Kilka Prawd O Marzeniach


KILKA PRAWD O MARZENIACH
Frey



― Matko... Nie pamiętam, kiedy się to zaczęło, ale już w podstawówce myślałem, że byłoby fajnie być dziewczyną jednego kumpla z klasy.
  ― Wiesz... znamy się całe życie, ale nigdy bym nie przypuszczała...
  Ulżyło mu. W końcu przyznał się. Bardziej sam przed sobą niż przed nią. Byli jak rodzeństwo, znali się od piaskownicy. On miał pięć lat, kiedy ona się wprowadziła, taka sobie mała 3-latka. Byli tylko w czwórkę: dwóch chłopców i dwie dziewczynki, cała populacja dzieci w tym bloku. Reszta to nastolatkowie, którzy totalnie ich ignorowali. Teraz, kiedy już mieli dwadzieścia i dwadzieścia dwa lata, i zostali tylko oni z całego towarzystwa, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Bolało go, że nigdy nie mógł się do nikogo wypowiedzieć, gdy widział jakieś ciacho w TiVi albo na ulicy. Teraz już mógł.
  TO BYŁO ZBAWIENIE. Ta informacja. Nieważne, jak ważna lub jak błaha, ratowała mu życie. Jeżeli chciał uciec z parszywej randki ― wychodził do ubikacji, tam dawał głuchego Zuzie, a ona po dziesięciu minutach dzwoniła i nawijała, że ona musi iść spać, bo ma egzaminy, że się uczy i ostatni raz dzwoni by mu ratować tyłek z opresji. A on z zatroskaną miną i odpowiednimi słowami udawał, że coś się stało i musi niezwłocznie wracać do domu.
  Oczywiście to działało w obie strony. On też był zobowiązany ratować ją z opresji. Zbliżyli się jeszcze bardziej. Jednak temat jego orientacji nigdy nie był już poruszony. Wiedział, że go kocha jak brata, a on jest jej przyjacielem, powiernikiem wszystkich jej sekretów, i to też działało w obie strony... Zuza nie chciała o tym mówić. Akceptuje go, toleruje go, rozumie nawet, ale nie chce o tym słuchać... słyszeć. Nie musiała mu tego mówić, on to wyczytał z jej oczu, gdy się przed nią przyznał.
  Wtedy też dostał się na uni w Poznaniu. Nowe życie. Student (raz jeszcze). Może ktoś nowy...
  Trzyosobowy pokój, nawet duży. Wszedł pierwszy, więc po szybkim zapoznaniu się z pomieszczeniem zajął najdogodniejsze wyrko. Nie przy drzwiach, nie przy oknie, daleko od biurka. Idealnie.
„Jak ty tam wytrzymasz, ty, który nie zaśnie bez całkowitej ciszy i bez całkowitej ciemności...” ― słowa Zuzy zadźwięczały mu w uszach, gdy usiadł na swoim nowym łóżku.
  To prawda, miał z tym wielki problem. Zawdzięcza to rodzicom, którzy od najmłodszych lat, kiedy miał iść spać, zostawiali go samego w pokoju, przy zgaszonym świetle. Nie umiał zasnąć przy radiu, ani gdy zza ściany słyszał telewizor czy rozmowę. A teraz ma mieszkać z dwoma innymi chłopakami, którzy zapewne chrapią, śpią przy lampce lub przy radiu. Nigdy nie mieszkał z kimś, zawsze sam. A teraz... może w końcu wyjdzie na „normalnego” ― i powtarzał sobie w duchu: jak człowiek zmęczony, to zaśnie zawsze i wszędzie.
  Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich szczupły, wysoki chłopak. Miał bardzo miłą twarz, ciemne włosy, zielone oczy, uśmiech od ucha do ucha, dołeczki w policzkach. Przeleciał wzrokiem po pokoju i zatrzymał się na nim. Zrzucił torby. Wystawił rękę i już sunął ku niemu.
  ― Artur... ― głos dość tubalny, ale miły dla ucha. Spokojny.
  ...CIACHO! Tak, to jest mój przyszły mąż!
  ― Radek ― odpowiedział i uścisnął mu dłoń. Silny uścisk. Mięśnie mu się napięły pod kurtką.
  …Musi chodzić na siłownię. Musi mieć piękne ciało...
  Odpowiedział równie silnym uściskiem. Artur uśmiechnął się jeszcze bardziej, o ile to było możliwe.
  ― To jest wolne? ― wskazał łóżko sąsiadujące wezgłowiem z jego łóżkiem.
  ― Jasne ― odpowiedział, zerkając na posłanie, które wzrokiem wskazał Artur, a ten od razu runął na wyrko, rozciągnął się i pokręcił się trochę. Następnie wstał i przeszedł do trzeciego, wolnego łóżka. Ponaciskał je gdzieniegdzie, uniósł materac.
  ― Moje jest lepsze ― rzekł i ponownie runął na swoim nowym posłaniu. I naraz...
  ― Co to, kur...? ― spod drzwi dobiegł ich nowy głos. Blondyn, nie za wysoki, przeciętna sylwetka, nawet z lekkim brzuszkiem, wchodząc potknął się o torby Artura. ― Siemasz... ― kiwnął głową do Radka.
  …Siemasz? Mój miły... Skąd tyś się urwał? Szkoda, że jeszcze nie wygiąłeś nadgarstków i nie rozstawiłeś palców, jak na hiphopowców przystało. Wielkie Joł. Buahahaha...
  ― Siemasz ― znów kiwnął głową, kiedy zobaczył Artura, który w tej samej chwili podniósł się i uścisnął mu rękę.
  ― Artur.
  ― Michał.
  ― Radek.
  ― Michał... ― uścisk nie był już taki silny.
  Wtedy Artur wyjął pół litra żubrówki i sok jabłkowy.
  ― Tylko lodu nie mam ― powiedział markotnym głosem.
  ― I bez też przejdzie ― dodał Michał, wyjmując kolejne pół litra, tym razem soplicy.
  Radek stanął jak wryty. Nie pomyślał o alkoholu. Ale... To było jak zbawienie. Mama wpakowała mu do torby kilka soków własnej roboty: „Bo tam pewnie drogie będą, a tak już na jakiś czas będziesz miał” ― owinięte w mokry ręcznik i folię, żeby były chłodne i żeby się nie stłukły. Były zimne jak z lodówki!
  ― Da się zaradzić ― powiedział i szybko je wyjął i postawił na stole. Uśmiechnęli się. Artur sięgnął do szafki, wyjął szklanki i już polał pierwszy kieliszek.
  ― No to, panowie, za nas. Oby nam się razem dobrze mieszkało.
  ― Za nas ― odpowiedzieli Radek i Michał jednocześnie.
  Radek jeszcze dobrze nie przełknął, gdy rozbrzmiał dźwięk komórki. Uśmiechnął się, bo wiedział, kto to. Podszedł do plecaka i wyjął telefon. Odebrał i wyszedł na korytarz.
  ― Co się stało?
  ― Jak to, co się stało?! ― ryknęła na niego.
  ― No, co?
  ― Miałeś dać znać, jak dojedziesz!
  ― Tak, mamo... ― zironizował ostatnie słowo.
  ― No! Ja myślę... I jak, masz już współlokatorów?
  ― Taa... ― podszedł do okna i oparł łokcie o parapet. ― Artur i Michał.
  ― Skąd są? Co robią?
  ― Nie wiem ― odpowiedział pretensjonalnie. ― Zadzwoniłaś, zanim spokojnie sobie usiedliśmy.
  ― Ajjj. Sorki. To się rozłączamy.
  ― Gdzie?! Wróć! Chłopaki nie uciekną.
  ― Co tam u ciebie, w Kraku?
  ― Trzyosobowy...
  ― To tak jak u mnie...
  ― Ilona i Kaśka. Jedna jest z...
  Dalej nie słuchał. To go już mało obchodziło. Podziwiał widok z okna. Starsze domy na przemian z nowymi, modernistycznymi. Blokowce kontra domki jednorodzinne. Tak; trochę drzew, jest gdzie uciec na wieczorny spacer... Oto jego nowy dom. Tutaj dojrzeje, tu pozna życie i może znajdzie miłość...
  ― To ja już lecę... Halo! RADZIK!
  ― Co? Przecież słucham.
  ― No, jednym uchem, a drugim wypuszczasz. Znam cię. Żeby ci te twoje odpłynięcia w obłoki nie zaszkodziły, uważaj... Dobra, to ja już lecę. Zadzwonię później. Pamiętaj, nie wydziwiaj za bardzo na początku. Poznaj ich dobrze, zanim pokażesz się... ten prawdziwy. I pamiętaj, nie kłóć się, bo będziesz z nimi mieszkał co najmniej rok! Papasz...
  ― Papasz... ― wyłączył telefon i odetchnął świeżym powietrzem. Zamknął oczy.
Taak... Tutaj się wszystko zmieni.
  Pośpiesznie wrócił do pokoju, gdzie Artur z Michałem obalili już pół butelki. Usiadł obok nich.
  ― Zalegasz ― Artur wskazał mu szklankę; Radek wypił.
  ― Krótko trzyma, co? ― rzekł Michał.
  ― Co...?
  ― Kobieta! ― uzupełnił Artur. ― Krótko cię trzyma. Ja tam ze swoją zerwałem. Ale kur..., takie zderzaki, taki tyłek, nogi do samej szyi. Dupa jak się patrzy. Aż się miło ruchało...
  No przecież... no oczywiście! Musiałeś się okazać heretykiem. MUSIAŁEŚ? Ale przecież zawsze tak jest. Marzenia nie trwają wiecznie. I są marzeniami dlatego, że są nieosiągalne. Żegnaj, moje bożyszcze. A już widziałem nas w domku jednorodzinnym.
  — To czemu zerwałeś? ― pytanie Michała wyrwało go z zamyślenia.
  — A bo to mało ryb? Pewno jak wrócę po studiach, to się hajtniemy. Nikt jej nie ruszy, a ona szaleje za mną. Ale teraz ja się chcę wyszaleć... Radek, weź no wyjdź na korytarz i poszukaj jakiś okazów, zaproś... na jednego.
  Wyszedł. Znalazł. Zaprosił.
  Artur wrócił przed wieczorem.
  ― Kurw... Ale dupa...! ― poprawił jaja i padł na wyrko. ― Żałujcie, żeście nie poszli. Byłoby dla wszystkich...

*


  Tak. Telefon od Zuzy ratował mu życie w wielu sytuacjach... Radek stał się cichym obiektem westchnień dziewczyn z akademika. Przystojny, atrakcyjny, kulturalny, poukładany. I taki wytrwały w uczuciu. Spotyka się z dziewczynami, ale nigdy nic więcej. One marzyły o chłopaku, z którym mogą tak rozmawiać. Cudowny towarzysz.
  Męska część akademika trochę go nie lubiła ― chyba właśnie z tego powodu, ale nie okazywali tego w jego obecności. Byli mu znajomymi, kolagenami do wszystkiego. Pomagał im, a i oni mu pomagali. Ale myśl, że stoi przed nimi niemalże wzór do naśladowania, drażniła ich. Kilka razy słyszał, jak psioczyli, że byli na randce i dziewczyna z akademika nagle zaczyna mówić o Radku. Poleciało kilka flug i określeń, ale jedno przykuło go do poręczy: „pedał”... Wtedy usłyszał tubalny głos Artura:
  ― Nie pierd...lcie. Ma dziewczynę. Heteryk. Do niczyjej dupy się nie dobiera. A jeśli dziewczyna na randce mówi o innym, to znaczy, że nie ma się u niej szans. Weźcie to pod uwagę.
  Innym razem był to Michał:  
  — Należy go szanować, a nie wyśmiewać. Jego szczęście, że ma kogoś, kogo tak kocha i na kogo może liczyć. Z wzajemnością! Wiecie, jak oni dzwonią do siebie, jak ze sobą gadają? Tylko zazdrościć! Wyśmiewacie się z niego, ale do pięt mu nie dorastacie. Czym wy się chcecie chełpić, że skaczecie z kwiatka na kwiatek?

*


  Artur, Radek i Michał stali się dobrymi przyjaciółmi. Poszliby za sobą w ogień, co było o tyle zadziwiające, że zaistniało w tak krótkim czasie. Wśród innych uważani byli za zajebistą paczkę. Jak już robili imprezy u siebie w pokoju, to mówiło się o nich tygodniami. Zapraszali tylko nielicznych, a towarzystwo damskie zawsze było wyborowe.
  Michał szybko znalazł sobie dziewczynę, to była Liwia. Bardzo miła koleżanka. Pasowali do siebie. Radek w skrytości im zazdrościł. Bo przecież sam nikogo nie miał.
  Artur natomiast wyrobił sobie opinię oblatywacza. Każda, która mu się spodobała, szybko lądowała w jego łóżku. Z Radkiem i Michałem mieli umówiony sygnał: kawałeczek kartki pod drzwiami: „Nie wchodzić, jestem w akcji.” Potem nawet nie trzeba było nic pisać, wystarczył tylko ten biały znak. Wtedy Michał szedł do Liwii, a Radek na długi, samotny spacer. Cieszył się, że park jest niedaleko. Lubił tam przebywać. Obserwował ludzi, zakochane pary, starszych i samotnych, czy rozbiegane psy. Zamykał oczy i poddawał się szumowi wiatru ocierającego się pomiędzy liśćmi. Gorzej, gdy padało. Wtedy przesiadywał u kogoś w pokoju, pod byle pretekstem.
  Podczas tych długich samotnych chwil zastanawiał się, dlaczego nie pójdzie wreszcie do jakiegoś gej-klubu. Pozna kogoś... Ale samotne wyjście z akademika to pożywka dla plotek. No a czat...? Zwykle nie ma tam jakichś rewelacyjnych ludzi, ale zawsze byłby ktoś. A nuż ktoś wyjątkowy może by się trafił?
  Długie chwile w samotności sprawiały, że fantazjował o prawie każdym chłopaku z akademika. Było kilku, na których można było zawiesić oko, ale każdy z nich próbował dorównać Arturowi. I to on najczęściej gościł w jego głowie. Kilka razy dobiegły do jego uszu opowieści dziewczyn, jaki Artur ma dobry sprzęt i jak im było cudownie, że podczas ekstazy prawie krzyczały, że wie, jak dopieścić dziewczynę. Ale usłyszał też opinię negatywną: Paulina ostro przeciwstawiła się Ance, że Artur może i ma dobry sprzęt, ale nie bardzo wie, co z nim robić... Radek jakoś nie umiał w to uwierzyć.
  …Artur jest wyborowym kochankiem. Ktoś taki jak on po prostu musi być…
  „Zaprzyjaźnieni” donieśli mu też gdybania na jego temat. Chodziły po akademiku pogłoski a to o jego ciele, że ma jakieś znamiona, których wstydzi się pokazywać, a to o jego penisie, że jest jeszcze większy niż Artura. I że Radek na pewno wie, co z nim robić. I że dziewczyna, która z nim jest, musi być chyba najszczęśliwsza na świecie... Śmiał się z tych rewelacji. Przecież on, Artur i Michał widują się w samych slipach i doskonale widzą, co który nosi w majtkach. Michał najmniej. Ale Liwia w przypływie szczerości wyznała koleżankom, co też dotarło do uszu Radka, że brzuszek Michała jest cudownie miękki, za to penis niesamowicie twardy, i nie narzeka na brak akcji.
  Wszyscy kogoś mają, wszyscy to robią, a ja?
  Telefon od Zuzy.
  ― Zakochałam się... ― zapiała mu do ucha, aż musiał odsunąć słuchawkę. ― To znaczy tak mi się wydaje...
  ― No to świetnie ― z trudem przyszło mu ukryć smutek i rozżalenie w głosie. A z drugiej strony ucieszył się jej szczęściem. Tak robią przyjaciele...
  ― Ma na imię Daniel, jest z Kraka i studiuje na moim wydziale, rok starszy. No jest po prostu genialny, prześlę ci jego zdjęcie na pocztę.
  ― Dobrze, już się nie mogę doczekać. To co, spotkamy się na święta?
  ― Ojej... Zapomniałam, Radzik.
  Już wiedział.
  ― Nie zajadę do domu na święta, rodzice zabierają mnie z Kraka, jedziemy od razu do babci, aż do Nowego Roku.
  ― Nic się nie stało, zobaczymy się jakoś później...
  Fakt był taki, że od jakiegoś czasu Zuza mniej dzwoniła. To on nadrabiał stracone rozmowy, a ona wymawiała się, że nie ma minut, że nie może tyle rozmawiać. Teraz znał powód. Jego jedyna opoka zaczęła się kruszyć. Tracił ją. Wcale mu nie chodziło o alibi heteryka, ale tracił swoją jedyną powiernicę, prawdziwą przyjaciółkę.
  ― To ja lecę Radzik, papasz.
  ― Papasz...
  Ryczeć, to za mało. Dołek, jaki złapał, długo go trzymał, i powiększył się jeszcze, gdy się dowiedział, że rodzice wylatują sobie na święta do ciepłych krajów.
  Sam. Jego pierwsze samotne święta. Akademik opustoszeje. Będzie musiał porozmawiać z administracją, że zostaje tu podczas świąt. Da się...? Pewnie się da, chyba go nie wyrzucą.
  Do świąt dwa miesiące. Sesja tuż za plecami. Chciał zaliczyć wszystko w zerówkach. Co ciekawe, zauważył, że Artur również zaczął się przykładać do nauki. Kartka pod drzwiami pojawiała się już tylko sporadycznie, prawie od wielkiego dzwonu.
  Zaczęli kuć razem, co jeszcze bardziej ich zbliżyło, bo Michał kuł z Liwią. Radek już nie uważał Artura za wielkie bóstwo, ale za zwykłego przyjaciela, w którym skrycie się podkochiwał. Teraz odkrywał luki w wiedzy Artura, które z dużym zaangażowaniem pomagał mu wypełnić. Razem siedzieli razem w czytelni, razem szperali po bibliotekach.
  Któregoś dnia Artur powiedział, że już dawno przyuważył, że Radek od jakiegoś czasu chodzi markotny. Radek nie ukrywał powodów.
  ― Mam spędzić święta tutaj, sam. Starzy lecą do ciepłych krajów, Zuza będzie u babci. Poza tym nauka...
  — Z nauką nie narzekaj, bijesz innych na głowę. A co do świąt ― nie ma sprawy. Jedziesz do mnie.
  ― Co? ― Radkowi z wrażenia rozsypały się notatki. Nie dowierzał własnym uszom.
  ― Ja zawsze mam samotne święta. Moich nigdy nie ma. Hotele, bankiety, roczne podsumowania zysków i strat... ― mówił z ironią. ― Więc... będziemy sami. Sami sobie zrobimy święta. I mnie będzie raźniej, a nie tylko pysk w kieliszek i w telewizor.
  Radość, jaka Radka opętała, była niemalże namacalna. Razem z nim? Pod jednym dachem? Obok siebie? Kto wie, może i... w jednej sypialni, sami? Opanował się szybko.
  ― No to, jak? Aż do Nowego Roku. Odmowy nie chcę słyszeć. Ani innych protestów.
  Radek nie umiał odpowiedzieć. Jedyne, na co go było stać, to skinienie głową. Ukrył wzruszenie.

*


  Nie mógł się doczekać. Odliczał każdy dzień. Uczył się tym uparciej, żeby wszystko zaliczyć w zerówce. I skutecznie pociągał za sobą Artura, by już potem nic nad nimi nie wisiało. Artur był mu wdzięczny. Gdy szli razem, zaliczali za pierwszym podejściem. Gdy raz zdarzyło się, ze Artur musiał iść sam, został odesłany „do utrwalenia” pewnych zagadnień.  
  Aż w końcu...
  Dzień był zwykły, zimowy, śnieżny, słoneczny, bezchmurny, mroźny, z lekkim wietrzykiem, ale dla Radka cudowny. Pociąg stukał monotonnie kołami, a oni przysypiali zmęczeni. Potem taryfa.
  Willa lub dworek ― to jedyne określenia, które Radek umiał znaleźć, gdy dotarli na miejsce. Do tego ogromny ogród. Domyślił się, dlaczego Artur ukrywał, że jest przy kasie. Radek pochodził z przeciętnej rodziny, więc był pod wrażeniem każdego mebla, każdego sprzętu, każdego zakamarka domu Artura.
  Artur wskazał mu osobny pokój, na górze, dokładnie naprzeciw swojego pokoju. Oddzielał ich tylko korytarz przebiegający wzdłuż całego domu. Ale to go nie martwiło Najważniejsze, że będą razem... A może, gdy trochę wypiją... może chociaż się pocałują? Świąteczno-noworoczne życzenia bez pocałunku? Poza tym ― Artura alkohol zawsze podniecał. To może uda mu się... zobaczyć jego ciało, wyrzeźbione niczym posąg dłuta Michała Anioła, bez żadnej osłony?
  ― Łazienka jest tutaj ― Artur uchylił sąsiednie drzwi. ― Mały feler, bo jedna na dwa pokoje. Ale tu nigdy nikogo nie ma. Teraz tylko my.
  ― Żaden kłopot ― odrzekł Radek z uśmiechem i wszedł do swojej sypialni. Dwa wielkie obrazy: jeden przedstawiający dróżkę pomiędzy młodziutkimi wiosennymi brzózkami, drugi ― zachód słońca w górach. Dalej wielkie okno z małym balkonem, pokrytym śniegiem. Całość ― styl i klasa, bez zbędnego przepychu. I małżeńskie dwuosobowe łoże oraz mały boombox stojący na regale. Zaczął się wypakowywać, żeby wygrzebać ręcznik. Był zmęczony podrożą, koniecznie chciał się umyć i odświeżyć. Jednak zanim to zrobił, do boomboks'a włożył jedną z leżących obok płyt.
  Taak... Muzyka odgrywała wielką rolę w jego życiu. Była odprężeniem, ucieczką, nastrajaczem... Gdy chciał odpocząć, włączał spokojną muzykę. Gdy chciał sobie poprawić humor, dawał pop w najczystszej postaci i piosenki ze znanymi tekstami. Gdy był zdenerwowany, słuchał ostrej muzyki. To, patrząc z innego punktu widzenia, czyniło go dość ciekawą postacią, bo znał wiele, wiele zespołów. Tym razem przypadł mu do gustu ten młody amerykański wokalista, który śpiewał pięknym, czystym, niskim głosem do muzyki klasycznej. Dżej-Dżi śpiewał nie tylko po angielsku, ale i po włosku, co bardzo się Radkowi spodobało. Wsłuchiwał się w te dźwięki, spokojnie się rozpakowując, poukładał rzeczy w szafie i w szufladzie, spodnie od piżamy rzucił na łóżko. Potem przesunął plecak w kąt i zarzuciwszy ręcznik na ramiona, wyszedł na korytarz... i momentalnie opadł z powrotem na drzwi... Artur. Nagi. Właśnie wyszedł łazienki, a wydobywające się za nim niej kłęby pary jakby dodawały mu urody i anielskiego blasku. Radek od razu spojrzał w jego krocze, przygryzł wargi i zacisnął dłonie na końcówkach ręcznika. Teraz podniósł wzrok. Ich oczy spotkały się. Artur stał uśmiechnięty, niczym nie speszony i patrzył na Radka, kompletnie zaskoczonego.
  ― Niespodzianka? ― spytał po chwili. ― Po domu chodzę nago. Znaczy wieczorem, jak nie ma starych i nie ma gości... ― urwał, jakby szukał dalszych słów. ― Dlatego zapomniałem wziąć czegoś na zmianę.
  Radek wytrzymał jego wzrok, przywołując na twarz uśmiech pełnego zrozumienia, ale spojrzenie Artura wydawało mu się jakby prowokacyjne i wyzywające. I przedłużające się milczenie, jakby Artur celowo pokazywał mu się w całej okazałości. A miał co pokazać... ― Miałbyś coś przeciw, jakbym tak...
  …paradował...?
  ― ... chodził przy tobie?
  …no, oczywiście, że nie…, najchętniej to padłbym na kolana i przyssał się tak do twojego przyrodzenia, wyssałbym z ciebie wszystkie soki, zostawiając cię niczym rodzynka...
  ― To jest twój dom ― odrzekł po chwili, kryjąc podekscytowanie. ― Mnie to nie przeszkadza, jestem gościem, dostosuję się...
  ― To dobrze ― Artur uśmiechnął się, przedłużając tę chwilę, jakby celowo pozwalał Radkowi łapczywie chłonąć wzrokiem każdy fragment swojego ciała, czego Radek nie umiał już ukryć. ― Ty też tak możesz... jak chcesz. Nikogo więcej, tylko my. Nie krępuj się ― Artur znów się uśmiechnął, aż Radka przebiegł dreszcz, po czym wolnym krokiem przeszedł do swojej sypialni. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, Radek najpierw wziął kilka głębokich oddechów, po czym wpadł do łazienki jak szalony, niechcący trzasnąwszy drzwiami.
  Na widok natrysku wpadł w zdumienie. Przypominał on spiralę ze szkła, na której końcu była komora, a w niej ścianka z kurkami. Umywalka przypominała drewnianą misę z unoszącą się nad nią lwią paszczą. Usiadł na podwieszanym sedesie i zrzucił z siebie koszulkę i spodenki. Zamknął oczy. Pod powiekami wciąż widział Artura...
koniec cz.I

