Libertas to wolność Wolna Polska oddaje cześć żołnierzom Wrzesnia Zdarza mi się rzeczywiście siedzieć przed telewizorem i Koliber


"Libertas to wolność, to wspaniała perspektywa"

- Libertas znaczy wolność. Libertas jest znakomitą europejską dźwignią dla promocji polskich spraw. To wspaniała perspektywa - mówi Wirtualnej Polsce Artur Zawisza czołowy kandydat warszawskiej listy Libertas Polska w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Andrzej Kędzierawski: Co jako europoseł zamierza Pan zrobić dla Polski?

Artur Zawisza: Zamierzam kontynuować kierunki prac zapoczątkowane w polskim parlamencie. Skupiałem się na wolności gospodarczej i podatkowej oraz na obronie praw rodziny. W kontekście międzynarodowym zagadnienie wolności życia narodowego jest również aktualne. Libertas jest znakomitą europejską dźwignią dla promocji polskich spraw.

Na jakim poziomie zna Pan język angielski oraz czy zna Pan inne obce języki?

- Płynnie posługuję się językiem angielskim, a w razie ciężkiej potrzeby porozumiewam się po rosyjsku. Niemiecki znam na poziomie turystycznym.

Jakie jest Pana doświadczenie w polityce, w polityce europejskiej oraz w pracy w międzynarodowych instytucjach?

- Uczestnik życia politycznego od 1988 roku, członek-założyciel ZChN w 1989, poseł PiS i Prawicy Rzeczypospolitej w latach 2001-07. Byłem przewodniczącym Polsko-Irlandzkiej Grupy Parlamentarnej, wiceprzewodniczącym Polsko-Izraelskiej Grupy Parlamentarnej i członkiem Polsko-Włoskiej Grupy Parlamentarnej. Odbywałem staż polityczny w USA organizowany przez United States Information Agency oraz koordynowałem współpracę ZChN z Union for the Europe of Nations.

Czy któreś z unijnych praw, dyrektyw, ustaw bądź projektów ustaw mogą zagrażać Polsce? Jeśli tak, to jakie?

- Groźne są wszystkie, które wychodzą poza traktatowe kompetencje Unii Europejskiej, np. ingerując w sferę moralności i kultury narodów europejskich. Dzisiaj największym zagrożeniem jest antydemokratyczny i biurokratyczny Traktat Lizboński.

Gdzie jest granica ingerencji prawa unijnego w polskie prawo krajowe? Jaki powinien być prymat tych praw?

- Wedle Konstytucji polskie prawo konstytucyjne jest nadrzędne wobec prawa unijnego. Z kolei ustawodawstwo zwykłe jest wtórne wobec zawartych umów międzynarodowych, ale organy UE muszą działać w zakresie swoich kompetencji. Uprawnienia nie przyznawane expressis verbis tym organom pozostają w kompetencji władz narodowych.

Czy Polska powinna walczyć w UE o pielęgnowanie chrześcijańskich korzeni Europy? Jeśli tak, to w jakiej mierze i w jaki sposób?

- Traktat Konstytucyjny UE winien być poprzedzony preambułą wzywającą imienia Bożego. A zasady moralne wypływające z chrześcijaństwa (np. definicja małżeństwa) winny być respektowane w prawodawstwie unijnym.
Czy wciąż istnieje podział na tzw. nową i starą Unię? Jeśli tak, to gdzie jest on widoczny?

- Nowa Unia składająca z narodów środkowoeuropejskich jest bardziej odważna i dynamiczna. Jednocześnie jest ona gorzej traktowana choćby przy dopłatach bezpośrednich dla rolników (czterokrotnie niższe) lub przy otwieraniu rynków pracy (niemiecki i austriacki są nadal zamknięte).


0x01 graphic


- Jaka powinna być polityka UE wobec Rosji? Czy możliwe jest uniezależnienie się od Rosji jako dostawcy potrzebnych Europie surowców?

- UE nie może ulegać naciskowi rosyjskiemu wynikającemu z jednostronności źródeł energii. Solidarna polityka energetyczna musi doprowadzić do zróżnicowania źródeł dostaw i bezpieczeństwa energetycznego Europy.

Czy Turcja powinna zostać członkiem UE? Jaki powinien być klucz przyjmowania nowych państw członkowskich?

- Turcja leży poza kulturowym obszarem Europy. Respektuję stanowisko Francuzów i Niemców w tej sprawie. Stowarzyszenie i współpraca gospodarcza to propozycja dla Turcji.

Jakie jest Pana stanowisko w sprawie uprawy i sprzedaży produktów GMO?

- Jestem sceptyczny co do GMO, ale rzecz wymaga dalszych badań i dyskusji.

W jakich komisjach europarlamentu chciałby Pan pracować i dlaczego?

- Interesują mnie komisje gospodarcze i finansowe, choć podział zależy od liczebności i wpływów danej frakcji parlamentarnej.

- Dlaczego wyborca powinien zagłosować właśnie na Pana? Co wyróżnia Pana spośród innych kandydatów?

- Współprzewodzę polskiemu Libertasowi. Libertas znaczy wolność. To wspaniała perspektywa.

"Narodowo-kosmopolityczny „Libertas"

Przeglądając prawicową prasę czy portale internetowe, dosyć często można spotkać się z wypowiedziami kwestionującymi sensowność Libertasu, zbudowanymi wedle następującego schematu: trzon polskiego Libertasu stanowią narodowcy związani obecnie czy historycznie z Ligą Polskich Rodzin. Tymczasem Libertas - protestując przeciwko Traktatowi Lizbońskiemu - w gruncie rzeczy jest partią proeuropejską, kosmopolityczną, która protestuje nie przeciwko samej zasadzie Unii Europejskiej, lecz tylko przeciwko jej konkretnej realizacji przez socjalistów z Brukseli.

