Pozorne zwycięstwo 2


Pozorne zwycięstwo

(The Semblance of Peace)

Część 1

- Harry? Słyszysz nas?

To zabrzmiało jak Hermiona, gdyby Hermiona mówiła przez metalową rurę z drugiego końca pokoju.

Chwila, jakiego pokoju?

- Harry?

Pojawiło się światło, przebłyskujące przez jego zmęczone, uchylone powieki. Harry nie był pewien, gdzie się znajdował i co się działo. Wiedział jedynie, że wcześniej było ciemno. Teraz jest jasno. Podejrzewał, że to oznaczało poprawę.

- Spójrzcie na jego oczy! - Wciąż słyszał dziwnie zniekształcony głos Hermiony, ale teraz także więcej głosów rozbrzmiało wokół niego. Wszystkie, z jakiegoś niezrozumiałego powodu, rozprawiające o jego oczach.

Czuł, że czyjaś dłoń dotykała jego dłoni. Ścisnęła go, więc odwzajemnił uścisk tak mocno, jak tylko był w stanie. Niezbyt silnie, ale wystarczająco, by wywołać pisk u tego, kto go dotykał. A zabrzmiało to, jak pisk Ginny.

- O boże, Harry. Tak, no dalej, otwórz oczy.

Słowa Hermiony wystarczyły, aby jego ciało posłuchało. Powieki Harry'ego uniosły się i na chwilę został oślepiony. Zbyt wiele światła. Zbyt jasnego. Moment później w polu jego widzenia pojawiły się rozmazane kształty i następną rzeczą, jaką poczuł, był przygniatający go ciężar i puszyste włosy Hermiony łaskoczące jego twarz. Jej ciężar został zastąpiony ciężarem Ginny. Nadal pachniała kwiatami. Złożyła delikatny pocałunek w kąciku jego ust. Był dziwnie suchy.

- Harry, słyszysz nas teraz? - To był głos Rona i Harry zdołał odwrócić głowę i zobaczyć sylwetkę swojego najlepszego przyjaciela, stojącego przy jego łóżku.

Chwila, jego łóżku?

- Jesteś u Św Munga - powiedziała Hermiona. Przez cały czas gładziła ramię Harry'ego, jakby obawiała się, że jeżeli przestanie, to straci go ponownie.

Ale nie straciła go, prawda?

- Co... - Harry nie potrafił wydać z siebie niczego więcej, poza tym cichutkim dźwiękiem. Wszystko - jego gardło, język, wargi - wydawały się bezużyteczne.

- Masz, wypij to. - Ginny przyłożyła szklankę do jego ust i przez gardło Harry'ego przepłynęła woda. To była najwspanialsza rzecz, jakiej kiedykolwiek skosztował. Słodka i czysta. Harry jęknął, kiedy zabrała szklankę. - Przykro mi, ale nie możesz wypić zbyt dużo naraz.

- Czy pamiętasz bitwę w Hogsmeade? - zapytała Hermiona. Harry'emu udało się wykonać niepewne kiwnięcie, a jego broda oparła się o klatkę piersiową. - Stawiłeś czoła Voldemortowi. Zabiłeś go, Harry. Ale uderzył w ciebie jakimś zaklęciem. Nie jesteśmy do końca pewni, co to było, nawet tutejsi uzdrowiciele nie byli w stanie prawidłowo tego zdiagnozować...

- Ona stara się powiedzieć... - przerwał Ron, a Harry niemal wyczuwał uśmiech w jego głosie - ...że przez ostatnie cztery tygodnie byłeś w śpiączce.

- Trzy i pół - poprawiła go Ginny, ponownie ściskając dłoń Harry'ego.

Był w śpiączce? Niczego z tego nie pamiętał. Pamiętał bitwę, pamiętał walkę z Voldemortem na wzgórzach nieopodal Hogsmeade, w blednącym świetle zapadającego zmierzchu. Pamiętał rzucenie Klątwy Uśmiercającej. A później wydarzenia stały się nieco zamglone.

Najwidoczniej zapadł w śpiączkę.

- Panie Potter. Miło widzieć, że w końcu się pan obudził. - Ten nowy głos pochodził od kobiety, której Harry nie rozpoznawał, ale zielone szaty, w które była ubrana, mówiły mu, że jest najprawdopodobniej uzdrowicielką. - Jeżeli tylko dalibyście nam kilka chwil - zwróciła się do przyjaciół Harry'ego - mogłabym się upewnić, czy wszystko z nim w porządku.

Jego przyjaciele opuścili pokój, a Harry leżał cicho, kiedy uzdrowicielka rzucała zaklęcie po zaklęciu.

Był w śpiączce. Ale Voldemort nie żyje. Cóż, to było warte o wiele więcej, niż spanie przez kilka tygodni.

Kiedy uzdrowicielka skończyła i wypisywała listę eliksirów, które będzie musiał przyjmować, Harry zdołał się uśmiechnąć.

***

- ...a Neville przebywał w szpitalu przez kilka dni, ale uzdrowiciele całkowicie go wyleczyli - opowiadała Hermiona. - Jestem pewna, że wkrótce cię odwiedzi.

Harry pokiwał głową. Cieszył się słysząc, że większość jego przyjaciół wyszła cało z bitwy. Zginął tylko Moody, niestety. I całe mnóstwo Śmierciożerców, ale Harry odczuwał znacznie mniejszy żal z tego powodu.

Po nocy przespanej prawdziwym snem mógł już siedzieć. Wszystkie funkcje jego organizmu wracały do normy. Oczy były w porządku, chociaż, oczywiście, wciąż potrzebował swoich okularów. Głos brzmiał już normalnie. Jego koordynacja ruchowa także znacznie się poprawiła; mógł pić wodę ze szklanki, nie rozlewając ani kropli.

- Co ze Snape'em? - zapytał. Tamtego wieczoru w Hogsmeade chciał własnoręcznie dorwać Snape'a, ale nie mógł go nigdzie znaleźć, a Voldemort był znacznie ważniejszy.

Hermiona odchrząknęła.

- Jest kilka rzeczy, o których jeszcze nie wiesz - powiedziała przepraszająco. Harry był pewien, że czegokolwiek nie wiedział, nie spodoba mu się to. - Odbył się proces i Snape przedstawił dowody, które dał mu Dumbledore. Wspomnienia z myślodsiewni i pisemne świadectwo.

- Co się z nim stało? - zapytał Harry, zniecierpliwiony. - Proszę, powiedz mi, że został przynajmniej skazany na dożywocie w Azkabanie.

- Został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. - Hermiona patrzyła w dół na swoje dłonie, więc Harry spojrzał na Rona i Ginny, błagając ich bezgłośnie, by powiedzieli mu, że Hermiona żartuje.

Musi żartować.

- Dumbledore rozkazał Snape'owi, żeby go zabił - powiedziała Ginny. Jej głos brzmiał znacznie mniej przepraszająco, jednak nie patrzyła Harry'emu w oczy. - Kazał mu złożyć Przysięgę Wieczystą. Snape nie miał wyboru.

- Och, do jasnej cholery! - powiedział Harry. - Byłem tam! On zabił Dumbledore'a!

- Zrobił to - potwierdził Ron, kiwając głową z powagą. - Ale Dumbledore i tak był już umierający. Klątwa, która sprawiła, że jego ręka sczerniała, powoli zabijała go. Nie dożyłby do wakacji.

Harry spojrzał w dół. Nagle poczuł się senny i rozbolała go głowa, jakby spędził cały dzień na piekącym słońcu, zamiast czterech tygodni w śpiączce.

- Snape był przez cały czas po stronie Dumbledore'a? - Jego głos przeszedł w szept, ale nadal brzmiał chłodno. Tak chłodno, iż poczuł ciarki na plecach.

- Tak, był. Te wszystkie informacje, które Shacklebolt przekazał nam o dwóch ostatnich horkruksach, pochodziły od Snape'a. - Hermiona pocierała swoje ramiona, wyglądając, jakby czuła się niezręcznie. - Najwyraźniej Shacklebolt był jedynym, który wiedział, albo raczej odkrył, komu tak naprawdę Snape był lojalny. Bez tych informacji nie odnalazłbyś horkruksów.

- Wiem o tym! - warknął Harry, sam zaskoczony, jak nieprzyjemnie zabrzmiał jego głos. - Pieprzyć to!

- Nikt nie jest z tego zadowolony - powiedział Ron, wzruszając ramionami. - Ale nie mogli skazać go za coś, do czego został zmuszony. Za coś, czego Dumbledore sam chciał.

- Pewnie - odparł Harry, nadal nieprzekonany. Wyobrażał sobie Snape'a wijącego się u jego stóp pod klątwą Cruciatus. Opadł z powrotem na poduszkę.

- Powinniśmy już iść - powiedziała Hermiona. - Potrzebujesz wypoczynku. Wrócimy jutro.

- W porządku - westchnął Harry. Czuł się zmęczony. Jego ciało nie przyzwyczaiło się jeszcze do funkcjonowania przez cały dzień. Hermiona i Ginny pocałowały go w policzek, Ron poklepał po ramieniu, a następnie pokój opustoszał i Harry pozostał sam ze swoimi myślami.

- Cholerny Snape - wymamrotał. Jego powieki opadły, kiedy starał się znaleźć sobie wygodną pozycję pod szpitalną pościelą.

Plugawy zdrajca.

- Tak. Pieprzony zdrajca.

Zasługuje na śmierć za to, co nam zrobił.

- Tak - powiedział Harry, ponownie widząc u swych stóp zakrwawionego i złamanego Snape'a.

Musimy zabić tego zdrajcę.

- Taa... co? - Harry gwałtownie otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju. Było pusto.

Czy to nie jakiś głos słyszał przed chwilą? Był pewien, że tak. Prawdopodobnie umysł płatał mu figle. Był tak strasznie zmęczony.

Sen mu pomoże, był tego pewien.

Harry ponownie zamknął oczy. Tak, pragnął zobaczyć Snape'a martwego, ale teraz, po jego uniewinnieniu, nie może go zabić. To uczyniłoby z niego przestępcę, a nie miał zamiaru spędzić reszty swojego życia w Azkabanie.

Poza tym, Voldemort nie żyje. Harry wmawiał sobie, że to właśnie jest najważniejsze. Martwy, raz na zawsze.

Głośny śmiech rozbrzmiał w głowie Harry'ego tuż przed tym, zanim chłopak pogrążył się we śnie.

***

Minął tydzień od wybudzenia się ze śpiączki, kiedy Harry wyszedł z kominka w Norze. Pani Weasley przycisnęła go do piersi, a pan Weasley potrząsał jego dłonią tak mocno, iż Harry obawiał się, że ramię wyskoczy mu ze stawu.

- Przygotowujemy uroczystą kolację dla uczczenia tego wspaniałego wydarzenia. Wszyscy przyjdą - oświadczyła pani Weasley, powracając do pieca, gdzie zamieszała w kilku garnkach i rondlach.

- A Minerwa przysłała list - powiedział pan Weasley, odbierając bagaże Harry'ego. - Cała wasza trójka dostała zaproszenia do rozpoczęcia siódmego roku nauki. Hogwart został ponownie otwarty.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

- To jeszcze tylko dwa tygodnie.

Ron jęknął i pociągnął Harry'ego za rękaw.

- Chodź, zatrzymasz się w moim pokoju. Musimy cię tam ulokować.

Przyjaciel wciągnął po schodach bagaże Harry'ego, a kiedy byli już w pokoju, Harry wypakował kilka swoich ubrań, podczas gdy Ron paplał o tym, co bliźniacy zrobili w domu Billa kilka dni temu.

To było przyjemne uczucie móc zajmować się takimi błahymi sprawami, po roku poszukiwań kawałków duszy Voldemorta po całym kraju. To było więcej niż przyjemność wiedzieć, że nareszcie może zacząć żyć własnym życiem, bez ciągłego obawiania się Voldemorta, bądź też bez prób sprostania oczekiwaniom wszystkich innych.

Jego życie nareszcie należało do niego i Harry zamierzał dobrze to wykorzystać.

- Z czego się tak cieszysz? - zapytał Ron, spoglądając na niego podejrzliwie.

- Z niczego - odparł Harry, a jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. - Ze wszystkiego.

***

- Spotkajmy się w moim pokoju, kiedy Ron zaśnie - wyszeptała mu do ucha Ginny, kiedy wszyscy wstawali od stołu.

Harry, który właśnie słuchał tego, co mówił Lupin, przewrócił swoją szklankę z sokiem dyniowym. Ginny zachichotała, a Harry posłał jej szeroki uśmiech, rzucając jednocześnie zaklęcie czyszczące.

Pani Weasley nie kłamała, kiedy mówiła, że wszyscy pojawią się na kolacji. Lupin i Tonks siedzieli naprzeciwko Harry'ego, Shacklebolt mówił panu Weasleyowi, co powinno teraz zrobić Ministerstwo, Bill kłócił się z bliźniakami o ich ostatni tak zwany psikus, Hermiona i Fleur pogrążyły się w rozmowie na temat OWTMów, a pani Weasley zaczęła odsyłać puste misy i rondle do kuchni.

Brakowało jedynie wciąż przebywającego w Rumunii Charliego oraz Percy'ego, który nadal nie przyznawał się do swojej rodziny.

Kiedy stół był już pusty, Harry także wstał. Bill klepnął go w ramię, bliźniacy podarowali mu torebkę swoich najnowszych wyrobów, a Tonks uścisnęła go.

- Kontaktuj się z nami częściej, Harry - powiedział Lupin, potrząsając jego dłonią.

Następnie podszedł do niego Shacklebolt.

- Mogę więc oczekiwać cię w swoim departamencie pod koniec tego roku?

- Przemyślę to - odparł Harry i uścisnął dłoń Kingsleya.

- Zmykajcie do łóżek. - Pani Weasley zagoniła Harry'ego i jego przyjaciół do środka, a następnie po schodach na górę.

Harry wszedł za Ronem do pokoju, czując się jednocześnie nasycony i zdenerwowany. Ron wskoczył w piżamę i zasnął niemal natychmiast po tym, jak jego głowa dotknęła poduszki. Harry również się przebrał i z łomoczącym sercem usiadł na łóżku, czekając aż ucichną hałasy na zewnątrz pomieszczenia.

Policzył kilka razy do stu, a następnie wyśliznął się na palcach z sypialni, pokonał wąski korytarz i wszedł do pokoju Ginny.

- Hej - powitał go jej głos. Siedziała na łóżku, a jedynym przedmiotem oświetlającym pokój była niewielka lampka stojąca na stoliku obok.

- Cześć. - Harry zamknął za sobą drzwi, a Ginny poklepała materac, zapraszając Harry'ego, aby do niej dołączył. Zrobił to, ale zachował pewien dystans, siadając nieco dalej. Był zdenerwowany, tak jak się tego spodziewał, ponieważ nigdy wcześniej nie był z Ginny sam w jej sypialni.

Dziewczyna miała na sobie białą koszulę nocną, ozdobioną maleńkimi, żółtymi kwiatami. Zdjęła ją przez głowę, odsłaniając skórę, która miała kremową barwę nawet w tym przytłumionym świetle. Wzięła rękę Harry'ego i położyła na swojej piersi. Harry westchnął, kiedy dotknął miękkiego wzniesienia, a następnie zaczął się do niej przysuwać, coraz bliżej i bliżej, aż Ginny położyła się na plecach i pozwoliła Harry'emu ułożyć się na sobie.

Jego usta odnalazły jej wargi, a dłoń zsunęła się wzdłuż jej ciepłego brzucha, aż palce dotknęły bawełnianej bielizny.

- Nie lubię rudzielców.

Mrugając oczami, Harry spojrzał w dół na zaczerwienioną twarz Ginny.

- Co?

- Nie lubię rudzielców. - Jego oczy rozszerzyły się, gdy usłyszał swój własny głos wypowiadający słowa, których nie pomyślał.

- Co? - zapytała ponownie Ginny, marszcząc brwi.

- Nic. - Harry usiadł, przesuwając się nieznacznie, by ukryć swą oczywistą erekcję, uwięzioną w spodniach od piżamy.

Poza tym, preferuję moją własną płeć. Nie mam zamiaru uczestniczyć w twoich żałosnych próbach odbycia stosunku seksualnego z kobietą, Harry.

Harry cofnął się, jakby Ginny go sparzyła, i gwałtownie spadł z łóżka.

- Co się stało? - Dziewczyna usiadła i sięgnęła po swoją nocną koszulę.

- Nic. - Harry myślał gorączkowo. Słyszał głosy. Zaczynał wariować.

Najwyraźniej.

O, znowu to słyszał! Popatrzył na Ginny, jakby miał nadzieję, że będzie znała odpowiedź, ale ona tylko mu się przyglądała, przyciskając koszulę do swych nagich piersi.

- Przepraszam - powiedział, zrywając się na nogi. - Myślę, że... eee... śpiączka... Nie jestem jeszcze zupełnie sobą.

- Och. - Ginny spojrzała w dół i Harry usłyszał rozczarowanie w jej głosie. Skrzywił się.

Przestań dramatyzować, Harry.

Zdecydowanie zaczynał wariować. Musiał się stąd wydostać.

Nareszcie słuszna decyzja.

- Przepraszam - powtórzył Harry i w pośpiechu opuścił pokój Ginny. Zszedł po schodach, pomimo tego, że wolałby zbiec, wypadł na zewnątrz przez kuchenne drzwi i pobiegł w noc. Nie zatrzymywał się, biegł i biegł tak długo, aż Nora stała się odległym punktem, a on stracił oddech.

Staw był niemal czarny w porównaniu z ciemnogranatowym niebem i Harry spoglądał w nieruchomą wodę, próbując złapać oddech.

Coś było w jego głowie. Ktoś.

- Kim jesteś? - zapytał. Jego głos brzmiał niezwykle cicho w otaczającej go ciemności. - Co się dzieje?

Harry, jestem tobą rozczarowany. Do tego czasu z pewnością powinieneś już to odkryć.

Tym razem głos nie wydobył się z jego ust. Usłyszał go w swojej głowie.

- To nie jest wcale trudna zagadka.*

Jego usta ponownie wypowiedziały słowa, które nie należały do niego, i Harry pozostawił je otwarte. Co powiedziały? Że to nie była...

- Nie - odezwał się, potrząsając głową.

No dalej, Harry.

- Nie, zabiłem cię.

Próbowałeś.

- Zniszczyłem twoje horkruksy. Wszystkie.

Śmiech, który rozbrzmiał mu w głowie, zdawał się łaskotać jego umysł, sprawiając, że się skrzywił. I wtedy ostry rozbłysk bólu przeszył jego czoło, bólu, o którym myślał, że nigdy już go nie poczuje. Harry upadł na kolana i złapał się za głowę.

- Nie możesz tu być!

Naprawdę?

- Nie możesz opętać mnie na dłuższy okres czasu. Dumbledore tak powiedział! - Ból odpłynął i Harry spojrzał w górę, jakby oczekiwał, że zobaczy stojącego przed nim Voldemorta. Ale widział jedynie ciemność.

Ach tak, mogę sobie wyobrazić wszystko, co Dumbledore ci o mnie opowiadał. Ale ty nie jesteś tym samym chłopcem, którym byłeś dwa lata temu.

- Co? - Harry zamrugał i upadł na tyłek. Był zbyt otępiały, żeby się podnieść.

Teraz jesteś zabójcą, Harry Potterze. Mordercą.

- Jak mogę być mordercą, skoro tak naprawdę cię nie zabiłem?

Parsknięcie w jego umyśle sprawiło, że Harry poczuł drżenie za oczami.

Rzucenie Klątwy Uśmiercającej oddziela duszę od ciała, a to robi z ciebie mordercę. I nie ma znaczenia, że moja dusza jest wciąż tutaj, bezpieczna w tobie.

Żołądek Harry'ego wywrócił się na drugą stronę, doprowadzając do tego, że zwrócił kolację wprost na trawę.

Twoja własna dusza jest rozdzielona. Twój umysł ma teraz w sobie mrok. Jesteś zanieczyszczony. I idealnie dopasowany do tego, by być moim gospodarzem przez bardzo długi czas.

Musi komuś powiedzieć! Hermiona, ona będzie wiedziała, co zrobić.

Nie bądź głupcem. Jak myślisz, co cię czeka, kiedy ludzie odkryją, że jesteś Lordem Voldemortem? Najpewniej poślą cię do Azkabanu albo nawet skażą na Pocałunek, żeby wyssać obie nasze dusze.

To było to! Może się utopić w jeziorku, właśnie w tej chwili. Zabije siebie i Voldemort nie będzie...

Pomyśl, Harry! Ty zginiesz, a ja znajdę nowego gospodarza. Och, moja dusza jest już całkiem dobrze zaznajomiona z twoją mała dziewczynką, prawda?

- Nawet się nie waż! - Harry odnalazł w sobie dość siły, żeby zerwać się na nogi. - Nawet się nie waż zbliżyć do Ginny!

Jakie to przykre. W takim razie będziesz musiał zerwać ze swoją ukochaną, żeby trzymać mnie od niej z daleka.

Do diabła. Tak naprawdę, to nie rozważył jeszcze tej kwestii. Jeżeli teraz zbliży się do Ginny, to zabierze do niej także Voldemorta. Jego pusty teraz żołądek ponownie się wywrócił.

Zawrzyjmy układ. Ty nie zrobisz niczego głupiego i pochopnego, a ja nie zbliżę się do twoich drogich przyjaciół.

- Nie wchodzę z tobą w żadne układy!

Dlaczego nie mógłbym złożyć teraz wizyty twojej dziewczynie? Jak mnie powstrzymasz? Zabijesz ją? Powiesz komuś ważnemu? Jestem pewien, że nie będzie miała nic przeciwko spędzeniu reszty życia w Azkabanie.

Kurwa. Kurwa. Harry kopnął trawę, chociaż tak naprawdę to wolałby skopać coś innego. Voldemort mógł opętać kogokolwiek tylko zechce, każdego z jego przyjaciół, tak, jak to zrobił z Quirrellem.

- W porządku. Zawrzyjmy układ - powiedział w końcu. Poza tym i tak mógł powiedzieć o tym Hermionie, a ona znalazłaby jakiś sposób na wypędzenie z niego Voldemorta.

Już myślisz o zdradzeniu mnie, Harry?

- Możesz słyszeć wszystkie moje myśli, prawda? - zapytał Harry, pomimo tego, że znał już odpowiedź.

Mądry chłopiec. Mogę widzieć wszystkie twoje myśli, wszystkie twoje wspomnienia. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak świetnie bawiłem się, spędzając te kilka tygodni w twoim umyśle i oglądając wszystko ze szczegółami, kiedy ty byłeś pogrążony w śpiączce.

Harry zwiesił głowę. Po raz pierwszy w całym swoim życiu czuł się naprawdę pokonany.

***

Kiedy wracał do Nory, wiedział już dokładnie, co zrobi. Nie, to nie była do końca prawda. Wiedział dokładnie, czego nie zrobi.

Nie mógł nikomu powiedzieć. Nie miał wątpliwości, że Ron i Hermiona będą trzymać się przy nim i próbować znaleźć rozwiązanie, ale nie był pewien, co zrobiliby inni. Nie potrafił sobie wyobrazić, by Lupin albo Shacklebolt, ani nawet pan Weasley byli tak cierpliwi, kiedy odkryją, że w głowie Harry'ego zamieszkał Voldemort.

A Ginny... cóż, nie chciał narażać Ginny ponownie na tę straszliwą gehennę, przez którą musiała przejść, kiedy był na drugim roku. Nie był pewien, jak zareagowałaby, gdyby odkryła, że Harry został opętany.

Może mógłby powiedzieć Ronowi albo Hermionie... nie, Voldemort by ich dopadł.

Pełen satysfakcji chichot odbił się echem w jego umyśle, kiedy otworzył drzwi i wśliznął się do pogrążonej w mroku kuchni.

To był też powód, dla którego nie mógł pozostać w Norze. Nie chciał narażać swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Radził sobie z Voldemortem przez całe życie. I teraz też tak będzie.

Jesteś bardzo pewny siebie, prawda, Harry?

- Zamknij się - wymamrotał Harry. Bezszelestnie wszedł po schodach i wśliznął się do pokoju Rona, gdzie spakował ubrania do kufra i pomniejszył go. Następnie ponownie zszedł na dół. Znalazł pergamin oraz pióro i napisał krótki liścik.

Przepraszam, że odchodzę w taki sposób, ale wszystko stało się trochę zbyt przytłaczające. Potrzebuję trochę czasu, aby odpocząć i przemyśleć parę spraw. Wszystko ze mną w porządku, nie martwcie się. Przyślijcie mi sowę, jeżeli będziecie mieć jakieś pytania.

Harry

Zostawił liścik na kuchennym stole i użył kominka, aby przenieść się siecią fiuu na Grimmauld Place. Kiedy zielone płomienie opadły, Harry wszedł do pogrążonej w ciemności, znajdującej się w suterenie kuchni, niepewny, co powinien teraz zrobić. Zorientował się, że nadal ma na sobie piżamę, a w ręku pomniejszony kufer, więc zdecydował, że równie dobrze może pójść spać i pomyśleć nad rozwiązaniem rano.

Voldemort był dziwnie cichy i Harry'emu przemknęło przez głowę, że może na starym domu wciąż działa zaklęcie Fideliusa, które trzyma go z daleka.

Pomyśl jeszcze raz.

A więc dobrze - chyba jednak nie działa. Po rzuceniu szybkiego Lumos, Harry odnalazł drogę na górę, do swojej sypialni, tej samej, której używał od poprzedniego lata, kiedy dom był dla niego bazą do polowania na horkruksy.

Kiedy znalazł się już w pokoju, machnięciem różdżki włączył stojącą na szafce nocnej lampkę, a następnie powiększył swój kufer i umieścił go w nogach łóżka. Westchnął i położył się na chłodnej pościeli, cały czas ściskając różdżkę w dłoni. Umieścił ją na swoim brzuchu i zapatrzył się w sufit.

- Czego chcesz? - zapytał.

Poza dominacją nad światem?

Pomimo kłopotów, w jakich się znalazł, Harry się roześmiał. A może śmiał się właśnie z nich. Jakaś jego część trzęsła się z nerwów, inna była tak wściekła, że miał ochotę zrobić komuś krzywdę, a jeszcze inna chciała po prostu zachichotać z absurdalności tego wszystkiego.

- Tak, poza tym oczywistym faktem.

Myślę, że odpowiedź jest całkowicie jasna. Chcę odzyskać moje ciało.

- Przykro mi, ale wydaje mi się, że to ostatnie zostało spopielone kilka tygodni temu - odparł Harry, szczerząc się. - Może powinieneś bardziej uważać na swoje ciała. Ciągle je tracisz

A ty, być może, powinieneś zwracać większą uwagę na to, w jaki sposób się do mnie odzywasz, dzieciaku. Wciąż mogę cię zranić.

I aby zademonstrować sedno swoich słów, bliznę Harry'ego przeszyła eksplozja bólu.

- Kurwa! Przestań! - Harry zacisnął powieki i zaczął trzeć czoło.

Zwracaj się do mnie z odpowiednim szacunkiem, to zostawię twoją bliznę w spokoju.

- Dzień, w którym będę cię traktował z szacunkiem, będzie dniem, w którym Armaty z Chudley zdobędą Międzynarodowy Puchar w Quidditchu. - Jeszcze większy ból przeszył jego umysł i Harry zerwał swoje okulary, by móc przycisnąć dłonie do oczu, zaciskając jednocześnie zęby. - Dobra! Zrozumiałem! Po prostu powiedz mi, czego ode mnie oczekujesz. Potrzebujesz mojej krwi? Chcesz, żebym poszedł na ten cmentarz i ponownie pomógł w przeprowadzeniu rytuału?

Jedyne, czego na razie od ciebie chcę, to abyś był moim gospodarzem.

- Świetnie - wymamrotał Harry. Przewrócił się na bok i odłożył różdżkę na szafkę nocną. - Jak długo potrwa to "na razie"?

Dopóki nie wymyślę sposobu na odzyskanie swojego ciała.

- I myślisz, że się na to zgodzę? Wydaje ci się, że pozwolę, abyś je odzyskał?

Oczywiście. Jedyną alternatywą, jaka ci pozostaje, jest życie ze mną do końca twoich dni.

Harry wzdrygnął się na myśl o utknięciu z Voldemortem aż do późnej starości. Nie, nie chciał, żeby Voldemort odzyskał swoje ciało. Ale z drugiej strony, Harry pragnął żyć własnym życiem, a to było niemożliwe, dopóki intruz tkwił w nim. I znowu, jeżeli Voldemort odzyska swoje ciało, to i tak nie będzie miał normalnego życia.

Nie wygrasz z tym, Harry. Najlepiej będzie, jeżeli to po prostu zaakceptujesz.

- Dobra - westchnął chłopak, pomimo iż wiedział, że i tak nigdy się z tym nie pogodzi. Na pewno musi być jakieś wyjście, bez pozwalania Voldemortowi...

Ciekaw jestem, co porabia teraz twoja śliczna dziewczynka. Musi być zdruzgotana po tym, w jaki sposób uciekłeś od niej dzisiejszej nocy. Z pewnością ucieszyłaby się z małego towarzystwa.

- Przestań! - Harry złapał palcami poduszkę, ściskając ją tak mocno, iż zabolały go dłonie. Nie mógł obmyślić planu, żeby pozbyć się Voldemorta. Nie mógł nikomu powiedzieć. Nie mógł nawet zrobić albo pomyśleć czegokolwiek, bo Voldemort i tak poznałby każdy szczegół.

Tak, jak powiedziałem, najlepiej będzie, jeżeli to po prostu zaakceptujesz.

- Nigdy - wyszeptał Harry i zgasił światło. - A teraz zamknij się i pozwól mi spać.

Dobranoc, Harry.

- Dobranoc, Tom - odpowiedział Harry, uśmiechając się kpiąco w duchu. Niewielka iskra bólu zapłonęła wokół jego blizny, ale było to niczym w porównaniu z bólem, którego doznał wcześniej. Możliwe, że Voldemort był także zmęczony.

Jestem zmęczony. A teraz przestań myśleć, żebym mógł się przespać.

- Możesz spać w takim stanie?

Oczywiście.

Harry sięgnął po kołdrę i podciągnął ją pod brodę, wtulając głowę w poduszkę. W jego ciele był uwięziony jego największy wróg. To było dziwaczne i jeżeli myślał o tym zbyt długo, miał ochotę wziąć gorący prysznic i wyszorować się do czysta, ale był zbyt zmęczony, żeby się poruszyć. Skoncentrował się najlepiej, jak potrafił, kiedy jego umysł odpływał w krainę snu, i spróbował odszukać w sobie Voldemorta, jak gdyby był jakimś pasożytem gnieżdżącym się w jego mózgu. Nie wyczuł nic, jedynie swoje głębokie oddechy i własne myśli, które nie pozwalały mu zasnąć.

- Jak to się dzieje, że cię nie czuję?

Porozmawiamy o wszystkim jutro. Teraz śpij.

- A może tak naprawdę zaczynam wariować i tylko wyobrażam sobie, że mam w sobie Voldemorta. - Harry doznał wrażenia, jakby przez jego ciało przepłynął podmuch udręczonego westchnienia. Uśmiechnął się.

***

Kiedy się obudził, doświadczył jednej wspaniałej chwili spokoju, kiedy jego umysł odtwarzał wszystkie ostatnie wydarzenia. Pokonał Voldemorta. Był wolnym człowiekiem. Nareszcie mógł robić...

Dzień dobry, Harry.

Harry wcisnął głowę w poduszkę i rozważał rozerwanie jej zębami na kawałki.

Takie dramatyczne przedstawienie od razu po przebudzeniu?

Biorąc głęboki oddech, Harry usiadł i zapatrzył się na zakrywające okno zasłony. Było jasno. Czy naprawdę przespał całą noc? Dziwne. Spodziewał się, iż wiedząc, że Voldemort tkwił w jego głowie, godzinami będzie się wiercił i przewracał.

I miałbym pozwolić ci zrujnować mój odpoczynek? Zdecydowanie nie.

- Co? - Harry opuścił nogi na podłogę i przetarł dłonią twarz. - A co ma wspólnego jedno z drugim? To wciąż moje ciało.

Ależ oczywiście.

Harry zmarszczył brwi. Ani trochę nie ufał nagłym potakiwaniom Voldemorta.

- Chwila. Zmusiłeś mnie, żebym przespał całą noc? I kiedy byłem w śpiączce? To także twoja sprawka, prawda?

Potrzebowałem jedynie trochę czasu, żeby poukładać wszystko w twoim umyśle, Harry. Uporządkować moje własne myśli i zastanowić się, co robić dalej.

- Trzymałeś mnie w śpiączce przez cztery pieprzone tygodnie, bo potrzebowałeś czasu do namysłu? - Harry zerwał się na nogi, marząc o tym, żeby móc przywalić Voldemortowi. Ale nie miał zamiaru uderzać siebie, więc zamiast tego kopnął stojące przy biurku krzesło.

Trzy i pół tygodnia.

Z jego ust wyrwał się zduszony okrzyk. Harry wkroczył do łazienki i szarpnięciem ściągnął z siebie piżamę, a następnie wszedł pod prysznic i odkręcił tak gorącą wodę, iż niewiele brakowało, aby poparzył sobie skórę. Oparł obie dłonie o wyłożoną kafelkami ścianę, opuszczając głowę tak, iż woda spływała na jego kark i plecy.

- Dlaczego nie mógłbyś po prostu zdechnąć, ty skurwielu?

Odpowiedź nie nadeszła i Harry podniósł głowę, mrugając oczami, kiedy woda spływała mu po czole.

- Och, teraz siedzisz cicho, ty żałosny draniu?

Przeszył go nieprzyjemny ból, ale Harry zignorował go. Sięgnął po szampon i wylał na włosy ilość, która wystarczyłaby dla małej armii. Boże, jak bardzo potrzebował się umyć. Myśl, że miał w sobie Voldemorta, w swojej głowie, mięśniach, kościach, sprawiała, że dostawał gęsiej skórki.

- Miałem nadzieję, że to zakończyłem - wymamrotał, trąc wściekle włosy tak, iż wszędzie fruwały mydliny. - Sądziłem, że będę miał długie, miłe wakacje, zanim w końcu rozpocznę nowe życie.

Nikt nie zabrania ci mieć wakacji.

- Poza szaleńcem w mojej głowie! - Kolejna eksplozja bólu przeszyła jego bliznę i Harry zacisnął zęby.

Zrób sobie wakacje, Harry. Z pewnością nie będę cię przed tym powstrzymywał.

- Ale i tak się nie odpieprzysz.

Nie, dopóki wszystko się nie ułoży.

Harry, wzdychając, spłukał włosy. Sięgnął po mydło i przejechał nim w dół, poprzez klatkę piersiową, aż do krocza. Cóż, i to by było na tyle, jeżeli chodzi o jego poranne obciąganko. Nie było nawet mowy, żeby dotknął tamtej części siebie, kiedy Voldemort patrzył.

Cóż za skromność. Chociaż naturalnie, nie będę wymagał od ciebie celibatu. Śmiało, nie krepuj się.

Harry'emu zrobiło się niedobrze na myśl o dzieleniu orgazmu z kimś pokroju Voldemorta. Zakręcił szybko wodę i wytarł się. Nie chciał spojrzeć na swojego penisa nawet, kiedy ustawił się naprzeciwko toalety, żeby się załatwić wiedząc, że Voldemort także by go zobaczył.

- Wiesz co? - powiedział, kiedy próbował okiełznać przed lustrem swoje włosy. - Będę miał wakacje. Nie powstrzymasz mnie przed robieniem rzeczy, które sobie zaplanowałem.

Nawet o tym nie marzyłem. - Szczera kpina wyczuwalna w głosie Voldemorta sprawiła, że Harry zadrżał. Umył zęby, a następnie pospiesznie poszukał ubrań, by zakryć swoje ciało.

Czy mogę zasugerować, żebyś lato rozpoczął od odwiedzenia naszego starego znajomego?

Harry zmrużył oczy, wkładając swoje dżinsy.

- Kogo?

Snape'a. Chciałbym zamienić z nim słówko.

- Nie! - Harry siłował się ze sznurówkami, ponieważ jego dłonie zaczęły nagle drżeć. - Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie pójdziemy spotkać się ze Snape'em tylko po to, żebyś mógł torturować jego tyłek.

Ach, ale czyż nasz zdrajca nie zasłużył na odrobinkę Cruciatusa?

- A więc Aurorzy mają wsadzić mój tyłek do Azkabanu tylko dlatego, że ty pragniesz zemsty? Kolejny raz odmawiam. I nie zmusisz mnie.

Cisza, która nastała, potwierdziła, że Voldemort, na szczęście, nie może go do niczego zmusić, za co Harry był niezwykle wdzięczny. Musiał odkryć, jak dużą kontrolę może on nad nim sprawować. I dopóki tego nie zrobi, nie może spotkać się z żadnym ze swoich przyjaciół. Myśl, że Voldemort mógłby zmusić Harry'ego do skrzywdzenia Hermiony, Rona albo Ginny wystarczyła, żeby jego żołądek się wywrócił.

Harry zszedł na dół, do kuchni. Voldemort mógł kontrolować jego sen, jego bliznę i czasami jego głos. Ale nie jego ciało. To już było coś.

Nie zaprzeczyłeś.

- Co? - Harry przyniósł do stołu płatki i mleko.

Nie zaprzeczyłeś temu, że Severus zasługuje na tortury. - Voldemort brzmiał na całkiem z siebie zadowolonego.

- Bez komentarza. - Harry wsypał płatki do miski i zalał je mlekiem.

W jego umyśle rozbrzmiał pełen satysfakcji chichot.

Ach, ale tutaj widzę, że z przyjemnością zobaczyłbyś naszego drogiego Severusa wijącego się w agonii. Cóż za małe, przyjemne marzenie, Harry. Nie podejrzewałem cię o fantazjowanie na temat torturowania bezbronnego człowieka.

- Snape nie jest bezbronny - odparł Harry, pomiędzy kęsami śniadania.

Och, ale będzie, kiedy dorwę go w swoje ręce.

- Chyba masz na myśli moje ręce.

W rzeczy samej.

- W twoich snach.

I w twoich, Harry. Tych cudownych, mrocznych snach.

Harry odepchnął od siebie miskę. Nagle stracił cały apetyt.

Część 2

No więc dokąd zamierzasz mnie zabrać na wakacje?

Harry wzruszył ramionami.

- Jeszcze nie wiem. Zobaczymy. - Sprawdził, czy ma w kieszeni portfel i różdżkę, a następnie zamknął drzwi. - Chcę po prostu robić normalne rzeczy. Wszystkie te rzeczy, których nigdy nie mogłem robić, ponieważ ciągle deptałeś mi po piętach.

A teraz będziesz je robił ze mną. Wyobraź to sobie.

- Taa, wyobrażam - odparł Harry. Wyprostował ramiona, jeszcze bardziej zdeterminowany, by nie pozwolić Voldemortowi zepsuć swoją obecnością jego planów. Zniszczył już wystarczająco dużo. Harry będzie miał wakacje i będzie robił normalne rzeczy, a jeżeli Voldemort się na to nie zgadza, to może się odpieprzyć.

Zatrzymał się przy najbliższym kiosku i kupił przewodnik turystyczny. Pomimo tego, że był w Londynie wiele razy - a teraz nawet w nim mieszkał - nigdy tak naprawdę go nie zwiedził. Poza wycieczką do Londyńskiego Zoo z Dursleyami, kiedy miał jedenaście lat, ale o nich wolał w ogóle nie myśleć.

Opowiedz.

- Dlaczego? - zapytał Harry. Zatrzymał się i przekartkowywał przewodnik.

Oszczędzi mi to kłopotu z przeszukiwaniem twojego umysłu, by znaleźć wspomnienia.

Harry, wzdychając, zamknął książkę i przypomniał sobie, jak Dursleyowie zabrali go ze sobą wbrew swej woli. Uśmiechnął się mimowolnie.

- Rozmawiałem wtedy z wężem - powiedział. - Jeszcze nawet nie wiedziałem, że jestem czarodziejem.

A oni ukarali cię za to, prawda? Twoja rodzina?

- Więc w końcu znalazłeś moje wspomnienia.

Nie, po prostu wiem, jacy są mugole.

Harry postanowił nie skomentować tego i ponownie otworzył przewodnik.

- To wygląda interesująco. Muzeum Historii Naturalnej.

Mugolskie muzeum? Pewny sposób na wyrzucenie pieniędzy w błoto.

- W zasadzie to napisali, że wejście jest darmowe. - Harry wyszczerzył się w odpowiedzi na prychnięcie Voldemorta, a następnie uśmiechnął, kiedy na odwrocie przewodnika zobaczył podręczną mapę Londyńskiego Metra. - Stacja South Kensington - wymamrotał do siebie, zamknął przewodnik i włożył go do tylnej kieszeni dżinsów.

Zamierzasz jechać metrem? Jesteś czarodziejem. Aportuj się!

- Jedziemy w mugolskie miejsce. Jeżeli nie lubisz metra, to dlaczego po prostu nie znajdziesz sobie kogoś innego, żeby mu zawracać głowę?

Nagły, ostry ból blizny był tego wart, powiedział sobie Harry, i poszedł szukać najbliższej stacji.

***

To są kości. Bardzo stare kości. Naprawdę, Harry, nawet mugole muszą mieć coś ciekawszego do pokazywania, niż to.

- To dinozaury - wyszeptał Harry, przypatrując się imponującej szczęce Tyranozaura Rexa. - I są ciekawe.

Wymarłe.

- Właśnie.

To jest twój sposób na spędzanie wakacji? Gapienie się na kości martwych zwierząt?

- To więcej niż ty zdołałeś po sobie zostawić. - Harry nie był przygotowany na falę bólu, która nagle go zalała, zgiął się wpół i chwycił za głowę.

- Wszystko w porządku? - zapytała stojąca nieopodal kobieta.

- W porządku, dzięki. To tylko migrena - odparł Harry, prostując się. Szybko znalazł odosobnione miejsce, zdjął okulary i przetarł oczy. - Nie rób tego w miejscu publicznym, do jasnej cholery.

Trzymaj język pod kontrolą, to zostawię twoją bliznę w spokoju.

- Posłuchaj, to moje wakacje i chcę zobaczyć to muzeum. - Harry założył okulary z powrotem i wydał z siebie zmęczone westchnienie. Przebywanie z Voldemortem, który bez przerwy komentował wszystko, co robił, było niezwykle męczące.

W porządku, jeżeli pozwolisz mi wybrać popołudniową rozrywkę.

- Której części "to są moje wakacje" nie zrozumiałeś?

Tej części, w której ciągasz mnie po bezsensownych mugolskich muzeach.

- To nie moja wina. Możesz się odpierdolić, kiedy tylko zechcesz.

O tak, podejrzewam, że mógłbym spędzić to popołudnie zapoznając się ponownie z twoją śliczną, małą dziewczynką.

- Nawet się, kurwa, nie waż! - Harry wzdrygnął się, kiedy jego głos odbił się echem w pomieszczeniu i kilka głów odwróciło się w jego stronę. Zdołał uśmiechnąć się przepraszająco i rozważył pomysł, by kupić sobie jeden z tych nowoczesnych telefonów komórkowych, więc mógłby przynajmniej udawać, że rozmawia z kimś innym.

Książka. Otwórz ją tam, gdzie znalazłeś te mugolskie monstra.

Harry otworzył przewodnik i odnalazł prawidłową stronę. Zmarszczył brwi, próbując odkryć, czego chciał Voldemort.

O, to muzeum pod spodem. Brzmi znacznie ciekawiej, niż oglądanie przez cały dzień wymarłych zwierząt.

- Loch Londyński? Przywraca do życia ponad 2000 lat przerażająco prawdziwej historii? Żartujesz sobie? - Harry zatrzasnął przewodnik. - Nie idę do żadnego muzeum tortur.

A dlaczego by nie? Mają wystawę o Kubie Rozpruwaczu.

- Czego, do diabła, chcesz od Kuby Rozpruwacza?

Jak dobrze wiesz, dorastałem w East End.

Harry'ego wypełniło ciepło, jak gdyby Voldemort wspominał coś wyjątkowo przyjemnego.

Często przed snem opowiadałem młodszym chłopcom z sierocińca historie o Kubie Rozpruwaczu. Zawsze udawało mi się nastraszyć tych tępaków tak, że sikali ze strachu.

- Och, z pewnością - wymamrotał Harry. Wakacje, które nareszcie mógł mieć i na które z pewnością zasłużył zaczynały zamieniać się w farsę. Utknął z Voldemortem, nie ważne jak bardzo próbował udawać, że tak nie jest. Musiał znaleźć sposób, żeby uwolnić się od niego, ale on ciągle tu był, do cholery...

- Przestań!

Harry zacisnął oczy. Nagle zaczął mieć problemy z oddychaniem i zaczęło świerzbić go, by wyciągnąć różdżkę, chociaż nie wiedział, dlaczego.

To jest jedyny wybór, który ci daję. Albo zabierzesz mnie do Severusa dzisiejszego popołudnia, albo pójdziemy do tego muzeum tortur.

- Nie pójdziemy spotkać się ze Snape'em - powiedział Harry. Jego głos brzmiał ochryple, jakby krwawił w środku. Jakby obecność Voldemorta sprawiała, że jego ciało psuło się i jątrzyło. Jakby jego mięśnie gniły i mogły w każdej chwili oddzielić się od kości i odpaść...

Zbierz się do kupy, Harry! Dla żadnego z nas nie będzie to zbyt przyjemne, jeżeli postradasz zmysły. Zaakceptuj to, co jest i przestań marzyć o niemożliwym!

Harry wziął głęboki oddech.

- Pójdziemy do tego muzeum - powiedział. Jak to możliwe, że czuł się taki pusty, jeżeli Voldemort był w nim? - Ale jeszcze nie skończyliśmy zwiedzać. Mam zamiar spędzić tu przedpołudnie.

Zgoda.

To było jego ciało. Jego pieprzone wakacje. Nie powinien ustępować Voldemortowi w żadnej sprawie. A oto był tutaj, dyskutując o mugolskich muzeach ze swoim największym wrogiem. Harry potrząsnął głową i pospacerował z powrotem ku dinozaurom na wystawie.

- Ma bardzo duże zęby - powiedział, mając nadzieję, że przynajmniej to powstrzyma Voldemorta od krytyki. Podobał mu się Tyranozaur Rex. Ciężko było wyobrazić sobie, że coś tak ogromnego i potężnego przemierzało kiedyś Ziemię. No, jeżeli nie liczyć smoków. Voldemort był cicho, więc Harry spróbował ponownie. - Jestem pewien, że był świetnym zabójcą.

- Taa, jest odjazdowy, nie? - powiedział stojący po jego prawej stronie chłopiec, patrząc na Harry'ego błyszczącymi oczyma i uśmiechając się szeroko.

- Tak - zgodził się Harry, odpowiadając słabym uśmiechem.

***

Harry był zły, że musiał to przyznać, ale Loch Londyński okazał się całkiem interesujący. Dowiedział się sporo o wielkiej zarazie i o wielkim pożarze Londynu i nawet specjalna wystawa dotycząca Kuby Rozpruwacza była intrygująca w pewien niepokojący sposób.

Voldemort naturalnie wydawał się dobrze bawić, co oznaczało, że przez większość czasu był cicho i pozostawiał spacerującego po muzeum Harry'ego jego własnym myślom.

A ludzie twierdzą, że wszyscy mugole są niewiniątkami - powiedział Voldemort, kiedy przyglądali się wystawie, na której uwięziony szczur wyżerał sobie drogę przez wnętrzności człowieka. - Ja, naturalnie, nigdy nie używałem takich barbarzyńskich metod, kiedy...

- Zabiłeś moich rodziców, ty cholerny draniu! - wyszeptał Harry żarliwie. - Nie waż się rozpowiadać naokoło, że jesteś niczym wybawienie, w porównaniu z czymkolwiek, co mugole robili wieki temu!

Śmierć twoich rodziców była niefortunna, ale przynajmniej zrobiłem to szybko i bezboleśnie.

- Przestań - powiedział Harry przez zaciśnięte zęby. - Przestań usprawiedliwiać to, co nam zrobiłeś. - Odwrócił się na piętach, zderzył się z kilkoma turystami i pomaszerował do najbliższego wyjścia. - Skończyliśmy tutaj - powiedział. Voldemort nie protestował, ale Harry wiedział, że w tym przypadku jego milczenie nic nie znaczyło.

***

Kolacja w McDonald's niezbyt spodobała się Voldemortowi, ku radości Harry'ego. Jeżeli nie mógł wykopać drania, to mógł z pewnością irytować go folgowaniem trywialnym, mugolskim obyczajom. Harry pochłonął Big Maca i dużą porcję frytek, a następnie pojechał metrem do Leicester Square, popijając od czasu do czasu swoją colę.

W jakim celu się tu znaleźliśmy?

- Idziemy obejrzeć film - odpowiedział Harry. Ze spuszczoną głową odnajdował drogę w tłumie turystów i miejscowych, poszukujących sposobu na miłe spędzenie czasu. Voldemort prychnął głośno, co sprawiło, że usta Harry'ego zadrżały.

Litości. Odwiedzanie muzeów, nawet tych mugolskich, ma jakieś wartości edukacyjne, ale film? Kompletna strata czasu.

- Ten będzie edukacyjny. Oparty na prawdziwych wydarzeniach. Spodoba ci się. Ginie mnóstwo ludzi. - Harry wziął następny łyk coli i zatrzymał się pod drzewem, naprzeciwko kina Odeon. - To film o Titanicu. To taki duży statek, który...

Wiem, co to jest Titanic. Nie jestem kompletnym durniem.

Harry prychnął.

- Cóż, to mugolska rzecz. Myślałem, że mogłeś to po prostu zignorować.

Poznaj swojego wroga, Harry. Nigdy go nie ignoruj.

- Taa, jasne - odpowiedział Harry bez zbytniego przekonania. Wypił resztę coli i wrzucił papierowy kubek do najbliższego kosza. - Pamiętaj, że to moje wakacje. Planowałem obejrzeć ten film z przyjaciółmi. Hermiona od jakiegoś czasu paplała o tym, że chce go zobaczyć, ale skoro utknąłem z tobą, to musisz to przecierpieć.

I z pewnością będę cierpiał. - Harry miał dziwaczne wrażenie, jakby uwięziony w nim Voldemort wzruszył z rezygnacją ramionami. - W porządku. Pójdziemy i obejrzymy ten film. Zobaczenie tysięcy mugoli ginących w lodowatej wodzie może być, ostatecznie, całkiem zabawne.

Harry westchnął i stanął w kolejce, aby kupić bilet.

***

To nie dowodzi niczego, poza tym, że miłość robi z ciebie kompletnego imbecyla i sprawia, że kiedy jesteś już stary i zniedołężniały, wyrzucasz fortunę do oceanu.

Harry zachichotał. Film nawet całkiem mu się podobał, chociaż wątek romantyczny nie przypadł mu do gustu. Możliwe, że Hermiona, i pewnie Ginny także, byłyby bardziej zadowolone. Sam uważał, że na tonącym statku cała ta romantyczność była czymś nieco dziwacznym.

Widzisz? Nawet ty nie możesz się ze mną nie zgodzić. Miłość sprawia, że jesteś słaby. Mogliby przeżyć, gdyby nie starali się tak uparcie ratować siebie nawzajem.

Harry rozważał to, kiedy wsiadał do metra. Nie rozmawiali podczas podróży do domu, tak jakby wokół było zbyt wielu ludzi, co stanowiło dla Harry'ego świetną okazję na zebranie myśli. Czy Syriusz nadal by żył, gdyby nie starał się tak uparcie go ratować? Prawdopodobnie. Ale Harry kochał Syriusza i nie było w ogóle mowy o tym, żeby go nie ratował. Jeżeli nie kochałby Syriusza, to czy próbowałby go ocalić?

Harry nie był tego pewien. Uratował Ginny, kiedy był na drugim roku i był pewien jak diabli, że wtedy jeszcze nie odwzajemniał jej miłości. Jak to określiła Hermiona? Że miał syndrom ratowania ludzi.

Tak, masz. I to jest twoją największą słabością, na wypadek, jeżeli jeszcze do tego nie doszedłeś.

- Cóż, wybacz, że nie jestem całkowitym egoistą - odparł Harry, wysiadając z metra. Czuł, że ma nogi z kamienia, kiedy wychodził na ulicę. To był długi dzień, a stale towarzyszący mu Voldemort sprawiał, że wydawał się jeszcze dłuższy.

Pewna dawka egoizmu jest potrzebna, by utrzymać się przy życiu.

- To był tylko mugolski film. Wątpię, by miał za zadanie udzielać jakichś filozoficznych odpowiedzi.

A więc to była kompletna strata czasu, tak, jak przewidziałem.

- Och, przestań, nie było aż tak źle. To tylko rozrywka. Chciałeś poznać swoich wrogów? Teraz wiesz, jak wyglądają ich filmy. - To był kiepski argument, ale to wszystko, na co Harry potrafił wpaść. Ziewnął i szybko zasłonił usta dłonią.

Muszę ci powiedzieć, że byłem już kiedyś w kinie.

- Naprawdę? - Harry wyciągnął różdżkę i dotknął nią frontowych drzwi. - Kiedy? Na jakim filmie?

W dzieciństwie. Zabrali nas na Królewnę Śnieżkę.

- Masz na myśli film Disney'a? - Harry zamknął za sobą drzwi i machnął różdżką w stronę kilku lamp gazowych. - Ze śpiewającymi krasnoludkami i całą resztą?

Niestety, tak. Oryginalna baśń jest dużo ciekawsza, niż

Harry wybuchnął głośnym śmiechem, ucinając jego dalszą wypowiedź. Wyobrażenie sobie Voldemorta, oglądającego Królewnę Śnieżkę, to było zbyt wiele i musiał oprzeć się ręką o ścianę, żeby zachować równowagę.

- Harry? To ty?

Zamknął usta i spojrzał w kierunku kuchni. Serce zaczęło dudnić mu w piersi. To był głos Hermiony i usłyszenie go sprawiło, że Harry zapragnął uciec. Jego przyjaciele nie mogli zobaczyć go w tym stanie. Nie mógł się z nimi spotkać, ponieważ jeżeli Voldemort zrobi...

Och, cichutko, dziecko. Będę się zachowywał, jeżeli ty także będziesz. Ufam, że taka była nasza umowa.

Harry nie ufał Voldemortowi, ale nie miał czasu, żeby obmyślić lepszy plan, gdyż w holu pojawiła się Hermiona, patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem. - Gdzie się podziewałeś przez cały dzień? Wysłaliśmy dwie sowy i siedzieliśmy tu przez cały wieczór.

- Wyszedłem - odpowiedział Harry. Podszedł do niej na sztywnych nogach i z napiętymi ramionami. - Musiałem pozbierać myśli.

- Och, chodź już. Przygotowaliśmy herbatę w kuchni. Możemy tam porozmawiać. - Hermiona zeszła do piwnicy, więc Harry podążył za nią i jego serce drgnęło, kiedy zobaczył Rona i Ginny siedzących przy kuchennym stole.

- Cześć, Harry - powiedział Ron. Ginny nie odezwała się, rzuciła mu jedynie niepewne spojrzenie.

- Cześć. - Harry zatrzymał się przy stole i w czasie, kiedy Hermiona nalewała mu herbaty, popatrzył na swoich przyjaciół. Teraz miał szansę! - Słuchajcie, to bardzo ważne! Voldemort nie... - Harry zamknął usta, kiedy zorientował się, że jego różdżka znalazła się w jego dłoni, a nie pamiętał, aby po nią sięgał.

Dwa słowa, Harry. Klątwa Uśmiercająca ma dwa słowa, które z łatwością mógłbym uformować w twoich ustach.

Harry spróbował poluzować zaciśnięte palce, ale wydawały się przyklejone do różdżki. Jeżeli mógłby ją upuścić, miałby czas, żeby...

Życie twoich przyjaciół znajduje się w twoich rękach. Nie zawaham się ich wykończyć, jeżeli mnie zdradzisz.

- Co z tym Voldemortem? - zapytała Hermiona, siadając obok Rona.

Harry przełknął ślinę i spojrzał na nią.

- Nie żyje - wyszeptał. - Voldemort jest martwy. A ja byłem w śpiączce. I dlatego potrzebuję trochę czasu, żeby przemyśleć parę spraw.

- Ginny powiedziała, że ostatniej nocy zachowałeś się tak, jakbyś był totalnym gnojkiem - powiedział Ron.

- I wciąż nim jest - dodała Ginny, mrużąc oczy. - Dlaczego celujesz w nas różdżką?

- Ee... - Harry zamrugał, a wtedy Voldemort odezwał się za niego. - Chciałbym mleka do herbaty. Accio mleko.

- Mogłeś powiedzieć - zbeształa go łagodnie Hermiona. Wzięła do ręki mleko i nalała trochę do filiżanki Harry'ego.

A więc kontrola, którą nad nim sprawował Voldemort, poszerzyła się. I mógł rzucać zaklęcia jego różdżką. Harry stał jak zmrożony. Nie usiadł, dopóki Voldemort nie pozwolił mu w końcu opuścić ręki.

Wszystko jest w porządku, Harry. Po prostu wypij herbatkę z przyjaciółmi. Opowiedz o tych cudownych rzeczach, które dzisiaj widziałeś. Opowiedz o mnie, a oni zginą. Czy to jasne?

Jak kryształ, pomyślał Harry i sięgnął po filiżankę.

- Dzięki, Hermiono.

- Dobrze się czujesz? - Przyjaciółka przechyliła głowę. - Jesteś bardzo blady.

- Jestem po prostu zmęczony. Miałem dzień pełen wrażeń. - Harry napił się herbaty, starając się powstrzymać drżenie dłoni. Jego druga ręka, ukryta pod stołem pomiędzy kolanami, wciąż ściskała różdżkę i nieważne, jak bardzo próbował, nie potrafił przejąć nad nią kontroli.

- Ale gdzie byłeś przez cały dzień? - zapytała Hermiona.

- Ta, myślałem, że będziemy spędzać czas razem - dodał Ron.

- Po prostu chciałem być sam. Poszedłem do Muzeum Historii Naturalnej i do Lochu Londyńskiego, a później obejrzałem Titanica w Odeonie. - Starał się, by jego głos brzmiał spokojnie i naturalnie, tak jakby nie miał uwięzionego w sobie Czarnego Pana. Wziął kolejny łyk herbaty.

- Oglądałeś Titanica? I jaki był? - Z podekscytowania Hermiona prawie przewróciła filiżankę.

