5 Gospodarka rynkowa a inne systemy gospodarcze


Aneta Kołecka

Konsultacja: mgr Joanna Grzelewska

SCENARIUSZ ZAJĘĆ EDUKACYJNYCH

TEMAT: Gospodarka rynkowa, a inne systemy gospodarcze.

TYP SZKOŁY/KLASA: Klasa 3 Technikum

PRZEDMIOT/MODUŁ: Podstawy przedsiębiorczości

CZAS TRWANIA ZAJĘĆ: 45 minut

CEL OGÓLNY: Uczeń potrafi.

CELE SZCZEGÓŁOWE:

Uczeń potrafi:

- zdefiniować pojęcia: gospodarka centralnie planowana i gospodarka rynkowa, alokacja czynników produkcji,

- wymienić najważniejsze cechy podstawowych systemów ekonomicznych,

- wskazać różnice pomiędzy gospodarką centralnie planowaną i rynkową,

- ocenić zmiany, jakie nastąpiły w polskiej rzeczywistości gospodarczej po 1989 roku.

METODY KSZTAŁCENIA:

- pogadanka;

- studium przypadku;

- praca ze schematem.

ŚRODKI DYDAKTYCZNE: karty pracy, materiały przygotowane przez nauczyciela.

PRZEBIEG ZAJĘĆ EDUKACYJNYCH:

  1. Wprowadzenie - nauczyciel informuje, że w trakcie lekcji uczniowie będą analizowali podstawowe cechy dwóch systemów gospodarczych - gospodarki centralnie planowanej i gospodarki rynkowej.

  2. Nauczyciel informuje w jakim czasie miała miejsce transformacja. Co uczniowie wiedzą o realiach życia codziennego z lat 80 - tych. Jak wyglądały wtedy sklepy, w jaki sposób obywatele zaopatrywali się w podstawowe artykuły spożywcze i przemysłowe? Dlaczego na rynku stale brakowało dóbr? Czy uczniowie rozmawiali na ten temat z rodzicami, czy znają relacje bliskich dotyczące kupowania, kartek na żywność, bonów na benzynę, kolejek?

  3. Nauczyciel dzieli klasę na 6 grup i rozdaje uczniom załącznik nr 1 i omawia zasady jego rozwiązania. Uczniowie uzupełniają schematy, a reprezentanci grup prezentują wyniki na forum klasy.

  4. Podsumowanie - nauczyciel rysuje na tablicy tabelę z załącznika nr 2 i prosi uczniów o poprawne zaznaczenie odpowiedzi.

Załącznik nr 1

Po przeczytaniu odpowiedniego tekstu zanotujcie na kartach szarego papieru odpowiedzi na pytania. Możecie posłużyć się zamieszczonym poniżej schematem.

1. Jaka sytuacja lub wydarzenia zostały opisane w tekście?

2. W jakich latach miały miejsce te wydarzenia?

3. Jakie decyzje ekonomiczne podejmowały opisane osoby?

4. Jakie instytucje podejmowały najważniejsze decyzje gospodarcze? Czego dotyczyły te decyzje? Jak wpływały na życie obywateli?

5. Które z realiów opisanych w tekście są dla was nowością, o czym nie wiedzieliście wcześniej?

6. Jakie zjawiska, działania, decyzje nie mogłyby mieć już dzisiaj miejsca? Dlaczego?

7. Co się zmieniło w polskiej rzeczywistości gospodarczej w porównaniu z opisaną sytuacją?

8. Na czym polegają zmiany, jakie zaszły w Polsce po 1989 roku?

Tytuł tekstu

Sytuacja, wydarzenia

Czas

Osoby podejmujące decyzje ekonomiczne

Instytucje decydujące o sprawach gospodarczych

Nieznane realia i fakty

Zmiany, jakie nastąpiły w tej dziedzinie po 1989 roku

Handel

„Fala prześladowań nadciągnęła wiosną 1947 roku. Do sklepu wpadło nagle trzech kontrolerów skarbowych - wspomina właściciel rodzinnej firmy cukierniczej. Jeden z nich, prawdopodobnie kierownik, przedstawił się, pokazując nakaz „superkontroli”. „Wyprosi pan teraz wszystkich klientów - rozkazał. „Będzie szczegółowa rewizja. Musimy zbadać pańskie machlojki. Każdy prywaciarz to złodziej i kombinator. Na ulicy Obrońców Stalingradu nie może istnieć żaden prywatny sklep. To jest hańba dla tej bohaterskiej ulicy”.

