Część eurodeputowanych opuściła demonstracyjnie salę obrad Parlamentu Europejskiego podczas przemówienia prezydent Czech. Vaclav Klaus krytykował w nim UE "za tłumienie państw narodowych".
- Czechy czują się odpowiedzialne za UE i chcą tworzyć proces integracji europejskiej - zapewnił w Parlamencie Europejskim prezydent Czech Vaclav Klaus. Po zapewnieniu eurodeputowanych, że nie ma alternatywy dla członkostwa jego kraju w UE, skrytykował Unię Europejską za zbyt dużą ingerencję w życie obywateli.
- Z pewnością za dużo decyzji podejmuje się na poziomie europejskim, więcej niż oczekują obywatele państw członkowskich - powiedział Klaus. - Czy są państwo absolutnie pewni podczas każdego głosowania, że decydują o sprawach, o których trzeba stanowić tutaj, a nie bliżej obywatela - pytał.
Czeski prezydent stwierdził też, że "uznawanie status quo UE za dogmat, którego nie można krytykować" jest "pomyłką która się szerzy". - Integracja europejska nie jest celem, ale środkiem. Realnym celem jest ludzka wolność i taki system ekonomiczny, który przynosi dobrobyt. Tym systemem jest gospodarka rynkowa -powiedział Klaus.
Klaus krytykował też protekcjonizm i ograniczenia gospodarcze w UE. - Tłumi się wolny rynek i wzmacnia gospodarkę kontrolowaną centralnie, choć historia udowodniła, że jest to ślepa uliczka rozwoju, a my idziemy dalej w tę samą stronę - powiedział.
***************************************
W Hiszpanii osoba dorosła może utrzymywać stosunki seksualne z 13-letnim dzieckiem, nie obawiając się oskarżenia o pedofilię.
Zgodnie z obowiązującym tu kodeksem karnym dziecko jest w tym wieku wystarczająco dorosłe, by mogło samo decydować o swoim życiu seksualnym.
To się wkrótce zmieni - informują hiszpańskie media. Socjalistyczny rząd José Zapatero zamierza w najbliższym czasie zgłosić poprawkę, która ograniczy seksualne wykorzystywanie dzieci przez dorosłych w majestacie prawa. Dopuszczalny wiek podejmowania współżycia ma zostać podniesiony co najmniej do 14 lat. W Polsce ten próg wynosi 15 lat, w niektórych krajach Europy, np. w Szwajcarii i Belgii - 16.
Jednocześnie zostaną zaostrzone kary za wykorzystywanie nieletnich, a za korzystanie z dziecięcej prostytucji będą karani nie tylko sutenerzy, ale i klienci. Przewidziane są także kary za oglądanie pornografii dziecięcej w Internecie, nawet jeśli się jej nie gromadzi ani nie rozpowszechnia.
Z inicjatywą zmiany kodeksu karnego wystąpiła Baskijska Partia Nacjonalistyczna (PNV). Udało jej się zyskać poparcie wszystkich ugrupowań reprezentowanych w hiszpańskim parlamencie - od prawicy po radykalną lewicę. Występujący w imieniu PNV Emilio Olabarria, cytowany przez hiszpański dziennik „El Pais”, ujawnił, że osoby dopuszczające się tego rodzaju przestępstw będą pozbawiane zarówno praw rodzicielskich i prawa do sprawowania opieki nad cudzymi dziećmi, jak i do pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych. Inicjatywa hiszpańskiego parlamentu zasługuje na odnotowanie tym bardziej, że podwyższanie wieku tzw. dorosłości seksualnej zdarza się ostatnio znacznie rzadziej, niż jego obniżanie. Powstała w 2006 roku w Holandii pedofilska partia PNVD chce obniżenia wieku prawnej dopuszczalności stosunków seksualnych z dziećmi do lat 12. Na Węgrzech 14-latkom pozwala się występować w filmach pornograficznych. W Danii seks jest dozwolony od lat 12. W tym samym kraju - po ostrych protestach ruchu obrońców praw zwierząt - zakazano natomiast pornografii o charakterze zoofilskim.
Co każdy Czech wiedzieć powinien…, czyli rzecz o traktacie lizbońskim
Zadziwia mnie, ile osób pyta mnie dzisiaj, co to właściwie jest Traktat Lizboński. Ileż z tych osób przyznaje, że nie potrafią powiedzieć o nim nawet kilku prostych słów swoim dzieciom czy dziadkom. I wszyscy dodają: gdyby mógł Pan nam to w prosty sposób objaśnić. To nie takie łatwe, ale spróbuję to wyjaśnić.
1. Unia Europejska (teraz UE, wcześniej Wspólnota Europejska WE, dawniej Europejska Wspólnota Gospodarcza, EWG) definiowana jest na podstawie traktatów [umów] zawartych między państwami członkowskimi. Nazywane są one zazwyczaj od miejsc, gdzie zostały przyjęte. Pierwszym był Traktat Rzymski w 1957 roku. Ostatnim był Traktat z Nicei z 2001 roku.
2. Wszystkie traktaty - z wyjątkiem pierwszego - są rozwinięciem i zmianą traktatów wcześniejszych, jako osobne dokumenty nie mają sensu. Nie można ich właściwie zrozumieć, jeśli nie mamy obok traktatu je poprzedzającego.
Każdy traktat oznacza tu drobne, w tym wypadku zasadnicze, posunięcie procesu integracji europejskiej w kierunku większej unifikacji i centralizacji, a co za tym idzie, osłabienia pozycji i kompetencji państw członkowskich*.
3. Radykalną innowacją miał być traktat, który był też nazwany Traktatem Konstytucyjnym (lub Konstytucją Europejską) z 2004 roku. W naszym [tj. Czechów - przyp. KG] imieniu podpisał go premier Gross. Traktat ten był dokumentem odmiennym, zarówno pod względem treści (ogromna liczba zmian), jak i formy (był tekstem całkowitym, który zastępował wszystkie wcześniejsze umowy). Doprowadziło to - wraz z użyciem słowa Konstytucja w jego tekście i nazwie - do tego, że do jego zatwierdzenia wymagane było w wielu krajach powszechne referendum. Wyniki znamy: traktat został w 2005 roku odrzucony przez obywateli Francji i Holandii.
