Jacek Inglot
Błogosławieństwo dla
Mr Browna
Nie wiem, czy taka śmierć jest
dużo gorsza niż jakaś inna.
Nevil Shute "Ostatni brzeg"
Po trzech tygodniach wiatr zmienił kierunek. Przywiał z południa słońce, zapach świeżej trawy a także trochę bakterii. Radioaktywność spadła na tyle, że mogły one rozpocząć chwalebny proces rozkładu spoczywające w kościele trupa. Mr Brown tedy radośnie gnił i wydawał się nie mieć nic przeciwko temu. Dochodziła właśnie piętnasta, silniejszy podmuch wiatru trzasnął okiennicą w kościelnej piwnicy - odłamki szkła spadły na agregat prądotwórczy, uruchamiając go. Nabożeństwo mogło się wreszcie rozpocząć...
- Kogo tu dzisiaj mamy... John Brian Brown, biały, urodzony 15 czerwca 1974 w Filadelfii, zmarły 2 września 2019 w Kansas. Syn Williama i Diany, z domu Burdock. Absolwent Stony Brook, wydział prawa. We wczesnej modłości aktywny uczestnik Ruchu Zbawienia Ameryki. Aresztowany w 1998 za ekscesy uliczne, wypuszczony po trzech miesiącach. Od tego czasu zwolennik Panamerykańskiego Stylu Bycia. Dwukrotnie żonaty, troje dzieci. Członek zreprogramowanego Kościoła Ostatecznej Światłości. Pracował jako doradca finansowy w Korporacji Hansona [estetyczna i seksy bielizna na wszelkie okazje!]. Heteroseksualista, ostatnio w niezbyt dobrej formie. Nie stronił od alkoholu i przygodnych kobiet.
Mr Brown słuchał ze znudzeniem. Dla niego nie były to żadne rewelacje. Bardziej był zainteresowany swoim wnętrzem - bakterie nie próżnowały. Chwalebny proces rozkładu trwał dalej.
- Dzieciństwo Johna Browna było normalne, można by powiedzieć, że supernormalne. Lubił rówieśników, nie krzywdził zwierząt [nie wyrywał muchom skrzydełek ani pająkom nóg - nic z tych rzeczy], trzymał się z dala od dziewczynek - cnotliwy nie tyle z braku chęci, co nieświadomości. Kiedy jako jeszcze siedmiolatek kupił mamie na gwiazdkę szminkę z kolekcji Penthausa, przypadkowo, rzecz jasna, nie mógł zrozumieć wywołanej tym konsternacji.
Ten szczęśliwy okres bezpowrotnie minął, gdy skończył lat trzynaście i został uwiedziony przez córkę sąsiada, oszalałą na punkcie seksu z nieletnimi. Olimpijski spokój ducha Johna Browna został nieodwołalnie zburzony: seksualne rozbudzenie spowodowało szereg implikacji, uwieńczonych krystalizacją antypanamerykańskiego światopoglądu. Jak wiadomo, seks i polityka jedną chodzą dróżką, jak bliźniacza para prosiaków. Trzy dni po maturze podpalił policyjny samochód, potem upił się i zerżnął pierwszą napotkaną kurwę. I to był koniec jego szczęśliwego, amerykańskiego dzieciństwa...
Mr Brown chciał zaprotestować, choćby przez ruszeniem palcem w bucie, ale po chwili zrezygnował. To nie mieściło się w konwencji, ostatecznie był gnijącym trupem. Mimo to czuł się bardziej żwawo niż przez większą część życia.
- Ciekawe, czy Mr Brown pamięta, że jako młody student i neohipiej ryczał wraz z innymi "Precz z Panameryką!" i obrzucał butelkami z benzyną policyjne samochody? Nic tak nie podtrzymuje politcznych przekonać jak koklajl Mołotowa. A ile razy naparzał się z glinami, raz nawet udało mu się jednemu policjantowi złamać dwa żebra - też miał wtedy ze sobą pałkę. A jak po każdej rozróbie ćpał z kumplami LSD-80, rzekomo w poszukowaniu drzwi do lepszego świata - jak pompując jedną laskę po drugiej przysięgał, że albo ONI jego, albo ON ich. I co z tego zostało, Mr Brown?
Zaatakowany tak bezpośrednio, Mr Borwn początkowo chciał odpowiedzieć, ale w ostatecznie postanowił skomentować rzecz ostentacyjnym wydaleniem gazów. Wyraźnie miał gdzieś wyrzuty sumienia z powodu wyparcia się ideałów młodości. Niedwuznacznie sugerował, że nie on jeden...