Podobne sceny rozgrywały się w tysiącach sklepów i warsztatów. Zrywano podłogi i rozbijano meble, aby odnaleźć rzekomo ukryte dolary. Spekulantów szukali urzędnicy, kontrolerzy społeczni, milicja, ORMO, prokuratorzy, donosiciele UB, a nawet gospodynie domowe. Organizowano wiece załóg fabrycznych. Podczas tych wyreżyserowanych spektakli robotnicy potępiali kupców i domagali się od rządu „zdecydowanych kroków w walce z drożyzną”. „Kara śmierci dla paskarzy powszechnym żądaniem ludzi pracy” - donosiła prasa. (...) Okazało się, że sklepikarze oferujący deficytowe produkty po cenach wyższych niż urzędowe byli nie tylko oszustami, ale wręcz kontrrewolucjonistami. (...)

Na potrzeby nowej kampanii w pośpiechu przygotowywano nowe przepisy prawne.

2 czerwca Sejm uchwalił „ustawę o zwalczaniu drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym”. Miesiąc wcześniej powołano Biuro Cen, które ustalało ceny żywności, a także wysokość zysku w poszczególnych gałęziach przemysłu prywatnego. Przestrzegania tych zaleceń pilnowały Społeczne Komisje Kontroli Cen, dysponujące - wedle oficjalnych źródeł - kilkudziesięciotysięczną armią urzędników. Wprowadzono też system zezwoleń i koncesji na prowadzenie sklepów i warsztatów - ich przyznawanie, a zwłaszcza odbieranie zależało jedynie od kaprysu lokalnych władz.

Nieprecyzyjne i zawiłe przepisy miały umożliwić urzędnikom swobodne prześladowanie prywatnego handlu i rzemiosła. Najczęściej stosowana bronią w tępieniu prywatnej inicjatywy był tzw. domiar podatkowy, wymierzany przedsiębiorcom osiągającym, zdaniem władzy, nadmierne dochody. Domiary, płatne w ciągu dwóch tygodni, nierzadko sięgały tysiąckrotności średniej pensji. Praktycznie nie istniał tryb odwoławczy ani możliwość rozłożenia zaległości na raty. W sklepach i warsztatach, których właściciele nie zdołali uiścić podatku, wprowadzano przymusowy zarząd państwowy, a następnie dokonywano nacjonalizacji.”

Piotr Osęka „Bitwa z inicjatywą”, Newsweek Polska, 12.05.2002 r.

Wakacje

Wakacyjne wojaże przypadły na okres mojej nauki w szkole średniej oraz na okres studiów. W latach 80 - tych studiowałam w ZSRR, a jako przedstawiciel organizacji studenckiej gościłam w Grecji, Bułgarii, na Węgrzech, w Jugosławii, Czechosłowacji i oczywiście, jak wielu studentów w tamtych czasach, część wakacji spędzałam na młodzieżowych obozach pracy w NRD. Na wszystkich tych wyjazdach turystyce, nauce i pracy towarzyszyły tzw. interesy handlowe, mniej lub bardziej udane, które hartowały ducha i wolę oraz były nietypową szkołą życia, a także uczyły walki z własnym strachem, który towarzyszył (nielegalnemu przecież) handlowi i nielegalnej pracy. (...) W 1988 roku postanowiliśmy z grupą przyjaciół wybrać się na wakacje do Grecji. W tym czasie, żeby wyjechać do Grecji, trzeba było oczywiście posiadać dolary, które mogły pochodzić jedynie z zarejestrowanego konta dolarowego, które to konto można było otworzyć tylko okazując w banku poświadczenie z granicy o przywiezieniu do kraju obcej waluty. Skąd człowiek przebywający trzy dni za granicą mógł mieć dolary? Był to przepis, który legalnie zmuszał do nielegalnego handlu. Ten idiotyczny wymóg zmusił i nas do wyjazdu. Z całej grupy moich znajomych udali się na Węgry ci, którzy nie mieli kont walutowych. Po przemyceniu przez polsko - czechosłowacką i czechosłowacko - węgierską granicę naszego towaru (stare futra i kryształy, suszarki i lokówki do włosów, prześcieradła, ręczniki, ściereczki, szkatułki „góralskie”, parasole itp. - wszystko to w plecakach i torbach przewożonych pociągiem) wylądowaliśmy w mieścinie oddalonej o 200 km od Budapesztu. Towar schodził kiepsko, warunki do handlu były fatalne - kilka razy na dzień milicja robiła obławę, przyłapanym nieszczęśnikom konfiskowano towar, zabierano pieniądze. Zostawiano tylko kwotę odpowiadającą cenie biletu do Polski i zmuszano do wyjazdu. Dokonywano także rewizji w kwaterach. Byliśmy wystraszeni tą sytuacją i w obawie przed utratą pieniędzy postanowiliśmy je ukryć w kozakach (była zima) miedzy wkładką i podeszwą. Z tak ukrytymi forintami chodziliśmy parę dni. Kiedy postanowiliśmy wracać do kraju i zajrzeliśmy do naszych „schowków”, przeżyliśmy szok. Forinty rozmokły, straciły kolor, porwały się na części. Byliśmy zrozpaczeni. Na ratunek przyszedł nam Węgier, u którego mieszkaliśmy. Doradził nam, abyśmy jechali do Budapesztu i tam, w Banku Narodowym, wymienili pieniądze. Czekała nas niespodziewana podróż do Budapesztu i strata, ponieważ nie wymieniano pieniędzy w stosunku 1/1. Pobyt w Budapeszcie naraził nas na koszty, straciliśmy na wymianie, ale wwieźliśmy do kraju walutę, dzięki czemu mogliśmy założyć konta walutowe, a w konsekwencji wyjechać - do Grecji.”