4. W ramach niemieckiej prezydencji UE w pierwszej połowie 2007 roku, kanclerz Angeli Merkel udało się przekonać państwa członkowskie (w tym Republikę Czeską, reprezentowaną przez premiera Topolánka), że "wadami" Traktatu Konstytucyjnego były jedynie:
- jego forma, ponieważ Konstytucja została napisana jako tekst całościowy. Dzięki temu można było ją przeczytać i zrozumieć;
- kilka zanadto „kłujących w oczy" kwestii, które przypominały, że Unia Europejska staje się państwem (flaga, hymn, prezydent, święto narodowe, itd.) i przestaje być organizacją międzynarodową.
Dlatego zaproponowała [Angela Merkel - przyp. KG] przepisać Traktat Konstytucyjny jako zupełnie inny tekst, w formie poprawek do istniejących traktatów. Ta metoda została przyjęta w czerwcu 2007 roku a ponieważ tekst był dopracowywany jeszcze w drugiej połowie tegoż roku w ramach prezydencji portugalskiej, otrzymał nazwę Traktat Lizboński.
5. Ten "nowy" traktat nie jest jedynie częściowym. a już z pewnością nie małym, dodatkiem (nowelizacją) do istniejących umów. Powstały traktat różni się w sposób fundamentalny. Mimo to, na poziomie elit politycznych uzgodniono, że wszystkie kraje będą starały się zatwierdzić ten traktat w parlamentach (aby przypadkiem obywatele ponownie nie odrzucili traktatu w referendach). Co więcej, traktat był zatwierdzany w większości krajów niezwykle szybko i jest potwierdzone, że w niektórych krajach parlament przyjął go wcześniej, aniżeli jego tekst zaistniał w rodzimym języku. Wyjątkiem jest Republika Czeska, gdzie wobec tego traktatu istnieją silne polityczne obiekcje. Doprowadziło to do tego, że u nas [w Czechach - przyp. KG] - jako jedynym kraju UE - traktat ten nie został w parlamencie nie tylko uchwalony, ale do tej pory nawet poważnie go nie rozpatrywano. Traktat został przyjęty przez parlamenty w Niemczech i Polsce, ale do tej pory nie podpisali go tamtejsi prezydenci.
6. Specyficzna jest sytuacja w Irlandii, gdzie zgodnie z konstytucją w sprawie takiego dokumentu powinno się odbyć referendum. Miało ono miejsce w czerwcu 2008 roku, a jego wynikiem było „nie" dla traktatu. Zgodnie z dotychczasowymi traktatami o UE taki dokument musi być uchwalony jednomyślne. Odrzucenie go w jednym kraju oznacza całkowity brak ratyfikacji.
Unia Europejska czeka teraz na:
- ewentualne nowe referendum w Irlandii,
- rezultat dyskusji w Republice Czeskiej,
- podpisy prezydentów Niemiec i Polski.
Niemiecki prezydent czeka na stanowisko niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, polski prezydent ma swoje zastrzeżenia, ale przede wszystkim nie chce być tym, kto naciska na Irlandczyków ku nowemu głosowaniu.
7. Traktat Lizboński jest w swej istocie odrzuconym traktatem konstytucyjnym. Wszystko, co najważniejsze, w nim pozostało. Wyraźnie potwierdził to główny negocjator Traktatu Konstytucyjnego, były prezydent Francji Giscard d'Estaing: - Różnica między pierwotną Konstytucją a niniejszym Traktatem Lizbońskim dotyczy raczej w podejścia, niż treści" („The Independent" z 30 października 2007 roku).
8. Jakie są główne zmiany, które ten traktat przynosi w porównaniu z dotychczasowym stanem?
a) Traktat Lizboński na szeroką skalę przenosi kompetencje z poszczególnych krajów członkowskich do "Brukseli", czyli na organy UE. Chodzi też o bardzo wrażliwe obszary polityki społecznej, energetyki, podatków pośrednich, sprawiedliwości, bezpieczeństwa, spraw wojskowych, polityki zagranicznej itd. (Powstanie np. europejska policja, która będzie mogła interweniować na terytorium wszystkich państw członkowskich).
b) Traktat ustanawia prawo jak gdyby chodziło o państwo typu federalnego (jednakże nie obejmujące gwarancji typowych dla konstytucji państw federalnych - nie ma tam nawet tego, co było w Konstytucji federalnej Czechosłowacji do 31 grudnia 1992). Wprowadza kategorię wyłącznych kompetencji Unii, które są nadrzędne względem kompetencji państw członkowskich. Jeśli dotychczas zasadniczą cechą był "podział kompetencji" lub podział suwerenności, to zamiast niego powstaje suwerenność "europejska". Ponadto, wprowadza się tzw. uprawnienie Unii do wsparcia, które pozwala UE na interwencję w takich dziedzinach, jak „ochrona i poprawa zdrowia ludzkiego, przemysł, kultura, turystyka, edukacja, szkolnictwo wyższe, młodzież, sport, obrona cywilna ... ". UE będzie posiadała moc interweniowania w państwach członkowskich w zasadzie we wszystkich sprawach. Jest to wzmocnione także z tego powodu, że Traktat Lizboński bynajmniej nie wspomina o jakichkolwiek "wyłącznych kompetencjach" państw członkowskich, a zatem o wykazie obszarów, w których UE w żadnym wypadku nie śmiałaby interweniować.
c) Traktat w ponad pięćdziesięciu obszarach wprowadza głosowanie większościowe, choć dotychczas konieczne było w tych kwestiach podjęcie decyzji w sposób jednomyślny. Państwa członkowskie w taki sposób utracą jeden z atrybutów swej suwerenności (możliwość zablokowania inicjatywy, której nie popierają).
d) Jest przewidziana osobowość prawna Unii Europejskiej, co jest bliskie powstaniu nowego państwa.
e) Zmniejsza się waga głosu mniejszych krajów, w tym Republiki Czeskiej, a wzmacnia się waga głosu większych krajów. Pomija się zasadę równości państw, większego znaczenia nabiera liczba obywateli. Waga głosu niemieckiego zwiększy się prawie dwukrotnie, natomiast waga naszego głosu [czeskiego - przyp. KG] głosu przeciwnie, dwukrotnie się zmniejszy.
f) Tzw. klauzula przejściowa pozwala, aby sama Rada Europejska (27 szefów państw lub rządów) podjęła decyzję o możliwości decydowania większością głosów, chociaż chodzi o obszary, w których powinno się podejmować decyzję jednomyślnie.
g) Traktat obejmuje bardzo szeroko pojętą Kartę Praw Podstawowych UE. Będzie ona miała podobną moc, jak sam Traktat Lizboński, a zatem jej roszczenia i pierwszeństwo będą stawiane przed konstytucjami poszczególnych krajów członkowskich, w tym naszego [Czech - przyp. KG].