- Klęskę ruchu antypanamerykańskiego przyjął dość osobliwie. Postanowił ze sobą skończyć - czuł się nijako, nie zatłuczony na manifestacji anie nie zamknięty w więzieniu. Początkowo myślał o samospaleniu przed Kongresem, ale odstręczyły go tłumy chętnych. Pragnął, aby jego śmierć była jednak czymś choć trochę wyjątkowym. Widok zdychającego na AIDS homoseksualisty natchnął go osobliwym pomysłem. Przez pół roku prowadził życie aktywnego geja, w nadziei, że złapie wirusa. A że nie zawsze, nawet w Panameryce, mamy to co chcemy, więc nie złapał.
Czymże jest homoseksualna przeszłość wobec takiej np. bomby atomowej? - zapragnął krzyknąć Mr Brown, ale w końcu ograniczył się do wydęcia policzków i wyszczerzenia zębów. Opuchnięty język, nie mieszczący się już w ustach, niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że nadal trzymamy twarz. Z nory wypełznął anemiczny szczur i chwiejąc się jak pijany podreptał do katafalku. Chwilę patrzył, jakby w zadumie, na błyszczące w popołudniowym słońcu srebrne okucia trumny, po czym przewrócił się na grzbiet, wyrzucając pyskiem strugę krwi.
- Kiedy mimo uporczywych wysiłków nie złapał AIDS, postanowił jednak ostentacyjnie podpalić się na Wall Street, ale gliniarze zamknęli go za naruszanie porządku. Przesiedział trzy miesiące w stanowym więzieniu, w dzień czyszcząc kible, w nocy zaspokajając potrzeby miejscowych pederastów. I oto stał się cud resocjalizacji - z więzienia Mr Brown wyszedł jako najgorętszy zwolennik Panamerykaśskiego Stylu Życia. On to wszystko po prostu zaczął kochać! I policjanta na rogu, i supermarket z niezdrową żywnocią, perspektywy życiowe, dolara i wyścig szczurów, władze stanowe a nawet Wuja Sama. Wszystko to wydało mu się naraz rajem na ziemi. W naszego Mr Browna wstąpił nowy, panamerykański duch - w ciągu trzech lat dokończył studia, ożenił się, spłodził dzieci i zaczepił w Korporacji Hansona [ładna i estetyczna bielizna!], zarobił kupę forsy na kilku udanych kontraktach, którą potem wydał z dużą przyjemnością, słowem: jadł, pił i wydalał [nie liczmy tych kilku nietrawności], kopulował [umiarkowanie i bez specjalnych perwersji] i był wreszcie SZCZĘŚLIWY na nasz jednynie możliwy, panamerykański sposób, czego sobie i wam, drodzy Bracia i Siostry, życzę. Czy można chcieć czegoś więcej?
Głos chrapnął i umilkł, jakby nabierając powietrza przed następną frazą. Mr Brown słuchał z zainteresowaniem, mimo iż przeszkadzała mu w tym trochę wyciekając z uszu brązowa substancja podbna do gumowego kleju.
MODLITWA Mr Browna
- Obym zawsze jadł, pił i używał na ile mnie stać!
- Obym zawsze dupczył do upadłego!
- Oby moje konto rosło w postępie geometrycznym!
- Oby moje dzieci miały więcej niż ja!
- Oby szlag trafił mojego szefa!
- Oby Bóg zachował Wuja Sama i Panamerykę!
- Oby Niebo było Panameryką!
- A teraz, Bracia i Siostry, polećmy Bogu duszę Johna Briana Browna, dobrego człowieka, uczciwego konsumenta, prawego Panamerykanina. Niech spoczywa w spokoju!
OSTC [Computers's System od True Confusions]
obiekt: John Brian Brown
zlecieniodawca: Korporacja Hansona [pamiętaj, seksy bielizna!]
o p ł a c o n o p r z e l e w e m
program: standart katharsis 3.1
zalecenie: udzielić odpustu
Na ołtarzu, nad płaskim holograficznym emiterem ukazała się rozmigotana postać młodego kapłana, który z uroczystą miną udzielił opustu Mr Brownowi, błogosławiąc go dostojnie rękoma odzianymi w białe rękawiczki. Nad jego głową wyświetlił się złoty napis: ABSOLVED. Mr Brown wydawał się poruszony - wreszcie, trzydzieści jeden dni po śmierci, jego napięty brzuch pękł z hukiem.
