George Berkeley
Obrona i wyjaśnienie teorii widzenia lub języka wzrokowego, wykazujące bezpośrednią obecność i opatrzność Boga.
W odpowiedzi anonimowemu Autorowi (1732)
(tłum. Miłowit Kuniński i studenci filozofii, w ramach translatorium na prawach seminarium w roku akademickim 1997/98, Instytut Filozofii UJ)
Dodatek
List od anonimowego autora
do Twórcy [Alciphron, or] the Minute Philosopher
(Alcyfrona, czyli pośledniego filozofa)
Czcigodny Panie!
Przeczytałem Pański traktat pt. Alciphron, w którym ładnie, elegancko i rzetelnie zostały zbite różne przemyślne dogmaty wolnomyślicieli obecnej doby. Styl jest łatwy w odbiorze, język prosty, argumenty mocne. Wszakże co się tyczy dołączonej do niego rozprawy, i tej części, w której jak się zdaje, sugeruje Pan, iż wzrok jest jedynym językiem Boga, pozwól proszę bym poczynił tych kilka spostrzeżeń i przedstawił je do rozważenia Panu i Pańskim czytelnikom.
1. Cokolwiek jest na zewnątrz, co jest przyczyną wszelkiej idei wewnątrz, nazywam przedmiotem zmysłowym. Doznania powstające z takich przedmiotów nazywam ideami. Dlatego też przedmioty wywołujące takie wrażenia są na zewnątrz nas, idee zaś wewnątrz nas.
2. Gdybyśmy mieli tylko jeden zmysł, skłonni bylibyśmy uznawać, iż na zewnątrz nas nie ma żadnych przedmiotów, lecz że cały pochód idei, który przewinął się przez umysł powstał za przyczyną jego wewnętrznych czynności. Ponieważ jednak ten sam przedmiot jest przyczyną idei różnych zmysłów, na tej podstawie wnioskujemy o jego istnieniu. Lecz mimo, iż przedmiot ten jest jeden i ten sam, idee które wytwarza w różnych zmysłach pod żadnym względem nie są do siebie podobne. Ponieważ
3. wszelkie powiązanie jakie zachodzi między ideą jednego zmysłu a ideą jakiegoś innego zmysłu, wytworzoną przez ten sam przedmiot, ma swe źródło wyłącznie w doświadczeniu. Wyjaśnijmy to nieco bliżej. Przypuśćmy, że jakiś człowiek został obdarzony tak nadzwyczajnym zmysłem dotyku, że jest w stanie postrzegać jasno i wyraźnie nierówność powierzchni dwóch przedmiotów, która odbijając i załamując promienie światła, wytwarza idee barw. Chociaż wyraźnie postrzegał różnicę dotykiem, w ciemności z początku nie był w stanie orzec, który był czerwony, a który biały. Trochę natomiast doświadczenia sprawiłoby, iż odczuwałby barwę w ciemności, tak jak widział ją w świetle.
4. Bardzo często to samo słowo w różnych językach oznacza przedmiot zewnętrzny i idee, które wytwarza on wewnątrz, w kilku zmysłach. Kiedy oznacza ono przedmiot zewnętrzny nie jest reprezentantem żadnej odmiany idei, ani też nie możemy w ogóle posiadać idei czegoś, co znajduje się wyłącznie poza nami. Ponieważ
5. idee wewnętrzne nie mają żadnego innego powiązania z przedmiotami zewnętrznymi oprócz powstałego z budowy i ukształtowania naszych ciał, powiązanie które zostało arbitralnie ustanowione przez Boga. Mimo, iż nie możemy całkowicie powstrzymać się, by sobie nie wyobrażać, że przedmioty zewnętrzne są czymś takim jak nasze idee wewnętrzne, to jednak gdybyśmy uzyskali nowy zestaw zmysłów lub stare zmysły uległyby zmianie, przekonałoby to nas wkrótce o naszym błędzie. Choć bowiem nasze idee byłyby zupełnie inne niż przedtem, to wszakże przedmioty mogłyby być te same.
6. Jednakże w obecnym stanie rzeczy istnieje niezawodnie pewny związek między ideą i przedmiotem, dlatego też, gdy jakiś przedmiot wytwarza ideę w jednym zmyśle, wiemy - lecz jedynie na podstawie doświadczenia - jaką ideę wytworzy w innym zmyśle.
7. Zmiana przedmiotu [pod jakimś względem] może wytworzyć w jednym zmyśle ideę inną od wytworzonej wcześniej, która może pozostać nie dostrzeżona przez inny zmysł. Gdy jednak zmiana wywołuje różne idee w różnych zmysłach, możemy na podstawie naszego niezawodnego doświadczenia wnosić na podstawie idei jednego zmysłu o idei innego zmysłu. Tak więc, jeśli jakaś odmienna idea powstaje w dwóch zmysłach wskutek zmiany dotyczącej przedmiotu, czy to pod względem położenia czy odległości, czy w jakikolwiek inny sposób, gdy posiadamy ideę w jednym zmyśle, wiemy na podstawie praktyki jaką ideę wytworzy w innym zmyśle przedmiot znajdujący się w takim położeniu.
8. Stąd też, jako że działania natury są zawsze regularne i jednolite, gdzie ta sama zmiana przedmiotu [pod jakimś względem] wywołuje mniejszą różnicę w ideach jednego zmysłu, a większą w innym zmyśle, tam wnikliwy obserwator może wnioskować równie na podstawie dokładnych obserwacji, jak gdyby różnica między ideami była równa. Doświadczenie bowiem jasno poucza nas, że równa proporcja daje się zauważyć w zmianie idei każdego zmysłu w rezultacie zmiany przedmiotu [pod jakimś względem]. W tych granicach zamykają się wszelkie rozumne obserwacje i wiedza ludzkości. Otóż ze względu na owe obserwacje właściwie rozumiane i rozważone Pańska Nowa Teoria Widzenia musi w znacznym stopniu okazać się zawodna. Trzeba też będzie uznać, iż prawa optyki opierają się na starych nie naruszonych podstawach. Bowiem mimo, iż nasze idee wielkości i odległości w jednym zmyśle są całkowicie różne od naszych idei wielkości i odległości w innym, to jednak możemy zasadnie wnosić o jednych na podstawie innych, jako że mają jedną wspólną przyczynę zewnętrzną, o której, jako o czymś zewnętrznym, nie możemy w ogóle posiadać najbardziej nawet niewyraźnej idei. Idee odległości i wielkości, jakie posiadam dzięki dotykowi, są znacząco różne od idei, jakie mam dzięki wzrokowi. Jako, że to coś zewnętrznego, co jest przyczyną całej rozmaitości idei wewnętrznych w jednym zmyśle jest także przyczyną ich rozmaitości w innym, a przy tym pozostają one z nim w koniecznym związku, w pełni zasadnie wykazujemy na podstawie naszych idei dotyku tego samego przedmiotu jakie będą nasze idee wzrokowe. Zgadzam się z Panem, że wprawdzie mówić o widzeniu za pomocą dotykowych kątów i linii jest oczywistym nonsensem, to wyprowadzanie z dotykowych kątów i linii idei wzrokowych, które pochodzą od tego samego wspólnego przedmiotu i vice versa jest bardzo rozumne. Na podstawie tych, tak pospiesznie tu razem zebranych, obserwacji i dokładnego ich rozważenia, można by dojść do bardzo wielu użytecznych wniosków we wszelkich filozoficznych dyskusjach.
Pański uniżony sługa itd.
1. Zły stan zdrowia, który pozwala mi oddawać się wszelkim studiom jedynie z rzadka i na krótko, niech będzie, Panie, usprawiedliwieniem braku wcześniejszej odpowiedzi na Pański list. Mogę chyba również czuć się zwolnionym z podejmowania polemiki w sprawach osobistych bądź czysto spekulatywnych, czy też z obowiązku stawania w szranki z rozognionymi krasomówcami, których pozostawiam na pastwę własnych namiętności. Jakież bowiem można udzielić innej odpowiedzi komuś, kto przeczy samemu sobie i błędnie przedstawia moje stanowisko, jak nie jedynie wyrazić życzenie, by czytelnicy nie brali jego słów za moje, i użyli swych oczu, czytali, rozważali i sami wydali sąd. Odwołuję się do ich zdrowego rozsądku. Autorowi tego pokroju, odpowiedź w tym duchu być może wystarczy. Zgadzam się jednak, że argumentacja zasługuje, by ją rozważyć, a jeśli okaże się nieprzekonująca należy jej się przeciwstawić w uargumentowany sposób. Będąc przekonanym, że [Próba] nowej teorii dołączona do [Alciphrona], czyli pośledniego filozofa dostarcza ludziom myślącym nowego i niedającego się obalić dowodu istnienia i działania Boga oraz stałej łaskawej opieki Jego opatrzności, czuję się zobowiązany, a przy tym zdolny, do obrony i wyjaśnienia jej, w dobie, gdy ateizm poczynił postępy znaczniejsze, niż niektórzy chcą przyznać, a inni gotowi są uwierzyć.
2. Kto ma na uwadze fakt, że obecni jawni wrogowie chrześcijaństwa wszczęli ataki przeciw niemu pod pretekstem obrony Kościoła chrześcijańskiego i jego praw, i widzi, iż ci sami ludzie są rzecznikami religii naturalnej, skłonny będzie odnosić się podejrzliwie do ich poglądów i osądzać ich szczerość w danym przypadku na podstawie wcześniejszego postępowania. Z pewnością w książkach i wypowiedziach nawet tych, których określa się mianem deistów, nie dominuje pojęcie czuwającego, działającego, rozumnego i wolnego Ducha, z którym mamy do czynienia, w którym żyjemy, poruszamy się i istniejemy. Ponadto, w miarę jak ich knowania przynoszą skutki, możemy wyraźnie dostrzec rozkład cnoty moralnej i naturalnej religii, i przekonać się, zarówno na podstawie rozumu, jak i doświadczenia, że niszczenie religii objawionej musi ostatecznie doprowadzić do ateizmu i bałwochwalstwa. Trzeba przyznać, iż obecnie wielu poślednich filozofów nie chciałoby, by poczytywano ich za ateistów. Lecz przed dwudziestu laty, jakże wielu poczułoby się znieważonymi, gdyby uważano ich za niewierzących, a dziś uznaliby za jeszcze większą obelgę, gdyby wzięto ich za chrześcijan! Byłoby równie niesprawiedliwym oskarżyć o ateizm tych, którzy w rzeczywistości nie zostali nim splamieni, jak całkowicie niezgodnym z zasadą miłosierdzia i nierozważnym byłoby przeoczyć go u tych, którzy noszą na sobie jego piętno, znosić, by tacy ludzie pod fałszywymi pretekstami upowszechniali swe zasady, i w końcu uprawiać tę samą grę z religią naturalną, jaką oni prowadzili wobec religii objawionej.