- W porządku.

- I nie mogłeś poczekać na nas, żebyśmy zrobili wszystkie te rzeczy razem z tobą? - Ginny wyglądała na urażoną i coś w piersi Harry'ego szarpnęło się. - Co z ciebie za chłopak? Wymykasz się, żeby robić wszystko samemu.

- A więc wy dwoje znowu jesteście razem? - zapytała Hermiona, uśmiechając się zachęcająco. - Zawsze wiedziałam, że kiedy już zabijesz Voldemorta, oboje powinniście...

- Nie jesteśmy - powiedział Harry, w pośpiechu wbijając wzrok w swoją herbatę. Czuł pieczenie w przełyku, ale nie zwracał na to uwagi. Lubił taki rodzaj bólu. To powstrzymywało odczuwanie bólu w innych miejscach. - Przykro mi, Ginny, ale nie sądzę, by to się teraz udało.

Dziewczyna wpatrywała się w stół, a jej usta zacisnęły się w cienka linię.

- Czy jesteś pewien, że dobrze się czujesz? - Troska Hermiony zaczęła grać Harry'emu na nerwach. Nie mógł im nic powiedzieć. Chciał po prostu, żeby sobie poszli, aby Voldemort nie mógł ich skrzywdzić. - Może powinieneś pójść do Św. Munga. To znaczy, wciąż nie jesteśmy pewni, czym zostałeś trafiony i to mogłoby...

- NIE! - Harry trzasnął ręką w stół. - Po prostu chcę, żebyście zostawili mnie w spokoju. Miałem Voldemorta na karku, od kiedy tylko sięgam cholerną pamięcią, a teraz chcę po prostu mieć trochę czasu dla siebie. Jestem już śmiertelnie zmęczony ludźmi, którzy wtykają nos w nie swoje sprawy, a konkretnie, w moje życie!

Hermiona gapiła się na niego.

- Harry, daj spokój, po prostu się martwimy - powiedział z zakłopotaniem Ron.

- Wiem, ale tracicie czas. - Harry oparł się z powrotem na krześle. - Wszystko ze mną w porządku. Po prostu potrzebuję teraz trochę czasu dla siebie.

- Ale wciąż wracasz z nami do Hogwartu, prawda? - zapytała Hermiona.

Harry spojrzał na nią, marszcząc brwi. Nawet nie pomyślał o powrocie do szkoły, teraz, kiedy wiedział, że ma w sobie Voldemorta.

Wracamy do Hogwartu.

- Nie jestem pewien - powiedział szczerze Harry.

Powiedz im, że wracasz! Przedyskutujemy to później. W przeciwnym razie będą tu siedzieć przez całą noc, próbując cię przekonać.

- Ale myślę, że chyba tak - dodał Harry. Uśmiechnął się, pomimo że kąciki jego ust zadrżały. - Po prostu potrzebuję teraz trochę samotności, ale później będę wypoczęty i gotowy do rozpoczęcia siódmego roku.

Hermiona odpowiedziała mu uśmiechem i wstała.

- Już późno. Śpij dobrze, Harry. I jeżeli będziesz chciał rano o czymś z nami porozmawiać, to wiesz, gdzie nas szukać. - Szarpnęła Rona za ramię i on także wstał.

- Ta, chcielibyśmy, żebyś wrócił do Nory. Moglibyśmy zagrać w Quidditcha z bliźniakami i Billem. Co o tym myślisz? - Ron spojrzał na niego z nadzieją.

To brzmiało naprawdę zachęcająco, ale Harry potrząsnął głową.

- Jeszcze nie wiem, Ron. Dam ci znać.

Ginny nie odezwała się. Nawet nie spojrzała na Harry'ego, kiedy wychodziła z kuchni.

- W takim razie, dobranoc - powiedziała Hermiona. Razem z Ronem podążyli za nią i kiedy Harry usłyszał trzask zamykających się, frontowych drzwi, opuścił głowę na stół.

Dobrze się spisałeś, Harry.

- Zamknij się - Harry wymamrotał wprost w drewnianą powierzchnię. Nareszcie zdołał unieść rękę i pozwolił różdżce opaść ze stukotem na stół. Jego palce zdrętwiały. - Po prostu się zamknij.

Chodźmy do łóżka.

Coś pociągnęło go za plecy, jakby Voldemort przyczepił sznurek do jego kręgosłupa. A Harry był zbyt wykończony, by protestować. Wstał i, potykając się, ruszył do swojej sypialni.

Jutro złożymy wizytę Severusowi.

- Nie, zdecydowanie nie. - Harry opadł na łóżko. Nie przejmował się nawet zdejmowaniem ubrań.

***

Harry usiadł na łóżku, świeżo wykąpany i ubrany, przeglądając leżący na jego kolanach przewodnik i próbując zdecydować, gdzie spędzić dzień.

Czy mogę coś zasugerować?

- Nie, nie pójdziemy spotkać się ze Snape'em - powiedział Harry, przeglądając strony. Był już trochę zmęczony sugestiami Voldemorta, by odszukać Snape'a tylko po to, żeby drania torturować.

Nigdy nie powiedziałem, że chcę go tylko...

- Co powiesz o Muzeum Wiktorii i Alberta? - wypalił Harry.

A co tam można obejrzeć?

- Ee... - Harry przyjrzał się stronie. - Szczyci się największą i najbardziej zróżnicowaną kolekcją sztuki i rzemiosła artystycznego.

Chcesz zmarnować ten dzień na oglądanie mugolskiej sztuki?

- Masz rację. Nie chcę - prychnął Harry. - A co powiesz o tym? Imperialne Muzeum Wojny. Powinno ci się spodobać.

Brzmi o wiele ciekawiej, niż bezużyteczna sztuka. Tak.

- Dobrze, pójdziemy tam. - Harry zerwał się z łóżka. - I wybiorę film na dzisiejszy wieczór.

Preferowałbym coś z mniejszą ilością romantyzmu, jeżeli nie masz nic przeciwko.

Harry nie mógłby się z tym nie zgodzić.

- Zobaczymy, co grają. - Złapał portfel oraz różdżkę, włożył przewodnik do tylnej kieszeni i powoli zszedł po schodach. Nie miał pojęcia, co jeszcze będzie robił, poza odwiedzeniem kolejnego muzeum i obejrzeniem kolejnego filmu. W pewien sposób, tak długo, jak się tym zajmował, nie musiał myśleć o tym, co przyniesie wieczór, albo jutrzejszy dzień, albo nawet najbliższe dwa tygodnie, przed powrotem do Hogwartu.

Wkrótce będziemy musieli wysłać Severusowi wiadomość o odwiedzinach, Harry.

Chłopak zacisnął dłoń na klamce i spojrzał w dół, na swoje buty.

- Już mówiłem, że nie pozwolę ci tam pójść tylko po to, żebyś mógł go torturować i sprawić, by mnie za to aresztowali.

To nie jest powód, dla którego chcę się z nim zobaczyć.

- Ach, więc kiedy się z nim spotkasz, to nie będziesz go torturował?

Tego nie powiedziałem. Ale mam inne dobre powody.

- Takie jak?

Takie jak ten, że jest jedynym Śmierciożercą, który nie jest martwy, nie siedzi w Azkabanie, albo nie jest kompletnie bezużyteczny.

Harry poczuł niewielki przypływ satysfakcji.

- On nigdy nie był Śmierciożercą. Nigdy nie był ci lojalny.

Rzecz łatwa do sprawdzenia, zapewniam cię. On może mi pomóc. Nam.

- Przemyślę to. - Harry otworzył frontowe drzwi. - To wciąż są moje wakacje, więc nie spodziewaj się odpowiedzi zbyt szybko.

Będę jej oczekiwał z zapartym tchem. Im szybciej się z nim spotkamy, tym szybciej się ode mnie uwolnisz.

Harry niemal potknął się o własne nogi. Pragnął się uwolnić od Voldemorta, choć naprawdę nie chciał spotkać się ze Snape'em. Ale czyż konfrontacja z tym tłustowłosym draniem nie jest warta powrotu do normalnego życia? Prawdopodobnie tak, mimo że Harry nie był jeszcze gotowy, aby to zaakceptować.

***

I czego to dowodzi? Że próba uratowania kogoś doprowadzi ciebie albo pozostałych do śmierci.

Harry parsknął, idąc przez Leicester Square i oddalając się od kina Odeon, w którym obejrzeli właśnie Szeregowca Ryana.

- Ale przynajmniej nie było w nim romansu - wymamrotał.

Naprawdę? Myślisz, że w grupie takich sprawnych, młodych mężczyzn, pod przykryciem nocy, nie pojawiła się odrobina romansu?

Harry zarumienił się i zwolnił kroku.

- Nie to miałem na myśli. Po prostu przestań. To obrzydliwe, aby chociaż sugerować, że ci żołnierze byli... po prostu się zamknij.

”Och, zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele.” Wiesz, przestałem już liczyć, ile razy pomyślałeś, że jestem przystojny, kiedy spoglądałeś w myślodsiewnię Dumbledore'a.

- Ja nie jestem taki! To nic nie znaczy! - Harry zobaczył, że kilka głów odwróciło się w jego stronę, więc wlepił wzrok w chodnik i pomaszerował w kierunku najbliższej stacji metra. Rozbawiony chichot połaskotał jego wnętrzności, ale zignorował to.

W metrze nie odezwali się do siebie ani słowem. W ten sposób zawiązała się pomiędzy nimi niewypowiedziana umowa. Dzień minął dosyć dobrze, jeżeli dla wygody zapomni się o szczególe w postaci niechcianego gościa. Muzeum było wystarczająco ciekawe i chociaż Voldemort ocenił obiad w KFC równie wysoko, jak ten w McDonald's, to nie uskarżał się. Za bardzo.

A film, oczywiście, zrobił na nim wrażenie. Harry sądził, że opowiadał o poświęceniu, chociaż Voldemort wydawał się tego nie rozumieć.

To, że nie podzielam twojej opinii odnośnie wagi poświęcenia, nie oznacza, że go nie rozumiem.

Racja, pomyślał Harry. Właśnie dlatego kompletnie zapomniałeś, że poświęcenie mojej mamy ochroniło mnie.

Myślałem, że nie chcesz rozmawiać ze mną o swoich rodzicach.

A ja myślałem, że nie będziemy rozmawiać w metrze. Poczekaj, aż wyjdziemy na zewnątrz.

To było zdecydowanie dziwaczne uczucie mówić do Voldemorta w myślach, zamiast na głos. Nawet, jeżeli Voldemort i tak słyszał wszystko, o czym pomyślał. Harry podrapał się w czubek nosa. Dzielenie ciała z kimś innym było po prostu cholernie skomplikowane.

Pociąg zatrzymał się na stacji i Harry przepuścił kilka osób, zanim sam wyskoczył. Kiedy wdrapywał się po schodach, ponownie powrócił myślami do filmu. Ciężko było o nim zapomnieć i Harry coś sobie uświadomił.

- Czy nie dorastałeś w trakcie II Wojny Światowej? - zapytał, kiedy znalazł się na ulicy.

Tak. Doskonale pamiętam dźwięk niemieckich bombowców przelatujących późną nocą nad Tamizą. Czy to właśnie chciałeś wiedzieć?

- Tylko się zastanawiałem - odpowiedział Harry, przechodząc na drugą stronę ulicy. - Czy to właśnie dlatego tak nienawidzisz mugoli? Ponieważ widziałeś, do czego potrafią być zdolni? Ponieważ cię przerażają?

Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał, było ostre ukłucie bólu, które przebiegło przez jego bliznę.

- Nie ma potrzeby stawać się nagle tak nieprzyjemnym. - Harry potarł czoło. - Po prostu zadałem pytanie.

To oczywiste, że mugole mnie nie przerażają. Jak mogliby? Są godni pożałowania.

- „Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele.”* - wyszeptał Harry i w odpowiedzi otrzymał kolejny przebłysk bólu. - Przestań! Oni mnie także przerażają, wiesz?

Mugole cię przerażają?

- No, nie przez cały czas - powiedział Harry, zataczając ręką łuk, by wskazać cichą ulicę, która ich otaczała. - Nie, kiedy przechadzam się tak, jak teraz. Ale przeraża mnie myśl o tym, do czego są zdolni. Oni także, podobnie jak ty, są zdolni do robienia całkiem strasznych rzeczy.

Voldemort nie odezwał się więcej i Harry nie był pewien, co o tym sądzić. Stuknął różdżką w drzwi frontowe i wszedł do środka. Powitał go oświetlony hol i szybkie kroki dobiegające z salonu.

- A oto i on! Co słychać, Harry? - stojąca w drzwiach Tonks wyszczerzyła się do niego.

- Ee... - Harry zamknął drzwi i spojrzał na Tonks z zaskoczeniem. - Jest prawie północ. Co tu robisz?

To kuzynka Lucjusza, prawda? Jest Aurorem?

Tak, ciii, pomyślał Harry i starał się wyglądać na uprzejmie zainteresowanego całą sytuacją.

- Witaj, Harry. - Za Tonks pojawił się Lupin i Harry zaczął się martwić.

- Coś się stało? Czy wszyscy dobrze się czują? - Przeszedł przez hol i spojrzał na Lupina szeroko otwartymi oczami. - Coś z Ronem? Albo z Hermioną?

- Nie, Harry. Nic się nie stało. Wszyscy są cali i zdrowi. Cóż, słyszeliśmy, że nie za dobrze się czujesz. - Lupin położył rękę na ramieniu Harry'ego i zaprowadził go do salonu.

- Co? Kto wam to powiedział? Czuję się świetnie.

- To dlatego włóczyłeś się przez cały dzień po Londynie? - zapytała Tonks, uśmiechając się zawadiacko. - Ponieważ świetnie się czujesz?

Harry usiadł na kanapie, a Tonks i Lupin po obu jego stronach.

- Nareszcie mam zasłużone wakacje, to wszystko. Po raz pierwszy w życiu nie muszę się martwić o to, że zostanę porwany albo ukatrupiony przez Voldemorta.

Merlinie, ileż ironii było w tej wypowiedzi. Voldemort zachichotał; wyglądało na to, że się z tym zgadzał.

- Mogę iść do muzeum albo na film. Nigdy wcześniej nie miałem takiej możliwości. - Harry zmrużył oczy i spojrzał na Tonks, a następnie na Lupina. - Kto was tu przysłał?

- Nikt nas nie przysłał - odparł Lupin, uprzejmie, jak zwykle. - Ron i Hermiona podzielili się swymi obawami z Molly, a ona podzieliła się z nami, więc zdecydowaliśmy, że zobaczymy, jak się miewasz.

Harry westchnął.

- Wszystko ze mną w porządku, naprawdę. Nie potrzebuję opiekunki. Mam siedemnaście lat.

- Już osiemnaście - podpowiedziała pomocnie Tonks.

- Racja. - Harry zmarszczył brwi. Przegapił urodziny, kiedy leżał w śpiączce, i jeszcze tak naprawdę to do niego nie dotarło. - W każdym razie, planuję mieć wakacje i zamierzam wrócić do Hogwartu za dwa tygodnie, a na razie chcę po prostu robić wszystkie te normalne, nudne rzeczy, których nie mogłem robić wcześniej. Wszystko ze mną w porządku. A więc możecie już sobie iść.

- Nie sądzę, by było w porządku - powiedział Lupin, uśmiechając się troskliwie. - Przeszedłeś tak wiele i w ogóle nie dałeś sobie czasu...

Harry zerwał się z kanapy.

- Chcesz rozmawiać o tym, przez co przeszedłem? Chcesz rozmawiać o tym, jak stałem się mordercą? O tym, jak rzuciłem pieprzoną Klątwę Uśmiercającą? O tym, jak cały cholerny, czarodziejski świat oczekiwał ode mnie pokonania najpotężniejszego czarodzieja na świecie?

Cóż, dziękuję ci, Harry.

- ZAMKNIJ SIĘ!

Tonks i Lupin gapili się na niego w całkowitym szoku.

Harry jeszcze nie skończył. Nie rozważał żadnej z tych rzeczy, od kiedy wybudził się ze śpiączki, ale teraz, kiedy to wszystko z siebie wyrzucał, nie mógł przestać.

- Więc wybaczcie mi chęć spędzenia kilku dni samotnie, a nie w towarzystwie osób, którzy oczekiwali ode mnie, że stanę się mordercą i którzy w każdej pieprzonej minucie będą przypominali mi o tym, co zrobiłem!

- Harry - zaczął Lupin, ale chłopak mu przerwał.

- I jeszcze jedno - co ma oznaczać to włamywanie się do mojego domu? To mój dom! Syriusz mi go podarował. Mieszkam tutaj. Jeżeli chcecie wpaść bez zapowiedzi, to możecie, do cholery, poczekać na zewnątrz, aż wrócę, zamiast rozgaszczać się w moim pieprzonym salonie. To już nie jest kwatera główna Zakonu Feniksa!

- Przepraszamy za to, Harry. Naprawdę nie przyszło mi to do głowy. - Lupin uśmiechnął się z wahaniem.- Rozumiem, że to musi...

- Nic nie rozumiesz!

Uspokój się, Harry, zanim zamkną cię w u Św. Munga. Rozumiem, że taki wybuch może być całkiem oczyszczający, ale naszym celem jest, aby ci ludzie odczepili się od ciebie, a nie przyczepili.

Harry zwiesił głowę i wziął głęboki oddech.

- Po prostu chcę, żeby wszyscy zostawili mnie na trochę w spokoju, żebym mógł robić wszystkie te głupie, mugolskie rzeczy, które powinienem był zrobić lata temu.

- Wybacz - powiedział Lupin, wstając. - Sadzę, że nikt z nas nie pomyślał o tym, jak bardzo pragniesz być normalnym chłopcem.

Voldemort roześmiał się.

Następnym razem będzie cytował Pinokia.

Z pewnością polubiłeś te filmy Disney'a, prawda?, pomyślał Harry.

To nie tylko jakiś wybrakowany, mugolski film. To tradycyjna włoska baśń dla czarodziejów.

Harry zmarszczył brwi.

Ktoś naprawdę zamienił kukiełkę w prawdziwego chłopca?

Cóż, to nieco bardziej skomplikowane, ale tak, to sedno tej baśni.

- Harry? - Lupin położył dłoń na jego ramieniu.

- Przepraszam, zamyśliłem się. - Harry strząsnął jego dłoń i podszedł do drzwi. - Proszę, po prostu dajcie mi dla siebie te dwa tygodnie. Dam sobie radę.

- Tak właśnie myślimy. - Lupin dał znak Tonks, by wstała z kanapy.

- Ale jeżeli będziesz potrzebował towarzystwa, będziemy szczęśliwi mogąc pójść z tobą. Nie mam nic przeciwko odrobinie mugolskiej kultury. Mój tata w kółko powtarzał, że powinnam lepiej poznać tę stronę siebie.

- Nimphadoro - powiedział Lupin, łagodnie łapiąc ją za ramię. - Myślę, że Harry wie, gdzie szukać, jeżeli będzie nas potrzebował.

- W porządku. - Tonks rzuciła Harry'emu promienny uśmiech.

- Dobranoc - powiedział. Chciał po prostu, żeby wyszli z jego domu, by mógł pójść do łóżka i na chwilę o wszystkim zapomnieć.

- Dobranoc, Harry. - Lupin wyprowadził Tonks z salonu. Kiedy trzasnęły frontowe drzwi, Harry opadł na kanapę.

Ojej, nie miałem pojęcia, że jesteś tak wrażliwy, Harry. Cała ta frustracja z powodu jednej, maleńkiej Klątwy Uśmiercającej.

- Jedyny powód, dla którego jestem sfrustrowany to fakt, że po prostu nie zdechłeś tak, jak powinieneś, i teraz moja dusza jest rozdarta, a ty urządziłeś się w moim pieprzonym umyśle, jak we własnym domu! - wyrzucił z siebie Harry i cisnął na kolana okulary, a następnie przetarł dłońmi twarz.

Chichot Voldemorta ześlizgnął się wzdłuż pleców chłopca.

Jesteś świetnym zabójcą, Harry. Po prostu wybrałeś nieodpowiedniego przeciwnika.

- Na wypadek, gdybyś zapomniał, to ty wybrałeś mnie, a nie na odwrót.

Tak, zawsze miałem dobre oko do wyjątkowego talentu.

Harry nie mógł uwierzyć, że tak swobodnie dyskutował o zabijaniu z Voldemortem - ze wszystkich ludzi. Przyprawiło go to o mdłości.

- Napiszę do Snape'a ten list. Chcę mieć tę sprawę z głowy - powiedział Harry, a po chwili jęknął. - Cholera. Hedwiga została w Norze.

A więc z samego rana pójdziemy na pocztę.

- Masz na myśli tę na Ulicy Pokątnej?

Albo tę na Nokturnie. Wszystko mi jedno.

Harry parsknął.

- W porządku. I tak miałem wstąpić do Gringotta po trochę pieniędzy. - Wstał z kanapy i zgasił różdżką światła. Z pewnością nie czekał na wizytę na Ulicy Pokątnej z niecierpliwością. Ale ta myśl nie była tak przerażająca, jak wizja spotkania ze Snape'em. Przez ostatni rok dwie rzeczy trzymały go przy życiu: pragnienie zabicia Voldemorta i pragnienie zabicia Snape'a.

A teraz nie mógł zrobić ani jednego, ani drugiego. Voldemort urządził sobie kemping w jego przeklętym ciele, a Snape'a potrzebował, żeby się od niego uwolnić.

- Wiesz, życie było o wiele łatwiejsze, kiedy po prostu mogłem was obu zabić - powiedział Harry, wspinając się mozolnie po schodach.

Jesteś małym, mściwym chłopczykiem, prawda?

- Nie bardziej, niż ty.

W odpowiedzi poczuł rozlewającą się w jego brzuchu falę śmiechu. Przebrał się w piżamę i wśliznął pod kołdrę, wycieńczony i więcej, niż gotowy na porcję długiego, mocnego snu.

- Dobranoc, Tom.

Dobranoc, Pinokio.

Harry, zirytowany, kopnął pościel, ale był zbyt zmęczony, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek rzeczywisty gniew. Nie, powinien go raczej zachować na jego nadchodzące spotkanie ze Snape'em.

Część 3

- Na Merlina, spójrz, to Harry Potter!

Już nie po raz pierwszy tego dnia Harry pożałował, że na wypad na Ulicę Pokątną nie zabrał ze sobą peleryny niewidki. Rzucał szybkie uśmiechy wskazującym go palcami czarodziejom i czarownicom, po czym oddalał się w pośpiechu. Minął jeszcze kilka sklepów, zanim udało mu się dotrzeć do poczty. Na szczęście, już nikt więcej nie poprosił go o autograf.

To zabawne, jak szybko i chętnie ludzie zaczynają wierzyć w to, w co chcą wierzyć, prawda?

- Hmm?

Przecież oni wszyscy wiedzą, że nie umarłem za pierwszym razem, więc co każe im sądzić, że tym razem ci się udało?

- Widzieli ciało. Podejrzewam, że wyglądało dla nich na wystarczająco martwe - wyszeptał Harry, spuszczając głowę.

Voldemort prychnął.

Ludzie są słabi i zdecydowanie zbyt chętni, by wierzyć w coś niemożliwego, jeżeli tylko pozwala im to spać spokojniej w nocy.

- Nie teraz - wymamrotał Harry. - Zachowaj to do czasu, kiedy nie będziemy otoczeni przez ludzi, którzy wiedzą, kim jestem.

To niesamowite, jak bardzo nie znosisz swojej sławy. Ja zawsze byłem raczej zadowolony z mojej.

- Ty nie byłeś sławny. Byłeś niesławny. A to różnica.

Już mówisz o mnie w czasie przeszłym, co, Harry? Jesteś równie naiwny, jak cała reszta.

- Nie, doskonale wiem, że nadal tu jesteś. - Harry podniósł wzrok i ucieszył się, widząc szyld Urzędu Pocztowego.

- Cześć, Harry

Harry odwrócił się na piętach i zobaczył szeroką klatkę piersiową. Kiedy spojrzał w górę, uświadomił sobie, że należy ona do Kingsleya Shacklebolta.

- Cześć - odpowiedział, zastanawiając się, czy Kingsley usłyszał cokolwiek z tego, co przed chwilą mówił.

Nie usłyszał. Ostrzegłbym cię, gdyby ktokolwiek nas podsłuchiwał.

- Idziesz na pocztę? Ja też właśnie tam szedłem. - Mężczyzna przytrzymał dla niego otwarte drzwi, ale Harry zawahał się. Nie mógł napisać do Snape'a, kiedy wokół kręcił się ten człowiek. Kingsley był Aurorem i na pewno zadawałby pytania, dlaczego Harry chce się skontaktować ze Śmierciożercą.

Wejdź do środka. Wymyślę coś.

Harry nie był pewien, czy chce pozwolić Voldemortowi wymyślić jakiś plan - pewnie zawierałby w sobie zabijanie albo tortury - ale nie mógł też tak po prostu uciec, gdyż wyglądałoby to podejrzanie.

- Dzięki - odpowiedział i wśliznął się do niewielkiego lokalu. Od razu został ogłuszony pohukiwaniem tuzinów podekscytowanych sów.

- Ty pierwszy - powiedział Kingsley, uśmiechając się uprzejmie i wskazując kontuar.

- Nie, ty idź pierwszy - odparł Harry, gorączkowo poszukując wymówki. I wtedy jego ręka gwałtownie uniosła się w górę, łapiąc Kingsleya za ramię i odciągając go na stronę.

Nie rób mu krzywdy!, pomyślał Harry. Brakowało im jeszcze tylko martwego Aurora. Poza tym, lubił Shacklebolta.

Uspokój się. Nie skrzywdzę go.

- Co się stało? - zapytał Kingsley, kiedy zatrzymali się wciśnięci w kąt.

- Wiadomość, którą chciałbym wysłać, jest prywatna - powiedział Voldemort, a Harry starał się nie wyglądać na zbyt spiętego. Nigdy nie przywyknie do intruza używającego jego strun głosowych. - To delikatna sprawa.

- Chyba nie masz żadnych kłopotów? - zapytał Kingsley, mrużąc oczy.

- Nie, po prostu jestem gejem i chciałbym wysłać sowę mojemu szczególnemu przyjacielowi, a nie chcę, żeby dowiedział się o tym cały świat. Ludziom i tak już wystarczająco odbija na moim punkcie - powiedział Voldemort i Harry poczuł, że jego oczy rozszerzają się, zanim Voldemort powstrzymał to i zmusił jego twarz do przybrania bardziej normalnego wyrazu.

- Och. - Kingsley uśmiechnął się szeroko. - Nie martw się. Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna.

- Dziękuję.

- Do zobaczenia, Harry. - Mężczyzna klepnął go w ramię i podążył w stronę kontuaru, żeby załatwić własne sprawy.

NIE JESTEM PIEPRZONYM GEJEM! - Harry pomyślał to tak intensywnie, jak potrafił. Wątpił, że wywoła u Voldemorta odczucie jakiegokolwiek dyskomfortu, ale po prostu nie mógł uwierzyć, że to powiedział.

Spokojnie. Dzięki mnie Auror się od nas odczepił, prawda?

Teraz nie, ale później na pewno o tym pogadamy, ty cholerny draniu! Harry zacisnął usta, żeby tego nie wykrzyczeć.

- W czym mogę pomóc? - zapytał stojący za kontuarem urzędnik, kiedy Kingsley już odszedł. Harry podszedł bliżej i wziął głęboki oddech.

- Chciałbym wysłać sowę.

Urzędnik podał mu pergamin i atrament i wskazał na stojący obok łokcia Harry'ego słoik pełen piór.

- Miejscowa czy międzynarodowa?

- Miejscowa. - Harry zmarszczył brwi i napisał krótką notkę.

Snape,

muszę z tobą porozmawiać. To ważne. To dotyczy naszego wspólnego "przyjaciela".

Harry Potter

- Dobrze? - wyszeptał.

Idealnie.

Harry pokiwał głową i zwinął pergamin w rulon.

- Do Severusa Snape'a - powiedział urzędnikowi, który przywiązał zwój do nóżki płomykówki.

- To będzie pięć sykli.

Harry zanurzył dłoń w kieszeni, by wyjąć odpowiednia sumę, podczas gdy sowa wyfrunęła przez otwarte okno.

- A teraz czekamy - wyszeptał, kiedy opuścił lokal.

W rzeczy samej.

***

- Jest bardzo wysuszona. - Rozważał Harry, patrząc w dół.

Jest bardzo stara.

- No, ale myślałem, że będzie wyglądać trochę bardziej... mięsiście.

Voldemort prychnął.

To mumia, nie inferius. Jednakże możemy ją ożywić, jeżeli chcesz.

- Jesteśmy w mugolskim muzeum, na litość boską. Nie możemy pozwolić na to, żeby egipska mumia tańczyła sobie wokoło.

Podejrzewam, że nie, ale to i tak byłoby zabawne.

Harry wyobraził to sobie i poczuł, że uśmiech wypływa mu na usta.

- No - zgodził się i podszedł do kolejnej szklanej trumny. To był świetny pomysł, by wybrać się do Muzeum Brytyjskiego. Jego egipski dział był niesamowity i nie tylko Harry dobrze się bawił. Najwidoczniej antyczne artefakty były ekwiwalentem raju dla Czarnego Pana.

Voldemort wiedział dużo o historii starożytnego Egiptu. Nie, to nie tak. On w ogóle wiedział BARDZO DUŻO. Wiedział, że połowa zgromadzonych na wystawie artefaktów należała tak naprawdę do czarodziejów, znał dokładną historię każdego z nich i opowiedział o nich Harry'emu z najdrobniejszymi szczegółami.

A Harry pochłonął to wszystko jak czekoladę.

- Jak to możliwe, że tyle o tym wiesz? - zapytał, podążając do następnej sali.

Spędziłem dużo czasu w Egipcie, studiując jego kulturę. Starożytny Egipt był jedyną znaną, wymieszaną, mugolsko-czarodziejską kulturą na tej planecie.

- To znaczy, że czarodzieje i mugole żyli razem? I mugole wiedzieli o magii?

Tak. Ale wtedy, oczywiście, jeszcze sobie tego nie uświadamiali. Lecz gdy studiujesz ich historię, mając wiedzę magiczną, wszystko nabiera znakomitego sensu.

- Wow.

Pomysł na tworzenie mumii tak naprawdę pochodzi od czarodziejów. Za pomocą magii można było sprawić, by żyjąca w ciele dusza powróciła do niego. Starożytni Egipcjanie sporo z tym eksperymentowali i wiele opisów ich badań jest do tej pory zachowanych na ścianach ich świątyń.

Kiedy Voldemort kontynuował wyjaśnienia na temat starożytnego Egiptu, Harry pomyślał, że byłby całkiem dobrym nauczycielem, gdyby Dumbledore dał mu kiedykolwiek posadę. Poza tym, że pewnie nauczałby Czarnej Magii, zamiast obrony przed nią, to na pewno wiedział, jak sprawić, by wykład był interesujący.

Uważasz, że jestem dobrym nauczycielem?

Harry zarumienił się, jakby został przyłapany na bardzo osobistych myślach.

- No, tak myślę. Z całą pewnością jesteś lepszy, niż Binns.

Voldemort parsknął śmiechem.

Miałem z nim do czynienia, kiedy uczyłem się w Hogwarcie. Niemal każdy jest lepszy od niego.

- Taa. - Harry usiadł na drewnianej ławce. - Ale czy naprawdę chciałeś zostać nauczycielem, czy potrzebowałeś tej posady tylko po to, żeby...

Żeby co? Żeby utworzyć moją własną armię wyszkoloną w Czarnej Magii? Nie potrzebowałem pracy w Hogwarcie, aby tego dokonać.

- Więc dlaczego się o nią starałeś?

Voldemort nie odzywał się przez chwilę.

Dobrze się bawiłem w Hogwarcie. I myśl, że mógłbym przekazać całą moją wiedzę innym, była niezwykle kusząca.

- Pewnie. Raczej napełnianie niewinnych umysłów wiedzą o Czarnej Magii.

Czy to, co ci teraz opowiadam, jest aż takie złe? Wszystko, co się wiąże z Magią Duszy, jest uznawane za Czarną Magię. Ale pomimo tego, nadal stanowi fascynujący temat. Czarna Magia nie zawsze musi być tak niebezpieczna, jak Zaklęcia Niewybaczalne.

Harry rozważył to.

- Podejrzewam, że nie. Ale jednocześnie wydajesz się być niezwykle zainteresowany tymi zaklęciami.

A ty jesteś takim świętoszkiem? Czy mam ci przypomnieć, jak rzuciłeś na Bellatrix klątwę Cruciatus?

Harry zwiesił głowę.

- Byłem wtedy zły. Zabiła Syriusza.

I to cię usprawiedliwia? Byłeś zły, więc wszystko w porządku? Ale jeżeli ja albo Severus, albo ktokolwiek inny by ich użył, to zostalibyśmy wysłani do Azkabanu. Lub ty próbowałbyś nas zabić.

- Nie wiem - odpowiedział szczerze Harry. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał.

To się nazywa hipokryzja, Harry. Rzucasz klątwę Cruciatus. Rzucasz klątwę Uśmiercającą. Przez rok marzysz o torturowaniu Severusa Niewybaczalnymi i wciąż jesteś określany mianem bohatera. Ja używam Zaklęcia Niewybaczalnego i od razu zasługuję na śmierć.

- Przestań - powiedział Harry, skupiając wzrok na swoich butach. - Zabiłeś moich rodziców.

To ty tak to postrzegasz. Ja widzę to inaczej. Broniłem się przed twoim ojcem, a twojej matce dałem wybór.

- Próbowałeś mnie zabić!

A ty próbowałeś zabić mnie!

Harry wziął głęboki, drżący oddech.

Właśnie próbuję ci przekazać, Harry, że świat nie jest podzielony tylko na dobro i zło.

- Jest tylko potęga i ci, którzy są zbyt słabi, by po nią sięgnąć - wyszeptał Harry, przypominając sobie słowa, które usłyszał będąc na pierwszym roku. - Cóż, nie uwierzyłem ci wtedy i teraz nadal nie wierzę.

A jednak ciągle tu jesteś. Chłopiec-bohater, który używał Zaklęć Niewybaczalnych, ponieważ jest tak przekonany o własnej dobroci.

- Merlinie, mam nadzieję, że dostaniemy odpowiedź od Snape'a już niedługo. Jestem cholernie zmęczony tobą i twoimi wymówkami. - Harry tupnął w podłogę.

Nie, po prostu nie jesteś gotowy na to, by spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy.

- Nie bardziej, niż ty - odparł Harry.

Chodź, Pinokio. Wciąż mamy tutaj wiele rzeczy do obejrzenia.

- Przestań mnie tak nazywać, Tommy. - Harry ruszył w stronę najbliższej gabloty wystawowej. - To znaczy, serio, co masz do swojego imienia? Tom to naprawdę świetne imię. Voldemort brzmi idiotycznie... au! Przestań!

***

Chyba zaczynam pojmować motyw.

- Co? - zapytał Harry. Już trzecią noc z rzędu przemierzał Leicester Square, idąc do stacji metra. Podobał mu się Armageddon.

Najpierw było dwoje próbujących się nawzajem ocalić kochanków, później grupa mężczyzn próbująca uratować nieznajomego, a teraz banda niekompetentnych idiotów próbująca ocalić całą planetę. Masz problem, Harry.

- Nie mam - odpowiedział Harry uparcie. - To był po prostu głupi film akcji.

Możliwe, że mówię ci to jako pierwszy, ale nie musisz wciąż ratować świata.

- Gdybym chciał ocalić świat, to rzuciłbym się pod pociąg, a nie wsiadał do niego.

Ale ty jesteś inteligentnym chłopcem i wiesz, że to by mnie nie zabiło. Tylko ciebie. Wielka szkoda, moim zdaniem.

Harry westchnął.

- To po prostu filmy. Nie ja je wymyśliłem.

Skoro tak twierdzisz.

Podczas podróży do domu Harry próbował nie myśleć o tym, co powiedział Voldemort, ale nie udało mu się. Co sprawiało, że chciał ratować ludzi? Naprawdę nie wiedział.

Był pewien jak diabli, że nie potrafił uratować siebie przed Dursleyami, kiedy był młodszy. Był tylko bezradnym dzieckiem. Czy właśnie dlatego nie jest teraz w stanie patrzeć na bezradność innych?

A może to rezultat tego, co spotkało go na pierwszym roku? Powstrzymał wtedy Voldemorta. Chociaż, prawdę mówiąc, został do tego zmuszony. Nie, to nie tak. W Hogwarcie było mnóstwo dorosłych, których mógł zawiadomić, nawet, jeżeli nie było akurat Dumbledore'a. W rzeczywistości powinien pójść do Sprout, albo Pomfrey, lub do kogokolwiek innego. A pomimo to rzucił się głową w dół w cały ten bałagan i nie miał pojęcia, dlaczego.

Po prostu pomyśl o tym, jak o rażącej wadzie charakteru, Harry. Nie ma potrzeby roztrząsać tego aż do śmierci.

A teraz utknął z Voldemortem i nie miał już kogo ratować, więc czuł się tal, jakby wypadł ze swojej roli.

Tak, zrozumiałem to dzięki twojej nagłej obsesji mugolską kulturą.

Harry potrząsnął głową i wysiadł z pociągu. Kiedy był już na ulicy, na otwartej przestrzeni, spojrzał w niebo. Otaczające go światła sprawiały, że trudno było mu dostrzec większości gwiazd, ale widział nad swoją głową ubywający księżyc.

- To wszystko sprawia, że czujesz się nieważny, prawda?

Rzadko czuję się nieważny. O czym ty mówisz?

- O wszechświecie. O tym, że asteroid może zetrzeć nas wszystkich z powierzchni ziemi. To sprawia, iż patrzy się na pewne rzeczy z innej perspektywy.

Oglądaliśmy film o bandzie idiotów na kawałku skały w kosmosie, a teraz zaczynasz prowadzić ze mną filozoficzne rozmowy?

Harry wzruszył ramionami i ruszył wzdłuż cichej ulicy.

- Jestem tylko pyłem w kosmosie. I ty także. I być może cała ta sytuacja wcale nie jest taka istotna w wielkim planie wszechrzeczy.

Jesteś w depresji? Mają na to eliksiry. Ty możesz czuć się nieistotny, ale ja z pewnością nie będę.

- To dopiero niespodzianka - wymamrotał Harry i otworzył frontowe drzwi. Na szczęście nie powitała go horda czekających na niego przyjaciół, chcących ocalić go od jakiejkolwiek katastrofy, w którą uważali, że się wpakował. Dom wyglądał na pusty, więc Harry odetchnął z ulgą, kiedy zamykał za sobą drzwi.

Nie jesteśmy sami.

- Co?

Wyciągnij swoją różdżkę!

Harry wykonał polecenie i dokładnie w tym samym momencie w pobliskim salonie poruszył się jakiś cień.

- Chciałeś się ze mną zobaczyć, panie Potter. Chociaż nie mam pojęcia, dlaczego kazałeś mi czekać na twoją szanowną osobę przez cały wieczór.

- Snape. - Palce Harry'ego zacisnęły się mocniej na różdżce i dopiero teraz zauważył, że mężczyzna trzymał w ręce swoją.

- Porozmawiamy tutaj? - Mistrz Eliksirów machnął różdżką i w salonie włączyły się światła.

- Pewnie. - Harry obserwował, jak Snape znika w pokoju i zanotował w pamięci, że w ani jednym momencie nie odwrócił się do niego plecami.

Idź naprzód. Ale bądź czujny.

Harry wszedł do salonu. Snape stał obok jednego ze skórzanych krzeseł.

Przez cały czas stój w takim miejscu, aby pomiędzy nim i tobą znajdowała się kanapa, Harry. Zrób to! On jest Śmierciożercą, który nie będzie miał skrupułów przed rzuceniem na ciebie klątwy.

Dobrze, pomyślał Harry i przesunął się wolno, aby kanapa częściowo go zasłoniła.

- O czym chciałeś porozmawiać, Potter?

Jak wiele mam mu powiedzieć?, pomyślał Harry i przesunął się trochę bliżej do mebla.

Wszystko. Musi wiedzieć wszystko, jeżeli mamy uzyskać jego pomoc.

Harry patrzył na Snape'a. W otaczającym go świetle mężczyzna wyglądał jak wielka, ciemna plama. Długa, czarna szata i równie czarne włosy okalające większość jego twarzy. I czarne oczy, wpatrujące się intensywnie w Harry'ego.

- Cóż, nie jest łatwo mi to powiedzieć - zaczął Harry, starając się brzmieć pogodnie, a nie desperacko, zważywszy na to, że był opętany. - Voldemort...

- Nie wymawiaj jego imienia!

Harry gapił się na Snape'a przez chwilę, a następnie wybuchnął śmiechem.

- Merlinie, nie masz o niczym pojęcia. - Odchrząknął. - Przestań, Snape, skąd ta paranoja? On nie żyje, prawda?

- Ciężko odzwyczaić się od starych nawyków. A teraz przejdź do rzeczy. - Oczy Snape'a zmrużyły się. To nigdy nie był dobry znak.

- Wobec tego w porządku. Twój kochany Czarny Pan nie umarł. Koniec.

Snape zamilkł na czas trzech uderzeń serca... Harry czuł w uszach ich echo.

- Czy to twój pomysł na dowcip, Potter?

- To nie jest dowcip.

Snape uniósł różdżkę nieco wyżej.

- Chcesz mi powiedzieć, że zawaliłeś kolejną sprawę? Nie potrafiłeś zabić Czarnego Pana nawet wtedy, kiedy dosłownie podałem ci go na tacy?

Harry wzdrygnął się. Wiedział, że Snape będzie chciał zwalić winę na niego.

- To twoje beznadziejne informacje wszystko spieprzyły!

- Moje informacje na temat dwóch ostatnich horkruksów były pewne.

- Najwyraźniej nie, ponieważ to pewne jak diabli, że on nie umarł!

Szczęka Snape'a drgnęła.

- Co się stało? Gdzie on jest? Jeżeli odkryje...

- Za późno - wyszeptał Harry i poczuł, jak zmienia się jego postawa. Ciało wyprostowało się, jak gdyby Voldemort kontrolował każdy jego mięsień.

- Witaj, Severusie, mój drogi przyjacielu - odezwał się Voldemort. - Czy może powinienem powiedzieć, mój drogi zdrajco?

Twarz Snape'a stała się trupio szara.

- Muszę przyznać, że udało ci się mnie oszukać - kontynuował Voldemort. - Zabijając Albusa Dumbledore'a. Pomyślałem, że tylko prawdziwy przyjaciel zrobiłby to dla mnie. Przechytrzyliście mnie, ty i ten stary głupiec. Ale popatrz tylko. Albus Dumbledore umarł, a ja żyję. Zdecydowanie.

Trzymająca różdżkę dłoń Snape'a zadrżała, a jego oczy rozszerzyły się tak bardzo, iż można było dostrzec biel otaczającą czarne tęczówki, i wtedy...

- Avada Kedavra!

Harry po raz drugi w życiu zobaczył te słowa formujące się na ustach Snape'a, ale stał, jak przyklejony do podłogi. Jakiś ciężar pociągnął go, ręce szarpnęły nim w dół i Harry upadł na podłogę za kanapą. Klątwa uderzyła w nią, a wokół eksplodowały kawałki tkaniny i gąbki.

Na sekundę w pokoju zapadła martwa cisza, dopóki Harry nie odzyskał ponownie swojego głosu.

- Kurwa! Dlaczego on to zrobił?

Ponieważ Severus uważa, że coś odkrył, ale myli się. Pozwól, że mu to wytłumaczę.

- Jesteś w błędzie, Severusie! - krzyknął Voldemort, kiedy Harry podniósł się i oparł na dłoniach i kolanach. - Chłopiec nie jest ostatnim! Miałem go w planach znacznie wcześniej, niż sądzisz. Zniszczył zwykłe świecidełka, nie moją duszę.

- Co? - Harry nie mógł się skupić na tym, co mówił Voldemort. - Nie jestem ostatnim... czym?

- Horkruksem, Potter - odpowiedział Snape. - Jesteś horkruksem.

- CO? - Harry wystawił głowę nad kanapę, ale natychmiast zanurkował z powrotem, spodziewając się kolejnego wybuchu zielonego światła. Jednak ten nie nastąpił. Ostrożnie wyjrzał za krawędź zrujnowanego mebla.

Snape wciąż stał obok krzesła. Na jego policzki powróciło nieco koloru, ale wyglądał na dziwnie niewzruszonego.

- Nie jestem... nie mogę być... to niemożliwe.

Możliwe, Harry. Wytłumaczę ci to później ze wszystkimi szczegółami, jeżeli będziesz sobie tego życzył, ale na razie musimy dogadać się ze Snape'em.

- Pieprzyć Snape'a! Chcę wiedzieć, co jest grane, do diabła!

Snape uniósł jedną brew.

- Nie mówiłem do ciebie - powiedział Harry, wolno podnosząc się na nogi. Wciąż celował w mężczyznę różdżką. - On mówi w moim umyśle. Rozmawiałem z nim.

- Rozumiem. - Snape skłonił głowę przed Harrym. - A więc, co proponujesz, żebyśmy teraz zrobili, mój Panie?

- Nie nazywaj mnie tak!

- Nie mówiłem do ciebie, Potter. Zwracałem się do niego.

- Jeżeli wy dwaj już skończyliście... - powiedział Voldemort.

- Tak - odparł Snape dokładnie w tym samym momencie, kiedy Harry krzyknął:

- Nie!

Uspokój się, Harry.

- Nie uspokoję się! Rzucił na mnie pieprzoną Klątwę Uśmiercającą! I, Merlinie, och Merlinie, ty uratowałeś mi życie.

Tak, ale możemy porozmawiać o tym później.

- Czyli mam teraz u ciebie dług?

Tak mi się wydaje. A teraz pozwól mi porozmawiać z Severusem.

Harry jęknął i wolną ręką przytrzymał się kanapy. Nie chciał mieć u Voldemorta długu za uratowanie życia. To nie może być prawdą.

- Severusie, potrzebuję twojej pomocy.

- Tak, domyśliłem się tego po braku frunących w moją stronę Klątw Uśmiercających - powiedział Snape. - Jestem na twoje rozkazy, mój Panie.

- Nie możesz mu ufać! - wypalił Harry. - On nas zdradzi!

- Nie, nie zrobi tego - odpowiedział Voldemort. - Ponieważ wiem coś o Severusie. On uwielbia wolność, prawda Severusie? I jeżeli powie komukolwiek, że nie jestem martwy i dzielę ciało z Harrym Potterem, ministerstwo natknie się niespodziewanie na pewne dowody. Widzisz, Severus może być uwolniony od zarzutu zamordowania Albusa Dumbledore'a, ale jego dusza ma na sobie więcej skaz. Przecina ją znacznie więcej pęknięć.

Harry zamrugał. Usta Snape'a zacisnęły się tak mocno, iż stały się niemal niewidoczne.

- Wątpię, by ministerstwo uwolniło go od zarzutu zabicia mugola imieniem Patricia Walters. Albo Aurora Philipa Meadowsa. Jak myślisz, Severusie? Czeka cię dożywocie w Azkabanie, czy też pocałunek Dementora?

Snape ponownie schylił głowę.

- Nikomu o tym nie powiem, mój Panie.

- Nie możesz mu ufać! - Harry krzyknął ponownie, nie wierząc, że Voldemort jednak to robi. - Zdradził nas. Zdradził ciebie. On zdradził wszystkich. Zabił Dumbledore'a!

Harry...

- CRUCIO!

Snape upadł na podłogę, jego ciało wiło się i drgało, włosy opadły z twarzy, odsłaniając obnażone zęby i mocno zaciśnięte oczy. Z jego gardła wyrywały się ciche jęki. Harry był tak zafascynowany tym widokiem, że ledwie zdawał sobie sprawę, że to on rzucił na niego klątwę.

To właśnie mój chłopak. - Voldemort zarechotał w umyśle Harry'ego głosem wysokim i przeszywającym.

Usta Snape'a otworzyły się i uwolniły ochrypłe krzyki, jego ciało rzucało się na drewnianej podłodze.

Czyż nie to pragnąłeś zobaczyć przez cały rok, Harry? Severus u twoich stóp, wijący się w agonii?

Harry opuścił różdżkę i ciało Snape'a znieruchomiało. Rzucił Niewybaczalne - skuteczną klątwę Cruciatus. I nawet nie czuł się winny z tego powodu. Snape zasłużył na to. Snape zasłużył na o wiele więcej, niż to.

Nie, nie, potrzebujemy go zdrowego na ciele i umyśle.

- Severusie, mój drogi zdrajco - powiedział Voldemort, przemieszczając ciało Harry'ego zza kanapy. - Jak widzisz, już nie masz jednego pana. Teraz masz dwóch. Spróbuj nas zdradzić, a obaj cię dopadniemy.

- Tak, moi Panowie.

- Naprawdę wolałbym, żeby on mnie tak nie nazywał - powiedział Harry.

- Tak, Potter.

- Już lepiej. Co teraz?

- Przejdziemy do kuchni i przedyskutujemy nasze plany nad filiżanką herbaty - oświadczył Voldemort. - Czyż nie w taki sposób zawsze gościł cię Dumbledore, Severusie? Na pamiątkę starych czasów.

Snape uniósł się i oparł na dłoniach i kolanach, czarne włosy przysłoniły mu twarz. Jego różdżka odtoczyła się od niego na pewną odległość i Harry pochylił się, żeby ją podnieść.

- Nie mogę uwierzyć, że rzuciłeś na mnie Klątwę Uśmiercającą, ty draniu - wymamrotał, chowając różdżkę Snape'a do kieszeni.

- Zabiłem Dumbledore'a dla własnych celów, Potter. Co kazało ci sądzić, że nie zrobiłbym tego samego z tobą? - Snape spojrzał do góry na Harry'ego. Niewielka strużka krwi spływała z jego nosa.

Tak, niech to będzie dla ciebie lekcją, Harry. Nigdy nie odwracaj się do Severusa plecami. Za bardzo lubi wbijać w nie nóż.

Wychodząc z salonu, Harry uważnie obserwował Snape'a.

***

Harry czuł się niezręcznie wiele razy w swoim życiu. Jego randki z Cho Chang, przykładowo, niezwykle go krępowały. Jednakże były one niczym w porównaniu z zakłopotaniem, które odczuwał teraz, siedząc naprzeciwko Snape'a przy swoim kuchennym stole, z Voldemortem balansującym pomiędzy nimi niczym jakiś organiczny miecz Damoklesa.

Poza tym, że Voldemort był bezpiecznie schowany wewnątrz niego, gdzie z pewnością nie powinno go być. Nie wspominając nawet o całej tej sprawie z "Harrym-który-jest-horkruksem", o której odmawiał nawet myśleć.

Tak, po dokładnym rozważeniu wszystkiego, znajdował się w najbardziej niezręcznej sytuacji ze wszystkich możliwych.

- Czego ode mnie oczekujesz, mój Panie? - Snape upił łyk herbaty. Wyglądał na niezwykle opanowanego, zważając na to, że jeszcze mniej niż dziesięć minut temu znajdował się pod klątwą Cruciatus. Jego dłonie drżały nieznacznie.

- Eliksiru - odpowiedział Voldemort. Harry przez cały czas mieszał herbatę. Pomyślał, że napicie się jej teraz, kiedy Voldemort używał jego ust, nie byłoby najlepszym pomysłem. - Czy słyszałeś kiedykolwiek o Pucharze Sakela?

Snape zmarszczył brwi i opuścił filiżankę.

- Czytałem o nim.

- Tak właśnie myślałem. Potrzebuję eliksiru, który znajdował się w tym pucharze.

- Ale Puchar Sakela nigdy nie został odnaleziony - powiedział Snape, jeszcze bardziej marszcząc brwi. Wpatrywał się w Harry'ego. - I nigdy w życiu nie słyszałem o przepisie na tę miksturę.

- Ja zajmę się odszukaniem Pucharu Sakela. Ty musisz odtworzyć dla mnie ten eliksir.

- Nie mam nawet pojęcia, gdzie zacząć, mój Panie.

- Och, ale ja mam. Dzięki Harry'emu odnalazłem kilka kluczowych składników. - Voldemort uniósł rękę Harry'ego i upił herbaty. Była cholernie gorąca. - Krokodyle serca, krew ibisa, jad kobry, łzy feniksa oraz kość buhorożca.

- Oczywiście - wyszeptał Snape, najwyraźniej do siebie. Harry był pod wrażeniem sposobu, w jaki Voldemort i Snape rozmawiali ze sobą. Tak, jakby byli starymi, dobrymi przyjaciółmi, którzy spotkali się przy filiżance herbaty.

Och, ależ my jesteśmy starymi przyjaciółmi. A co znaczy mała zdrada pomiędzy przyjaciółmi?

- Skonstruowanie tej mikstury zajmie mi bardzo dużo czasu, mój Panie. Tygodnie, może nawet miesiące. Muszę odbudować ją od podstaw. Nie wspominając o kosztach składników.

- Problem pieniędzy pozostaw mnie, Severusie. Chcę, żebyś stworzył dla mnie ten eliksir. A mam na to cały czas tego świata. Jest mi całkiem wygodnie tu, gdzie się teraz znajduję.

- Po prostu świetnie - wymamrotał Harry. Snape prychnął i Harry zerknął na niego. - Co to jest ten puchar? Co on robi?

- Jeżeli zadziała prawidłowo, to sprawi, że odzyskam ciało - odpowiedział Voldemort.

- Ale dlaczego musisz użyć pucharu? - zapytał Harry. - Nie można zrobić tego, co ostatnio? Chodźmy na tamten cmentarz, nawet teraz. Ja oddam ci trochę swojej krwi, Snape obetnie sobie rękę, ty odzyskasz ciało i wszyscy będą szczęśliwi.

Oczy Snape'a zwęziły się.

- Nie obetnę sobie ręki, Potter.

- Widzisz, i tutaj napotykamy na pierwszy problem - powiedział Voldemort. Harry powrócił do wgapiania się w swoją herbatę. - Dłoń sługi musi być oddana dobrowolnie. A Severus może zostać... zmuszony do oddania mi swojej. Z kolei krew mojego wroga musi zostać odebrana siłą. To nie zadziała, jeżeli mi ją ofiarujesz, Harry. Poza tym, nie byłem do końca zadowolony z rezultatu tamtego rytuału. Puchar Sakela jest znacznie lepszym wyborem.

- Ale miesiące? - jęknął Harry. - Nie dam rady robić tego miesiącami.

- Ależ oczywiście, że dasz. Przez większość swojego życia nosiłeś w sobie część mojej duszy.

- Ale ja chcę wrócić do Hogwartu. Nie mogę zabrać cię tam ze sobą. Wiem! Mógłbyś opętać Snape'a, kiedy ja wyjadę do szkoły.

Snape zakrztusił się herbatą.

- Nie, Harry. Ty jesteś idealnie przygotowany do bycia moim gospodarzem przez bardzo długi okres czasu. Snape nie jest. Jeżeli opętam go na kilka miesięcy, to z pewnością zacznie okazywać pewne fizyczne oznaki.

- Nie mam zamiaru nosić turbanu - oświadczył Snape. - Nie potrafiłeś go zabić, Potter, to teraz się z nim męcz.

Voldemort zachichotał.

- Wracam z tobą do Hogwartu, Harry.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się.

- Nie możesz! Tam są wszyscy moi przyjaciele. Nie pozwolę ci ich skrzywdzić.

- Czy skrzywdziłem twoich przyjaciół?

- Straszyłeś mnie, że ich zabijesz!

- Tak, ponieważ ty straszyłeś, że mnie wydasz. Zawarliśmy umowę, pamiętasz? Ty powstrzymasz się od ujawnienia mojego sekretu, a ja powstrzymam się przed zrobieniem krzywdy twoim przyjaciołom. Poza tym, chciałbym zobaczyć, czy znajdę jakieś przydatne informacje w Dziale Ksiąg Zakazanych.

Harry zagryzł wargę. Nie chciał Voldemorta w Hogwarcie. Ale nie chciał również rezygnować ze swojego ostatniego roku. Musiał zdać OWTMy, jeżeli chciał kiedykolwiek zostać Aurorem.

- Byłem świetnym uczniem, pamiętasz, Harry? Mogę zapewnić ci fantastyczne wyniki na OWTMach.

Snape z głośnym brzękiem odstawił filiżankę na spodek.

Harry zamrugał. Nie rozważał wcześniej tej kwestii.

- Pomógłbyś mi z pracami domowymi? Z Eliksirów? Nie jestem w nich zbyt dobry.

Snape wyglądał tak, jakby bardzo wiele kosztowało go powstrzymanie się od komentarza.

- Oczywiście. Pomogę ci ze wszystkim, jeżeli będziesz chciał.

- Ale nie możesz skrzywdzić moich przyjaciół. Nigdy. Snape pracuje nad swoją miksturą, ty wracasz ze mną do Hogwartu i zachowujesz się dobrze, a potem odzyskujesz swoje ciało. Ale jeżeli tylko tkniesz moich przyjaciół, to przysięgam, że utopię się w jeziorze i będziesz miał o jednego horkruksa mniej!

- Zgoda - powiedział Voldemort, a Harry wziął głęboki oddech. - Nie martw się, mój mały horkruksie. Wszystko będzie dobrze.

- Wybacz, że pytam, mój Panie - odezwał się Snape, patrząc z zaciekawieniem na Harry'ego. - Ale jak do tego doszło? W jaki sposób chłopiec stał się horkruksem?

- Przez przypadek. Tamtego wieczoru przygotowywałem się do stworzenia horkruksa, ale kiedy moja klątwa odbiła się, w jakiś sposób ten kawałek mojej duszy wylądował w Harrym. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie opętałem go w Ministerstwie i nie zobaczyłem, co się wydarzyło.

- To było pod koniec mojego piątego roku - wtrącił Harry. - Wtedy nagle przestałeś próbować mnie zabić i zastanawiałem się, dlaczego.

- Teraz już wiesz. Zdecydowanie bardziej wolę cię żywego, Harry.

- A pozostałe horkruksy? - zapytał delikatnie Snape.

Voldemort roześmiał się.

- Daj spokój, Severusie. Bierzesz mnie za głupca? To by wszystko wyjaśniało.

Snape opuścił głowę i Harry przysiągłby, że zobaczył niewielki uśmiech wypływający na jego usta.

- Jeżeli to już wszystko, mój Panie, natychmiast rozpocznę pracę nad eliksirem. Będę cię informował na bieżąco. Sowy mają być kierowane do Pottera, jak przypuszczam?