...Radek zamknął oczy. Pod powiekami wciąż widział Artura. Twarz, tak dobrze mu znana, nabrała zupełnie innego wyrazu. Idealnie komponowała się z całością jego ciała. Ślicznie wyrzeźbiony, lekko owłosiony tors. Włoski porastały przede wszystkim okolice sutków i tworzyły ścieżkę prowadzącą coraz bujniej ku wklęsłemu pępkowi. Niżej ten gąszcz rozrastał się w ślicznie wyprofilowany trójkącik kończący się nad penisem, teraz nie tak dużym, jak to sobie Radek wyobrażał, ale z pewnością wyjątkowo grubym. W jego cieniu wisiały dwa jądra w delikatnie owłosionym worku. Pięknie umięśnione uda. Tyłek jak bułeczka, jędrny, okrągły z lekkim gąszczem pomiędzy pośladkami, które cudownie współgrały ze sobą, gdy szedł, znikając za drzwiami swego pokoju... Ten widok doprowadził Radka do wzwodu, już sam zaczął masować sobie przyrodzenie... gdy rozległo się pukanie do drzwi. Poderwał się. W pośpiechu owinął się ręcznikiem, zawiązał się ciasno, żeby jakoś ukryć wyprężonego penisa. Popatrzył, czy tak może być i wolnym krokiem, zerkając szybko w lustro czy czasem nie ma wypieków, otworzył drzwi.
  ― Myślałem, że może nie masz ręcznika... ― w drzwiach stał Artur, ubrany w szorty i podkoszulek, czym Radka lekko zasmucił. Stał chwilę, patrząc na Radka, owiniętego ręcznikiem, co też jakby go wyraźnie rozczarowało. ― W takim razie nie przeszkadzam. Kolacja będzie za jakieś 20 minut... ― i nie czekając na odpowiedz, zamknął drzwi.
  Radek wykapał się dość szybko w wymyślnym natrysku. W pokoju przebrał się w spodnie od piżamy i czysty biały podkoszulek. Wręcz zbiegł po schodach i kiedy stanął na ich końcu, doznał kolejnego szoku. W tym wieczorowym stonowanym oświetleniu dom wydał się gargantuiczny. Umeblowany modernistycznie, sprzętów nie za dużo i nie za mało, w sam raz, jak do dekoracji. Przyglądał się, zachwycony pomysłami gospodarzy. Wtedy gdzieś z głębi dotarł do niego głos Artura. Ruszył w tym kierunku i po chwili stanął w kremowo brązowej kuchni.
  ― Tak mi się wydawało, że skończyłeś się kąpać. Siadaj i wcinaj. Przykro mi, że jest tylko to, ale nie miałem na nic więcej ani czasu, ani siły ― postawił przed nim talerz z usmażoną w panierce piersią kurczaka, ryżem z marchwią oraz ananasem z puszki zamiast surówki. Zdziwiło go takie połączenie, ale jeszcze bardziej go zadziwił smak. W swoim domu takich wymyślnych dań nigdy nie jadł, w akademiku tym bardziej nie. Ale nigdy by nie podejrzewał, że Artur potrafi tak gotować.
  Radek był szczęśliwy, że będzie z Arturem sam na sam, tyle dni i choć wiedział, że z tego nigdy nic nie wyjdzie, to sama obecność u jego boku była niczym dar z nieba.
  Rozmowa toczyła się lekko: o ostatnich minionych dniach na uczelni, o sesji, o wszystkim. Radek kilka razy próbował poruszyć temat domu i rodziny Artura, jednak był on szybko urywany i zmieniany. Po kolejnej próbie dał sobie spokój. Co ciekawe, wyczuł też wielokrotnie podczas tej kolacji, jak kolano Artura ociera się o jego udo. Podczas rozmowy zawsze patrzył mu prosto w oczy i często się uśmiechał, patrząc na niego w dziwny sposób.
… flirtuje? Ze mną? Może chce sprawdzić te pogłoski, które krążą o mnie po akademiku? Ale przecież sam mnie tak zaciekle wielokrotnie bronił...
  Kiedy skończyli, Radek zebrał talerze i ruszył do zmywaka. Artur od razu zaprotestował, że jest gościem, więc nie powinien. Wtedy też nastąpił dotyk. Dla Artura zapewne on nic nie znaczył, ot, zwykły chwyt za przedramię. Jednak dla Radka było to jak dotyk anioła. Delikatny, nad wyraz delikatny, niemal pieszczota. Tak nienaturalny dla takiego faceta, jak on. Położył dłoń na jego przedramieniu, otaczając je ciepłymi palcami. Przeszły go ciarki, które od razu go zrelaksowały. Musiał szybko się otrząsnąć, bo by upuścił talerze.
  Pozmywali razem, potem Radek udał się do swojego pokoju, zostawiając Artura samego. Był padnięty. Położył się. Było mu cudownie. Uwielbiał to uczucie, kiedy grzał się pod kołdrą, że nie chciało mu się wystawić nawet dłoni w zimne objęcia chłodu. Zasnął w mgnieniu oka niczym małe dziecko. Nic mu się nie śniło.

*


  Otworzył oczy. Uśmiechnął się. To nie było snem. Naprawdę był w domu Artura i tylko z nim, sam na sam.
  …Jest inny. Nigdy go takiego nie widziałem, ale przecież tak naprawdę nigdy nie byłem z nim tak sam na sam. Zawsze uważałem go za pewnego siebie, butnego aroganta. A teraz jest słodki, ciepły, kochany. Materiał na prawdziwego męża...
  Przeciągnął się tak, jak nakazał im na jednym z wykładów pan doktor. Wstał i zrobił kilka dziwnych skrętów, chwycił ręcznik i wyszedł na korytarz. Łazienka. Nacisnął klamkę. Nawet nie zastanowił się, czy wolna, nie zapukał. I... Artur. Idealne ciało wypłynęło z obłoków pary, ukazując swoje przyrodzenie w półwzwodzie. Pogrubiony, lekko wyprężony penis poruszał się delikatnie pod dotknięciami białego ręcznika. Krople, zawieszone na niewidzialnych włoskach całego ciała, błyszczały w promieniach słońca dobywających się do łazienki. Pięknie wyprostowana sylwetka zastygła w bezruchu. Ręcznik powoli zaczął ją oplatać, kryjąc tak pożądany przez Radka widok. Z każdą sekundą dusza mu łkała.
  ― Cześć ― usłyszał miły, ciepły głos, który powolnymi falami docierał do niego, otaczając niczym wielkie ramiona. Nagle oprzytomniał i spojrzał na jego twarz, jeszcze zaspaną, lecz pełną uśmiechu. ― Co? Właśnie się obudziliśmy?
  ― Taa... Cześć, cześć... Sory, już wychodzę... Nie słyszałem wody, myślałem, że wolne...
  ― Jak ci się spało? ― Artur przemilczał te tłumaczenia.
  ― Dobrze, dziękuję. A ty...?
  ― Cudownie. Własne wyrko. Tylko ono wie, jak najlepiej ukołysać do snu. To co, na śniadaniu za pół godziny? ― Artur już stał w drzwiach; Radek tylko skinął głową i stanął przy umywalce. Zaczął szorować zęby.
  ... jakby to było cudownie zanurzyć się w tych silnych ramionach i poczuć się bezpiecznie otulony, chroniony od wszelkiego zła. Pocałować go w tę roześmianą twarz. Kochać się z nim i patrzeć mu w przepełnione radością oczy...
  Zszedł do kuchni. Był zszokowany, widząc Artura ubranego tylko w dresik, pod którym zapewne nic więcej nie miał, bo penis bardzo mu się odznaczał. Radkowi coś podpowiadało, że Artur, niczym nie skrępowany, naprawdę się cieszy z jego obecności.
  Po śniadaniu postanowili wyjść na spacer.
  Była to dzielnica położna na przedmieściach tego dużego miasta. Otaczał ją las, a nieopodal płynęła rzeka. Świeży śnieg pokrywał wszystko do wysokości stóp. Świat wyglądał bajecznie. Radkowi zawsze odpowiadała ta pora roku, co z kolei narażało go na różne opinie na swój temat. Podobała mu się jasność, jaką otoczona była zima i to, że były w nią wpisane święta Bożego Narodzenia. I to, że był śnieg, który ostatnio, niestety, nie utrzymywał się zbyt długo. Upajał się warstwą śniegu na cieniutkich gałązkach drzew, zlodowaciałą rzeką, pod którą nadal płynęła woda. Nie przeszkadzały mu zaspy uczynione przez pług śnieżny, który wszystko zgarnął do krawężnika... W pewnym momencie zaczęli się bawić śniegiem. Artur pierwszy rzucił w niego śnieżką, Radek czym prędzej mu oddał i puścił się biegiem w stronę pobliskiego zagajnika. Artur za nim. Ganiali się jak przedszkolacy, obrzucając śniegiem. Tu wygrywał Radek, bo był celniejszy. Ale mimo wszystko to Artur dopadł go i natarł świeżym puchem. Aż obaj padli, leżąc obok siebie na śniegu i robiąc „anioły”. Podobało mu się, że leży obok Artura, że jest razem z nim, a przede wszystkim to, że i Artur był zadowolony z jego towarzystwa. Rozmawiali o wszystkim, poruszali tematy, o których w akademiku nigdy nie rozmawiali. Oczywiście temat jego rodziców i domu nadal był tematem tabu. Więc Radek przestał już go drążyć.
  Wrócili do domu cali przemoczeni. Szybko się przebrali i spotkali w salonie, gdzie przed olbrzymią plazmą zaczęli grać w PlayStation3. Nie byli głodni, więc nawet nie myśleli o obiedzie.
  Szybko się ściemniło. Wtedy też zarządzili koniec zabawy i że trzeba zrobić coś produktywnego. Artur wyciągnął ze schowka choinkę. Do świąt zostały zaledwie trzy dni. Radek zaczął ją wycierać z całorocznego kurzu, natomiast Artur znosił wszystkie ozdoby...
  Zgasili światła, zapalili tylko choinkę. Radek był oszołomiony. Choć nie bardzo przypadł mu pomysł ubrania choinki na złoto-brązowo, to efekt był zdumiewający. Była po prostu śliczna.
  Przed kolacją postanowili się wykąpać, zmyć z siebie ten kurz. Artur poszedł pierwszy. Radek siedział jeszcze długo przed choinką, zastanawiając się, czy prezent dla Artura, który mu w tajemnicy kupił, spodoba mu się. Wtedy kieszeń mu zawibrowała...
  ― Witam brata ― usłyszał znajomy głos; Zuza. ― Jak tam spędzasz święta?
  ― Artur mnie zaprosił do siebie, też miał spędzać święta sam, więc teraz już nie jesteśmy sami.
  ― A ciacho z niego jest? ― to pytanie wprawiło go w szczery śmiech. Zniżył głos.
  ― Ciacho z niego jest ― powtórzył
  ― To coś może...?
  ― Nie, heteryk jak się patrzy.
  ― A to szkoda... dla ciebie szkoda.
  ― Szkoda. A jak ty z tym swoim?
  ― No, jest dobrze, odpukać. Wszystko się jakoś układa.
  ― To się cieszę. Mam nadzieję, że mi kupiłaś jakiś prezent, bo ja mam coś dla ciebie.
  ― No ależ oczywiście, już dawno, spakowany i czeka, aż się spotkamy.
  ― A kiedy to będzie? ― spytał trochę sarkastycznie.
  ― A niebawem, bo mam plany zawitać tam do ciebie do Poznania. Muszę odwiedzić ciotkę.
  ― A no tak, siostra twojej mamy tutaj mieszka, zapomniałem ― i usłyszał skrzypnięcie podłogi na piętrze. ― Artur skończył się kąpać, więc muszę iść, teraz ja...
  ― To jakieś macie plany, że tak wcześnie się kąpiecie? ― zachichotała jednoznacznie.
  ― Nie wygłupiaj się... ― nie dokończył, bo kiedy wstał i ruszył ku schodom, zobaczył już lśniące od wody nogi, utrzymujące śliczny okrąglutki tyłek. Widział penisa kołyszącego się swawolnie oraz jądra odbijające się od ruchu ud. Zobaczył kaloryfer oraz śliczną klatkę, a po chwili jego twarz. Stracił oddech.
  ― Radzik? Halo? Hej! Jesteś? ― dotarł do niego głos Zuzy.
  ― Tak...?
  ― To życzę ci wszystkiego najlepszego na te święta, żebyś spędził je miło i nie miał czasu na bzdurne myśli. I żebyś korzystał bardziej z życia i żebyś przestał tak bujać w obłokach.
  ― No to... ― przełknął ślinę, bo Artur się zatrzymał i na migi spytał, czy ma odejść i nie przeszkadzać. Radek natychmiast pokręcił głową: zostań! I dokończył: ― No to ja tobie też życzę wszystkiego, o czym sobie tylko pomyślisz, szczęścia oraz ciepłej rodzinnej atmosfery...
  ― Dzięki. Papasz...?
  ― Papasz... ― wyłączył telefon. Spojrzał na Artura i z głębokim opanowaniem rzekł: ― To teraz ja... Moja kolej... ― odwrócił wzrok od jego nagości i ze spuszczoną głową ruszył do swojego pokoju po ręcznik i spodnie od piżamy.
  Łazienka. Odkręcił wodę w natrysku, która runęła na niego niczym ulewa. Wszystko wokół niego zaparowało. Było mu ciepło. Zaczął nucić sobie pod nosem. — Piove sull'oceano, piove sull'oceano... ― wiedział, że głos ma nie najlepszy, ale uwielbiał śpiewać.
  Wtedy nagle usłyszał szczęk klamki, a w drzwiach ukazał się Artur, nadal nagi, który z uśmiechem na ustach porwał z wieszaka jego ręcznik oraz spodnie od piżamy i wyszedł.  
  Radek zaniemówił. Zanim zorientował się, co się stało, Artur już  zniknął.
  ― Hej, co robisz? ― zawołał w ślad za nim.
  ― Powiedziałeś, że mogę robić, co chcę ― usłyszał zza drzwi jego wesoły głos. ― Że jesteś gościem i że się dostosujesz. A jak wygląda to dostosowanie? Że ja chodzę sobie goły, a ty nie. Dlatego kolację zjemy nago.
  ― Nie wygłupiaj się... ― Radek szybko zakręcił wodę i wyszedł z pod natrysku.
  Para była tak gęsta, że dopiero teraz zobaczył, że drzwi naprawdę są otwarte, a za nimi stoi zadowolony z siebie Artur, nagi, uśmiechnięty, z przewieszonym na ramieniu jego ręcznikiem i spodniami od piżamy. Radek nieporadnie zasłonił się rękoma i podszedł kilka kroków.
  ― Daj mi chociaż ręcznik, niech się wytrę...
  W odpowiedzi zobaczył szyderczy uśmiech i kręcenie głową. A po chwili poczuł piekący ból końcówki ręcznika, która chlasnęła go w udo.
  ― Czyś ty zgłupiał...?
  ― Dokładnie... A teraz pitaj na dół do kuchni, bo jeszcze raz przyłożę.
  To nie wyglądało na żart. Radek, struchlały, wyszedł niczym zbity pies i wolnym krokiem ruszył w kierunku schodów. I zaraz poczuł kolejne chlaśnięcie i pieczenie na tyłku. Obrócił głowę.
  ― Nie błaznuj... ― i obdarzył Artura wzrokiem, który, gdyby miał taką moc, rozsadziłby ofiarę od środka.
  ― Ruszaj się żwawiej, bo kolacja stygnie.
  Radek zatrzymał się. Wyprostował ręce i odwrócił się twarzą do niego. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.
  ― To mi się podoba... ― skomentował Artur, śmiało patrząc na jego nagość.
  Radek podszedł do niego i wyrwał mu ręcznik. Artur zdążył go jednak pochwycić i pociągnął w swoją stronę. Radek stracił równowagę, co znów wykorzystał Artur, pociągając ręcznik jeszcze mocniej do siebie. Radek, jak długi runął na podłogę, co pozwoliło Arturowi zdobyć przewagę. Odwrócił go na wznak i usiadł mu na klacie, pochylając się nad jego twarzą. Ręce trzymał mu wyprostowane koło głowy. Radek widział napinające się mieście Artura. I czuł na sobie jego podniecającą nagość: pośladki, penisa leżącego dumnie na jego torsie... Artur, niby pod pretekstem szamotania się, poruszał biodrami, powodując ocieranie się jego o jego klatkę.  Radek, świadomie lub nie, sam nie wiedział, poruszał torsem, jakby się chciał uwolnić... Artur nachylił się nad nim tak bardzo, że Radek czuł jego oddech na twarzy. W jego oczach dostrzegł dziwne ogniki... Radek zastygł nieruchomo. Jego penis nagle zaczynał budzić się do życia! Błagał go w duchu, by się uspokoił, aby poszedł spać. Błagał też, by Artur nie zsunął się niżej i nie wyczuł jego wzwodu. Spoglądali sobie w oczy bez jednego słowa, Artur z tym samym dziwnym uśmiechem... Radek z niepewnością. W końcu Artur rozluźnił uchwyt i wyszeptał:
  ― Tak bardziej mi odpowiada...sz...sz... ― dokończył szumiąco.
  ― Krępujesz mnie... ― odrzekł Radek na wydechu, prawie niesłyszalnym szeptem, a słowa te były o tyle dwuznaczne, że Artur zwolnił uścisk. Chciał wstać, przesunął biodra niżej i...
  ― Nie... - zdążył jedynie tylko tyle powiedzieć, ale było już za późno. Artur trafił pośladkami wprost na jego już wyprężonego penisa. Artur spojrzał mu w oczy i znów się pochylił. Tym razem wprost do ucha mu wyszeptał:
  ― Dziękuję za komplement ― i oboma pośladkami przykrył mu penisa. Duch Radka w tym momencie wyskoczył w górę, zatoczył młynka pod sufitem i spadł z powrotem niczym grom.
  Artur wstał. Odszedł bez słowa znikając ze schodów, ale Radek wyraźnie zauważył, że penis Artura mocniej odbijał się o jego uda niż widział to poprzednio. Czy on też ma wzwód...? Co to było? To było jak...
  ...niemożliwe. Przecież on jest hetero. Co sobie pomyślał? A może wie... domyśla się... i nie przeszkadza mu to, że wolę chłopców? Ale jak może wiedzieć, skoro wierzy, że jestem z Zuzą...?
  Wstał. Odczekał moment, aż jego penis wróci do normalnej pozycji i wolnym krokiem zszedł do kuchni. Artur siedział nagi przy kuchennym blacie, nie przy stoliku. Spokojnie jadł kolację. Obok niego leżały jego spodnie od piżamy i ręcznik. Radek podszedł. Usiadł naprzeciw. Odważnie podniósł wzrok i zobaczył, że Artur patrzy tępo w swój talerz. Wziął kanapkę. Zaczął jeść, obserwując go spod oka. Obaj jedli w milczeniu... Jeszcze jedna kanapka. Kto ją weźmie? Artur się wstrzymał; więc wziął ją Radek. Artur wstał. Odłożył talerzyk do zlewozmywaka. Radek zastygł, siedząc na kuchennym stołku z ugiętymi kolanami. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co było parę chwil temu, ani tego, co nastąpiło teraz. Artur stanął przed nim. Odważnie popatrzył mu w oczy, a głos zdradził jego napięcie i zmieszanie.
  ― Przepraszam... ― powiedział, lekko ujął jego dłoń i położył na swojej piersi, przyciskając ją do serca tak mocno, że Radek wyczuł ten szalejący łomot. ― Przepraszam... ― powtórzył, nadal trzymając jego rękę, którą delikatnie dotykał swojego ciała. Radek był w wielkim szoku, był jak bezwładny, nawet nie stawiał oporu. Wtedy poczuł jak coś coraz mocniej, a jednak delikatnie napiera na jego kolano. To... penis Artura!, który rósł z każdą chwilą, kładąc się ciężko na jego udzie. Artur wciąż patrzył mu w oczy, a Radek po prostu utonął w tym spojrzeniu. Poruszył kolanem, ocierając nim o tego coraz większego fallusa. Czuł, jak on jeszcze bardziej twardnieje, a biodra Artura jeszcze wspomagały ten ruch.  Słyszał jego głęboki, nierówny oddech, a dłoń Artura pokierowała jego dłonią tak, że teraz delikatnie dotknęła tamtej szyi i ramion, po czym gwałtownie obie te dłonie zjechały w dół. Tu została już tylko dłoń Radka, ocierając się palcami o jego mięśnie brzucha. Jeszcze jeden ruch niżej i Radek poczuł pod swoimi opuszkami jego włosy łonowe.
  ― Weź go, proszę... ― usłyszał z rozedrganych ust Artura. Więc jeszcze jeden ruch niżej i...
  Radek powoli zaczynał dochodzić do zdrowych zmysłów. Z trudem rysował mu się obraz tej sceny, w której bierze udział. Trzymał w dłoni twardego fallusa przyjaciela. Od dawna marzył o tym. I nagle to wszystko zaczynało nabierać realnych kształtów? To było wprost niemożliwe! Trzymał jednak tego wielkiego fallusa, dociskał go do swojego uda, czuł jego ciepło, odbierał jego pulsujące ruchy. Nawet ta kropla śluzu, która nagle spłynęła mu przy kolanie... Artur mocniej poruszył biodrami. To już były pełne, mocne, jeszcze opanowane ruchy, ale te zaraz wymkną się Arturowi spod kontroli, który pochwycił drugą dłoń Radka i ułożył sobie na pośladkach. Radek zacisnął palce na tych idealnie wykrojonych kształtach, a Artur ujął go za głowę i przyciągnął jego twarz do swojego torsu.
  Radek już był całkowicie świadom tej sytuacji. Wie, co się dzieje. To nie przypadek. To świadome działanie przyjaciela. Więc pokonując swój paniczny strach, pochwycił wargami jego sutek. Zaczął go namiętnie ssać. Artur wyprężył się, a jego fallus poderwał się i mocniej uderzył w udo Radka, dając mu jednoznaczną informację: ...to o to ci chodzi... ale mnie też chodzi o to samo! Już bez żadnych oporów na przemian penetrował wargami jego oba sutki oraz brzuch z tym podniecającym zagłębieniem pępka, spływał językiem to w górę, to w dół, znów je ssał i delikatnie przygryzł. Artur przyspieszył ruch bioder. Dłońmi otoczył jego plecy, kreśląc na nich mocne, pieszczotliwe kręgi. Paznokcie zaczynały wbijać mu się w ciało, rysując czerwone pręgi, co jeszcze bardziej go podniecało. Fallus Artura był już chyba napięty do granic możliwości. Radek zaczął go onanizować, ocierał go dłonią o swoje udo i lekko nim poruszał. Drugą ręką pieścił te wspaniale okrągłe pośladki, przesuwając palce coraz bliżej jego rowka. Kiedy już go wyczuł dotykiem, zaczął powoli go masować i rozchylać. Gdy dotknął zwieracza, Arturem szarpnęło. Chyba już sam siebie nie kontrolował, tylko dyszał głośno. Jego ręka jednak dotarła do penisa Radka. Palce chwyciły go mocno i przesuwały się po nim w górę i w dół, naprężając jego przyrodzenie do granic możliwości, odsłaniały go z napletka i z powrotem chowały w tej skórzanej otoczce. Artur robił to w rytm ruchu swoich bioder. Radek domyślił się, że Artur niedługo dojdzie. Chciał mu dać jeszcze więcej podniety, całując piersi, sutki, szyję, liżąc wszystko, do czego z tej pozycji mógł sięgnąć. Artur, jakby wiedząc o tej świadomości Radka, coraz szybciej go onanizował. Radek zaczął oddychać jeszcze szybciej, obaj zaczęli głośniej dyszeć, poddając się nadchodzącej ekstazie. Dwa splątane ciała przywarły do siebie. Radek płakał w duchu, że już zaraz to się skończy. Czuł, jak coraz szybciej pała Artura pulsuje, czuł, jak jest targany konwulsjami. Wwiercał się palcem w jego rowek, jednak nie pozwolił sobie na całkowicie wtargnięcie. Wtedy Artur chwycił go za włosy, oderwał jego głowę od swojego ciała, spojrzał mu w oczy... Były rozpromienione, szkliste, pełne przeżywanej namiętności i radosnego uśmiechu...
  Arturem targnął dreszcz, po czym dotknął swoim czołem czoła Radka. Znów poczuli swoje oddechy. Ich usta były tak, blisko, że niemal się stykały. Radek wwiercał się swoim palcem coraz dalej, a Artur niemal na palcach stawał. Nagle wstrzymał oddech. Zamarł. Odetchnął głęboko z tłumionym jękiem, a Radek poczuł, jak jego uda zalewa tryskający strumień spermy. Nie spuszczał wzroku z Artura, który zacisnął powieki, otworzył usta i z trudem łapał oddech, tracąc siły w spełnionej ekstazie. Jego penis też nagle poderwał się gwałtownym wytryskiem. Mocne strzały gęstego, białego nektaru poleciały ponad jego dłoń, na brzuch  Artura, w jego łonowe włosy. Kątem oka zobaczył zwycięski uśmiech przyjaciela. Odprężenie. Brak sił. Tylko dłonie wsparte na biodrach Artura, a tamte powoli układały się na jego ramionach. Spojrzenie w oczy. Odważne, rozpromienione, wyjaśniające sobie wszystko, u Radka może również lekko zdziwione...?
  ...co teraz? Co powiedzieć, jak się zachować? Przytulić go? Objąć? Wstać? Wyprostować się...? Co...?
  Jednak to Artur wykonał pierwszy krok. Położył jedną rękę na głowie Radka i zmierzwił mu włosy. Uśmiechnął się ogarniającym go zmęczeniem. Odsunął się delikatnie, wciąż jednak patrzył mu prosto w oczy.
  ― Dziękuję... ― powiedział słodkim szeptem i pocałował go w czubek głowy. ― Teraz trzeba się umyć... Chodź... Możesz mi umyć plecy...
  Radek ukrył radość. Nie potrzebował większej zachęty. Wstał i mocno ścisnął podaną sobie dłoń. Wolnym krokiem, stopa za stopą wchodzili po schodach ku górze.
koniec cz.II