3. Bez wątpienia musiałoby być szokującym dla niektórych niewinnych wielbicieli pewnej osoby, pozornie aspirującej do deizmu i religii naturalnej, gdyby trzeba było stwierdzić, że u owego podziwianego autora ujawniają się wyraźne znamiona ateizmu i odejścia od religii we wszelkim znaczeniu, czy to naturalnej czy objawionej. A jednak wprowadzenie upodobania w miejsce obowiązku, nadanie człowiekowi charakteru czynnika koniecznego, naśmiewanie się z sądu ostatecznego, zdają się - niezależnie od wszelkich intencji i celów - posiadać naturę bezbożną i destrukcyjną wobec wszelkiej religii. Oto co właśnie każdy uważny czytelnik jasno rozpozna jako jego zasady tego autora, choć nie zawsze łatwo przychodzi jednoznacznie ustalić sens u tak niedbałego i nieskładnego autora. Istnieje, jak się zdaje, pewien sposób pisania, zły lub dobry, powierzchowny lub rzetelny, sensowny lub sensu pozbawiony, który będąc dostosowanym do tej wielkości intelektu, jaki przeznacza jego właścicieli do uprawiania pośledniej filozofii, wywołuje zadziwiające wrażenie na prostolinijnych ludziach i oszałamia ich, prowadząc w niewiadomy im sposób w nieznanym kierunku. Z pewnością ateista, który stwarza pozory, sugeruje, i nawet gdy to czyni, przeczy swoim zasadom, może najbardziej przyczynić się do ich rozpowszechnienia. Jakież znaczenie ma w odniesieniu do cnoty i religii naturalnej rozpoznawanie wyraźnych śladów mądrości i mocy w całej budowie wszechświata, jeśli mądrość ta nie śledzi naszych postępków, a owa moc ich nie nagradza, jeśli nie uważamy się za odpowiedzialnych a Boga za swego sędziego?
4. Wszystko, co powiada się o fundamentalnej zasadzie porządku, harmonii i proporcji, o należytej formie i dopasowaniu rzeczy, o upodobaniu i uniesieniu uczuciowym, może istnieć i być przedmiotem domniemania, bez cienia nawet religii naturalnej, bez żadnego pojęcia prawa czy obowiązku, bez wiary w jakiegoś pana czy sędziego, bez jakiegokolwiek religijnego pojmowania Boga; kontemplacja przez umysł idei piękna, cnoty, ładu, dostosowania - to jedno, a zmysł religijny to drugie. W jakim znaczeniu możemy siebie określać jako osoby religijne, skoro nie akceptujemy żadnej zasady dobrych postępków, prócz uczucia i żadnej nagrody oprócz naturalnych skutków, jeśli nie lękamy się sądu ostatecznego, nie dopuszczamy do siebie żadnych obaw i nie żywimy nadziei co do przyszłości, lecz wraz z autorem Characteristics naśmiewamy się z tego wszystkiego? Co możemy tu znaleźć, czego nie uznałby zarówno ateista, jak i teista? Czy w takiej doktrynie moralnemu zadaniu nie mogłyby służyć równie dobrze los czy natura, jak i Bóg? Czy w końcu nie do tego sprowadzają się te wszystkie piękne pozory?
5. Bez wątpienia, fakt iż liczba ateistów, którzy nie wierzą w zasady żadnej religii, czy to naturalnej czy objawionej, wzrasta, i to także pośród ludzi bynajmniej nie nędznej pozycji, był od dawna wyraźnie dostrzegany przez kogoś, kto zostanie właściwie oceniony, nawet ów sam pozornie aspirujący do deizmu i uniesienia uczuciowego. Jednak ludzie dobrej woli zwiedzeni przez przebiegłych autorów uprawiających poślednią filozofię czy szukający sposobności do nieskrępowanej rozmowy z niektórymi bystrymi członkami tej sekty, powinni uznać, że Lizykles nie trafił do celu i błędnie przedstawił ich zasady. Jeśli pragną czerpać satysfakcję z ujęcia będącego zaprzeczeniem poprzedniego/Lizyklesowego powinni tylko rzucić okiem na Philosophical Dissertation upon Death, ostatnio opublikowaną przez jednego z poślednich filozofów. Być może ktoś dysponujący wolnym czasem uznałby za warte zachodu prześledzenie postępu i rozwoju ich zasad, poczynając od autora broniącego Rights of the Christian Church, a kończąc na owym szczerym, godnym podziwu autorze [A Philosophical Dissertation upon] Death, [composed for the consolation of the unhappy]. W tym czasie, jak mniemam można, będzie zauważyć, jak przyjęty plan stopniowo podważa wiarę w boskie atrybuty i religię naturalną. Idzie on w parze z ich stopniowymi, skrytymi i podstępnymi działaniami wobec Ewangelii.
6. Dla każdego kto uważa, iż panteizm, materializm czy fatalizm są tylko postaciami słabo skrywanego ateizmu, jest oczywistym fakt, iż zasady ateistyczne mocniej zapuściły korzenie i bardziej się rozprzestrzeniły niż większość ludzi jest wstanie sobie wyobrazić. Ma on świadomość, że koncepcje Hobbesa, Spinozy, Leibniza i Bayle'a są doceniane i akceptowane, że ci, którzy przeczą wolności i nieśmiertelności duszy w rezultacie zaprzeczają jej istnieniu. Wie także poza tym, że gdy idzie o skutki moralne i religię naturalną, ci którzy przeczą, iż Bóg patrzy na nasze czyny, jest ich sędzią i szafarzem nagród, zaprzeczają istnieniu Boga, a sposób argumentacji stosowany przez niedowiarków prowadzi do zarówno do ateizmu, jak i niedowiarstwa.
[Przykład tego możemy dostrzec w postępowaniu autora książki zatytułowanej A Discourse of Free-thinking occasioned by the Rise and Growth of a Sect called Free-thinkers [Rozprawa o wolnomyślicielstwie wywołana powstaniem i rozwojem sekty tak zwanych wolnomyślicieli], który wyprowadziwszy swoje niedowiarstwo z różnych ludzkich pretensji i opinii odnośnie religii objawionej, w podobny sposób zdaje się wywodzić swój ateizm z różnych pojęć natury i własności Boga, jakimi posługują się ludzie, zwłaszcza z opinii o naszej wiedzy o Bogu na podstawie analogii, w postaci jaką przybrała na skutek niezrozumienia i błędnych interpretacji przez niektórych w ostatnich latach. Taki jest zgubny skutek dotychczasowych prób obrony i wyjaśnienia naszej wiary, i takie przysługi wyświadczają nierozważni przyjaciele jej wrogom. Jeśli jest jakiś współczesny rozważny autor, który, być może dlatego, iż nie przemyślał piątej księgi Euklidesa, pisze wiele o analogii bez zrozumienia i wpadł w ten sposób w sidła, pragnę, by się z nich wyswobodził, i zamiast wywoływać zgorszenie pośród porządnych ludzi i przyczyniać się do triumfu ateistów, w bezpośredni sposób wyjaśnił pierwotne znaczenie [pojęcia]. Życzyłbym sobie, by ponownie mówił o Bogu i jego własnościach w formie przyjętej pośród innych chrześcijan, przyjmując, iż wiedza i mądrość, we właściwym znaczeniu tych słów, przynależą Bogu, my zaś mamy pewne pojęcie owych boskich właściwości, wprawdzie nieskończenie niedokładne, ale i tak większe niż człowiek niewidomy od urodzenia mieć może o świetle i barwach.]
Powróćmy jednak do naszych wywodów. Jeśli to [o czym mówiłem]/ateizm dostrzegam w ich pismach, jeśli przyznają to w swych wystąpieniach, jeśli ich idee prowadzą do tego, jeśli bez tego ich cele nie mogą być osiągnięte, jeśli ich czołowy autor pragnął okazać ateizm, lecz uznał za właściwe ukryć to przed publicznością/ludźmi, jeśli wiedziano o tym w ich stowarzyszeniach, a jednak mimo to autora owego naśladowano/akceptowano i przedstawiano światu jako wyznawcę religii naturalnej, jeśli tak się sprawy mają, a wiem, że tak jest, z pewnością to, co zwolennicy ich doktryn gotowiby usprawiedliwić, obowiązkiem innych jest ujawnić i odeprzeć.
7. Chociaż cechy Boga są potężne i czytelne w całości stworzenia dla ludzi o jasnym rozumie i obdarzonych zdrowym rozsądkiem, trzeba jednak wziąć pod uwagę, iż musimy przeciwstawić się jednym przeciwnikom, a innych nawrócić, [tzn.] ludzi nieufnych wobec fałszywych systemów i odpornych na prostackie argumenty, których należy traktować w inny sposób. Do ludzi zarozumiałych, skłonnych do metafizyki i sporów trzeba trafić inaczej. Musimy pokazać, że prawda i rozum we wszelkich odmianach - chyba że zdecydowalibyśmy się z nich zrezygnować - są na równi przeciwko wszystkim pretensjom do filozofii, nauki i spekulacji, jakimi chcieliby, by uważano, że są pochłonięci.
8. Tymczasem to przynajmniej jest oczywiste, że owi porządni ludzie, którzy nie będą zainteresowani rozmyślaniami nad Obroną teorii widzenia, nie mają podstaw do znalezienia błędu. Pozostają tam, gdzie się znajdowali, w pełni dysponując wszelkimi innymi argumentami za [istnieniem] jakiegoś Boga, z których żaden nie zostaje przez to osłabiony. Co się tyczy tych, którzy zadadzą sobie trud, by zbadać i rozważyć ten przedmiot, można mieć nadzieję, iż będą zadowoleni, w dobie, gdy odnawia się lub tworzy tak wiele doktryn ateistycznych, znajdując nowy argument bezpośredniej opieki i opatrzności jakiegoś Boga, uobecniającego się naszym umysłom i kierującego naszymi postępkami. Jako, że rozważania te przekonują mnie, iż nie mógłbym być bardziej użyteczny, jak przyczyniając się do rozbudzenia ludzi i przyswojenia sobie przez nich dokładnego znaczenia Boga sprawującego nadzór, wywierającego wpływ i zainteresowanego ludzkimi postępkami i sprawami, żywię nadzieję, że nie będzie Panu niemiłe, jeśli w tym celu odwołam się do argumentacji w Pańskich uwagach odnośnie tego, co napisałem na temat widzenia. Ludzie bowiem, którzy różnią się co do środków mogą wszakże zgadzać się co do celu, i gdy idzie o samą bezstronność i umiłowanie prawdy.
9. Przez przedmiot zmysłowy rozumiem to, co jest we właściwy sposób postrzegane zmysłami. Rzeczy we właściwy sposób postrzegane zmysłami są postrzegane bezpośrednio. Oprócz rzeczy właściwie i bezpośrednio postrzeganych jakimkolwiek zmysłem, mogą także istnieć inne rzeczy podsuwane umysłowi za pomocą tych właściwych i bezpośrednich przedmiotów. Owe rzeczy w ten sposób podsuwane [umysłowi] nie są przedmiotami tego zmysłu, w rzeczywistości są przedmiotami wyobraźni, pierwotnie należącymi do jakiegoś innego zmysłu lub zdolności. Tak więc dźwięki są właściwym przedmiotem słuchu, są bowiem postrzegane w sposób właściwy i bezpośredni tym a nie żadnym innym zmysłem. Jednakże za pośrednictwem dźwięków i słów wszystkie inne rzeczy mogą być podsuwane umysłowi, mimo to rzeczy tak podsuwanych nie uważa się za przedmiot słuchu.