9. Traktat Lizboński jest krokiem wstecz względem odrzuconej Konstytucji Europejskiej. Jest dokumentem, który oznacza wyraźne przesunięcie od Europy państw do Europy jednego europejskiego państwa. Oznacza przejście od dobrowolnej, stale uzgadnianej i potwierdzanej współpracy państw europejskich w tysiącu konkretnych kwestii do jednej raz na zawsze obowiązującej dominacji organów i instytucji unijnych nad organami i instytucjami poszczególnych państw członkowskich. Traktat prowadzi do pogłębienia deficytu demokracji.
10. Parlament Republiki Czeskiej o wszystkich tych sprawach ma obecnie prawo zadecydować. Od momentu obowiązywania Traktatu Lizbońskiego, ta możliwość przestanie istnieć.
Václav Klaus
Wywiad z prezydentem Vaclavem Klausem - MF Dnes
Panie Prezydencie, będziemy mieli nowy rząd, wybory a potem następny rząd. Pan jest ekonomistą, czy myśli Pan, że roszady rządowe mogą mieć negatywny wpływ na wprowadzanie działań antykryzysowych?
Wychodzę z założenia, że działania antykryzysowe w większości powodują więcej problemów, niż jakiekolwiek rozwiązują. Dlatego mnie „zamieszania” rządowe nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie, uważam, że to uniemożliwi nam przeprowadzenie jakichś rewelacyjnych projektów, jak my sami ruszymy z kryzysu.
Odwołany rząd Mirka Topolánka, w odróżnieniu od innych krajów europejskich, nie wszedł jednak do gospodarki z aż tak radykalnymi interwencjami państwowymi, za którą to sprawą i Pan od dawna się opowiada. Przy zmianach rządów może się to zmienić.
Odnośnie do tego trendu nowy rząd może być gorszy niż rząd Topolánka.
We wtorek spotkał się Pan z nowym premierem Janem Fischerem. Czy rozmawiali już Panowie o poszczególnych stanowiskach w jego gabinecie? To też może wpłynąć na walkę z kryzysem.
Pragnąłbym, aby pozostawili jednego jedynego ministra. A tym zatrzymanym ministrem miałby być minister finansów Kalousek. Daję mu swoje stuprocentowe zaufanie, że on tę gospodarkę utrzyma w porządku.
Zobaczymy, czy to się Panu spełni. Ale dwie największe partie, ODS i CSSD, w ramach porozumienia o przedterminowych wyborach już pomogły uchwalić i działania antykryzysowe, które idą dalej, niż wcześniej się oczekiwało. Nawet rozważa się wprowadzenie szrotowego, czego chcieli socjaldemokraci.
Tak, to jest zagrożenie, ale mam nadzieję, że ostatecznie rozum zwycięży i żadne szrotowe nie będzie u nas nigdy wprowadzone.
W mediach w ostatnich tygodniach pojawia się często, że po upadku rządu chce Pan także "autoryzować" czeską prezydencję Rady Unii Europejskiej. Czy naprawdę zamierza Pan odgrywać rolę większą, niż wcześniej było uzgodnione? Było na przykład uzgodnione, że zostanie zarządzony w maju szczyt z Rosją.
Było uzgodnionych więcej szczytów. Tak więc oprócz Rosji będę też na szczytach z Chinami czy Japonią. Ponadto, jest wiele innych rzeczy, które nie są medialnie tak widoczne. Odbędzie się tu spotkanie z ministrami spraw zagranicznych Ameryki Łacińskiej, na którym mam wygłosić mowę i zorganizować obiad. To są rzeczy, którymi media niezbyt się interesują, ale jest ich sporo.
A gdy chodzi o prezydencję, czy przybyło coś dla Pana po upadku rządu?
Uzgodniłem z panem Fischerem, że to potem dostosujemy w zależności od sytuacji; zależy od tego, kiedy jego rząd zacznie funkcjonować.
Jak do tego odnosi się Jan Fischer? Bo Mirek Topolánek, z uwagi na niemożność "dokończenia" prezydencji, jest raczej zawiedziony.
Jego rząd nie uzyskał zaufania, tu nie ma nic do dodania.
On bierze to jako zdradę interesów kraju.
Zdradę kogo?
Wszystkich możliwych ludzi, w tym Pana.
Pewnie. Ale nie będę tego komentował.
Spójrzmy bliżej na problem, którym zajmuje się cały świat - kryzys finansowy i gospodarczy. Oto słowa słynnego angielskiego filozofa Johna Locke'a: "Wnioskować to nic innego, niż na podstawie jednego założenia, które uznajemy za prawdziwe, uważamy inne założenie również za prawdziwe.” Wykazano, że ekonomiści i politycy w przypadku kryzysu zakładali niewłaściwie. Swoje założenia stale korygowali, aż nieomal przestali szacować, co się stanie. Czy Pan pozwoli sobie na prognozy?
Prognoza, jak będzie rozwijać się kryzys, to jedna sprawa. Prawidłowo Pan mówi o założeniach, a ten cytat jest dokładny. Jednak ja nie wiem o jakich założeniach z przeszłości mówimy, lub może dokładniej czy były założenia, które zawiodły.
Słyszeliśmy ze wszystkich stron, że nie będzie z tym aż tak źle, jak to potem się okazało.
Śledzę literaturę ekonomiczną i muszę powiedzieć, że napisano wiele analiz o tym, ku czemu poprowadzi znaczna nierównowaga w handlu światowym, znaczne zadłużenie Stanów Zjednoczonych, znaczna akumulacja dolarów w rękach Chin i innych krajów.Opisano także i powiedziano, jakie będzie to miało konsekwencje, co się stanie, kiedy te rzeczy wybuchną. To pojawiało się dzień w dzień. W profesji ekonomicznej tak absurdalnych założeń nie było.
Jednak w polityce pojawiały się i pojawiają.
To jest druga część odpowiedzi, czy scena polityczna i medialna omijała te rzeczy, albo nie brała wystarczająco pod uwagę. Mogę Panu przynieść analityczne studia na temat Łotwy, w których szczegółowo opisano, w jak niepewnej sytuacji jest ten kraj. Są sprzed dwóch, trzech lat. Mówiły, że gospodarka łotewska jest przed totalnym krachem. Ekonomiści znają także badania na temat życia ponad stan odnoszące się do gospodarki węgierskiej. To nieprawda, że nikt o tym nie wiedział. Wielu wiedziało, tylko ich nie posłuchano.