... to musiał być sen...
  Było już jasno. Radek próbował się przekręcić na bok, jednak coś go przytrzymywało. Czuł, jak mu pęcherz chce rozsadzić, po prostu musiał. Jednak wielki ciężar na klatce piersiowej udaremniał wszelkie jego próby. Po chwili mocowania się uniósł głowę i spojrzał na siebie. Zobaczył...
  Artur spał obok niego, a jego głowa ulokowała się dokładnie na samym środku jego klatki piersiowej. Uśmiechnął się. Chciał się delikatnie wysunąć spod niego, kiedy nagle ta głowa się uniosła. Ich wzrok się spotkał, po czym bez słowa Artur wstał i wyszedł z pokoju. Kroki się oddaliły. Radek usłyszał znajome skrzypnięcie drzwi sypialni Artura, a następnie szczęk zamka. Zastygł bez ruchu. Jego oczy również zastygły, skupiając się na klamce. Uszy nasłuchiwały każdego odgłosu. Nawet nie wiedział, co myśleć. A jedyne, co mu przychodziło do głowy, to ta ostatnia noc.
  Obaj nadzy w kuchni pieścili się i dotykali swoich nagich ciał. Pamiętał, jak chłonął każdy milimetr jego boskiego ciała. Jak poznawał je swoim językiem. Jak masował palcem jego dziurkę. Po wzajemnym wytrysku poszli pod natrysk. Umył Artura dokładnie, z czego obaj się niesamowicie śmiali, bo okazało się, ze Artur ma łaskotki. Potem, jakby nigdy nic, rozstali się i udali do swoich sypialni. Naraz w środku nocy otworzyły się jego drzwi, w których ukazał się nagi Artur. Bez słowa wszedł do łóżka Radka i zasnął, gdy tylko położył głowę na poduszce.
  Radek sięgnął ręką i włączył sobie J.G. Leciały kolejne piosenki, a Artur nie wracał. W końcu pęcherz mu przypomniał o sobie i w pośpiechu wyskoczył na korytarz. Już miał chwytać za klamkę do łazienki, kiedy drzwi same się przed nim otworzyły.
  - Dzień dobry... - usłyszał z wnętrza łazienki, a następnie przeciągłe ziewnięcie.
  ...jak to: dzień dobry?! Obudziłeś się na mnie! Spojrzałeś na mnie i wyszedłeś!...
  - Spało mi się genialnie, tylko chyba mało byłem w łóżku, bo prawie nietknięte. Najczęściej znajduję poduszkę na podłodze.
  - Przecież spałeś... ze mną. Przyszedłeś... - stwierdził Radek, z lekką pretensją w głosie.
  - O kurw... Co ty powiesz? Nie pamiętam...
  ... jak można nie pamiętać o czymś takim, w tak krótkim czasie? Zwłaszcza, że mnie widział,, popatrzył na mnie i wyszedł!...
  - Nie patrz tak. Ja... lunatykuję - dokończył po chwili.
  - Co?
  - Lunatykuję, po prostu... - Artur podrapał się po głowie a następnie, omijając Radka, wyszedł na korytarz. - Żebyś widział szwagra w noc przedślubną - dodał wesoło. - Jakie było jego zdziwienie, kiedy się obudził i obok swojej przyszłej żony zobaczył też mnie. Całą rodzina się śmiała.
… mnie jakoś nie jest do śmiechu...
  - To co, spotykamy się za dwadzieścia minut na śniadaniu? - powiedział i standardowo odszedł, nie czekając na odpowiedź.
... to co to było wczoraj, do jasnej cholery!!
  Wtedy przypomniała się reakcja Artura po tym, jak został zaspokojony przez jego rękę. Powiedział tylko: „dziękuję”.
  Czyżby mnie wykorzystał? Co prawda ciężko to nazwać wykorzystaniem. No, ale przecież kąpaliśmy się potem... Co się tu, kurwa, dzieje? Czy może on naprawdę lunatykuje...
  Radek szybko się wykąpał. Udał się do swojego pokoju, gdzie ubrał się od stóp do głów, nie pomijając nawet skarpetek i bluzy. Spojrzał na siebie i przez chwilę jakby brzydził się sam siebie. Powolnym krokiem ruszył do kuchni, gdzie słyszał Artura, jak nuci jakiś utwór. Stanął jak wryty; Artur nucił jedną z piosenek J.G. w dodatku jego ulubioną.
  Właśnie skończył smażyć jajecznicę i wyszedł zza kuchennej lady. Był nagi. I piękny. Penis lekko dłuższy niż zazwyczaj. Moszna wypełniona swobodnie poruszającymi się jądrami... Ich wzrok się spotkał i przez chwilę wydawało mu się, że widzi w oczach Artura lekkie rozżalenie.
  Ta-ak... Mógł na niego patrzyć godzinami, a lekkie poruszenie w jego żołądku cały czas trwało. Niczym wlepiony w ulubiony obraz, podziwiał swobodnie drgające i płynące cienie, które zmieniały się z każdą możliwą sekundą. Osłupienie.
  Zjedli śniadanie dość szybko, mało odzywając się do siebie, ale to raczej Radek unikał jakiegokolwiek kontaktu, czy to słownego, czy wzrokowego. Kiedy skończył, zebrał talerze i podszedł do zlewu, żeby je opłukać przed włożeniem do zmywarki.
  Poczuł oddech na swojej szyi, zaraz potem rękę wchodzącą mu pod bluzę i podkoszulkę, która wędrując przez jego plecy przemieściła się koło jego bioder i znalazła się na brzuchu, powoli zanurzając się w jego włosy łonowe. Druga ręka atakowała jego dłoń, odkładając za niego talerze. Całymi swoimi plecami i pośladkami Radek czuł, jak Artur przywarł do niego. I choć miał na sobie grubsze dżinsy, czuł i to, jak pomiędzy jego pośladki próbuje się dostać bardzo twardy, w pełni wyprężony, długi i gruby penis. Silne dłonie obróciły go. Nigdzie nie mógł znaleźć wzroku Artura. Ręce zaczęły dobierać się do jego rozporka, rozsuwając go. I choć Radek bardzo tego pragnął i wręcz z utęsknieniem tego wyczekiwał, kiedy znów jego penis znajdzie się w tych silnych dłoniach, chwycił rękę Artura, zatrzymując ten ruch i odciągnął ją.
  - Myślałem, że wczoraj wyraziłem się jasno, co do stroju obowiązującego w tym domu? - ton Artura był mocny, nie znoszący sprzeciwu.
  - Wiesz... - zaczął Radek niepewnie, głosem rozedrganym od nieczystych myśli, który z każdą sekundą stawał się twardszy, dobitniejszy, tak, żeby dorównał Arturowi. - Nie wiem, co mam o tym myśleć...
  Artur cofnął się lekko i teraz spojrzeli sobie w oczy.
  - Jak to, co? - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. - Czy to nie jest to, o czym marzysz?
  - Co? - zamurowało go, szybki dreszcz przebiegł przez jego ciało, po czym po plecach spłynął mu zimny pot, jakby wylano na niego wiadro lodowatej wody. I znów zrobiło mu się gorąco, jakby stał obok rozpalonego pieca.
  - Co: co? Wiem, że wolisz chłopców. Że chcesz... mnie.
  - Jak...? Skąd...?
  Artur przywarł do niego i dalej szeptał mu do ucha:
  - Twój wzrok... Widzę, jak mnie pożerasz. Znam te spojrzenia. Wiele dziewczyn  tak patrzy. Wtedy jeden mój uśmiech i mam taką w łóżku. Ale czasem mnie kręci, jak patrzą tak na mnie młodzi faceci. W tym ty.
  Radek znieruchomiał. Walczyły w nim teraz dwa silne uczucia: strach, który okazywał swoje władanie poprzez krótki nerwowy oddech oraz olbrzymie podniecenie, które Artur na pewno już wyczuwał.
  - Przecież wielokrotnie broniłeś mnie przed takimi podejrzeniami... - wyszeptał.
  - Bo nie chciałem, by ci bruździli. Bałem się, że mogą coś ci zrobić.
  - To... co teraz...?
  Ręce Artura ponownie znalazły się na jego rozporku. Teraz z jeszcze większą determinacją, niczym szalone, ściągały z niego wszystko. Radek jedynie zamknął oczy i poddał się, bezwiednie czekając kolejnych wydarzeń. Było mu obojętne, co się stanie.
  ...Wszystko już wiem, Artur też wszystko wie. Artur się tego nie boi. On też tego chce...
  Spod przymkniętych powiek dostrzegł potężny uśmiech, który rozciągnął się na jego ustach. Wtedy poczuł nacisk na ramiona. Ręce Artura, po tym jak pozbawiły go wszelkich ubrań, które pofrunęły na całą kuchnię, przygniatały go w dół. Słyszał i czuł głęboki oddech, przepełniony pożądaniem, wyczuwał go na swojej szyi i twarzy,  na klatce i barkach. Był tak bliski, tak ciepły. Znów poczuł nacisk na ramiona. Ugiął się. Uklęknął, a tamte ręce chwyciły jego głowę i przybliżyły do ciała. Wyczuł, jak włosy łonowe mierzwią jego nos i policzki, jak czoło styka się z brzuchem, który falował szybko, rytmicznie. Zapach tego ciała był słodki, a jednocześnie przepełniony potem. Wdychał go zachłannie. Ręce znów naparły jego głowę, na ciało. Nagle oderwały się i znów przywarły. Wtedy poczuł na policzku naprężoną, wielką pałę Artura, która niecierpliwie czekała i domagała się pieszczoty jego ust.
  Delikatnie pocałował ją w oczko, które momentalnie zaczęło łzawić gęstymi kroplami śluzu. Wyssał je, po czym chciał znów je pocałować. Jednak Artur przypomniał mu o swojej dominacji i natarł jego głową na swojego fallusa i przytrzymał mocno. Radek chciał się oderwać, zaczerpnąć powietrza, zakrztusił się , ale nie było sposobu. Odchylił twarz. Udało się, a gardło przyzwyczaiło się do swojego przepychacza i ugościło intruza niczym starego znajomego.
  Artur wyczuł, że Radek się uspokoił, więc powoli zaczął poruszać biodrami, pakując fallusa coraz głębiej w jego gardło. Radek nie pozostawał bierny, swoimi dłońmi zaczął dotykać rozochocone, przepełnione pragnieniem ekstazy ciało Artura. Jedna ręka powróciła w znajome rejony jego rowka pomiędzy jędrnymi pośladkami. Druga powędrowała do sutków i zaczęła je delikatnie szczypać. Usłyszał mruczenie. I choć tego nie widział, odgadł, że Artur uśmiechnął się. Bo wiedział, że daje Arturowi przyjemność. Oddychał miarowo, zapominając o swoim wzwodzie, o swoim domagającym się jakiejkolwiek pieszczoty penisie. Oddał się całkowicie zaspokojeniu Artura, który najwyraźniej tego właśnie pragnął.
  Silnie zaciśniętymi wargami wyczuwał gładkość pały Artura. Językiem lizał go, gdzie tylko mógł. Ssał tak bardzo, że po chwili był tym zmęczony. Chciał już przestać, jednak pragnienie zadowolenia Artura było silniejsze. Sam też zaczął poruszać głową. Artur znów zamruczał nad nim dowodem rozkoszy. Nadal czuł ręce, które kierowały całym rytmem. Wyrwał się i oswobodził gardło, jednak po chwili sam z siebie pochłonął penisa. Zaczął inaczej go zaspokajać. Całował i lizał go po całej długości, koniuszkiem języka drażnił to cudowne miejsce pod żołędzią. Całował i wchłaniał jego jądra. Artur wyginał się z rozkoszy, prężył i dyszał. Z czasem zaczął pojękiwać. Radek wyczuł zbliżający się punkt kulminacyjny.
  ...co robić, uciec czy połknąć...?
  Decyzja jednak nie do niego należała, lecz do Artura, który z całej siły przycisnął głowę Radka do swojego podbrzusza, zanurzając swojego penisa maksymalnie w jego gardło. Po chwili Radek poczuł, jak w jego przełyk uderzają serie rytmicznie wyrzucanej spermy, ciepłej, kwaśnawo-słonej. A wszystkiemu towarzyszył przeciągły jęk, jaki wydarł się z ust Artura. Kiedy już wystrzelił wszystko, co miał w swym działku, wyjął je z ust Radka i wytarł o jego usta, policzki i czoło. Wyprostował się i z wyrazem zmęczonego zadowolenia na twarzy - odszedł, zostawiając Radka na kolanach przy zmywaku. Zniknął na schodach.
  Radkowi zrobiło się słabo. Nagle w ustach zaczęło mu wszystko rosnąć, cofać się z żołądka, z przełyku... Wstał i zwymiotował do zlewu. Całe śniadanie, a między nim pływające, postrzępione nitki nasienia. Otrząsnął się. I znowu... Jeszcze raz wyrwało z niego. Odkręcił wodę i z zamkniętymi oczami spłukał wszystko. Odwrócił się w nadziei, że zobaczy Artura, jednak na schodach nikogo nie było.
  ...a ja? Czemu mi tak nie zrobisz? Czemu mnie nie zaspokoisz, jak ja ciebie, albo chociaż tak, jak to zrobiłeś wczoraj?...
  Otarł mokrą ręką czoło i policzki, pozbywając się ostatecznych dowodów całego zajścia. Przepłukał usta. Jakby starał się zapomnieć, co właśnie zaszło i choć był z tego w głębi ducha zadowolony, to jednak czuł niesmak i rozżalenie. Nagle to do niego dotarło.
  ...skull-fucking... tak, to nie był seks oralny, to było zwykłe jebanie w czaszkę dla swojego własnego zaspokojenia...
  Zagotowało się w nim. Zakipiał gniewem. Może i sprawiało mu to przyjemność, ale spodziewał się czegoś w zamian, a nie ordynarnego odwrócenia się dupą i wyjścia. Splunął do zlewu i nago, szybkim krokiem ruszył do swojej sypialni.
  Czuł się poniżony. Nie chciał już opuszczać swego pokoju. Nie zszedł nawet na obiad. Włączył metal na czterech wiolonczelach. Zatopił się całkowicie w jego dźwiękach, mając przed oczami cała tamtą scenę. Może trochę jednak przesadził. Może to nie było zwykłe jebanie w czachę. Ale spodziewał się chociaż pocałunku w dowodzie wdzięczności za to, co się właśnie stało. Za swoje starania dogodzenia Arturowi za wszelką cenę. Bo przecież mu dogodził.
  Położył się. Ponownie usnął. Zdawało mu się przez sen, że ktoś go woła, że ktoś nawet wchodzi do pokoju. Jednak nie chciał się obudzić, był jak w cudownym letargu. Gdy otworzył oczy, za oknem był już wieczór. Spojrzał na zegarek. 20:00....
  ...tak, to się naprawdę stało...
  Zobaczył, że boombox nadal działa, zastygł na ostatnim utworze. To wywołało w nim wielkie zdziwienie, że potrafił zasnąć przy takiej muzyce. Wtedy dostrzegł, że w rogu łóżka leży poskładane w kostkę jego ubranie. To, w którym zszedł na śniadanie, z którego został rozebrany w kuchni.
  ...więc byłeś tu, kiedy spałem...
  Ukradkiem wymknął się do łazienki. Nie wiedział, dlaczego nie chciał na siebie spojrzeć w lustrze. Wrócił do swojego pokoju i jak najciszej zamknął drzwi. Dokuczał mu głód. Jednak nie zszedł do kuchni, nawet gdy dobiegło do niego wołanie Artura, który pewnie słyszał jego kroki na górze. Po chwili posłyszał ciche stąpanie. Artur zatrzymał się pod drzwiami jego sypialni. Radek opatulił się szybko kołdrą i zamknął oczy. Szczęk zamka. Zgrzyt zawiasów. Znów zgrzyt i znów szczęk, oddalające się kroki... Otworzył oczy. Znalazł swój odtwarzacz MP3. Wetknął sobie słuchawki w uszy i włączył muzykę. Islandzka grupa o enigmatycznym dźwięku smyczka na gitarze elektrycznej idealnie pasowała do jego nastroju.
  ...takk... to będzie odpowiednią płytą, by zacząć... czy to ma tak wyglądać?... związek dwóch mężczyzn... Może i się zachowuję dziecinnie, może wyolbrzymiam całą sprawę. Ale ja tego tak chyba nie chcę. Na razie jestem traktowany jak zabawka do spełniania jego seksualnych oczekiwań. Może to tak jest? Ale chociaż pocałunek powinien być. Być może wymagam za dużo...
  Radek nie wiedział, ile czasu upłynęło, ale przesłuchał wszystkie piosenki tego zespołu. Wyłączył odtwarzacz i ułożył się do snu. Głód jednak nie pozwalał mu zasnąć. Dlatego bardzo powoli  odpływał do krainy snu, stopniowo robiło mu się coraz cieplej i już-już kroczył do tych sennych bram, gdy ponownie usłyszał zgrzyt klamki u drzwi. Artur.
  Radek otworzył oczy i przypatrzył mu się uważniej. Coś jednak było dziwnego w tym zachowaniu. Wzrok miał zamglony, jakby nieobecny, pusty. Ruchy jednak były sprecyzowane, jakby dokładnie wiedział, co się dzieje. Podszedł do łóżka, odrzucił kołdrę i kiedy się kładł obok Radka, ten wyskoczył gwałtownie.
  ...o nie, bratku. Tak to się nie będziemy bawić i mam w dupie, czy ty naprawdę lunatykujesz czy udajesz. Tę noc będziesz spał sam, czy to w tym łóżku czy w tamtym...
  Wyszedł z pokoju. Ruszył do kuchni. W lodówce znalazł na talerzu pod przykryciem porcję spaghetti, kolacja, która pewnie czekała na niego. Włożył ją do mikrofali i czekał. Gdy usłyszał dzwonek, wyjął gorące danie i udał się do salonu. Włączył telewizor. Jadł łapczywie, i naraz w odblasku telewizora zobaczył coś błyszczącego na podłodze. Pochylił się. Podniósł.
  ...pomadka! Więc ktoś go odwiedził! Kto? Jego dziewczyna... była dziewczyna? I co, pieprzył się z nią? Robił to, kiedy ja spałem... Posprzątał ubrania, żeby nie było widać, że ktoś tu z nim jest... Dlaczego ja tak długo spałem...? Czy on mi coś... specjalnie...?
  Radek odłożył pomadkę w to samo miejsce. Usiadł wygodnie na kanapie, dokończył spaghetti, odłożył talerz. Oparł głowę o miękką poduszkę. Nie wiedząc kiedy, znów odpłynął. Spało mu się wyjątkowo dobrze.
  Przeciągnął się i wtedy poczuł się lekko skrępowany. Otworzył oczy. Było zupełnie jasno. Dzień. Był przykryty kocem. Talerz zniknął. Telewizor był wyłączony. Pilot leżał na stoliku... Usłyszał hałas w kuchni. Było za późno, by uciec na górę. Opatulony kocem wstał i ruszył do kuchni, nie wiedząc, co tam zastanie.
  - Wesołych świąt! - usłyszał radosny głos, gdy tylko stanął w progu. - Obudziłem się w twoim łóżku, ale ciebie nie było... Mam nadzieję, że się lepiej czujesz. Wczoraj w ogóle nie wychodziłeś z pokoju. Już się bałem, że może będzie ci potrzebna wizyta lekarza...
  ...martwił się o mnie...
  Te słowa wypowiedziane w duchu ożywiły go tak bardzo, że gdyby mógł, skakałby ze szczęścia.
  ...naprawdę się o mnie martwiłeś...?
  - Już jest mi lepiej. Dziękuję - odpowiedział, starając się zachować spokój.
  - Usiądź. Zrobiłem ci kanapki, żebyś nie męczył żołądka czymś smażonym.
  - Dzięki...
  - Widziałem, że wsunąłeś spaghetti. Naprawdę nie powinieneś, jak ci tak żołądek dokuczał.
  Radkowi zrobiło się trochę głupio.
  -  Po śniadaniu pójdę na małe zakupy, a ty lepiej, żebyś został w domu. Tu wszystko będzie pozamykane, więc podlecę do miasta. Postaram się wrócić jak najszybciej - i obdarzył go szerokim uśmiechem, a następnie poczochrał mu włosy. Radek nie umiał nic odpowiedzieć.
  ...może naprawdę związek dwóch mężczyzn tak wygląda... Wieszałem na nim psy, a on naprawdę się o mnie martwił. Jest taki inny niż w akademiku. Chyba się w nim naprawdę zakochuję. Moje małe marzenie...
  Gdy tylko pożegnał Artura, podszedł do okna, odprowadzając go wzrokiem, aż jego samochód zniknął za kolejnym zakrętem. Postanowił się umyć. Gdy wchodził po schodach, zobaczył na nich strużkę światła, która dobiegała spoza niedomkniętych drzwi pokoju Artura. Walczył z własną pokusą, ale - przegrał.
  Poukładane. Wszystko na swoim miejscu. Masa książek. Komputer. Wielkie biurko. Pokój małego kujona? I jeszcze ta luneta przy oknie. Po co? Kogo lub co tak obserwował, sąsiadów, gwiazdy? Wieża, obok niej stojak z płytami. Przyklęknął, zaczął czytać tytuły.
  Niczego nie ruszył. Wyszedł...
  Po jakimś czasie usłyszał daleki odgłos silnika. Podszedł do okna. Artur wracał. Patrzył. Ale... co to? Nagle silnik przestał mu działać? Bo zatrzymał się tuż za pierwszym zakrętem, obok super komfortowej willi. Nie wiedząc dlaczego, Radek puścił się biegiem do pokoju Artura i już po sekundzie spoglądał w dal poprzez jego lunetę.
  W samochodzie, oprócz Artura siedziała jakaś dziewczyna, która właśnie się od niego odchylała, lekko oblizując wargi, jak po namiętnym pocałunku Rozmawiali jeszcze. Dziewczyna chwyciła za klamkę, pocałowała go w policzek, a on oddał jej pocałunkiem w usta. Wyszła z dwiema pełnymi torbami. Tak... To musiała być ta jego dziewczyna... Silnik zawarczał. Samochód zbliżył się do bramy, która sama się otworzyła... Jest na pilota? Tak.... Samochód wjechał na posesję. Radek szybko wybiegł z pokoju Artura i ruszył do garażu, pomóc Arturowi w zabraniu zakupów.
  - Nie byłem długo, prawda? - uśmiechnął się.
  - Prawda...
  Radek wziął torby z jego ręki. Artur był zimny, zmarznięty, miał lodowate dłonie. A przecież w aucie było ciepło, i klima... Słuchał jego opowieści, jakie to wszędzie kolejki, ale on...
  - Ma się swoje wejścia. Trochę bajeru i gotowe...
  Weszli do kuchni, wypakowali produkty. Gdy tylko skończyli, Artur wygonił Radka do góry, że może wrócić za jakiś czas, a najlepiej, jak go zawoła. Niech sobie zagra na komputerze, jak chce, w jego pokoju.  
  Radek posłusznie wyszedł. Pokój Artura... Włączył kompa. Uruchomił grę, ale z dołu słyszał co chwilę brzęk garnków, szczęk sztućców i odgłos noża uderzającego o deskę.
  Czas płynął, a Radkowi znudziły się już wszelkie gry, nawet telewizja. Wtedy dobiegł go głos Artura, że może się już przygotować do wigilii.
  Radek wrócił do siebie. Ubierał się powoli, jakby się ociągał, co go samego zaskoczyło. Stanął przed lustrem. Spojrzał na siebie. Miał brązową koszulę w paski oraz czarne materiałowe spodnie i czarne buty. Przypomniał sobie o prezencie dla Artura, który przywiózł ze sobą. Wyjął go z szafki. Jeszcze raz spojrzał na siebie w lustrze. Wyszedł.
  Wow... to jedyne, co mógł powiedzieć. Stół był pięknie przyozdobiony, potrawy gorące czekały na spożycie, zupa w pięknej wazie stałą pomiędzy ich nakryciami. Artur zaaranżował to tak, że teraz siedzieli obok siebie. On też wystroił się w koszulę, tyle że białą i beżowe spodnie. Wyglądał ślicznie. Radkowi od razu serce zaczęło szybciej bić. Artur podszedł do niego z opłatkiem. Odłamał kawałek i spojrzeli sobie w oczy. Artur się nie uśmiechał, jego oczy były pełne troski. Radek uciekł wzrokiem.
  - Życzę ci wszystkiego, czego sobie życzysz, żeby ci się spełniło... - odłamał kawałek Radkowego opłatka.
  - A ja tobie... szczęścia, radości z życia, zdrowia, spełnienia marzeń... - pocałował go. Delikatnie musnął jego lekko szorstki policzek, wyczuwając na nim jego męski zarost.
  -  No to... Siadaj i wcinaj.
  - Czekaj... Proszę... - i podał mu prezent. Artur stanął zaskoczony, ale od razu rozpakował. Radek czekał zniecierpliwiony, czy mu się spodoba. Artur wyjął z pudełka jasnobłękitną koszulę, która nie była wyjściową, taka do garnituru, raczej taką zwykłą, na co dzień. Spojrzał na Radka i obdarzył go szczerym uśmiechem
  - Skąd wiedziałeś, ze taka mi się podobała?
  - Pamiętam, jak ją wtedy oglądałeś...
  - Dzięki ogromne... W takim razie... - i wręczył mu malutkie, płaskie, kwadratowe zawiniątko. Radek rozwinął i zaniemówił.
  - Skąd to zdobyłeś...? Jak?...
  - Wiesz, Internet to bardzo pożyteczna rzecz....
  - To jego najnowsza płyta....
  - Zgadza się, więc na pewno jeszcze jej nie masz. Zapuść go.
  - Noel... Dziękuje ci, naprawdę dziękuję...
  Jego dusza skakała z radości. Nigdzie nie mógł dostać tej płyty a szukał wszędzie. Nowa płyta J.G. Podbiegł do wieży i włączył płytę. Popłynęła pierwsza piosenka, typowo świąteczna..
  - Koleś ma naprawę świetny głos - rzekł Artur, nalewając mu na talerz wigilijnej zupy.
  ...głupek, debil, kretyn. Siedzę sam w domu z chłopakiem, na którym mi zależy, którego pragnę, z chłopakiem, który akceptuje moje upodobania, z chłopakiem, który razem ze mną przeżywa tę odmienność. Więc dlaczego jestem smutny? Ciesz się, baranie jeden! Spełniają się twoje marzenia! On się cieszy z mojego prezentu, ja się cieszę z tej płyty, jest piękny wieczór, ugotował dla mnie wigilijną wieczerzę, spędza te dni tylko ze mną. Więc co ci jest, baranie jeden...?
  - Radek, nic ci nie jest? - zapytał nagle, zawieszony nad talerzem barszczu. Ich wzrok się spotkał.
  - Nie, nic - uśmiechnął się. - Stół wygląda świetnie, potrawy smaczne jak... - w duchu znów się ucieszył, bo głos Artura był szczerze przepełniony troską. A zaraz potem radością. Uśmiechnął się, delikatnie pokręcił głową.
  - No to jemy.
  Wszystko smakowało wyśmienicie. Radek był pełen podziwu dla kulinarnych zdolności Artura. Zjadł dużo. Pewnie nawet za dużo. Teraz masował swój nabrzmiały brzuch, natomiast Artur tylko patrzył na niego cały rozbawiony.
  - To było najlepsze jedzenie świąteczne, jakie miałem - powiedział po chwili, rozpinając guzik u spodni. - Gratulacje dla szefa.
  - Będziemy musieli długo pracować, żeby spalić te kalorie.
  Radek nie wiedział dlaczego, ale w głosie Artura wyczuł nutę erotyzmu.
  - Pewnie tak - odpowiedział. W tej ciszy, jaka nagle zapanowała usłyszał znajomy głos piosenkarza. - Aha... Jeszcze raz dziękuję ci za tę płytę. Odwdzięczę się.
  - A, na pewno... - powiedział zawadiacko Artur, puszczając mu oczko. - Ale powiem ci, że tej koszuli też się nie spodziewałem.
  - Przymierz ją, proszę.
  - A jakże, i to zaraz - Artur stanął przed nim i zaczął rozpinać swoją świąteczną koszulę, którą włożył do tej uroczystej kolacji. Radek się lekko zmieszał i zarumienił się.
  - Co ci... - ofuknął go Artur wesoło. - Widziałeś mnie na golasa, a teraz się peszysz, ze zdejmuję koszulę?
  - Ale...
  - Jakie ale... Wiem, że lubisz na mnie patrzeć, jak chodzę nago, a mnie sprawia przyjemność, jak na mnie tak patrzysz. Masz wtedy takie wspaniałe duże oczy. Cały ocean się w nich widzi.
  Radek podniósł wzrok, spojrzał najpierw na jego nagi tors, potem w oczy.
  - Czy ktoś ci już mówił, że masz piękne ciało...? - zapytał zniżonym szeptem..
  - Nigdy na głos. Ale zawsze mówi mi to ten ocean.
  Teraz ubrał koszulę.
  - No i jak? - spytał. - Leży jak ulał!... Radek... - jego głos nagle nabrał zupełnie innego brzmienia, takiego, który obudził w Radku lekki niepokój. - Nie, już nic - powiedział i zaczął sprzątać ze stołu.

