Reaguj na przemoc
Że bicie dzieci jest złe, to już wiemy. Chodzi o zrobienie kroku dalej - jeśli podejrzewamy, że dzieje się coś złego, zróbmy z tym coś. Jeśli przestaniemy być obojętni, to liczba dramatów, o których słyszymy w mediach, zmaleje
Jaki jest cel kampanii 'Zobacz-usłysz-powiedz'?
Justyna Podlewska: Żebyśmy przestali być obojętni wobec przemocy. Bo że bicie jest złe, to już wiemy. Chodzi o zrobienie kroku dalej. Jeśli przestaniemy być obojętni, to liczba dramatów, o których słyszymy w mediach, zmaleje.
Czy płacz dziecka za ścianą wystarczy, żeby podjąć interwencję?
Jolanta Zmarzlik: Dziecko za ścianą ma prawo czasem popłakać. Ale jeżeli zaczyna cię to nurtować, w głowie kiełkuje myśl, że coś nie jest w porządku - koniecznie podziel się z kimś innym tym poczuciem. Ktoś, kto ma wrażenie, że widzi bite dziecko, nie musi być tego pewny na sto procent, nie musi mieć dowodów przemocy ani gotowej diagnozy.
JP: Dlatego na plakatach podajemy numer telefonu dyżurnego. Można tam dzwonić i opowiedzieć o konkretnej sytuacji osobie, która pomoże ją zdiagnozować i podjąć jakieś działanie.
Co usłyszę, gdy wykręcę 0 22 826 80 72?
JP: Usłyszy pani: 'Dziękujemy, że pani zadzwoniła. Proszę opisać sytuację, zastanowimy się wspólnie, co można w tym konkretnym przypadku zrobić'. I podamy rozwiązania: a, b, c. Albo idziemy do szkoły, albo do sądu, albo do prokuratury. Przeszkolony wolontariusz powie, gdzie można ze stron internetowych Fundacji Dzieci Niczyje ściągnąć wniosek o wgląd w sytuację rodziny czy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Ale może też podyktować jego treść przez telefon lub razem z dzwoniącym sformułować pismo o tym, że dzieje się coś złego, i pomóc wybrać instytucję, do której takie pismo należy skierować.
Jedyny telefon, jaki przychodzi nam do głowy, to 997, czyli policja.
JZ: Na policję trzeba zadzwonić wtedy, gdy słyszymy już tak gwałtowaną awanturę, że wymaga natychmiastowej interwencji. Reagować natomiast należy dużo wcześniej.
Co powinno być pierwszym krokiem, gdy coś zaczyna nas niepokoić?
JZ: Rozwiązań jest bardzo wiele i żadne nie jest złotym środkiem. Rozmowa z rodzicem dziecka to może być pierwszy krok. Czasem wystarczy powiedzieć: 'Pani dziecko często płacze. Mają państwo jakiś kłopot z dzieckiem?'. Warto otworzyć się na drugiego człowieka, bo nie każde bicie świadczy o tym, że rodzic jest potworem. To może być symptom kłopotów tej rodziny. Dziecko jest najsłabszym ogniwem i zawsze, gdy dzieje się coś złego w rodzinie, ono najbardziej cierpi.
Na przykład w małych miejscowościach można pójść do proboszcza i zasygnalizować, że w rodzinie Kowalskich nie radzą sobie z dziećmi. Są różne kółka, organizacje parafialne, które mogą pomóc tej rodzinie uporać się z problemem. Gmina poprzez organizacje pozarządowe, ośrodki pomocy społecznej, centrum pomocy rodzinie i ośrodki interwencji kryzysowej może świadczyć pomoc w przypadku przemocy.
Pomoc społeczna, Kościół. A gdzie jeszcze można szukać pomocy?
JP: W szkole, do której chodzi dziecko - u nauczyciela czy wychowawcy, który spędza z dziećmi dużo czasu, kontaktuje się z rodziną. U pedagoga czy psychologa szkolnego. Każda szkoła powinna mieć opracowaną strategię działania w przypadku krzywdzenia dzieci. Ale konieczny jest sygnał.
