Bogaty szlachcic, wielki pan i wielki także grzesznik, postanowił się nawrócić. Ale do księdza nie pójdzie. Pojedzie do Rzymu. Pojechał, aby się wyspowiadać u Papieża. Dobrze. Papież przyjął wyznanie wszystkich grzechów. Gorzej było z pokutą. Nasz wielki szlachcic żadnej pokuty przyjąć nie może. Modlitwa, czytanie - nie ma czasu na to. Post - zdrowie nie pozwala. Rekolekcje, pielgrzymka - nie ma mowy. Nocne czuwanie, spanie na podłodze - nie! Papież miał natchnienie: dał złoty pierścień, na którym wypisane były 2 słowa: "Memento mori". Szlachcic skakał z radości. To rozumiem. Warto było przyjechać do Rzymu! Ale - "Memento mori"! Co to znaczy? Dowiedział się: Pamiętaj że umrzesz! Szlachcic pamiętał: Myśl o śmierci go nie opuszczała. Umrzesz, umrzesz... Ale pierścień piękny. Umrzesz, umrzesz... Wreszcie rzekł. Ponieważ mam umrzeć, cóż mam ważniejszego do zrobienia, jak przygotować się, aby dobrze umrzeć? Prowadził odtąd życie przykładne. Wytrwał - śmierć miał piękną. Opowiada o tym pewien Jezuita: O. Giraudau, który podkreśla: Papież dał pierścień. A Bóg daje każdemu z nas dwie dłonie. Na każdej dłoni mamy: M - Memento mori. To już nie pierścień mówi. To Bóg chce, abyśmy w przyjaźni żyli ze śmiercią i w ten sposób budowali naszą wieczność.
Ks. F Ziebura Homilie - Rozważania liturgiczne na niedziele i święta A.B.C