koniec części trzeciej

  - No i jak? - spytał Artur. Jego głos nagle nabrał zupełnie innego brzmienia, takiego, który obudził w Radku lekki niepokój. - Nie, już nic... - odwrócił się i zaczął sprzątać ze stołu.
  Radek szybko wstał i zaczął mu pomagać. Poczuł się nieswojo. Zastanawiał się, co Artur chciał mu powiedzieć.
  Po kolacji zasiedli przed telewizorem i oglądając „Kevina” zaczęli dyskutować o tym, ile razy już to widzieli i stawiali zakłady, jakie to jeszcze filmy podczas świąt powtórzą się na różnych telewizyjnych kanałach.
  Mijała jedenasta, kiedy udali się do swoich pokojów. Umówili się, że Radek pójdzie się pierwszy wykąpać. Szybko się umył, bo nie mógł się doczekać ciepłej kołdry. Słyszał, jak Artur wchodzi do łazienki i jak po kilkunastu minutach ją opuszcza. Był już bliski zaśnięcia, kiedy przez zasłonę sennego letargu zaczęły do niego docierać odgłosy stóp. Były one coraz bliższe. Radek otworzył oczy i lekko uniósł głowę. Artur stał nad nim nagi, cały błyszczący od wody. Zdawało mu się, że nawet widzi, jak z jego ciała unosi się para. Artur odrzucił kołdrę, spojrzał na Radka, któremu myśli włączały się na szybszy bieg. Chwycił go za spodenki i wolnym ruchem zaczął mu je delikatnie zsuwać. Nie wiedząc dlaczego, Radek poddał się temu i nawet ułatwił mu to. Leżał teraz nagi i patrzył, jak oczy Artura wpatrują się w jego ciało.
  - Jest w tobie coś, co zawsze mnie pociągało - zaczął cichym, podniecającym szeptem. - Nigdy tego nie rozumiałem, zawsze mi się podobały dziewczyny, ale odkąd poznałem ciebie, w moich snach zaczęły się pojawiać sceny, o których nigdy bym nikomu nie powiedział. Byłeś w nich główną postacią. Przez ciebie wielokrotnie w nocy budziłem się mokry. Dziś chcę, by te sny się spełniły. Co ty na to?
  Radkowi mocniej zabiło serce. Od dawna tego pragnął. Odsunął się lekko, robiąc mu miejsce, a Artur w mgnieniu oka wskoczył obok. Odwrócił Radka na brzuch. Wepchnął poduszkę pod jego biodra i od razu przywarł do niego całym sobą.
  Radek wyczuł, jak ten wielki, nabrzmiały penis jeździ pomiędzy jego pośladkami, jak robi sobie miejsce, rozchylając wejście w jego ciało. Ręce Artura weszły pod jego ramiona, jakby go tym uściskiem obezwładniały. Radek poczuł strach przed bólem, który musi temu towarzyszyć, gdy Artur zacznie go sobą zdobywać. To naprawdę wielki, potężny penis! A Artur... nic tu ze sobą nie ma, żadnego żelu, gumki, nic...! Czuł na swoich plecach jego wyrzeźbiony tors, a na swoim karku jego szybki oddech. Artur pracował biodrami, jakby chciał nimi uspokoić paniczny strach Radka, ale wciąż napierał swoim fallusem, a zarazem zaczął bawić się jego uchem, przygryzając je. To było miłe, ale tylko przez moment, bo zaraz ostry ból zagłuszył wszystko. Wiedział, co się dzieje. Artur zaczął się na siłę wpychać, ale bez efektu. Radek czuł się jak rozrywany. Nie wytrzymał i uderzył pięścią w ścianę. Przez chwilę ból kostek palców był silniejszy, od tamtego bólu.
  ...boli, kurwa, boli... Przestań na chwilę, daj odpocząć, pozwól mi się rozluźnić, proszę...
  Zamknął oczy, zacisnął powieki z całych sił. Myślał, że ta czerń ciemności osłabi wrażenie bólu. Jednak nadal jego zwarty pierścień był taranowany tym grubym fallusem, niczym rozwścieczony najeźdźca szturmujący mury zamku, przepełniając go bólem. Stękał, samoistnie zerwał biodrami i wtedy ból nagle zniknął. Artur odchylił fallusa. Radek odetchnął.
  - Daj wejść... Dziewczyny też są ciasne, a zawsze wchodzi... - usłyszał gniewny pomruk.
  - Bo tak na sucho... - wydusił spod jego ciężaru.
  - Aha... - i usłyszał splunięcie. Domyślił się. I ponownie jego wrota zostały zaatakowane. Tym razem pal był śliski, ale wrażenia bólu w niczym to nie umniejszyło. Znów poczuł to niesamowite, zapierające dech rozrywanie ciała.
  BOLI... !!!
  Stęknął głośniej, wypiął się tak, jakby chciał go z siebie wyrzucić - i wtedy Artur się przedarł przez jego obronę. Radek uderzył pięścią w łóżko, głośniej wciągnął powietrze przez usta i runął niczym sparaliżowany.
  ...BOLI... !!!
  Artur przez chwilę trwał nieruchomo, co Radka nieco ukoiło i uciszyło. Na krótko. Bo nagle się zaczęło. Łzy same płynęły mu z oczu. Chciał uciec spod tego ujeżdżającego konia, ale nie miał gdzie, blokowały go jego ręce i ściana. A Artur jechał coraz szybciej, zupełnie nierytmicznie, co tylko wzmagało jego ból.
  DOŚĆ...!!! jeśli to ma tak wyglądać i tak boleć, to ja już nie chcę być gejem. To mi nie sprawia żadnej przyjemności. W opowiadaniach piszą, że pasywom też staje, a mój mi się cofa... że to najlepsze uczucie... gdzie? kiedy...!!! Kur... to boli, to tylko BOLI...!!!
  - Ała...! - krzyknął po kolejnym, niesamowicie mocnym i głębokim pchnięciu Artura, jednak Artur nie zareagował na to, tylko ujeżdżał go jeszcze szybciej. Teraz te ruchy były bardziej rytmiczne. Słyszał klaśnięcia, jakie wydobywały się przy każdym zderzeniu jego pośladków z biodrami Artura. Czuł, jak ich jądra stykają przy każdym dopchnięciu. Kołysał się rytmicznie. Słyszał jego zdyszany, pełen radości oddech. Wiedział, że daje Arturowi przyjemność, że daje mu radość spełnienia. Ale jakim kosztem...
  ... piecze… boli... Błagam cię, dojdź szybko... Jak najszybciej, bo ja już nie mogę! Powstrzymuję się od jęczenia z bólu całą siłą woli. Błagam cię, dojdź już...
  Jak na jego życzenie wyczuł ten dreszcz.
  ...kończy!... nareszcie!...
   Artur błyskawicznie wyrwał się z niego, wyskoczył gwałtownym zrywem i już po sekundzie Radka plecy były zalane ciepłą spermą. Uśmiechnął się w duchu. To piękne ciało, które wychwalał pod niebiosa, wielbił w każdej sekundzie, każdym oddechem, które zadało mu ból, zrobiło mu krzywdę, teraz miało swoją rozkosz... Artur runął na niego. Sturlał się na bok i dysząc głośno, mocną, męską dłonią ścisnął go za pośladek. Następnie wstał, wyszedł z pokoju i udał się do łazienki.
  ...wróci czy nie?...
  Radek wytarł łzy. Zastygł w pozycji, w której przeżył swoją seksualną inicjację, myśląc, czy to naprawdę było to? Wciąż go piekło, paliło, nadal bolało, choć już dawno tamtego wielkiego penisa w nim nie było... A czas płynął... Okrył się szczelnie kołdrą, barykadując do siebie jakikolwiek dostęp, ale też dlatego, że nagle było mu zimno. I nie chciał znów tego przeżywać, a przynajmniej nie teraz, nie tej samej nocy. Obrócił się tyłem do drzwi. Usłyszał jak Artur wyszedł z łazienki i ruszył w stronę jego pokoju. Drzwi się otwarły, a wraz z nią smuga światła. Artur stał w drzwiach. Radek nie widział jego wzroku, ale domyślił się, że on patrzy na niego jak na swą zdobycz.
  - Nie udawaj, że śpisz. Byłeś zajebisty... Ja nigdy tak z żadną dziewczyną... z żadną tak szybko nie skończyłem... - usłyszał po chwili.
  - Dzięki... - odpowiedział głuchym stęknięciem. I przeraził się swojego głosu, który brzmiał tak, jakby go nadal rozdzierano. Odwrócił się do drzwi, żeby spojrzeć Arturowi w oczy. Dostrzegł ich blask.
  - Było lepiej niż sobie to wyobrażałem... - uśmiech Artura, jego wielki penis wiszący ciężko, długi, gruby, na pewno już miękki, ale taki, że...
  ...za to ty byłeś całkowitym przeciwieństwem wszystkich moich marzeń...
  - Chcesz, bym zasnął obok ciebie? - to pytanie zaskoczyło go tak samo jak jego własna, natychmiastowa odpowiedź.
  - Nie musisz...
  - Ok. To widzimy się jutro na śniadaniu. Tylko pamiętaj, obowiązuje strój Adama!
  - Yhy... - odrzekł w momencie, gdy Artur zamykał za sobą drzwi.
  Odetchnął z ulgą. Jeszcze mocniej otulił się kołdrą...
  Nic nie kojarzył. Jego umysł zaczął funkcjonować dopiero wtedy, kiedy zdał sobie sprawę, że jest w łazience, gdy przetarł ręką zaparowane lustro i zobaczył w nim siebie, nagiego.
  Ciało, które już zapomniało o rocznym treningu. Rzeźba normalna, z maleńkim już brzuszkiem, który właśnie pogłaskał. Niżej widział swojego penisa, który od wczorajszej nocy trochę bardziej się skurczył i schował w siebie niż zwykle. Nie był to jakiś wielki okaz, ani też żaden zwykły mały szkrab. Był w sam raz. Arturowi nie dorównywał, wiadomo, ale przecież Michała, kolegę z pokoju, bił na głowę. Nie tylko Michała, innych, których bez żenady widywał na pływalni, też... Nogi, uda - te zawsze się mu podobały, były silne, umięśnione, zawsze wiedział, że ma je silniejsze niż ręce, potrafił stopami wycisnąć dwa razy większy balast niż dłońmi na klatkę. Twarz lekko pociągła, włosy krótkie, ciemnoblond, niebieskie oczy, które również lubił w sobie, zawsze uśmiechnięte... Jednak teraz były jakby zamyślone. Wargi miał delikatnie wydatne, idealnie do pocałunków; krewni, zwłaszcza cioteczki bardzo lubiły go całować, a i on sam od pocałunków nigdy się nie wzbraniał. Nawet z... Zuzą.
  Stał tak, wpatrując się w swoje odbicie, obserwując, jak jego skóra paruje, a te obłoki znikają gdzieś ponad nim.
  ...zaraz będzie wołał na śniadanie. O... a nie mówiłem...? Iść nago? Taki był nakaz Artura. Złamać go, to  jak przestępstwo... A najchętniej to znów bym się zaszył pod kołdrę, schował, zakopał, żeby nikt mnie nie znalazł... Sam tego chciałem... tak, sam chciałem. I dostałem. Więc żyj z tym, Radziku... Na dole czeka na ciebie twój wymarzony chłopak, który zapewne chce to powtórzyć... Mówią, że drugim razem już tak nie boli, że podobno wtedy jest  już lepiej. Chcesz się przekonać...? Chcesz czy nie, pewnie i tak się przekonasz...
  W kuchni już czekał na niego talerz kanapek. Artur krzątał się po pomieszczeniu, oczywiście nago. Radek dostrzegł, że na jego widok Artur doznał lekkiego wzwodu. Patrzył... Jednak kochał to ciało. Mógłby się w nie wpatrywać całe wieki. To ciało minionej nocy przecież zespoliło się z nim w najbardziej intymni sposób, jak tylko można.
  Uśmiechnął się na dzień dobry i przewiązany ręcznikiem zasiadł do stołu. Artur obrzucił go ostrym spojrzeniem.
  - Zimno mi... - powiedział.
  - Wymówka... No dobrze, już dobrze. Widzę, że nie lubisz się pokazywać w swoim całym męskim pięknie. A szkoda, bo lubię na ciebie patrzeć.
  Radek w tym momencie wstał i podszedł do niego od tyłu. Wtulił się w jego plecy. Artur lekko zaskoczony nie poruszył się, ale odważnie wsunął dłoń pod ręcznik, mocno chwytając jego penisa. Radek na moment stracił oddech. Ta dłoń była taka ciepła, taka miła...
  - Po śniadaniu muszę pojechać do miasta... Gdyby nie to, zaraz byśmy wrócili do sypialni.
  - Nie ma sprawy... - odpowiedział. Trochę go to zabolało, ale na tę chwilę wystarczało mu to, co ma: ten dotyk, zapach, gładkość, jędrność...  - wyprostował się. Powrócił do swojego talerza i zaczął jeść.
  - Zakupy. I takie tam... - kontynuował Artur.
  - Jasne, nie ma problemu...
  Po śniadaniu Radek udał się do swojego pokoju. Artur miał już przygotowane swoje rzeczy tu, na krzesełku. Radek szedł nagi. Każdy krok przypominał mu o wczorajszej nocy. Jego pierścień nadal był obolały.
  Drzwi... Garaż... Samochód... Radek wbiegł do pokoju Artura. Luneta...
  Kłamstwo... Po co on kłamie? Ta dziewczyna już tam na niego czeka.. Odjechali.
  Radek ubrany zszedł na dół. Udał się do salonu, zaczął grac na konsoli. Stracił poczucie czasu... Gdy usłyszał szczęk otwieranych drzwi, poderwał się i włączył pauzę. Odwrócił się, a w drzwiach pojawił się uśmiechnięty jak zawsze, Artur. Zrzucił kurtkę, podszedł i wziął w rękę pada.
  - Gramy dalej?
  - Gramy...
  Radek uwielbiał tę bliskość. Nie musieli ze sobą rozmawiać. Wystarczyło, że przebywali razem, to mu wystarczało.
  Siedzieli obok siebie pochłonięci grą, żartowali, przekomarzali się. Kilka razy Radek przytulił się do Artura, jednak ten dotyk trwał krótko. Artur żywiołowo grał i ciągle się poruszał, więc przerywał tę tak uwielbianą przez Radka więź.
  Kolacja przypominała śniadanie. Kanapki. Artur był teraz dziwnie milczący, ale Radek na to nie zwracał uwagi. Był zmęczony. Dlatego postanowił się pierwszy wykąpać.
  - Jasne, idź... - zgodził się Artur.
  Radek z lekkim ociąganiem odkręcił kurki. Powietrze natychmiast zaparowało. Nagle drzwi się otworzyły. Artur. Nagi. W mgnieniu oka znalazł się za Radkiem. Przyparł go do szyby i przywarł całym swoim ciałem. Gruby, twardy penis wbijał mu się między pośladki. Słyszał ten podniecający, pełen podniecenia oddech, pełen determinacji.... Wypiął się. I już był rozrywany. Cieszył się w duchu, że dopiero umył pośladki, że został tam ślad mydła... Poszło łatwiej. Mimo to stęknął z bólu. Artur brutalnie wdarł się w jego wnętrze...
  - Nie skończ mi tak szybko... - usłyszał.
  - To nie zależy ode mnie... - szepnął spięty pierwszym mocnym bólem.
  - A od kogo...
  Radkowi krew odpłynęła z podbrzusza, podniecenie nagle się ulotniło.
  ...kim ja dla niego jestem...?
  Obojętnie kim. Ważne, kim Artur był dla niego... Radek złapał go z tyłu za biodra i zatrzymał jego ruch. Niech ten ból minie! Odczekał chwilę i zaczął poruszać swoim ciałem. Lekko ugiął nogi, wypiął się. Pracował biodrami, lekko, delikatnie. Podobało mu się to. Nie było już takiego bólu. Wtedy Artur zaczął inaczej oddychać, ruchy Radka im obu dawały przyjemność. Radek lekko się uśmiechnął pod nosem. Zacisnął powieki mocniej i stęknął z bólu, który przeszył jego ciało. Artur dał mu znać o swojej dominacji. Znów zaczęły się równe, maszynowe ruchy w przód i w tył. Artur jeździł w nim niczym tłok w silniku.
  - Chyba jednak wybiorę ciebie...
  ...mnie...? Wygrałem z jego dziewczynami...? Czy on czyta w moich myślach? Mam się radować czy smucić...?
  Słyszał te narastające jęki dochodzące znad jego ucha i ten szybszy oddech. Nagle Artur wyskoczył z niego, a na jego plecach wylądowało ciepłe nasienie.
  - Kurw... Prosiłem, żebyś nie tak szybko... - to był gniewny głos Artura, po czym to ciało oddaliło się od Radka, który nadal przyklejony do szyby zbierał siły po tym, co przeżył. A co przeżył? Niewiele. Nic. Trochę bólu. A gdy zaczynało być dobrze, Artur nagle skończył.
  ...czy tak wygląda fizyczna miłość między dwoma facetami? Pełna bólu i jakiejś dziwnej niedokończonej rozkoszy...?
  Odwrócił się i zobaczył, jak Artur energicznie myje miękkiego już penisa. Ich wzrok się spotkał. Chwila milczenia. Cyniczny, rozbrajający uśmiech Artura i słowa, które na zawsze zapadły Radkowi w pamięć:
  - Świetnie się ruchasz... Mało wysiłku, a satysfakcja zajebista. Dziewczyny tak nie potrafią. Po co się tyle z nimi męczyłem...
  Zatkało go. Nie umiał nic odpowiedzieć. Nie umiał nawet wykonać żadnego ruchu. Zaczął się zmywać. Obrócił się bokiem do Artura, który w tym samym momencie opuścił natrysk i mokry, bez wycierania się wyszedł z łazienki.
  Radek stał, a woda nadal spływała na niego. Jakby jego ciało teraz sobie uświadomiło, że stoi pod natryskiem. Woda uderzała w nie z kojącą siłą, masowała jego głowę i bark, spływała po każdym milimetrze jego ciała. Aż po pokonaniu całej tej drogi, chcąc nie chcąc, spływała do odpływu.
  Nic... Zawsze jego głowa przepełniona była myślami, a teraz wiało z niej pustką. Nie umiał się odnaleźć, znalazł tylko drogę do łóżka. Piżama. Zanim zasnął...
  ... to jest... to...? Związek dwóch mężczyzn? Przecież nie jesteśmy w stanie kochać. Miłować. Stworzeni, by odczuwać przyjemność za pomocą penisa... Ruchanie. Czy to jest wyraz miłości dwóch samców? Czysty zdrowy seks... nic dodać, nic ująć. Tak. Związek dwóch mężczyzn to zaspokajanie swojej potrzeby, którą można zaspakajać zawsze, bez żadnych konsekwencji... Kocham Artura i będę dla niego… będę go zaspakajał...
  Poranek pełen słońca. Radek wyszedł z łóżka. Rozebrał się do naga i poszedł do łazienki, gdzie umył szybko zęby. I znów w drzwiach pojawił się Artur. Ten uśmiech, to ciało, ten penis, którego już miał w sobie. Artur podszedł. Objął go. Radek słyszał, jak rozkosznie jęczy mu za uchem. Kochał to, kochał go. Kochał dawać mu przyjemność... Tamten fallus już się dźwiga, już rozpycha mu pośladki. Twardy, gorący, pulsuje swoim rytmem, uderza w jego ciało, domaga się wejścia...
  Zabolało. Zacisnął zęby... Ale wytrzyma...
  Zawsze go bolało. Oddawał się Arturowi, gdy tylko on tego chciał, przez całe święta; rano w łazience, w kuchni po śniadaniu, po południu, gdy pauzowali przy konsoli, wieczorem w łóżku. Kochał się z Arturem nawet po cztery, pięć razy dziennie, bo w łóżku nieraz bywało dwukrotnie, a raz nawet trzykrotnie. Po takim trzecim razie Radek czuł już tylko ból i pieczenie. Nie był to ból rozpychania go, rozrywania, taki ból pojawiał się tylko na początku. Potem jakby łagodniał, ale jego miejsce zajmował inny, ten dziwny, głębszy, wewnętrzny... A Artur wyżywał się bez granic. Tylko dla siebie. Czuły przed aktem - chłodny potem. Gorący i namiętny w trakcie tego „ruchania”, a zaraz potem obojętny, jak obcy... Mimo to Radek był szczęśliwy... zwłaszcza wtedy, gdy Artur zaryzykował - i wystrzelił wytryskiem w jego wnętrze. Potem długo leżał na jego plecach, zanim zdecydował się zejść i wyjść...
  Zmieniło się to zaraz po świętach. Najpierw łazienka, a potem:
  - Jadę do miasta. Zajmiesz się czymś, ok...?
  - Ok.
  Codziennie te wyjazdy stawały się trochę dłuższe, a malała liczba stosunków, która spadła do dwóch, czasem trzech... Zaczynało to przypominać rytuał; rano pod natryskiem, drugi raz po powrocie Artura z zakupów, trzeci przed snem. Radek oddawał mu się zawsze i choć wiedział, że będzie go to bolało, robił to z największą radością. Wiedział, że oddaje się chłopakowi, którego kocha. Więc będzie mu dawał rozkosz.
  Uwielbiał jego towarzystwo, gdy byli razem. Nadal rozmawiali o wszystkim. Ale choć w zasadzie wszystko było tak samo, to jednak było inaczej. Kochał go, był w niego wpatrzony jak w obrazek. Artur codziennie wyjeżdżał po zakupy, a kiedy wracał, Radek czekał na niego z nogami wskazującymi północ. Cieszył się każdą chwilą spędzoną z nim. Jednak zauważył, że Artur się zmienił, jakby lekko się od niego odsunął. Widział, że już ich stosunki nie są takie namiętne. Czy Artur był już  zmęczony seksem? Radek rozumiał to i przytulał się do niego. Ta bliskość dawała mu ukojenie swoich pragnień.

