Finney Charles Grandison Odpowiedzi na modlitwę



Charles Grandison Finney
(29.08.1792 - 16.08.1875)


0x01 graphic

Odpowiedzi na modlitwę





Wprowadzenie

Odpowiedzi na modlitwę są tomem towarzyszącym "Zasadom modlitwy" Charlesa Finney`a, który został wydany natychmiast ze względu na wielkie zainteresowanie godnymi uwagi doświadczeniami związanymi z wysłuchanymi modlitwami w jego życiu. W czasie moich wykładów na temat "Zasad modlitwy" Finney`a, ludzie wykazywali większe zainteresowanie tym, w jaki sposób Finney stosował owe zasady w swoim życiu i posłudze. Finney odkrył swoje zasady modlitwy przez studiowanie Pism z modlitwą, przez korzystanie ze światła Ducha Świętego, oraz przez doświadczanie cudownych odpowiedzi na modlitwę.

Po dokładnym zbadaniu poprzedniej, nieopublikowanej wersji "Autobiografii" Finney`a wybrałem z niej i włączyłem tutaj materiał, który był początkowo pominięty (w tekście w nawiasach). Niektóre fragmenty tego nowego materiału są całkiem zaskakujące i pouczające. Bardzo ciekawy materiał dotyczy życia modlitewnego Finney`a, zamieszczony w dodatku A, pochodzi z biografii Finney`a napisanej przez jego bliskiego przyjaciela i współpracownika z Oberlin College, profesora G.Frederick`a Wright`a.

Aby pomóc ci w zastosowaniu tego, co Finney odkrył na temat modlitwy, rozpoczynam każdy autobiograficzny szkic od odpowiedniego cytatu z "Zasad modlitwy". Na końcu każdego szkicu zadaję pytanie, które nakłoni cię do głębszego zbadania tego, co właśnie przeczytałeś i być może spowoduje dyskusję w grupie modlitewnej. Każde pytanie razem ze szkicem autobiograficznym powinno doprowadzić nas do modlitwy i do odnowienia naszej społeczności z Chrystusem i Jego Wielkim posłannictwem. Każdy z tych szkiców o wysłuchanej modlitwie zawiera jedną lub więcej ważnych zasad, które musimy rozpoznać, powiązać i zastosować w naszym życiu. Może to być pomocą w czasie dyskusji w grupie modlitewnej, wyznania grzechów, czy przebudzenia, jeśli będzie studiowane przed każdym spotkaniem przez każdego członka grupy.

Ja osobiście modlę się o to, aby te dwie książki Finney'a - "Zasady modlitwy" i "Odpowiedzi na modlitwę" stały się dla każdej osoby motywacją do modlitwy i szukania pomocy Ducha Świętego w jej drodze i doświadczeniu. Modlę się również o to, aby książki zawierające kazania Finney'a z listu do Rzymian - "Zasady zwycięstwa" i "Zasady wolności" stały się dla ciebie źródłem prawdy o Ewangelii, oraz aby pomagały ci wzrastać do dojrzałości wiary i owocnej posługi, gdziekolwiek Pan powoła cię do służby. Mam nadzieję, że te cztery książki będą mogły stać się wprowadzeniem do głębszych przemyśleń, których wielu będzie szukać w jego "Sercu prawdy" i "Teologii Systematycznej".

Pragnę złożyć szczególne podziękowania Gordonowi C. Olsonowi z Towarzystwa Badań Biblijnych za udostępnienie mi jego własnych kopii autobiografii Finney'a jako podstawy nowego materiału zawartego w tej książce. Gordon Olson spędził ponad 150 godzin w bibliotece Kolegium w Oberlin porównując strona po stronie z wydaniem z 1875 roku wraz z zapiskami sekretarza: "Wspomnienia w rękopisie", złożonym z ponad 1000 stron. Jego osobista kopia zawiera wszystkie ważne wzmianki i dodatki, a przepisane i skopiowane strony są złożone i ułożone we właściwej kolejności w wydrukowanym przez niego egzemplarzu. Jego kopia zawiera również materiał, który zamieściłem na stronach 108-110 (przyp.tłum. - notatki żony Finney'a w czasie jego choroby w 1847). Jestem mu również wdzięczny za "List ze świadectwem" zamieszczony w dodatku B, który z wielką radością odkryłem w czasie poszukiwań we wspaniałej kolekcji materiałów Olsona o Charles'ie Finney'u.

W imię Jego Królestwa L.G.Parkhurst, Jr.Christian Life Study Center P.O.Box 7024 Rochester, Minnesota 55903, 16 wrzesień 1982r.



Spis treści

Rozdział 1, PIERWSZE SPOTKANIA MODLITEWNE

Rozdział 2, NAWRÓCENIE

Rozdział 3, SPOTKANIE Z JEZUSEM

Rozdział 4, USPRAWIEDLIWIENIE PRZEZ WIARĘ

Rozdział 5, PIERWSI NAWRÓCENI PRZEZ NIEGO LUDZIE

Rozdział 6, NADNATURALNE ŚWIATŁO

Rozdział 7, PEWNOŚĆ W MODLITWIE

Rozdział 8, CIERPLIWOŚĆ W MODLITWIE

Rozdział 9, ROZSTRZYGAJĄCA ODMOWA

Rozdział 10, ODRZUCANIE MODLITWY I WYBIERANIE PRZEZNACZENIA

Rozdział 11, MŁODZI LUDZIE I PRZEBUDZENIE

Rozdział 12, BOŻA SZKOŁA MODLITWY

Rozdział 13, MODLITWA O NOWE SERCE

Rozdział 14, MODLITWA I KAZALNICA

Rozdział 15, MODLITWA PRZEZWYCIĘŻA STRACH

Rozdział 16, MODLITWA I PRZEBUDZENIE

Rozdział 17, MODLITWA RODZINNA

Rozdział 18, MODLITWA I WIARA

Rozdział 19, MODLITWA I SPRZECIW

Rozdział 20, MODLITWA PRZEZWYCIĘŻA NIEWIEDZĘ

Rozdział 21, MODLITWA I TRUDNE DECYZJE

Rozdział 22, MODLITWA I NAWRÓCENIE

Rozdział 23, AUTORYTET PISMA ŚWIĘTEGO

Rozdział 24, MODLITWA W DUCHU ŚWIĘTYM

Rozdział 25, LEKTURY PRZEBUDZENIOWE I MODLITWA

Rozdział 26, DOSKONAŁOŚĆ

Rozdział 27, CAŁKOWITE ODDANIE SIEBIE

Rozdział 28, GASZENIE DUCHA ŚWIĘTEGO

Rozdział 29, WIZJA BLISKIEJ ŚMIERCI FINNEY'A

Rozdział 30, KONSEKWENCJE ODSTĘPSTWA

Dodatek A, OBSERWACJE PROFESORA WRIGHTS'A

Dodatek B, ŚWIADECTWO LISTOWNE MODLITWY O DESZCZ

Dodatek C, KAROL GRADISON FINNEY, Biograficzny zarys


Rozdział 1

PIERWSZE SPOTKANIA MODLITEWNE

"Przezwyciężająca i skuteczna modlitwa, to taka modlitwa, która osiąga błogosławieństwo, którego szuka. Jest to taka modlitwa, która skutecznie porusza Boga. Prawdziwym celem skutecznej modlitwy jest to, aby poruszyła swój obiekt" (z "Zasad modlitwy" Ch.G.Finney'a i L.C.Parkhursta, Jr.-Minneapolis Bethany House Publishers, 1980r. str.17).

Szczególnie uderzył mnie fakt, że modlitwy modlących się, które słyszałem z tygodnia na tydzień, nie były wysłuchiwane. Naprawdę zrozumiałem z tego, co wyrażali w modlitwach i innych spostrzeżeń na ich spotkaniach, że ci, którzy ofiarowali je nie uważali je za wysłuchane. Kiedy czytałem swoją Biblię, dowiedziałem się o tym, co Chrystus powiedział odnośnie modlitwy i odpowiedzi na modlitwę. On powiedział: "Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą". Czytałem również zapewnienie Chrystusa, że Bóg jest bardziej skłonny dać Ducha Świętego tym, którzy proszą Go, niż ziemscy rodzice są skłonni dać dobry podarunek swoim dzieciom. Słyszałem ich modlących się nieustannie o wylanie Ducha Świętego i często wyznających, że nie otrzymują tego, o co prosili.

Namawiają się nawzajem do bardziej aktywnego świadczenia i żarliwej modlitwy o przebudzenie, uważając, że jeśli spełnią swój obowiązek co do modlitwy o wylanie Ducha Świętego i będą gorliwi, to Duch Boży zostanie wylany, a oni doznają przebudzenia religijnego, a niewierzący zostaną nawróceni. Ale na swoich spotkaniach modlitewnych i konferencjach nieustannie wyznają, że nie nastąpił żaden rozwój zapewniający przebudzenie. Ta niekonsekwencja, fakt że modlą się tak dużo i brak odpowiedzi na ich modlitwy, stała się przeszkodą dla mojego nawrócenia. Nie wiedziałem, co z tym zrobić. W moim umyśle powstał problem: czy miałem zrozumieć, że ci ludzie nie byli prawdziwymi chrześcijanami i dlatego nie wymogli nic na Bogu, czy też ja nie rozumiałem obietnic i nauk biblijnych na ten temat, a może w końcu powinienem wywnioskować, że Biblia nie mówi prawdy? Było w tym coś niewytłumaczalnego dla mnie i wydawało mi się, że mogłoby to doprowadzić mnie do sceptycyzmu. Odniosłem wrażenie, że nauki biblijne nie idą w parze z faktami, które były przed moimi oczami.

Pewnego razu kiedy byłem na jednym ze spotkań modlitewnych, zapytano mnie, czy nie pragnę, aby oni pomodlili się za mnie. Odpowiedziałem, że nie, ponieważ nie widziałem Bożej odpowiedzi na ich modlitwy. Powiedziałem: "Przypuszczam, że potrzebuję, aby się o mnie modlono, bo o ile wiem jestem grzesznikiem, ale nie sądzę, aby wydarzyło się coś dobrego dla was kiedy będziecie się o mnie modlić, ponieważ ciągle prosicie, ale nic nie otrzymujecie. Modlicie się o przebudzenie cały czas odkąd jestem w Adams, a jeszcze tego nie macie. Modlicie się o Ducha Świętego, aby zstąpił na was, a jeszcze narzekacie na swoje ubóstwo". Przypominam sobie, że użyłem wtedy tego wyrażenia: "Jeżeli w waszych modlitwach jest jakaś skuteczność, to wystarczająco dużo modliliście się, odkąd uczęszczam na te spotkania, żeby wymodlić, aby diabeł opuścił Adams. Ciągle jednak trwacie w modlitwie i narzekacie nadal". Byłem całkiem gorliwy w tym, co powiedziałem i niemało zirytowany. Myślę, że była to konsekwencja mojego ciągłego bycia twarzą w twarz z prawdą, co było dla mnie nowym doświadczeniem.

W czasie dalszego czytania Biblii uderzyło mnie to, że przyczyną, dla której ich modlitwy nie były wysłuchane było to, że nie stosowali się oni do objawionych przez Boga warunków, pod którymi obiecał wysłuchiwać modlitw. Oni nie modlili się z wiarą w poczuciu oczekiwania otrzymania od Boga rzeczy, o które prosili.

Ta myśl leżała w moim umyśle przez pewien czas jako raczej zagmatwany problem, niż jakaś zdefiniowana forma, która mogłaby być ułożona w słowach. Jednakże uspokoiło to mnie, gdyż jak dotąd pytania na temat prawdziwości ewangelii niepokoiły mnie. Po pewnym okresie walki w ten sposób, mój umysł został całkowicie utwierdzony w tym, że jeżeli jakieś nieodpowiedziane pytania mogłyby być zarówno w moim umyśle jak też mojego pastora lub umyśle kościoła, to Biblia mimo wszystko była prawdziwym słowem Boga. To zostało ustalone, ja zaś stanąłem twarzą w twarz z pytaniem czy będę chciał zaakceptować Chrystusa takiego, jakiego pokazuje Ewangelia, czy raczej podążać śladem swoich własnych planów i celów. Odkąd to poznałem, mój umysł był tak mocno oskarżony przez Ducha Świętego, że już dłużej nie mogłem zostawiać tego pytania bez odpowiedzi, ani dłużej wahać się między dwoma sposobami życia jakie mi zaprezentowano. ("Autobiografia" str.9-11. Z "Memoris of Rev. Charles G.Finney - New York: A.S.Barnes and Company 1876r. - odtąd "Autobiografia")

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy moje życie modlitewne i życie modlitewne mojego kościoła przedstawia Bożą rzeczywistość i wysłuchane modlitwy, czy też zostawiamy wrażenie, że modlitwa w rzeczywistości nie czyni nic dobrego.


Rozdział 2

NAWRÓCENIE

"Duch Święty jest tym, który prowadzi Chrześcijan do zrozumienia i zastosowania obietnic zawartych w Piśmie... Dlatego był On z wieloma Chrześcijanami, którzy byli głęboko zaangażowani w modlitwie i widzieli fragmenty z Pisma, o których nigdy nie pomyśleliby przedtem, że mają takie właśnie zastosowanie w danym momencie" ("Zasady modlitwy" str.62).

Cały problem ewangelicznego zbawienia stał się dla mnie z czasem jasny w najcudowniejszy sposób. Myślę, że wtedy zobaczyłem, tak jasno jak nigdy dotąd w życiu autentyczność i pełnię ofiary Jezusa Chrystusa. Zobaczyłem, że Jego dzieło było zakończonym dziełem i zamiast posiadania lub potrzebowania jakiejś mojej własnej sprawiedliwości, która poleciłaby mnie Bogu, muszę jedynie podporządkować siebie sprawiedliwości Bożej przez Chrystusa. Ewangelia zbawienia wydawała mi się ofiarować coś, co ma być przyjęte, co jest całkowicie zakończone i wszystko co jest konieczne z mojej strony, to chcenie porzucenia moich grzechów i przyjęcie Chrystusa. Zbawienie które wydawało mi się wcześniej rzeczą, która dokonuje się przez moje własne uczynki, teraz stało się rzeczą, która znajdowała się całkowicie w Panu Jezusie Chrystusie, który okazał się przede mną jako mój Bóg i mój Zbawiciel.

Ale po tym wyraźnym objawieniu, które stało przez krótki czas w moim umyśle, odniosłem wrażenie, że pojawiło się przede mną pytanie: "Czy akceptujesz to teraz, dzisiaj?" Odpowiedziałem: "Tak, zaakceptuję to dzisiaj, bo inaczej umrę w usiłowaniach".

Na północ od wioski jest mały lasek, w którym zwykłem codziennie, jeśli pogoda była ładna dłużej lub krócej spacerować. Był właśnie październik i minął czas moich częstych spacerów. Niemniej jednak, zamiast pójść do biura, skręciłem i zwróciłem się w kierunku lasu, czując, że muszę być sam z dala od ludzkich oczu i uszu, abym mógł wylać moją modlitwę przed Bogiem.

Moja duma jednak nadal odzywała się. Kiedy szedłem na wzgórze przyszło mi na myśl, że ktoś może mnie zobaczyć i pomyśleć, że odszedłem tak daleko, właśnie po to, aby się modlić. Prawdopodobnie nie pojawiła się jeszcze na ziemi taka osoba, która mogłaby podejrzewać mnie o coś takiego widząc jak idę. Ale moja duma była tak wielka i tak dalece owładnięty byłem strachem przed człowiekiem, że przypominam sobie, jak skradałem się wzdłuż płotu, aż odszedłem tak daleko, że nikt z wioski nie mógł mnie zobaczyć. Potem zagłębiłem się w las. Myślę, że gdzieś na odległość ćwierci mili wszedłem na drugą stronę wzgórza i znalazłem miejsce, gdzie wielkie drzewa leżały, krzyżując się jedne na drugich, zostawiając między pniami wolną przestrzeń. Zobaczyłem, że może to być taki rodzaj komory. Podpełzłem do tego miejsca i ukląkłem do modlitwy. Kiedy skręciłem, aby wejść w las pamiętam jak powiedziałem: "Oddam moje serce Bogu lub nigdy nie zejdę z tego wzgórza". Powtórzyłem to samo, kiedy wchodziłem na górę: "Oddam moje serce Bogu, zanim kiedykolwiek zejdę znowu na dół". Ale kiedy próbowałem się modlić odkryłem, że moje serce nie chce się modlić. Przypuszczałem, że jak tylko znajdę się gdzieś, gdzie będę mógł mówić głośno nie będąc podsłuchiwanym, wtedy będę wolny w modlitwie. Ale oto! Kiedy zacząłem próbować, stwierdziłem, że nie mogę nic powiedzieć Bogu. Byłem zbyt pusty, aby powiedzieć cokolwiek, za wyjątkiem kilku słów nie płynących z serca. Usiłując modlić się, tak bardzo się bałem, aby mnie ktoś nie podsłuchał, że omal nie słyszałem szelestu liści. Uważając tak, zatrzymywałem się i patrzyłem, czy ktoś nie nadchodzi. Robiłem to kilkanaście razy.

W końcu prawie całkowicie zrozpaczony, powiedziałem: "Nie mogę się modlić. Moje serce jest martwe dla Boga i nie będzie się modlić". Wtedy zganiłem siebie samego za danie obietnicy Bogu o oddaniu Mu serca (myślałem, że złożyłem pochopną obietnicę i powinienem być zobligowany do jej złamania). Moja dusza zwlekała, a serce nie wychodziło do Boga. Zacząłem odczuwać głęboko, że było już za późno, że musi być prawdą, że byłem stracony u Boga i nadzieja zbawienia mojego minęła. Byłem pod presją myśli o mojej obietnicy, że oddam tego dnia moje serce Bogu, albo umrę w usiłowaniach. Odniosłem wrażenie jakby moja dusza była związana tym, ale wciąż byłem gotowy zerwać swoją obietnicę. Wielkie przygnębienie i zniechęcenie owładnęło mną, tak że czułem się zbyt słaby, aby pozostać na kolanach.

Właśnie w tym momencie znowu odniosłem wrażenie, że słyszę kogoś zbliżającego się i otworzyłem oczy, żeby zobaczyć, czy to była prawda. I dokładnie wtedy ukazało mi się objawienie dumy mojego serca, jako tej wielkiej przeszkody, która stała na drodze. Przytłaczające uczucie mojej niegodziwości - wstydu przed tym, żeby jakaś ludzka istota zobaczyła mnie klęczącego przed Bogiem - postawiło mnie na tak silnej pozycji, że krzyknąłem na cały głos i stwierdziłem, że nie mógłbym opuścić tego miejsca nawet, gdyby otoczyli mnie wszyscy ludzie z całej ziemi i wszyscy diabli z całego piekła. "Co!" - powiedziałem - "Taki nikczemny grzesznik jak ja, wyznający na kolanach swoje grzechy przed wielkim i świętym Bogiem, miałby się wstydzić obecności jakiejś ludzkiej istoty tak samo grzesznej jak ja, która znalazłaby mnie usiłującego pojednać się z moim znieważonym Bogiem!" Grzech okazał się w swojej ohydzie jako zdecydowanie przeszkadzającym mi pojednać się z Bogiem. To całkowicie upokorzyło mnie przed Panem (Finney odkrył, że duma była jedną z głównych przeszkód do nawrócenia. Użyte przez niego "miejsce udręki" zostało zamieszczone w części dotyczącej tego szczególnego grzechu. Patrz szczególnie - "Zasady wolności" - "Miejsce udręki" str.17-20). Właśnie w tym momencie mojego upokorzenia, do mojego umysłu trafił, jak snop światła, ten oto fragment z Biblii: "Wtedy przyjdziecie i będziecie się modlić do Mnie, a Ja was wysłucham. Wtedy będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, kiedy będziecie szukać Mnie z całego serca". Natychmiast uchwyciłem się tego w moim sercu. Przedtem wierzyłem Biblii intelektualnie, ale nigdy do mojego umysłu nie dotarła ta prawda, że wiara jest dobrowolnym zaufaniem, a nie stanem intelektualnym. W tym momencie byłem tak świadomy ufności w Bożą prawdomówność, jak jeszcze nigdy w czasie mojego życia. W jakiś sposób wiedziałem, że to był fragment z Pisma, chociaż nie sądzę, abym kiedykolwiek go czytał. Wiedziałem, że to było Boże słowo i Boży głos mówiący wtedy do mnie. Krzyczałem do Niego: "Panie przyjmuję Cię w Twoim słowie teraz, Ty wiesz, że Cię szukam z całego serca i że przyszedłem tutaj, aby modlić się do Ciebie, a Ty obiecałeś wysłuchać mnie".

W ten sposób problem został rozwiązany i tego dnia mogłem dotrzymać mojej obietnicy. Duch Święty wydawał się kłaść nacisk na tę myśl w tekście: "Kiedy będziesz mnie szukał całym swoim sercem". Pytanie o to "kiedy" tzn. o obecny czas zapadło głęboko w moje serce. Powiedziałem Bogu, że powołuję się na Jego Słowo, że On nie mógłby kłamać i że w takim razie ja mogę być pewny, iż wysłuchał mojej modlitwy i że On został znaleziony przeze mnie. Wtedy Bóg dał mi wiele innych obietnic zarówno z Nowego, jak i Starego Testamentu, a szczególnie pewne cenne tajemnice dotyczące Pana Jezusa Chrystusa. Nigdy nie będę mógł słowami dać do zrozumienia żadnej innej ludzkiej istocie, jak cennymi i prawdziwymi wydały mi się te obietnice. Brałem je jedną po drugiej, jak nieomylną prawdę, zapewnienie od Boga, który nie mógł skłamać. Nie wpadły one dość mocno do strefy mojego intelektu, ale raczej wprost do serca, aby wpaść w ucisk dobrowolnych sił mojego umysłu. Pochwycony przez nie przywłaszczyłem je sobie. Zacisnąłem na nich uścisk tonącego człowieka. Kontynuowałem w ten sposób modlitwę i przez długi czas otrzymywałem obietnice do uchwycenia się ich. Nie wiem, jak długo to trwało. Tak modliłem się, dopóki mój umysł nie napełnił się, w sposób z jakiego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Stanąłem na nogi i niemal wybiegłem na drogę. Pytanie dotyczące mojego nawrócenia nie niepokoiło mnie tak bardzo, dopóki nie pojawiło się ono w moim umyśle. Kiedy wchodziłem uderzany przez liście i krzaki, przypomniałem sobie, jak mówiłem z wielkim naciskiem, że jeżeli kiedykolwiek się nawrócę, będę głosił ewangelię. Wkrótce dotarłem do drogi, która prowadziła do wioski. Zacząłem zastanawiać się nad tym, co się wydarzyło i odkryłem, że mój umysł stał się cichy i spokojny. Powiedziałem sobie: "Co to jest? Musiałem całkowicie zasmucić Ducha Świętego. Straciłem całe swoje przekonanie. Nie jestem już więcej skoncentrowany na grzeszności mojej duszy, Duch Święty musiał mnie opuścić. Dlaczego?" Pomyślałem: "Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak zaniepokojony o swoje zbawienie" (dwa najlepsze kazania Finney'a opisują jak osiągnąć taki stan nawróconego człowieka - "Zasady zwycięstwa" "Religia Prawa i Ewangelii" str. 137-145; "Zasady wolności" "Królestwo Boże i Świadomość str.183-194). Wtedy przypomniałem sobie to, co powiedziałem Bogu kiedy klęczałem - że biorę Go za słowo. Naprawdę pamiętam, że powiedziałem wiele dobrych rzeczy, ale mimo to stwierdziłem, że nic dziwnego, że Duch Boży mnie opuścił, gdyż dla takiego grzesznika jak ja, trzymanie się słowa Bożego w taki sposób, było arogancją, jeżeli nie bluźnierstwem. Wywnioskowałem, że w swoim uniesieniu zasmuciłem Ducha Świętego i być może popełniłem niewybaczalny grzech (później Finney odkrył i doradzał takie śmiałe użycie obietnic z Pisma w części o chrześcijanach: "Macie Biblie; przejrzyjcie je i kiedykolwiek znajdziecie obietnicę, którą możecie wykorzystać, zatrzymajcie ją w waszych umysłach zanim pójdziecie dalej; a nigdy nie przejdziecie przez księgę bez odkrycia, że Boże obietnice znaczą dokładnie to o czym mówią" - "Zasady modlitwy"). Szedłem spokojnie w kierunku wioski, a mój umysł był tak perfekcyjnie spokojny, że wydawał się jakby słuchał całej natury.

Był to 10 października, bardzo przyjemny dzień. Wyszedłem do lasu zaraz po wczesnym śniadaniu, a kiedy wracałem do wioski, zorientowałem się, że to już pora obiadu. Mimo to, byłem całkowicie nieświadomy czasu, który minął, wydawało mi się, że wyszedłem z wioski tylko na krótką chwilę. Ale jak miałem wytłumaczyć ten spokojny umysł? Próbowałem odtworzyć moje przekonania, żeby powrócić znowu do brzemienia grzechu, z którym się modliłem. Ale poczucie grzechu lub winy odstąpiło ode mnie. Powiedziałem sobie: "Co to jest, że nie mogę wzbudzić w sobie żadnego poczucia winy, że tak wielkim grzesznikiem jestem". Próbowałem zaniepokoić się o mój obecny stan, ale daremnie. Byłem tak cichy i spokojny więc próbowałem poczuć zaniepokojenie o to, czy nie jest to rezultatem zasmucenia Ducha Świętego przeze mnie. Ale z którego punktu nie spojrzałem na to, nie mogłem być niespokojny o stan mojej duszy i mojego ducha. Pokój umysłu był niewypowiedzianie wielki. Nigdy nie będę w stanie wyrazić tego w słowach. Myśl o Bogu była słodka dla mojego umysłu, a zupełny duchowy spokój owładnął mną całkowicie. To była wielka tajemnica, ale nie przygnębiła mnie ani nie wprawiła w zakłopotanie ("Autobiografia" str. 14-18).

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Czy moje życie modlitewne i posłuszeństwo słowu Bożemu dowodzi, że wierzę, iż Biblia jest prawdziwie słowem Boga i czy całkowicie roszczę sobie prawo do Jego obietnic w moim życiu i chodzeniu w Duchu Świętym?


Rozdział 3

SPOTKANIE Z JEZUSEM

"Prawdziwy chrześcijanin jest aktywny, ale jego aktywność i energia bierze się z głębokiej sympatii do mieszkającego w nim Ducha Chrystusowego. Chrystus jest ukształtowany w jego wnętrzu. Duch Chrystusa jest ogromnym zasilaczem siły jego duszy" ("Zasady modlitwy" str. 94).

Tuż zanim nadszedł dzień, kiedy oddałem swoje serce Chrystusowi, umysłem moim owładnęła myśl, że skoro tylko zostanę sam w nowym biurze, spróbuję pomodlić się znowu. Nie miałem w żadnym razie zamiaru zaniechać mojej nowo znalezionej wiary i dlatego ciągle modliłem się, chociaż nie miałem żadnych obaw co do mojej duszy.