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że zarzuty tego rodzaju nie są pozbawiona racjonalnego jądra. Libertas nigdy nie była i nie jest partią negującą sens integracji europejskiej, co więcej, partia ta nawet chce ją pogłębiać, min. przez stworzenie instytucji „prezydenta europejskiego” wybieranego przez wszystkich obywateli Europy w głosowaniu powszechnym. Nie miałem nigdy okazji rozmawiać z Declanem Ganley'em, ale ci „libertasowcy” polscy, którzy taką okazję mieli, opisywali jego poglądy jako „chadeckie”. Z całą pewnością więc Libertas nie jest klasyczną „suwerenistyczną” partią konserwatywnej czy narodowej prawicy. Nie jest to więc żadna partia z naszych marzeń, która sprzeciwia się integracji, gdyż widzi w upadku suwerennych państw świętokradczy zamach na stwierdzenie św. Pawła, że „wszelka władza pochodzi od Boga”. Co gorsza, konkurujący zażarcie z Libertasem we Francji Front Narodowy bezustannie grzmi, że Ganley popiera przyjęcie pogańskiej Turcji do Unii Europejskiej - trudno nie kryć zdziwienia i zbulwersowania takimi poglądami.

Mimo to uważam, że człowiek prawicy w Polsce musi patrzeć na Libertas przychylnie. Nie, nie dlatego, że zmienił zdanie na temat unifikacji Europy, lecz dlatego, że sytuacja polityczna jest taka a nie inna. W polityce nie zawsze gra się tymi kartami, którymi by się chciało - często gra się taką talią, jaka akurat jest. A prawda jest taka, że po wypadnięciu LPR z parlamentu w 2007 roku i stracie przez to ugrupowanie dotacji budżetowej, PiS jeszcze długo może panoszyć się po prawej części sceny politycznej, wykorzystując gigantyczną przewagę finansową nad „prawicowym planktonem”, zapewnioną tej partii z racji dotacji budżetowej. W tej sytuacji prawica pozaparlamentarna posiada same niskie karty, podczas gdy PiS gra asami i królami. Nagłe pojawienie się w polskiej polityce Ganley'a i Libertasu to coś na kształt jokera karcianego. Gdy scena polityczna została „uporządkowana”, za pomocą systemu medialnego i finansowania budżetowego stworzono infrastrukturę dla powstania partyjnej oligarchii („bandy czworga”), to przełamanie tego impasu być może możliwe jest tylko z zewnątrz. Pamiętajmy, że Ganley - o czym donosiły media - pożycza na konta polskiego Libertasu tylko ok. 1 miliona złotych. Ktoś powie: „No tak, ale jak to, tak za pieniądze z zagranicy ma się odbudować prawica polska? Obrzydliwe!”. Ale te same media podają, że PO i PiS przeznaczają na kampanię do europarlamentu po 9 milionów złotych - a pieniądze te pochodzą z kieszeni nas wszystkich, czyli podatników. Nie będę głosował ani na PiS, ani na PO - a jednak muszę zapłacić za kampanię Bielana i Hubnerowej, choć widok twarzy obydwu tych osób mnie mierzi w równej mierze.

Czy poparcie Libertasu nie jest jednak zdradą idei Polski jako państwa suwerennego, skoro partia ta domaga się pogłębienia integracji europejskiej? Nie wiem jakie są rzeczywiste cele i idee Ganley'a i - prawdę mówiąc - nie bardzo mnie to obchodzi. Dla prawicy polskiej Libertas jest wyłącznie narzędziem, windą, środkiem lokomocji aby wrócić na scenę polityczną. Nie stoimy przed dylematem: Libertas albo coś innego. Stoimy przed dylematem: zużytkujemy Libertas albo nas nie ma!

Zwracam także uwagę jeszcze na jeden szczegół: mam wątpliwości czy Libertas rzeczywiście popiera integrację europejską. Cały pomysł na Unię Europejską - jaką od kilkudziesięciu lat budują demoliberalne i bezbożne elity - polega na tym, aby „dąć na maxa” w trąby z napisami „demokracja”, „tolerancja”, „prawa człowieka” i pod sztandarem tejże demoliberalnej ideologii i politycznej poprawności zbudować autentyczną europejską tyranię rozmaitych komisji europejskich, parlamentów europejskich i całej tej oligarchii, która przez nikogo nie jest wybierana, nikogo nie reprezentuje i przed nikim nie odpowiada. Z punktu widzenia filozofii klasycznej (Platon i Arystoteles), tyrania jest najgorszym z ustrojów, gorszym nawet od demokracji. Jeśli więc naprzeciwko tyranii unijnych komisarzy Ganley proponuję nam demokrację, to ten obrzydliwy ustrój i tak jest krokiem w dobrym kierunku.

Ja jednak zupełnie inaczej to postrzegam. Uważam, że pomysł na Libertas oparty jest na genialnym manewrze „oskrzydlenia” eurokratów. Czy można bardziej ośmieszyć eurooligarchię jak tylko odwołując się do pierwotnych zasad demokracji, czyli tych samych haseł, którymi oligarchia ta legitymizuje swoje istnienie? Mówicie „demokracja” - dobrze, więc chcemy aby Unia Europejska była demokratyczna i aby jej władze pochodziły z autentycznych demokratycznych wyborów, a nie z ustaleń w rządowych salonikach, gdzie popija się słynne ostatnio „małpki”. Skoro wy dmiecie w trąby z napisami „demokracja”, to my wyciągniemy jeszcze większe trąby z napisem „chcemy prawdziwej demokracji”.

Czy towarzysze unijni kiedykolwiek zgodzą się na demokratyzację Unii? Oczywiście, że się nigdy na to nie zgodzą, gdyż celem Unii nie jest wcale triumf „demokracji”, ale personalna władza i dobre zarobki „biegłych w demokracji i w prawach człowieka”, którzy nie mają zamiaru poddawać się jakimkolwiek demokratycznym procedurom! No bo przecież nie muszą, skoro są inkarnacją demokracji i debatują o prawach człowieka na „agorze im. Bronisława Geremka”! Żądanie aby „suwerenny lud” kontrolował i mógł odwołać „biegłych w demokracji” jest więc bezczelne i świadczy o tym, że zwolennicy tej idei „nie dorośli do demokracji” (jak mawiał klasyk). Paradoksalnie więc, odwoływanie się do demokratycznych idei UE może okazać się bardzo skuteczną ideą antyunijną.

