wschód naszej wieczności 6,7


Cz.VI

Strumień obmywał moje stopy, gdy byłam pogrążona we wspomnieniach. Dlaczego tak bardzo przejmowało mnie to, co działo się z Jakiem? Eh, zawsze byliśmy sobie bliscy, ale nie powinno to tak mocno na mnie oddziałowywać. Teraz moje miejsce zajęła ona. Nigdy nie darzyła mnie nadmierną sympatia. Od zawsze twierdziła, że to ja jestem jedynym powodem, przez którego Jacob cierpi. Że to ja doprowadziłam do jego samotnej podróży, ucieczki. Nie byłam w stanie się przeciwstawić tym zarzutom. Wiedziałam, że nie są one bezpodstawne.
Zaczęłam odganiać od siebie myśli. Kochałam go, ale jak brata i to nigdy się nie zmieni. Teraz Jacob darzył miłością Reneesme, a ja już na wieczność będę trwać z Edwardem w naszym głębokim uczuciu.
Przez ostatnie dwa dni tłumiłam w sobie tęsknotę za mężem. Gdy tylko o nim pomyślałam, to uczucie odrodziło się we mnie ze zdwojoną siłą. Pragnienie i pożądanie wzięły nade mną górę. Tęskniłam.
Poczułam w powietrzu słodką woń. Tylko jedna osoba na świecie miała taki zapach. Myślałam, że to moja wyobraźnia zaczynać działać na zmysły, ale z kolejnym podmuchem chłodnego wiatru zapach stał się intensywniejszy. Teraz miałam już pewność, że się zbliżają. Gdy wiatr znów napawał mnie słodyczą, wyczułam również zapach Alice, Emmetta i Sama. Już dłużej nie mogłam się powstrzymywać, pragnienia zwyciężyły. Zerwałam się i zaczęłam biec. Po chwili znajdowałam się w stalowym uścisku Edwarda. Moje usta błądziły niecierpliwie po jego twarzy, szukając zaspokojenia. Gdy wreszcie napotkały wargi, wpiłam się w nie bez opamiętania. Czułam pożądanie w każdym skrawku swojego ciała. Zapomnieliśmy na moment o delikatności, która zawsze nam towarzyszyła. Nasze ruchy były wręcz brutalne. Błądził rękoma po moich plecach, wplatając palce we włosy. Po chwili podniósł mnie do góry, nie odrywając ust od moich. Oplotłam nogi wokół jego bioder, zmniejszając tym samym odległość między naszymi rozpalonymi ciałami.
Wiedziałam, ze muszę się opanować, nie mogłam pozwolić by żądze fizyczne przejęły nade mną kontrolę. Gdy tylko udało mi się oderwać od ukochanego, zaczerpnęłam powietrza. On nie przestawał błądzić ustami po mojej szyi.
-Udało się?- Wyszeptałam. To było ważne. Znów miałam kontrolę i panowałam nad sobą. Dopiero tera wyczułam, że jego towarzysze zniknęli. Byłam wdzięczna im za to, że dali nam odrobinę prywatności.
-Tak, Sam i Carlisle zapewne właśnie zakładają mu opatrunek - zastanowił się przez sekundę i dodał:
-Powinniśmy tam być…- Po chwili poczułam, że Edward, obejmując mnie, zaczął biec w stronę domu. Wtuliłam głowę w jego włosy i upajałam się bliskością między nami. Odkąd stałam się wampirem, nie rozstawaliśmy się na dłużej, niż kilka godzin. Te dwa dni rozłąki wydawały mi się teraz wiecznością.
-Nigdy więcej nie zostawię cię samej, kochanie. Obiecuję- wyszeptał.
Czy on naprawdę nie może czytać w moich myślach? Znów powiedział to, co chciałam usłyszeć. Złożyłam delikatny pocałunek na jego karku.
-Mam taką nadzieję.- Odparłam po chwili, zamykając oczy.