Wieczorem otrzymaliśmy książki i umeblowanie dostosowane do nowych biur. Rozpaliłem duży ogień w kominku, mając nadzieję, że spędzę wieczór w samotności. Już po zmroku pan Wright widząc, że wszystko było ustawione, powiedział dobranoc i poszedł do domu. Towarzyszyłem mu do drzwi, a kiedy zamknąłem je i obróciłem się serce stopniało wewnątrz mnie. Wszystkie moje uczucia zdawały się rosnąć i wypływać na zewnątrz. A wołaniem mojego serca było: "Chcę wylać całą moją duszę przed Bogiem". Uniesienie mojej duszy było tak wielkie, że przeniosłem się do pokoju rady z tyłu biura, aby się modlić.

W pokoju tym nie było ognia ani światła, niemniej jednak wydawał mi się jak gdyby doskonale oświetlony. Kiedy wszedłem do niego i zamknąłem za sobą drzwi, miałem wrażenie jakbym spotkał Pana Jezusa Chrystusa twarzą w twarz. Ani wtedy ani jakiś czas potem nie wydawało mi się, że to było całkowicie psychiczne wyobrażenie. Wprost przeciwnie, wydawało mi się, że spotkałem Go twarzą w twarz tak, jak każdego innego człowieka. Nic nie mówił, ale patrzył na mnie w taki sposób, żeby ukorzyć mnie u swoich stóp. Od tamtego czasu uważam, że to było najbardziej znaczące doświadczenie, ponieważ okazało mi rzeczywistość, że On stoi przede mną, a ja upadam u Jego stóp i wylewam swoją duszę przed Nim. Zapłakałem w głos jak dziecko i wyznałem swoje grzechy jak tylko to było możliwe do wyrażenia zdławionym głosem. Wydawało mi się, że skąpałem Jego stopy swoimi łzami, ale mimo to nie czułem, żeby On dotknął się mnie. Musiałem przebywać w tym stanie przed dobrą chwilę, ale mój umysł był zbyt zaabsorbowany tym spotkaniem, żeby pamiętać cokolwiek z tego co mówiłem. Wiem jednak, że skoro tylko mój umysł uciszył się wystarczająco, żeby przerwać to spotkanie, wróciłem do frontowej części biura i odkryłem, że ogień w kominku, do którego włożyłem przecież dużo drewna prawie całkowicie wypalił się. Kiedy odwróciłem się, aby usiąść przy ogniu, doznałem silnego chrztu Duchem Świętym. Bez żadnego oczekiwania na to i bez jakiegokolwiek uświadamiania sobie, że coś takiego jest dla mnie, oraz bez żadnego przypominania sobie, żebym kiedykolwiek słyszał o czymś podobnym od kogoś innego. W całkiem nieoczekiwanym dla ,mnie momencie Duch Święty zstąpił na mnie w taki sposób, jakby coś przeniknęło przez moje ciało i duszę. Odniosłem wrażenie jakby fala elektryczna przechodziła i przechodziła przeze mnie. Rzeczywiście, wydawało mi się jak gdyby nadciągała fala za falą płynnej miłości. W żaden inny sposób nie potrafię tego wyrazić.(mimo to nie przypominało mi to wody lecz raczej Boże tchnienie). Wyraźnie pamiętam, że to owiewało mnie jak ogromne skrzydła.(czułem jakby te fale dosłownie owiewały włosy na mojej głowie).

Żadne słowa nie wyrażą cudownej miłości, jaka rozlała się na wszystkie strony w moim sercu. Wydawało mi się, że za chwilę wybuchnę. Płakałem w głos z radości i miłości. Wiem tylko tyle, że dosłownie wykrzyczałem niewypowiedzianą tęsknotę mojego serca. Te fale przechodziły i przechodziły nade mną, jedna po drugiej, aż zawołałem: "Umrę jeżeli te fale ciągle będą przechodzić nade mną. Mimo to nie bałem się śmierci.

Jak długo ten chrzest trwał przetaczając się nade mną i przechodząc przeze mnie, nie wiem. Wiem tylko, że był już późny wieczór, kiedy jeden z członków chóru, którego byłem liderem, przyszedł do biura, aby się spotkać ze mną. Był on członkiem kościoła. Znalazł mnie w stanie głośnego płaczu i powiedział: "Panie Finney, czy coś jest nie w porządku?" Przez pewien czas nie mogłem mu dać odpowiedzi, więc powiedział: "Czy coś pana boli?" Zebrałem się w sobie najlepiej jak mogłem i odpowiedziałem: "Nie, ale jestem tak szczęśliwy, że nie mogę żyć".

 

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy tak poddałem moje życie Panu Jezusowi Chrystusowi, że poznałem rzeczywistość Jego obecności w moim życiu? 


Rozdział 4

USPRAWIEDLIWIENIE PRZEZ WIARĘ

"Duch Święty został posłany na świat przez Zbawiciela, aby prowadził Jego lud, instruował go i zarówno przypominał mu pewne rzeczy, jak też przekonywał świat o grzechu".

Kiedy obudziłem się rano, słońce wzeszło i jasne światło wlało się do mojego pokoju. Słowa nie mogą wyrazić wrażenia, jakie to światło słoneczne na mnie wywarło. Nagły chrzest, który przyjąłem poprzedniej nocy, powrócił do mnie w ten sam sposób. Uklęknąłem w łóżku i głośno płakałem z radości i pozostałem tak przez pewien czas, tak bardzo zalany chrztem Ducha, że nie mogłem nic innego uczynić, jak tylko wylać swoją duszę przed Panem. Wydawało się jakby temu porannemu chrztowi towarzyszyła delikatna wymówka, a Duch Święty zdawał się mówić do mnie: "Czy będziesz wątpić? Czy będziesz wątpić?" Krzyknąłem: "Nie! Nie będę wątpić, nie mogę wątpić". Wtedy On tak dokładnie wyjaśnił tę sprawę w moim umyśle, że rzeczywiście było niemożliwą rzeczą wątpić, iż Duch Boży posiadł moją duszę.

W tym stanie nauczyłem się doktryny usprawiedliwienia z wiary jako o teraźniejszym doświadczeniu. Nie była ona nigdy tak ukształtowana w moim umyśle, żebym mógł zobaczyć ją tak wyraźnie jako fundamentalną doktrynę Dobrej Nowiny. Prawdę powiedziawszy, zupełnie nie wiedziałem, jaki był jej dokładny sens. Ale teraz mogłem zobaczyć i zrozumieć znaczenie słów: "Będąc usprawiedliwieni z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa". Mogłem zobaczyć, że w tym momencie, w którym uwierzyłem, kiedy byłem w lesie całe poczucie potępienia opuściło mnie całkowicie i że od tej chwili nie odczuwałem już poczucia winy i potępienia, chociaż nie włożyłem w to żadnego wysiłku.

Było to objawienie jakiego właśnie potrzebowałem. Poczułem się usprawiedliwiony przez wiarę i tak daleko jak mogłem to zobaczyć, byłem w stanie, w którym nie uczyniłem grzechu. Zamiast uczucia grzeszenia przez cały czas, moje serce było przepełnione miłością tak, że aż się ona przelewała. Moje serce aż kipiało błogosławieństwem i miłością, więc nie mogłem czuć, że grzeszyłem przeciw Bogu. Ponad to, nie mogłem znaleźć najmniejszego poczucia winy za moje przeszłe grzechy. W tym czasie nikomu nie mówiłem na temat tego doświadczenia o usprawiedliwieniu i jak dotychczas widzę - o obecnym uświęceniu.

(Autobiografia str.22.23. Wyczerpująca definicja usprawiedliwienia i uświęcenia znajduje się w "Teologii Systematycznej" Finney'a - Mineapolis Bethany House Publishers 1976 - z książki tej pochodzi następujące streszczenie: "Bezinteresowna i bezgraniczna miłość Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego jest prawdziwą i jedyną podstawą usprawiedliwienia i zbawienia grzeszników... Uświęcająca wiara jednoczy wierzącego z Chrystusem przez jego usprawiedliwienie; ale trzeba zawsze pamiętać, że żadna wiara nie zdobędzie Chrystusa przez usprawiedliwienie, jeśli najpierw nie zdobędzie Go przez uświęcenie, aby królował w sercu człowieka... Proces uświęcenia się jest dobrowolny, aby oddzielić się i poświęcić się Bogu... Bóg nie akceptuje niczego oprócz żalu za grzechy, jako warunku usprawiedliwienia, a w konsekwencji zbawienia, który wynika z powrotu do całkowitego posłuszeństwa względem prawa moralnego... To posłuszeństwo nie jest odpłatą niezależną od łaski Bożej, ale jest spowodowane przez zamieszkanie Ducha Chrystusowego przyjętego przez wiarę i królującego w sercu... Usprawiedliwienie... nie polega na prawie oświadczającym grzesznikowi sprawiedliwość, ale na traktowaniu istoty grzesznika jako ostatecznie, rządowo sprawiedliwego; to znaczy, polega ono na rządowym dekrecie o amnestii lub przebaczeniu... na warunkach pokuty, żalu za grzechy, wiary... prezentuje uświęcenie w sensie obecności pełnego poświęcenia się Bogu... i wytrwałości w wierze i posłuszeństwie" - 337, 326, 327, 338, 339, 319, 320, 327, 328 szczególnie patrz 332, 333 dla dobrego, zwięzłego streszczenia tematu usprawiedliwienia).

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy mogę zbliżyć się do Boga w modlitwach wiedząc, że zostałem oczyszczony ze wszystkich moich grzechów przez przelaną krew Jego Syna i czy mogę stwierdzić, że jest to obecnym doświadczeniem, wiedząc, że jeśli ja wyznam moje grzechy, On w Swojej wierności i sprawiedliwości przebaczy mi wszystkie moje grzechy i oczyści z wszelkiej nieprawości? (Finney napisał w "Zasadach modlitwy": "Wyznaj i zaniechaj swoich grzechów. Bóg nigdy nie wprowadzi cię w Swoje sekrety dopóki nie wyznasz i zaniechasz swoich grzechów" str. 73).


Rozdział 5

PIERWSI NAWRÓCENI PRZEZ NIEGO LUDZIE

"Jeżeli twoje uczucia są naprawdę szczere, to stwierdzisz, że Duch Święty poprowadzi cię, abyś się modlił o rzeczy, które są według woli Bożej".

Rozmawiałem z wieloma osobami w tamten dzień (dzień nawrócenia Finney'a) i wierzę, że działanie Ducha Świętego pozostawiło na każdym z nich trwały ślad. Nie mogę sobie przypomnieć nikogo takiego, kto po rozmowie ze mną wkrótce by się nie nawrócił. Wieczorem wstąpiłem do domu mojego przyjaciela, gdzie mieszkał też młody człowiek zatrudniony przy destylacji whisky. Rodzina ta słyszała o tym, że zostałem chrześcijaninem. Była u nich właśnie pora herbaty, nalegali więc, abym został i napił się razem z nimi. Pan domu i jego żona wyznawali Chrystusa, lecz siostra gospodyni, która była obecna, nie była zbawiona. A ten młody człowiek, o którym wspomniałem, daleki krewny rodziny, uznawał się za uniwersalistę. Usiadłem więc razem z nimi do herbaty. Wtedy poproszono mnie, abym zmówił błogosławieństwo. Chociaż nigdy przedtem tak się nie modliłem, zgodziłem się bez wahania. I kiedy zacząłem prosić o błogosławieństwo dla nas wszystkich obecnych wokół stołu, dotarła do mojej świadomości myśl o stanie tych młodych ludzi i taką odczułem litość nad nimi, że wybuchnąłem płaczem i nie mogłem kontynuować modlitwy. Kiedy tak płakałem wszyscy przy stole umilkli na chwilę. Nagle ten młody człowiek powstał i wybiegł. Zbiegł do swojego pokoju i zamknął się w nim. I nikt go nie ujrzał, aż do rana następnego dnia, kiedy wyszedł jako człowiek zupełnie nawrócony do Chrystusa. Później przez wiele lat miał on możność być sługą Ewangelii.

Tego wieczoru zauważyłem ludzi zmierzających bez żadnego uprzedniego zawiadomienia, o którym mógłbym się dowiedzieć, na miejsce gdzie zazwyczaj odbywały się zgromadzenia modlitewne i konferencje. Moje nawrócenie zadziwiło niemało mieszkańców miasteczka. Dowiedziałem się później, że trochę wcześniej, niektórzy członkowie kościoła proponowali, aby uczynić ze mnie szczególny obiekt modlitwy. Lecz pan Gale zniechęcał ich mówiąc, że nie wierzy, abym kiedykolwiek mógł się nawrócić. Powiedział im, że po rozmowie ze mną wywnioskował, że bardzo dobrze znam różne zasady chrześcijaństwa i jestem bardzo zatwardziały. I ponadto powiedział, że dlatego był niemal zniechęcony, że kiedy prowadziłem chór i uczyłem młodych ludzi muzyki sakralnej, to byli oni tak bardzo pod moim wpływem, że nie wierzył, że którykolwiek z nich mógłby się nawrócić dopóki pozostawałem w Adams. Mimo to ludzie jednomyślnie podążali na miejsce uwielbienia. I ja tam poszedłem. Był tam pastor i prawie wszystkie ważne osoby w miasteczku. Nikt nie wyglądał na przygotowanego, aby rozpocząć zebranie, chociaż dom był przepełniony do granic możliwości. Nie czekając na nikogo wstałem i zacząłem mówić, że teraz wiem iż chrześcijaństwo jest prawdziwe. Kontynuując opowiedziałem o tej części mojego chrześcijańskiego doświadczenia, którą uważałem za wartą przekazania. Kiedy skończyłem mówić, powstał pan Gale pełniący obowiązki duszpasterza i wyznał, że zniechęcał zbór, gdy ten chciał się modlić za mnie. Wyznał też, że w ten dzień, w którym się dowiedział o moim nawróceniu, powiedział pochopnie, że nie wierzy. Powiedział, że nie miał wiary. Mówił to z pokorą.

Nigdy nie modliłem się publicznie, lecz zaraz po skończeniu swojego przemówienia pan Gale poprosił mnie, abym się pomodlił. Zaangażowałem się w tę modlitwę w wolności. Mieliśmy tego wieczoru wspaniałe zebranie. I od tego momentu zbieraliśmy się każdego wieczora przez długi czas. Będąc przywódcą młodzieży natychmiast wyznaczyłem im spotkania, na które wszyscy uczęszczali. Wszystkim znanym mi osobom z klasy poświęcałem swój czas pracując nad ich nawróceniem. I Pan błogosławił każdy wysiłek w wspaniały sposób. Nawracali się oni bardzo szybko, jeden po drugim. Aż z tej grupy pozostał tylko jeden nie nawrócony.

Wkrótce po tym poszedłem do Henderson, gdzie mieszkał mój ojciec i odwiedziłem go. Był on nie nawróconym człowiekiem. Tylko mój najmłodszy brat z całej rodziny kiedyś wyznał, że jest chrześcijaninem. Ojciec powitał mnie w bramie mówiąc: "Jak się masz Karolu?" Odpowiedziałem mu: "Dobrze ojcze, zarówno ciało jak i dusza. Lecz ty ojcze jesteś starym człowiekiem, wszystkie twoje dzieci urosły i opuściły twój dom, a ja nigdy nie słyszałem modlitwy w moim ojcowskim domu". Ojciec spuścił głowę i wybuchnął płaczem: "Wiem Karolu, chodź i pomódl się". Weszliśmy do środka i oddaliśmy się modlitwie. Mój ojciec i matka zostali bardzo poruszeni i niedługo potem oboje zostali szczęśliwie nawróceni. Nie wiem czy moja matka miała przedtem ukrytą nadzieję, lecz jeżeli tak było, to sądzę, że nikt z rodziny o tym nie wiedział.

Pytania do przemyślenia i modlitwy

  1. Czy od chwili mojego nawrócenia poświęciłem się całkowicie Chrystusowi i Jego służbie?

  2. Czy bojowałem w modlitwie i czy dzieliłem się prawdą Ewangelii z tymi, którzy nie znają Chrystusa, a którzy są najbliżej mnie i na których mam największy wpływ z powodu naszych wcześniejszych związków?

  3. Czy teraz zamierzam modlić się i pracować nad zbawieniem tych, których miłuję i którzy są najbliżej mnie? 


Rozdział 6

NADNATURALNE ŚWIATŁO

"On - Duch Święty modli się za nas, przez pobudzanie naszych umysłów".

Nie czyni tego poprzez podawanie słów, które mamy wypowiadać, lub przez kierowanie naszym językiem, lecz przez oświecenie naszych umysłów i wkładanie prawdy w nasze dusze. Wiedzie nas do zwrócenia większej uwagi na stan danych rzeczy. Rezultatem tego jest głębokie pobudzenie do żarliwego wołania.

Blisko wiosny starsi członkowie kościoła zaczęli tracić swoją gorliwość, a miałem wtedy zwyczaj, aby wstawać wcześnie rano i spędzać czas samotnie w domu zgromadzeń na modlitwie. W końcu zainteresowałem tym znaczną liczbę braci i poprosiłem ich, aby spotkali się ze mną rano na modlitwie. Była bardzo wczesna godzina i prawie wszyscy zgromadziliśmy się na długo przed świtem, kiedy możliwe było czytanie. Nakłaniałem mojego kaznodzieję aby uczęszczał na te poranne spotkania. Wkrótce jednak wszyscy oni zaczęli je opuszczać. Tego ranka miałem kilka poselstw (wezwań) do braci i kiedy wszedłem do domu zgromadzeń, zastałem tam kilku z nich. Pan Gale stał koło drzwi. Kiedy wszedłem na kazalnicę, natychmiast Boża chwała zajaśniała nade mną i ogarnęła mnie w cudowny sposób. Było to o brzasku, zaczynał się właśnie dzień. Natychmiast, nie do opisania światło zajaśniało w mojej duszy, prawie kładąc mnie na ziemię. W tym świetle wydawało mi się, że cała natura wysławia i uwielbia Boga z wyjątkiem człowieka. Światło to było dla mnie jak promienie słońca rozchodzące się w różnych kierunkach. To było zbyt intensywne dla oczu. Pamiętam, że spuściłem oczy i wybuchnąłem płaczem z tego powodu, że ludzie nie chcą chwalić Boga. Myślę, że przez to doświadczenie dane mi było poznać coś z tego światła, które powaliło Pawła na twarz w drodze do Damaszku. Było to z pewnością światło, którego blasku nie mogłem znieść dłużej. Kiedy wybuchnąłem takim płaczem, pan Gale powiedział: "O co chodzi Finney?" Nie umiałem mu odpowiedzieć, stwierdziłem, że on nie widział żadnego światła i nie mógł poznać przyczyny takiego stanu mojej duszy. Zatem powiedziałem mu niewiele. Myślę, że zaledwie powiedziałem mu, że widziałem chwałę Bożą i dlatego nie mogę znieść myśli o sposobie w jaki Bóg jest traktowany przez człowieka. Naprawdę nie wydawało mi się wtedy, że wizję chwały Bożej można opisać w słowach. Kiedy wypłakałem się i wizja przeszła, mój umysł ponownie uspokoił się.

Miałem wiele okazji, aby w społeczności z Bogiem przeżywać chwile, których nie potrafiłbym opisać słowami. I wiele razy kiedy te chwile się kończyły, pojawiało się w moim umyśle takie odczucie - idź i bacz, abyś nikomu nie mówił. Nie rozumiałem tego wtedy. Wiele razy nie zwracając uwagi na te zalecenia próbowałem moim braciom opowiedzieć co uczyniły te społeczności dla mnie, a właściwie sposób społeczności jaki miałem z Panem. Lecz wkrótce odkryłem, że było bezużyteczne dla moich braci opowiadanie o tym, co się stało pomiędzy Bogiem a moją duszą. Oni nie mogli tego zrozumieć. Wyglądali na zaskoczonych, a czasami myślę, że nie dowierzali mi. Wkrótce nauczyłem się milczeć o tych Bożych manifestacjach lub niewiele o nich mówić. Miałem zwyczaj spędzania długiego czasu na modlitwie, czasami dosłownie modląc się bez przystanku. Stwierdziłem także, że jest korzystną rzeczą nakłonić się do tego, aby trwać często w osobistym poście. W tamte dni szukałem całkowitego odosobnienia z Bogiem. Czasami obierałem zły sposób poszczenia, starając się to czynić według idei samoumartwiania lub na pokaz przed pastorem i kościołem. Próbowałem spojrzeć na swoje serce, aby zbadać swoje uczucia, a w szczególności moje motywacje i stan mojej duszy. Kiedy tak myślałem niezmiennie stwierdzałem, że dzień kończył się bez żadnego dostrzegalnego postępu. Po tym wszystkim wiedziałem jasno dlaczego tak było. Odwracałem uwagę od Jezusa Chrystusa i spoglądałem na siebie samego badając moje motywacje i uczucia, a wtedy oczywiście moje uczucia opadały. Lecz kiedykolwiek poddawałem się prowadzeniu Ducha Świętego, spolegałem na Jego prowadzeniu i nauce, to stwierdziłem taką uniwersalną prawdę dla mnie w najwyższym stopniu użyteczną. Odkryłem, że nie mogę żyć nie ciesząc się obecnością Boga. Jeżeli kiedykolwiek chmura nadciągała nade mną, nie mogłem odpocząć, nie mogłem osiągnąć czegokolwiek, co by w najmniejszym stopniu zadowalało mnie lub przyniosło korzyść dopóki nie został oczyszczony kontakt pomiędzy moją duszą, a Bogiem.

Pytania do przemyślenia i modlitwy

  1. Dlaczego szukam głębszego i bardziej osobistego kontaktu z Bogiem?

  2. Czy zamierzam powiedzieć innym o moim doświadczeniu?

  3. Czy zawsze sprawdzam mój duchowy puls?

  4. Czy szukam chwały Boga i skierowuję uwagę na Jezusa, abym miał poznawać i świadczyć o Nim? 


Rozdział 7

PEWNOŚĆ W MODLITWIE

"Jeżeli poprzez porównywanie naszego sumienia z Biblią, odkryjemy ciężar, że jesteśmy prowadzeni przez Ducha, aby modlić się za kogoś pojedynczego - to mamy dobry powód wierzenia, że Bóg jest gotowy błogosławić mu."

Pan nauczył mnie w tamtych wczesnych dniach mojego chrześcijańskiego doświadczenia bardzo wiele ważnych prawd odnośnie ducha modlitwy. Niedługo po tym jak się nawróciłem, kobieta u której się stołowałem bardzo poważnie zachorowała. Nie była ona chrześcijanką, lecz jej mąż wyznawał, że nim jest. Tego wieczoru przyszedł do naszego biura, które mieściło się u brata na Squire Wright i powiedział do mnie: "Moja żona nie przeżyje tej nocy". Wydawało mi się, że strzała wystrzelona uderzyła w moje serce. Czułem coś jakby uścisk chwytający za moje serce. To zstąpiło na mnie jak jakiś rodzaj ciężaru, który skruszył mnie (rodzaj wewnętrznej rozpaczy), którego natury nie mogłem pojąć, lecz który przyszedł z gorącym pragnieniem, aby modlić się za tę kobietę. Ciężar był tak wielki, że nie minął natychmiast. Opuściłem biuro i poszedłem do domu modlitwy, modlić się za nią.

Zmagałem się tam, lecz niewiele mogłem mówić. Mogłem tylko jęczeć jękiem zarówno głośnym, jak głębokim (myślę, że byłoby to niemożliwe bez tego strasznego ucisku na moim umyśle). Znaczny okres czasu pozostałem w kościele w tym stanie, lecz nie otrzymałem uwolnienia. Wróciłem do biura, lecz nie mogłem usiedzieć. Jedynie co mogłem to chodzić w boleści po pokoju. Powróciłem do domu zgromadzeń i przechodziłem znowu te same zmagania. Przez długi czas próbowałem pomodlić się przed Panem, lecz jakoś słowa nie mogły wypłynąć. Mogłem tylko jęczeć i płakać, nie będąc w stanie wyrazić słowami tego, co chciałem. Jeszcze raz wróciłem do biura, lecz nie mogłem znaleźć ukojenia. Po raz trzeci wróciłem do domu zgromadzeń. I tym razem Pan dał mi moc, aby to przemóc. Mogłem złożyć ciężar na Niego. W mojej duszy otrzymałem zapewnienie, że ta kobieta nie umrze w swoich grzechach. Kiedy kolejny raz znalazłem się w biurze, mój umysł był doskonale spokojny. Wkrótce wyszedłem z niego, aby odpocząć. Następnego dnia wcześnie rano mąż tej kobiety przyszedł do biura i śmiejąc się powiedział: "Ona żyje i wszystko wskazuje na to, że dziś rano poczuła się lepiej". Odpowiedziałem mu: "Ona nie umrze na tę chorobę, możesz być tego pewien. I ona nigdy nie umrze w swoich grzechach". Nie wiem dlaczego, ale to było dla mnie oczywiste, iż wcale nie wątpiłem w to, że ona wyzdrowieje. Z początku nie rozumiałem, dlaczego musiałem przejść takie zmagania w mojej duszy. Niedługo po tym odnosząc się do tego wydarzenia, chrześcijański brat powiedział do mnie: "Oto dlaczego tak się zmagałeś w swojej duszy".

(Później Finney napisał: Nie oszukuj samego siebie myśleniem, że możesz ofiarować efektywną modlitwę bez silnego pragnienia błogosławieństwa. Modlitwa dotąd nie będzie skuteczna, dopóki nie będzie ofiarowana w śmiertelnym zmaganiu. Apostoł Paweł mówi o zmaganiu duszy). W ciągu kilku minut rozmawiając ze mną i pokazując mi pewne miejsca w Biblii, wyjaśnił mi co to było.

Pytania do przemyślenia i modlitwy:

  1. Za kogo lub dla jakich rzeczy często modlę się długo i wytrwale?

  2. Czy modlę się za siebie, albo rzeczy które będą moim zyskiem?

  3. Czy chcę powierzyć się przewodnictwu Ducha Świętego, aby pokazał mi czy jestem chętny często i gorliwie modlić się za kogoś kogo prawie nie znam? 


Rozdział 8

CIERPLIWOŚĆ W MODLITWIE

"Musisz wytrwać. Nie możesz raz się pomodlić, potem przestać i nazywać to modlitwą wiary".

