Nakreślę tu krótko dwie postacie. Pierwsza, nisko moralnie stojąca kobieta. Wyrzekła głośno, z tupetem: "Ja nie idę do kościoła, bo za wiele cierpiałam"! A druga osoba: bł. Eugenia Smet. Cierpiała na raka i co mówiła: "To mój ukryty skarb! Bóg wie, że mi go dał. A ja kocham wszystko co Bóg daje. Jezu, ja nie chcę prosić o uzdrowienie. Ja tylko dziękuję za to, co Ty mi dajesz". Widzimy różnicę. Tylko drugie zdanie ma wartość wobec Boga i wobec myślących, szlachetnych ludzi. To zasługa wiary. W pierwszym zdaniu wiary nie ma. Pozostaje tylko wstyd i hańba. Może być coś gorszego. Ludzie którzy nie mają wiary, łamią się, uciekają od życia. Chłopiec miał tylko 17 lat, a już chodził posępny, smutny, ponury. Co mu się stało? Pewnego dnia, w gronie kolegów, zrobił to straszliwe wyznanie: Życie jest śmieszne, głupie, niedorzeczne. Raz trzeba z tym skończyć. To mówiąc pokazał kolegom flakon pigułek i na ich oczach połknął... Nić życia przerwana! Iluż jest takich, którym brakło odwagi zgodzić się na cierpienie. Tę odwagę daje nam wiara. Człowiek wierzący zna zbawczą rolę cierpienia. Pamięta, że Chrystus przez cierpienie i śmierć zbawił świat doszedł do chwały. Taka jest również i nasza droga: przez krzyż do zbawienia, przez cierpienie do radości. Ziemia nie jest na to, by nam dogadzać, ale na to, by być areną dla moralnego udoskonalenia się. W życiu chrześcijanina żadna łza, żaden ból, żaden smutek, żadna przykrość fizyczna czy duchowa nie ginie, jeżeli dusza przyjmie cierpienie z poddaniem i uległością. A tego uczy nas wiara!
Ks. F Ziebura Homilie - Rozważania liturgiczne na niedziele i święta A.B.C