Canth Dziewczyna do dziecka


Minna Canth

Dziewczyna do dziecka (NORDICUM 2007)

- Wstawaj, Emmi, nie słyszysz, że pani woła? Emmi! Co za dziewczyna! Jak można spać tak głęboko. Emmi! Emmi!

Ostatecznie Silja zdołała tchnąć w nią odrobinę życia. Emmi usiadła, mamrocząc coś pod nosem i przecierając oczy. Ależ była zmęczona! Potwornie!

- Która godzina?

- Po czwartej.

Po czwartej? Spała więc trzy godziny. Najpierw do w pół do drugiej wycierała naczynia, bo ubiegłego wieczoru, jak to często bywało, podejmowano gości, a wcześniej jeszcze przez dwie noce opiekowała się Lilli, kiedy to pani była na weselu, a dziecko nie zadowalało się smoczkiem z cukrem. Nic dziwnego, że chciało się jej spać.

Miała zaledwie trzynaście lat. Stopy bolały ją z rana, że ledwo mogła na nich stanąć. Silja, która spała z nią w jednym łóżku, mawiała, że to dlatego, że rośnie. Uważała, że powinno postawić się na nie bańki, ale Emmi bała się, że to będzie bolało. I tak już były wychudzone, czy aby na pewno powinno się jeszcze upuszczać z nich krwi? Kiedy spała, nie bolały, ale gdy tylko się obudziła, zaczynało się. Gdy znów zasnęła, ból natychmiast ustępował.

Nawet teraz, kiedy siedziała na łóżku, bolały od kolan, aż po same pięty. I głowa zrobiła się taka ciężka, że nie możliwe było ją unieść. Czy kiedykolwiek spotka ją takie szczęście, że chociaż jednego poranka wyśpi się?

Emmi potarła stopy. Głowa jej ciążyła, broda opadała na klatkę piersiową, oczy same zamykały się, ręce zwisały bezwładnie. Dziewczyna oddychała ciężko i powoli. Po krótkiej chwili znów opadła na poduszkę.

Dzwonek rozbrzmiał na nowo. Silja dała jej kuksańca w bok.

- Doprawdy niewiarygodne! Że też nie da się tego dziewczęcia nauczyć posłuszeństwa. Wstawaj!

Poczęstowała ją jeszcze silniejszym kuksańcem, tym razem w pierś. Emmi aż krzyknęła z bólu.

- Ile razy trzeba Cię budzić, żebyś w końcu wstała?

Emmi wyszła z łóżka, zataczając się. Kręciło jej się w głowie, mało nie upadła.

- Przemyj twarz zimną wodą, to się rozbudzisz- poradziła Silja. Ale Emmi nie miała już na to czasu, bo dzwonek ponownie dał się słyszeć. Zarzuciła na siebie ubranie, rękami wygładziła włosy, przetarła oczy i pobiegła.

- Dzwoniłam trzykrotnie- powiedziała pani.

Emmi nie odpowiedziała, tylko wzięła na ręce Lilli, leżącą obok matki.

- Przewiń ją i połóż w kołysce. I tak już nie zaśnie tu u mnie. - Pani obróciła się na drugi bok i zamknęła oczy. Kołyska stała w pokoju obok, tam też poszła Emmi, zabierając dziecko. Gdy zmieniła dziewczynce pieluszki, zaczęła kołysać ją i śpiewać. Od czasu do czasu budziła się w niej jakaś myśl, przerywająca śpiew.

- Aa… kotki dwa… szare, bure…- ojoj, ależ śpiąca jestem. - Szare, bure obydwa. Aa… aa… - Silja, szczęściara jedna, śpi sobie jeszcze - Aa… kotki dwa…

Lilli usnęła, a wtedy Emmi położyła się na podłodze wzdłuż kołyski. Oparła głowę o ramię i, w mgnieniu oka, pogrążyła się w głębokim śnie. Nie miała świadomości niczego, a już na pewno nie tego, że Lilli natychmiast obudziła się, podrapała po nosku i rozejrzała wkoło, zdziwiona tym, że nie było nikogo w pobliżu. Spróbowała wstać, lecz nie mogła, przewróciła się tylko na bok, wystawiając główkę z kołyski. Obserwowała Emmi, gaworzyła i, zadowolona, próbowała dotknąć dziewczynę. Kołyska zachybotała się. Dziecko wypadło i uderzyło się w głowę.

Wtem wrzask.

- Boże ratuj!