Poczułam, że jego uścisk się rozluźnia. Staliśmy już przed szklanymi drzwiami. Zsunęłam się z niego i weszłam do środka. Skierowaliśmy się na górę do pokoju, gdzie byli zebrani już wszyscy. Carlisle i Esme stali przy Jacobie. Sam przytulał płaczącą dziewczynę. Alice i Jasper umiejscowili się w kącie, nie puszczając swoich dłoni. Emmet siedział na fotelu, trzymając Rosalie i Reneesme na kolanach. My wciąż znajdowaliśmy się przy drzwiach. Poczułam rękę Edwarda na biodrze, przysunął mnie do siebie.
W pokoju panowała cisza, wszyscy oczekiwali reakcji organizmu Jacoba na okład. Wyczuwałam cztery bijące serca, jednak szybko zorientowałam się, który rytm należy do mojego przyjaciela. Był najwolniejszy ze wszystkich. Nagle, z sekundy na sekundę, zaczął przyspieszać. Jego serce biło niczym pozbawiony wolności, szamoczący się ptak w klatce. Nikt nie wiedział co się dzieje, dostrzegłam przerażenie na twarzach zebranych. Czyżby umierał? Wtedy rytm serca znowu zwolnił tempo, powracając do poprzedniego. Byłam zdezorientowana. W środku Jacob musiał teraz toczyć walkę, bo bicie znów zaczęło wzrastać. W pewnym momencie miałam wrażenie, że buntujące się serce zaraz wyskoczy z jego piersi. Wszyscy członkowie mojej rodziny wstrzymali oddech. Znów zwolniło pracę, teraz było ledwo słyszalne. Pik, pik, pik… Jeszcze jedno uderzenie i nastała cisza. Było to ostatnie uderzenie serca Jacoba.
Poczułam, że Edward oplata mnie rękami w talii. Oparłam policzek na jego torsie i poczułam palący żar wokół oczu, znów wrócił wampirzy płacz. Właśnie straciłam przyjaciela. Gdybym mogła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, zapewne szlochałabym teraz głośno. Nigdy nie czułam takiej pustki, przepełniała mnie. Chciałam wyjść, biec, uciec od tej sytuacji. Tak naprawdę świadomość, że Jake nas opuścił, jeszcze do mnie nie docierała. Tuliłam się do Edwarda, gdy usłyszałam rytm jego serca. Odwróciłam się gwałtownie, nie mogłam uwierzyć…
Serce Jacoba znów zaczęło bić. Mogłam usłyszeć jego cichą i powolną pracę. Na mojej twarzy musiało malować się zdezorientowanie i niewypowiedziana radość, gdyż Alice z Jasperem wpatrywali się intensywnie we mnie. Jednak nie to zwróciło moją uwagę. Temperatura jego ciała nie była tak niewyobrażalnie wysoka, jak zwykle. Powróciła do zwykłej, ludzkiej wysokości. Gdy podeszłam bliżej, uderzyła mnie woń krwi. Już nie śmierdział tak, jak wilkołaki. Poczułam palący ogień w gardle, jego krew wzywała mnie. Po sekundzie opanowałam się, tłumiąc pragnienie, lecz zdałam sobie sprawę, ze dłoń Edwarda spoczywa na moim ramieniu. Musiał poczuć to co ja, wszyscy musieli to poczuć.
Powoli znów zbliżyłam się do niego, przejechałam palcami po ciemnej skórze przedramienia. Już nie parzyła tak, jak zawsze. Owszem, była ciepła, ale nie gorąca. I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę z tego, co się wydarzyło. Jacob ponownie był człowiekiem! Spojrzałam w oczy Edwardowi, ich topazowy kolor walczył teraz o dominację z czernią. Widocznie krew Jake'a oddziaływała na niego tak mocno, jak na początku na mnie. Teraz to on cierpiał. Rozejrzałam się po pokoju. Spostrzegłam, ze Alice z Jasperem zniknęli. Widocznie Jazz miał problemy z kontrolowaniem się. Nie zdziwiło mnie to, zawsze był ostrożny, a ta sytuacja wymagała od całej naszej rodziny dystansu i ostrożności. Poczułam, że Jacob się poruszył. Utkwiłam wzrok w jego twarzy.