Politycy udawali jednak, że są zaskoczeni. Czy w przypadku ich zachowania zgodziłby się Pan z Danielem Defoe, autorem słynnego Robinsona Crusoe ...
... Defoe mówił coś o kryzysie?
Nie, ale powiedział kiedyś to, co i dzisiaj się stosuje: "Mówić kłamstwa, jakoby to była prawda."
Co do tego będę bardziej pojednawczy. Polityk nie chce tworzyć niepewności, nie chce przyczyniać się do oczekiwań pesymistycznych, nie ma powodu, aby mówił w przód super-ostrzegawcze rzeczy. Potem, na przykład, korona*) spadnie kiedy minister finansów wyda raptowne oświadczenie.
Powiem Panu inny cytat. Pochodzi z Pańskiego tekstu `Chimera równości', z 1 lipca 1990. "Jeśli chcemy lepszego standardu życia, musimy pozwolić, aby ci, którzy na to zasługują, mieli odpowiednią motywację ... Rozwiązaniem jest nie co innego, jak gruntowne wprowadzenie stosunków rynkowych, jedynie one nam pokażą, kto na co naprawdę zasługuje." Przez świat idzie krytyka, że ludzie, którzy przyczynili się do kryzysu, bankierzy czy szefowie niektórych przedsiębiorstw, przeciwnie - z powodu swych "motywacji" - dyskredytują stosunki rynkowe i cały kapitalizm.
To jest absolutnie błędna i mylna optyka. Nie ma najmniejszego powodu wskazywać na rynek jako taki tylko dlatego, że doszło do pewnych problemów w pewnym segmencie rynku. Refleksja o tym, ile który bankier ma dostawać pieniędzy, to naprawdę coś innego.
Nie przeszkadzają Panu te horrendalne kwoty, które biorą także szefowie firm niesprawnych i przynoszących stratę?
Już na początku lat `90 gniewało mnie, kiedy to pensje naszych bankierów wzlatywały zupełnie gdzieś indziej poza całą strukturę płac. Obawiałem się, że dojdzie do utraty pewnej spójności społecznej. Ale zrozumiałem, że w żaden sposób nie można tym sterować odgórnie. I dawać im jakieś pułapy. Nie tędy droga. Obecnego kryzysu nie wywołały ani raje podatkowe w paru państewkach świata, ani to, że bankierzy mieli wysokie dochody. Kto chce na to zrzucić winę, ten mija się z rzeczywistością.
Ale ludzie nie mogą zrozumieć, jak to możliwe, że, na przykład, odwołany dyrektor amerykańskiej firmy motoryzacyjnej General Motors otrzymał odprawę 23 milionów dolarów a przy tym jako szef firmy doprowadził w latach 2005 do 2008 do straty w wysokości 80 miliardów dolarów. Uważają to za bezczelność. A przykłady, oczywiście w mniejszej skali, znaleźlibyśmy i w Czechach.
Nie jestem konstrukcjonistą, ani też obrońcą tychże wyolbrzymionych dochodów. Nic w ekonomii nie opiera się na pojęciu co jest a co nie jest właściwe. Ekonomia stała się de facto ekonomią, dyscypliną naukową, u schyłku średniowiecza i początku nowożytności, kiedy odeszła od pojęcia, które utrzymywało się od czasów Arystotelesa, a było to pojęcie "słusznej ceny", zatem ceny uzasadnionej. Przez dwa tysiąclecia żyli ci, którzy pisali o sprawach gospodarczych w logice tej teorii. Cała ekonomia Kościoła katolickiego była na tym, na przykład, oparta. Wieki zajęło ekonomistom, zanim z tego się wyzwolili. W momencie, gdy przyjmiemy teorię, że nie tylko cena, ale i płaca są ceną pracy wyrównującą popyt z podażą, wtedy niemożliwym jest debatowanie o tym, o ile więcej czy mniej ma mieć szef General Motors. Jeśli jego akcjonariusze jemu to uchwalili, zatem popełnili głupotę. To nie jest błąd systemu kapitalistycznego, to jest błąd konkretnego kierownictwa firmy.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Pańskiej `Chimery równości'. Nie istnieje pełna równość, to fikcja. Tę fikcję próbują społeczeństwu wmówić politycy. Przecież było jasne, że meksykański robotnik ze średnim dochodem 25 tysięcy dolarów rocznie nie może mieć domu za 300 tysięcy dolarów. Także u nas ludzie czasem biorą pożyczki i kredyty hipoteczne, które ledwie z trudem mogą spłacić. Dlaczego coś takiego wspiera też państwo? Czy nie jest to błąd polityczny?
Po listopadzie `89 walczyliśmy z pseudorównością istniejącą za komunizmu. Musieliśmy bronić nierówności jako naturalnego stanu ludzkiej społeczności. Propagowałem to z wszystkich swoich sił.
Był Pan też za to krytykowany.
Jednak w zasadzie pojęcie realnej nierówności u nas przyjęto. Chyba łatwiej, niż sądziłem na początku jego wprowadzenia. Nie pojawiła się u nas niechęć przeciwko nierówności. Oczywiście, pojawiają się jednak na ten temat skrajne wypowiedzi medialne.
Jednak świat polityczny jest obecnie w zasadzie zalany słowami o równości wszystkich.
Rzeczywiście w świecie ponownie tworzy się ta sama chimera równości, która była przez nas tak zdecydowanie i stanowczo odrzucona przy upadku komunizmu. Nie my jesteśmy w zaprzęgu ciągnącym tę ideę. Ciagną ją politycy i kraje Unii Europejskiej a, niestety, wygląda na to, że w ostatnim czasie istotnie dołaczają do nich też politycy w Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Głoszenie równości brzmi oczywiście kusząco i może być politycznie korzystne.
Nowe tworzenie równości, którego namacalnym przykładem był w USA pomysł, aby umożliwić każdemu mieć dom z hipoteką, to jest ogromny błąd państwa, nie błąd rynku.
W kontekście kryzysu pojawiły się opinie, że kapitalizm jako taki już się wyczerpał. Co Pan o tym sądzi?
Nie wierzę, że kapitalizm się wyczerpał. Kapitalizm został zadławiony i zaplątany, ograniczony i w zasadniczy sposób zakłócony niekapitalistycznymi interwencjami w funkcjonowanie tego systemu. To, co obecnie się dzieje, jest wynikiem zdławienia rynku. Nie mogę przyjąć optyki, która widzi to w sposób opaczny. Jeżeli tego dostatecznie nie czują ludzie, którzy żyli całe życie bez subiektywnego doświadczenia z komunizmem, w takim razie my tutaj naprawdę nie powinniśmy popełnić błędu.
