ALEKSANDER ISAJEWICZ SOŁŻENICYN
DWIEŚCIE LAT RAZEM
CZEŚĆ DRUGA
W CZASACH SOWIECKICH
tłumaczył Adolf Mayer
ROZDZIAŁ 20.
W ŁAGRACH GUŁAGU
Jeśli tam nie byłbym, to nie napisałbym tego rozdziału
Do czasu wywiezienia mnie do łagrów myślałem tak: „narodowości nie należy zauważać”, żadnych narodowości w ogóle nie ma, jest człowieczeństwo.
Ale wysłany do łagru inną uznajesz prawdę: jeśli twoja przynależność narodowa jest trafną - jesteś szczęściarzem, jesteś zabezpieczony, tyś już wyżył! Jeżeli masz inną narodowość, nie tak trafną, to nie obrażaj się .
Bowiem przynależność narodowa być może była najważniejszym znakiem, po którym „zeki”(termin „zek” pochodzi od rosyjskiego terminu, stosowanego w oficjalnych dokumentach w latach 1926 - 1950, „zakljuczionnyj kanałoarmiejec - z/k”, co można by przetłumaczyć na „wiezień armii ściekowej”. Pozostańmy więc przy terminie „zek” - dodał tłumacz A.M.) wybierają się do ratunkowego korpusu „pridurków” („pridur`” znaczy „fiksat, bzik, postrzelona głowa”, pozostawiam więc nazwę stosowaną przez Sołżenicyna - tłumacz A.M.) . „Pridurki” - byli to łagiernicy mający możliwość unikania ogólnych ciężkich prac. Całkiem zdrowych łagierników w łagrze nigdy nie było, za to była grupa około dziesięciu „nietykalnych” tzw. „pridurków”, którzy byli rzeczywistymi gospodarzami w łagrze, prawie niczego nie obawiając się. Bałtów w „pridurkach” prawie nigdy nie było i nie ważne ile było Bałtów w łagrze (a było ich wielu), byli i Rosjanie, oczywiście zawsze, ale udział ich w „pridurkach” procentowo był zawsze o wiele niższy w porównaniu z innymi nacjami i liczbą Rosjan w łagrze (i najczęściej byli to wyznaczani przez partyjnych ortodoksów). Za to w „pridurkach” było zagęszczenie Żydów, Gruzinów, Ormian. Podwyższony udział w „pridurkach” był i Azerów, a częściowo też kaukaskich górali.
I rzeczywiście - żadnego z tych „pridurków” nie można o to winić. Każdy naród w Gułagu (GUŁ - Gławnoje Uprawlienije Łagierej tj Główny Zarząd Łagrów, stąd nazwa „Gułagi” jako określenie obozów pracy - dodał tłumacz A.M.) pragnął się ratować, a może to, co jest mniejsze i bardziej zwinne - lepiej potrafi tego dokonać. Rosjanie w „swoich własnych rosyjskich" łagrach - to był taki całkiem ostatni naród i w łagrach sowieckich byli tak samo traktowani jak przez Niemców w Kriegsgefangenenlagers.
Jednak nie my ich, ale to oni mieli prawo oskarżać nas. Ci Ormianie, Gruzini i górale pytałi nas: - Dlaczego wy Rosjanie organizujecie te obozy? Dlaczego na siłę trzymacie nas w kraju? Nie będziecie nas trzymać tutaj, to i my nie będziemy się starać o takie atrakcyjne miejsce jakie mamy w „pridurkach”. A skoro my u was w niewoli, to - na wojnie jak na wojnie.
I jak z Żydami? Przecież los poprzeplatał Rosjan z Żydami być może na zawsze i ze względu na to ta książka jest pisana.
Ale nawet przed tym, przed przeczytaniem tego akapitu, znajdą się czytelnicy, którzy byli w łagrach, jak i ci którzy w łagrach nie byli, którzy żywo zaprzeczą temu, iż ja napisałem tu prawdę. Powiedzą oni, że wielu Żydów było zmuszanych do ciężkiej, ogólnej pracy w łagrach. Oni też zaprzeczą, że były takie obozy, gdzie Żydzi stanowili większość „pridurków”. Co więcej, oni wykręca się tym, że każdy naród w łagrach pomagał sobie wzajemnie, a więc kosztem innych. I jeszcze dodadzą, że nie uważają się za pojedynczych Żydów, a w ogóle to czuja się Rosjanami. Jednakże w przypadku, gdy ustalała się przewaga Żydów na kluczowych stanowiskach w łagrze, to nie było to zamierzone, wybór padał ze względu na cechy osobiste, talent, zdolności organizacyjne . Kto zawinił Rosjanom, że nie mają oni zdolności organizacyjnych? Znajdą się też tacy, którzy zdecydowanie będą twierdzić wprost przeciwnie, że nikomu w łagrze nie żyło się tak ciężko jak Żydom i taka wersja jest dobrze znana na Zachodzie, iż w sowieckich obozach ciężej od wszystkich cierpieli Żydzi. Wśród listów z okazji „Iwana Denisowicza" miałem i taki, od anonimowego Żyda: „Spotkaliście się z Żydami, więzionymi z Wami całkowicie bez żadnej winy z ich strony i oczywiście, jesteście świadkiem ich cierpienia i prześladowania. Oni cierpieli podwójny ucisk: zamknięcie w łagrze i wrogość ze strony więźniów. Opowiedz nam o tych ludziach!".