Mr Brown oddał ducha Panu.
Nie wiem, czy taka śmierć jest
dużo gorsza niż jakaś inna.
Nevil Shute "Ostatni brzeg"
Po trzech tygodniach wiatr zmienił kierunek. Przywiał z południa słońce, zapach świeżej trawy a także trochę bakterii. Radioaktywność spadła na tyle, że mogły one rozpocząć chwalebny proces rozkładu spoczywające w kościele trupa. Mr Brown tedy radośnie gnił i wydawał się nie mieć nic przeciwko temu. Dochodziła właśnie piętnasta, silniejszy podmuch wiatru trzasnął okiennicą w kościelnej piwnicy - odłamki szkła spadły na agregat prądotwórczy, uruchamiając go. Nabożeństwo mogło się wreszcie rozpocząć...
- Kogo tu dzisiaj mamy... John Brian Brown, biały, urodzony 15 czerwca 1974 w Filadelfii, zmarły 2 września 2019 w Kansas. Syn Williama i Diany, z domu Burdock. Absolwent Stony Brook, wydział prawa. We wczesnej modłości aktywny uczestnik Ruchu Zbawienia Ameryki. Aresztowany w 1998 za ekscesy uliczne, wypuszczony po trzech miesiącach. Od tego czasu zwolennik Panamerykańskiego Stylu Bycia. Dwukrotnie żonaty, troje dzieci. Członek zreprogramowanego Kościoła Ostatecznej Światłości. Pracował jako doradca finansowy w Korporacji Hansona [estetyczna i seksy bielizna na wszelkie okazje!]. Heteroseksualista, ostatnio w niezbyt dobrej formie. Nie stronił od alkoholu i przygodnych kobiet.
Mr Brown słuchał ze znudzeniem. Dla niego nie były to żadne rewelacje. Bardziej był zainteresowany swoim wnętrzem - bakterie nie próżnowały. Chwalebny proces rozkładu trwał dalej.
- Dzieciństwo Johna Browna było normalne, można by powiedzieć, że supernormalne. Lubił rówieśników, nie krzywdził zwierząt [nie wyrywał muchom skrzydełek ani pająkom nóg - nic z tych rzeczy], trzymał się z dala od dziewczynek - cnotliwy nie tyle z braku chęci, co nieświadomości. Kiedy jako jeszcze siedmiolatek kupił mamie na gwiazdkę szminkę z kolekcji Penthausa, przypadkowo, rzecz jasna, nie mógł zrozumieć wywołanej tym konsternacji.
Ten szczęśliwy okres bezpowrotnie minął, gdy skończył lat trzynaście i został uwiedziony przez córkę sąsiada, oszalałą na punkcie seksu z nieletnimi. Olimpijski spokój ducha Johna Browna został nieodwołalnie zburzony: seksualne rozbudzenie spowodowało szereg implikacji, uwieńczonych krystalizacją antypanamerykańskiego światopoglądu. Jak wiadomo, seks i polityka jedną chodzą dróżką, jak bliźniacza para prosiaków. Trzy dni po maturze podpalił policyjny samochód, potem upił się i zerżnął pierwszą napotkaną kurwę. I to był koniec jego szczęśliwego, amerykańskiego dzieciństwa...
Mr Brown chciał zaprotestować, choćby przez ruszeniem palcem w bucie, ale po chwili zrezygnował. To nie mieściło się w konwencji, ostatecznie był gnijącym trupem. Mimo to czuł się bardziej żwawo niż przez większą część życia.
- Ciekawe, czy Mr Brown pamięta, że jako młody student i neohipiej ryczał wraz z innymi "Precz z Panameryką!" i obrzucał butelkami z benzyną policyjne samochody? Nic tak nie podtrzymuje politcznych przekonać jak koklajl Mołotowa. A ile razy naparzał się z glinami, raz nawet udało mu się jednemu policjantowi złamać dwa żebra - też miał wtedy ze sobą pałkę. A jak po każdej rozróbie ćpał z kumplami LSD-80, rzekomo w poszukowaniu drzwi do lepszego świata - jak pompując jedną laskę po drugiej przysięgał, że albo ONI jego, albo ON ich. I co z tego zostało, Mr Brown?
Zaatakowany tak bezpośrednio, Mr Borwn początkowo chciał odpowiedzieć, ale w ostatecznie postanowił skomentować rzecz ostentacyjnym wydaleniem gazów. Wyraźnie miał gdzieś wyrzuty sumienia z powodu wyparcia się ideałów młodości. Niedwuznacznie sugerował, że nie on jeden...