Adam Wielomski

Wolnościowy program partii Libertas

Tomasz Sommer, który osobiście zrobił bardzo wiele dla jedności prawicy w nadchodzących wyborach do Europarlamentu, na tych łamach wielokrotnie komentował niezręczną sytuację, w której wyborca jest rozdarty między kilkoma ofertami politycznymi. W tej sytuacji, jako kandydatowi partii Libertas, wypada mi uzasadnić mój wybór - z szacunkiem i sympatią dla tych, którzy gdzie indziej próbują realizować główne punkty prawicowego programu.

Byłoby katastrofą, gdyby w przyszłości nieistotne emocje przeważyły nad interesem cywilizacji, którą mamy uratować i odbudować po dwóch wiekach diabolicznej destrukcji. Jest też naiwnością sądzić, że z kilkusettysięcznym budżetem można „nieść Europie wolność”.

Moja teza, oparta na dotychczasowej obserwacji wypowiedzi i działań Declana Ganleya, sprowadza się do tego, że jeśli projekt Libertas zostanie potraktowany na serio przez samych jego autorów, to jest on najlepszą dostępną, chociaż niedoskonałą ścieżką do spełnienia oczekiwań prawicowych wyborców nie tylko w skali paneuropejskiej, ale i w skali krajowej.

Świeża krew

Dlaczego paneuropejska partia może być ratunkiem dla Polski i innych formalnie jeszcze suwerennych państw? Dlatego, że głos największej nawet partii krajowej, choćby np. tak potężnej chwilowo Platformy Obywatelskiej, jest w skali ponadpaństwowej ledwie słyszalny. Każdy, kto rozmawia z cudzoziemcami i czyta zagraniczne serwisy, wie, że nazwy największych krajowych partii polskich, czeskich, a nawet hiszpańskich znane są tylko ekspertom i najzawziętszym czytelnikom gazet.

Partia Libertas ze swą ambicją ogólnoeuropejską znana jest już wszędzie. Jak to się stało? Z jednej strony jest to wynik inteligentnych ruchów jej lidera, jak choćby zaproszenie Lecha Wałęsy na konwencję w Rzymie. Skoro mowa o Wałęsie… Skoro ten człowiek, który w Brukseli namawiał do powołania rządu światowego, nagle zgodził się dać twarz w Rzymie - czy nie świadczy to przypadkiem o tym, że poczuł powiew nowych wiatrów?

Z drugiej zaś strony Libertas otwarcie zagraża, a nawet wygraża europejskiemu lewicowemu establishmentowi socjalistyczno-chadeckiemu, więc establishmentowe media mówią o tej partii. Mówią źle, ale mówią. Nawet więc jeśli reprezentacja Libertas w Europarlamencie będzie skromna, sama jej obecność zablokuje wiele politycznych i gospodarczych posunięć, które mają miejsce tylko dlatego, że - mówiąc kolokwialnie - wszyscy w tym biznesie zostali przekupieni. W Brukseli ustawia się deale w skali, przy której warszawskie afery są jak kradzież gumy do żucia w szkolnym sklepiku. Może z wyjątkiem tych największych - w rodzaju likwidacji stoczni.

Niemieckie stocznie - niemiecka Europa

Tą aferą zresztą właśnie Libertas się zajmuje, bo dla Ganleya i jego współpracowników jest oczywiste, że Europa potrzebuje własnych statków i okrętów, a rzekoma wielomiliardowa pomoc publiczna dla polskich stoczni została przez ich rywali wykalkulowana z niezrealizowanych gwarancji rządowych - takich samych, z jakich korzysta ten przemysł wszędzie, od Japonii i Korei aż po Niemcy. Nikomu nieznani, nierejestrowani lobbyści z Brukseli okazali się w mętnej wodzie skuteczniejsi od polskich rządów, które zresztą palcem nie kiwnęły w obronie polskiego przemysłu i stworzyły specjalną, korupcyjną ustawę likwidacyjną.

Dla wolnorynkowca cała ta akcja jest oczywistą próbą zmonopolizowania europejskiego biznesu stoczniowego przez Niemców. Z kryzysu, który bardzo boleśnie odbija się na transporcie morskim, Niemcy mają wyjść jako dyktatorzy na europejskim rynku, także na rynku zamówień wojskowych. W niemieckim planie jest zamknięcie Europy na konkurencję stoczni azjatyckich.

Dlatego prorynkowy szczeciński polityk z platformianym rodowodem, ekspert w sprawach stoczniowych, Krzysztof Zaremba, jest cennym nabytkiem Libertas i bardzo przyda się w Brukseli, żeby rozbijać plan socjalistycznego monopolu.

Zapora dla socjalizmu

W swoich programowych wypowiedziach publicznych, do niedawna blokowanych przez mainstreamowe media, Declan Ganley wielokrotnie dawał wyraz wolnorynkowym poglądom. Wśród konkretnych propozycji zwrócę uwagę na jego krytykę socjalistycznych mechanizmów gwarancji depozytów. Wyjaśnijmy, że w Ameryce, w Polsce i prawie wszędzie (z wyjątkiem - o dziwo - Włoch) depozyty indywidualnych klientów w bankach są gwarantowane, w gruncie rzeczy fikcyjnie, przez państwowe albo „publiczno-prywatne” korporacje o niejasnym statusie.

Ostateczną gwarancją depozytów jest oczywiście podatnik. Bezpośrednio albo poprzez mechanizm inflacji. Na to zareagował Ganley na swoim irlandzkim podwórku, gdzie rząd z kryzysem, czyli dżumą, walczy rozsiewając socjalistyczną cholerę oddłużeń i emisji pustego pieniądza. Ganley proponuje, żeby banki we własnym gronie, na zasadzie ubezpieczenia wzajemnego, zagwarantowały wkłady klientów, co zmusi je do patrzenia sobie nawzajem na ręce.