Emmi, zobaczywszy Lilli na podłodze obok siebie, zbladła jak ściana. Prędko wzięła ją w ramiona, tuliła do snu, pokazywała jej świeczkę i kołysała na rękach. Z przerażeniem myślała, że pani z pewnością słyszała krzyk. W całych tych tarapatach zapomniała sprawdzić, czy dziecko uderzyło się, czy płakało tylko z przestrachu.

Pani otworzyła drzwi. Emmi była bliska omdleniu, zrobiło się jej czarno przed oczyma.

- Co się z nią dzieje?

- Nic.

Emmi nie wiedziała, co odpowiada. Instynktownie wymawiała słowa, na które liczyła, że przyniosą jej ratunek.

- Dlaczego tak płacze? Naturalnie, musi mieć ku temu jakąś przyczynę.

Emmi imała się wszelkich sposobów, by uspokoić dziecko.

- Daj mi ją - powiedziała pani. - Moje dziecko, jedyny skarbie mamy, czego Ci potrzeba? Boże drogi, ona ma guza na czole!

Spojrzała na stojącą bezradnie Emmi.

- Jak to się stało, powiedz? Jesteś niema?

- Nie wiem.

- Pewnie ją upuściłaś. Może z kołyski?

Emmi milcząc, spuściła wzrok.

-Ach tak! Nie śmiesz już więcej zaprzeczać. Jaka niezdatna i niechlujna gęś z ciebie! Najpierw pozwalasz dziecku upaść, a na dodatek kłamiesz. Co za nieszczęście, że w ogóle wzięłam cię do siebie. Ale mówię Ci, nie masz prawa zostać tu na następny rok. Znajdź sobie miejsce gdzie indziej, gdzie tylko je dostaniesz. Nie obchodzi mnie to, nawet jeśli nigdy nie znajdę żadnej dziewczyny do pomocy… Cichutko, złotko moje, cicho, skarbie mamusi. Mama znajdzie Ci lepszą opiekunkę na następny rok, nie płacz. Lilli przestała płakać, gdy dostała pierś i po chwili już śmiała się zadowolona, mimo łez błyszczących w oczach.

-Ach, kochanie, już uśmiechasz się do mamy? Moje dziecko, jesteś znów zadowolona? Jakiż wstrętny guz na czole.

Lilli nie płakała już tego dnia. Była zadowolona zupełnie jak dawniej, a może nawet bardziej. Śmiała się do Emmi, wpychała jej paluszki do ust i ciągnęła za włosy. Emmi ocierała jej delikatnymi rączkami swoje policzki, które cały dzień mokły od łez, wielkich jak żurawiny. I na myśl, że za sześć tygodni nie będzie już mogła trzymać w ramionach tego miękkiego, rozkosznego dziecka, że być może nawet nie będzie mogła zobaczyć zarysu jej postaci przez okno, przechodząc ulicą, nędzna i opuszczona, łzy popłynęły, jedna po drugiej tak gwałtownie, że utworzyły na stole małą kałużę wody.

- Popatrz na to, popatrz, powiedziała do Lilli, która natychmiast zaczęła rozmazywać kałużę paluszkami.

Przedpołudniem przyszły z wizytą doktorowa Vinter i dyrektorowa Sivén, eleganckie i wytworne, choć daleko im do elegancji pani, jak powiedziała Silja i tak samo pomyślała sobie nawet Emmi. Kiedy Silja wniosła kawę, pani poprosiła ją, żeby Emmi przyniosła Lilli i pokazała gościom. Emmi ubrała Lilli w najpiękniejszą czapeczkę, jaką miała oraz założyła jej nowiusieńki śliniaczek. Dziecko wyglądało w tym tak słodko, że Emmi musiała aż zawołać Silję, by zobaczyła Lilli, zanim ją zaniesie paniom. Kobiety wydały okrzyk zachwytu, gdy tylko Emmi pojawiła się z dzieckiem w drzwiach.

-Och! Jakaż słodka! A następnie brały ją na wyścigi w ramiona, całowały ją i tuliły, śmiejąc się.

- O, jaka słodka!

Emmi stała kawałek dalej i uśmiechała się. Nie wiedziała dokładnie, co oznaczało owe: „Taka słodka”, ale wnioskowała, że to coś nadzwyczajnie dobrego.

Nagle zrobiły się jednak poważne. Pani coś opowiadała, co to mogło być? Emmi nic nie rozumiała, gdyż rozmawiały po szwedzku. Domyślała się jednak, o co chodziło, gdy twarze gości zaczęły nabierać przerażonego wyrazu.

- O mój Boże! O jej! Ależ popatrzcie, biedne dziecko! - Mówiły. Trzy pary oczu zwróciły się najpierw z najwyższym współczuciem ku sińcowi na czole Lilli, a następnie z oburzeniem ku Emmi.