Mówiłem już o pewnej młodej kobiecie, należącej do klasy skąd pochodziło grono moich znajomych, a która pozostawała niezbawiona. Skupiała ona na sobie naszą uwagę i wiele o jej przypadku rozmawiało się wśród chrześcijan. Była ona czarującą dziewczyną, wiedziała dużo o sprawach religii, lecz pozostawała niezbawiona. Pewien brat ze starszych i ja uzgodniliśmy, aby uczynić ją obiektem codziennej modlitwy. Ciągle jej przypadek przedkładać Panu, rano, w południe i wieczorem, dopóki nie zostanie zbawiona. Odkryłem wielki ciężar z jej powodu. Jeszcze bardziej przygniatał mnie on, kiedy trwałem w modlitwie za nią - wkrótce odkryłem, że starszy, który uzgodnił ze mną , aby się o nią modlić, zrezygnował. Ale to nie zniechęciło mnie. Trwałem nieugięcie w tym postanowieniu. Korzystałem także z każdej sposobności, aby rozmawiać z nią otwarcie i wnikliwie co do sprawy jej zbawienia. Postępując w ten sposób postanowiłem odwiedzić ją pewnego wieczoru, kiedy zachodziło słońce. Właśnie podchodziłem do drzwi jej domu, kiedy usłyszałem krzyk kobiety oraz kłótnię i zamieszanie dobiegające zza zamkniętych drzwi. Stanąłem i postanowiłem zaczekać, kiedy to się skończy. Wkrótce pani domu podeszła do drzwi i otworzyła je. Trzymała w ręku kawałek książki, który wyraźnie był podarty na dwie części. Kobieta była blada i mocno wstrząśnięta. Wyciągnęła ten kawałek książki, który trzymała w swojej ręce i powiedziała: "Panie Finney, czy nie uważa pan, że moja siostra została uniwersalistką?" Ta książka zawierała obronę uniwersalizmu. Jej siostra odkryła ją, kiedy czytała tę książkę w ukryciu i próbowała zabrać ją jej. Ten hałas, który słyszałem był właśnie związany z odbieraniem jej tej książki. Przyjąłem to do wiadomości, po czym odmówiłem wejścia do środka. To uderzyło mnie tak samo bardzo, jak wiadomość o chorobie kobiety, o której wspomniałem, że była bliska śmierci. Zostałem przygnieciony w dół ciężarem wielkiego, wielkiego paroksyzmu bólu. Wracałem do swojego mieszkania, które znajdowało się w pewnej odległości od tego domu, prawie zataczając się od ciężaru, który był na mojej duszy. Zmagałem się, jęczałem, toczyłem śmiertelną walkę, lecz nie potrafiłem przedstawić tego w słowach, jak tylko w jękach i łzach. Czułem, że odkrycie tego, że ta młoda kobieta zamiast nawrócić się została uniwersalistką, zdumiało mnie. Nie mogłem przełamać tego wiarą i trzymać się Boga odnośnie jej przypadku. Wydawało mi się, że ciemność przysłoniła tę sprawę i chmura wyrosła miedzy mną, a Bogiem, odnośnie zwycięstwa w boju o jej zbawienie. Mimo to musiałem udać się na spoczynek. Lecz wkrótce obudziłem się i wydawało mi się, jakby było jasno. Pierwszą moją myślą było, aby błagać Boga ponownie o łaskę dla tej kobiety. Natychmiast powstałem i upadłem na kolana. Nie klęczałem długo, gdy ciemność ustąpiła, a cała sprawa stała się dla mnie otwarta. Kiedy prosiłem za nią Bóg powiedział do mnie: "Tak! Tak!" Jeżeli Bóg przemówiłby głośno, to Jego głos nie byłby bardziej wyraźny od tego słowa, które przemówiło w mojej duszy. Mój umysł został napełniony pokojem i radością. Czułem całkowitą pewność, że jej zbawienie było bezpieczne. Nie była jednakże to sprawa, która szczególnie zajmowała mnie w czasie modlitwy. Nadal oczekiwałem, że nawróci się od razu, lecz tak nie było. Pozostała w swoich grzechach jeszcze przez kilka miesięcy.

 

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy zniechęcam się i rezygnuję z wydawania świadectwa i modlitwy o czyjeś nawrócenie, jeżeli ten ktoś nie uwierzy i nie będzie pokutował ze swoich grzechów w wyznaczonym przeze mnie czasie?


Rozdział 9

ROZSTRZYGAJĄCA ODMOWA

"Modlitwa, aby była skuteczna musi być czyniona przez wstawiennictwo Ducha. Nigdy nie będziesz mógł ofiarować modlitwy według woli Bożej jeśli nie wypłynie ona z Ducha".

Wkrótce po moim nawróceniu, człowiek, z którym się stołowałem, a który był sędzią i jednym z najważniejszych ludzi w miasteczku, uzyskał głębokie przekonanie o swej grzeszności. Został on wybrany na członka izby legislacyjnej stanu. Modliłem się codziennie za niego, nakłaniając go do oddania swego serca Bogu. Jego przekonanie grzechu było bardzo głębokie, lecz ciągle z dnia na dzień odmawiał i nie został chrześcijaninem. Ciężar, który miałem z jego powodu, wzrastał. Tego popołudnia kilku jego politycznych przyjaciół przedłużyło sobie spotkanie z nim. Wieczorem tego samego dnia ponownie miałem zamiar modlić się za niego, ponieważ moje zaniepokojenie odnośnie jego zbawienia było bardzo duże. W mojej modlitwie bardzo się zbliżyłem do Boga. Nie mogę sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek miał tak bliską społeczność z Panem Jezusem Chrystusem jak wtedy. Jego obecność była tak realna, że cały byłem skąpany we łzach radości, wdzięczności i miłości. W tym stanie duszy zacząłem modlić się za przyjacielem. Lecz w chwili, gdy to uczyniłem moje usta zostały zamknięte. Stwierdziłem, że nie mogę powiedzieć ani słowa w modlitwie za nim. Pan wydawał się mówić: "Nie! Nie wysłucham!" Ogarnęła mnie boleść, z początku myślałem, że to pokusa, lecz moje usta zostały zamknięte. Wydawało mi się jakby Pan mówił: "Nie mów więcej w tej sprawie". Ból mój był nie do opowiedzenia. Nie wiedziałem co mam czynić. Następnego ranka spotkałem go znowu i kiedy zadałem mu pytanie odnośnie oddania się Bogu, usłyszałem: "Panie Finney, nie chcę o tym rozmawiać, dopóki nie powrócę z legislatury. Moi polityczni przyjaciele polecili mi wprowadzenie pewnych ustaw na ścieżkę legislacyjną w Legislaturze, a to jest sprzeczne z moim początkowym zamiarem zostania chrześcijaninem. I obiecałem, że nie będę rozmawiał o tej sprawie dopóki nie powrócę z legislatury". Od tego zmagania wieczór przedtem nie miałem żadnego obciążenia, aby się za nim modlić. Wtedy, kiedy on powiedział mi co uczynił, zrozumiałem, że całe jego przekonanie odeszło i że Duch Święty opuścił go. Od tamtego czasu stawał się coraz bardziej zatwardziały i opieszały. Kiedy nadszedł czas wyjechał on do Legislatury, a na wiosnę powrócił, jako prawie obłąkany uniwersalista. Powiedziałem prawie obłąkany, ponieważ zamiast posiadać uformowane poglądy oparte na dowodach lub jakiś kierunek argumentów, powiedział mi to: "Doszedłem do takiego wniosku, nie dlatego, że odkryłem to lub nauczyłem się tego z Biblii, lecz dlatego, ponieważ nauka Biblii jest przeciwna cielesnemu rozumowi. Tą naukę się powszechnie odrzuca, lub występuje przeciw niej, jako na dowód, że jest przykra cielesnemu i niezbawionemu człowiekowi." To zadziwiło mnie. Wszystko co jeszcze mogłem usłyszeć od niego na ten temat było tak samo dzikie i absurdalne. Pozostał w swoich grzechach i na końcu popadł w moralną ruinę i tak jak powiedziałem, umarł jako zniszczony człowiek w pełni wiary swojego uniwersalizmu.

 

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy w moich modlitwach naprawdę szukam poznania Chrystusa, aby wiedzieć o kogo i o co mogę się modlić, zgodnie z prowadzeniem Ducha Świętego?


Rozdział 10

ODRZUCANIE MODLITWY I WYBIERANIE PRZEZNACZENIA

"Jeżeli jesteś napełniony Duchem, będziesz spokojny w czasie utrapień i pogodzony ze śmiercią. Zawsze będziesz przygotowany, aby umrzeć i nie będziesz obawiał się śmierci, a po niej będziesz odpowiednio bardziej szczęśliwy w niebie".

W Ewans Mills mieszkał pewien stary człowiek, który nie tylko, że nie był chrześcijaninem, to jeszcze był bardzo krytycznie nastawiony do chrześcijaństwa. Bardzo złościł go ruch przebudzeniowy. Codziennie słyszałem o jego groźbach i przekleństwach, ale postanowiłem to zignorować. Całkowicie odmawiał uczęszczania na jakiekolwiek zebranie. Pewnego razu, gdy jego gniew był największy, siedząc przy stole nagle spadł z krzesła i uderzył się. Wezwany pośpiesznie lekarz, po krótkich oględzinach powiedział, że zostało mu już bardzo mało życia i jeżeli ma coś do powiedzenia, to niech to zrobi natychmiast. Właśnie trochę się wzmocnił, kiedy powiadomiono mnie, że wyjąkał: "Nie pozwólcie Finney'owi modlić się nad moim ciałem". I to był jego ostatni sprzeciw na tym świecie.

W czasie przebudzenia moja uwaga została skierowana na pewną chorą kobietę w społeczności, która była członkiem kościoła Baptystów. Była ona dobrze znana w tym miejscu, lecz ludzie nie byli pewni co do jej stanu duchowego. Miała bardzo zaawansowaną gruźlicę i prosili mnie, abym ją odwiedził. Poszedłem i odbyłem z nią długą rozmowę. Opowiedziała mi sen jaki miała będąc małą dziewczynką, a który nasunął jej myśl, że jej grzechy zostały przebaczone. Złożyła całą swoją nadzieję w tym śnie i żaden argument nie mógł jej przekonać. Próbowałem przekonać ją, że we śnie nie mogło być żadnego nawrócenia. Powiedziałem jasno, że jej znajomi potwierdzą, iż ona nigdy nie żyła chrześcijańskim życiem i nigdy nie dała dowodu chrześcijańskiej dyspozycyjności i że przyszedłem, aby ją przekonać, żeby odrzuciła swą fałszywą nadzieję i przyjęła Jezusa Chrystusa, a wtedy będzie mogła być zbawiona. Obchodziłem się z nią tak łagodnie jak tylko mogłem, lecz nie zaniedbałem, aby dać jej do zrozumienia, co miałem na myśli. Bardzo się obraziła i jak tylko wyszedłem, zaczęła narzekać, że próbowałem jej odebrać jej nadzieję i zestresować ją. Niedługo po tym ona umarła. Jej śmierć przypominała mi książka dr Nelsona "Powód i uleczanie niedowiarstwa". Kiedy do tej kobiety zbliżała się śmierć, jej oczy były otwarte. I zanim opuściła ten świat, wydawało się iż miała coś jakby migawkę charakteru Boga, oraz czym jest niebo i że wymagana tam jest świętość, aby tam zamieszkać. Rzężąc w agonii krzyczała, że idzie do piekła i w tym stanie umarła.

W czasie mojego pobytu w Evans Mills, pewnego popołudnia pewien brat w Panu poprosił mnie, abym odwiedził jego siostrę. Poinformował mnie, że ma ona bardzo zaawansowaną gruźlicę i jest uniwersalistką. Powiedział też, iż jej mąż jest uniwersalistą i wprowadził ją w uniwersalizm. Powiedział, że nie prosił mnie, abym poszedł zobaczyć się z nią, kiedy jej mąż był w domu, ponieważ obawiał się, że mógłbym zostać znieważony. Jej mąż był zdecydowany, aby jego żona nie była niepokojona co do sprawy uniwersalistycznego zbawienia. Poszedłem do niej i znalazłem ją nie do końca pozostającą w uniwersalistycznych poglądach. W czasie rozmowy ze mną całkowicie porzuciła te poglądy i oddała się w objęcia Ewangelii Chrystusa. Wierzę, że tej nadziei w Chrystusie trzymała się mocno, aż do śmierci.

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy jestem gotów poświęcić się modlitwie pod kierownictwem Ducha Świętego i prowadzić rozmowę o zbawieniu z każdym kto potrzebuje Ewangelii Chrystusa bez względu na jego sytuacją i bliskość śmierci?


Rozdział 11

MŁODZI LUDZIE I PRZEBUDZENIE

"Duch święty daje chrześcijanom duchowe rozeznanie odnośnie mechanizmów i rozwoju opatrzności. Nie jest niczym dziwnym, że chrześcijanie mogą mieć jasne poznanie odnośnie znaków czasów. Dzięki opatrzności wiedzą czego oczekiwać, aby modlić się z wiarą".

Na wiosnę w Adams starsi członkowie kościoła zaczęli podupadać odnośnie świadczenia i gorliwości dla Boga. Bardzo to przygnębiło nie tylko mnie, ale i młodych nawróconych. W tym czasie przeczytałem w gazecie artykuł "Przebudzone przebudzenie". Treścią tego artykułu było duchowe przebudzenie zimą w pewnej miejscowości. Na wiosnę to przebudzenie zamarło. Lecz pod wpływem żarliwych modlitw o to, aby darowane im było dalsze wylanie Ducha, przebudzenie z całą mocą ożyło. Ten artykuł bardzo zaciążył na moim sercu. W tym czasie stołowałem się z panem Gale i dałem mu go do przeczytania. Byłem mocno przekonany o znaczeniu Bożej dobroci w wysłuchiwaniu i dawaniu odpowiedzi na modlitwy. Miałem zupełną ufność, że Bóg wysłucha i da odpowiedź na modlitwy w sprawie duchowego przebudzenia w Adams. W takim przekonaniu szedłem do domu, całą drogę płacząc jak dziecko. Pan Gale wydawał się być zdziwiony moimi odczuciami i wyrażanym przekonaniem, że Bóg może uczynić tu swoje dzieło. Ten artykuł nie wywarł takiego znaczenia na nim jak na mnie. Na najbliższym spotkaniu młodzieży zaproponowałem, że będziemy przestrzegać umowy o przebudzenie dla Bożego dzieła. Powiedziałem, że powinniśmy modlić się o wschodzie, w południe i o zachodzie słońca. I trwać w tym przez tydzień, a potem znowu zebrać się i zobaczyć co jeszcze więcej może być uczynione. Żadne inne sposoby nie zostały użyte w sprawie przebudzenia Bożego dzieła. Duch modlitwy bardzo szybko został wylany w cudowny sposób na młodych wierzących. Przed końcem tygodnia stwierdziłem, że niektórzy z nich usiłowali przestrzegać tego czasu modlitwy i stracili siły tak, że nie byli w stanie ani stać ani klęczeć w swoich komorach. Kilku z nich leżało rozciągniętych na podłodze modląc się w niewypowiedzianych jękach o wylanie Ducha. Duch został wylany i przed końcem tygodnia wszystkie spotkania zapełniły się tłumami i wzrosło bardzo zainteresowanie duchowymi sprawami. Myślę, że tak jak tam było, mogło być w jakimkolwiek innym czasie w okresie przebudzenia. W tym miejscu z przykrością muszę powiedzieć o błędzie, który został uczyniony, lub może powinienem powiedzieć, że został popełniony grzech przez niektórych starszych członków zboru, a którego rezultatem było wielkie zło. Jak później stwierdziłem znaczna liczba starszych ludzi przeciwstawiła się temu ruchowi jaki był pośród młodych nawróconych. Czynili to z powodu zazdrości. Nie wiedzieli, co z tym uczynić. Czuli, że młodzi nawróceni odchodzą od nich będąc tak wypychani i nagleni przez starszych członków zboru. Ten stan umysłu w końcu zasmucił Ducha Bożego.

Po opuszczeniu przeze mnie Adams duch religii zaczął podupadać. Brat Gale będący ich pastorem wkrótce zrezygnował z tej funkcji wymawiając się zdrowiem. Wyjechał na zachód na farmę w hrabstwie Oneida, aby zobaczyć, czy stan jego zdrowia nie poprawi się. To było niedługo przedtem zanim pośród starszych członków ich zboru powstał rozłam, który w końcu doprowadził do wielkiego zła dla tych, którzy pozwolili sobie, aby przeciwstawić się temu późniejszemu przebudzeniu. Z tego co wiem młodzi nawróceni byli ogólnie rzecz biorąc zdrowymi i zostali całkowicie wydajnymi chrześcijanami.

 

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy otworzyłeś swoje życie dla Boga i Ducha Świętego tak, abyś mógł zobaczyć Jego dzieło opatrznościowe wokół siebie w tym w czym inni po prostu upatrują "łut szczęścia"? 


Rozdział 12

BOŻA SZKOŁA MODLITWY

"Całkowite poświęcenie się Bogu jest niezbędne do tego, aby modlić się z wiarą. Musisz żyć świętym życiem i wszystko poświęcić Bogu - twój czas, talenty, wszystkie wpływy jakie posiadasz. Wszystko co masz, wszystko czym jesteś musi całkowicie należeć do Niego".

Zostałem wezwany do Adams w celu przeegzaminowania mnie, aby stwierdzić, czy mogę głosić ewangelię. Był marzec 1824 rok. Jednomyślnie przegłosowali zgodę. Na tym spotkaniu prezbiterów po raz pierwszy zobaczyłem wielebnego Daniela Nash, który był powszechnie znany jako "Ojciec Nash". Był on członkiem kolegium prezbiterów. Duże zgromadzenie zebrało się, aby przesłuchiwać się moim egzaminom. Przyszedłem trochę później i zobaczyłem, że za kazalnicą stał człowiek i jak przypuszczałem mówił do ludzi. Zobaczyłem, że spojrzał na mnie kiedy przyszedłem. Potem spoglądał na innych, jak przechodzili do bocznych naw. Tak szybko jak mogłem zająłem swoje miejsce i słuchałem. Zauważyłem, że się modlił. Byłem zdziwiony, widząc go, rozglądającego się po całym domu tak, jakby mówił do ludzi, kiedy naprawdę modlił się do Boga. Oczywiście nie brzmiało to dla mnie jak modlitwa. Jego stan w tym czasie wskazywał, że był on bardzo zimny i odstępczy. Później ponownie spotkałem ojca Nash, człowieka, który modlił się z otwartymi oczami na spotkaniu kolegium prezbiterów, kiedy ubiegałem się o pozwolenie na głoszenie Ewangelii. Po tym spotkaniu zachorował na zapalenie oczu i na kilka tygodni zamknął się w ciemnym pokoju. Nie mógł ani czytać, ani pisać i jak się dowiedziałem oddał się całkowicie modlitwie. Jego życie zostało radykalnie odnowione i tak szybko, jak tylko mógł widzieć z podwójną czarną zasłoną na oczach wyruszył w podróż ewangelizacyjną.

Kiedy przybył do Evans Mills, był pełen mocy modlitwy. Był zupełnie innym człowiekiem w porównaniu do wcześniejszego okresu jego chrześcijańskiego życia. Odkryłem, że miał on listę z imionami osób, za które się modlił codziennie, a czasami wiele razy na dzień. Modliłem się z nim i słuchałem jego modlitw na zgromadzeniach. Stwierdziłem, że jego dar modlitwy był cudowny, a jego wiara czyniła prawie cuda. Był tam człowiek, którego imię zaczynało się na literę D, prowadzący skromną tawernę, którą często odwiedzali przeciwnicy przebudzenia. Pomieszczenie było miejscem bluźnierstw, a sam właściciel był najbardziej bezbożnym i niegodziwym człowiekiem. Chodził on po całym miasteczku kpiąc z przebudzenia. Szczególnych starań dokładał w bluźnieniu i wyzywaniu, jeżeli gdziekolwiek zobaczył Chrześcijan. Ojciec Nash słyszał nas rozmawiających o panu D, jako o ciężkim przypadku. Natychmiast umieścił jego imię na swojej modlitewnej liście. Pozostał on w miasteczku dzień, albo dwa i wyruszył dalej w swoją drogę mając na uwadze inną okolicę. Kilka dni potem, kiedy mieliśmy spotkanie w bardzo zatłoczonym domu, każdego można było się na nim spodziewać, tylko nie powszechnie znanego pana D. Jego wejście uczyniło znaczne poruszenie w zgromadzeniu. Ludzie obawiali się, że przyszedł robić bałagan. Obawa przed nim i obrzydzenie było bardzo powszechne między Chrześcijanami. Kiedy on wszedł, niektórzy powstali i wyszli. Znałem jego pewność siebie i zatrzymałem swój wzrok na nim. Bardzo szybko stwierdziłem z zadowoleniem, że nie przyszedł on, aby się sprzeciwiać, ale pod ciężarem przekonania o swoich grzechach. Usiadł szlochając. Wkrótce powstał i z drżeniem spytał, czy może powiedzieć kila słów. Powiedziałem, że może. Wtedy zaczął składać jedno z najbardziej rozdzielających serce wyznań jakie kiedykolwiek słyszałem. Wydawało się, że jego wyznanie zawarło w sobie całe jego podłoże traktowania przez niego Boga, Chrześcijan, przebudzenia i wszystkiego, co było dobre. Wyznanie to całkowicie skruszyło twardy grunt w wielu sercach. Był to najpotężniejszy sposób, jaki mógł zostać użyty właśnie wtedy, aby nadać impetu pracy. Pan D. wkrótce wyszedł i zaczął świadczyć obalając wszystkie biesiady i niegodziwości w swoim barze. Od tego czasu, tak długo jak tam byłem i nie wiem jak długo potem spotkania modlitewne odbywały się w barze niemal co wieczór.

 

Pytania do przemyślenia i modlitwy

  1. Czy potrzebuję uczęszczać do Bożej szkoły modlitwy?

  2. Czy jestem gotów modlić się w wierze z poświęconego serca o zbawienie tych, którzy wydają się być najdalej od Boga? 



Rozdział 13


MODLITWA O NOWE SERCE

"Grzesznicy nie nawracają się przez bezpośredni kontakt Ducha Świętego, ale przez prawdę, która głoszona jest im, jako środek. Oczekiwanie, aby grzesznik nawrócił się jedynie przez modlitwę jest kuszeniem Boga".

Nauki głoszone w Evans Mills były tym, co zawsze zwiastowałem, jako Ewangelię Chrystusa. Uwypuklałem dobrowolne i całkowite moralne zepsucie pośród niezbawionych i niezmienionych ludzi i potrzebę radykalnej zmiany serc przez Ducha Świętego i środki prawdy. Położyłem wielki nacisk na modlitwę, jako niezbędny warunek wywołania przebudzenia. Uniżenie się Jezusa Chrystusa, Jego Boskość, Jego Boska misja, jego doskonałe życie, zastępcza śmierć, zmartwychwstanie, pokuta, wiara, usprawiedliwienie przez wiarę i wszystkiego rodzaju doktryny były omawiane przeze mnie tak szeroko, jak tylko byłem w stanie to uczynić. Było to wyraźnie skuteczne przez moc Ducha Świętego. Środki, które zostały użyte to głoszenie, modlitwa i konferencje, oraz wiele osobistej modlitwy. Muszę dodać, że zawsze udzielałem wiele pouczeń zainteresowanym. Wierzę, że ta praktyka była uniwersalna, aby przyprowadzić zaniepokojonych grzeszników do modlitwy o nowe serce i nawrócenie. Sposoby te, ani nie dadzą możliwości udawania pozornego nawrócenia, ani nie dadzą im odczuć, że musieli wiele cierpieć, aby przekonać Boga, aby ich nawrócił. Próbowałem im wytłumaczyć, że to Bóg użył tych środków w stosunku do nich, a nie oni w stosunku do Boga. Tłumaczyłem im, że to Bóg był gotowy, a nie oni i to On chciał ich zbawienia, a nie oni. Krótko mówiąc starałem się ich przekonać, że ich wiara i pokuta są rzeczami, których Bóg wymaga od nich tak, jak uległości według Jego woli i przyjęcia Jezusa. Próbowałem przekazać im, że to całe odwlekanie było tylko wymówką od obecnej odpowiedzialności. A to całe modlenie się o nowe serce było tylko próbowaniem zrzucenia odpowiedzialności z ich własnego nawrócenia na Boga i że te wszystkie wysiłki, aby wykonać obowiązek, kiedy nie oddali swego serca Bogu były obłudne i zwodnicze.

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy chętnie oddajesz swoje serce Bogu w wierze i pokucie, czy też nadal twoje modlitwy są szukaniem swojego ja i koncentrują się na tym, co uważasz, że Bóg potrzebuje uczynić dla twojego serca, aby cię zbawić?


Rozdział 14

MODLITWA I KAZALNICA

"Prawda nigdy sama z siebie nie da efektów bez Ducha Bożego. Duch jest dany w odpowiedzi na modlitwę".

Przez cały czas do moich zwyczajów należało studiowanie Ewangelii i jak najlepsze stosowanie jej. Nie traciłem godzin i dni na pisanie kazań, gdyż takie postępowanie ograniczałoby mnie w moim działaniu dla Pana. Zawsze w moim umyśle rozważałem prawdy Ewangelii i sposób najlepszego zastosowania ich. Na przykład szedłem między ludzi, aby dowiedzieć się jakie mają potrzeby. Wtedy w świetle Ducha Świętego przegotowywałem kazania, w których uważałem, że wyjdę naprzeciw ich obecnej sytuacji i potrzebom. Treść tego tematu była obiektem moich głębokich przemyśleń i nieustannych modlitw np. do niedzieli rano. Tymi myślami wypełniałem mój umysł i potem wylewałem to na ludzi. Gdziekolwiek głosi się kazania jest to wielkim problemem, bo człowiek, który napisał kazanie, uważa, że potrzebuje dużo rozmyślać nad nim, lecz mało się modlić. Być może przeglądał swój rękopis w sobotę wieczór lub w niedzielę rano, ale nie czuje potrzeby, aby być pomazanym w pełni mocy, oraz aby jego usta zostały otwarte i napełnione argumentami tak, aby był w stanie głosić z pełnego serca. Czuje się on zupełnie swobodnie. Taki kaznodzieja używa tylko swoich oczu i uszu. Może głosić tylko na swój własny sposób. To może być kazanie, które było pisane w ciągu całego roku, lub pisząc jedno słowo na tydzień, lecz na niedzielnym nabożeństwie nie miało ono żadnej świeżości. Takie kazanie nie niesie w sobie tego odnowienia i świeżości, jakie ma pomazane przez Boga poselstwo, które powinno trafić do serca głoszącego, a następnie przez niego do ludzi.