- Oczywiście - odparł Voldemort. Skinął głową w stronę Snape'a, który podniósł się z miejsca.

Ja mu wciąż nie ufam, pomyślał Harry. Nie wierzę w to, że nie pobiegnie do Lupina albo Shacklebolta, kiedy tylko znajdzie się za drzwiami.

To będzie go kosztować życie. Wie o tym.

Harry zacisnął wargi. I jestem pewien jak diabli, że zabije mnie od razu, kiedy tylko będzie miał okazję.

Tak, już udowodnił, że nie jest wart zaufania, jeżeli chodzi o twoje życie, prawda?

- Severusie - powiedział Voldemort. Snape, który był już przy drzwiach, odwrócił się powoli. - Ostatnia sprawa. - Voldemort zmusił ciało Harry'ego do podniesienia się z miejsca i wyciągnął jego rękę. - Harry może posłużyć jako nasz Gwarant.

- Mój Panie?

- Tylko niewielka przysięga dla zapewnienia twojej lojalności. A poza tym, pewnie chcesz odzyskać swoją różdżkę, prawda? - Voldemort sięgnął do kieszeni Harry'ego. Uniósł rękę w stronę Snape'a i trzymał ją tak, dopóki mężczyzna nie przyjął jego wyciągniętej dłoni i nie uścisnął jej. Podał Snape'owi jego różdżkę, a sam trzymał różdżkę Harry'ego tak, jakby należała do niego.

Harry zrozumiał plan Voldemorta i nie mógł się z nim nie zgodzić. Wieczysta Przysięga zmusi Snape'a do posłuszeństwa.

- Co mam robić? - zapytał i poczuł nagle, jak do jego ręki powraca kontrola.

- Po prostu trzymaj swoją różdżkę nad naszymi dłońmi. My załatwimy resztę.

Robiąc tak, jak mu kazano, Harry spojrzał na Snape'a. Na jego twarzy nie widział niczego, niczego, co mogłoby zdradzać żal z powodu legnięcia w gruzach planów o zdradzie. Snape wyglądał tak, jakby spokojnie godził się z sytuacją. Ale, tak naprawdę, nie miał żadnego, innego wyboru.

- Czy ty, Severusie, przysięgasz, że nie zranisz ani nie zabijesz Harry'ego Pottera?

- Przysięgam.

Języczek jasnego płomienia wystrzelił z różdżki Harry'ego i owinął się wokół ich zaciśniętych dłoni.

- I czy ty, Severusie, przysięgasz, że nie wyjawisz nikomu wiedzy o moim aktualnym stanie i położeniu?

- Przysięgam.

Drugi płomień dołączył do pierwszego i zacisnął się wokół ich dłoni. Harry był nieco zaskoczony tym, że to działało, zważywszy na to, iż nadal nie miał pojęcia, co robić.

- I czy ty, Severusie, przysięgasz, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, aby uwarzyć dla mnie eliksir w Pucharze Sakela?

- Przysięgam.

Trzeci języczek ognia otoczył ich dłonie i wszystkie trzy zaczęły się zaciskać coraz bardziej, aż Harry wystraszył się, że poparzą jego skórę. Jednak zanim dotknęły jego dłoni, rozpłynęły się w obłoczku dymu. Voldemort wciąż przytrzymywał rękę Snape'a.

- Czy wymagasz jeszcze czegoś ode mnie dzisiejszego wieczoru, mój Panie? - zapytał Snape, pochylając lekko głowę. Wyglądał, jakby na coś czekał.

- Nie, nie dzisiaj. Ale już niedługo, jak podejrzewam. - Voldemort w końcu wypuścił dłoń Snape'a, który cofnął się, kłaniając się nieznacznie. Chwilę później zniknął za drzwiami.

Czy teraz jesteś zadowolony, mój mały horkruksie?

- Nie nazywaj mnie tak. Ale owszem, teraz jest w porządku. To znaczy, jeżeli Snape spróbuje nas zdradzić, to padnie martwy, prawda?

Tak, coś w tym rodzaju.

- To dobrze. - Harry szybko dopił letnią już herbatę, ciesząc się, że z powrotem ma kontrolę nad swoimi mięśniami.

Śmiech Voldemorta rozlał się po całym ciele Harry'ego, sięgając aż do palców u stóp. Harry zadrżał i pospiesznie opuścił kuchnię. Miał zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień: rzuconą w niego Klątwę Uśmiercającą, Snape'a pod klątwą Cruciatus - nareszcie u jego stóp - i nowiny o tym, że jest horkruksem.

Teraz pragnął tylko snu, niczego więcej.

Ale kiedy leżał już pod przykryciem i wpatrywał się w sufit, sen nie nadchodził. W jego głowie krążyło zbyt wiele myśli i nie wiedział, co z nimi począć.

- A więc jeżeli opętasz mnie na kilka miesięcy, to też zaczniesz wyrastać z tyłu mojej głowy?

Nie. Jesteś moim horkruksem. Opętanie ciebie to jak uczucie przebywania w moim własnym ciele.

- Aha. - Harry rozważył to. - To dobrze. Ponieważ, jeżeli zacząłbym nagle nosić turban, to ludzie zadawaliby niewygodne pytania.

Idź spać, Harry.

Harry przez kilka chwil nie odzywał się, ale jego umysł odmawiał uspokojenia się.

- Więc jakie to było uczucie, kiedy opętałeś Quirrella?

Niezbyt miłe. Tak, jakbym nosił parę niepasujących na mnie butów.

- Aha. - Harry przygryzł dolną wargę. - Mówiłem poważnie. Jeżeli chociaż spojrzysz podejrzanie na moich przyjaciół, to utopię się w jeziorze.

Mamy umowę. Nie zranię twoich przyjaciół tak długo, jak długo zachowasz w tajemnicy mój sekret. Poza tym, jezioro nie jest zbyt dobrym pomysłem na zabicie się.

- Nie?

Wielka kałamarnica od razu by cię wyłowiła. Jest tam po to, aby zapobiegać takim wypadkom.

- Aha.

Śpij już, Harry. Obaj tego potrzebujemy.

Harry zamknął oczy, ale po chwili otworzył je ponownie.

- To dlatego nie starałeś się tak bardzo podczas naszego ostatniego pojedynku? Ponieważ jestem twoim horkruksem?

Myślisz, że się nie starałem? - Voldemort brzmiał na urażonego. Harry prychnął. - Zapewniam cię, że tak. Po prostu nie miałem powodu, by rzucać na ciebie Klątwę Uśmiercającą. A to dało ci niewielką przewagę.

- Taa. - Harry przewrócił się na bok. - A więc to dlatego znam mowę węży? Ponieważ wewnątrz mnie jest cząstka ciebie? I to dlatego mieliśmy to dziwne umysłowe połączenie ze sobą?

Tak sądzę.

- Co się stanie, kiedy odzyskasz ciało? - wyszeptał Harry, podciągając kołdrę nieco wyżej.

Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Śpij.

Harry westchnął.

- No dobrze. Branoc, Tom.

Dobranoc, mój mały horkruksie.

- Nie jestem wcale taki mały, wiesz?

Wiem. - Voldemort zabrzmiał tak, jakby się uśmiechał.

Część 4

Harry obudził się czując rękę poruszającą się na jego członku. Potrzebował kilku mrugnięć powiekami, aby pozbierać myśli oraz zorientować się, gdzie jest i co się dzieje.

Czyżby onanizował się we śnie? Ale miał wrażenie jakby dłoń, która gładziła jego penisa, tak naprawdę nie należała do niego.

Zerknął w dół na swoje ciało. Obraz przed jego oczami nadal był nieco zamazany, ale nie na tyle, żeby Harry nie zauważył kilku kluczowych elementów. Leżał odkryty, spodnie od piżamy miał zsunięte, a jego dłoń poruszała się na twardym członku.

I wtedy umysł dogonił ciało, tak, jakby ktoś otworzył mu bramę w głowie, i zalała go fala gorąca. Jego plecy wygięły się w łuk, pięty wbiły się w materac i ciężkie krople spermy wytrysnęły wprost na jego brzuch.

Harry miał wcześniej wiele orgazmów, ale żaden z nich nie był tak intensywny, jak ten. Żar, który zazwyczaj odczuwał w pobliżu krocza, teraz opanował go całego, od czubka nosa, aż po palce u nóg i sprawił, że jego skóra drżała, mięśnie bolały, a powieki zacisnęły się tak mocno, iż miał wrażenie, że mogą się już nigdy więcej nie otworzyć.

Przyjemność zaczęła powoli odpływać, aż nie pozostało nic, poza zwiotczałym ciałem Harry'ego i jego zdezorientowanym umysłem.

Cóż, to z pewnością był najdziwniejszy sen erotyczny, jaki kiedykolwiek mu się przyśnił.

Co? I nie dostanę za to ani słowa uznania?

Oczy Harry'ego natychmiast się otworzyły i chłopak usiadł gwałtownie.

- Co... czy ty... do cholery... dotknąłeś mojego penisa?!

Technicznie rzecz biorąc, teraz to jest także mój penis.

- Jeszcze czego! - Harry zerwał się z łóżka tak nagle, że wylądował na czworakach. - Molestowałeś mnie we śnie!

Nieprawda. Mieliśmy ostatnio trochę za dużo stresów. Po prostu pomyślałem, że to pomoże nam się uwolnić od części z nich. Całkiem dobrze się bawiłem i, z tego, co czułem, ty także.

Harry usiadł na piętach i wyciągnął palec w górę, jakby chciał pogrozić Voldemortowi.

- Nie waż się nigdy - NIGDY - więcej dotykać mojego penisa! On jest mój!

A co w takim razie z moimi potrzebami, Harry? Nie jestem przyzwyczajony do tego rodzaju celibatu, do którego nas zmuszasz.

Harry próbował wykrzyczeć swoje obiekcje, ale jedynym, co wydobyło się z jego gardła, był zachrypnięty, zduszony wrzask. W połowie doszedł, w połowie doczołgał się do łazienki. Dopiero tam, kiedy zdejmował swoją piżamę, udało mu się odzyskać głos.

- Mam gdzieś twoje pieprzone potrzeby. Ostatnią rzeczą, jakiej od ciebie potrzebuję, jest dotykanie tamtej części mnie.

To nie wstyd być prawiczkiem. Mógłbym ci pomóc.

Harry obrócił się gwałtownie do tyłu, tak, jakby Voldemort stał za nim.

- Nie byłbym teraz pieprzonym prawiczkiem, gdybyś nie przeszkodził mi tamtej nocy w Norze! A zresztą, co to ma wspólnego z czymkolwiek?

Zachowujesz się trochę zbyt nerwowo. Ktoś mógłby pomyśleć, że nikt ci wcześniej nie obciągnął. I wciąż myślisz o tym rudzielcu? Daj spokój, Harry, ona nie jest w twoim typie.

- Ona jest w moim typie!

Dobra, ale zdecydowanie nie jest w moim. Utknęliśmy ze sobą, ale ja przynajmniej jestem bardziej pewny siebie i dojrzalszy, niż ty, wiec mogę ci pomoc. Byłbym wdzięczny, gdybyś zrobił to samo dla mnie.

- Ta rozmowa się nie odbyła - wymamrotał Harry. Wszedł pod prysznic i przez pierwszą minutę nie zorientował się, że zapomniał odkręcić zawór z gorącą wodą. Przestał szczękać zębami dopiero, kiedy dodał ciepłej. - Nigdy więcej nie będziemy o tym rozmawiać. O moim penisie, mojej orientacji, albo o moim doświadczeniu seksualnym. Nigdy, przenigdy!

Wygląda na to, że przebywam wewnątrz jedynego, wypierającego się swojej seksualności nastolatka w całej Wielkiej Brytanii.

- Nie rozmawiam z tobą - powiedział Harry w stronę ściany i zaczął zawzięcie szorować włosy.

I, podtrzymując swoje słowa, już ani razu nie odpowiedział Voldemortowi. Tak było, dopóki w połowie zakładania dżinsów nie usłyszał odgłosu aktywowanej sieci Fiuu na dolnym piętrze.

Czy to było...?

- Tak, mój kominek. - Harry wciągnął dżinsy, założył koszulkę, zabrał różdżkę i wymknął się z sypialni. Kiedy był w połowie schodów, usłyszał znajomy głos wołający go z kuchni.

- Harry? Jesteś jeszcze na górze?

- Tak - odkrzyknął, wkładając różdżkę do kieszeni. - Zaraz zejdę, Hermiono.

Jest okropnie natarczywa, prawda? Czego ona znowu chce?

- Nie mam pojęcia - wyszeptał Harry. - Zachowuj się.

Czy nie robię tego zawsze?

Harry postanowił to zignorować i zszedł po schodach do kuchni, gdzie zobaczył Hermionę i Rona.

- Dlaczego nigdy nam nie powiedziałeś? - zapytał Ron. - Albo przynajmniej, dlaczego nigdy nie powiedziałeś Ginny? Płacze odkąd tylko to zobaczyła.

- Co?

- Och, Harry, nie czytałeś Proroka? - zapytała Hermiona.

- Nie - odparł Harry nie mając pojęcia, o czym mówią jego przyjaciele.

Nie? Powinniśmy go zaprenumerować. Lubię być na bieżąco z wiadomościami.

Zamknij się, pomyślał Harry.

- Tak też pomyślałam. - Hermiona wyciągnęła kopię gazety zza pleców i przytrzymała ją przed Harrym. Ciężko było nie zauważyć ogromnego tytułu:

ŁZAWE WYZNANIE HARRY'EGO POTTERA: JESTEM GEJEM.

Zamorduję cię, pomyślał Harry, wysyłając mentalnie kilka wizji tortur.

Ciągle to powtarzasz. Ale jakoś nie spełniasz tych obietnic.

- I? - ponagliła go Hermiona.

- Ja... eee... co jest napisane w artykule? - Harry podrapał się w głowę.

- Że powiedziałeś naszemu drogiemu przyjacielowi, aurorowi Kingsleyowi Shackleboltowi o tym, jak zmagałeś się ze swoją orientacją tuż przed tym, zanim wysłałeś przepełniony namiętnością list do swojego szczególnego przyjaciela - wyjaśnił Ron.

Hermiona spojrzała na niego z podziwem.

- Nie mogę uwierzyć, że to wszystko zapamiętałeś.

A więc wygląda na to, że twój przyjaciel auror nie był tak godny zaufania, jak sądziłem.

Nie, Kingsley nigdy by tego nie zrobił. Myśli Harry'ego zostały przerwane odgłosem uderzającego w okno dzioba. Szybko wpuścił nieznajomą sowę i odwiązał niewielki rulonik.

Harry,

właśnie dostałem Proroka. Bardzo mi przykro, ale zapewniam Cię, że nie puściłem pary z ust. Złożę dzisiaj po południu wizytę temu urzędnikowi z poczty i zobaczę, co ma do powiedzenia.

Kingsley Shacklebolt

Harry westchnął z ulgą. A nie mówiłem?

- Czy to od twojego... ee... chłopaka? - zapytała łagodnie Hermiona, rumieniąc się.

- Nie! - Harry szybko spalił notkę zaklęciem. - Od Kingsleya, który zapewnia, że nikomu nie powiedział. Podejrzewa, że za tym wszystkim stoi urzędnik pocztowy.

- Och. - Ron spojrzał na swoje buty. - A więc to prawda.

- Cóż...

Nie zaprzeczaj. To świetne wytłumaczenie dla twojego wcześniejszego dziwacznego zachowania.

Nie mam zamiaru mówić moim przyjaciołom, że jestem gejem, pomyślał Harry, jednocześnie desperacko próbując zachować kamienną twarz.

Ja nie widzę żadnego problemu. Jeszcze chwilę temu stanowczo sprzeciwiałeś się jakiejkolwiek formie seksu, więc to nie powinno mieć żadnego wpływu na twoje życie erotyczne.

Harry wywrócił oczami.

- Cóż, powiedziałem Kingsleyowi. - O! Jego przyjaciele mogą zrobić z tym, co zechcą. - Ale to nie było żadne łzawe wyznanie - dodał, aby nie pomyśleli, że przeżył jakieś załamanie nerwowe albo coś w tym rodzaju. Voldemort parsknął, co sprawiło, że Harry zmarszczył nos.

- To z pewnością wszystko wyjaśnia. - Hermiona złożyła gazetę i wsunęła ją do kieszeni.

- No, tak myślę. - Merlinie, jak bardzo Harry nienawidził okłamywać przyjaciół.

Czasami małe kłamstwo jest lepsze, niż znacznie gorsza prawda.

Słusznie, pomyślał Harry. Prawda mogłaby ich zabić.

- Ale dlaczego nigdy nam nie powiedziałeś? - Hermiona posłała mu jeden ze swoich porozumiewawczych uśmiechów.

- Ja nie... no wiecie, wciąż się z tym zmagam. Trochę. To nie takie proste.

- Ale to i tak bez znaczenia - powiedział Ron. Harry mógłby przysiąc, że jego przyjaciel starał się brzmieć dojrzale. - To znaczy, zabiłeś Voldemorta. To nie ma znaczenia, że byłeś wtedy gejem.. To znaczy... nie mam nic przeciwko.

Harry prychnął.

- W porządku.

- Ale wiesz, mogłeś przynajmniej powiedzieć Ginny. - Ron wyglądał na lekko zdenerwowanego. - Była naprawdę zmartwiona, kiedy wychodziliśmy.

Harry zamknął na chwilę oczy. Teraz Ginny myśli, że robił wszystkie te dziwne rzeczy z facetami.

- Przepraszam - wyszeptał.

- Nie przepraszaj nas - powiedziała Hermiona. - Przeproś ją. Kiedy znowu się z nią spotkasz. Może w Hogwarcie?

- Tak, będę w Hogwarcie. - westchnął Harry. - Mam dzisiaj dużo do zrobienia.

- Och, pomyśleliśmy, że może chciałbyś zjeść z nami śniadanie? - zapytał Ron. Zabrzmiał tak niepewnie, że Harry poczuł ból w żołądku.

- Przykro mi, ale mam już plany. Może innym razem, dobra?

- W porządku. Do zobaczenia, Harry. - Hermiona wzięła Rona za ramię i oboje się deportowali.

Harry stał przez chwilę bez ruchu.

- Tom?

Tak, mój mały horkruksie?

- Nie... nieważne. Ile wiesz o magicznych zabezpieczeniach?

Dosyć sporo. A co?

- Ponieważ chcę powstrzymać ludzi od wypadania z mojego kominka, albo włamywania się przez drzwi.

A więc poczarujmy sobie trochę.

***

- Nie mogę się ruszać - powiedział Harry, rozkładając się na kanapie.

Teraz mówisz jak charłak.

- Co?

Ktoś, kto nigdy wcześniej nie uprawiał prawdziwej magii.

- Wiem, do diabła, kto to jest... Merlinie, naprawdę nie mogę się ruszać. - Harry spróbował podnieść głowę, ale nie udało mu się. Voldemort pomógł mu nałożyć kilka zaklęć, a nawet kilka klątw na cały dom, aby trzymać nieproszonych gości na zewnątrz, a ich bezpiecznie w środku. Zajęło im to cały poranek i połowę popołudnia, a Harry przerwał tylko na chwilę, aby zjeść drugie śniadanie.

A teraz był tak wykończony, iż miał wrażenie, jakby jego kończyny zamieniły się w galaretę.

Chciałbym w najbliższym czasie znowu odwiedzić Muzeum Brytyjskie.

- Jutro. Teraz chciałbym... spać. O tak, spać.

I stracić cały dzień?

- To moje wakacje. Mogę spać, jeżeli mam na to ochotę. - Harry pozwolił, aby jego oczy się zamknęły. Tak było o wiele lepiej. Tylko jego umysł dryfujący w kierunku ciemności i jego ciało w całkowitym rozluźnieniu. Na powierzchni świadomości unosiły się pytania i myśli - dziwne, ale, pomimo tego, niezwykle intrygujące.

- Dlaczego wybrałeś mnie? - wyszeptał, na wpół świadomie poruszając ustami. - Zamiast czarodzieja czystej krwi?

Ponieważ wiem, że nie powinno się niedoceniać czarodziejów półkrwi. Oni posiadają to, co najlepsze z obu światów.

- Och - to było ostatnie, co Harry zapamiętał, zanim sen zabrał go daleko.

Znajdował się w gabinecie Snape'a, na półkach przy ścianach stały w rzędach słoiki, w których pływały wszystkie rodzaje miniaturowych dinozaurów. Za biurkiem Snape'a siedział Tom Riddle. Nie Voldemort. Harry był tego pewien. To był Tom Riddle. Przystojny, przebiegły i całkowicie nie na swoim miejscu.

- Gdzie jest Snape? - zapytał Harry. To było ważne, żeby znaleźć Snape'a.

- Już tu nie pracuje, nie pamiętasz, Harry? - odparł Tom.

Chłopak pokiwał głową. Pamiętał to.

- On mnie zabił.

- Próbował. - Tom podniósł się ze swego miejsca i okrążył biurko, a każdy krok przybliżał go do Harry'ego coraz bardziej i bardziej, aż obaj znaleźli się twarzą w twarz. Tom był wyższy od niego.

- Czy jesteś teraz moim nauczycielem? Potrzebuję nauczyciela Eliksirów.

- Tak, jestem nim, mój mały Harry.

- Nie jestem twój... i nie jestem mały.

- Wiem - wyszeptał Tom, przysuwając swoją twarz jeszcze bliżej. - Czuję to.

- Nie jestem taki. - Harry nie odsunął się, kiedy Tom musnął wargami jego usta.

- Jesteś. Tak było napisane w gazecie - Tom uśmiechnął się przebiegle i zachęcająco. Harry pocałował go raz, później kolejny raz, aż ich usta otworzyły się, a języki dotknęły.

Harry odsunął się nieznacznie, aby zaczerpnąć tchu.

- Chyba nie powinniśmy całować się w Hogwarcie.

- Możemy robić wszystko, na co mamy ochotę. Wszystko, na co ja mam ochotę. - Ręka Toma ześliznęła się wzdłuż klatki piersiowej Harry'ego i zatrzymała dopiero na jego kroczu. W tym samym momencie Harry zorientował się, że jego dżinsy leżą na podłodze wokół kostek, a palce Toma dotykają jego twardego penisa.

- O taaak - westchnął. - Chcę. - Przysunął się, aby otrzymać kolejny pocałunek i nagle spadł z kanapy, budząc się natychmiast.

Zabrało mu kilka chwil zorientowanie się, że nie, nie znajdował się w gabinecie Snape'a i nie było tutaj Toma Riddle'a, a jego dżinsy nie plątały się wokół jego kostek i to wszystko było tylko snem.

Pieprzonym snem.

- Jesteś wstrętnym draniem! Po co to zrobiłeś? Trzymaj się z dala od moich snów!

Co znowu? - głos Voldemorta zabrzmiał jakby z oddali, zupełnie inaczej, niż ostatnio. Bardziej przypominał siebie. - Spałem.

- Co próbujesz wskórać, wysyłając mi takiego rodzaju sny?

Nic ci nie wysłałem... Śniłeś? O czym?

Policzki Harry'ego zarumieniły się, kiedy wspinał się z powrotem na kanapę.

- O niczym - wymamrotał. - Zapomnij, że cokolwiek mówiłem.

O nie, tak nie będziemy robić. A teraz pozwól mi zobaczyć, co cię trapi.

Przez moment panowała cisza, podczas której Harry desperacko zapragnął, aby do pokoju wtargnął piorun i zakończył jego nieszczęśliwy żywot. Niestety, nie miał tyle szczęścia.

Och. Cóż, to niezwykle interesujące.

Harry sięgnął po poduszkę i wcisnął w nią twarz.

- To tylko głupi sen. On nic nie znaczy.

Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić.

Harry zaczął kopać stopami w kanapę i przycisnął poduszkę jeszcze bardziej.

- Zamieniłeś moje życie w całkowity i kompletny bałagan, wiesz o tym? Nie mogę widywać się z przyjaciółmi i nagle stałem się horkruksem, a cały świat myśli teraz, że jestem gejem i muszę cię niańczyć, dopóki nie wrócimy do Hogwartu i to wszystko jest po prostu tak cholernie popieprzone! - Harry cisnął poduszką przez cały pokój.

I znowu dramatyzujesz. Co z tobą, weź się w garść. Musisz coś zjeść. Tym razem ja wybiorę restaurację. Niewiarygodnie zaniedbujesz własne ciało.

Harry parsknął śmiechem.

- Przynajmniej nadal mam swoje.

Tak, ale ja także teraz je mam. Wstawaj, Harry. Zużyłeś mnóstwo energii na zaklęcia, które dzisiaj rzucaliśmy.

Harry westchnął i usiadł.

- Dobrze. Ale ja wybiorę film.

A co powiesz na to, żeby wypróbować taki, w którym obyłoby się bez jakiejkolwiek formy ratowania kogokolwiek?

- Ha, ha, bardzo śmieszne. Gdybym chciał kogoś uratować, to... to... to już sam nie wiem, co bym zrobił. Psiakrew. - Harry wyśliznął się z salonu i poszedł się odświeżyć.

***

To przepełniło czarę. Nie pójdziemy już na ani jeden mugolski film.

- A ja uważam, że był świetny - prychnął Harry. - Scena, gdzie ten koleś zgubił swoją spermę, a ona wtarła ją tamtej we włosy! - Jego ramiona drżały, kiedy próbował powstrzymać się od śmiechu. Nie chciał, żeby mugole zobaczyli go w takim stanie - śmiejącego się do siebie.

Błagam, Harry. Ile ty masz lat? Trzy?

- Siedemnaście. Ale to i tak było zabawne.

Masz osiemnaście. Nie, to zdecydowanie nie było zabawne. Było banalne i nudne.

- Racja, ciągle zapominam o tym, że miałem urodziny. I to nie było nudne. Słyszałem, jak się śmiałeś przy scenie, kiedy ten koleś walczył z małym psem.

Nawet tytuł jest niedorzeczny. „Sposób na blondynkę”? Litości. Powinni to nazwać: Sposób na zepsucie humoru i zapragnięcie zgotowania mugolom śmierci w straszliwych męczarniach.

- Jesteś po prostu starym, zrzędliwym marudą... ała! Przestań! - Harry potarł czoło i postanowił nie dyskutować o tym więcej z Voldemortem.

Kiedy Harry wsiadł do metra, absolutnie nie myślał o dzisiejszym poranku. O tym, że Voldemort dotykał jego penisa. Albo o tym, co napisał o nim Prorok. Nie myślał też o swoim śnie, ani o tym, jakie to było uczucie całować Toma Riddle'a - w sumie nie takie złe - ale Harry zdecydowanie o tym nie myślał.

Nie, Harry myślał o filmie, który naprawdę był zabawny i wprawił go w lepszy nastrój. A francuska restauracja, którą wybrał Voldemort, była całkiem miła. Dużo droższa, niż McDonalds, ale jedzenie mieli tam o wiele smaczniejsze.

Merlinie, Ginny na pewno znienawidziła go za to, że nagle stał się gejem. Może, kiedy to wszystko się skończy, Harry będzie mógł jej powiedzieć, że jego nowo-odkryta orientacja była niczym innym, jak tylko chwilową niepoczytalnością i może będzie chciała go z powrotem.

A ty ciągle myślisz o tej dziewczynie? - Voldemort wypowiedział ostatnie słowo tak, jakby napawało go odrazą. - Najlepiej będzie, jeżeli dasz sobie z nią spokój. Jest po prostu zwykłą ladacznicą.

- Ona nie jest ladacznicą - wymamrotał Harry, wysiadając z pociągu.

A może się założymy? Jestem pewien, że twoja mała ladacznica zacznie biegać za nowym chłopakiem, kiedy tylko znajdziemy się w Hogwarcie.

- Ona nigdy by... - Harry zamknął gwałtownie usta, kiedy przypomniał sobie Ginny z Deanem Thomasem i jeszcze wcześniej - z Michaelem Cornerem. Wcale nie znalazłaby sobie nowego faceta tak szybko, prawda? - Nie, nie zrobiłaby tego - powiedział, bardziej próbując przekonać siebie, niż Voldemorta. - O co chcesz się założyć?

O honor. I przestaniesz o niej marudzić, kiedy okaże się, że mam rację.

- Jeżeli się okaże - poprawił Harry. - Dobrze. Ale jeżeli to ja będę miał rację, to przestaniesz marudzić o tym, że o niej marudzę.

Zgoda.

Kiedy Harry wyszedł zza rogu i znalazł się na Grimmuald Place, zobaczył postać, stojącą w cieniu drzewa pod numerem dwunastym. Zbyt wysoką, aby być jednym z jego przyjaciół, i zbyt dobrze zbudowaną, aby być Snape'em. Harry sięgnął po różdżkę, ale powstrzymał dłoń w ostatnim momencie, kiedy postać wynurzyła się z cienia.

- Dobry wieczór, Harry - powitał go Kingsley Shacklebolt.

- Cześć. - Harry zatrzymał się przed mężczyzną i spojrzał na niego pytająco.

- Imponujące czary - powiedział Kingsley, wskazując na drzwi wejściowe. - Nie przypominam sobie, aby tu były ostatnim razem.

Cóż, przynajmniej wyglądało na to, że ich zaklęcia działały, skoro nawet auror nie potrafił ich złamać.

- Tak, potrzebowałem dodatkowej ochrony.

- Dodatkowej ochrony? Harry, twój dom jest zabezpieczony lepiej, niż Bank Gringotta.

Harry wzruszył ramionami.

- A więc co tu robisz?

- Porozmawiajmy o tym w środku, jeżeli nie chcesz kolejnego nagłówka w prasie.

Ta myśl sprawiła, że Harry'ego przeszły ciarki.

- W porządku.

Wszedł za Kingsleyem do środka i podążył za nim w stronę salonu. Usiadł na kanapie i spojrzał na stojącego mężczyznę.

- To był urzędnik. Kiedy wyszedłeś z poczty, jeden z reporterów wszedł do środka i zaoferował mu 100 galeonów, jeżeli powie o czym ze mną rozmawiałeś.

Harry potrząsnął głową.

- Co za drań!

- Cóż - kontynuował Kingsley, uśmiechając się. - Ukarałem go 500 galeonami grzywny za znęcanie się nad zwierzętami. Znalazłem jedną sowę, która mogła mieć pasożyty. Następnym razem zastanowi się dwa razy.

- Dzięki. - Harry poczuł niewielką ulgę, nawet, jeżeli cała sprawa z artykułem nadal wkurzała go do granic możliwości.

Kingsley rozejrzał się po pokoju.

- A więc gdzie nauczyłeś się tych zaklęć?

Pozbądź się go, Harry. Nie chcesz chyba, żeby węszył przy naszych czarach.

- Z książek - odparł Harry. - Uczyłem się ich przez kilka ostatnich dni.

- Naprawdę tylko z książek? - Mężczyzna przechylił głowę, przypatrując się Harry'emu. - To rzeczywiście godne podziwu. Wątpię, by nawet Albus Dumbledore potrafił rzucać tak skomplikowane zaklęcia, jak te.

Harry, natychmiast coś zrób. - Voldemort zabrzmiał groźnie, co sprawiło, że chłopak wzdrygnął się.

Nie wiem, co zrobić, pomyślał czując osiadającą mu w żołądku zimną desperację.

W porządku, ale później nie miej do mnie pretensji. - powiedział Voldemort i przejął kontrolę nad jego ciałem. Harry mógł tylko obserwować, jak Voldemort podnosi się z kanapy i podchodzi bliżej do Kingsleya.

- Rodzina Syriusza pozostawiła po sobie wiele ciekawych książek. Czarowałem z ich pomocą.

- Ale po co ci te wszystkie zabezpieczenia? Dom jest nadal pod działaniem zaklęcia Fideliusa.

Voldemort westchnął.

- Ponieważ Snape jest śmierciożercą. I wie, jak się tu dostać. Mam gdzieś, co robi albo twierdzi Wizengamot. Po prostu czuję się dzięki temu bezpieczniej.

Merlinie, Voldemort był naprawdę dobry. Wyraz twarzy Kingsleya w momencie złagodniał.

- Nie musisz obawiać się Snape'a, Harry. On był przez cały czas po naszej stronie.

- Ale dręczył mnie w klasie przez sześć lat, więc wybacz, jeżeli nie chcę, aby wpadł tutaj niezapowiedziany. - Voldemort skrzyżował ramiona w bardzo "harrowaty" sposób.

- W porządku, rozumiem. Ale czaruj tak dalej i nie będziesz miał żadnych problemów z dostaniem się do mojego departamentu w przyszłym roku. - Kingsley położył dłoń na ramieniu Harry'ego. Voldemort spojrzał na niego i oblizał wargi.

- Tak naprawdę, to zastanawiałem się nad czymś, ale nie jestem pewien, czy.... to skomplikowane. - Jak Voldemort to robił, że wypadał tak przekonywająco jako mamroczący nastolatek? - Może powinienem po prostu ci to pokazać. - Po tych słowach wziął twarz Kingsleya w dłonie i pocałował go w usta.

Mężczyzna sapnął i natychmiast się odsunął.

- Nie, Harry. Przykro mi, ale ja taki nie jestem.

- Przepraszam - powiedział Voldemort, patrząc na swoje buty.

- Nie przepraszaj. Tylko... jesteśmy przyjaciółmi. To wszystko.

- W porządku. - Voldemort zagryzł wargę.

- Zobaczymy się później, Harry. - Po tych słowach Kingsley znalazł się za drzwiami w ciągu paru sekund.

Harry wciąż znajdował się w niewielkim szoku i ledwie zauważył, że Voldemort zwrócił mu kontrolę nad ciałem.

- Dlaczego, do diabła, to zrobiłeś? - zapytał, kiedy tylko udało mu się odzyskać głos.

Teraz już nie będzie nas nachodził, ponieważ jest za bardzo zawstydzony. Takich mężczyzn, jak on, najłatwiej spławić, kiedy uderzysz prosto w ich heteroseksualną dumę.

- Właśnie pocałowałeś aurora. Jesteś niewiarygodny.

Technicznie rzecz biorąc, to ty właśnie pocałowałeś aurora.

Harry jęknął i ukrył twarz w dłoniach.

Część 5

Kilka kolejnych dni minęło bez incydentów. Albo raczej bez większych incydentów. Harry zaciągnął Voldemorta do kilku innych muzeów, restauracji i na filmy i, ku uldze Harry'ego, nikt nie czekał na niego, kiedy wracał do domu. Voldemort trzymał łapy z daleka od jego penisa. Ale chłopak i tak nie potrafił przestać o tym myśleć, nieważne, jak bardzo się starał.

Hermiona przysłała mu sowę, pytając jak się miewa. Odesłał ją z powrotem wraz z woreczkiem pełnym galoenów i prośbą, aby kupiła mu szkolne rzeczy, ponieważ stanowczo odmawiał postawienia stopy na Ulicy Pokątnej. Otrzymał także wiadomość od Snape'a, w której mężczyzna poinformował ich, że nabył konieczne ingrediencje. W odpowiedzi Voldemort poinstruował go, w jaki sposób będą się rozliczać finansowo.

Kłócili się. Rozmawiali. Voldemort opowiadał mu o historii magii. Panował pomiędzy nimi dziwny rodzaj spokoju, o ile spokojem można to w ogóle nazwać.

Ale przynajmniej liczba śmiertelnych gróźb, którymi się nawzajem obrzucali, znacznie się zmniejszyła, co już można było uznać za spory sukces.

Harry już więcej nie śnił o Tomie Riddle'u, a nawet jeżeli, to i tak rankiem tego nie pamiętał.

- Myślę, że zostanę dzisiaj w łóżku - oświadczył, przyciskając policzek do poduszki. - Jest mi zbyt wygodnie, żeby wstawać.

Jesteś leniem.

- Teraz zabrzmiałeś jak Snape. - Harry wyszczerzył się, słysząc parsknięcie.

Co to za nagły brak motywacji do wyjścia i odkrywania świata?

- Hogwart rozpoczyna się za trzy dni. Chciałbym poleżeć, póki jeszcze mogę. - Harry przewrócił się na brzuch, żeby się przeciągnąć, ale wtedy poczuł, jak jego twardy penis otarł się o materac. Przesunął biodra, co tylko pogorszyło sytuację. Delikatne tarcie sprawiło, że zabolały go jądra.

Na litość boską, Harry, zajmij się swoim problemem.

- Nie! Nigdy już tego z tobą nie zrobię. - Chłopak zacisnął powieki.

Być może będziemy dzielić to ciało przez wiele miesięcy, zanim w końcu sobie ulżysz. Naprawdę spodziewasz się, że wytrzymasz tak długo?

Harry głębiej wcisnął twarz w poduszkę. Lubił się onanizować, naprawdę, i jeżeli miał być szczery, to nie wyobrażał sobie, że da radę powstrzymać się przez kilka miesięcy. Ale robienie tego z Voldemortem było tak straszliwie niewłaściwe. Voldemort i przyjemność nie mogły znaleźć się w tym samym zdaniu.

To tylko masturbacja. Przecież nie będziemy wyznawać sobie wiecznej miłości przed całym światem.

Ta uwaga sprawiła, że Harry parsknął.

- Wyobraź sobie tylko ich miny. Już widzę te nagłówki: Chłopiec, Który Pokochał Swego Niedoszłego Mordercę.

To byłaby miła odmiana. - Voldemort brzmiał na rozbawionego. - Ten, Którego Nie Wolno Pokochać, Usidlił Wybrańca.

Harry zaczął się trząść ze śmiechu, a to tylko wzmocniło tarcie na krocze. Kiedy tylko chichot zamarł, jego biodra zaczęły się poruszać swym własnym rytmem.

- Przestań - jęknął.

Nic nie robię. To ty sam.

Racja. Harry wiedział, że tym razem Voldemort go nie kontrolował, ale łatwiej było myśleć, że nie dochodził razem z nim. Uderzał biodrami coraz mocniej i mocniej, nie myśląc o niczym ani o nikim, koncentrując się jedynie na uczuciu, które opanowało jego penisa, uwięzionego pomiędzy nim i materacem, płonącego od potrzeby spełnienia.

Usłyszał cichy jęk i wiedział, że to nie on go wydał, ponieważ od jakiegoś już czasu wstrzymywał oddech.

- Czujesz to?

O tak.

Harry zakwilił i pchnął jeszcze raz, potem drugi, aż w końcu doszedł w swoje spodnie od piżamy, zaciskając dłonie na poduszce. To było tak samo intensywne, jak ostatnim razem, cały ten żar wewnątrz niego, spalający go od środka.

- Merlinie, czy to ty? Wewnątrz mnie? To takie intensywne.

Przez ciało Harry'ego przebiegł dreszcz, kiedy Voldemort westchnął głęboko.

Tak mi się wydaje.

- Czy ty... ee... no wiesz, doszedłeś?

Jego usta zadrżały, jakby Voldemort się uśmiechnął.

Tak.

- Och. - Harry powoli otworzył oczy. - To było inne. Tak, jakbym czuł dodatkowy orgazm w swojej głowie. Czy to dla ciebie też takie było?

Tak. Jak gdyby otaczał mnie twój własny orgazm.

- Niesamowite. - Harry zamrugał. - To tak normalnie nie wygląda, kiedy uprawiasz seks z kimś innym, prawda?

Voldemort roześmiał się.

Nie, nie wygląda. Myślę, że jesteśmy szczególnym przypadkiem.

- Możesz sobie to wmawiać. - Harry zanurkował głębiej pod przykrycie. - Mam zamiar przespać się jeszcze trochę.

Masz godzinę. Później zrobimy coś pożytecznego.

- Merlinie, w kogo się teraz zamieniasz? W mojego ojca? - Harry gwałtownie zamknął oczy, kiedy zorientował się, co właśnie powiedział. Nie, on tego nie powiedział. Z pewnością tego nie zrobił.

Voldemort zachichotał.

Jestem pewien, że to nie ja cię spłodziłem.

- Nie, tylko zabiłeś człowieka, który to zrobił - wyszeptał Harry. - A teraz pozwól mi się przespać.

Po tych słowach zapadła cisza, a Harry odpływał coraz dalej i dalej w kuszącą ciemność snu.

Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Chłopak odrzucił kołdrę.

- Co znowu?

Możesz wypróbować nasze zaklęcia i sprawdzić, kto jest za drzwiami, tak, jak ci pokazywałem.

- Racja. - Wyciągnął rękę, pomacał trochę wokół i odnalazł na stoliku swoją różdżkę, po czym machnął nią. - Kto jest pod moimi drzwiami?

"Ronald Weasley. Hermiona Granger." - odpowiedział łagodny głos, dochodzący jakby znikąd.

- Może sprawdzę, czego chcą. - Usiadł i mocno ziewnął. - Lepiej, żeby to było coś ważnego. - Wstał z łóżka, założył okulary i poczłapał w stronę wejścia. Nagle Voldemort przejął kontrolę nad jego różdżką i machnął nią.

- Co ty ro...? - Harry zamilkł, kiedy zaklęcie czyszczące musnęło jego krocze. - Och. Racja. Dzięki.

No, chyba nie chcielibyśmy, aby twoi drodzy przyjaciele zobaczyli dowody naszej małej schadzki.

Policzki Harry'ego zapłonęły.

- To była tylko masturbacja - wymamrotał, czując, jak do jego ręki powraca kontrola. Kiedy dotarł do drzwi, położył dłoń na klamce i odczekał kilka sekund, żeby zaklęcie mogło go zidentyfikować, a następnie ją nacisnął.

- Stary, twój kominek jest zablokowany - powiedział Ron, lekko zmartwiony. - Prawie połamaliśmy sobie karki.

- Tak, a kiedy próbowaliśmy aportować się do środka, coś nas odrzuciło i wylądowaliśmy dziesięć mil dalej - dodała Hermiona. - Ktoś kombinował przy twoim domu, Harry.

Chłopak szerzej otworzył drzwi, aby wpuścić przyjaciół do środka.

- Macie szczęście, że się nie rozszczepiliście.

Hermiona spojrzała na niego.

- Wiedziałeś o tym?

- Jasne. Sam rzuciłem te zaklęcia.

- Mogłeś nas ostrzec - powiedział Ron, urażony.

- Po prostu zmęczyłem się już trochę ludźmi, którzy traktowali mój dom tak, jakby to nadal była dostępna dla wszystkich kwatera główna i wpadających o każdej porze dnia. - Harry wzruszył ramionami. - Wolę, żeby goście używali dzwonka.

Hermiona zarumieniła się na tę uwagę.

- Nie sądziliśmy, że to dla ciebie problem.

- To teraz już wiecie. - odparł Harry. - Herbaty? - I nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i zszedł do kuchni. Uderzył różdżką w czajnik i przelewitował na stół trzy filiżanki. - A więc, co słychać? - zapytał, kiedy Ron i Hermiona zajęli miejsca.

- Jeszcze nie czytałeś? - zapytała Hermiona, grzebiąc w kieszeni i wyjmując nowe wydanie Proroka. - Nominowali cię do Orderu Merlina Pierwszej Klasy!

- Co? - Harry spojrzał na gazetę, nalewając herbaty. - A niby za co?

- Och, daj spokój - odparł Ron, uśmiechając się szeroko. - Doskonale wiesz, za co.

Teraz widzisz, jakimi hipokrytami są ci z Ministerstwa? Odznaczają cię za popełnienie morderstwa.

Harry zmarszczył brwi.

- Za Voldemorta?

- Oczywiście. - Przyjaciółka uśmiechnęła się do niego promiennie. - To wielki zaszczyt. Nie rozdają orderów byle komu.

Harry usiadł na krześle i przetarł twarz.

- Mam to gdzieś. Nie chcę go.

- Ależ Harry - oburzyła się Hermiona. - Zaplanowali specjalną uroczystość na dzień poprzedzający nasz powrót do Hogwartu.

- Powiedziałem, że nic mnie to nie obchodzi. - Harry uderzył dłonią w stół. - Czy Ministerstwo kiedykolwiek coś dla mnie zrobiło? Poza zostawienie mnie samego, żebym wykonał za nich brudną robotę. A teraz chcą dać mi jakiś medal za rzucenie Zaklęcia Niewybaczalnego.

Ron gapił się na niego.

- Nie sądzę, że to dlatego...

- Ale właśnie to zrobiłem. Rzuciłem Klątwę Uśmiercająca i w jaki sposób to czyni ze mnie kogoś lepszego, niż ktokolwiek z nich?

Nie, to czyni cię jednym z nas, mój mały horkruksie.

Chłopak zacisnął zęby.

- Harry, postaraj się podejść do tego dojrzale - powiedziała Hermiona pouczającym tonem. - Wojna się skończyła. Po prostu zgódź się na to, chociażby po to, żeby utrzymać pokój w świecie czarodziejów.

- Pokój? - prychnął. - Nie masz pojęcia, o czym mówisz.

Uważaj, Harry. Chyba nie chciałbyś, żeby coś ci się wymknęło.

- Co się z tobą dzieje, Harry? - W jej głosie można było wyczuć zmartwienie. - Zachowujesz się dziwacznie od dnia, kiedy obudziłeś się ze śpiączki.

- Może dlatego, że nie bawi mnie bycie mordercą.

- Ale przepowiednia... - zaczął Ron, ale Harry przerwał mu:

- Pieprzyć ją. Tylko dlatego, że jakiś stary, szalony nietoperz przepowiedział coś dwie dekady temu, wszyscy oczekują, że rozedrę własną duszę i zostanę mordercą? Mam tego dosyć! Jedyne, czego chcę, to żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju, abym mógł normalnie żyć!

Uspokój się, Pinokio.

Hermiona westchnęła.

- Ale Dumbledore wiedział, że mógłbyś...

- Nie wyjeżdzaj mi tu z Dumbledore'em. Umówił się ze Snape'em, żeby ten zabił go na moich oczach i nic nie wyjaśnił. Wyobrażasz sobie, jak ja się czułem przez cały ten ostatni rok? Jaką odczuwałem nienawiść? Dumbledore wciąż powtarzał, że miłość mi pomoże. Cóż, nie pomogła. Pożerała mnie zajadła nienawiść, a teraz ludzie chcą dać mi za to pieprzony medal.

- Jeżeli się na to nie zgodzisz, to Ministerstwo może bardzo zatruć twoje życie, Harry. - Przyjaciółka wbiła w niego stanowcze spojrzenie. - Mogą nawet nie dopuścić cię to treningu Aurorów.

Harry zamrugał. Nie zdawał sobie z tego sprawy.

Dziewczyna ma rację. Ostatnim, czego potrzebujemy jest, aby Ministerstwo zaczęło cię prześladować.

- Cholera - zaklął Harry.

- No - powiedział Ron. - A my zamierzamy zostać Aurorami w przyszłym roku, prawda? To znaczy, nadal tego chcesz, co?

Harry pokiwał głową. Nigdy nie myślał o żadnej innej karierze.

Idź i odbierz ten medal, to będziemy mieli spokój z Ministerstwem na cały rok.

- Chyba masz rację - powiedział w końcu. - Mogę go przyjąć. Ale nie musi mi się to podobać.

Hermiona przewróciła oczami i napiła się herbaty.

***

Po wymuszeniu na Voldemocie przynajmniej trzech obietnic, że będzie się dobrze zachowywał, a także po wysłuchaniu pokrzepiającego przemówienia w wykonaniu przyjaciół, Harry zgodził się pójść z nimi na Ulicę Pokątną. Potrzebował nowej szaty wyjściowej na ceremonię w Ministerstwie.

Ludzie wskazywali na niego, wykrzykiwali jego imię i prosili o autografy, ale Ron i Hermiona szli po obu jego stronach, niczym osobista ochrona, co bezgranicznie śmieszyło Voldemorta. Cóż, przynajmniej on dobrze się bawił.

- Pan Potter! - Madame Malkin ukłoniła się, kiedy Harry wszedł do sklepu. - Jesteśmy zaszczyceni, że możemy tu pana gościć. Potrzebuje pan szaty wyjściowej, jak przypuszczam?

- Tak. I kilku szkolnych. - Harry wszedł na podwyższenie, żeby kobieta mogła wziąć miarę.

- Ta jest prześliczna - powiedziała Hermiona, podnosząc w górę szatę w kolorze soczystej zieleni. Harry zmarszczył nos. - Albo ta. - Spróbowała ponownie, pokazując mu granatowy zestaw.

- A może po prostu czarną? - zapytał.

Nie mógłbym się z tobą nie zgodzić.

Nikt cię nie pytał o zdanie - pomyślał Harry i uśmiechnął się, kiedy poczuł delikatne łaskotanie w bliźnie. - Wychodzisz z wprawy.

Nie, po prostu nie chcę sprawiać, żebyś wił się w agonii na podłodze, kiedy jesteśmy w miejscu publicznym. Poczekaj, aż wrócimy do domu, a wtedy pokażę ci, co potrafię.

Tym razem Harry poczuł łaskotanie w innej części ciała i zorientował się, że to nie była sprawka Voldemorta. Z jakiegoś powodu jego penis odebrał te słowa nieco inaczej, niż reszta ciała.

Cóż, podejrzewam, że to też mógłbym ci pokazać. Bardzo ci się podobało za pierwszym razem.

Zamknij się!

Harry uśmiechnął się do Madame Malkin, która pokazywała mu kilka czarnych szat wyjściowych.

- Podoba mi się ta ze srebrnymi wstawkami - powiedział, a kobieta odeszła pospiesznie, aby dopasować szatę do jego rozmiarów.

Wcale nie myślał o tym, co się stało rano, albo co Voldemort zrobił kilka dni wcześniej, ani o tym głupim śnie, który wciąż go nękał.

Harry, czyżbyś się rumienił?

- Nie - odparł, pomimo tego, iż czuł, jakby jego policzki płonęły ogniem.

- Mówiłeś coś, Harry? - zapytała Hermiona znad stojaka z szatami, które przeglądała. Ron był zajęty przekopywaniem się przez stroje do Quidditcha.

Niemal zapomniałem, jak cudowne może być posiadanie takiego małego, niewinnego prawiczka.

- Myślę, że już tu skończyliśmy - powiedział Harry i ruszył w kierunku lady.

***

Dwa dni później Harry leżał w łóżku i patrzył w sufit. Było jeszcze wcześnie, ale obudził się i nie mógł zasnąć ponownie.

Nie jest mi w tobie zbyt wygodnie, kiedy jesteś taki spięty.

- Naprawdę nie chcę iść na tę ceremonię.

Tak, już to mówiłeś. Kilka razy.

- Ale tam będzie Scrimgeour, a ja go nie znoszę.

Każdy go nie znosi, Harry.

- I będzie tam też prasa i mnóstwo gapiących się na mnie ludzi. - Przewrócił się na bok. - Mam dosyć bycia traktowanym jak jakiś rzadki okaz zwierzęcia na wystawie. - Zajęczał. - I wszyscy będą myśleć, że jestem gejem.

Wstawaj. Chcę ci coś pokazać.

Harry zmrużył podejrzliwie oczy.

- Co?

Coś, co pomoże ci się zrelaksować. Chcę, żebyś stanął przed tym dużym lustrem na wewnętrznej stronie drzwi szafy.

Harry zmarszczył brwi i podniósł się.

- Nie zamierzasz robić niczego dziwacznego, prawda?

To cię nie zrani. Wręcz przeciwnie. Wstawaj, Harry.

Ciekawość wzięła nad nim górę, więc wyślizgnął się z łóżka i zrobił to, o co prosił Voldemort. Popatrzył na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał na zmęczonego.

- Co teraz?

Zamknij oczy. Tylko na chwilę.

Harry wywrócił oczami, zanim je zamknął.

A teraz otwórz.

Kiedy to zrobił, gwałtownie cofnął się w tył. Zamiast swojego odbicia, zobaczył w lustrze Toma Riddle'a. Nie tak młodego, jak w swoim śnie, ale przystojniejszego, niż kiedykolwiek. Musiał mieć około dwudziestu lat, ale najbardziej osobliwe było to, że miał na sobie identyczną piżamę w paski, jak Harry.

- Co... jak...

To po prostu magia. Zwykła iluzja.

Harry gapił się na Toma, a Tom gapił się na niego.

Przyjrzyj mu się. Uważasz, że jest przystojny, prawda? Czy chciałbyś zobaczyć inne części jego ciała?

To pytanie wystarczyło, aby penis Harry'ego drgnął.

Przyjmę to jako potwierdzenie. - Po tych słowach Voldemort przejął kontrolę nad jego ręką. Przesunął ją w dół i pociągnął za spodnie od piżamy. Tom zrobił w lustrze to samo, odsłaniając jasną skórę pokrytą krótkimi, ciemnymi włosami i chroniącego się pomiędzy nimi okazałego, na wpół twardego penisa. Członek Harry'ego także był na wpół twardy i chłopak sapnął, kiedy Voldemort owinął dłoń wokół niego.

- To nie...

Po prostu dobrze się baw, Harry.

Jego spodnie od piżamy opadły na podłogę i Harry patrzył w pełnym zachwytu oszołomieniu, jak palce Toma zamknęły się wokół jego penisa i poruszając się na nim, sprawiły, że stał się zupełnie twardy. Ten widok, w połączeniu z uczuciem dłoni ślizgającej się po jego własnej erekcji sprawił, że kolana ugięły się pod nim. Wyciągnął rękę i położył ją na twardej powierzchni lustra. Tom zrobił to samo i jeżeli Harry wysiliłby wyobraźnię, mógł odnieść wrażenie, że ich dłonie się dotykają.

Chciałbyś tego, Harry? Jego dłonie na tobie?

Chłopak jęknął i wypchnął biodra w kierunku swojej zaciśniętej pięści. A może to była pięść Voldemorta? Już wcale nie był pewien, gdzie kończył się on, a zaczynał Voldemort. Tom zrobił to samo. Jego piwne oczy zwęziły się, a usta rozchyliły i dyszał w tym samym rytmie, co Harry.

Część niego wiedziała, że nie powinno mu się to aż tak bardzo podobać, ale pozostała część była zbyt zajęta przyglądaniem się nabrzmiałemu penisowi Toma, temu, jak napletek przesuwał się na śliskiej główce, wyciskając pierwsze krople spermy. Harry nigdy wcześnie o tym nie myślał, ale w tej chwili zapragnął wyciągnąć rękę i dotknąć penisa Toma, przesunąć dłonią wzdłuż całej jego długości i zobaczyć, jak by to było trzymać jego jądra w swojej dłoni.

Wiem, że on także chciałby cię dotknąć, Harry. Nawet bardzo.

Dłoń na jego członku przyspieszyła i nogi chłopaka nagle stały się miękkie. Oparł się o lustro, przysuwając się tak blisko, iż jego nierówny oddech zaparował szkło. Tom zrobił to samo i nagle okazało się, że ich wargi są niemal do siebie przyciśnięte i Harry pomyślał, że mógłby poczuć je na swoich, tak, jak we śnie. Były takie delikatne i...

Z ust Harry'ego wyrwał się głośny jęk, kiedy jego biodra szarpnęły się i spuścił się prosto na lustro. Tom także doszedł i wyglądał tak pięknie, kiedy jego oczy zwęziły się, a usta rozciągnęły w uśmiechu. Harry'ego pochłonął ogień, Voldemort rozpalał go od wewnątrz i ogarnięty rozkoszą chłopak przycisnął usta do lustra i powoli kołysał biodrami.

Po chwili spuścił głowę i zamknął oczy. Jego penis drgnął jeszcze parę razy w uścisku Voldemorta, a chwilę później Harry odzyskał kontrolę w dłoni i wypuścił z niej swojego zwiotczałego penisa.

- Merlinie - westchnął. Otworzył oczy ponownie i poczuł ukłucie żalu, kiedy zobaczył, że Tom zniknął, a on patrzył na swoje własne odbicie.

Zobaczysz go jeszcze. Możemy grać w tę małą grę tak często, jak będziesz miał na to ochotę.

Harry nie był pewien, czy powinien chcieć tego aż tak bardzo, jak w tym właśnie momencie.

- Dobrze się bawiłeś, masturbując się do swojego własnego odbicia? - zapytał, próbując pozbyć się niezręcznego pragnienia.

Nie. Podoba mi się to tylko wtedy, kiedy jestem wewnątrz ciebie. Jesteś niezwykle namiętnym młodzieńcem.

Czyżby Voldemort właśnie powiedział mu komplement? Harry nie wiedział, jak na to zareagować.

- Pewnie - odparł i wyprostował się, wyplątując nogi ze spodni od piżamy. - Chyba pójdę wziąć prysznic.

***

Hol Ministerstwa był wypełniony po brzegi. Na przeciwko małego podium stało mnóstwo rzędów krzeseł, na których siedzieli pogrążeni w rozmowie czarodzieje i czarownice. Z tyłu zgromadził się nawet niewielki tłum.

Harry wygładził kołnierz swojej nowej szaty. Krępowała go.

- Przestań się wiercić - ofuknęła go Hermiona. Ron wyszczerzył się do niego.

- Ta szata jest za ciepła. Duszno mi - odparł Harry. Nie wiedział, gdzie podziać wzrok, ponieważ wszyscy ludzie uśmiechali się do niego i wskazywali go palcami.

- Szata jest w porządku, Harry. - Przyjaciółka poklepała go po ramieniu. - Wyglądasz świetnie. Odpręż się.

- Pan Potter! - Scrimgeour podszedł do niego energicznie. - Nasz gość honorowy.

Merlinie, błagam, niech go ktoś zabije, pomyślał Harry.

Może później.

Chłopak odkaszlnął, ukrywając w ten sposób wybuch śmiechu, i uścisnął dłoń mężczyzny

- Dobry wieczór, Ministrze.

- Nie pozwólmy ludziom czekać. - Scrimgeour wprowadził go na podium, a Ron i Hermiona zajęli miejsca w pierwszym rzędzie, obok pana i pani Weasley, którzy pomachali do niego.

Obok podium stał Percy Weasley i kilka innych osób, których Harry nie znał.

- Świetna robota, Harry - powiedział Percy, tak, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Harry skinął mu głową i stanął obok Scrimgeoura.

- Witam wszystkich. Ministerstwo jest wdzięczne, że tak wielu z was przybyło tu dzisiaj, aby świętować z nami to szczęśliwe wydarzenie. Nie często Ministerstwo przyznaje Order Merlina prawdziwemu bohaterowi. Doskonale znany nam wszystkim Harry Potter dokonał tego, czego nie udało się nikomu...

Harry przestał słuchać przemowy Ministra i patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem.

Niezły tłum. Ale przemowa jest okropna. To oczywiste, że Scrimgeour chce zdobyć głosy, aby zostać ponownie wybranym na stanowisko.

Harry zignorował Voldemorta i zobaczył, że pani Weasley wyciera oczy chusteczką. Westchnął.

