ROZDZIAŁ 6
Matt próbował ostrożnie wyczuć ścieżkę nogą, aż w końcu znalazł trawę, po czym skierował się na nią, trzymając ręce przed sobą, dopóki nie dotknął szorstkiej kory drzewa. Zapewne nie było zbyt wielu ludzi w pobliżu bramy głównej kampusu i wolał, żeby nikt go nie zobaczył z zawiązanymi oczami w weselno- pogrzebowym garniturze i krawacie i wyglądającego z pewnością jak idiota.
Z drugiej strony jednak chciałby, żeby koś podszedł do niego i go rozpoznał. Wyglądałoby to o wiele lepiej i nie wyszedłby na idiotę, gdyby stał się częścią bractwa Vitale, a nie spędzał całej nocy błądząc w krzakach z zawiązanymi oczami. Matt podążał dalej drogą, która jego zdaniem prowadziła do bramy i potknął się. Machając rękami udało mu się złapać równowagę. Chciał, żeby w końcu ktoś mu powiedział dokąd ma iść. A co, jeśli ten, kto zostawił mu zaproszenie nie należał do bractwa? A co, jeśli ktoś zastawił na niego pułapkę? Matt przejechał spoconymi palcami po kołnierzyku. Po tych wszystkich dziwnych rzeczach, jakie przydarzyły mu się w ciągu ostatniego roku, nie powinien wpadać w paranoję.
Gdyby teraz zniknął, jego przyjaciele nigdy nie dowiedzieliby się, co się z nim stało. Pomyślał o roześmianych oczach Eleny, jej jasnym badawczym spojrzeniu. Będzie za nim tęskniła, jeśli zniknie mimo, że nigdy go nie kochała w taki sposób, w jaki by tego pragnął. Śmiech Bonnie mógłby stracić beztroskę, gdyby Matt odszedł, a Meredith mogłaby stać się bardziej spięta i zacięta. Zmartwiło go to.
Przesłanie na zaproszeniu od Bractwa Vitale było jasne, pomyślał: „nie mów nikomu”. Jeśli chciał grać w ich grę, powinien robić to według ich reguł. Matt rozumiał zasady.
Bez ostrzeżenia , ktoś- a właściwie jakieś dwie osoby- chwyciły go za ramiona z obu stron. Matt instynktownie zaczął się bronić i usłyszał zirytowane chrząknięcie osoby po jego prawej stronie.
- "Fortis aeturnus"- syknęła do ucha Matta hasło osoba po jego lewej. Matt przestał walczyć. To było hasło z listu od Vitale, czyż nie? To było po łacinie, był tego pewien. Chciałby cofnąć czas, żeby dowiedzieć się, co to oznacza. Pozwolił trzymającym go ludziom, prowadzić się przez trawę na drogę.
- Stopień- szepnął ten po lewej i Matt podążył naprzód, ostrożnie wspinając się na coś, co wydało mu się tyłem furgonetki. Twarde ręce popchnęły jego głowę w dół po to, żeby nie uderzył w dach auta i Matt przypomniał sobie te straszne czasy, zeszłego lata, kiedy został aresztowany po oskarżeniu go o zaatakowanie Caroline. Policjanci pchnęli jego głowę w dół zupełnie jak oni teraz, kiedy skutego kajdankami wpychali go do radiowozu. Jego żołądek skurczył się na samo wspomnienie, ale otrząsnął się. Strażnicy wymazali wszystkim wspomnienie o sprawie z Caroline, tak jak zmienili wszystko inne.
Ręce skierowały go na siedzenie i zapięły pas. Wydawało mu się, że z każdej jego strony siedzą ludzie i Matt otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale sam nie wiedział, co.
- Ucisz się- szepnął tajemniczy głos i Matt posłusznie zamknął usta. Wysilał oczy, aby zobaczyć cokolwiek po omacku, choćby poblask światła czy cienia, ale wszędzie była tylko ciemność. Usłyszał odgłos stóp stąpających po podłodze furgonetki, następnie drzwi się zatrzasnęły i silnik zastartował.
Matt starał się wyśledzić, co dzieje się w furgonetce, ale po kilku minutach stracił rachubę i zamiast tego siedział po prostu cicho, czekając na to, co się dalej wydarzy.
Po około piętnastu minutach samochód się zatrzymał. Ludzie po obu stronach Matta wyprostowali się, a on zrobił to samo spięty. Usłyszał otwieranie i zamykanie przednich drzwi, a potem kroki dookoła furgonetki , po czym otworzyły się tylne drzwi.
- Milczeć- odezwał się głos, który przemawiał do niego wcześniej- Teraz będzie następny etap Twojej podróży.