- Cóż to za gagatek!

Emmi wlepiła oczy w podłogę i oczekiwała czegoś, co spadłoby z dachu na jej głowę i zmiażdżyło ją od razu lub też wcisnęło głęboko pod ziemię. Bo przecież nie ma na całym świecie bardziej zbrodniczego stworzenia niż ona. Nie mając śmiałości, by podnieść wzrok, wiedziała i czuła nawet w koniuszkach palców u rąk i stóp, że wszystkie trzy patrzyły na nią. Te eleganckie, wytworne panie, które same nigdy nie popełniły żadnego błędu. Jak by to było możliwe- one, tak nadzwyczajnie mądre i stojące dużo wyżej ponad zwykłymi ludźmi?

- Możesz już zabrać Lilli- powiedziała pani.

Ręce Emmi zrobiły się nagle tak ociężałe, że bała się, iż upuściłaby dziecko, gdyby wzięła je teraz w ramiona.

- Słyszysz?

- Same widzicie, jaka jest - powiedziała pani znów po szwedzku.

Emmi z trudem zrobiła te kilka kroków w stronę krzesła pani. Wyłącznie nadzieja, że zniknie z ich pola widzenia i wróci do pokoiku dziecięcego, dodawały jej sił. A może było to stare przyzwyczajenie ramion do posłuszeństwa i wypełniania swych powinności jak niegdyś?

Położyła Lilli w kołysce, usiadła na stołku obok i pokazywała jej zabawki. Lilli uniosła obie nóżki i chwytała stopy rączkami. Uważała to za tak dobrą zabawę, że śmiała się w głos. Emmi też by się śmiała, gdyby nie była smutna i nie miała tego dławiącego uczucia w gardle.

Nie mogła uwierzyć, że zapomniała rano o stosowanym przez siebie środku przeciw zasypianiu, mianowicie o kłuciu i drapaniu ramion igłą. To dlatego doszło do tego wielkiego, beznadziejnego nieszczęścia, które miało zniszczyć jej życie.

Późnym wieczorem, gdy wszyscy już udali się na spoczynek, Emmi wyszła do ogrodu. Było ciemno i cicho, a niebo nad nią świeciło gwiazdami. Usiadła na najniższym stopniu, by przemyśleć swoje położenie i swoją przyszłość, która bynajmniej nie stawała się przez to jaśniejsza, wręcz przeciwnie, malowała się tylko w ciemnych barwach. Gdzie by nie spojrzała, było ponuro i czarno jak noc. Porzuciła swoje zmartwienia i spojrzała na niebo, które, rozgwieżdżone, świeciło jasno. Któż mógłby doświadczyć szczęścia, by znaleźć się tam na górze, wśród nich? I kto spośród wszystkich teraz żyjących mógłby się tam dostać? Czy chociaż jedna służąca? Bo z pewnością wszyscy państwo. Oczywiście, już tu na ziemi mają przecież lepiej niż inni. Zastanawiała się, czy to światło wieczorami zapalali ludzie czy anioły. A może to ludzie stawali się aniołami, gdy dostawali się tam do góry? A co z małymi dziećmi, wcześnie zmarłymi, czy ktoś chociaż kołysze je i dba o nie? Czy też nie potrzebują w niebie żadnej opieki?

Silja otworzyła drzwi i zawołała ją do środka.

- Czemu, u licha, siedzisz tu na zimnie?

- Słuchaj, Silja- powiedziała Emmi, zdejmując ubranie - czemu my służące jesteśmy tak marne?

- Nie wiesz?

- Nie.

- Bo tak mało śpimy. Zdążymy dwa razy więcej nagrzeszyć niż inni. Widzisz, weźmy na przykład państwa, śpią do dziewiątej albo dziesiątej, a więc mnóstwo grzechów pozostaje niepopełnionych.

Może i tak było. Gdyby ona sama mogła pospać rano dłużej, Lilli nie wypadłaby z kołyski z jej winy.

Nadchodzącej niedzieli przypadał dzień najmu służby. Emmi dostała swoje wypowiedzenie oraz polecenie, by udała się na wzgórze kościelne. Było tam niezmiernie dużo ludzi, zarówno tych chcących nająć służbę, jak i tych szukających najmu. Stali w wielkich grupach i zdawali się wszyscy mieć przyjaciół i znajomych, z którymi byli jakby sprzymierzeni. Emmi czuła się opuszczona o samotna. Kto zechciałby ją mieć na służbie u siebie? Taką małą i nieprzydatną?

