Józef Wittlin
Kołysanka
Szepnę wam do ucha
Słówko, co zaklina:
W imię Ojca, Syna
i Ducha.
Porzućcie oręże,
Szable, karabiny —
Bracia, ojce, syny,
Męże!
Przyjdą do was goście,
Wielcy dostojnicy,
Więc ich do świetlicy
Proście!
Przyjdą utęsknieni
Dziś, jutro o zmroku...
Sakwy swoje zwloką
W sieni.
Wróg się już nie dowie,
Ani syci łupów
Fabrykanci trupów
Królowie.
Cicho, cichuteńko
Ktoś wam złoży dłonie
Na zbolałe skronie
Męką.
Lica wam pogłaska,
Wypogodzi czoła
Dobrego anioła
Łaska —
Cicho, cichuteńko
Powieki wam stuli,
Nie będziecie czuli
Nic.
„Zdrój“ 1919 styczeń. Hymny, Poznań 1920
Józef Wittlin
Lament
Podziurawiona nasza dusza!
Podarta na strzępy, jak szmata
z pysznego niegdyś proporca!...
Żelazne ją gwoździe poszarpały,
Furie popruły, zmięły szały!
Ach! gdzież ten krawiec doskonały,
co ją na powrót połata?!
Jak ocet — kwaśną mamy duszę,
jak Martwe Morze słoną — —
A przecie przenajsłodszym winem
Stwórca przedwieczny z swoim Synem
by mlekiem ziemi tej matczynem
Po brzeg napełnił nam łono?!
O biada! — Gniją nam zmysły!
— Zbyt długo grzechom służyły —
Oczy widziały, uszy słyszały,
wargi poczuły, ręce tykały
i nie krzyczały i nie wołały
i nie urwały się żyły?!
Kędyż ten zbawca, co zbawi?!
Gdzie lekarz ten, co uleczy?
Kowal co skrzepi, garncarz co zlepi
serca pęknięte, dusze przeklęte,
zmysły plugawym trądem dotknięte,
całe nasienie to, niegdyś — ach — święte,
cały ten rodzaj człowieczy?!