsadzisz, puszcza tyle soków, że ci się jaja same z jej dupą sklejają.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć i jak mam się dalej zachować. Chłopak mnie trzyma za jaja, ja jego, bawimy się swoimi twardymi kutasami... Wiedziałem, że to nie jest normalne, ale wcale nie chciałem zrezygnować z tej zabawy.
- Wiesz - Darek trzymał mi penisa tuż pod żołędzią - jak on się tak przedtem skleił z moją dłonią, miałem wrażenie, jakby był mój.
Przypomniałem sobie słowa Oskara: „Paradoks mężczyzny właśnie na tym polega, że one tylko z pozoru są nasze. Musisz go komuś dać w rączkę, do buźki...” I w rękę, i na język Darek już mi go brał. Czy Oskar jest prorokiem?
- One tylko z pozoru są nasze, przecież w zasadzie przeznaczone są dla kogoś innego - powtórzyłem Darkowi tę mądrość, nie ujawniając jej autora. Popatrzył na mnie z uznaniem.
- Tak. Przecież to prawda! Mógłbym swojego przeznaczyć dla ciebie. Chcesz?
Zdrętwiałem, chociaż tego pytania tak do końca nie zrozumiałem. I nie zdążyłem odpowiedzieć, bo wesołe pokrzykiwania za nami umilkły i najpierw obok nas przeleciał Adrian i pędem pobiegł do chaty, Anka z Ingą tuż za nim. Jak śmiesznie, biegnąc, kręciły dupami! Teraz bliźniacy, jak zawsze, razem. Oskar też przepłynął obok nas, przypominając mi o dogaszeniu ogniska - bez jego przypomnień bym pamiętał! - i chwytając Wioletę za rękę, też wyskoczyli na brzeg. Chciałem wybiec za nimi, ale Darek mnie powstrzymał.
- Nie spiesz się... Chcesz? - powtórzył, stanął dokładnie za mną i wklepał... to znaczy wtulił swojego penisa dokładnie w rowek moich pośladków. Przeleciał mnie dreszcz.
- Zimno ci? - spytał.
- Nie, skądże - czułem na sobie jego łonowe włosy, które drażniły mnie i podniecały, a on lekkim ślizgiem poruszał tym penisem do góry i na dół. Przywierał do mnie coraz mocniej! Co za wrażenie! Nie poruszyłem się. Co będzie dalej...? Skojarzenie miałem oczywiste: tak swojego wklepywał we mnie Oskar. I choć zawsze to było przez gacie, wiem, jak na to czekałem.
Darek ułożył głowę na moim ramieniu, próbując spojrzeć mi w oczy, a od tyłu, przez biodro trzymał mojego penisa. Lekko poruszał biodrami, a jego penis rozkosznie rozchylał moje pośladki.
- Bądź poważny - szepnąłem wbrew sobie, lecz ani na chwilę nie odsunąłem twarzy od jego twarzy, ani tym bardziej pośladków od jego gorącego penisa. Z niepokojem czekałem, co teraz nastąpi. Czekałem na więcej. Chciałem więcej!
- Jestem poważny - Darek wargami musnął mój policzek; czy to był pocałunek...? - Patrz, jak ich wymiotło. Teraz pewnie bliźniaki przytulą się jajo w jajo i wspólnie zachrapią, Anka z Ingą usną odwrócone dupami do siebie, a Adrian walnie się sam na materac. Tylko Oskar będzie jebał Wioletę. Ona nigdy nie ma dość, a jemu stoi dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dobrali się. A my... - zakończył otaczając mnie w wodzie swoim ciałem.
- A my...? - powtórzyłem, czując drżące podniecenie na całym ciele.
- My możemy zrobić coś dla siebie...
Jego penis coraz mocniej rozpychał się między moimi pośladkami. Mimo chłodu wody czułem jego rosnący żar i dziwną moc, i miękłem pod tym naporem, a gdy ten penis sam dotarł w centralny punkt mojego ciała i drążył to miejsce, napierał, jakby chciał wejść - owładnął mną strach i uskoczyłem dwa kroki w przód. Jeszcze krok. Jeszcze dwa. Ale penis Darka ani na chwilę nie zmienił swojego położenia. Już woda sięgała nam po pachwiny, już tylko do kolan...