-Leah…-Tylko tyle był w stanie wyszeptać. Dziewczyna w ułamku sekundy była już przy nim. Gładziła dłonią jego policzek, kładąc głowę na bezwładnym ramieniu.
Chyba wszyscy zrozumieli, że potrzebują teraz spokoju, ponieważ zaczęli pojedynczo opuszczać pomieszczenie. Jeszcze raz spojrzałam w ich kierunku. Już nie musiałam się obawiać, mój przyjaciel żył i znów był człowiekiem. Cieszyłam się, że nie jest sam. Ona przy nim trwała, a ja coś zrozumiałam…
Jacob był dla mnie tylko przyjacielem, a Leah nie była już tylko jego przyjaciółką, stała się kimś więcej.
Chwyciłam Edwarda za dłoń, ściskając ją delikatnie, po czym opuściliśmy pokój. Do pełni szczęścia potrzebowałam jedynie zapewnienia, że wampir odpowiedzialny za to wszystko, już niedługo zakończy swoje istnienie, ale na to musiałam chyba jeszcze trochę poczekać.

Cz.VII

Minęło kilka dni od uleczenia Jacoba. Nasze stosunki uległy zmianie. Carlisle wciąż zajmował się jego leczeniem, bo po przemianie w człowieka okazało się, że ma wiele urazów, które po walkach jeszcze nie zdążyły się zagoić. Esme i Alice dbały o jego wygodę i dostarczały posiłki, Jake potrzebował teraz dużo siły.
Przychodziłam do niego od czasu do czasu z Reneesme. Już nie było tak jak dawniej. Wciąż kochał i uwielbiał moją córeczkę, ale wraz z utratą wilkołactwa, zniknęło wpojenie. Widziałam, że mała trochę posmutniała, bo już nie była w centrum uwagi, ale Jacob wytłumaczył jej, że nigdy nie przestanie jej kochać i zawsze będzie jego księżniczką. Wbrew temu, że jest na etapie rozwoju trzylatka, zrozumiała sytuację. Przestała się smucić. W jej oczach znów dawny blask, trochę zamglony, ale wiedziałam, że już niedługo wszystko wróci do normy.

***

Jake po kilku godzinach od przemiany nabrał sił, ale nie chciał rozmawiać o tym, co przeszedł. Nikt nie naciskał na niego, wszyscy się nim opiekowaliśmy. Leah nie odstępowała go ani na krok, była przy nim gdy zasypiał i gdy budził się. Najwidoczniej już nie irytowało ją przebywanie w naszym domu i zapach, jaki od nas emanował.
Pewnego razu poprosiła mnie o rozmowę. Byłam zaskoczona, ale nie odmówiłam jej. Wyglądała na lekko przestraszoną. Udałyśmy się do lasu tak daleko, aby nikt nas nie usłyszał. Zatrzymałam się nad strumieniem, siadając na odłamanym kawałku głazu. Dziewczyna usadowiła się na trawie, naprzeciwko mnie.
-Bello, mam pewne obawy i myślę, że tylko ty jesteś w stanie pomóc mi zrozumieć… -Ostatnie słowa wyszeptała. Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Była ostrożna, ale nie bała się. Jej źrenice błyszczały. Nie chciałam sprawić jej krzywdy, w końcu jest przyjaciółką Jake'a.
-Słucham, co się stało? -Zapytałam łagodnym tonem.
-Chciałam się dowiedzieć dokładniej, jak wyglądały stosunki Jacoba i Reneesme.- Takiego pytania się nie spodziewałam. O co jej chodziło? Nie chciałam dać po sobie poznać, że mnie zaskoczyła. Przybrałam kamienny wyraz twarzy.
-Jacob nie chciał jej odstąpić na krok, bardzo ją kocha i dba o jej szczęście. Są bliscy sobie, choć ostatnie zdarzenia oddaliły go od niej. Tak bardzo pragnął jej bezpieczeństwa, że był gotowy oddać za nią swoje życie.