Po co ma to robić jakiś skorumpowany nadzór? Najistotniejszą zaporą dla grożącego nam socjalizmu czy nawet neokomunizmu nowej lewicy jest zablokowanie traktatu lizbońskiego. Jest to pierwsze zadanie Libertas na dziś, na razie realizowane z potężną skutecznością. Argument jest prosty: Lizbona to koniec państw narodowych, koniec naszego prawodawstwa, koniec naszego sądownictwa. To władza Brukseli. Może oni są lepsi w rządzeniu od obecnych polskich elit, ale większość Polaków nie ma nawet możliwości dotrzeć do komisarzy i eurosędziów z najprostszym pismem, bo w Brukseli i Luksemburgu mało kto czyta po polsku, a adwokaci, lobbyści i inni pośrednicy biorą za swe usługi niebotyczne stawki. O możliwości rozpędzenia tego towarzystwa w akcie wyborczym nawet nie ma co marzyć, bo nikt w Brukseli nie pochodzi z wyboru. Ratując suwerenność najbardziej prawicowego narodu w Europie, narodu polskiego, stworzymy przyczółek do rekonkwisty kontynentu pustoszonego przez hordy lewicowych barbarzyńców udających dziedziców Zachodu.

Dlatego skierowane do różnej maści wyborców hasło demokracji i rozliczalności, które w uszach polskiego prawicowca nieraz brzmi obco, należy przetłumaczyć na nasz język: „Powstrzymajmy neokomunistyczne superpaństwo pod kontrolą skorumpowanej elity”. „Libertas” znaczy po łacinie „wolność” i Czytelnikom „Najwyższego CZASU!” nie trzeba tłumaczyć, skąd się wzięło to właśnie hasło i ten właśnie język.

Marcin Masny

Wolna Polska oddaje cześć żołnierzom Września

Rzesze wiernych oraz rodziny poległych obrońców Poczty Polskiej uczestniczyły we Mszy św. w intencji bohaterów kampanii wrześniowej. - Z wiarą, którą zaszczepił w nas Chrystus, stajemy dzisiaj przy pomniku Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. Spostrzegamy, że byli tymi, którzy zrealizowali postulat naszego Mistrza - oddali życie swoje za braci, za sprawę, która przerastała wymiar ich osobistego życia, a nazywała się Polska - podkreślił metropolita gdański ks. abp Sławoj Leszek Głódź.


Jak podkreślił w homilii ks. abp Sławoj Leszek Głódź, Polacy z wielkim szacunkiem myślą o pokoleniu II Rzeczypospolitej, które wychowane było w duchu miłości Ojczyzny, potrafiło ocenić wartość odzyskanej po latach zaborów wolności, znać wartość takich pojęć, jak: honor, prawość, szlachetność, uparte trwanie przy wartościach chrześcijańskich, poczucie obowiązku wobec narodowej wspólnoty. - Szczególny powód do odnawiania i utrwalania pamięci o historii mają Gdańsk i Wybrzeże. Bo tu się ta wojna zaczęła, wtedy, o świcie 1 września 1939 roku - zaznaczył metropolita gdański. - Wolna Polska oddaje cześć Żołnierzom Westerplatte, Obrońcom Poczty Gdańskiej, Kawalerzystom spod Mokrej, Żołnierzom Polskich Termopil spod Wizny Kapitana Władysława Raginisa - dodał.

Po uroczystej Mszy św., w której uczestniczył m.in. Władysław Stasiak, szef prezydenckiej kancelarii, przed pomnikiem upamiętniającym bohaterską obronę gdańskich pocztowców złożone zostały wieńce.

Izabela Borańska, Gdańsk

Zdarza mi się rzeczywiście siedzieć przed telewizorem i… denerwować się - mówi Przemysław Gintrowski o komisji śledczej Czumy

Przemysław Gintrowski: - O niezbyt dobrej porze się umówiliśmy, gdy wychodziłem z domu, właśnie zaczynała się komisja śledcza Czumy. Kusiło pana, żeby zostać przed telewizorem? Zdarza mi się rzeczywiście siedzieć przed telewizorem i… denerwować się. To przyzwoity człowiek z dobrym życiorysem, ale w tej chwili zupełnie nie po tej stronie stanął, po której powinien, zupełnie nie mogę tego zrozumieć, co go zawiodło w to miejsce, w którym jest. Zwłaszcza ze względu na ten jego życiorys. To znaczy po której powinien stać stronie?

Po stronie PiS i tych środowisk, które chciały naprawdę zmieniać Polskę. Uważam, że w momencie, kiedy PiS był przy władzy, była ona sprawowana lepiej i miała jakiś cel, próbę zerwania z postkomunizmem. Boli to tym bardziej, że Czuma jest jednym z ludzi symboli, którzy zwykle wyznaczali azymut tej godnej, niepodległościowej strony. Dziś zupełnie się zagubił.
Ale jak Czuma jest po stronie anty-PiS, to może coś w tym jest? Może to Platforma pchnie Polskę na dobre tory?

Pani chyba kpi sobie teraz. Ale wiem, że wielu ludzi mediów tak naprawdę myśli i to jest dość przerażające. Staram się dużo nie oglądać telewizji, bo to pełne wyższości przekonanie mediów właśnie irytuje najbardziej. Obok manipulacji i omijania niewygodnych dla obecnie rządzących wiadomości to najbardziej irytujące w polskich mediach zjawisko. Są stacje, jak TVN 24, które w ogóle wyrzuciłem z pamięci telewizora i do nich nie zaglądam. Głównie poruszam się po niezależnych mediach i portalach internetowych i stamtąd czerpię wiedzę i opinie o zdarzeniach.
Co to znaczy dziś „niezależne”? Jak akurat pan to mówi, to może to się kojarzyć z podziałem z czasu PRL na media oficjalne i niezależny od PZPR drugi obieg. Ale te czasy dawno minęły.
Ale dziś znów jest coś w rodzaju drugiego obiegu i to właśnie w Internecie. Są portale, jak Onet.pl czy gazeta.pl, które omijam szerokim łukiem. One są zależne i to nawet bardzo. Mają swoje „matki”, swych właścicieli, którzy dbają, by nic tam niepokojącego nie mogło się pojawić. Ale są portale, które grupują opinie ludzi zupełnie niezależnych, np. jak Salon24, Blogmedia24, Polityczni.pl, Niepoprawni.pl. Tam są różne opcje polityczne, niekoniecznie piszą tam zawodowi dziennikarze, ale to co najważniejsze, to że ludzie piszą to, co myślą, a nie to, co im szef każe. Bo obawiam się, że jest tak, a w każdym razie taka opinia się ugruntowała, że dziennikarz wszystko jedno z jakiej opcji z dominujących na rynku tytułów nie pisze tekstów niezależnych, tylko podporządkowane linii danego pisma.