- Darek, nie... - szeptałem, mówiąc coś dokładnie odwrotnego od własnych pragnień... i sam wolno się pochylałem i wypinałem, a Darek tylko naciskał, coraz mocniej - aż pchnął zdecydowanie. Wrzasnąłem, ale jego ramiona były mocniejsze i tym razem nie pozwoliły mi na żaden ruch. Jeszcze mocniejszy był jego penis. Poczułem, jak mnie rozpycha bólem i wchodzi! - Zostaw! - szarpnąłem się, ale czym mocniej się szarpałem i wyginałem, Darek tym mocniej mnie trzymał, a ja tymi ruchami chyba sam ułatwiałem mu wejście, on tylko odpowiednio operował biodrami - i pchał, coraz głębiej! Doznałem uczucia gwałtownego tępego bólu, jakby mnie całe ciało piekło i paliło. Pochylałem się jeszcze bardziej, aż się we mnie wszystko, co było oporne, waliło w gruz. - Boli! - jęczałem, ale dupy już nie cofnąłem.
- Zaraz przejdzie. Będzie dobrze, zobaczysz - i pchnął penisem jeszcze raz, mocno i głęboko, aż w bólu, który mnie przeszył do ostatniego nerwu, ujrzałem miliony, miliardy gwiazd. Bezrozumnym odruchem ciała rzuciłem się w tył i z jednoczesnym jego uderzeniem w przód dobiłem dupą w jego podbrzusze. Rozerwało się we mnie wszystko... i zastygłem w kleszczowym uścisku jego ramion.
- Teraz się trochę wycisz, rozluźnij. Tego właśnie potrzebowałeś, prawda?
Potrzebowałem? Seksu tak. Ale na pewno nie było moim marzeniem mieć czyjegoś chuja w dupie!
Darek poprawił biodra, ułożył je inaczej, docisnął, wchodząc we mnie jeszcze głębiej. Zacisnąłem powieki i przygryzłem wargi, aż poczułem, jak moja dupa powoli sama się odpręża i wtula w kojące ciepło jego podbrzusza. Objęły mnie jego dłonie, jedna spoczęła na jajach, druga otoczyła mojego wystraszonego penisa, który ze strachu czy z bólu sam zwiesił łeb.
- Jeszcze boli?
- Trochę - potwierdziłem gardłowo. - Ale mniej - dodałem zgodnie z prawdą.
- Jak idziesz z tym, kogo lubisz, żadnego bólu nie ma. A mnie jeszcze nie zdążyłeś polubić, to dlatego. Zawsze boli tylko tyle, ile musi. Jak teraz?
- Dobrze... - dziwiłem się sam sobie. Bo było mi... dobrze, coraz lepiej! Tym bardziej, że ból naprawdę powoli ustępował! Czy to znaczy, że Darka... już polubiłem?
- Możemy? - spytał, szczelnie otulając mi plecy swoim ciałem.
- Tak...
Spokój, bicie serca, wyczekiwanie. Bezruch, delikatna pieszczota - i pierwszy ruch. Tak mocny, że spięło się we mnie wszystko w gwałtownym przypływie czegoś przerażająco wielkiego, przed czym można jedynie upaść na twarz. Byłbym upadł, lecz ramiona Darka przywróciły mi równowagę. Wbiłem dupę w jego jaja i kręciłem nią jak kurwa na zarobku. Ale też nie potrafiłem utrzymać jej w miejscu. Z każdym jego ruchem działo się ze mną coś niezwykłego, coraz bardziej wielkiego i tak potężnego, że nie mogłem złapać oddechu. To wyrywałem się w górę, to wiłem się, skręcając niemal do ziemi, walony jego podbrzuszem, okładany jego jajami, tuż tuż nad taflą wody, w której widziałem odbicie własnej dupy. Darek przyspieszył ruchy. Coraz szybciej! Jego twardy, rozpalony penis chodził we mnie jak precyzyjny automat, maksymalnie w głąb, wysoko w górę i znów z istną furią w dół, podczas gdy jego dłonie wciąż pracowały na moich jajach. Nagle jakby coś zawyło we mnie i chyba bym runął pyskiem do wody, gdyby nie mocne ramiona Darka. W największym zdumieniu patrzyłem, jak mój ponad miarę wyprężony penis, ponaglany mocnymi ruchami jego dłoni, rzuca strumieniami spermy, przed którymi toń wody ustępuje, by za chwilę zamknąć je z pluskiem. Z trudem stałem na nogach. Osuwałem się, jakbym mdlał. Chciałem coś powiedzieć, ale głos mi ginął wraz z jego głębokimi pchnięciami, przypominając mi dopiero co przeżytą rozkosz. Znów jego dłonie, które najpierw ze wszystkich sił pochwyciły mnie za biodra, a zaraz potem odepchnęły. Ostatnim przebłyskiem świadomości zarejestrowałem kolejny plusk wody, w którą strzelała jego sperma - i wsparłem się plecami na jego torsie.