Zacytuję Panu jednego autora, który nie jest Pańskim ulubionym. Karol Marks powiedział: "ustawiczne cykle dobrobytu i kryzysu ostatecznie zniszczą kapitalizm." To nawet teraz brzmi frapująco, nieprawda?
To dla wielu brzmi frapująco, ale ja nie mam już potrzeby walczyć z Marksem. Mam wrażenie, że ta walka jest już wygrana.
Pan to myśli jako ekonomista, czy także jako polityk?
On był z pewnością ważnym myślicielem społecznym, ale jako ekonomista tak znów wybitną osobowością nie był. Dlatego nie będę się z nim porównywał.
A z czym Pan chce się porównywać?
Obecne czasy są de facto w zakresie struktury społecznej na osi jednostka-państwo, bez wątpliwości, produktem wielkiego kryzysu lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Wówczas udało się ekonomiście Johnowi Maynardowi Keynesowi stwierdzić, że kapitalizm jest niedoskonały, niewystarczający i, że gdy państwo nie weźmie cugli w ręce i nie zacznie realizować masowych wydatków, wtedy kapitalizm przepadnie.To przeważyło i stało się pomysłem dominującym w następnych dziesięcioleciach. Teraz jesteśmy w sytuacji, gdy istnieje ryzyko, że nowy wielki kryzys zrodzi nowych Keynesów, jakkolwiek by się nazywali. I że przesuną punkt, który przez siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat ustanowił się na osi jednostka-państwo, zaś o wiele bliżej tego państwa. Tego się boję i trzeba uczynić maksimum, aby do tego nie dopuścić. Przeciwko temu chcę i będę oponował.
Przytoczę Panu słowa kolejnego znaczącego człowieka, pisarza Samuela Johnsona, który m.in. stworzył wielki słownik języka angielskiego. Między innymi napisał: "Nie można wydawać pieniędzy, aby przez to skrzywdzić kogoś biednego… Bogactwo tworzy wiele dobra.” **) Mam wrażenie, że wiele osób obecnie już tak nie myśli. Wręcz przeciwnie, uważają, że bogactwo tworzy też wiele zła. I z tego może wynikać ta twarda krytyka kapitalizmu.
Ludzie od wieków uważają, że ci bogaci są źli, chciwi, pazerni, i że na swój majątek nie zasłużyli. Nie możemy tego zaakceptować. Może ma Pan w pamięci jakieś przebłyski z kursu ekonomii na pierwszym roku szkoły wyższej…
... to rzeczywiście są już tylko przebłyski.
Z pewnością od tego czasu czegoś Pan się wyuczył.
Cała idea Keynesa była oparta na tezie, że kapitalizm rodzi automatycznie niewystarczająco efektywny popyt i ponieważ popyt jest niewystarczający, powstaje nadprodukcja, powstaje kryzys i wydaje się, że normalni konsumenci i inwestorzy nie mają motywacji i interesu, aby uzupełnić ten deficyt efektywnego popytu. Dlatego musi przyjść państwo, aby swymi wydatkami wyrównać to do poziomu, który jakoby jest zrównoważony i optymalny. Na tym oparta jest cała keynesowska doktryna i idea, że do gospodarki należy "wpychać" pieniądze podatników w formie wydatków rządowych. Nie wierzę, że człowiek myślący racjonalnie, nieuprzedzony i niezaślepiony może powiedzieć, że jest to powód, dla którego powstał obecny kryzys finansowy i gospodarczy.
Mówi Pan o interwencji państwa w gospodarkę. W tym wypadku tradycyjnie nie popiera Pan wielkiej roli państwa. Jednak dziś wygląda na to, że państwa i rządy interweniują w sektor finansowy i inne działy gospodarki w takim stopniu, jakiego jeszcze nie znaliśmy. Rola państwa znów jest ogromna.
Państwo ją sobie oczywiście uzurpowało, państwo ją sobie wzięło. Dla mnie, próby wpychania pieniędzy do gospodarki - jak to w wielu wypadkach dzieje się dzisiaj w Europie, w Japonii, ale w szczególności w Stanach Zjednoczonych - są absolutnie nie do obrony. Niestety, nadal jesteśmy w czymś, co jest paradygmatem keynesowskim. To pojęcie bardziej skomplikowane, czy opanuje to Mladá fronta Dnes…
... MF DNES już co nieco opanowała...
Keynesowski paradygmat, biorąc pod uwagę historię teorii ekonomicznych, był całkowitym zwrotem w nauce ekonomii. Ekonomiści rozróżniają okresy krótkie, średnie i długie. Teoria keynesowska jest charakteryzowana jako szkoła okresu krótkiego. Albo, jeśli by spróbować podać trochę karykatury i krytyki, więc patrząc krótkowzrocznie, starając się o rozwiązanie dla danej chwili i danego momentu i mniej więcej pomijając to, co będzie jutro, pojutrze, popojutrze. Keynes powiedział też słynne stwierdzenie: „W długim okresie wszyscy jesteśmy martwi.” Ono jest nakłanianiem do tego, aby człowiek, ludzkość, rządy, politycy, zachowywali się krótkowzrocznie. Keynes zaczynał w momencie, kiedy odsetek państwowego budżetu względem PKB był poniżej dziesięciu procent i doszedł do wyższego poziomu dopiero w czasach finansowania wojen. Keynesizm spowodował przełomowe przesunięcie o kilka pięter wyżej i odsetek budżetu państwa względem PKB wzrósł z dziesięciu do trzydziestu, czterdziestu, aż pięćdziesięciu procent, a w niektórych krajach nawet 60 procent. Rewolucja Ronalda Reagana i Margaret Thatcher odwróciła to odrobinę wstecz. A dlaczego obecnie mam niezwykłe obawy? Nie grozi przesunięcie z tych wspomnianych dziesięciu na czterdzieści procent. Tym razem grozi z czterdziestu na ileś, czego dziś nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Oznaczałoby to jednak, że gospodarka jest pod wpływem państwa w stopniu, który nie będzie dużo mniejszy, niż za realnego socjalizmu.
Czy Pan już nie przesadza?
Aby nie doszło do pomyłki, że porównuję UE i RWPG. Wiem jednak, że socjalizm realny był systemem, który był także diametralnie różny od modelowego podręcznikowego socjalizmu czy komunizmu. Obawiam się, że bardzo zbliżamy się do dawnego systemu za socjalizmu realnego.