To się niedługo skończy. A jutro wrócimy do Hogwartu. Nikt nie będzie nas tam męczył.

Błysnęło kilka fleszy. Ludzie zaczęli bić brawa. Harry ponownie skupił się na wypowiedzi Scrimgeoura. Percy stał za nimi (kiedy wszedł na podium?), trzymając w rękach dużą, aksamitna poduszkę, na której leżał największy pieprzony medal, jaki Harry kiedykolwiek widział. Był wielkości spodka do herbaty.

- A zatem, przedstawiamy państwu: Harry Potter, zdobywca Orderu Merlina Pierwszej Klasy! - Scrimgeour podniósł medal i przypiął go do piersi Harry'ego. Prawdopodobnie miał na sobie jakieś zaklęcie lepiące. Harry miał nadzieję, że nie było ono tak mocne, jak zaklęcie na portrecie pani Black. Merlinie, usuwanie tego obrazu stanowiło prawdziwą mordęgę.

- Dzięki - wyszeptał i uścisnął dłoń Ministra. Błysnęło więcej fleszy, a w holu rozbrzmiały kolejne oklaski.

- A teraz posłuchajmy, co nasz bohater ma do powiedzenia. - Scrimgeour wskazał Harry'emu miejsce na środku sceny, a chłopak popatrzył na niego z zaskoczeniem.

On chce, żebyś wygłosił przemówienie.

Co? Nie mogę wygłosić przemówienia. Nie mam pojęcia, co powiedzieć.

Zapragnął stąd uciec. Nienawidził wystąpień publicznych.

Zatem ja to zrobię. - Po tych słowach Voldemort przejął kontrolę nad jego ciałem. Uśmiechnął się do tłumu, a Harry'emu przebiegła przez głowę myśl, że to skończy się całkowitą i totalną katastrofą. Voldemort nie był właściwą osobą do wygłaszania podziękowań.

Patrz i ucz się, mój mały horkruksie.

- Bardzo wam dziękuję - powiedział. Udało mu się nawet zabrzmieć szczerze. - Jestem ogromnie zadowolony, że mogę tu dzisiaj być. Bardzo wiele zawdzięczam Ministerstwu. Nigdy nie udałoby mi się osiągnąć tego, co osiągnąłem, gdyby nie ich starania. I zawsze w zrealizowaniu moich celów wyjątkowo pomagały mi działania Ministra Scrimgeoura.

Mężczyzna wyglądał na mile zaskoczonego. Harry jęknął w duchu.

- Ale nie tylko Ministerstwu chciałbym dzisiaj podziękować. Całe nasze społeczeństwo przyczyniło się do ułatwienia mi zadania. Wasza wiara i przekonanie były motorem moich działań. Nigdy nie dokonałbym tego bez was. Dziękuję. - Po tych słowach ukłonił się lekko.

Ludzie powstawali z krzeseł, bijąc brawa i wiwatując, a Scrimgeour poklepał Harry'ego po plecach.

- Wspaniała przemowa. Jeżeli będziesz chciał dołączyć do nas w przyszłym roku, Harry, przyjmiemy cię z radością.

- Och, dziękuję panie Ministrze. Każde słowo było szczerą prawdą.

Harry, który w tym samym momencie odzyskał kontrolę nad swoim ciałem, posłał Scrimgeourowi słaby uśmiech i szybko opuścił podium.

- Och, Harry. Jesteśmy z ciebie tacy dumni. - Pani Weasley przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. Kolejne pół godziny spędził na ściskaniu dłoni przyjaciół i całkowicie nieznanych mu osób. Marzył o tym, żeby wrócić do domu, gdzie sprawy były o wiele prostsze, a najbardziej ekscytującą część dnia stanowiło sprzeczanie się z Voldemortem o mugolskie filmy.

Jego życie naprawdę wywróciło się do góry nogami, jeżeli uważał, że spędzanie czasu samotnie z Voldemortem jest przyjemniejsze, niż przebywanie z innymi ludźmi.

W końcu strumień chcących porozmawiać z nim osób przerzedził się i Harry znalazł lukę, przez którą mógł uciec.

- Zobaczymy się jutro - rzucił do Rona i Hermiony, po czym aportował się prosto do swojej kuchni.

Opadł na krzesło i przeczesał dłonią włosy.

- Merlinie, nie mogę uwierzyć w to, co im powiedziałeś.

Voldemort zachichotał, a to sprawiło, że palce u nóg Harry'ego zwinęły się.

Ludzie słyszą tylko to, co chcą usłyszeć. Nietrudno wykorzystać to przeciwko nim.

- Racja - westchnął Harry. Chciał iść do łóżka, ale był zbyt podekscytowany, żeby zasnąć. Jego myśli popłynęły z powrotem do dzisiejszego poranka i do ich małej zabawy przed lustrem. Od razu go to odprężyło.

Nie ma się czego wstydzić, jeżeli chcesz o to poprosić.

Harry zmarszczył brwi. Tak, chciał, ale pragnienie tego było takie dziwaczne.

- Nigdy nie możesz o tym nikomu powiedzieć.

A komu miałbym powiedzieć? Siedzimy w tym razem, Harry.

- Zgoda. - Harry odepchnął krzesło. - Ale to nie oznacza, że nagle stałem się gejem, ponieważ nim nie jestem.

Oczywiście, że nie. - Voldemort zrobił coś, co wywołało mrowienie na skórze Harry'ego. - To tylko małe obciąganko pomiędzy przyjaciółmi.

- Właśnie.

Część 6

Następnego ranka Harry wyszedł wcześnie, aby uniknąć tłumów na stacji. Z łatwością znalazł wolny przedział w pociągu i usiadł daleko od okna. Dzięki temu nikt nie będzie gapił się na niego z peronu. Za późno zorientował się, że to nie powstrzyma pozostałych uczniów od przypatrywania mu się przez drzwi przedziału. Młodsi przemykali, wskazując go palcami i chichocząc. Starsi zatrzymywali się, żeby się przywitać, a znaczna część dziewcząt wyglądała na bardzo rozczarowaną.

Po raz setny tego ranka sprawdził godzinę, oparł się o siedzenie i czekał na przybycie przyjaciół. Był zaniepokojony, odczuwał nerwowe napięcie i przygniatało go poczucie winy. Wiedział, że nie powinien zabierać Voldemorta ze sobą do Hogwartu. Do tej pory wszystko działo się w otoczeniu, nad którymi miał jakąś kontrolę. W kilku muzeach i jego własnym domu. Ale Hogwart to co innego. W jakimś sensie był miejscem świętym i myśl o wpuszczeniu tam Voldemorta wywoływała w Harrym niezwykły niepokój. Ale jaki miał wybór?

Przestań dramatyzować. Zawarliśmy układ. Mam zamiar dotrzymać swojej części umowy. Ty dotrzymasz swojej i nic złego się nie wydarzy.

- Żebyś wiedział.

A kiedy już się uspokoisz, wybierzemy się na małą wycieczkę i odwiedzimy Snape'a.

- Po co?

Chcę sprawdzić postępy w jego pracy.

Harry zmienił pozycję.

- Nie mogę tak po prostu opuszczać Hogwartu, kiedy mi się spodoba.

Ależ oczywiście, że możesz. Wybierzemy się tam dzisiejszego wieczora. Weźmiemy twoją poręczną pelerynę i aportujemy się prosto do domu Severusa. Nie będzie nas tylko przez godzinę.

Nie można było znaleźć w tym planie żadnego minusa, poza tym, że chodziło właśnie o Snape'a. Ale postęp w przygotowaniu eliksiru oznacza, że Voldemort szybciej wyniesie się z jego głowy. A to było ważne.

- W porządku. Ale muszę zobaczyć, jakie mam zajęcia i ile pracy domowej nam dadzą.

Pomogę ci. Niczym się nie przejmuj.

Harry zmarszczył brwi.

- Nie możesz odrabiać za mnie wszystkiego. Nie mogę nagle stać się geniuszem. Ale trochę pomocy nie zaszkodzi.

Zobaczymy. Zawsze możesz powiedzieć, że twoja tajemnicza śpiączka uczyniła cię geniuszem.

Harry przełknął parsknięcie śmiechem i pokręcił głową.

Drzwi przedziału rozsunęły się i stanęli w nich Luna i Neville.

- Cześć, Harry - powiedział Longbottom i przez chwilę wyglądał tak, jakby się wahał. Harry zaprosił ich do środka.

- Witaj, Harry. - Luna klepnęła na siedzenie naprzeciwko, a Neville usiadł obok niej.

Twoi przyjaciele?

Tak, więc zachowuj się.

Harry posłał obojgu niepewny uśmiech.

- Cześć.

To jest ten drugi chłopiec, o którym wspominała przepowiednia?

Harry zmarszczył brwi.

Skąd wiesz, kim on jest?

Zerknąłem pobieżnie na kilka twoich wspomnień. Cóż, teraz widzę, że dokonałem właściwego wyboru.

Harry szarpnął za brzeg swojej koszulki. Przyjaciele nie spuszczali z niego wzroku.

- Co? - zapytał, lekko rozdrażniony.

- Po prostu trudno uwierzyć, że to już koniec - powiedział Neville.

Luna pokiwała głową.

- Wygłosiłeś wczoraj niezwykle interesującą przemowę, Harry. Może ktoś powinien sprawdzić, czy nie rzucono na ciebie jakiegoś uroku. Scrimgeour jest znany z tego, że konfunduje ludzi, których nie lubi.

Harry przymknął oczy.

- Nie zostałem skonfundowany. Po prostu... po prostu chciałbym zostać Aurorem w przyszłym roku i dlatego muszę żyć w zgodzie z Ministerstwem. Ale skąd wiesz o mojej przemowie?

- Byliśmy tam - odparł Neville. - Uścisnąłeś nam nawet ręce.

- Och, przepraszam. Tak naprawdę, to wcale nie chciałem tam być i wszystko działo się tak szybko i...

- Wyglądałeś na bardzo przygnębionego - wtrąciła nagle Luna.

Harry uśmiechnął się do niej.

- Tak, dokładnie tak się czułem.

- Jak ci minęły wakacje? - zapytał Neville, po czym zorientował się, co właśnie powiedział. - To znaczy po tym... no wiesz, po tym, jak go zabiłeś.

- W porządku. Inaczej. - Merlinie, to była szczera prawda. - Robiłem wiele normalnych, nudnych rzeczy tylko dlatego, że nareszcie mogłem.

Luna przechyliła głowę.

- Nudnych rzeczy? Naprawdę?

- Tak, odwiedziłem wiele mugolskich muzeów. Najbardziej podobało mi się w Muzeum Historii Naturalnej. Mieli fantastyczną wystawę dinozaurów - opowiadał Harry z entuzjazmem w głosie. - Jest tam ogromny szkielet Tyranozaura Rexa i... - Zamknął usta, kiedy zobaczył tępy wyraz na twarzach przyjaciół. - No wiecie, dinozaury?

- Tak - odparła Luna. - Są spokrewnione z Chorwackimi Krablusami i stanowią biologiczne połączenie pomiędzy kelpiami a ognistymi krabami.

O czym, do diabła, ta dziewczyna...

Nieważne, jest po prostu sobą.

Harry spojrzał na Neville'a, mając nadzieję, że przynajmniej on go zrozumiał.

- To jakieś wielkie jaszczurki, tak? - spróbował Neville, czerwieniąc się.

- Coś w tym rodzaju. W zasadzie to jaszczurki, które znamy dzisiaj, wyewoluowały z dinozaurów - opowiedział z zakłopotaniem.

- Och. - Neville patrzył na swoje kolana. - Babcia nigdy nie chciała opowiadać o tych mugolskich rzeczach, kiedy uczyła mnie w domu.

- To nie są tylko mugolskie rzeczy - odparł Harry. - Dinozaury są częścią historii planety. Nie jestem ekspertem, ale założę się, że smoki także z nich wyewoluowały.

Luna pokręciła głową.

- Dinozaury zostały stworzone przez czarodzieja nazwiskiem Alexander Fyrebloom, kiedy próbował udomowić węże morskie. Ale coś poszło nie tak z jego zaklęciem i zanim się zorientował, stworzył smoki. Wszyscy to wiedzą.

Na litość boską, niech ktoś uwolni tę dziewczynę od jej niedoli.

Cicho bądź. To po prostu Luna. Zwykle nieszkodliwa, ale bardzo często zabawna.

Harry skinął jej głową.

- Racja - powiedział, próbując brzmieć uprzejmie. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Neville i Luna nie mają pojęcia o czymś tak oczywistym, jak dinozaury. Jego nauczyciele w szkole podstawowej opowiedzieli mu wystarczająco dużo podczas lekcji biologii i historii.

Oni są czarodziejami czystej krwi, Harry. Nie interesuje ich nic poza magią. Nie obchodzi ich coś tak nieistotnego, jak stworzenia, które zamieszkiwały planetę miliony lat temu.

Są po prostu ignorantami, pomyślał Harry.

Może dla ciebie. Dla czarodziejów czystej krwi nie ma to znaczenia.

- A wy co robiliście podczas wakacji? - zapytał Harry, desperacko pragnąc zmienić temat.

Luna opowiedziała mu, jak pomagała ojcu przy Żonglerze, Neville zaś podzielił się z nim informacjami o tym, w jaki sposób zrobił szklarnię w ogródku babci i zanim Harry się zorientował, pociąg wyruszył w drogę do Hogwartu. Do tej pory nigdzie nie dostrzegł nawet cienia Rona, Hermiony albo Ginny. Cóż, co do Ginny to wcale się jej nie dziwił, że nie chciała go szukać.

- Muszę skorzystać z toalety - powiedział Harry, wstając. - Niedługo wrócę.

Ruszył wzdłuż pociągu, korytarze były przeważnie puste, ponieważ wszyscy zdążyli już znaleźć miejsca w przedziałach. Zaglądał do każdego próbując wypatrzyć swoich przyjaciół, ale zobaczył jedynie uczniów, którzy zaczynali się na niego gapić od razu, kiedy tylko go rozpoznawali.

Aż w końcu, przechodząc obok jednego z nich, dostrzegł błysk długich, rudych włosów, które musiały należeć do Ginny. Cóż, może ona będzie wiedziała gdzie mogli być Ron i Hermiona. I powinien ją także przeprosić, choć nie był już pewien, za co dokładnie. Może za całe swoje życie?

Otworzył drzwi, przyklejając na twarz fałszywy uśmiech.

- Cześć, Ginny, właśnie... - Gwałtownie zamknął usta, kiedy zauważył siedzącego obok dziewczyny Blaise'a Zabiniego. Wyjątkowo blisko. Spojrzał w dół i zobaczył rękę Zabiniego na jej udzie.

- Tak, Harry? - zapytała chłodno i przysunęła się jeszcze bliżej do chłopaka.

Coś zapłonęło wewnątrz Harry'ego, coś, co zapragnęło wybuchnąć jako klątwa Cruciatus skierowana wprost na tego plugawego Ślizgona. Odchrząknął, próbując nad sobą zapanować, pomimo tego, że jego dłonie zaciskały się w pięści.

- Zastanawiałem się, czy nie widziałaś może Rona albo Hermiony?

- Przykro mi, ale nie. - Ginny wzruszyła ramionami. - Przez cały ranek byłam z Blaise'em. - Po tych słowach odwróciła głowę i złożyła pocałunek na ustach Zabiniego.

Harry sięgnął po różdżkę, ale coś - Voldemort, jak zdążył się zorientować - zmusił go do wycofania się w głąb korytarza.

Przestań natychmiast! Rzucenie klątwy na tego chłopaka w pociągu pełnym ludzi wpakuje nas jedynie w kłopoty! Poczekaj ze swoją zemstą na bardziej odpowiednią chwilę.

Harry dyszał, usiłując wyrwać się spod kontroli Voldemorta.

- Puść mnie - wysapał, ale Voldemort tylko ją wzmocnił i zmusił go do cofnięcia się jeszcze dalej.

Ostrzegałem cię, Harry. Mówiłem ci, że ta dziewczyna rzuci się na pierwszego chłopaka, którego dorwie. Już czas, abyś dał sobie z nią spokój.

Harry zacisnął powieki i oddychał głęboko, ale to nie uspokoiło jego rozchwianego umysłu.

- Nie mogę uwierzyć, że ona właśnie... i to z Zabinim?

Nie ma bardziej mściwej istoty, od porzuconej kobiety, Harry. Zapamiętaj to. Lepiej ci będzie bez niej.

Harry prychnął.

- A od kiedy to niby wiesz cokolwiek o kobietach? Nawet ich nie lubisz.

Kobiety są użyteczne i dlatego w moim interesie leży rozumienie ich. To nie ma nic wspólnego z moimi osobistymi preferencjami.

Harry oparł się o okno i próbował pozbierać myśli.

- W takim razie chyba wygrałeś nasz zakład.

Tak. A to oznacza, że przestaniesz marudzić o tej dziewczynie.

- To twoja wina, że o niej marudzę... Merlinie, co za idiotyczne słowo! - Harry potrząsnął głową. - Idę poszukać Rona i Hermiony.

Odnalazł ich w przedziale prefektów, który był pusty i zarezerwowany tylko dla nich. Harry patrzył na nich przez szybę. Oboje migdalili się tak zapamiętale, jak gdyby od tego zależało ich życie. Harry dostrzegł odznakę prefekta na piersi Rona i błyszczącą odznakę liderki dziewcząt na szacie Hermiony.

Z pewnością wyglądają na... zajętych.

Harry westchnął i wycofał się, aby powrócić do własnego przedziału, ale zdołał zrobić tylko trzy kroki, kiedy usłyszał, że drzwi za nim rozsunęły się.

- Przepraszam, Harry, nie zauważyliśmy cię - powiedziała Hermiona. Harry odwrócił się, aby na nią spojrzeć. - Czy coś się stało?

- Taa, stary, wiesz, musieliśmy spotkać się z pozostałymi prefektami - dodał Ron, pojawiając się obok dziewczyny.

Jasne. Wiedziałby o tym, gdyby jego przyjaciele raczyli poinformować go o swoich nowych stanowiskach. Cóż, teraz i tak nie miało to już znaczenia.

- Nie, nie do końca - powiedział, patrząc na swoje paznokcie. - Po prostu niecałą minutę temu widziałem jak twoja siostra migdaliła się z Blaise'em Zabinim w przedziale z przodu pociągu.

Zaczerwienione policzki Rona pociemniały i z wyciągniętą różdżką przecisnął się pomiędzy Harrym i Hermioną.

- Nauczę tego ślizgońskiego drania trzymać łapy z daleka od mojej siostry!

Hermiona rzuciła się za nim

- Ron, nie!

A Harry oparł się o drzwi przedziału, uśmiechając się z satysfakcją.

- Teraz nie wpakujemy się w żadne kłopoty.

I to jest właśnie mój mały horkruks.

Do wtóru wrzasków i dźwięków rzucanych zaklęć, które rozległy się chwilę później, Harry uchylił mentalny kapelusz w stronę Voldemorta i pospacerował z powrotem do swojego przedziału.

***

- Ale z Zabinim? Ze Ślizgonem? - Ron powtórzył to już po raz dwudziesty szósty tego popołudnia. Harry liczył na bieżąco.

- Ron, daj już spokój - powiedziała Hermiona. - Zabini nie był zamieszany w wojnę. Jeżeli Ginny chce się z nim spotykać, to może.

Harry podążał za przyjaciółmi w stronę Wielkiej Sali, ale zatrzymał się jak wryty, kiedy zobaczył stół nauczycielski. Na samym jego końcu, na swoim zwyczajowym miejscu, siedział Snape.

- O, spójrzcie, to Fleur - oznajmił pogodnie Ron. - Założę się, że jest naszym nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Dziwne, Bill o tym nie wspominał.

Harry w ogóle nie zauważył Fleur. Jego wzrok był skoncentrowany na Snapie, który odwrócił głowę i wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Cóż, to naprawdę interesujące. Ciekawe, jak Severus to wytłumaczy.

- Ron! - Hermiona złapała go za rękaw. - Spójrz, to Snape!

Oczy Gryfona rozszerzyły się.

- Co, do diabła, ten drań tu robi?

- Chodźmy usiąść. Jestem pewna, że McGonagall wszystko wyjaśni. - Hermiona pociągnęła za rękaw także Harry'ego, który poszedł za nią do stołu Gryffindoru, jednak ani na chwilę nie spuścił wzroku ze Snape'a.

Cóż, pieprzyć to, pomyślał. Czy to... czy on zamierza... jak my...

Uspokój się. Severus nie może nas zdradzić. Przysięga nam to zapewnia. Wypytamy go po uczcie.

Harry usiadł na końcu stołu i nareszcie oderwał wzrok od Snape'a. Hermiona zajęła miejsce obok niego, a Ron naprzeciwko. Ginny przeszła obok, ale zignorowała ich i usiadła pomiędzy pozostałymi szóstoklasistami.

Harry, obracając się na ławce, rozejrzał się po Wielkiej Sali. Jeden koniec stołu Slytherinu wyglądał na niezwykle pusty. Jedynie Nott i Zabini pozostali z tego roku. Crabbe i Bullstrode byli martwi, Parkinson wraz ze swoimi rodzicami uciekła z kraju rok temu, Goyle, za użycie klątwy Cruciatus spędzał dożywocie w Azkabanie, a Malfoy, za wpuszczenie Śmierciożerców do Hogwartu, został skazany na pięć lat. Najwyraźniej Snape'owi udało się utrzymać go z daleka od wojny, ale nie dał rady ochronić go przed Wizengamotem.

Kilku piąto- i szóstoklasistów ze Slytherinu także zaginęło, ale reszta młodszych uczniów była obecna. Pozostałe stoły wyglądały na kompletne, o ile Harry mógł to stwierdzić.

Inną znacząca różnicą była oczywiście nieobecność Dumbledore'a. McGonagall siedziała na jego - a może należało już do niej? - krześle pośrodku stołu nauczycielskiego. Fleur rozmawiała z Sinistrą i Sprout. Hagrid pomachał do nich i Harry uśmiechnął się w odpowiedzi. A Snape w dalszym ciągu rzucał mu spojrzenia, chociaż spokojny wyraz twarzy nie zdradzał jego myśli.

Severus będzie miał na pewno odpowiednie wytłumaczenie. On dobrze wie, że nie ma co pojawiać się tutaj bez niego.

Kiedy wszyscy zajęli miejsca, McGonagall wstała z krzesła.

- Witajcie, uczniowie. Wiem, że kiedy Hogwart został zamknięty w zeszłym roku, wielu z was martwiło się o swoją przyszłą edukację. Ale wraz z zakończeniem wojny i pokonaniem niebezpieczeństwa, możemy kontynuować waszą naukę od miejsca, w którym została ona przerwana. Jak pewnie zauważyliście, w gronie nauczycielskim nastąpiło kilka zmian.

McGonagall spojrzała w bok i uśmiechnęła się do Fleur.

- Pozwólcie, że rozpocznę od przedstawienia wam nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, profesor Fleur Delacour.

Na sali zabrzmiały uprzejme oklaski. Ron wydawał się nieco bardziej entuzjastyczny, niż Harry albo Hermiona i pozwolił sobie na mały aplauz. Fleur obdarzyła go wielkodusznym uśmiechem.

- A na stanowisko nauczyciela Eliksirów powraca znajoma twarz. Wiem, że niektórzy z was - McGonagall pozwoliła, aby jej wzrok spoczął na Harrym - mogą mieć wątpliwości co do jego powrotu, ale pozwólcie mi powiedzieć, że profesor Snape odegrał istotną rolę w wojnie i zasadniczo przyczynił się do zapewnienia nam zwycięstwa. Ja osobiście jestem niezwykle wdzięczna i szczęśliwa, że profesor tak szybko zgodził się powrócić do Hogwartu.

Harry zazgrzytał zębami, a Ron jęknął, ale wokół nich zabrzmiały niepewne oklaski.

- On nigdy nie pozwoli ci używać swojej książki na lekcjach - Hermiona zwróciła się do Harry'ego, a w jej głosie zabrzmiała satysfakcja. - W tym roku musisz pracować sam.

Tak ci się tylko wydaje, pomyślał Harry, a jego usta zadrżały, kiedy Voldemort zachichotał.

- Na zakończenie pozwólcie mi przedstawić mojego następcę, waszego nowego nauczyciela Transmutacji, profesor Hestię Jones.

Drzwi otworzyły się i uśmiechając się triumfalnie, wkroczyła Hestia Jones prowadząc za sobą hordę pierwszoklasistów.

- Ona była w Zakonie - powiedziała Hermiona, klaskając. - I należała do Hufflepuffu kilka lat temu. Jestem pewna, że będzie świetna.

- A kogo to obchodzi - mruknął Ron. - O ile nie będzie taka rygorystyczna, jak McGonagall.

Harry nie mógł nie zgodzić się z przyjacielem, ale pozostał cicho i usiadł z powrotem, aby obejrzeć ceremonię przydziału.

***

- Idę pomóc pierwszoroczniakom - oznajmiła Hermiona po zakończeniu uczty, po czym odeszła pospiesznie.

- Pójdę z tobą do wieży - zaproponował Ron.

- Nie, w porządku. Idź wypełniać obowiązki prefekta. - Harry potrzebował czasu, aby przedyskutować z Voldemortem sprawę Snape'a, a przesyłanie mu myśli było o wiele trudniejsze, kiedy ktoś w tym samym czasie do niego mówił. - Pójdę sam.

Zanim Ron zdążył odpowiedzieć, usłyszeli za sobą chrząknięcie.

- Proszę na słówko, panie Potter - powiedział Snape, wyłaniając się zza ich pleców. - Slughorn mógł uważać cię za geniusza eliksirów, ale obaj wiemy, skąd wziął się twój nagły talent. Jeżeli chciałbyś pozostać w mojej klasie w tym roku, proponuję, abyśmy przedyskutowali twoje korepetycje. Właśnie w tej chwili.

- Ty śmierdzący draniu - warknął Ron, zaciskając dłonie w pięści. - Nie możesz tak po prostu...

- Mogę i zrobię to, panie Weasley. A teraz oddalisz się szybko, jeżeli nie chcesz otrzymać szlabanu.

- Nie przestraszysz mnie, ty cholerny zdrajco. Chciałbym...

- Właśnie zarobiłeś tydzień szlabanów z panem Filtchem, poczynając od jutra, panie Weasley.

Rudzielec wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć, więc Harry szybko położył mu dłoń na ramieniu.

- W porządku, Ron. Idź pomóc Hermionie, a ja dogadam się ze Snape'em. - Delikatnie popchnął Rona w kierunku Hermiony, aż w końcu jego przyjaciel odszedł, rzucając mężczyźnie zdegustowane spojrzenia.

- Porozmawiajmy - rzekł Harry. Snape skinął głową i wyprowadził go z Wielkiej Sali do najbliższej pustej klasy. Kiedy znaleźli się w środku, rzucił na drzwi kilka zamykających i wyciszających zaklęć, po czym odwrócił się do Harry'ego.

- Mój panie, proszę o wybaczenie...

- Nie nazywaj mnie tak tutaj, Severusie - powiedział Voldemort. - Zwracaj się do mnie, jako do Pottera.

Snape pochylił głowę.

- Oczywiście. Proszę o wybaczenie. McGonagall odwiedziła mnie wczorajszej nocy i błagała, abym powrócił do Hogwartu. Slughorn odmówił ponownego zajęcia tego stanowiska, zasłaniając się tym, że zasłużył w końcu na emeryturę, i pilnie potrzebowała Mistrza Eliksirów.

- Nie mogłeś najpierw przedyskutować tego ze mną, Severusie?

Snape potrząsnął głową, patrząc na swoje buty.

- Musiała natychmiast otrzymać odpowiedź, a nie miałem sposobności, aby się z tobą skontaktować, ponieważ obaj byliście wtedy w Ministerstwie. Ale pomyślałem, że jeżeli obaj będziemy w Hogwarcie, ułatwi nam to komunikację.

- Racja - zgodził się Voldemort. - Jednakże będziesz miał mniej czasu na przygotowanie mojego eliksiru.

- To niestety prawda. Ale będę miał lepsze wyposażenie i znacznie łatwiejszy dostęp do składników.

- Tak. Teraz widzę, że taki układ jest korzystny dla nas obu. Nauczanie tutaj zwolni cię od jakichkolwiek podejrzeń o paranie się mniej łagodną magią. I możesz poświęcać swój wolny czas na warzenie eliksiru dla mnie.

- W rzeczy samej - powiedział Snape, kiwając głową. W jego głosie zabrzmiała ulga.

- Chcę, żebyś zapisał Harry'ego na korepetycje z Eliksirów. Kilka razy w tygodniu. W ten sposób będziemy mogli spędzać razem czas bez dociekliwych pytań.

- Oczywiście. McGonagall nie powinna mieć nic przeciwko.

- Bardzo dobrze. Zobaczymy się na zajęciach, Severusie - rzekł Voldemort i Harry poczuł, że wycofuje się w głąb jego umysłu.

- Profesorze - powiedział, kiedy Snape wycelował różdżką w drzwi. - Chcę, żebyś przestał prześladować mnie i moich przyjaciół na zajęciach. Nie musisz traktować nas jak swoich ulubieńców, ale nie bądź tak cholernie niesprawiedliwy.

- Mówisz jak prawdziwy Gryfon, Potter - zadrwił Snape. - Zobaczę, co mogę zrobić. - Po tych słowach, usunął wszystkie zaklęcia z drzwi i wyśliznął się na zewnątrz. - Jutro o siódmej wieczorem, w moim gabinecie. Rozpoczniemy wtedy twoje korepetycje z Eliksirów.

- Drań - wymamrotał Harry i wolno powlókł się na korytarz.

Tak, ale pożyteczny drań.

Harry nie mógł się z tym nie zgodzić.

***

- To takie dziwne uczucie być tu z powrotem - powiedział Harry. Leżał w łóżku z rękami pod głową i nie patrzył na nic konkretnego. Rzucił kilka zaklęć wyciszających i blokujących na zasłony, aby mieć zapewnioną prywatność.

Zapewniam cię, że jeszcze dziwniejsze jest przebywanie w wieży Gryffindoru.

- Do tego powrót Snape'a i cała reszta. Lepiej, aby nie sprawił, że moje życie stanie się bardziej skomplikowane, niż jest teraz.

- Ufam, że Severus okaże ci nieco więcej szacunku w tym roku. Jeżeli nie, to się z nim policzę.

Harry poczuł coś na kształt ponurej satysfakcji. Teraz miał swojego własnego Czarnego Pana, który będzie trzymał Snape'a w ryzach.

Twojego własnego Czarnego Pana?

Voldemort roześmiał się, co posłało mrowienie wzdłuż ciała Harry'ego.

- Taa, nie wiem dlaczego nie miałbym dla odmiany wykorzystać cię do własnej zemsty.

Wykorzystuj mnie jak tylko zechcesz, mój mały horkruksie.

Harry oblizał wargi.

- Czy możesz... ee... Wiem, że nie mamy tu lustra, ale pomyślałem...

Potrzebujesz małej pomocy, aby się zrelaksować. Z pewnością mogę o to zadbać. Pozwól, że pokażę ci coś nowego.

Po tych słowach Voldemort uniósł mu ręce, a w tym czasie Harry nogami zepchnął z siebie kołdrę. Voldemort szybko uporał się z dołem piżamy, a następnie przycisnął wskazujący palec chłopaka do jego warg.

Ssij go.

Harry otworzył usta i wsunął palec do środka, szarpiąc biodrami, kiedy druga ręka zacisnęła się wokół jego na wpół twardego członka. Nie chciał się do tego przyznać, ale posiadanie w sobie Voldemorta, który mógł mu obciągnąć, było cudownym uczuciem. Tak, jakby dotykał go kogoś inny. Jego zamknięty w dłoni penis pulsował, a on ssał swój palec coraz mocniej.

A teraz rozchyl nogi, Harry, i podciągnij kolana pod brodę.

Harry przekręcił głowę na bok i wyciągnął palec z ust.

- Nie jestem pewien, czy chcę.

Obiecuję, że będzie ci przyjemnie. Po prostu spróbuj. Jeżeli ci się nie spodoba, to już więcej tego nie zrobimy.

Voldemort zaczął szybciej poruszać dłonią i Harry musiał zagryźć wargi, aby powstrzymać wyrywający się z jego ust jęk.

- W porządku. Ale tylko żeby zobaczyć, jak to jest.

Harry przyciągnął kolana do klatki piersiowej. Czuł się dziwacznie, kiedy jego tyłek był tak wypięty, jednak szybko zatracił się w przyjemności, kiedy Voldemort mocniej zacisnął dłoń wokół jego penisa. Niemal nie zauważył, że druga ręka przesunęła się w dół, zorientował się dopiero, kiedy poczuł, jak mokry palec ociera się o jego wejście.

- Ok, to jest dziwaczne - wydyszał, jednak nie potrafił przestać poruszać biodrami w rytmie pociągnięć Voldemorta. Czubek palca wsunął się w niego odrobinę, a Harry szarpnął się, czując wtargnięcie.

Zrelaksuj się, Harry. To będzie cudowne.

Harry zamknął oczy i wyobraził sobie Toma Riddle'a dotykającego go w tamtym miejscu. Dłoń Toma na jego penisie i palec Toma powoli wsuwający się w głąb niego, a może nawet ciało Toma na jego ciele, ocierające się o niego i napierające i…

- Do diabła - wysapał, kiedy palec dotknął niewielkiego punktu wewnątrz niego i sprawił, że jego penis zaczął pulsować gorącem.

To twoja prostata. Przyjemnie, prawda? - zapytał Voldemort, ledwie oddychając, co sprawiło, że Harry zaczął wić się z podniecenia.

- Tak, nie przestawaj.

Nawet o tym nie pomyślałem.

Harry napierał na ściskającą mu członek dłoń, gorąco emanowało z jego jąder, a palec wsuwał się z niego coraz głębiej i głębiej i nagle zdał sobie sprawę, że jest pieprzony sam przez siebie, a może przez Voldemorta? To nieważne, nie tak bardzo, ponieważ to było tak przyjemne uczucie, tak cholernie przyjemne, że Harry zaczął napierać jeszcze mocniej, a Voldemort zagłębiał się w nim coraz szybciej i Harry pomyślał, że nie miał pojęcia, iż pieprzenie może być tak wspaniałe.

- Tak, Merlinie - wyjęczał, wyginając plecy w łuk, wciskając swój palec jeszcze głębiej i dochodząc. Gorące strugi spermy zaczęły pokrywać jego skórę i nie wyglądało na to, aby miało się to szybko skończyć. Cały ten żar i siła... tak, była w nim moc.

Masz rację, Harry, to nasza moc.

Harry pokiwał głową, czując, jak rozkosz zaczyna odpływać powolnymi falami.

- To przyjemne.

A więc chciałbyś to powtórzyć?

- Tak sądzę. - Zajęczał, kiedy Voldemort wysunął palec. Nie bolało, ale było to nieco dziwne uczucie. Voldemort sięgnął po ukrytą pod poduszką różdżkę Harry'ego, rzucił kilka zaklęć czyszczących i dopiero wtedy oddał Harry'emu kontrolę.

Jesteś już wystarczająco zrelaksowany, aby zasnąć?

- Tak. - Harry nakrył się i przewrócił na bok.

Dobranoc, mój mały horkruksie.

- Dobranoc, mój mały Czarny Panie - wyszeptał chłopak, uśmiechając się. Voldemort roześmiał się tak głośno, iż całe ciało Harry'ego zadrżało.

***

Pierwszy dzień zajęć minął błyskawicznie i przez większość czasu Harry miał wrażenie, że nigdy nie opuszczał tego miejsca. Zaskoczyło go to, jak szybko udało mu się wśliznąć z powrotem w rolę studenta po całym pełnym zawirowań roku, który przeżył, a w szczególności biorąc pod uwagę fakt, że Voldemort był wewnątrz niego w każdej minucie dnia. Voldemort zadecydował, że Harry radzi sobie całkiem nieźle w Zielarstwie i Zaklęciach, ale i tak dostarczył mu wielu interesujących faktów i pomocnych sugestii. Nie wspominając już o ostrym krytykowaniu niemal każdego napotkanego ucznia i nauczyciela.

- Wiem, kto jest nową głową naszego domu - oświadczyła Hermiona, dołączając do Harry'ego i Rona w Wielkiej Sali podczas kolacji. - Profesor Greisenbloo.

Obaj Gryfoni patrzyli na nią bez słowa.

- No wiecie, ta od Antycznych Run. - Hermiona westchnęła z irytacją. - Mniejsza z tym, McGonagall przedstawi ją nam dzisiaj wieczorem w pokoju wspólnym. Ona jest naprawdę miła.

- Aha - skomentował Ron i powrócił do posiłku.

- Mnie nie będzie - powiedział Harry.

Hermiona uniosła brwi.

- Nie mów mi, że masz szlaban już pierwszego dnia.

- Nie, to ja go mam - wyjaśnił Ron, szczerząc się. - Więc mnie także nie będzie.

- Mam korki z Eliksirów. - Harry pogrzebał w swoich ziemniakach, udając, że jest niepocieszony. - Wygląda na to, że Snape uważa, iż bez wiadomej książki będę beznadziejny na zajęciach, więc wczoraj wieczorem zapisał mnie na dodatkowe lekcje.

- Cóż, nie mogę się z tym nie zgodzić. - Hermiona odwróciła się do Rona. - A dlaczego ty dostałeś szlaban?

Ron oparł się na siedzeniu, wyglądając na zadowolonego z siebie.

- Wczoraj wieczorem nazwałem Snape'a śmierdzącym draniem i cholernym zdrajcą i...

- Doprawdy. - Hermiona zaczęła nakładać marchewki na swój talerz, starannie unikając patrzenia na Rona.

Ona jest bardzo apodyktyczna, prawda?

Harry wzruszył łagodnie ramionami.

Przywykniesz do tego.

Szczerze wątpię.

Harry ukrył uśmiech, przegryzając groszek.

Część 7

Harry zapukał do drzwi gabinetu Snape'a. Otworzyły się po kilku sekundach i mógł wejść do środka.

- Punktualnie, Potter. Co za miła odmiana. - Snape machnął różdżką, a drzwi za plecami Harry'ego zatrzasnęły się. - McGonagall nie miała żadnych obiekcji odnośnie twoich dodatkowych lekcji.

- Bardzo dobrze. - powiedział Voldemort.

- Przypuszczam, że będziesz towarzyszył Potterowi podczas zajęć?

- Tak. Harry otrzyma moją pomoc, jeżeli będzie jej potrzebował.

- Świetnie. W takim razie nie będę musiał tracić na niego czasu. - Snape wskazał za siebie, na znajdujące się tam pomieszczenie. - Przygotowałem twój eliksir w swoich kwaterach.

Harry podążył za nim. Zdecydował się usiąść, kiedy Voldemort i Snape dyskutowali na temat eliksiru, ale nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości odnośnie prywatnych kwater Mistrza Eliksirów.

Nie wyglądały jakoś specjalnie. Średniej wielkości salon był wypełniony takimi samymi meblami, jakie można było znaleźć w całym Hogwarcie. Jego pracownia wyglądała jak mniejsza wersja klasy eliksirów, ale pozbawiona uczniowskich ławek.

- Napotkałem kilka problemów - powiedział Snape, zatrzymując się za dymiącym kociołkiem. Harry przystanął obok niego, dzięki czemu Voldemort mógł zobaczyć, co się dzieje. - Nie mogę sprawić, aby łzy feniksa połączyły się z pozostałymi składnikami. Podejrzewam, że potrzebuję innych składników, aby tego dokonać, ponieważ te, które wypróbowałem: smocza krew, rozgniecione chrząszcze i skórka boomslanga, tylko wszystko pogarszają.

Voldemort patrzył w kociołek.

- Tak, spodziewałem się tego. Niestety moje źródło okazało się niekompletne. - Spojrzał na Snape'a. - Musimy przeanalizować wszystkie teksty o tej tematyce, jakie tylko odnajdziesz. Sugeruję rozpoczęcie poszukiwań od odwiedzenia mugolskich bibliotek uniwersyteckich.

- To zabierze mnóstwo czasu. - Snape zgasił płomień pod kociołkiem.

- Mam dużo czasu, Severusie.

- W porządku. - Snape wrzucił kociołek do najbliższego zlewu. - Proponuję, abyśmy kontynuowali tę dyskusję w przyjemniejszym otoczeniu.

Zajęli miejsca na wprost wygaszonego kominka, a Snape przywołał dzbanek herbaty. Harry próbował nadążyć za Snape'em i Voldemortem, ale oni rozmawiali tylko o takim, albo innym eliksirze i bardzo szybko stracił wątek. Zapadł w drzemkę, słysząc jedynie urywki ich dyskusji. To było dziwnie relaksujące pozwolić Voldemortowi na kontrolowanie przez jakiś czas jego ciała, tak, że po całym dniu męczących lekcji mógł wycofać się w głąb swego umysłu. Nie miał pojęcia, ile minęło czasu, dopóki Snape nie wypowiedział słów: "już bardzo późno", co sprawiło, że szybko powrócił do rzeczywistości.

- Tak, powinniśmy niedługo wracać - zgodził się Voldemort. Odłożył pustą filiżankę na stół. - Jednakże dzisiejszego wieczoru chciałbym skorzystać z twoich usług, Severusie.

- To będzie dla mnie przyjemność - odparł Snape z dziwnym błyskiem w czarnych oczach.

Voldemort zachichotał.

- Podejrzewam, że chciałeś wypróbować to ciało od kiedy dowiedziałeś się o moim kłopotliwym położeniu?

- Nie mylisz się.

Harry natychmiast powrócił do rzeczywistości.

- Ee?

Severus lubi dobrze wyposażonych młodych mężczyzn, Harry.

- Co?

Nie mów mi, że nie chciałbyś zobaczyć swojego Mistrza Eliksirów na kolanach, z ustami zaciśniętymi wokół twojego penisa...

- Cóż. - Harry naprawę nie wiedział, co mógłby odpowiedzieć. Snape lubił mężczyzn? Jeszcze minutę temu Harry nawet nie podejrzewał, że Snape może mieć jakiekolwiek życie seksualne. - Ale...

- Wierz mi, Potter. To nie tobie chcę sprawić przyjemność. - Snape podniósł się z krzesła i opadł na kolana przed Harrym.

- Tak, nasz Severus uwielbia zadowalać swojego Pana.

- Mówisz, że on robił to już wcześniej?

Snape wywrócił oczami, położył ręce na kolanach Harry'ego i rozsunął mu nogi.

- Po prostu czerp z tego przyjemność, chłopcze. Severus ma niezwykle utalentowane usta.

Harry próbował się odsunąć, ale Voldemort zatrzymał go na miejscu i zmusił do przyglądania się z czymś na kształt chorej fascynacji jak mężczyzna odpina mu kilka guzików szat i wyjmuje jego na wpół twardą erekcję.

Snape ssący penisa Harry'ego. Pomimo oszołomienia i uczucia naporu czegoś gorącego, ciasnego i mokrego wokół członka, Harry doszedł do wniosku, że widok był niezwykle kuszący. Snape, ten cholerny drań, na kolanach przed Harrym Potterem, zmorą jego egzystencji (jak sam zawsze twierdził).

Tak. Wiedziałem, że spojrzysz na to z mojego punktu widzenia. Po prostu się zrelaksuj, Harry.

Harry poczuł, jak do jego ciała powraca nieco kontroli, więc wypchnął biodra, początkowo niepewnie, ale kiedy Snape owinął dłoń wokół trzonu jego penisa i zaczął przesuwać nią w górę i w dół w tym samym rytmie, w którym poruszały się jego usta i język, Harry odważył się na więcej.

Pieprzę usta Snape'a, pomyślał.

My pieprzymy jego usta, mój mały horkruksie. Na razie. Kiedyś pokażę ci inne części Severusa, które możemy pieprzyć.

- Merlinie - wyjęczał Harry, a nogi pod nim zatrzęsły się. Zacisnął ręce na poręczy, próbując powstrzymać swoje ciało przed podrygiwaniem.

- Dotknij się, Severusie. - powiedział Voldemort. Snape posłuchał natychmiast. Pociągnął za szaty i uwolnił swoją erekcję. Harry patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. Nigdy nawet nie podejrzewał, że Snape ma penisa, szczególnie tak twardego. Mężczyzna stymulował go teraz, jednocześnie wciągając głęboko w gardło erekcję Harry'ego.

To było tak cholernie przyjemne uczucie, zbyt przyjemne, jak na coś, co robił Snape, ale Harry kompletnie nie potrafił się powstrzymać i pragnął tego jeszcze bardziej. Nikt nigdy nie dotykał go w ten sposób.

I Snape, na kolanach! Ta myśl, ten widok wywołały w Harrym nagłe, obezwładniające pragnienie dominacji, które zgromadziło się w jego członku i jądrach. Wypchnął biodra jeszcze mocniej i z ust Snape'a wydobył się pełen zaskoczenia pomruk. To był najcudowniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszał i chciał jeszcze więcej, jeszcze więcej wszystkiego.

- Mocniej - wyjęczał, zaciskając zęby. - Ssij mi mocniej, Snape.

Czarne oczy mężczyzny powędrowały ku jego twarzy. Najwyraźniej zrozumiał, że to już nie Voldemort sprawował nad nim kontrolę, tylko Harry. Czując drażniące jego twardego penisa zęby, jedna z rąk Harry'ego wystrzeliła do przodu i zanurzyła się w długich włosach mężczyzny. Snape zajęczał i pozwolił przyciągnąć swoją głowę jeszcze bliżej, zanurzając penisa jeszcze głębiej w swym gardle.

- Och, tak, do cholery! - wyjęczał Harry. Wiedział, że kontroluje sytuację, ale mimo to czuł się bezradny wobec tego nagłego pożądania, które płonęło wewnątrz niego. Nigdy tego nie rozważał, nigdy nie rozmyślał o tym, że mógłby pozwolić innemu mężczyźnie ssać swojego penisa, nigdy nie wyobrażał sobie Snape'a na kolanach przed nim, zaspokajającego się szybkimi pociągnięciami dłoni, ale to wszystko działo się właśnie w tej chwili. Harry nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek będzie pragnął tak bardzo czegokolwiek innego.

To było dziwne, uzależniające poczucie władzy i Harry wiedział, że powinno go to przerażać, ale pomimo to czuł jedynie żar i pragnienie i chciał więcej, chciał jeszcze więcej.

Wypchnął biodra jeszcze raz, potem następny i doszedł w usta Snape'a. Jego ciało zesztywniało, a następnie opadło na krzesło. Snape przełykał i przełykał, jednocześnie poruszając ustami wokół penisa Harry'ego i samemu dochodząc, a jego sperma wystrzeliła wprost na kamienną podłogę.

- Cholera - wydyszał Harry. Snape odsunął się od niego i wytarł usta wierzchem dłoni. Nie przejmował się ubieraniem chłopaka, tylko wstał i poprawił swe własne szaty. Harry czuł się zbyt wyczerpany, aby się poruszyć.

Dobrze się bawiłeś, mój mały horkruksie?

- Taa - odparł Harry. Zdołał ukryć swojego członka z powrotem w spodniach. Teraz, kiedy było już po wszystkim, nie czuł się zbyt komfortowo leżąc roznegliżowany w salonie Snape'a. I nie potrafił uwierzyć, że to, co się przed chwilą wydarzyło, aż tak bardzo mu się podobało.

Snape mu obciągnął. Ta myśl sprawiła, że Harry miał ochotę się roześmiać.

Musimy już iść.

Voldemort zmusił Harry'ego do podniesienia się z krzesła i chłopak zrobił kilka chwiejnych kroków, zanim udało mu się złapać równowagę.

- Czy to już wszystko? - zapytał Snape. Był równie opanowany, jak zawsze, tak jakby nie miał przed chwilą w ustach penisa jednego z uczniów. Albo Czarnego Pana. Ciężko było zdecydować który był którym.

Voldemort podszedł do niego i dotknął jego policzka dłonią Harry'ego.

- Dobrze się spisałeś, Severusie. - powiedział i przysunął się bliżej, aby musnąć wargami usta mężczyzny.

Harry odsunął się, zaskoczony, co sprawiło, że Snape uśmiechnął się szyderczo.

- Zobaczymy się jutro w klasie, Potter.

- Taa - odparł Harry i pospiesznie wyszedł z salonu.

- Musiałeś go pocałować? - zapytał, kiedy byli już w gabinecie Snape'a.

Tak.

Harry prychnął i otworzył drzwi na korytarz.

- Inne rzeczy mi się podobały, były w porządku - powiedział po sprawdzeniu, czy nie ma kogoś w pobliżu. - Ale pocałunek już nie bardzo.

Na razie dopiero zaczynasz się uczyć o tego rodzaju przyjemnościach, Harry. Wkrótce wszystkie je docenisz.

Harry zignorował komentarz Voldemorta, ale nie potrafił przestać myśleć o tym, co wydarzyło się w salonie Mistrza Eliksirów. Snape - nauczyciel, Śmierciożerca, zdrajca - obciągnął mu. Miał penisa Harry'ego w swoich ustach i połknął jego spermę. Ta myśl była jednocześnie przerażająca i podniecająca i tak bardzo rozkojarzyła chłopaka, iż nie zauważył, że był śledzony.

- Potter! - W momencie, kiedy dotarł do schodów, usłyszał za sobą głos. - To niezbyt mądre z twojej strony włóczyć się samemu po ślizgońskich lochach.

Harry odwrócił się i zobaczył za sobą Teodora Notta z wyciągniętą różdżką.

- Czego chcesz? - zapytał i powoli opuścił rękę, żeby sięgnąć po własną różdżkę.

- Przez ciebie zginął mój ojciec - powiedział Nott. - Czas, abyś za to zapłacił.

Harry zmarszczył brwi.

- Twój ojciec zginął, kiedy próbował uciec z Azkabanu. Nie mam z tym nic wspólnego.

- Ale to ty go tam wysłałeś! - Ślizgon uniósł różdżkę w tym samym momencie, w którym Harry wyciągnął swoją.

- Crucio!

Nott upadł na podłogę w momencie, kiedy do Harry'ego dotarło, że to nie on rzucił tę klątwę, tylko Voldemort. Chłopak dygotał na kamiennej posadzce, a z jego ust wydobywały się wrzaski i wycie. Nie spuszczając z niego różdżki Voldemort podszedł bliżej i nie przerwał klątwy, dopóki nie stanął nad Nottem, obiema nogami po obu stronach jego ciała.

- To było bardzo głupie z twojej strony - powiedział, patrząc w dół.

- Ty... ty... Cruciatus... Powiem...

- Ależ proszę bardzo - odparł. - Biegnij prosto do opiekuna swojego domu.

Nott przełknął ślinę i próbował odpełznąć, ale Voldemort położył stopę na jego piersi i przycisnął go do podłogi.

- Nic nie powiem temu zdrajcy! On przez cały czas był po twojej stronie. Oszukał nas wszystkich.

- Tak, słyszałem o tym. - Voldemort uśmiechnął się szyderczo i przechylił prowokująco głowę. - W takim razie dlaczego nie powiesz o tym dyrektor McGonagall?

- Zrobię to! - Ślizgon jeszcze raz spróbował się uwolnić, ale Voldemort przesunął stopę z jego klatki piersiowej do gardła, ponownie przyciskając go do ziemi.

- Nie, nie zrobisz tego - rzekł. - I powiem ci, dlaczego. - Przysunął się nieco bliżej do twarzy Notta. - Nikt ci nie uwierzy. Biegnij do dyrektorki. Biegnij nawet do ministerstwa, wszystko jedno. Jak myślisz, komu uwierzą? Harry'emu Potterowi, który otrzymał właśnie Order Merlina Pierwszej Klasy za pokonanie najpotężniejszego czarodzieja na świecie, czy takiemu żałosnemu, znanemu ze swego uwielbienia dla Śmierciożerców pomiotowi, jak ty?

Nott potrząsnął głową i odsunął się od razu, kiedy tylko pozwoliła mu na to przygniatająca go stopa.

- Nie możesz tak po prostu biegać i używać tutaj Niewybaczalnych, Potter!

- Myślę, że właśnie to zrobiłem. A ty mnie nie powstrzymasz. - Voldemort zmrużył oczy. - I jeżeli jeszcze raz skierujesz na mnie swoją różdżkę, to użyję Klątwy Uśmiercającej i nikt nie odnajdzie twojego ciała. Nie zapomnij powiedzieć wszystkim swoim małym ślizgońskich kumplom, czego mogą się spodziewać, jeżeli spróbują wejść mi w drogę.

- Jesteś szalony, Potter! - Nott podniósł się i uciekł w głąb zalegającej w lochach ciemności. - Jesteś popieprzony!

- Jezu Chryste - powiedział Harry, kiedy zorientował się, że znowu panuje nad swoim głosem. - Właśnie rzuciłeś...

Nie zaczynaj teraz z tą swoją hipokryzją, Harry. Nie wypominałem ci, kiedy użyłeś jej na Severusie.

- Nie, nie to chciałem powiedzieć! - Harry ściszył głos do szeptu. - Ale zrobiłeś to w Hogwarcie.

Nie widzę w tym problemu. On nikomu nie powie, nawet swoim ślizgońskim koleżkom. Okazałby się słabeuszem, gdyby wspomniał, że Harry'emu Potterowi udało się rzucić na niego klątwę.

Harry wziął drżący oddech.

- Nie wierzę ci. Mogłeś go po prostu spetryfikować, albo coś w tym stylu.

Nigdy nie dawaj swoim przeciwnikom nawet jednej szansy. Nigdy nie pozwól im myśleć, że nie jesteś w stanie posunąć się tak samo daleko, jak oni są na to gotowi.

- Tak, ale...

Czy myślisz, że on by cię tylko spetryfikował?

Harry potrząsnął głową.

Sam więc widzisz. Po prostu upewniliśmy, że nie spróbuje powtórzyć tego głupiego wyczynu.

Kiedy Harry się nie poruszył, Voldemort ponownie przejął nad nim kontrolę. Wszedł po schodach i wśliznął się do pierwszej pustej klasy, którą napotkał.

A teraz kolejna lekcja. Aurorzy nigdy nie sprawdzają więcej, niż dwanaście zaklęć wstecz. I właśnie dlatego powinieneś zawsze rzucić przynajmniej dwadzieścia innych po użyciu Zaklęcia Niewybaczalnego.

Po tych słowach Voldemort zaczął rzucać zaklęcia wyciszające, lewitujące, przywołujące i każdego innego typu, których przeciętny uczeń Hogwartu mógł użyć w ciągu dnia. Zakończył szybkim "Finite Incancatum" i oddał Harry'emu kontrolę nad ciałem.

- W porządku. Rozumiem dlaczego chciałeś rzucić na Notta tę klątwę. Ale byłbym wdzięczny, gdybyś zredukował używanie Niewybaczalnych do absolutnego minimum, kiedy jesteśmy w Hogwarcie.

Obiecuję. Z ręką na mym sercu.

- Miałeś na myśli moim sercu.

Naszym sercu.

- Teraz twój głos zabrzmiał łagodnie - powiedział Harry, uśmiechając się. Śmiech Voldemorta odbił się echem w jego umyśle, kiedy wracał do wieży Gryffindoru.

***

- Tutaj, Harry! - pomachała do niego Hermiona, siedząca przy stole w kącie Pokoju Wspólnego.

Kiedy Harry dołączył do przyjaciół, Ron spojrzał na niego z niepokojem.

- I jak było? Snape zachowywał się tak samo nieprzyzwoicie jak zawsze?

- O tak - odparł niejasno Harry. - Bardzo nieprzyzwoicie.

- Założę się, że tobie jednak nie kazał czyścić kibli - powiedział Ron i zrelacjonował ze wszystkimi szczegółami swój szlaban z Filtchem. W międzyczasie Harry rozejrzał się po Pokoju Wspólnym. Czuł się tak, jakby był wystawiony na widok publiczny, jakby nad jego głową unosił się wielki znak, na którym widniał napis: "Snape przed chwilą ssał mojego penisa, a potem rzuciłem klątwę Cruciatus na Ślizgona."

Nie bądź niedorzeczny. Żaden ze znajdujących się tutaj uczniów nie ma talentu do Legilimecji.

Harry zacisnął usta, aby ukryć prychnięcie.

Skąd możesz wiedzieć?

Sprawdziłem.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się i Ron spojrzał na niego ze zdziwieniem, więc chłopak szybko burknął, że zgadza się z tym, iż szorowanie kibli bez użycia magii to najdurniejsze zadanie na świecie.

Zaglądałeś w umysły ludzi?, zapytał bezgłośnie.

Rzuciłem tylko okiem to tu, to tam, żeby upewnić się, że nikt nas nie podejrzewa.

- A, profesor Grisenbloo prosiła, abym ci to dała - powiedziała Hermiona i rzuciła na stół odznakę kapitana. - Miałam też przekazać iż oczekuje, że przeprowadzisz kwalifikacje do drużyny.

- Dzięki. - Harry zacisnął palce na odznace. Przegapił Quidditch. - Ale nie będzie żadnych kwalifikacji.

- Dlaczego nie? - zapytał Ron. Jego uszy zabarwiły się na różowo. - Zamierzasz po prostu wyznaczyć zawodników?

- Nie bądź niedorzeczny. Mieliśmy świetną drużynę w tamtym roku. Po prostu ją zostawimy.

- Ale Katie Bell skończyła szkołę - zauważyła Hermiona. Wyglądało na to, że nie pochwalała decyzji Harry'ego.

- Dean może być ścigającym. - Harry odwrócił się i spojrzał na Deana, który siedział na kanapie razem z Neville'em i Seamusem. - Hej, Dean! Chciałbyś grać jako ścigający w tym roku?

Dean uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.

- A więc załatwione - powiedział Harry i odwrócił się z powrotem do Rona i Hermiony, którzy wpatrywali się w niego. - Co?

- Och, doprawdy. - Hermiona zabrała się za swoją pracę domową.

- A więc znowu jestem w drużynie? - zapytał Ron. Potter skinął głową. - Dzięki, stary.

- Idę do łóżka - oświadczył Harry. - Jutro czeka mnie ciężki dzień. - A Snape ssący jego penisa wybił go trochę z rytmu, ale nie wypowiedział tej myśli na głos. Kiedy poczuł, że jego policzki się rumienią, stwierdził, że wolałby też tego nie pomyśleć.

- Taa, ja... ee... jeszcze trochę zostanę - powiedział Ron, wskazując dyskretnie na Hermionę.

- Dobra. Zobaczymy się jutro. - Harry wspiął się po schodach do dormitorium. Przebrał się w piżamę, wśliznął do łóżka i rzucił kilka zaklęć i uroków na swoje zasłony, żeby powstrzymać wścibskie nosy.