Kręciło mi się w głowie, ale wszystko dobrze pamiętałem, od początku do końca, i swój, i jego ostatni moment. Darek swoją rozkoszą wdarł się w moją. Ostatnim uderzeniem penisa jakby chciał mnie przebić. Potem ten mocny zryw w tył... I gwałtowne, pulsujące uderzenia. I coraz ciszej, i pustka, jak próżnia, którą po sobie zostawił... Powoli dochodziłem do siebie.
Gdyby tu wszyscy byli normalni, to by się to wszystko potoczyło normalnie. Ale nie byli, poczynając od Oskara i Wiolety, na Adrianie i bliźniakach kończąc. Nie wyłączając Darka. Dlaczego ja też zgłupiałem? Dać dupy chłopakowi! - myślałem targany jakimiś wyrzutami sumienia, gdy na miękkich nogach wyszedłem na brzeg. Byłem wciekły, pełen buntu. Wciągnąłem gacie i spodnie.
Ognisko. Miałem je dogasić. Drągiem szeroko rozgarnąłem żarzące się głownie. Zawróciłem do chaty po jakieś wiadro, żeby zalać je wodą.
Darek miał rację. Oskar był niezmordowany. Zaledwie przekroczyłem próg, ujrzałem stopy Wiolety, które fruwały nad jego głową. Zza przymkniętych drugich drzwi dochodziło chrapliwe rzężenie bliźniaków. I Adrian zwinięty w kłębek na materacu przy szafie. Wycofałem się. W łazience znalazłem czerwone plastikowe wiaderko. Poszedłem do jeziora po wodę. Przemyłem twarz, ochłonąłem ze wszystkich emocji i poczułem gniew na samego siebie. Myślę jak taki ostatni pętak! W końcu - czy zrobiłem coś złego? Czy to, że chłopak pomacał mi jaja, postawił kutasa, że chciał mojej dupy a ja mu dałem, to zbrodnia, przestępstwo? Naturyzm, orgia, jebanie - to tylko dla mnie pojęcia nie z tego świata. Dla nich, tu, widać, to codzienność! Dowód - Oskar, który zawsze był dla mnie ideałem i wyrocznią. Jeśli on bez żadnych zahamowań, przy świadkach, w tym przy mnie, uprawiał seks z Wioletą... Pewnie tak się dzieje na każdej imprezie, tylko ja, chowany pod kloszem, nie mam o niczym pojęcia, o normalnym życiu, o pływaniu na golasa, o jebaniu jednej dziury na cztery jaja, o seksie jeden na jeden z kutasem w dupie... W mojej dupie!
Darek siedział nad żarzącymi się głowniami. Był w ciemnych spodenkach. Pił piwo. Zawahałem się czy podejść.
- Siadaj - Darek przerwał paraliżującą ciszę.
Podszedłem. Zalałem ognisko, aż buchnęły kłęby pary.
- Chcesz piwa? Są jeszcze dwa.
- Nie, dziękuję. A zresztą, daj...
Podrzucił mi puszkę, którą chwyciłem w locie. I znów cisza. A miałem do niego tyle pytań! Dlaczego to zrobił? Czy jest gejem? Co go tak na mnie napaliło? Ale po co je zadawać. Już nie miałem do niego pretensji o to, że to zrobił. Nie był chamski ani ordynarny.
- A jak tam w chacie, dalej się jebią?
Skinąłem głową.
- Oskar to maszyna do seksu. Ładuje Wiolecie pół tubki i jadą.
- Czego...? - spytałem jak paralityk.
- Żelu.
Żelu... takiego na włosy? - pomyślałem jak idiota, zanim zajarzyłem, że są... różne żele.
- Po co? - dociekałem naiwnie.
- Przecież by się zatarła.
- Aha... - głośno przełknąłem własną ignorancję, wraz z pianą, która syknęła i wystrzeliła z puszki. Okazuje się, że o seksie mam pojęcie jeszcze mniejsze niż wilk o gwiazdach.
- Myślę, że nie masz do mnie żalu - powiedział.
- Nie mam, ale... daj słowo, że to zostanie między nami...
- Już je masz... Nie łączę z tobą przyszłości - odezwał się po chwili, gdy wciąż milczałem, patrząc w bezchmurne niebo rozjaśnione okrągłym pyzatym księżycem. - Na pewno będziesz jebał dziewczyny, jak wszyscy. Jak większość - poprawił. - W tobie jest masę rzeczy, które się mogą dziewczynom podobać. Co najbardziej lubisz w dziewczynie? - spytał nieoczekiwanie.