-Jestem ciekawa, co się z nim działo, gdy nie mógł być przy niej? Nigdy nie odczuwałam w nim takich pragnień, bo wtedy zawsze pozostawał w ludzkiej postaci. -Do czego ona zmierza? Tylko to mnie interesowało, ale postanowiłam poczekać do końca rozmowy. Może sama mi powie.
-Był bardzo niespokojny, rozdrażniony. Najmniejsza rzecz wyprowadzała go z równowagi. Kiedyś nawet stoczył walkę z Rosalie, bo nazwała go śmierdzącym kundlem. -Uśmiechnęłam się do swoich myśli, ich walka była wręcz komiczna, szamotali się po salonie jak wściekłe byczki. -Martwił się ciągle, a gdy tylko Reneesme pojawiała się w zasięgu jego wzroku, znów stawał się ostoją spokoju. Był szczęśliwy, bo ona była szczęśliwa -spojrzałam na Leah. Jej wzrok był utkwiony w jakimś punkcie powyżej mnie.
-Do czego zmierzasz, Leah?- Już nie mogłam wytrzymać, musiałam wiedzieć. Dziewczyna spuściła głowę, przez chwilę nie wykonując żadnych ruchów.
-Ja…Ja…wpoiłam się w Jake'a -powiedziała to jednym tchem, zakrywając twarz dłońmi. Po jej policzkach płynęły łzy. Najwidoczniej bała się tego uczucia i na pewno nie była przygotowana na taki zwrot. Próbowała się przed nim bronić. Ja wciąż byłam w szoku. Nigdy nie byłam wylewna w uczuciach do niej, ale teraz było mi jej żal. Chciałam ją przytulić, ale zdołałam się powstrzymać przed tym gestem, położyłam jedynie dłoń na jej ramieniu. Parzyła mnie swoją skórą, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Podniosła twarz. Była delikatnie podpuchnięta od płaczu, a oczy wciąż się szkliły. Co ja jej miałam powiedzieć?
-Bądź dobrej myśli, jakoś się ułoży -sama w to nie wierzyłam, ale tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
Jej szare oczy były utkwione w mojej twarzy. Myślałam, ze tylko mężczyźni mogą przeżyć wpojenie. No cóż, Leah i tak była wyjątkiem, jedyną kobieta-wilkołakiem.
-Rozmawiałaś już z kimś o tym? -Spytałam łagodnie.
-Nie -odparła pochylając głowę.
-Myślę, ze powinnaś udać się do Sama. Wiem, że łączy Was wspólna przeszłość, ale on jeden najlepiej rozumie wasze wilkołactwo. On Ci zapewne to wszystko dobrze wytłumaczy, ja mogę zaoferować jedynie wsparcie.
-Dziękuję -wyszeptała. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Siedziała teraz przede mną, bezsilna, pozbawiona emocji. Jedynie z jej oczu można było odczytać zmartwienie.
-Myślę, że Jacob zrozumie -nie wiedziałam, dlaczego to powiedziałam. Czy ja w to wierzyłam? Teraz, gdy jest człowiekiem, zasługuje na miłość, zasługuje na kogoś tak dobrego i oddanego jak Leah. Po raz kolejny nazwałam ją w myślach po imieniu, przychodziło mi to z coraz większa łatwością. Cóż, może nasze stosunki ulegną zmianie.
Siedziałyśmy w ciszy jeszcze dosyć długo. Nagle poczułam zapach mojej rodziny. Zbliżali się, ale nie spieszyli, co znaczyło, że nic poważnego się nie stało. Po chwili poczułam, ze Edward przykucnął za mną. Pocałował mnie w kark.
-Kochanie, wybieramy się na polowanie, bo nie chcemy narażać Jacoba. Wybierzesz się z nami?- Zapytał. Miałam ochotę udać się z nimi, żeby rozładować trochę emocji na jakimś wściekłym grizzly, ale poczułam, że powinnam zostać z nią.
-Nie, idźcie sami. Ja zostanę z Leah i Jacobem. A gdzie jest Reneesme?- Nie zauważyłam jej wśród nich.