- Lubisz Quidditch? - zapytał, leżąc w łóżku i patrząc na trzymaną w dłoniach odznakę kapitana.

Nieszczególnie.

- Nie grałeś nigdy podczas twojego pobytu w Hogwarcie?

Nie, byłem za bardzo zajęty przeistaczaniem się w Czarnego Pana. Nie miałem czasu na sport.

Harry rozpoznał kpiącą nutę w głosie Voldemorta i uśmiechnął się. Z każdym dniem stawało się to coraz łatwiejsze.

- Taa, raczej zbyt zajęty zabawianiem się ze swoim bazyliszkiem.

Voldemort zachichotał. Merlinie, Harry nie wiedział, dlaczego to było tak przyjemne uczucie, jakby ktoś łaskotał palcami jego plecy.

Tak, między innymi.

- Ile miałeś lat, kiedy po raz pierwszy uprawiałeś seks?

Jeżeli przez "seks" masz na myśli stosunek seksualny, to odpowiedź brzmi szesnaście.

- Z dziewczyną czy z chłopakiem?

Oczywiście, że z chłopakiem. Nigdy nie interesowałem się dziewczynami. Chociaż Minerwa McGonagall zaprosiła mnie raz do Hogsmeade. Myślę, że czuła do mnie miętę.

Wizja profesor McGonagall zapraszającej Voldemorta na randkę doprowadziła Harry'ego do napadu chichotu.

- Zgodziłeś się?

Nie, uprzejmie odmówiłem.

- A więc nigdy nie uprawiałeś seksu z dziewczyną? Przenigdy?

Jesteś dziś wyjątkowo gadatliwy. Nie, nie uprawiałem.

Harry wyrzucił pięść w górę, w geście zwycięstwa.

- Ha! A więc ty także jesteś prawiczkiem. Tak jakby.

Zapomniałem już jak to jest być młodym i patrzeć na życie przez pryzmat tego, czy ktoś jest prawiczkiem, czy nie.

- Jesteś już dosyć stary, prawda? - Harry uśmiechnął się krzywo, czując raczej żartobliwe ukłucie w bliźnie. - Masz siedemdziesiąt dwa lata, zgadza się?

Siedemdziesiąt jeden, aby być dokładnym. Moje urodziny są dopiero w grudniu.

Harry przewrócił się na brzuch i odłożył odznakę na szafkę nocną. Skrzyżował ramiona pod brodą.

- Czy to, co zrobiłem dzisiaj ze Snape'em można uznać za seks?

Obciągnął ci. A więc zdecydowanie tak.

- Ach. A więc uprawiałem seks ze Snape'em. To takie... dziwaczne.

Możliwe. Ja raczej myślę o tym jak o czymś przyjemnym.

- Było w porządku. Czyli czasami posuwałeś Snape'a?

Kiedy Severus przyszedł do mnie po raz pierwszy, był pełnym entuzjazmu młodzieńcem, który podobnie jak ja lubił mężczyzn. To była nasza wspólna decyzja.

- A więc ty nigdy nie... ee... - Harry zaczął skubać poduszkę.

Zmusiłem go? Nie. W przeciwieństwie do tego, co o mnie myślisz, lubię, kiedy moi partnerzy robią to z własnej woli.

- To... dobrze. - Harry znalazł w swojej poduszce wystający kawałek nitki i szarpnął za nią. - A wiesz co jest równie dziwaczne?

Co?

- My, rozmawiający w ten sposób. Żartujący sobie. Jesteś moim wrogiem. Wiem o tym. To nie może być normalne.

Cóż, myślę, że dzielenie z kimś ciała stwarza pewien rodzaj więzi.

Harry rozważył to.

- A więc także z Quirrele'em rozmawiałeś na temat swojego życia seksualnego?

Śmiech spłynął po plecach Harry'ego niczym krople ciepłego oleju.

Nie, oczywiście, że nie. Ale ty nie jesteś Quirrelem. Jesteś dla mnie znacznie ważniejszy.

- Tak, strażnik twojej duszy i tak dalej. - Harry ponownie przewrócił się na plecy. - To bardzo dziwne uczucie być horkruksem. Podejrzewam, że tak samo dziwne, jak posiadanie jedynie kilku ocalałych kawałków duszy.

Nie wiem. Nigdy nie byłem horkruksem.

- Racja. - Harry sięgnął w dół i naciągnął na siebie kołdrę.

- Nadal jesteś moim wrogiem. Robienie razem różnych rzeczy nie zmienia tego.

Wiem.

Harry milczał przez jakiś czas, pozwalając, aby wieczorne wydarzenia przepływały przez jego umysł.

- Jest coś, o czym wcześniej nie pomyślałem - odezwał się w końcu, kiedy jego myśli skupiły się na starciu z Nottem. - Snape musi mieć teraz ciężkie życie z niektórymi Ślizgonami. Z powodu bycia zdrajcą.

To po prostu kara za jego zdradę.

- Taa, możliwe. - Harry zamknął oczy. - Co się stanie, kiedy odzyskasz ciało?

To zbyt delikatna sprawa, żeby ją teraz omawiać. Idź spać, Harry.

- Dobranoc, Tom.

Dobranoc, Harry.

Część 8

W klasie Eliksirów nie było już przytulnych stolików Slughorna, tylko pojedyncze ławki.

- Snape naprawdę powrócił - powiedział ponuro Ron, kiedy weszli do pomieszczenia.

- Istotnie, panie Weasley. - Mistrz Eliksirów wśliznął się tuż za nimi. - Siadać.

Znaleźli miejsca obok siebie, a Harry starannie unikał patrzenia na Snape'a, ponieważ zdawał sobie sprawę, że zarumieni się od razu, jak tylko zobaczy jego twarz, a raczej - usta. I wiedział, że jeżeli zrobiłby to chociaż raz, to przypomniałby sobie jak to było czuć je zaciśnięte poprzedniej nocy wokół swojego penisa. Jeżeli dopuściłby do tego, to mógłby pocałować na pożegnanie prawidłowe przygotowanie eliksiru. Zresztą i tak nie powinien w ogóle nawet myśleć o całowaniu.

Harry, to był tylko seks. A seks nigdy nie jest wart tego, by się przez niego dekoncentrować.

Łatwo ci powiedzieć - pomyślał Harry, po czym otworzył torbę, aby wyjąć wagę, wszystkie potrzebne przybory i nowiutkie wydanie "Zaawansowanych Eliksirów"

- Żadnych książek. - Snape zatrzymał się przy stole, na którym znajdował się tuzin albo i więcej tac, zapełnionych butelkami i słoikami. - Oczekuję, że w tym roku będziecie warzyć eliksiry bez pomocy książek czy jakichkolwiek dodatkowych instrukcji.

Ron zbladł.

- Ale...

- Nie ma żadnego "ale", panie Weasley. Jesteś uczniem klasy owutemowej. Jeżeli czujesz, że nie podołasz wymogom zajęć, w każdej chwili możesz oczywiście wyjść. - Snape wskazał na drzwi i spojrzał na niego wyzywająco. - Oczekuje się od was, że na te zajęcia będziecie przychodzić przygotowani.

Nawet Hermiona wyglądała na lekko zaniepokojoną. Slughorn zazwyczaj pozwalał im używać książek, kiedy przygotowywali trudniejsze eliksiry. Ale Snape najwyraźniej nie zamierzał być tak pobłażliwy. Nie, żeby Harry czuł się tym zaskoczony.

- Dzisiaj przyrządzicie eliksir zawierający te oto składniki. - Snape wskazał na tace. - Składniki owe tworzą podstawę dla jednej, wyjątkowej mikstury. Waszym zadaniem jest rozpoznać ten eliksir i uwarzyć go. Macie na to dwie godziny. Zaczynajcie.

- On chyba nie mówi poważnie - wyszeptał Ron, kiedy dołączył do pozostałych, aby wziąć jedną tacę.

Hermiona przez kilka chwil wpatrywała się w ingrediencje.

- To Veritaserum - oznajmiła. - Widzicie? To są pióra memrotka, a to krew żmijoptaka.

- Nie ma potrzeby, aby rozmawiać, panno Granger - powiedział Snape z drwiną.

Mam nadzieję, że potrafisz uwarzyć Veritaserum - pomyślał Harry. - Ponieważ to pewne jak diabli, że ja nie mam pojęcia.

Potrafię. Jednakże to nie są składniki Veritaserum.

Harry zamrugał.

Nie?

Powąchaj krew.

Harry wziął słoik z krwią i wciągnął w nozdrza jej zapach. Pachniało jak krew: miało miedziany, ciężki aromat. Ale było też coś jeszcze. Z jakiegoś powodu ten zapach kojarzył mu się z likworowymi pałeczkami.

Bardzo dobrze. To krew reema. Ma aromat anyżu. To są składniki Eliksiru Pamięci.

Harry próbował ściągnąć na siebie uwagę Hermiony, aby jej o tym powiedzieć, ale Snape obserwował ich niczym jastrząb.

Zacznij od krwi, zagotuj ją na wolnym ogniu, a następnie dodaj pióra memrotka.

Harry wykonał polecenie Voldemorta, a następnie rozejrzał się wokół. Hermiona wyglądała tak, jakby doskonale wiedziała, co robi, ale Ron desperacko próbował zerkać na ławkę przyjaciela. Jednak Snape wciąż chodził pomiędzy ich stolikami i Harry obawiał się, że Ron pędził prosto ku katastrofie.

Teraz jest bardzo ważna cześć. Zarówno krwawy korzeń jak i bieluń są trujące. Dlatego, aby zneutralizować ich jad, musisz je zmiażdżyć w słoiku z wywarem z gonkodrzewa.

Harry ponownie zrobił to, co powiedział Voldemort.

A więc co robi Eliksir Pamięci?

Pozwala ci się jednorazowo skoncentrować przez kilka godzin.

Nie brzmiało to zbyt imponująco. Harry spodziewał się czegoś bardziej spektakularnego.

To bardzo użyteczny eliksir, kiedy prowadzisz badania, ponieważ pomaga przebrnąć przez ogromne ilości tekstów w poszukiwaniu pomocnych wskazówek. Poza tym pozwala ci również przeszukiwać swoją pamięć szybciej i bardziej wydajnie, a także ułatwia zapamiętywanie nowych faktów.

Harry'emu rozjaśniło się w głowie.

Snape będzie przeprowadzał dla ciebie badania na temat tej mikstury.

Tak. I podejrzewam, że po zajęciach przeleje twój eliksir do butelki i dobrze go wykorzysta. Teraz musisz dodać suszone kwiaty lwiej paszczki.

Przez kolejne półtorej godziny Harry siekał, mieszał, ciął i kroił w kostkę, aż w końcu, po zagotowaniu na wolnym ogniu, jego eliksir nabrał jasnożółtej barwy.

Idealny.

Harry uśmiechnął się i usiadł, rozglądając się, by zobaczyć, jak poszło pozostałym. Kociołek Rona dymił i wydawał głośne, śmierdzące bulgoty, a Hermiona mruczała coś na temat tego, że jej eliksir powinien w tej fazie robić się już czerwony.

Zapomniała zneutralizować truciznę znajdującą się w bieluniu, ponieważ myśli, że warzy Veritaserum, a w jego przypadku się tego nie robi.

Snape przeszedł obok ławki Harry'ego, rzucił szybkie spojrzenie na jego eliksir i bez żadnego komentarza przeszedł dalej, do stolika Rona.

- Co to ma być, panie Weasley? - Stuknął różdżką w kociołek Gryfona.

- Veritaserum - odparł Ron i nawet udało mu się brzmieć na przekonanego, pomimo tego, że jego kociołek zaczął teraz syczeć.

- To nie jest Veritaserum. - Snape uniósł różdżkę i mikstura Rona zniknęła. - Nie dostajesz dzisiaj żadnego stopnia.

Mężczyzna podszedł do ławki Hermiony.

- A pani co ma do powiedzenia na swoje usprawiedliwienie, panno Granger?

Hermiona westchnęła, wpatrując się w swój kociołek. Jej eliksir miał teraz dziwny, brązowy, przypominający zakrzepłą krew kolor.

- Nie wiem, co zrobiłam źle, sir. Podczas wakacji dokładnie przejrzałam cały materiał z książki i wiem, jak uwarzyć Veritaserum, ale...

- W takim razie może powinnaś przejrzeć go jeszcze dokładniej, gdyż dzięki temu dowiedziałabyś się, że to nie Veritaserum miałaś przygotować.

Hermiona gapiła się na Snape'a z otwartymi ustami, tak jakby powiedział jej właśnie, że jutro nie wzejdzie słońce.

- Nie otrzymujesz żadnej oceny. - Snape ponownie machnął różdżką i Hermiona jęknęła widząc, że jej kociołek nagle zrobił się całkowicie pusty.

- Panie Potter, niech pan będzie uprzejmy poinformować klasę, jaki eliksir pan uwarzył - powiedział Snape podchodząc do ławki chłopaka.

- Eliksir Pamięci, sir - odparł Harry. Nie potrafił nie odczuwać niewielkiej satysfakcji z powodu tego, iż najwyraźniej jako jedyny w klasie uwarzył poprawną miksturę, a to, że większość pracy wykonał Voldemort, nie miało w tej chwili znaczenia.

- Dokładnie. Eliksir Pamięci. A w jaki sposób domyśliłeś się, że właśnie ten eliksir powinieneś uwarzyć?

- Krew miała zapach anyżu, co jest charakterystyczne dla krwi reema, a nie żmijoptaka. - Harry był z siebie zadowolony. Udawało mu się nie myśleć ani o swoim penisie, ani o ustach Snape'a, kiedy na niego patrzył i odpowiadał na pytania.

Mężczyzna skinął głową.

- Ale w naszych książkach nie ma nic na temat Eliksiru Pamięci - wtrąciła Hermiona.

- Jestem tego świadomy, panno Granger. Ta lekcja pokazała wam, iż Eliksiry to coś dużo więcej, niż przeglądanie książki i zapamiętywanie przepisów. I widząc, iż tylko panu Potterowi udało się zrobić wszystko poprawnie, nie potrafię powstrzymać się przed konkluzją, że żaden z was nie nauczył się niczego podczas tych sześciu lat. - Snape odwrócił się i skierował do swojego biurka. - Możecie odejść. Na środę napiszecie dwanaście cali na temat Eliksiru Pamięci. Potter, zostaw swój kociołek na miejscu.

- Skąd to wiedziałeś? - zapytała podejrzliwie Hermiona, kiedy już wyszli z klasy.

- Może jednak nauczyłem się czegoś, kiedy używałem książki należącej do Księcia Półkrwi. Ale nie jestem zaskoczony, że tego nie zauważyłaś. Byłaś zbyt zajęta oskarżaniem mnie o to, że oszukuję. - Harry nie lubił okłamywać przyjaciół, ale teraz nie czuł się winny, ponieważ zeszłoroczne zarzuty Hermiony wciąż go bolały.

- Nie chciałam tego... Nie mogę uwierzyć, że Snape to zrobił. Mógł nam przynajmniej powiedzieć, że będziemy pracować nad eliksirem, którego nie ma w naszych książkach, więc mogłabym wczoraj wieczorem pójść do biblioteki i trochę poczytać. - Głos Hermiony był tak pełen przygnębienia, że Ron rzucił Harry'emu zrozpaczone spojrzenie.

***

Po obiedzie Hermiona poszła na Numerologię, ale Harry i Ron mieli pół godziny wolnego czasu. Zdecydowali się spędzić je na zewnątrz, ponieważ w powietrzu wciąż unosił się łagodny zapach późnego lata, a doskonale wiedzieli, jak szybko pogoda w Szkocji może stać się zimna i mokra.

Poszli na spacer nad jezioro, rozmawiając po drodze o quidditchu. Voldemort nie odzywał się i Harry, wiedząc o jego niechęci wobec tej gry, nie był zaskoczony tym nagłym milczeniem. Cisza i spokój w jego głowie sprawiły, że nareszcie miał okazję czuć się jak zwykły uczeń Hogwartu, a nie bohater czarodziejskiego świata, ukrywający straszny sekret.

- Powiem Ginny że chciałbyś, aby została ścigającym w naszej drużynie - odezwał się Ron i Harry uśmiechnął się do niego z ulgą. Najlepszym wyjściem było trzymanie się od Ginny z daleka i nawet jeżeli przyjaciel nie znał prawdziwych powodów, wydawał się rozumieć, że Harry tego potrzebuje. - A Slytherin będzie miał w tym roku niedoświadczoną drużynę - mówił dalej Ron. Wrzucił kamyk do przejrzystej wody. - Jestem pewien, że skopiemy im tyłki.

- Pewnie - odparł Harry. Trzymał ręce w kieszeniach i patrzył na jezioro.

- Dobrze się czujesz? - zapytał nagle Ron, wpatrując się w Harry'ego. - To znaczy, czasami wydajesz się trochę inny. Czy to... no wiesz... jakieś gejowskie sprawy?

Jasne, Ron, w mojej głowie utknął Czarny Pan - pomyślał Harry. - A profesor Snape ssał mi penisa i pozwoliłem Voldemortowi, żeby pieprzył palcami mój tyłek.

To sprawiło, że Voldemort dał pierwszy od pół godziny znak życia. Ciepły chichot spowodował, iż Harry'emu stanęły włoski na karku.

Chłopak potrząsnął głową.

- Raczej nie. To znaczy, to był zwariowany rok, a teraz jesteśmy tutaj z powrotem. Myślę, że po prostu potrzebuję trochę czasu, aby się przystosować.

- Racja. - Ron wrzucił do jeziora kolejny kamyk. - Ale skąd wiedziałeś? O tym, że jesteś gejem.

Harry zmarszczył brwi. W pierwszym odruchu chciał wszystkiemu zaprzeczyć, ale kiedy się nad tym zastanowił, stwierdził, że nie może tego zrobić. Już nie. Podobało mu się, kiedy jego penis był w ustach mężczyzny. Podobało mu się, kiedy Voldemort wciskał palce w jego tyłek i jednocześnie mu obciągał. Nie był pewien, czy to czyni z niego geja, ale na pewno nie osobę heteroseksualnej orientacji.

- Fantazjowałem o kimś - powiedział, patrząc w dół. Łagodne fale dotykały jego butów. - O facecie. O tym, co mógłbym z nim robić. I spodobało mi się to.

- Och. - Ron pokiwał głową, tak, jakby rozumiał. - Czy to ktoś, kogo znam?

- Hmm?

- Ten facet, o którym fantazjowałeś?

- Nie. - Harry uśmiechnął się szeroko. To była prawda. Ron nigdy nie spotkał Toma Riddle'a. - Czy kiedykolwiek myślałeś, że jakiś chłopak jest przystojny?

Ron wzruszył ramionami.

- Cóż, potrafię stwierdzić, czy facet jest przystojny, czy nie, tak mi się przynajmniej wydaje. Ale nie chodzę i nie myślę o tym przez cały dzień.

Harry rozważył to. On także nie chodził i nie rozmyślał o tym przez cały dzień, ale zawsze uważał, że Syriusz był bardzo przystojny, kiedy był młodszy, no i Tom Riddle także. Nie można było w żaden sposób obejść faktu, iż Harry uważał go za atrakcyjnego. I to bardzo. Za każdym razem, kiedy widział tego drania.

- Ale nigdy nie patrzyłeś na chłopaka, którego uważałeś za przystojnego, i nie marzyłeś o tym, żeby zobaczyć więcej jego? Więcej niektórych części. A później może dotknąć tych części? - zapytał Harry, wspominając swoje małe gierki przed lustrem z Tomem Riddle'em.

Ron spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

- Nie, raczej nie.

- Och. - Harry zmarszczył brwi. - W takim razie myślę, że nie jestem całkiem hetero.

- W porządku - powiedział Ron, kiwając z przekonaniem głową. Wrzucił do jeziora kilka kolejnych kamyków. - Wracajmy. Powiedziałem Hermionie, że spotkam się z nią po zajęciach.

Szli do zamku w milczeniu. Harry był zbyt zszokowany, aby mówić. Właśnie - mniej więcej - wyznał Ronowi, że chciałby robić różne rzeczy z pewnymi facetami, a Ron się tym nie przeraził. W zasadzie to wyglądało na to, że Ron przyjął to lepiej niż Harry. Wciąż denerwowało go, że naprawdę lubił robić te wszystkie rzeczy z Tomem, Voldemortem i Snape'em. A może to nie tyle chodziło o to, co robił, ale z kim to robił.

Cokolwiek to było, niezwykle go irytowało i naprawdę nienawidził czuć się w ten sposób.

- Patrzcie, idzie Pedzio Potter!

Zabini i Nott siedzieli na trawie pod wielkim drzewem. Nott wydawał się trochę zdenerwowany, ale Zabini urządził Harry'emu i Ronowi pokaz złośliwych min.

- Zamknij się, Zabini - powiedział Ron zmęczonym głosem.

- Bronisz swojego małego, ciotowatego przyjaciela, Weasley? - Zabini przysunął się, opierając łokieć na podciągniętym kolanie. - Założę się, że w dormitorium pozwalasz mu ssać swojego penisa.

Policzki Rona zaczerwieniły się, więc Harry położył rękę na jego ramieniu, aby go przytrzymać.

- Daj spokój, Zabini - powiedział. Uśmiechnął się widząc, jak Nott próbuje ostrzec Zabiniego, ciągnąc go za rękaw.

- Nie odzywaj się do mnie, ty pieprzony pedale! - warknął Ślizgon i poderwał się na nogi.

- Może i jestem pedałem, ale przynajmniej nie takim małym, żałosnym tchórzem, jak ty - powiedział Harry i włożył rękę do kieszeni, zaciskając ją na różdżce. - Naprawdę o wiele bardziej cenię Malfoya i Goyle'a, niż ciebie. Przynajmniej wybrali którąś ze stron i walczyli. Nie wpełzli pod kamień, bojąc się wystawić spod niego choćby nosa, ponieważ wokół szalała wojna.

Zabini zmrużył oczy.

- Tak, jesteś bohaterem, Potter. Dostałeś medal. Ale ja dostałem twoją dziewczynę.

Harry otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy, ponieważ myśl o Ginny i Zabinim będących razem wciąż sprawiała, że czuł ból w piersi. Kiedy jednak chciał zamknąć usta z powrotem, Voldemort przejął nad nim kontrolę.

- Myślisz, że dostałeś moją dziewczynę? - powiedział. - Jedyne, co dostałeś, to resztki po Harrym Potterze.

Zabini sięgnął po różdżkę, ale ułamek sekundy później wisiał w powietrzu głową w dół. Harry spojrzał w bok i zobaczył, że Ron stoi z wyciągniętą różdżką.

- Chodźmy - powiedział Gryfon i odciągnął Harry'ego od rzucającego przekleństwami Zabiniego i niezdecydowanego Notta. - Jeżeli jeszcze raz nazwiesz moją siostrę "resztkami", to rozkwaszę ci twarz. - Ron przystanął i spojrzał na Harry'ego.

- Nie miałem tego na myśli. Chciałem po prostu wkurzyć Zabiniego - wymamrotał Harry. Wciąż nie był pewien co, do diabła, właśnie zaszło.

- To wcale nie znaczy, że możesz obrażać Ginny. To nie jej wina, że nagle zmieniłeś się w geja. - I z tymi słowami Ron odwrócił się i ciężkim krokiem wszedł do zamku.

- Ty pieprzony draniu - powiedział Harry, kiedy przyjaciel zniknął za wejściowymi drzwiami. - Po co to zrobiłeś?

Sam już na to odpowiedziałeś, Harry. Obraziłem tego ślizgońskiego chłopca.

- Obraziłeś siostrę mojego najlepszego przyjaciela. - Harry z frustracji kopnął w trawę. - Nie wtrącaj się w moje sprawy. Sam dałbym sobie radę z Zabinim.

Tak, a jedna niemiła uwaga na temat twojej małej dziewczyny odebrała ci mowę i w ten sposób dała twojemu przeciwnikowi przewagę.

- Nie wszystko sprowadza się do walki!

I tu się mylisz, mój mały horkruksie. Życie to wojna.

- Jesteś szalony. Nie odzywaj się do mnie. Zostaw mnie w spokoju. - Harry wszedł do holu, zastanawiając się, jak, na demony, ma to wszystko wytłumaczyć Ronowi.

Zapomnij o tym chłopaku. Nie potrzebujesz go.

Harry nie mógł się powstrzymać.

- To mój przyjaciel. Nie, żeby to cokolwiek dla ciebie znaczyło. Nigdy, w całym swoim życiu, nie miałeś przyjaciela.

Miałem jednego. Zabiłeś ją.

Harry potknął się i stanął jak wryty.

- Mówisz o...

Tak, mówię o Nagini. Zabiłeś mojego jedynego przyjaciela, Harry.

W pewien sposób to wyznanie ugasiło gniew chłopaka.

- Ale to wciąż nie daje ci prawa do obrażania Rona albo kogokolwiek innego.

Ciesz się, że nie zrobiłem twojemu przyjacielowi tego samego, co ty zrobiłeś mojemu.

Harry nie odpowiedział i kontynuował swoją wędrówkę przez zamek.

***

Harry, naprawdę musimy odwiedzić Dział Ksiąg Zakazanych. - Voldemort powiedział to już po raz trzeci tego wieczoru. Chłopak zignorował go i skoncentrował się na swoim wypracowaniu z Eliksirów. Dzięki wszystkiemu, co Voldemort powiedział mu dzisiaj podczas zajęć, nie miał żadnych problemów z napisaniem go. Hermiona kartkowała wiele różnych książek w poszukiwaniu informacji, a Ron próbował zerkać na jej pergamin.

Problem w tym, że jego przyjaciele robili to przy stoliku w kącie Pokoju Wspólnego, a Harry siedział na kanapie. Ron nie odzywał się do niego przez resztę dnia. I najwyraźniej poinformował o wszystkim Hermionę, ponieważ dziewczyna przez cały czas rzucała mu potępiające spojrzenia.

Harry, dzisiaj w nocy musimy odwiedzić Dział Ksiąg Zakazanych.

Zamknij się - pomyślał Harry. - Już prawie skończyłem. Pójdziemy później.

W porządku. Twój referat jest dobry.

Harry przycisnął pióro nieco mocniej, kiedy pisał ostatni akapit. Zapakował pergamin i pióro do torby, zarzucił ją na ramię i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Zauważył, że Hermiona odprowadziła go wzrokiem. Cóż, jeżeli będą zadawali pytania, zawsze może powiedzieć, że bzykał się z jakimś kolesiem z innego domu.

Już niedługo będziesz bzykał kolesia z innego domu.

- Nie teraz. - Harry wyciągnął z torby pelerynę niewidkę i zarzucił ją na siebie. - Nie będziemy dzisiaj mówić ani o seksie, ani o Snapie.

Voldemort nie odezwał się, dopóki nie dotarli do biblioteki. Była już zamknięta, ale Voldemort otworzył ją bez problemu różdżką Harry'ego.

- Czego szukamy? - zapytał Gryfon, kiedy wśliznęli się do Działu Ksiąg Zakazanych. Upewnił się, że mówi szeptem.

Czegoś o Magii Duszy. I czegokolwiek, co będzie z nią związane.

Harry pozwolił, aby Voldemort przeszukiwał półki, a sam w tym czasie zastanowił się nad jego słowami.

- Magia Duszy. To o niej opowiadałeś w Muzeum Brytyjskim, prawda?

Tak.

- Och. A więc ten puchar pochodzi z Egiptu?

Tak.

- Ale Snape powiedział, że nikt go jeszcze nie znalazł.

Żadna czarownica ani czarodziej nie mogli go znaleźć. Sytuacja zmieniła się dopiero kilka tygodni temu.

Harry zmarszczył brwi i nagle kilka rzeczy nabrało sensu. Na przykład prośby Voldemorta o to, aby ponownie odwiedzić muzeum. - Mówisz, że ten puchar jest...

Tak, Puchar Sekema znajduje się na wystawie w Muzeum Brytyjskim.

Harry'emu opadła szczęka.

- To w jaki sposób go zdobędziemy?

Nie zadawaj głupich pytań, chłopcze. Pójdziemy tam i go sobie weźmiemy, oczywiście.

- Nie możemy kraść z Muzeum Brytyjskiego!

A niby dlaczego nie? Poza tym, wydawało mi się, że chcesz pozbyć się mnie ze swojego ciała. To z pewnością jest warte małego rabunku.

- Cóż, tak, ale nie możemy tak po prostu kraść z muzeum. Mają ochronę i inne zabezpieczenia.

Jesteśmy czarodziejami, Harry. Ich ochrona nie na wiele się zda, skoro możemy się po prostu aportować do środka.

Harry westchnął. Nie potrafił na to odpowiedzieć. Wyglądało na to, że to będzie kolejny wpis w jego życiorysie. Harry Potter, wybawca, który otrzymał przeogromny medal, morderca, który pomyślnie rzucił dwa Zaklęcia Niewybaczalne, prawdopodobnie gej, kumpel-obciągacz Lorda Voldemorta i, juz wkrótce, włamywacz!

Chichocząc sam z siebie, Harry postarał się ponownie skupić na tym, co robił Voldemort.

Zupełnie nic. - Voldemort niedbale odstawił na półkę kolejny zakurzony tom. - Ani jednej porządnej książki o Magii Duszy. I nawet ani jednej porządnej książki o wczesnej historii magii.

- A co to takiego? - zapytał Harry. - Jedyne, czego kiedykolwiek uczyliśmy się na Historii Magii, to głupie wojny goblinów.

Te wojny goblinów mają wpływ na to, w jaki sposób czarodziejski świat jest teraz rządzony.

- Ale wiele magii musi pochodzić jeszcze sprzed tych wojen. Tak jak magia Starożytnego Egiptu, o której mi opowiadałeś.

I tak jest. Jednakże nasze społeczeństwo w ogóle nie zaprząta sobie tym głowy. Mają swoją magię. Nie obchodzi ich, skąd się wzięła albo w jaki sposób została stworzona.

Harry usiadł przy jednym ze stołów.

- To tak jak z dinozaurami? Czarodzieje po prostu nie interesują się tego rodzaju historią?

Powiedz mi, Harry, ile magicznych muzeów widziałeś?

- Ee... żadnego?

Jedyne muzeum historii magii znajduje się w Paryżu. W Wielkiej Brytanii nie mamy ani jednego.

- Ale ty się tym interesujesz, prawda? Lubisz Starożytny Egipt.

Tak, moje pochodzenie rozbudza we mnie chęć dowiedzenia się czegoś więcej na temat prawdziwej historii magii.

- Och. - Harry pokiwał głową. - Bycie dziedzicem Slytherina i tak dalej.

Tak. Wczesna magia rozwinęła się w społeczeństwach, w których nie było jeszcze tylu ograniczeń. Właśnie dlatego tak duża jej część jest uznawana w dzisiejszych czasach za Czarną Magię.

- A więc ludzie wolą o niej zapomnieć niż ją studiować.

Dokładnie. A to wielka strata. Ludzie wolą trzymać się tej niewielkiej ilości magii, którą znają dzisiaj i która daje im poczucie bezpieczeństwa, zamiast próbować zrozumieć jej naturę i możliwości.

- Tak, to raczej dziwne - odparł Harry. Bardzo podobało mu się wszystko, co Voldemort opowiadał mu o magii w Starożytnym Egipcie. To naprawdę dziwne, że nikogo to nie interesowało.

Cóż, nie znajdziemy tu niczego użytecznego. Musimy poczekać, aż Severus skończy swoje poszukiwania.

- A co jeżeli on także niczego nie znajdzie? - Harry wstał z ławki i owinął się peleryną niewidką.

Jestem pewien, że coś znajdzie. Jeśli nie, to sami pojedziemy do Egiptu, jeżeli będziemy musieli.

Harry wyszczerzył się.

- Chcesz jechać ze mną na kolejne wakacje? Uważaj, bo ktoś może pomyśleć, że naprawdę mnie lubisz.

Pokażę ci, jak bardzo cię lubię, kiedy wrócimy do łóżka, mój mały horkruksie.

Harry przydepnął rąbek peleryny, potknął się i przytrzymał regału, żeby utrzymać równowagę. Nie zwracał uwagi na śmiech Voldemorta, kiedy opuszczał bibliotekę.

Część 9

Następnego wieczoru Harry zszedł do lochów na kolejne kilka godzin korepetycji z Eliksirów. Lekcje poszły mu dzisiaj dobrze. Hestia Jones i Fleur Delacour potraktowały bardzo poważnie swoje posady i udowodniły, że są solidnymi nauczycielkami. Harry'emu podobały się obie lekcje, a w połączeniu ze zwyczajowymi komentarzami Voldemorta, zajęcia nie wydawały się zbytnio skomplikowane.

Starcie z Nottem ciągle było żywe w jego pamięci, więc Harry uważnie rozglądał się po otoczeniu, sprawdzając kolejne korytarze, ale nie napotkał żadnych przeszkód, poza swoimi własnymi obawami. Czy Snape znowu mu obciągnie? I dlaczego ta myśl nie była dla niego odpychająca, tylko dziwnie pobudzająca?

Idziemy spotkać się z Severusem ze względu na badania, Harry. Jeżeli będzie chętny, aby wyświadczyć nam dodatkową usługę, nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy się nie zgodzić.

Harry potrafił wymyślić nawet kilka powodów, dla których mógłby odmówić, ale nie miał ochoty na kolejną dyskusję na tak wstydliwy temat. Zapukał w drzwi gabinetu Snape'a, a te otworzyły się kilka sekund później. Mężczyzna skierował się do swoich prywatnych komnat, więc Harry powlókł się posłusznie za nim.

Salon Snape'a był wypełniony pudełkami, książkami i dokumentami. Leżały wszędzie, przykrywały każdą powierzchnię, łącznie z większą częścią podłogi. Jedynie dwa, stojące naprzeciw kominka krzesła, pozostały wolne.

- Widzę, że byłeś zapracowany, Severusie - powiedział Voldemort, podczas gdy Harry gapił się na sterty papierów.

- Istotnie. - Snape rozejrzał się po pokoju tak, jakby nie do końca mógł uwierzyć, że to wszystko się tutaj znajdowało. - Pożyczyłem to z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Oksfordzkiego. Mają tam tego tyle, iż pewnie nawet nie zauważyli, że cokolwiek zniknęło.

- I mówisz, że mamy to wszystko przeczytać? - zapytał Harry, wyobrażając sobie spędzanie ze Snape'em godziny za godziną. Nie był tym zachwycony.

- Tak, Potter - warknął Snape. - To wszystko i jeszcze dużo, dużo więcej, jeżeli nie znajdziemy tego, czego szukamy za pierwszym razem. W Brytanii jest znacznie więcej uniwersytetów, które mogę odwiedzić.

Harry przełknął ślinę.

- Szukamy informacji na temat Pucharu Sakela, prawda?

Snape wywrócił oczami i odwrócił się plecami do Harry'ego.

- Prawda - odparł Voldemort. - Ale problem polega na tym, że mugole nie wiedzą, czym jest Puchar Sakela i dlatego nie znajdziemy żadnych wyraźnych nawiązań. Zamiast tego, musimy szukać jakichkolwiek informacji, które mogą się do niego odnosić.

- A więc jak mugole go nazywają? - zapytał Harry.

- To misa pochodząca z czwartej dynastii, według podpisu. - Voldemort usadził Harry'ego na jednym z krzeseł. To było to samo krzesło, na którym Snape... Harry poruszył się i odchrząknął.

Mężczyzna podał mu fiolkę.

- To może pomóc ci w przezwyciężeniu niechęci, Potter.

- Mój Eliksir Pamięci? - Harry przyjął buteleczkę, marszcząc brwi.

- Nie, to złożona trucizna, którą Czarny Pan z pewnością pozwoli ci wypić, aby skrócić twą nędzną egzystencję. - Snape odwrócił się i usiadł na drugim krześle. Przełknął zawartość podobnej fiolki, po czym wybrał ze stosu najbliższą książkę.

- Wypij, Harry. Eliksir pomoże ci w przeszukiwaniu tego wszystkiego. - Voldemort szturchnął lekko ramię chłopaka, więc Harry posłusznie wykonał polecenie. Mikstura smakowała trochę jak szpinak. Zamrugał kilka razy, próbując pozbyć się lekkiego swędzenia za oczami, i wziął do ręki najbliżej leżącą książkę. Otworzył ją na swoich kolanach i usiadł wygodniej. Zapatrzył się w tekst, pewny, że to Voldemort będzie czytał, ponieważ on sam nie miał bladego pojęcia, czego szukać.

I miał rację, ponieważ po kilku minutach Voldemort przewrócił stronę, a Harry pozwolił swojemu umysłowi odpłynąć. Zaczęły go swędzieć wargi, więc potarł je z irytacją. Kątem oka widział, że Snape czyta. Kilka zmarszczek pojawiło się pomiędzy jego brwiami, które były tak czarne, iż wydawały się niemal w ogóle nie pasować do bladej cery. Usta miał zaciśnięte - te usta, które ledwie dwie noce temu owijały się wokół jego penisa.

Harry, przestań mnie rozpraszać. Postaraj się skoncentrować na książce, nie na Severusie.

- Przepraszam - wymamrotał Gryfon. Patrzył w tekst, ale nie miał on dla niego sensu. Widział wiele nazw, które nic mu nie mówiły. Snape przerzucił stronę i ponownie uwaga Harry'ego skoncentrowała się na nim. Mężczyzna miał niezwykle długie palce, a ich koniuszki nie były tak poplamione, jak zazwyczaj. Palce, należące do Snape'a. Palce, które dotykały jego penisa.

Harry przypomniał sobie, jak mężczyzna przełknął jego spermę, jak gardło Snape'a pracowało, a język zataczał koła. Zobaczył, że teraz wysunął koniuszek języka, polizał palec wskazujący i przewrócił kolejną stronę. Harry wiedział, jakie to uczucie, kiedy ten język lizał czubek jego penisa. Kiedy drażnił nacięcie. Kiedy zlizywał pierwsze krople spermy. Doskonale pamiętał, jak wyglądał Snape z ustami wypełnionymi jego erekcją, jak jego policzki zapadały się, cienkie usta lśniły, a czarne oczy płonęły z pragnienia.

Harry... - Voldemort westchnął i nagle chłopak przypomniał sobie, jak to jest wsuwać swojego penisa w tyłek Snape'a, jakie to uczucie mieć jego biodra w swoich zachłannych dłoniach, jak mięśnie Severusa zaciskały się wokół jego członka, jakie dźwięki wydawał, kiedy w niego wchodził, jak pachniał, pokryty potem i nasieniem.

Harry wstał, choć nie mógł sobie przypomnieć, kiedy to zrobił. Pamiętał, jak bardzo Snape lubił być pieprzony. Stał teraz naprzeciw niego, ale mężczyzna nadal wpatrywał się w książkę. Harry położył rękę na jego ramieniu i szturchnął go.

Czarne oczy spojrzały w górę i Harry przypomniał sobie, jak te oczy wyglądały, kiedy Snape błagał go o spełnienie.

- Potter?

- Severusie - odparł Harry i pochylił się, aby przycisnąć wargi do ust mężczyzny.

- Mój Panie? - zapytał Snape, odsuwając się od niego.

- Nie. Tak. - Chłopak potrząsnął głową. - Czuję się dziwnie.

Snape wstał i spojrzał na Harry'ego, marszcząc brwi.

- Jak dokładnie się czujesz?

- Tak - odparł Harry, opierając się o mężczyznę i przyciskając do jego biodra swojego twardego penisa. - Czuję się, jakbym cię pieprzył. Pamiętam, jak cię pieprzyłem.

Brwi Snape'a powędrowały w górę.

- Mój Panie?

- Nie, to ja. Ja cię nie pieprzyłem, prawda? - Harry oparł policzek na piersi mężczyzny.

- Na czym skoncentrowałeś się tuż po tym, jak wypiłeś eliksir, Potter?

Policzki Gryfona zarumieniły się.

- Na tobie. Na twoich ustach, języku, na twoich dłoniach i...

- Wystarczy. - Snape odsunął Harry'ego od siebie. - Słyszysz mnie, Panie?

Mam wspomnienia chłopaka.

- Ma wspomnienia chłopaka - posłusznie powtórzył Harry i ponownie oparł się o mężczyznę. - Lubisz, kiedy cię mocno pieprzę, prawda?

- Oczywiście - odparł Snape, a następnie spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. - Nie... To znaczy, to oczywiste, że on ma twoje wspomnienia. A ty masz jego. Obaj zareagowaliście na miksturę, ale z powodu tego, że dzielicie jeden umysł, coś poszło nie tak, jak powinno. Po prostu usiądź, Potter.

- Nie - odparł Harry i przycisnął dłoń do krocza mężczyzny. Snape był na wpół twardy. - Chcę słyszeć twoje krzyki.

- Potter, nie mam najmniejszego zamiaru...

Harry złapał jego twarz w dłonie i przycisnął wargi do ust. Pamiętał, jak go całował. Musiał całować go setki, nie, tysiące razy. Lubił to. Snape nie odpowiedział i trzymał usta zaciśnięte, dopóki Harry nie przycisnął do nich swojego języka. I wtedy wszystko ożyło - usta i język Snape'a, a także jego dłonie, które zacisnęły się na ramionach Harry'ego i ześliznęły wzdłuż jego pleców.

- Jutro rano będziesz tego żałował, Potter - powiedział Snape, odsuwając się. Brzmiał na wyjątkowo zadowolonego.

- Mam to gdzieś. - Harry popchnął mężczyznę w stronę sypialni. - O ile mogę pieprzyć cię właśnie tu i teraz.

Pamiętał, jak pieprzył go tej nocy, kiedy Snape zabił Dumbledore'a. Był wtedy tak uradowany i szczęśliwy, że przerżnął go trzy razy pod rząd. Najpierw przy ścianie, kiedy wciąż mieli na sobie ubrania, następnie na podłodze w sypialni, gdzie wziął go od tyłu, i na końcu w swoim łóżku - leżał na Snapie, a on oplatał go ramionami i nogami.

- Potter? - Snape zdjął już swoje szaty i był w trakcie odpinania guzików koszuli. Byli w sypialni, tak samo zwyczajnej, jak reszta jego komnat.

- Tak? - odparł Harry i zabrał się za swoje ubranie. Nie czuł zdenerwowania, zresztą, jak mógłby? Pieprzył już Snape'a tyle razy... choć przemknęło mu przez myśl, że może jednak powinien.

Pamiętał, jak zrobili to po raz pierwszy, zaledwie kilka tygodni po tym, jak Severus przyszedł do niego i otrzymał swój znak. Był nerwowym, przestraszonym chłopcem, który dopiero co przeobraził się w mężczyznę, tak chętny, aby mu służyć, chociaż nie miał w tym żadnego doświadczenia. Tak niewinny w niektórych dziedzinach i tak mroczny oraz przerażający w innych. Nie spieszył się z nim wtedy. Wszystko robił powoli, aby mieć pewność, że jest mu dobrze, dzięki czemu zagwarantował sobie jego usługi już na stałe.

Kiedy obaj byli nadzy, Snape pociągnął go na łóżko. Skóra mężczyzny była blada, kończyny żylaste, a ciało kościste. Harry położył się na nim, a Snape rozsunął nogi. Członek mężczyzny był twardy i zaczerwieniony, chłopak owinął wokół niego palce, tak, jak robił to już wiele razy. Snape patrzył na niego ze zmrużonymi oczami i rozchylonymi wargami. Kącik jego ust drgał. Harry zmarszczył brwi i przysunął się bliżej, a czubek jego penisa otarł się o wejście Snape'a.

- O czym myślisz, Potter? - Mężczyzna sięgnął po różdżkę i rzucił szybkie zaklęcie. Nagle członek Harry'ego stał się śliski i wsunął się w Snape'a odrobinę.

- O tym, jak pieprzyłem cię tej nocy, kiedy powróciłem - odparł Harry i jęknął, kiedy jego penis wsunął się do środka w całości.

Harry pamiętał, jak rżnął Snape'a w tym nowym, nieznajomym ciele. Severus smakował strachem i błagał o wybaczenie, ale go nie otrzymał. Tamtej nocy po prostu go wziął, przeleciał, wykorzystał, a Snape błagał o więcej.

- Zdrajca - wyszeptał Harry i pochylił się nad mężczyzną, łapiąc go za uda tuż powyżej kolan i zmuszając, by otworzył się jeszcze bardziej. Wypychał biodra i wsuwał w niego pokrytego śliskim gorącem penisa. Opuścił głowę i przycisnął usta do gardła Snape'a, mokrego od potu i pragnienia. - To nasza mała gra, prawda, Severusie? Ciągle mnie zdradzasz, ale i tak nie potrafisz mi się oprzeć. Nie potrafisz oprzeć się mojemu penisowi. Nie potrafisz zaprzeczyć mojej potędze.

Snape wbił palce w plecy Harry'ego i przesunął je w dół. Harry wydał z siebie ostry syk i zaczął wchodzić w niego jeszcze mocniej, szybciej. Chciał ukarać Snape'a, pokazać mu, kto jest jego prawdziwym panem, nie dlatego, że był silniejszy czy potężniejszy od niego, lecz dlatego, że niezależnie od faktu, ile razy Snape by go zdradził, zawsze potem pragnął go jeszcze bardziej.

- Mój mały uciekinierze. Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Zawsze będę wewnątrz ciebie, nieważne, ile razy wbijesz mi nóż w plecy. - Harry wpił się zębami w delikatną skórę na szyi mężczyzny i wepchnął swojego penisa tak głęboko, jak potrafił.

A Snape przyjmował każde pchnięcie wyginając plecy w łuk i wypychając biodra w górę. Jego penis był uwięziony pomiędzy nimi. Harry słyszał, jak mężczyzna zgrzyta zębami i zaciska szczęki, aż w końcu przyciągnął go bliżej i z jeszcze większym entuzjazmem zaczął przyjmować jego pchnięcia. I Harry wiedział, że Snape tęsknił za tym... za nim... kiedy myślał, że nie żyje.

- Czułeś się zagubiony bez swojego Pana, prawda, Severusie? - Harry odchylił głowę i dzięki temu mógł patrzeć na mężczyznę z góry. Zwolnił pchnięcia do długich, powolnych ruchów i sięgnął po członek Snape'a. - Potrzebujesz mnie - wyszeptał wprost w jego usta. - Ale nie to cię męczy po nocach. Nie, tak naprawdę to gryzie cię świadomość, iż pragniesz, abym skalał twoją duszę.

Snape zacisnął powieki, a z gardła wydarł mu się zduszony jęk. Jego penis drgnął w dłoni Harry'ego i wystrzelił. Chłopak obciągnął go jeszcze kilka razy, a następnie zaczął wchodzić w ciało kochanka jeszcze mocniej i szybciej, a wiedząc, że Severus jest jego, że zawsze będzie jego, nieważne, co zrobi, poczuł spełnienie i doszedł głęboko wewnątrz Snape'a, ponownie naznaczając go całego.

Kiedy opadł na mężczyznę, lepił się od potu i czuł się wycieńczony.

- Potter? - Głos Snape'a był zachrypnięty.

Harry zamrugał, chcąc pozbyć się migających pod powiekami świateł i cieni i spróbował podnieść głowę, ale nie mógł się poruszyć. Chciał coś powiedzieć, lecz w swojej głowie słyszał zbyt wiele głosów, które go ogłuszały.

Mała Amy Benson krzyczała, aby przestał, pani Cole straszyła go izolatką, ojciec Hughes ostrzegł go, że jeżeli się nie wyspowiada, to pójdzie do piekła, Tiara Przydziału powiedziała mu, że jest prawdziwym Ślizgonem, Morfin nazwał go mugolem, jego plugawy ojciec błagał o litość, Slughorn opowiadał mu o horkruksach, a...

W głowie Harry'ego były tysiące głosów, którym towarzyszyły obrazy i uczucia nienależące do niego. Zawierały tyle nienawiści i strachu, że zmroziło go to do szpiku kości, tyle tęsknoty i pragnienia, że jego wnętrzności roztapiały się i tyle poczucia triumfu, że spalało go to do cna.

- Potter? Słyszysz mnie? - Głos Snape'a dobiegał do niego z oddali, jakby mówił z odległości kilku kilometrów.

Coś mokrego i zimnego dotknęło jego czoła, a po skroniach spłynęły mu drobne kropelki. Harry nadal nie mógł się poruszyć, nie mógł nawet otworzyć oczu. Były zlepione obrazami Hogwartu, bazyliszka, sklepu Borgina & Burkesa oraz miejscami, których nie znał.

- Nawet, jeżeli mam antidotum, nie mógłbym ci go dać, Potter. Nie można przewidzieć, jak ty albo Czarny Pan zareagowalibyście na niego w tym stanie. Eliksir Pamięci działa zwykle przez dwie do trzech godzin. Musisz po prostu to przetrzymać.

Te słowa nie miały zbytniego sensu w połączeniu z obrazami mordów, tortur, furii i pogardy. Harry był pewien jedynie tego, że jego głowa zaraz eksploduje, ponieważ nie było żadnego sposobu, aby mógł przetrzymać tyle różnych wspomnień, miejsc, ludzi, klątw, odczuć i zapachów.

W końcu udało mu się rozpoznać czyjąś twarz. Oblicze ojca tuż przed tym, nim Harry zabił go w korytarzu ich domu w Dolinie Godryka. Jego matka była następna, nie chciała zejść mu z drogi, więc zabił także i ją. Poczuł ciepło i satysfakcję.

Gdy to wszystko odpłynęło, Harry wreszcie odzyskał głos. Krzyczał.

***

Kiedy się obudził, zobaczył przytłumione światło pojedynczej świecy płonącej na stoliku nocnym. Obok niego ktoś spał i dopiero po chwili zorientował się, że to Snape. Mężczyzna leżał na kołdrze, a Harry był otulony ciężkim kocem.

Tak, to byłoby naprawdę dziwne, gdyby Snape wśliznął się pod przykrycie razem z nim po tym, jak Harry go zerżnął...

Wspomnienia wróciły do niego z przyprawiającą o zawrót głowy szybkością. Harry wszystko pamiętał. Wszystko to, czego doświadczył, co uwolnił, albo co przeżywał na nowo..

- Tom? - wyszeptał niepewny, co stało się z Voldemortem. Nie otrzymał odpowiedzi. Ulżyło mu, ale jednocześnie poczuł się zaniepokojony. - Tom? Odezwij się.

Nie teraz, Harry.

Chłopak odetchnął. Voldemort nadał był bezpieczny w jego umyśle.

- Co się stało? Widziałem... byłem... byłem tobą, Tom.

A ja byłem tobą! - Voldemort brzmiał na rozgniewanego. - Widziałem dokładnie każde twoje wspomnienie, do których oglądania mnie zmusiłeś.

- To nie ja... ale przecież już wcześniej je widziałeś. Dlaczego to takie straszne?

Ponieważ wtedy to były tylko wspomnienia. A teraz ja... teraz były prawdziwe.

- Na Merlina. - Harry pamiętał, jak zabił swoich rodziców. Podciągnął koc wyżej. - Byłem tobą. Czułem wszystko to, co ty. Czy...

Nie chcę o tym teraz rozmawiać!

- Ty też, prawda? - wyszeptał Harry. - Byłeś mną.

Nie otrzymał odpowiedzi i zaniepokoił się. Voldemort nie mógł go tak po prostu ignorować, nie po tym, co się wydarzyło. Harry miał wiele pytań i chciał poznać na nie odpowiedzi.

- Tom? - Wyciągnął rękę, ale nie było tam Voldemorta. Znalazł tylko kościste ramię w znoszonej, nocnej koszuli. - Tom! Odezwij się do mnie, do diabła!

- Potter, przestań się miotać. - Snape podniósł się i spojrzał na niego.

- Ee... - Harry nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć Snape'owi po tym, jak trzymał penisa w jego tyłku.

Mężczyzna westchnął.

- Jak się czujesz?

- Zmęczony. Skołowany. Tom nie odzywa się do mnie. Myślę, że jest zły.

- Och, a więc teraz to jest dla ciebie Tom, tak? - Snape nieco bardziej się wyprostował i skrzyżował ramiona na piersi.

- Tak go nazywam. Nienawidzi tego. - Harry spojrzał na mężczyznę szeroko otwartymi oczami. - Co się wydarzyło, profesorze?

- Zaciągnąłeś mnie do łóżka i wypieprzyłeś - odparł szyderczo Snape. - Wbrew moim ostrzeżeniom, że będziesz tego żałował, jeżeli mogę dodać,

- Nie o to mi chodzi. - Harry wiedział, że pieprzył Snape'a. I nie żałował tego w ogóle, ponieważ wtedy czuł, że to jest takie naturalne i znajome. Oczywiście, nie miał zamiaru powiedzieć o tym Snape'owi.

Mężczyzna potarł grzbiet swojego nosa. Wyglądał na zmęczonego i Harry podejrzewał, że przez całą noc nie mógł przez niego zasnąć. Nie miał pojęcia, która jest godzina.

- Ten eliksir służy do poprawiania pamięci i koncentracji przez krótki okres czasu, zazwyczaj nie większy, niż trzy godziny. Jednakże w twoim przypadku mikstura napotkała na nie jeden, a dwa zestawy wspomnień. I pomogła ci dotrzeć do jednego z nich. Tyle, że nie twojego. Eliksir wykonał jedynie swoje zadanie.

- Pamiętałem wszystko z jego życia - powiedział Harry. Czuł mdłości. - Pamiętałem, jak cię pieprzyłem, jak zabiłem swoich rodziców, jak próbowałem zabić siebie. I podobało mi się to. - Jego żołądek wywrócił się. Harry wychylił się za łóżko i zwymiotował.

- Tak, właśnie tego mi brakowało. Harry'ego Pottera rzygającego na moją podłogę. - Materac ugiął się, kiedy mężczyzna wstał.

Harry jęknął. Czuł taki ból w gardle, jak gdyby połknął kwas. Bałagan sprzed jego oczu zniknął, a w polu widzenia pojawiła się szklanka wody.

- Pij. A potem się wynoś. - Snape rozciągnął się na drugiej połowie łóżka, ale jego szara nocna koszula nie była aż tak stylowa, jak noszone zwykłe szaty, więc zamiast zafalować, przylgnęła tylko do jego wychudzonych nóg.

- Która godzina? - Harry wziął mały łyczek wody i spróbował usiąść.

- Szósta.

- Szósta rano? - Harry poderwał się, wylewając połowę zawartości szklanki na pościel.

- Nie, szósta wieczorem, dokładnie rok po twoim małym wypadku z Eliksirem Pamięci. Przez cały ten czas pozwoliłem ci gnić w moim łóżku. - Snape machnął różdżką i Harry poczuł powiew magii, który wysuszył mokrą pościel. - Czy ty w ogóle nie potrafisz nad sobą panować, Potter?

- Niezbyt dobrze się czuję. - Chłopak odstawił szklankę na stolik i z zaskoczeniem znalazł tam swoje okulary. Założył je, a następnie poruszając się powoli i z namysłem, zaczął wstawać z łóżka. Wszystko go bolało. Dokuczał mu każdy możliwy mięsień.

- Doświadczyłeś pewnego rodzaju uszczerbku - powiedział Snape. Skrzyżował ramiona na piersi, ale nawet to nie sprawiło, że wyglądał jak człowiek, którego Harry znał przez sześć lat. Obawiał się, że po tym, jak go zerżnął, już nigdy nie będzie w stanie spojrzeć na mężczyznę w ten sam sposób co kiedyś.

- Wszystko mnie boli - wyszeptał chłopak. Trzymał się jednej z kolumienek łóżka, dopóki nie udało mu się położyć stóp na zimnej podłodze.

- Nie mogę dać ci żadnego eliksiru przeciwbólowego, to zbyt wielkie ryzyko. Merlin wie, co mogłoby stać się po nim wam obu.

- A ja myślałem, że z chęcią popatrzyłbyś na moje cierpienia.

- Na wypadek, gdybyś zapomniał, Potter, złożyłem przysięgę, że cię nie skrzywdzę. Teraz, kiedy wiem, że niektóre mikstury działają na ciebie w dziwny sposób, nie podejmę więcej takiego ryzyka, ponieważ na szali leży moje własne życie.

Harry prychnął.

- Taa, zawsze chodzi tylko o twoje życie, prawda? Byłeś diabelnie chętny do złożenia tej przysięgi.

Snape wyglądał na rozwścieczonego.

- Już od wielu tygodni żyjesz z Czarnym Panem uwięzionym w twoim umyśle. Ostatniej nocy, kiedy mnie pieprzyłeś, mówiłeś i zachowywałeś się zupełnie jak on i masz czelność kwestionować moje motywy? Jakoś nie widzę, żebyś robił wszystko, co w twojej mocy, aby pozbyć się go raz na zawsze!

- Ja nic nie mogę zrobić! On jest ze mną przez cały cholerny czas! Zabije moich przyjaciół, jeżeli spróbuję czegokolwiek, jeżeli chociażby pomyślę o czymkolwiek, nie rozumiesz tego? - Z jakiegoś powodu niezwykle ważne było, żeby Snape go zrozumiał. Był jedyną osobą, która wiedziała, przez co Harry przechodzi.

- Rozumiem to lepiej, niż ci się wydaje, Potter, i właśnie dlatego chciałbym móc podziękować ci, że nie kwestionujesz moich motywów. A teraz wynoś się! - Po tych słowach Snape wymaszerował z pokoju.

Harry znalazł swoje ubrania na krześle stojącym obok drzwi. Podszedł do niego chwiejnym krokiem i musiał przytrzymać się ściany, aby zachować równowagę. Zdołał się ubrać, chociaż zajęło mu to prawie dziesięć minut. Nawet nie próbował zasznurować butów, więc tylko wsunął je na stopy. Jego palce były zbyt sztywne.

Przejście przez salon zajęło mu kolejną minutę. Snape czekał na niego przy drzwiach. Był zniecierpliwiony.

Kiedy Harry wyszedł już z gabinetu, odwrócił się, aby spojrzeć na mężczyznę.

- Nie żałuję tego - powiedział, dokładnie śledząc wyraz jego twarzy. Pozostała niewzruszona. - Nie żałuję tego, że cię pieprzyłem. To było... w porządku.

Snape zatrzasnął mu drzwi przed nosem.

***

Droga powrotna do wieży Gryffindoru była długa i bolesna i kiedy Harry w końcu wszedł do dormitorium, jego koledzy byli już na nogach.

- Harry! - Neville momentalnie znalazł się przy nim. - Dobrze się czujesz? Wyglądasz okropnie.

- Jestem trochę chory - odparł chłopak. Miał problemy z oddychaniem i nawet jeśli by się do tego nie przyznał, był wdzięczny Neville'owi za to, że wziął go pod ramię i pomógł mu dojść do łóżka.