Zapomniałem języka w gębie.
- Wszystko - wyjąkałem.
- To nie jesteś wybredny. Zgadnij, na co one zwracają uwagę u chłopaka?
- Na kutasa...?
- Typowe myślenie chłopaczków - popatrzył na mnie z pobłażaniem. - Na kształt dupy! Masz bardzo zgrabną dupę. Mało jest chłopaków, którzy mają tak idealnie wykreśloną linię. Kształtna, pełna harmonii. Klasyczne piękno. Poniosło mnie na twój widok. A teraz porównaj Adriana, bliźniaków - kontynuował. - Ich dupa jest taka przeciętna, płaska.
Jego słowa połechtały moją męską ambicję.
- Ale jakie oni mają kutasy...
- Ty znowu swoje. Kutas wchodzi do dziury i ryje. I tyle go widzisz. A dziewczyna co wtedy robi? No właśnie, trzyma cię za dupę... A teraz twój mały jak?
- W porządku...
- Mój też odpoczywa. Miał jedno i drugie. Rzadka okazja. Najpierw Anka, potem ty... Twój kiedy ostatni raz pracował?
Kiedy...? Raz kozie śmierć, pomyślałem. W końcu przyznać się, że nigdy, to nie zbrodnia.
- Jeszcze nie pracował - wyrzuciłem ostatkiem woli.
- Pierdolisz...
- Jeszcze nikogo nie pierdoliłem! - syknąłem między zębami, co Darek skwitował soczystym:
- O kurw... Ale mi nie mów, że byłem pierwszym, który...
- Byłeś...
- Kurw... To znaczy, że przesrałem sobie u ciebie wszystko. Więc ty tego nie znasz! Ale to można naprawić. - Wstał i przykucnął na wprost moich kolan. - Nie wiesz, co czuje ten, kto wsadza. Bo chłopak najpierw wsadza. Taką rolę wyznaczyła mu natura. Ale chłopak ma dwie możliwości, w przeciwieństwie do dziewczyny. A ja ci nie dałem żadnego wyboru. Wsadzisz mi...?
- Co...? - zdębiałem totalnie.
Zamiast odpowiedzi, Darek wolnym ruchem zdjął swoje spodenki i lewym półdupkiem ostrożnie przysiadł na moim kolanie. Moją dłoń ułożył na swoim nagim udzie, drugą moją dłonią otoczył swój pośladek. Znów poczułem ciepło jego ciała. I znów zrobiło mi się gorąco.
- Darek, po co...?
- Bo trzeba sobie pomagać, prawda? Wiem, że na moim miejscu zrobiłbyś tak samo.
...Trzeba sobie pomagać... Zrobiłbyś tak samo... To słowa Oskara!
- Chłopak dla relaksu i pełni wrażeń też powinien dawać. I ja właśnie chcę ci dać - jego usta lekko musnęły moje wargi, a jego dłoń przez spodnie dotarła do mojego penisa. Rozpiął guziki, zsunął mi spodenki i pocałował penisa, wciągając go głęboko do ust, aż poczułem, jak rozpycha mu wargi, twardy, wyprężony... W tej samej chwili podjąłem postanowienie: zrobię to! Chcę to zrobić!
- Ale nie na stojaka. Chcę się na tobie położyć - wyszeptałem, obejmując jego nagie plecy.
- Wspaniała sprawa, chodź! - ruchem dłoni wskazał mi ponton oparty o ścianę drwalni. Przeniósł go na taras. Jego dno wyścielił kocem wziętym z wiklinowego fotela, z drugiego fotela przyniósł poduszkę.
On leżał, a ja dłońmi poznawałem jego plecy, pośladki, uda. Patrzyłem w jego ciało, jak nierzeczywiste w poświacie księżyca. To ma być mój pierwszy... chłopak. Chłopak, nie dziewczyna... No i co z tego! Pocałowałem te pośladki. Połaskotał mnie po wargach ich ciemny delikatny meszek, który pokrywał je z rzadka, wchodząc tu aż spomiędzy ud. Darek zacisnął pośladki, a ja mu je oburącz rozchyliłem, odsłaniając ciemny jar. Tu włoski były gęstsze i ciemniejsze. A w samym jego centrum - ten pierścień, ta brama... Penis mi mocno drgnął, zapulsował. Znam ten ruch, już wiem, że wysłał na szczyt swoją pierwszą, najgęstszą kroplę śluzu. Tym razem wysyła ją nie na darmo. Położyłem się na Darku, obejmując jego uda swoimi. Naprowadziłem penisa. Tu, mój mały. Wchodź. I zrób to... dobrze...