Stała ze swoim wypowiedzeniem przy ścianie kościoła i czekała. Gospodarze i gospodynie chodzili wzdłuż i wszerz, ale nikt nawet na nią nie spojrzał. Niedaleko od niej, na schodach kościelnych, siedziało kilku młodych chłopaków.

- Słuchaj no, dziewczyno, chodź tu - krzyknął jeden z nich. Pozostali śmiali się i szeptali do siebie.

- Chodźże tu, nad czym się zastanawiasz? Chodź i usiądź tu z nami.

Emmi zaczerwieniła się i odeszła kawałek dalej. Wtedy to natrafiła na gospodarzy. Może nie byli to zupełnie wytworni państwo, bo pani miała na głowie chustę, a ubrania pana były mocno zniszczone.

- Ale ta tutaj - powiedział pan, wskazując na Emmi laską. - Ta nie może mieć zbyt wygórowanych wymagań. Czyż nie?

- Zadowolę się tym, co mi państwo zechcą dać - odpowiedziała Emmi powoli. Obudziła się w niej wątła nadzieja.

- Co zrobić z taką? Czy da radę nosić wodę?

- Pewno, że dam radę.

- Umiesz prać?

- To też robiłam.

- Weźmiemy ją; wygląda grzecznie i spokojnie - powiedział pan. Lecz pani nadal wątpiła.

- Może jest chorowita, bo taka chuda.

Emmi pomyślała o swoich stopach, ale nie śmiała nic powiedzieć ze strachu, że państwo wtedy natychmiast odrzuciliby ją.

- Jesteś chorowita? - Zapytał pan, oglądając list z wypowiedzeniem, który wyjął Emmi z ręki.

- Nie - szepnęła Emmi.

Postanowiła w duchu nigdy nie skarżyć się, nawet gdyby stopy nie wiem jak ją bolały.

Pan wsadził list do kieszeni, dał jej dwie marki i sprawa była niniejszym rozstrzygnięta.

- Przyjdziesz wieczorem we Wszystkich Świętych do gospodarstwa Karvonen i spytasz o państwa Hartonen - powiedziała pani. Już wieczorem we Wszystkich Świętych.

Emmi poszła do domu.

- Trafiłaś do złego miejsca - powiedziała Silja, która znała tych państwa. - Biedny i prostacki dom, a pani to taki sierżant, że nikt ze służby nie został u niej dłużej niż jeden cały rok. Jedzenie wydziela miarką i to skąpo.

Emmi poczerwieniała gwałtownie, ale wzięła się w garść i odpowiedziała:

- Jakże mogłoby starczyć dobrych miejsc dla wszystkich? Niektórzy muszą zadowolić się tymi gorszymi i dziękować losowi, że nie muszą iść na ulice żebrać. - Wzięła Lilli w ramiona i przycisnęła twarz do miękkiego ciała dziecka. Lilli pochwyciła obiema rączkami jej włosy i gaworzyła „ a gu gu”.

Tłum. ze szwedzkiego

Danuta Jarosiewicz

125



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
006 , Co oznacza właściwa organizacja życia rodzinnego w odniesieniu do dziecka z zespołem nadpobudl
CZERWONA - dziewczyna, DO CHOMIKOWYCH ROZMÓW, Kody tła - wiadomości pw
Dziewczyna, Do czytania, Bajki
Dziewczyny do ścisłych, ECDL kurs komputerowy, ECDL - materiały 2, Word
Dziewczyna Do Wszystkiego Bc Ed Nieznany
1egzamin, BHP skompresowane !!, Opiekunka do dziecka egzamin zawodowy
Co oznacza organizacja życia rodzinnego w odniesieniu do dziecka z zespołem nadpobudliwości psychoru
poprawny egzamin, BHP skompresowane !!, Opiekunka do dziecka egzamin zawodowy
Opiekunka do dziecka - informacje ogolne, Opiekunka do dziecka
2018 01 24 To już przesada! Aborcjoniści wykorzystali bezprawnie zdjęcie niepełnosprawnej dziewczynk
Co oznacza właściwa organizacja życia rodzinnego w odniesieniu do dziecka z zespołem nadpobudliwości
Dziewczyna do towarzystwa
Matuszkiewicz Irena Dziewczyny do wynajecia
2012 06 16 Byłem dziewczyną do towarzystwa
2019 02 26 USA 15 letni chłopcy wygrywają w biegu dla dziewczynek Do Rzeczy
02 Hill Livingston Grace Dziewczyna do ktorej sie wraca
Annette C Anton Dziewczyna do wszystkiego ebook
Przekonać ją do dziecka
jak doprowadzic dziewczyne do orgazmu darmowe ebuk po pobrania pdf

więcej podobnych podstron