Przesadza pan. Dziennikarz, by pisać artykuły czy przygotowywać programy w mediach elektronicznych zgodne z własnymi poglądami, musi tylko znaleźć się w takim tytule, który te poglądy szanuje. Nie musi być wykonawcą woli właściciela, jeśli z czymś się nie zgadza. I znam dziennikarzy, którzy odchodzili z tego powodu z pracy. Ale wróćmy do tej definicji „niezależne”. Co to znaczy dla pana? Od czego niezależne?

Doskonale przecież wie pani, o co chodzi i zapewne spora grupa czytelników też. Intuicyjnie przecież odróżniamy to, co nazywamy mediami niezależnymi, od reszty. Chodzi o te tytuły niezależne od podziału medialno-biznesowego, jaki został ukształtowany w III RP. Niezależne od różnych politycznych i biznesowych magnatów, których wyniósł do potęgi układ pookrągłostołowy. Niezależne od głównej obowiązującej przez kilkanaście lat opcji, która zabraniała mówić o lustracji, dekomunizacji, rozliczeniach z PRL, ściganiu sprawców afer III RP czy uwłaszczaniu się na majątku państwa aparatczyków PZPR i współpracowników służb specjalnych. Były i są media świadomie spychane na margines jak „Gazeta Polska”, niemal tam tylko ukazywały się teksty i informacje, które nie mogły się ukazać w Polsacie czy TVN czy telewizji publicznej przez całe lata. W związku z tym to słowo „niezależny” ma bardzo konkretne znaczenie. Przypomnę, że informacja o pijanym Kwaśniewskim w Charkowie nie mogła się pokazać w żadnym z głównych mediów w Polsce przez pierwszych kilka dni po skandalu. Natomiast od razu ukazała się w „Gazecie Polskiej”. Dziś ten obszar niezależności jakby się poszerzył. Nie tylko o Internet, ale na przykład o artykuły w „Rzeczpospolitej”, o niektóre programy w TVP.
Ale trzeba pamiętać, że aby zrozumieć, czemu rynek mediów w Polsce tak wygląda, trzeba sięgać do Okrągłego Stołu. Joanna Szczepkowska powiedziała 4 czerwca 1989 r., że „oto skończył się w Polsce komunizm”. To bzdura.

4 czerwca w Polsce komuniści się po prostu uwłaszczyli. Poszli w powiązania biznesowe i niewiele poza tym się zmieniło. Oczywiście przy tej oficjalnej władzy stanęli inni ludzie. Ale jak można przejmować od byłego właściciela sklep bez remanentu w tym sklepie? To zupełna paranoja, ale tak właśnie zrobiono, a symbolem tego remanentu była gruba kreska Mazowieckiego.
Ma pan poczucie monopolu informacji, że trzeba szukać, szperać, żeby się czegoś dowiedzieć naprawdę? W Internecie na szczęście błyskawicznie się wszystko znajduje, więc nie trzeba daleko szukać. Ale wiem, że to telewizja zostanie medium wiodącym, najbardziej opiniotwórczym dla większości. Bo najłatwiej siadać przed telewizorem, zrobić pstryk i już jest. Leci papka, a ludzie ją chłoną. Z drugiej strony po to, żeby znaleźć informacje niezależne, trzeba się trochę więcej pochylić. Trzeba włączyć komputer, otworzyć stronę, przeczytać. Trzeba to zaakceptować.

Nie, uważam, że Polakom trzeba przypomnieć, że ciągle ważne jest, by starać się patrzeć wnikliwymi oczami na świat. Przymierzać to, co się dzieje, do swojego systemu wartości. Nie powtarzać za tymi, których słychać najgłośniej i zewsząd, myśleć samodzielnie, patrzyć uważnie. Nie dawać się nabierać na tę papkę marketingową, która ma nam zastąpić myślenie.
Papką nazywa pan przedstawianie wydarzeń w inny sposób, niż pan je postrzega?

Nie, papką nazywam manipulowanie faktami i wciskanie ludziom w uszy waty. Jeżeli mówię pani, że czytam Salon24 czy inne blogi, to nie znaczy to, że wybieram tylko artykuły tych, o których wiem, że będą pisali tak jak ja myślę, tylko staram się czytać wszystko. Uważam się za człowieka myślącego i wiem, że nie można, nie warto nawet poruszać się tylko w świecie przekonanych do moich poglądów, ale też starać się dać komuś szansę, żeby mnie przekonał. Wchodzę więc chętnie na blogi osób, których poglądów nie akceptuję, robię to, bo nie widzę tam jednej rzeczy, która mnie doprowadza do furii, jak patrzę na telewizje prywatne. Nie ma napastliwości, braku szacunku, nie ma tego palikotyzmu, jaki wniosła do debaty publicznej Platforma Obywatelska. Przeciwnie, ludzie starają się mieć do siebie wzajemny szacunek i nie obrażają za to, że ktoś ma inne poglądy.