Na początku mojego zwiastowania, we wczesnym okresie mojej służby, przez około 12 lat nie napisałem ani jednego słowa. Zwykle byłem zmuszony głosić bez żadnego przygotowania, oprócz tego, co otrzymywałem w modlitwie. Wiele razy wchodziłem za kazalnicę nie wiedząc na podstawie jakiego tekstu powinienem głosić lub jakie słowo powinienem powiedzieć. Byłem zależny od sytuacji i Duch Święty poddawał mi tekst i objawiał cały temat mojemu umysłowi. Z pewnością w żadnym innym okresie mojej służby nie miałem tak wielkich sukcesów i mocy w głoszeniu kazań. Jeżeli nie głosiłem z natchnieniem, to nie wiedziałem jak głosić. To było powszechnym doświadczeniem dla mnie tak jak w ciągu całej służby w moim życiu, że temat stawał się dla mnie jasny w sposób, który był zadziwiający. Wydawało mi się, że mogę widzieć z intuicyjną to, co powinienem powiedzieć. Cały szereg myśli, słów i ilustracji przychodził do mnie tak szybko na ile nadążałem z przekazywaniem do ludzi. W oparciu na tym, co Duch Święty dał mi głosić, zrobiłem po raz pierwszy swój zarys kazania. Zachowywałem te zarysy w moich myślach, aby użyć je w takich sytuacjach, jak wymienione wyżej. Odkryłem, że kiedy Duch Święty dawał mi bardzo jasny przegląd tematu, nie mogłem zachować go w moim umyśle tak, aby wykorzystać go przy nadarzającej się okazji, dopóki nie został utrwalony. Stwierdziłem też, że nie mogę wykorzystać starych zarysów do głoszenia kazań bez ponownego ich przeanalizowania i odświeżenia w nowym spojrzeniu, jakie dawał Duch Święty. Często moim doświadczeniem było również to, że prawie zawsze przedkładałem Bogu tematy moich kazań na kolanach w modlitwie dotąd, aż otrzymałem od Ducha Świętego co mam naprawdę powiedzieć. Przekonanie o tym było tak silne, że drżałem w sposób trudny do opisania. Temat, który otrzymywałem do głoszenia przeszywał moją duszę i ciało. W świetle Ducha Świętego za kilka chwil mogłem zobaczyć kontury mojego kazania tak, że byłem w stanie zachować je w moim umyśle. Stwierdziłem, że takie kazania z wielką mocą dotykały ludzi.

Jestem gotów w sposób jak najbardziej uroczysty stwierdzić, że po przestudiowaniu tego wszystkiego więcej nie pisałem już moich kazań. Zostałem zobowiązany, aby uczynić tematem moich rozważań sposób w jaki układałem je w zakamarkach moich myśli napełniając nimi umysł i tak przygotowany szedłem głosić to ludziom. W prosty sposób zaznaczyłem główne punkty tego, na czym opierałem moje kazania. W dużym skrócie i prostym językiem przedstawiłem listę moich propozycji odnośnie robienia zarysów i wniosków.

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Jak często w mojej posłudze chrześcijańskiej i służbie dla innych polegam bardziej na swoich przemyśleniach i działaniach niż na modlitwie i pracy Ducha Świętego?


Rozdział 15

MODLITWA PRZEZWYCIĘŻA STRACH

"Jeżeli masz Ducha Bożego, to musisz oczekiwać, że będziesz odczuwał wielki smutek z powodu stanu kościoła i świata. Czytajcie swoje Biblie i przyjrzyjcie się, jak apostołowie i prorocy zawsze wołali w rozpaczy z powodu stanu kościoła i świata".

To było w środę i jeżeli dobrze pamiętam, to przybyłem wtedy do Antwerpii (ludzie tamtejsi nie mieli pragnienia publicznego uwielbiania Boga i dlatego dom zgromadzeń był zamknięty). Odwiedziłem kilka pobożnych kobiet i spytałem, czy nie chciałyby, aby odbyło się zgromadzenie. Odpowiedziały, że tak, lecz nie wiedzą, czy to jest możliwe. Pani X zgodziła się udostępnić swój salonik na wieczorne spotkanie, jeżeli będę mógł kogoś zaprosić. Obchodziłem miasteczko, zapraszałem ludzi i zapewniłem audytorium. Myślę, że w saloniku tej niewiasty zebrało się około trzynastu osób. Wygłosiłem do nich kazanie i potem powiedziałem, że spróbuję wykorzystać tutejszy budynek szkolny, abym mógł wygłosić kazanie w niedzielę. Uzyskałem zgodę wiernych i następnego dnia zaproszenie na nabożeństwo w budynku szkolnym w niedzielę rano, krążyło między ludźmi. Chodząc po miasteczku słyszałem wiele przekleństw. Pomyślałem, że jeszcze w żadnym innym miejscu nie słyszałem ich tak wiele. Wyglądało to, jakby ludzie grający w piłkę nożną na trawie, w każdym miejscu, gdzie stąpały moje nogi, wszyscy przeklinali się, rzucali klątwy i złorzeczenia jeden przeciw drugiemu. Czułem się tak, jakbym przybył do granic piekła. Pamiętam, że w sobotę, kiedy obchodziłem miasteczko miałem złe odczucia. Cała atmosfera wydawała mi się trująca i opanował mnie jakiś strach. W sobotę oddałem się modlitwie, uporczywie przedkładając mój problem Bogu, dopóki nie otrzymałem odpowiedzi: "Nie obawiaj się i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt ciebie nie skrzywdzi, gdyż mam wiele ludzi w tym mieście". To całkowicie uwolniło mnie od wszelkiego strachu. Mimo to stwierdziłem, że tamtejsi chrześcijanie naprawdę obawiali się, że coś poważnego może się wydarzyć, jeżeli religijne spotkania znowu zostaną ustanowione w tej miejscowości.

W sobotę bardzo wiele się modliłem, a oprócz tego chodziłem po miasteczku wystarczająco długo, aby zauważyć, że zaproszenie zostało rozdane, że wiadomość iż będzie głoszone słowo w budynku szkolnym, uczyniła znaczne poruszenie. W niedzielę rano wyszedłem z moich pokojów w hotelu, po to, aby iść na miejsce, gdzie mógłbym wznieść zarówno moje serce, jak i głos do Boga. Poszedłem do lasu, który znajdował się w pewnej odległości od miasteczka i na długi czas oddałem się modlitwie. Nadeszła druga godzina modlitwy, a ja nie otrzymywałem pomocy. Odpowiedź przyszła w trzeciej godzinie modlitwy. Stwierdziłem, że był to już czas, kiedy miało zacząć się spotkanie i natychmiast poszedłem do szkoły. Budynek był przepełniony, aż trzeszczał w szwach. Wziąłem do ręki moją kieszonkową Biblię i przeczytałem im ten tekst: "Albowiem tak Bóg umiłował świat, że syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny". Niewiele mogę sobie przypomnieć z tego, co głosiłem, lecz wiem, że główny nacisk położyłem na sposób w jaki został potraktowany Bóg w odpowiedzi na Jego miłość. Ten temat tak bardzo zajął mój umysł, że kiedy głosiłem, to wylewałem moją duszę razem ze łzami. Zobaczyłem kilku mężczyzn, od których dzień wcześniej słyszałem najbardziej przerażające przekleństwa. Wskazałem ich na zgromadzeniu i opowiedziałem, co oni mówili i jak powoływali się na Boga, przeklinając jeden drugiego. Zaprawdę powiedziałem wszystko, co miałem na sercu odnośnie ich. Powiedziałem im, że wyglądają, jak piekielne psy na ulicy, które wyją przekleństwami i dlatego myślę, że przyjeżdżając tu zbliżyłem się do piekła. Każdy wiedział, że mówię prawdę. Mężczyźni słysząc to, skulili się. Nie wyglądali na obrażonych, a ludzie wokoło płakali tak, jak ja sam. Myślę, że mało które oczy były suche w tym budynku.

Pan C, który odmówił otwarcia domu zgromadzeń na niedzielne nabożeństwo, zaraz jak tylko skończyła się pierwsza usługa wstał i powiedział, że otworzy go po południu. Ludzie rozbiegli się i zanieśli informację o tym w różnych kierunkach. Po południu dom zgromadzeń był niemal tak przepełniony, jak szkoła rano, a Pan dał mi mówić w przekonywujący sposób.

Pytania do przemyślenia i modlitwy

  1. Czy często nie mówię do ludzi o Bogu, bo obawiam się tego co mi mogą powiedzieć i uczynić?

  2. Czy wytrwale się modlę o to, aby Duch Boży dał mi odwagę i obietnice z Biblii? 


Rozdział 16

MODLITWA I PRZEBUDZENIE

"Mocne pragnienia jasno ilustrują siłę Bożych uczuć. Są one odzwierciedleniem prawdziwych Bożych uczuć w stosunku do niezbawionych grzeszników. Kiedy widzę to, co i ja sam mam czasami, miłość odczuwaną przez chrześcijan wobec zagubionych dusz, to wspaniałe wrażenie na mnie robi zdumiewająca miłość Boga i Jego pragnienie zbawienia ich".

Powiedziałem, że duch modlitwy, który w czasie przebudzenia zwyciężał w sposób bardzo znaczący odcisnął się na nich. Było czymś powszechnym dla młodych nawróconych być bardzo obciążonymi w modlitwie. W niektórych przypadkach tak bardzo, że byli przymuszeni, aby się modlić całe noce o zbawienie dusz znajdujących się wokół nich, aż ich cielesna siła nie wyczerpała się. Duch Święty wywierał presję na umysły chrześcijan. Wydawało się, że zebrali ze swego otoczenia ciężary nieśmiertelnych dusz. Manifestowali oni największe poświęcenie umysłu i największą powściągliwość w myślach i czynach. Było czymś powszechnym, że chrześcijanie spotykając się, zamiast angażować się w rozmowy, padali na kolana w modlitwie. Nie tylko spotkania modlitewne były wielce rozpowszechnione i zapełnione uczestnikami, nie tylko była tam wielka i uroczysta powaga, ale był tam także potężny duch ukrytej modlitwy. Chrześcijanie zanosili wielką ilość modlitw i wielu z nich spędzało wiele godzin na osobistej modlitwie. Były też takie przypadki, że dwóch lub kilku brało obietnicę: "Jeżeli dwóch z was uzgodni na ziemi jakąś sprawę i będą o nią prosić, to będzie im dana od mojego Ojca, który jest w niebie". Czynili jakąś konkretną osobę obiektem modlitwy i jakąż cudowną rzeczą było widzieć do jakich rozmiarów odnosili zwycięstwo. Odpowiedzi na modlitwę tak jawnie pomnażały się z każdej strony, że nikt nie mógł uciec przed tym przekonaniem, że Bóg codziennie i co godzinę odpowiada na modlitwę. Jeżeli wydarzyło się cokolwiek, co mogło grozić zniszczeniu Bożej pracy, jeżeli pojawił się jakiś korzeń goryczy wyrastający w górę lub tendencja do fanatyzmu i nieporządku, to chrześcijanie podnosili alarm i oddawali samych siebie w modlitwie, aby Bóg zechciał pokierować i skontrolować wszystkie rzeczy. Było zadziwiającą rzeczą widzieć do jakich rozmiarów i przez jakie środki Bóg usuwał te przeszkody z drogi, w odpowiedzi na modlitwy.

Sięgając do mojego własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że dopóki nie otrzymałem ducha modlitwy nie mogłem niczego uczynić. Jeżeli na dzień lub godzinę straciłem ducha łaski i błagania stwierdziłem, że nie jestem w stanie głosić kazań z mocą i skutecznością, lub zdobywać dusze przez osobiste rozmowy. Co się tyczy tego doświadczenia, to mogę powiedzieć, że tak było zawsze. Odkryłem w sobie więcej lub mniej mocy do głoszenia i osobistej pracy dla dusz w zależności od proporcji posiadania przeze mnie ducha przemagania w modlitwie. Stwierdziłem, że dopóki zachowywałem siebie z dala od takich relacji z Bogiem jak codzienny lub cogodzinny kontakt z Nim, to moje wysiłki w kierunku zdobywania dusz były nieudane. Kiedy jednak mogłem przezwyciężać z Bogiem w modlitwie, to mogłem przezwyciężać z człowiekiem w głoszeniu, napominaniu i rozmowie. Ustaliłem, że moje ostatnie pole pracy w Hrabstwie St. Lawrence było w De Kalb i że przebudzenie tam było pełne mocy, aby mogło objąć rozproszoną ludność, która wtedy żyła w tamtym nowym regionie Hrabstwa. Przez kilka tygodni zanim opuściłem De Kalb, aby pojechać na synod w Hrabstwie Oneida, o którym już wspomniałem, byłem bardzo mocno doświadczony w modlitwie i otrzymałem doświadczenie, które było czymś nowym dla mnie. Stwierdziłem, że jestem tak bardzo doświadczony i obciążony ciężarem nieśmiertelnych dusz, że byłem przymuszony modlić się bez przystanku. Nie mogłem odpocząć w domu i byłem zmuszony często w ciągu dnia, usunąć się do stodoły, gdzie mogłem odciążyć moją duszę i wylać moje serce przed Bogiem w modlitwie. Miałem wspaniałą wiarę, która była mi dana w tamtym czasie i otrzymałem pewne doświadczenie, które zaalarmowało mnie. Kiedy w samotności mogłem zmagać się, mocować i moja wiara wzrastała, to dopiero wtedy mogłem mówić do Boga, że odpowie na modlitwę, bo nie chce i nie może odmówić. Byłem tak obciążony, że używałem mocnego języka wobec Boga. Czułem, że z pewnością wysłucha mnie i Jego wierność wobec Swoich obietnic sprawi iż niemożliwą rzeczą będzie nie wysłuchać mnie i nie dać mi odpowiedzi. Często odkrywałem siebie mówiącego do Boga: "Mam nadzieję, że nie odmówisz mi Panie. Oto przychodzę z Twymi obietnicami w mym ręku i nie mogę się zawieść". W tym czasie Duch Święty uczynił taki użytek z obietnic w moim umyśle i tak mi objawił prawdziwe ich znaczenie, że to prowadziło mnie do zrozumienia jak najlepiej je wykorzystać i w jakich przypadkach mają specjalne zastosowanie w sposób bardziej dla mnie zrozumiały niż kiedykolwiek przedtem.

Pytania do przemyślenia i modlitwy

  1. Czy i jak studiuję Słowo Boże oraz czy jestem otwarty na prowadzenie Ducha Bożego, że wiem za kogo i o co mam się modlić?

  2. Czy umiem zastosować obietnice Pisma Świętego zgodnie z potrzebami, które dostrzegam?


Rozdział 17

MODLITWA RODZINNA

"Prawdziwe chrześcijaństwo nie składa się z posłuszeństwa naszym uczuciom, lecz z nakłaniania naszych serc do przestrzegania biblijnej prawdy. Bóg dał nam poznanie powodu, przyczyn i wymogów, abyśmy zrozumieli w jakim miejscu się znajdujemy i kim jesteśmy"

Pamiętam sytuację pewnej młodej kobiety, mieszkającej poza miastem która prawie codziennie przychodziła na spotkanie do centrum. Rozmawiałem z nią kilka razy i odkryłem, że jest ona głęboko przekonana o swej grzeszności i naprawdę bliska rozpaczy. Dzień po dniu oczekiwałem, że usłyszę o jej nawróceniu, lecz ona pozostawała ciągle niezmieniona z wyjątkiem rozpaczy, która wzrastała. To sprawiło, że zacząłem podejrzewać, że u niej w domu jest coś nie w porządku. Zapytałem, czy jej rodzice są Chrześcijanami. Odpowiedziała, że są członkami kościoła, więc spytałem ją czy uczęszczają na zgromadzenia. Odpowiedziała: "Tak, w niedzielę". "Czy w inne dni twoi rodzice też uczęszczają na zgromadzenia" - spytałem. "Nie" - brzmiała odpowiedź. "Czy macie rodzinne spotkania modlitewne w domu". "Nie proszę pana" - powiedziała - "kiedyś były, lecz od długiego czasu nie mamy rodzinnych modlitw". To natychmiast pokazało mi w czym tkwi problem. Zapytałem, kiedy mogę spotkać jej ojca, lub matkę w domu. Odpowiedziała, że prawie zawsze, gdyż bardzo mało wychodzą z domu. Czułem, że ogromnie niebezpieczną rzeczą było zostawić ten przypadek takim, jakim jest. Następnego ranka poszedłem odwiedzić jej rodzinę. Myślę, że była ona jedyną córką w domu. Znalazłem ją przygnębioną i pogrążoną w rozpaczy. Powiedziałem do jej matki: "Duch Pana stara się przemóc waszą córkę". "Tak" - powiedziała - "nie wiem nic oprócz tego, że to jest Bóg". Zapytałem, czy modliła się o swoją córkę. Dała mi odpowiedź, przez którą mogłem zrozumieć, że ona nie wie, co to znaczy modlić się o nią. Zapytałem o jej męża. Powiedziała mi, że jest w polu i pracuje. Poprosiłem, aby go zawołała. Kiedy przyszedł powiedziałem do niego: "Czy nie jest pan tym zaniepokojony, czy modlił się pan za nią?" Jego odpowiedź objawiła mi fakt, że był on kiedyś nawrócony, jednak teraz był nieszczęśliwym odstępcą i nie polegał na Bogu. "Czy jest u was modlitwa rodzinna?" "Nie proszę pana" - odpowiedział. "A teraz" - powiedziałem - widzę pańską córkę dzień po dniu padającą na kolana z powodu przekonania o swej grzeszności i stwierdziłem, że problem tkwi w domu. Pan zamknął Królestwo Niebios przed swoją córką, sam pan nie wchodzi i jej nie pozwala wejść. Pańska niewiara i świecki sposób życia przeszkadza w nawróceniu pańskiej córki i rujnuje pańską duszę. Musi pan teraz pokutować. Nie mam zamiaru opuścić tego domu, dopóki pan i pańska żona nie będziecie pokutować i nie otworzycie drogi dla waszej córki. Teraz musi pan wprowadzić rodzinną modlitwę i odbudować ołtarz, który upadł. Teraz mój drogi panie, czy nie skłoni pan swoich kolan oraz pańska żona i nie oddacie się modlitwie? Czy obieca pan, że od tego czasu wykona pan swój obowiązek, ustawi rodzinny ołtarz i wróci do Boga?" Byłem bardzo poruszony, kiedy oboje zaczęli płakać. Moja wiara była tak silna, że nie przejąłem się tym, co powiedziałem o nieopuszczeniu tego domu, dopóki nie będą pokutować i nie wprowadzą modlitwy rodzinnej. Czułem, że praca musi być dokonana i dokonałem jej. Rzuciłem się na kolana i zacząłem się modlić. Oni również uklękli i gorzko płakali. Wyspowiadałem ich tak dobrze, jak mogłem i spróbowałem przyprowadzić ich do Boga i zwyciężyć przed Bogiem w ich sprawie. To była poruszająca scena. Oboje się ukorzyli wyznając swoje grzechy. Zanim powstaliśmy z kolan ich córka całkowicie się nawróciła. Powstała z kolan radując się w Chrystusie. To przebudzenie sprawiło, że wiele było odpowiedzi na modlitwę i wspaniałych wydarzeń.

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy jest jakiś kamień zgorszenia w twoim życiu i w życiu twojej rodziny, którego wpływ powstrzymuje kogoś przed pójściem za Bogiem.


Rozdział 18

MODLITWA I WIARA

"Musisz modlić się w wierze. Musisz oczekiwać, że otrzymasz te rzeczy, o które prosisz. Nie spodziewaj się odpowiedzi na modlitwę, jeżeli modlisz się nie oczekując, że ją otrzymasz. Nie powinieneś układać sobie takich oczekiwań bez żadnego powodu, oprócz przypadków, że jest powód, aby ją otrzymać."

Powiem kilka słów o rodzaju modlitwy, która zwyciężyła w Rzymie w tym czasie. Wydarzyło się to w sobotę, kiedy wróciłem z Zachodu, aby zmienić się z panem Gillett. Po południu spotkałem na zebraniu modlitewnym w ich domu modlitwy pewnych ludzi, których starałem się przekonać, że Bóg może natychmiast dać odpowiedź na ich modlitwy pod warunkiem, że spełnią warunki, na podstawie których On obiecał odpowiedzieć na modlitwę.

Spostrzegłem, że byli wielce zainteresowani moimi uwagami i na ich obliczach manifestowało się silne pragnienie doświadczenia Bożej odpowiedzi na ich modlitwy. Kiedy zebranie zbliżało się do końca, przypomniałem im moje uwagi: "Naprawdę wierzę, że jeżeli tego popołudnia zjednoczycie się w modlitwie wiary do Boga o natychmiastowe wylanie Jego Ducha, otrzymacie z nieba odpowiedź szybciej niż moglibyście otrzymać wiadomość z Alabamy najszybszą pocztą, jaką mogłaby być przesłana. Powiedziałem to z wielkim naciskiem i zaobserwowałem, jak ludzie byli wstrząśnięci moim wyrażaniem gorliwości w wierze odnośnie natychmiastowej odpowiedzi na modlitwę. Faktem jest, że tak często widziałem taki rezultat w odpowiedzi na modlitwę, że uczyniłem tą uwagę bez żadnego uchybienia. Nic nie zostało powiedziane wtedy przez kogokolwiek z czołówki kościoła. Potem, gdy zaczęła się modlitwa zaobserwowałem, że trzech lub czterech członków kościoła zwanych studentami pana Gillett, którzy byli tak pod wrażeniem tego, co powiedziałem o szybkiej odpowiedzi na modlitwę, że zdecydowali się wziąć Boga za Jego słowo i zobaczyć, czy On odpowie, kiedy oni będą się modlić. Jeden z nich opowiadał mi potem, że mieli wspaniałą wiarę daną im przez Ducha Bożego, aby modlić się o natychmiastową odpowiedź i dodał: "Odpowiedź przyszła szybciej niż moglibyśmy otrzymać jakąkolwiek odpowiedź z Alabamy przez jakąkolwiek pocztę". Naprawdę miasto było pełne modlitwy. Gdziekolwiek byś nie poszedł, usłyszałbyś głos modlitwy. Gdziekolwiek byś spotkał nienawróconego grzesznika, który manifestuje swój upór, to znajdziesz też braci lub siostry, uzgadniających, że uczynią go szczególnym obiektem modlitwy (było bardzo interesującą rzeczą zobaczyć w jakim stopniu Bóg dawał natychmiast odpowiedź na ich modlitwy).

Pytanie do przemyślenia i modlitwy

Czy twoja społeczność z Bogiem na tyle się rozwinęła, że wiesz o jakie rzeczy możesz modlić się z wiarą, wiedząc to, że zachęcając innych w szczególnych modlitwach sprawisz, że ich wiara wzrośnie? 


Rozdział 19

MODLITWA I SPRZECIW

"Jeżeli jesteś pełny Ducha Świętego, to musisz być przygotowany na to, że spotkasz się ze sprzeciwem zarówno w kościele jak i na świecie. Prawdopodobnie przywódcy kościoła sprzeciwią ci się tak jak wtedy, kiedy Chrystus żył na ziemi. Jeżeli jesteś napełniony Duchem Świętym, odkryjesz, że nie będziesz strapiony, ani rozgoryczony, ani zmartwiony wtedy, kiedy ludzie będą mówić przeciwko tobie".

Muszę wrócić do tego, co wydarzyło się w Auburn. Wkrótce po przyjeździe do tego miasta byłem pod silnym wrażeniem działającego tam systemu szpiegowskiego nastawionego przeciwko mnie. Pan Forst z Whitensboro zrelacjonował mi fakty i rozmiary tego problemu. Odnośnie tej sprawy nie wypowiedziałem się publicznie, ani o ile sobie przypominam prywatnie, lecz oddałem się modlitwie. Bardzo gorliwie dzień po dniu spoglądałem na Boga prosząc Go, aby mi pokazał ścieżkę odpowiedzialności i okazał łaskę przeganiając sztorm. Nigdy nie zapomnę sceny, która pewnego dnia rozegrała się w moim pokoju, w mieszkaniu dr Langsingsa (w Auburn zaraz po moim przyjeździe tam). Pan dał mi wizję tego, co musiałem przejść On tak zbliżył się do mnie podczas modlitwy, że moje ciało i kości zaczęły drżeć. Wstrząsnęło to mną od stóp do głowy (jak człowiekiem podczas ataku padaczki) pod wpływem uświadamiania sobie obecności Boga. Z początku przez pewien czas wydawało mi się bardziej, że jestem na górze Synaj pośrodku grzmotów niż w obecności krzyża Chrystusa. Nie przypuszczam, żebym kiedykolwiek w życiu był tak przerażony i upokorzony przed Bogiem, jak wtedy. Niemniej jednak zamiast uciekać zbliżałem się do Jego obecności, która napełniała mnie niewypowiedzianym strachem i drżeniem. Po tym okresie wielkiego upokorzenia przed Bogiem nadszedł czas podnoszenia się w górę. Otrzymałem zapewnienie od Boga, że będzie ze mną, podtrzyma mnie i nie będę pokonany przez żaden sprzeciw. Nie mam nic czynić w tej sprawie, ale strzec swojej pracy i czekać na zbawienie od Boga. Nie jestem w stanie opisać Chrystusa obecności między moją duszą, a Bogiem. To zaprowadziło mnie do pełnej ufności doskonałego pokoju. Nie miałem niczego poza czystymi uczuciami wobec moich braci, którzy pobłądzili i sprzysięgli się przeciwko mnie. Byłem pewien, że wszystko pójdzie dobrze i że obrałem właściwy kierunek, zostawiając wszystko Bogu i zajmując się swoją pracą. I tak, jak wzbierający sztorm, wzrastała opozycja. Ale ani na chwilę nie wątpiłem jaki będzie tego rezultat. Wcale mnie to nie zaniepokoiło, nie spędziłem ani jednej godziny na chodzeniu i rozmyślaniu o tym. Wszystkie okoliczności wskazywały na to, że wszystkie kościoły świata oprócz tego, gdzie pracowałem, zmówiły się, aby zepchnąć mnie ze swoich kazalnic. Zrozumiałem, że ludzie, którzy kierowali opozycją byli naprawdę zdeterminowani. Byli oni zwiedzeni myśląc, że skutecznym sposobem będzie zjednoczenie się i tak jak to wyrażali "zepchnięcie mnie w dół". Lecz Bóg zapewnił mnie, że do tego nie dojdzie.

Pytania do przemyślenia i modlitwy

  1. Czy potrafię się modlić do Boga w centrum opozycji, kiedy pracuję dla Niego?

  2. Czy mam czyste sumienie wobec tych, którzy powstają przeciwko mnie? 


Rozdział 20

MODLITWA PRZEZWYCIĘŻA NIEWIEDZĘ

"Jest wielu, którzy wierzą w istnienie Boga, lecz nie wierzą w skuteczność modlitwy. Wyznają, że wierzą, lecz odrzucają wpływ modlitwy".