Ron, ciągle w piżamie, stał w drzwiach do łazienki i przyglądał mu się. Wyglądał na rozdartego pomiędzy kontynuowaniem porannej toalety a martwieniem się o stan zdrowia swojego najlepszego przyjaciela.

- Snape cię otruł? - zapytał z wahaniem w głosie, tak jakby chciał zażartować, ale zapomniał puenty.

Harry potrząsnął głowa i zdjął buty. Nawet to go bolało.

- Nie. To tylko grypa.

- Może powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego - zaproponował Ron, podchodząc kilka kroków bliżej do łóżka przyjaciela.

- Już tam byłem - odparł Harry. To było całkiem dobre kłamstwo, Skoro nie miał ochoty tłumaczyć się jak i dlaczego doszło do tego, że spędził noc w kwaterach Snape'a, kłamstwo to okazało się całkiem niezłe. - Pomfrey powiedziała, że muszę odpocząć w łóżku.

- W porządku. - Ron odwrócił się i sięgnął po szaty. - Chcesz, żebym przyniósł ci śniadanie?

- Nie, dzięki. Muszę się po prostu trochę przespać. - Nie przejmował się rozbieraniem, tylko wśliznął pod przykrycie. - Jestem naprawdę zmęczony.

- Później do ciebie wpadniemy - powiedział Neville.

Harry nie odpowiedział. Zamknął oczy i zasnął w ciągu kilku sekund.

Część 10

Harry obudził się w południe. Większość bólu opuściła już jego ciało, ale głowę nadal miał ciężką a umysł ospały. Na szafce nocnej stał talerz zupy i szklanka soku dyniowego. Prawdopodobnie Neville lub Ron zostawili je tu po obiedzie. Zignorował zupę, ale wypił sok. Położył się z powrotem na poduszce i zapatrzył w sklepienie. Nie chciało mu się wstawać. Nie chciało mu się robić zupełnie nic. Może jedynie jeszcze trochę pospać. To była bardzo miła perspektywa. Dormitorium było ciche i opustoszałe. Tak samo jak jego umysł.

-Tom? - Żadnej odpowiedzi. Co ten przeklęty drań zamierzał? - Nie możesz mnie tak po prostu ignorować - powiedział Harry, chociaż doskonale wiedział, że niewiele mógł zrobić, aby zmusić Voldemorta do rozmowy. - Ja także nie jestem szczęśliwy z tego powodu, wiesz? Bycie tobą przez całą noc nie było niczym przyjemnym.

Zabawne. Zamierzałem powiedzieć dokładnie to samo.

Harry uśmiechnął się, pomimo ostrych jak lód rozbłysków wspomnień.

- Teraz to ty melodramatyzujesz. Co było takiego strasznego w byciu mną?

Po pierwsze, chciałbym dowiedzieć się, dlaczego twoi mugolscy krewni wciąż chodzą żywi po tym, w jaki sposób cię traktowali. Jak możesz żyć ze świadomością, że nigdy nie odwdzięczyłeś im się niczym więcej, niż prztyczkiem w nos za to, co ci zrobili?

Harry zamrugał. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał.

- Szczerze? Oni mnie w ogóle nie obchodzą. To prawda, że byli bandą drani, ale...

Trzymali cię zamkniętego w komórce przez większą część twojego dzieciństwa! Głodzili cię! Czy masz jakiekolwiek pojęcie, jakie to uczucie... - Voldemort urwał nagle i Harry poczuł w zamian rozbłysk bólu w swojej bliźnie.

- A więc o to chodzi? - zapytał. Był zbyt zaskoczony, aby się złościć. - Już wcześniej wiedziałeś, co mnie spotkało, ale do tej pory nie miałeś pojęcia, jakie to uczucie, i teraz ty...

Nie bądź śmieszny. Miałbym pozwolić sobie na to, aby coś tak pospolitego i trywialnego jak emocje wzięły nade mną górę?!

- O nie, teraz nie możesz się wycofać. - Harry usiadł na łóżku, czując się tak, jakby był o krok od złapania znicza. - Byłeś mną i odczuwałeś rzeczy, których prawdopodobnie nigdy wcześniej nie czułeś, mam rację?

Wydaje ci się, chłopcze.

- Nie, nie wydaję mi się. A więc jak podobała ci się strata ojca chrzestnego? Boli jak cholera, prawda? A jak czułeś się przywiązany do nagrobka, gdy twój największy wróg powrócił do życia na twoich oczach? Założę się, że podobało ci się bycie śmiertelnie przerażonym. A jak było, kiedy zobaczyłeś dziewczynę, którą kochałeś, obmacującą się z innym chłopakiem? Mam nadzieję, że złamane serce podziałało na ciebie.

Jego bliznę przeszył ostry ból i popłynął falą przez umysł, zmuszając Harry'ego do wycofania się i zaciśnięcia powiek. Ale wiedział, że miał rację. Zaczął się śmiać, pomimo bólu. W końcu udało mu się złapać oddech i powiedzieć:

- Witaj wśród rasy ludzkiej, Tom

Kolejne uderzenie bólu było jedyną odpowiedzią, ale Harry w ogóle się tym nie przejął. Śmiał się i śmiał, tak długo, aż w końcu, wykończony, zasnął.

***

Harry uznał, że posiadanie wspomnień, które nie należały do niego, było bardzo dziwnym uczuciem. Nie polegało to na tym, że te nowe wspomnienia prześladowały go w każdej minucie i były one schowane gdzieś w podświadomości, tak, jak jego własne. Ale za każdym razem, kiedy próbował teraz przywołać jakieś konkretne, było ono skażone.

Myślał o nocy, w której zginęli jego rodzice - wspomnienie, które odżywało za każdym razem, kiedy spotykał się z dementorem, i poza słyszeniem krzyku i błagania o litość swojej matki, czuł także wyniosłość Voldemorta i jego radość ze zwycięstwa. Te nowe uczucia i obrazy były śliskie i bolesne, tak, jakby na wspomnienia, które cenił najbardziej, został wylany wrzący olej.

Nadszedł wieczór, a Harry nadal nie chciał wstać. Myśl o tym, aby wyjść na zewnątrz, tam, gdzie wszystko mogło nacisnąć spust wspomnień, które nie należały do niego, była zbyt przerażająca. Obawiał się tego, co może poczuć, kiedy ponownie zobaczy swoich przyjaciół. A co, jeżeli spojrzy na Ginny i nie poczuje niczego poza pogardą?

Mamy umowę, Harry. Oczekuję, że jej dotrzymasz.

- Hmm?

Miałeś przestać marudzić o tej dziewczynie, pamiętasz?

Chłopak ukrył twarz w dłoniach.

- Ja nie... To wszystko przez twoje cholerne wspomnienia. Nie jestem zachwycony wiedzą, jak to jest być tobą.

To uczucie jest odwzajemnione.

- Nie da rady tego cofnąć. Musi być coś, co możemy zrobić.

I zaryzykować Merlin wie co? Nie wiadomo, jak zareagujemy na eliksiry albo zaklęcia.

Voldemort miał rację, co nie znaczyło, że Harry'emu musiało się to podobać. Opadł z powrotem na łóżko, patrząc w górę.

- Byłem tobą już wcześniej, wiedziałeś?

Opowiedz.

- Tak, kiedy byłeś w tym wężu, który zaatakował pana Weasleya i wtedy, kiedy rozmawiałeś z Rookwoodem, tuż zanim ukarałeś Avery'ego. Ale to wszystko mi się śniło, tak, jakby to było bardziej podobne do przebywania wewnątrz myślodsiewni. Nie odczuwałem niczego.

Na tym właśnie polega opętanie, Harry. Nie możesz niczego czuć, bo w przeciwnym wypadku mógłbyś oszaleć.

Chłopak uśmiechnął się.

- A więc staniemy się teraz szaleńcami?

Patrząc na to, że przez cały dzień leżysz w łóżku w ubraniu, niewiele ci już brakuje.

- Tak - Harry zgodził się całkiem radośnie. Jeżeli rozmawiali o takich dziwacznych rzeczach, nie musiał myśleć o wszystkim tym, co czaiło się wewnątrz niego. - A ty byłeś nienormalny od samego początku. Nie możesz już bardziej oszaleć.

Uważaj na język.

- Dobrze. - Musiał się rozproszyć. Musiał robić rzeczy, które pomogłyby mu uniknąć tych wszystkich okropnych obrazów i uczyć. - Masz ochotę na obciąganko?

Nie teraz.

Harry westchnął. Może powinien sam sobie obciągnąć. W czasie masturbacji nie będzie myślał o śmierci swoich rodziców. W najgorszym wypadku pomyśli o Snapie, ale to nie koniec świata.

O tak, mój mały horkruks nie jest już prawiczkiem.

- Nie mogę uwierzyć, że straciłem dziewictwo ze Snape'em - wymamrotał Harry. To była nieco nieprzyjemna myśl.

Podobało ci się. Nie ma potrzeby zaprzeczać.

- Nie było tak źle - odparł. Zmierzwił swoje włosy i przygryzł wargę. - To po prostu dziwne, ponieważ to był Snape. Zanim postanowiłeś wprowadzić się do mojej głowy, nigdy nawet nie myślałem o facetach, a już szczególnie o tym tłustowłosym draniu.

Mogłeś trafić gorzej niż na Severusa.

Harry wzdrygnął się. Zważywszy na to, że regularnie pozwalał Voldemortowi sobie obciągać, naprawdę już nie wiedział, co definiować jako "gorzej".

- Ale i tak nie mogę uwierzyć, że Snape mi na to pozwolił. Przecież mnie nienawidzi.

Severus lubi być pieprzony, a ty jesteś pociągającym młodzieńcem. To, czy cię nienawidzi, czy nie, naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Za bardzo skupiasz się na emocjach. To był tylko seks.

- Skoro tak mówisz - zachichotał Harry. - I wciąż nie mogę uwierzyć, że dajesz mi rady na temat mojego życia intymnego. Czarni Panowie chyba nie powinni robić czegoś takiego.

Czarni Panowie nie powinni także oglądać mugolskich filmów ze swoimi wrogami.

Harry roześmiał się i pomiędzy jednym parsknięciem a drugim zrozumiał, że Voldemort prawdopodobnie potrzebuje chwili oddechu tak samo, jak on. Wygłupianie się było na to dobrym sposobem. A śmianie się z kiepskich żartów jeszcze lepszym.

- Tak, albo jeść w McDonaldzie. - Chłopak zaczął śmiać się jeszcze bardziej, a Voldemort razem z nim. To sprawiło, że Harry poczuł ciepło wewnątrz siebie, tak, jakby leżał tuż przy ogniu. - Dlaczego to takie przyjemne uczucie? Twój śmiech, oczywiście.

Ja się nie śmieję.

Harry przewrócił oczami.

- W porządku. Chichoczesz.

Nie mam pojęcia. Czy wolałbyś w zamian klątwę Cruciatus?

- Nie - prychnął. - Hej, a czy ty kiedykolwiek rechotałeś?

Nie mogę powiedzieć, abym kiedykolwiek się o to pokusił.

- Powinieneś. Założę się, że brzmiałoby to bardzo zabawnie.

I ty zastanawiałeś się, czy oszalejesz? Myślę, że już dawno to zrobiłeś.

- Cóż - odparł z uśmiechem Harry - jeżeli tak wygląda szaleństwo, to nie jest takie złe.

Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszli Ron i Neville. Chłopak wziął głęboki oddech, aby się opanować.

- Przyniosłem ci trochę placka z melasy. - Ron położył go na szafce nocnej, obok nietkniętej zupy.

- Tak, powinieneś coś zjeść, Harry - dodał Neville.

- Dzięki, ale naprawdę nie jestem teraz głodny. Myślę, że spróbuję przespać się jeszcze trochę.

Neville rzucił Ronowi zaniepokojone spojrzenie, ale Harry zignorował ich i przewrócił się na bok, tyłem do przyjaciół.

***

Harry pozostał w łóżku także następnego dnia. Wciąż nie zmienił ubrania i wstał tylko po to, aby skorzystać z toalety i tylko dlatego, że zmusił go do tego Voldemort. Chłopakowi wystarczyłoby załatwienie się do pustej szklanki, ale Voldemort stwierdził, że to byłoby barbarzyńskie i mniej więcej wykopał go z łóżka.

Ron przyniósł mu po śniadaniu herbatę i tosty, a po obiedzie kilka babeczek, ale Harry nie miał ochoty na rozmowę, wiec zignorował ofiarność przyjaciela. W porze kolacji drzwi otworzyły się nagle z trzaskiem i do środka wpadł Snape. Harry, który akurat drzemał, natychmiast się zerwał i wbił w niego spojrzenie.

- Potter, lenisz się przez cały dzień?

- Harry - wydyszał Ron, pojawiając się za Snape'em. - Przepraszamy. Podsłuchał nas w Wielkiej Sali i pomaszerował prosto do wieży Gryffindoru.

- Nie mogliśmy go powstrzymać - dodał Neville, ukryty bezpiecznie za plecami Rona.

Snape odwrócił się do nich.

- Wynocha.

Ron prychnął i skrzyżował ręce na piersi.

- Nie możesz wyrzucić nas z własnego dormitorium!

- Nie? - Snape wyciągnął różdżkę i chwilę później coś wypchnęło Rona i Neville'a z powrotem na korytarz, a drzwi zatrzasnęły się, rozbłyskując zaklęciem blokującym.

- A teraz, Potter... - powiedział Snape, obracając się z powrotem do Harry'ego, nadal trzymając różdżkę w dłoni. - Opuściłeś dwa dni zajęć. Raczysz to wyjaśnić?

- Grypa - wymamrotał Harry.

- Nie masz grypy, Potter. Może spróbujesz jeszcze raz? - Snape podszedł kilka kroków bliżej do łóżka. I nawet pomimo tego, że chłopak widział go nagiego i pokrytego spermą, nadal wyglądał cholernie przerażająco, kiedy tak na niego patrzył.

Harry wzruszył ramionami.

- Nie czułem się zbyt dobrze.

- Nie czułeś się zbyt dobrze wczorajszego dnia, dlatego pozwoliłem ci trochę odpocząć i nie poinformowałem dyrektorki o twojej nieobecności. Jednakże dzisiaj wyglądasz na całkiem zdrowego.

Gdzie się podziewał Voldemort, kiedy chłopak go potrzebował?

Powiedz coś!

- Mój mały horkruks ma depresję, Severusie - oznajmił Voldemort.

Harry jęknął.

- Nie mam depresji. Jestem po prostu... zmęczony.

- Och - zakpił Snape. - Nie potrafisz uporać się z kilkoma wspomnieniami Czarnego Pana? Czyżbyś był zbyt słaby, aby uporać się z tym i żyć dalej?

- Zobaczyłem siebie, jak zabijałem swoich rodziców i cieszyłem się z tego! - krzyknął Harry, zrywając się na kolana. - A ty oczekujesz ode mnie, że tak po prostu się z tym pogodzę?!

- Tak, dokładnie tego od ciebie oczekuję. - Snape złapał Harry'ego za szatę na karku i ściągnął go z łóżka. Chłopak uderzył tyłkiem o podłogę i zaskamlał. - Być może nadal oczekujesz specjalnego traktowania, taki bohater jak ty, ale nie pozwolę ci marnować całych dni na użalanie się nad sobą, nurzając się we własnym brudzie.

Snape pociągnął Harry'ego przez dormitorium wprost do łazienki.

- Nie możesz tego zrobić! - Harry próbował się podnieść, ale mężczyzna był silniejszy i szybszy. - Mam... Jestem Czarnym Panem!

- Jeżeli Czarnemu Panu nie podobałyby się moje działania, jestem pewien, że poinformowałby mnie o tym, Potter. - Snape wepchnął go do łazienki i Harry zatrzymał się z poślizgiem w jednej z kabin prysznicowych.

Złapał się ściany, aby utrzymać równowagę.

- To nie twoja sprawa, Snape!

- Teraz to jest także moja sprawa. - Mężczyzna machnął różdżką i ubranie Harry'ego zniknęło. Po kolejnym machnięciu spłynęła na niego lodowato zimna woda.

- A teraz się umyj. Cuchniesz.

Szczękając zębami, Harry odkręcił kurek z gorącą wodą i sięgnął po szampon.

- To wszystko przez ciebie - powiedział, namydlając włosy. - Mogłeś go powstrzymać. Jesteś jego... Nie wiem... Mistrzem, albo czymś takim.

Uważam, że Severus ma rację. Zacząłeś cuchnąć.

Nie odrywając wzroku od Snape'a, Harry nawilżył mydłem swoją klatkę piersiową i podbrzusze.

- Ciekawy widok?

- Owszem - Snape oparł się o framugę drzwi, aby było mu wygodniej.

- Pieprzyłem cię - powiedział Harry. Przesunął pokrytą mydłem dłonią wzdłuż swojego członka i z powrotem. - To byłem ja. Nie Voldemort.

- I? - Snape uniósł jedną brew.

- Podobało ci się to.

Mężczyzna wzruszył niedbale ramionami.

- Tak samo, jak tobie. Jesteś pełnoletni, Potter. Nie ma żadnych przepisów zabraniających takich relacji pomiędzy nauczycielem a pełnoletnim uczniem, jeżeli to cię martwi.

- Nie martwi. - Harry sięgnął poza kabinę prysznicową i wziął z półki szczoteczkę i pastę. - Ale ty mnie nienawidzisz - powiedział i zaczął szczotkować zęby.

- Istotnie. - Snape uśmiechnął się kpiąco.

Harry, powiedziałem ci, że to nie ma dla Severusa znaczenia. Zapomnij o tym, na Melina.

Harry podsunął twarz pod natrysk i wypłukał usta. To wydawało się dziwne, że pieprzenie Snape'a wcale nie było takie dziwne. Pieprzenie Snape było świetnym sposobem na odstresowanie się, a Harry nadal potrzebował dobrego rozluźnienia.

Zakręcił kurek i poczłapał w stronę mężczyzny, dobrze wiedząc, że był nagi i spływała po nim woda.

- Po prostu zastanawiałem się, czy nie chciałbyś zrobić tego ponownie? - powiedział, patrząc na niego z dołu. Oblizał wargi. Snape spoglądał na niego z góry zmrużonymi, czarnymi oczami, a to poruszyło coś wewnątrz Harry'ego i sprawiło, że jego penis zadrżał.

- Tutaj, panie Potter?

- Jasne. - Harry przysunął się bliżej, aż poczuł jak szaty Snape'a ocierają się o jego nagą skórę.

Harry, pocałuj go teraz.

To nie była zła rada, uznał Harry, i po prostu to zrobił. Snape odpowiedział natychmiast, rozchylając wargi. Jego język spotkał się z językiem Harry'ego. Trochę dziwnie było całować go teraz, kiedy nie był pod wpływem kierujących nim wspomnień Voldemorta, ale Snape nie był wcale kiepski w całowaniu. Był ostry i namiętny i Harry przywarł do niego mocniej, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek.

Snape owinął ramię wokół chłopaka i zaczął kierować go w stronę dormitorium. Harry jęknął, kiedy twardość Snape'a przycisnęła się do jego obnażonego penisa. Poczuł, jak mężczyzna uśmiecha się. Harry objął go ramionami i złapał obiema dłońmi za pośladki. Za te pośladki. Pieprzył je i miał zamiar zrobić to ponownie.

Kiedy dotarli do łóżka, Harry oderwał głowę, aby zaczerpnąć powietrza.

- Drzwi?

- Zamknięte - odparł Snape i musnął wargami szyję Harry'ego. - Wątpię, by którykolwiek Gryfon potrafił złamać zaklęcie. Może z wyjątkiem...

Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadli Ron i Hermiona, a za nimi Neville, Dean i Seamus.

- ...panny Granger - dokończył z westchnieniem Snape.

- Zabieraj od niego łapy, zboczeńcu! - krzyknął Ron, celując różdżka w Mistrza Eliksirów, który odsunął się od Harry'ego. - Nie martw się, Harry. Nie pozwolimy mu cię skrzywdzić. Powiemy o wszystkim McGonagall i Snape wyląduje w Azkabanie, czyli tam, gdzie jego miejsce!

- Ron - powiedziała Hermiona, opuszczając różdżkę. - Nie sadzę, aby Snape go do tego zmuszał.

Harry pragnął umrzeć. Naprawdę, zdecydowanie pragnął, aby jego życie zakończyło się właśnie tutaj, właśnie w tej chwili.

Spokojnie, to byłoby trochę zbyt pospieszne.

Ronowi opadła szczęka, a stojący za nim Neville stał się czerwony jak piwonia. A Harry spojrzał w dół na swoje ciało, na swoje całkowicie nagie ciało, i zauważył swego sterczącego penisa. A później spojrzał na Snape'a, który przyglądał się jego przyjaciołom. Wyglądało na to, że Ron zmobilizował połowę domu, ponieważ za nim pojawiało się coraz więcej i więcej osób.

- Ale... - Ron spojrzał na Harry'ego z desperacją.

- Ee... - powiedział Harry. - Wolałbym to zrobić bez publiczności, jeżeli nie masz nic przeciwko.

Snape parsknął, a Voldemort śmiał się tak głośno, że Harry'emu kręciło się w głowie.

- Ubierz się, Potter. Idziemy na spotkanie z dyrektorką, aby poinformować ją o naszej intymnej relacji - powiedział Snape, odwracając się i składając mocny pocałunek na wargach Harry'ego.

- On nie może... Musiał być... Zaklęcie Imperius... Ten drań rzucił na niego urok! - wykrzyczał Ron. Hermiona i Neville złapali go za ramiona i pociągnęli przez niewielki tłum, a później na korytarz.

***

- Wejść.

Snape popchnął ciężkie drzwi prowadzące do gabinetu McGonagall i wprowadził Harry'ego do środka. Chłopak wciąż nie był pewien, co tutaj robią, ale kiedy wcześniej o to zapytał, Snape po prostu go zignorował i kazał mu iść dalej.

- Severusie, Harry. Co mogę dla was zrobić? - zapytała McGonagall, siedząc za biurkiem, które kiedyś należało do Dumbledore'a.

- Pani dyrektor. - Snape pochylił głowę i pociągnął Harry'ego w głąb pomieszczenia. - Potter i ja chcieliśmy coś ogłosić.

- Tak? - McGonagall przechyliła głowę. - Czy to ma coś wspólnego z dodatkowymi lekcjami, które udzielasz Harry'emu?

- Niezupełnie. Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jeżeli usłyszysz to od nas, zamiast wysłuchiwać plotek. - Snape pociągnął Harry'ego za ramię i przyciągnął go do siebie tak blisko, że chłopak stał tuż przy jego boku.

- No więc? Wyduście to z siebie.

Snape ponownie pochylił głowę.

- Potter i ja jesteśmy w związku.

McGonagall zamrugała.

- Że co proszę?

- W miłosnym związku - dodał Snape całkowicie opanowanym głosem. Harry wbijał wzrok w podłogę i czuł, jak jego policzki płoną.

- Czy wyście już całkiem oszaleli? - McGonagall podniosła się z krzesła, opierając się obiema rękami o blat biurka.

- Zdecydowanie nie - powiedział Snape. - Wiesz, że nie ma żadnych reguł zabraniających takiego związku pomiędzy nauczycielem i pełnoletnim uczniem.

- Dobrze znam szkolne reguły, Severusie. Ale wy nie możecie mówić tego poważnie. - McGonagall rozpaczliwie wskazała na nich obu. - Nie znosicie się.

- Przezwyciężyliśmy dzielące nas różnice i odkryliśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego - odpowiedział gładko Snape.

- Co wy możecie mieć ze sobą wspólnego? - Głos McGonagall stawał się coraz wyższy i wyższy.

- Voldemorta - odparł Harry, po raz pierwszy spoglądając na dyrektorkę. Jej oczy rozszerzyły się.

Harry! Uważaj, co mówisz!

- Rozmawiamy o Voldemorcie. To znaczy... On zrujnował życie nam obu, prawda? To właśnie mamy ze sobą wspólnego. - Harry zerknął na Snape'a, zastanawiając się, czy to wystarczy, aby przekonać McGonagall. Nie był wcale pewien. - A, tak - dodał. - Seks też jest świetny.

Dyrektorka natychmiast usiadła.

- Tyle wystarczy, panie Potter.

- Przepraszam - wymamrotał Harry, chociaż wcale nie było mu przykro. Chichot Voldemorta potęgował jego własną przyjemność, kiedy widział tak zdenerwowaną McGonagall.

- Cóż... - Dyrektorka złożyła dłonie. - Wiem, że nie mogę zabronić tego związku, ale chciałabym, żebyście ponownie to rozważyli. Czy macie jakiekolwiek pojęcie o tym, jak na coś takiego mogą zareagować uczniowie? Albo kadra? Albo Ministerstwo?

- Ministerstwo nie może nic zrobić - odparł Snape. - Obaj jesteśmy dorosłymi czarodziejami, którzy weszli w ten związek z własnej woli. Dopóki nie postanowią nagle zakazać homoseksualizmu, to nie jest ich sprawa.

- Ale co ja mam powiedzieć kadrze, Severusie? Jak mam wyjaśnić uczniom, że ich nauczyciel jest w... związku z chłopcem dwa razy od siebie młodszym?

- Jeżeli chcesz, abym zrezygnował, uczynię to - powiedział Snape.

Harry'emu nie spodobał się ten pomysł. Snape, jako jedyny w Hogwarcie, znał prawdę o nim.

- Oczywiście, że nie chcę! Miałam już wystarczająco duży kłopot, aby za pierwszym razem znaleźć Mistrza Eliksirów. Nie jestem z tego zadowolona, ale doskonale wiem, że decyzja nie należy do mnie. Jednakże chciałabym cię prosić, Severusie, abyś ograniczył przejawy uczuć do swoich prywatnych komnat.

- Oczywiście, pani dyrektor.

- Potter, jeżeli twoje oceny od tego ucierpią, wtedy będę zmuszona wkroczyć i zakończyć ten... ten przejaw szaleństwa.

- Nie ucierpią, pani profesor - powiedział Harry. - Przyrzekam.

- Możecie odejść!

Snape pociągnął Harry'ego do drzwi. Kiedy mijali portret Dumbledore'a, ten mrugnął do nich porozumiewawczo. Harry natychmiast spuścił wzrok i pozwolił mężczyźnie wyprowadzić się z gabinetu.

- I co teraz? - zapytał, kiedy zatrzymali się w wyludnionym korytarzu. - Jesteś teraz moim chłopakiem, czy coś takiego?

- Nie bądź niedorzeczny, Potter - powiedział Snape. Puścił Harry'ego i wygładził szaty. - Teraz nikt nie będzie interesował się tym, ile czasu spędzasz ze mną sam na sam. To doskonała przykrywka.

Zgadzam się. Pozwól, aby świat uwierzył, że ty i Severus jesteście ze sobą, i nikt nie będzie nas niepokoił.

- On się zgadza - powiedział Harry, a Snape skinął głową. - A więc... ee... Co teraz robimy?

- Teraz wracasz do swojego domu, aby wytłumaczyć, co się wydarzyło, ponieważ wszyscy Gryfoni są przekonani, że rzuciłem na ciebie zaklęcie Imperius. - Usta Snape'a wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu. - Chociaż, oczywiście, nie mam nic przeciwko odebraniu odpowiedniej ilości punktów za jakąkolwiek fałszywą sugestię pod moim adresem.

- Dobra - prychnął Harry.

- Przyjdź do mojego gabinetu jutro po śniadaniu. Dokończymy wtedy to, co nam przerwano. - Snape przeszedł obok Harry'ego, zaciskając na moment dłoń na jego kroczu. Harry zadrżał z podniecenia i rozdrażnienia jednocześnie.

Nasz Severus potrafi być takim rozkosznym, małym złośliwcem.

- Taa, kiedy nie zachowuje się jak kompletny drań - wymamrotał Harry i ruszył z powrotem do wieży Gryffindoru.

Część 11

Gdy tylko Harry wszedł do pokoju wspólnego, był przekonany, że w którymś momencie jego życie przybrało tragiczny obrót. Pomieszczenie pełne było uczniów, którzy natychmiast obrzucili go gradem pytań. Poczuł się jak ktoś, kogo wyrwano z własnego świata i wrzucono w alternatywną, pokręconą rzeczywistość, w której wszystko, czego się dotknął, kończyło się całkowitą katastrofą.

- Więc to prawda? - zapytał Dean. Stał praktycznie na czele tłumu, dlatego Harry mógł go zrozumieć. Wszystkie inne głosy zlewały się ze sobą, brzmiąc jak rój pszczół.

Kiwnął głową.

- Taa... to prawda.

- Pieprzysz się ze Snape'em? - Tym razem odezwał się Seamus. W jego głosie słychać było zarówno przerażenie, jak i fascynację.

- Tak - potwierdził Harry. Merlinie, jak bardzo nie chciał tu być. Czuł się jak zdrajca i zboczeniec, musząc przyznawać się do związku ze Snape'em przed współdomownikami.

Mogło być dużo gorzej, Harry. Wyobraź sobie, co mówiliby twoi przyjaciele, gdyby odkryli, że gościsz w swoim ciele Lorda Voldemorta.

Przestań mówić o sobie jak o kimś trzecim. To brzmi idiotycznie.

- Żartujesz, prawda? - Ronowi udało się przecisnąć na przód tłumu i spojrzał na przyjaciela z błaganiem w oczach. - Jesteś teraz gejem i pomyślałeś, że zrobisz nam kawał, tak? Pieprzysz Snape'a. Bardzo śmieszne.

- Nie sądzę, aby Harry obściskiwał się ze Snape'em będąc nagim tylko dla żartu - powiedział Neville, a Hermiona zgodziła się z nim kiwając głową.

- To nie żart, przepraszam. - Harry westchnął. Czy to się nigdy nie skończy? Odpowiedział na pytania, a teraz chciał tylko iść do łóżka, przespać się i obudzić we własnym życiu, a nie w tym koszmarze.

- Ale to Snape! - Uszy Rona, podobnie jak policzki, zrobiły się jaskrawo czerwone. - Oślizgły drań! - Harry wzruszył ramionami. Z tym nie mógł się nie zgodzić. - I Ślizgon! - Słowo to zabrzmiało jak najgorsza obraza.

- Nie zapominaj, że twoja własna siostra pieprzy się ze Ślizgonem - odezwał się Voldemort i Harry miał ochotę udusić go za to, że znowu się wtrąca.

Usłyszał, jak ktoś po prawej stronie głośno wciąga powietrze, a potem dostrzegł błysk rudych włosów, gdy Ginny wycofała się w głąb tłumu.

- Pieprzysz się z Zabinim? - zawołał za nią Ron. Zerknął na Hermionę szeroko otwartymi oczami. - Myślałem, że oni się tylko całowali.

- Nie rozmawiamy teraz o Ginny - powiedziała Hermiona, kładąc dłoń na jego ręce. - Tu chodzi o Harry'ego. I Snape'a. Którzy są... razem. Prawda? - Spojrzała na Harry'ego wyczekująco.

- Prawda - potwierdził. Nie wiedział, czego jeszcze od niego chcieli. - Słuchajcie, McGonagall o nas wie i nie łamiemy żadnych przepisów. A mnie z tym dobrze.

- Ale Snape? - Głos Rona był bardzo napięty. - Jesteś pewien, że nie rzucił na ciebie jakiegoś zaklęcia? Albo nie wypiłeś eliksiru miłosnego? W końcu Snape jest w nich dobry!

Harry wywrócił oczami.

- Nie jestem pod działaniem żadnego zaklęcia. I nie podsunął mi też eliksiru miłosnego. Nie kocham go ani nic w tym rodzaju. To tylko seks.

Ron, podobnie jak kilka innych osób, zaczął mieć problemy z oddychaniem.

- Musisz zrozumieć, że to dla nas trochę szokujące, Harry - powiedziała Hermiona. Wyglądała, jakby ze wszystkich sił starała się nie roześmiać. - Nigdy wcześniej nie wykazywałeś żadnych oznak, że Snape cię pociąga. Lub, jeśli chodzi o ścisłość, że choćby go lubisz.

- Snape także jest gejem. - Harry uznał, że to wszystko wyjaśnia.

- Ale to nie jedyny gej w szkole - odezwał się Ron, wskazując ręką na prawo. - Colin to pedał. Mogłeś pieprzyć jego, zamiast Snape'a.

Colin uśmiechnął się do Harry'ego i nieznacznie kiwnął głową.

Och, z całą pewnością nie.

W tej kwestii Harry raczej zgadzał się z Voldemortem. Sam nie był pewien, czy wybrałby Colina zamiast Snape'a, zanim wybór został dokonany za niego i Tom Riddle zagnieździł się w jego umyśle.

- Lubię pieprzyć Snape'a. Bez urazy, Colin.

- W porządku - odparł Gryfon, choć jego uśmiech stał się nieco bledszy.

- Zwariowałeś. Kompletnie ci odbiło - wymamrotał Ron, potrząsając głową.

Jeśli Harry by się nad tym zastanowił, pewnie i w tej kwestii zgodziłby się z przyjacielem.

- Idę do łóżka. Dobranoc. - Kiedy wchodził po schodach, czuł na sobie wzrok wszystkich uczniów zebranych w pokoju wspólnym.

***

- Spędzisz dzisiaj czas ze Snape'em? - zapytał Ron następnego ranka, zaraz po tym, jak Harry rozsunął zasłony.

- Tak - odparł. Mieli prowadzić badania, ale tego przyjacielowi nie mógł powiedzieć. Ron pewnie myślał, że przez cały dzień będą się pieprzyć. Cudownie.

A kto twierdzi, że nie będziemy?

Na przykład ja, gość, który chce się ciebie pozbyć ze swojego ciała, pomyślał, wlokąc się do łazienki. Trochę seksu z pewnością by nie zaszkodziło, ale Harry był doskonale świadomy, że jeśli nie będą pracować, Voldemort go nie opuści.

Wziął prysznic, ubrał się i uparcie ignorował rozczarowane i oskarżające spojrzenie Rona. Po chwili stwierdził, że dłużej tego nie wytrzyma.

- Przestań - powiedział, wyławiając spod łóżka adidasy. - Też mi tragedia, że nie spędzę z tobą całej soboty. Teraz możesz przez cały dzień obmacywać się z Hermioną bez obawy, że mnie zaniedbujesz.

- Ale ja zawsze myślałem, że tak właśnie będzie. - Ron westchnął. - Całe weekendy razem, Hermiona ze mną, ty z Ginny...

- Cóż, niektóre rzeczy się zmieniają - warknął Harry. - Nie spotykam się z twoją siostrą, a pieprzyć wolę facetów.

- Wiem. - Ron wyglądał na totalnie przygnębionego. - Po prostu spodziewałem się czegoś innego.

Harry zacisnął zęby. Rozumiał przyjaciela, ponieważ sam pragnął takiego spokojnego, normalnego życia. Ale nie mógł mu niczego wyjaśnić i to doprowadzało go do szału.

- Wydaje ci się, że mnie jest łatwo? Że dobrze się teraz bawię?

Harry! Nie zmuszaj mnie do zrobienia czegoś, czego pożałujesz!

Ron patrzył na niego przez chwilę.

- Co? - zapytał w końcu.

Harry usiadł na brzegu łóżka i pochylił głowę.

- Chodzi o to, że niełatwo jest pojawiać się na pierwszych stronach wszystkich gazet, a potem uświadomić sobie, że to właśnie Snape jest tym, kto cię pociąga. Wiesz, nie tak wyobrażałem sobie swoje życie - powiedział, jednocześnie wmawiając sobie rozpaczliwie, że jeszcze wszystko uda mu się naprawić.

Oczywiście, że tak, mój mały horkruksie.

- Jasne, rozumiem. - Ron nieświadomie podrapał się po podbródku.

Harry chciał wyjść z pokoju, zanim powie coś, czego nie będzie się dało naprawić.

- Chodźmy na śniadanie.

- Dobrze.

Ron wyszedł za nim, a w pokoju wspólnym spotkali się z Hermioną. Do Wielkiej Sali weszli razem i bardzo szybko stało się oczywistym, że plotki w Hogwarcie roznoszą się w tempie błyskawicznym. Każdy student, którego mijali, gapił się na Harry'ego pełnym niedowierzania wzrokiem. Może z wyjątkiem garstki Ślizgonów, którzy śpiewali coś, co rozpoczynało się od słów: „Potter pedał, lubi pieprzyć Snape'a”. Harry'emu nie udało się posłuchać reszty piosenki, ponieważ Hermiona złapała go za rękę i odciągnęła od nich.

Sytuacja wcale nie okazała się lepsza, kiedy już usiedli przy stole Gryfonów. Wszyscy wbijali wzrok w Harry'ego, dopóki nie przybył Snape i nie usiadł przy stole nauczycielskim. Teraz uczniowie wyglądali, jakby obserwowali mecz quidditcha. Ich spojrzenia wędrowały na przemian, od Harry'ego do Snape'a i z powrotem, jakby wyraźnie oczekiwali jakiegoś publicznego wyrazu zażyłości, lub, co gorsza, miłości.

- Ignoruj ich - powiedziała Hermiona i chłopak zrozumiał, że to jedyne, co może zrobić.

Wyglądało na to, iż Snape przyjął identyczną strategię. Kawałek po kawałku odgryzał tosta i przeglądał „Proroka Codziennego”, pozornie nieświadomy skupionej na sobie uwagi otoczenia.

Harry parsknął. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Nabrał na talerz trochę jajecznicy i spojrzał na przyjaciółkę, która właśnie zapłaciła sowie za swój egzemplarz gazety. Gdy tylko ją rozwinęła, jej policzki zabarwiły się na czerwono.

- Merlinie, piszą o mnie, prawda? - zapytał.

Przyjaciółka złożyła gazetę i posłała mu radosny uśmiech, który jednak nieco się zatarł pod wpływem jego natarczywego spojrzenia.

- Tak - odpowiedziała z westchnieniem. - Nazywają to romantycznym wydarzeniem roku i namawiają czytelników do wzięcia udziału w głosowaniu, kiedy odbędzie się ceremonia zaślubin.

Przynajmniej tym razem nie nazywają cię szaleńcem.

Harry z rozpaczy ukrył twarz w dłoniach.

***

- Czytałeś dzisiejszego Proroka? - zapytał Snape zaraz po tym, jak za Harrym zamknęły się drzwi jego gabinetu.

- Nie - zaprzeczył. - Ale Hermiona mi powiedziała i to mi w zupełności wystarczy.

Snape kiwnął głową i razem przeszli do salonu.

- Czyli ostatnią noc mogę uznać za sukces, skoro najbardziej szanowani reporterzy Wielkiej Brytanii uznali nasz związek za romantyczne wydarzenie roku.

- Tak, wszystko obróciło się na naszą korzyć. - Harry opadł na krzesło z pełnym udręki westchnieniem.

- Severusie, musisz wybaczyć mojemu małemu horkruksowi - odezwał się Voldemort. - Ma problemy z opanowaniem własnych emocji.

- Jestem tego doskonale świadomy. - Snape usiadł na drugim krześle. - Naprawdę starałem się nauczyć go oklumencji. Kompletna strata czasu, jak się okazało.

Harry rzucił mężczyźnie pełne gniewu spojrzenie, ale efekt został zmarnowany, gdy Voldemort zaczął się śmiać. Drżące dźwięki łaskotały jego gardło, aż w końcu kichnął. Snape przyglądał mu się z zadowolonym uśmieszkiem, co rozdrażniło Harry'ego do reszty.

- Po prostu weźmy się do pracy. W końcu po to tu jesteśmy - powiedział i podniósł leżąca najbliżej książkę. Uśmiech Snape poszerzył się i stał się teraz bardziej złośliwy niż rozbawiony. - Co? - warknął Harry. - Na co się, do cholery, gapisz?

- Po prostu cię obserwowałem. I wiem, że nigdy wcześniej nie widziałem cię aż tak przegranego. - Snape odchylił się z powrotem w krześle i wbił w Harry'ego wzrok. - I nigdy wcześniej nie wyglądałeś na tak pokonanego.

Harry spuścił wzrok na trzymaną na kolanach książkę.

- Nie wygląda na to, abym miał jakiś wybór - wymamrotał.

Oczywiście, że masz wybór, Harry - powiedział Voldemort. - I już go dokonałeś.

- Och tak, albo godzę się na twoje gierki, albo patrzę, jak wszyscy moi przyjaciele zostają opętani i zabici. Świetny wybór.

Niemniej jednak wybór. I masz rację, mój mały horkruksie, jesteśmy tu, żeby prowadzić badania. - Voldemort otworzył książkę, a Snape podążył w jego ślady.

Harry wycofał się w głąb swojego umysłu. Był zmęczony, rozgniewany i dziwnie zdenerwowany uwagami Snape'a. I z pewnością nie miał najmniejszej ochoty na zagłębianie się w tłumaczeniu starożytnego, egipskiego pisma. Niech Voldemort sam się męczy.

Kątem oka obserwował Snape'a. Jakże nienawidził tego mężczyzny. A po tym, co od niego usłyszał, nienawidził go jeszcze bardziej, ponieważ miał racje. I nienawidził się do tego przyznać. Voldemort naprawdę był od niego mądrzejszy i sprytniejszy. Z każdym nowym wydarzeniem zaganiał go coraz bardziej w kąt. Harry zastanawiał się, co będzie, kiedy wreszcie uderzy plecami o ścianę. Co się stanie, kiedy Tom Riddle odzyska swoje ciało?

Jedynym, czego był pewien - a przynajmniej, co podejrzewał - było to, że Voldemort go nie zabije. Gdyby to zrobił, straciłby horkruksa. Ale co go powstrzyma przed ściganiem jego przyjaciół?

Przestań się dąsać, Harry. To przygnębiające.

- Będę się dąsał, kiedy mi się żywnie podoba. To jedna z niewielu rzeczy, które jeszcze mogę robić bez twojego wtrącania się. - Harry potarł czoło, spodziewając się, że blizna zacznie go palić, ale żaden ból nie nadszedł.

Im szybciej przestaniesz się dąsać, tym szybciej będę mógł się skoncentrować i tym szybciej się ode mnie uwolnisz. - powiedział Voldemort. Snape zerknął na nich i wymamrotał pod nosem coś o „beznadziejnych nastolatkach”.

- Tak, pewnie, spróbuj mieć Czarnego Pana koczującego w swojej głowie a zobaczysz, jak dobrze będziesz wtedy funkcjonował - powiedział Harry do Snape'a, który zareagował na te słowa uniesieniem brwi.

- Czarny Pan był częścią mojego życia bardzo długo, Potter, dłużej, niż ty chodzisz po tym świecie. - Mężczyzna położył prawą dłoń na swoim lewym przedramieniu. - Nigdy jednak nie pozwoliłem sobie na pogrążaniu się z tego powodu w rozpaczy.

- Jasne, zachowałeś to dla mojego taty i Syriusza, za to co ci prawdopodobnie zrobili - mruknął Harry.

Snape zmrużył oczy.

- Nadal jestem twoim nauczycielem, Potter, i masz zwracać się do mnie z należytym szacunkiem.

- Zabawne. Zgodnie z Prorokiem, jesteś teraz moim narzeczonym.

- Dosyć! - ryknął Voldemort. Snape natychmiast spuścił wzrok. - Harry, opanuj się, zanim zrobię to za ciebie. Chcesz rozwiązać tę sytuację, to pozwól nam prowadzić badania.

- Jasne - powiedział Harry. - A co potem? Odzyskasz ciało i co się wtedy stanie?

O tym porozmawiamy innego dnia. - Voldemort wrócił do swojej książki.

- Postaraj się, aby ten dzień nadszedł jak najszybciej - odparł Harry. Voldemort nie odpowiedział, przewrócił tylko stronę i czytał dalej.

***

Kumulacja problemów w życiu Harry'ego w ciągu następnych kilku tygodni wreszcie wydawała się osiągnąć poziom równowagi. A z pewnością nie wydarzyło się nic nowego, co mogłoby dotychczasowe problemy uczynić jeszcze gorszymi

Chodził na lekcje, na których świetnie sobie radził, częściowo dzięki pomocy Voldemorta, a częściowo dlatego, że zajęcia stanowiły doskonałą rozrywkę. Pozwolił Snape'owi i Voldemortowi prowadzić badania, nawet próbował pomagać, ale ciągle musiał się przyznawać, że i tak nic z tego nie rozumie. Od czasu do czasu razem z Tomem pieprzył Snape'a, kiedy tylko mieli ku temu okazję przebywając w jego komnatach. Gdy się z nim nie spotykali, Voldemort obciągał Harry'emu w jego własnym łóżku, głównie po tym, jak spędzili trochę czasu na rozmowie, zarówno na tematy ważne, jak i zupełnie błahe szkolne wydarzenia.

Większość uczniów ciągle rzucała mu dziwne spojrzenia, ale przynajmniej Ślizgoni przestali śpiewać swoją piosenkę "Potter pedał" po tym, jak Snape, chyba pierwszy raz w historii, zabrał im pięćdziesiąt punktów i wyznaczył kilka szlabanów.

Minął wrzesień, a październik obwieścił swoje przyjście zimnymi porankami i intensywnymi deszczami, które większość treningów quidditcha zamieniały w kąpiele błotne. Mimo niezadowolenia Voldemorta, Harry odmówił zaniechania gry. Wydawało się, że to jedyna rzecz, jaka mu pozostała na własność. Wszystko inne, czy chciał czy nie, dzielił ze swoim gościem.

Snape'a ciągle nie lubił, choć bardzo podobał mu się seks. Za to o Voldemorcie nie wiedział, co myśleć. To prawda, że był jego wrogiem. To prawda, że zabił mu rodziców. I to prawda, że nie posiadał zbyt wielu zasad moralnych i żadnego poczucia winy. Ale spędzał z nim cały czas. Trudno było nienawidzić kogoś, z kim się rozmawia przez większość dnia, a czasem nawet żartuje i pieprzy.

Ciało Harry'ego było śliskie od potu, kiedy leżał obok Snape'a po wyjątkowo energicznym seksie i oddychał z trudem. Często spędzał tak kilka chwil, wygrzewając się w cieple opadającego pożądania, ale nigdy nie spędził w komnatach mężczyzny całej nocy. Snape wydawał się zadowolony z takiej sytuacji. Rozciągnął się obok Harry'ego, nie mniej zdyszany.

Harry zerknął na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Myślę, że on śpi - powiedział.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, nie odrywając wzroku od sufitu.

- Jeżeli tak sądzisz, Potter, to naprawdę nie masz pojęcia o tym, z kim dzielisz ciało.

- Ale teraz jest cicho - wyjaśnił Harry, zagryzając wargę. - A on nigdy nie jest cicho... wiesz, o co mi chodzi. - Wykonał nieokreślony gest. Chociaż nie miał problemów z pieprzeniem się ze Snape'em tak, jakby jutra miało nie być, to ciągle nie potrafił z nim rozmawiać.

- Panie Potter, jestem całkowicie pewien, iż Czarny Pan z niczego nie cieszyłby się tak bardzo, jak z możliwości podsłuchania tego, co mówisz, kiedy jesteś przekonany, ze cię nie słyszy.

- Racja - powiedział Harry, drapiąc się w pierś. - Poza tym, nawet jeśli teraz śpi, to potem zawsze mógłby odczytać moje wspomnienia z tej czy innej rozmowy.

- Zaiste. - Snape przebiegł dłońmi po twarzy i rozciągnął ręce nad głową. Leżał tak przez chwilę, jak gdyby myśląc o wstaniu, ale w końcu opuścił je wzdłuż boków i ziewnął.

Harry obserwował go, nie po raz pierwszy uświadamiając sobie, że widok nagiego mężczyzny już nigdy nie będzie dla niego niczym dziwnym. Przywykł do tego. Został przyzwyczajony do widoku nagiego Snape'a. Przyzwyczajony do widoku nagiego ciała Snape'a drżącego pod jego własnym.

- Jak myślisz, co się stanie, kiedy odzyska swoje ciało? - zapytał. To była jedyna rzecz, o jakiej Voldemort ciągle nie chciał rozmawiać i z każdym mijającym dniem Harry z coraz większą niecierpliwością oczekiwał na odpowiedź.

- Szczerze, Potter? Nie mam pojęcia.

- Kto poprowadzi Zakon, jeśli on wróci? Moody zastąpił Dumbledore'a w zeszłym roku, ale teraz on także nie żyje. - Snape zacisnął usta i nadal nie patrzył na Harry'ego. - A co z horkruksami? Jestem horkruksem, więc wiemy przynajmniej o jednym, ale co z resztą? Jak mamy...

- Potter, zamknij się! - Snape obrócił się i wbił w Harry'ego wzrok. - Teraz to nie jest już nasza sprawa.

- Nie nasza sprawa? - Harry podniósł się i spojrzał na mężczyznę z niedowierzaniem. - Oczywiście, że to nasza sprawa. Jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy wiedzą, że on nadal żyje. I jednocześnie jedynymi, którzy mogą go powstrzymać i... - Blizna nagle zaczęła palić go tak bardzo, że opadł z powrotem na poduszkę i złapał się za głowę.

- Rozumiem, że się obudził? - zapytał Snape. Drań wyglądał na zadowolonego z siebie. Harry pokiwał głową.

Harry - powiedział Voldemort. - Co ja mam z tobą zrobić? Nie odzywam się przez pięć minut, a ty już planujesz mój upadek. Rozczarowujesz mnie, mój mały horkruksie.

- A czego jeszcze po mnie oczekujesz? - zapytał Harry. Gdy tylko ból minął, otworzył oczy. - Nie odpowiadasz na moje pytanie. Co się stanie, kiedy już odzyskasz ciało?

- Teraz nie jest odpowiednia pora - powtórzył Voldemort cierpliwie.

Harry podniósł się z łóżka.

- A właśnie, że tak, Tom. Jestem znudzony i zmęczony tym, że ciągle unikasz odpowiedzi.

- Potter, użyj swojego mózgu - powiedział Snape i także usiadł. - Jesteś horkruksem. Co Czarny Pan do tej pory z nimi robił?

Harry zmrużył oczy i wbił wzrok w Snape'a. Znał odpowiedź, ale wcale nie chciał wypowiedzieć jej na głos.

- Chronił je - szepnął w końcu.

- Dokładnie. A jak sądzisz, w jaki sposób będzie chronił horkruks, który może chodzić i myśleć samodzielnie?

- Będzie musiał mnie strzec. - Harry przełknął ślinę. - Będzie musiał trzymać mnie przy sobie.

- Dziękuję, że w końcu udowodniłeś, iż mimo wszystko nie jesteś kompletnym idiotą. - Snape westchnął głęboko.

- Nie pozwoli mi odejść, prawda? - Po raz kolejny nerwowo przełknął ślinę. Czuł, że jego żołądek wywraca się na drugą stronę. - Nawet jak odzyska ciało, nie zostawi mnie w spokoju.

- Dlaczego go nie zapytasz? - Snape uniósł prowokująco brew.

- Tom? Porozmawiaj ze mną. - Harry pochylił się i chwycił pościel. - Powiedz mi, do cholery!

Nie bądź taki zaskoczony, Harry - odezwał się Voldemort. - Nie jesteś głupcem, nieważne, co twierdzi Severus. Już od jakiegoś czasu o tym wiedziałeś.

- Powiedz mi!

Zapewnię ci życie i bezpieczeństwo, mój mały horkruksie.

- Ty cholerny draniu! - Harry zerwał się z łóżka i rzucił poduszką o ścianę. - Obiecałeś!

Nigdy ci tego nie obiecywałem - powiedział Voldemort, a Harry rzucił się na ścianę i zaczął okładać ją pięściami. - Mieliśmy umowę. Pomagasz mi odzyskać ciało, a ja w zamian zostawiam w spokoju twoich przyjaciół. Nigdy nie mówiłem tego samego o tobie.

- Zabiję cię! - wrzasnął Harry i chciał kopnąć w ścianę, ale Snape otoczył go od tyłu ramionami i pociągnął z powrotem na łóżko.

Nie możesz mnie zabić. Wiesz o tym.

- Przysięgam, że znajdę sposób! - Harry szarpał się ze Snape'em, ale mężczyzna rzucił go na łóżko i docisnął do materaca, uniemożliwiając machanie rękami i nogami.

Harry, nie ma takiego sposobu. Pogódź się z tym. Ochronię cię. Będę traktował jak przyjaciela. Lubię twoje towarzystwo. A ty lubisz moje, nie zaprzeczaj.

Harry oddychał z trudem, z twarzą dociśniętą do prześcieradła, ale w końcu odzyskał nad sobą kontrolę.

- W porządku. Więc będziesz mnie trzymał jako swoje domowe zwierzątko, ty draniu. I co dalej?

- Potter, przestań - polecił Snape, zwalniając trochę uchwyt. - Dostałeś swoją odpowiedź.

- Jeśli będę jego pupilkiem przez resztę życia, to mam pieprzone prawo wiedzieć, co zamierza zrobić. - Odepchnął Snape'a i podpełzł do wezgłowia łóżka. Oparł się o nie, próbując złapać oddech. - Powiedz mi, Tom!

Wiesz, czego chcę - powiedział Voldemort. - Moje cele i pragnienia nie zmieniły się.

- Nieśmiertelność. Ale przecież już ją masz. I władza. Pragniesz władzy. Jakiego rodzaju władzy?

Voldemort nie odezwał się i Harry zamknął oczy.

- Chce rządzić Wielką Brytanią, Potter. To chyba oczywiste - powiedział Snape zmęczonym głosem i usiadł obok.

- W porządku. - Harry kiwnął głową, próbując zebrać do kupy myśli poprzez wzburzone prądy, jakimi były teraz jego emocje. - Chcesz rządzić Wielką Brytanią. Rozpoczniesz od świata czarodziejskiego, a kiedy go zdobędziesz, myślę, że zajmiesz się mugolami, mam rację?

Brałem to pod uwagę - powiedział Voldemort.

- I dokonasz tego w taki sam sposób jak wcześniej, tak?

Oczywiście.

Harry parsknął.

- Więc to jest głupi plan.

- Potter! - Snape spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Zmień ten ton!

- Hej, Tom siedzi w mojej głowie od miesięcy. Przyzwyczaił się do takiego tonu. - Harry oblizał usta i zaczerpnął głęboko powietrza. - Teraz pozwól mi wytłumaczyć, dlaczego uważam taki plan za głupi. Ludzie ci na to nie pozwolą. Powiedzmy, że zdobędziesz czarodziejski świat i ogłosisz siebie imperatorem, czy kimś takim. - Voldemort roześmiał się, ale Harry go zignorował. - Ruszysz na mugoli. Załóżmy, że jesteś potężniejszy niż brytyjska armia, choć w to wątpię. Nie możesz umrzeć, ale za pomocą czołgu rozwalą cię na drobne kawałki. - Snape potrząsnął głową i schował twarz w dłoniach. - Ale załóżmy, że rządzisz Wielką Brytanią. Naprawdę wierzysz, że reszta świata ci na to pozwoli? Myślisz, że miliardy mugoli na całym świecie pozwolą, aby jakiś maniakalny czarodziej dokonał na nich ludobójstwa? - Harry przerwał, ale zgodnie z oczekiwaniem, Voldemort nie odpowiedział. - Powiem ci, co zrobią. Stany Zjednoczone lub ktoś inny użyją największej bomby atomowej, jaką znajdą, i spuszczą ci ją na głowę. Pamiętasz „Armagedon”, Tom? Oczekuj, że jeden z takich skurwieli eksploduje na twoim trawniku. Nie będziesz miał żadnych szans i pociągniesz nas wszystkich za sobą, ty popierdolony draniu!

Wystarczy - powiedział Voldemort łagodnie.

Harry oparł głowę o ścianę i spazmatycznie łapał oddech. Czy to już hiperwentylacja? Prawdopodobnie tak. Nie był pewien, co czuł. Myślał o zabiciu się, ale nie chciał umierać. Myślał o wyjawieniu prawdy o tym, że Voldemort żyje, ale nie chciał stracić przyjaciół. Myślał o tym, aby bez słowa podążyć za Voldemortem, ale chciał też mieć swoje własne życie. Takie, które warte byłoby przeżycia.

- Masz drugą szansę, Tom - powiedział. Jego policzki stały się wilgotne, więc uderzył w nie ze zdenerwowaniem. - Rozumiesz? Masz szansę, aby to zakończyć i tym razem postąpić słusznie.

Snape opuścił ręce i patrzył na Harry'ego szeroko otwartymi oczami.

O czym mówisz, Harry? - zapytał Voldemort.

- Mówię, iż tym razem ludzie - wyłączając obecne tu osoby - wierzą, że jesteś naprawdę martwy. I o ile wiem, nie istnieje nikt, kto oczekiwałby twojego powrotu. Więc kiedy odzyskasz ciało, tym razem możesz postąpić inaczej.

Harry - powiedział Voldemort chichocząc. - Oczekujesz, bym zmienił moje nastawienie? Myślisz, że podejmę spokojną prace w Ministerstwie, aby za kilka lat zostać Ministrem Magii?

Harry potrząsnął głową.

- Nie, wiem, że aż tak się nie zmienisz. Ale możesz zdobyć władzę w inny sposób. Co z tymi wszystkimi badaniami, które teraz przeprowadzamy, z Magią Duszy i innymi rzeczami, o których mi opowiadałeś? Jesteś w nich ekspertem. Prawdopodobnie jedynym istniejącym. I nie wszystkie z nich należą do Czarnej Magii, i z pewnością nie wszystko co jest uważane za Czarną Magię, jest nią naprawdę. Możesz wyjawić światu wszystkie te informacje. Ekspert w dziedzinie magii, która została pogrzebana na tyle wieków, byłby najpotężniejszym czarodziejem na świecie.

Zaległa cisza, przerywana jedynie urywanym oddechem Harry'ego, który wytarł pot z czoła i łzy z policzków, czekając na decyzję Voldemorta.

- Przemyślę to - powiedział Tom, a Harry wypuścił powietrze, pochodzące, wydawałoby się, aż z palców u stóp.

- Dziękuję - szepnął i zerknął na Snape'a. Mężczyzna ujął jego twarz w dłonie i przycisnął wargi do jego ust, składając na nich długi i mocny pocałunek. Harry uśmiechnął się.

- Nie cieszcie się jeszcze, moi drodzy - powiedział Voldemort. - Nikomu nie pozwolę rządzić swoim życiem.

- Wiem - odparł Harry, uśmiechając się do Snape'a, który był bardzo blisko odwzajemnienia się tym samym. - Ale to nie jest zły plan.

Na pewno słyszałem gorsze, mój mały horkruksie.