*


  - Cześć!
  - Hej, Zuza! - rozpromieniał, gdy zobaczył jej imię na wyświetlaczu.
  - Co tam u ciebie?
  - A wszystko w porządelku, najlepszym, jaki mogłem sobie wyśnić.
  - Aż tak dobrze? To się cieszę. Słuchaj, jedziemy za kilka godzin do ciotki.
  - Jedziemy? Kto?
  - No ja i Daniel.
  - Aha...
  - I chce się z tobą spotkać.
  - Ale ja nie mogę. Jestem u Artura.
  - To nawet na Sylwka się nie zobaczymy?
  - Nie wiem.
  - To dopiero za trzy dni, dałbyś chyba radę, nie?
  - Ale już postanowiłem go spędzić z Arturem.
  - Miłość...?
  - I to, jaka... Naprawdę jestem szczęśliwy.
  - No to znów się nie spotkamy... Co to za dźwięk?
  - Wchodzę po schodach. Zostawiłem płytę w pokoju Artura. A chcę ją posłuchać.
  - Ty i twoja muzyka..
  - Wiesz, on ma prawdziwy teleskop w pokoju.
  - Dobra. To widzim się, jak się widzim...?
  - Taaaa. Papasz...
  - Papasz i buziaki.
  Jakieś dziwny przymus kazał mu zerknąć w teleskop. Ustawił. Przejechał nim po całej okolicy. I... przecież tam, za tym ogrodzeniem stoi samochód Artura! Zdziwił się. Serce mu zaczęło szybciej bić. Przesunął obraz na dom i zajrzał przez okno. Wypuścił telefon z ręki...
  To było to ciało, które tak dobrze znał. To ciało, które tak kochał. Ten człowiek, za którego oddałby wszystko. Widział je nagie, a pod nim i przed nim prężyło się drugie ciało. Radek widział ja dokładnie. Ta sama... Artur kochał się z nią na blacie kuchennym... Nagle ich usta się złączyły. Widać było, że jej to odpowiada. Wszczepiała w jego plecy paznokcie, zostawiając czerwone pręgi. On trzymał ją za biodra i wtedy gryzł wargami jej duży biust, a ona przy każdym jego głębokim pchnięciu ściskała go udami...
  ...po co mówił, że jednak wybiera mnie...
  Łza poleciała mu z oka. A zaraz następna. Odszedł dwa kroki, wpatrzony w to okno, w którym teraz już nic nie widział. Otarł rękawem łzy, zatoczył się i puścił się biegiem do pokoju. Wyrzucał wszystkie ciuchy z szuflady. Wpakował je w plecak. Zaczął pakować płyty. Jego ręce były mokre od łez. Oblał go lodowaty pot, który trzymał go cały czas. Nie umiał sobie poradzić. Płakał bezgłośnie, jakby wiedział, że kiedy tylko da upust swojemu gardłu, będzie miał się za nic. Straci cały swój honor i szacunek do samego siebie. Po chwili owładnął nim gniew. Gniew, który rozrósł się w jego ciele niczym wzbierająca burza, niczym przyczajony wicher. Dodawał mu siły, prędkości, bystrości.
  Nagle usłyszał trzaśnięcie drzwi, dźwięk rzucanych kluczy na stolik, szelest zdejmowanej kurtki oraz łomot zrzucanych butów. Zawsze, aż do dziś wyczekiwał tego dźwięku z utęsknieniem. Teraz - nie...
  Wyprostował się. Otarł ostatnie łzy w oczach. Poprawił włosy, odwrócił się, jeszcze raz rzucił okiem na pokój. Korytarz. Ruszył do schodów, trzymając na ramieniu plecak. Zszedł normalnym krokiem ze schodów. Położył plecak w przedsionku i zaczął zakładać buty. Nagle w progu pojawił się Artur.
  - A ty gdzie się wybierasz? - spytał. Radek wiedział, że nie zauważył jeszcze plecaka. Ten rozbrajający uśmiech, te piękne oczy i ten głos.
  - Pocałuj mnie... - powiedział ledwo panując nad swoim głosem.
  - Co...?
  W tym momencie Radek zrobił dwa szybkie kroki w stronę Artura i przywarł wargami do jego warg. Łza zakręciła mu się w oku, tak bardzo tego pragnął. Nagle poczuł dłonie na swojej klatce, które odepchnęły go z taką siłą, że odskoczył kilka kroków, by złapać równowagę.
  - Dlaczego...?
  - Co, dlaczego?
  - Dlaczego mnie... nie pocałujesz?
  - Bo nie... bo nie jestem
  - Kim? Kim, kurwa, nie jesteś? - Radek sam się zdziwił, słysząc własne słowa i ton głosu. Artur również był zaskoczony. - Nie jesteś gejem, tak?
  Artur zamilkł, a po chwili otworzył usta.
  - Co ci jest?
  - Nic. Posłuchaj tego dobrze - kontynuował Radek dużo spokojniejszym głosem. - Jestem facetem, jak ty. Mam fiuta, jak ty. Nie raz go widziałeś. I mam dupę, jak ty. Ale tylko twój fiut był w mojej dupie, tylko twój. Jeszcze dziś rano mnie miałeś. Przez ostatnie dni byłem twój... - ponownie podszedł dwa kroki i znów z zaskoczenia pocałował Artura prosto w usta. To ciepło było dla Radka jak błogosławieństw, ale Artur ponownie go odepchnął. I... uderzył go pięścią w twarz... To był mocny cios. Ale zadziałał na Radka przeciwnie, niż by się tego spodziewał Artur. Radek w tej samej chwili, bez wahania skontrował jego cios i silnym pchnięciem posłał Artura na podłogę.
  - Co ci odbiło...? - Artur dźwigał się na łokciu, ocierając w kąciku ust kroplę krwi.
  - Mnie...? To ty podniosłeś na mnie rękę, za to, że chciałem cię pocałować!
  - Bo... ja się z nikim nie całuję - powiedział, a Radek po raz pierwszy zobaczył w jego oczach zwykły strach!
  - Ze mną się nie całujesz! Ale wiesz co? Rozgryzłem cię...
  - Co..? Jak...?
  - Nieważne jak! - chciał się opanować, ale znów nie potrafił. Ryknął, a złość w nim kipiała.
  Artur zbladł.
  - Co sobie myślałeś, że przywiozłeś tu chłopaczka, który wpatrzony jest w ciebie jak w obrazek? Przywiozłeś, żeby się wyżyć! Żeby mieć kogo posuwać! Ale okazało się, że ona też przyjechała i też jest sama w domu! Wtedy sobie uświadomiłeś, że jestem dla ciebie balastem! Już ci tak bardzo nie zależało...
  - Głupi jesteś...!
  - Właśnie zmądrzałem! Głupi byłem, że dałem się w to wciągnąć!
  - Ja cię kocham... - Radek pierwszy raz usłyszał te słowa, tak wyczekiwane, ale nie w tym momencie, nie w tej sytuacji.
  - Ty mnie nie kochasz - odpowiedział, a jego głos się załamał w połowie. - Ty mnie ruchasz. Byłem tu tylko po to.
  - Nieprawda…
  - Prawda, Artur, i dobrze o tym wiesz. Nigdy mnie nie dotykałeś, nie przytuliłeś, nie całowałeś, nigdy mi nic nie mówiłeś miłego. Pchałeś się na siłę, zrobiłeś, co chciałeś, i po tym, jak mnie wydymałeś, uciekałeś. Jakbyś się mnie brzydził. Zawsze brałeś mnie od tyłu, żeby na mnie nie patrzeć... Ale kilka razy zmusiłem cię do pozycji twarzą w twarz, miałeś wtedy zamknięte oczy! Wiesz jak to się nazywa? Sex-sport! Jebać, aby wyjebać... Nie dzięki...
  - Co ty wygadujesz?
  - Wiem, co mówię. Wiedziałem to wszystko, a najlepsze jest to, że nie wierzyłem w te pogłoski - w tym momencie spojrzał mu prosto w oczy i uśmiechnął się szyderczo. - Może i masz dobry sprzęt, ale nie wiesz, co z nim zrobić. Masz szybki odlot, prawda? A z dziewczyną, jak chcesz przetrzymać, to pewnie ci mięknie...
  Artur poderwał się, ponownie zamachnął się na Radka, który tym razem odbił jego cios, obrócił go tyłem do siebie i odepchnął mocno. Artur znów wylądował na podłodze.
  - Kocham cię - powiedział jeszcze, jakby się chciał bronić.
  - Już ci powiedziałem: ty - mnie - ruchasz... a nie kochasz. Może ją, tam, kochasz . Teraz może będzie mi wdzięczna, że choć trochę cię nauczyłem miłości. Bo, bratku, posuwasz, jakbyś piłował drzewo.
  - I... nie zostaniesz?
  - Po co? Za kogo ty mnie masz? Może jestem tobą zauroczony, ale przejrzałem na oczy.
  - Pada mokry, ciężki śnieg! I nawet nie znasz drogi na dworzec! I... czy będziesz miał połączenie...! Odwiozę cię...
  - Właśnie potwierdziłeś wszystko, co powiedziałem. Winny zawsze chce zadośćuczynić... Szkoda, że marzenia potrafią tak bardzo rozczarować, gdy się próbuje je spełnić... - włożył kurtkę, chwycił plecak i wyszedł zostawiając Artura siedzącego w kucki na podłodze.