Niektórzy politycy często się wymachują argumentem, że potrzebują w swoich krajach utrzymać społeczną spójność, zatrudnienie i tym podobne. I dlatego bronią interwencji państwa w gospodarkę. W roku 1993 cytował Pan w Bonn zdanie powojennego niemieckiego premiera i ekonomisty Ludwika Erharda. Ten powiedział: "Im gospodarka jest swobodniejsza, tym jest też bardziej socjalna." Czy to nie jest tylko walka o podobieństwo do "innego" państwa opiekuńczego w Europie?
Nie zgadzam się z teorią, że socjalny dodawany jest do gospodarki przez to, że tam realizuje się więcej wydatków socjalnych. Gospodarka rynkowa jest wielekroć bardziej socjalna, niż jakiekolwiek zarządzanie planowe, jak wszyscy tu na własnej skórze doświadczaliśmy przez cztery dziesięciolecia.
Wydawało się, że państwo opiekuńcze w ostatnich latach w Europie raczej słabnie, to znaczy niektóre z jego elementów. Teraz wygląda na to, że w ramach ogłoszonej walki z kryzysem wielu polityków europejskich do niego powraca.
To są dwie sprawy. Jedną z nich jest empiryczny osąd, czy w zarządzaniu cofnął się ten socjal, a drugą, jaka jest argumentacja polityków. Ja uważam, że nie cofnął się. Może wycofał się z retoryki, ale w rzeczywistości jest go nieskończenie dużo. Nigdy nie zapomnę jednego szczytu UE, na którym był Jacques Chirac, poprzednik dzisiejszego prezydenta francuskiego. Debatowano tam, jak zapobiec imigracji do Europy, głównie do Francji z północnej Afryki. Cały czas Chirac mówił o tym, jak zwiększyć liczbę granicznych punktów kontrolnych i jak zwiększyć liczbę łodzi policyjnych na morzu, gdzie będą patrole. Zabrałem głos i powiedziałem - w taki sposób nie możemy niczego dopilnować, kiedy sami sztucznie wprowadzimy do systemu takowe świadczenia socjalne dawane każdemu. Ludzie potem nie chcą pracować, a nasz system wchłania pracowników z Maroka, z Algierii i innych krajów. Jeśli pozostanie ten system socjalny, który całkowicie różni się od północno-afrykańskiego, to migracja będzie zawsze i żadne kontrole nie powstrzymają tych ludzi. Chirac poza protokołem zabrał głos, po czterech-pięciu latach mogę już cytować z zawartych porozumień, i zaczął krzyczeć, że Europa jest oparta na idei socjalnej i że Klaus chce to zburzyć. Czego się jednak obawiam, to że nastanie nowa jakość tego socjalu.
Na niedawnym szczycie G20 w Londynie, na ostatnich dwóch szczytach Unii Europejskiej w Brukseli, nawet za czeskiej prezydencji, także podczas wizyty prezydenta Baracka Obamy w Pradze, nieustannie mówiło się o tym, że kryzysowi czy zmianom klimatycznym można stawić czoła tylko na poziomie ogólnoświatowym. Podziela Pan ten pogląd?
Nie chcę wychodzić z żadnymi radykalnymi atakami…
…to by czytelnicy, oczywiście, chętnie przeczytali.
Dzisiaj już ich dość powiedziałem. Ten kryzys nie wynikł z jakichś problemów globalnych.Ten kryzys finansowy i gospodarczy powstał ewidentnie w USA. Dzięki całkowicie nieracjonalnej polityce udzielania kredytów hipotecznych, dzięki całkowicie nieracjonalnej idei zrodzonej w latach trzydziestych, wzmocnionej przez Cartera w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i dramatycznie poszerzonej przez Clintona. Powstał pogląd, że każdy Amerykanin ma prawo posiadać dom, a ponieważ po prostu nie ma na niego pieniędzy, więc musi dostać kredyt hipoteczny. Dobrali sobie pewne formy instytucjonalne, jak każdemu Amerykaninowi to umożliwić. Jest oczywiste, że każdy Amerykanin nie ma i nie miał na dom i nie ma nawet na spłacenie hipoteki. To był błąd kolosalnych rozmiarów. I o skali tego błędu świadczy to, jak ogromny kryzys w obecnym czasie to wywołało. Nie powstało to jako problem ogólnoświatowy, jako brak jakiegoś ogólnoświatowego gosplanu - w Moskwie mają z takim planem doświadczenie, mogliby go tam z pełnym sukcesem zacząć dla świata raz jeszcze zorganizować.
Chętnie by to zrobili.
Ale nie to spowodowało kryzys. Dopóki Ameryka chciała żyć na dług, dopóki żyła ideą, że dolar jest światową walutą rezerwową i że każdy go zatrzymuje, także gdy go nie potrzebuje natychmiast na finansowanie swojej konsumpcji, zatem wynik jest taki, jaki jest.
Powiada się, może trochę z przesadą, o socjalizmie we współczesnej Ameryce, z aluzją do wkroczenia państwa do tamtych wielkich banków czy firm.
Określenie `z przesadą'? To jest słabe słowo. Nie polegajmy tylko na etykiecie, w Ameryce nie prowadzi się dialogu z wykorzystaniem takiego słownika. Jeśli Pan chce nazywać to socjalizmem, nie mam nic przeciwko temu. W każdym wypadku widać potężny wzrost państwa w życiu gospodarczym Ameryki.
Podczas swego niedawnego pobytu na konferencji w Santa Barbara, w Kaliforni, w niektórych tekstach też Pan wygarnął odnośnie do porządku w USA. Premiér Topolánek mówił nawet w Strasburgu o drodze do piekła. Czy Ameryka zmierza do piekła?
Sformułowanie "droga do piekła" nie jest czymś, co ja stosuję, nie użyłem go chyba nigdy w swojej karierze politycznej i nie użyję go nawet w życiu osobistym.
Ale powtarzam - tam realizuje się działania krótkowzroczne, bez oglądania się na ich skutki długofalowe. Tego bardzo się obawiam. Czy można użyć tu jakiegoś dodatkowego wyrazu ekspresji, to jest inna sprawa.
W kontekście kryzysu pojawiła się także teoria, że Czechy nie są tak dotknięte kryzysem, ponieważ jak dotychczas nie mają euro. Jednak na każdy kraj kryzys ma inny wpływ - wystarczy spojrzeć na Irlandię czy Hiszpanię, które mają euro i na Węgry i Łotwę, które go nie mają. Czy odgrywa w tym jakąś rolę wspólna waluta?