Jest też sąd rodzinny. Tam można złożyć wniosek o wgląd w sytuację rodziny i sąd się każdym takim wnioskiem zajmuje. Tylko uwaga - sądy te są zrejonizowane, więc wniosek należy wysłać do sądu właściwego dla miejsca zamieszkania dziecka i koniecznie podać adres dziecka. Sąd pod wskazany adres zwykle wysyła kuratora. Jeśli wniosek jest zasadny, kurator zaproponuje konkretne działania, a sąd rodzinny podejmie szereg działań. Może wyznaczyć stałego kuratora dozorującego rodzinę, zaproponować rodzicom podwyższenie kwalifikacji rodzicielskich - skierować na terapię. W drastycznych przypadkach umieszcza dziecko w placówce opieki albo w rodzinie zastępczej, podczas gdy rodzina pracuje nad poprawą sytuacji domowej. Pokazuje sądowi, że już jest lepiej, że są postępy, że się stara. I wtedy dziecko może wrócić. Jeśli nie jest lepiej, umieszcza się dziecko w placówce opiekuńczo-wychowawczej - w domu dziecka lub w rodzinie zastępczej na dłużej.
Jeżeli sąd rodzinny w toku swoich działań ustali, że chodzi o przestępstwo wobec dziecka, może poinformować prokuraturę. Sąd rodzinny może podejmować działania równolegle do prokuratury i sądu karnego, np. zabezpieczać dobro dziecka, jeżeli sprawcą przemocy jest ktoś z rodziny.
JZ: Nie obawiajmy się, że sąd rodzinny od razu zabierze dziecko i umieści w ośrodku opiekuńczym czy rodzinie zastępczej. To zawsze jest ostateczność. Z definicji i z polityki w naszym kraju sąd rodzinny działa tak, by jak najdłużej utrzymać dziecko w rodzinie. Może kontrolować władzę rodzicielską i motywować rodziców do różnych zmian, ale wspiera rodzinę aż do końca.
A jeśli jeden rodzic ochrania drugiego w przypadkach bicia dzieci?
JZ: Rodzic, który jest świadkiem tego, jak małżonek bije dziecko, ma obowiązek szukać pomocy! Jeśli dziecko jest bite czy maltretowane, upijane, gwałcone, a drugi rodzic nie reaguje, to staje się również sprawcą cierpienia dziecka.
JP: Rodzice pociągnięci do odpowiedzialności często się dziwią: 'Dlaczego ograniczono mi władzę rodzicielską? Przecież to on bił'. Ale jeśli rodzic nie reagował i interweniowały inne służby, to on jest współwinny. Jeśli małżonek stosuje przemoc wobec dziecka, drugi musi temu przeciwdziałać - na przykład złożyć zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury.
Moment, kiedy mąż podnosi rękę na dziecko, jest często momentem, w którym kobieta pęka i ujawnia przemoc w rodzinie.
Czy osoba postronna, która postanowi zainterweniować czy to w ośrodku społecznym, czy sądzie rodzinnym, czy na policji, musi liczyć się z tym, że może zostać powołana na świadka do sądu?
JZ: Do sądu rodzinnego może wysłać zgłoszenie anonimowo. Jeśli zadzwoni na policję, będzie musiała podać imię i nazwisko, a policja może zażądać, by wystąpiła w roli świadka - tak działa, jest zdeterminowana koniecznością posiadania dowodów. Niech wszyscy, którzy nie chcą brać odpowiedzialności za to, co dzieje się u sąsiada, pomyślą o tym, że zostali okradzeni na środku ulicy i nikt nie chce podać nazwiska, nikt nic nie widział.
W kampanii 'Zobacz-usłysz-powiedz' chodzi o to, żeby dać komunikat: zadzwońcie, zgłoście problem, a my wam poradzimy, jak pomóc dziecku i rodzinie w konkretnych opisywanych warunkach. Sami się każdym zgłoszeniem nie możemy zająć - będziemy namawiać, żeby osoba dzwoniąca sama podjęła interwencję.
JP: Podjęcie działań, kiedy jest się świadkiem bicia dziecka, nie jest doświadczeniem, którego nie mógłby wziąć na barki dorosły człowiek.