A jeśli chciałbym uogólniać, że Żydom w obozach żyło się szczególnie ciężko, to ja za to będę rozgrzeszony i nie będą na mnie padały zarzuty za nieuczciwe narodowościowe uogólnienia. Ale w łagrze, gdzie siedziałem, było inaczej - Żydzi, w jakiś sposób można to uogólniać, życie mieli lżejsze od innych.
Mój współłagiernik z Ekibastuza (Ekibastuz - miasto z kopalniami węgla i z łagrem w Kazachstanie. Tam umieścił Sołżenicyn akcję powieści „Jeden dzień Iwana Dawidowicza” - dodał tłumacz A.M.) Siemion Badasz, w swoich pamiętnikach opowiada jak to on starał się poprawić sobie warunki pobytu - później, w łagrze norylskim - przez dostanie się do działu sanitarnego. Maks Mintz wstawił się za nim u radiologa Laszlo Nusbauma o stanowisko naczelnika działu sanitarnego. I zatrudniono go tam 1. Ale Badasz, co najwyżej, ukończył na wolności trzy semestry w instytucie medycznym. A wraz z nim zatrudniono i resztę personelu paramedycznego i byli to Genkin, Gorelik, Gurewicz (jak i mój przyjaciel L. Kopielew z Unżłagu) (Unżłag - jeden z łagrów na północy, w województwie niżnogrodzkim - dodał tłumacz A.M.), a ci nawet nigdy nie stykali się z medycyną.
Tracąc poczucie humoru piszą i tak: A. Bielinkow „został wrzucony do kategorii najbardziej pogardzanych „pridurków” i .... (i tu całkiem niewłaściwie dodano „i dochodjag”) („dochodjaga” - to łagiernik „dochodzący” do śmierci, „umarlak”, tak wyniszczony, że niedługo umrze. W Oświęcimiu takich nazywano „muzułmanin” - dodał tłumacz A.M.), ale „dochodjaga” - to socjalne antypody „pridurków”, a Bielinkowi daleko było do umarlaka) . „Odrzucony do pridurków!" - a czy tu nie lepiej byłoby użyć zwrotu - „Uniżony do panów”?" - A oto jak „pridurkom” było: „Do kopania ziemi? Ale przez 23 lat nie tylko, że ani razu ziemi nie kopał, ale na oczy łopaty nie widział” 2. Co oznacza, że nic innego nie pozostaje, jak tylko dostać się miedzy „pridurki” - to jest całkiem jasne!
A oto u Lewitina-Krasnowa czytamy o krytyku literackim Pińskim, że w łagrze był on sanitarnym instruktorem. W skali obozu było to: nieźle, znaczy zaczepił się. Lewitin pisze o nim jako o największym upokorzeniu profesora nauk humanistycznych.
Ale oto, często drukowany, ocalały „zak” Lew Razgon, dziennikarz i też nie żaden lekarz i z jego opowiadania drukowanego w „Oganioku” (1988) dowiadujemy się, ze w Vożaielie (łagier w Republice Komi - dodał tłumacz A.M.) był lekarzem w dziale sanitarnym, a nawet poruszającym się bez konwoju strażników. (Według innego jego opowiadania - był i starszym strażnikiem wykonywania norm w strasznym łagrze, w którym łagiernicy pracowali przy wyrębie lasów. Z jego przekazu ani razu nie przemyka się wiadomość, iżby on choć raz miał pracować przy ogólnej ciężkiej robocie).
To z dalekiej Brazylii przyniosło do ZSRR Żyda Franka Diklera. Wsadzili go do łagru, a on oczywiście nie zna języka rosyjskiego. I co? Natychmiast znalazł „zblatowanych” takich samych narodowo i dali mu stanowisko zarządzającego kuchnią szpitalną - i tak trafiła mu się fantastyczna spiżarnia!
Oto Aleksander Woronel, który dostał się do łagru jako „małoletni polityczny” mówi: w obozie od pierwszych kroków „pomocy ... chętnie mi udzielała grupa więźniów-Żydów, którzy nie mieli pojęcia o moich ideach". Żyd będący kierownikiem łaźni (także - bardzo ważny „pridurok”) wydzielił go z tłumu i „kazał przychodzić po pomoc w każdej chwili”. Żyd będący strażnikiem (także „pridurok”) powiedział Żydowi brygadziście: „No, Chaim, masz tu dwóch żydowskich chłopców - nie pozwolę ich skrzywdzić" . I brygadzista zapewnił im silną obronę. „Inni złodzieje, zwłaszcza starsi, chwalili go: „Prawidłowo działasz, Chaimie! Swoich popierasz!”. A my, Rosjanie, jak wilki do siebie"3.