Wypowiedź czytelniczki nadesłana na konkurs „Wakacje z PRL - em”, „Dziennik Zachodni”, 23.08.2002 r.

Rynek pracy

„Sześcioletni plan rozwoju kraju przygotowany pod kierownictwem Hilarego Minca, wicepremiera i szefa Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego, przestawiał gospodarkę na nowe tory. Rozwinąć przemysł ciężki tak, by sprostał potrzebom wojskowym Związku Radzieckiego. Każdy trybik gospodarki, zgodnie z wzorem ze Wschodu, musiał być zaplanowany. Nacisk położono na fachowe kadry. W marcu 1950 roku pojawiła się ustawa o planowym zatrudnieniu absolwentów szkół średnich zawodowych oraz szkół wyższych. Już na początku widniało w niej zdanie „Państwo Ludowe powinno planowo kierować dopływem absolwentów szkół do uspołecznionych zakładów pracy i zapewnić młodzieży możliwość niezwłocznego włączenia się w budownictwo socjalistyczne.”. „Niezwłoczne włączenie się” oznaczało nakaz pracy. Kierować tym miały nowo powołane komisje przydziału pracy dla absolwentów. (...) Bogdan O. po skończeniu szkoły podstawowej trafił do szkoły ogólnokształcącej w rodzinnym Krasnymstawie. Po skończeniu klasy w 1950 roku otrzymał świadectwo. Wychowawca klasy wyczytał listę osób, którym nie wolno było kontynuować nauki w liceum. O. znalazł się na liście. Z 30 osób uczących się w klasie połowa została z liceum usunięta. Podobnie uszczuplono inne dziewiąte klasy w szkole.

(...) W 1952 roku Bogdan O. skończył technikum. Chciał się zatrudnić w budowanej Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Ale nic z tego. Wręczono mu nakaz pracy i skierowanie do zakładu sieci energetycznych w Kielcach. Nikt nie pytał, czy praca w Kielcach zgodna jest z jego planami życiowymi. One się nie liczyły. Obowiązywał nakaz pracy.

W nakazie pracy O. kierującym go do zakładów sieci energetycznych w Kielcach, określone było wynagrodzenie miesięczne 461 zł i trzyletni okres przymusowego zatrudnienia. Wpisano także stanowisko: zastępca mistrza konserwacji sieci. Osoba wręczająca nakazy pracy O. i jego kolegom postraszyła ich. Za uchylanie się od pracy zgodnie z nakazem groziła grzywna w wysokości stu tysięcy złotych.