Wiosną 1829 roku, kiedy podniósł się poziom wód w rzece Delaware, drwale rozpoczęli spław drzewa w dół rzeki z gór, gdzie prowadzili wyrąb w czasie zimy. W tym czasie wielki obszar ziemi wzdłuż północnego regionu Pensylwania został nazwany przez wielu "krainą drwali", która rozciągała się w kierunku górnych wód rzeki Delaware. Wielu z tych drwali pozakładało tam rodziny. Był to kraj, którego olbrzymie połacie ziemi nie były zamieszkałe ani zagospodarowane przez nikogo z wyjątkiem tych drwali. W tamtym czasie nie mieli oni ani szkół, ani kościołów i w ogóle żadnych obrządków religijnych. Znałem pewnego pastora, który urodził się w tym kraju. Opowiedział mi, że kiedy miał dwadzieścia lat nie uczęszczał na żadne religijne zgromadzenia i nie znał swojego alfabetu. Ci drwale, którzy przybywali ze spławionym drewnem przychodzili na nasze zgromadzenia i spora liczba z nich szczęśliwie się nawróciła. Później wracali na swoje pustkowia i zaczynali się modlić o wylanie Ducha Świętego i opowiadać ludziom wokół o tym, co widzieli w Filadelfii zachęcając ich, aby zabiegali o swoje zbawienie. Wysiłki ich były natychmiast ubłogosławione i przebudzenie zaczęło utrzymywać się i rozszerzać pomiędzy tymi drwalami. Przebiegało ono w najpotężniejszy i nadzwyczajny sposób. Rozszerzyło się do takich rozmiarów, że w wielu przypadkach były przekonywane o swoich grzechach i nawracane osoby, które w ogóle nie uczęszczały na żadne zebrania, i które były niemal tak nieświadome rzeczy jak barbarzyńcy. Ludzie, którzy wywodzili się z drwali i żyli samotnie w swoich chatkach albo skupiskach dwu lub trzyosobowych, ogarniani byli takim przekonaniem o grzeszności, że wyruszali błąkając się i dowiadując co powinni czynić. W ten sposób mogli się nawrócić. Była tam wielka prostota manifestowana przez tych nawróconych. Stary kaznodzieja, który co nieco zapoznał się z tymi wydarzeniami, opowiedział mi, że znaczącym przykładem tego co się działo był następujący fakt. Opowiedział o jednym mężczyźnie, który w pewnym miejscu miał mały szałas dla siebie, gdzie spędzał noce. Zaczął on odczuwać, że jest grzesznikiem i to przekonanie zaczęło w nim tak narastać, aż do momentu kiedy złamał się i wyznał swoje grzechy i pokutował. Duch Boży w taki sposób objawił mu drogę zbawienia, że bezspornie poznał Pana. Lecz jak sięgnął pamięcią, w swoim życiu nigdy nie uczęszczał na religijne zgromadzenia ani nawet nie słyszał modlitwy. To co odczuwał, stało się tak mocne, że w końcu poczuł się zmuszony, aby pójść i powiedzieć innym o tym, czego doznał. Ale kiedy przybył na miejsce zobaczył, że spora liczba osób czuła to samo co on i właśnie mieli zebranie modlitewne. Wchodząc usłyszał modlących się i przyłączył się do nich, a modlitwa jego brzmiała tak: "Panie, ty posiadłeś mnie i mam nadzieję, że zachowasz mnie i jeżeli szczęśliwie powiodło się Tobie ze mną to mam nadzieję, że przekonasz i innych grzeszników".

Powiedziałem już, że ta praca zaczęła się w 1829 roku na wiosnę w rezultacie uczęszczania na nasze spotkania kilku ludzi. Wiosną w 1831 roku byłem ponownie w Auburn. Dwóch lub trzech ludzi z "krainy drwali" przyszło zobaczyć się ze mną, aby dowiedzieć się, w jaki sposób mogliby pozyskać kilku kaznodziei, aby poszli z nimi w ich strony. Powiedzieli, że nie mniej niż pięć tysięcy ludzi zostało nawróconych w tej krainie i przebudzenie rozszerzyło się na długość osiemdziesięciu mil, a nie było tam ani jednego kaznodziei głoszącego Ewangelię. Nigdy nie byłem w tamtym regionie, lecz po tym, co usłyszałem kiedykolwiek później, uznałem, że jest to jedno z najbardziej znaczących przebudzeń jakie miało miejsce w tym kraju.

Było ono prowadzone niezależnie przez sługi z pośród ludzi niepouczonych, a mimo to nauczanie Boga było tak przejrzyste i wspaniałe, jakiego nigdy jeszcze nie poznałem. Przebudzenie to było wolne od fanatyzmu, zdziczenia i czegokolwiek co byłoby nie pożądane. Oto jak wielkie rzeczy rozpalić może mały płomyk świeczki. Iskra, która została wskrzeszona w sercach kilku drwali, którzy przybyli do Filadelfii rozniosła się na te lasy i rezultatem tego wiele dusz zostało zbawionych.

Pytania do przemyślenia i modlitwy.

  1. Czy naprawdę rozumiem jak ważne są moje modlitwy i świadczenie?

  2. Czy rozumiem, że wysiłki, które podejmuję dziś mogą przywieść tysiące ludzi w innych krajach do poznania Zbawiciela?

  3. Czy chcę te wysiłki uczynić dla Królestwa Bożego? 


Rozdział 21

MODLITWA I TRUDNE DECYZJE

"Są trzy sposoby, za pomocą których Bóg objawia swoją wolę ludziom, aby ich modlitwa była właściwie ukierunkowana: przez wyraźne obietnice lub twierdzenie Biblii, przez przepowiedziane działanie Swojej Opatrzności i przez Swojego Ducha".

Po opuszczeniu Nowego Jorku spędziłem kilka tygodni w Whitestown. Jak zwykle byłem przymuszony, aby iść w wielu kierunkach. Byłem bardzo w tym zagubiony, gdyż nie wiedziałem co jest moją powinnością. Spośród wielu naglących zaproszeń przyjąłem to z trzeciego Prezbiteriańskiego Kościoła w Rochester. Pastorem tam był Parker. Przyjechałem tam i wspomogłem ich przez pewien czas. Po zbadaniu okoliczności stwierdziłem, że z kilku powodów było to bardzo nieobiecujące pole do pracy. Mając przed sobą wiele naglących zaproszeń, jak zawsze w takich wypadkach czułem się wielce zakłopotany. Pozostawałem więc w domu mojego teścia myśląc nad tą sprawą dopóki nie poczułem, że będę musiał podjąć decyzję i zacząć gdzieś pracować. Stosownie do tego spakowaliśmy nasze kufry i pojechaliśmy do Utica, które znajduje się około siedem mil od mojego teścia, gdzie mieliśmy wielu modlących się przyjaciół. Przybyliśmy tam po południu, a wieczorem zebrała się tam pewna liczba starszych braci, co do których modlitw i mądrości odnosiłem się z wielkim zaufaniem, aby przekonsultować w modlitwie kierunek mojego nowego pola działania. Przedstawiłem im wszystkie fakty dotyczące Rochester. Najobszerniej jak tylko mogłem zapoznałem ich z tymi faktami, mając na uwadze też inne miejsca, do których byłem zaproszony w tym czasie. Rochester wydawało się dla mnie najmniej warte przyjęcia zaproszenia z wszystkich jakie otrzymałem. Po omówieniu całej sprawy i po kilku okresach modlitwy przeplatanych rozmowami, bracia jeden po drugim wydali swoje opinie. Byli oni jednomyślni co do nie przyjmowania pracy w Rochester, które przegrywało zdecydowanie we współzawodnictwie z Nowym Jorkiem, Filadelfią lub jakimś innym miejscem, gdzie byłem zaproszony. Byli oni stanowczo przekonani, że powinienem jechać na wschód od Utica, a nie na zachód. W tym czasie to było także moim wrażeniem i przekonaniem. Opuściłem to zgromadzenie postanawiając nie jechać do Rochester lecz do Nowego Jorku lub do Filadelfii. Było to jeszcze zanim powstała kolej i część tego wieczoru spędziłem oczekując na łódź płynącą po kanale, gdyż była to wtedy najbardziej dogodna droga do podróży dla rodziny, aby rano popłynąć do Nowego Jorku.

Po tym jak odpocząłem w moim mieszkaniu problem ten zaprezentował się w moim umyśle z innej strony. Coś jakby pytanie chodziło mi po głowie: "Jakie są naprawdę powody tego, że wzbraniasz się przed udaniem się do Rochester?" Z łatwością mógłbym je wyliczyć, lecz pytanie wracało: "Ach, czy to są naprawdę poważne przyczyny? Z pewnością biorąc pod uwagę te przyczyny jesteś tam jeszcze bardziej potrzebny. Czy dlatego schodzisz z placu, że tak wiele rzeczy wymaga naprawy, czy dlatego, że tak wiele rzeczy jest złych? Lecz jeśli wszystko byłoby w porządku to nie byłbyś potrzebny". Wkrótce doszedłem do wniosku, że powody które wstrzymywały mnie przed przybyciem do Rochester były najbardziej przekonywującą przyczyną, aby się tam udać. Czułem się zawstydzony, że wzbraniałem się przed podjęciem tej pracy ze względu na trudności. Miałem silne wrażenie, że Pan będzie ze mną, że to było moje pole. Zanim udałem się na spoczynek, byłem całkowicie pewny tego, że Rochester było miejscem, gdzie Pan każe mi iść. Poinformowałem żonę o mojej decyzji. Wcześnie rano zanim rozpoczął się ruch w mieście, łódź płynęła naprzód, a my w niej zamiast na wschód płynęliśmy na zachód. Bracia z Utica z wielkim zdziwieniem przyjęli wiadomość o zmianie naszych zamiarów i rezultatu tego oczekiwali z dużym niepokojem.

(W autobiografii jest opisane zdumiewające przebudzenie jakie miało miejsce w Rochester).

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Czy mam skłonność do tego, aby modląc się oczekiwać otrzymania od Boga najbardziej przyjemnych prac w Jego Królestwie? 


Rozdział 22

MODLITWA I NAWRÓCENIE

"Modlitwa przezwyciężająca i skuteczna jest to modlitwa, która dosięga pożądanego błogosławieństwa".

Wkrótce w Rochester nastąpiły bardzo znaczące nawrócenia. Jedną z pierwszych nawróconych osób była żona jednego z najbardziej wpływowych prawników w mieście. Była ona osobą bardzo kulturalną, wywodzącą się z wyższych sfer o rozległych wpływach. Jej nawrócenie było znaczącym wydarzeniem. Pierwszy raz spotkałem ją wtedy, kiedy jedna z jej przyjaciółek przyprowadziła ją do mojego pokoju, przedstawiając kim ona jest. Pani, która ją przyprowadziła była chrześcijanką. Odkryła ona, że jej przyjaciółka miała wielkie przekonanie o swojej grzeszności i nakłoniła ją do złożenia wizyty u mnie. Pani M była bardzo inteligentną, światową kobietą i bardzo wrażliwą na problemy społeczne. Później powiedziała mi, że kiedy przybyłem do Rochester ona bardzo się tym zmartwiła i bała się, że będzie duchowe przebudzenie. Wierzyła, że przebudzenie to zaszkodzi przyjemnościom i rozrywkom, jakie zaplanowała na zimę. Stwierdziłem, że pracując nad jej nawróceniem, Duch Pana postępował z nią nie oszczędzając jej. Była ona bardzo obciążona głębokim przekonaniem o swojej grzeszności. Po przeprowadzeniu z nią poważnej rozmowy, nalegałem na nią gorliwie, aby wyrzekła się grzechu, świata, samej siebie i wszystko oddała Chrystusowi. Wiedziałem, że była ona bardzo dumną kobietą i to uderzyło mnie najbardziej ze wszystkich znaczących cech jej charakteru. Na zakończenie naszej rozmowy uklęknęliśmy do modlitwy. Moje myśli ciągle krążyły wokół dumy jej serca. To tak się manifestowało, że bardzo szybko otrzymałem werset z Biblii: "Jeżeli się nie nawrócicie i nie staniecie się jak małe dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios". Czułem, że Duch Święty prowadzi mnie w modlitwie w sposób, któremu nie mogłem się oprzeć. Umieściłem ten cytat w modlitwie. Prawie natychmiast usłyszałem panią M, która klęcząc obok mnie powtórzyła to: jeżeli się nie nawrócicie i nie staniecie się jak małe dzieci, ... jak małe dzieci. Zauważyłem, że to zajęło bardzo jej umysł i że Duch Boży dotykał się jej serca. Kontynuowałem modlitwę trzymając ten werset przed nią i zanosząc ją przed oblicze Boga jako osobę, która bardzo potrzebuje nawrócenia, aby stać się jak małe dziecko. Błagałem Pana, aby nawrócił ją, uczynił ją jak małe dziecko, odrzucił od niej dumę i ducha wyniosłości i ściągnął ją w dół do pozycji małego dziecka. Czułem, że Pan odpowiedział na modlitwę. Byłem pewien, że uczynił to, o co Go prosiłem. Jej duma została złamana. Jej wyznanie sprawiło, że otworzyła swoje serce i nim powstaliśmy z kolan, ona stała się naprawdę jak małe dziecko. Kiedy zakończyłem modlitwę, podniosłem moje oczy i spojrzałem na nią, jej twarz skierowana była w kierunku nieba i łzy płynęły strumieniem i była w pozycji modlitwy jaką może zanieść tylko małe dziecię. Powstała pełna pokoju, wiary i radości. Od tej chwili jej przekonania były szczere i była bardzo gorliwa w nawracaniu swoich przyjaciół. Jej nawrócenie oczywiście sprawiło wielkie poruszenie pomiędzy ludźmi z jej sfery.

Pytania do przemyślenia i modlitwy.

  1. Czy moja duma lub moje pragnienie czynią mnie pysznym tak, że stojąc na drodze Bożej muszę przezwyciężać je w modlitwie?

  2. Czy potrzebuję, aby Bóg poniżył mnie tak, żebym mógł być słyszany przez Niego? 


Rozdział 23

AUTORYTET PISMA ŚWIĘTEGO

"Dąż do tego, aby być doskonale posłusznym napisanemu prawu, inaczej mówiąc do tego, aby nie mieć żadnej społeczności z grzechem. Jeżeli jednak mimo wszystko grzeszysz, to niech to stanie się twoim codziennym smutkiem. Człowiek, który nie ma zamiaru nakierować siebie na przestrzeganie prawa, planuje żyć w grzechu. Taki człowiek nie powinien oczekiwać na Boże błogosławieństwo, ponieważ nie jest on szczery w pragnieniu przestrzegania wszystkich Bożych przykazań".

Z pomiędzy wszystkich nawróceń w Rochester nie mogę pominąć osoby pana P, księgarza i jednego ze znaczniejszych obywateli tego miasta. Pan P co prawda nie był ateistą, lecz był człowiekiem nie wierzącym w Boski autorytet Biblii. Dużo czytał i rozmyślał, a przy tym był człowiekiem gorliwym, bystrego umysłu, silnej woli i zdecydowanego charakteru. Myślę, że odznaczał się wysoką moralnością i był dżentelmenem wielce poważanym. Przyszedł do mnie pewnego ranka i powiedział: "Panie Finney, obecnie dzieje się wielkie poruszenie związane z chrześcijaństwem. Ja jednak jestem sceptykiem. Chciałbym, aby udowodnił mi pan, że Biblia jest prawdziwa". Bóg umożliwił mi od razu dostrzec stan jego umysłu, tak że zdecydowałem się postawić przed nim to pytanie: "Czy wierzy pan w istnienie Boga?" "O tak - odpowiedział - nie jestem ateistą". "Dobrze więc czy zatem uważa pan, że czci Go tak jak powinien? Czy respektuje pan Jego autorytet? Czy umiłował Go pan? Czy uczynił pan wszystko co według pana jest Mu miłe i co według pana zasługuje na to aby Mu się podobać? Czy nie uważa pan, że powinien miłować Go i być Mu posłusznym według najlepszego poznania, jakie pan posiada?" "O tak!" - wykrzyknął - "zgadzam się z tym wszystkim". "Ale czy czyni pan to wszystko?" - zapytałem. "Nie mogę powiedzieć, że czynię to wszystko" - odrzekł. "Zatem" - powiedziałem - "dlaczego mam panu podawać dalsze informacje i przekazywać dalsze poznanie, skoro nie uczynił pan tego, co powinien pan uczynić według swojego poznania, które już pan ma? Jeżeli postanowi pan żyć według pana przekonań, być posłusznym Bogu najlepiej, jak tylko pan potrafi zgodnie z poznaniem, jakie pan ma i kiedy będzie pan żałował tak bardzo, jak to jest możliwe pańskich zaniedbań, które uczynił pan do tej pory, oraz będzie starał się przypodobać Bogu do końca swojego życia, wtedy spróbuję pokazać panu, że Biblia jest od Boga. Dopóki pan tego nie uczyni, na nic się zda czynienie przeze mnie takich rzeczy". Nie usiadłem i nie zamierzałem pozwolić jemu usiąść. To jest w porządku - odrzekł mój rozmówca i wyszedł. Aż do następnego ranka nie słyszałem nic o nim.

Nazajutrz jak tylko wstałem przyszedł on znowu do mojego pokoju. Zaraz jak tylko wszedł zaklaskał w dłonie mówiąc: "Panie Finney, Bóg uczynił cud! Poszedłem do magazynu" - kontynuował opowieść - "po opuszczeniu pańskiego pokoju, myśląc o tym co mi pan powiedział, postanowiłem pokutować z tego, o czym wiedziałem, że było złe w mojej relacji z Bogiem. Od tego czasu zdecydowałem się żyć jak najlepiej według poznania jakie mam. Kiedy to uczyniłem, uczucia, które miałem tak mnie przemogły, że upadłem. Nie wiem, ale chyba bym umarł gdyby nie pan X, który był razem ze mną w magazynie".

Od tego czasu wszyscy, którzy go znali, wiedzieli o nim, że jest modlącym się i gorliwym chrześcijaninem. Przez wiele lat był on jednym z najbardziej godnych zaufania ludzi w Oberlin College. Stał przy nas w czasie doświadczeń i wspomagał swoją osobą oraz wpływami jakie posiadał.

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Czy całkowicie oddałem się Jezusowi Chrystusowi, decydując się być posłusznym we wszystkim według Jego Słowa?


Rozdział 24

MODLITWA W DUCHU ŚWIĘTYM

"Wielu chrześcijan posiada niewiedzę co do wpływu Ducha Świętego i niewiele zastanawiają się nad Jego obecnością w modlitwie. Kiedy otrzymują taki wpływ, to nie wiedzą o tym i nie poddają się Jemu oraz nie mogą radować się. W takim wypadku niczego nie odczuwamy - tylko jakieś poruszenie w naszym umyśle. Nic poza tym nie czujemy. Ledwie odczuwamy, że nasze myśli są zajęte określoną sprawą".

Rano po przespanej spokojnie nocy u pana "M." w Auburn wstałem, aby przygotować się do podróży dyliżansem, który przybywał o wczesnej porze. Wtedy przybył do mnie pewien dżentelmen z zapisaną na kartce prośbą, którą podpisało dużo wpływowych osób sprzeciwiających się moim wysiłkom podczas przebudzenia w 1826 roku w ich mieście. Ci ludzie ustawili się przeciwko przebudzeniu i wyłamali się ze swojego kościoła. Prośba ta była gorącym apelem do mnie, abym zaprzestał pracować nad ich zbawieniem. Podpisana ona była przez wiele nienawróconych osób. Byłem bardzo zdumiony. Na tym papierze napomknęli o wcześniejszym sprzeciwie jaki zawiązali przeciwko mojej pracy, błagali abym pominął ich i przestał zwiastować im Ewangelię. Poszedłem do mojego pokoju, przedłożyłem sprawę Bogu i wkrótce wiedziałem co mam robić. Powiedziałem pastorowi i starszemu zboru, że mimo iż jestem bliski wyczerpania, to mając na uwadze tę sytuację postanowiłem zostać. Będę zwiastował dwa razy w niedzielę i dwa wieczory w ciągu tygodnia. Poprosiłem ich, aby wszystkie inne powinności wzięli na siebie. Nie powinni oczekiwać ode mnie, że będę uczestniczył na innych spotkaniach poza tymi, na których będę głosił. Będą musieli udzielać porad tym, którzy wyjdą naprzód, oraz prowadzić modlitwę i pozostałe spotkania. Wiedziałem, że wiedzą jak postępować z grzesznikami, dlatego spokojnie mogłem im powierzyć wykonanie tej części pracy. Słowo przyniosło natychmiastowy efekt. Zwiastując w pierwszą i w drugą niedzielę zobaczyłem, że Słowo działało z taką mocą, iż po wezwaniu ludzie zdecydowali się wyjść naprzód do publicznego wyrzeczenia się swoich grzechów i oddania siebie Chrystusowi. Ku wielkiemu mojemu zdziwieniu i jeszcze większemu pastora i członków kościoła, pierwszym, który wyszedł naprzód był mężczyzna wywierający wpływ na innych w sprzeciwianiu się wcześniejszemu przebudzeniu. Bezzwłocznie wyszedł naprzód śledzony przez wiele osób, które podpisały prośbę. Ta jego bezwzględna stanowczość tego wieczoru wzbudziła wielkie zainteresowanie w całym mieście.

Mówiłem już o panu Clary jako o mężu modlitwy w Rochester. Miał on brata lekarza mieszkającego w Auburn. Wydaje mi się, że to była druga niedziela mojego pobytu w Auburn, kiedy na zgromadzeniu zaobserwowałem uroczystą twarz pana Clary. Wyglądał jakby był obciążony śmiertelnym zmaganiem modlitewnym. Dobrze znając go wiedziałem, że miał wielki dar od Boga - Ducha modlitwy. Byłem zadowolony widząc go tu. Usiadł na ławce razem ze swoim bratem, który był doktorem i religijnym człowiekiem, lecz nic nie doświadczył z Bogiem w swoim życiu.

Po nabożeństwie poszliśmy do domu doktora, aby trochę odpocząć. Usiedliśmy do stołu i doktor Clary zwracając się do swojego brata powiedział: bracie Ablu, czy poprosisz o błogosławieństwo? Brat Abel pochylił głowę i ledwie dosłyszalnie poprosił o błogosławieństwo. Wyszeptał zdanie lub dwa i nagle się załamał. Szybko powstał od stołu i uciekł do swojego pokoju. Doktor przypuszczał, że nagle zachorował i pośpieszył za nim. Po kilku chwilach powrócił i powiedział: panie Finney, brat Abel chce się z panem widzieć. Czy coś jest nie w porządku? - spytałem. Nie wiem - odpowiedział - lecz on powiedział, że pan wie. Wyglądał jakby był w wielkim stresie. Lecz ja przypuszczam, że to jest przekonanie o grzeszności. Od razu zrozumiałem w czym rzecz i poszedłem do jego pokoju. Leżał na łóżku jęcząc, a Duch wstawiał się za nim w niewypowiedzianych westchnieniach. Ledwo wszedłem do pokoju, jak powiedział: módl się bracie Finney. Uklęknąłem i pomogłem pokierować go w modlitwie o nawrócenie. Trwałem w modlitwie dopóki całe obciążenie nie opuściło go i nie wrócił do stołu. Zrozumiałem, że był to głos Boga. Wiedziałem, że Duch modlitwy był na nim, widziałem również jego oddziaływanie na mnie, kiedy uprzedzał mnie, że praca będzie kontynuowana w jeszcze potężniejszy sposób. I tak było. Myślę, chociaż zupełnie nie jestem tego pewien, że każdy z tych mężczyzn, którzy podpisali ową prośbę został nawrócony podczas przebudzenia.

Pytania do przemyślenia i modlitwy.

  1. Czy chcesz pracować w modlitwie nad nawróceniem dusz nawet tych, których nie znasz, jeśli nawet będzie to wielkie zmaganie w duchu?

  2. Czy może wolisz modlić się w ten sposób tylko za siebie samego?


Rozdział 25

LEKTURY PRZEBUDZENIOWE I MODLITWA

"Chrześcijanie posiadają naturalną moc do modlitwy. Tak dalece jest im objawiona wola Boga, że mogą to czynić. Nigdy jednak nie mogą się modlić, jeżeli ich do tego nie pobudzi Duch Święty. Duch Święty wspomaga chrześcijan w modlitwie o rzeczy, które są według woli Bożej".

W kwietniu 1834 roku, z powodu mojego złego stanu zdrowia byłem zmuszony udać się w podróż morską i opuścić Nowy Jork. W środku zimy na małym statku wypłynąłem na wody Morza Śródziemnego. Podróż mieliśmy bardzo sztormową. Moja kajuta była bardzo mała i w ogóle mieliśmy bardzo niewygodne warunki. Podróż ta wiele nie poprawiła mojego stanu zdrowia. Spędziłem kilka tygodni na Malcie i Sycylii. W ten sposób podróżowałem około sześciu miesięcy. W drodze powrotnej do kraju mój umysł bardzo zaabsorbowały problemy związane z przebudzeniem. Obawiałem się, że upadnie ono w całym kraju. Lękałem się, że opozycja przeciw niemu zasmuci Ducha Świętego. A wyglądało na to, że moje zdrowie jest na wyczerpaniu. Nie widziałem oprócz siebie żadnego innego ewangelisty, który wyszedłby w pole i pomógłby pastorom w przebudzeniowej pracy. Ten problem tak mi zaciążył, że pewnego dnia stwierdziłem, iż nie mogę znaleźć odpoczynku. Moja dusza znajdowała się w śmiertelnym zmaganiu. Prawie cały dzień spędziłem na modlitwie w mojej kajucie na kolanach lub chodząc po pokładzie. Wielki ból wykręcał mi ręce i szarpał mój język, jakbym znajdował się w stanie agonii. Czułem, że ciężar mojej duszy skruszył mnie. Na całym pokładzie nie było nikogo, przed kim mógłbym otworzyć moją duszę i powiedzieć choć słowo. Duch modlitwy był nade mną. Co prawda wcześniej doświadczałem już tego Ducha modlitwy, lecz nie w takim wymiarze i nie tak długo. Błagałem Pana, abym mógł kontynuować pracę dla Niego oraz żeby zaopatrzył mnie w niezbędne narzędzia do niej.

Było to pewnego długiego dnia latem w czerwcu, gdy po nocy i dniu niewypowiedzianych zmagań w mojej duszy, rozwiązanie tego problemu stawało się dla mnie jaśniejsze. Duch Boży zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze i że Bóg ma jeszcze pracę dla mnie. Bóg pchnie naprzód swoje dzieło i da mi do wykonania tę część pracy, którą On zapragnie. Nie miałem jednak najmniejszego pojęcia jaki kierunek obierze Boska opatrzność. (Finney kontynuuje swoje wyjaśnienia dlaczego został powołany do zwiastowania w Nowym Jorku serii kazań na temat przebudzeniowych lektur i dlaczego opublikował je w New York Evangelist. Lektury te zawierały główne zasady modlitwy. Po tym dalej wylicza Boże błogosławieństwa związane z tymi lekturami. Pełny opis wydarzeń znajduje się w "Zasadach modlitwy").