I nie można opuścić tego, że nawet w warunkach łagru wielu Żydom, chyba z tradycyjnej zasady „sami sobie" przepływały przez ręce liczne transakcje handlowe, nawet jeśli „zek”- Żyd ich wcale nie tworzył i nie szukał. Oto taki M. Heifetz o tym procederze stanowczo zaznacza: "Jaka szkoda, że podobnych sytuacji nie można opisać jako o materiale o życiu w obozie. Bogate i piękne byłyby to historie! A jednak etyka „wiarogodnego" Żyda zamyka usta. Nic nie można zrobić, bo choćby mała, ale zawsze tajemnica handlowa, musi być - zgodnie z prawem plemiennym - zachowana na wieki "4.
Łotysz Anie Bernstein, jeden z moimi świadków w "Archipelagu", uważa, że on przeżył łagry tylko dlatego, iż w trudnych momentach zaapelował o pomoc do Żydów, a ci po nazwisku i po jego wyglądzie powierzchniowym poznawali go jako swojego i wszędzie wyręczali i uratowali. W tych lagrach, w których przebywał (np. w Burepołomsku naczelnikiem był szef Perelman), Żydzi, zawsze byli elitą rządzącą łagrem i Żydzi z zewnątrz, zatrudniani jako najemni pracownicy, byli naczelnikami w różnych placówkach łagrów (Szulman - naczelnik sekcji specjalnej, Grinberg - naczelnik obozu, Kegels - główny inżynier zakładu) i według niego, do nich należało dobieranie więźniów do wolnych etatów - i to zawsze tylko Żydów.
Ten u Żydów nacjonalny kontakt między wolnymi naczelnikami i „zekami”nie może być pominięty. Żyd-wolny nie był aż tak głupi, żeby w więźniu-Żydzie widzieć rzeczywistego „wroga ludu lub złośliwego szkodnika narodowej godności (jak to z reguły widział Rosjanin w Rosjaninie). Pierwszą rzeczą, jaką w nim widział, to widział cierpiącego współplemiennika - i chwała Żydom za taka trzeźwość umysłu! Kto zna wielką żydowską pomoc wzajemną (a tym bardziej masowe mordowanie Żydów pod rządami Hitlera), zdaje sobie sprawę, że nie mógł wolny naczelnik-Żyd patrzeć na „zaka”- Żyda z obojętnością, jak tegoż Żyda otacza w łagrze głód i śmierć - i odmówić mu pomocy. Ale nie do wiary byłoby przedstawianie jakiegoś wolnego Rosjanina, który podjąłby się ratowania i umieszczania w miejscu uprzywilejowanym, o ulgowych warunkach, „zaka”-Rosjanina z tylko takiego powodu, że obaj należą do tego samego narodu - choć nas w jednej tylko kolektywizacji zginęło 15 milionów. Wielu jest nas, a wszystkimi i tak czasu nie upilnujesz i nie ma o czym myśleć. .
Czasami z powodzeniem zbierała się grupa Żydów-„zaków” i zastanawiała się jak uniknąć zaciętej walki o przetrwanie - co tu wymyślić? Oto inżynier Abram Zisman opowiada jak to w łagrze w Nowym Archangielsku „w wolnym czasie zaczęliśmy się zastanawiać ile to było pogromów żydowskich w państwie rosyjskim. Ta sprawą zainteresowane zostało kierownictwo łagru i zaczęło się do nas odnosić przyjaźnie. Naczelnikiem łagru był kapitan Griemin (N. Herschel - Żyd, syn krawca z Żłobina). Naczelnik łagru napisał list do Leningradu, do archiwum dawnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i po ośmiu miesiącach przyszła od[powiedź ... od 1811 do 1917 roku na terytorium Rosji było 76 żydowskich pogromów, liczbę ofiar ocenia się na około trzy tysiące ludzi" (to jest - wszystkich, w ten lub inny sposób dotkniętych). Autor przypomina, że w średniowiecznej Hiszpanii przez 6 miesięcy, było zabitych około 20.000 Żydów 5.
Treściwą notkę wnoszą wspomnienia komunisty Josifa Bergera o wielkim donosicielu Lwie Iliczu Inżirie, byłym mieńszewiku, który został aresztowany w 1930 roku. Od samego początku rozpoczął współpracę z GPU w obawie przed represjami wobec rodziny i utratą mieszkania w centrum Moskwy i „pomógł w przygotowaniu procesu mieńszewików" w 1931 roku podpisując fałszywe oskarżenia na swoich najlepszych przyjaciół. W 1931 roku został zwolniony i został mianowany głównym księgowym łagru Biełomorstroia (Białomorsko-Bałtycki Kanał w budowie, od 01.08.45 do 1996 roku budowany przez kontyngenty łagierników dostarczanych przez GPU, a na początku przez bataliony zmobilizowanych Niemców - dodał tłumacz A.M.), a przy Jeżowie mianowano go głównym księgowym całego GUŁ-agu z „pełnym zaufaniem i osobistymi związkami z najwyższymi władzami NKWD" (Inżir wspomina jednego „weterana z NKWD, Żyda, który swoje przemówienia przeplatał zwrotami z Talmudu") - i tego byłego mieńszewika i znaczącego sowieckiego urzędnika ponownie aresztowano na fali postępowań przeciw Jeżowowi. Jednakże byli koledzy z GUŁ-agu ustawili go na warunkach preferencyjnych i w łagrze. Ale tu stał się już jawnym „informatorem i prowokatorem”. „Zeki” podejrzewali, że bogate przesyłki, otrzymane przez niego, nie pochodziły od rodziny lecz z Oddziału Trzeciego. Jeszcze w 1953 roku w tajszeckim łagrze (Tajszet, to miasto w azjatyckiej części Rosji, w obwodzie irkuckim - dodał tłumacz A.M.) został skazany ponownie, tym razem oskarżony o trockizm, oraz o ukrywanie przed Oddziałem Trzecim swoich „sympatii do państwa Izrael i jego współpracowników 6.