- Młodych ludzi, którzy nie znali prawa, od razu ustawiano na całe życie: musicie robić to, co rozkazuje ci państwo. Jeśli się nie podporządkujesz, spotka cię kara - mówi Bogdan O. Nikt z mojej klasy z technikum nie sprzeciwił się nakazowi pracy. (...) - Studia ukończyłem 20 lat później, niż powinienem. Przez to usunięcie z liceum ogólnokształcącego i nakaz pracy - mówi - Czuję się pokrzywdzony. (...) Przez to mój status społeczny był niższy. Zawodowy także, bo byłem tylko technikiem. Gorszy też był mój status finansowy. Utraciłem możliwości życiowe, dlatego, że ktoś wyznaczył mi drogę inna niż ta, którą zamierzałem pójść. A była nas rzesza młodych ludzi, których zmuszono do budowy komuny - mówi.

(...) Kiedy zlikwidowano komisje przydziału pracy, wprowadzono system skierowań. Na uczelniach pojawili się pełnomocnicy do praw pracy. 25 lutego 1964 roku ukazała się ustawa o zatrudnieniu absolwentów szkół wyższych - powstała pajęczyna zależności, która omotała wszystkich mających ochotę wyrwać się spod kurateli państwa . Wprowadzono pojecie „absolwent uchylający się”. Chodziło o osobę, która nie zamierzała podjąć pracy w przedsiębiorstwie fundującym jej stypendium w okresie studiów. „Uchylający się” musiał zwrócić przedsiębiorstwu kwotę równą otrzymanemu stypendium i połowie kosztu wykształcenia absolwenta. Podobnie musieli zrobić „uchylający się”, jeżeli otrzymywali stypendia państwowe. (...) Absolwenci wyższych uczelni wyjeżdżający na Zachód musieli złożyć weksle albo poręczenia rodziców, ze w razie pozostania za granicą ktoś spłaci koszty poniesione przez państwo na ich wykształcenie. Do końca PRL istniał obowiązek pracy, a w połączeniu z krótką uzdą dla absolwentów powodowało to, że nie było szans, by wymigać się od objęcia wyznaczonej przez państwo posady.”

Fragment artykułu Jerzego Morawskiego „Przypisani do pracy”, „Rzeczpospolita”, 20.03.2001 r.

Kartki

„Po wojnie kartki żywnościowe funkcjonowały do 1948 roku (talony na towary przemysłowe dłużej) (...) To, że dobra konsumpcyjne reglamentuje się w czasie wojny czy odbudowy powojennej, nikogo specjalnie nie dziwi. Polska Ludowa była jednak ciekawym i rzadkim krajem, w którym kartki funkcjonowały w okresach „normalnej” gospodarki pokojowej. Kartki na żywność wprowadzano trzykrotnie. Po raz pierwszy - 1 września 1951 roku ( obowiązywały do 3 stycznia 1953 ). Po raz drugi - 25 lipca 1976 ( do 1 stycznia 1986 roku ) i po raz trzeci - 1 sierpnia 1981 roku (ostatecznie zrezygnowano z nich w sierpniu 1989 roku). Talony, asygnaty i przydziały na artykuły nieżywnościowe (zróżnicowanie było ogromne: od gumki do majtek poczynając, na trumnach, samochodach i mieszkaniach kończąc) towarzyszyły nam w Polsce Ludowej zawsze.