10. Charakterystyczne przedmioty każdego zmysłu, mimo iż są postrzegane rzeczywiście i dokładnie tylko tym zmysłem, mogą jednak być podsuwane wyobraźni przez jakiś inny zmysł. Zatem przedmioty wszystkich zmysłów mogą stać się przedmiotami wyobraźni - zdolności, która przedstawia wszystkie rzeczy zmysłowe. Dlatego też barwa, która w rzeczywistości jest postrzegana jedynie wzrokiem, może jednak, gdy słyszy się słowa "niebieski" lub "czerwony", być postrzegana dzięki wyobraźni. Barwa jest w pierwotny i charakterystyczny sposób przedmiotem wzroku, w sposób pochodny jest przedmiotem wyobraźni. Nie można jednak w sposób właściwy przyjmować, iż jest przedmiotem słuchu.
11. Przedmioty zmysłów, jako rzeczy postrzegane bezpośrednio, są nazywane inaczej ideami. Przyczyna tych idei czy moc wytwarzająca je nie jest przedmiotem zmysłów, jako że nie jest sama postrzegana, lecz jedynie wywnioskowana rozumowo z jej skutków, to znaczy, z tych przedmiotów czy idei, które są postrzegane zmysłami. Wnioskowanie rozumu z naszych idei zmysłowych o mocy, przyczynie, czynniku jest zasadne. Nie możemy jednak stąd wnosić, iż nasze idee są podobne do owej siły, przyczyny i czynnego bytu. Przeciwnie, wydaje się oczywistym, iż idea może być tylko taka jak inna idea, a w naszych ideach czy bezpośrednich przedmiotach zmysłów nie zawiera się nic z siły, przyczyny czy działania.
12. Wynika stąd, iż siła lub przyczyna idei nie jest przedmiotem zmysłów lecz rozumu. Nasza wiedza o przyczynie jest określana na podstawie skutku, wiedza o sile na podstawie naszej idei. Dlatego też o absolutnej naturze zewnętrznych przyczyn lub sił nie mamy nic do powiedzenia; nie są one przedmiotami naszych zmysłów czy postrzegania. Kiedykolwiek zatem używana jest nazwa zmysłowego "przedmiotu" w ustalonym, zrozumiałym znaczeniu, nie jest ona stosowana dla oznaczenia istniejącej w sposób absolutny zewnętrznej przyczyny lub siły, lecz wobec samych idei, przez nią wytworzonych.
13. Idee, które postrzega się jako powiązane ze sobą, są pospolicie ujmowane z punktu widzenia stosunku przyczyny do skutku, podczas gdy idzie o ścisłą i filozoficzną prawdę, pozostają one do siebie w takiej relacji jak znak do rzeczy oznaczanej. Znamy bowiem nasze idee i dlatego wiemy, że idea nie może być przyczyną innej idei. Wiemy, że nasze idee zmysłów nie są przyczyną samych siebie. Wiemy także, że nie jesteśmy ich przyczyną. Stąd też wiemy, iż muszą one mieć jakąś inną przyczynę sprawczą, różną od nich i od nas.
14. Czyniąc widzenie przedmiotem rozważań obrałem za cel zbadanie skutków i zjawisk, przedmiotów postrzeganych moimi zmysłami, idei wzroku jako powiązanych z ideami dotyku. Celem moim było także zbadanie, jak jedna idea może podsuwać [umysłowi] inną ideę, należącą do innego zmysłu, jak rzeczy wzrokowe podsuwają rzeczy dotykowe, jak rzeczy aktualne podsuwają rzeczy przeszłe i przyszłe, czy dzieje się tak ze względu na podobieństwo, konieczny związek, wnioskowanie geometryczne, czy na mocy arbitralnego ustanowienia.
15. Pośród matematyków i filozofów rzeczywiście panowała powszechna opinia, że istnieją pewne idee wspólne dla obu zmysłów, stąd zrodziło się rozróżnienie na jakości pierwotne i wtórne. Sądzę jednak, iż zostało wykazane, że nie ma takiej rzeczy jak wspólny przedmiot jako idea lub rodzaj idei postrzeganej zarówno wzrokiem, jak i dotykiem.
16. Aby omówić z właściwą dokładnością naturę widzenia należy koniecznie przede wszystkim dokładnie rozważyć nasze własne idee; dokonać rozróżnień tam, gdzie występuje różnica, nazywać rzeczy właściwymi dla nich nazwami, definiować terminy i nie wprowadzać w błąd samych siebie i innych przez ich niejasne stosowanie. Brak lub pomijanie tego nader często było przyczyną błędów. Dlatego też ludzie mówią tak, jakby idea była przyczyną sprawczą innej idei, mylą wnioski wyprowadzone rozumowo z postrzeżeniami zmysłowymi, mieszają siłę znajdującą się w czymś zewnętrznym z właściwym przedmiotem zmysłu, który w rzeczywistości nie jest niczym więcej niż naszą własną ideą.
17. Dobrze zrozumiawszy i rozważywszy naturę widzenia, rozumując na tej podstawie, być może lepiej będziemy w stanie uzyskiwać jakąś wiedzę o zewnętrznej i niewidocznej przyczynie naszych idei, czy jest jedna czy jest ich wiele, czy jest myśląca czy niemyśląca, czy jest czynna czy bierna, czy jest ciałem czy duchem. Jednak by zrozumieć i pojąć tę teorię, i odkryć jej prawdziwe zasady, winniśmy wziąć pod uwagę, iż najwłaściwszy sposób nie polega na tym, by brać pod uwagę nieznane substancje, przyczyny zewnętrzne, czynniki lub siły, czy też rozumować lub wnioskować cokolwiek o rzeczach lub z rzeczy niejasnych, niepostrzeganych i całkowicie nieznanych.
18. Jako że w tych badaniach zajmujemy się przedmiotami, które postrzegamy lub naszymi własnymi ideami, nasze rozumowania muszą być na nich oparte. Rozprawiać o rzeczach zupełnie nieznanych tak, jakbyśmy je znali, i pogrążać początek naszych [badań] w niejasności, z pewnością nie wydaje się najwłaściwszym środkiem odkrywania prawdy. Wynika stąd, iż byłoby błędem, gdyby ktoś zmierzając do badania natury widzenia, zamiast brać pod uwagę idee wzrokowe, określałby przedmiot wzroku jako tę niejasną przyczynę, ową niewidoczną siłę lub czynnik, który wytworzył idee wzrokowe w naszych umysłach. Z pewnością taka przyczyna czy siła nie wydaje się być przedmiotem ani zmysłu ani teorii widzenia, cokolwiek bowiem wiemy na ten temat znamy jedynie podstawie skutków. Po tym obszernym wstępie przystępuję obecnie do rozważenia zasad sformułowanych w Pańskim liście w porządku w jakim się znajdują.
19. W pierwszym paragrafie czy ustępie stwierdza Pan, że "cokolwiek jest na zewnątrz, co jest przyczyną wszelkiej idei wewnątrz" nazywa Pan "przedmiotem zmysłowym." Powiada Pan także nieco dalej, "że nie możemy w ogóle posiadać idei żadnego przedmiotu zewnętrznego." Wynika stąd, że przez przedmiot zmysłowy rozumie Pan coś czego żadnego rodzaju idei nie możemy posiadać. W ten sposób przedmioty zmysłowe stają się rzeczami całkowicie niezmysłowymi lub niemożliwymi do postrzegania, co wydaje mi się sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i z użyciem języka. Z tego co zostało wcześniej przyjętewynika jasno, jak sądzę, iż nie ma niczego w pojęciu [reason] rzeczy co uzasadniałoby taką definicję. Że jest to także sprzeczne z ogólnie przyjętym zwyczajem i opinią, odwołam się tu do doświadczenia pierwszego człowieka jakiego Pan napotka, który, jak przypuszczam, powie Panu, że przez przedmiot zmysłu rozumie on to, co jest postrzegane za pomocą zmysłu, nie zaś rzecz całkowicie niemożliwą do postrzegania i nieznaną. Byty, substancje, siły/zdolności istniejące na zewnątrz mogą rzeczywiście być rozważane w traktacie z zakresu jakiejś innej nauki i stać się właściwym przedmiotem dociekań. Nie mogę jednak pojąć dlaczego należy je pojmować jako przedmioty zdolności widzenia w traktacie o optyce.
20. Rzeczywiste przedmioty wzroku widzimy, a to co widzimy to znamy. By zrozumieć prawdziwą teorię widzenia należy rozważać, porównywać i rozróżniać te właśnie prawdziwe przedmioty zmysłów i wiedzy, to znaczy nasze własne idee. Gdy idzie o zewnętrzną przyczynę tych idei, to niezależnie od tego czy jest ona jedna i ta sama, czy są one różne i liczne, czy jest myśląca czy niemyśląca, czy jest duchem bądź ciałem, czy czymkolwiek jeszcze, co pomyślimy lub ustalimy na jej temat, wzrokowe przejawy nie zmienią swej natury, nasze idee pozostaną wciąż te same. Chociaż mogę mieć błędne pojęcie przyczyny lub nie wiedzieć zupełnie nic o jej naturze, nie przeszkadza mi to jednak, bym wydawał prawdziwe i pewne sądy o mych ideach i rozpoznawał, które są takie same, a które odmienne, pod jakim względem są ze sobą zgodne, a pod jakim niezgodne, które są powiązane ze sobą i na czym związek ten polega, czy ma on podstawę w podobieństwie natury, w konieczności geometrycznej, czy też jedynie w doświadczeniu i nawyku.
21. W drugim ustępie powiada Pan "gdybyśmy mieli tylko jeden zmysł, skłonni bylibyśmy uznawać, iż na zewnątrz nas nie ma żadnych przedmiotów /.../ Ponieważ jednak ten sam przedmiot jest przyczyną idei w różnych zmysłach, na tej podstawie wnioskujemy o jego istnieniu". Otóż po pierwsze, stwierdzam, iż jestem w kłopocie, gdy idzie o argument, jaki został tu użyty, i chętnie dowiedziałbym się, jak możemy poznać, iż ten sam przedmiot jest przyczyną idei w różnych zmysłach. Następnie muszę stwierdzić, iż gdybym miał jedynie jeden zmysł, mógłbym jednak wywnioskować, że jest jakaś przyczyną poza mną (którą Pan określa jako przedmiot), wytwarzająca wrażenia czy idee postrzegane przez ten zmysł. Skoro bowiem jestem świadom, iż to nie ja jestem ich przyczyną i wiem, iż nie są one przyczyną samych siebie, oba zaś te spostrzeżenia wydają się bardzo jasne, wynika stąd w sposób oczywisty, że musi być jakaś inna, trzecia przyczyna różna ode mnie i od nich.
22. W trzecim ustępie zgadza się Pan ze mną, że "wszelkie powiązanie jakie zachodzi między ideami w różnych zmysłach ma swe źródło wyłącznie w doświadczeniu." Tu się ze sobą zgadzamy. W czwartym ustępie powiada Pan, że słowo oznaczające przedmiot zewnętrzny nie jest reprezentantem żadnej odmiany idei, ani też nie możemy w ogóle posiadać idei czegoś, co znajduje się wyłącznie poza nami." To, co tu powiedziano o nieznanym przedmiocie zewnętrznym już zostało rozważone.