Osoba obok otarła się o niego podczas wysiadania, a potem Matt usłyszał potknięcie się na czymś, co brzmiało jak żwir pod stopami. Słuchał uważnie, ale usłyszał jedynie nerwowe przesuwanie się innych ludzi siedzących w furgonetce. Skoczył, kiedy czyjeś ręce ponownie przytrzymały jego ramiona. Nawet nie słyszał, kiedy ten ktoś znalazł się przy nim.
Ręce pomogły mu wysiąść z furgonetki po czym prowadziły go po czymś, co było prawdopodobnie chodnikiem lub dziedzińcem, na którym jego buty wydawały głuchy odgłos- najpierw na żwirze, a potem jakby na bruku. Jego przewodnik prowadził go po schodach , przez jakąś halę, a następnie znowu w dół. Matt naliczył trzy kondygnacje w dół, zanim został zatrzymany.
- Zaczekaj tutaj- powiedział głos, a jego przewodnicy ruszyli z powrotem.
Matt próbował dowiedzieć się, gdzie jest. Słyszał ludzi, prawdopodobnie byli to jego towarzysze z furgonetki, przesuwający się spokojnie, ale milczący. Sądząc po odgłosach, byli w dużym pomieszczeniu: sala gimnastyczna? piwnica? Prawdopodobnie piwnica, sądząc po ilości stopni w dół.
Usłyszał ciche kliknięcie zamykanych drzwi za plecami.
- Teraz można zdjąć opaskę- odezwał się nowy głęboki i pewny siebie głos.
Matt rozwiązał swoją opaskę i rozejrzał się, mrugając podczas gdy jego oczy przyzwyczajały się do światła. To było słabe, pośrednie światło, które potwierdziło jego teorię o piwnicy, ale jeśli była rzeczywiście piwnicą, to była najbardziej ekstrawagancka, jaką kiedykolwiek widział.
Pomieszczenie było ogromne rozciągające się w półmroku na drugi koniec, a podłoga i ściany wyłożone były ciemnym, ciężkim drewnem. Łuki i filary wspierały sufit w pewnych odstępach i były ozdobione pewnego rodzaju rzeźbą; sprytną wykrzywioną twarzą, która mogła być krasnalem chytrze spoglądającym na niego z filaru oraz figura biegnącego jelenia, połączona z bramą.
Czerwone, aksamitne krzesła i ciężkie drewniane stoły ustawione były w rzędzie pod ścianami. Matt i pozostali stali w centralnej bramie zwieńczonej dużym V ozdobionym różnego rodzaju błyszczącymi, starannie zespawanymi i wypolerowanymi metalami. Poniżej litery V widniało to samo motto, które było w liście: . fortis aeturnus.
Spoglądając na ludzi dookoła siebie, Matt zauważył, że nie był tu jedynym zmieszanym i wystraszonym osobnikiem. Stało tam może z piętnaście osób i wyglądali, jakby pochodzili z różnych klas: niemożliwe, żeby wysoki, przygarbiony facet z brodą był studentem pierwszego roku.
Dziewczyna o małej, okrągłej twarzy, o krótkich brązowych lokach, wyłapała wzrok Matta. Uniosła brwi z przesadnym wyrazem oszołomienia na ustach. Matt uśmiechnął się do niej, chcą podnieść ją na duchu. Przesunął się bliżej niej i właśnie miał się do niej odezwać, kiedy mu przeszkodzono.
- Witajcie- powiedział głęboki, autorytatywny głos, który wcześniej polecił mu zdjęcie opaski, a młody człowiek podszedł do centralnej bramy, stając bezpośrednio pod ogromnym V. Za nim ustawili się inni w kole, wydawało się, że byli to chłopcy i dziewczęta, wszyscy ubrani na czarno i w maskach zakrywających twarze.
Efekt jest najważniejszy- pomyślał Matt- ale zamaskowane postaci były takie tajemnicze i powściągliwe, aż przeszedł go dreszcz.
Facet spod łuku jako jedyny nie nosił maski. Był nieco niższy niż milczących postaci wokół niego, miał ciemne kręcone włosy i uśmiechał się ciepło, kiedy wyciągnął ręce w stronę Matta i innych.
- Witajcie- powtórzył- Pewnie słyszeliście pogłoski o Towarzystwie Vitale, najstarszej i najbardziej barwnej organizacji Dalcrest. Jest to społeczność, o której często mówi się szeptem, ale o której nikt nie zna prawdy. Nikt, oprócz jej członków. Jestem Ethan Crane, obecny prezes Towarzystwa Vitale i jestem zachwycony, że przyjęliście nasze zaproszenie- przerwał i rozejrzał się dokoła- Zostaliście zaproszeni do bractwa, ponieważ jesteście najlepszymi z najlepszych. Każdy z was ma inne mocne strony.