Spodziewacie się telefonów od dzieci?
JZ: Dziecko wybacza rodzicom nieskończenie wiele. Nie zadzwoni - tym bardziej że ma poczucie, że na bicie zasłużyło.
Nastolatek już prędzej zadzwoni, ale pamiętajmy, że ofiary długotrwałej przemocy mają psychikę ofiary - czują się winne temu, że cierpią, mają przekonanie, że nikt im nie uwierzy, że świat dorosłych jest zły. Jeżeli zawiedli najbliżsi, dlaczego mają uwierzyć innym.
Najprędzej dzieciaki mówią rówieśnikom. Rolą dobrych rodziców jest rozmawiać z dziećmi również o tym, że jeśli wiesz, że któryś z twoich kolegów cierpi, jest bity - powiedz nam. Bo tu nie chodzi tylko o dziecko z sąsiedztwa. Dzieckiem, które potrzebuje pomocy, może być kolega syna, córki. Statystycznie w każdej klasie jest takie dziecko.
Czy zmienia się u nas podejście do bicia dzieci?
JZ: Na poziomie klapsów nic się nie zmieniło. Na poziomie katowania dzieci - tak. Ale musi być siniak na twarzy, złamanie, wstrząs mózgu. Są zmiany kodeksowe, zaostrzenie kar. To dzięki oddolnej inicjatywie organizacji pozarządowych, dziennikarzy, psychologów.
Czy to rozróżnienie na klapsa pedagogicznego i katowanie ma w ogóle sens?
JZ: Nikt nie powie, że jest w porządku, kiedy dziecko ma połamane ręce i wstrząs mózgu, ale że dziecka nie można uderzyć? Tu jest silny opór społeczny. Także polityków i decydentów. Nie wiadomo, dlaczego akurat klaps stał się nagle synonimem rodzicielstwa, czymś, czego warto bronić.
JP: W Polsce rodzice mają poczucie, że dzieci to ich własność. I że w zaciszu domu mogą stosować dowolne metody wychowawcze, bo przecież robią to dla dobra dziecka. Ale de facto jeżeli stosujemy przemoc wobec dziecka, to bijemy osobę słabszą, która jest od nas zależna. Zawsze pierwszy klaps jest wtedy, kiedy czujemy własną bezradność. A potem następują kolejne. Kto z nas określi, czy pierwszy, czy drugi, czy trzeci klaps jest przemocą?
W każdej ze spraw, które pojawiają się w mediach, rodzic zawsze się tłumaczy: 'Dziecko płakało, to je uderzyłem'. On dzieci nie 'lał' - on je 'doprowadzał do porządku'. Czyż nie tak się dyscyplinuje dzieci? Otóż nie! Nie może być bicia, uderzania, szarpania. Trzeba promować inne metody wychowawcze. W świadomości społecznej nie może istnieć dobre bicie i złe bicie. Bicie zawsze jest złe.
Każdy widział na pewno scenę, jak matka szarpie dziecko w sklepie, na ulicy. Należy reagować?
JZ: Trzeba zwracać uwagę - nawet jeśli to nie przyniesie skutku w tym jednostkowym przypadku, warto wzbudzić presję społeczną. Tak jak wstydem jest dłubanie w nosie w miejscach publicznych, wstydem powinna stać się agresja wobec dziecka - szarpanie, ubliżanie, popychanie. Marzą mi się ulotki w supermarketach: 'Co zrobić, jeśli twoje dziecko zrzuca rzeczy z półek albo leży na podłodze i wrzeszczy'. Żeby odtąd żaden rodzic ani ludzie dookoła nie stawali nad dzieckiem i nie mówili: 'Dolać gówniarzowi'.
Ludzie nie lubią się czepiać, nie lubią się wtrącać. Trzeba?
JP: Bezwzględnie. Czasami taki sąsiad, który da choć sygnał, że słyszy, że widzi przemoc dziejącą się za ścianą, sprawi, że sprawca przestanie czuć się bezkarny. Może uratować życie.
Źródło: Wysokie Obcasy