30 sierpnia 1951 roku w gazetach pojawiła się wzmianka o tym, że „wprowadza się czasowo miesięczne bony mięsno - tłuszczowe dla wybranych zakładów pracy.”. „Trybuna Ludu” oświadczała przy tym, że „zarządzenie to nie wprowadza nawet na okres przejściowy systemu kartkowego na mięso. Ani na mięso, ani na inne artykuły system kartkowy nie będzie wprowadzony.” „ Nie wprowadzony” system ( 24 kwietnia 1952 „nie wprowadzono” także kartek na cukier i mydło) był skrajnie manipulatorski. (...) Kartki odżyły po 23 latach. 25 lipca 1976 roku wprowadzono „bilety towarowe”, uprawniające do zakupu dwóch kilogramów cukru. Dla uspołecznionego handlu powstała sytuacja - marzenie. Wiadomo było, ile wydano kartek, a więc po pomnożeniu przez dwa można było ustalić, ile kilogramów trzeba miesięcznie dostarczyć do wybranych uspołecznionych punktów sprzedaży detalicznej. Niestety, ludzie zachowywali się nie po obywatelsku. I zamiast każdego dnia miesiąca kupować jedną trzydziestą przydziału, w obawie, że pod koniec miesiąca zabraknie, rzucali się do sklepów pierwszego dnia i wykupywali wszystko. Dlatego tu i tam zdarzały się przejściowe zakłócenia dystrybucji, a już po dwóch miesiącach rozmieniono miesięczny bilet towarowy na dwa kilogramowe bilety dwutygodniowe. Mimo wielu starań, jakich nie szczędziła władza ludowa, pod koniec lat 70 - tych coraz wyraźniej dawał się odczuć powszechny brak wszystkiego. Sytuację pogorszyła podwyżka ( zwana „wałęsówką”), wypłacona po zawarciu porozumień gdańskich. Było tak źle, że sama ludność zaczęła się domagać reglamentacji sprzedaży. Końcówka roku osiemdziesiątego była okresem dzikiej reglamentacji. „Kupony” upoważniające do zakupu mięsa, wędlin i masła emitowały władze wojewódzkie. Rosnącego znaczenia nabierała sprzedaż poprzez zakładowe bufety, wspomagane przez związki zawodowe zajmujące się kolportażem ziemniaków, cebuli, musztardy (...). Od pierwszego maja 1981 zaopatrzeniem kartkowym objęto masło ( trzy rodzaje kartek: M1 dla pracowników i dzieci od roku do 3 lat na 0,5 kg miesięcznie; M2 dla kobiet ciężarnych i dzieci od 4 do 18 lat na 0,75 kg oraz M - R dla rolników na 0,25 kg), przetwory zbożowe (0,5 kg) oraz przywrócono kartki na cukier, uprzednio nieopatrznie urynkowiony. (...)

1 sierpnia 1981 - zaczęły obowiązywać kartki na środki czystości ( 300 g) (...)

1 stycznia 1982 obniżono podstawową normę przydziału mięsa z 3,5 kg na 2,5 kg, podwyższono przydziały dla górników (dołowi 7 kg, powierzchniowi 4,5 kg) zmniejszono do kilograma kartkowy przydział cukru. Wprowadzono kartki na mleko o zawartości tłuszczu 3,2% dla dzieci i środki higieny dla niemowląt, smalec i margarynę (250 g ), mąkę ( 1 kg), papierosy ( 10 paczek) i alkohol ( 1 butelka ) (...)

1 lutego 1982 pojawiły się talony na benzynę (w zależności od pojemności samochodu - od 24 l do 45 l miesięcznie)(...)

1 lipca 1982 - wprowadzono okresowe reglamentowanie najróżniejszych produktów - od landrynek i wyrobów czekoladowych po gumkę do majtek. (...)

1 lipca 1989 - zniesiono kartkową sprzedaż mięsa.”

Fragmenty artykułu Michała Zielińskiego „Kartki z historii”, „Wprost”, 7.11.1999 r.

Dystrybucja

„Kazimierz Szumański, najsławniejszy spekulant PRL, zwany bułeczkarzem z Przemyśla, powinien stać na pomnikach jako prekursor kapitalizmu. Jeżdżąc przez kilka lat z gorącymi bułeczkami ze Stubna do Przemyśla i zaopatrując pozbawionych pieczywa obywateli, pokonał niemoc socjalizmu. Pierwszy wskazał rodakom, jak brać sprawy w swoje ręce. Za to wtrącono go do kryminału, postawiono przed sądem i sponiewierano.

Na ślad spekulanta wpadł magister G., przewodniczący Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego (PRON). 10 czerwca 1985 roku zagrzmiał na posiedzeniu organizacji, ze pieczywo białe w Przemyślu jest wykupywane prze spekulantów, m.in. ze Słubna. Bułki kupują po pięć, a odsprzedają po dziesięć złotych. Rogale nawet po dwadzieścia. Problem ostro napiętnowany jest przez aktyw - rzucił magister G. (...) Cztery dni później starszy sierżant S. zanotował, że przemyska milicja uzyskała informację, iż codziennie wczesnym rankiem nieznany mężczyzna kupuje dużo bułek i rogali. ( Informatorem była żona jednego z milicjantów, dla której zabrakło bułek. Zrobiła awanturę. A mężowi wskazała winnego)

(...) W czasie stanu wojennego w Medyce zamknięto do remontu piekarnię. Panie z biura stadniny w pobliskim Stubnie poprosiły:

- Panie Kaziu, w Stubnie urwało się pieczywo. Przywiezie pan z Przemyśla chociaż bułeczek dla naszych dzieci. Głodne nie pójdą do szkoły.