Te wykłady zostały później opublikowane w książce nazwanej "Lektury przebudzeniowe Finney'a". Zaraz po wydrukowaniu zostało sprzedanych dwanaście tysięcy kopii. I dla chwały Chrystusa powiem to, że zostały przedrukowane w Anglii i Francji. Przetłumaczono je na język walijski, a na kontynencie na francuski i wydaje mi się, że na niemiecki. Bardzo szybko krążyła ta książka po Europie i koloniach Wielkiej Brytanii. Była ona wszędzie tam, gdzie mówiono po angielsku. Po wydrukowaniu tych lektur w języku walijskim Kongregacyjny Kościół Walijski na jednym z publicznych zgromadzeń wyznaczył komitet, aby poinformować mnie o wielkim przebudzeniu jakie nastąpiło w wyniku przełożenia tych lektur na język walijski. Oni to uczynili listownie. Jeden z londyńskich wydawców poinformował mnie. że jego ojciec wydał osiem tysięcy egzemplarzy tej książki. (Nie wiem na ile języków zostały te lektury przełożone, ale uważam, że była to szczególna odpowiedź na modlitwę). Te skromne i słabe w sobie lektury przebudzeniowe jak się dowiedziałem przyczyniły się do zapoczątkowania przebudzenia w Anglii, Szkocji, Walii i w wielu miejscach na wschodzie Kanady, na Nowej Szkocji i na niektórych wyspach. W Anglii i Szkocji często byłem uradowany ze spotkań z pastorami i ludźmi świeckimi, z których wielu bezpośrednio lub pośrednio zostało nawróconych przez wykorzystanie lektur. Przypominam sobie jak na koniec mojego pobytu za granicą przyszło do mnie kilku znaczących kaznodziejów. Po nabożeństwie przedstawili mi siebie i opowiedzieli, jak podczas pobytu na college rozczytywali się w moich przebudzeniowych lekturach. W rezultacie ich studiowania postanowili oddać się na służbę Bogu. Odkryłem wiele osób z różnych denominacji w Anglii, które nie tylko przeczytały moje przebudzeniowe lektury, ale były wielce ubłogosławione w ich czytaniu. Rezultatem opublikowania tych lektur w New York Evangelist było przebudzenie w wielu miejscach w całym kraju. To już nie była ludzka mądrość. Niech czytelnik przypomni sobie ten długi dzień na morzu, kiedy zmagałem się w modlitwie, żeby Bóg coś uczynił, aby posunąć naprzód przebudzeniową pracę i jeżeli byłoby to zgodne z Jego wolą obrać taki kierunek, aby dopomóc w rozwoju pracy. Czułem pewność, że moja modlitwa doczeka się odpowiedzi. Zwróciłem uwagę na to wszystko, co do tamtego czasu się spełniło (wszystkie efekty głoszenia i publikowania tych lektur), tak jakbym był pod jakimś rozumnym kierownictwem z góry Syjon, tak ważne znaczenie miała odpowiedź na modlitwy w tamten dzień. Było to moim doświadczeniem, kiedy przez dzień lub jakiś dłuższy okres w jakikolwiek sposób trudziłem się w pracy nad duszami. Dążyłem do celu trwając w błaganiach, aż nie przemogłem i moja dusza nie znalazła spokoju. Boża odpowiedź na takie modlitwy nie tylko dawała mi to, o co prosiłem lecz o wiele więcej ponad to, co w tamtym czasie miałem na myśli. Bóg odpowiadał na te modlitwy zanoszone na statku przez ponad trzydzieści lat. Nikt oprócz mnie nie mógł docenić w jaki wspaniały sposób śmiertelne zmagania mojej duszy spotkały się z Bożą odpowiedzią. Prawdziwie to był Bóg. Duch Święty wstawiał się za mnie. Właściwie to nie była żadna moja zasługa, czy też sprawiedliwość. Duch modlitwy spoczął na mnie jako dar suwerennej łaski. Nie było w tym żadnej mojej zasługi i wszystko to Bóg sprawił pomimo całej mojej grzeszności. Bóg przymusił moją duszę, aż możliwym stało się dla mnie zwycięstwo według nieskończonego bogactwa łaski Chrystusa. Przez wiele lat byłem świadkiem wspaniałego zmagania z Bogiem tego dnia. W odpowiedzi na zmaganie w tych dniach, Bóg kontynuował dawanie mi Ducha modlitwy.

 

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Jeżeli Bóg pragnie uczynić wielkie rzeczy dla swojego królestwa na ziemi w odpowiedzi na modlitwy, to dlaczego moje wysiłki podczas tego jak jestem na kolanach są tak marne?

Przypis
Wierzę, że Bóg nawet teraz odpowiada na modlitwy Finney'a ofiarowane tak dawno temu. Jest nadal ciągłe zainteresowanie w studiowaniu "Zasad modlitwy" i przebudzenia. Jonatan Goforth mówi o wpływie Finney'a w duchowym przebudzeniu w Chinach. Fragmenty z Autobiografii Finney'a zostały przesłane do mnie przez mojego przyjaciela z Indii (jesień 1905 rok). W końcu coś w nich zapaliło mnie ...jeżeli Finney ma rację. Przyrzekłem: pójdę i odnajdę te prawa i będę im posłuszny jakikolwiek byłby tego koszt. 


Rozdział 26

DOSKONAŁOŚĆ

"Dusze chrześcijan, kiedy są obciążone muszą znaleźć uwolnienie. Bóg wkłada ciężary na dusze chrześcijan po to, aby przyprowadzić ich bliżej siebie".

"Lektury o przebudzeniu w religii" były głoszone w czasie, kiedy byłem pastorem w Prezbiteriańskim kościele w Chatam Street Chapel. Przez dwie kolejne zimy w Brodway Tabernacle wykładałem chrześcijanom te lektury, które również były przedstawione przez pana Leavitt i publikowane w New York Evangelist. Były one także wydrukowane w formie książkowej w kraju i Europie. Te kazania do chrześcijan były rezultatem moich badań nad tym, co zajmowało mój umysł. Myślę, że Duch Boga pokazał mi wiele rzeczy odnośnie uświęcenia i poprowadził mnie do głoszenia tych kazań chrześcijanom.

Wielu chrześcijan uważało te lektury za przedstawienie prawa bardziej niż Ewangelii. Ja jednak nie czyniłem tak i nie zgadzam się z nimi. Dla mnie Prawo i Ewangelia mają to samo znaczenie w życiu i każde pogwałcenie prawa jest również pogwałceniem Ducha Ewangelii. Od długiego czasu z zadowoleniem stwierdzam, że wyższe formy chrześcijańskich doświadczeń są osiągane w wyniku gorliwych poszukiwań i zastosowania Bożego prawa w ludzkim sercu i sumieniu. Rezultaty mojej pracy do tego czasu jasno mi pokazały to, co widziałem wcześniej - wielką słabość chrześcijan i starszych członków kościoła. Ogólnie rzecz biorąc uczyniony został mały postęp w łasce. Odkryłem, że starsi nawet szybciej wypadliby z przebudzeniowego stanu niż młodzi nawróceni. Tak było też podczas przebudzenia, gdzie ja sam się nawróciłem. Jasno zobaczyłem, że przyczyną tego było nauczanie jakie posiedli wcześniej, poglądy jakie im wpojono, które zachowali od czasu, kiedy się nawrócili. Ja także doszedłem do stanu niezadowolenia z moich własnych pragnień stabilności w wierze i miłości. Jednak, żeby powiedzieć prawdę muszę rzec: chwała niech będzie Bogu za Jego łaskę. Nie pozwolił mi odpaść do takiego stanu, do jakiego wyraźnie wielu chrześcijan odpada. Często jednak czułem się słaby w pokuszeniach. Potrzebowałem często w ciągu dnia w poście i modlitwie spędzać wiele czasu na odnawianiu mojego życia. Czyniłem to, aby zachować swoją społeczność z Bogiem. Chciałem przebywać ciągle pod działaniem Bożej mocy, aby móc wydajniej pracować nad wywoływaniem przebudzeń w religii. Spoglądając na stan chrześcijańskiego kościoła, jaki został mi pokazany w mojej przebudzeniowej pracy, byłem poprowadzony do gorliwego wejrzenia w to, czy nie było czegoś wyższego i trwalszego o czym Kościół nie wiedziałby. Czy tą wyższą formą chrześcijańskiego życia nie były przypadkiem obietnice i sposoby zaopatrzenia przez Ewangelię chrześcijańskiej stabilności? Wiedziałem coś na temat poglądów dotyczących uświęcenia prezentowanych przez naszych braci metodystów. Ich poglądy wydawały mi się wszakże niemal całkowicie związane ze stanem emocjonalnym. Nie mogłem przyjąć ich nauki, mimo to gorliwie badałem Pismo Święte. Czytałem je, aby znaleźć cokolwiek co przyniosłoby rozwiązanie problemu. Aż w końcu zostałem usatysfakcjonowany tym, że odkryłem całkowicie iż wyższe i trwalsze formy chrześcijańskiego życia są osiągalne i są przywilejem wszystkich chrześcijan. To poprowadziło mnie do wygłoszenia w Brodway Tabernacle dwóch kazań na temat chrześcijańskiej doskonałości. W kazaniach tych określiłem czym jest chrześcijańska doskonałość. Usiłowałem pokazać, że doskonałość jest dostępna jeszcze w tym życiu i sposób, w jaki można ją osiągnąć.

(Powiedziałem już, że te kazania były opublikowane w New York Evangelist. Na tyle, na ile mi wiadomo nie poruszyły one kościoła chrześcijańskiego jak coś heretyckiego. Do mojego przyjazdu do Oberlin nie słyszałem, żeby problem prawdziwości ich był podnoszony w jakimkolwiek miejscu).

W tym okresie problem chrześcijańskiej doskonałości miał sprzeczne znaczenie w terminologii. Gorąco na ten temat dyskutowano w New Haven w Alabany i trochę w Nowym Jorku. Przestudiowałem te poglądy opublikowane w periodyku "Doskonały". Nie mogłem ich jednak zaakceptować. Byłem zadowolony, że doktryna doskonałości w tym życiu była przywilejem chrześcijan żyjących bez grzechu i że była ona nauczana w Biblii. Obfitość sposobów zabezpieczała jej osiągnięcie. W ostatnią zimę, którą spędzałem w Nowym Jorku, Pan był łaskaw nawiedzić moją duszę wielkim pokrzepieniem. Po okresie badania mojego serca, zaprowadził mnie, jak to często czynił do nowego uświadomienia samego siebie. Uczynił to z Bożą słodyczą w mojej duszy, o której prezydent Edwards mówi, że osiągnął w swoim osobistym doświadczeniu. Tamtej zimy spędziłem czas na pokucie z mojego życia. Czyniłem to tak mocno, że czasami przez znaczny okres czasu nie mogłem powstrzymać głośnego płaczu z powodu moich grzechów i miłości Boga w Chrystusie. Takich momentów miałem wiele tej zimy. Rezultatem tego była wielka odnowa mojego ducha, wzmocnienie i rozszerzenie mojego spojrzenia na przywileje chrześcijan i obfitość łaski Bożej.

Pytania do przemyślenia i modlitwy.

  1. Czy kiedykolwiek przebadałeś całkowicie swoje życie według prawa Bożego?

  2. Czy wyznałeś swoje grzechy i radujesz się z tego, że Jezus Chrystus dał ci zwycięstwo nad wszystkimi grzechami, które są ci znane? 


Rozdział 27 

CAŁKOWITE ODDANIE SIEBIE

"Wypróbuj duchy przez Biblię ...Jeżeli porównasz ich wiernie z Biblią, to nigdy nie będziesz zawiedziony. Przez porównanie swoich pragnień z duchem i charakterystyką religii opisaną w Biblii, zawsze możesz wiedzieć czy twoje odczucia są wynikiem wpływu Ducha Świętego. Duch Boga wpływa na umysł ...On rozświetla inteligencję i prowadzi pod swoje oddziaływanie, aby byli doskonale rozsądni i rozumni we wszystkich swoich poglądach i ruchach".

Podczas zimy w 1843 roku, Pan dał mojej duszy bardzo gruntowny duchowy przegląd i świeży chrzest Ducha. Stołowałem się wtedy w Marlbroght Hotel w Bostonie. Mój pokój sypialny i do stołowania miałem w jednym kącie w kaplicy budynku. Mój umysł przez długi czas był mocno zaangażowany w modlitwie. Tak zresztą było zawsze, kiedy pracowałem w Bostonie. Zostałem obdarowany tam wielkim duchem modlitwy. Tej zimy mój umysł szczególnie szeroko zajmował się zagadnieniami związanymi z osobistą świętością, mając na uwadze stan kościoła i niedostatek posiadania mocy Bożej, słabość ortodoksyjnych kościołów w Bostonie, słabość ich wiary i niedostatek mocy Bożej w społeczności. Fakt, że uczynili mały lub żaden postęp w przezwyciężaniu błędów w tym mieście wielce mnie dotknął. Oddałem siebie z wielkim zaangażowaniem w modlitwie. Po mojej wieczornej usłudze tak wcześnie jak tylko mogłem poszedłem na spoczynek. Wstałem jednak o czwartej rano, ponieważ nie mogłem dłużej spać. Natychmiast oddałem się studiom i modlitwie, i tak głęboko byłem zajęty i zaabsorbowany modlitwą, że często trwałem w niej od godziny, o której wstałem do czasu, aż zabrzmiał gong na śniadanie o godzinie ósmej. Jeżeli udało mi się znaleźć czas, na tyle na ile mogłem studiowałem Pismo Święte (miałem wielu przyjaciół odwiedzających mnie). Przez całą zimę nic więcej nie czytałem jak tylko moją Biblię. Wiele rzeczy wydawało mi się nowych. Znowu Pan poprowadził mnie jak kiedyś od Genesis do Objawienia. Pokazał mi powiązanie takich spraw jak obietnice, groźby, proroctwa i ich wypełnienie. Prawdziwie całe Pismo ukazało mi się w płomieniach światła, nawet nie tylko światła, lecz tak jakby Słowo Boże tchnęło życiem samego Boga.

Po tygodniach i miesiącach takich modlitw, kiedy im się oddawałem naszła mnie pewna myśl: co będzie jeżeli tej całej nauki nie udźwignie moja wola i to nauczanie da efekt jedynie w moich odczuciach? A może to moje uczucia zostały poruszone przez te objawienia z Biblii, a moje serce tak naprawdę nie poddało im się?

W tym czasie kilka miejsc takich jak te przyszło mi na myśl: "przepis za przepisem, przepis za przepisem, nakaz za nakazem trochę tu trochę tam, aby idąc padli na wznak i potłukli się, uwikłali się i zostali złapani". Te myśli, które miałem mogły być zwodnicze dla mnie (z powodu stanu moich uczuć). Kiedy się to po raz pierwszy zdarzyło ukłuło mnie to jak ukąszenie żmii. Wytworzyło to ból, którego nie mogę opisać. Te miejsca w Biblii, które dotarły do mnie sprawiły, że na kilka chwil wzrosło moje poczucie nieszczęścia. Zaraz po tym jednak upadłem pod działaniem doskonałej woli Bożej. Powiedziałem Bogu, że jeżeli to w Jego oczach jest mądre i dobre, i jeżeli Jego cześć wymaga, abym był pozostawiony zwiedzeniu i poszedł do piekła, to akceptuję Jego wolę. Wobec tego powiedziałem do Pana: uczyń ze mną to, co wydaje ci się dobre w Twoich oczach. Zaraz po tym przeszedłem wielkie zmaganie, aby poświęcić siebie Bogu w wyższym stopniu niż kiedykolwiek. Uważałem, że jest to moim obowiązkiem. Wcześniej często kładłem moją rodzinę na ołtarzu Boga i oddawałem ją do dyspozycji Boga. W tym okresie, o którym teraz mówię, przeszedłem wielkie zmaganie, aby oddać moją żonę woli Boga. Była ona bardzo słabego zdrowia i było oczywistym, że niedługo pożyje. Nigdy przedtem nie widziałem tak jasno, tego co było związane z oddaniem jej i wszystkiego, co posiadałem na ołtarzu Boga. Godzinami zmagałem się na kolanach, aby całkowicie oddać ją Bogu. Stwierdziłem jednak, że nie jestem w stanie tego uczynić. Byłem tak zaszokowany i zdziwiony, że spływał za mnie obficie pot w czasie mojego zmagania w boleściach. Bojowałem, aż do całkowitego wyczerpania. Byłem niezadowolony z tego, że powinienem oddać ją całą woli Boga bez zastrzeżeń co do tego, aby Bóg dysponował nią tak jak chciał. Nie chciałem stawiać Bogu przeszkód w tym, aby On mógł dysponować nią tak, jak było Mu to miłe. Bardzo mnie to zmartwiło. Napisałem do mojej żony opowiadając jej, jaką walkę przeszedłem z jej powodu i to, że czułem zaniepokojenie, iż nie jestem w stanie całkowicie oddać jej bez reszty doskonałej woli Bożej. Na krótki czas przed tym, jak miałem to pokuszenie, o którym mówiłem, kiedy te miejsca z Pisma dotarły do mnie przygniatając mój umysł i kiedy niemalże gorycz śmierci na kilka chwil opanowała mnie, wydawało mi się, że moja wiara, to prawdopodobnie tylko emocje i że Boże nauczanie, to jedynie efekt moich uczuć. Jak już powiedziałem, w kilka chwil po tym zmaganiu ze zniechęceniem i goryczą, które odtąd przypisuję ognistym strzałom szatana, byłem w stanie wpaść w głębsze niż kiedykolwiek przedtem odczucie nieskończenie błogosławionej i doskonałej woli Boga. Wtedy powiedziałem Panu, że pokładam ufność w Nim i że czując się doskonale wolny oddaję Mu siebie, swoją żonę i moją rodzinę. Wszystko to daję bez żadnych warunków do Jego dyspozycji według Jego woli lub uznania. Tak więc, jeżeli On to uzna za najlepsze i najmądrzejsze posłać mnie do piekła, to niech to uczyni, a ja się z tym zgodzę. Tak samo jeśli chodzi o moją żonę. Odczuwałem całkowitą wolność, aby złożyć ciało i duszę bez najmniejszego zawahania się na ołtarzu doskonałej woli Boga. Posiadłem głębsze niż przedtem poznanie tego, co dotyczyło poświęcenia się Bogu. Wiele czasu spędziłem na kolanach, gruntownie rozważając temat i oddając wszystko woli Bożej: sprawy kościoła, rozwój chrześcijaństwa, nawrócenie świata, zbawienie lub potępienie mojej duszy, zgodnie z tym jak według swojej woli zadecyduje Bóg. Pamiętam, że poszedłem tak daleko, iż powiedziałem Panu z całego mojego serca, że może uczynić wszystko ze mną i z tym co do mnie należy, co zamierzy Jego błogosławiona wola. Miałem tak doskonałą ufność w Jego dobroć i miłość, że wierzyłem iż nie uczyni niczego, co byłoby przeciwko mnie. Miałem taki rodzaj świętej śmiałości, kiedy mówiłem do Niego, żeby uczynił to, co uważa za dobre. Wierzyłem, że nie uczyni niczego, co nie byłoby doskonale mądre i dobre. Miałem jak najlepsze podstawy, aby zaakceptować wszystkie Boże zamierzenia odnośnie mnie samego i tego co jest moje. Tak głębokiego odpocznienia w cieniu Jego woli nigdy wcześniej nie znałem. Co stało się dla mnie dziwnym to to, że nie mogłem zatrzymać wcześniejszej nadziei. Nie mogłem sobie również przypomnieć wcześniejszego pokrzepienia i wcześniejszych okresów społeczności i Bożej pewności, jakiej doświadczyłem. Mogę powiedzieć, że straciłem nadzieję i wszystko założyłem na nowym fundamencie. To znaczy, że straciłem nadzieję wynikającą z wcześniejszych doświadczeń, przypominając sobie co mi mówił Pan, że ja nie wiem, czy On ma zamiar zachować mnie czy nie. Nie czułem się zaniepokojony, aby wiedzieć. Ufałem, że wynik jest pewien. Powiedziałem już, że jeżeli stwierdziłem, że On strzeże mnie i działa we mnie przez swojego Ducha Świętego i przygotowuje mnie do nieba, pracując nad świętością i wiecznym życiem w mojej duszy, to mogłem przyjąć za rzecz oczywistą, że Bóg zamierza mnie zbawić. Jeżeli jednak z drugiej strony odkryję siebie pustym bez Bożej mocy, światła i miłości, będę mógł przypuszczać, że On uznał za mądre i słuszne posłać mnie do piekła. Niezależnie od wyniku zaakceptuję Jego wolę. Mój umysł był w stanie doskonałego spokoju.

Było to wcześnie rano, przez cały ten dzień wydawało mi się, że jestem w stanie doskonałego odpocznienia zarówno ciała jak duszy. W ciągu całego dnia to pytanie przewijało się przez mój umysł: czy nadal trwasz przy swoim poświęceniu się i oddaniu woli Bożej? Bez wahania powiedziałem: tak, niczego nie odwołuję. Nie mam żadnego powodu, aby cokolwiek odwołać. Nie złożyłem więcej żadnych przysiąg i obietnic ponad rozsądną miarę. Nie miałem powodu, aby cokolwiek odwoływać. Nie chciałem czegokolwiek odwoływać. Myśli takie, że mogę być zgubiony, nie przygnębiały mnie. Naprawdę myśląc o tym tak, jak mogłem przez cały dzień, nie znalazłem w moim umyśle najmniejszego strachu, najmniejszego wzburzenia emocjonalnego. Nic mnie nie martwiło. Ani się nie wzbijałem, ani nie upadałem. Nie byłem radosny ani zmartwiony. Moja ufność w Bogu była całkowita. Moja akceptacja Jego woli była doskonała, a mój umysł był tak uciszony jak niebo. Wieczorem jednak powstało w moim umyśle pytanie: co będzie jak Bóg postanowi posłać mnie do piekła? Dlaczego nie mógłbym się sprzeciwić Mu? Przecież On może posłać człowieka do piekła. Zaraz po tym wynikło kolejne pytanie: kto akceptuje Jego wolę w takim sensie, jak to uczyniłeś ty? To pytanie więcej nie powstało w moim umyśle. Potem powiedziałem: nie, to jest niemożliwe. Nie może być dla mnie piekła, jeżeli zaakceptuję doskonałą wolę Bożą. To wywołało potoki radości wewnątrz mnie, rozlewając się coraz bardziej i bardziej. Trwało to przez tygodnie, miesiące i prawdziwie mogę powiedzieć, że przez lata. Przez lata byłem pełen radości tak, że nie czułem większego zmartwienia z jakiegokolwiek powodu. Moje modlitwy stały się gorące i przez długi okres wszystko wydawało się biec w kierunku: niech będzie Twoja wola. Wydawało mi się, że spotkały się wszystkie moje pragnienia. To, o co się modliłem dla siebie otrzymywałem w sposób najmniej oczekiwany. Świętość Pana wyryta była we wszystkich moich myślach i działaniach. Miałem tak silną wiarę, że Bóg wypełni całą swoją doskonałą wolę, że nie musiałem się o nic martwić. Wielka trwoga, która niepokoiła mój umysł przez ten okres śmiertelnego boju w modlitwie, ustąpiła. Przez długi okres, kiedy szedłem do Boga, aby mieć społeczność z Nim tak, jak to bardzo często czyniłem, padałem na kolana stwierdzając, że nie jestem w stanie prosić o cokolwiek. Mogłem jedynie z gorliwością mówić: niech będzie Twoja wola jako w niebie tak i na ziemi. Moje modlitwy postępowały w tym kierunku. Często odkrywałem siebie śmiejącego się jakbym stał przed obliczem Boga, i niczego więcej nie potrzebowałem. Byłem pewien, że On wypełni całą swoją mądrą i dobrą wolę. W tej świadomości moja dusza była całkowicie usatysfakcjonowana. Teraz straciłem całe moje zmaganie, które absorbowało mnie przez długi czas. Zacząłem głosić do zgromadzenia w kościele zgodnie z tym nowym i rozszerzonym doświadczeniem. Była znaczna liczba osób, które uczęszczały na zgromadzenie i rozumiały mnie. Ludzie ci poznali z moich kazań, co zajmowało mój umysł. Przypuszczam, że oni wiedzieli więcej o wielkiej zmianie, jaka zaszła w sposobie głoszenia moich kazań niż ja sam. W tym czasie wydawało mi się, że moja dusza poślubiona była Chrystusowi w taki sposób, o jakim nie myślałem i nie przypuszczałem. Język "Pieśni nad pieśniami" Salomona był tak naturalny dla mnie jak oddech. Przypuszczam, że dobrze rozumiałem stan duszy Salomona, kiedy pisał tę pieśń. Myślę po tym co przeszedłem, że ta pieśń została napisana przez niego, kiedy nawrócił się od drogi odstępstwa. Nie tylko posiadałem świeżość mojej pierwszej miłości, ale także wielkie zrozumienie jej. Prawdziwie Pan wyniósł mnie ponad to wszystko, czego doświadczyłem przedtem i pouczył mnie o znaczeniu Biblii. Pouczył mnie też o społeczności z Chrystusem, mocy i gotowości. Często odkrywałem siebie mówiącego do Pana. Nie wiedziałem i nie przypuszczałem nawet, że te rzeczy są prawdziwe i pojmowałem znaczenie tego wersetu, który mówi, że On może dać nam to o co Go prosimy, a nawet obficiej ponad to o czym myślimy. Uczył mnie nieskończenie więcej niż to, o co Go prosiłem, lub myślałem kiedykolwiek. Nie miałem pojęcia o tym, jak długa, szeroka, głęboka, wysoka i skuteczna jest łaska Boża. Wydawało mi się, że werset: "dość gdy masz łaskę moją" znaczył tak wiele i był tak wspaniały dla mnie. Nigdy tego przedtem nie rozumiałem. Znalazłem siebie krzyczącego: Wspaniałe! Wspaniałe! Wspaniałe!, kiedy otrzymywałem to objawienie. Mogłem zrozumieć co znaczy u proroka, kiedy powiedział: "Będzie nazwany imieniem Cudowny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju". Zanim byłem zmuszony powrócić do domu, prawie całą zimę spędziłem na pouczaniu ludzi, że mają pełnię w Chrystusie. Stwierdziłem jednak, że głosiłem ponad głowami większości ludzi. Oni mnie nie rozumieli. Na szczęście było jednak wielu, którzy rozumieli mnie i byli wspaniale ubłogosławieni, a w swoich duszach uczynili duży postęp w pobożnym życiu. Mam powód, żeby wierzyć, że bardziej niż w życiu, które prowadzili wcześniej. Wielkie podniecenie tego okresu opadło i stało się bardziej spokojne. Zobaczyłem jaśniej różne kroki w moim chrześcijańskim doświadczeniu. Zaczynałem zdawać sobie sprawę z powiązania wszystkiego co otrzymałem od Boga od początku do końca. Do tej pory jednak, nigdy przez tak długi okres nie przechodziłem tak wielkich zmagań w tak strasznym boju modlitewnym. To była zupełnie inna rzecz, którą musiałem przezwyciężyć w Bogu, niż to czego doświadczyłem przedtem. Mogłem przyjść do Boga z większym pokojem i bardziej doskonałą ufnością. On umożliwił mi teraz odpoczynek w sobie i pozwolił wszystko zanurzyć w swojej doskonałej woli. Odczuwałem od tej pory większą wolność rozkoszowania się w Bogu i w jego Słowie. Stałość w wierze, chrześcijańską wolność i potoki miłości, to jest to, czego mogłem doświadczyć tylko okazyjnie przedtem. Nie mam na myśli tego, że te doświadczenia były rzadkie przedtem dla mnie. Przeciwnie, były one częste i często się powtarzały, lecz nigdy nie pozostawały w taki sposób, jak to było od tamtego czasu. Moje więzy wydawały mi się w tym czasie całkowicie zerwane. Od tej pory posiadałem miłość dziecka do kochanego rodzica. Wydawało mi się, że odkryłem Boga wewnątrz mnie. W tym sensie mogłem odpocząć w Nim i być spokojny. Położyłem moje serce w Jego ręce i wtuliłem się w Jego doskonałą wolę bez żadnych zmartwień i niepokoju. O tych próbach mówię jak o czymś powszednim. Nie potrafię jednak stwierdzić, czy całkowicie pozostały one niezłamane w 1860 roku w okresie choroby. Miałem okres wielkiej depresji i wspaniałego uniżenia. Pan jednak wyprowadził mnie z tego w trwały pokój i odpocznienie.