koniec części czwartej 

Było pierońsko zimno. Ciężkie krople dudniły w blaszany dach przystanku. Lodowate strużki spływał mu po twarzy, włosy miał przemoczone, gdyż wiatr wiał tak silnie, że nie umiał utrzymać kaptura na głowie. Był wściekły na siebie. Łzy leciały mu z oczu i dziękował, że pada, bo inni nie potrafili rozróżnić czy to krople deszczu, czy właśnie łzy spływają mu po policzkach. Nie chciał myśleć o tym, co przeżył, bo wprawiało go to w jeszcze większą wściekłość.
  Dotarł do Poznania. Wróci do akademika, o ile w administracji ktoś będzie i będzie mógł dostać się do swojego pokoju. Reszta go nie interesowała. Stał na przystanku i czuł, jak krople padają na jego twarz. Patrzył ślepo przed siebie. Ludzie wsiadali do autobusu, kilka osób pochwyciło jego spojrzenie, ale od razu odwrócili wzrok i patrzył przed siebie, jakby chciał zobaczyć, co jest za tym autobusem, za murem budynku, przy którym pojazd stoi i jeszcze dalej, za budynkiem dworca. Wtedy usłyszał trąbienie. Spojrzał w lewo i zobaczył nadjeżdżający Volkswagen Sharan... O co chodzi...? Niemożliwe!
  A jednak! Z siedzenia pasażera machała do niego rozpromieniona Zuza. Uśmiechnął się na jej widok, ale był to uśmiech bardzo wymuszony, który naraz zgasł. Samochód przyhamował tuż obok niego. Drzwi się odsunęły.
  - Wsiadaj!
  Wrzucił plecak i wsiadł. Nie odezwał się słowem, tylko zasunął drzwi i patrzył w okno. Zuza zdziwiła się takim zachowaniem przyjaciela, kiwnęła głową do kierowcy, który od razu ruszył.
  - Stało się coś? - spytała.
  - Nie, nic... Sorka, nawet się nie przywitałem. Cze...
  - Cze... Trochę mnie zaskoczył telefon do ciebie - zaczęła Zuza. - Ale akurat dojeżdżaliśmy do zjazdu z autostrady, więc nie było problemu. Pomyślałam, że możemy cię zabrać... A tak w ogóle to jest Daniel...
  - Radek - odpowiedział, ściskając sponad oparcia podaną sobie dłoń i mozolnie spojrzał na kierowcę. Brunet, chyba wysoki, normalnie zbudowany, miła, sympatyczna twarz. - Dzięki, że mnie zabrałeś.
  - Nie ma sprawy. Zuza na mnie naskoczyła, że przyjaciół nie zostawia się w potrzebie. A że myślę tak samo, więc po sprawie - powiedział swoim szorstkim głosem, cały czas się uśmiechając.
  - Nie przesadzaj - wesoło oburzyła się Zuza, a Daniel uśmiechnął się do niej i zawadiacko wytknął język. - No to może mi teraz powiesz, co się stało? - zwróciła się do Radka, spoglądając na niego zza fotela.
  - Nie chcesz tego słyszeć.
  - Może jednak chcę?
  - Uwierz mi: nie chcesz! - jego głos rozbrzmiał wrogością, bardziej niż tego chciał. - Nigdy nie chciałaś - dodał po cichu, sam do siebie.
  - Wiem. Ale teraz chcę. Radek, proszę, powiedz mi! Jeszcze kilka godzin temu byłeś zadowolony z życia, a teraz...
  - Naprawdę chcesz wiedzieć?
  - Tak!
  - Dobra. Ok. Dałem się wyruchać...!
  - No chyba aż tak źle nie było? - wtrącił szybko Daniel, biorąc to pewnie za zwykły slogan i próbując złagodzić ton rozmowy. Radek zrozumiał, że Daniel o nim nie wie.
  - Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała już ciszej Zuza.
  - Że dosłownie mnie wydymał...! - rzucił oschle i wtedy zobaczył ten szaleńczy wzrok Daniela, który skakał to na lusterko, w którym widział jego odbicie, to na Zuzę, i z powrotem na drogę przed siebie. - Wiedział, że się w nim podkochuję i dlatego mnie przywiózł - dokończył Radek ciszej.
  - Zaraz, bo czegoś tu nie rozumiem... - zaczął Daniel, ale Zuza natychmiast go uciszyła.
  - Wiedział? - spytała z niedowierzaniem. - Skąd?
  - Domyślał się. Od samego początku. Przywiózł mnie, żeby mieć kogo dymać...
  - Gej...? - wtrącił Daniel cicho.
  - Podobno heteryk - Radek zwiesił głowę. - Ale tylko z pozoru... Wszystko się zmieniło, jak na horyzoncie pojawiła się jego była dziewczyna. Wtedy stracił zainteresowanie mną. Wrócił do niej... Zaraz potem, jak dzwoniłem do ciebie - spojrzał Zuzie prosto w oczy.
  - Prostak...! - zgrzytnął Daniel.
  - ...Brał mnie, kiedy chciał...
  - Jak zabawkę... - to słowo przerwało wywód Radka, a i zszokowało go, bo padło z ust Daniela.
  - Dokładnie... - potwierdził. - A na koniec powiedział, że mnie kocha - parsknął nerwowym śmiechem. - On mnie kocha...! To był już szczyt wszystkiego.
  - Oczywiście, że nie kocha... - te słowa znów padły z ust Daniela. - Jeśli dobrze kojarzę, to ten twój współlokator z akademika, tak? Zuza wspominała...
  Radek potwierdził skinieniem głowy.
  - Powiedział to tylko po to, by cię zatrzymać, by pozwolić ci ochłonąć, ewentualnie chciał wejść na twoje delikatne rejony... Wszystko po to, by dowiedzieć się, co będzie się działo w akademiku, jak się skończą ferie, jak wrócicie...
  Radek znów był zszokowany taką trafną analizą Daniela.
  - Widzę, że na Jagiellonce dobrze wykładają psychologię - odrzekł z lekkim uśmiechem, akceptując Daniela już bez reszty. Zuza jednak wie, kogo wybiera...
  - Dzięki - zobaczył na jego twarzy szczery uśmiech.
  - Więc resztę ferii spędzisz z nami - oświadczyła Zuza kategorycznie. - Żaden akademik! Żadne samotne witanie Nowego Roku! I nie ma żadnych wykrętów.
  Właściwie Radek nie miał wyboru. Do Nowego Roku dwa dni - i miałby być sam? Zgodził się tylko skinieniem głowy.
  Zatrzymali się u ciotki Zuzy, która całą trójkę przyjęła bardzo serdecznie i wylewnie. Blokowisko na przedmieściach...
  Radek nie tak sobie to wyobrażał. Jeszcze wczoraj widział się, dokładnie w Sylwestra, o północy, jak wznoszą toast za wspólną przyszłość, a potem kochają się do utraty tchu. Liczył, że może wtedy nastąpi ten ich pierwszy pocałunek; życzenia bez pocałunku?... A teraz? Siedział nad malinową herbatą i przegryzał domowym ciastem, zanosząc się sztucznym śmiechem z jakiś dziwnych opowiadań wylewnej starszej pani.
  Dostał maleńki pokoik, tylko łóżko, szafa i mały stoliczek. W sam raz dla jednej osoby. Rzucił plecak na łózko i zaraz za nim runął na materac, rozciągnął się jak długi. Spojrzał przez okno. Śnieg nadal zalegał na gałęziach.
  - Źle się stało... - usłyszał. Poderwał się, otworzył oczy. Pewnie mu się zdrzemnęło. Daniel stał oparty o futrynę, trzymając puszkę piwa w ręku. Wszedł, podając drugą Radkowi. - Widać, że się w nim zakochałeś. Pierwsza miłość...?
  Radek nic nie odpowiedział. Tylko przepił odpowiedź.
  - Może to głupio zabrzmi - kontynuował Daniel, siadając na skraju łóżka - ale jak chcesz, możesz się wygadać. Do obcego czasem lepiej. A dla mnie każdy jest człowiekiem i wolno mu kochać, kogo chce... Ciotka z Zuzą wyszły po zakupy...
  - Sam nie wiem, czy chcę...
  W tym momencie Daniel wstał, zaciągnął zasłonę w oknie tak szczelnie, że w pokoju zrobiło się ciemno, jak w środku nocy. Zapalił lampkę nocną i usiadł na stoliku, naprzeciw Radka.
  - No wal. Ulży ci, zobaczysz.
  Radek spojrzał mu prosto w oczy, szczere, sympatyczne, takie, które od razu wzbudzały zaufanie.
  - Ok... A potem od razu chciałbym o tym zapomnieć.
  - To nie będzie łatwe, wiesz...
  - Wiem... Spodobał mi się od samego początku - Radek oparł się o ścianę i patrząc w swoje dłonie, w których obracał puszkę piwa, zaczął cichym, spokojnym głosem. - Jego sylwetka, budowa ciała, jego oczy, jego głos... Od razu stał się moim ideałem. Nie miałem nigdy żadnego ideału, on się pojawił, on wyznaczył granice... Zakochać się? Chyba bardziej zauroczyłem się jego osobą. Chłonąłem wszystkie jego słowa. Wieczorami, gdy go nie było, stawałem przy półce z jego koszulami, żeby wdychać ten zapach...  Gdy mi powiedział, że mnie zabiera do siebie na święta, byłem najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi. To było spełnienie moich marzeń. A potem... - urwał i pokrył zmieszane wzruszenie mocnym łykiem piwa.
  - A potem cię dosłownie wyruchał...
 Radek się uśmiechnął, doskonale wiedząc, że Daniel przytacza jego własne słowa.
  - Ale słuchaj, wszystko jest dobrze!
  - Co jest dobrze? Jak... jest dobrze?
  - Ależ oczywiście! Fakt, że tak wyszło już teraz, jest czymś najlepszym, co cię mogło spotkać.
  - Co ty mówisz? - Radek nadal go nie rozumiał.
  - Przejechałeś się! Dobrze, że w porę, a nie wtedy, gdybyś się jeszcze głębiej w to zaangażował - w jego głosie było słychać nutkę śmiechu. - Co lepsze...?
  - Co ty pierdzielisz?
  - A to, że ty poleciałeś na... - Daniel zeskoczył ze stolika, na którym przysiadł, podszedł, pochylił się nad Radkiem i przybliżył swoją twarz do jego twarzy - ...poleciałeś na CIAŁO. Osobowość pojawiła się później. I tu przeżyłeś szok. Zderzenie dwóch przeciwieństw. Ciało nie szło w parze z jego duchem, z charakterem. Przejechałeś się na swoim własnym rozumowaniu. To dobrze. Nie ma lepszego nauczyciela. Popełniłeś błąd, który zawsze będziesz pamiętał. ZAWSZE. Teraz będzie wszystko wyglądało lepiej, inaczej, sam się przekonasz.
  -  Pierdzielisz... Czy chciałem za dużo? Chciałem tylko, by mnie pocałował, przytulił. Resztę bym zniósł.
  - Co byś zniósł? To, że stale byś był na uboczu? Tym z doskoku? Naprawdę byś tego chciał? Zniósłbyś to?
  - Nie rozumiesz... To jest Artur...
  - Gówno prawda! Artur, Fartur czy inne ciacho! - fuknął na niego, a bliskość ich twarzy spowodowała, że Radek nie miał jak uciec wzrokiem. - Otrząśnij się, chłopie. Dałeś się wydymać jak taka zwykła parówa. Pozwoliłeś mu zrobić z siebie sex-zabawkę. Byłeś w związku, jeśli to można było tak nazwać, który nie miał prawa przetrwać. Wrócilibyście do akademika i co?
  - I bylibyśmy razem! - zaperzył się Radek.
  - Dupa! Jakie razem? On znów by łatał po koleżankach, skakałby z cipki na cipkę, a jakby mu się znudziło, pchałby ci chuja w dupę! Dla swojej wygody i swojej przyjemności! Tak z doskoku, jako przerywnik! To jest taki typ człowieka. Tylko ty tego nie chcesz widzieć. Bo jesteś w niego wpatrzony jak w obrazek.
  - Nieprawda...!
  - Nie oszukuj się. Prawda.
  I wtedy stało się coś, czego Radek nigdy by się nie spodziewał. Daniel pochylił się nad nim i najpierw delikatnie musnął jego wargi palcem, a tuż potem obdarzył go lekkim całusem, który stopniowo przerodził się z prawdziwy, mocny pocałunek. Radek poczuł dreszcze. Rozchylił wargi, ale zaraz je przymknął... Pocałunek urwał się. Daniel wyprostował się i spojrzał na niego zwyczajnym, normalnym spojrzeniem. Uśmiechnął się niczym nie speszony.
  - Chciałeś, żeby cię pocałował. A on tego nie zrobił. Nie potrafił? A zobacz, jakie to łatwe, z jaką łatwością ja to zrobiłem... Rozumiesz już? Przejrzałeś na oczy?
  Radek siedział zaskoczony. Czuł, jak oblewają go rumieńce. Ten pocałunek był jak marzenie. Jak spełnione marzenie. Chętnie poddałby się takiemu pocałunkowi jeszcze raz...
  - Nigdy byście nie stworzyli pary - usłyszał i otrząsnął się z tamtego wrażenia.
  - Daniel, ale to boli...
  - Ależ oczywiście! Tym lepiej, im dłużej będzie boleć, bo dłużej będziesz pamiętał, w co się wpakowałeś. W co mógłbyś się wpakować - poprawił. - Więc dobrze się stało - i klepnął go w ramię, patrząc mu prosto w oczy. - Chodźmy do kuchni, w lodówce mam jeszcze po piwie...
  Radek posłusznie wstał i wyszedł za Danielem, światło dnia momentalnie go oślepiło. Ale w pamięci i na ustach wciąż czuł smak tego dziwnego pocałunku.
  - Kto cię nauczył tak... całować?
  - Nikt... Sam. To jest naprawdę łatwe... - Daniel sięgnął do lodówki. Radek schwycił rzuconą sobie puszkę piwa. Poczuł jej lodowaty chłód. Wrócił do rzeczywistości.
  Rozmowa z Danielem może go nie podniosła na duchu, ale rzeczywiście trochę przejrzał na oczy.
  Zbliżał się Nowy Rok i choć wiedział, że nie będzie sam, bo będzie z przyjaciółmi - natychmiast Daniela obdarzył tym określeniem - to jednak był sam. Myślami wracał do Artura i do tego, jaki był zanim go przyłapał na...
  …na zdradzie? Jakiej zdradzie? Nie obiecywał mi, że będzie tylko ze mną. Nie obiecywał mi nawet, że będziemy razem. Niczego mi nie obiecywał. Nic, co tyczyło się nas obu. Każde zbliżenie było zainicjowane przez niego. Tak. Ja po prostu robiłem za… kukiełkę. Zabawkę. Maszynkę do seksu…
  W przeddzień Sylwestra zaoferował pomoc w przygotowywaniu posiłków na imprezę. Jak się okazało, ciocia zmieniła plany. Wychodzi do swojego ukochanego klubu emeryta, gdzie od lat spotyka się z poznanymi tam przyjaciółkami. Namówiły ją, przekonały. Czy oni nie będą mieć jej tego za złe, że zostawi ich samych...? Nie, nie mieli. Nawet trochę im ulżyło, wiedząc, że będą mogli zachowywać się jak chcą, swobodnie, wesoło, beż żadnego żandarma nad głową. Daniel postanowił więc dodatkowo przygotować sałatkę swojego pomysłu, ale brakowało mu kilku produktów. Zuza się zaoferowała, że wyskoczy do marketu. Radek postanowił jej towarzyszyć.
  Dziewczyna całą swoją uwagę skupiała na szukaniu odpowiednich produktów, a Radek tylko jeździł za nią z wózkiem, opierając się na jego rączce. Nagle zderzył się z chłopakiem, który ani nie był jakoś zbytnio przystojny, ani świetnie zbudowany. Nawet by na niego nie spojrzał, gdyby tamten pierwszy nie powiedział:
  - Sory... Ciasno tu... między regałami.
  Ich wzrok się spotkał. Walka na spojrzenia. Który pierwszy ucieknie? Tak się nie stało, Żaden. Trwało to już kilka sekund, długich sekund, a oni nadal patrzyli sobie w oczy. Radkowi serce zmalało i zrobiło mu się gorąco. Jeżeli chłopak wytrzymuje takie spojrzenie, to znaczy... To wiadomo, co ono znaczy! Radek pierwszy nie wytrzymał. Lekko spuścił głowę i błagał, aby czerwień jego policzków nie była aż tak oczywista. Wzdrygnął się jeszcze bardziej, kiedy ów chłopak rozpromienił się szerokim uśmiechem, patrząc naraz w dal, ponad jego głową i powiedział:
  - Zuza? Kopę czasu...! - jego głos był bardzo miły dla ucha. Radek natychmiast podniósł wzrok. Teraz dopiero spojrzał na jego twarz. Zrobiło mu się przykro. Policzki chłopaka były poharatane jakimś ostrym, złośliwym trądzikiem i choć nie widział na nich ani jednego syfka, to widział, co zrobiły one z jego twarzą. Mimo tego oczy miał roześmiane...
  - Krzysiek? - Zuza nie dowierzała własnym oczom. Rzuciła mu się na szyję i ucałowała go w te oba policzki. - Co ty tu robisz? Ale niespodzianka! - i znów go ucałowała w policzki. Było widać, że chłopak się zarumienił, choć czerwoność jego ran nie ukazywała jego uczuć.
  - To raczej co ty tu robisz? Pani Marylka mówiła, że jesteś w Krakowie.
  - No tak, dostałam się na Jagiellonkę... A ty?
  Radek cofnął się krok, rzucił wzrokiem na kartkę, którą Zuza trzymała w ręku i zobaczył, co może znaleźć w tej alejce z tego, co potrzebowali. Ale Krzysiek ścigał go wzrokiem. Zuza zauważyła to.
  - Ach, gdzie moje maniery... Radzik! - ryknęła na niego. - Chodź tu! - Podszedł do nich. - Krzyśku, to jest Radek, przyjaciel od samej piaskownicy, o którym ci zawsze opowiadałam...
  - Aha! - roześmiał się Krzysiek.
  - Radzik, Krzysiek. Jak tylko przyjeżdżałam do ciotki... Zresztą, opowiadałam ci...
  - A... Tak...! - uścisnęli sobie dłonie. Był to najzwyklejszy uścisk, ale po chwili wydawało mu się, że trwa on zbyt długo. Dlatego pierwszy rozluźnił dłoń, dając do zrozumienia, że chce już się uwolnić.
  - Cześć...
  - Cześć... To co, wpadłaś do ciotki na Nowy Rok? - zaczął chłopak.
  - Miałam to w planach, żeby odwiedzić ją. Razem z moim chłopakiem.
  Krzysiek spojrzał na Radka i zanim ten zdążył zaprotestować, że to nie o niego chodzi, wzrok Krzyśka wrócił do Zuzy.
  - I tak jakoś wyszło, że przy okazji zabraliśmy Radzika - śmiała się Zuza.
  Tu ich wzrok ponownie się spotkał i jakby dostrzegł lekką radość w jego oczach.
  - To jak... mieszkasz tu teraz czy...? - zapytał Radka.
  - Tymczasowo. Jestem na uni...
  - Krzysiek był moim pierwszym chłopakiem - trajkotała Zuza. - Co prawda trwało to... Ile?
  - Ze trzy tygodnie. Jedne wakacje - zaśmiał się.
  - Mieliśmy wtedy ile... trzynaście lat?
  - Jakoś tak... - znów się uśmiechnął. - Wtedy jeszcze miałem normalną, gładką gębę...
  - Nie dlatego zerwaliśmy! - zaperzyła się Zuza. - Nic mi twoja gęba nie przeszkadza - i znów ucałowała go w oba policzki na znak, że mówi prawdę. - Słuchaj, co jutro robisz?
  - Mam iść do kumpla, ale jakoś mi się to nie widzi.
  - Bo?
  - Bo pokłóciłem się z nim ostatnio, i to ostro, więc...
  - Więc przyjdziesz do nas! Bez gadania! Nie przyjmuję żadnej odmowy! Poznasz Daniela, mojego chłopaka... Dobra, musimy lecieć... - znów ucałowała go w oba policzki. Radek podał mu rękę. Odeszli.
  - Zuza! - Krzysiek kiwnął głową w stronę dziewczyny. - Jeszcze na słówko...
  Gdy podeszła, szepnął jej coś na ucho, a ona momentalnie wyszczerzyła zęby w panoramicznym uśmiechu, a następnie kiwnęła głową.
  Wróciła do Radka i zaczęła trajkotać o Krzysztofie. Mieszka w bloku obok ciotki, jest starszy od nich dwa lata. Był pierwszym chłopakiem, z którym się całowała. Świetnie się całuje. Opowiedziała mu o wszystkich ich randkach i o tym, jaki jest. Trądzik go bardzo oszpecił, ale to naprawdę wspaniały chłopak. Nadal utrzymują ze sobą kontakt, smsy, maile, ale ostatni był jakieś sześć miesięcy temu.
  W domu zabrali się zaraz do roboty. W międzyczasie zadzwonił Krzysiek na komórkę Zuzy, która odebrała go pośpiesznie i wyszła do drugiego pokoju. Daniel się lekko zaniepokoił, ale Radek szybko mu opowiedział o spotkaniu w sklepie i zaproszeniu nowego gościa. I dopiero po chwili zrozumiał, co zrobił. Na słowa „były chłopak” i w dodatku pierwszy, Daniel jakby zmarkotniał. Widział to po nim. Jednak nic nie dał po sobie poznać, gdy Zuza wróciła do kuchni. Była lekko zarumieniona i zmieszana, ale zaraz zmienił się jej humor i znów trajkotała o wszystkim, co jej ślina przyniosła na język.
  Daniel spał z Zuzą. Oficjalnie byli narzeczeństwem. Ciotka u siebie. Radek już się kładł do łóżka, kiedy jego komórka zawibrowała. Specjalnie wyłączył dźwięk, bo przez ostatnie dni dzwoniła niemalże bez przerwy. I tym razem ponownie na ekranie zobaczył „Artur”. Patrzył, jak ekran miga i prosi o włączenie rozmowy, jednak jego place były niewzruszone. Po chwili zgasł, a na ekranie zobaczył: „7 nieodebranych połączeń”. Wszystkie od Artura. Nie odbierał, bo wiedział, co usłyszy, a nie był w stanie tego słuchać. Rana była świeża, rozdarta i nadal krwawiła.
  Rankiem znów kilka nieodebranych połączeń i kilka smsów. Widział jedynie pierwsze słowa wiadomości i choć czasem zaczynały się od „przepraszam”, to nigdy ich nie odczytywał. Od razu wciskał opcję „usuń wszystkie”.
  Ostatni dzień grudnia był mroźnym i wietrznym dniem, a po południu również śnieżnym. Radkowi to bardzo odpowiadało. Przecież lubił zimę. Siedział i patrzył przez okno. Nagle zobaczył Krzyśka, który wchodził do klatki w bloku naprzeciwko z torbą pełną butelek. Zapas na dziś? - pomyślał. Nie za dużo tego? Bo przecież oni też zrobili zapas.
  Czas płynął szybko i ani się obejrzał, a ciotka już się z nimi pożegnała. Daniel ją odwiózł, bo iść w tej wieczorowej kreacji... Tuż po powrocie Daniela do drzwi zadzwonił Krzysiek. Był ubrany w zwykłą koszulę i opięte dżinsy, które, teraz Radek to zauważył, mocno uwypuklały wszystko, co jest najważniejsze u faceta. Przez ułamek sekundy pomyślał, że chłopak ma tu dużo więcej niż Artur... Daniel już był w innym humorze, po tym jak Zuza po śniadaniu coś mu tam w kącie cicho perswadowała. Teraz uściskał nieznajomego i zaprowadził do salonu. Radek ruszył tam później, z Zuzą, która najpierw jakby celowo go na chwilę zatrzymała, a potem puściła do niego oko. Nie wiedział, o co jej chodzi, więc się uśmiechnął.
  Krzysiek okazał się naprawdę sympatycznym chłopakiem i duszą towarzystwa, który urzekał swoimi opowieściami i dowcipami. Był facetem mocno stąpającym po ziemi. Co chwilę Daniel polewał alkohol, robiąc drinki dla wszystkich. Bawili się doskonale. Ani nie spostrzegli, jak zbliżyła się północ. Szybko opróżnili szklanki, a Zuza przyniosła szampana. Huk korków, chórem odliczyli ostatnie dziesięć sekund starego roku, wznieśli toast i wypili. Daniel z Zuzą całowali się, a Radek z Krzykiem byli w trochę niezręcznej sytuacji. Wtedy Zuza ucałowała ich również, a Daniel uścisnął im rękę i poklepał po plecach.
  Fajerwerki i torpedy już szalały na niebie. Daniel z Zuzą wyszli na balkon podziwiać je. Radek musiał iść do łazienki i wtedy z okna swojego pokoju dostrzegł, że po drugiej stronie bloku również jest piękny pokaz.
  - Chodźcie zobaczyć z tej strony! - krzyknął do nich, jednak wątpił, aby go usłyszeli. Otworzył okno i wychylił się przez nie.
  - Uważaj, bo wypadniesz - usłyszał za swoimi plecami. Krzysiek niósł dwa drinki. - Tamci wtulili się w siebie i ani im w głowie się rozstać - powiedział wesoło.
  - A co im mamy zazdrościć - odrzekł. - Ale fakt, że można się przy tym czuć niezręcznie...
  - Niezręcznie to może być zaraz...
  Nie zrozumiał, więc spojrzał na Krzyśka. Radek nie mógł już zareagować, było za późno. Bo zamiast życzeń... ich wargi się zetknęły. Były miękkie, ciepłe, lekko wilgotne, z lekkim posmakiem pomarańczy, który na pewno został po drinku. Z początku chciał się odsunąć, żeby chociaż zachować pozory, jednak było to dla niego takie przyjemne, że sam zapragnął więcej. Między jego wargi dostał się język Krzyśka, rozłączając je. Przekręcił lekko głowę. Język wtargnął do jego ust i zaczął pieścić się z jego własnym językiem... Tak, Krzysiek doskonale całuje... Teraz ręka Krzyśka oparła się na jego biodrze, a następnie przesunęła się na jego pośladek, chwytając go mocno i przyciągając do siebie. Poczuł, jak ich penisy, uwięzione w ciasnych rozporkach, naparły na siebie. Co się dzieje... Przecież obaj mają wzwód...! Więc i on pochwycił go za pośladki, przyciągnął mocno, jeszcze bliżej...
  Brakowało mu powietrza, więc oderwał się. Jednak uścisk, w jakim trwali, nie rozluźnił się. Spojrzał mu w oczy i nie wiedząc czym kierowany, sam ponownie przywarł do ust Krzyśka. Pragnął takiej bliskości. Bliskości, której nigdy nie zaznał z Arturem. Tym razem on przejął inicjatywę i wdarł się własnym językiem w jego usta. Krzysiek sam również nie był bierny. Jego język też wybiegł w stronę ust Radka... To był prawdziwy, męski pocałunek, z nutką zachłannej ostrości. Było mu miło, zwłaszcza gdy Krzysiek dłonią przyciągnął go za kark. Wtedy dłonie Radka weszły od tyłu za pas jego dżinsów, wdarły się już za spodnie, weszły pod bieliznę, końcami palców dotknęły jego nagich pośladków... Nagle usłyszeli głos Zuzy, która ich wołała na kolejnego drinka... Pospiesznie oderwali się od siebie. Biodra do parapetu, głowy w okno...
  - Patrz! Piękny pióropusz! Tam! - Krzysiek wskazał ręką, właśnie w chwili, gdy weszła Zuza.
  - A, tu jesteście... No, pięknie, tam też, z tamtej strony... Wracamy do stołu! - zarządziła i wyszła.
  - Ok... - Krzysiek lekko odchylił głowę, a Radek szybko powędrował za jego ustami. Znów pocałunek, tym razem mocny i krótki. - Spokojnie, jeszcze się sobą nacieszymy - wyszeptał mu Krzysiek do ucha. - Teraz nie ma jak...
  - Sorki - odrzekł zmieszany i zrobiło mu się trochę głupio, że był taki natarczywy, ale w tym momencie Krzysiek swoimi wargami chwycił jego górną wargę, a następnie dolną, lekko ją przygryzając i naciągając.
  - Świetnie całujesz...- wyszeptał Radkowi do ucha.
  - Ja czy ty... - Radek wstrzymał oddech, zaskoczony.
  - Jak partner nie odpowiada pocałunkiem na pocałunek, to choćbyś się nie wiem jak starał, to na nic. Ty świetnie odpowiadasz...
  Radkowi mocno biło serce. Zanim weszli do salonu, Radek w przedpokoju otarł wargi i bacznym okiem zlustrował oba rozporki. Widać, bardzo widać, ale... ale nie widać, że stoi... Poza tym sam nie wierzył w to, co się stało, i że to się stało naprawdę.