Kazimierz nie mógł odmówić. Za pierwszym razem kupił kilkanaście bułeczek i rogali. Pani z biura wzięły wszystko. Kilka następnych osób zamówiło pieczywo. Wszyscy płacili za bułeczki i dorzucali coś za fatygę. Wkrótce już na przystanku w Stubnie na autobus przywożący pana Kazika czekały dzieci idące do szkoły. A także dorośli, m.in. nauczycielki. Po drodze do stadniny mijał domy, z których też miał zamówienia. Panie z biura witały go radośnie. Do warsztatu rymarskiego zaglądali koledzy, brali swoje. Po pracy odwiedzał mieszkania starszych, schorowanych osób i wręczał zamówione bułeczki. (...)

Feralnego dnia Kazimierz Szumański wstał jak zwykle po trzeciej rano. Pomaszerował do piekarni przy ulicy Grunwaldzkiej. Tam na zapleczu zapakowano mu do toreb bułki i rogale. Z Towarem udał się w kierunku placu Konstytucji, na przystanek autobusu miejskiego. Miał nim podjechać do miejsca, z którego odchodził autobus do Stubna. Autobus nie nadjeżdżał. Pojawił się miejscowy gazik. Milicjanci, którzy obserwowali Szumańskiego od piekarni, zatrzymali go. (...) Podejrzanego przywieziono do komisariatu. (...) Przesłuchanie trwała od piątej rano do trzeciej po południu. Kazimierz przyznał się do wszystkiego. Oświadczył, że więcej nie będzie sprzedawał pieczywa. Od zarobionych na bułkach pieniędzy zapłacę podatek - zadeklarował. (...) Przyciśnięty przestępca wyśpiewał jak z nut: pieczywem handluje od trzech lat. Bułki i rogale sprzedaje o półtora złotego drożej, niż kupuje w piekarni. Zarabia dziennie pięćset złotych, co na tydzień daje dwa i pół tysiąca. (...) Funkcjonariusz K. zaznaczył, że działalność ta miała cel spekulacyjny. (...) Sąd (...) skazał Kazimierza Szumańskiego na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Dodatkowo skazał na grzywnę w wysokości 350 tysięcy złotych.”

Fragment artykułu Jerzego Morawskiego „Bułeczkarz z Przemyśla”, „Rzeczpospolita”, 16.06.2000