Jest pan chyba jedyny, który mówi, że w Internecie jest mniej chamstwa niż w przekazie medialnym. Czyta pan komentarze pod wiadomościami na głównych portalach?
To nie jest tak do końca. Te strony, które ja przeglądam, to portale trzymające poziom, nie tylko samodzielnego myslenia, ale też poprawnej polszczyzny, dbałości o język (zdarzają się wyjątki, ale to margines). Ale oczywiście, gdy wejdzie się nie na blogi, ale na fora różnego rodzaju, tam zaczyna się jatka taka, że głowa boli. Prowadzi pan blog? Nie, ale jestem, że tak powiem, aktywnym internautą, mam swojego nicka i zdarza mi się czasami popełnić jakiś komentarz. Na których forach pan się pojawia? Internetowe wydanie „Rzeczpospolitej” jest u mnie otwarte zawsze i zdarza mi się wpisywać pod blogami publicystów „Rzeczpospolitej”. Pani blogu to też dotyczy. Więcej nie powiem. Regularnie wchodzę na Niezależna.pl. Rozumiem, że polityka jest cały czas taką dziedziną, która pana wciąga, pasjonuje, zajmuje. Nie, to nie o to chodzi. Gdyby było tak, że Polska jest rządzona uczciwie, praworządnie i dobrze i wszystko miałoby się ku temu, żebyśmy żyli coraz bardziej dostatnio, polityka nie interesowałaby mnie w ogóle. Interesuję się nią tylko dlatego, że to, co dzieje się w kraju, wywołuje mój sprzeciw. Pan mówi o sprzeciwie wobec tego, co dzieje się w polityce, ale wiele osób czuje zupełnie inaczej. Mija 20 lat po przełomie w 1989 roku i w polityce ma chodzić z grubsza o to, by była ciepła woda w kranie i boiska. Żadnych rewolucji, żadnych głębokich zmian. Tak, być może, ale tak niestety nie jest ze mną. Ta ciepła woda to fałsz, bo nie będzie dobrze rządzonego kraju, gdy nie zmieni się spraw generalnych, a te, jak wiemy, nie są poruszane. Nie dostrzegłem też, by mi „żyło się lepiej” jak „wszystkim”. Wręcz odwrotnie: czuję, że od ponad roku żyję w dużo większym dyskomforcie, przynajmniej psychicznym. Dlaczego? Bo nie podoba mi się to, jak ten rząd rządzi, a jest tak, jak w jednym wierszu Zbigniewa Herberta pt. „Kaligula”: „władzę sprawował najlepiej, to znaczy nie sprawował jej wcale”. I jak tu nie wierzyć w ponadczasowość poezji Herberta?

Za chwilę zaczną się prawdziwe kłopoty gospodarcze - kryzys - a rząd pewnie stwierdzi, że nie jest źle i jakby było fatalnie, gdyby rządził PiS, ale to wciąż nie jest głównym powodem dyskomfortu.
A co jest? To, że obecne rządy są nieprawdziwe, wirtualne (trafnie to ujął jeden z blogerów - „Nie żyjemy w RP, a w PR”). Wszystko jest PR, dzięki któremu o rozczochranym facecie mówi się, że ma piękną fryzurę, gdy tak naprawdę woła ona o pomstę do nieba. Ta platformerska ekipa to właśnie taki rozczochrany facet, nad którym jednak cmoka się w zachwycie, bo umie wmówić, że jest modnie uczesany. Ciekaw jestem tylko, jak długo na tym pojedzie. Za chwilę gospodarka zacznie się sypać. Teraz mamy jeszcze rozpęd i na tym chwilkę jeszcze pojedziemy. A potem zaczną się schody... Co to zmieni? Nie wiem. Ostatnio zdumiewają mnie sondaże. Był taki: czy uważasz, że sprawy w Polsce toczą się w dobrym kierunku? I 55 proc. Polaków mówi, że nie, że w złym. A jednocześnie pokazuje się badanie, że PO ma 60 proc. To jest kompletnie nie do pojęcia, bo w każdym normalnym kraju jeżeli 55 proc. obywateli powiedziałoby, że sprawy idą w złym kierunku, to partia rządząca nie miałaby 60-procentowego poparcia. Z czego to wynika?

Z niemożności zobaczenia rzeczy takimi, jakimi one są. Jakby Polacy mieli takie hoffmanowskie różowe okulary i patrzyli przez nie na ten świat. Te różowe okulary założyli im specjaliści od rządowej propagandy i wspierająca ich większość mediów, a oni nie bardzo wiedzą, jak się przed tym bronić. Może w ogóle nie wiedzą, że się należy bronić. Że żyją w PR-owskiej rzeczywistości. W komunizmie było z tym łatwiej, wiadomo było, co jest propagandą władz i jak ją traktować. Kłamstwo było odczytywane na kilometr. Jak nadawano „Dziennik Telewizyjny” o 19.30, to wiedzieliśmy, że posypie się setka kłamstw i byliśmy na to w jakiś sposób uodpornieni. W stanie wojennym, sprzeciwiając się temu, wychodziliśmy o tej godzinie na spacery. Teraz się wierzy we wszystko, bez tamtego antybiotyku, jakim byliśmy zaszczepieni na komunistyczne kłamstwa. Teraz fałsz znów dominuje, ale podany jest sprawnie, nowoczesnymi metodami. Pytanie, czy nam kiedyś te okulary z nosa spadną? To rzecz jasna zależy tylko od nas, ale zwykle też jest tak, że trzeba się mocno potknąć, by okulary spadły. Rozumiem, że w pana optyce bardowie są nam wciąż potrzebni? Ukazała się pana najnowsza płyta „Tren”. Jak dawniej to piosenki do wierszy Zbigniewa Herberta. To nie jest passé - Gintrowski śpiewający Herberta? Nigdy się nie uważałem za jakiegoś barda, tylko za gościa, który swój sprzeciw wobec otaczającej go rzeczywistości wyrażał, śpiewając. I tak naprawdę nie znajduję się daleko od tamtej, z czasów kontestacji PRL, pozycji. Jak nagrałem tę płytę, zdałem sobie sprawę, że ja trochę uciekam w Herberta, tak jak uciekaliśmy kiedyś przed fałszem komunizmu. Kocham tę poezję wielką miłością. Ze względu na myśli, na słowa, po prostu wszystko. Powiem pani cytatem z Herberta: „Tak więc estetyka może być pomocna w życiu, nie należy zaniedbywać nauki o pięknie”. Dlatego uciekam w Herberta, bo tam jest wszystko to, co kocham. Jest i piękna polszczyzna i wielka mądrość i jeszcze jest jedna rzecz, nawiązując do poprzedniego wątku naszej rozmowy, prawda. Nie ma obłudy, manipulacji i można sobie pływać wśród tych wierszy bez obawy, że się zaraz wpłynie na jakąś mieliznę. „Tren” jest płytą, którą pan nagrał po ośmiu latach przymierzania się do niej?