Sławny na całym świecie Biełbałtłag (łagier budowniczych Kanału Białomorsko-Bałtyckiego - dodał tłumacz A.M.) pochłonął w latach 1931-1932 setki tysięcy rosyjskich i ukraińskich chłopów oraz mieszkańców Azji Środkowej. Otwierając gazety rosyjskie z sierpnia 1933 roku, opisujące uroczystości otwierania kanału, można zapoznać się z listą nagrodzonych. Odznaczenie niższe otrzymali konkretni pracownicy, monterzy, betoniarze, hydraulicy, ale najwyższy order, Order Lenina, nadano tylko ośmiu osobom i nawet ich duże zdjęcia zamieszczono w gazetach. A nadano ten order tylko dwóm inżynierom z budowy, to jest samemu wyższemu kierownictwu budowy kanału (według stalinowskiego pojmowania roli jednostki). I któż tam był wśród tych odznaczanych naczelników? Gienrich Jagoda - Ludowy Komisarz NKWD, Matwiej Berman - naczelnik GUŁ-agu. Siemion Firin, szef Biełbałtłagu (w momencie przyznania nagrody już on był naczelnikiem Dmitłag (Dmitłag - duże zjednoczenie łagrów działające w latach 1932- 1938 w północnym regionie moskiewskim, wykorzystujące pracę łagierników do budowy kanału łączącego rzekę Moskwa z Wołgą , z centrum w mieście Dmitrowie - dodał tłumacz A.M.) i tam cała sytuacja powtórzyła się jeszcze raz), Łazar Kogan - kierownik budowy (i taką sama funkcje obejmie na budowie kanału Wołżańskiego), Jakow Rapoport - zastępca szefa budowy. Naftalij Frankel - szef operacji Biełomorstroju („Biełomorstroj” - archangielska kampania zajmująca się projektowaniem, budownictwem i remontami rozlicznych obiektów w województwie archangielskim) a też zły duch „Archipelagu” 7.
I wszystkie te ich duże portrety zostały powtórzone uroczyście w niesławnym albumie pt. "Biełomorkanał” 8 - formatu jak cerkiewna Ewangelia, jako Tysiącletnie Królestwo przyszłości.
A 40 lat później powtórzyłem te sześć portretów tych niegodziwców w „Archipelagu” - a przecież wziąłem je z ich wystawy i nie wybiórczo, a umieściłem wszystkich po kolei zarządzających, tak jak i byli umieszczeni w albumie. Boże Ty mój - jaki to wielki wszechświatowy gniew nagle wybuchnął - Jak ja śmiałem? To antysemityzm! I tak stałem się ostemplowanym jako beznadziejny antysemita. W najlepszym wypadku określano, że przypominał te portrety „narodowy egoista” - czyli rosyjski egoista! I - skręca się język, gdy na sąsiadujących z portretami stronach „Archipelagu Gułag" zobaczyć można jak posłusznie zamarzają na mrozie „kułaccy" chłopcy pchający taczki ...
A gdzie mieli oni oczy w 1933 roku, kiedy te portrety po raz pierwszy drukowano? Dlaczego się wtedy nie oburzyli?
I powtórzę to, co gadałem i bolszewikom: nie należy się wstydzić nikczemności, kiedy o niej piszą, ale wtedy kiedy taka nikczemność jest czyniona.
A przy Naftalim Frenkelu, niestrudzonym demonie „Archipelagu", jest specjalna zagadka: jak wytłumaczyć jego dziwne powroty do ZSRR z Turcji w latach 20-tych? Już bezpiecznie uciekł z Rosji ze wszystkimi swoimi kapitałami i to już przy pierwszym podmuchu rewolucji. W Turcji już był zabezpieczony, żył tam swobodnie i dostatnie, nigdy nie miał cienia komunistycznych poglądów. I powrócił? Powrócił by stać się zabawką GPU i Stalina, ileś tam lat odsiedzieć w zamknięciu i w samotności - za to wyrokowanie o bezwzględnym wytraceniu wiezionych inżynierów i setek tysięcy „rozkułaczanych" chłopów? Co poruszało jego nienawistnym i złym sercem? Oprócz żądzy zemsty nad Rosją nie można niczym tego wytłumaczyć. Niech wyjaśnia to ten, kto wyjaśnić to może 9.