Oczywiście, wspólna waluta gra swoją rolę. Znacznie wzrosła sztywność gospodarki europejskiej, ale nie była starterem kryzysu. Dyskutować można jedynie o tym, czy dla niektórych krajów istnienie euro było pożytkiem i tak myślę, że było. Ale to podobnie, jeśli dla jakiegoś nędznego kraju, który dopuścił się wielkiej niegodziwości w swoich finansach publicznych, wprost przeciwnie będzie euro rzeczywistą pomocą, to także jest prawda. We wtorek wasza gazeta poświęciła trzy strony całkowitemu rozpadowi gospodarki węgierskiej, więc jedynie moja polityczna poprawność nie pozwala mi, abym odnośnie do tego cokolwiek pieprznego dalej dodawał.
Pieprzne - ale to określenie jest stosowne przy Węgrzech.
Dlatego to powiedziałem.
Rząd, który już złożył dymisję, ogłosił niedawno, że na jesieni może nastąpić rozstrzygnięcie kiedy wprowadzić u nas euro, wzywają do tego nie tylko niektóre partie polityczne, ale i firmy. Pan nie jest jak dotychczas zwolennikiem wczesnego wprowadzenia euro. Ale teraz mówi się o terminie 2013, 14 czy 15. To nie byłby Pan już takim przeciwnikiem?
Podziwiam odwagę rządu, który otrzymał votum nieufności, że wypowiada zasadnicze sądy w tej kwestii. Wielokrotnie mówiłem, że od strony techniczno-administracyjnej - jak sprawdziliśmy kiedyś na bardzo szybkim i łatwym rozdzieleniu korony czechosłowackiej w lutym 1993 - przyjęcie euro jest względnie proste. To tylko politycy próbują zbudować na tym jakieś zasługi. Dlatego mówią o tym dziesięć, dwadzieścia lat. Czy to będzie w roku 2015 czy 2016, jest dla mnie, jako dla ekonomisty, zupełnie nieistotnym, nieinteresującym osądem. Musimy wypełnić przede wszystkim nasze warunki krajowe, a nie żadne kryteria maastrichtowe. Uśmiecham się, kiedy przesuwana jest data przyjęcia euro. Kiedyś w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy zaczynaliśmy przystępować do debaty w sprawie tej waluty, mówiłem zawsze: nie ma powodu do pośpiechu, nie jest to tymczasem dla nas korzystne. Wówczas o tym żartowałem: Cóż, to na przyjęcie trzeba by znaleźć jakąś okrągłą rocznicę. To jak, trzeba przyjąć euro na setną rocznicę Wielkiej socjalistycznej rewolucji październikowej w roku 2017? Uważałem to za prowokacyjny żart. 300 czy 400 słuchaczy na sali roześmiało się.
No, aż to sobie zapiszę, a nie będzie to brzmiało jak żart. Zwłaszcza nie od Pana.
Chcę przez to powiedzieć, że, paradoksalnie, ten mój żart chyba okaże się być bardzo bliski rzeczywistości. Gdybym dalej chciał prowokować, to prócz tej historyjki zapytałbym, czy o tym czasie euro jeszcze będzie istniało.
Viliam Buchert, MF Dnes, 16 kwietnia 2009
.
___________________
*) korona - czeska waluta [oczywiście]
**) Samuel Johnson:
„Nie można wydawać pieniędzy na luksusy bez czynienia dobra dla biednych. Ba, można zrobić dla nich więcej dobrego wydając pieniądze na luksusy, niż przez ich rozdawanie; bo przez wydawanie ich na luksusy można sprawić, że będą spożytkowane na produkcję, natomiast przez danie pieniędzy utrzymuje się ludzi w bezczynności.
Przyznaję, rzeczywiście, może być większa cnota w dawaniu pieniędzy bezpośrednio z miłości, aniżeli w wydawaniu ich na luksusy; wszelako tu można być z tego dumnym zanadto.”
„Jeżeli nie chcecie brać pod uwagę tysiącletnich tradycji naszej cywilizacji, jej wartości chrześcijańskich, znaczenia tradycyjnej rodziny i szacunku dla życia ludzkiego, nie głosujcie na mnie, bo ja wartości te wyznaję. Jeżeli chcecie żyć w przyszłości wyznaczonej przez modne trendy, gdzie palenie będzie zabronione, a narkotyki będą tolerowane, gdzie małżeństwo będzie instytucją zagrożoną wymarciem, a na Ratuszu pojawiać się będą wyłącznie pary w celu rejestracji związków partnerskich, gdzie starych i chorych będziemy z litości pozbawiać życia, gdzie ktoś będzie nam nakazywał, co mamy jeść, pić i jak mamy mówić, wówczas ostrzegam, że to nie jest mój program. To nie jest moja wizja przyszłości.
Jeżeli pragniecie przyszłości, w której Republika Czeska nie ma bronić swoich interesów, a tylko biernie poddawać się woli urzędników z tej czy innej instytucji międzynarodowej - wtenczas także przyznaję, że jestem człowiekiem przeszłości. Jeżeli uważacie czeską koronę za taki przeżytek, że trzeba się go jak najszybciej pozbyć, wybierzcie któregoś z pozostałych kandydatów, bowiem ja będę wspierał istnienie naszej własnej waluty tak długo, dopóki będzie to korzystne dla obywateli Republiki Czeskiej. (…)
Wierzę w Republikę Czeską. Wierzę w ludzi, którzy w niej mieszkają. Kocham swój kraj i będę tutaj nadal pracował, niezależnie od tego, jakim wynikiem skończą się dzisiejsze wybory. Ale przede wszystkim zawsze będę walczył o zachowanie naszej wolności i naszej suwerenności”.
Nie wygrał po tej mowie. Wygrał w trzecim głosowaniu.
Przedstawiam fragment wypowiedzi czeskiego prezydenta Vaclava Klausa krytycznie odnoszącego się do Traktatu Lizbońskiego.
Wypowiedź Prezydenta Czech pokazuje, jak lewicowi szulerzy w Brukseli chcą wbrew woli narodów Europy, stworzyć ponadnarodowe monstrum z normami prawnymi stojącymi ponad uregulowania prawne poszczególnych krajów członkowskich. Oto fragment wypowiedzi Prezydenta Klausa.