Wszedłem zupełnie lekko... Dalej nic nie pamiętam. Wiem tylko, że gdy dopadła mnie rozkosz, pogryzłem mu kark. Ale pamiętałem, żeby z niego wyskoczyć, tak jak on ze mnie i spryskałem mu plecy, sklejając z nimi swój tors i brzuch.
Słońce już przecierało świt, ptaki darły się jak opętane, gdy z trudem podniosłem zmęczone powieki. Gdzie ja jestem?... W pontonie. Z Darkiem. Spaliśmy razem, przykryci tym kocem, na jednej poduszce. Poczułem się dokładnie jak gówno w trawie. Przypomniałem sobie całe tamto popołudnie, wieczór i noc: gołego Piotrka i Pawła, których jako pierwszych zobaczyłem przy drwalni, zaduch przyciemnionego pokoju, gdzie Darek i Adrian obracali Ankę, taras i wiklinowy fotel, na którym Oskar kochał się z Wioletą. Orgia naturystów, ognisko, pływanie... W wodzie Darek zaliczył moją dupę. I ponton, w którym ja zaliczyłem jego. Co jeszcze pamiętam? Że śnił mi się Darek. Ze słowami: „Wreszcie normalnie ci wisi” gładził mi jaja, a ja aż biodra wypinałem pod tym dotykiem. A może to mi się nie śniło?... Wzdrygnąłem się. Wylazłem spod koca. Chciało mi się lać. Stanąłem przy drwalni. Zachlastałem jakiegoś żuczka, ale wybronił się i truchtem umknął pod belkę. Wytrzepałem małego. Zimno mi! Gdzie moje ciuchy! - aha, tam, przy ognisku. Podbiegłem. Nikt nie musi widzieć mojej gołej dupy... Pić... Ale wody mineralnej tu nie znajdę. W jeziorze przemyłem twarz. Pomogło. Szerzej otworzyłem oczy. Orgia naturystów... Ludzie, co ja tu robiłem? I Oskar... Jak on mógł! Postanowiłem natychmiast spieprzać stąd. Natychmiast! Zanim oni się obudzą! Gdzie mój plecak? W kuchni? Tak, na szczęście zaraz przy drzwiach, koło lodówki. Przeciągnąłem go przez próg. Suwak, kieszonka, kluczyki. Są! I - w nogi! Jak złodziej...
Odespałem w domu. Spałem do obiadu i po obiedzie. Stara patrzyła podejrzliwie, ale co mi tam, niech się patrzy.
Obudził mnie sms. Oskar? „wpadnij od mnie” - tylko tyle. To znaczy, że jest w domu. Wpadnij. Po co? Co ja mu powiem? Co on może mi powiedzieć? I w ogóle - czy po wczorajszym jeszcze mamy o czym gadać? Ale nie wypadało nie wpaść. Postanowiłem milczeć. Nie odpowiadać na żadne pytania!
- Ile ci jestem winien? - zaczął bez wstępu, trzymając w ręku swój skórzany portfel.
- Łatwo policzyć. Dwadzieścia pięć puszek.
- Trzymaj. I za paliwo. Masz tu razem.
- Za żadne paliwo! To była przysługa.
- Siadaj...
- Nie mam dużo czasu. Stara się trochę piekli - skłamałem.
- Przemuś... - powstrzymał mnie za ramię. - Nie jestem ideałem. Żyję, jak mi się podoba. Robię takie rzeczy... Już dawno chciałem ci o tym powiedzieć. Brakło odwagi. Jak długo miałem to kryć? Postanowiłem, żebyś to zobaczył na własne oczy.
Wystawiłem wielkie gały.
- Chciałeś, żebym to zobaczył? Oskar, dlaczego...?
- Bo traktuję cię jak brata. Więcej: jak powiernika, przed którym nie miałem tajemnic. Oprócz tej jednej. - Zamilkł. Podszedł do okna. Patrząc gdzieś tam, przed siebie, rzekł: - Teraz wiesz. Czy to coś zmieni między nami, czy nie, zależy już tylko od ciebie. Pojedziesz tam ze mną? Żeby mi pomóc posprzątać. Został totalny burdel, a moi mają zamiar spędzić tam pierwszy tydzień lipca.
Nie dał mi nawet przeanalizować tamtych słów. Pomyśleć! Skinąłem głową. Jeżeli o pomoc chodzi, nie odmówię mu.
- Kiedy?
- Jutro.
- Może być. Do budy praktycznie już nikt nie chodzi. W piątek świadectwa.