23. W kolejnym ustępie swego listu oświadcza Pan, że "nasze idee mają jedynie powiązanie z zewnętrznymi przedmiotami ustanowione arbitralnie, nie są podobne do zewnętrznych przedmiotów, a zmiana w naszych ideach nie zakłada zmiany, ani nie prowadzi do wniosku, iż jest to zmiana przedmiotów [pod jakimś względem], które mogą wciąż pozostać te same." Otóż nie wypowiadając się na temat niejasnego użycia słowa "przedmiot", co niejednokrotnie zostało dostrzeżone, pragnę jedynie zauważyć, że stwierdzenia wypowiedziane w tym ustępie wydają się niezgodne z innymi dalszymi.
24. W szóstym ustępie bowiem powiada Pan, iż "w obecnym stanie rzeczy istnieje niezawodnie pewny związek między ideą i przedmiotem." Jakże jednak moglibyśmy postrzegać ten związek, skoro wedle Pana, nigdy nie postrzegamy takiego przedmiotu ani nie mamy żadnej jego idei? Lub też, jeśli go nie postrzegamy, jak możemy wiedzieć, iż związek ten jest niezawodnie pewny?
25. W ustępie siódmym powiedziano, że "możemy na podstawie naszego niezawodnego doświadczenia wnosić z idei jednego zmysłu o idei innego zmysłu." Lecz ja uważam, iż jest oczywiste, że nasze doświadczenie dotyczące związku między ideami wzroku i dotyku nie jest niezawodne. W przeciwnym razie deceptio visus nie występowałaby ani w malarstwie, optyce czy dioptryce, ani w żadnej innej postaci.
26. W ostatnim ustępie stwierdza Pan, że "doświadczenie jasno poucza nas, że równa proporcja daje się zauważyć w zmianie idei każdego zmysłu w rezultacie zmiany przedmiotu." Otóż nie jestem w ogóle w stanie pogodzić tego ustępu z ustępem piątym, ani zrozumieć jak doświadczenie miałoby nam pokazać, że zmiana przedmiotu [pod jakimś względem] prowadzi do dającej się określić co do proporcji zmiany w ideach różnych zmysłów lub jak w istocie miałoby nam ukazać w ogóle cokolwiek ze zmiany czy też o zmianie przedmiotu [pod jakimś względem] całkowicie nieznanego, którego idei nie mamy ani mieć nie możemy. Jakże mógłbym postrzegać lub poznawać zmianę czegoś, czego nie postrzegam i nie znam? Nie wiedząc zaś nic o ich zmianach, jakże mógłbym obliczyć cokolwiek za ich pomocą, wywnioskować z nich coś czy stwierdzić, że mam jakiekolwiek doświadczenie do nich się odnoszące?
27. Twierdzi Pan, że z prawidłowo zrozumianych i należycie rozważonych spostrzeżeń, o których Pan wspomina, wynika, iż moja "Nowa teoria widzenia musi w znacznym stopniu okazać się zawodna. Trzeba też będzie uznać, iż prawa optyki opierają się na starych nie naruszonych podstawach." Mimo, iż rozważyłem i usiłowałem zrozumieć Pańskie uwagi, nie mogę jednak wcale pojąć jak wniosek ten można z nich wyprowadzić. Przesłanka jaką Pan ustala dla tego wniosku brzmi następująco: "Bowiem mimo, iż nasze idee w jednym zmyśle są całkowicie różne od naszych idei w innym, to jednak możemy zasadnie wnosić o jednych na podstawie innych, jako że mają jedną wspólną przyczynę zewnętrzną, o której", jak Pan powiada, "nie możemy w ogóle posiadać najbardziej nawet niewyraźnej idei." Otóż w mojej teorii nigdzie nie przyjmuje się, że nie możemy zasadnie wnosić na podstawie idei jednego zmysłu o ideach innego zmysłu dzięki analogii lub doświadczeniu. Przeciwnie właśnie ta teza jest formułowana, uzasadniania i przyjmowana od początku do końca.
28. Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, jak wnioskowania o ideach wzrokowych na podstawie idei dotykowych miałyby obejmować znajomość jednej wspólnej nieznanej zewnętrznej przyczyny lub opierać się na niej, jeśli nie jedynie na przyzwyczajeniu czy nawyku. Doświadczenie jakie posiadłem, iż pewnym ideom jednego zmysłu towarzyszą lub są z nimi powiązane pewne idee innego zmysłu jest, w moim mniemaniu, wystarczającym wyjaśnieniem, iż jedna z nich może nasuwać inną.
29. Z kolei stwierdza Pan, że "to coś zewnętrznego, co jest przyczyną całej rozmaitości idei wewnętrznych w jednym zmyśle jest także przyczyną ich rozmaitości w innym, a ponieważ przy tym pozostają one z nim w koniecznym związku, w pełni zasadnie wykazujemy na podstawie naszych idei dotyku tego samego przedmiotu jakie będą nasze idee wzrokowe." W tej sprawie mogę pozwolić sobie na uwagę, że badanie czy coś nieznanego jest w obu przypadkach takie samo czy różne jest zagadnieniem nie należącym do optyki, tym bardziej, że jakbyśmy nie sprecyzowali tego zagadnienia, nasze postrzeżenia dokonane dzięki zdolności widzenia pozostaną dokładnie te same. Uważam, że być może ten sam Byt, który wywołuje nasze idee wzroku jest również przyczyną nie tylko naszych idei dotyku, ale także naszych idei wszystkich innych zmysłów, z ich całą różnorodnością. Ta kwestia jednak, powiadam, nie pokrywa się z celem naszych badań.
30. Jeśli idzie o twierdzenie, które Pan wysuwa, iż nasze idee pozostają w k o n i e c z n y m stosunku z taką przyczyną, wydaje mi się ono gratis dictum, nie zostało bowiem podane żadne uzasadnienie dla niego, bez tego zaś nie mogę go uznać. Idee czy skutki, przyznaję, postrzega się jasno, lecz przyczyna, jak Pan powiada, pozostaje całkowicie nieznana. Jak zatem może Pan twierdzić, czy taka nieznana przyczyna działa w sposób przypadkowy lub konieczny? Widzę skutki i zjawiska, i wiem że skutki muszą mieć przyczynę, ale ani nie postrzegam wzrokowo ani nie wiem, że ich związek z tą przyczyną ma charakter konieczny. Cokolwiek to może być, mam pewność, iż nie postrzegam takiego związku koniecznego, ani w konsekwencji nie jestem w stanie wywieść dedukcyjnie za jego pomocą idei jednego zmysłu z idei innego zmysłu.
31. Dodaje Pan także, że ["]wprawdzie mówić o widzeniu za pomocą dotykowych kątów i linii jest oczywistym nonsensem, to wyprowadzanie z dotykowych kątów i linii idei wzrokowych, które pochodzą od tego samego wspólnego przedmiotu jest w bardzo rozumne.["] [cudzysłowy w oryginale opuszczone - M.K.]. Jeśli oznacza to tylko tyle, że można w optyce dowodzić i obliczać i obliczać w sposób właściwy geometrii na podstawie linii i kątów, wówczas twierdzenie to tak dalece nie sprzeciwia się mojej teorii, że mogę powiedzieć, iż stwierdziłem wyraźnie to samo. Koncepcja ta, jak stwierdziłem, rzeczywiście posiada pewne ograniczenia, jakie stanowią różne przypadki, w których autorzy zajmujący się optyką uważali, iż wydajemy sądy na podstawie linii i kątów czy też jakiejś przyrodzonej geometrii. Uważam, że w tej kwestii mylili się i przedstawiłem na to swe argumenty. Ponieważ zaś nie zostały one podważone w Pańskim liście, według mnie zachowują swą siłę.
32. Dokonałem przeglądu Pańskich rozważań, których wniosek świadczy o tym, iż były formułowane w pośpiechu. Przemyślawszy je zaś z całą uwagą na jaką mnie stać, muszę teraz pozostawić osądowi myślącego czytelnika, czy zawierają one cokolwiek, co zmuszałoby mnie, bym odszedł od tego, co przedstawiłem w mojej Teorii widzenia. Co do mnie, gdybym tego kiedykolwiek pragnął, nie byłaby to okoliczność umożliwiająca mi oddanie się szczeremu zadowoleniu. Należałoby wówczas po prostu wyrzec się rozpoznanego błędu: jest bowiem rzeczą daleko bardziej słuszną i godną uznania odwołać go niż bronić. Owszem, wydawałoby się, iż teoria powinna pozostać nienaruszona, ponieważ zgadza się Pan ze mną, iż ludzie nie widzą za pomocą linii i kątów, ja zaś z drugiej strony, zgadzam się z Panem, że możemy dokonywać obliczeń w optyce odwołując się do linii i kątów, jak to już wyraźnie pokazałem, a także dlatego, że to co mówi się w Pańskim liście o przedmiocie, jest całkowicie niezgodne z teorią, która traktuje nasze idee jako przedmiot zmysłów, i nie ma nic wspólnego z ową nieznaną, niepostrzeganą i niezrozumiałą rzeczą, którą Pan oznacza słowem "przedmiot". Z pewnością prawa optyki nie będą już wsparte na starych nie naruszonych podstawach, jeśli uznamy, iż nie widzimy dzięki geometrii, a przy tym będzie oczywiste, że wyjaśnienia zjawisk, jakich dostarczają powszechnie akceptowane teorie z zakresu optyki, są niewystarczające i błędne. Podobnie, jeśli inne zasady zostaną uznane za niezbędne do wyjaśnienia natury widzenia, i uzna się, że nie istnieje żadna idea czy rodzaj idei wspólny dla obu zmysłów, odwrotnie niż głosi to stare uznane założenie, powszechnie przyjmowane przez autorów zajmujących się optyką.
33. Używając chwiejnych i niejasnych terminów wprowadzamy w błąd nie tylko innych ludzi, ale często samych siebie. Można by sądzić, iż przedmiot powinien być postrzegany. Muszę przyznać, że kiedy słowo to jest używane w innym sensie, tracę orientację co do jego znaczenia, i w skutek tego nie jestem w stanie zrozumieć żadnych argumentów czy wniosków, które się do niego odnoszą. Nie jestem pewien, gdy idzie o mnie, czy pewna doza nieścisłości w sposobie wyrażania się, jak i szczególna natura przedmiotu, nie zawsze łatwo poddającemu się wyjaśnianiu i pojmowaniu, nie mogła sprawić, iż mój traktat o widzeniu stał się trudny dla przeciętnego czytelnika. Uważam wszakże, że całość jest nad wyraz zrozumiała dla czytelnika cechującego się właściwą uwagą i traktującego me słowa jako okazję do samodzielnego myślenia. Kiedy zaś zostanie odpowiednio zrozumiana, nie wątpię, iż zyska aprobatę. O jednym mogę zapewnić, iż jeśli nawet jestem w błędzie, nie poczuwam się ani do zbytniego pośpiechu czy braku uwagi, jako że zadałem sobie wiele trudu i podjąłem znaczny wysiłek myślowy w tym celu.