(...)"5. Ten "nowy" traktat nie jest jedynie częściowym. a już z pewnością nie małym, dodatkiem (nowelizacją) do istniejących umów. Powstały traktat różni się w sposób fundamentalny. Mimo to, na poziomie elit politycznych uzgodniono, że wszystkie kraje będą starały się zatwierdzić ten traktat w parlamentach (aby przypadkiem obywatele ponownie nie odrzucili traktatu w referendach). Co więcej, traktat był zatwierdzany w większości krajów niezwykle szybko i jest potwierdzone, że w niektórych krajach parlament przyjął go wcześniej, aniżeli jego tekst zaistniał w rodzimym języku. Wyjątkiem jest Republika Czeska, gdzie wobec tego traktatu istnieją silne polityczne obiekcje. Doprowadziło to do tego, że u nas [w Czechach - przyp. KG] - jako jedynym kraju UE - traktat ten nie został w parlamencie nie tylko uchwalony, ale do tej pory nawet poważnie go nie rozpatrywano. Traktat został przyjęty przez parlamenty w Niemczech i Polsce, ale do tej pory nie podpisali go tamtejsi prezydenci.
6. Specyficzna jest sytuacja w Irlandii, gdzie zgodnie z konstytucją w sprawie takiego dokumentu powinno się odbyć referendum. Miało ono miejsce w czerwcu 2008 roku, a jego wynikiem było `nie" dla traktatu. Zgodnie z dotychczasowymi traktatami o UE taki dokument musi być uchwalony jednomyślne. Odrzucenie go w jednym kraju oznacza całkowity brak ratyfikacji.
Unia Europejska czeka teraz na:
- ewentualne nowe referendum w Irlandii,
- rezultat dyskusji w Republice Czeskiej,
- podpisy prezydentów Niemiec i Polski.
Niemiecki prezydent czeka na stanowisko niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, polski prezydent ma swoje zastrzeżenia, ale przede wszystkim nie chce być tym, kto naciska na Irlandczyków ku nowemu głosowaniu.
7. Traktat Lizboński jest w swej istocie odrzuconym traktatem konstytucyjnym. Wszystko, co najważniejsze, w nim pozostało. Wyraźnie potwierdził to główny negocjator Traktatu Konstytucyjnego, były prezydent Francji Giscard d'Estaing: - Różnica między pierwotną Konstytucją a niniejszym Traktatem Lizbońskim dotyczy raczej w podejścia, niż treści" (`The Independent" z 30 października 2007 roku).
8. Jakie są główne zmiany, które ten traktat przynosi w porównaniu z dotychczasowym stanem?
a) Traktat Lizboński na szeroką skalę przenosi kompetencje z poszczególnych krajów członkowskich do "Brukseli", czyli na organy UE. Chodzi też o bardzo wrażliwe obszary polityki społecznej, energetyki, podatków pośrednich, sprawiedliwości, bezpieczeństwa, spraw wojskowych, polityki zagranicznej itd. (Powstanie np. europejska policja, która będzie mogła interweniować na terytorium wszystkich państw członkowskich).
b) Traktat ustanawia prawo jak gdyby chodziło o państwo typu federalnego (jednakże nie obejmujące gwarancji typowych dla konstytucji państw federalnych - nie ma tam nawet tego, co było w Konstytucji federalnej Czechosłowacji do 31 grudnia 1992). Wprowadza kategorię wyłącznych kompetencji Unii, które są nadrzędne względem kompetencji państw członkowskich. Jeśli dotychczas zasadniczą cechą był "podział kompetencji" lub podział suwerenności, to zamiast niego powstaje suwerenność "europejska". Ponadto, wprowadza się tzw. uprawnienie Unii do wsparcia, które pozwala UE na interwencję w takich dziedzinach, jak `ochrona i poprawa zdrowia ludzkiego, przemysł, kultura, turystyka, edukacja, szkolnictwo wyższe, młodzież, sport, obrona cywilna ... ". UE będzie posiadała moc interweniowania w państwach członkowskich w zasadzie we wszystkich sprawach. Jest to wzmocnione także z tego powodu, że Traktat Lizboński bynajmniej nie wspomina o jakichkolwiek "wyłącznych kompetencjach" państw członkowskich, a zatem o wykazie obszarów, w których UE w żadnym wypadku nie śmiałaby interweniować.
c) Traktat w ponad pięćdziesięciu obszarach wprowadza głosowanie większościowe, choć dotychczas konieczne było w tych kwestiach podjęcie decyzji w sposób jednomyślny. Państwa członkowskie w taki sposób utracą jeden z atrybutów swej suwerenności (możliwość zablokowania inicjatywy, której nie popierają).
d) Jest przewidziana osobowość prawna Unii Europejskiej, co jest bliskie powstaniu nowego państwa.
e) Zmniejsza się waga głosu mniejszych krajów, w tym Republiki Czeskiej, a wzmacnia się waga głosu większych krajów. Pomija się zasadę równości państw, większego znaczenia nabiera liczba obywateli. Waga głosu niemieckiego zwiększy się prawie dwukrotnie, natomiast waga naszego głosu [czeskiego - przyp. KG] głosu przeciwnie, dwukrotnie się zmniejszy.
f) Tzw. klauzula przejściowa pozwala, aby sama Rada Europejska (27 szefów państw lub rządów) podjęła decyzję o możliwości decydowania większością głosów, chociaż chodzi o obszary, w których powinno się podejmować decyzję jednomyślnie.
g) Traktat obejmuje bardzo szeroko pojętą Kartę Praw Podstawowych UE. Będzie ona miała podobną moc, jak sam Traktat Lizboński, a zatem jej roszczenia i pierwszeństwo będą stawiane przed konstytucjami poszczególnych krajów członkowskich, w tym naszego [Czech - przyp. KG].
9. Traktat Lizboński jest krokiem wstecz względem odrzuconej Konstytucji Europejskiej. Jest dokumentem, który oznacza wyraźne przesunięcie od Europy państw do Europy jednego europejskiego państwa. Oznacza przejście od dobrowolnej, stale uzgadnianej i potwierdzanej współpracy państw europejskich w tysiącu konkretnych kwestii do jednej raz na zawsze obowiązującej dominacji organów i instytucji unijnych nad organami i instytucjami poszczególnych państw członkowskich. Traktat prowadzi do pogłębienia deficytu demokracji.
10. Parlament Republiki Czeskiej o wszystkich tych sprawach ma obecnie prawo zadecydować. Od momentu obowiązywania Traktatu Lizbońskiego, ta możliwość przestanie istnieć."