- Aha, bo ty jeszcze nie masz wakacji... A... tak w ogóle, jak się bawiłeś?
- Dobrze. Nie narzekam. Popływałem...
Nie spytał o nic więcej. Nawet słówkiem nie wspomniał, że to, co tam widziałem, musi pozostać tylko do mojej wiadomości. Wiadomo, że musi i że zostanie. Nie jestem naiwny. Jak potem rozmowa weszła na bliźniaków, na Adriana, na Darka, nie wiem. Na dźwięk jego imienia zacisnąłem zęby. Poczerwieniałem, aż Oskar uważniej mi się przyjrzał.
- O co chodzi? Mów śmiało. Zrobił ci coś?
- Zerżnął mi dupę - wyznałem tłumiąc drżenie głosu i panując nad sobą.
Oskar zatrzymał się w pół kroku.
- Bolało...?
- Na początku...
- A potem?
- Potem ja jemu...
Oskar jak był poważny, tak teraz prychnął śmiechem.
- Co cię tu bawi? - warknąłem zły.
- Oczekiwałem innej odpowiedzi. Coś w rodzaju „ale potem przestało bolec”...
Kurw...! Jak się zbłaźniłem! Po co mu powiedziałem?
- To była szczerość za szczerość - wybrnąłem. I zdobyłem się na dalszą odwagę. - Powiedz, dlaczego wy to robicie?
- Bo takie przyjęliśmy zasady.
- Jakie zasady?
- Że... każdy może z każdym, jak tylko ma ochotę.
- Każdy z każdym? I chłopak z chłopakiem?
- I chłopak z chłopakiem. Jak dotąd, wiem, że Adrian miał Darka, a Darek bliźniaków. Obydwóch. Oni zawsze chcą razem.
- A ty...?
- A ja... miałem wszystkich. Ja tu jestem guru. Liczą się tylko moje prawa.
Szczena mi zwisła chyba do kolan, a oczy miałem pewnie jak młyńskie koła. Strzeliłem przy tym klasyczną rybę na bezdechu.
- Świadomie wciągnąłem cię w to - kontynuował Oskar, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Możesz wejść w nasze grono, ale nie będę cię przymuszał. Ani izolował... Właściwie to już wszedłeś. Darek cię przyjął jak swego. Jak naszego - poprawił. - Zaspokoił cię? Z tego co wiem, jest w tym dobry.
Skinąłem głową. Bo przecież nie będę kłamał. I dodałem: - Ja jego też. Tak mówił. Zresztą, to się czuło. Tak mu fajnie dupa chodziła... - i zaczerwieniłem się po uszy. Zawstydziłem się własnych słów.
Oskar podszedł do mnie i przytulił, jak dawniej, jak kiedyś, czule i serdecznie. Lżej mi było na duszy. Dużo lżej! Czy - odzyskałem Oskara?
Pojechaliśmy. Posprzątaliśmy. Tam rzeczywiście był totalny burdel. Puszki, butelki, resztki z grilla, tacki, musztarda i sterty zwykłych śmieci! A ile gum! Na podłodze, na schodach, w łazience! Co się dało, spaliłem. Jaki był smród! Resztę spakowaliśmy do wora, wrzucimy po drodze do jakiegoś kontenera. Jeszcze wytrzepać dywaniki, umyć podłogę - i ani śladu imprezy.
Zostałem u Oskara. Zrobił kolację, zjadłem, pogadaliśmy i po prostu się zasiedziałem.
- Jak nie musisz, to nie wracaj - rzekł, gdy obaj zorientowaliśmy się, że już minęła północ.
Wykąpaliśmy się. Obaj. Nago on, i ja. Jak wtedy myłem mu plecy i zahaczałem o pośladki, a on stał z zamkniętymi oczami. Nie wiem, jak długo mu je myłem, ale robiłem to najdokładniej i najstaranniej. Naprawdę wkładałem w to całą swoją duszę. I tylko od czasu do czasu napinały mu się uda, gdy moje palce krążyły tuż przy pośladkach. Wtedy moszna też pracowała sama w sobie, a przez penisa przepływała fala wyprężenia, którą on, jak zwykle, potrafił opanować. Nie byłem skrępowany. Przecież znam jego ciało, widziałem je nie tylko tak, jak teraz. Patrzyłem w penisa, okazałego, teraz spokojnie wiszącego i porównywałem go z tym, jakiego widziałem, gdy kochał się z Wioletą. Czy dlatego Oskar jest „guru”, że ma takiego wielkiego kutasa? I jak on „takim” zaliczał chłopaków? Wytrzymali? Wytrzymali. Darek mówił, że zawsze boli tylko tyle, ile musi. Ale im nie zazdrościłem.