Ale rozumiejąc mechanizm łagrowych urządzeń i schodząc nieco niżej, co mamy? Naczelnik I-go oddziału budowlanego „Biełomoria” - Wolf, naczelnik dmitrowskiego oddziału „Wołgokanału - Bowszower, naczelnik działu finansowego „Biełomorstroia”- L. Berenson, jego zastępca A. Dorfman, i tylko co wymieniony Inżir, i jeszcze Lojewiecki, Kagner, Angert. I ilu z licznych pozycji pozostają skromnie nie wspomniani? I czy możemy przyjąć, że Żydów dopuszczono do kopania kanału łopatami, do pchania taczek z ziemią i do padania na te taczki z wycieńczenia? Sądźcie jak chcecie! A.P. Skrypnikowa i D.P. Witkowski, którzy przebywali na obszarze Morza Białego, powiedzieli mi, że w szeregach „pridurków” Biełomorkanału przodowali Żydzi, ale nie toczyli oni taczek i nie umierali pod tymi taczkami.
I nie w jednym Biełbałtłagrze dało się obserwować Żydów-naczelników łagrów. Budową kolei Kotłas - Workuta - zarządzał Frost (jego syn ożenił się z Swietłaną, córką Stalina), pełnomocnik Gułagu na Dalekim Wschodzie - Gracz. Jest też kilka nazwisk, które przypadkowo wyszły na jaw. Gdyby nie pisał listów do mnie były „zek”, Amerykanin, Tomas Zgowno, to nie poznałbym nazwiska naczelnika Czaj-Urinskiego Urzędu Górniczego na Kołymie w latach 1943 - 44 (tj w czasie Wojny Światowej. Pisał Zgowno - „Arm pułkownik był to wysoki szatyn, Żyd z katastrofalną opinią ... Jego dyżurny sprzedawał spirytus każdemu kto chciał kupić i cenił za 50 gramów - 50 rubli. Trzymał przy sobie własnego tłumacza języka angielskiego, młodego Amerykanina, który został aresztowany w Karelii. Żona Arma otrzymała wynagrodzenie księgowego, ale nie pracowała, zamiast niej siedział w biurze „zek” (to był bardzo często stosowny sposób rodzinny na dorabianie do pensji naczelnika.
Ale już w czasie „głasnosti" drukuje sowiecka gazeta o strasznym gułagowskim przedsiębiorstwie budującym tunel Kontynent-Sachalin, który nazywano „Trust Areisa" 10. Kim był ten towarzysz Areitz? - Nie wiem. Jak też nie wiem wielu ludzi zmarło w kopalniach i w niedokończonym tunelu?
Oczywiście, znałem i takich Żydów (i przyjaźniłem się z nimi), który znali obciążenia ogólnymi pracami w łagrze. W "Archipelagu", opisałem młodego Boriu Gammerowa, który znalazł swoją szybką śmierć w łagrze. (A jego przyjaciel, pisarz Inga, który znał trochę arytmetyki, to od pierwszego dnia w łagrze został zatrudniony jako księgowy). Poznałem też nieprzejednanego i nie do kupienia Wołodię Herszuni, Jogę Masameda pracującego demonstracyjnie na ogólnych robotach w katorżniczym Ekibastuzie, choć zakwalifikowali go do „pridurków”. Dla porządku wymienię tu i Tatianę Moisiejewną Falik, nauczycielkę, co to „przepracowała 10 lat jak koń”, jak wynika z jej wypowiedzi. Jeszcze innego przypomnę, Władimira Efroimsona, genetyka, który z 36 miesięcy pozbawienia wolności (to jeden z jego wyroków, a miał ich dwa) 13 miesięcy przepracował dla zasady przy ogólnych łagiernych robotach, (a miał okazję do uchylenia się od tych ciężkich prac). Mając dodatkowa żywność nadsyłaną paczkami od rodziny (za to nie można robić wyrzutów), wziął się za taczkę, właśnie ze względu na to, że w Dżeskazgalie (miasto w Kazachstanie - w języku kazachskim znaczy „wykopana miedź” - dodał tłumacz A.M.) było wielu Żydów z Moskwy i byli dobrze poumieszczani w strukturach łagru, a Efroimson chciał tym sposobem rozwiać wrogość wobec Żydów, która rzeczywiście narastała. I jak brygada oceniła to jego zachowanie? Oceniono to prosto - „On jest po prostu wyrodkiem z narodu żydowskiego, bo czy jest możliwe żeby prawdziwy Żyd toczył taczki przed sobą?". Śmiali się z niego i Żydzi-pridurki (i wyrażali niezadowolenie, że „wystawia ich” na zarzuty). W ten sam sposób i w takiej samej sytuacji był oceniany i Jakow Dawidowicz Grodzenski, wkupujący się do ogólnych łagrowców, którzy zastanawiali się: „Czy on jest - Żyd?”
Jakie to niezwykłe! Efroimson i Grodzienski zrobili to, co jest dobre i prawdziwe i do czego tylko wyższe motywy mogły przywołać Żydów - szczerze dzielić wspólny los i nie być zrozumiałym przez obie strony! Tak i zawsze są trudne i śmieszne w historii te drogi powściągliwości i wyrzeczeń, które jako jedyne mogą uratować człowieczeństwo.
I nie wolno zapominać o takich ludziach i ich zachowaniach, wszystkie moje nadzieje na nich spoczywają.
Dodamy i odważnego Hersza Kellera, jednego z przywódców buntu w Kengirze w roku 1954 (rozstrzelany w wieku 30 lat). A teraz oto przeczytałem o Icchaku Kaganowie, który podczas wojny niemiecko-sowieckiej był dowódcą baterii artyleryjskiej. W 1948 roku otrzymał 25 lat za syjonizm, w ciągu 7 lat w więzieniu napisał 480 wierszy w języku hebrajskim i zapamiętał je, bez zapisywania 11.