koniec części piątej

  Zuza siedziała z Danielem na kanapie, Krzysiek usiadł na fotelu zostawiając Radkowi drugi fotel na wprost siebie. Usiadł. Zuza spojrzała na niego i zrobiła mu jakąś aluzję, że nagle jest taki milczący, więc Krzysiek natychmiast powrócił do roli wodzireja.  
  Żartowali, pili, dyskutowali. Co lepsze, Daniel do opowieści Krzyśka potrafił dorzucić celną puentę, a wtedy Radek, z przekory, wrzucał jakąś ripostę. I znów gromki śmiech i wesoła dyskusja przerywana toastami. Jednak Radek poczuł się zmęczony, więc teraz tylko przysłuchiwał się dyskusji, która była zawsze interesująca, gdyż Daniel przedstawiał różne podejścia do pewnych spraw.
  Radek większą część swojej uwagi skupił na Krzyśku. Teraz mógł mu się spokojnie przyjrzeć. Twarz... trądzik bardzo ją szpecił... Ramiona, tors... Krzysiek nie był szczupły. Był chudy. Jego ciało było świetnie okryte koszulą, jakby maskując te niedostatki, bo Radek spodziewał się, że taka osoba, która stwierdziła, że musi się często ruszać i jest aktywna, musi być bardziej wysportowany. Patrzył na niego i schodząc wzrokiem coraz niżej dotarł na rozporem. Pękaty wzgórek jąder... i dokładnie zarysowany penis, zniekształcony, ściśnięty, ale odciśnięty bardzo wyraźnie... Zagapił się, stracił poczucie czasu i po chwili i Daniel, i Zuza, patrzyli w ślad za nim. Wtedy Zuza wstała i klepnęła go w ramię. Spojrzał na nią niczym zaspany.
  - Coś się tak zawiesił? Chodź, przyniesiemy kanapki - powiedziała, pociągając go za sobą, a on bez słowa wstał i poszedł za nią.
  - Znów bujałeś w obłokach... Radzik, przestań...
  - O co ci chodzi? - odpowiedział szorstko, może zbyt szorstko. Jednak Zuza nie zwróciła na to uwagi.
  - Daniel mi wspomniał, że rozmawialiście. Powiedział mi jedną rzecz, której tobie nie chciał powiedzieć, bo za mało cię zna. Lubi cię, więc nie chciał popsuć wszystkiego.
  - Co...? - popatrzył zaskoczony.
  - Żebyś zaczął żyć, ale swoim życiem. Zacznij żyć!... Tak, on ma rację, Radzik...
  W tym momencie korytarzem przeszedł Krzysiek, kierując się do ubikacji. Radek odprowadził go wzrokiem.
  - Nie rozumiem... Przecież żyję.
  - Ale czym? Jak?
  - Jak czym…
  - Marzeniami!...
  W drzwiach pojawił się Daniel.
  - Tak... - powiedział, wchodząc Zuzie w słowo. - Naprawdę się nie znamy. Nie widzimy się w naszych naturalnych środowiskach, swoją wiedzę opieram na tym, co mi mówiła Zuza i na tym, co widziałem i słyszałem od ciebie. Reszta to moje domysły.
  - O co wam chodzi? - Radek spojrzał pytająco na oboje. - Czego wy ode mnie chcecie? Coście się uwzięli tak na mnie?
  - Radosławie...
  Ta forma jego imienia z ust Zuzy padała rzadko, bardzo rzadko. Najczęściej, kiedy była zła lub miała coś ważnego do przekazania. - Martwię się o ciebie.
  - Więc przestań się martwić. Sam sobie daję jakoś radę - nieznacznie podniósł głos.
  - Widzę, co ci zrobił ten Artur, jak się zmieniłeś.
  - Ja się zmieniłem? Możliwe. Ale ty też. To ja ostatnio musiałem dzwonić do ciebie. To ja musiałem pisać do ciebie i prosić o jakikolwiek kontakt! Najczęściej byłaś zajęta, bo... - spojrzał na Daniela.
  - Przepraszam, że mam swoje prywatne życie, tak?
  - Ja też je mam i rób tak jak ja. Nie wtrącaj się w moje...
    Zuza błysnęła gniewem. Podeszłą do niego i uderzyła go w twarz. Momentalnie złapała się za głowę, jakby zrozumiała, co zrobiła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Radek nie zareagował. Daniel zacisnął wargi, opuścił wzrok.
  - Zrozum, Radzik... - Zuza zawiesiła mu ręce na szyi. - Ja cię kocham. Jak brata! Widzę, że ten fagas zrobił ci krzywdę i to mnie boli! A kiedy słyszę, że się sam obwiniasz, że przystajesz na jakieś dziwne warunki... to jest już źle - pocałowała go w oba policzki.
  - Radku... - zaczął spokojnie Daniel. - Chodzi o to, byś zaczął patrzyć na świat najpierw rozumem, a potem sercem.
  - Walcie się! Co wy możecie wiedzieć o mnie? Nie wiecie, jak to jest być mną! Nie wiecie, jak to jest być poniżanym, jak to jest chować się ze swoją innością... I nie wiesz, jak to jest, Zuza, kiedy twoja najlepsza przyjaciółka nie chce słuchać o twoich problemach!
  - Prawda... Wtedy, jak się do mnie przyznałeś, byłam wstrząśnięta. Nie chciałam tego słuchać, ale potem przecież wysłuchałam cię do końca! Tak? Bo... bo wydawało mi się wtedy, że cię jakoś kocham, jak dziewczyna chłopaka, a mogłam cię już tylko pokochać jak brata. I przestawiłam się, nie odeszłam od ciebie, nie zostawiłam cię, a to się liczy, nie? Teraz przejrzałam cię, Radek. I chyba ci to udowodniłam, kiedy nalegałam, byś opowiedział mi, co się stało. Wiem tylko, że on cię poniżył...
  - Chcesz wiedzieć ze szczegółami? Dobrze! Lizałem mu pytę, ssałem i pieściłem na wszelkie mi znane sposoby tak mocno, że mi się spuszczał na klatę. Dawałem mu dupy, żeby mnie jebał, a on mi wpychał swojego kutasa kiedy tylko chciał. Był takim ogierem, że z bólu ledwo to wytrzymywałem, że z bólu bym wył w głos! Płakałem, jak mi wpychał! A dawałem mu, żeby mi wpychał! A on mnie walił jak maszyna! To chciałaś usłyszeć?!
  - Tak! - ryknęła na niego. - Dokładnie to chciałam usłyszeć!
  - Uspokójcie się - stonowany głos Daniela zapanował nad nimi. Radek spojrzał na niego, spojrzał na Zuzę, której łzy spływały już gęsto po policzkach. Przytulił ją mocno. Zaczęła łkać.
  - Wiem, co o mnie myślicie - rzekł spokojnie, a ton jego głosu był tak cichy i ciepły, jakby czytał bajkę dla dzieci. - Danielu, miałeś rację: dałem się ponieść marzeniom. Miałeś rację: to nie było uczucie. Byłem zabawką. Ja to wiedziałem, ale kiedy usłyszałem to z twoich ust, zdałem sobie sprawę, że to prawda. Poczułem się tak, jakbyście mi pogardliwie splunęli w twarz... Wiem, że żyję w urojonym świecie, że nie znam życia. Ale poznaję je. I to była dobra lekcja. Wyniosłem z niej o wiele więcej niż myślicie. Więc zaczynam żyć. Pozwólcie, że będę żył na swoich błędach.
  - Nie chcemy ingerować...
  - Martwicie się o mnie, wiem. Ale czas, bym sam zaczął o sobie myśleć, zgodzicie się?
  Zuza pocałowała go w policzek, a on ją później pocałował w czoło. Daniel objął go ramieniem i klepnął .
  - Chyba było wam to potrzebne, co? - skwitował. - Teraz chodźcie do pokoju, obalimy do końca butlę i idziemy kimać.
  Zuza złapała go za rękę i wyszli z kuchni. Radek oparł się o ladę i rozmasowywał oczy. Jedyny trik, by ukryć łzy. Jednak było ich o wiele za dużo. Dlatego szybkim krokiem ruszył do swojego pokoju. Zamknął drzwi. A następnie zsunął się na kolana i uderzył pięścią w ścianę.
  ... Tak samo, gdy Artur wchodził we mnie po raz pierwszy... Czy ja naprawdę jestem taki żałosny, że muszą mi wszystko mówić, tłumaczyć? Przecież mam swój rozum... Może nie znam życia za dobrze, może chowany byłem pod kloszem. Ale słuchałem ludzi, słuchałem ich problemów i wiem, że jestem w stanie sobie sam poradzić ze wszystkim. Przecież zawsze tak było. Jeśli ja nie dam rady, to kto ma dać?...
  Nagle poczuł rękę na swoich plecach. Wystraszył się tak bardzo, że o mało nie podskoczył, jednak wykorzystał tą energię, by się odwrócić. Zobaczył Krzyśka, który podawał mu telefon. Na jego twarzy nie było widać żadnych uczuć, co sprawiło, że Radkowi ulżyło. Jednak dostrzegł, że patrzy na niego inaczej.
  - Przed chwilą dzwonił. Spadł na podłogę, tak wibrował, dlatego zobaczyłem imię. Czy to ten... Artur? - spytał, a jego głos był ciepłym szeptem, pełnym troski.
  - Słyszałeś...
  - Trudno było nie słyszeć... Pewno ludzie z parteru też już wiedzą o nim - uśmiechnął się. Radek też.
  - Tak, to on.
  - Ten, co cię jebał? - Krzysiek przysiadł obok, a Radek uśmiechnął się, bo wiedział, że powtarza jego słowa.
  - Ten sam.
  - To może tak... Sam nie wiem, może to dla ciebie za szybko tak od razu, ale... gdybyś chciał... jebać... to wiesz, jakby co... jestem pod ręką... - położył mu dłoń na udzie i spojrzał mu w oczy, przy tym uczynił taki wesoły grymas, że w tym momencie obaj wybuchli śmiechem.
  Krzysiek objął go ramieniem.
  - Podobasz mi się... Wiem, że może nie mam u ciebie szans, ale... zaryzykowałem.
  - Masz...
  - Zanim tu... o północy... z tym pocałunkiem i w ogóle... to wcześniej gadałem z Zuzą. Ona wie o mnie. Chciałem się upewnić, czy mogę...
  - Powiedziała ci o mnie?
  - Nie. Powiedziała tylko: to próbuj. Spróbowałem. Może za szybko... po tych twoich przejściach...
  - Nie jest za szybko. To, co było, minęło i nigdy nie wróci.
  - Może chcesz iść do mnie...?
  - Teraz...?
  - Tak.
  - Chcesz mnie... teraz?
  - Tak... Jeśli ty też chcesz.
  Radek był zszokowany takim obrotem sprawy, szczerością Krzyśka, a tym bardziej swoją reakcją.
  - Chcę... Chodźmy.
  - Telefon? - spytał Krzysiek, gdy wstali i obaj ruszyli do wyjścia.
  - Nie biorę. Tak jak powiedziałem, było, minęło. Zostaw na łóżku... Nie martwcie się, idę do Krzyśka zobaczyć jego płyty... - rzucił im z drzwi do salonu. Zuza tylko się uśmiechnęła, Daniel skinął głową, a Krzysiek tylko dodał:
  - No to dzięki za ten wieczór! Dobranoc, do jutra... Ty, jakie płyty? - zwrócił się do Radka, gdy wyszli za próg.
  - Takie alibi, żeby się nie domyślali od razu.
  Mieszkanie Krzyśka to zwykłe małe dwa pokoiki, jeden większy, drugi mniejszy, teraz pogrążone w całkowitej ciszy, którą rozdarł brzęk kluczyków rzuconych na stolik. Dźwięk ten wywołał w Radku wspomnienia tak wielkie, że aż się zatrzymał i patrzył w te metalowe kawałeczki, powyrzeźbiane w różny sposób. Krzysiek natomiast wszedł do kuchni i wstawił wodę na gaz. Teraz przeszedł do drugiego pokoiku, jego mrok rozjaśniła mała, stojąca w rogu lampa. Regał, łóżko, biurko, komputer - to na pewno jego pokój, pomyślał Radek - a Krzysiek wrócił do kuchenki i zaczął przygotowywać herbatę. Postawił dwa kubki na blacie i oparty plecami o niego, z założonymi rękami patrzył w kierunku Radka. Słyszał jego kroki. Radek stanął w progu. Ich wzrok się spotkał. Jednak nic nie mówili, ani słowa. Patrzyli na siebie w milczeniu. Po chwili czajnik zaczął gwizdać. Wtedy Krzysiek rozplótł dłonie, odwrócił się tyłem do Radka, by nalać wodę do kubków. Po chwili wyciągnął z kredensu jakąś nalewkę, dolał do kubka, a w kuchni rozszedł się smakowity zapach... Wzmocniona... - pomyślał Radek, odgadując w tym aromacie opar alkoholu. Krzysiek odwrócił się i wyciągnął rękę z kubkiem dla Radka. Radek wziął kubek od góry, nie dotykając palców Krzyśka. Podmuchał i napił się. Czuł jak ciepły płyn rozgrzewa mu przełyk i trafia do żołądka. Mocne. Herbata z nalewką wiśniową? Spojrzał na Krzyśka, który nie spuszczał z niego wzroku. Trwali tak w milczeniu, pociągając gorący napar. Radek wolnym krokiem przeszedł do tamtego pokoju. Usiadł na tapczanie i patrzył w okno. Zaczął padać śnieg.
  Krzysiek stał cały czas oparty o kuchenny blat, ściskając dłonie na gorącym kubku. Po chwili spuścił głowę, uśmiechnął się sam do siebie, odbił się biodrami od kuchennego blatu i podążył za Radkiem.
  - Więc uciekłeś... - powiedział po chwili, opierając się o futrynę i przepił zdanie. Radek przez chwilę patrzył na niego pytająco i zrozumiał, że Krzysiek z tego, co usłyszał podczas tej kłótni z Zuzą, miał całą jego historię jak na dłoni. Reszty się domyślił.
  - Nie mówmy... o tamtym - poprosił cicho. - Jak chcesz, to możemy... - odstawił kubek, wstał, zaczął rozpinać koszulę. Przecież po to tu przyszedł.
  - Chyba jeszcze nie jesteś na to gotowy.
  - Pozwolisz mi myśleć za siebie? Jak mówię, że chcę, to chcę. A ty - chcesz?
  - Nie... Teraz nie.
  - To po co ja tu jestem...?
  - Uciekłeś... ale nie od niego. Nie to miałem na myśli. Uciekłeś teraz, żeby nie słuchać, jak ci mówią, co masz robić ze swoim życiem. Na siłę chcesz udowodnić, że doskonale wiesz, co robisz i że Artur jest przeszłością.
  - Następny się znalazł... Mądrość życiowa. Może i brak mi jej, ale wiem, kiedy i co chcę. Umiem myśleć za siebie i nie potrzebuję, by się o mnie ktoś troszczył i by myślał za mnie. Sam sobie świetnie daję radę - dodał i nie wiedział, dlaczego pojawiły mu się łzy w oczach. Szybko je otarł. - Jestem świadom tego, co robię i jeśli coś mówię i robię, to wiem, co się dzieje. Może i targają mną różne uczucia. Może jestem zbyt wrażliwy, ale taki jestem. Myślę sercem. Czy to naprawdę jest złe? - kolejne łzy poleciały, które ukrył w kubku gorącej herbaty pełnej wiśniowo-alkoholowego aromatu. Była naprawdę dobra: mocna i nie przesłodzona...
  Krzysiek popatrzył na niego i się uśmiechnął.
  - Z czego się cieszysz? - Radek już panował nad swoim głosem. - Co tu jest takie zabawne? To, że jestem beznadziejnym romantykiem, czy to, że nic nie wiem o życiu, czy to, że dałem się wydymać pierwszemu lepszemu...
  - Z tego, że zacząłeś myśleć - odpowiedział Krzysiek, a następnie usiadł obok niego i otarł mu policzek z ostatniej łzy.
  - Mam już dość tego wszystkiego, chciałem czegoś innego...
  - Marzenia... są idealizowane. Jeśli myślisz, że marzenia dają szczęście, to się mylisz - Krzysiek odstawił kubek i chwycił jedną ręką twarz Radka. Spojrzał na niego i pocałował go w czoło. - Nauczysz się wszystkiego.
  Radek pociągnął głośno nosem i po chwili zaczął się śmiać sam z siebie.
  - Patrz, miało być jebanko, a tu siedzi taka pizda, która nie potrafi sobie poradzić sama z sobą.
  - Ano miało być. Ale wcale nie musi - Krzysiek przytulił Radka i skierował jego głowę na swoje ramię. - Intrygujesz mnie... - urwał, bo Radek ziewnął głośno i zaraz zakrył usta. - Słuchaj, może chcesz spać ze mną... to znaczy... obok mnie? - dodał, a ich wzrok się spotkał.
  - Myślałem, że ty nie chcesz...
  - Nie, nie... - Krzysiek się uśmiechnął, a jego głos był czysty i radosny. - Możesz śmiało zasnąć ze mną.
  Radek wstał. Wtedy i Krzysiek się uniósł, po czym wskazał mu łazienkę.
  - Czysty ręcznik wisi po prawej...
  Radek bez słowa poszedł się wykapać. Jaka ulga, odprężenie, po prostu tylko tak stać pod strumieniem gorącej wody... Wrócił do pokoju w samych bokserkach. Usłyszał, jak Krzysiek zawołał do niego z kuchni, aby się już kładł, a on jeszcze pozmywa. Radek ułożył się na prawym boku, przetoczył się pod ścianę i otulił kołdrą. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.
  Obudził się i zobaczył Krzyśka ubranego w długie spodnie od piżamy, który wchodził do łóżka. Ostrożnie wsunął się pod kołdrę, jakby nie chciał go obudzić, i odwrócił się plecami do niego. Radek patrzył na ten kształt, który zastygł bez ruchu i jedyne, co robił, to wydawał z siebie cichy, miarowy oddech. Za oknami powolutku robiło się jaśniej. Radek podsunął się bliżej Krzyśka i objął go ręką, wtulając się w jego plecy. Brakowało mu takiej bliskości. Zwykłego dotyku, przytulenia. Tak błahe, a jednak dla niego takie ważne. Wtedy Krzysiek się obrócił na plecy. Radek automatycznie zabrał rękę, jednak Krzysiek chwycił ją i położył ją na swoim brzuchu.
  - Nie śpisz?
  Ich wzrok się spotkał. W tej szarości końca nocy Radek nie widział w nim tego chłopaka z poharataną twarzą, ale przystojnego, smukłego mężczyznę.
  Krzysiek wychylił głowę i pocałował go. Było to delikatne dotknięcie warg. Radek nie wytrzymał i drugą ręką ujął twarz Krzyśka i przyciągnął bliżej. Naparł na te wargi swoimi wargami, powodując ich rozchylenie. Pocałunek pełny, mocniejszy... Radek zrobił kolejny krok. Uniósł się na łokciach, podparł się na kolanach i okraczył Krzyśka tak, że znalazł się nad nim. Nie przywarł do niego swoim ciałem, a jedyne, co ich łączyło to ich wargi.
  Krzysiek objął Radka i zaczął gładzić jego plecy, zdobywając swoim językiem każdy zakamarek jego ust. Dłońmi zjechał do pośladków i wtedy nacisnął na nie, dając mu do zrozumienia, żeby Radek się na nim położył. Obaj poczuli, jak ich penisy, będące w półwzwodzie, dotknęły się, choć rozdzielone dwoma warstwami materiałów. Nie wiedząc dlaczego, Radek zaczął poruszać swoimi biodrami tak, by podrażniać oba penisy, by doprowadzić je do całkowitego wzwodu. Krzysiek poddał się temu i mruczał cicho, co bardzo Radka podniecało. Sam jednak był cichy. Nagle się oderwał od jego ust i odchylił głowę by spojrzeć na niego. Dłonią sięgnął ku spodniom jego piżamy... Jaki wielki penis, na pewno większy niż Artura... Chciałby go choć dotknąć, zobaczyć...
  - Nie teraz - usłyszał, a dłoń Krzyśka powstrzymała jego ruch. - To by zepsuło to wszystko, co właśnie się między nami zaczyna...
  Radek doskonale wiedział, o czym mówi Krzysiek, dlatego lekko się odsunął i położył głowę na jego klatce piersiowej, resztą ciała zsuwając się w bok. I wsłuchując się w bicie jego serca, zasnął ponownie.
  Obudził się w pełnym świetle dnia. Byli do siebie przytuleni plecami. Wstał jak najciszej i poszedł do łazienki. W szafeczce znalazł nową, jeszcze nie otworzoną szczoteczkę do zębów. Skorzystał z niej, żeby zabić nieświeżość oddechu z ust. Spojrzał na zegarek. Dochodziło południe. Niemożliwe! Zaraz się zacznie noworoczny koncert! Wszedł do drugiego pokoju i włączył telewizor. Oklepany repertuar, ale odkąd pamiętał, u niego w domu zawsze się to oglądało. Można by to nazwać rodzinną tradycją. Słuchał po cichu, nie chcąc obudzić Krzyśka. Cały czas był w bokserkach. Ułożył się wygodnie na kanapie i zarzucił na siebie koc. Wtulił się i przymknął oczy...
  ...Nowy Rok. Oby najlepsze chwile ubiegłego były najgorszymi teraźniejszego... - uśmiechnął się do siebie - ...a jednak w Nowy Rok jestem z facetem, może z nim nie spałem, może i nie jest moim ideałem, i może nic z tego nie będzie, ale on jest. Wiem, że żyję półżyciem, wszystko toczy się obok mnie, ale ja nie jestem taki otwarty. Taki wychylający się. Może i nigdy nie byłem z nikim, może i żyłem przez ostatnie miesiące marzeniami o Arturze... ale spełniły się. I choć to koniec, to spełniły się. Czy zmieniłbym coś, gdybym mógł?...
  Wtedy poczuł, jak część kanapy ugina się. Otworzył oczy i zobaczył całkowicie zaspanego Krzyśka opatulonego kołdrą. Uśmiechnął się do niego. Wyglądał uroczo. Włosy były w totalnym nieładzie. Ich wzrok się spotkał, ale Radek wiedział, że Krzysiek naprawdę jeszcze śpi. I nie zdziwił się, kiedy ten, otulony kołdrą, runął na niego niczym kłoda. Radek poprawił się lekko, tak, by mieć jego głowę na swoich kolanach i poprawił mu kołdrę, by było mu cieplej. Krzysiek znów miarowo, spokojnie oddychał...
  Standardowo na koniec koncertu poleciał ten sam utwór, cała sala klaskała, a dyrygent śmigał na skrzypcach, dyrygując smyczkiem... Radek pilotem wyłączył telewizor, delikatnie poprawił się i zamknął oczy. Wolniutko odpływał poza kresy świadomości. Położył dłoń na koledze i chyba też zasnął... Następne rzeczy były dość dziwne. Radek poczuł więcej miejsca na kanapie, a potem delikatny dotyk na swoich wargach. Był to niezwykle miękkie muśnięcie. Wiedział, że to muszą być wargi Krzyśka. Jego ręce zsunęły z niego koc, a zaraz potem zrobiło mu się jeszcze cieplej. Domyślił się, że Krzysiek zarzucił na nich kołdrę. Znów ten delikatny dotyk warg, ale tym razem silniejszy, bo jego język wdzierał się do ust, desperacko poszukując kompana do zabawy. Radek objął Krzyśka i zaczął gładzić jego plecy, zjeżdżając do spodni od piżamy. Wsunął kilka palców za gumkę. Wtedy Krzysiek uskoczył biodrami. Chwycił wtedy spodnie od strony brzucha, ale Krzysiek znów uskoczył. Wtedy Radek spojrzał mu prosto w oczy. Wysunął się z posłania i stanął na wprost niego, nie kryjąc swojego mocnego wzwodu. Krzysiek przygryzł wargi na ten widok.