Pytania do przemyślenia i modlitwy

  1. Czy wszystko co mam powierzyłem Panu?

  2. Czy poświęciłem się dla Niego i służbie Jemu?

  3. Czy jestem gotów i czy jestem w stanie przyjąć z Jego ręki wszystko, co zamierzy uczynić ze mną? 

"modlitwa to uchwycenie się Bożej woli, a nie przełamywanie Jego niechęci"


Rozdział 28

GASZENIE DUCHA ŚWIĘTEGO

"Jeżeli posiadasz pełnię Ducha Bożego to musisz przygotować siebie na to, że będziesz miał wiele opozycji, zarówno w kościele jak i na świecie. Często starsi, a nawet pastorzy będą występować przeciwko tobie, jeżeli będziesz napełniony Duchem Świętym. Musisz oczekiwać bardzo częstych śmiertelnych konfliktów z szatanem. Szatan ma bardzo mało zmartwień z tymi chrześcijanami, którzy nie są duchowi, ale letni i gnuśni oraz myślący jak świat. Tacy nie zrozumieją tego, co powiedziałem o duchowym konflikcie".

Po spędzeniu kilku tygodni w Detroit w 1846 roku, ulegając prośbom kościoła w Pontiac, udałem się tam na pewien czas. W Pontiac zastałem bardzo dziwny stan rzeczy. Miejscowość ta była zasiedlona głównie przez niewierzące osoby, które szydziły z religii. Było tam jednak kilka pobożnych kobiet, które po wielkich zmaganiach w końcu odniosły zwycięstwo. Aby mogły odbywać się tam religijne zgromadzenia wybudowano kościół i znaleziono pastora. W Pontiac mieszkał człowiek, który był pastorem kościoła, którego natychmiast zastąpiono innym bratem kiedy tam przybyłem. Ten młody mężczyzna, który został pastorem po moim przyjeździe pochodził z Nowej Anglii. Nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywał. Ze starym pastorem kościół miał wiele problemów. Nastąpił wśród nich podział jeśli chodzi o posłuszeństwo jemu. W końcu zdymisjonowali go. Sytuacja pozostała jednak taka sama, jak była przed jego ustąpieniem. Pozostały bardzo złe uczucia pomiędzy nim a kościołem, a także pomiędzy nim, a innym starszym pastorem, który mieszkał w pobliskiej wiosce. Wykonywał on dobrą pracę jako misjonarz w tym nowym regionie, zakładając nowe zbory. Ten misjonarz odgrywał bardzo ważną rolę w sporze pomiędzy starym pastorem a kościołem. Tak więc, pomiędzy nimi, a starym pastorem nie było żadnej współpracy a nawet chrześcijańskiej sympatii. Naprawdę stwierdziłem, że stan rzeczy wokół nie obiecywał nic dobrego, był też bardziej trudny do rozwiązania niż ten, z jakim spotkałem się gdziekolwiek indziej. Mimo to zacząłem głosić i wkrótce odkryłem, że Duch Boży rozpoczął badać ten kościół. Rozpocząłem, tak jak to zwykle czyniłem, usuwać przeszkody na drodze do duchowego przebudzenia. Wspólne wyznawanie grzechów i odnowienie uczestnictwa na zgromadzeniach. W krótkim czasie ponowne nawrócenie kościoła miało przygotować drogę do głównego przebudzenia pośród otwarcie niepokutujących grzeszników. Stan moralności w Pontiac wtedy był bardzo niski. Ludzie byli tam przedsiębiorczy i oszczędni jeśli chodzi o interesy. Prawdziwie chrześcijaństwo jednak było bliskie upadku. Zobaczyłem, że niczego nie mogę uczynić efektywnie, dopóki nie będą wycięte stare korzenie goryczy, podziały uzdrowione, a ich wzajemne niechęci i spory odrzucone. Swoje kazania zatem kierowałem do chrześcijan i do tych, którzy wyznawali, że nimi są. Mówiłem tak śmiało jak tylko mogłem. Tak było w domu ich gubernatora, pana porucznika Richardson. Jego żona była religijną kobietą. Była jednak silnie zaangażowana w wielki spór pomiędzy starym pastorem a kościołem. Po tygodniu lub dwóch głoszenia kazań uważałem, że droga została dostatecznie przygotowana. Zgodzono się, żeby wyznaczyć dzień na post, uniżenie i modlitwę. Kiedy nadszedł dzień, wygłosiłem do nich kazanie z tego tekstu: "Nadziejo Izraela i nasz Wybawicielu, dlaczego jesteś dla nas obcy w kraju? Jak przechodzień zatrzymujący się tylko na noc?"

Byłem bardzo zainteresowany w zastosowaniu tego tekstu do obecnego stanu tych ludzi. Po południu mieliśmy ogólne zgromadzenie kościoła. Zaraz po tym jak rozpoczęło się spotkanie, było dla mnie jasne, że Duch Święty był obecny w potężny sposób. Byłem gościem pana Davisa, który zajmował poczesne miejsce w sporze ze starszym pastorem. Był on człowiekiem mocnych opinii i jak najbardziej wrogich uczuć do starego pastora, całą winę składając na niego. Stary pastor był jego sąsiadem. Kiedy powróciliśmy do domu po porannej usłudze, zobaczyłem że pan Davis był głęboko poruszony. Powiedział do mnie: Czy nie uważa pan, że najlepiej dla mnie byłoby iść i wyznać swoje przewinienia temu słudze Bożemu? On uczynił źle, lecz i moja postawa wobec niego była bardzo zła. Odpowiedziałem: Czy może pan iść do niego wyznając mu to i niczego mu nie wymawiając, pozostawiając jemu wyznanie jego grzechów? Powiedział, że może i natychmiast wyszedł z domu. Zrozumiałem, że poszedł uczynić pokorne wyznanie swych win bez żadnych oskarżeń pod adresem starego pastora. Powiedział do niego, że posiadał bardzo niechrześcijańskie uczucia wobec niego i prosił go o przebaczenie.

Powiedziałem już, że w zgromadzeniu po południu było jasno widać ducha pokuty. Ich stary pastor jak zauważyłem był obecny bardzo długo na zgromadzeniu. Zaraz jak tylko rozpoczęło się zebranie, zauważyłem jak pani Richardson powstała ze swojego miejsca i przeszła na drugą stronę kościoła, gdzie po przeciwnej stronie siedział stary pastor. Otwarcie wyznała, że żywiła wobec niego bardzo niechrześcijańskie uczucia. Zaobserwowałem jak twarz starego pastora stała się śmiertelnie blada. Kiedy pani Richardson wróciła na swoje miejsce, zaczął się ogólny ruch w kierunku ławki starego pastora i wyznawanie mu swoich przewinień. To poruszyło tych, którzy byli obecni. Zobaczyłem, że praca postępuje naprzód i ufałem, że nastąpi ogólne uniżenie zgromadzenia. Po tej manifestacji uczuć w kierunku starego pastora, oczekiwałem chwili, gdy zobaczę go na kolanach czyniącego wyznanie. W tym czasie presja na zgromadzenie była ogromna. Zachowywałem całkowity spokój, tak jak ich młody pastor. W tym momencie powstał stary misjonarz, który chyba nazywał się ojciec Ruggles i zaprotestował przeciwko temu co się działo. Sprzeciwił się temu mówiąc, że czyni to, ponieważ stary pastor (wymienił tu jego imię), może zatriumfować i powiedzieć, że zgromadzenie usprawiedliwiło jego, a potępiło siebie. Nie wierzyłem wtedy ani teraz, że takie niebezpieczeństwo istniało. Myślę, że gdyby ojciec Ruggles zachował ciszę, to nie upłynęłoby dziesięć minut i stary pastor powstałby i uczyniłby pełne wyznanie. Ojciec Ruggles był zbyt mocno zaangażowany w spór przeciwko staremu pastorowi, aby pozwolić na cokolwiek, co mogłoby być uczynione jako próba usprawiedliwienia kierunku postępowania pastora i potępienia zboru, który postępował tak wobec niego. W chwili, gdy ojciec Ruggles zajął swoją pozycję, straszna reakcja przeszła po zgromadzeniu. Wszystkie wyznania się skończyły. Wszystkie łzy zostały wytarte. Na żadnym spotkaniu w moim życiu nie zamanifestowało się takie gaszenie Ducha Świętego i Jego działania jak na tym.

Reakcja była momentalnie straszna i rozstrzygająca. Do tego momentu wzajemne urazy topniały, ale po błędnym wystąpieniu ojca Ruggles, został zatrzymany Duch pokuty. Wystąpienie to całkowicie odwróciło proces wzajemnego przebaczania sobie i rozerwało stare rany. Po przypatrzeniu się temu spustoszeniu przez kilka dni, powróciłem do Detroit. Tam zachorowałem i na wiele dni zostałem przykuty do łóżka. Zbliżał się okres wiosennego trymestru w Oberlin. Tak szybko jak byłem zdatny do podróży, powróciłem do domu. Jak zwykle zrelacjonowałem moje działania. W lecie mieliśmy bardzo interesujące przebudzenie w Oberlin.

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Czy przez moje niewyznane grzechy i różne niechęci, tłumię przebudzenie w kościele i przeszkadzam Bogu, aby dał odpowiedź na moje modlitwy?


Rozdział 29

WIZJA BLISKIEJ ŚMIERCI FINNEY'A

"Bądź pewien, że Bóg często daje więcej niż tylko odpowiedzi na modlitwę. On nie tylko pozwala osiągnąć to, o co się prosi, lecz łączy jedne błogosławieństwa z drugimi".

Latem 1847 roku opublikowałem drugi tom mojej "Teologii systematycznej". Napisałem ją i opublikowałem uczęszczając do mojego collegu i pełniąc obowiązki pastora. Większość drugiego tomu napisałem z taką szybkością z jaką czytałem moją dzienną lekturę i oddałem ją do druku. Tak więc w jednej lekturze mogłem poprawiać dowody, a drugą napisać i posłać do wydawnictwa tego samego dnia. Jednak wszystkie moje obowiązki pastora i intensywna praca w mojej klasie, wyczerpały moje siły. Kiedy zaczął się wieczór, chwyciła mnie gorączka tyfusu. Przez dwa miesiące byłem bardzo chory i zbliżałem się do śmierci. W tym czasie moja droga żona zachorowała na gruźlicę. Około połowy grudnia ona odeszła. Kiedy umarła, moje siły już nie powróciły. Pozostałem tej zimy w domu, nie wykonując żadnej kaznodziejskiej pracy, ani tu, ani gdzie indziej. Objąłem moje obowiązki pastora i profesora zbyt szybko, abym mógł w pełni powrócić do zdrowia. Przez zimę 1847 -1848 roku, pozostałem więc w domu, nie czując się na siłach, aby wykonywać pracę ewangelisty na świeżym powietrzu.

NOTATKI SPORZĄDZONE PRZEZ ŻONĘ FINNEY'A PODCZAS JEGO CHOROBY W 1847 ROKU.

Środa, 25 lipca. Przemawiał do swojej kończącej rok szkolny klasy. Wrócił do domu całkowicie wyczerpany. Wyszedł jednak wieczorem, aby wziąć udział w zebraniu kuratorów. Kiedy wrócił do domu, usiadł i trochę porozmawiał z panią Blake. Narzekał na wielki ból głowy i niezwyczajne wyczerpanie. Bardzo mało odpoczywał w ciągu nocy.

Dwudziesty szósty lipca. Myślał, że wstanie, lecz stwierdził, że nie jest w stanie się ubrać i wrócił z powrotem do łóżka. Wielki brak odpoczynku w ciągu dnia. Niczego nie wziął do ust, nawet kropli wody.

Dwudziesty siódmy. Noc bez odpoczynku. Dotkliwy ból głowy i pleców trwał w ciągu dnia. Powiedział: Och jak słodko będzie nie być męczonym w grobie. Żadnego bólu, ani tego braku odpoczynku. Ale ja nie mogę umrzeć! Nigdy nie umrę. Rozmawiał ze mną o spełnieniu swojej woli. Powiedział, że czasami myślał o tym, że sprawy wyglądają mniej więcej tak, że to co jest własnością zapisaną na jego imię, to jest jego. Kiedy jednak zachorował, postanowił zbadać sprawę w świetle prawa. Czuł, że może rozporządzać tym, jak mówi prawo. Stosownie do tego napisał po południu list do pana Parish w Sandusky.

Dwudziesty ósmy. Czując się lepiej tego ranka, usiadł na kilka chwil, mimo, że miał kolejną bezsenną noc. Bezsenność nadal dokuczała mu. Nie chcę żyć - powiedział - jestem gotów odejść. I ze słodkim uśmiechem dodał - i ty moja kochana niedługo także odejdziesz.

Dwudziesty dziewiąty - niedziela. Jego urodziny. Minęła straszna noc. Jego umysł był tak aktywny, że nie mógł znaleźć odpoczynku. Jego sen był rodzajem marzeń na jawie. Częściowo o życiu, częściowo o śmierci. Powiedział do doktora: jestem biednym pacjentem dla pana. Jestem całkowicie wyczerpany. Moje siły mnie opuściły. Wszystko mi się wydaje możliwe, ale nie to abym podniósł się znowu. Stwierdził, że myślał w ciągu nocy o wielkiej liczbie książek.

Trzydziesty lipca. Wyraźne pogorszenie. Miał okropnie wyczerpującą noc. Tak jak w ciągu całej tej nocy, wyrażał: słodko jest być w rękach Pana. Powiedział: "nie wiem, czy doktor Jennig ma rację czy nie. Biorąc pod uwagę wszystkie przypadki, nie mam zaufania do jakiejkolwiek teorii. Jest to najlepszy pogląd, jaki mam". Dawał wskazania odnośnie tak wielu rzeczy, co najlepiej powinnam czynić. Mówił o wyznaczeniu opiekuna dla chłopców, a szczególnie dla małego Nortona. Powiedział, że każdy system filozofii moralnej jest od podstaw fałszywy.

Trzydziesty pierwszy lipca. Jego organizm uspokoił się i trochę pospał. Kiedy obudził się, powiedział: cóż za głęboki odpoczynek. Żadne słowa nie opiszą tego słodkiego pokoju. Dzięki Bogu, mój umysł jest spokojny. Nic, żaden ból nie przerwał tego głębokiego odpocznienia. Wkrótce spotkam się z Wiliamem i jeżeli będziemy rozmawiać o wielkich rzeczach to szybko znajdziemy światło.

Odnośnie pewnej sprawy powiedział, że wyraził się niemile i niemądrze o kilku osobach. Ciągle przeglądał fakty i rozważał je tak, jak to czynił kiedyś. Pan jednak umożliwił mu ostatniej zimy oddać to wszystko pod Jego osąd i osiągnąć pokój. Powiedział: "Moja droga, często zasmucałem cię, wiem jednak, że mam twoje przebaczenie i nie martwię się. Jezus wybawił mnie od całego niepokoju".

Kiedy powiedziałam: Karol nie czuje się lepiej, Norton jest bardziej chory, Rebecca jest w stanie usiąść, zagrożona gorączką, powiedział na to: Jak błogosławioną rzeczą jest dla nas umrzeć razem. Wydaje mi się, że już umieram, umówiłem się już na spotkanie ze wszystkimi, z którymi mam zamiar odejść. Chociaż nie myślałem o miejscu dokąd idę. Ale tego ranka miałem wizję, jakie niebo jest jasne. Przypuszczam, że to było wyobrażenie. Cóż jednak za splendor kolumn i palisad, ich szczyty okrywała otoka światła. Nie było tam więcej słońca. Mała migawka nieba przypuszczam, że to wyobrażenie, nie wiem teraz, może jednak nie. Słodki Jezus, słodki Jezus. Chciałem napisać więcej książek, lecz teraz jakże słodkie było to miejsce z Biblii - "zapieczętuj te słowa i nie zapisuj ich".

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Czy moja społeczność z Bogiem przez Jezusa Chrystusa jest taka, że kiedy zbliżam się do śmierci, to mogę mówić: Słodki Jezu, słodki Jezu?


Rozdział 30

KONSEKWENCJE ODSTĘPSTWA

"Jeżeli umrzesz bez Ducha Świętego, to pójdziesz do piekła. Co do tego nie może być wątpliwości. Bez Ducha Świętego nigdy nie będziesz przygotowany na niebo".

Wydarzenie, które miało miejsce podczas przebudzenia dotyczyło słynnego kaznodziei Theodora Parker. Odprawiał on nabożeństwo w wielkiej hali w Bostonie. Jego poglądy teologiczne są tak dobrze znane, że nie ma potrzeby abym zajmował się nimi szczegółowo. Podczas zimy bardzo wielu chrześcijan zostało mocno zaniepokojonych złym wpływem, jaki on wywierał na Boston. W tym czasie bardzo dużo modlitw zaniesiono za niego. Próbowałem dwa razy zobaczyć się z nim mając nadzieję, że będę miał możliwość porozmawiać. Zarówno w jednym, jak i w drugim wypadku odmówił mi spotkania z sobą, wymawiając się troską o stan swojego zdrowia.

Duch modlitwy jednak z jego powodu wydawał się wzrastać. Modlono się w ten sposób: "Jeżeli Pan uzna to za słuszne, to niech on się nawróci, a jeżeli nie, to niech Bóg uczyni coś, aby jego zły wpływ został usunięty". Lud Boży wiele się trudził w tym kierunku. Wielu chrześcijańskich mężów naznaczyło sobie spotkania, aby kłaść przed Bogiem tę sprawę. O tych faktach poinformowali mnie przez jednego z nich. Opowiedział mi, że zaraz po otwarciu zgromadzenia wybrali jednego spośród nich, aby poprowadził modlitwę. I on poprowadził ją w szczególny sposób - położył całą sprawę całkowicie przed obliczem Bożym. W takim duchu prowadzony przez Boga, poprowadził ich wszystkich, aby jednym sercem i jedną duszą, zjednoczeni położyli cały ten przypadek przed Bogiem. Ten mąż opowiedział mi, że człowiek, który prowadził modlitwę wyglądał jak natchniony. W słusznej sprawie i we właściwy sposób i właściwym kierunku wiódł ich w modlitwie. Mówił, że później wszyscy oni tak się poczuli, jakby otrzymali odpowiedź na swoją modlitwę. I takie głębokie było to odczucie, że chociaż wszyscy razem przyszli na zgromadzenie modlitewne, nikt nie zaoferował się, aby powiedzieć choć jedno słowo. Odczucie tego było tak jednomyślne, że modlitwa się skończyła. Czuli, że odpowiedź była pewna i żadna modlitwa więcej nie była potrzebna. Nikt już nie był skłonny składać przed Bogiem jeszcze jakieś prośby w tej sprawie. W jakiś sposób o spotkaniu modlitewnym dowiedział się dr Parker. Napisał pewne, bardzo mocne słowa przeciwko temu. Niedługo potem zachorował i nie był w stanie głosić kazań. Z powodu złego stanu zdrowia wyjechał do Europy i tam umarł. To był koniec złego wpływu jego kazań. Pozostało tylko wspomnienie, które może mieć wpływ na przyszłe pokolenia.

Pytanie do przemyślenia i modlitwy.

Czy kiedy się modlę jestem w pełni świadom wielkiej mocy modlitwy w tych ludziach, którzy całkowicie poświęcili siebie Chrystusowi? 


Dodatek A

OBSERWACJE PROFESORA WRIGHTS'A

Poszczególne obserwacje dotyczące publicznego życia modlitewnego Finney'a, zawierają przykłady jego modlitw zaobserwowanych przez G.Frederica Wrighta (był on profesorem Teologicznego Seminarium w Oberlin, Ohio) i zostały wzięte z jego biografii o Finney'u "Charles Gradison Finney" (Boston i Nowy Jork: Hughton i Mifflin i Spółka ze str.274-279).

Biografia Wrighta daje doskonałą analizę, zarówno życia Finney'a, jak i jego teologii.

Modlitwy Finney'a były zawsze najbardziej interesującą i inspirującą częścią publicznej jego służby w Oberlin. Jego modlitwy były takie same wtedy, kiedy modlił się prywatnie jak i publicznie. Niepomny obecności innych, kładł je pomiędzy sobą i swoim Stwórcą. Jego prośby o chorych i potrzebujących parafii były szczególnie poruszające i czułe. Wydawało się, że każdy przypadek indywidualnie leżał przed nim. Studenci nigdy nie zapomną czasu, kiedy jesienny trymestr zbliżał się do końca, i oni stawali przed trudną decyzją nauczania w zimowych szkołach w regionie. Jego modlitwy o nich żarliwie wzrastały, kiedy błagał on Pana, aby zachował drogie dzieci od nieszczęścia i złego, aby Pan przepasał ich mocą w próbnej pracy. Jego prośby były całkowicie wolne od formalności i zazwyczaj nimi objęte były sprawy wymagające natychmiastowego zainteresowania. Tylko okazyjnie obejmował nimi kraj i cały szeroki świat. W sposób oczywisty polegał na prowadzeniu Ducha Świętego. W taki dziecięcy sposób temat modlitwy musi być przypominany, jeżeli chcemy właściwie zrozumieć znaki, które zwiastują bliskie nadejście odpowiedzi. Prawdopodobnie jego niechęć do wyrażania ogólnych zwyczajowych próśb wyrosła z jego własnej doktryny przestrzegania "modlitwy wiary". W jego książce, w temacie dotyczącym odpowiedzi, odpowiada na pytanie "ile razy powinniśmy zanosić nasze modlitwy": kiedy masz jasny tego dowód, wynikający z obietnic, proroctw lub opatrzności, czy prowadzenia Ducha, że Bóg da ci rzeczy, o które się modlisz. Nie masz żadnego oczywistego dowodu, że Bóg zbawi natychmiast cały świat. Niektóre z jego znanych modlitw o deszcz z trudem dadzą się wyjaśnić w inny sposób, jak tylko w ten, że był on prowadzony przez Ducha. Na przykład:

Lato 1853 roku było niezwykle gorące i suche tak, że pastwiska były wypalone i wyglądało na to, że całkowicie zawiodą plony. W takich oto okolicznościach wielkie zgromadzenie jak zwykle zebrało się w niedzielę w kościele. Chociaż niebo było czyste, brzemieniem Finney'a była modlitwa o deszcz. W swojej modlitwie zawarł głęboki okrzyk rozpaczy, jaki wychodził z każdego serca. Wymieniał on w detalach konsekwencje przedłużającej się suszy. Wyrażał to tymi słowami: "Nie zamierzamy dyktować ci Panie, co jest najlepsze dla nas. Ty zaprosiłeś nas jednak Panie do tego, żebyśmy przychodzili do Ciebie tak, jak dzieci do ojca i powiedzieli o swoich pragnieniach. Nasze pastwiska są wyschnięte. Ziemia otworzyła swoje usta na deszcz. Bydło rycząc błąka się w poszukiwaniu wody. Nawet wiewiórki w lesie cierpią z pragnienia. Jeżeli nie dasz nam deszczu, nasze bydło będzie musiało umrzeć, a w żniwa nic nie zbierzemy. O Panie, proszę ześlij nam deszcz i to teraz! I chociaż nic nie zapowiada się, aby się to stało, to nie jest dla Ciebie trudne do zrobienia. Proszę, ześlij teraz Panie, w imieniu Chrystusa. Amen".

Opowiada korespondent opisujący wspomnienie tej sceny:

Pamiętam tak wyraźnie jakby to było wczoraj. Te nieustanne, żarliwe i naglące prośby płynące ze szczerego serca. Pamiętam, że w końcu zakończył. Wziął swój tekst i zaczął głosić przez około dziesięć czy piętnaście minut, kiedy zaczęliśmy słyszeć trzaskanie na dachu. Przypominam sobie, że przedłużył kazanie o kilka minut, kiedy grzechotanie i rumor narastał. Nagle zatrzymał się i powiedział: myślę, że lepiej będzie jak podziękujemy Bogu za deszcz. I zaintonował hymn: "Kiedy wszystkim Twoim dobrodziejstwom o Boże! Ma dusza przypatruje się". Całe zgromadzenie powstało, i zaczęło śpiewać ten hymn. Kiedy w końcu rozeszliśmy się około południa, tłumy stały wokół czekając, aż pełne niebo nie wyleje swoich obfitych potoków. Innym razem modlił się o deszcz następującymi słowami: "O Panie! Tak długo oczekiwane chmury znalazły się w końcu nad naszymi głowami. Modlimy się teraz, aby mogły wybuchnąć i zalać spieczoną ziemię. Nie pozwól przejść i rozładować swoje wody nad jeziorem. Ty wiesz, że tak często czyniły wcześniej. O Panie, w jeziorze jest dość wody". Efekt tej modlitwy nie został zrelacjonowany.

Czasami jego nieopanowany humor wychodził na powierzchnię podczas modlitw, którymi zwyczajowo zamykał godziny lekcyjne. Jednego razu klasa z jakiegoś powodu spotkała się w jego pomieszczeniu do studiów. Jeden lub dwóch uczniów, siedząc na wyściełanych poduszkami siedzeniach, posiadło hipnotyczny efekt i zasnęło. W swojej zamykającej lekcję modlitwie, Finney nie zapomniał o tych niefortunnych uczniach. Prosił on, aby od tej pory w tym miejscu byli trzeźwi. Kiedy następnego dnia, klasa przyszła do pokoju znalazła na miejscu wygodnych siedzeń twarde siedzenia z kuchni. Finney z dobrym humorem zaznaczył: "Widzicie młodzi dżentelmeni jaki odkryłem sposób, aby odpowiedzieć na moją własną modlitwę".

Innym razem, kiedy był on bardzo długo nagabywany o techniczne problemy teologii i kiedy niebezpieczeństwo stało się wielkie, gdyż studenci zajmowali się zaledwie brzmieniem słów bez ich mocy, Finney zamknął godzinę lekcyjną modlitwą, aby Bóg zmiękczył ich serca i wlał życie i moc w prawdę. Jeżeli tego nie uczyni, to ich cały system teologiczny będzie tak suchy, jak przystoi tylko wyjałowionemu agentowi moralnemu.

W inny dzień, kiedy klasa w sposób zupełnie elokwentny wyrażała swoje poglądy teologiczne, Finney w zamykającej modlitwie powiedział: "O Panie, nie pozwól młodym ludziom myśleć w ten sposób, ponieważ tylko trochę dotknęli się powierzchni nieskończonego morza Twojej wspaniałości. Oni usłyszeli wszystkie dźwięki jego głębin. O Panie, wybaw ich od zarozumiałości".