34. Gdybyś zaś Panie uznał był za warte zachodu, by rozważyć bardziej szczegółowo przedmiot traktatu, wskazać w nim różne fragmenty, ustosunkować się do któregokolwiek z moich zastrzeżeń wobec utartych pojęć, odrzucić któryś z moich argumentów z korzyścią dla mnie czy też w szczególności użyć własnych argumentów, mógłbym z pewnością skorzystać dzięki twemu krytycznemu namysłowi. Odnoszę jednak wrażenie, że albo rozważaliśmy różne zagadnienia, albo te same z tak różnych punktów widzenia, że jeden nie rozjaśnia drugiego. Mimo to skorzystam z tej okazji, by dokonać przeglądu mojej teorii, by stała się łatwiejsza i jaśniejsza, a raczej by ją przybliżyć, jako że już wcześniej zająłem się tym problemem. Rozprawiając bowiem o rzeczach bliskich i znanych nam, nazbyt jesteśmy skłonni uważać, że takie są również dla innych.
35. Mogłoby się wydawać stosowne, jeśli nie zgoła nieuniknione, by rozpocząć w utartym stylu autorów zajmujących się optyką, uznając różne rzeczy za prawdziwe, które w ścisłym sensie nie są nimi, lecz są tylko uznawane i akceptowane przez ludzi pospolitych. Ponieważ w naszych umysłach występuje długotrwały i bliski związek między ideami wzroku i dotyku, są one uważane za jedną rzecz. Przesąd ten dość dobrze odpowiada zadaniom życia, a język jest doń dostosowany. Dzieło nauki i spekulacji polega na rozwikłaniu naszych przesądów i błędów poprzez rozdzielenie najściślejszych powiązań, odróżnienie tego, co różne, dostarczenie jasnych poglądów zamiast pomieszanych i zawiłych, stopniowe korygowanie naszych sądów i nadawanie im filozoficznej ścisłości. Ponieważ zaś dzieło to wymaga czasu i stopniowej pracy, jest rzeczą niezwykle trudną, jeśli w ogóle możliwą, uniknięcie pułapek potocznego języka i zostawszy w nie zwiedzionym nie mówić czegoś, co - ujmując ściśle - nie jest ani prawdziwe, ani konsekwentne. Wskutek tego wysiłek umysłu i bezstronność czytelnika są szczególnie pożądane. Język bowiem jako dostosowany do ludzkich ugruntowanych pojęć (praenotions) i praktycznych zastosowań, sprawia trudność przy wyrażaniu ścisłej prawdy o rzeczach, która jest tak odległa od ich użycia i tak sprzeczna z naszymi utartymi pojęciami.
36. Wygląda na to, iż przy obmyślaniu wzroku, jak i innych rzeczy, mądrość Opatrzności brała pod uwagę działanie raczej niż teoretyczne myślenie człowieka. Do działania rzeczy te są cudownie dostosowane, ale z tych właśnie powodów myślenie teoretyczne jest często mętne. Bowiem, tak jak użyteczne dla kierowania naszymi działaniami jest to, co natychmiast nasuwa się na myśl, tak nasze rozróżnianie pomiędzy pomieszanymi rzeczami i oddzielanie tego, co połączone i jakby zmieszane ze sobą jest równie niezbędne dla spekulacji i poznania prawdy.
37. Wiedza o tych powiązaniach, stosunkach i różnicach pomiędzy rzeczami wzrokowymi i dotykowymi, ich naturze, sile, znaczeniu nie została we właściwy sposób przemyślana przez wcześniejszych autorów traktujących o optyce. Wydawała się natomiast ważnym desideratum tej nauki, która z racji jego braku była niejasna i niepełna. Zatem traktat filozoficznej natury jest co najmniej równie niezbędny dla zrozumienia widzenia, jak fizyczna analiza oka, nerwu, owłosienia, humorów, załamania światła, natury cielesnej i ruchu światła czy geometryczne zastosowanie linii i kątów w praxis lub w teorii, w odniesieniu do szkieł optycznych i zwierciadeł, w zakresie obliczeń i podporządkowywania naszych sądów jakiejś regule i mierze, w stopniu w jakim odpowiadają one przedmiotom geometrii. Widzenie powinno być rozpatrywane z tych trzech punktów widzenia, by teoria optyki osiągnęła pełnię.
38. Należy zaznaczyć, iż rozpatrując teorię widzenia, dostrzegłem pewną znaną metodę, w której wychodząc od fałszywych i rozpowszechnionych założeń, ludzie często osiągają prawdę. Natomiast w syntetycznej metodzie prezentowania nauki i prawdy już odkrytej postępujemy w odwrotnym porządku: wnioski uzyskane w analizie przyjmuje się jako przesłanki syntezy. Zacznę zatem teraz od wniosku, iż w i d z e n i e j e s t j ę z y k i e m S t w ó r c y n a t u r y, wywodząc z niego dedukcyjnie twierdzenia i interpretację faktów oraz wyjaśniając naturę rzeczy wzrokowych i zdolności widzenia.
39. Idee, które jak zauważono są powiązane z innymi ideami, są traktowane jako znaki, za pomocą których rzeczy nie postrzegane w danej chwili przez zmysły są oznaczane lub podsuwane wyobraźni, której są przedmiotami i tylko przez nią postrzegane. Tak jak dźwięki przywodzą na myśl inne rzeczy, tak znaki nasuwają umysłowi owe dźwięki, a w ogólności wszystkie znaki przywodzą na myśl rzeczy oznaczane. Nie ma idei, która nie nasuwałaby umysłowi innej idei, często z nią powiązanej. W pewnych przypadkach znak może przywodzić na myśl swój odpowiednik jako obraz, w innych jako skutek, a w jeszcze innych jako przyczynę. Kiedy jednak nie zachodzi relacja podobieństwa czy przyczynowości ani żaden konieczny związek, dwie rzeczy jedynie dzięki współwystępowaniu lub dwie idee tylko dlatego, iż są postrzegane razem, mogą przywodzić na myśl bądź oznaczać jedna drugą; związek zachodzący pomiędzy nimi jest całkowicie przypadkowy. Bowiem to jedynie sam związek jest przyczyną tego rezultatu.
40. Wielka liczba przypadkowych znaków, rozmaitych a odpowiednich, stanowi język. Gdyby taki przypadkowy związek został ustanowiony przez ludzi, wówczas byłby to język sztuczny, jeśli zaś przez Stwórcę natury, byłby naturalny. Nieskończenie różne są odmiany jakie przybiera światło i dźwięk, dlatego każde z nich zdolne jest dostarczyć nieskończonej rozmaitości znaków, i odpowiednio każde z nich znalazło zastosowanie przy powstawaniu języków, jednego dzięki przypadkowemu ustanowieniu przez ludzkość, drugiego za przyczyną samego Boga. Związek w zwykłym biegu rzeczy, ustanowiony przez Stwórcę natury, z pewnością może być określony jako naturalny, podczas gdy ustanowiony przez ludzi nazwać trzeba sztucznym. Przy czym nie przeszkadza to, by jeden mógł być równie przypadkowy jak drugi. I rzeczywiście, rzeczy dotykowe wykazują tyle samo podobieństwa i konieczności, gdy idzie o ich wywiedzenie ze zmian światła, co język, gdy idzie o wywnioskowanie znaczenia z dźwięków. Natomiast takie samo jest powiązanie różnych tonów i sposobów artykułowania głosu z ich odrębnymi znaczeniami, jak pomiędzy różnymi modyfikacjami światła i ich właściwych odpowiedników; innymi słowy, między ideami wzroku i dotyku.
41. Jeśli idzie o światło, i jego różne odmiany i barwy, to wszyscy myślący ludzie zgadzają się, że są to idee właściwe tylko dla wzroku, nie zaś wspólne także dotykowi, ani tego samego rodzaju, co postrzegane przez ten zmysł. Tu natomiast znajduje swe źródło błędny pogląd, iż oprócz tych idei istnieją inne idee wspólne dla obu zmysłów, postrzegane zarówno wzrokiem, jak i dotykiem, takie jak rozciągłość, wielkość, kształt i ruch. Wykazałem jednak w Teorii, i jak się zdaje sam Pan to przyznał, iż w rzeczywistości nie ma takich wspólnych idei, a przedmioty wzroku, oznaczone tymi słowami, są całkowicie różne i odmiennego rodzaju niż cokolwiek, co jest przedmiotem dotyku, oznaczonym tymi samymi nazwami. Nie mogę jednak zrozumieć, jak może Pan zasadnie to dopuszczać a zarazem opowiadać się za rozpowszechnionymi teoriami, które dzięki tej zasadniczej części i podstawie teorii, ulegają destrukcji, podczas gdy moja teoria zyskuje ugruntowanie.
42. Postrzegać jest czymś innym niż sądzić. Podobnie nasuwać się umysłowi to jedno, a być rezultatem wnioskowania to drugie. Rzeczy są podsuwane i postrzegane przez zmysły. Sądów i rozumowań dokonujemy dzięki intelektowi. Światło i barwy to pierwotny przedmiot, postrzegany bezpośrednio i w sposób właściwy dla wzroku. Idee dotykowe, podsuwane i postrzegane za ich [świateł i barw] pośrednictwem, mogą być uważane za wtórne i niewłaściwe przedmioty wzroku.
43. Wyjaśnienie jak umysł lub dusza człowieka po prostu widzą to odrębne zagadnienie należące do filozofii. Całkiem zaś innym zagadnieniem należącym do geometrii jest traktowanie cząstek jako poruszających się po pewnych liniach, promieni światła jako załamanych lub odbitych, przecinających się czy zawierających kąty. Wyjaśnianie zmysłu wzroku za pomocą mechanizmu to trzecie zagadnienie, które należy do anatomii i eksperymentowania. Dwa ostatnie typy analiz mają zastosowanie w praktyce, są pomocne przy usuwaniu wad i leczeniu zaburzeń wzroku, zgodnie z prawami przyrody panującymi w ziemskim systemie. Natomiast wcześniejsza teoria pozwala nam zrozumieć prawdziwą naturę wzroku, ujmowanego jako zdolność duszy. Teorię tę, jak już wspomniałem, można sprowadzić do prostego pytania, które brzmi, jak to się dzieje, że pewien zespół idei, mimo iż całkowicie różnych od idei dotykowych, przywodzi je nam na myśl, przy braku koniecznego związku pomiędzy nimi? Właściwa odpowiedź przedstawia się następująco: dzieje się tak na mocy dowolnego powiązania, ustanowionego przez Stwórcę natury.