Aleksander Ginzbirg w czasie jego trzeciego procesu (10 lipca 1978 roku), a już po odsiedzeniu dwóch wyroków, na pytanie sądu: „Narodowość?" - Odpowiedział: „zek”. Była to godna odpowiedź, a nie żaden żart, ale rozgniewał sąd. I tym zasłużył się przed całą Rosją jak i swoją pracą na rzecz Rosyjskiej Społecznej Fundacji pomocy rodzinom politycznych zeków wszystkich narodów i swoją odważną następna odsiadką. Prawdziwe plemię zeków - to my bez rozróżniania narodowości.
Ale takie były nasze łagry - wychodząc od wielkiego „Biełomoru” doszliśmy do malutkiego 121-go łagiernego oddziału 15 Oddzielnego Łagiernego Punktu Moskiewskiego Zarządu Usprawniających Pracą Łagrów i Kolonii (zostawiając za sobą, nie tak znów niepostrzeżenie, półokrągły budynek na kaługskiej rogatce w Moskwie). Tam - całe nasze życie kierowane i gnębione było przez trzech głównych „pridurków” funkcyjnych i byli to:: Salomon Sałomonow - główny księgowy, David Burstein - „wychowawca", a następnie nadzorca i Izaak Berszader. (Sołomonow i Berszader wcześniej równie doskonale kierowali łagrem przy Moskiewskim Automobilno-Drogowym Instytucie) I to wszystko działo się przy rosyjskim naczelniku, młodszym podporuczniku Mironowie.
Wszyscy trzej już pojawili się na moich oczach i dla tych trzech zostali usunięci z pracy ich poprzednicy - Rosjanie.. Pierwszy nastał Sałomonow, on pewnie zajął właściwe dla siebie miejsce i podporządkował sobie podporucznika (sądzę, że - poprzez żywność i pieniądze z zewnątrz). Niedługo potem dosłano, o coś tam obwinianego w MADI, Berszadera z notatką prowadzącą: „Używać tylko na robotach ogólnych” (nietypowe dla drobnych przestępców, oznaczało, że wiele nakradł). Miał on około pięćdziesiątki, niski, tłusty, z chytrym spojrzeniem, chodził wokół i obejrzał naszą zonę życiową łaskawie, jak generał z Głównego Zarządu. Starszy nadzorca spytał go: - „Jakiej jesteście specjalności?" - „Magazynier". - „Taki zawód nie istnieje”. „A ja - magazynier" - „Wszystko jedno, pójdziesz do zony, do brygady o różnej pracy". Dwa dni tam go doprowadzali. Wzruszając ramionami, wychodził, w strefie pracy brygady siadał na dużym kamieniu i odpoczywał. Brygadzista mógł zarzucić go robotą po szyję, ale brygadzista był nieśmiały, a że nowicjusz był bezczelny i trzymał się swego twardo, więc brygadzista poczuł, że za nowym stoli jakaś siła i dał mu spokój. Przygnębiony chodził magazynier zony Siewastianow. Przez dwa lata zawiadywał złotym interesem, jakim był dobrze zaopatrzony w żywność i wszelkie potrzebne produkty magazyn strefy, nieźle sobie z tym żył, dobrze układało mu się z przełożonymi, i powiało na niego zimnym wiatrem - już wszystko mieli zaplanowane! Berszader, to po specjalności ...magazynier"!
Potem wydział sanitarny uwolnił Berszadera z powodu „choroby" ze wszystkich robót i on spokojnie odpoczywał w mieszkalnej strefie obozu. W tym czasie najwyraźniej coś mu donosili z zewnątrz. Po tygodniu Siewastianow został usunięty z funkcji magazyniera i na jego miejsce został mianowany Berszader (przy pomocy Sałomonowa). Potem okazało się jednak, że praca fizyczna przesypywania kasz i przekładania butów na półkach, z którą Siewastianow radził sobie sam, dla Berszadera jest przeciwwskazana. I dodano Berszaderowi do pomocy opiekuna, a księgowa, zona Sałomonowa, wciągnęła go na etaty obsługi. Ale to jeszcze nie była pełnia życia dla Berszadera. Najpiękniejszą i najbardziej dumną w obozie kobietę, M-Wu, porucznika-snajpera - zniewolił do przychodzenia do niego wieczorami do kabinki przy magazynie. A gdy pojawił się Burstein w obozie, to i jeszcze jedną piękność, AS, wpuszczali do swojej kabinki przy magazynie.
Czy to jest trudne do czytania? Ale oni sami nieco byli zmartwieni. jak to wygląda z zewnątrz i być może dlatego wzmacniali wrażenie. A ile to było takich niewielkich łagierków w olbrzymim Archipelagu, gdzie panował podobny rozkład obyczajów?