-Została w domu z Esme. Obie opiekują się Jakiem- powiedział, po czym musnął ustami moją skroń i już go nie było. Zamknęłam oczy, skupiłam się i na moment opuściłam moją tarczę. „Wracaj szybko, już za Tobą tęsknię”, pomyślałam, po czym tarcza wróciła na miejsce. Wiedziałam, że mnie usłyszy, zawsze słyszał. Nie bałam się zostać sama, wiedziałam, że jesteśmy bezpieczni. Otworzyłam oczy, ale ku mojemu zdziwieniu, Leah nie było przy mnie. Przeczesałam wzrokiem okolice wokół mnie i dostrzegłam biały materiał jej sukienki za drzewami. Skryłam się w cieniu jednego z nich i obserwowałam.
Klęczała przy strumieniu, dotykając delikatnie palcami tafli wody. Do moich uszu doleciała cicha melodia, współgrająca z szumem wiatru. Nie wiedziałam, jak ona to robi, ale byłam pewna, że to jej dłonie zamieniają dźwięk płynącej wody w przepiękną melodię, kojąca moje emocje. Poczułam się tak, jak wtedy, gdy po raz pierwszy Edward zanucił mi kołysankę. Uspokojona i pełna zachwytu. Tak, tak właśnie się czułam, jakbym znów była tamtą małą, niezdarną Bellą, zanurzoną w bezpiecznych ramionach ukochanego. Gdy wracałam myślami do wspomnień z ludzkiego życia, melodia nagle się urwała.
Skierowałam wzrok ku Leah. Wciąż klęczała, lecz teraz wydawała się taka nieobecna, zapatrzona w głębię zieleni lasu. Chyba godziła się z przeznaczeniem. Przyglądałam się jej jeszcze przez moment, potem, w ułamku sekundy znalazłam się obok niej. Odwróciła głowę w moją stronę. Wyglądała inaczej, jej oczy już nie błyszczały od łez, a twarz nie była podpuchnięta. Wyglądała pięknie, była lekko zarumieniona, ale w jej wzroku dostrzegałam jedynie spokój i iskrę radości.
-Jutro porozmawiam z Samem, ale teraz czuję, że powinnam już wrócić do Jacoba -powiedziała i, nie czekając na moją reakcję, wstała. Powoli zmierzała w stronę domu. Po chwili dorównałam jej kroku i w ciszy przemierzałyśmy las.
Wiatr wciąż szumiał, lecz jego podmuchy nabrały na sile, ciemne chmury spowiły niebo i tylko pojedyncze gwiazdy je rozświetlały. Sama nie wiem, kiedy otuliła nas nieprzenikniona ciemność nocy.
Minęło kilka minut i w końcu stałyśmy przed szklanymi drzwiami. Popatrzyła na mnie i posłała uśmiech. Odwzajemniłam się tym samym i kiwnęłam głową na znak, by weszła do środka. Uchyliła drzwi i po sekundzie znajdowałyśmy się w salonie. To, co zobaczyłam, zupełnie mnie zmroziło. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku…



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wschód naszej wieczności 1,2
wschód naszej wieczności 8,9 I
wschód naszej wieczności 4,5
wschód naszej wieczności 3
wschód naszej wieczności 9 II
wschód naszej wieczności 10 epilog
7 Mikro i makro elementy naszej diety
Schizma Wschodnia
199702 freud wiecznie zywy
Dzicy z naszej ulicy
popkultura baranska syllabus z Katedry Dalekiego Wschodu
Kino Dalekiego Wschodu Chiny (2)
Lenin wiecznie żywy z Komorowskim w tle
PLAN RAMOWY PREZENTACJI GEGRA - bliski wschód, pliki z liceum
najważniejsze kodeksy, odk, III rok, kościół wschodni
Stare piosenki- video, Fakty opinie o ludziach z naszej Władzy
Dzigme Lingpa - Ati - Najgłębsza Esencja [Dzogczen], Wschód, buddyzm
Niemiecka Kompania Zmotoryzowana w Afryce Wschodniej, DOC

więcej podobnych podstron