Produkcja

„Mąż znalazł pracę w małej fabryczce produkującej wyroby z tworzyw sztucznych. Wykorzystywano tam nie tylko wtryskarki hydrauliczne, ale także małe praski ręczne. Niektórzy spośród obsługujących je pracowników zaczęli przymierzać się do zmontowania własnych urządzeń i rozpoczęcia jakiejś produkcji na własną rękę. (...) W tym czasie również w fabryce, w której pracował mój mąż, dyrekcja była zmuszona do ograniczenia zatrudnienia. Zaproponowano niektórym pracownikom, że jeśli dobrowolnie odejdą z pracy, dostana nie tylko dobrą opinię, ale także poparcie w staraniach o koncesję na produkcję z tworzyw sztucznych. I choć przemawiały za nami obowiązujące regulacje prawne, odsyłano mnie od Annasza do Kajfasza. Brakowało nam najważniejszego: nie mieliśmy poparcia ani partii, ani żadnej organizacji społecznej, ponieważ oboje z mężem nigdzie nie należeliśmy. Także w rodzinie nie było ludzi z kręgów partyjnych lub aparatu władzy, a właściwie tylko przez znajomości i odpowiednie kontakty dostawała wówczas koncesje większość prywatnych producentów. (...) W końcu było zezwolenie, a w piwnicy czekała prawie gotowa, ręczna wtryskarka. Po raz kolejny zadaliśmy sobie podstawowe pytania: co dalej? Co i z czego produkować? Jasne było tylko, że wyrób musiał być nieskomplikowany i potrzebny na rynku. Tu przydało się moje wieloletnie zainteresowanie modą. Wiedziałam ( z zagranicznych żurnali), że wchodziły w modę duże, a nawet bardzo duże guziki do płaszczy. I poszło. Nasze guziki z miejsca chwyciły: były potrzebne, modne, podobały się. Wówczas jeszcze nie mieliśmy konkurencji w naszej branży. Zamówień przybywało, konieczne stały się nowe wzory i wielkości guzików: do płaszczy kostiumów, sukien, bluzek. Za pierwsze zarobione pieniądze kupiliśmy więcej surowca i nową matrycę. Pracowaliśmy jeszcze intensywniej, od piątej rano do dwunastej w nocy. (...) Sami co miesiąc opłacaliśmy podatki w Urzędzie Skarbowym. Największą wówczas zmorą były jednak nie tyle same podatki, co tak zwane domiary, naliczane po zakończeniu roku. Nigdy bowiem nie było wiadomo, według jakich kryteriów je naliczano i jaką kwotę „dołoży” nam Urząd Skarbowy. (...) Przez wszystkie lata działalności, od 1956 do 1973 roku, jak miecz Damoklesa wisiała nad nami groźba nieprzedłużenia koncesji - zazwyczaj zezwolenie było udzielane na cztery lata. Poza tym co pewien czas przedstawiciele partyjnej nomenklatury tworzyli nowe akty prawne, zakazujące handlowi uspołecznionemu zaopatrywania się w towary u prywatnych producentów. (...) Duże problemy mieliśmy jednak z Państwową Komisją Cen. Procedura była następująca. Składaliśmy wzór produktu z kalkulacją jego ceny, gdzie wszystkie koszty musiały mieć pokrycie w rachunkach (surowiec, robocizna, transport) i określone narzuty, a PKC i tak ustalała obowiązującą dla nas cenę w zależności od „widzimisię” urzędnika - zawsze niższą o 40 - 50% od określonej przez nas. (...) zamówienia w Warszawie otrzymywaliśmy od dyrekcji MHD lub z domów handlowych od ręki, ale nie za darmo. Gdy raz i drugi odmówiono nam zamówienia w MHD, zostaliśmy pouczeni przez kierowniczki sklepów, że trzeba się opłacać. Z czasem dawanie łapówek za zamówienia stało się normą, a jednocześnie niebezpiecznym procederem.”

Aleksandra Zadara „Łapówka za guziki”, „Prywaciarze 1945 - 89” , Fundacja Bankowa im. Leopolda Kronenberga, Ośrodek KARTA, Warszawa 2001 r.

Załącznik nr 2

Porównaj gospodarkę centralnie planowaną z gospodarką rynkową. Wstaw znak „X” do

odpowiedniej kolumny.

Cechy

Gospodarka centralnie planowana

Gospodarka rynkowa

Dominuje prywatna własność środków produkcji

Państwo zarządza przedsiębiorstwami

Ceny swobodnie kształtują się na rynku

Plan centralny określa podział produkcji

Działa mechanizm rynkowy

Przedsiębiorstwa konkurują ze sobą

Centralne rozdzielnictwo zasobów gospodarczych

Planiści ustalają, jakie dobra należy produkować



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sysetemy szsnastkowy i inne, Systemy bianrny,dziesietny,szesnastkowy, Reprezentacje liczb
MEDIACJE W SZKOLE i inne systemy resocjalizacji
sem IV MG wykl inne systematyka i charakterystyka gleb Polski
Runy a inne systemy magiczne
Wykład 11 Amver i inne systemy AAA
90 System prawa a inne systemy normatywne
Runy a inne systemy magiczne
sem IV MG wykl inne systematyka i charakterystyka gleb Polski
ATM+inne systemy optyczne DOC
Wykład 11 Amver i inne systemy AAA
Zymonik Materialy - Czesc 1 Filozofia Jakosci, _ROZW?J SYSTEM?W ZAPEWNIENIA JAKO?CI W GOSPODARCE RYN
Bankowość I, Zasady funkcjonowania systemu bankowego w gospodarce rynkowe
GOSPODARKA RYNKOWA A GOSPOD, Inne
02 System gospodarki rynkowej
REGIONALNE SYSTEMY GOSPODAR, Inne
Ekonomia 5 System gospodarki rynkowejpopr
20030831000404, Model systemu produkcji w gospodarce rynkowej
System produkcyjny w gospodarce rynkowej (13 stron)
Model systemu produkcji w gospodarce rynkowej

więcej podobnych podstron