Zamierzałem taką płytę nagrać, ale tak naprawdę dopiero Rok Herbertowski zmobilizował mnie. A to moje pisanie to jest coś takiego, że przez rok nic nie robię, a potem siądę i... już nie chcę mówić, ile czasu zajęło mi pisanie tej płyty. Powiem tylko, że niedużo, za to w pełnym amoku, prawie 24 godziny na dobę. Ogromnie się cieszę, że tę płytę nagrałem, bo patrzyłem na to wszystko, co się dzieje wokół, i sam się czułem jak dopalająca się świeca. Tak jakby mi garb rósł, byłem coraz bardziej zdołowany i wątpiący, wydawało się, że prawda, sprawiedliwość itp. nie mają szans wygrywać, że nasz świat jest tak skonstruowany, że tylko miałkość, obłuda i podłość mogą triumfować. Jak nagrałem tę płytę, poczułem, że odżyłem, uaktywniłem się w jakiś sposób, nie tylko twórczy, ale w ogóle. To niezgoda na świat pozorów, zniewag, manipulacji. I jak ją nagrałem, czas, że wyjście z domu było udręką, minął. A wydawało mi się, że już nic nie można zrobić, że tak myślących jak ja jest mało. Nieprawda. A skąd pan to wie? Szwendam się po Internecie i widzę, że ludzi myślących podobnie jest jednak całkiem spory krąg. Powiem otwarcie: ludzi myślących podobnie jest cała masa. Czy to się przełoży na jakiś wynik wyborczy, czy nie, tego nie wiem. Ale jest nas wielu.

Pyta pani, czy śpiewanie Herberta nie jest już passé. Mam świadomość, że poruszam się w rynku kompletnie niszowym, to jest jasne. Doda górą, nawet w kręgach rządowych. Ale mam dwoje dzieci. Starsza córka w tym roku będzie pisała maturę. Otóż widzę, że w jej kręgu jest grupa młodzieży, która mało, że zna Herberta, bo oni jego wiersze przerabiają na lekcjach polskiego, ale się tym interesuje. I jeszcze kiedyś starsza córka rozmawiała ze mną o czymś i powiedziała: tato, bo nasza ojczyzna... I wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że tak rzadko słyszę te słowa. Słyszę natomiast „kraj”, „ten kraj”, a słowo „ojczyzna” stało się już chyba politycznie niepoprawne. Więc żywię nadzieję, że ciągle oprócz tych, którzy patrzą na to, żeby co roku zmienić samochód, żeby kupić sobie nowszy gadżet, rośnie, jakby w drugim obiegu, zupełnie inna część społeczeństwa. I oby ta druga była jak największa. Tymczasem moja młodsza córka chodzi do IV klasy szkoły podstawowej, ma 11 lat i zna te wszystkie wiersze na pamięć. Oczywiście ona się tych wierszy nauczyła nie z książki, tylko z płyty, bo tatuś śpiewa. Przychodzi do mnie i mówi: - Tato, dlaczego w szkole muzycznej na chórze my śpiewamy jakieś piosenki Stachurskiego, ja tego nie chcę śpiewać. Wcale nie mówię tego dlatego, że chcę, by to moje piosenki mieli śpiewać, ale pomyślałem wtedy, że znów, jak kiedyś, ważne staje się wychowanie domowe. Bo w szkole, nic nikomu nie ujmując, Stachursky. To przynajmniej w moim domu - Herbert:
Oczywiście
ci którzy stoją na szczycie schodów
oni wiedzą
oni wiedzą wszystko
co innego my
sprzątacze placów
zakładnicy lepszej przyszłości
którym ci ze szczytu schodów
ukazują się rzadko
zawsze z palcem na ustach......
(Zbigniew Herbert „Ze szczytu schodów”)

Przemysław Gintrowski (ur. 1951), bard, kompozytor. Zadebiutował w 1976 r., rok później nawiązał współpracę z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim, której owocem były programy „Mury”, „Raj”, „Muzeum”. W latach 80. koncertował poza oficjalnymi scenami, tworząc programy do słów m.in. Kaczmarskiego i Zbigniewa Herberta („Pamiątki”, „Raport z oblężonego miasta”) i nagrywając je w drugim obiegu. Od lat 90. po krótkim okresie koncertowania z Kaczmarskim zajął się komponowaniem muzyki filmowej, wydał też dwie płyty piosenek do słów Herberta („Odpowiedź”, „Tren”).

Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Wartości w które wierzymy zawarliśmy w naszej Deklaracji Ideowej. Nasze cele określa Misja KoLibra. Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak ogólnopolski Marsz na Rzecz Kapitalizmu czy konferencje naukowe poprzez manifestacje, pikiety uliczne oraz panele dyskusyjne aż po nieformalne spotkania jak imprezy integracyjne oraz pikniki. Dzięki ogromnej różnorodności zainteresowań oraz charakterów członków KoLibra miejsce dla siebie znajdują tu zarówno ambitni licealiści, osoby pragnące zaangażować się w działalność samorządową jak i intelektualiści chcący rozwinąć swoje zainteresowania badawcze. To oni wszyscy składają się na dzisiejszą siłę KoLibra. Czekamy także na Ciebie. Masz pytania, wątpliwości, sugestie? Napisz do nas.

MISJA:

KoLiber to licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, rządy prawa, wolność gospodarcza, odpowiedzialność za własny los oraz silne i bezpieczne państwo. Połączyliśmy siły, by przygotować się do pełnienia funkcji publicznych w państwie poczynając od samorządów terytorialnych, a na najwyższych urzędach Rzeczpospolitej Polskiej - w niedalekiej przyszłości - kończąc. Współrządząc weźmiemy na siebie odpowiedzialność za losy Polski, i dążyć jednocześnie będziemy do urzeczywistnienia wyznawanych przez nas wartości.