Ale przecież i „przydurki” Rosjanie postępowali tak samo niepohamowanie i głupio! - Tak, bo w każdym narodzie jest przestrzegana społecznie wieczne napięcie między - bogaty - biedny, między pan - sługa. Gdy przed „panami życia i śmierci” wychyla się jeszcze ktoś i to obcy - to panowie poczuwają się ciężko obrażeni. Wydawało się, że bezwartościowemu, uciśnionemu i skazanemu na jednym z etapów na umieranie - będzie wszystko jedno kto przejął wewnątrz łagru władze i sprawuje swój taniec nad jego rowem-mogiłą? A okazuje, że nie! I to jest wyryte w sposób trwały.
Niektóre wydarzenia w obszarze obozu Wielka Kaługa, w liczbie trzydziestu przedstawiłem w spektaklu „Republika pracy”. Zdając sobie sprawę, że przedstawić wszystko było niemożliwym, gdyż zostałoby to uznane za podżeganie do nienawiści do Żydów (tak, jakby to nie ta trójka robiła to lepiej w życiu, niewiele dbając o skutki swego postępowania) - miałem ukrywać obrzydliwie chciwego Berszadera, ukrywać miałem Bursteina i zmieniać spekulantkę Rosę Kalikman na nieokreśloną wschodniej Bellę, a pozostawić tylko jednego Żyda - księgowego Sałomonowa? Czy wtedy byłoby dokładnie, to co tam było?
I co powiecie, po przeczytaniu tego, moi wierni żydowscy przyjaciele? U B.Teusza sztuka teatralna wywołała niezwykle gorący protest. Przeczytałem ją nie od razu, ale gdy "Współcześnik” już rozpoczął swój byt sceniczny w 1962 roku, tak, że to pytanie nie było pytaniem akademickim. Małżonkowie Teusz byli głęboko zranieni przez postać Sałomonowa, oni uznali za nieuczciwe i niesprawiedliwe pokazywanie takiego Żyda (choć on był taki w życiu, w łagrze) w epoce ucisku Żydów. (I jaka to epoka - myślę, że zawsze? Kiedy to Żydzi byli u nas nie uciskani?). Teusz był wystraszony, skrajnie pobudzony i postawił mi ultimatum, że jeśli ja nie skrócę, albo jak najbardziej nie złagodzę sprawy Sołomonowa, to zerwana zostanie nasza przyjaźń i oni nie będą więcej przyjmowali moich rękopisów. I ponadto ostrzegali mnie, że imię moje będzie bezpowrotnie zapomniane i zhańbione, jeśli zostawię w sztuce rolę Sałomonowa. Dlaczego nie zrobić go Rosjaninem? - bez zażenowania proponowali. Czy to jest tak ważne, że on jest Żydem. (Ale jeśli to jest tak nieważne, to dlaczego wybrał Sałomonow tylko Żydów na „pridurków”?)
Wreszcie ochłonąłem. Miałem do czynienia, z niespodziewanym przeze mnie, zakazem cenzury i to nie mniej brutalnym niż zakaz sowieckiego urzędnika.
Jednakże skończyło się to na tym, że „Współcześnika”natychmiast zakazano wystawiać na scenie.
A jednak osobno sprzeciwił się Teusz mówiąc: - Twój Sołomonow całkiem nie ma żydowskiego charakteru. Żyd jest zawsze delikatny, ostrożny, uprzejmy, chytry też można powiedzieć - ale skąd jest ta rozwiązała nagłość bezczelnej, triumfującej siły? To nie jest prawda, tak nie bywa!
Ale ja pamiętam nie tylko tego Sałomonowa, którego opisałem wiernie, tak jak to wtedy było! Od lat 20-tych do 30-tych i w Rostowie nad Donem widywałem takie zachowania. Tak, i Frankiel się zachowywał, ci wynika z opowiadań ocalałych inżynierów. Ten zryw triumfującej władzy i wpadanie w zuchwałość - więcej od wszystkiego innego odpycha otaczających. Oczywiście, to bywa i u chudych i u grubych, ale jako takie wyraźnie się odznacza (Jak na wizerunku Rosji - piętno od niegodziwości rosyjskich nikczemników).
Wszystkie te namawiania i apele, żeby nie pisać jak to tam wtedy było, są podobne, jak kropla do kropli, do tego, co słyszeliśmy z wysokich trybun sowieckich: O nowym oczernianiu, o realizmie socjalistycznym. Pisać należy jak ma być, a nie jak było.
Tak jakby artysta był w stanie zapomnieć o przeszłości lub ją przywrócić.
Jak gdyby pełną prawdę można zapisać tylko w odcinkach, to jest pisać tylko o tych odcinkach, w których było przyjemne, bezpieczne i popularnie.
I jak już szczegółowo obadali wszystkie żydowskie obrazy w moich książkach i odważyli każda linijkę na wadze aptecznej, to niesamowitą historię Grzegorza M-za, który z powodu obawy o życie nie dostarczył ginącemu pułkowi rozkazu do odstąpienia (Archipelag Gułag, część VI, rozdział 6) - nie zauważyli, obeszli to bez jednego słowa!