Część 12


Następnego wieczoru jak zwykle wrócili do badań. Harry nie podejmował więcej tematu nowego planu na przyszłość. Był doskonale świadomy, że Voldemort nie jest kimś, kogo można zmusić do podjęcia decyzji. Wiedział, że musi być cierpliwy, ale wiedział też, że ma rację. Jeżeli Voldemort postępowałby tak, jak wcześniej, żaden z nich nie miał szans na przeżycie.

Usiedli na krzesłach, z parującym dzbankiem herbaty pomiędzy nimi, i otworzyli trzymane na kolanach książki. Zarówno Snape, jak i Voldemort czytali, a Harry w spokoju i ciszy swojego umysłu układał wypracowanie z zaklęć. Dzięki temu po powrocie do pokoju wspólnego będzie je musiał jedynie przepisać na pergamin.

- Mój Panie - odezwał się Snape, przerywając trwającą od godziny ciszę. - Sądzę... tak, to wydaje się bardzo istotne.

Voldemort podniósł się natychmiast i stanął obok krzesła Snape'a. Harry zapomniał ostatnie, całkiem niezłe zdanie, jakie zbudował w myślach. Wzdychając spojrzał w dół aby sprawdzić, co jest powodem całego zamieszania.

- Tutaj. Wyraźne odniesienie związane z trzema składnikami eliksiru. - Snape wskazał na akapit w swojej książce. - Żółć lwa, pazur sępa i... - zmarszczył brwi - ...łajno słonia.

Harry zaczął się śmiać, ale Voldemort mu przerwał.

- Wierzę, że masz rację, Severusie.

- Musisz zjeść gówno słonia? - zapytał Harry ze śmiechem.

- Potter, trzymaj swój niedojrzały język za zębami. To tylko składniki eliksiru - warknął Snape.

Poza tym, nawet jeśli ja to połknę, zrobię to przez twoje usta, Harry - dodał Voldemort, a Harry'emu natychmiast odechciało się śmiać.

- Kupię składniki i przetestuję eliksir - powiedział Snape. - Kiedy możesz zdobyć puchar?

- Gdy tylko uznasz, że eliksir jest gotowy - odparł Voldemort i usiadł z powrotem. - Muszę go tylko zabrać. Już wiem, gdzie go trzymają.

Snape spuścił głowę.

- A tak właściwie, to kim był ten cały Sekem? - zapytał Harry, próbując okazać jakieś zainteresowanie całą sytuacją.

Mężczyzna spojrzał na niego i westchnął z irytacją.

Sekem to nie człowiek, Harry - odpowiedział Voldemort. On, oczywiście, miał o wiele więcej cierpliwości, niż Snape. - Egipcjanie wierzyli, że ludzka dusza dzieli się na siedem części. Sekem jest właśnie jedną z nich, tą, która reprezentuje siłę, moc i energię danej osoby.

- Aha - odparł Harry, czując się trochę jak idiota. - I właśnie dlatego podzieliłeś swoją duszę na siedem części?

- Wreszcie udowodnił, że na cokolwiek zwraca uwagę - powiedział Snape, potrząsając głową, jak gdyby sam nie mógł uwierzyć w to, co mówi.

Harry spojrzał na niego ze złością, ale jak zwykle równie dobrze mógłby rzucać spojrzeniami w jego plecy.

Tak - wyjaśnił Voldemort. - Właśnie dlatego siódemka jest najpotężniejszą liczbą związaną z Magią Duszy.

- To ma sens. - Harry pochylił głowę i zmierzył Snape'a wzrokiem z góry na dół. - Czy możemy teraz uczcić nowe odkrycie w łóżku?

Snape rzucił w niego czasopismem na temat eliksirów, podczas gdy Voldemort zachichotał w sposób, jaki zmiękczał Harry'emu kości, ale za to utwardzał penisa.

***

- Tom? - Harry odwrócił się na plecy i zepchnął z siebie kołdrę. Nie mógł spać. Skoro byli już o krok od odzyskania ciała Voldemorta, nieustannie nękały go różne pytania.

Tak?

- Tak się tylko zastanawiałem - powiedział Harry.

Powiedział mi o tym mój brak snu.

- Ha, ha, mówię poważnie. Kiedy już odzyskasz ciało, nie sądzę, żebyś... eee... To znaczy...

Wyduś to z siebie, Harry.

- Nie pozwolisz mi zostać aurorem, prawda? To znaczy, kiedy już mnie przy sobie zatrzymasz. - Harry zagryzł dolną wargę.

Przez chwilę Voldemort milczał, jak gdyby dokładnie rozważając odpowiedź.

Po pierwsze, dlaczego w ogóle chcesz zostać aurorem?

- Eee... - Harry zmarszczył brwi. Nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiał. - Nie jestem pewien. Po prostu wydaje mi się to właściwe.

Ach, czyli wierzysz, że powinieneś nim zostać.

- No cóż, większość życia spędziłem albo uciekając, albo polując na pewnego Czarnego Pana. Pewnie o nim słyszałeś. Paskudny gnojek.

Voldemort zachichotał.

Czyli teraz winisz mnie za swój kiepski wybór kariery?

Harry z westchnieniem przewrócił się na bok i szarpnął za poduszkę.

- Jeszcze nie wiem, co zrobić ze swoim życiem.

Jak myślisz, co się z tobą stanie, kiedy odzyskam ciało, Harry? Sądzisz, że zamknę cię w złotej klatce? Lub może nawet w komórce pod schodami?

- Więc ja... - Harry zamilkł. Żeby być uczciwym, do tej pory starał się unikać myślenia o tej szczególnej konsekwencji pomagania Voldemortowi.

Nie mam najmniejszego zamiaru trzymać cię jak więźnia przez całe nasze życie.

- Ale po swojemu też mi nie pozwolisz żyć?

Zostaliśmy połączeni na więcej niż jeden sposób, mój mały horkruksie. Sądzę, że to najwyższy czas, abyś zaakceptował, iż obojętne, co ty lub ja zrobimy, nigdy nie będziemy od siebie wolni.

Harry nie chciał się z tym pogodzić, nieważne, jak wiele racji miał Voldemort. Nie chciał zaakceptować faktu, iż nawet jeśli w pewnym momencie będzie musiał od niego odejść, na zawsze pozostaną połączeni, a ich życiowe ścieżki będą się często krzyżować.

Wolę, abyś podjął tę decyzję samodzielnie i dołączył do mnie dobrowolnie. Tak będzie przyjemniej dla nas obu. Ale, jak dobrze wiesz, do niczego nie będę cię zmuszał.

Harry parsknął.

- Tak, wiem. - Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Voldemort chciałby, aby sam zdecydował się być po jego stronie. Wcale mu się ten pomysł nie podobał, ale wiedział, iż naprawdę będzie to dla niego korzystne. - Chcę, żebyśmy zawarli umowę. Nową umowę - powiedział, wstając z łóżka.

I jak miałaby ona wyglądać?

- Kiedy odzyskasz ciało, zrobisz to, co sugerowałem. Zacznij nowe życie. Porzuć cały ten pomysł zapanowania nad światem. Wyjedź z Wielkiej Brytanii. Badaj całą tę starożytną magię, którą tak kochasz, za granicą.

Prosisz o bardzo dużo. Czego mogę oczekiwać w zamian?

- Zaprzestanę prób zabicia cię.

Och, jakże to hojne z twojej strony.

Śmiech Voldemorta rozpalił ogień w piersi Harry'ego. Ze złością walnął pięścią w materac.

- Przestań! Mówię poważnie. Nie będę próbował cię zabić i wyjadę z tobą. Dobrowolnie. - Harry przełknął ślinę. - Pozwolę ci się zatrzymać.

To z pewnością intrygująca oferta.

- Więc? - Harry z powrotem położył się na łóżku. Nagle poczuł, że jest mu strasznie zimno, więc podciągnął kołdrę pod brodę.

Potrzebuję trochę czasu na zastanowienie.

Harry westchnął i zamknął oczy.

- Masz czas, dopóki nie odzyskasz ciała. Chcę odpowiedzi, zanim to się stanie.

Zgoda.


***

Następnego dnia Harry miał zdecydowanie lepszy nastrój. Co prawda nie otrzymał jeszcze odpowiedzi od Voldemorta, ale czuł, jak gdyby w końcu odzyskał trochę kontroli nad bałaganem, jaki stanowiło jego życie. Zaoferował Voldemortowi całkiem dobry układ i był pewien, że jego propozycja zostanie przyjęta. Życie, choć nie do końca doskonałe, stanie się znośne. Nie wybuchnie kolejna wojna. Ludzie będą bezpieczni.

Opuścił wieżę wczesnym wieczorem i zszedł do lochów. Być może Snape zdobył już potrzebne do eliksiru składniki. Byłaby to dobra nowina. A dobra nowina, jak już się zdążył nauczyć, oznaczała dobre pieprzenie.

Gdy tylko dotarł do głównego holu, ktoś wyszedł z pustej klasy i chwycił go za rękę. Momentalnie obrócił się, a w tym czasie Voldemort już kierował jego dłonią i sięgał po różdżkę. Ich współpraca zdecydowanie się poprawiła.

- Ginny! - Harry wbił wzrok w rozgorączkowaną twarz dziewczyny. - Co się stało?

- Muszę z tobą porozmawiać! - rzuciła Ginny i wciągnęła go do klasy. - Na osobności.

Harry zmarszczył brwi, ale pozwolił jej zamknąć za nimi drzwi. Nie rozmawiał z nią od czasu krótkiej wymiany zdań w pociągu. Nadal za nią tęsknił, ale teraz było mu już łatwiej. Regularny seks dowiódł medycznej prawdy, iż może uzdrowić wszelkie rany serca.

- Dobrze się czujesz? - zapytał Harry. Voldemort ciągle trzymał jego dłoń zaciśniętą na różdżce w kieszeni szaty. „Pozwól mi tylko dowiedzieć się, czego ona chce”, pomyślał.

Jestem po prostu ostrożny. To bardzo przydatna cecha.

- Tak, ze mną wszystko w porządku - odpowiedziała Ginny i podeszła bliżej. - To o ciebie się martwię.

Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Harry'ego.

- O co ci chodzi? Nic mi nie jest.

- Znam cię, Harry. - Ginny zmrużyła oczy. - I widzę, że coś jest z tobą nie tak.

- Jasne - odparł Harry, starając się nadać głosowi beztroskie brzmienie. - W takim razie powiedz, co jest ze mną nie w porządku, bo gdy ostatni raz sprawdzałem, miałem się dobrze.

- Ron i Hermiona mi nie uwierzą - powiedziała i oparła się o ławkę. Posłała mu błagalne spojrzenie. - Ale oni nie mogą dostrzec tego, co ja.

Harry poczuł, że jego palce zaciskają się mocniej dookoła różdżki. Potrząsnął głową.

- Czy to z powodu tego, że jestem gejem, Ginny? Bardzo mi przykro, że niczego ci nie powiedziałem i poczułaś się zraniona.

- Nie, chodzi o to, że tak dużo czasu spędzasz samotnie lub ze Snape'em...

- Czyli jednak problem w tym, że jestem gejem - powiedział Harry. Nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa. Musiał zrobić coś, aby Ginny zostawiła go w spokoju. - Słuchaj, naprawdę mi przykro, ale lubię spędzać czas ze Snape'em i...

- Chodzi o to, że w najbardziej dziwnych momentach twoje spojrzenie błądzi gdzieś w przestworzach. Że zachowujesz się inaczej. Że mówisz rzeczy, o których wiem, iż nigdy byś nie powiedział. Znam cię, Harry i wiem, że nie jesteś sobą.

Harry uśmiechnął się drwiąco i ruszył w stronę drzwi.

- Zaoferowałem przeprosiny i najwidoczniej to ci nie wystarczy. Ale to nie mój problem.

- Wiem, jak to jest być opętanym!

Harry zamknął oczy. Kurwa! Już miał różdżkę w dłoni i kierował ją w stronę Ginny.

"Nie rób tego" - pomyślał.

Ona nie zostawia mi żadnego wyboru, Harry. Muszę zmienić jej pamięć.

- Ginny - zaczął Harry, zmuszając powietrze do przepływu przez struny głosowe, podczas gdy Voldemort próbował go uciszyć. - Uciekaj! Wyjdź stąd! Aportuj się do ministerstwa! Idź do Percy'ego! Zostań... - Nagle odcięło mu oddech i Harry został zmuszony do patrzenia, jak podchodzi coraz bliżej do Ginny, która patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.

- Harry?

- Harry jest w tej chwili niedostępny.

Zarumienione dotąd policzki Ginny zbladły. Harry próbował wyrwać się z więzienia własnego umysłu.

"Nawet się, kurwa, nie waż!"

- Powinnaś pilnować swoich spraw, dziewczyno. Widzisz, ja zrobię wszystko, co konieczne, abyśmy byli z Harrym bezpieczni. Nie! - powiedział Voldemort, kiedy Ginny zaczęła wsuwać dłoń do kieszeni, w której trzymała różdżkę. - Nie możesz zrobić nic, aby powstrzymać mnie przed zerknięciem do twojego umysłu i sprawdzeniem, komu jeszcze powiedziałaś o swoich podejrzeniach.

"Tom, nie waż się, kurwa, jej zranić!"

Voldemort uśmiechnął się i dotknął końcem różdżki podbródka Ginny.

To będzie łatwiejsze, jeśli przestaniesz się wtrącać, Harry.

I Harry'ego pochłonęła ciemność. Spadał i spadał i spadał, dopóki przestał czuć cokolwiek.


***

Harry'ego obudziło dziwne wrażenie déjà vu. Stał w ogromnym pomieszczeniu z ogromnymi filarami, oplecionymi kamiennymi wężami, a u stóp olbrzymiego posągu Slytherina leżała nieruchoma sylwetka, której twarz zasłaniały płomienno rude włosy.

- Co jej zrobiłeś? - Podbiegł do Ginny i opadł przy niej na kolana. Odwrócił ją i spojrzał w szeroko otwarte, martwe oczy. - Och, kurwa! Nie! Ty pierdolony gnojku! Nie!

Próbowałem zmienić jej pamięć, Harry. Usunąć myśli, które doprowadziły ją do wyciągnięcia prawdziwych wniosków o tobie. Ale jej doświadczenia z opętaniem, znajomość mojej osoby były zbyt głęboko zakorzenione w jej umyśle. Gdybym to usunął, nie pozostałoby nic z jej osobowości. Tak było łatwiej.

- Zabiłeś ją! - Harry walnął pięścią w podłogę, tuż obok martwego ciała Ginny. - Ty pierdolony morderco, mieliśmy umowę!

Nadal ją mamy. Dopóki twoi przyjaciele o nas nie wiedzą, są bezpieczni.

- Nazywasz to bezpieczeństwem? - Harry gwałtownie zdjął okulary i ukrył twarz w dłoniach.

Wiem, że nie doceniasz mojego wysiłku, ale zrobiłem to, aby nas chronić.

- Nie chcę słyszeć twoich cholernych usprawiedliwień. Mam już dosyć twoich wyjaśnień, dlaczego musisz zabijać tych, którzy stają ci na drodze. - Opuścił ręce i spojrzał na Ginny. Jej wargi przybrały purpurowy kolor. - Nigdy nie przestaniesz, prawda?

Nie miałem wyboru. Ona by nas zdradziła.

Harry zerwał się na nogi.

- Byłem skłonny oddać ci własne życie, ty pieprzony gnojku! Byłem skłonny oddać ci wszystko! A ty robisz coś takiego?

Życie za życie, Harry. Uważam swój dług za spłacony.

- Co? - Harry otworzył usta ze zdziwienia.

Uratowałem twoje życie, pamiętasz? Śmierć dziewczyny akceptuję jako formę zapłaty. Życie za życie.

- Kończę z tobą! - Harry odwrócił się z zamiarem opuszczenia Komnaty Tajemnic, ale Voldemort powstrzymał go. - Żadnych umów więcej. Żadnych, Tom. Zobaczysz, czy zdołasz teraz ochronić swojego cennego horkruksa.

Harry, nie zmuszaj mnie do więzienia cię w twoim własnym umyśle do dnia, w którym odzyskam ciało. Ona by nas zdradziła. To był jedyny sposób, aby zachować nasze bezpieczeństwo.

Harry zakrył uszy dłońmi i szarpnął się za włosy. Poczucie winy przepływało przez niego zimnymi falami. Poczuł, że nie może oddychać. Lata temu uratował Ginny. Myślał, że teraz może ochronić swoich przyjaciół. Wszystko było jego winą, ponieważ nie pokonał Voldemorta i uwierzył, że uda mu się innych ochronić.

Nie od ciebie zależy uratowanie całego świata. Tak jak nie od ciebie zależało uratowanie tej dziewczyny.

- Zabiłeś ją - szepnął Harry. - Nigdy ci tego nie wybaczę.

Wiem.

- Zabiłeś ją. - Ramiona Harry'ego trzęsły się.

Zrobiłem to szybko. Nie cierpiała.

- Zabiłeś ją.

Reszta twoich przyjaciół jest bezpieczna. Nie powiedziała im o swoich podejrzeniach. Jedynie, że się o ciebie martwi.

Harry otarł płynące po policzkach łzy.

- Zabiłeś ją.

Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie spotkałeś jej dzisiaj. Cały wieczór spędziłeś w komnatach Snape'a. Jej ciało zostawimy tutaj. Ledwie zauważą jej zniknięcie, nastoletnie dziewczęta znane są z tego, że notorycznie uciekają z byle powodu.

Harry powoli uniósł głowę. Jego oczy jarzyły się a policzki płonęły.

- Zostawić ją tutaj?

Oczywiście. Tu jej nikt nie znajdzie. Jedyne osoby zdolne otworzyć Komnatę Tajemnic to ty i ja.

- Nie. - Harry potrząsnął głową. - Nie zostawisz jej tutaj, żeby... zgniła. - Przycisnął rękę do ust i przełknął napływającą z żołądka żółć.

Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości!

- Twojej cierpliwości? - warknął Harry. - Nie mam cholernego zamiaru przejmować się twoją cierpliwością, Tom. Już nigdy więcej.

Ona powinna umrzeć tu dawno. Udało ci się jedynie przeciągnąć jej marne życie o kilka lat ale, ale nie pokonałeś ciążącego nad nią fatum!

- Jej życie nie należało do ciebie!

Ani do ciebie! Nie powinieneś jej ratować!

- Kończę z tym - powiedział Harry. Podniósł okulary i po raz ostatni spojrzał na Ginny. - Kończę z tobą, Tom.

Pozwolił, aby Voldemort dbał o jego życie i bezpieczeństwo. Ale Harry został stworzony, aby walczyć i wygrywać, nieważne, jakim kosztem.

Odwrócił się w stronę wyjścia, ale Voldemort przejął kontrolę nad jego ciałem i poprowadził do posągu. Za jedną z kamiennych nóg ukryte były małe drzwi, które otworzył za pomocą różdżki Harry'ego.

Idziemy zobaczyć się z Severusem. Może on zdoła przemówić ci do rozsądku.

"Nienawidzę cię" - pomyślał Harry, kiedy Voldemort prowadził go długim, ciemnym korytarzem.

Wiem.


***

Snape stał odwrócony do Harry'ego plecami.

- Potter, dotąd myślałem, że posiadasz wystarczająco inteligencji, aby znać się na zegarku. Najwyraźniej myliłem się, bo spóźniłeś się o całą godzinę.

- Severusie.

- Mój Panie. - Snape spojrzał przez ramię i jego starannie przygotowany, szyderczy wyraz twarzy zniknął. - Wybacz mi.

- Mieliśmy problem, który wymagał mojej uwagi. - Wskazał ręką w stronę prywatnych pokoi Snape'a. - Chodźmy tam, musimy porozmawiać.

Usiedli na miejscach, które zwykle zajmowali i mężczyzna wbił spojrzenie w Harry'ego.

- Potter?

- Harry jest w tej chwili niedostępny - powiedział Voldemort i zaczął opowiadać, co się wydarzyło.

W jakiś chory sposób to było zabawne, ale Harry naprawdę czuł się teraz niedostępny. Był tam, słyszał wszystko, co Voldemort mówił, widział wstrząśniętą minę Snape'a, a jednak czuł, jak gdyby nic z niego nie pozostało. Cokolwiek trzymało go przy życiu odkąd wybudził się ze śpiączki, zniknęło, wymazane zabójczym zaklęciem, które Voldemort rzucił na Ginny. Był pusty, bezwartościowy i tak cholernie głupi, że uwierzył, iż Voldemort nie zrani jego przyjaciół, jeśli będzie mu to pasowało.

- To wyjątkowo niefortunne wydarzenie - powiedział Snape. Wyglądało, że naprawdę tak myśli.

- Zaiste. Harry wydaje się być... załamany. A przynajmniej odmówił wysłuchania argumentów, jakie mu zaoferowałem. - Voldemort potrząsnął głową. - Miałem nadzieję, że będziesz w stanie przemówić mu do rozsądku.

- Tak, oczywiście - powiedział Snape. Wstał i małej szafki wyjął butelkę i dwie szklanki.

- W takim razie wypuszczę go.

Harry poczuł, jak z powrotem zyskuje kontrolę nad swoim ciałem. Leżał bezwładnie na swoim krześle i nawet nie spojrzał, kiedy Snape wepchnął mu do ręki jedna ze szklanek.

- Pij - powiedział i wrócił na swoje miejsce, powoli sącząc własny trunek. - Będziesz tego potrzebował. - Harry jedynie gapił się na szklankę, zbyt pusty i zmęczony, aby ruszyć choćby palcem. - Potter, zadam ci kilka pytań i oczekuje na nie odpowiedzi. - Snape odczekał, dopóki Harry nie kiwnął słabo głową. - Denerwujesz się na Czarnego Pana za to, co zrobił?

- Ten skurwysyn zabił Ginny!

- Słyszałem. - Snape wziął kolejny łyk alkoholu. - Powiedz mi, Potter, czy nie wiedziałeś, że Czarny Pan jest znany z tego, ze zabija tych, którzy mu się sprzeciwiają?

Harry wytrzeszczył na niego oczy.

- Żartujesz?

- Odpowiedz na pytanie!

- Tak, oczywiście, że wiedziałem. Ten skurwysyn zabił moich rodziców!

- Dobrze. - Snape posłał Harry'emu niewielki, irytujący uśmiech. - W takim razie wiedziałeś też, że nawet w swoim aktualnym stanie nie zawaha się wyeliminować tych, którzy mu zagrażają. Mam rację?

Harry wywrócił oczami.

- Tak.

- A jednak przyprowadziłeś Czarnego Pana tutaj i pozwoliłeś mu pozostać w szkole, dzielić z tobą dormitorium, twoich przyjaciół, a nawet, tak, twoje łóżko, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co może się wydarzyć, jeśli któryś z twoich natrętnych kolegów stanie się zbyt wścibski. Prawda? - Patrząc w podłogę, Harry kiwnął głową. - Panie Potter, jedyną rzeczą, która powinna cię teraz denerwować jest ta, że nie potrafiłeś zrozumieć, z kim zawarłeś umowę. Czarny Pan jest tym, kim jest. Możesz się z nim zgadzać lub nie, jak wolisz, ale nigdy nie oczekuj, że zmieni sposób postępowania, który w przeszłości pozwolił mu odnosić sukcesy.

Harry posłał mężczyźnie niedowierzające spojrzenie.

- Co?

- Pozwól, że wyjaśnię ci to prostymi słowami. Zaprzyjaźniłeś się ze smokiem, którego potraktowałeś jak pufka, a teraz jesteś zaskoczony i zdenerwowany, że smok odgryzł głowę jednemu z twoich przyjaciół, który nie zrozumiał, iż lepiej smoka nie drażnić.

- Ach, a więc teraz to moja wina? - Harry nie mógł uwierzyć w słowa Snape'a.

- Nie słuchasz, Potter. Mówię tylko, że najwyższa pora, abyś zaczął traktować swojego nowego najlepszego przyjaciela jak smoka potrafiącego zabijać, a nie łudzić się, iż możesz nad nim zapanować. Okaż mu poważanie, jakie okazałbyś każdemu innemu dzikiemu zwierzęciu, i nawet przez sekundę nie myśl, że kiedykolwiek dasz radę go oswoić.

Harry w końcu podniósł do ust szklankę i napił się. Cokolwiek w niej było, paliło w gardło i sprawiło, że oczy zaszły mu łzami. Wziął głęboki oddech.

- On ją po prostu zabił.

- On jej nie zabił tak po prostu. Próbował uratować sytuację, zmieniając jej pamięć, ale wiedza panny Weasley w zakresie pewnych krytycznych dla tej sprawy elementów okazała się zbyt obszerna, dlatego nie pozostało mu nic, poza zabiciem jej.

- Ale on nie może tak po prostu chodzić i zabijać ludzi!

- Oczywiście, że może. Tylko dlatego, że ty sam nie mógłbyś tego robić, nie oznacza to, że Czarny Pan dostosuje się do twoich standardów. I najwyższy czas, abyś to zrozumiał. Prawda, wyjątkowo niefortunnie się złożyło, że panna Weasley doprowadziła do waszej konfrontacji twarzą w twarz, ale nawet ślepy by zauważył, że coś takiego kiedyś nastąpi.

Harry wziął kolejny łyk alkoholu. Podobał mu się sposób, w jaki palił gardło. Przynajmniej sprawiał, że cokolwiek czuł.

- Nigdy nie powinienem był wracać do Hogwartu.

Snape odchylił się na swoim krześle do tyłu w sposób, który zdawał się komunikować porozumienie.

- Przechodziłeś fazę wyparcia*, Potter. Faktycznie był to najgorszy przypadek tego zjawiska, jaki kiedykolwiek widziałem.

- Chciałem tylko, żeby to się skończyło. - Harry owinął ramię wokół swojego pasa. - Chciałem mieć normalne życie, dla niego zaryzykowałem wszystko i z tego powodu umarła Ginny.

Snape przechylił głowę.

- Jednakże nic się nie skończyło i wygląda na to, że nigdy się nie skończy. I naprawdę, Potter, powinieneś to zaakceptować, zanim zginie więcej ludzi.

- Tak. - Harry poczuł, jak łzy napływają mu do oczu, więc szybko je zamknął. Nie miał zamiaru płakać przed Snape'em. Ktoś dotknął jego kolan, więc uchylił powieki i zobaczył, że mężczyzna kuca przed nim.

Snape odchrząknął.

- Także chciałbym, aby to się skończyło, Potter. Dlatego byłem w stanie wbijać ludziom nóż w plecy. Zabijałem. I gdzie mnie to doprowadziło? Zostałem z niczym. W końcu jednak zrozumiałem, że nieważne, jak bardzo czegoś pragnę, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.

Harry ponownie zamknął oczy, pochylił się do przodu i oparł policzek na ramieniu Snape'a, chowając nos w jego szyi. I choć nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, a jego oddech pozostał powolny i równy, szaty przy jego twarzy stały się mokre.


***

- Masz. - Snape wręczył Harry'emu szklankę czegoś, co zgodnie z nazwą na etykiecie butelki miało być whisky.

Pomysł, że to właśnie Snape oferuje mu ukojenie, był dziwny. Racja, wszystkim, co mężczyzna zrobił, było pozwolenie, aby Harry przytulił się do niego i wypłakał na jego ramieniu (co bardzo Harry'ego przerażało, kiedy już się nad tym zastanowił), ale jednak działało pocieszająco.

Voldemort nie odezwał się przez cały ten czas. Czy zrozumiał, że postąpił źle? Nie, Harry musiał przestać myśleć w ten sposób. Voldemort to Voldemort, nic więcej i nic mniej. Zrobił to, co robił zawsze, a Harry mu to umożliwił.

I Harry w końcu zrozumiał, że zamartwianie się z tego powodu żadnemu z nich nie pomoże osiągnąć zamierzonego celu.

- Nie wiem, czy potrafię to dalej robić - powiedział, dotykając czoła, gdzie, jak sobie wyobrażał, istniał Voldemort. - Myślałem, że mógłbym... Że w końcu będę miał własne życie... Że będę normalny...

- Potter - odezwał się Snape, wpatrując się w Harry'ego znad swojej szklanki. - Nigdy nie byłeś normalny, nigdy nie będziesz normalny i, szczerze mówiąc, nie wierzę, że nawet chcesz być normalny.

- Co? - Harry czuł się zbyt odrętwiały, aby rozzłościć się na lekceważącą uwagę Snape'a.

- Jeżeli naprawdę chciałbyś być normalny, nie zmierzyłbyś się z Czarnym Panem sam na swoim pierwszym roku nauki. Nie pędziłbyś do Komnaty Tajemnic na drugim. Nie ścigałbyś w dziurach w ziemi zbiegłego przestępcy na trzecim. Nie wziąłbyś udziału w Turnieju Trójmagicznym bez żadnego protestu...

- Przecież nie miałem wyboru. - Harry spojrzał krzywo na Snape'a.

- Oczywiście, że miałeś! - Mężczyzna wychylił się w swoim krześle, a jego wzrok stwardniał. - Być może straszny wybór, ale zawsze go miałeś i zawsze wolałeś być tak bardzo nienormalnym nastolatkiem, jak to tylko możliwe.

- Ee... - Harry zmrużył oczy.

- Nawet teraz, zamiast ukryć się na jakiś czas gdzieś, gdzie mógłbyś próbować dojść z Czarnym Panem do jakiegoś porozumienia, gdzie nie miałby dostępu do twoich cennych przyjaciół, dokonałeś wyboru. W swoim niedorzecznym poszukiwaniu sposobu na bycie normalnym, przez całe życie dokonywałeś nienormalnych wyborów.

- Nie powinienem był wracać do Hogwartu, wiem o tym - wymamrotał Harry.

- Nie, nie powinieneś wracać i myśleć, iż tylko dlatego, że bierzesz udział w lekcjach, reszta może być "normalna".

- Wiem o tym, w porządku? - powiedział Harry napiętym głosem. - Myślałem, że mogę sobie poradzić... zawsze sobie radziłem... A teraz Ginny nie żyje. Powinienem przewidzieć, że do tego dojdzie, wiem!

- Potter, nie możesz manipulować Czarnym Panem. To on manipuluje tobą.

Harry zamknął oczy. Wiedział o tym, ale po prostu łatwiej było ów fakt ignorować.

- Nie mam pojęcia, gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna Voldemort. Nie mam pojęcia, czy to, co czuję, pochodzi ode mnie, czy od niego. - Harry parsknął. - No dobrze, wiem, że przez ostatnią godzinę byłem tylko sobą, ponieważ Voldemort tak bardzo lubi zabijać...

Nie sprawiło mi przyjemności zabicie tej dziewczyny, Harry. - Niespodziewany komentarz Voldemorta tak przestraszył Harry'ego, że pochlapał sobie rękę whisky.

- Jasne. Tak samo, jak nie podobało ci się zamordowanie moich rodziców. Czułem to, co ty...

Nie sprawiło mi przyjemności zabicie tej dziewczyny, bo wiedziałem, że to cię zrani. Jesteś częścią mnie, mój mały horkruksie. Nie lubię ranić siebie.

Harry otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale nic nie przyszło mu do głowy. Zamiast tego sączył alkohol, zupełnie zdezorientowany wyznaniem Voldemorta.

- Wygląda na to, że Harry się uspokoił - powiedział Voldemort. - Dziękuję, Severusie.

- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział Snape, pochylając głowę. - Najwyższa pora, aby ktoś sprawił, że chłopak odzyska zdrowy rozsądek.

Harry, wiem, że myślisz o opuszczeniu Hogwartu.

- Ee... - Harry dokładnie nad tym się teraz zastanawiał.

Jednak teraz nie możemy odejść. Wyglądałoby to zbyt podejrzanie, gdybyś zniknął zaraz po dziewczynie. Zostaniemy tu, dopóki Severus nie skończy eliksiru. Jeśli czujesz, że w obecnym stanie emocjonalnym nie jesteś zdolny podołać codziennym obowiązkom, zrobię to za ciebie.

- Nie dajesz mi w tej sprawie wyboru, prawda?

Nie, Harry. Nie daję.

Część 13


Harry wrócił do wieży samodzielnie. Musiałby zwariować, aby użyć Voldemorta jako podpory. Poradzi sobie sam. Znajdował się już w dużo gorszych opałach - nie, to nieprawda. Nie sądził, aby kiedykolwiek było gorzej, ale i tak sobie poradzi.

Powtarzał to zdanie w myślach raz za razem. Poradzi sobie. Voldemort żyje w jego ciele? Poradzi sobie. Ginny leży martwa w Komnacie Tajemnic? Poradzi sobie. To przez niego Ginny zginęła? Poradzi sobie.

Aż doszedł do pokoju wspólnego i zobaczył siedzących razem na kanapie, przytulonych do siebie Rona i Hermionę. Merlinie, oni nie mieli o niczym pojęcia. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło dzisiejszego wieczoru. Ron nie wiedział, że jego siostra nie żyje.

Harry zamarł i Voldemort natychmiast przejął nad nim kontrolę.

- Dobrze się czujesz? - zapytała Hermiona. - Jesteś bardzo blady.

Usiadł obok niej.

- Pokłóciłem się ze Snape'em - powiedział, kuląc ramiona. - O Voldemorta i Dumbledore'a.

- A to drań - odezwał się Ron, zawsze chętny bronić przyjaciela.

Voldemort z uśmiechem potrząsnął głową.

- No cóż. Ale porozmawialiśmy i teraz jest już w porządku.

- To dobrze - powiedziała Hermiona, ale Ron wyglądał na trochę rozczarowanego.

- Wiecie, to było dość męczące. Cholernie rozbolała mnie głowa, więc idę do łóżka.

- Dobranoc, Harry. - Przyjaciółka uśmiechnęła się do niego i to był ten rodzaj uśmiechu, który przebijał serce Harry'ego na wylot. Nie mieli bladego pojęcia, co zrobił, i nigdy nie będzie mógł im o tym powiedzieć, bo wtedy oni także zginą.

Voldemort nie oddał mu kontroli nad ciałem, dopóki nie znaleźli się w dormitorium. Harry nie skomentował tego w żaden sposób, wślizgnął się tylko w piżamę i położył do łóżka.

Pozwól mi pomóc ci się odprężyć. - Voldemort wsunął rękę Harry'ego do jego spodni.

- Przestań - powiedział Harry, zgrzytając zębami. - Nie dotykaj mnie. Nawet ze mną nie rozmawiaj. Po prostu zostaw mnie w spokoju.

Jego ręka opadła na materac.

W porządku.

Voldemort nie powiedział nic więcej i Harry skoncentrował się na niezwykłej ciszy w swojej głowie, dopóki nie zasnął.


***

W trakcie śniadania następnego ranka Harry tylko czekał, aż bomba wybuchnie. Kiedy się obudził, ręce trzęsły mu się tak bardzo, że nie mógł założyć okularów, więc Voldemort musiał go w tym wyręczyć. A teraz mógł tylko patrzeć i czekać, aż ktoś zauważy, że Ginny zaginęła.

Nie trwało to długo.

Dwie dziewczyny z szóstej klasy, których imion nie mógł sobie przypomnieć, podeszły do Rona.

- Widziałeś Ginny? - zapytała jedna z nich. Ron uniósł wzrok znad swojego talerza jajecznicy na bekonie i potrząsnął głową.

Dziewczyna zaczęła ciągnąć za przód swojej szaty.

- Wczoraj wieczorem poszła zobaczyć się z Blaise'em i kiedy kładłyśmy się do łóżek, jeszcze jej nie było. Początkowo myślałyśmy, że... wiesz, ciągle jest z nim. - Przełknęła nerwowo ślinę, kiedy Ron zmrużył oczy. - Ale dzisiaj rano także nie było jej w łóżku i teraz Blaise jest tutaj, a jej nie ma i trochę się niepokoimy.

Ron spojrzał na Hermionę, która zmarszczyła brwi w oczywistym zainteresowaniu.

- Nie widziałam jej od wczorajszej kolacji.

- Podobnie, jak ja - powiedział Voldemort, wyglądając przy tym na tak samo zaintrygowanego jak Hermiona.

- Utnijmy sobie pogawędkę z tym cholernym Ślizgonem o mojej siostrze - powiedział Ron i wstał. Jego przyjaciele zrobili to samo. - Zabini, gdzie jest Ginny? - zapytał, gdy podeszli do stołu Slytherinu.

- A skąd mam wiedzieć? - odparł Blaise. - Nie przyszła na spotkanie wczoraj wieczorem.

- I myślisz, że ci uwierzę? - Ron sięgnął po różdżkę, ale Hermiona położyła dłoń na jego ręce, aby go powstrzymać.

- Posłuchaj, Blaise - powiedziała. - Nikt nie widział Ginny, odkąd wczoraj poszła na spotkanie z tobą. Wiesz coś? Może się pokłóciliście?

- Nic nie wiem i nie pokłóciliśmy się.

- Panie Weasley, czy może pan wyjaśnić, dlaczego nęka pan moich uczniów? - Snape stanął tuż za nimi. Harry nawet nie usłyszał, kiedy do nich podszedł.

- Profesorze, Ginny zaginęła. Wczoraj wieczorem poszła na spotkanie z Blaise'em i nie wróciła do dormitorium - wyjaśniła Hermiona.

Snape zmrużył oczy, patrząc najpierw na dziewczynę, a potem na Zabiniego.

- Dyrektorka powinna zostać o tym poinformowana. Blaise, chodź ze mną. - Ron zrobił krok do przodu, jak gdyby chciał za nimi pójść, ale Snape odwrócił się i spiorunował go wzrokiem. - Gdzie się wybierasz?

- Chcę się zobaczyć z profesor McGonagall!

- To nie twoja sprawa, Weasley. Poinformujemy ją tylko. Twoja siostra prawdopodobnie ukrywa się w którejś z łazienek i płacze z takiego czy innego powodu, jak to mają w zwyczaju nastolatki. - Po tych słowach Snape ruszył energicznie w kierunku stołu nauczycielskiego, z Zabinim depczącym mu po piętach.

- Co za paskudny drań - powiedział Ron i spojrzał na Harry'ego. - Nie mogłeś się odezwać? To w końcu twój... kimkolwiek tam jest.

Voldemort uniósł ręce w geście bezradności.

- Nie mieszam się w to, Ron.

- Być może Snape ma rację - powiedziała Hermiona, choć nie brzmiała zbyt pewnie. - Może Ginny naprawdę pokłóciła się z Zabinim. Albo potrzebuje trochę czasu w samotności. - Posłała Ronowi ostre spojrzenie. - Ostatnio wyglądała na zmartwioną .

Harry wiedział, że rozmawiają o nim. O tym, jak bardzo jego nagły homoseksualizm zranił Ginny. Mało kto wiedział, że była jedyną osobą, która odkryła prawdę, a teraz nie żyje.

Voldemort udawał, że nie rozumie, o czym mówią.

- Chodźmy usiąść. Jestem pewien, że McGonagall coś wymyśli.

- Racja - odparł Ron, ale nie wyglądał na przekonanego.


***

Wiadomość o tajemniczym zniknięciu Ginny rozniosła się po szkole z szybkością błyskawicy i do końca lekcji wszyscy już o tym rozmawiali.

McGonagall i Hestia Jones czekały na nich w pokoju wspólnym.

- Chodź ze mną - poleciła dyrektorka Ronowi. - Wasza dwójka także może się dołączyć.

Voldemort, który, ku ogromnej uldze Harry'ego, kontrolował go przez cały dzień, posłusznie ruszył za McGonagall do jej gabinetu. Gdy weszli do środka okazało się, że przy biurku siedzą pan i pani Weasley.

Dyrektorka wyczarowała kilka nowych krzeseł dla Harry'ego i jego przyjaciół, a mama Rona wstała i spojrzała na nich. Na widok jej pokrytej smugami od łez twarzy Harry zapragnął umrzeć. Naprawdę chciał, aby wszystko się skończyło, a on sam mógł rzucić się w ciemną otchłań zapomnienia. Nigdy nie byłby w stanie powiedzieć im, co się wydarzyło, nawet gdyby pozbył się Voldemorta. Bo mimo jego śmierci, wyznanie, jaką rolę pełnił w zamordowaniu ich córki, przekraczało jego możliwości. Umrzeć było łatwiej, niż żyć z ciężarem tego sekretu.

Śmierć jednej dziewczyny nie jest warta twojego życia, Harry.

Harry nie odpowiedział. Tak naprawdę nie miał w ogóle pojęcia, co mógłby mu powiedzieć.

- Przeszukaliśmy każdą klasę, każdą łazienkę i wszystkie wieże - wyjaśniła McGonagall, zajmując swoje miejsce za biurkiem. Hestia Jones stanęła obok niej. - Poprosiliśmy o pomoc duchy i portrety, ale nikt nie widział nawet śladu Ginny. - Pani Weasley przycisnęła chusteczkę do ust, a mąż położył jej dłoń na kolanie. - Kiedy każdy z was spotkał się z nią po raz ostatni? - spytała.

- Wczoraj po kolacji - powiedział Ron. Zarówno Hermiona jak i Voldemort mu przytaknęli. - Wygląda na to, że wyszła, aby zobaczyć się z Zabinim.

- Tak, Severus przesłuchał pana Zabiniego. Ginny nigdy nie dotarła na ich zwyczajowe miejsce spotkań w wieży południowej.

- Oczywiście, że Zabini tak twierdzi - rzucił Ron, marszcząc brwi.

- Panie Weasley, zapewniam pana, że profesor Snape wykonał swoje zadanie wyjątkowo skrupulatnie. - McGonagall zmrużyła oczy, a Ron spuścił wzrok na podłogę. - Wróćmy do tematu. Czy Ginny była zdenerwowana, kiedy opuszczała wczoraj pokój wspólny? Pokłóciła się z kimś?

Hermiona przygryzła wargę i zerknęła na Harry'ego.

- Więc... - zaczęła. - Ostatnio bardzo się martwiła z powodu Harry'ego.

- Ee... co? - zapytał Voldemort, doskonale imitując Gryfona. - Nigdy mi nic nie powiedziała.

- Panno Granger, proszę to wyjaśnić.

- Wydawała się zdenerwowana z powodu tego, że Harry i profesor Snape są razem. Była przekonana, że Harry nie jest sobą, a ktoś, jak się domyślam, Snape, zmusza go do tego.

Voldemort westchnął.

- Snape mnie do niczego nie zmusza. - Spojrzał na McGonagall. - Sądzisz, że pani dyrektor pozwoliłaby na ten związek, gdyby choć przez sekundę tak uważała?

McGonagall kiwnęła głową.

- Masz całkowitą rację, Potter. Ginny nie ma już od dwudziestu czterech godzin. Molly, Arturze, jestem przekonana, że nic poważnego się nie stało, ale chciałabym poprosić ministerstwo i Kingsleya Shacklebolta, aby rozpoczęli śledztwo.

Pani Weasley zaszlochała cicho w chusteczkę, a pan Weasley energicznie przytaknął.

- Tak, Minerwo, będę wdzięczny.

- Skontaktuję się z nimi natychmiast. - Spojrzała na Gryfonów. - Waszą trójkę już zwalniam, ale bardzo proszę, abyście mieli oczy i uszy otwarte i jeśli zobaczycie lub usłyszycie cokolwiek, co mogłoby nam pomóc, poinformujcie mnie o tym natychmiast.

- Oczywiście, pani profesor - powiedział Voldemort i wyszedł z gabinetu za Ronem i Hermioną. - Dlaczego nie powiedzieliście mi nic o Ginny? - zapytał, gdy tylko znaleźli się na korytarzu.

- Czego od nas oczekujesz, Harry? - odparła Hermiona, posyłając mu oskarżycielskie spojrzenie. - Po tym, jak z nią zerwałeś i zacząłeś spotykać się akurat ze Snape'em?

Voldemort zmrużył oczy.

- Gdybym wiedział, przynajmniej mógłbym z nią porozmawiać. I być może nic złego by się wtedy nie wydarzyło!

Wyraz twarzy przyjaciółki złagodniał.

- Och, Harry, to nie twoja wina, że Ginny zaginęła.

Voldemort wzruszył ramionami i Harry był pewien, że coś w jego piersi się złamało. Jak Hermiona mogła mu mówić coś takiego, skoro to właśnie on doprowadził do śmierci Ginny?

- Racja, kumplu - dodał Ron.

- Znajdziemy ją - powiedział Voldemort. W jego głosie zabrzmiał upór. Był naprawdę świetny w mówieniu i zachowywaniu sie dokładnie jak Harry i to było przerażające. - Nie mogła tak po prostu zniknąć.

Harry chciał umrzeć. Być może Voldemort mógłby utrzymać jego ciało w śpiączce przez cały czas. To wydawało się takie kuszące.

Nie bądź śmieszny, Harry. Już wcześniej radziłeś sobie ze stratą bliskich. Po śmierci rodziców i ojca chrzestnego jakoś się pozbierałeś, prawda? Tym razem też tak będzie, zapewniam cię.

Harry chciał mu przypomnieć, że za tamte śmierci nie był odpowiedzialny osobiście, ale jaki to miałoby sens? Voldemort o tym wiedział, tylko po prostu się tym nie przejmował.


***

Shacklebolt przybył do Hogwartu następnego dnia i zanim lekcje się skończyły, szkołę obiegły już zupełnie nieprawdopodobne plotki. Zabini prawdopodobnie został zatrzymany i zabrany do Ministerstwa, gdzie mieli go przesłuchać pod działaniem Veritaserum, czy czasem nie zamordował Ginny. Lecz gdy Ślizgon pojawił się na kolacji, wyglądał zupełnie w porządku.

Przez kolejny dzień wszyscy uczniowie byli przekonani, że dziewczyna utonęła w jeziorze, ponieważ nie była w stanie poradzić sobie z odejściem Harry'ego i jego homoseksualizmem. Jednakże McGonagall porozmawiała z trytonami, a Wielka Kałamarnica przeczesała wody jeziora i ciała dziewczyny również tam nie odnaleziono.

Następnego dnia rozeszły się pogłoski, że Ginny zdradzała Zabiniego z tajemniczym kochankiem, z którym spotykała się w Zakazanym Lesie, i musiała zostać rozerwana na strzępy przez wściekłego wilkołaka lub agresywnego trolla. Hagrid wypytał centaury, ale zapewniły go, że Gryfonka nie była widziana nigdzie w okolicach lasu.

Cały ten czas Harry siedział schowany głęboko we własnym umyśle, a Voldemort grał rolę zaniepokojonego, choć nie mającego o niczym pojęcia przyjaciela. Kilka razy zaoferował chłopcu odzyskanie kontroli nad ciałem, ale Harry'emu było zupełnie dobrze tam, gdzie teraz przebywał. Nie chciał rozmawiać z innymi o Ginny. Nie chciał stawać z nikim twarzą w twarz. Łatwiej było udawać, że w ogóle nie istnieje.

Shacklebolt rzeczywiście przeprowadził przesłuchania, ale zrobił to bardzo dyskretnie i bez użycia Veritaserum. Voldemort odpowiedział na jego pytania w sposób przekonujący, a potem już więcej aurora nie spotkał.

Snape pomagał szukać Ginny, gdzie tylko mógł, a w czasie, gdy znikał innym z oczu, kontynuował badania nad eliksirem do Pucharu Sekema.

Harry przestał pieprzyć Snape'a. Seks był ostatnią rzeczą, o jakiej myślał. Nie skorzystał nawet wtedy, gdy Voldemort zaoferował mu pomoc w odprężeniu się przed snem. I co najbardziej zaskakujące, po każdej odmowie Voldemort bez protestów się z nią godził.

W sobotę Voldemort spędził godzinę z Ronem i Hermioną, studiując uważnie mapę Huncwotów, ale zgodnie z oczekiwaniami, nie znaleźli na niej śladu Ginny. Huncwoci, mimo wszystko, nigdy nie odkryli Komnaty Tajemnic. Kolejną godzinę spędzili w Pokoju Życzeń, bo Ron zasugerował, że Ginny mogła chcieć go użyć i utknęła w środku. Voldemort, który nie znał go w czasie własnej nauki w Hogwarcie, wydawał się nim wyjątkowo podekscytowany, choć niczego nie dał po sobie poznać.

Kiedy przebadali już wszystkie pomieszczenia, jakie Pokój Życzeń mógł stworzyć, Ron został zmuszony wywnioskować, że jego siostry jednak tu nie ma. W chwili, gdy trafili na olbrzymi magazyn staroci, Voldemort zabrał podręcznik Księcia Półkrwi, który Harry schował tu na szóstym roku. Stwierdził, że profesor chciałby dostać go z powrotem.

W końcu się rozstali i Voldemort ruszył do lochu, aby spotkać się ze Snape'em.

- Mam dla ciebie prezent, Severusie - powiedział i wręczył mu książkę. - Harry dobrze ją ukrył. Uznałem, że ucieszysz się, gdy ją odzyskasz.

- Dziękuję. - Snape przebiegł wzrokiem po okładce, wyglądając na naprawdę zadowolonego. Ostrożnie umieścił ją na jednym z wielu regałów na książki i spojrzał na Voldemorta? - Jak się czuje chłopak? Nadal użala się nad sobą?

Voldemort westchnął.

- Niestety. Harry jest ostatnio bardzo obojętny.

- Może mogę go jakoś pobudzić? - zapytał Snape z pół uśmieszkiem.

- Zrób co w twojej mocy. - Voldemort zwrócił Harry'emu kontrolę nad ciałem pierwszy raz od kilku dni. Chłopak, nieprzygotowany na konieczność ponownego panowania nad własnymi nogami, pochylił się i tylko chwyt za oparcie krzesła uchronił go od upadku.

- Panie Potter - powiedział Snape. - Usiadł i wyczarował sobie filiżankę herbaty. Po chwili namysłu Harry usiadł również, ale nie patrzył na mężczyznę. - Przypominasz mi trochę swojego byłego ojca chrzestnego. - Słowa te sprawiły, że Harry jednak uniósł głowę. - Tak, wydaje się, że rzeczywiście macie z Syriuszem Blackiem kilka cech wspólnych. On także był absolutnym mistrzem w pogrążaniu się w rozpaczy, gdy tylko sprawy nie układały się po jego myśli.

- Przestań - szepnął Harry. Nie miał teraz sił zajmować się złośliwościami Snape'a.

- Dumbledore zaoferował mu schronienie, a on co zrobił? Skarżył się, pił, stał się okropnie uciążliwy. Cały Zakon Feniksa ryzykował dla niego życie, chronił go, a Black w zamian pozwolił się zabić. Oczywiście, ponieważ okazał się kompletnie bezużyteczny - z pewnego źródła wiem, że ojcem chrzestnym był marnym i widział w tobie jedynie drugiego Jamesa - Zakon jedynie zyskał na jego śmierci.

- Nie waż się mówić o Syriuszu w ten sposób! - Harry w ciągu sekundy był już na nogach, rzucił się na Snape'a i otoczył jedną ręką jego gardło. Filiżanka z herbatą poleciała na podłogę. - Ty draniu, Syriusz był wspaniałym ojcem chrzestnym i wartościowym człowiekiem.

Snape uśmiechnął się szyderczo.

- A więc tu pan jest, panie Potter. Witamy z powrotem.

Harry poczuł, jak gniew odpływa i puścił gardło Sanpe'a. Zrozumiał, że stoi nad nim okrakiem, więc chciał odejść, ale mężczyzna złapał go za nadgarstki.

- Czy to właśnie poczucie winy cię zżera, Potter? - Harry spojrzał na niego z góry, ale się nie odezwał. - Przygnębia cię myśl o częściowej odpowiedzialności za śmierć panny Weasley? - Przyciągnął Harry'ego bliżej, tak że ich nosy prawie się ze sobą stykały. - Jeżeli tak to wygląda, muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Pomimo wszystko, masz w takich sprawach doświadczenie. To z twojej winy zginął Black. Gdybyś nie pobiegł do Ministerstwa, tak jak to zrobiłeś, twój ojciec chrzestny nadal by żył. - Harry chciał uderzyć Snape'a, ale ten ciągle trzymał go mocno, więc jedyne co mógł, to kręcić się na jego kolanach i kopać w krzesło, podczas gdy mężczyzna cały czas się do niego uśmiechał. - Śmiem nawet twierdzić, że jesteś częściowo odpowiedzialny za śmierć Dumbledore'a. Mimo wszystko byłeś tam i nie zrobiłeś nic, aby mu pomóc.

- To ty zabiłeś dyrektora, przeklęty draniu! - Harry cofnął się, aby uderzyć mężczyznę głową, ale Snape ponownie przyciągnął go do siebie.

- Tak, Potter, zabiłem Dumbledore'a, choć w zasadzie lubiłem starego głupca. Rzuciłem na niego zaklęcie uśmiercające na jego własną prośbę i wcale mi się to nie podobało. Czy jednak widzisz, abym z tego powodu chciał umrzeć lub uciec jak jakiś tchórz?

- Nie jestem tchórzem - szepnął Harry.

- A jednak przez cały tydzień zachowujesz się jak on.

Harry pochylił się, dotykając czoła Snape'a.

- Oni o niczym nie wiedzą.

- Oni, to znaczy kto?

- Ron, Hermiona, państwo Weasley. Nie wiedzą, że Ginny nie żyje, a ja nie mogę im tego powiedzieć i doprowadza mnie to do rozpaczy. Jak mam spojrzeć im w oczy, kiedy znam prawdę a oni nie? Jak mam zachowywać się jak gdyby nigdy nic, skoro inni nie wiedzą, co się wydarzyło?

Snape puścił jeden z nadgarstków Harry'ego, umieścił palce pod jego brodą i uniósł mu twarz, tak że teraz mogli spojrzeć sobie w oczy.

- Ja wiem, panie Potter. I Voldemort wie. Nie jesteś jedyny.

- Tak, ale...

- Od kilku miesięcy ukrywasz dużo większy sekret, a jednak nie pozwoliłeś, aby cię zniszczył, mam rację?

Harry przez chwilę się zastanawiał.

- Tak.

- W takim razie to wydaje się głupie, aby jeszcze jedna tajemnica, nieważne jak straszna, miała sprawić, że zrezygnujesz z własnego życia.

- Być może.

- Powtórz to jeszcze raz - powiedział Snape, znowu się uśmiechając.

- Tak, jeśli przedstawiasz to w ten sposób. - Harry cofnął się trochę, aby móc spojrzeć w oczy Snape'a. Były takie czarne, i zawsze myślał o nich, że są zimne, ale nie teraz. Płonęły czymś, czego Harry'emu w tej chwili brakowało, więc pochylił się i przycisnął usta do warg mężczyzny, mając nadzieję zagarnąć trochę tego ognia dla siebie.

Snape odwzajemnił pocałunek, co okazało się pocieszające i przyjemne. Powolne ruchy ich języków sprawiły, że w piersi Harry'ego zrobiło się ciepło, a w podbrzuszu poczuł mrowienie.

- Później - powiedział Snape. - Pocałował go jeszcze raz i zsunął ze swoich kolan. - Teraz muszę zająć się eliksirem.


***

- Myślę, że się udało - powiedział Snape, gdy stali pochyleni nad kociołkiem. Eliksir wewnątrz miał ciemno-brązowy kolor i wyglądał jakby chciał zawirować, ale małe zmarszczki zanikały prawie natychmiast po tym, jak się pojawiały.

- Tak, też tak sądzę. - Voldemort posłał Snape'owi zadowolony uśmiech. - Jest tylko jeden sposób, aby go przetestować.

- Ukradniemy puchar? - zapytał Harry, na co Snape uniósł brew.

- Zabierzemy mugolom to, co prawnie należy się czarodziejom - powiedział Voldemort.

Harry wywrócił oczami.

- To właśnie w moim słowniku nazywa się kradzieżą. - Tak naprawdę nie czuł się wcale rozdrażniony. O planach wiedział już dostatecznie długo, aby się z nimi oswoić.

- Będziesz potrzebował mojej pomocy? - zapytał Snape, gasząc płomień pod kotłem.

- Nie, Harry i ja damy sobie radę. Możesz służyć dzisiaj w nocy za nasze alibi.

- Oczywiście.

- Już prawie pora kolacji. Sugeruję, abyśmy poszli coś zjeść, Harry - powiedział Voldemort. - A potem wybierzemy się po puchar.

- W porządku. - Harry zastanowił się, czy Voldemort ponownie obejmie nad nim kontrolę. Zwrócił mu władzę nad ciałem prawie na cały dzień, od momentu pogawędki ze Snape'em.

Musisz znowu stanąć na własnych nogach, Harry. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już wkrótce nie będę mógł cię podtrzymywać.

Harry kiwnął głową i zerknął na Snape'a. Nie był pewien, co mógłby mu powiedzieć. Po tym, jak mężczyzna wyrwał go wcześniej z depresji, znowu stał się sobą, to znaczy rzucał mnóstwo paskudnych komentarzy. Ale w jakiś sposób Snape traktujący go jak zwykle był tym, czego potrzebował.

- Zobaczymy się później - rzucił w końcu, na co Snape zareagował lakonicznym kiwnięciem głowy. Harry uśmiechnął się do niego niepewnie i opuścił jego prywatną pracownię.

Ron i Hermiona czekali już pewnie w Wielkiej Sali i Harry nagle stracił pewność, czy jest w stanie stawić im czoła.

Dasz radę to zrobić. Jesteś silnym, młodym mężczyzną. Jak inaczej udałoby ci się obrabować mnie z kolejnego ciała?

Słowa te wywołały u Harry'ego uśmiech, mimo że odczuwanie wesołości nie wydawało się rzeczą właściwą.

Jednak Voldemort miał rację, podobnie jak Snape. Harry był silny, a zachowywał się niczym tchórz. Uda mu się stawić czoła przyjaciołom. W końcu oni zawsze byli przy nim, nawet gdy sytuacja stawała się niemiła. Uciekanie od nich naprawdę było oznaką tchórzostwa.

I to jest właśnie mój chłopiec.

- Nie jestem twój - szepnął Harry. - Jeszcze nie.

Voldemort zachichotał w taki sposób, jakby się z tym nie zgadzał.

Wielka Sala okazała się pełna, a Ron i Hermiona siedzieli na swoich zwykłych miejscach przy stole Gryfonów. Przez ułamek sekundy Harry rozważał ucieczkę lub błaganie Voldemorta, aby go stąd zabrał. Ale jednak tego nie zrobił. Poszedł dalej i choć głowy nie trzymał uniesionej wysoko, jego kroki utrzymywały zdecydowane tempo.

- Cześć, Harry - przywitała go Hermiona, kiedy usiadł obok niej. - Wyglądasz na zmęczonego.

- Bo jestem - odparł. Zerknął na Rona i pierwszy raz w tym tygodniu zauważył, że przyjaciel także nie za dobrze wygląda. Miał ciemne kręgi pod oczami i blade policzki. - Przepraszam - powiedział.