- Przemuś?
Drgnąłem: - Co?
- Dałbym ci nawet umyć jaja, gdyby to pasowało. Tyle w tobie delikatności - powiedział.
Te same słowa, co kiedyś! Ale ja tym razem nie spytałem, czy mogę. Nalałem na rękę szamponu i delikatnie rozprowadziłem po jego gęstych ciemnych włoskach wokół prącia. Samo prącie po prostu wziąłem do ręki, też namydliłem, podniosłem do góry, teraz namydlałem mosznę. Oskar stał z zamkniętymi oczami, plecami oparty o ścianę brodzika, ale przygryzał wargi, jakby siłą hamował się przed... Ale penisa tym razem nie wyhamował. Ten wymknął się spod jego kontroli. Chyba pierwszy raz! Patrzyłem, jak się odchyla od jąder, jak tężeje, jako dostojnie unosi w górę swą wielką żołądź...
- Zaraz mi stanie... - powiedział szeptem.
On już mu stał! Był chyba za duży i za ciężki, żeby się podnieść zupełnie w górę, jak mój, ale patrzyłem na niego z podziwem. Jaki to potężny tygrys! Bezwiednie pochyliłem się i... pocałowałem go w samą żołądź. Oskar wzdrygnął się, otworzył oczy.
- Co robisz?
- Składam ci hołd, mój guru - odpowiedziałem z głębokim drżeniem, wziąłem tego penisa oburącz w dłonie i jeszcze raz pocałowałem w sam szczyt żołędzi. Oskar nie wytrzymał. Chwycił mnie w ramiona i podniósł do góry. Jego tygrys uderzył w moje biodra, więc złapałem go między uda i ścisnąłem mocno.
Oskar patrzył mi prosto w oczy.
- Teraz ci mogę wyznać - powiedział - że kocham cię wcale nie jak brata. Od dawna zawróciłeś mi w głowie, szczeniaku... - i pocałował mnie w usta. Zastygłem bez oddechu. Co ja usłyszałem? Ale gdy oderwał swoje usta...
- Jeszcze... - szepnąłem radośnie.
W ramionach zaniósł mnie do łóżka. Położył mnie na czystej białej pościeli i całował od stóp do głów, od ramion po uda, od torsu po biodra, od pośladków po szyję. A penisa i jądra długo i powoli, a tak delikatnie i tak namiętnie, że co rusz podrywało mnie w górę... Wiem: to właśnie był ten jego ceremoniał, rytuał, ten obrządek, podczas którego Wioleta mu mdlała z rozkoszy. I ja nieraz omdlewałem, tracąc świadomość oraz poczucie miejsca i czasu. Wytrysk mnie obezwładnił. Nastąpił w jego ustach. A Oskar nie uronił ani kropelki mojej spermy, potem mi jeszcze wylizał całego penisa i wyprostował językiem każdy fałd moszny i każdy spocony włosek na jajkach.
Byłem nieżywy. Nieprzytomny. Natychmiast usnąłem. Pierwszy raz bez piżamy i bez żadnych gatek.
Obudziły mnie jego wesołe słowa:
- Możesz go we mnie wklepać, śmiało!
Wciąż jeszcze było ciemno. Ile spałem?
- Co? - spytałem półprzytomnie.
- Śmiało! - powtórzył, swoimi pełnymi pośladkami masując mojego penisa.
Wklepałem. A jak to się stało, że potem...
- Wchodź... - powiedział, leżąc na brzuchu, podczas gdy ja już leżałem na nim. - Ale powoli, delikatnie. Musisz wiedzieć, że... będziesz tu pierwszy...
Pierwszy...? Byłem! Byłem pierwszy i byłem dwa razy!... To znaczy miałem dwa wytryski. Ale dopiero za tym drugim, gdy już galopowałem do celu, Oskar mocno zacisnął pośladki, rozrzuconymi dłońmi targał poduszkę, rzucił biodrami! - i skleił się z prześcieradłem...
- Darek tak dobrze cię tego nauczył? - leżeliśmy wtuleni w siebie, ze splecionymi dłońmi i udami. Jaki byłem szczęśliwy! Wiedziałem, że to pytanie to żart, ale z całą powagą odpowiedziałem: - Nie. Ja sam...
Oskar z udanym niedowierzaniem pokiwał głową, a patrząc mi prosto w oczy rzekł:
- Przemuś, ja w tej roli naprawdę wystąpiłem pierwszy raz. Ale już wiem, że nie ostatni.