Tak, „Iwan Denisowicz" obraził wielu Żydów uważających, że było wielu cierpiętników, a ja wyciągnąłem na przód chłopa! Oto w Gorbaczowa „głasnost" ośmielił się Aszer Sandler opublikować swoje wspomnienia z łagrów. „Jeden dzień z życia Iwana Denisowicza” ja nie przyjąłem po pierwszym czytaniu kategorycznie ... główną osobą okazał się Iwana Denisowicz, osoba z minimum potrzeb duchowych, zamknięta w swoich chwilowych kłopotach" - a Sołżenicyn przedstawia go jako obraz Rosjan ... (No, zrzędzili tak, jak wtedy wszyscy lojalni komuniści!). A „prawdziwą inteligencję, określa poziom rodzimej kultury i nauki i tego Sołżenicyn nie raczył zauważyć. I naradzał się Sandler o tym z Mironem Markowiczem Etlisem (obydwaj byli „pridurkami” w wydziale sanitarnym). I Etlis powiedział : „opowiedziana historia jest w dużym stopniu zniekształcona, postawiona na głowie", "nie te akcenty położył Sołżenicyn w stosunku do ... inteligentnej części naszego kontyngentu", "samouwielbienie Iwana Denisowicza... ... to jest cierpienie ... to jest pseudo-chrześcijańskie odnoszenie się do otoczenia".- A w 1964 r. Sandler miał wielkie szczęście ulżyć sobie przy samym Erenburgu. I ten kiwnął głową potwierdzająco na "bardzo negatywne" podejście do powieści 12.
Oraz w jednym pewnym niuanse żaden Żyd nigdy mi nigdy nic nie wyrzucał tego, że Iwan Denisowicz w rzeczywistości występuje jako sługa Cezara Markowicza, choć z dobrym samopoczuciem.
ODNOŚNIKI DO ROZDZIAŁU 20
W ŁAGRACH GUŁAGU
Tekst rosyjski
1 Семён Бадаш. Колыма ты моя, Колыма... New York: Effect Publishing Inc.. 1986, с. 65-66.
2 В. Лемпорт. Эллипсы судьбы // Время и мы: Международный журнал литературы и общественных проблем. Нью-Йорк, 1991, № 113. с. 168.
3 Л. Воронель. Трепет иудейских забот. 2-е изд. Рамат-Ган: Москва-Иерусалим, 1981, с. 28-29.
4 Михаил Хейфец. Место и время (еврейские заметки). Париж: Третья волна, 1978, с. 93.
5 А. Зисман. «Книга о русском еврействе» // Новая Заря, Сан-Франциско, 1960, 7 мая, с. 3.
6 Иосиф Бергер. Крушение поколения: Воспоминания / Пер. с англ. Firenze: Edizioni Aurora. 1973, с. 148-164.
7 Известия, 1933. 5 августа, с. 1-2.
8 Беломорско-Балтийский Канал имени Сталина: История строительства / Под ред. М. Горького, Л.Л. Авербаха. С.Г. Фирина. [М.]: История Фабрик и Заводов, 1934.
9 Подробнее о Френкеле — в «Архипелаге ГУЛаге».
10 Г. Миронова. Туннель в прошлое // Комсомольская правда, 1989, 18 апреля, с. 1.
11 Российская Еврейская Энциклопедия. 2-е изд., испр. и доп. М.. 1994. Т. 1, с. 526-527; 1995. Т. 2. с. 27.
12 Асир Сандлер. Узелки на память: Записки реабилитированного. Магаданское книжн. изд-во. 1988, с. 22. 62-64.
ODNOŚNIKI DO ROZDZIAŁU 20.
W ŁAGRACH GUŁAGU
Tekst polski
1. Siemion Badasz - Kołymo ty moja, Kołymo. Nowy Jork:Effect Publishing Inc.1986,str.65 - 66
2. B. Lemport - Elipsy losu//Czasy i my. Międzynarodowy czasopismo o literaturze i problemach społecznych. New York, 1991, № 113. str.. . 168.
3. L. Woronel - Trendy żydowskich trosk. Wydanie 2-gie Ramat-Gan-Moskwa-Jerozolima, 1981 r., od 28 - 29
4. Michaił Heifetz - Miejsce i czas (notatki żydowskie). Paris: Trzecia Fala, 1978, str. 93.
5. A. Zisman - „Księga rosyjskich Żydów" // Nowa Zorza, San Francisco, 1960, 7 maja, str. 3.
6. Józef Berger - Kruszenie pokolenia. Wspomnienia, Przekład z angielskiego. Florencja, Wydawnictwo Aurora. 1973 roku. Str. 148-164.
7. Izwestija, 1933. 5 sierpnia str. 1-2.
8. Białomosko-Bałtycki Kanał im. Stalina, Historia budowy, pod red. M. Gorkiego, L.L. Awerbucha. S.G. Firina. [MA]: Historia fabryk i zakładów, 1934.
9. Więcej informacji na temat Frenkela - w Archipelagu Gułag.
10. Mironow G.. - Tunel do przeszłości / / Komsomolskaja Prawda , 1989, 18 kwietnia, str. 1.
11. Rosyjska Encyklopedia Żydowska. Wyd. 2-gie, popr. i uzupeł. M ... 1994 roku. t. 1, str. 526 - 527, 1995. T. 2. pp. 27.
12. Аsir Sandler - Węzełki dla pamięci. Notatki rehabilitowanego. Książki Magadańskie, wyd. 1988, str. 22. 62-64.
9