44. Właściwym i bezpośrednim przedmiotem wzroku jest światło we wszystkich jego modyfikacjach i odmianach, i barwy, różne pod względem rodzaju, stopnia i ilości, niektóre żywe, inne wyblakłe, tych więcej tamtych mniej, różne co do granic czy ograniczeń lub pod względem porządku i położenia. Niewidomy człowiek, który po raz pierwszy przejrzał na oczy, może postrzegać te przedmioty, których rozmaitość jest nieskończona, nie będzie jednak postrzegał ani wyobrażał sobie żadnego podobieństwa lub związku pomiędzy przedmiotami wzrokowymi a postrzeganymi dotykiem. Światła, cienie i barwy nie podsuwałyby mu niczego o ciałach, twardych czy miękkich, chropowatych czy też gładkich. Również ich ilości, granice czy układ nie nasuwałyby jego umysłowi figur geometrycznych, rozciągłości lub położenia. A musiałoby tak być zgodnie z rozpowszechnionym poglądem, iż przedmioty te są wspólne dla wzroku i dotyku.
45. Wszystkie różne rodzaje połączenia, ilości, stopnie i właściwości świateł i barw, przy pierwszym ich postrzeganiu, byłyby traktowane same jako nowy zespół wrażeń i idei. Jako nowym i nieznanym, człowiek od urodzenia niewidomy, widząc je po raz pierwszy, nie nadawałby im nazw rzeczy, które uprzednio poznał i postrzegał dzięki dotykowi. Nabrawszy jednak pewnego doświadczenia, postrzegałby ich związek z rzeczami dotykowymi i dlatego uważałby je za znaki i nadawałby im (jak to zazwyczaj dzieje się w innych przypadkach) te same nazwy, jakie odnoszą się do rzeczy oznaczanych.
46. Większa i mniejsza rozciągłość i proporcja czy większy i mniejszy odstęp, wszystkie one występują zarówno w czasie, jak i przestrzeni, nie wynika stąd jednak, że są one jednakowymi wielkościami. Przypisywanie wspólnych nazw ideom wzrokowym i dotykowym również nie prowadzi do uznania ich za jednakowe. To prawda, że nazwy oznaczające dotykową rozciągłość, kształt, położenie, ruch, itp., są używane także dla oznaczania ilości, relacji i układu właściwych przedmiotów wzrokowych czy idei wzroku. Bierze się to jednak tylko z doświadczenia i analogii. Są nuty muzyczne wyższe i niższe. Ludzie mówią tonem wysokim lub niskim. Rzecz oczywista jest to jedynie przenośnia lub analogia. Podobnie używa się słów "położenie", "wysoko" i "nisko", "w górze" i "w dole", a ich znaczenie, przy tym zastosowaniu, ma charakter analogiczny.
47. Jednak w przypadku widzenia nie poprzestajemy na założonej analogii pomiędzy różnymi i niejednorodnymi naturami. Zakładamy tożsamość natury lub też jeden i ten sam przedmiot wspólny dla obu zmysłów. A oto jakim sposobem dochodzimy do popełniania tego błędu. Ze względu na to, iż różnym ruchom głowy, w górę i w dół, w prawo i w lewo, towarzyszy rozmaitość idei wzrokowych, zdarza się, że owe ruchy i położenia głowy, które w rzeczywistości mają charakter dotykowy, przenoszą swe własne cechy i nazwania na idee wzrokowe, z którymi są wiązane, i w ten sposób są określane jako [położone] "wysoko" i "nisko", "na prawo" i "na lewo", oraz nazywane innymi nazwami oznaczającymi różne odmiany położenia, które nie zostałyby im przypisane przed pojawieniem się takiego związku w doświadczeniu, przynajmniej nie w pierwotnym i dosłownym znaczeniu.
48. Na tej podstawie możemy zrozumieć w jaki sposób umysł jest w stanie postrzegać wzrokowo położenie odległych przedmiotów. Bezpośrednie przedmioty, których wzajemny stosunek i układ są wyrażane za pomocą nazw odnoszących się do dotykowego położenia, są powiązane z rzeczywistymi przedmiotami dotyku. To, co powiadamy i sądzimy o jednych, powiadamy i sądzimy o drugich, przenosząc naszą myśl czy postrzeganie ze znaków na rzeczy oznaczane, jak to się dzieje zazwyczaj, przy słuchaniu czy czytaniu czyjejś wypowiedzi, gdy pomijamy dźwięki czy litery i bezpośrednio przechodzimy do znaczenia.
49. Istnieje jednak wielka trudność związana z położeniem przedmiotów jako postrzeganych wzrokiem. Skoro bowiem stożki promieni światła pochodzące od jakiegokolwiek świecącego przedmiotu, po przejściu przez źrenicę i załamaniu w soczewce, kreślą odwrócone obrazy na siatkówce, uważane za bezpośrednie właściwe przedmioty wzroku, jak to się dzieje, że przedmioty, których obrazy są tak odwrócone wydają się jednak nie odwrócone i w ich naturalnym położeniu? Jeśli przedmioty postrzegane są jedynie przez ich obrazy, wynikałoby stąd, iż skoro te [obrazy] są odwrócone, to tamte [przedmioty] też powinny tak się przedstawiać. Trudność ta niemożliwa do wyjaśnienia na gruncie wszystkich przyjętych zasad i teorii, zyskuje najbardziej naturalne wyjaśnienie, jeśli się uzna, że siatkówka, soczewka, źrenica, promienie, załamujące się przy przechodzeniu i łączące się w różnych obrazach, odpowiadających przedmiotom zewnętrznym i podobnych do nich, wszystkie razem mają naturę dotykową.
50. Tak zwane obrazy utworzone przez stożki promieni świetlnych, po wspomnianym przejściu i załamaniu się, nie tyle rzeczywiście są obrazami, co podobiznami lub przedstawieniami/kształtami czy projekcjami, dotykowymi przedstawieniami/kształtami rzutowanymi przez dotykowe promienie na dotykową siatkówkę. Są one tak odległe od tego, by stać się właściwymi przedmiotami wzroku, ze w ogóle nie są przezeń postrzegane, będąc z natury całkowicie dotykowego rodzaju i postrzegane wyłącznie dzięki wyobraźni, gdy przyjmujemy, iż są przyjmowane właśnie prze oko. Owe dotykowe podobizny na siatkówce posiadają pewne podobieństwo do dotykowych przedmiotów, od których biegną promienie, i w stosunku do tych przedmiotów, przyznaję, iż są odwrócone. Zaprzeczam jednak, by były one lub mogły być właściwymi bezpośrednimi przedmiotami wzroku. Powszechnie przyjmują to autorzy zajmujący się optyką, jest to jednak pospolity błąd. Po jego usunięciu wspomniana wcześniej trudność, jako mająca swe źródło w błędzie, w znika wraz z nim, a właściwe i całkowite rozwiązanie staje się osiągalne.
51. Obrazy mogą zatem być pojmowane w dwóch znaczeniach lub jako dwa całkowicie różne i niejednorodne rodzaje, jeden składający się ze światła, cienia i barw, drugi nie będący właściwie obrazami, lecz podobiznami rzutowanymi na siatkówkę. Dla odróżnienia odpowiednio tamte będę określał mianem o b r a z ó w, a te p o d o b i e ń s t w. Pierwsze są widziane i są charakterystycznymi przedmiotami wzroku. Drugie są tak dalece odmienne, że człowiek niewidomy od urodzenia może je sobie doskonale wyobrazić, zrozumieć je i pojąć. Nie będzie chyba błędem zauważyć, iż kształty i ruchy, których nie możemy w rzeczywistości odczuwać, lecz jedynie je sobie wyobrażać, mogą mimo to być traktowane jako idee dotykowe, biorąc pod uwagę, iż są one tego samego rodzaju, co przedmioty dotyku, a wyobraźnia wywiodła je z tego zmysłu.
52. W całej tej sprawie umysł wykazuje zdumiewającą skłonność do ulegania złudzeniom pod wpływem nagłych sugestii fantazji, które myli z postrzeżeniami zmysłowymi, i ma tendencję do mylnego traktowania bliskiego i nawykowego związku między całkowicie odrębnymi i różnymi rzeczami jako tożsamości natury. Wygląda na to, że to rozwiązanie trudnego problemu odwróconych podobizn jest głównym zagadnieniem w całej teorii optycznej, być najtrudniejszym do pojęcia, ale też wymagającym naszej najwyższej uwagi. Jest to też, przy właściwym pojmowaniu, najpewniejsza droga, prowadząca umysł do pełnej wiedzy o prawdziwej naturze widzenia.
53. Odnośnie odwróconych podobizn należy zauważyć, że aczkolwiek pod względem rodzaju są one całkowicie różne od właściwych przedmiotów wzroku czy obrazów, mimo to mogą być w stosunku do nich proporcjonalne, tak jak w istocie rzeczy w przyrodzie najbardziej różne i rodzajowo odmienne mogą, mimo to, wykazywać analogię i być wzajem do siebie proporcjonalne. Chociaż owe podobizny, przy danej odległości, powinny być po prostu takie jak powierzchnie, z których wychodzą promienie, i chociaż w konsekwencji należałoby przyjąć, że obrazy są w tym przypadku proporcjonalne do owych promieniujących powierzchni lub do dotykowej rzeczywistej wielkości rzeczy, nie wynika stąd jednak, że we wspólnym widoku/obrazie/widzeniu postrzegamy i szacujemy te rzeczywiste dotykowe wielkości po prostu dzięki wzrokowym wielkościom obrazów., w nich bowiem odległość nie jest dana, a przedmioty dotykowe znajdują się w różnych odległościach. Średnice owych podobizn, względem których obrazy są proporcjonalne, są odwrócone jak owe odległości, które nie są postrzegane bezpośrednio za pomocą wzroku. Gdybyśmy przyjęli, że są postrzegane, jest mimo to pewne, iż umysł, postrzegając wzrokiem wielkości przedmiotów dotykowych, nie dokonuje ich obliczeń za pomocą odwrotnej proporcji odległości, ani wprost proporcjonalnie do obrazów. Własne doświadczenie może być źródłem wiedzy dla każdego, iż takie wnioskowanie czy rozumowanie nie towarzyszy zwykłemu aktowi widzenia.
54. Aby dowiedzieć się, jak postrzegamy czy ujmujemy za pomocą wzroku rzeczywistą wielkość przedmiotów dotykowych, musimy wziąć pod uwagę bezpośrednie przedmioty wzrokowe, ich właściwości czy cechy. Tymi bezpośrednimi przedmiotami są obrazy. Niektóre z nich są bardziej żywe, inne zaś bardziej niewyraźne. Niektóre są wyżej, inne zaś niżej, gdy idzie o ich własny układ czy konkretne położenie, które choć w rzeczywistości całkowicie różne od położenia przedmiotów dotykowych, pozostaje jednak z nim w jakiejś relacji i związku, i stąd bierze się określanie za pomocą tych samych słów "wysoko", "nisko", itp. Zatem poprzez wielkość obrazów, ich niewyraźność i położenie postrzegamy wielkość przedmiotów dotykowych, tym większych, im mniej wyraźnych, zaś wyżej położone obrazy sugerują większą wielkość dotykową.