- Ze mną...? - obejmowałem go coraz słabszymi ramionami.
- Z tobą.
Rano powiedział, że za dwa tygodnie będzie na daczy tylko skromna mini impreza. Bliźniacy wyjeżdżają do Włoch, Anka z Ingą do Hiszpanii na zarobek, a Wiolka już jest w Grecji i wraca pod koniec lipca. Będzie Darek i Adrian, który ma przyjechać z nową dziewczyną. Więc raczej trzeba się nastawić tylko na browarek. Bo jedna dziewczyna na czterech...
- Widziałem ją - powiedział. - Ładna i zgrabna. Powinna być w twoim guście - roześmiał się, stojąc przy drzwiach łazienki. Rzuciłem w niego poduszką. Trafiłem w futrynę. Oskara już nie było.
„To była blondynka, ten kolor włosów tak zwą. Sprawiła, że miałem wakacje koloru blond...” - śpiewał Maciej Kosowski, a mnie nerwy brały! Nawet ta komercyjna stacja zawodzi takimi starociami?
- Kurw... Wyłącz się! - wrzasnąłem na całą parę, ostatkiem woli powstrzymując się, żeby w te stare kolumny Oskara, które przywędrowały na daczę, nie trzepnąć trzymaną w ręku deską do krojenia wędlin.
- E, bracie, wiesz, ile taka wieża kosztuje? - usłyszałem w drzwiach.
- Darek...? - moje zdziwienie przerosło mnie samego.
- A jak - podszedł, na powitanie całując mnie w szyję, aż mi wyrosła gęsia skórka. Teraz pochylił się nad moim uchem i szepnął: - Myślisz, że jestem minimalistą, któremu wystarczył jeden numerek? Z kimś takim, jak ty? A twój kutasek, myślisz, że jak raz wszedł, to drugi raz już nie może?
- Idź ty, świntuchu - trzepnąłem go tą deską w ramię, ale tylko symbolicznie. - A Adrian gdzie? - spytałem, bo ciekawiła mnie ta jego nowa dziewczyna.
- Nie przyjechał - w drzwiach stanął Oskar, tylko w samych slipach. Jak one mu pięknie podkreślały jaja i cała pałę! - Więc jak? Tu zaczynamy, czy idziemy do wody?
- Do wody! - podskoczyłem radośnie. Porzuciłem deskę do krojenia wędlin i wybiegłem na taras.
- Wiedziałem! - dorzucił Darek, wychodząc za mną.
- „To była blondynka...” Gówno! Żadna blondynka! To był blondyn! Blondyn i jezioro!
- „Jezioro, plaża i ja” - zawodziłem ściągając dżinsy, pod którymi zupełnie nic nie miałem.
- U-u-u... Czy to, co widzę, to ten sam zadziorny ptaszek, który walił mnie aż po nerach? - Darek złapał mnie oburącz za jaja oraz małego, skurczonego penisa, który pod jego dotykiem od razu się poderwał do góry.
- Ten sam - potwierdziłem. - E...e... A czy to, co widzę, to ten sam dżentelmen, który niedawno gościł w moich apartamentach?
- Tak, ten sam... - Darek dumnie uniósł głowę.
Oskar, już nagi, roześmiał się w głos. A ja znienacka szczypnąłem Darka w jajo - i bieg! I ze skarpy - do wody!
- Ty draniu! - usłyszałem jeszcze, a dopiero po chwili dwa pluski tuż za mną. Dopadli mnie oczywiście, ale im się wywinąłem. Na brzeg! Zmyłka! Już prawie mnie mieli, już prawie złapali! Druga zmyłka!
- Jezioro, plaża i ja...! - zafałszowałem, drąc się wniebogłosy i chlup! do wody!
Tym razem mnie dopadli. Otoczyły mnie dwa twarde penisy: olbrzym Oskara i mała pchełka Darka. Byłem w środku. Darek we mnie, ja w Oskarze... Cud-miód! Sam miodzik! Jednocześnie pchać i być pchany! Darek patrzył zdziwiony: nasz guru nie dawał dupy. A mnie daje! Dla mnie robi wyjątek!
Potem ja i Darek z należnym szacunkiem zajęliśmy się królewskim berłem naszego guru.
A potem całą trójką, przy ognisku, w asyście browarku, grilowych szaszłyków i Darkowej gitary, na nutę Maćka Kosowskiego darliśmy się na całe gardło. Oskar: „Jezioro...”, Darek: „Plaża...”, a najgłośniej ja: „I ja - i ja - i ja! Hej!”
yak