  -  Krzysiek, prawda za prawdę, szczerość za szczerość - zaczął cicho. - Ten twój znajomy, u którego miałeś spędzić Sylwka, to twój były...?
  - Tak... - odpowiedział, siadając na kanapie, nadal opatulony kołdrą.
  - Więc... obaj jesteśmy po nieudanych związkach?
  - Tak.
  - A to, co teraz między nami... to jest... co?
  - Jeśli chcesz powiedzieć: odreagowanie, pocieszenie, to nie. To raczej nowy etap w życiu.
  - Że niby tak szybko jesteśmy w stanie przejść ze związku w związek?
  - Wiesz... - zaczął niepewnie Krzysiek - ja nie wiem czy my... - ale Radek podszedł do niego i pocałował go. Następnie chwycił za rękę i pociągnął z kanapy. Zaprowadził go do sypialni, gdzie zdecydowanym ruchem pchnął go na łóżko.
  - Ja też nie wiem, ale teraz chcę być z tobą... Może to zły pomysł, może będziemy sobie potem pluli w brodę, ale teraz bardzo chcę...
  Krzysiek poprawił się na łóżku i obie ręce włożył za głowę. Radek wolnym ruchem ściągnął z siebie bokserki, patrząc Krzyśkowi prosto w oczy. Wszedł na łóżko kolanami. Krzysiek od razu usiadł i przywarł ustami do jego torsu. Całował go, przygryzał sutki i jeździł językiem po jego brzuchu. Rękami delikatnie go onanizował. Po chwili rzucił go na plecy i zsunął się niżej. Radek aż się wygiął, kiedy jego penis został okryty ciepłymi, wilgotnymi wargami Krzyśka, który mu penisa lizał, ssał, pieścił, całował... Radkowi brakło tchu, nie wiedział, ile przyjemności może dać taka pieszczota ze strony drugiego chłopaka... Ale Krzysiek przerwał. Wstał, uchylił szufladkę stojącej obok szafki i wyjął prezerwatywę. Radek poczuł dreszcz. Z wielką ochotą, ale też z ogromnym niepokojem obrócił się na plecy i wypiął pośladki. Powrócił strach. Przecież wie, jaki ból przeżywał z Arturem. Jak będzie teraz? Ale gotów był na wszystko, nawet na ten ból. Usłyszał, jak opakowanie jest rozrywane i poczuł dłoń, która go ponownie odwraca na plecy. Spojrzał na Krzyśka i lekko uniósł nogi. Jednak Krzysiek opuścił mu je i ponownie zatopił jego penisa w swoim gardle. Wykonał kilka szybkich, zdecydowanych ruchów wargami i językiem, doprowadzając Radka do jeszcze większego wzwodu i na tak wyprężonym penisie powoli i delikatnie zaczął rozwijać gumkę. Radek spojrzał w jego oczy. Czy miało to oznaczać, że... Tak, na pewno! Ulga - a zarazem niepewność: tak jeszcze nigdy tego nie przeżywał, nigdy nie był w tej roli... Krzysiek pochwycił Radka za ręce, układając go tak, żeby sam mógł usiąść nad nim. Nie wiadomo, skąd nagle znalazła się obok nich tubka żelu, który Krzysiek rozprowadził na jego penisie oraz na swoim zwieraczu. Uniósł lekko swoje nogi, przybliżył się pośladkami do jego penisa, objął rękoma jego biodra. Krzysiek powoli sam nasuwał się na jego wyprężonego fallusa. Radek dodatkowo naparł na niego, jednak nic się nie stało... Spróbował jeszcze raz... Nic... Zaczął się stresować, że chyba temu nie podoła! Że nie jest w stanie! Wtedy Krzysiek przejął jego penisa i delikatnie sam zaczął się na niego nasadzać. Radek dostrzegł w jego oczach ból. Jednak miał świadomość tego, że Krzysiek tego chce. Dlatego złapał Krzyśka w pasie i kierując biodrami, powoli zaczął w niego wchodzić. Było mu dużo łatwiej, bo jego penis był jednocześnie prowadzony ręką Krzyśka. Żołądź już się zanurzyła, zniknęła między pośladkami Krzyśka, który stęknął głośniej, wypuścił powietrze z płuc i opadał biodrami coraz niżej. Radek przymknął oczy. Nieznane ciepło otoczyło jego penisa. Wąska przestrzeń otuliła go tak szczelnie, że zdawało mu się, że dalej już nie przejdzie. Otworzył oczy. Ich spojrzenia się spotkały. Krzysiek zaciskał zęby. Radek delikatnie uniósł mu biodra i bardzo wolno dosuwał swoje. Wtedy chłopak zrobił się miękki i całym ciężarem osiadł na udach Radka, zatapiając jego penisa głęboko w sobie. Radek poczuł dreszcz emocji, spowodowany tym niesamowitym wrażeniem. Zatrzymał się, wiedząc, że Krzysiek potrzebuje trochę czasu na opanowanie bólu i dopasowanie swojego wnętrza do jego penisa. Doskonale wiedział, co sam przeżywa oraz co przeżywa Krzysiek. Wiedział też, że robi to najdelikatniej, jak może.
  ...ja nie mogę być jak Artur, ja nigdy nie będę jak Artur... Człowiek nie jest zabawką w rękach drugiego... ani maszyną do ruchania...
  Trwało to kilka chwil, oznaką, że jest już gotów było otwarcie oczu i leki balans biodrami. Radek ujął jego nogi pod kolanami, a Krzysiek całkowicie pochylił się nad nim. Patrzyli sobie w oczy. Ich usta znowu się spotkały. Wzajemny, mocny, długi, głęboki pocałunek... Radek doznawał coraz mocniejszego podniecenia. Wysuwał penisa i delikatnie z powrotem wsuwał. Żel robił swoje, poślizg był łatwiejszy, ruchy nie były takie tępe jak te, które pamiętał z Arturem. Grymas bólu Krzyśka też powoli znikał, a jego ręce ponownie zaczęły przyciągać jego biodra. Znów wolno wysuwał penisa, prawie do połowy i wsuwał do końca. Coraz mocniej przywierał do jego ciała. Dyszał spokojnie, Krzysiek głośniej. Ich wzrok znów się spotkał. I zobaczył uśmiech. Nie mógł się powstrzymać, ponownie przyciągnął jego twarz ku sobie i ponownie złączyli się w namiętnym pocałunku. To był ten pocałunek, na który czekał, ten pełny wiary w siebie, ten, który jest najważniejszy, który mówi wszystko. Namiętność sama dyktowała ich ruchy, bez pośpiechu, bez zachłanności. Byli tak złączeni ustami, że bali się nabrać powietrza, kiedy już im go brakowało, żeby się to nie skończyło.
  Naraz Krzysiek wykonał dziwny ruch, obracając się nad Radkiem tak, że złączeni obaj nagle zmienili się miejscami. Krzysiek opadł na plecy, Radek był na nim, a jego penis wciąż w głęboko w tamtym ciele. Zaskoczyła go ta zmiana, ale też zmieniła się moc odbieranych wrażeń. Znów wsuwał fallusa i wysunął, ale mocniej w górę i jeszcze głębiej w dół. I znów, i znów. Teraz szło to znacznie łatwiej i szybciej. Krzysiek nogami objął go wpół i pomagał mu ruchem swoich bioder. Cały czas zwarci w pocałunku zaczęli szaleć. Ich oddechy były głośniejsze i znacznie szybsze. Ich ruchy żywsze. Poczuł, że zaczynają się pojawiać na nim krople potu. Podobało mu się to, ta przyjemność, jaką mu sprawiał Krzysiek i jeszcze większa, jaką on jemu sprawiał. Nie było to zwykłe jebanie, jakiego zawsze doświadczał z Arturem. Teraz to był prawdziwy, męski seks. Nie za wolny, nie za szybki, nie mechaniczny. Był czuły, przepojony radością i pożądaniem. Idealny.
  Nagle wyczuł, że zbliża się nieunikniony finał. Jeszcze przez dłuższy czas próbował siłą woli powstrzymać się od eksplozji, jednak to Krzysiek doprowadził go do orgazmu swoimi biodrami. Sam był tak mocno podniecony, że jego wielki fallus podrywał się co chwilę, napinając się do granic wytrzymałości. W pewnej chwili Krzysiek wyprężył się cały, napiął wszystkie mięśnie, zacisnął powieki, otworzył usta chwytając szybki oddech, przygryzł zęby - i gęsta sperma z ogromną siłą wystrzeliła na tors Radka. W tym samym momencie skurcze jego ciała tak bardzo pobudziły Radka, że na wyhamowanie nie było sposobu. Radek chciał wyskoczyć, ale i na to się nie zdobył. Całą moc swojego wytrysku posłał w gumkę, w ciele Krzyśka.... Obaj padli jak nieżywi. Dopiero po chwili Radek podniósł powieki i spojrzał w roześmiane oczy Krzyśka, który wskazał białe, obfite ślady spermy, które zdobiły ich oba torsy, bo Radek skleił się z Krzyśkiem, gdy opadł bez sił... Pocałunek... Radek powoli wysunął penisa z jego ciała. Krzysiek natychmiast zdjął z niego gumkę, zawiązał i rzucił obok, na podłogę, na dywanik.
  Spojrzeli w swoje oczy. Krzysiek założył ręce za głowę i uśmiechał się jak szczeniak, który zrobił coś głupiego. Radek patrzył na niego z poważną miną, a potem nagle obaj wybuchli śmiechem. Krzysiek objął go ramieniem, Radek ułożył się obok niego, odetchnął i powiedział szeptem:
  - To był mój pierwszy raz w tej roli... Jak mi się coś nie udało, to...  
  - Wiem... A co powiesz na to, że ja też byłem pierwszy raz w tej drugiej, odwrotnej roli?
  - Co...?
  - To co usłyszałeś. Kolesie wyobrażają sobie, że większy zawsze musi być aktywny i bez słowa sami ci dają... Może cię zaskoczę, ale jak cię zobaczyłem w markecie, wiedziałem, że ci dam, że chcę, żebyś to był ty i że to będziesz ty. A pojęcia nie miałem, czy jesteś gejem, czy nie. A kiedy się pocałowaliśmy, upewniłem się, że to musisz być ty, właśnie ty... I stało się.
  - Żebym ja był... co ?
  - No... moim pierwszym w tej roli.
  Radek dźwignął się na łokciu. Teraz zrozumiał, że oto stało się tak, że on był pierwszy raz w roli aktywnej, a Krzysiek pierwszy raz w roli pasywnej. Czyli... obaj w pewnym sensie dali sobie - siebie - pierwszy raz... - i zakrył mu usta własnymi. Wbił się w nie z taką siła, jak jeszcze nigdy. Chciał wessać w siebie wszystkie wnętrzności Krzyśka. Zmiażdżyć jego szczękę swoimi zębami. Dyszał głośno, zatapiając język między jego wargami i penetrując nim każdy zakamarek jego ust. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i spojrzeli w oczy. Obaj jakby na komendę się uśmiechnęli.
  To było to, na co Radek tak długo czekał. To była ta osoba, ten charakter, to podejście do seksu, pewnie i do miłości, które wywoływało w nim motylki w brzuchu. Cieszył się każdą chwilą spędzaną w towarzystwie Krzyśka. Bo oczywiście wychodzili razem na spacer, w zasadzie we czwórkę, bo towarzyszyli im Zuza i Daniel, ale zaraz za rogiem ich drogi rozchodziły się. Zuza z Danielem do sklepów z ciuchami i kosmetykami, oni - do parku lub bez celu po mieście.
  Po dwóch kolejnych dniach pożegnali się z Zuzą i Danielem. Krzysiek patrzył z obawą, czy Radek i jemu nie powie zwykłe „cześć, było miło, ale wiesz...” - jednak nic takiego nie usłyszał, a wręcz przeciwnie: zapewnienie, że będą się spotykać, gdy tylko czas im na to pozwoli, a ten czas przecież muszą dla siebie znaleźć i znajdą na pewno. Musiał też obiecać cioci Zuzy, że będzie ją odwiedzał.
  Zuza i Daniel odjechali. Radek jeszcze spędził tę noc u Krzyśka. Właściwie każdą wolną chwilę spędzali razem, głównie na rozmowach, jednak tej nocy przekonał się, że bycie pasywnym z zbliżeniu z Krzyśkiem jest równie cudownym przeżyciem, co bycie aktywnym. Pieszczota, pocałunki, żel, gumka... i ciało Radka przyjęło potężnego fallusa Krzyśka jak swojego dobrego znajomego, jak kogoś, na kogo od dawna czekało, jak kogoś, kogo pokochało.
  Następny dzień zapowiadał jednak powrót do Akademika.
  Radek miał bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony chciał tam wrócić, bo stęsknił się za ludźmi, a najbardziej za Michałem, a z drugiej strony stał - Artur. Krzysiek postanowił go odprowadzić. Doszli pod same drzwi, uścisnęli sobie dłoń... Po Radku było widać, że nie chce tam wchodzić, że się ociąga. Wtedy Krzysiek klepnął go w ramię i pchnął do środka, zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Radek stał i przez szybę patrzył, jak jego chłopak odchodzi.
  ... mam chłopaka... brzmi to banalnie, ale jakże prawdziwie... mam chłopaka... Krzysiek, mój chłopak...
  Z tymi myślami wchodził po schodach. Każdy stopień był coraz trudniejszy do pokonania. Jednak wiedział, że Artur to już przeszłość, że będą tylko znajomymi, których już nic i nigdy nie połączy. Zatrzymał się przed drzwiami swego pokoju i stał patrząc na klamkę. Wziął głęboki oddech Nacisnął ją. Wszedł...
  - Radek! - rozległ się krzyk Michała, który niemalże rzucił się mu na szyję. - Chłopie, jak się za tobą stęskniłem! Jak się cieszę - ściskał go z całych sił. - W samą porę, bo nie uwierzysz, ale Anka z Pauliną już pytają się, o której będzie impreza?
  - No jak to, o której? - odpowiedział wesoło, kładąc plecak na łóżku. - O 20:00, jak zawsze! Browar masz?
  - No ba! Wiadomo! - i pokazał mu plecak pełen piw. - Masz szczęście, chłopie, że zaliczyłeś wszystko w zerówce. A my to jeszcze ile musimy tu kuć... A gdzie Artur? Nie wróciliście razem?
  Na dźwięk tego imienia Radek zastygł nieruchomo.
  - No nie... - odrzekł nerwowo. - On jeszcze zabawił u swojej dziewczyny, a ja pojechałem odwiedzić starych znajomych.
  - Aha... No to niech ta nasza wiara szybciej wraca, bo trzeba pewne rzeczy pouzgadniać..
  - Co pouzgadniać...?
  To był jego głos... Ten, którego nie chciał usłyszeć, a który naraz rozległ się przy drzwiach.
  - Artur! No jak fajnie! - Michał podszedł i uścisnął mu rękę, klepiąc go po plecach. - No bo dziewczyny się dopytują o imprezę!
  Radek wziął głęboki oddech i odwrócił się. Przez kilka chwil pochłaniali się wzrokiem, który był przepełniony wieloma emocjami. W końcu Radek podszedł i przywitał się z Arturem uściskiem dłoni.
  - No jak kiedy, o 20:00, nie? - powiedział.
  - No to ekstra! Lecę powiadomić dziewczyny i zajrzę do Liwi. Mam jej tam powiesić jakiś regał w pokoju.
  Wybiegł. Radek w tym czasie usiadł przy biurku i zaczął podłączać laptopa. Artur stał jeszcze przy drzwiach z torbą w ręku. Patrzył na Radka, szukając jakiegokolwiek gestu świadczącego o czymkolwiek. Nic. Podszedł do swojego łóżka i rozpakowywał się. W tym czasie Radek już uruchomił sprzęt i zaczął sprawdzać pocztę. Uśmiechnął się szczerze do monitora, kiedy zobaczył, że jest wiadomość od Krzyśka. Natychmiast ją otworzył i chłonął jej treść. Artur podszedł do niego i położył rękę na oparciu krzesła. Radek momentalnie zesztywniał. Wtedy Artur nachylił się. Jego reakcja była zadziwiająca. Wystawił szybko kolano, a rękę wsparł na klatce Artura, nie dopuszczając do większego zbliżenia.
  - Co robisz? - spytał chłodno, pozbawionym emocji głosem, cały czas wpatrując się w ekran.
  - Myślałem, że...
  - Źle myślałeś.
  Artur odchylił się i wyprostował. Odszedł krok, a Radek opuścił kolano.
  - Radzik... Nic nikomu nie powiem. Nie martw się.
  - Zwisa mi to. Możesz mówić komu chcesz i co chcesz. Nie tylko o mnie. O nas.
  - Radek, ale ja ciebie kocham... rozumiesz?
  - No masz... Ten znowu swoje - Radek obojętnie wzruszył ramionami.
  - Odkąd wyszedłeś, myślałem o tobie cały czas, nie mogłem spać... Zerwałem z nią kontakt, płakałem z nerwów. Nie wiedziałem wtedy, że ciebie tak ranię i że sam siebie też ranię. Radek, co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
  - Nic. Za późno - Radek spojrzał w końcu na niego. Artur stał na środku pokoju cały rozedrgany. Teraz spostrzegł jego podpuchnięte oczy. Uświadomił sobie, że słowa wypowiedziane przed chwilą były rozedrgane od nerwów. Doskonale zdał sobie sprawę, że to, co usłyszał, kosztowało Artura wiele. Bardzo wiele. To były te słowa. Te, które pragnął usłyszeć, gdy zobaczył go po raz pierwszy, te, na które czekał. Słowa, które miały spełnić jego wszystkie marzenia. Teraz ten, który je wypowiedział, stał bezradny na środku pokoju, czekając na jego słowo. Miał go jakby u stóp. Obiekt jego westchnień przez ostatnie pół roku stał i czekał na jego reakcję.
  - Radek... powiedz coś, proszę? - dostrzegł łzy w jego oczach. Nie wierzył. To nie mogło być prawdą, że wywoła w nim tak wielkie uczucie, to jakaś jego gra.
  ...przecież to było zwykłe rżnięcie, a nie jakaś miłość. To jest niemożliwe, by on mnie naprawdę kochał, on nie jest do tego zdolny...
  - Błagam cię, odezwij się...
  Radek wstał i podszedł do drzwi. - Trzeba kupić coś na tę imprezę, skoro ma się odbyć. Michał ma browar, ale trzeba coś na przekąskę - powiedział i ze stoickim spokojem zaczął zakładać kurtkę.
  Nagle stało się coś błyskawicznego. Dwa zdecydowane kroki, silny uścisk dłoni na jego ramieniu, szybki obrót i pocałunek. Artur przywarł do niego całym sobą i napierał na niego z taką siłą, że Radek nie mógł się wyrwać. Pocałunek był inny niż Krzyśka, znacznie silniejszy, bardziej męski, ale zarazem brutalniejszy. Uległ... Odpowiedział swoim delikatniejszym pocałunkiem, przechylając jego głowę i chwytając go ręką za kark. Usłyszał jeszcze, jak Artur przekręca klucz w drzwiach i zrzuca z siebie bluzę, sweter, koszulę... Zaczął rozpinać spodnie, odrzucił je stopą... Spodenki... I oto Artur stał przed Radkiem taki, jaki Pan Bóg go stworzył. Radek na ten widok doznał gwałtownego podniecenia, jak wtedy, jak tam u niego za każdym takim razem.
  - Wiem, że wszystko popsułem, ale proszę cię, wybacz mi. Czuję do ciebie coś, czego jeszcze nigdy do nikogo nie czułem. Myślę tylko o tobie. Nie umiałem tego pojąć, że mogłem się w tobie zakochać. Fakt, przywiozłem cię do siebie licząc na seks, ale po naszym pierwszym razie wiedziałem, że to jest coś więcej. Nie umiałem tego ogarnąć, że ja, heteryk, mogę czuć coś do innego chłopaka. Dlatego się sprawdzałem z moja byłą. Nadal mnie podniecała, ale to już nie było to. Nie całowałem cię i nie dotykałem, bo wiedziałem, że jak to zrobię, to przyznam się sam przed sobą, że jestem gejem. A nie umiałem. Rozumiesz? Ja nie chciałem, nie mogłem być gejem. Zawsze się z nich nabijałem, a teraz stoję tutaj i czekam na twój ruch... Zrozumiałem, jaką krzywdę ci wyrządziłem, kiedy wyjechałeś, kiedy dotarło do mnie... że cię kocham. Tak, ja cię kocham... i jeśli chcesz, to mogę teraz tak wyjść na korytarz i wykrzyczeć to... Powiedz jedno słowo...
  Radek stał osłupiały.
- Nie wiem, co mam zrobić więcej, jak udowodnić... Teraz chcę cię poczuć w sobie, chcę się z tobą kochać, chcę ci dać przyjemność taką, jaką ty mi dawałeś... - uklęknął przed Radkiem, rozpiął mu spodnie - Oddam ci się... teraz! Chodź... - po czym zamknął usta na zawartości jego rozporka.
  ... to się nie może dziać naprawdę... Przecież to jest jakiś absurd. On nie może, nie może mi tego mówić, on taki nie jest. On nie jest w stanie tego czuć. Ja mam chłopaka. Znalazłem kogoś, kto mnie szanuje i zaczyna mnie kochać. A teraz on tu stoi przede mną ze łzami w oczach i błaga mnie o przebaczenie, chce mi siebie oddać, chce zrobić coś, o czym nigdy nie myślał, na co nigdy by sobie z nikim  nie pozwolił... Z nikim... A ze mną...?
  - Artur... - wyszeptał na wydechu...

koniec części szóstej i ostatniej
                                                                                                                  Frey



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kilka prawd o złości, Rozwój Osobisty Dobre materiały
kilka prawd o facetach
kilka prawd o zyciu
KILKA PRAWD O ŻYCIU
kilka prawd o zyciu
kilka prawd o zyciu21
kilka prawd o zyciu
WAL kilka prawd o zyciu
kilka prawd o zyciu
kilka prawd o zyciu
kilka prawd o zyciu
kilka prawd o zyciu
kilka prawd o zyciu
kilka prawd o życiu
Kilka prawd o zyciu
Kilka prawd o życiu
kilka prawd o zyciu
kilka prawd o zyciu 2

więcej podobnych podstron