Wskazał na wysokiego brodatego faceta, którego Matt zauważył wcześniej.
- Stuart Covington jest tutaj najwspanialszym umysłem naukowym starszych klas , być może jednym z najbardziej obiecujących w kraju. Jego artykuły o biogenetyce zostały już opublikowane w wielu czasopismach.
Etan wszedł w tłum i zatrzymał się obok Matta. Z biska Matt zauważył, że oczy Etana były prawie jak złote orzechy pełne ciepła.
- Matt Honeycutt tafił do Dalcrest jako zawodnik drużyny footballowej, który w zeszłym roku poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa w mistrzostwach stanowych. Mógł wybrać college z programem footbalowym, ale wybrał Dalcrest.
Matt schylił głowę skromnie, a Ethan ścisnął jego ramię zanim ruszył dalej, żeby zatrzymać się przy uroczej dziewczynie o okrągłej twarzy.
- Chloe Pascal jest jedną z tych, którzy uczestniczyli w tegorocznym pokazie sztuki, jest najbardziej utalentowanym artystą w kampusie. Jej dynamiczne, ciekawe rzeźby zdobyły Nagrodę Gershner dwa lata z rzędu- poklepał Chloe po ramieniu, a ona się zarumieniła.
Etan poszedł dalej podchodząc od jednego z członków ich małej grupy do drugiego, wychwalając ich osiągnięcia.
Matt niespecjalnie wsłuchiwał się w jego słowa, ale rozglądał się dokoła po zachwyconych twarzach pozostałych kandydatów. Odniósł wrażenie, ze jest tu wiele talentów i że było to
rzeczywiście spotkanie najlepszych z najlepszych, wydawało mu się że był jedynym studentem pierwszego roku.
Czuł się tak, jakby Etan rozpalił w nim jakąś jasną świecę: on, Matt, który był najmniej wyjątkowy spośród swoich przyjaciół, został tak wyróżniony.
- Jak więc zauważyliście- powiedział Etan wracając na początek grupy- każdy z was na inne umiejętności. Rozum, kreatywność, sprawność fizyczną i inne zdolności. Cechy te, zebrane razem, mogą uczynić z Was elitę i potężną grupę nie tylko na terenie kampusu, ale też w całym Waszym życiu. Towarzystwo Vitale jest organizacją o długiej historii i stając się członkami tej społeczności, należycie do niej przez całe życie. Zawsze.
Podniósł palec w ostrożnością, jego twarz spoważniała.
-Jednak to spotkanie, jest zaledwie pierwszym krokiem na drodze do tego, aby stać się Vitale. A to jest trudna droga.
Uśmiechnął się do nich ponownie.
- Wierzę- My wierzymy- że każdy z was ma to, czego potrzeba, by stać się Vitale. Nie zostalibyście zaproszeni do wstąpienia w nasze szeregi, gdybyśmy nie uważali, że jesteście tego godni.
Matt wyprostował ramiona i podniósł głowę wysoko. Najmniej niezwykły członek grupy przyjaciół, czy nie, ale uratował świat, a przynajmniej ich rodzinne miasto, więcej niż raz. Nawet jeśli tylko należał do tej grupy, był pewien, że podoła wszystkiemu, czego będzie od niego oczekiwało Vitale.
Ethan uśmiechnął się bezpośrednio na niego.
- Jeśli jesteś gotowy zostać członkiem Vitale, dochować naszej tajemnicy i zdobyć nasze zaufanie, zrób krok do przodu.
Matt wystąpił bez wahania. Chloe i brodaty facet-Stuart- wystąpił razem z nim i rozglądając się dokoła, Matt zobaczył że wszyscy zrobili to samo.
Etan podszedł do Matta i chwycił za klapy jego garnituru.
- Proszę- powiedział, szybko coś na niej przypinając- Noś to przez cały czas, ale dyskretnie. Musisz zachować swoją przynależność do Vitale w sekrecie. Skontaktujemy się z Tobą. Gratulacje.
Posłał Mattowi krótki, prawdziwy uśmiech i podszedł do Chloe mówiąc te same słowa do niej. Matt odwrócił klapę garnituru i spojrzał na małe granatowe V, które Etan mu przypiął. Nigdy wcześniej nie myślał na temat bractwa, czy tajnych stowarzyszeń lub na temat wszelkiego rodzaju organizacji, które nie dotyczyły drużyny sportowej. Ale to ,że będąc zaledwie studentem pierwszego roku, został przyjęty do legendarnego Towarzystwa Vitale, było czymś zupełnie innym. Oni widzieli w nim coś, coś nadzwyczajnego.