- Klęskę ruchu antypanamerykańskiego przyjął dość osobliwie. Postanowił ze sobą skończyć - czuł się nijako, nie zatłuczony na manifestacji anie nie zamknięty w więzieniu. Początkowo myślał o samospaleniu przed Kongresem, ale odstręczyły go tłumy chętnych. Pragnął, aby jego śmierć była jednak czymś choć trochę wyjątkowym. Widok zdychającego na AIDS homoseksualisty natchnął go osobliwym pomysłem. Przez pół roku prowadził życie aktywnego geja, w nadziei, że złapie wirusa. A że nie zawsze, nawet w Panameryce, mamy to co chcemy, więc nie złapał.
Czymże jest homoseksualna przeszłość wobec takiej np. bomby atomowej? - zapragnął krzyknąć Mr Brown, ale w końcu ograniczył się do wydęcia policzków i wyszczerzenia zębów. Opuchnięty język, nie mieszczący się już w ustach, niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że nadal trzymamy twarz. Z nory wypełznął anemiczny szczur i chwiejąc się jak pijany podreptał do katafalku. Chwilę patrzył, jakby w zadumie, na błyszczące w popołudniowym słońcu srebrne okucia trumny, po czym przewrócił się na grzbiet, wyrzucając pyskiem strugę krwi.
- Kiedy mimo uporczywych wysiłków nie złapał AIDS, postanowił jednak ostentacyjnie podpalić się na Wall Street, ale gliniarze zamknęli go za naruszanie porządku. Przesiedział trzy miesiące w stanowym więzieniu, w dzień czyszcząc kible, w nocy zaspokajając potrzeby miejscowych pederastów. I oto stał się cud resocjalizacji - z więzienia Mr Brown wyszedł jako najgorętszy zwolennik Panamerykaśskiego Stylu Życia. On to wszystko po prostu zaczął kochać! I policjanta na rogu, i supermarket z niezdrową żywnocią, perspektywy życiowe, dolara i wyścig szczurów, władze stanowe a nawet Wuja Sama. Wszystko to wydało mu się naraz rajem na ziemi. W naszego Mr Browna wstąpił nowy, panamerykański duch - w ciągu trzech lat dokończył studia, ożenił się, spłodził dzieci i zaczepił w Korporacji Hansona [ładna i estetyczna bielizna!], zarobił kupę forsy na kilku udanych kontraktach, którą potem wydał z dużą przyjemnością, słowem: jadł, pił i wydalał [nie liczmy tych kilku nietrawności], kopulował [umiarkowanie i bez specjalnych perwersji] i był wreszcie SZCZĘŚLIWY na nasz jednynie możliwy, panamerykański sposób, czego sobie i wam, drodzy Bracia i Siostry, życzę. Czy można chcieć czegoś więcej?
Głos chrapnął i umilkł, jakby nabierając powietrza przed następną frazą. Mr Brown słuchał z zainteresowaniem, mimo iż przeszkadzała mu w tym trochę wyciekając z uszu brązowa substancja podbna do gumowego kleju.
MODLITWA Mr Browna
- Obym zawsze jadł, pił i używał na ile mnie stać!
- Obym zawsze dupczył do upadłego!
- Oby moje konto rosło w postępie geometrycznym!
- Oby moje dzieci miały więcej niż ja!
- Oby szlag trafił mojego szefa!
- Oby Bóg zachował Wuja Sama i Panamerykę!
- Oby Niebo było Panameryką!
- A teraz, Bracia i Siostry, polećmy Bogu duszę Johna Briana Browna, dobrego człowieka, uczciwego konsumenta, prawego Panamerykanina. Niech spoczywa w spokoju!
OSTC [Computers's System od True Confusions]
obiekt: John Brian Brown
zlecieniodawca: Korporacja Hansona [pamiętaj, seksy bielizna!]
o p ł a c o n o p r z e l e w e m
program: standart katharsis 3.1
zalecenie: udzielić odpustu
Na ołtarzu, nad płaskim holograficznym emiterem ukazała się rozmigotana postać młodego kapłana, który z uroczystą miną udzielił opustu Mr Brownowi, błogosławiąc go dostojnie rękoma odzianymi w białe rękawiczki. Nad jego głową wyświetlił się złoty napis: ABSOLVED. Mr Brown wydawał się poruszony - wreszcie, trzydzieści jeden dni po śmierci, jego napięty brzuch pękł z hukiem.
Mr Brown oddał ducha Panu.