55. Aby lepiej wyjaśnić ten problem załóżmy, iż w pobliżu oka rozciąga się, pionowa w stosunku do horyzontu, przezroczysta płaszczyzna podzielona na małe kwadraty równej wielkości. Prosta pomiędzy okiem i najdalszą granicą horyzontu, biegnąca poprzez tę przezroczystą płaszczyznę, zaznaczy pewien punkt lub wysokość, do której wznosi się płaszczyzna pozioma, rzutowana na płaszczyznę pionową czy też na niej przedstawiana. Oko widzi wszystkie części i przedmioty na płaszczyźnie poziomej przez odpowiednie kwadraty pionowej przezroczystej płaszczyzny. Te z nich, które zajmują większość kwadratów mają większą rozciągłość wzrokową, proporcjonalną do kwadratów, lecz dotykowe wielkości przedmiotów nie są szacowane jako do nich proporcjonalne. Te bowiem, które widzi się przez górne kwadraty wydadzą się znacznie większe niż te widziane przez niższe kwadraty, mimo iż zajmują te samą lub większą liczbę owych równych kwadratów na przezroczystej płaszczyźnie.
56. Promienie biegnące z każdego punktu każdej części poziomej płaszczyzny lub od każdego przedmiotu na niej się znajdującego przez przezroczystą płaszczyznę do oka, przedstawiają wyobraźni podobiznę poziomej płaszczyzny i wszystkich jej części, narysowanych na poziomej płaszczyźnie i zajmujących jej kwadraty do pewnej wysokości zaznaczonej przez prostą sięgającą od oka do najdalszej granicy horyzontu. Linię przechodzącą na wspomnianej wysokości czy w zaznaczonym miejscu na przezroczystej płaszczyźnie, i równoległą do horyzontu, nazywam linią poziomą. Każdy kwadrat zawiera podobiznę jakiejś odpowiedniej części płaszczyzny poziomej. Całą tę podobiznę możemy nazywać podobizną horyzontalną, a obraz jej odpowiadający obrazem horyzontalnym. W reprezentacji tego rodzaju wyższe podobizny nasuwają na myśl znacznie większe wielkości niż podobizny niższe. Podobizny nasuwające na myśl większe wielkości są zarazem mniej wyraźne i wyższe. Wynika stąd, że niewyraźność i położenie wspólnie ze wzrokową wielkością decydują o nasuwaniu się umysłowi wielkości dotykowej. Dla potwierdzenia prawdziwości tego wszystkiego odwołuję się do doświadczenia i bystrości czytelnika, który powinien dodać własny namysł do tego, co napisałem.
57. Jest prawdą, iż ta przezroczysta płaszczyzna i podobizny, o których zakłada się, iż są na nią rzutowane, mają całkowicie dotykową naturę. Z drugiej jednak strony istnieją obrazy odpowiadające tym podobiznom, i panuje pośród nich ład odpowiadający położeniu podobizn, ze względu na który powiada się o nich, iż są wyższe lub niższe. Obrazy te są mniej lub bardziej niewyraźne, i one naprawdę, a nie podobizny, są przedmiotami wzrokowymi. Zatem to, co zostało powiedziane o podobiznach musi dokładnie odnosić się do odpowiednich obrazów, których niewyraźność, położenie i wielkość, jako bezpośrednio postrzegane za pomocą wzroku, wszystkie wspólnie we trzy przyczyniają się do nasuwania na myśl wielkości dotykowych przedmiotów, a to jedynie na podstawie uprzednio doświadczonego związku.
58. Niektórzy być może będą sądzić, iż wielkość obrazu pozostaje w koniecznym związku z wielkością przedmiotu dotykowego lub przynajmniej (jeśli nie są ze sobą mylone), że jest to jedyny środek przywodzący ją na myśl umysłowi. Jest to jednak tak odległe od prawdy, iż spośród dwóch obrazów wzrokowych o tej samej wielkości, jeden mniej wyraźny i wyższy będzie sugerował sto razy większą wielkość dotykową niż drugi. Jest to jednoznaczny dowód, iż nie sądzimy o wielkości dotykowej jedynie na podstawie [wielkości] wzrokowej, lecz że nasz sąd lub pojmowanie są określane przez inne rzeczy, które jednak traktowane jako nie mające zbyt wiele podobieństwa z wielkością dotykową mogą z tego powodu zostać przeoczone.
59. Należy także dalej zauważyć, że oprócz tej wielkości, położenia i niewyraźności obrazów nasze antycypacje (praenotions) co do rodzaju, wielkości, kształtu i natury rzeczy przyczyniają się do sugerowania nam ich dotykowych wielkości. Zatem na przykład obraz tej samej wielkości, równie niewyraźny i w tym samym położeniu, mając kształt człowieka będzie sugerował mniejszą wielkość dotykową niż gdyby miał kształt wieży.
60. Gdzie rodzaj, niewyraźność i położenie poziomych obrazów są dane, sugerowana wielkość dotykowa wystąpi jako wzrokowa. Gdy odległości i wielkości, które przywykliśmy mierzyć dzięki doświadczeniu dotykowemu, leżą na poziomej płaszczyźnie, wówczas zdarza się, iż położenie poziomych obrazów sugeruje wielkości dotykowe, które nie są w podobny sposób podsuwane [umysłowi] przez pionowe obrazy. Trzeba też zauważyć, że gdy przedmiot stopniowo wznosi się ponad horyzontem ku zenitowi, nasz sąd co do jego wielkości dotykowej stopniowo coraz bardziej staje się zależny od jego wielkości wzrokowej, bowiem niewyraźność zmniejsza się wraz z malejącą ilością wypełniającego przestrzeń powietrza i oparów. Gdy przedmiot wznosi się, oko obserwatora także podnosi się ponad horyzont. Tak tedy, gdy dwie współdziałające okoliczności: niewyraźność i poziome położenie, przestają wpływać na podsuwanie umysłowi wielkości dotykowej, sama ta sugestia czy sąd staje się, w pewnej do niej proporcji, jedynym skutkiem wielkości wzrokowej i antycypacji (praenotions). Jest oczywiste, że kilka rzeczy (na przykład niewyraźność, położenie i wielkość wzrokowa) przyczyniają się do powiększenia idei. Wraz zaś ze stopniowym pomijaniem tych rzeczy, idea owa stopniowo będzie się zmniejszała. Tak się dzieje w przypadku Księżyca, gdy wznosi się on ponad horyzontem i stopniowo zmniejsza swój widzialny rozmiar, w miarę jak wysokość jego położenia wzrasta.
61. Dla matematyków jest rzeczą naturalną traktowanie kąta wzrokowego i widzianej wielkości jako jedynego lub głównego środka naszego postrzegania dotykowej wielkości przedmiotów. Jednakże na podstawie wcześniej dokonanych założeń jest jasne, iż nasza percepcja podlega bardziej wpływowi innych rzeczy, które nie są do niej podobne i pozostają z nią w koniecznym związku.
62. Te same środki, które nasuwają na myśl wielkość rzeczy dotykowych, nasuwają także ich odległość, i to w ten sam sposób, to znaczy, jedynie na podstawie doświadczenia nie zaś dzięki jakiemukolwiek koniecznemu związkowi czy geometrycznemu wnioskowaniu. Dlatego właśnie niewyraźność i żywość, wyższe lub niższe położenie wraz ze wzrokowym rozmiarem obrazów i naszymi antycypacjami (praenotions) w odniesieniu do kształtu i rodzaju dotykowych przedmiotów, są prawdziwym środkiem, za pomocą którego postrzegamy różne stopnie dotykowej odległości. Wynika to z przyjętych założeń i stanie się oczywiste dla każdego, kto weźmie pod uwagę, że wzrokowe kąty wraz z ich łukami i cięciwami, nie są postrzegane za pomocą wzroku czy doświadczenia w jakimkolwiek innym znaczeniu. Jest natomiast pewne, że jedynie obrazy z ich wielkościami, położeniem i stopniami niewyraźności są właściwymi przedmiotami wzroku. Toteż cokolwiek jest postrzegane za pomocą wzroku musi być postrzegane dzięki nim. W tym postrzeganiu mają także swój udział antycypacje (praenotions), uzyskane poprzez doświadczenie dotykowe lub wzrokowe i dotykowe łącznie.
63. I rzeczywiście wystarczy byśmy tylko zastanowili się nad tym, co widzimy, by przekonać się, że obrazy im są mniejsze, mniej wyraźne i wyższe (przy założeniu, iż są jeszcze poniżej linii horyzontu lub jej obrazu), tym większa wyda się ich odległość. Wyższe położenie obrazu jest dokładnie tym, co należy rozumieć, gdy powiada się, zgodnie z rozpowszechnionym sposobem mówienia, że oko postrzega łąki, jeziora, itp., umiejscowione między nim a odległym przedmiotem, obrazy zaś im odpowiadające postrzegane są tylko jako znajdujące się poniżej obrazu tego przedmiotu. Jest zatem oczywiste, że natura żadnej z tych rzeczy nie obejmuje jakiegokolwiek koniecznego związku z różnymi odległościami. Okaże się także po krótkim namyśle, iż różne przypadki kształtu, barwy i rodzaju rzeczywiście wpływają na nasz osąd czy postrzeganie odległości. Wszystko ma swe źródło w naszych antycypacjach, które są jedynie skutkiem doświadczenia.
64. Ponieważ dla matematyków jest rzeczą naturalną sprowadzanie rzeczy do reguły i miary geometrii, są oni skłonni przyjmować, iż widziana wielkość ma większy udział, niż w rzeczywistości stwierdzamy, w kształtowaniu naszego sądu o odległości rzeczy od oka. Bez wątpienia byłaby to też łatwa i gotowa do zastosowania reguła określania wzrokowo postrzeganego miejsca jakiegoś przedmiotu, gdyby można było stwierdzić, iż jego odległość jest odwrotnością średnicy jego wielkości widzianej i sądzić o tym tylko na tej podstawie, z pominięciem wszelkich innych okoliczności. Jest wszakże oczywiste, że nie byłaby to prawdziwa reguła, jako że istnieją pewne przypadki w widzeniu związane z załamanym lub odbitym światłem, gdzie pomniejszeniu widzianej wielkości towarzyszy widoczne zmniejszenie odległości.
65. Aby jeszcze bardziej przekonać się, że nasze sądy czy postrzeżenia wielkości bądź odległości jakiegoś przedmiotu nie zależą całkowicie od widzianej wielkości, trzeba byśmy tylko spytali pierwszego napotkanego malarza, który biorąc pod uwagę raczej naturę niż geometrię, dobrze wie, że składa się na nią kilka innych okoliczności. Ponieważ zaś sztuka może jedynie nas zwodzić naśladując naturę, trzeba jedynie byśmy obserwowali fragmenty perspektywy i krajobrazów, by móc wydawać sąd w tej sprawie.
66. Gdy przedmiot jest tak blisko, iż odległość między źrenicami ma pewną zauważalną proporcję w stosunku do niego, wrażenie, jakie towarzyszy obracaniu i natężaniu oczu dla połączenia ze sobą ich dwóch osi optycznych, należy traktować jako jeden ze sposobów naszego postrzegania odległości. Trzeba przyznać, iż wrażenie to należy właściwie do zmysłu dotyku. Ponieważ jednak pojawia się ono i pozostaje w stałym regularnym związku z odrębnym widzeniem bliskiej odległości (im jest ona bliższa, tym jest ono większe), jest rzeczą naturalną, iż staje się ono jej znakiem i nasuwa ją umysłowi. Że tak jest w rzeczywistości wynika z owego znanego eksperymentu, w którym zawiesza się obręcz boczną krawędzią do oka i następnie mając jedno oko zamknięte próbuje się bocznym ruchem wsadzić do niej koniec patyka. Okazuje się to o wiele trudniejsze do wykonania niż przy obu oczach otwartych, z braku doznania towarzyszącego zbliżeniu lub skrzyżowaniu dwóch osi optycznych.