Kiedy Narodowe Stowarzyszenie Kościoła Kongregacyjnego organizowało się w Oberlin, korzyścią tego było otwarcie budynku Seminarium Teologicznego, chociaż budynek nie był gotowy w całości Finney'a poproszono, aby z tej okazji zmówił modlitwę. Zanim ją rozpoczął, powiedział: "Jestem co nieco zakłopotany, co do tej części usługi, ponieważ budynek nie jest jeszcze całkowicie zakończony. Już kilka razy odmówiłem wzięcia udziału w otwarciu budynku. Kilka razy odmawiałem ofiarowania domu modlitwy, kiedy nie był spłacony. Ten jednak nie jest ani skończony, ani spłacony, dlatego nieco waham się, aby ofiarować go Bogu w takim stanie. Pamiętam, że i ja sam siebie ofiarowałem często Bogu w podobnym stanie, to dlaczego nie mogę ofiarować tego domu takim jaki jest. Czynię to, polegając na determinacji tych, którym powierzamy zakończenie budowy tego budynku tak szybko, jak tylko jest to możliwe".

Ogólnie Finney przestrzegał reguły, która obowiązywała w Nowej Konwencji Libańskiej. Było tam niewłaściwą rzeczą modlić się o kogoś po imieniu publicznie bez jego zgody. Pamiętam jednak, jak słuchałem jego modlitwy o profesora M. W pewien niezwykły sposób, chociaż nieoczekiwanie, przeciwstawił swoje wysokie uznanie dla niego, kojarząc jego reputację z głębokością służby. Finney w niedzielę rano prowadził usługę, na której profesor M miał głosić kazanie. Modlił się on, aby brat M mógł być ochrzczony Duchem Świętym i żeby została mu dana prostota i jasność przemawiania. Tak, aby prawda Ewangelii stała się jasna i dostępna dla nas, żebyśmy nie musieli stawać na palce, aby zrozumieć co on mówi. Jako pastor, Finney wiernie zajmował się duchowymi zadaniami swojej funkcji. Na to, aby mógł głosić, utrzymywał tygodniowe spotkania modlitewne. Każdego tygodnia prowadził w tym samym czasie spotkanie, na którym zanoszono prośby. Zawsze był gotowy, aby odpowiedzieć na każde szczere zawołanie tych, którzy mieli duchowe kłopoty. 


Dodatek B

ŚWIADECTWO LISTOWNE MODLITWY O DESZCZ PREZYDENTA COLLEGU FINNEY'A

Washington D.C., styczeń 1912 rok.
Profesor Geo.S.Ornaby
Xenia, Ohio

Mój drogi panie, z zadowoleniem przyjąłem pański list z dwudziestego pierwszego ubiegłego miesiąca. Przypomina pan w nim nasze spotkanie w tym mieście i o naszej rozmowie o Oberlin i o "wielkim mężu Bożym", który był prezydentem Collegu dawno temu. Przypomniał mi pan moje marne usiłowania, aby opisać tego człowieka. Warunki, w jakich zwoływał na modlitwę, napięcie strajkowe w chwili wypadku i prośbę, żebym opisał tę historię tak, jak mogę ją sobie przypomnieć. Nie mam żadnego pamiętnika w swoim zasięgu, z którego mógłbym podać dokładną datę tego wydarzenia. Główne fakty jednak przemaszerowują w mojej pamięci na tyle, na ile mogę je sobie przypomnieć. Wyglądają one jak kamienie milowe na drodze mojego pielgrzymowania, które trwa blisko 76 lat. Przypuszczam, że było to wtedy, kiedy osiągnąłem 16 rok życia, latem 1852 roku.

Od wczesnych dni okresu wiosennego tego roku, niebo odmawiało deszczu. Naprawdę, kurtyna chmur rzadko przesłaniała oblicze słońca. To mijające lato było latem wpatrzonych w górę oczu i wyczekujących pomocy z niebios. Łąki dawały mało nadziei, że zapewnią w zimie dostateczną ilość paszy dla zwierząt. Pastwiska były brązowe i ogołocone. Zboża były niewyrośnięte, ich liście były wykrzywione i żółte tak, że gdyby ktoś przechodził, to mogłyby zwieźć go te złote uszy, które nigdy nie będą zebrane do stodoły. Potoki przestały płynąć. Stawy wyschły. Wiele studni było bliskich wyczerpania. Żądanie od nich, aby dzieliły się swoją zawartością ze zwierzętami na farmie było często zamieniane na przykryte torfem wiadra. Wyschnięte i popękane naczynia spuszczano w głąb studni, nie otrzymując odpowiedzi. Nie jeden ryzykował puszczając bydło na pastwiska, aby szukało pożywienia i postępował za nimi, patrząc, czy doszukają się pomocy i litości. W te dni na farmach rosły częściowo przerzedzone, olbrzymie drzewa. Pokrywały one powierzchnię ziemi w regionie obecnego Oberlin College, kiedy jego pionierzy przemierzali swoją drogę. Teraz stoi tu zespół obiektów Oberlin Collegu, okazałe budynki i drogi, stary kościół, gdzie Finney tak długo głosił kazania i modlił się. W tym czasie, o którym piszę, dzikie zwierzęta z lasu ciągle znajdowały dosyć pożywienia i ochrony na granicach ogołoconych pól. Na drzewach żyły wiewiórki. Szopy i oposy nadal chroniły się w lesie, ale w tych nieszczęśliwych dniach zapomniały o swoim strachu przed człowiekiem. Zaczęły przekraczać płoty, które ogradzały domy, lekceważąc człowieka i jego psy. Wiele wiewiórek zostało zabitych kamieniem lub kijem przez przechodzących chłopców. Niezwykła liczba pełzających stworzeń, dla których dzień jest nocą, wypełzła na powierzchnię i była deptana przez ludzi. Oblicze ziemi było pokryte bliznami pęknięć. Te szczeliny jak usta były otwarte w oczekiwaniu ochłody.

Przedstawiłem panu obraz stanu rzeczy, aby mógł pan lepiej zrozumieć aluzje zawarte w modlitwie. Niektóre z nich przypominam i tu zamieszczam. W czasie, o którym piszę mieszkałem dwie mile od starego kościoła w Oberlin i pracowałem jako parobek. Niedzielna szkoła zaczynała się o dziewiątej rano i regularnie do niej uczęszczałem. Kiedy kierowałem się ku temu miejscu w niedzielę, nie było żadnego znaku, który wskazywałby na to, że niebo da się ubłagać. Niebiosa były jak z mosiądzu. Niedzielna szkoła zakończyła się i kongregacja zbierała się na poranne nabożeństwo. Organy przywitały wchodzących, a wokół nich zebrał się duży chór. Siedzenia się zapełniły. Były tam setki poważnych osób, które wpatrywały się w kazalnicę. Za nią stanął profesor Morgan, stary, drogi Morgan, którego niegdyś prezydencki uśmiech błogosławił kroki wchodzących. Następnie jego miejsce zajął prezydent Finney. Człowiek szlachetnego pokroju, zarówno z twarzy jak i postawy. Był on w pełni swoich sił i tak jak wielu wtedy myślało, a ja nadal myślę, był on największym kaznodzieją swoich czasów. Świeciło słońce. Chociaż jego dom był niedaleko stąd, to przyniósł ze sobą parasol. Jestem pewien, że na widok tego parasola zaczęto się uśmiechać. Wiedziałem o jednym, który się uśmiechał i wyglądał jakby rzucał nierówne wezwanie opatrzności, która władała tą godziną. Usługa postępowała za porządkiem. Po wstępnej modlitwie, którą zmówił profesor Morgan, rozległ się głos pieśni. Kiedy to umilkło, miejsce zajął profesor Finney, wyznając grzechy ludzi. Rozgłaszał ich przygnębienie i błagał o miłosierdzie. Był wielki urok w tym człowieku. Natura przedstawiła tu najbardziej zręczny wyrób rzemieślnika w swoim kształcie. Jego głos brzmiał jak zawołanie serca matki, kiedy wzywa do poprawy dzieci popełniających błędy. Jego wygląd przypominał czasami zbliżanie się blasku "dnia z pośród dni", kiedy to nadejdzie sąd na tych, których stopy kiedykolwiek stąpały po ziemi. W takich momentach, gdy stał na środku kazalnicy, jego stopy wysuwały się do przodu, a głos opadał w dół. Wyglądał jak jupiter nie dawkujący deszczu, nie wodzący błyskawice, lecz jak przywódca niebiańskich heroldów. Dowodził podmuchem trąb, który posłany od ukrytych miejsc do wszystkich żyjących i martwych. Można sobie wyobrazić, że słyszał echo odgłosu proroka z Galilei: "Nasz Ojcze". I rzeczywiście w ten dzień mówił do Ojca. Na początku jak zawsze pamiętał o wielkim gronie studentów. Powierzył ich opiece niebios w szczególności po to, aby stopy ich nie zboczyły z wąskiej i prostej ścieżki. Potem swobodnie przez godzinę mówił o głównym obciążeniu. Mówił o bezchmurnym niebie, o martwej naturze, która zamiast letniego odzienia chwały przywdziała szaty żałoby. O tym, że liście pomarszczone opadły, że żaden kwiat nie odbija uśmiechu Stwórcy dając swoim dzieciom radość. O tym, że noc była najprzyjemniejszym schronieniem od słońca. Co prawda nie dawała ona obietnicy poprawy, lecz w jej ciemnościach znajdowały miłosierne wybawienie oczy, które były obciążone patrząc na "obrzydzenie i spustoszenie". Potem mówił do Ojca żyjących istot o dziele Jego rąk. Jak dzikie stworzenia leśne zapominając o strachu przed człowiekiem poszukują miejsca jego pobytu. Mówił o tym jak pełzające stworzenia, dla których dzień jest nocą błąkały się po powierzchni, tratowane stopami ludzi i zwierząt. Powiedział o całym miłosierdziu dla błąkającego się po polach bydła, które zawodziło, nie mając pokarmu. Patrzyło ono z wymówką na człowieka pytając się cóż to za grzech popełniło, że zostało tak okrutnie doświadczone. Głosem wszystkich żyjących i nieżyjących istot z policzkami zwilżonymi łzami, wołało: "Nawet spragniona ziemia otwiera swoje usta i woła do Boga o wodę". Mówił o radości proroka, który nie mogąc dłużej w ludzkich rękach pozostawiać wyzwania słońcu, z synowską ufnością oczekuje nadchodzącego, wyproszonego błogosławieństwa. Nie przeminęło jeszcze echo "Amen", a ten który zamawiał deszcz stał na kazalnicy, kiedy rumor i trzask zabrzmiał z dachu kościoła. Zaczęły spływać potoki deszczu. Z łamiącym się akcentem powiedział: "Pan wysłuchał nas w chwili, kiedy jeszcze mówiliśmy". Chór i każdy głos w zgromadzeniu zagrzmiał pieśnią, wywodząc się wprost z radosnych hymnów Lutra "Chwała Bogu za wszystkie Jego potoki błogosławieństw".

W późniejszych latach jak i teraz, relacjonowałem to wydarzenie z dawnych lat do uszu ludzi. Jedne były skłonne to przyjąć, a drugie były nastawione nieco krytycznie. Młodsi słuchacze dziwili się jak po upływie tylu lat mogłem tak dużo zachować w pamięci. Niektórzy byli skłonni dopytywać się o cuda i specjalne przeznaczenie Boże. Być może w tamtych dniach, chrześcijanie zbyt bardzo wzorowali się na "zmagającym się Jakubie". Może w tych naszych późniejszych czasach, nasza wizja jest tak zajęta "odwiecznym planem", że straciliśmy dotknięcie Ojcowskiej dłoni. Jakkolwiek by było, ty i ja, którzy jesteśmy już u krańcu żywota wiemy, jak wyraźne wspomnienia nachodzą tych, którzy siedzą w wydłużającym się cieniu. Jak przyjemnie nam jest zbierać wszystkie wiadomości z przeszłości, które mówią o dobroci Boga. Chociaż też wymierza sprawiedliwość karzącą dłonią.

Życząc tobie wszystkiego najlepszego w tym roku, twój szczerze oddany

S.S.Burdett 



Dodatek C

KAROL GRANDISON FINNEY

Biograficzny zarys

Syn weterana Wojny Rewolucyjnej C. G. Finney urodził się 29 sierpnia 1792 roku w Warren w Connecticut. Jego brak religijnej edukacji i wychowania był rezultatem ogólnego odrzucania chrześcijaństwa i biblijnej nauki w Ameryce w czasie trwania wojny. Było co prawda przebudzenie w 1800 roku, ale Finney nie był wychowany w chrześcijańskim domu. Nigdy nie słyszał modlitwy w ojcowskim domu. Jego ojciec został chrześcijaninem po tym, jak dorosły Finney przedstawił mu Ewangelię. Finney był bardzo obdarowany intelektualnie, kulturalnie i fizycznie. W większości samouk, został nauczycielem w szkole. Kiedy miał 26 lat został uczniem w prawniczym biurze Beniamina Wrighta w Adams, w stanie Nowy Jork. Opowiadał, że mógł studiować prawo niezależnie i egzamin adwokacki zdał w ciągu dwóch lat. Zajęło mu to połowę czasu, mniej niż gdyby uczęszczał do Yale. Podczas nauki przed swoim egzaminem adwokackim przy przygotowaniu przypadków sądowych, Finney odkrył, że amerykańskie prawo zostało oparte na Biblii. Amerykańskie prawo odwoływało się do Biblii jako do absolutnego standardu prawniczego. Tak więc kupił sobie swoją pierwszą Biblię, która pomogła mu studiować prawo. Szczegółowo przeglądał każdy biblijny odnośnik w swojej książce prawniczej, w ich prawidłowym biblijnym kontekście. Te prawnicze studia z jednej strony, a Biblii z drugiej, przekonały go, że Biblia jest prawdziwym Słowem Bożym. Jego życie balansowało. Wiedział, jakie potrzeby towarzyszą jego stanowi duszy. Albo pójdzie do Chrystusa po zbawienie, albo będzie kontynuować światowe i samolubne życie zasługując na Boży Sąd. Finney był znany w Adams jako ten, który pogardza religią mimo, że wykorzystując swój muzyczny talent dyrygował w kościele chórem młodych ludzi. Czasami uczęszczał na zgromadzenia modlitewne. Pastor jednak powiedział, że stracił nadzieję na nawrócenie Finney'a. Niemniej jednak Słowo i Duch Boga wykonywało swoją pracę. W październiku 1821 roku, oddał dobrowolnie i całkowicie swoje życie Jezusowi Chrystusowi. Przyjął Go jako swojego Pana i Zbawiciela. Postanowił zrezygnować z praktyki prawniczej dla Chrystusa. Teologiczne zrozumienie Finney'a szybko wzrastało przez czytanie Biblii, a także przez częste modlitwy i gorące dyskusje ze swoim super-kalwinistycznym pastorem George Gale, który ukończył Princeton. Gale i Finney zaangażowali się w potężne dysputy teologiczne. W końcu Gale przyjął poglądy Finney'a, chociaż parę lat później.

Karol Finney otrzymał licencję pastora w grudniu 1823 roku, w wieku 31 lat. Został prezbiteriańskim misjonarzem, podróżował przez Zachodni Dystrykt stanu Nowy Jork. Przebudzenia od razu zaczęły towarzyszyć jego zwiastowaniu. Mając przygotowanie prawnicze mówił o Bożym wyroku przeciwko grzesznikom. Oczekiwał od ludzi, że będą pokutowali ze swoich grzechów i opowiedzą się natychmiast po Bożej stronie. Zwiastował o Bożej sprawiedliwości w Jego miłości. Wyjaśniał cel pokuty i wielu ludzi reprezentujących różne warstwy społeczne stawało się chrześcijanami.

W 1824 roku poślubił Lidie Andrews. Wkrótce po ich ślubie z powodu przebudzenia jakie wybuchło w rezultacie jego zwiastowania, musieli się rozstać na sześć miesięcy. Lidia umarła w 1847 roku. Potem poślubił wdowę Elisabeth F.Atkison, kobietę która bardzo pomagała mu w zaspakajaniu potrzeb w jego przebudzeniach. Jego trzecia żona Rebecca Rayl przeżyła go żyjąc do 1907 roku. Sukcesy Finney'a w promowaniu przebudzenia skłoniły go do napisania serii lektur, które złożyły się na słynną książkę "Lektury przebudzenia w religii". Tę książkę sprzedano w milionach egzemplarzy, pozostawała ona w druku prawie przez 150 lat. Została przetłumaczona na inne języki. Te lektury i "Autobiografia" inspirowały przebudzenia na całym świecie. Kiedy jego "Przebudzenie w religii" zostało opublikowane w Anglii, to wybuchło tam prawie natychmiast przebudzenie po zastosowaniu zawartych w nich zasad. Angielscy działacze kościelni, nakłonili go, aby odbył dwie przebudzeniowe podróże po Zjednoczonym Królestwie. I tu ujrzał te same sukcesy co w Ameryce.

Jest udokumentowane, że szczegóły zawarte w jego książce o przebudzeniach i jego metody, zainspirowały wielkie przebudzenie w Chinach. Zasady Finney'a mogą przynieść ten sam rezultat i dzisiaj, kiedy posłuszni Duchowi Świętemu ludzie będą czytać i zastosują prawdy biblijne, które odkrył i pokazał Finney w nowy, wyzywający sposób. Tak jak pewien stary norweski ewangelista zawsze radził: "Strzeż przebudzeniowego ognia w twoim sercu, czytaj z Dziejów Apostolskich i Karola Finney'a codziennie". Jedno z najsłynniejszych przebudzeń Finney'a było w Rochester, w stanie Nowy Jork w 1830 roku. O tym przebudzeniu wielki kaznodzieja Lymman Beecher, powiedział: "Było to największe działanie Boga i największe przebudzenie w religii, jakie świat kiedykolwiek widział w tak krótkim czasie. Sto tysięcy ludzi opowiadało się za przyłączeniem do kościoła. Było to coś nieporównywalnego w historii kościoła i postępu religii". Beecher raz przeciwstawił się pracy Finney'a mówiąc: "Myślisz, że przyjedziesz do Connectic i weźmiesz płomień ognia do Bostonu. Jeżeli jednak zamierzysz, to jako żyje Pan, spotkam się z tobą na granicy stanu. Wezmę artylerzystów i będę ostrzeliwać każdy cal twojej drogi do Bostonu i będę walczył z tobą". Później Finney i Beecher blisko ze sobą współpracowali nad przebudzeniem w Bostonie. Porównywał on życzliwie Finney'a z jednym ze współczesnych im A.Neltonem mówiąc; "Nelton zastawił sieci na grzeszników, Finney ujeździł ich kawaleryjską szarżą".

Oprócz swojej przebudzeniowej pracy, Finney był trzy razy pastorem. W 1833 roku był pastorem Chatam Street Chapel w mieście Nowy Jork. W 1835 roku podzielił swój czas pomiędzy nauczanie w Oberlin College w Oberlin, w stanie Ohio (w szkole, którą pomógł założyć) i służbę pastora w Brodway Tabernacle w mieście Nowy Jork (w budynku, który pomógł zaprojektować). W 1837 roku został pastorem w Kościele Kongregacyjnym w Oberlin. To stanowisko piastował przez następne 35 lat. 
0x08 graphic

Finney stał się sławny, kiedy był jeszcze młodym człowiekiem. Później sławę uzyskał jako systematyczny teolog. Wyniki swojego zwiastowania udowadniał teologiczną pracą. Ludzie zostawali chrześcijanami, kiedy słyszeli go głoszącego kazania. Obliczono, że 85% nawróconych przez niego ludzi, pozostawało gorliwymi w wyznawaniu swojej wiary. Podobnie tysiące ludzi, którzy zaczęli studiować jego teologię w swojej służbie uzyskało podobne efekty. Czy to byli ewangeliści, kaznodzieje, pastorzy czy zwyczajni ludzie, chcieli być posłuszni Bożemu zawołaniu o ewangelizację świata. Jego lektury na temat teologii są nadal dostępne w dwóch książkach: "Serce prawdy" i "Teologia Systematyczna". Zostały one wydane przez Bethany House. "Serce prawdy" powinna być czytana najpierw. Czytanie zbioru kazań Finney'a zawartych w "Zasadach zwycięstwa", "Zasadach wolności" i "Zasadach świętości", jest najlepszym wprowadzeniem do jego przemyśleń zarówno odnośnie biblijnych jak i teologicznych tematów. Większość z wczesnych jego naśladowców dowiadywało się o nim najpierw z jego kazań i tak duchowo przygotowani, mocowali się z jego "Systematyczną teologią". Takie też może być nasze podejście dzisiaj.

Moja edukacja teologiczna tak odedukowała mnie od podstawowych pojęć, że kiedy pierwszy raz zacząłem czytać jego "Teologię Systematyczną", to nie rozumiałem jej. Nie stało się to wcześniej, zanim nie przeczytałem wielu jego kazań. W modlitwie otrzymywałem pomoc Ducha Świętego tak, że zajaśniało mi światło. Trud studiowania teologii Finney'a był wart kosztów. Wydawca jednego z angielskich wydań lektur Finney'a o systematycznej teologii napisał: "Wydawca śmiało wyznaje, że kiedy był studentem, to chętnie zamieniłby pół swojej biblioteki na możliwość uważnego przeczytania jednej z tych lektur. Nie może on powstrzymać się od wyrażenia tego przekonania, aby żaden młody człowiek nie żałował nabycia i uważnego przeczytania lektur pana Finney'a".

Modlitwa była jedną z najważniejszych przyczyn sukcesów Finney'a. Wszystko czynił w oparciu o duchową modlitwę. Modlił się o Boże prowadzenie przy czytaniu Pisma, głoszeniu kazań, pisaniu pracy ewangelizacyjnej, a nawet w swoje modlitwy. Kiedy Finney wykładał w Oberlin College, jeden ze studentów zadał mu pytanie odnośnie wersetu z Biblii. Finney wyznał, że nie zna odpowiedzi. Natychmiast padł na kolana w modlitwie przed klasą. Następnie wstał z jaśniejącą twarzą dając odpowiedź, którą Pan mu objawił. Kiedy ze względu na duchowy stan studentów, tematy zajęć były odkładane, niektóre klasy miały spotkania modlitewne. Innym razem mógł on wchodzić do pokoju studentów na prywatną modlitwę z nimi. Finney usługiwał jako prezydent Oberlin College od 1851 do 1866 roku. Jego obecność tam od początku zapewniła temu miejscu sukces. Studenci chcieli się uczyć od niego jak wykonywać pracę ewangelizacyjną. Od początku istnienia Collegu utrzymywał on, że czarnym i kobietom trzeba przyznać równe prawa. College w Oberlin był niezwykłą koedukacyjną placówką tego typu w Ameryce. Jego popularność nadal była mocna w 1851 roku. W pierwszym roku jego prezydentury, liczba tych, którzy tam wstąpili wzrosła z szybkością rakiety z 571 do 1070 studentów. Finney był silny i ruchliwy do końca swojego życia. Zrezygnował ze stanowiska pastora krótko przed swoją śmiercią. Jednak okazjonalnie kontynuował swoje nauczanie do śmierci na atak serca 16 sierpnia 1875 roku.

0x08 graphic
Zostałem biblijnie wierzącym chrześcijaninem po przeczytaniu kilku książek Karola Finney'a. Znalazłem w nich odpowiedzi na pewne teologiczne zagadnienia, które przygniatały mnie. W tym samym czasie studiowałem prace Francisa A. Schaeffera. Jego pisma dały mi odpowiedzi na pewne skomplikowane zagadnienia filozoficzne. Moje zbawienie zależy od miłującego Boga, który posłał Swojego Syna, aby wybawić mnie od grzechu i Swojego Ducha Świętego, który wprowadza mnie w prawdę Jego Słowa.

Dziękuję Bogu za pisma Karola Finney'a i Francisa Schaeffera. Wierzę, że zarówno jeden jak i drugi, zostali wezwani przez Boga, aby stać się mężami swoich czasów. Każdy z nich był wielkim obrońcą ewangelicznego chrześcijaństwa w swojej epoce. Ich praca pozostawiła trwały ślad przez zbawienie wielu ludzi.

Tacy ludzie jak Gordon Olson - spędził życie badając idee C.Finney'a czyniąc je dostępnymi dla innych w zrozumiały sposób. Organizacje takie jak Bethany Fellowship, silnie przypominają, że obstają przy biblijnych i teologicznych zasadach C.Finney'a i stosują je w praktyczny sposób. LA'bri Fellowship przechowuje ostatni pamiętnik Francisa Schaeffera i jego praca będzie także kontynuowana.

Jeżeli poświęcimy czas na studiowanie pism tych dwóch wielkich myślicieli chrześcijańskich i zastosujemy to, czego się nauczyliśmy od nich (tak, aby każdy z nich poprawił nasze myślenie), wtedy rozwiniemy nasze zrozumienie chrześcijańskiej Ewangelii. W takiej pełni Duch Święty będzie błogosławił nasze wysiłki dla Królestwa Bożego i pozyskiwania dusz.

Kiedy studiujemy Biblię i Teologię, aby przygotować się do naszej służby, nie pozwólmy wypchnąć się na bok z centralnego miejsca modlitwy w podtrzymywaniu naszej społeczności z Bogiem.

Finney ostrzega nas: "Jestem przekonany, że nic nie jest w całej chrześcijańskiej religii tak trudnego i tak rzadko osiągalnego jak modlitewne serce. Bez tego jesteś słaby, jak cała słabość jest sama przez się. Jeżeli stracisz swojego ducha modlitwy, to niczego nie uczynisz, chociaż masz intelektualną wiedzę anioła. Jeżeli stracisz swoją duchowość, to najlepiej zatrzymaj się. Zakończ przygotowania w środku. Pokutuj i zawróć do Boga lub odejdź i znajdź sobie inne zajęcie. Nie mogę przypatrywać się najbardziej obrzydliwym i wstrętnym obiektom, jakimi są ziemsko-myślący usługujący. Niech błogosławiony Pan uchroni swój drogi kościół od przewodnictwa i wpływu ludzi, którzy nie wiedzą, co to jest modlitwa".

W imieniu Jego Królestwa
L. G. Parkhurst



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Odpowiedzi na modlitwe Karol Finney
Odpowiadam na modlitwy, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
A Biography of Charles Grandison Finney
form3 odpowiedż na pozew
Rozwój edukacji alternatywnej i ustawicznej 8, Pedagogika porównawcza, odpowiedzi na pytania
Zagadnienie 9, Pedagogika porównawcza, odpowiedzi na pytania
odpowiedzi na nawigacje u kałasznikowa
odpowiedzi na pytaniaC,D iE
Witryna w Internecie – zasady tworzenia i funkcjonowania odpowiedzi na0
Odpowiedź na reklamację
Baza pytań z odpowiedziami na
Dokończ odpowiedzi na postawione pytania x12
odpowiedzi na egzamin hodowla owiec
mechanika gruntów odpowiedzi na zaliczenie
odpowiedzi na itr niepełne
ĆWICZENIE 1 i 2 ODPOWIEDZI METROLOGIA LAB z MŁODYM Ćwiczenie 2 odpowiedzi na pytania
Odpowiedzi na pytania

więcej podobnych podstron