DEKLARACJA IDEOWA:

Stowarzyszenie Konserwatywno-Liberalne KoLiber jest organizacją młodych Polaków, których łączy wyznawany system wartości, określany mianem konserwatywnego liberalizmu. Uważamy, że wcielanie tych wartości w życie prowadzić będzie zarówno do wzrostu powszechnego dobrobytu ekonomicznego, jak i do wzmocnienia więzi społecznych oraz odbudowy moralnych podstaw naszej cywilizacji.
W naszej działalności dążyć będziemy do:

I. Realizacji idei wolnego społeczeństwa.

Uważamy, że podstawowym podmiotem jest jednostka, a nie społeczeństwo. Dlatego najwyższą wartością jest dla nas dobro osoby ludzkiej stanowiącej fundament wszelkich instytucji społecznych i politycznych. W naszym przekonaniu wolność jest wartością nadrzędną wobec równości; wszelkie próby systemowego zniesienia naturalnych nierówności wynikających z istoty natury ludzkiej są skazane na niepowodzenie. Dlatego będziemy piętnować wszelkie systemy polityczne wprowadzające reformy socjalne oparte na przymusowej redystrybucji dochodu narodowego. Uważamy jednak, że stosunkami społecznymi musi kierować etyka, a wolność powinna wiązać się z odpowiedzialnością za własny los.

II. Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.

Jesteśmy przekonani, że powrót do kapitalizmu w czystej formie jest jedyną drogą do osiągnięcia trwałego dobrobytu i szybkiego wzrostu gospodarczego. Koniecznym warunkiem jest jednak całkowita neutralność państwa oraz zniesienie barier prawnych zamykających dostęp do rynku, hamujących przedsiębiorczość i inicjatywę.

III. Obrony suwerenności państwowej.

Jesteśmy przeświadczeni, że tysiącletnia historia Narodu Polskiego wraz z jego głęboko zakorzenionymi niepodległościowymi tradycjami stanowi wystarczającą legitymację dla istnienia w pełni suwerennego Państwa Polskiego. Dlatego uznajemy za święte prawo Narodu Polskiego do samostanowienia. W szczególności będziemy przeciwdziałać narzucaniu Państwu Polskiemu polityki zagranicznej, gospodarczej, wewnętrznej i wojskowej przez podmioty zewnętrzne.

IV. Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.

Uważamy, że rola państwa sprowadzać się powinna jedynie do zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, tworzenia prawa oraz jego egzekwowania. Będziemy dążyć do ustanowienia rządów Prawa opartych na założeniu, że wszyscy są wobec niego równi. Uważamy, że w naszym kręgu cywilizacyjnym Prawo powinno opierać się na etyce chrześcijańskiej oraz tradycji prawa rzymskiego; powinno gwarantować bezwarunkową ochronę własności prywatnej, nietykalność osobistą, swobodę działania oraz wolność słowa.

V. Rozwoju samorządności.

Jesteśmy przekonani, że zdecydowana większość kompetencji, które obecnie należą do scentralizowanego aparatu państwowego powinna zostać przekazana społeczeństwu. Dlatego należy wspierać wszelkie oddolne formy organizacji życia społecznego. Jedynie sprawnie działające samorządy będą w stanie podołać nowym zadaniom.

VI. Poszanowania tradycji i historii.

Uważamy, że wspólna tradycja jest czynnikiem scalającym społeczeństwo oraz wytwarzającym poczucie jedności narodowej. Dlatego będziemy kultywować tradycję rodzinną, narodową, cywilizacyjną. Widzimy konieczność utrzymania ciągłości z przeszłością. Będziemy przeciwstawiać się wszelkim przejawom rewolucjonizmu tkwiącego w systemach politycznych. W szczególności w całości odrzucamy spuściznę komunizmu; jesteśmy także zdecydowanie przeciwko bezwzględnej władzy większości.

VII. Uznania szczególnej roli Rodziny.

Rodzina jest podstawową instytucją społeczną - w niej człowiek dojrzewa emocjonalnie i rozwija swój kodeks moralny. Sądzimy zatem, że symptomy rozkładu rodziny są bardzo niebezpieczne dla kondycji całego społeczeństwa. Dlatego będziemy bronić tradycyjnego modelu rodziny. Za niepodważalne uważamy prawo rodziców do wychowania dzieci według własnych przekonań i światopoglądu.
Podstawowym celem Stowarzyszenia Konserwatywno-Liberalnego KoLiber jest wykształcenie elit, które w przyszłości współtworzyć będą społeczny, gospodarczy, kulturowy i polityczny obraz III Rzeczypospolitej poprzez czynny udział w życiu publicznym. Nasze założenia będziemy realizować poprzez działalność edukacyjną, publicystyczną i wydawniczą, organizację i współudział w akcjach charytatywnych, prezentowanie się w mediach. Zamierzamy także współpracować z organizacjami polskimi i zagranicznymi o podobnych zapatrywaniach. Jednocześnie zamierzamy zdobywać praktyczne doświadczenie poprzez pracę w samorządach szkolnych, środowiskowych oraz lokalnych.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MIŁOŚĆ PRAWDY TO WOLNOŚĆ CZŁOWIEKA czyli o poznaniu od strony religii katolickiej
Oddajemy czesc Bogu
Jaka to prężna jest polska armia, Polska dla Polaków, Co by tu jeszcze spieprzyć
Być rewolucjonistą to służyć wrogowi, Polska i Świat nie z mediów
Jod przywrócić uniwersalny składnik odżywczy medycynie — wolna polska pl
Żydzi to Polacy jak Polska zydow chronila, ZYDZI W HISTORII POLSKI
Żyd rewolucjonista i jego wpływ na historię świata E Michael Jones – Wolna Polska – Wiadomości
1986 Białostocka Wolna Polska
Jod przywrócić uniwersalny składnik odżywczy medycynie — wolna polska pl(1)
Jazz to wolność Michaluk Krzysztof
Nie udalo mi sie skopiowac testu, Nie udało mi się skopiować testu, ale wysyłam to co w nim jest:
Logistyka---czesc--10, Logistyka produkcji zajmuje się procesami transportowymi, magazynowymi, opako

więcej podobnych podstron