67. To prawda, iż umysł człowieka odczuwa zadowolenie dostrzegając w naturze proste, regularne i ogólne zasady lub sposoby, dające się sprowadzić do matematyki, jako środki czyniące wiedzę zarazem łatwą i rozległą. Nie wolno nam jednak odchodzić od prawdy i faktów w imię regualrności lub analogii, ani też wyobrażać sobie, iż we wszystkich przypadkach widziane położenie lub odległość przedmiotu muszą nasuwać się na myśl za pomocą tych samych środków. Istotnie przypuszczenie, iż umysł powinien dysponować jakimiś dodatkowymi środkami czy pomocą, by bardziej dokładnie oceniać odległość przedmiotów najbliższych, a co za tym idzie najbardziej nas dotyczących, zgadza się z celami widzenia.
68. Należy także zauważyć, że gdy odległość jest tak mała, że szerokość źrenicy pozostaje w znacznej do niej proporcji, przedmiot wydaje się niewyraźny. Ponieważ zaś niewyraźność tę zauważa się stale, gdy wpatrujemy się w przedmioty znajdujące się tak blisko i wzrasta wraz z malejącą odległością, staje się ona środkiem podsuwania umysłowi położenia przedmiotu. Bowiem idea umożliwia podsuwanie umysłowi jakiejś innej idei, tylko dlatego, że jest często z nią postrzegana. Gdy jedna powiększa się wprost proporcjonalnie lub odwrotnie proporcjonalnie do drugiej, różne wielkości tej pierwszej przywodzić będą na myśl różne wielkości tej drugiej, na mocy takiego nawykowego powiązania i proporcjonalnego wzrostu lub zmniejszenia. Zatem stopniowa zmiana niewyraźności przedmiotu może przyczynić się do ukształtowania naszej percepcji bliskiej odległości, gdy patrzymy tylko jednym okiem. Zaledwie to wystarczy, by wyjaśnić trudność, na którą wskazał doktor Barrow, gdy zgodnie z jego propozycją rozpatruje się tylko jeden widzialny punkt. Gdy rozpatruje się kilka punktów lub podobiznę, o której zakłada się, iż zajmuje rozległą powierzchnię, jej wzrastająca niewyraźność będzie w tym przypadku przyczyniała się wraz z rosnącą wielkością do zmniejszenia jej odległości, która będzie odwrotnie proporcjonalna do nich obu
69. Nasze doświadczenie wzrokowe uzyskujemy nieuzbrojonym okiem. Postrzegamy lub sądzimy na podstawie tego samego doświadczenia, gdy patrzymy przez szkła. Nie możemy jednak we wszystkich przypadkach wnioskować o jednym na podstawie drugiego, ponieważ pewne okoliczności, czy to pominięte czy wprowadzone dzięki szkłom, mogą czasem zmienić nasze sądy, zwłaszcza że zależą one od antycypacji (praenotions).
70. To, co napisałem może służyć jako komentarz do mojej Próby nowej teorii widzenia, i jak sądzę uczyni ją zrozumiałą dla myślących ludzi. W stuleciu, w którym tak wiele słyszymy o myśleniu i rozumowaniu, może wydać się zbędnym zwracać uwagę, jak pożyteczną i konieczną rzeczą jest myśleć, by dojść do właściwych i dokładnych pojęć, by odróżniać rzeczy różne, wyrażać się składnie, a nawet by wiedzieć, co się ma na myśli. Jednak z braku tego możemy stwierdzić jak wielu, nawet obecnie, wciąż popełnia błędy i popada w paralogizmy. Żaden zatem przyjaciel prawdy i wiedzy nie stawiałby żadnych ograniczeń myśleniu ani by do niego nie zniechęcał. Trzeba wszakże przyznać, iż istnieją ogólne maksymy, dorobek wieków i nagromadzona rozumność myślących osób, jakie zastępując myślenie służą za przewodnika lub zasadę wielu tym, dla których z racji braku dbałości o samodzielność myślenia, jest rzeczą stosowną, by kierowała nimi myśl innych. Jednak jeśli ci, którzy mają własne zdanie, lub ktorzy odstępują od powszechnej zasady, bądź ci, którzy uważają że tamci jej hołdują/którzy podporządkowują się jej, nie myślą, cóź o nich należy sądzić? Ponieważ nie usiłuję dokonywać żadnych odkryć, do których ktoś także nie mógłby dojść sam, uznawszy, iż jest to warte jego trudów, muszę stwierdzić, iż bez wysiłku i myślenia nikt nie pojmie prawdziwej natury widzenia i nie zrozumie tego, co na temat napisałem.
71. Nim zakończę te rozważania, nie byłoby może niewłaściwym dodać następujący fragment z Philosophical Transactions, mówiący o osobie, która od dziecka była niewidoma, a po długim czasie sprawiono, iż przejrzała na oczy. "Gdy po raz pierwszy przejrzał on na oczy, tak dalece nie był zdolny do wydawania sądów o odległościach, iż sądził, że wszelkie przedmioty dotykają jego oczu (jak to sam ujmował), tak jak odczuwał, iż dotykają jego skóry. Nie uważał także żadnych przedmiotów za miłe, jak tylko te które były gładkie i regularne, mimo iż nie był w stanie sformułować żadnego sądu o ich kształcie ani określić, co w było takiego przedmiocie, co mu się podobało. Nie rozpoznawał on kształtu żadnej rzeczy, ani nie odróżniał żadnej rzeczy od innej, bez względu na to, jak różne były, gdy idzie kształt czy wielkość. Lecz, gdy powiedziano mu czym są rzeczy, których kształt znał przedtem jedynie dzięki dotykowi, oglądał je dokładnie, by móc je znowu rozpoznać, mając jednak zbyt wiele przedmiotów na raz do poznania, zapominał o wielu z nich. Z początku, jak powiedział, uczył się poznawać tysiąc rzeczy i znowu zapominał o nich w ciągu dnia. W kilka tygodni po operacji oka, zwiedziony obrazami, pytał który ze zmysłów kłamie, dotyk czy wzrok? Nigdy nie był w stanie wyobrazić sobie linii poza granicami tego, co widział. Mówił, iż wie, że pokój w którym się znajduje jest tylko częścią domu, lecz nie mógł sobie wyobrazić, iż cały dom może wyglądać na większy. Stwierdzał, iż każdy nowy przedmiot jest dla niego źródłem nowego zachwytu, a przyjemność tak wielka, iż brakowało mu sposobów, by ją wyrazić".
Zatem te elementy teorii, które zdają się najbardziej odbiegać od powszechnego sposobu pojmowania, zostały we wcale nie najmniejszym stopniu potwierdzone przez fakty i eksperymenty, w wiele lat potem, gdy doszedłem do ich odkrycia drogą rozumowania.
FINIS
Opublikowany w Daily Post-boy, dziewiątego września 1732, a który można znaleźć w Dodatku.
[Chodzi tu o Rights of the Christian Church... M.Tindala z 1706 r. W 1731 r. Tindal opublikował Christianity as old as the Creation... - przyp. wyd. angielskiego].
[Trzeci Earl Shaftesbury (1671-1713), autor Inquiry concerning virtue, 1699, i Moralists (1709), którzy zotali przedrukowani w Characteristics of Men, 1711. Jego system etyczny i poglądy na religię są przedmiotem ostrej krytyki zarówno tu, jak i w trzecim dialogu w Alciphronie. - przyp. wyd. angielskiego]
Moralists, cz.II, § 3.
[Jeden z dwóch wolnomyślicieli w tych dialogach. Alcifron uoasabia Shaftesbury'ego i bardziej oryginalnych oraz konsekwentnych wolnomyślicieli. Ustami Lizyklesa przemawia Mandeville i dyletanci. - przyp. wyd. amg.]
[A Philosophical Dissertation upon Death, composed for the consolation of the unhappy. Przez przyjaciela Prawdy, Londyn 1732, przypisywana A.Radicatiemu (tł. Morgan). - przyp. wyd. ang.]
Próba nowej teorii widzenia, ust. 127, & seq.
Ust. 4.
Supra, ust. 9, 11, 12.
[Główna teza Berkeleyowskiej wstępnej argumentacji skierowanej przeciwko krytykowi, który usiłuje utożsamić przedmiot z nie poznawaną wzrokowo i dotykowo materialną rzeczą, uznawaną za przyczynę naszych wzrokowych i innych dat wrażeniowych. - przyp. wyd. ang.].
Supra, ust. 19.
List, ust. 4.
Teoria widzenia, ust. 38, 78, itd.
[Wskazuje to na tymczasowy charakter stanowiska metafizycznego w Próbie nowej teorii widzenia, gdzie zakłada się, iż przedmioty dotykowe znajdują się na zewnątrz umysłu i zapowiada zarazem pełny immaterializm Traktatu o zasadach poznania. - przyp. wyd. angielskiego].
List, ust. 1 i 4.
Teoria widzenia, ust. 78.
Supra, ust. 14.
Teoria widzenia, ust. 127.
Teoria widzenia, ust. 127.
[Por. "ten pospolity błąd", Traktat o zasadach poznania, ust.44].
Minute Philosopher, Dial.IV, ust.7, 11.
Próba nowej teorii widzenia, ust.144 i 147.
Theory of Vision, ust.127.
Próba nowej teorii widzenia, ust. 41 i 106.
Próba teorii widzenia, ust.99.
Alciphron, or the Minute Philosopher, dial.IV, ust.12.
["Uważane" - to ważne słowo nie pojawiło się w tekście, lecz zostało dodane przez Berkeleya w zestawieniu errata ad fin - przyp. wyd. angielskiego.]
Próba nowej teorii widzenia, ust.144.
Próba nowej teorii widzenia, ust.2.
Próba nowej teorii widzenia, ust. 158
Supra, ust.46.
Próba nowej teorii widzenia, ust.78.
Supra, ust.56.
Próba nowej teorii widzenia, ust.73.
Supra, ust.58.
Próba nowej teorii widzenia, ust.77.
Supra, ust.56.
Próba nowej teorii widzenia, ust.3.
Supra, ust.55.
Próba nowej teorii widzenia, ust.16, 17.
Supra, ust. 39.
Próba nowej teorii widzenia, ust.21.
Tamże, ust.29.
Phil. Transact., Num. 402. [O tym sławnym przypadku donosił p. William Chesseleden, FRS, lekarz Jej Królewskiej Mości i szpitala św. Tomasza. Fragment ten nie jest kompletny ani dokładny. Inne przypadki zostały opisane w Philosphical transactions za rok 1801, 1807, 1826. Szczególnie pouczający jest przypadek przytoczony przez A. C. Frasera, Works, (1901), t.II, s.413, a zaczerpnięty z The Organs of Vision (1858), Nunnely'ego - przyp. wydawcy angielskiego].
4