Ron spojrzał na niego i zmarszczył brwi.

- Za co?

- Żałuję, że pewnych spraw nie załatwiłem inaczej.

Bądź ostrożny, Harry.

Oczywiście, że będzie. Przecież nie był idiotą. Ale pewne rzeczy musiał powiedzieć, aby przestały mu ciążyć na sercu. I mimo że Ron i Hermiona mogli go nigdy nie zrozumieć, chciał tego.

- Żałuję, że kilku rzeczy z Ginny nie rozwiązałem inaczej - powiedział, spoglądając to na Hermionę to na Rona. - Patrząc wstecz wiem, że się myliłem. Przeważnie myślałem tylko o sobie, a nie o tym, co ona może czuć. I naprawdę bardzo za to przepraszam.

Przyjaciółka posłała mu współczujący uśmiech.

- To naprawdę nie jest...

- Nie. - Harry uniósł rękę, aby ją powstrzymać. - Tak właśnie się czuję i musiałem to powiedzieć.

- W porządku - odezwał się Ron. - Wiem, że nigdy nie zamierzałeś zranić jej celowo.

- Właśnie - powiedział Harry, wpatrując się w swój talerz. Ron wrócił do jedzenia, ale Hermiona przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Odwzajemnił jej spojrzenie i pierwszy raz od tygodnia nie miał ochoty dłużej się ukrywać.

Część 14



Po kolacji Harry oznajmił, że zamierza spędzić wieczór ze Snape'em i pożegnał się z przyjaciółmi w głównym holu. Kiedy odeszli, wyśliznął się z zamku, przeszedł przez błonia i wyszedł przez bramę, zmierzając do punktu aportacyjnego. Stamtąd Voldemort aportował ich na górne piętro Muzeum Brytyjskiego. Wokół było ciemno i pusto, tak jak oczekiwali, więc Harry rzucił Lumos, aby móc odnaleźć drogę.

Voldemort skierował go ku szklanej wystawie. Stał tam misa na żywność, pochodząca z czwartej dynastii, zwana także Pucharem Sekema. Była dziwnym połączeniem ceramicznego pucharu i wazy na kwiaty. Miała nierówne boki, udekorowane mnóstwem hieroglifów, które jednak nic Harry'emu nie mówiły.

- Oto i on - powiedział po chwili absolutnej ciszy, skoro Voldemort na razie się nie odzywał.

Tak. - Harry gapił się przez kolejną chwilę na naczynie, zastanawiając się, dlaczego Voldemort nic jeszcze nie zrobił. - Wciąż jestem ci winien odpowiedź.

- A, tak. - Harry potarł czubkiem buta dolną część podestu. Miesiącami marzył o tym, żeby pozbyć się Voldemorta ze swojej głowy, ale teraz wszystko wydawało się dziać zbyt szybko.

Czy wciąż chcesz zawrzeć układ?

Harry zastanowił się. W pierwszej chwili miał zamiar powiedzieć "nie", szczególnie po tym, co stało się z Ginny. Ale zrozumiał, że właśnie to było powodem, dla którego powinien go zawrzeć. Jeżeli tego nie zrobi, Voldemort nie odejdzie i każdy, kogo Harry zna, znajdzie się ponownie w wielkim niebezpieczeństwie. Nawet w jeszcze większym niż wcześniej, skoro Voldemort, z racji przebywania w jego umyśle, wiedział o nich teraz wszystko.

- Kiedy zamierzasz przeprowadzić rytuał? Dzisiaj w nocy?

Jutro. Dzięki temu będziemy mieli całą niedzielę. Sugeruję, abyśmy udali się na Grimmauld Place, ponieważ przyda nam się prywatność.

- I jeżeli to zadziała, to natychmiast wyjedziemy?

Proponuję, abyś najpierw spakował kilka rzeczy, ale tak, nie będziemy zwlekać.

Harry przełknął, wpatrując się w Puchar Sekema. Naczynie naprawdę było stare i brzydkie Wiedział, że gra na zwłokę, ale czuł się tak, jakby sprzedawał swoją duszę, mimo iż stracił ją już dawno temu, kiedy Voldemort umieścił w nim kawałek swojej, przypadkiem albo nie.

- W porządku. Jestem gotów do zawarcia umowy.

W takim razie przyjmuję. Wyjedziemy jutro, jeżeli eksperyment się powiedzie. Jeśli nie, będziemy robić to, co do tej pory, dopóki nie odzyskamy mojego ciała i opuścimy Hogwart dopiero wtedy.

- W porządku - odparł Harry. Musiał usiąść, ponieważ kolana zamieniły mu się w budyń, ale Voldemort utrzymał go prosto i roztrzaskał jego łokciem szklaną obudowę. Kawałki szkła rozsypały się na podłodze wokół niego.

- Mogłeś to zrobić za pomocą magii - powiedział Harry. Odczuwał dziwną mieszaninę ulgi i niepokoju, jak gdyby z jego ramion został zdjęty ciężar, ale w zamian umieszczono go na piersi.

I przez przypadek zanieczyścić magię Pucharu? Wykluczone.

Voldemort sięgnął do wnętrza i złapał Puchar obiema dłońmi. Wzdłuż ramion Harry'ego popłynęło ciepłe łaskotanie magii.

Czujesz to?

- Tak - odparł Harry, nieco rozkojarzony. Rozejrzał się wokół, spodziewając się syren i świateł oraz opadających w oknach krat, ale nic takiego się nie wydarzyło. Najwyraźniej naczynie na żywność z czwartej dynastii nie było warte nowoczesnego systemu ochrony.

Cóż za czysta magia. W dzisiejszych czasach już takiej nie znajdziesz.

Zabrzmiał tak, jakby brakowało mu tchu, a w jego głosie dało się wyczuć strach. Voldemort bojący się czegoś - to była śmieszna myśl, nawet pomimo tego, że jakikolwiek rodzaj wesołości ciągle wydawał się Harry'emu nie na miejscu.

Voldemort owinął Puchar w gryfoński szalik Harry'ego i schował go do jego torby.

- Idziemy teraz zobaczyć się ze Snape'em?

Nie. Proponuję, abyśmy poszli prosto do twojego dormitorium i przespali się trochę, ponieważ jutro będziemy potrzebowali energii.

- Och. - Harry zmarszczył brwi. - To znaczy, że już go nie zobaczymy? - W jakiś sposób to było dziwne uczucie, że nie pożegna się ze Snape'em.

Zobaczymy go jutro rano, kiedy pójdziemy po eliksir.

- To dobrze. A więc gdzie jutro wyruszamy? Do Egiptu? - Harry rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, przyglądając się wszystkim tym tajemniczym antykom.

Do Ameryki Południowej

- Co?

W Imperium Inków znajdowało się kilka niewielkich społeczności czarodziejskich. Ale do tej pory nikt ich jeszcze dokładnie nie zbadał. Zaczniemy od Cusco w Peru, a stamtąd wybierzemy się do Machu Picchu, zaginionego miasta Inków.

Harry poczuł się nieco oniemiały.

Nie podobają ci się moje plany?

- Ależ tak. - Harry nie wiedział, czy się uśmiechać, czy marszczyć brwi. - Po prostu nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek, ze wszystkich miejsc, pojadę do Peru.

Ja także nigdy tam nie byłem. To będzie przygoda dla nas obu.

Harry pomyślał, że nieważne, gdzie się udadzą, życie z posiadającym własne ciało Voldemortem i tak będzie przygodą.

Voldemort zachichotał.

Wracajmy już.

I z cichym trzaskiem aportowali się na otaczające hogwarckie błonia wzgórze.

***

Następnego ranka Harry powiedział Ronowi, że zamierza spać do późna i poprosił, aby poszedł na śniadanie bez niego. Kiedy dormitorium opustoszało, wstał i wrzucił swoje osobiste rzeczy do kufra. Starał się nie myśleć o tym, że jeżeli Voldemort odzyska dzisiaj swoje ciało, to nie zobaczy już ani Rona, ani Hermiony.

Napiszesz do nich później list. Wyślemy go z Ulicy Pokątnej, na której złapiemy świstoklika.

- Dobrze - odparł Harry, chociaż propozycja Voldemorta nie sprawiła, że poczuł się lepiej. Porzucenie Hogwartu i przyjaciół było pomysłem na tyle dziwacznym, że nie potrafił teraz zaprzątać sobie nim głowy.

Poruszał się energicznie, nie chcąc marnować czasu. Z zamkiem wiązało się tak wiele wspomnień, tych dobrych i tych złych. A Harry chciał uciec od tych złych tak szybko, jak to możliwe.

Pomniejszył swój kufer, wcisnął go do kieszeni, przerzucił torbę przez ramię i ruszył w długą drogę do lochów.

Snape był w swoim gabinecie. Najwyraźniej czekał na nich.

- Masz puchar?

- Tak - odparł Voldemort. Wziął kociołek od Snape'a i owinął go peleryną niewidką Harry'ego. - Dam ci znać, jeżeli eksperyment zakończy się sukcesem.

Snape skinął głową, splatając ręce za plecami. Wyglądał na dziwnie zniechęconego i Harry zastanawiał się, dlaczego.

- Doskonale. Życzę szczęścia.

- Szczęście jest potrzebne słabeuszom, Severusie - powiedział Voldemort i skierował się ku drzwiom. - Ja nie będę go potrzebował.

Harry spojrzał na Snape'a po raz ostatni i, zanim Voldemort wyszedł z gabinetu, wyrzucił z siebie szybkie:

- Do zobaczenia, profesorze!

Nie tracili czasu i ruszyli prosto do znajdującego się tuż za bramą zamku miejsca, z którego aportowali się na Grimmauld Place. Voldemort oddał kontrolę Harry'emu dopiero, kiedy ustawił na stole kociołek i Puchar Sekema.

Serce biło mu jak oszalałe. A więc to było to. Ta chwila, w której Voldemort odzyska swoje ciało. Albo i nie, jeżeli Snape popełnił błąd. Część Harry'ego protestowała przeciwko bezczynnemu przyglądaniu się, jak Voldemort wykonuje rytuał, ale większa część akceptowała to i wiedziała, że nie ma innego wyjścia.

Wiedział, że jeśli w tym momencie spróbowałby wszystko zepsuć, Voldemort dopadłby Rona i Hermionę przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Mądry chłopiec. A teraz przelej miksturę do Pucharu.

Harry wykonał polecenie (chociaż starał się myśleć o tym, jak o prośbie) i patrzył, jak brązowy eliksir zaczyna wirować w ceramicznym naczyniu.

- Czy to powinno się tak zachowywać? - zapytał. Nigdy nie widział, aby jakaś mikstura robiła takie rzeczy sama z siebie.

Tak. Wydaje się perfekcyjna.

- I co teraz? - wyobrażał sobie, że Voldemort będzie rzucał zaklęcie po zaklęciu, tak, jak wtedy, kiedy nakładał zaklęcia ochronne na dom.

Teraz zanurz obie dłonie w Pucharze.

- Jesteś pewien? - Harry spojrzał na naczynie z powątpiewaniem, przypominając sobie Glizdogona, łkającego na ziemi i przyciskającego do piersi zakrwawiony kikut.

Voldemort zachichotał.

Nie stanie ci się żadna krzywda, Harry, obiecuję. To po prostu sposób na to, abyś mógł mnie połączyć z Pucharem.

- Dobrze. - Harry wciąż nie był przekonany, ale nie miał żadnego powodu do sprzeciwu, gdyż ten rodzaj magii wykraczał poza możliwości jego rozumowania. - Teraz?

Tak.

- Nie musisz wykonać najpierw jakiegoś rytuału? Po prostu mam wsadzić w to ręce i już?

Tak.

Harry nie miał pojęcia, dlaczego zwleka. Jego marzenie właśnie się spełniało. Voldemort się wyprowadzał. Ale jednocześnie myśl o tym, że zniknie z jego głowy, była niepokojąca. A być może to pomysł, że Voldemort odzyskuje swoje ciało, tak go martwiła. Harry naprawdę nie wiedział już, co myśleć.

- W porządku - powiedział, unosząc dłonie tuż nad powierzchnią Pucharu. - A więc robię to. Teraz. - Po tych słowach zanurzył palce w miksturze i odwrócił głowę do tyłu, spodziewając się bólu i cierpienia, ale substancja była po prostu letnia i nic spektakularnego się nie wydarzyło.

Nie ruszaj się. Już za chwilę się zobaczymy, mój mały horkruksie.

Harry poczuł, jak coś spłynęło po jego rękach, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Brązowa mikstura stała się czarna tam, gdzie dotknął jej palcami, i zaczęła się obracać coraz szybciej i szybciej, aż w końcu uniosła się do góry niczym wir wodny, coraz wyżej i wyżej, czerń zmieniała się w brąz, a brąz w czerń. Ze środka emanował teraz jasny blask, a wir sięgał już niemal sufitu. Światło stało się jeszcze jaśniejsze i cieplejsze i Harry musiał zmrużyć oczy, żeby nie zostać oślepionym. Nadal trzymał dłonie w pucharze. Voldemort nie kazał mu ich wyciągnąć, a skoro to nie bolało, wciąż stał całkowicie nieruchomo.

Przez pokój przetoczył się głośny huk, a światło w wirze stało się tak jasne, jak słońce. Harry został odrzucony na kanapę i wylądował z twarzą w poduszkach. Podniósł się powoli. Wir zniknął, a na podłodze, tuż obok stołu, leżała naga postać.

Podszedł bliżej i sięgnął po różdżkę. Spodziewał się zobaczyć Voldemorta ze skórą białą jak czaszka, czerwonymi oczami i szparami zamiast nosa. Ale Voldemort nie wyglądał jak Voldemort. Wyglądał jak Tom Riddle.

Harry zamrugał. Voldemort miał zamknięte oczy, a jego twarz była odwrócona w przeciwną stronę. Wyglądał tak, jakby miał około dwudziestu kilku lat i im dłużej Harry mu się przyglądał, tym bardziej rozumiał, że to dokładnie ten sam Tom, z którym Voldemort pozwolił mu się bawić naprzeciw lustra.

- Tom? - zapytał. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Ani w swoim umyśle, ani od leżącego na podłodze mężczyzny, więc podszedł trochę bliżej. - Słyszysz mnie? - Przykucnął obok. Voldemort nie poruszał się. Wydawał się nawet nie oddychać. - Tom? Voldemort?

Harry stuknął go końcem różdżki w żebro.

Nic.

Ku swemu zdumieniu, zaczynał się martwić. Powinien się radować tym, że Voldemort się nie budził, ale istniało zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, aby mógł się tak czuć. Co się z nim stanie, jeżeli Voldemort nie żyje? W końcu jest jego horkruksem. Jeżeli Voldemort teraz umarł (ale jak mógłby, skoro miał gdzieś jeszcze kilka innych horkruksów?), to czy on sam też umrze?

- Tom? Obudź się. - Wyciągnął dłoń i położył ją na policzku mężczyzny. Był wystarczająco ciepły. Przeniósł rękę wyżej i dotknął czarnych włosów. To było zdumiewające, że okropny ceramiczny puchar i śmierdząca mikstura z gównem słonia, nie wspominając już o innych składnikach, stworzyła to ciało. Wyglądało i było takie prawdziwe.

Było prawdziwe. Po prostu się nie poruszało.

- No dalej, obudź się. - Harry ponownie przesunął dłoń niżej i musnął palcami wargi Voldemorta.

Kiedy zaczął się już zastanawiać, czy nie skontaktować się ze Snape'em, aby powiedzieć mu, że coś poszło źle, Voldemort poruszył się. Piwne oczy otworzyły się i spojrzały na Harry'ego.

- Cześć - powiedział Harry, zaskoczony. Natychmiast zabrał rękę i usiadł prosto.

- Harry. - Voldemort odezwał się takim głosem, jakby właśnie obudził się po naprawdę dobrze przespanej nocy. Usiadł i spojrzał w dół na swoje ciało.

- Wyglądasz... ee... inaczej - powiedział Harry, chociaż wiedział, że Voldemort pewnie sam zdążył to zauważyć.

- Teraz już wiesz, dlaczego zdecydowałem się użyć Pucharu Sekema. - Voldemort uniósł głowę i uśmiechnął się do Harry'ego. - Mogłem wybrać moją nową formę. A z tego, co zauważyłem, bardzo polubiłeś to ciało, więc...

Harry zarumienił się. Zabawianie się z Tomem Riddle'em przed lustrem było tylko głupią iluzją, ale teraz Tom Riddle siedział tutaj, tuż przed nim, i robił sugestywne uwagi. Pewne szczególne części jego ciała zaczęły dawać o sobie znać dokuczliwym łaskotaniem podniecenia, lecz Harry próbował wmawiać sobie, że to jest Voldemort, jego wróg, ten drań, który zabił mu rodziców i Ginny. Zmusił się, aby wstać i spojrzał na podłogę.

Voldemort wstał także, przeciągając się energicznie. Wyglądało na to, że w ogóle nie przejmuje się tym, iż stoi przed Harrym zupełnie nagi. Ale z drugiej strony, już wcześniej byli w intymnej sytuacji. Dzielili ciało przez kilka miesięcy, a to zbliżyło ich tak bardzo, jak to tylko możliwe.

- Chodź, pozwól, że przyjrzę się sobie bliżej - powiedział Voldemort. Położył dłoń na ramieniu Harry'ego i wyprowadził go z pokoju, a później pokierował w górę schodów. Harry pozwolił mu na to, ponieważ nie miał pojęcia, co innego mógłby zrobić. W końcu zaoferował Voldemortowi swoje życie. - O tak... - Voldemort przechylił głowę, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze znajdującym się w pokoju Harry'ego. - To ciało pasuje wręcz idealnie, nie uważasz?

- Cóż... - wymamrotał Harry, gapiąc się na wiszący obok szafy plakat Armat z Chudley. - Z pewnością jest znacznie mniej rzucające się w oczy niż to poprzednie.

Voldemort zachichotał. Brzmiało to dokładnie tak samo, jak w głowie Harry'ego i wciąż sprawiało, że robiło mu się ciepło w środku. Mężczyzna przesunął ręką po swojej twarzy, potem po szyi i klatce piersiowej. Zatrzymał ją na chwilę na penisie i jądrach, a później pogłaskał uda.

A Harry przyglądał się, zafascynowany. Nie chciał tego robić, ale trudno było mu oderwać wzrok, kiedy obiekt większości jego fantazji stał zaledwie metr od niego. Kolejny raz powtórzył sobie, że to jest Voldemort. Okrutny, obłąkany Voldemort. Nagi, przystojny Voldemort.

Nie! Harry potrząsnął głową i zamknął oczy. Nie chciał myśleć o Voldemorcie w ten sposób. Wcześniej Tom Riddle był tylko iluzją w lustrze. Teraz był Voldemortem. Oczywiście, Harry wiedział, że Tom i Voldemort zawsze byli tą sama osobą, ale to nigdy nie było dla niego tak oczywiste, jak w tym właśnie momencie.

- Nie ma nic wstydliwego w tym, że się czegoś pragnie, Harry. - Voldemort zabrzmiał niezwykle blisko i kiedy Harry otworzył oczy, zobaczył, że mężczyzna stoi tuż przed nim, ich ciała znajdowały się nie dalej niż kilka centymetrów od siebie. Spojrzał w piwne oczy Voldemorta i dostrzegł jego przebiegły uśmiech.

Mężczyzna pochylił się, aby go pocałować, ale Harry odwrócił głowę.

- Nie, nie mogę.

- No dalej, mój mały horkruksie. - Voldemort musnął wargami policzek Harry'ego, a potem przesunął je na jego szyję. - Po tym wszystkim, co razem robiliśmy? - Śliski język zaczął poruszać się po jego skórze, aż do ucha. - Po tych wszystkich razach, kiedy dotykałeś się, obserwując mnie w lustrze? - Zęby skubnęły płatek jego ucha. - Po tych wszystkich razach, kiedy pieprzyliśmy Severusa? - Mokre usta zacisnęły się wokół płatka i zaczęły go ssać. - Po tych wszystkich razach, kiedy pozwalałeś mi się zaspokajać?

Harry jęknął i położył dłoń na piersi Voldemorta, aby go odepchnąć. Ale siły go opuściły i przylgnął do nagiego ciała mężczyzny.

Voldemort wycałował drogę aż do ust Harry'ego i wyszeptał w jego wargi:

- Marzyłem o tym.

Pomimo swoich najlepszych intencji, aby się nie podniecić, to wyznanie posłało falę żaru do jego krocza i Harry pokonał tę mikroskopijną odległość pomiędzy ich ustami. Wargi Voldemorta (a może to były wargi Toma?) były miękkie, ale pocałunek daleki od delikatności. Voldemort przejął inicjatywę w sposób, w jaki Snape nigdy tego nie robił i Harry poddał się, ponieważ nie miał już powodów, aby dalej walczyć.

- Jesteś mój - powiedział Voldemort i przesunął czubkiem języka po wargach Harry'ego. - Jesteś częścią mnie. I zawsze będziesz.

Harry nie odpowiedział, ponieważ nie chciał przyznać, że Voldemort prawdopodobnie ma rację. Przycisnął swoje usta, a później całą resztę siebie do mężczyzny i pozwolił, aby żar wewnątrz niego wypalił wszystkie wspomnienia z kilku ostatnich tygodni. A przynajmniej na krótką chwilę.

Voldemort odpiął szaty Harry'ego, które opadły na podłogę. Ściągnął przez głowę jego koszulę, a wraz z nią także okulary. Spodnie, slipy, buty i skarpetki zostały kolejno odrzucone w błyskawicznym tempie i Harry owinął ramiona wokół szyi Voldemorta, nagą skórę przyciskając do nagiej skóry. Całował szyję Voldemorta, a mężczyzna przesunął dłonie wzdłuż jego pleców i zacisnął je na pośladkach.

- Zamierzasz... ee... - Harry schował nos w szyi Voldemorta.

- Pieprzyć cię? Tak. - Voldemort podążył za ustami Harry'ego i schwytał je swoimi własnymi.

Myśl, że miałby pozwolić Voldemortowi się pieprzyć, była nieco zniechęcająca, ale jednocześnie poczuł wzrastający wewnątrz siebie żar. Pamiętał, jak na początku się opierał, ale później podobało mu się, kiedy Voldemort wpychał palce do jego tyłka. I Snape zawsze wydawał się lubić, kiedy Harry wchodził w niego swoim penisem. To nie mogło być aż takie złe.

- Spodoba ci się, dopilnuję tego. - powiedział Voldemort. Pocałował Harry'ego raz jeszcze i popchnął go na łóżko. Podążył za nim, rozsuwając mu nogi. Harry zacisnął powieki i jęknął, czując dotyk palców na swoich udach i ust całujących jego klatkę piersiową.

Może nie powinien myśleć, że to Voldemort - obłąkany, zły morderca - a w zamian wyobrażać sobie po prostu seks z jakimś zwyczajnym, przystojnym facetem. Palce musnęły jego wejście i w jakiś sposób poczuł się pokonany, pozwalając Voldemortowi (nie, nie myśl tak!) dotykać się właśnie tam. Ale z drugiej strony, nie potrafił przestać, i nie liczyło się, że to był jego wróg obleczony w ciało.

Jego życie należało teraz do Voldemorta. Oddanie własnego ciała wydawało się ostatecznie niewielkim poświęceniem.

Jego życie w zamian za życie jego przyjaciół i wszystkich pozostałych ludzi w Wielkiej Brytanii. Nie była to taka zła umowa.

Harry wygiął plecy, kiedy palce wśliznęły się w niego. Otworzył oczy i zobaczył, że Voldemort trzyma jego różdżkę. Nerwowe trzepotanie, które odczuł, jedynie wzmogło podniecenie. Czuł się wypełniony, ale jednocześnie pragnął więcej. Wypchnął biodra, ponaglając Voldemorta. To wciąż była dziwaczna myśl, że podobało mu się przyjmowanie czegokolwiek do swojego tyłka, ale jego ciało nie kłamało - to było tak cholernie przyjemne.

- Odpręż się, Harry - powiedział Voldemort i pochylił się niżej, zatrzymując twarz tuż nad twarzą Harry'ego. - Jesteś mój. Pokażę ci to.

Harry skinął głową i gwałtownie wciągnął powietrze, kiedy palec Voldemorta wysunął się z niego. Wiedział, co teraz nastąpi. "Na Merlina, tak, właśnie tam!" Penis Voldemorta wszedł w niego, przeciskając się przez ten niewielki otwór, co sprawiło, że Harry zacisnął palce u stóp.

- Tak, bardzo dobrze. - Głos Voldemort brzmiał tak, jakby brakowało mu tchu. Harry był pewien, że nie byłby w stanie nic teraz powiedzieć, nawet gdyby chciał. Voldemort umieścił ramiona pod kolanami Harry'ego, napierając na nie i wchodząc w niego jeszcze głębiej powolnymi ruchami swoich bioder. - I jak? W porządku?

Harry wydyszał coś, co brzmiało jak "tak" i odchylił głowę do tyłu, odsłaniając szyję. Mężczyzna pochylił się i zaczął lizać oraz gryźć to, co Harry mu zaoferował. Voldemort był w nim, w inny, o wiele lepszy niż wcześniej sposób. Stwierdził, że to zdecydowanie przyjemniejsze, niż słuchanie głosów w swojej głowie. Owinął ręce wokół ramion Voldemorta i przyciągnął go jeszcze bliżej.

Pchnięcia Voldemorta nadal były powolne i głębokie i za każdym razem, kiedy w niego wchodził, Harry wydawał z siebie zduszony jęk. Voldemort pieprzył go. Już sama ta myśl okazała się niesamowita, ale w połączeniu z twardym penisem, wsuwającym się w niego i wysuwającym, była ekscytująca. Teraz potrafił już całkowicie zrozumieć, dlaczego Snape aż tak bardzo to lubił.

- A teraz trochę przyśpieszymy, dobrze? - Zmrużone oczy Voldemorta błysnęły czymś, czego Harry nie potrafił zidentyfikować. Przyjemnością? Podnieceniem? Triumfem? Cokolwiek to było, wprawiło Harry'ego w zachwyt, więc szarpnął biodrami tak, jakby chciał powiedzieć "tak, zrób ze mną, co tylko zechcesz". Voldemort zwiększył tempo i jego szybkie pchnięcia wywołały cudowne uczucie tarcia na uwięzionym penisie Harry'ego.

Wiedział, że już niedługo dojdzie. Chciał tego, ponieważ żar wewnątrz niego stawał się nie do zniesienia. Schował nos we włosach Voldemorta i wziął głęboki wdech. Voldemort pachniał dziwnie. Jak mężczyzna, tak, ale pod spodem było coś silniejszego. Być może magia. Tak, Voldemort pachniał magią i ten zapach sprawił, że nozdrza Harry'ego zadrgały, a na skórze poczuł ciarki. Był teraz tak blisko.

Voldemort wydawał ciche odgłosy, a jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze i mocniejsze. Nie brzmiał jednak tak głośno jak sapanie Harry'ego. Blisko, tak bardzo blisko. Harry zakleszczył Voldemorta w uścisku. Jeżeli tylko wszedłby nieco głębiej i pchnął mocniej, o tak...

Harry doszedł, jęcząc i wytryskując spermą. Voldemort wchodził w niego w taki sposób, aby przedłużyć silne fale przyjemności, aż oddychanie stało się zbyt trudne, a tarcie na jego bezwładny penis nie do zniesienia.

Voldemort odnalazł jego usta i zaczął go całować, szybko i gwałtownie poruszając językiem. Harry usłyszał głęboki jęk i ciało Voldemorta spięło się, a penis, zanurzony głęboko w jego wnętrzu, zaczął pulsować.

- Mój Harry - wyszeptał Voldemort, poruszając się coraz wolniej i wolniej, aż w końcu obaj znieruchomieli.

Harry spojrzał w oczy Voldemorta i uśmiechnął się. Nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Pozostałości orgazmu, uczucie rozluźnienia i błogości sprawiły, że nie potrafił myśleć o strasznych rzeczach. Voldemort zerżnął go, a jemu się to podobało. To na razie wystarczy.

Voldemort wysunął się z niego delikatnie i przekręcił ich obu tak, że leżeli na boku, i przyciągnął go blisko do siebie.

To była dziwaczna myśl, że przytulał się do Voldemorta, ale uczucie nie należało do nieprzyjemnych. Zamknął oczy i nagle zorientował się, że po raz pierwszy od miesięcy może myśleć o czym tylko chce. Nie musi już więcej martwić się o to, że Voldemort go usłyszy. Może planować, jak go zabić. Może knuć i spiskować. Może zrobić to wszystko, ale później, kiedy nie będzie taki wykończony.

Część 15

Pierwszym, co zobaczył Harry tuż po przebudzeniu, były wpatrujące się w niego piwne oczy. Przyzwyczaił się już do tego, że zawsze o poranku słyszał w swojej głowie głos Voldemorta, ale bardzo dziwnym uczuciem było widzieć go przed sobą. I nie tylko widzieć. Harry leżał obok niego, oplatając ramieniem jego klatkę piersiową.

Oblizał wargi i spróbował podnieść się do pozycji siedzącej.

- Nie miałem zamiaru zasypiać.

Voldemort owinął ramię wokół barków Harry'ego i przyciągnął go bliżej.

- Jest dopiero południe. Mamy jeszcze dużo czasu, aby się spakować i złapać świstoklika.

- Nie lubię ich - powiedział Harry, przypominając sobie powód swojej niechęci. - To jest właściwie twoja wina.

Na twarzy Voldemorta zagościł uśmiech, który jednakże nie sprawił, że jej wyraz stał się choć trochę łagodniejszy.

- Och, sądzę, że nie powinniśmy zrywać z naszą tradycją używania świstoklików za każdym razem, kiedy pomagasz mi odzyskać ciało.

Harry westchnął i pozwolił, aby jego głowa opadła na pierś Voldemorta. Teraz nie miał nastroju do głupich żartów. Nie był nawet pewien, czy jeszcze kiedykolwiek będzie go miał. Przytulił policzek do ciepłej skóry i spojrzał Voldemortowi w twarz.

- Zabiłeś moich rodziców. Zabiłeś Ginny.

- Tak - powiedział Voldemort i złożył pocałunek na czole Harry'ego - Zabiłem.

- Nigdy ci tego nie wybaczę.

- Nie oczekuję, że to zrobisz.

- I dobrze. - Harry przełknął ślinę. - Mam nadzieję, że to jasne.

- Krystaliczne. - Głos Voldemorta zabrzmiał trochę ironicznie, ale Harry nie oczekiwał, że się przejmie jego uczuciami. Wiedział, że głupio byłoby tak myśleć. - Chodź - powiedział Voldemort i pomógł Harry'emu wstać. - Czas ruszać.

Wzięli razem prysznic, ale nie okazało się to takie dziwne, jak Harry się spodziewał. Przecież brał prysznic z Voldemortem codziennie przez ostatnie miesiące. Jedyną różnicą było teraz to, że Voldemort zajmował więcej miejsca w kabinie. No i widok był lepszy.

Harry zerkał ukradkiem na zupełnie nowe, nagie ciało Voldemorta, gdy ten mył włosy i rozprowadzał mydło po skórze.

- Podobało mi się - powiedział Harry i wskazał ręką na nich obu. - Ten... eee... seks.

- Cieszę się. Mnie również się podobało. - Voldemort złapał jego twarz w swoje ręce i pocałował go, długo i głęboko, przez co serce Harry'ego zaczęło bić jak szalone.

Czy powinny podobać mu się pocałunki i dotyk Voldemorta? Prawdopodobnie nie. Ale jeżeli mógł cieszyć się przynajmniej tą jedną rzeczą dotyczącą ich związku, sprawy pomiędzy nimi stawały się o wiele prostsze. Harry nie był na tyle głupi, aby sądzić, że wypada mu grać rolę męczennika właśnie teraz, kiedy zrzekł się prawa do własnego życia.

Szybko się wysuszyli, po czym Voldemort użył szczoteczki do zębów Harry'ego, co wydawało się niezwykle wręcz zabawne. Mężczyzna zauważył jego uśmiech i odwzajemnił go. Dwoje wrogów uśmiechających się do siebie nad umywalką. Ta chwila była tak surrealistyczna, że już chyba bardziej być nie mogła, pomyślał Harry.

Harry ubrał się w to, co zawsze, podczas gdy Voldemort przeszukał jego szafę i wybrał zwykłe czarne szaty. Dopasował rozmiar za pomocą różdżki Harry'ego, ponieważ był od niego wyższy i szerszy w ramionach.

Widok Voldemorta używającego jego różdżki tak od niechcenia sprawił, że żołądek Harry'ego zawiązał się w ciasny supeł. Próbował się nie gapić, ale Voldemort i tak to zauważył.

- Odzyskasz swoją różdżkę później. Mam jedną ukrytą gdzieś na wszelki wypadek. Zabierzemy ją przed wyprawą na Ulicę Pokątną.

- W porządku - powiedział Harry. Nie martwił się, że Voldemort zrani go jego różdżką. Ale nie był pewien, co mężczyzna mógłby zrobić, gdyby natknęli się na kogoś innego. Voldemort skonfiskował i dopasował do siebie parę bokserek Harry'ego i zmarszczył brwi, kiedy spojrzał na jego kolekcję butów: trzy pary tenisówek. Harry zaczął chichotać, ponieważ pomysł, że Voldemort miałby nosić tenisówki był tak zabawny, że pokonał jego przygnębienie.

- Doprawdy - powiedział Voldemort i zmienił kolor na czarny zanim dopasował rozmiar. - Kupimy ci jakieś porządne buty zanim opuścimy kraj.

- Lubię tenisówki - powiedział Harry wciąż się śmiejąc.

- Więc poszukamy czegoś odpowiedniego dla mnie. - Voldemort westchnął, siadając na brzegu łóżka z pogardliwym uśmieszkiem na twarzy.

- Czy masz jakieś pieniądze? - zapytał Harry, nagle zdając sobie sprawę z tego, że będą musieli się z czegoś utrzymywać, a Voldemort nie był typem kogoś, kto podejmie się jakiejś pracy w celu opłacenia rachunków.

- Mnóstwo.

- Ja także. Czy muszę opróżnić swoją skrytkę w banku zanim wyruszymy?

Voldemort spojrzał na niego.

- Jest wciąż tak wiele rzeczy, których musisz nauczyć się o naszym świecie, prawda? Możesz mieć dostęp do swojej skrytki w każdym miejscu na świecie, używając lokalnych placówek Gringotta.

Harry wzruszył ramionami. Przeszukał szafki nocne i swoją szafę, dodając kilka kolejnych rzeczy do bagażu i po chwili zorientował się, że jest już spakowany i gotowy do drogi. Voldemort pomniejszył jego kufer i Harry spojrzał na niego z wyczekiwaniem. Mężczyzna skinął głową i skierowali się ku drzwiom.

- Potrzebujesz nowego imienia - powiedział Harry, kiedy byli w połowie drogi po schodach. - Nie możesz już biegać w kółko jako Lord Voldemort. Ludzie to zauważą. - Voldemort parsknął. - Tom Riddle...

- Nie będę używał nazwiska mojego ojca mugola.

- Zamierzałem powiedzieć, że Tom Riddle także nie jest zbyt popularne w pewnych kręgach - odparł Harry. Przechodząc korytarzem do kuchni, spojrzał na Voldemorta ze zmarszczonymi brwiami. - I jeżeli aż tak bardzo nienawidzisz swego nazwiska, to dlaczego użyłeś dokładnie tych samych liter, aby stworzyć nowe?

Voldemort spojrzał na niego z niedowierzaniem, na co Harry, szczerząc się, szybko wycofał się do kuchni.

- Naprawdę potrzebujesz nowego imienia.

- Wymyślę coś. - Voldemort otworzył szufladę i podał Harry'emu pergamin i pióro - Napisz swoim przyjaciołom pożegnalny list. Ja w międzyczasie wyjaśnię sobie kilka spraw z Severusem.

Harry patrzył na pergamin i myślał o tych wszystkich rzeczach, które chciałby powiedzieć Ronowi i Hermionie. Poprosi Hermionę, żeby zaopiekowała się Hedwigą, skoro nie miała własnej sowy. Napisze im, że potrzebuje czasu dla siebie i pragnie zobaczyć kawałek świata, co nie było tak do końca kłamstwem.

Kątem oka zobaczył jak Voldemort bierze trochę proszku fiuu i wrzuca go do komika.

- Komnaty Severusa Snape'a, Hogwart. - Po tych słowach zniknął w rozbłysku zielonego ognia.

Harry spojrzał z powrotem na pergamin, jego żołądek zacisnął się z obawy przed koniecznością poinformowania Rona i Hermiony o swoim wyjeździe. Ale czy tylko z tego powodu był taki zdenerwowany? Ponownie spojrzał na kominek. Co powiedział Voldemort? Że musi wyjaśnić kilka spraw ze Snape'em. Jakich spraw?

"Nigdy nie przestaniesz, prawda?" - przypomniał sobie swoje własne słowa, które wypowiedział po przerażających wydarzeniach w Komnacie Tajemnic.

Kurwa! Voldemort nie zamierzał niczego ze Snape'em wyjaśniać. Zamierzał...

Harry niemal spadł z krzesła, kiedy zerwał się i rzucił w stronę kominka. Cisnął do środka proszek fiuu i wykrzyczał miejsce docelowe, myśląc jednocześnie o tym, jakim był głupcem, że pozwolił Voldemortowi zabrać swoją różdżkę.

Wypadł z kominka i zwalił się prosto na dywan Mistrza Eliksirów. Salon wyglądał jak pobojowisko, meble były poprzewracane, wszędzie leżały pergaminy, na ścianach znajdowały się wypalone dziury. A na samym środku stał Voldemort, kierując różdżkę na stojącego pod jedną z biblioteczek i najwyraźniej pozbawionego własnej różdżki Snape'a.

- Nie! - Harry rzucił się na Voldemorta, dokładnie w tej samej chwili, w której z ust mężczyzny spłynęły słowa Klątwy Uśmiercającej. Złapał za jego ramię i promień zielonego światła uderzył w sufit.

- Harry, nie denerwuj mnie!

- Ty pieprzony draniu! - Harry stanął pomiędzy Voldemortem a Snape'em, zaciskając obie ręce wokół ręki, w której mężczyzna trzymał różdżkę. - Dlaczego, do diabła, chcesz go teraz zabić?

- Jest dla nas balastem. Za dużo wie.

- Złożył przysięgę! - Harry odwrócił głowę i spojrzał na Snape'a ponad swoim ramieniem. Mężczyzna był nieco bledszy niż zazwyczaj, ale wydawało się, że wszystko z nim w porządku.

Snape uśmiechnął się do niego szyderczo.

- Tego właśnie potrzebowałem. Kolejnego Pottera przybiegającego mi na ratunek.

- Zamknij się i pozwól mi to zrobić - powiedział Harry, ponownie spoglądając na Voldemorta.

- Przysięga odnosi się tylko do mojego wcześniejszego stanu, Harry. Jestem pewien, że Snape o tym wie i w chwili, w której stąd wyjdziemy, skontaktuje się z kilkoma starymi znajomymi Dumbledore'a.

Harry spoglądał pomiędzy obydwoma mężczyznami. Nie miał pojęcia, co zrobić. Nie miał różdżki, a wiedział, że cierpliwość Voldemorta powoli się wyczerpuje. Nie chciał, aby Snape umarł. Pomógł im. Pozwolił Harry'emu się pieprzyć. Był... przydatny.

To było to.

- Nie musimy go zabijać - powiedział, ciągnąc Voldemorta za ramię i próbując zmusić go, aby opuścił różdżkę. - Możemy zabrać go ze sobą. Jest przydatny.

Voldemort spojrzał na Harry'ego po raz pierwszy.

- I pozwolić, aby kolejny raz wbił mi nóż w plecy?

Harry potrząsnął głową.

- Może złożyć nową przysięgę.

- Potter - odezwał się Snape i Harry odwrócił głowę, aby na niego spojrzeć. - Nie mam takiego pragnienia, aby spędzić resztę swojego życia jako sługa Czarnego Pana. - Rzucił Harry'emu twarde spojrzenie. - Wolę, aby zabił mnie teraz.

Voldemort zachichotał i pociągnął ramię, aby uwolnić je z uścisku Harry'ego.

- Nie! - krzyknął Harry. Nie zamierzał pozwolić, aby Snape został zabity. Widział już wystarczająco dużo śmierci. - Nie będziesz jego sługą. Ja nie jestem jego sługą. Jestem po prostu jego... czymś. Towarzyszem.

- Nie potrzebuję kolejnego towarzysza - powiedział Voldemort.

- Ale on jest przydatny! Ja nie wiem wszystkiego, zabierasz mnie ze sobą tylko dlatego, że jestem twoim horkruksem, a Snape jest bystry i zna eliksiry i Czarną Magię. - Ponownie spojrzał na Snape'a. - Wybieramy się do Peru, aby studiować starożytną magię w Pricka Choochoo. Tobie także się to spodoba.

- W Machu Picchu - poprawił Voldemort. - Wpatrywał się w Snape'a, czekając na jego odpowiedź. Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi. Wciąż nie wydawał się przekonany.

- Przysięgnij tylko, że go nie zabijesz - powiedział Harry, desperacko starając się sprawić, aby Snape się zgodził. Nie będzie patrzył na jego śmierć. - Nie musisz ciągle wykonywać jego poleceń. Ja nie zamierzam.

Voldemort uniósł brew i spojrzał na Harry'ego.

- Cóż, to prawda - powiedział Harry, wzruszając ramionami. - Nie jestem twoim sługą. Nie było tego w umowie.

Voldemort prychnął cicho, ale wciąż nie opuścił różdżki.

- No dalej - Harry zwrócił się do Snape'a. - Nie będzie tak źle, tylko my trzej gdzieś w Ameryce Południowej. Założę się, że mają tam mnóstwo świetnych składników do eliksirów, które możesz zbierać i eksperymentować z nimi. - Ponownie pociągnął Voldemorta za ramię. - A ty musisz tylko przysiąc, że nie będziesz traktował go jak sługi. Nie będziesz mu rozkazywał i karał go Niewybaczalnymi. A kiedy zacznę ci grać na nerwach, możesz kazać mi iść sobie i denerwować w zamian Snape'a.

Snape prychnął i potrzasnął głową.

- Teraz to zależy wyłącznie od Czarnego Pana.

- Jeżeli tylko Severus zgodzi się złożyć nową przysięgę.

- Zrobi to! - powiedział Harry, zanim Snape zdążył w ogóle odpowiedzieć. - Prawda? - zapytał, spoglądając ponownie na Mistrza Eliksirów. Zaczynała go już boleć szyja od ciągłego wykręcania jej.

Snape westchnął i pokiwał głową.

- Peru?

- Wiem, że to nie Wielka Brytania - powiedział Harry, szczerząc się. - Ale to nie ja wybierałem.

- Tyle sam się domyśliłem. - Snape wziął głęboki oddech. - Złożę nową przysięgę, jeżeli Czarny Pan także to zrobi.

- Absolutnie wykluczone! - Voldemort zmrużył oczy.

- Jeżeli ja przysięgnę, że cię nie zabiję, to ty przysięgniesz, że nie zabijesz mnie.

- To sprawiedliwa propozycja - powiedział Harry, uśmiechając się do Voldemorta zachęcająco. - Przyjąłbym ją, gdybym był tobą.

- Nie jesteś mną, Harry.

- Ale jestem częścią ciebie. A więc moje opinie liczą się chociaż trochę.

Voldemort przez chwilę przyglądał się jego twarzy.

- Chcesz, aby Snape przeżył? Czy jesteś w stanie złożyć w zamian własną przysięgę?

- Przysiąc, że cię nie zabiję? - zapytał Harry. Nie był pewien, czy podoba mu się ten pomysł.

- Tak. Niech żyją przysięgi. Jestem dzisiaj wyjątkowo łaskawy.

- A więc wszyscy przysięgniemy, że się nie pozabijamy? - Harry zagryzł wargę. Próbował dostrzec w tym jakieś korzyści. Po pierwsze, Snape będzie żył. Po drugie, Voldemort nie zabije Harry'ego w ataku szału. Wszyscy trzej przeżyją. Nikt nie zginie. Wyglądało to na umowę, którą warto przyjąć. - Dobrze.

- W takim wypadku, ja także się zgadzam - powiedział Snape. Odepchnął się od biblioteczki, a Voldemort opuścił w końcu ramię.

- Twoja różdżka potoczyła się pod kanapę, Severusie - powiedział Voldemort przyjacielskim tonem, tak jakby właśnie przed chwilą nie rzucił na Snape'a Klątwy Uśmiercającej.

- Zauważyłem. - Mężczyzna uklęknął i wyłowił różdżkę spod kanapy. - Kiedy wyjeżdżamy?

- Gdy tylko spakujesz wszystkie rzeczy, które chcesz ze sobą zabrać.

- Ubrania, mój prywatny zestaw eliksirów i te książki.

Voldemort skinął głową i transmutował dwa krzesła w kufry, po czym dał komendę "pakuj!". Książki wyfrunęły z półek, układając się równo wewnątrz bagaży.

Harry odetchnął z ulgą. Nigdy nie zrozumie relacji pomiędzy Snape'em a Voldemortem. Najpierw próbują się pozabijać, a po chwili sobie pomagają. Cóż, tak długo, jak nikt nie ginie, nie będzie narzekał.

- Naprawdę dobrze się złożyło - powiedział. Obaj mężczyźni spojrzeli na niego. - Mam na myśli to, że Snape z nami jedzie. Teraz będę miał lepsze wytłumaczenie własnego wyjazdu i argument, aby przyjaciele mnie nie szukali. Można rozpuścić plotkę, że uciekłem ze Snape'em albo coś w tym rodzaju.

Snape zrobił taką minę, jakby właśnie zjadł cytrynę, a Voldemort wybuchnął śmiechem, kręcąc głową z wyraźnym rozbawieniem.

- To nie taki zły plan, Severusie.

- Zły? Nie - powiedział Snape, uśmiechając się kpiąco. - Niedorzeczny? Owszem. Ale powiedz swoim przyjaciołom, co zamierzasz zrobić. Lepiej, aby uważali, że uciekliśmy razem, niż żeby złożyli nam wizytę i odkryli tożsamość twojego nowego chłopaka.

Harry już wyobrażał sobie tą rzeźnię, jeżeli Ron i Hermiona kiedykolwiek odkryliby, że żyje z Voldemortem. I nie tylko żyje, ale też się z nim pieprzy.

- Racja - przyznał i zadrżał. - Jestem pewien, że twoja sympatyczna osobowość podziała zniechęcająco na ich ciekawość.

Snape rzucił mu nieprzyjemne spojrzenie, ale Harry widział, że nie było w nim zbyt wiele gniewu. Wyglądał na kogoś, kto czuje ulgę i zaskoczenie, iż mimo wszystko udało mu się przeżyć.

- Idź napisz swój list, Harry. - Voldemort wskazał biurko Snape'a. - A my w tym czasie wszystko spakujemy.

Harry usiadł i sięgnął po pergamin i pióro. Jak powiedzieć przyjaciołom, że odchodzi? Musi kłamać i pomimo że tego nienawidził, najlepiej będzie, jeżeli nigdy nie odkryją prawdy. Zanurzył pióro w kałamarzu i zaczął pisać.

Drodzy Ronie i Hermiono,

przepraszam, że odchodzę w taki sposób, ale tak będzie lepiej. Muszę spędzić trochę czasu z dala od Wielkiej Brytanii i Snape również podziela moje zdanie, więc postanowiliśmy, że razem zobaczymy kawałek świata.

Nie jestem pewien, kiedy wrócę i czy w ogóle kiedykolwiek wrócę. Starałem się jak najlepiej spełnić oczekiwania innych, nie zawsze było to łatwe. Popełniłem błędy. Tym razem spróbuję zrobić coś dobrego. Dobrego dla mnie i dobrego dla wszystkich innych. Teraz, kiedy Voldemorta już nie ma, czarodziejski świat może poradzić sobie beze mnie.

Nie jestem pewien, gdzie pojedziemy, ale napiszę do was, abyście wiedzieli, że jestem bezpieczny, gdziekolwiek poniesie nas przeznaczenie. Proszę, nie martwcie się o mnie. Czuję się dobrze. Muszę to zrobić. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.

Hermiono, oddaję ci Hedwigę. Proszę, zaopiekuj się nią i przeproś ode mnie za to, że musiałem ją zostawić. Ron, zabieram ze sobą Błyskawicę. Przykro mi, kumplu. Proszę, opiekuj się dobrze Hermioną. Przekaż pozdrowienia swojej rodzinie i powiedz rodzicom, że przepraszam za to, w jaki sposób potraktowałem Ginny.

Nic mi nie będzie. Snape jest ze mną i nie pozwoli mi wpaść w żadne poważne tarapaty.

Wasz przyjaciel,

Harry

Z westchnieniem oparł się i przeczytał cały list. Wzdrygnął się, kiedy czyjaś ręka dotknęła jego ramienia. Za nim stał Voldemort.

- Doskonale, Harry. - Mężczyzna złożył pocałunek na jego skroni. - Chodź. Skończyliśmy z pakowaniem. Nadszedł czas, aby złożyć nasze przysięgi, zanim odejdziemy.

- Dobrze. - Harry poskładał pergamin i wsunął go do kieszeni. Podniósł się i przyjął różdżkę, którą podał mu Voldemort. Stanął naprzeciw niego i Snape'a i kiedy mężczyźni złączyli swoje dłonie, Harry skierował na nie różdżkę.

Wiedział, że to nie będzie idealne życie. I zdecydowanie nie było to życie, jakie sobie wymarzył. Podróżując po świecie z Voldemortem i Snape'em, z dwojgiem ludzi, którzy byli jego wrogami, od kiedy tylko sięgał pamięcią. Ale jednocześnie wiedział, że mogło być znacznie gorzej.

Może nie było to idealne życie, ale miało szansę takim się stać.

***

Epilog

Dom, który wynajęli w Cusco, był mały, ale wygodny. Zadbali o to zarówno Voldemort, jak i Snape. Harry nauczył się przydatnej domowej magii.

Udawali mugolskich uczonych z Oksfordu, którzy postanowili zbadać zaginione miasto Inków. No cóż, tylko Voldemort i Snape udawali. Harry był ich asystentem, ponieważ uznali, że nadal jest zbyt młody, aby być jednym z nich. Uważał, że to brudna zagrywka, ale postanowił nie narzekać. Nauczył się, że trzeba skupić się na rzeczach ważnych i nie przejmować się drobiazgami.

Voldemort zachowywał się wyjątkowo dobrze, chociaż nadal traktował każdego mugola, którego spotkał, z arogancją i pogardą. A Snape nie był wcale lepszy. Harry usłyszał raz, jak grupa amerykańskich naukowców nazwała ich "tymi pieprzonymi europejskimi snobami", ale roztropnie nie powtórzył tego Voldemortowi. Nauczył się już, kiedy powinien trzymać język za zębami.

Do tej pory zdarzył się tylko jeden incydent. Kiedy jeden z amerykańskich uczonych zapytał ich podejrzliwie, jak udaje im się codziennie dostać na górę tak cholernie szybko, podczas gdy wszystkim innym zajmuje to kilka godzin jazdy autobusem, Snape zmodyfikował jego pamięć, a w tym czasie Harry odwrócił uwagę Voldemorta, aby nie zdążył rzucić na mężczyznę Klątwy Uśmiercającej. Harry nauczył się, że on i Snape tworzyli świetny zespół, jeżeli chodziło o utrzymanie ich dzikiego smoka pod kontrolą.

Kłócili się, spierali, przeklinali. Robili dużo zamieszania. Voldemort straszył Harry'ego i Snape'a klątwą Cruciatus przynajmniej dwa razy w tygodniu, ale nigdy jej nie rzucił. Harry nauczył się, że seks na zgodę był najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek wynaleziono (no, może oprócz quidditcha).

Pisał do Rona i Hermiony każdego tygodnia, opowiadając im kilka zwyczajnych rzeczy o nowym życiu, chociaż nigdy nie zdradził swojego dokładnego położenia. Odpisywali mu poprzez anonimową usługę pocztową mugoli. Mieli się dobrze, ale wciąż martwili się tym, że Ginny się nie odnalazła. Harry nauczył się, iż świadomość, że jego pozostali przyjaciele są bezpieczni, jest świetnym lekarstwem na żal i poczucie winy.

Harry nienawidził wszystkich tych cholernych turystów ze aparatami fotograficznymi i bezmyślnymi pytaniami, którzy codziennie odwiedzali Machu Picchu. Tak samo, jak Voldemort. I Snape. Nauczył się, że nawet wrogowie mogą mieć ze sobą coś wspólnego.

Hiszpański Harry'ego był do bani. Snape'a wcale nie lepszy, ale on twierdził inaczej. Voldemort nauczył się go płynnie w zaledwie trzy tygodnie. Po tym, jak pewnego dnia zamówił w restauracji jądra (ku wesołości Snape'a i Voldemorta), Harry nauczył się, że lepiej nie być zawsze tak upartym i pozwolić Voldemortowi zamawiać potrawy za każdym razem, kiedy znajdą się w lokalnej restauracji.

Voldemort odkrył bardzo wiele na temat magii używanej przez czarodziejskie społeczności Inków. To był powolny proces, polegający na studiowaniu ruin, czytaniu mugolskich książek, poszukiwaniu i tłumaczeniu, ale entuzjazm Voldemorta był zaraźliwy i Harry wkrótce przestał narzekać i zaczął aktywnie uczestniczyć w badaniach. Nauczył się, że odkrywanie starożytnej magii, która przez całe tysiąclecia pozostawała nieznana, oraz eksperymentowanie z nią mogą być naprawdę bardzo interesujące.

Często uprawiali seks, w różnych kombinacjach, i jedyną zasadą było to, że Voldemort zawsze jest na górze. Harry'emu podobały się obie pozycje, tak samo jak Snape'owi, dlatego nigdy nie mieli problemu ze znalezieniem przyjemnej opcji dla każdego z nich, chociaż Harry nauczył się, że najbardziej podoba mu się, kiedy jest w środku.

Pewnego wieczoru, po wyjątkowo energicznym rżnięciu (do którego doszło z powodu szczególnie paskudnej sprzeczki), Harry leżał mokry od potu, a także innych rzeczy, pomiędzy Snape'em i Voldemortem.

Voldemort złożył leniwy pocałunek na jego ustach i przewrócił się na plecy, zamykając oczy. Harry przyglądał mu się przez chwilę, dopóki jego oddech się nie wyrównał.

- Myślę, że śpi - wyszeptał.

- Hmm. - Snape także miał zamknięte oczy. - Jeżeli się zamkniesz, to ja także będę mógł zasnąć.

Harry wyszczerzył się.

- Jestem głodny. Czy zostało coś z tych czekoladowych ciasteczek?

- Nie. On zjadł wszystkie. - Snape nigdy nie nazywał Voldemorta po imieniu, ani po tym starym, ani nowym (Voldemort w swoim mugolskim paszporcie miał zapisane Joseph Taylor, co ustalili po naprawdę bardzo długich obradach na temat tego, jakie mugolskie imię i nazwisko będzie najodpowiedniejsze). Ale on sam wciąż myślał o nim jak o Voldemorcie, a prywatnie nazywał go Tomem.

- On nawet nie lubi czekolady. To ty je zjadłeś, prawda? - Harry rzucił Snape'owi złośliwe spojrzenie, ale zważywszy na to, że mężczyzna miał zamknięte oczy, nie przyniosło to żadnego efektu.

- To pewnie skrzat - odparł Snape, uśmiechając się kpiąco.

- Nie mamy skrzata, ty draniu. - Harry skrzyżował ramiona i spojrzał w sufit. Czuł, jak wzrasta w nim chęć do kolejnej sprzeczki i zastanawiał się, czy Snape i Voldemort będą później gotowi na kolejną rundę seksu.

- Potter. - Snape nigdy nie nazywał Harry'ego po imieniu, nawet podczas seksu czy po nim. Ale Harry'emu wcale to nie przeszkadzało. Przyzwyczaił się już. - Masz jego wspomnienia, prawda?

- Tak - odparł Harry, spoglądając na Snape'a i zastanawiając się, do czego zmierza.

- Po prostu zastanawiam się, dlaczego nigdy nie użyłeś ich do zdobycia ważnych informacji.

- Jakich informacji?

Snape otworzył oczy i spojrzał na niego.

- Dotyczące pewnych jego ważnych części.

- Och - Harry zrozumiał, że Snape ma na myśli horkruksy. I to była prawda. Mógł przywołać te wspomnienia i dowiedzieć się, czy Voldemort kłamał, mówiąc, że Harry nie jest albo też jest jego ostatnim horkruksem. Było to niemożliwe, kiedy Voldemort przebywał w jego głowie, a później wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Harry był zbyt zajęty pilnowaniem, aby nikt inny nie został już zabity i w ogóle o tym nie pomyślał.

A teraz nie mógł zabić Voldemorta. Przysięga mu na to nie pozwalała.

Uśmiechnął się niepewnie do Snape'a.

- Teraz to już nieważne. Jesteśmy tutaj, żyjemy, a on nikogo nie zabija.

Snape skinął głową.

Leżący obok Harry'ego Voldemort poruszył się. Na jego twarz wypłynął uśmiech, kiedy przewrócił się na bok, owijając rękę wokół piersi Harry'ego. Zanurzył nos we włosach zakrywających jego ucho i wyszeptał:

- I to jest właśnie mój mały horksuks.

KONIEC





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pozorne Zwycięstwo[1 13]
Pozorne Zwycięstwo[1 13]
POZORNE ZWYCIĘSTWO
Maeglin Yedi Pozorne zwycięstwo
Metody układania algorytmów rekurencja, metoda dziel i zwyciężaj, programowanie dynamiczne, metoda
18 Zwycięstwo
Wojenne zwycięstwa i porażki Polski w XVII wieku, Prezentacje
Ngulczi Thogme - Postepowanie Synów Zwycięzcy, ezoteryka, RÓŻNE TEKSTY BUDDYJSKIE
DZIEL I ZWYCIĘŻAJ, Programowanie
zwyciezca smierci
Zwycięski plan czytania
Modlitwa o zwycięstwo nad szatanem
Kompas zwyciezcy
Kompas zwyciezcy
ABY 0026 Ostrze Zwycięstwa 1 Podbój
Zwyciezcy nie oszukuja winner
Zwycięstwo nad twoim usidlającym grzechem-d.wilkerson, wykłady-kazania, Kazania Dawida Wilkersona
Kompas zwyciezcy

więcej podobnych podstron